Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Ano właśnie, miłe. Zawsze to przyjemniej jest wiedzieć, że ktoś nie życzy ci źle. Czy chodzi o istotę ludzką, mutanta, aniołka, łowcę, czy też bezuczuciową maszynę - pozytywne nastawieni do swojej osoby z pewnością można było zaliczyć do swoich osobistych sukcesów. Dobrze, gdy nowo poznana istota, nawet jeżeli jest tosterem, nie wykazuje chęci mordu bądź uczynienia ci krzywdy. Lise miała taką, a nie inną naturę, stąd też była raczej przyzwyczajona do tego, że inni starali się ją ochraniać. Czasami sama to sobie wyrzucała - w boju była praktycznie bezużyteczna. Prawda, stanowiła dobre wsparcie i jako lekarz nie miała sobie równych, jednak gdy zachodziła potrzeba wyściubienia nosa z podziemi - musiała naprawdę porządnie się pilnować. Na swoją obronę miała wyłącznie własną inteligencję i możliwości ucieczki, a przecież pozostawienie towarzyszy i ratowanie własnej skóry w sytuacji zagrożenia byłoby haniebne. Stąd też raczej się nie wychylała, a gdy już musiała ruszać na akcję, trzymała się kompanów i starała się nie przeszkadzać i nie pozwolić zrobić sobie krzywdy. Przynajmniej tyle mogła, by przysłużyć się organizacji. Do zadań anielicy należało przede wszystkim działanie w cieniu, u samych podstaw - doprowadzanie pozostałych do stanu używalności i ratowanie żyć poszczególnych Łowców, na tym znała się najlepiej.
Rozprawiła się już z ostatnimi pacjentami. Pierwszy z nich miał tylko kilka mniej groźnych ran, dzięki czemu już wkrótce miał wrócić do pełni sił; drugiego zaś męczyła minoris adversarius, właśnie był w trakcie terapii. Bogu niech będą dzięki za zaopatrzeniowców, którzy dzielnie obrabiali miejscowe apteki. To dzięki temu Lise w ogóle miała czym pracować. Bądźmy szczerzy, nie wyleczy wszystkich chorób świata okładami i buziakiem w czoło. Tak zapracowana organizacja jak Łowcy potrzebowała ogromnych ilości środków medycznych, bo zużywały się w bardzo szybkim tempie. Przydałoby się jakieś ich nieskończone źródło.
- Hm? - odwróciła się z powrotem w kierunku Lena, słysząc jego wypowiedź. Najpewniej była jedyną adresatką tego zdania i powinna udzielić wyjaśnień, zresztą pozostali obecni w pomieszczeniu głęboko spali, w końcu nadal był środek nocy. - Ach, to. Widzisz, każdy anioł ma jakieś moce, dzięki którym służy światu i ludziom. Ja na przykład otrzymałam dar diagnozy, dzięki któremu wystarczy że jestem od kogoś niedaleko, o, tak - tu po raz kolejny wyciągnęła dłoń nad śpiącym, trzymając ją jakieś dziesięć centymetrów od jego klatki piersiowej - i wiem już wszystko na temat jego stanu zdrowia. Wystarczy tylko, że trochę się skoncentruję. Chociaż zdarza się to też przypadkowo, na przykład gdy nagle się z kimś zderzę. - Tak, to zdecydowanie były ciekawe wypadki. I ten nieznośny dylemat - powiedzieć kobietce, która wpadła na nią na ulicy miasta, że powinna natychmiast iść do lekarza, czy jednak przemilczeć sprawę, bo i tak nie uwierzy? Zazwyczaj zanim podjęła decyzję, nie było już do kogo się odezwać. Przynajmniej dylemat sam się rozwiązywał, jednak mając dwie opcje do wyboru, wolałaby pomóc biednej, nieświadomej swej choroby istocie.
Właściwie to mogłaby już wychodzić z pokoiku, załatwiła już wszystko i gdyby teraz położyła się z powrotem do spania, miałaby stuprocentowo czyste sumienie. Obowiązek spełniony, warta zakończona. Spodobało jej się jednak przebywanie w towarzystwie nowego znajomego i dziwnym trafem nie miała ochoty wracać do przerwanego snu. Zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi z zamiarem wyjścia, jednak niespodziewana sprawa zatrzymała ją w pół kroku.
Nagle zgasło światło. I to nie tak, że były gdzieś jakieś okna, przez które mogłoby wpaść światło księżyca. Byli przecież pod ziemią, jedynym wyjściem z pomieszczenia były drzwi, a źródło światła w postaci lampki chwilowo nie działało z przyczyn bliżej nieznanych.
Miała z lekka przekichane. Naprawdę bardzo się bała ciemności, co można by było zauważyć, gdyby ktoś umiał patrzeć w kompletnych ciemnościach. Teraz, gdy Lotte otaczała całkowita czerń, zaczęła ogarniać ją panika. Oddech gwałtownie przyspieszył, stał się przerywany i nierówny. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa, zaś bicie serca stało się wyraźnie szybsze i mocniejsze. Dookoła już i tak było cicho, więc chwilami można było dosłyszeć rzucającą się w organizmie anielicy małą pompkę, jakby ta miała zaraz wyrwać się ze szczupłego ciałka i polecieć przez pokój. Odruchowo podkuliła dłonie i zaciśnięte piąstki ułożyła na dekolcie, jakby to miało ją obronić przed złem tego świata. Wytrzeszczone oczki błądziły po czarnej przestrzeni, próbując wypatrzyć bezpieczny, jasny azyl. Właściwie nie była w stanie w tej chwili jakkolwiek logicznie myśleć. Gdyby tak było, nie dopadłoby jej aż takie przerażenie. W końcu teoretycznie nie miała czego się lękać, ale w praktyce – nie umiała opanować ogarniającego ją strachu. W kącikach błękitnych oczu pojawiły się pierwsze maleńkie łezki, na razie jednak utrzymały się na samej krawędzi dolnych powiek.
Było źle.
Naprawdę źle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozprawiła się z pacjentami. Nie brzmi to w sumie pasująco do sanitariusza/lekarza/medyka, ale jak już się musimy na to uprzeć, to chyba nie będzie tak źle, prawda?
Rozprawiła się...
Hm...
Nie, jednak nie. Wciąż nie brzmi to zbyt przyjemnie, heh.
Przechylił lekko głowę na bok, wciąż wpatrując się w anielicę, gdy mruknęła pytająco. Tak, raczej powinna zrozumieć, że kierował to pytanie tylko i wyłącznie do niej. Nie ma co pytać o to innych - raczej by nie wyjaśnili wiele, a i budząc ich też by rozmowni nie byli. Próbowaliście kiedyś pogadać z kimś tuż po obudzeniu go? Raczej nie ma co liczyć na rozmowność.
Analizował jej wyjaśnienia i posiłkując się gestami, próbował ułożyć wewnątrz swojego programu odpowiednie wyjaśnienia dla każdego gestu. A więc, jej moc przypomina analizę stanu maszyny po prześwietleniu jej przy pomocy programu diagnostycznego - ale działa na ludzi, i dostarcza bezpośrednio dane do umysłu.
- Działa tylko na istoty organiczne, czy potrafisz też ocenić stan maszyny lub budynku? - Spytał, chcąc mieć pełen obraz danych. Gdyby potrafiła przeanalizować stan każdego przedmiotu, mogłaby w ten sposób pomóc nawet jemu zdiagnozować konkretnie wirusa i sposoby przeciwdziałania mu, lub diagnozować stan broni czy narzędzi medycznych, ich poziom "sterylności"... Będąc ogólną bramką do badania przydatności wszystkiego i wszystkich. To zdecydowanie byłoby korzystne dla organizacji, acz dość męczące dla niej...
Tak, pewnie tak.
Widząc że kieruje się do wyjścia, ruszył razem z nią, z tym faktem, że on się nie zatrzymał gdy zgasło światło. W praktyce - porusza się przy pomocy swoistej mapy korytarzy po tym miejscu, więc nawet kamery i obraz z nich nie był mu potrzebny, a awarie zasilania lub światła nie były dla niego problemem. Zauważył że coś jest nie tak dopiero przy drzwiach.
Nie zarejestrował kroków anielicy, co też znaczyło, że coś się stało. Określając po ilości kroków i czasie odległość do Lilo, najpierw dla pewności pstryknął przyciskiem światła kilka razy przy drzwiach. Nic. Otworzył drzwi na korytarz - jakaś mała lampka świeciła gdzieś na lewo od drzwi, widać było że korytarz był nieco oświetlony. Hm... Chyba lampy wysiadły.
W każdym razie, po otwarciu drzwi i zostawieniu ich otwartych, zbliżył się do miejsca gdzie - wedle jego danych - powinna się znajdować anielica i wysuną dłoń przed siebie. Akurat trafił ją w bark... Zero ruchu, jakoby paraliż. Przyśpieszony oddech, wyraźny odgłos bicia serca...
To chyba reakcje podobne do... Strachu? Hm, to w sumie miałoby swoje wyjaśnienia, patrząc na to, że istnieje nyctofobia - strach przed ciemnością. Stąd też, bez żadnego słowa ostrzeżenia czy ogólnej reakcji, przykucną lekko i objął anielicę ramieniem w talii, po czym podniósł i z nią "pod pachą" wyszedł z pomieszczenia, odstawiając ją dopiero pod światłem z lampki korytarza na ziemię, gdzie mógł ocenić jej stan i wygląd. Zapłakana twarz, lekkie drżenie, szybki oddech...
Tak, to był strach.
- Nie ma powodu by bać się ciemności. Ona sama nie jest groźna. Tylko istoty nią manipulujące lub kryjące się w niej. - Stwierdził, zsuwając się plecami po ścianie korytarza i siadając na podłożu przed anielicą, wpatrując się w nią. Tak, Len i jego typowa dobitność i dosłowność...
Cóż, nie zapominajmy że to jednak program. Dość prostoliniowo działa, i raczej nie umie owijać w bawełnę, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chyba nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jak to brzmi. Zajęła się wszystkim, co miała zrobić. Wszyscy pacjenci dziewczyny otrzymali swoją porcję uwagi i opieki, a także zostały wykonane wszystkie potrzebne czynności. Jej warta jako lekarza była chwilowo zakończona. Chociaż tak na dobrą sprawę nigdy nie mogła do końca odciąć się od pracy - w końcu nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć, w każdej chwili jej pomoc może okazać się potrzebna - jednak bywały właśnie takie momenty, kiedy na jakiś czas było jej dane odpocząć od pracy zawodowej i skierować myśli na inne tory niż choroby, urazy, leki i opatrunki.
Pokręciła lekko głową, powodując delikatne falowanie blond kosmyków wokół anielskiej główki. Złote nitki zaiskrzyły się blado w świetle nocnej lampki, odbijając od swojej cienkiej powierzchni wiązki fotonowe. Czy coś tam, bo na fizyce się nie znam.
- Działa tylko na ludzi. Niestety, nawet gdy chodzi o zwierzęta, mogę się posiłkować tylko zwyczajną śmiertelniczą wiedzą. Trochę szkoda, ale nie da się mieć wszystkiego - odpowiedziała, bez żalu w głosie. Większe umiejętności oznaczałyby dla niej przyrost obowiązków, o wiele więcej ciężkiej pracy. Już i tak biegała nieraz po całym szpitalu, diagnozując wszystkich po kolei. Ot, dla pewności, czy nic im się złego nie dzieje. To była niestety bardzo męcząca sprawa. Gdyby miała jeszcze sprawdzać stan urządzeń i tym podobne, to pewnie nie pozwolono by jej spać, jeść ani mieć żadnego wolnego czasu, miałaby pełne ręce roboty... zupełnie jakby już teraz tak nie było. W takiej organizacji jak Łowcy medycy nieustannie byli zajęci, nie dało się nudzić. Ciągle ktoś przychodził chory lub ranny. Czasami nie przychodzili, a byli przynoszeni, co zazwyczaj oznaczało jeszcze więcej pracy.
Tej reakcji nie dałoby się chyba z niczym pomylić. Zestaw objawów jednoznacznie wskazywał na to, że dziewczyneczka czegoś się boi.
Czego?
Tego nie wiedziała sama. Nie miała pojęcia, czemu coś tak błahego jak ciemność jest w stanie kompletnie wytrącić ją z równowagi. Niewytłumaczalny lęk paraliżował biedną anielicę, powodując w żaden sposób niekontrolowane zachowanie. A raczej - tymczasowo kompletny brak jakiegokolwiek zachowania. Po prostu stała jak wryta, telepiąc się bezwiednie.
Zarejestrowała fakt, że została podniesiona. Choć zauważyła zmianę swojego położenia, to w dalszym ciągu nie była w stanie się poruszyć. Na wpół sztywna, pozwoliła się przetransportować na korytarz i postawić na ziemi. Była jeszcze w lekkim szoku, więc pomimo szczerej chęci utrzymania się w pionie, nogi odmówiły posłuszeństwa swej właścicielce, powodując jej osunięcie się na podłogę i siad na piętach. Oparła rozedrgane dłonie na udach, chwytając lekko palcami materiał lekarskiego kitelka. Na chwilę zamknęła oczy, pozwalając pojedynczej łezce ześlizgnąć się po policzku i skapnąć na swoje ubranie. Przez jakiś czas nie odzywała się, jednak powrót światła powoli przywracał Lise do stanu normalności.
- J-ja... - wydukała ledwo słyszalnie - ja wiem... ale... nie umiem inaczej. - Prawie łkała, jednak resztkami sił opanowała wahnięcie w kierunku całkowitego przestrachu. Powinna się uspokoić, zdecydowanie tak. Nie oczekiwała, że android ją zrozumie. Jak mogłaby sądzić, że maszyna pojmie oddziaływanie strachu na istotę humanoidalną? Z pewnością Len nie mógł mieć doświadczenia związanego z własnym lękiem, skąd też więc miałby wiedzieć, co czuje w tej chwili Lotte? Dodatkowo, sama siebie w tej chwili nie potrafiła wytłumaczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oj ma. Czasem brzmienie jednego wyrazu może zmienić wybrzmienie całej wypowiedzi, a nawet całego toku myślenia. Wystarczy użyć nieodpowiedniego słowa w danym kontekście. Może i to nie było aż tak straszne - ale bywają gorsze decyzje leksykalne, które potrafią być naprawdę rażące, a czasem nawet mogą nieść śmiertelne konsekwencje. Stąd też płynie puenta - używaj odpowiednich określeń. Bo będzie źle.
Dość skomplikowane, jak na określenie tylko i wyłącznie faktu, że włosy zakręciły się razem z kręcącą głową, odbijając promienie słabego światła lampki, heh.
- Rozumiem. Nie zabierasz innym łowcom pracy w tych kwestiach. - Kiwną głową, tłumacząc sobie przy okazji jakąś zaletę faktu, że dziewczyna nie posiada tak szerokiego zakresu tej umiejętności. Wszelacy mechanicy, inżynierzy, specjaliści od broni i im podobni osobnicy mieli swoje zawody spokojnie i bezpieczne, nie bojąc się o to, że wygryzie ich z tego aniołek z mocami paranormalnymi. Propsy? Chyba tak.
Nie było mu trudno zauważyć w trakcie niesienia jej że wprost skostniała ze strachu. Jakby wszystkie jej kości, mięśnie i stawy zastygły w bezruchu. Coś w stylu jego samego, gdy pada mu system, tylko że anielica raczej nie miała problemów z zasilaniem, prawda? A przynajmniej nie wyglądała na częściowo, połowicznie, lub w pełni zmechanizowaną by takowe problemy posiadać. Raczej o stan oleju czy stopień zardzewienia też nie było co się martwić...
Stąd też faktycznie nasuwał się, tak typowo ludzki strach. Ludzki. U anioła. Intrygujące.
Obserwował z pozycji siedzącej jak dziewczyna również osuwa się po ścianie na ziemię, wciąż drżąc i ściskając dłońmi swój ubiór, jakby chciała tym gestem odreagować to, co się przed chwilą stało. Nie wymuszał na niej odpowiedzi po swoich słowach, ale jednak fakt że uzyskał takową był dość... Przyjemny, nawet pomimo sposobu, w jaki odpowiedziała. Niepewnie, niespokojnie.
- Strach to ludzki czynnik, który pomagał homo sapiens przetrwać. Instynkt. Czemu więc ty, jako anioł, istota tylko wyglądem przypominająca człowieka - posiadasz ten sam instynkt? - Spytał, wysuwając swoją broń zza pasa i opierając ją sobie o bark. Nie, nie zamierzał jej używać - było niepraktyczne siedzenie w ten sposób z bronią przy pasie. Zwłaszcza takiej długiej. To było na swój sposób zastanawiające. Istota nadprzyrodzona, która nie powinna posiadać ludzkich cech i wad - posiada typowo ludzki strach. Fobię, jaką ludzie często uzyskują przez złe wspomnienia, nawet jeśli ich nie znają lub nie pamiętają... Lub boją się, bo im to wmówiono.
Strach...
Hm...
- Jakie to uczucie? - Spytał dość nagle, wwiercając w anielicę spojrzenie które conajmniej możnaby określić...
Ciekawskim.
- Strach, mam na myśli. - Sprecyzował co konkretnie miał na myśli tym pytaniem, bo nie był pewien czy w tak roztargnionym stanie dziewczyna sama skojarzy, o co pytał. Rzadko miał okazje spytać kogoś o strach - w większości był otoczony istotami, które próbowały go zwalczać za wszelką cenę, nie pozwalać mu się omotać. A tu miał idealny przykład strachu w praktyce. I jeszcze mogła na świeżo opisać to uczucie! Źródło informacji pierwsza klasa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No dobra, jakieś tam ma... ale raczej nie w tym wypadku. Tu większość zależała od interpretacji, która mogłaby być niejednoznaczna. Zazwyczaj Lise starała się wyrażać zrozumiale, tak by nie pozostawić u rozmówcy wątpliwości co do tego, jaki miał być przekaz jej wypowiedzi. Czasem jednak coś, co dla niej było oczywiste, dla innej osoby mogło wydawać się dziwne i nie na miejscu. Cóż, bywa i tak, ale można co najwyżej wytłumaczyć się dobrymi intencjami.
- Właśnie, w końcu pozostali też muszą mieć coś do roboty - przytaknęła zgodnie. Gdyby miała moc diagnozowania wszystkiego, co robiliby wszyscy mechanicy, technicy i inżynierowie? Wszystkim musiałaby zajmować się jedna dziewczynka. Ani by to nie było dobre, ani przyjemne dla żadnej ze stron. A tak? Łowcy zyskiwali naprawdę wielkie korzyści ze względu na dokładne rozpoznanie wszelkich dolegliwości, zaś urządzeniami nadal miał się kto zajmować. Od tego byli inni, lepiej do tego się nadający ludzie.
No cóż, maszyną nie była i to się dało dostrzec już na pierwszy rzut oka. Lotte cechował calusieńki komplet ludzkich odruchów i zachowań, włączając też do tej listy humanoidalne ciało. Trudno przeoczyć, że pod osłoną najprawdziwszych na świecie żeber biło żywe serce, teraz z prędkością i siłą wręcz niebotyczną. Maszynom też raczej nie zdarzały się niekontrolowane drganie bądź łzy, chyba że miało się do czynienia z naprawdę porządnie wykonanym replikantem... ale to wciąż nie byłoby to samo. Choć w tej chwili reakcja blondynki mogła trochę przypominać zawieszenie systemu, to była to mimo wszystko reakcja żywego organizmu. Chociaż ogarnięcie osoby przez paniczny lęk można zakwalifikować jako porównywalny z awarią oprogramowania. Skoro działy się takie rzeczy, można przypuszczać zajście jakichś niesprzyjających okoliczności. I co z tego, że dla większości istot rozumnych były one kompletnie irracjonalne?
Udało jej się trochę uspokoić. Zapewne nadal wyglądała na nienaturalnie bladą i trochę się trzęsła, ale powróciła władza nad własnymi kończynami i głosem.
- Gdy aniołowie przybierają ludzkie ciało, razem z organizmem biorą na siebie wszystkie jego defekty i słabości. Niektórzy radzą sobie z tym lepiej, ale ja... żyłam w niebiosach bardzo krótko. Zostałam stworzona przez Boga tuż przed apokalipsą i niemal od razu zostałam... uczłowieczona. Dzięki niektórym z tych odruchów jeszcze żyję. Muszę się bać, inaczej zabiłoby mnie pierwsze lepsze niebezpieczeństwo. - Głos jeszcze odrobinę jej drżał, ale wyraźnie wracała do siebie. Uniosła się lekko na dłoniach i zmieniwszy pozycję, usiadła po turecku na twardej posadzce. Oprała łokcie na kolanach i przekrzywiła lekko głowę, patrząc na zadającego pytanie androida.
- Coś czułam, że o to spytasz... - Przymknęła na chwilę oczy i westchnęła nieznacznie, zbierając myśli. Chciała jak najlepiej odpowiedzieć, jednak wytłumaczenie tak rutynowej emocji nie było wcale proste - Trudno mi to wyjaśnić... to uczucie pojawia się zazwyczaj w sytuacjach zagrożenia. Bierze się właśnie z instynktu przetrwania, z tego co mi się wydaje. To tak, jakby nagle wszystko w tobie szykowało się do ucieczki. Często w wyobraźni pojawiają się sceny, których najbardziej na świecie nie chcesz przeżyć i zaczyna ci się wydawać, że to wszystko zaraz się wydarzyć. Tak też czasem działa strach. - Zrobiła krótką pauzę. - Strach to bardzo nieprzyjemne uczucie. Wywołuje nieraz silne reakcje organizmu, zresztą sam widziałeś... niektórzy są wystarczająco silni, by z tym walczyć. Pomimo tego, co się może wydarzyć, robią co do nich należy i zachowują się tak, jakby się nie bali, tak jakby nie mieli wątpliwości, że te pesymistyczne wizje nie mają prawa bytu. Mi się to nie zawsze udaje... do tego trzeba umieć wziąć się w garść i chyba na to jestem chwilami za słaba - wyjaśniła, krzywiąc się odrobinę na wspomnienie własnej bezsilności. Nie lubiła w sobie właśnie tych momentów, kiedy chciała być odważna, ale nijak jej nie wychodziło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Strach jednak nie pozwala ci się też bronić przed takowym zagrożeniem, a jeśli każdy atak takowego cię paraliżuje... Nie wróżyłbym ci sukcesów w trakcie naszej nauki walki. - Stwierdził, wspominając fakt że dziewczyna dość wyraźnie garnęła się do nauki walki - ale nawet jeśli nauczy ją takowej, to nic to jej nie da. W końcu, stając twarzą w twarz z wrogiem, istoty humanoidalne odczuwają strach o swoje życie. Jeśli ona by takowy odczuwała, i zadziałałby tak samo paraliżująco jak teraz - cała nauka to marnacja czasu. Zarówno jej, jak i jego. W końcu co zrobi, stojąc sztywno przed swoim wrogiem? Nic. No, może jakimś cudem przeciwnik się potknie i nabije na broń - raczej jednak to nie jest zbyt wykonalne.
- Nie zawsze jestem na tyle przewidywalny. Rzadko jednak mam okazje spytać o to. - Przyznał z kiwnięciem głowy, prostując swój tors i opierając plecy oraz głowę na ścianie za nim. W porównaniu do uczynnej, siedzącej po turecku anielicy wyglądał jakoś tak... Bardziej luzacko - jeśli nie patrzy się na fakt że jest maszyną. Oczekiwał odpowiedzi, a gdy ją otrzymał, dokładnie analizował słowa jakie mu przekazywała. A więc strach powoduje tworzenie się możliwych planów rozwoju sytuacji, jak w wypadku jego planowania przyszłościowego, lecz jest to efekt niepożądany i podający tylko sytuacje z negatywnym wynikiem rozwoju. Po wysłuchaniu również tego, czym się to objawia, przechylił głowę lekko na bok, lustrując jej wygląd od dołu do góry.
- Nie wyglądasz na osobę nieustraszoną, i nie musisz takową być. Warto jednak nauczyć się zwalczać - czasami niekoniecznie użyteczne - impulsy z instynktów. Będąc aniołem, powinnaś mieć w tym łatwiej od ludzi, prawda? - Powrócił głową na swoją pozycję domyślną, przez chwilę w milczeniu oczekując odpowiedzi lub jakiejś reakcji...
By jednak następnie zadziałać z samego siebie. Podciągną nogi bliżej i podciągną je, po czym podniósł się na kolana i wychylił do anielicy całe swoje ciało, przysuwając się bliżej. Bez tłumaczenia, powodu czy decyzji objął jej ciałko ramionami i "pociągną" za sobą gdy opadał z powrotem do siadu, sadowiąc ją między swoimi nogami i...
Przytulając? Chyba to jakaś forma koślawego przytulenia kogoś, powiedzmy.
- Twoja słabość jednak to cecha żyjących. Nie po to żyjecie dalej i się rozwijacie, by przezwyciężyć swoją słabość, swoje lęki? Moje możliwości sięgają tego, do którego momentu zostałem zaprogramowany czy zbudowany. Reszta jest dla mnie obca. Jeśli przytkniesz ucho do mojego torsu teraz to nawet powinnaś usłyszeć działanie moich części teraz. Specjalnie, jeśli byś chciała, wyłączyłem tłumienie tych dźwięków. Spójrz na swój problem z innej perspektywy - możesz go zwalczyć sama. Ja żeby pokonać swoje problemy, potrzebuje innych. Jestem od nich uzależniony - a ty nie musisz, jak tylko się postarasz. - Długi wywód który wydawał się pozbawiony większej logiki, jednak był odpowiedzią na gest dziewczyny, jej krzywienie się przy mowie o swoich słabościach. Te słabości - paradoksalnie - czynią ją silniejszą do Lentarosa. On, nie mając ich, nie może się dalej rozwinąć, nie dopóty ktoś mu nie poda takich "rozwinięć" i nie zainstaluje. On sam jest... Cóż, tylko narzędziem. A Panienka Lotte w to miejsce może być swoją Panią i Stworzycielką swojego kodu i myślenia - jeśli tylko zechce i się trochę postara. A dużego wysiłku nie trzeba. W końcu nie jest istotą której zachowanie jest złożone z setek, jak nie tysięcy kodów i miliardów cyferek, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- I co z tego, że to wiem... skoro nie umiem tego przemóc - stwierdziła z rozżaleniem, wbijając wzrok w ciemną i zimną podłogę. To nie było takie proste, zwalczyć swój strach. Starała się naprawdę z całych sił, jednak w wielu przypadkach czuła się właściwie bezsilna. Co ciekawe, dotyczyło to głównie tych sytuacji, kiedy odczuwany lęk był uwarunkowany przyczynami zgoła absurdalnymi. Potrafiła zwyciężyć nad obrzydzeniem, bólem, strachem, gdy ratowała ludzkie istnienia. Umiała wziąć się w garść, gdy jej życie - albo też, co gorsza, cudze - było zagrożone. Wtedy jakoś dawała sobie radę. Ale zwycięstwo nad nyktofobią? Przerastało anielicę o dwie głowy i palec. I dlaczego? Ha, kto to odkryje, ten powinien dostać medal. Sama nie potrafiła tego wyjaśnić i nikt kto się nad tym zastanawiał, też póki co nie odnalazł rozwiązania tej jakże intrygującej zagadki. A przydałoby się, żeby medyczka nie zamieniała się w słup soli przy każdej głupiej awarii prądu albo przy konieczności podróży windą. To naprawdę byłaby wspaniała rzecz, gdyby udało jej się rozprawić z tym lękiem. No ale co poradzić, kiedy nie umiała? I powoli zaczynała tracić wiarę w to, że kiedyś jej się uda. Minęło już tak wiele lat jej istnienia, a ona wciąż nie była w stanie przekroczyć tych słabości. To potrafi być naprawdę dołujące, nie ma co.
- Nie wiem, czy łatwiej... - westchnęła cicho, przenosząc wzrok z powrotem na swojego rozmówcę. Pomimo utrzymywania tegoż kontaktu, jej spojrzenie w dalszym ciągu mogło się wydawać z lekka nieobecne, a z pewnością nadal wyrażało smutek. - I naprawdę próbowałam. Naprawdę. Ale... nie wiem jak to się dzieje, że mi nie wychodzi. Za każdym razem jest tak samo i nie mam pojęcia, czego brakuje. - Może motywacji? Ale to by było bez sensu, bo miała naprawdę wiele dobrej woli, by przestać się bać takiego byle czego. Można by więc szukać dalej, ale nie ma pewności, czy uda się znaleźć powód takiego stanu rzeczy. Może go nawet w ogóle nie być. A co wtedy?
Trochę zaskoczył ją tak niespodziewanie... ludzki gest androida, jednak nie zaprotestowała. O dziwo była to jedna z tych rzeczy, których jej było teraz potrzeba. Nawet jeżeli jej obecny towarzysz był tylko imitacją człowieka, to przecież pluszaki działały na podobnej zasadzie... z tym, że były bardziej miękkie i poduszkowate. I nie "trybiły", gdy się przyłożyło do nich ucho. Swoją drogą, wydało się to Lise na tyle zabawne, że nawet przez chwilę uśmiechnęła się słabo. Nie minęło jednak długo, gdy na bladej twarzyczce na powrót zagościł smutek.
- Chyba masz rację... ale im bardziej jest tak, jak mówisz, tym gorzej wygląda to dla mnie. No bo popatrz... zawalam na całej linii. Jestem stara, naprawdę stara, nawet będąc młodym aniołem. Przez kilka stuleci nie byłam w stanie poradzić sobie z czymś tak... głupim. To powinno być proste, a mi się wciąż się nie udaje. Skoro więc mam przezwyciężać swoje lęki, a tego nie umiem, no to chyba jestem trochę beznadziejna, nie uważasz? - podsumowała, już nawet trochę z pewną irytacją, którą dało się dosłyszeć w głosie dziewczyny przy ostatnich słowach. Błękitne oczki na powrót się zaszkliły, już porządnie zaczerwienione od takiego ciągłego łzawienia. Była naprawdę wściekła na samą siebie. Wściekła za to, że jest taka cholernie słaba.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Potrafisz to przyznać przed sobą. To już początek. Wiedząc w czym leży natura problemu, wiesz od czego zacząć, prawda? - To było takie proste, wbrew pozorom. Wiedząc co powoduje ten strach, najlepszą metodą by się go pozbyć jest wystawienie się na jego działanie. Boisz się pająków? Niech ktoś takiego postawi przed tobą, albo lepiej - na tobie. Zaczekaj. I zobacz że cię nie zje na surowo. Boisz się ciemności? Usiądź w ciemnym pomieszczeniu i rozglądaj się. Co zobaczysz? Nic. Tak jak i żadnego powodu by się danej rzeczy bać. Co więc tu może być takie trudne? Ach, no tak - strach bierze się sam z danej rzeczy...
Więc najłatwiejszym sposobem jest zwyczajnie zrobić sobie listę rzeczy, których się boisz w danej rzeczy i skonfrontować je z rzeczywistością. Boisz się że pająk cię ugryzie? Połóż sobie takiego na ramieniu, i zobacz że sobie pójdzie. Proste? Proste. Do bólu.
- Impulsu. Czegoś co cię zmusi byś stawiła czoła swojemu strachowi i zdała sobie sprawę z faktu, że nie warto się tego bać. - Odpowiedział na jej słowa, tuż przed objęciem i przyciągnięciem do siebie, po czym przytuleniem. Owszem, może i psychiatra z niego nie był najlepszy, pluszak też słaby, bo twarde to to gdzie nie dotknąć, a skóra zimna i nieprzyjemna, w dodatku coś trybiło tu i ówdzie (choć po jakimś czasie to wyłączył, to było w ramach ukazania jego toku rozumowania), ale... Ale próbował zrobić coś, do czego nie był zaprogramowany. Wesprzeć na duchu, pocieszyć... A nawet samym tym gestem jakoś poprawić humor. Jak było jednak powiedziane - tego typowego ciepła bijącego od jego ciała jednak się nie wyczuje, więc to objęcie to jak ramiona kordły. Ciepła, otulająca...
Ale jednak czuć idealnie, że to nie jest to samo, co w wypadku człowieka. Żyjącego człowieka, z pulsującymi ciepłą krwią żyłami. Wysłuchał jej słów, próbując ułożyć do nich odpowiednią wersję swojej wypowiedzi, lecz nie zawsze jest to proste...
Zwłaszcza na tak ludzkim podłożu, jak uczucia, emocje, fobie, strachy i inne te dziwy które się trzymają ludzkiej psychiki. Pft, zwariowałby gdyby posiadał takie coś na stałe.
- Nie. Nikt nie powiedział przecież że musisz to zrobić w ciągu godziny, dnia, roku czy kilkuset lat. Masz czas, by powoli i konsekwentnie mierzyć się ze swoim lękiem. Ludzie żyją krócej, dlatego dla nich nie ma czasu na strach, walczą z nim zacieklej. Ty masz czas, tyle ile uznasz że potrzebujesz. W chwili potrzeby, jeśli do tego czasu nie zdołasz sama tego przezwyciężyć - twoja determinacja wygra z instynktem. Najwidoczniej ten czas jeszcze nie nadszedł. - Jego dłoń powoli zbliżyła się do głowy anielicy i początkowo ostrożnie, jakoby badawczo dotknęła opuszkami palców wpierw blond włosów, po czym zagłębiła się w nich, aż dotarła do opornego punktu - skóry. Pierwsze, delikatnie przesunięcie palców wzdłuż czaszki dziewczyny, gładzące delikatnie jej kosmyki włosów i skórę... Po którym nadeszło kolejne, gdzie już cała dłoń oparła się o jej małą główkę i zaczęła przesuwać po niej, głaszcząc ją. Robił to delikatnie, nie dociskając swojej mechanicznej kończyny zbyt mocno do jej głowy. Raz za razem, od czubka głowy w tył aż do karku, po czym powracał do góry, zapętlając tą czynność.
- Mała osóbka która ratuje życie w ramionach siewcy śmierci, który koi ją słowami i dotykiem. Nie sądzisz że to swojego typu metafora na czas i otoczenie w jakim jesteśmy? - Spytał w którymś momencie, spoglądając ku blond czuprynie znajdującej się trochę pod jego brodą. Tak...
To ma swój sens, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie do końca. Mogę wiedzieć, od czego zacząć... ale mogę też się mylić i zabrnąć daleko, w kompletnie nie takim kierunku, jak trzeba. - To się wydawało proste, ale wątpliwości były całe tony. W końcu mogło jej się tylko wydawać, że ma plan i wie, co ma robić. Póki odczuwała jakiś postęp, to mogła uznać, że jest dobrze. Gorzej, kiedy stan ani trochę się nie polepszał i pojawiały się pierwsze wahania. Przecież mogło się okazać, że danym postępowaniem pogarsza swój stan, zagłębiając się w fobię jeszcze dalej i skutecznie uniemożliwiając sobie jej zwalczenie. Nie znała się na psychoterapii i sama nie była w stanie stwierdzić, jakie działania będą dla niej najlepsze i co powinna robić, by przezwyciężyć absurdalny strach.
Terapia "przeciążeniowa" niekoniecznie musiałaby być dobrym pomysłem. Na dobrą sprawę nie miała jej jak zacząć, gdyż wprowadzenie samej siebie w stan przyprawiający o atak paniki był o wiele ponad siły anielicy. Już na samą myśl przeszywały ją dreszcze, a co dopiero by się działo przy wykonaniu... prawie na bank gwarantowana powtórka obrazka sprzed chwili i żadnej poprawy. Żeby zastosować podobną metodę, trzeba być w stanie zrobić ten pierwszy krok, a ona nie była. Nie umiała w taki sposób rozprawić się z problemem i po części także dlatego była na siebie aż tak zła. W końcu co to za anioł, obrońca ludzi, który nie potrafi zająć się samym sobą? Jeżeli nie obroni siebie, nie pomoże także innym, a to drugie przecież stanowiło cel jej istnienia. Skoro więc miała tak wiele do zrobienia nad sobą, była jeszcze naprawdę kiepska w anielskiej roli. Będzie to musiała podszlifować.
Impuls, tak. Przydałby się, jednak na chwilę obecną go nie było. Może go przeoczyła? Nie, raczej wciąż się nie pojawił. Dobrze byłoby takowy odnaleźć, jednak nie za bardzo umiała sobie wyobrazić, co takiego mogło by to być. Na dobrą sprawę skąd miała to wiedzieć? Może nawet lepiej, by był ewentualnie niespodziewany, może przyniesie zamierzony efekt szybciej niż zaplanowany. Ale w takim wypadku była zależna od czynników zewnętrznych, znajdujących się poza jej kontrolą. W takim wypadku nie miała jak wziąć spraw we własne ręce, bo czekała na niekontrolowany przez siebie samą czynnik, który zmusiłby ją do przezwyciężenia strachu. A więc czekać... tylko ile? Nawet jako anioł, nie miała nieograniczonej ilości czasu. W ludzkim ciele była równie podatna na niebezpieczeństwa, przez co śmierć mogła dotknąć ją w każdej chwili. Chciała zdążyć przed tym momentem i udowodnić samej sobie, że będzie ponad własnymi słabościami.
Żywy czy nie, zawsze to jakieś człowiekopodobne... coś, które można uznać za czynnik pomagający w pocieszaniu. Lenny może i nie był pluszakiem czy żywą istotą, jednak jego obecność w jakiś sposób pomagała. W końcu w jakiś tam sposób miał świadomość własnej osoby, co upodabniało go do człowieka. I choć w dotyku nie dało się wyczuć żadnego ciepła, to pojawiło się ono samoistnie - urosło w serduszku Lise z malutkiej iskierki, która ledwie się tliła, przygaszona nagłym napadem strachu.
Powoli uniosła drżące ręce z bliżej nieokreślonej pozycji "luźno w dół" i oplotła je wokół metalicznego tułowia androida. O dziwo, w dalszym ciągu pomagało. Mogła ukryć się za całym ogromnym (w porównaniu do maleńkiej medyczki) mechanizmem swego towarzysza, opierając się o niego i chowając twarz w okolicach jego ramienia. Bycie otoczoną przez istotę ogólnie mówiąc przyjazną dawało poczucie bezpieczeństwa, które powoli, acz z niezachwianą systematycznością wypierało przerażenie i trwogę. Delikatnie złapała palcami za materiał ubrania, kij jeden wie po co, ale kto bogatemu zabroni.
- Może - ledwo dosłyszalnie wymamrotała gdzieś w okolicach androidowego obojczyka.
Dziwne trochę takie zdanie. Aż musiała nad nim przez chwilę pomyśleć. Rzeczywiście stanowili bardzo oryginalną kombinację osób, charakterów, cech i położenia, acz w dalszym ciągu, pomimo zastanowienia, nie dostrzegała tej przenośni, o której wspominał jej rozmówca. Odsunęła się na kilka centymetrów, by jej wypowiedź mogła być bardziej zrozumiała, jednak w dalszym ciągu nie wypuszczając Lena z objęć (tak jakby w ogóle była w stanie go trzymać wbrew jego woli, czy coś... heh).
- To znaczy? Nie rozumiem... - Grunt to umieć się przyznać do niewiedzy. Wtedy przynajmniej może liczyć na wytłumaczenie, a z tego co zauważyła, Łowca potrafił wyłożyć niektóe rzeczy na tyle zrozumiale, by pojęła je nawet dziewczęca główka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Możesz. Ale jak sama mówiłaś - przejęłaś ludzkie cechy. W tym też i uczenie się na błędach. - Wątpliwości? To one są przeszkodą w tym, by to co było proste było równie proste w wykonaniu. Sam fakt tego że w coś wątpimy powstrzymuje mocniej, niż jakiś konkretny problem danego rozwiązania. Sam strach i wątpliwości to często jedyna przeszkoda w dokonaniu czegoś niezwykłego. Nieśmiałość też, ale akurat nie w tym wypadku.
Właśnie. Sam fakt tego że chce to "podszlifować" to już JEST pierwszy krok. A skoro pierwszy krok został postawiony, można powłóczyć nogami i dawać kolejne, prawda?
Anioły często są stróżami jakichś istot, ludzi. Może więc impulsem który by pozwolił Lilo przerwać swoją beznadziejną sytuację z fobiami byłaby potrzeba jej podopiecznego lub podopiecznej? Gdyby takowy był wewnątrz ciemnej i mrocznej, ciasnej jaskini, wiedziałaby że grozi mu śmiertelne wprost niebezpieczeństwo i tylko ona może go ochronić przed śmiercią...
Czy nie przezwyciężyłaby tego strachu? Czy TO nie byłoby właśnie TYM impulsem którego by potrzebowała? Poczucie obowiązku, fakt że mogłaby ocalić życie, gdyby przezwyciężyła swój strach? Czy to by nie wystarczyło? To byłoby za mało? A może za wiele? Nie... To mogłoby wystarczyć.
Coś, w sumie dobre określenie na coś przypominające budową człowieka, będące ze stali, z trybów, z mechanizmów i robotyka raczy wiedzieć czego innego jeszcze. To niech w sumie pozostanie sekretem twórcy Lena z czego powstał, jak powstał... No i ogólną tajemnicę kreacji. Tak jak nie pytamy za nadto najwyższego o to, jak stworzył ludzi, tak nie pytajmy martwego twórcy Lena o to, jak go zbudował.
A więc jednak stal może stworzyć ciepło w czyimś sercu i duszy. Intrygujące... Choć prawdę powiedziawszy - nie raz już mu się zdawało rozgrzewać czyjeś ciało. Robił to jednak w dość... Powiedzmy że sposób jaki niewinnej Lilo nie powinien dotyczyć, stąd nie będziemy go rozwijać.
Receptory dotyku zarejestrowały zwiększenie się nacisku na plecach i bokach, co samo w sobie mówiło mu wystarczająco i geście, jaki zrobiła dziewczyna. Odwzajemniła to, co robił Lenny. Nie musiał nawet patrzeć, by to wiedzieć. By to... Cóż, czuć. Ten... Całkiem... Przyjemny? Pozytywny? Hm... Pozytywny gest z jej strony. Czy mógł czuć się przyjemnie z tego? Czy w ogóle coś takiego jak "przyjemność" czuł? Hm...
Może. To w sumie dobra odpowiedź, a idealnie udzieliła jej Lilo w tej chwili, gdy wtulała głowę w jego obojczyk, chowając w nim twarz, ściskając lekko jego ubiór rączkami. Nie rozumiał w sumie tego gestu ściskania, ale nie zamierzał dopytywać. Może potrzebowała odreagować swoją silną reakcję na czynnik fobiogenny. Być może. Nie miał jednak co do tego pewności.
Anielica jednak nie podłapała tego, co miał na myśli, nawet specjalnie by o to spytać odsunęła głowę od jego ciała, by brzmieć... Hm, wyraźniej.
- Hm, jakby to ująć... - Zaczął, wychylając głowę niego w tył, by spojrzeć na sufit korytarza. Dość ciemny, nawet pomimo tej lampy która ich oświetlała.
- Jesteś niską, piękną i uroczą osóbką, która zajmuje się ratowaniem życia przed śmiercią, a twój strach wobec ciemności cię paraliżuje, zabija. Ja zaś jestem wysoki, silniejszy od ciebie fizycznie, raniąc i zabijając jeśli taka jest potrzeba, nie odczuwając strachu wobec mroku, kojąc teraz twoje rozkałatane emocje i serce swoimi słowami i dotykiem. Ktoś kto "jest" śmiercią, pociesza i broni kogoś, kogo można określić "życiem". Tak jest i teraz. Śmierć broni prawdziwego życia, zbierając żniwa w Desperacji chorobami, bronią czy kataklizmami - odbierając to "fałszywe" życie jakie otrzymali zarażeni wirusem, obudzeni ponownie do życia. Fałszywego życia. Śmierć wymordowanych pociesza zwykłych ludzi, którzy uznają "fałszywych" za potwory. Pojmujesz? - Kończąc tym pytaniem, zwrócił swoje spojrzenie w dół, ku blondwłosej główce, szukając potwierdzenia iż pojęła przenośnię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No tak, wszystkie ludzkie cechy, pełen pakiet... no, jednak nie taki cały. Wewnętrzna natura i niektóre zwyczaje, odruchy, pozostawały takie same bez względu na to, czy się przyjęło ludzkie ciało czy też nie. Nawet jako istota materialna, nadal miała w sobie cechy najbardziej typowe dla osoby anioła. Wciąż pozostawała ta tak stereotypowa tendencja do czynienia dobra, odruch pomocy i chronienia ludzi, wstręt przed przemocą i zabijaniem... praktycznie każdy ze skrzydlatych od małego miał właśnie takie skłonności. Co najwyżej życie na ziemi weryfikowało to, jak bardzo mogli być odporni na czynnik środowiska i wpływ obecnie zepsutego świata.
Na całe szczęście Lise udało się utrzymać tę część anielskiej natury. Chyba po prostu miała łatwiej, ze względu na swój pokojowy i spokojny charakter. Jako osoba nader ugodowa, raczej nie pakowała się w sytuacje, przez które mogłaby się w niej zrodzić jakaś agresja. A z tej zazwyczaj było dość blisko do zepsucia, którego ze szczerych chęci chciała w swoim ziemskim życiu uniknąć. I tym sposobem istniała sobie taka mała, świetliście wręcz jasna osóbka o pozytywnej aurze i nastawieniu d świata w tym świecie szuj i pesymistów.
Okej, w takim razie pierwszy krok ma za sobą. Gorzej, jeżeli te kolejne z nieznanej przyczyny nie chcą się wydarzyć. Dość słabo, kiedy próbuje się stawiać kroczek za kroczkiem, chociażby najmniejsze, a te uparcie w dalszym ciągu nie mają miejsca. Nogi nie chcą się ruszyć, odmawiają posłuszeństwa i łapią je skurcze, kij jeden wie z jakiego powodu, na jak długo i jak temu przeciwdziałać. Chciałaby się tego dowiedzieć, ale skąd? Nieszczęśliwie, jej diagnostyczna moc nie przewidywała udzielania takich informacji, choćby i była najbardziej przydatna. W końcu analiza psychologiczna to nie to samo, co diagnoza stanu zdrowia. Co innego, gdyby lęki były uwarunkowane jakąś porządną chorobą psychiczną... ale to w sumie i tak nie pozwalało dojść ani do przyczyn, ani do metod ich likwidacji. A więc była w kropce i musiała sobie radzić sama. To takie przykre, że ratowała wiele ludzkich (i nie tylko) istnień, a jej samej, w kwestii tak potrzebnej, nie miał w zasadzie kto pomóc. No przecież dajmy spokój, nie będzie chodzić na terapię ani nic takiego, bo ani na podobne fanaberie nie miała chęci, ani czasu.
Możliwe, że właśnie stróżowanie okazałoby się wystarczającym kołem zamachowym do zawalczenia ze swoimi słabościami. Tak, brzmiało to jak dobry plan i byłaby gotowa go zrealizować, gdyby tylko posiadała do tego możliwości. Sytuacja była jednak o tyle skomplikowana, że Lise nie wiedziała, któż też jest jej podopiecznym. Wiedziała, że taka osoba gdzieś jest i została jej przeznaczona. Może się jeszcze nie narodziła, może jest w kwiecie wieku, ale z pewnością gdzieś egzystuje i czeka na wsparcie od anielicy, która... nie ma zielonego pojęcia, kogo ma chronić. Gdyby wiedziała, że taka osoba nie istnieje, to bez skrępowania przyjęłaby nową istotę pod swoje opiekuńcze skrzydełka. Zagubiła gdzieś jednak swojego podopiecznego i nie ustawała w poszukiwaniach, co też potrafiło być frustrujące, gdy kolejny dzień kończyła ze świadomością, że w dalszym ciągu nie pełni swojej misji tak, jak rzeczywiście powinna.
Prawdopodobnie jednak gdyby już taką duszyczkę spotkała i miała szansę pomóc, to byłaby gotowa do najwyższych poświęceń w imię bezpieczeństwa i dobra danej osoby. Akurat na to była mentalnie przygotowana od dnia swojego stworzenia i pewność co do tego rosła w niej każdego dnia. Gdy przyjdzie jej czas, nie zamierza zawieść i nie pozwoli sobie na błędy. Czasem się zdarzają - to wiadomo, ale nie dopuszczała takiej możliwości jako akceptowalnej. Kiedy już odnajdzie podopiecznego, nie zawiedzie.
Nawet nie mówimy tu o rozgrzewaniu ciała, jako że temperatura organizmu Lise była zapewne wyższa od stalowej konstrukcji, którą to była otoczona. Cały czas jednak mowa o płomyczku duszy, swego rodzaju metaforze nadziei i wszystkich innych pozytywnych wartości znanych pod nazwami wiary i miłości, bez których życie zwyczajnie się... wypalało. Nawet zimny metal był w stanie podtrzymać ten tlący się ognik, nie pozwalając mu zniknąć na dobre. I był to bardzo pozytywny objaw, nie ma co ukrywać. Temperaturę w sposób fizyczny wystarczająco dobrze utrzymywały ściany podziemnych korytarzy, dzięki czemu jeszcze tam nie pozamarzali.
Potrzebowała odreagować, to byłoby wręcz idealne określenie obecnego stanu dziewczynki. Nie ma co ukrywać, że wcześniejsza sytuacja dość mocno nadszarpnęła jej nerwy, już i tak odrobinę naruszone po nocnym upadku. Doszła do siebie w sposób fizyczny, jednak lekki psychiczny szok nadal gdzieś tam się czaił, a awaria światła tylko rozjuszyła czyhająca na dogodny moment wielką, kosmatą istotę Paniki. Co jak co, ale przytulenie się do kogoś lub do czegoś w znacznym stopniu redukowało stres, poganiając Panikę kijem i odsuwając jej brzydkie oblicze od biednej dziewuszki. Można było być pewnym, że przy takiej tendencji już wkrótce się uspokoi i całkowicie dojdzie do siebie. Właściwie to w dalszym ciągu nie puszczała towarzysza niekoniecznie dlatego, że stuprocentowo tego potrzebowała... po prostu to był całkiem przyjemny układ. Dawał naprawdę bardzo wiele, jak na przykład wydzielanie się dobrych hormonów, poczucie spokoju i bezpieczeństwa, a nawet swego rodzaju zaczątki radości. Oby tak dalej!
Przechyliła blond główkę nieco na bok, zerkając z dołu na twarz rozmówcy. Z uwagą chłonęła każde słowo wytłumaczenia, starając się zrozumieć, o co w poprzedniej wypowiedzi tak naprawdę mu chodziło. I nie mogła się nie zgodzić z tym, jak wiele było między nimi różnic. Tak jak to występowało w jakiejś filozofii o Yin i Yang, mieliśmy tu kobietę i (no, wizualnie) mężczyznę. Osobę niską i wysoką, żywe, organiczne ciało i maszynę. Lekarza i kata, delikatną dzieweczkę i ciężkogabarytowego androida. Światło i Mrok, można by powiedzieć.
Kiwnęła lekko głową, dając tym samym znak, że rozumie. Pojęła, o co chodziło w podanym porównaniu, nawet jeżeli sama miała na ten temat osobliwy pogląd. Życie jest życiem, nawet jeżeli powstało w sposób mało naturalny i nie powinno mieć miejsca... stąd też sprzeciwiała się opinii, jakoby wymordowani nie zasługiwali na swoją szansę w świecie. Właśnie ją otrzymali wraz z drugim żywotem, więc traktowała ich właściwie na równi ze zwykłymi ludźmi. Byli tak samo ważni, wchodząc w skład tego świata.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach