Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.05.15 21:09  •  Nowy w jednostce [Kaukaz & Monday] Empty Nowy w jednostce [Kaukaz & Monday]
Kaukaz zaraz po przybyciu do jednostki, odbębnieniu kilku istotniejszych procedur został skierowany do swojego gabinetu gdzie miał spędzić prawdopodobnie najbliższy tydzień zanim nie przydzielą mu normalniejszego lokum. Gabinet nie był duży. W jego głębi mieściło się burko z komputerem oraz bajeranckim krzesłem, a na ścianach wisiały półki na segregatory i papierki. Bliżej wyjścia można było dostrzec nieco wymęczony już przez życie, niewielki regał gdzie bytował czajnik elektryczny i kilka kubków, a na przeciwległej ścianie znajdowała się kanapa. Kaukaz mrużąc swe ślepia zlustrował wątpliwej żywotności "łoże", lecz tego dnia był zbyt zmęczony by jakkolwiek wybrzydzać. Zrzucił dość spora, czarną, jedyną torbę jaką posiadał na podłogę. Odrzucił też but, zresztą, podobny los spotkał wojskową marynarkę by koniec końców, ostatecznie Polak mógł rzucić się w objęcia kanapy, której eko skóra skrzypnęła lubieżnie pod jego ciężarem. Czad.

Obudziły go dźwięki kroków na korytarzu. Pora była nieludzka, lecz nie dla wojskowych, którzy już co najmniej od godziny uwijali się jak mrówki. Adrian chcąc nie chcąc podniósł się do pozycji siedzącej czując nieprzyjemny ból w karku i gdzieś na długości pleców. Przed pójściem spać wiedział, już, że to właśnie tak się skończy, no ale cóż...Niczym zombie dociągnął się do czajnika, który był pusty.
- Kurwa... - Warknął w swym ojczystym języku. Nie ma co, pierwszy dzień na obczyźnie zapowiadał się nad wyraz urokliwie. No ale nie dramatyzujmy. Adrian jako duży chłopiec wziął czajnik i po prostu wyszedł na korytarz poszukując jakiegoś źródła. Tak, wyszedł w samych skarpetkach, wymiętolonych, mundurowych spodniach, koszuli będącej w jeszcze gorszym stanie, włosach przeciągniętych ręką, worami pod oczyma z niewyspania i miną w stylu "Skomentuj, a następnym razem to ja skomentuję sentencję na twoim nagrobku". No ale, nie oceniajmy od razu książki po okładce~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Idź sobie znaleźć coś do roboty, żadnego obijania się w dniu pracy.
No niby tak, ale łatwo im mówić. Mają konkretne obowiązki i zadania, wiedzą czym się zająć, to i mogą w jakichś luźniejszych chwilach zająć się czymś na przyszłość, coś dopracować, czy inne takie. Ha, ale co wtedy, gdy się jest od wszystkiego? Ot, tak wymyślić sobie jakieś zadanie nie jest wcale łatwo, skoro w gruncie rzeczy robi wyłącznie to, co się jej poleci. Nikt niczego nie kazał, to i nie ma nic do zrobienia, toć to prosta zależność! Wygląda na to, że jeżeli jesteś od wszystkiego, to tak naprawdę jesteś do niczego. Ech, a zapowiadał się taki piękny dzień!
Krążyła po budynkach od cholernej piątej rano, dokładnie tak, jak zwykła to robić codziennie. Zazwyczaj już po chwili wpychano jej jakąś pierdołowatą rólkę w stylu "Idź no mi do sklepu po pączki do kawy"... ale nie tym razem. No po prostu nic a nic. Szlag człowieka trafia! Z jednej strony chcą, żebyś się nie leniła, z drugiej - robią wszystko, żeby twoim jedynym zajęciem było snucie się po korytarzach.
Jakiś nowy przyjechał, idź i zobacz, czy mu nie trzeba z czymś pomóc.
No nareszcie! Cokolwiek! Przynajmniej teraz spacer przez budynki miał jakiś konkretniejszy cel. Wprawdzie wątpiła, czy ten pewnie stary chłop, jakiś wojskowy, w ogóle będzie od niego czegokolwiek potrzebować, jednak już lepsze to, niż kompletne nic. Miał się znajdować w przydzielonym mu gabinecie, toteż tam właśnie ruszyła. Ciekawe, co to w ogóle za koleś. Ponoć z M-6, a więc może nie będzie go trudno rozpoznać. Ponoć ludzie z dawnej Polski są naprawdę dziwni, ale że Risu nigdy nie była tam osobiście, to mogła tylko filtrować wiedzę z plotek. No cóż.
Nie trwało długo, aż natknęła się na osobnika, który wyraźnie w jakimś celu błąkał się po korytarzu. Z czajnikiem w ręku. Z ubiorem w stanie kompletnego rozpirzu.
No, jeżeli to ON, to nieźle się zapowiada.
Bez względu na to, czy właśnie do tego pana ją posłano, czy też nie, postanowiła się zainteresować. W końcu istniało duże prawdopodobieństwo, że udało jej się trafić na nowego, a nawet jeżeli nie, to przecież ten facet też może czegoś od niej chcieć. Wszyscy zawsze chcieli czegoś od Monday, albo żeby coś robiłą, albo żeby nie wchodziła w drogę. A ten? Przekonamy się.
- Przepraszam, pomóc w czymś może? - trochę niepewnie, ale uprzejmie zagaiła do mężczyzny, gdy tylko znalazł się w odległości odpowiednio bliskiej do rozmowy i odpowiednio dalekiej, by nie spowodować u Mizuyamy odruchu obronnego. A teraz czekamy na rezultaty. Może jej nie przywali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Adrian przeniósł wzrok z mijanych drzwi na niewysoką osobę zwracającą się do niego z naprzeciwka.
- Szukam wody. - Odruchowo wyciągnął lekko przed siebie pusty czajnik elektryczny, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że odpowiedział jej po polsku i o ile on ją zrozumiał o tyle ona go chyba już niekoniecznie. Cóż...świadomość tego sprawiła, że wolną rękę przyłożył do twarzy i przeciągnął po całej jej długości marudząc coś do siebie. Próbował przywrócić siebie do jako takiego porządku, rozbudzić się. Chrząknął. Spróbujmy jeszcze raz...- Proszę mi wybaczyć, ciężka noc. - Poprawił włosy i spoglądał z góry na dziewczynę. Mimo wszystko różnica wzrostu między nimi była znaczna. - Szukam wody i do tego pewnie zaraz będę rozglądał się za jakąś kawą...Gdzie tego szukać? Macie tu jakiś automat? stołókę? Jakiś pokój z mini aneksem czy wszystko trzeba organizować sobie we własnym zakresie? - W jego japońskim dało się wyłapać wyraźny, zagraniczny akcent, a jego słowiańska uroda jedynie potwierdzała przypuszczenia, że rodowitym mieszkańcem M-3 to on ni jest. Cóż...do tego wszystkiego pomimo dresowatego wyglądu i aury problemów nie zapowiadało się by zaczął chodzić po jednostce i wypytywać o problemy innych. Jak na razie miał trochę własnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z początku spojrzała na nieznajomego z lekkim zaskoczeniem. Ona sama wyraziła się w języku japońskim, jednak odpowiedzi udzielono w wybitnie obcej mowie. Kolejny argument ku udowodnieniu, iż mężczyzna rzeczywiście jest nowo przybyłym wojskowym z Polski. Monday nie miała szczególnego pojęcia o dialektach z dalekiej Europy, a więc po tym jednym, krótkim zdaniu i tak nie byłaby w stanie odgadnąć narodowości mówiącego. Ale! Trzymał w ręku czajnik, co sugerowało, że poszukuje jakiegoś źródła wody.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała uprzejmie, spoglądając z dołu na swego rozmówcę. No, dzieliła ich wysokość głowy, co na dłuższą metę mogłoby spowodować lekki ból szyi. Splotła dłonie z przodu ciała, spokojnie słuchając, co też trapi wysokiego pana. Na sam koniec kiwnęła głową i lekko się uśmiechnęła.
- Niedaleko jest wspólna kuchnia. Proszę za mną, pokażę drogę. - Subtelnym ruchem dłoni zachęciła do pójścia swoim śladem, po czym skręciła w jeden z korytarzy, upewniając się oczywiście, że mężczyzna z czajnikiem nie będzie stał w miejscu jak jakiś ciołek. No cóż, za rękę go prowadzić nie będzie; ale chyba głupi nie był, w końcu zaoferowała mu pomóc.
- Nie jest pan japończykiem, prawda? - zagaiła, mając nadzieję, że to pytanie nie okaże się być dla nieznajomego zbytnio godzącym w sprawy intymne. Nie przesadzajmy, w końcu i tak już sam się zdradził, miała prawo być ciekawa. I trzeba korzystać z tego czasu, kiedy nic nie zdążyło dziewczyny przestraszyć, bo może się zdarzyć, że stanie się o wiele mniej rozmowna. A przecież miła pogawędka zawsze w cenie, nieprawdaż?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zgodnie z jej sugestią przemieszczał si za jej drobną osobą. Dzięki skarpetkom na nogach poruszał się niemal bezszelestnie. Rozglądał się jednocześnie starając zapamiętać się drogę. Czuł jednocześnie, jak powoli wracał do życia choć nieprzyjemny ból w karku ciągle się utrzymywał. Wola ręka mimochodem zaczęła masować obolałe miejsce.
- Skąd ten pomysł Sherlocku? - Przekręcił głowę nieznacznie w bok i spojrzał na wędrującą przed nim dziewuszkę z politowaniem. Pytanie wydało mu się skrajnie głupie i zasługiwało w jego przekonaniu na równie wybitną odpowiedź. Czy on bowiem wyglądał na Japończyka? Mówił, jak Japończyk? Sprawa w jego przekonaniu wymagała bardziej wyszukanego i wyczerpującego komentarza, lecz Polak postanowił jedynie ciężko wzdychnąć i puścić gafę brunetki w niepamięć. Był tu w końcu dopiero pierwszy dzień, należał się więc tutejszym jakiś okres ochronny.
- Nie, nie jestem Japończykiem. Jestem Polakiem. Przybyłem wczoraj do jednostki i właściwie przydałoby mi się wiedza na temat tego do kogo powinienem się zgłosić po jakieś informacje. Nie mam pojęcia co, gdzie i jak, a nikt też nie pokwapił się jeszcze do mojego "bajecznego lokum" by jakkolwiek mnie oświecić. - Marudził dziewczynie, jednocześnie przedstawiając jej swój problem. Naturalnie robił to w sposób mało przyjemny, no ale cóż, nie płacą mu za bycie milusińskim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No cóż, pytanie "Skąd jesteś?" brzmiało na o wiele bardziej ingerujące w sprawy prywatne niż to, które przed chwilą zadała. Na dobrą sprawę mógł zwyczajnie odpowiedzieć "Nie" i na tym zakończyć, jeżeli nie życzył sobie ujawniać żadnych bliższych informacji. Uprzejmość przede wszystkim, tak sobie powtarzała zawsze wtedy, gdy w sytuacji służbowej mogłyby jej w jakikolwiek sposób puścić nerwy; zresztą, było to swego rodzaju zawodowe motto, gdyż jako służąca po prostu nie mogła być chamskim bachorem, nikt by tu takiej nie trzymał.
- Z głowy - odparła beznamiętnie, obracając na chwilę twarz w kierunku towarzyszącego jej wojskowego. Zwolniła nieco tempa, wyraźnie sugerując, żeby nie lazł za nią jak dzieci za przedszkolanką. Skoro już zaczęli coś na kształt rozmowy, to głupio by jej było co chwila się odwracać.
- Prawdopodobnie powinien się pan zgłosić do kogoś z dowództwa. Jeżeli będzie taka potrzeba, mogę również zaprowadzić - zaproponowała, mniej-więcej w tej chwili, gdy znaleźli się przed właściwymi drzwiami. Pewnym ruchem złapała za klamkę i weszła do pomieszczenia, którym rzecz jasna była wspólna kuchnia. Monday przystanęła nieopodal wejścia, wskazując na wszystkie zgromadzone w pokoju sprzęty. - Proszę, do pańskiej dyspozycji - I oczywiście, pomoże w razie potrzeby, bla, bla, bla. To chyba nie było trudne do wydedukowania, bo nawet jeżeli mężczyzna wcześniej tego nie zauważył, to mógłby się domyślać, że dziewczyna żadnej funkcji tu nie pełni. Ot, zwykła służka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Problem polegał w całej sytuacji na tym, że Kaukaz nigdy nie zmuszał się do bycia uprzejmym, a nawet wręcz uchodził za chama przez tego typu sytuacje. Odnosił bowiem wrażenie, że w takich momentach albo rozmówca próbował zrobić z niego w jakiś podstępny sposób debila lub sam był debilem. Ni tyczyło się to każdej takowej jednostki, lecz Adrian dla przezorności i własnego zdrowia generalizował. Jak bowiem rozmawiać jakkolwiek na poważnie z człowiekiem, który ma przed sobą psa i pyta się czy to kot. No błagam. Kaukaz zareagował więc w takiej sytuacji tak, jak to zwykł robić.
"Z głowy"
- Ach tak...- Uniósł jedną brew ku górze zadzierając lekko przy tym głowę do tyłu. Z głowy. Z głowy brała te pomysły, a do łączenia faktów najwyraźniej już ją oszczędzała. Wzdychnął. Eliminator zarządził amnestię i w po chwili szedł po jej prawicy niemal ramię w ramię. Chyba nawet niechcący ją przy tym szturchnął, lecz nie był tego pewien dlatego też nawet nie przeniósł na nią wzroku. Jego ciało mimo wszystko wciąż było nieco rozlazłe.
- Czym się właściwie zajmujesz, że masz czas mnie oprowadzać i takie tam...? - Przyjął do wiadomości jej wcześniejsze wyjaśnienie, lecz nim zamierzał jakkolwiek odrzucić bądź skorzystać z oferty chciał się dowiedzieć z kim ma do czynienia. Co prawda miał już pewne przypuszczenia, lecz na chwilę obecną wstrzymywał się z ich ujawnianiem. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że zwraca się do dziewczyny na per "ty", a ta go zapraszała do kuchni na per "pan". Skrzywił się.
- Adrian wystarczy. - Poinformował po czym zagościł w kuchni. Pierwsze co zrobił to nalał wody do trzymanego czajnika i znalazł jakiś kontakt. Następnie tłukąc się po jakichś szafkach wynalazł kawę i kubek. Nie był pewny czy nie był czyjś no ale nikomu korona z głowy nie spadnie, jeśli z niego skorzysta, prawda?
- Kawy? - No jeśli już robił jedną...-Potrafisz powiedzieć coś na temat tutejszych oficerów, generałów, dowódcy?- Dorzucił od niechcenia. Właściwie nie spodziewa się uzyskać żadnej konstruktywnej odpowiedzi. Zdawał sobie bowiem doskonal sprawę z tego, że dziewczyna jest jeszcze...waśnie - dziewczyną, dzieckiem, a przynajmniej tak patrzył na nią Adrian co zresztą sama Monday mogła wyczuć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Teoretycznie wcale nie musiała zmuszać się do uprzejmości. Mogłaby chodzić po świecie wredna i uszczypliwa, mogłaby nie szarpać się z wrednymi ludźmi i chamsko ich ignorować, mogłaby wybuchać gniewem i emocjonować się pierdołami.
Ale wtedy pewnie z jej pracy byłyby nici, a stanowiła ona na tyle ważną część życia Risu, że ta nie chciała za żadne skarby jej odpuścić. Zadawanie się z władzą było niemożebnie wielką sprawą, jeżeli zamierzała przyzwyczajać się do normalnego funkcjonowania wśród ludzi. Wmuszała w siebie pewne konkretne zachowania po to, by ostatecznie stały się one dla niej naturalne, żeby była w stanie powiedzieć tak, teraz jestem przystosowana społecznie. Kiedyś w końcu nastanie ten dzień, była tego pewna. Póki co jej charakter trwał w swoistym zawieszeniu między strachem przed innymi osobami, a potrzebą przebywania wśród nich i chęcią posiadania jakiegoś zajęcia, a w zasadzie - różnorodnych aktywności, dzięki którym nie będzie się w życiu nudzić.
Nowy znajomy zrównał się z nią krokiem, ale był za blisko, zdecydowanie za blisko. Odruchowo przesunęła się w bok, przywracając wokół siebie bezpieczną bańkę przestrzeni osobistej, której nikt ani nic nie miało prawa bez pozwolenia naruszyć.
- To jeden z moich obowiązków. Moje zajęcie nazywają "służąca", ale wolę określenie... pomocnik. Robię w miarę możliwości wszystko, o co zostanę poproszona, pomagam wszystkim i wszędzie. - Takie tam, skrótowe określenie roli Monday w świecie S.SPEC. Dziewczyna na posiłki, panieneczka od wszystkiego... no, prawie wszystkiego!
- Och, w porządku. Moje imię - Risu. - Skoro dostąpiła zaszczytu mówienia mężczyźnie po imieniu, uznała za stosowne również się przedstawić. Zresztą, może będzie jej jeszcze potrzebował, a wtedy takie podstawowe dane przydałoby się jednak znać.
- Nie, dziękuję - odparła z uprzejmym uśmiechem. Nie nawykła do tego, aby to jej oferowano przygotowanie czegokolwiek. Czasami słyszała suche "Dwie kawy do pokoju B-47", czasami dodawano uprzejme proszę i dziękuję, co już było przyjemniejszym zjawiskiem... ale to pytanie było na tyle niecodzienne, że odpowiedź wpadła na wpół automatycznie. Zresztą, nie żałowała jej. Jeżeli będzie chciała, to sama sobie zrobi, a co!
- Pewnie bym potrafiła, ale jest ich bardzo wielu. Musiałbyś sprecyzować, co dokładnie cię interesuje, bo cały opis, nawet tak wybiórczy jak mój, jest materiałem na kilka dni opowiadania. - Prawda, znała co nieco niektórych dowódców i wiedziała całkiem sporo, ale byłoby to naprawdę wiele treści do przekazania. Gdyby Adrian był chętny posłuchać, mogłaby mówić godzinami, ale po tym najprawdopodobniej straciłaby głos. No i pewnie nie mieli tyle czasu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Śmierdzę? - rzucił w prost, gdy zauważył, jak dziewczyna wyraźnie się odsunęła gdy ten podszedł. Mimo wszystko cały poprzedni dzień spędził na podróży, spał w ubraniach, a teraz ciągle w tych samych ciuchach paradował. Jego zdaniem jego zapach mieścił się w normie no ale może było gorzej niż sądził?
- Niepotrzebnie mnie więc odsyłasz do kogoś z dowództwa skoro sama możesz mi odpowiedzieć na wszystkie pytania. Bo mówiąc "nie wiem co, gdzie i jak" nie miałem na myśli tego, że nie mam pojęcia co ja tutaj robię i w kogo mam strzelać, lecz przykładowo - kogo muszę z molestować by zorganizował mi jakąś pościel skoro już mam żyć przez jakiś czas na kanapie. Śmiem podejrzewać, że jak pójdę z takim pytaniem do kogokolwiek z dowództwa to wezmą mnie za debila. - Wyobrażacie sobie jakiegoś oficera dyskutującego na temat poduszek? Cóż...Kaukaz nie. Prawdopodobnie przysłaliby wówczas taką Monday i wyszedłby dumać jak tu zrobić rebeliantom z dup jesień średniowiecza.
Kaukaz rozgościł się w kuchni, jednocześnie czując, jak zaczyna budzić się jego żołądek. Była to prawdopodobnie wina zapachu kawy, który rozszedł się po kuchni w momencie w którym Polak otworzył puszczę z owym sypkim, czarnym złotem.
- Interesuje mnie głównie kto zarządza całym tutejszym cyrkiem. - rzucił, zdając sobie sprawę, że mało precyzyjnie ujął w słowa swoją fanaberię. Ściągnął brwi szukając odpowiedniego, obcojęzycznego dla niego określenia. - Mam na myśli głównodowodzącego i to jakim jest człowiekiem. Coś o generałach, chociaż nazwiska, a oficery to tam już nie koniecznie...- tych ostatnich i tak traktował, jak zwykłych szaraczków z karabinem. Zbyt bystrzy by robić za mięso armatnie, lecz jednocześnie za mało rozgarnięci by obarczyć ich jakaś większą odpowiedzialnością.
Kaukaz zalał kawę by zaraz zajrzeć do lodówki - Jedzenie jest wspólne, czy panuje zasada "przyniosłeś to masz, a jeśli nie to zdychaj z głodu"?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez chwilę zerknęła na współtowarzysza z lekkim zdziwieniem, przemieszanym też z nutką niedowierzania. Sekundkę zajęło jej przetrawienie dziwacznego pytania, jakie postawił mężczyzna, aż ostatecznie mózg na sklepowym paragonie wydrukował jakieś możliwe do pojęcia wnioski.
- Ależ.. ależ nie. Ja tylko zachowuję odpowiedni dystans fizyczny. - Tak, odpowiedni, a przez to miała na myśli, że dla niej konieczny, nie do pominięcia, w ogóle to nie podchodź za blisko, bo ci walnę. Nie ma spoufalania, nie ma dotykania, nie ma żadnej, żadnej bliskości, po prostu pod żadnym pozorem. Chyba, że jaśnie pan Adrian życzy sobie, by jego obecnie jedyna przewodniczka padła na ziemię omdlała, jeżeli już nie trupem. Z osobami tego pokroju lepiej nie ryzykować i grzecznie usłuchać, gdy czegoś sobie nie życzą.
Wzruszyła ramionami - Ja nie Duch Święty, żeby wiedzieć, o co chcesz pytać. Kiedy tego się dowiem, mogę odpowiadać zgodnie z własną wiedza i możliwościami - stwierdziła ze stoickim spokojem, puszczając mimo uszu całą ewentualną ironię i nie dopuszczając myśli, jakoby wojskowy mógł sobie z niej kpić. Będzie chciał się czegoś dowiedzieć - niech szuka wsparcia u Risu, a bo co, proszę bardzo. Naprawdę, ona z chęcią pomoże, przynajmniej będzie miała zajęcie.
W czasie, gdy przygotowywał sobie kawę, postanowiła przestać stać jak ten kołek i zajęła jedno z krzesełek przy postawionym w pomieszczeniu stole.
- Głównodowodzącym wojska jest Ash Ezra. Jest trochę... umm... no nie wiem, trochę mnie przeraża i staram się go unikać. Zresztą, osobiście praktycznie go nie znam, więc obawiam się, że co do jego osobowości będziesz musiał przekonać się sam. Stanowiska generałów zajmują Jiro Redfern, William Viper oraz Howard Hawkins. - No niestety, jeżeli zależało mu na bardziej szczegółowych informacjach natury bardziej osobistej, to będzie się musiał przekonać sam. Wyżej postawieni wojskowi korzystali z pomocy sług rzadziej, funkcję wszechstronnych popychadeł pełnili u nich rekruci. Zresztą, Monday prędzej miałaby wiadomości na temat ich wyglądu, może odrobinę o stażu pracy i tym podobnych sprawach.
- Teoretycznie jedzenie należy do tego, kto je przyniósł, ale... jeżeli nie masz nic swojego, ogranicza cię tylko strach przed prawowitym właścicielem. - W oczach młodej Mizuyamy pojawił się chochlikowaty błysk, jakby podpuszczała mężczyznę. Obserwowała uważnie, co teraz zrobi - czy zlęknie się konsekwencji, czy też oleje ewentualny gniew osób, do których należało zgromadzone w lodówce jedzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odpowiedni dystans fizyczny?
Zmarszczył czoło w geście niezrozumienia, niczym dziadek, któremu dzieciak tłumaczy czym jest internet. No ale w sumie spoko, jej sprawa, on się mieszać nie ma zamiaru. Niech ma ten swój dystans.
- No, to już wiesz. - Rzucił odkrywczo. - To, jak będzie z ta pościelą? - Przypomniał dziewczynie, że przecież o to pytał. Poczuł się zbyty. Dlatego dało się w jego głosie wyczuć pewną pretensję. Wiadomo, nerwowy był z niego człowiek, a co za tym szło nie lubił się powtarzać.
- Przeraża...? W sensie, że terror stosuje czy jak? - Rządy oparte na wywoływaniu strachu nie były dla Adriana czymś niezrozumiałym. W końcu ludzie, którzy są pozbawieni są charyzmy lub umiejętności, a chcą władzy muszą sięgać po jakieś sposoby zaskarbienia sobie posłuchu. Patent doskonały, jak ma się pod sobą chordę nieogarniętego bydła, lecz bezsens jeśli chodzi o wojsko. Adrian wiercił więc temat chcąc się dowiedzieć czy w najbliższym czasie znów czeka go ewentualna ponowna przeprowadzka. Ehm.
- A coś na temat eliminatorów? Są wśród nich jacyś popierdoleńcy? - Tak, to była bardzo istotna kwestia. Bo o ile głównodowodzącego mógł starać się wymijać i unikać o tyle fajnie by było miarę możliwości dogadywać się z ludźmi z którymi pracuje się na co dzień.
Na kolejne słowa dziewczyny zaśmiał się, a jego niski głos rozszedł się po kuchni. Sięgnął do lodówki.
- Burda o kawałek szynki brzmi zabawnie i pociągająco. - Właściwie potrafił wszczynać bójki za mniejsze przewinienia swoje bądź czyjeś. Poza tym on bać? Huh. To przeważnie jego się obawiano.
- Mieszkałem przez jakiś czas w akademiku, więc mam wprawę w radzeniu sobie z właścicielami. Tam w sumie obowiązywało prawo dżungli. Masz jakiś rarytas w lodówce? Super. Spróbuj tylko teraz go obronić. - Zabrało mu się na wspominkę podczas kolejnego wyciągania składników. Miał wówczas co najmniej 10 lat mniej. - Głodna? Jak coś - nie pytam z grzeczności. Po prostu, jak robię sobie, to korona mi nie spadnie, jak zrobię troch więcej niż planuję. Do tego nie musisz się bać o właścicieli pobiję jakiegoś za ciebie, jeśli będzie robił problemy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach