Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Abukara, uznawszy, że widział wszystko, co było mu do szczęścia potrzebne, odwrócił się i zaczął wracać. Nie spostrzegł więc snajpera, ukrytego zręcznie w oddalonym oknie, mierzącego doń pieczołowicie od kilku minut. Widocznie typ czekał właśnie na ten moment, gdy obaj wojskowi się odwrócą i stracą czujność. Spust został naciśnięty i w kierunku Kiry z ogromną prędkością pomknął pocisk. Uderzył biomecha w plecy i przebił skrzydło wraz z zewnętrznym pancerzem, grzęznąc dopiero w łopatce lub tym co z niej zostało. Szeroka płyta kostna, wzmacniana kompozytami uratowała życie dowódcy oddziału, choć siła uderzenia zachwiała nim potężnie, a lewa ręka straciła swoją zwykłą mobilność. Po raz pierwszy od dawna pół-android mógł poczuć ból i krew opuszczającą jego ciało.
Blondas nie czekał na rozkaz, wytężył wszystkie mięśnie i pociągnął skrzydlatego w bok, do najbliższej uliczki. Towarzyszyły im tam wysuszone zwłoki jakiegoś pechowca, ale dwójka żołnierzy miała teraz inne zmartwienie na głowie, niż anonimowy trup.
Na domiar złego, krążący w powietrzu piach i pył zaczął wtrącać się do komunikacji między grupami.

Psy wciąż ich obserwowały, nie wykonując póki co żadnych agresywnych ruchów. Natomiast niepokojąco wzmagało się szuranie spod ziemi i nie zagłuszał go nawet coraz głośniejszy wiatr. Rosjanin, czując na sobie ciężar spojrzenia Adriana, wskazał oszczędnym ruchem głowy budynek po lewej strone. Po tym jak Kaukaz nadał komunikat do kierowcy, dało się słyszeć – przez komunikator i poza nim, strzały, krótkie, oszczędne serie. Po kilku minutach ujrzeli Hirose, wycofującego się z pobliskiego budynku. Mierzył karabinem w ciasny prostokąt drzwi, nie reagując na żadne słowa Kaukaza. Dopiero po chwili zrozumieli, dlaczego. W kilka sekund na otwarty teren ulicy przecisnęła się przez wejście ogromna, metrowej długości mrówka. Za nią następna. I następna. Kierowca nie czekał, tylko otworzył doń ogień. Radiotelegrafista dał nura do środka transportera, porzucając naprawę anteny, Rosjanin zerwał się i krzywiąc się z bólu dopadł gniazda CKM, celując w środek roju.

Kira - uszkodzone lewe skrzydło, postrzał w lewą łopatkę, krwawienie, lekki niedowład lewej ręki
Komunikator nie działa poprawnie - z każdego słowa usuwajcie co czwartą literę, a z każdej wypowiedzi usuwajcie co piąte słowo
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wspominał już, że miał dziwne przeczucie, że zniknięcie kierowcy i dziwne dźwięki wydawały mu się ze sobą powiązane? Tak. To idealnie. Bo ledwo nadał komunikat do kierowcy, ledwie zdołał usłyszeć uwagę Monday, jak również - ledwie zdołał przenieść wzrok w kierunku miejsca w którym rzekomo udał się kierowca to posłyszał strzały i dostrzegł wielkie zmutowane mrówki. Tak, jakoś wcale go to nie zaskoczyło.
-  Shieeeeet. - Syknął, spolszczając to adekwatne do sytuacji słowo. - Mamy problem ze zmutowanymi mrówkami. - Zakomunikował Kirze, lecz szum w urządzeniu zasygnalizował mu, że ten niekoniecznie musiał go odebrać. - Skrzywił się - Pod transporter, Mizuyama chowaj się. - rzucił by zaraz potem wyciągnąć z kabury AJTa i posłać kilka strzałów w znajdującą się najbliżej niego mutanta. Nie prowadził ciągłego ostrzału. Celował raczej w te, które jakimś cudem przetrwały morderczą serii z CKM-u i podeszły niebezpiecznie blisko. Niepokojąca było jednak to, że ciągle napływały. Jeśli tendencja ta się utrzyma...To szybciej skończy nam się amunicja niż wyjdziemy z tego cało.
Był to fakt i jeśli faktycznie po zabiciu kolejnych pięciu-sześciu stworzeń wciąż było ich więcej...Trzeba było zacząć działać.
- Sprzęt, bierz ze sobą wszystko co niezbędne do skomunikowania się z bazą. - Zwrócił się do radiotelegrafisty i nie interesowało go to, jak on to zrobi - po prostu miał wykonać rozkaz. Jeśli wiązało się to z potrzebą odkręcania uszkodzonej anteny - niech to robi. Jeżeli musiał potem to upchać po kilku plecakach - niech upycha. Jeżeli sprzęt był uszkodzony - chuj z tym, niech bierze narzędzia na garba, naprawi go w bardziej sprzyjających warunkach. - Weź Mizuyamę, niech ci pomoże. Bierzcie też wodę, amunicję, wszystko co pozwoli nam przetrwać 1-2 doby. - Dopóki tego nie zrobią on z chłopakami postara się ich osłaniać wszystkim co ma. W międzyczasie, gdy miał tylko możliwość rozejrzał się za burkami, które chwilę wcześniej tu krążyły i nad możliwymi drogami wyjścia. Z nadzieją spoglądał na stare klatki schodowe czy inne przejścia posiadając drzwi, którymi można byłoby się odciąć od robali i zniknąć im z oczu nim je sforsują.
Musieli się stąd ewakuować - to było pewne. Skoro były tu mrówki to gdziekolwiek w okolicy by się nie rozstawili spotkaliby ten sam problem. Transporter był bowiem dla nich niczym kostka cukru wepchnięta w mrowisko. Problem polegał na tym, że nigdzie poza nie udać się nie mogli z powodu burzy piaskowej. Utknęli tu, lecz tak długo, jak byli żywi i mogli liczyć na łączność nie byli wcale w takiej czarnej dupie. Byle tylko Kira zdążył wrócić tak, jak zapowiadał i wspomóc ich nim brygada się nie załaduje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaklął siarczyście, gdy pocisk przeszył jego bark, ale się nie zatrzymał. Mimo dużej siły uderzenia zdołał utrzymać się na nogach i schować między budynkami. Skrzywił się i odruchowo złapał za ramię po zranionej stronie ciała. Zwolnił na jakiś czas, ale się nie stanął w miejscu.
System, w jak złym stanie jestem?
Uszkodzone lewe skrzydło. Pocisk utknął w okolicach łopatki. Możliwe problemy z używaniem lewej ręki. Krwawienie.
Cholera. Nie mógł trafić w jakiś czysto mechaniczny fragment ciała? Kurwa, jak dawno nie krwawiłem.
Zatrzymywanie się teraz i próba zemszczenia się na snajperze nie miała sensu. Wróg mógł znajdować się nawet i dwa kilometry od Abukary. Na pewno był oddalony od skrzydlatego o ponad pół kilometra, bo wtedy skanery by go wykryły. Próby ścigania go były więc bez sensu.
Po pokonaniu kilkunastu metrów, usłyszał kolejny sygnał z krótkofalówki, niestety mało co z niego zrozumiał. Mógł się tylko domyślać, że mają jeszcze większe kłopoty niż zakładali.
Kolejne przekleństwo i dalszy bieg przez zaciśnięte zęby. Mechaniczna część Kiry robiła co mogła by jakoś poradzić sobie z uszkodzeniami, jednak bez systemu samo naprawczego nie była w stanie zdziałać cudów. Mogła jedynie zacząć pompować adrenalinę i środki znieczulające by zminimalizować negatywne skutki działania na organizm. Niestety, na mechaniczne uszkodzenia nic nie dało się jak widać poradzić bez ingerencji osób trzecich. Trudno, będzie musiał jakoś sobie poradzić w takim stanie.

Jeśli zdołał już dotrzeć do reszty i dostrzegł mrówki, to zaczął do nich strzelać, kierując się ostrożnie w stronę pakujących się towarzyszy.
- Zostawić was na chwilę samych - burknął, zwijając swój plecak i zawieszając go na zdrowym ramieniu tak, by w niczym mu nie przeszkadzał.
- Ewakuujemy się ze sprzętem - rzucił jakby na potwierdzenie wcześniejszych rozkazów eliminatora. Dzięki temu można było mieć pewność, że rozumieją się co do planu na najbliższe kilka minut, a na dłuższe wyjaśnienia nie było teraz zdecydowanie czasu.
Osłaniał pakujących sprzęt, dopóki wszyscy nie byli gotowi do ucie... taktycznego odwrotu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zachciało się wycieczki w Desperację, co Mizuyama?
Oj niech tylko wrócą cali do Miasta, a dorwie tego całego generała Vipera i rozkwasi mu nos za wspaniały pomysł wysyłania dziecka poza mury. I co on sobie myślał? Że pozostali nie będą mieli nic lepszego do roboty, więc będą mogli zajmować się jej bezpieczeństwem? Dobre sobie. W tej chwili każdy musiał zadbać o siebie, a jak widać było o co. Z jednej strony zmutowane mrówy, z innej nieznany, ludzki napastnik, a do tego gdzieś tam krążyły dzikie psy. Miała tego wszystkiego już powyżej uszu. Robota biurowa rzeczywiście pasowała jej o wiele bardziej od tego burdelu.
Rzuciła się wgłąb transportera, dopadając zaraz w pobliże radiotelegrafisty. Liczyła na to, że mężczyzna okaże się pomocny i wskaże jej położenie wszystkich rzeczy, które miała mu pomóc zgromadzić. W końcu halo, to ona tu była pierwszy raz na wyprawie i nie musiała mieć pojęcia o tym, gdzie co jest. Na szczęście miała też trochę fotograficznej pamięci, więc nie musiała o wszystko pytać. Starała się uwijać z pracą jak najsprawniej, podczas gdy zadaniem innych było odpieranie ataków z zewnątrz. Była jak najbardziej za zwinięciem się z tego miejsca, ale z drugiej strony nie napawała ja optymizmem perspektywa ucieczki. Znów będzie pewnie tylko zawadzać. Założyłaby się o wszystko, że będzie pierwszą ofiarą śmiertelną na tej wyprawie i pierwszą w historii S.SPEC służącą o tak żałosnym końcu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niestety, zignorowanie zagrożenia w postaci snajpera nie jest bezpieczne, a skoro Kira nie dał nura w boczne uliczki, jak próbował go do tego nakłonić Blondas, zabawa mogła się skończyć tylko w jeden sposób. Świstem przecinającego powietrze pocisku i mokrym plaśnięciem kawałków mózgu o poorany kulami asfalt. Tak. Szare komórki jasnowłosego żołnierza przyozdobiły okolicę o promieniu pięciu metrów, w tym również skrzydlatego. Upaprany krwią, musiał wreszcie zareagować. Trzeciego ostrzeżenia chyba już być nie mogło.
Jednak odległość, dzieląca go od transportera była zbyt wielka, by dało się ją tak szybko przebyć, nawet w linii prostej.

A przy transporterze sprawa zaczynała przybierać rozpaczliwy obrót. Mrówki ginęły pod maszynowym gradem ołowiu, mimo pancernych cielsk, ale wciąż ich przybywało, ich napór stawał się powoli nie do zniesienia. Było ich o wiele za dużo jak na zwykła kolonię i zwykłe mrówki.
Radiotelegrafista wynurzył się na chwilę na zewnątrz pojazdu i szybkim ruchem odkręcił antenę. Na niemą prośbę Monday, pokazał szerokim krążeniem ręki wszystkie narzędzia w transporterze.
- Zbierz to do jakiegoś plecaka, nie musisz ich układać. – rzucił szybko i zaczął coś majstrować przy odbiorniku. Dokręcał obudowę czy coś w tym stylu. Mizuyama nie miała czasu nad tym się zastanawiać, musiała się nieźle namęczyć, żeby wcisnąć cały sprzęt do torby leżącej nieopodal. Zanim się uporała, Radio (Radek) już czekał na nią.
- Szybko, nie ma czasu – i wybiegł na zewnątrz.
Tymczasem Kaukaz rozpaczliwie szukał dostępnych opcji taktycznego odwrotu, rozglądając się dookoła. Znajdowali się kilkanaście metrów od skrzyżowania, będącego z tyłu transportera. Po prawej stronie znajdował się wiadukt nad zdezelowanym torem kolejowym, dalej zagłębiający się w garść domów jednorodzinnych. Z lewej strony widać było duże zabudowania, sugerujące mały kompleks fabryczny lub coś, co go przypominało. Z tyłu była po prostu ulica z jakimś supermarketem Fiesco, przedszkole, kawiarenka, sklep odzieżowy, gabinet okulisty. Takie nieduże, piętrowe budynki. Dookoła drużyny były już większe, dwu, trzypiętrowe. Jakiś sklepik w kamieniczce, gabinet kosmetyczny, cukiernia. Żadne z nich nie wyglądało na dogodne schronienie. Może to przez szerokie witryny, które nie sprzyjały obronie. Tu i tam wiły się poboczne i równoległe uliczki, między budynkami. Czasami prowadzące po prostu w ślepy zaułek.
No i był też kościół. Stary, bo stary, nadgryziony zębem czasu już niejednokrotnie, widać przez to, ze uzębienie Czasu jest w dobrym stanie, ze staromodną wieżyczką ponad główną bryłą.
Od biedy nadałaby się również stacja metra, do której wejście widniało nieopodal. Tylko, że trzeba było ominąć cztery burki, które skończyły już obszczekiwać się nawzajem, ale wciąż nie były do końca wrogie. Po prostu patrzyły.
- Co teraz? - zapytał Radek Kaukaza.

Blondas nie żyje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Spierdalamy. - Odpowiedział rzeczowo, spoglądając jeszcze raz ukradkiem na wejście w którym jakiś czas temu zniknął skrzydlaty. Nie mieli czasu ani możliwości dłuższego czekania. Od momentu w którym Kira powierzył mu tych ludzi stanowili priorytet. Kira, ty blaszany kutasiarzu.
- Wycofujemy się do tamtego kościoła. Jurij! Złaź, pomóż im się zabrać i prowadź. - Nie zamierzał wysyłać przodem telegrafisty ani Monday. W tym momencie były to szklane figurki. Wyjątkowo cenne, a wygrzebanie się z CKMu nie trwało sekund. - Słyszysz Kira? Zrobiło się gorąco. Wypierdalamy stąd do Kościoła na południu. - Nadał jeszcze skrzydlatemu, mając nadzieję, że ten będzie w stanie coś wyłuskać z  wiadomości o ile te do niego dochodziły. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, że stracili  łączność. W końcu nie odnotował żadnych informacji zwrotnych ze strony Kiry. Następnie gdy tylko Juriji opuścił transporter i ruszył, Adrian wraz z Kierowcą dołączyli go nich, gdy tylko temu drugiemu skończył się magazynek - czyli bardzo szybko. Polak zamykał pochód i jeśli zmutowane stworzenia nie zainteresowały się na dłuższą metę pojazdem pozwalając im na bezpieczne oddalenie się to cisnął w nie granatem.
Biegli w obranym kierunku. Eliminator nie zamierzał ciągnąć ich w osiedla czy stację metra. Brnięcie w podziemia, gdy w koło pleniły się mrówki nie było najrozsądniejsze. Poza tym gówno wiedzieli. Potrzebowali rozeznania w terenie nim wizje przysłoni im nieubłaganie zbliżająca się burza piaskowa. Wizję, którą posiadał przeciwnik - z tego względu, Adrian chciał ograniczyć czas w którym mieliby przebywać na zewnątrz. Zaserwowani na złotej tacy niczym danie główne. Tja.
Gdy dobiegli do budynku, a drzwi nie dały się otworzyć to polak mało delikatnie je posmyrał sobą - czyt. wyważył.
- Nisko, przy ścianach. Jurij pilnuj ich. NISKO. - Pacnął ręką Monday, jakoby jej głowa była guzikiem. Był w tym momencie na jej punkcie nieco przewrażliwiony. Dzieciak, praktycznie cywil...miał powody. Wyczulił więc wszystkich na ostrożność, gdy zatapiali się w głównym pomieszczenia. Na zewnątrz było niebezpiecznie, lecz wewnątrz nieznanego również. Sam wszedł ostatni. Przykucnął trzymając w dłoni poręcznego AJITa, a drugą przytrzymywał klamkę dopóki kierowca nie pomógł ich jako prowizorycznie zastawić. W między czasie rozglądał się już pobieżnie po wnętrzu budynku, a jeżeli główna sala była bezpieczna oraz wiedzieli, że zza pleców ich już nikt nie zaskoczy, będąc pochylonym przemieszczali się w kierunku zakrystii wzdłuż ścian. To bowiem właśnie tam przeważnie znajdowała się druga para drzwi, którą można było wejść i wyjść o Domu Bożego. Trzeba było zbadać każde pomieszczenie i zabezpieczyć każde wejście i wyjście. Tylko wówczas mogli czuć się względnie bezpiecznie na tyle by móc dywagować na dalszym planem działania. Jeśli budynek okaże się bezpieczny zacznie rozglądać się za wejściem na wieżę kościoła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie kazała czekać na siebie ani chwili. Od razu rzuciła się w kierunku wskazanym przez radiotelegrafistę i zaczęła sprawnie zgarniać potrzebny sprzęt do leżącej nieopodal torby. Upakowała co się dało możliwie najrozsądniej, tak by nie narazić niczego na doszczętną destrukcję. Ledwie pozapinała plecak ze wszystkich możliwych stron, gdy Radek powrócił od swojej roboty. Za nim wybiegła z transportera, starając się trzymać możliwie blisko mężczyzny i nie zostawać w tyle. Poza tą dwójką do ucieczki przyłączyli się również pozostali. Nie miała nawet czasu obejrzeć się i sprawdzić, czy wszystkim udało się wydostać. Zresztą nie do niej należał ten obowiązek; miała tylko wykonywać polecenia i nie dać się zabić, z czego drugie zadanie stawało się z chwili na chwilę coraz trudniejsze. Pociski snajperskie, gigantyczne mrówki i dzikie psy to pierwsze i ostatnie wrażenia, jakie zapamięta ze swojej wycieczki w Desperację. W myślach przysięgała sobie, że jeżeli przeżyje to szaleństwo, nigdy więcej w życiu nie da się wysłać za mury.
Szczęśliwie dla siebie i pozostałych, nie zaniedbywała jak do tej pory treningu fizycznego. Tylko dzięki temu nadal nadążała za żołnierzami, zmierzając w kierunku kościoła. Posłusznie schyliła się, biorąc na wzór pozostałych. Przemieszczanie się w takiej pozycji było trudniejsze, ale przynajmniej trochę bardziej bezpieczne. Skrzywiła się, czując dłoń Polaka na swojej głowie. Że tez nie umiał utrzymać rąk przy sobie!
Powinnaś go walnąć, ale nie masz odwagi, dzieciaku.
Pominęła ten incydent milczeniem i wraz z resztą drużyny zaczęła się przemieszczać wzdłuż ściany, czujnie rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu. Licho wie, co mogło tam siedzieć i jakie jeszcze mogły ich czekać zagrożenia. Naprawdę miała już tego wszystkiego dość, a przecież to dopiero początek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kira usłyszał kolejny strzał i zaraz potem zobaczył, jak truchło przydzielonego mu żołnierza pada na ziemię.
Bomba, debil nawet nie umiał usunąć się z linii strzału.
Skrzywił się, ale nie zatrzymał przy zwłokach, które jeszcze przed chwilą były pod jego rozkazami. Nie było czasu, ani nie czuł takiej potrzeby, bo co niby mógł zrobić? Wygłosić jakiś durny monolog? A może zgarnąć ciało by pochować je w Mieście? Nie było na takie bzdety czasu. Wolał zamiast tego martwić się żywymi.
Biegł dalej, osłonięty przed snajperem przed zniszczone budynki, cały czas uważając, by się nie wychylić, tak jak zaczął to robić od chwili, gdy jego ramię przeszył pocisk. Wbrew pozorom jego program potrafił w miarę oszacować trajektorię lotu pocisku i założyć, kiedy dobry snajper jest w stanie strzelić. Nie postrzelił go wcześniej? To znaczy, że nie mógł. Ociąganie się wtedy nie miałoby sensu.
Tak więc w skrócie, biegł dalej w stronę towarzyszy poza linią strzałów, z której się wcześniej usunął.

// Jeśli MG musi, to niech uzna, że to "poza linią strzałów", to boczne uliczki. Ja dochodzę do wniosku, ze nie zrozumiemy się co do scenerii.
// Raczej nie mam tu na razie zbyt wiele do napisania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mapka bardzo poglądowa. Proporcje nie zostały zachowane.

Kościół wyglądał jak przedstawiciel stylu neo-gotyckiego, sklepienia krzyżowo-żebrowe, rozbita rozeta nad wejściem, wysmukłe kolumny podtrzymujące strop i oczywiście, kąty ostre. Były wszędzie, witraże przypominały zaostrzone groty strzał niż okna, żyrandole straszyły mnóstwem ornamentów i niebezpiecznymi krawędziami. Były ciężkie, żelazne, w każdej chwili groziły upadkiem i pewną śmiercią. Trzy z nich faktycznie upadły już i połamały siebie oraz położoną na podłodze glazurę.
Długie rzędy drewnianych ławek ciągnęły się aż do ołtarza, ale majestat tej instytucji został zdecydowanie splugawiony przez żerujące korniki. Wiele rzędów obróciło się już w trociny, główny punkt kościoła także nie wyglądał najlepiej. Drzwiczki od tabernakulum były dawno wyrwane.

-------------------------przeszukiwanie------------------------------

Drzwi na lewo od centrum kościoła prowadziły do zakrystii. Znajdowało się tam parę zniszczonych szaf, jakaś komoda, ławki i wieszaki. Wewnątrz szaf nie było już ornatów ani złotych kielichów mszalnych, ani nawet wina.
Lewe drzwi prowadziły do jakiejś graciarni, widocznie składowali tu wszelakie ozdoby, potrzebne do obrzędów. Na nich, umościwszy sobie legowisko szmatami, leżało wilkopodobne stworzenie. Obecność intruzów skwitowało jedynie leniwym podniesieniem oczu. Na prawym boku miał wypalony jakiś znak, ale Adrian nie był w stanie dobrze go rozczytać z bezpiecznej odległości.
No i  były tam też schody na górę.

Mapka dla Kiry, też nie zachowałem proporcji.


Kira musiał skręcić w boczne uliczki, by schronić się przed snajperem. Były kręte i często się rozwidlały, ale komputer wytyczał mu trasę zgodnie z zapamiętanymi danymi. Problem był taki, że ta technologia oparta była o system GPS, który mógł poważnie szwankować w warunkach burzy piaskowej. A tę było już czuć w powietrzu od dobrej chwili. Wiatr przestał delikatnie rosnąć – kurz, piach, śmieci, małe graty, zaczęły wzlatywać w powietrze z dużą prędkością, napór wiatru nie był dostatecznie silny by przewrócić biomecha, lecz znacząco utrudniał pochód.
Podczas biegu Kira mijał takie szyldy jak: antykwariat, optyk, kwiaciarnia, cukiernia, fryzjer, naprawa komputerów, zegarmistrz.
Droga powoli przestawała prowadzić go bezpośrednio naprzód, zaczęła delikatnie odbijać w prawo. Znajdował się już na jakiejś większej ulicy, ale to chyba nie była tamta. Wyjście na bardziej otwartą przestrzeń spowodowało zdezorientowanie systemu, który odmówił współpracy. Nie wspominając już o wirujących wściekle odłamkach witryn, kawałkach gruzu i piachu nawianego z pustyni. Najlepiej dla Abukary byłoby schronić się gdzieś.
Daleko po lewej widział stację metra, przed sobą kilka sklepów i jakąś kamieniczkę, po prawej stronie widniał miejski rynek czyli raczej nie to, co szukał. Chociaż na rynku ujrzał ratusz, więc kto wie?
Oczywiście komunikacja padła dokumentnie, Kira usłyszał tylko komunikat wzywający jego imię i nic poza tym.
Gdzieś w pobliżu usłyszał kroki, pomimo wycia wiatru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Drzwi na lewo od centrum kościoła prowadziły do zakrystii, która na chwilę obecną prezentowała się niczym rupieciarnia. Nie miało to dla eliminatora większego znaczenia. Omiótł wzrokiem jej wnętrze pobieżnie by ostatecznie utkwić ślepia w drzwiach wyjściowych.
- Jurij, zostajesz tu w przejściu i będziesz zabezpieczał. Jeśli coś ludzkiego się pojawi to pamiętaj - strzelaj by nie zabić, chyba, że nie będziesz miał wyboru. Potrzebujmy informacji. - Nakazał Rosjaninowi, któremu bezruch dobrze zrobi. Polak ciągle pamiętał o jego żebrach. Poklepał go na odchodne po ramieniu. W tym momencie mogli być pewni, że jeżeli cokolwiek wejdzie to będą o tym wiedzieli. Jedne drzwi były wszak przyblokowane ławą, przy kolejnym możliwym wyjściu postawili czujkę, a sala główna była pusta. Można więc było już powoli mówić o względnym bezpieczeństwie i świadomości, że raczej nic ich nie zaskoczy. Prócz oczywiście tego, co już mogło czaić się w murach kościoła. A propo tego...
- Cudnie, kurwa...- Sapnął pod nosem, gdy za prawymi drzwiami dostrzegł wylegującego się na posłaniu psa. Zwierzak, wyraźnie zdający sobie sprawę z tego czym jest człowiek. Nasuwało się więc pytanie - czy właściciel jest miłośnikiem natury i znajduje się na zewnątrz coby doświadczać burzy piaskowej na własnych spojówkach czy też wewnątrz. Adrian ponadto poważnie wątpił, ze zwierzakowi dziarę zrobił fenek, czy czym tam to psisko było umazane. Przyjrzy się później lub zrobią to inni.
- Pilnujcie futrzaka i siebie. Zrobi się agresywny to go wyłączcie. - Poinstruował  gromadkę półszeptem, sugerując tym, jak i wymownym spojrzeniem by postarali się zachować względną ciszę. Pies nie wydawał się niebezpieczny. Adrian profilaktycznie by go odstrzelił, lecz nie chciał hałasować. Przynajmniej dopóki nie zbada "góry". Jeśli ktokolwiek się tam znajdował to wolał go niepotrzebnie nie informować. O ile ten ich wcześniej nie dostrzegł lub nie usłyszał.
Polak zostawił więc Monday, telegrafistę oraz kierowcę w drzwiach i trzymając w dłoni AJITa ostrożnie zaczął wchodzić po schodach. Nie martwił się przesadnie o trójkę. Byli w końcu uzbrojeni. Minął więc czworonoga i sam starał się skupić na zachowaniu względnej ciszy, gdy to ostrożnie i metodycznie piął się ku górze.

| mapka
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cały czas posłusznie trzymała się nisko - tak jakby już nie była wystarczająco malutka - i przy tym rozglądała się uważnie, nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale też trochę z ciekawości. W końcu całe dotychczasowe życie spędziła w nowoczesnym i nieskazitelnie pięknym M-3, więc siłą rzeczy podobne miejsca robiły na niej wrażenie. Na wpół zachowany budynek kościoła, ledwo trzymające się ruiny potrafiły być tak interesujące, że trudno jej było oderwać wzrok od tego obrazu śmierci i zniszczenia. Leżące na podłodze żyrandole, wybite witraże: wszystko to musiało wyglądać bardzo pięknie nim ta okolica obróciła się w gruzy.
Niestety, to nie była wycieczka krajoznawcza. Udało im się przedostać dalej, gdzie niespodziewanie natrafili na wylegujące się w pieleszach spore zwierzę. To, że nie rzuciło się natychmiast na grupkę uciekinierów z pola bitwy, było jednocześnie szczęśliwe i niepokojące. Bo niby czemu taka bestia nie miałaby upatrzyć ich sobie na lunch? Coś tu było nie w porządku i pewne jak dwa razy dwa cztery, że nie powinni zwierzaka spuszczać z oczu nawet na chwilę.
Skrzywiła się do odchodzącego eliminatora. Oczywiście musiał przykozaczyć i iść na górę sam, zostawiając trójkę pozostałych do pilnowania jednego durnego wilczura. Miała przykre przeczucie, że za samotne łażenie w nieznane Polaka jeszcze spotka kara od losu, ale nie wypowiedziała tego na głos. I tak by jej nie posłuchał, a zdenerwowanie go prowadziło tylko do gorszych rozwiązań. Wjechanie mu na ambicję zdecydowanie nie byłoby w tym momencie rozsądne.
Stąd też wcisnęła się między telegrafistę a kierowcę i z własną bronią w ręku zaczęła się rozglądać dookoła, ze szczególnym uwzględnieniem zwierzęcia. Dzięki dokładności sztucznego oka mogłaby być w stanie zobaczyć więcej niż towarzyszący jej mężczyźni, więc powinna pozostać czujna. W takim miejscu, jak to, dodatkowe ułamki sekund na reakcję mogły uratować życia im wszystkim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach