Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Wysłali go po jakieś sprawunki do Apogeum o wyjątkowo nieludzkiej porze. Było bowiem jakoś ledwie po południu, gdy zimowe słońce pustyni udręczało jego ślepia ostrym światłem. Podniósł niechętnie wzrok ku niebu, na które to spoglądał z pomiędzy palców. Zmarszczył nosek, czując w nim nieprzyjemne łaskotanie.
- Grow... - Wyrzęził ku pustce z pretensją. Niech lepiej gra będzie warta świeczki, bo jeżeli posłał go po jakąś pierdołę i to jeszcze o takiej prze to...to on jeszcze tego pożałuje! Właśnie! Zazgrzytał szczęką, a zaraz potem w akompaniamencie fuknięcia kopnął z zawiścią nawinięty pod stopę kamień. -...draniu ty. - Burknął, nadymając buntowniczo poliki. Zaraz potem jednak powietrze z nich uszło w bezradnym westchnięciu, a na twarzy pojawił mu się delikatny rumieniec. Naciągnął na głowę głęboki kaptur swojej bluzy w którego cieniu skrył niespodziewany pląs. Był głupcem.
- Psia krew! - Mruknął, po raz drugi kopiąc ten sam nieszczęsny kamień, by zaraz potem sunąć się mozolnie ku celu.  

Dotarł na wskazane miejsce zbiórki. Wychodziło na to, że przybył tu pierwszy, no nic. Umęczonym spojrzeniem obserwował ścianę przed nim czekając na koniec tego dnia. W ogóle co to za pomysł wysyłać go na miasto? Za dnia? Komuś bardzo zależało na tym, by poczuł się jak śnięte gówno czy może faktycznie brakowało rąk do pracy? Mlasną leniwie, a wtedy pojawił się on - gość przed trzydziestką, w podejrzanym czarnym płaszczu i kowbojskim kapeluszu.
- Psssst. - zagaił konspiracyjnie, zaraz potem pociągając nosem.
Shion mimowolnie uniósł jedną z brwi do góry w niemym pytaniu.
- Jesteś z DOGs? - W jego głosie dało się posłyszeć pewne niedowierzanie. Shion ściągnął brwi.
- Masz z tym jakiś problem? - Warknął oburzony, zadzierając głowę do góry. Chyba nie zrobiło to takiego wrażenia na nieznajomym, jakiego Shion oczekiwał. Zacisnął więc rękę w pięść by dać temu upust. Zarozumiały głupek - podsumował gościa w myślach, nie odważając się syknąć tym samym określeniem na głos. Gość był niestety wyjątkowo postawny. Kundel przemęczył więc jego arogancję, a gdy transakcja została sfinalizowana pokazał mu język. Oczywiście upewniając się wcześniej, że ten stoi do niego plecami. Potem...a potem to utkwił wzrok w zawiniętej papierowej torbie, którą trzymał w swoich rękach, a przez którą był cały ten cyrk. Przygryzł dolną wargę. Nie powinien, zdecydowanie nie powinien tam zaglądać. Ta paczka była przeznaczona Growowi, a nie jemu, lecz właśnie...dlatego, że była Growa czuł, że musi tam zajrzeć. Podrapał się nerwowo po karku i odwrócił plecami do maszerujących główną ulicą. Rozwinął papierową torbę i zajrzał przez szczelinę do środka.
- Nie wierzę… - Włos mu się na karku zjeżył. - Po protu nie wierzę…- Nieobecnym spojrzeniem lustrował zawartość pakunku, sięgając do jego wnętrza ręką. Sięgnął do wnętrza ręką chcąc się upewnić, że nie ma omamów. Niestety - nie miał. Brew mu drgnęła. To był powód tej całej wrzawy? Z tego powodu ciągnął się przez całą desperację? Czy to był jakiś żart?! Zacisnął palce papierowej torbie, aż mu knykcie bielały.
- Niech go szlag! - Pizdnął pakunkiem o ziemię, a potem obrócił się na pięcie by mamrocząc pod nosem oddalić się. Oczywiście gdy tylko pierwsza fala gniewu przeminęła wrócił się, otrzepał torbę i po raz drugi podjął próbę oddalenia się. Tym razem skuteczniej. Przeklęte kundle!

Szedł więc przez jedną z głównych ulic będą ciągle rozeźlonym. Zgrzytał z tych wszystkich nerwów szczęką. Jak tylko wróci do nory to się z nimi wszystkimi rozprawi! W tym całym ferworze pożywania całego dnia nie zwrócił uwagi kiedy to nagle przed oczami wyrosła mu niespodziewanie przeszkoda. Odbił się bowiem od czyjegoś torsu niczym piłeczka pingpongowa od paletki. Pakunek wyleciał mu ręki, a on sam wylądował na ziemi.
-Uważaj jak leziesz!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Parę rzeczy do załatwienia - niby nic, a jednak trzeba się wysilić, unieść majestat z krzesła i wybyć poza ukryty w górach kompleks świątynny. Właściwie to nawet nie było do końca ważne, jaki był cel wyprawy do Apogeum. Grunt, że cały dzień będzie musiał przeznaczyć na owo przedsięwzięcie czy mu się podobało, czy też nie.
Na zewnątrz było chłodno, ale jednak świeciło słońce. Chwilami można by nawet pomyśleć, że zima dobiega już końcowi i nikt nie zdąży się choćby obejrzeć przed nadejściem wiosny. Niestety, zimne podmuchy wiatru wciąż oddalały perspektywę kolejnej, bardziej już chyba lubianej przez ogół pory roku. Kącik ust anioła drgnął, kiedy kolejna nieprzyjemna fala powietrza trzasnęła go prosto w twarz. Nawet w osłoniętym budowlami desperackim miasteczku wichura hulała w najlepsze, gdy tylko udało jej się przedrzeć pomiędzy poszczególnymi zabudowaniami. Większości przechodniów w ogóle to nie przejmowało - w końcu bywało się już w gorszych warunkach. Wystarczyło postawić kołnierz, może naciągnąć kaptur i dało się żyć. Kiedy wiatr cichł, promienie słońca nawet przyjemnie grzały w odsłonięte twarze, stąd na niektórych z nich pojawiały się zadowolone uśmiechy.
Pozbył się wypalonego właśnie papierosa i bez przekonania skręcił w jedną z uliczek. Tak na dobrą sprawę nie był pewien, czy dobrze idzie i jak mógłby się zakończyć ewentualny błąd. Coś musiał zaryzykować, żeby trafić w miejsce docelowe. Dopisało mu szczęście, co przyjął z ulgą - dotarł bez większych problemów i odebrał tajemniczy pakunek. Ujął go w obie ręce i bez ociągania ruszył w drogę powrotną. Nie uśmiechało mu się spędzać całego dnia w tym gwarze, gdzie co chwila ktoś biegł, kto inny krzyczał, jeszcze kawałek dalej rozgrywała się krótka bójka. Azazel zaś szedł pośrodku tego wszystkiego jak gdyby oderwany od wydarzeń naokoło. Nie interesowały go cudze rozmowy, problemy, zwady. Miał swój cel i swoją ścieżkę, której się trzymał, żeby jak najrychlej wrócić do swoich spraw. Nie był kurierem, żeby szlajać się z jakąś tam paczką pomiędzy Apogeum a Górami i gdyby zawartość nie była mu potrzebna, pewnie nie ruszyłby się po ową przesyłkę nawet po usłyszeniu gróźb. Tym razem jednak chodziło o jego świat i jego kredki.
- Przepraszam pana... - zaczął ktoś blisko rudzielca, co pozwoliło mu zastanowić się, czy przypadkiem to nie o niego chodziło. Odwrócił nieznacznie tułów, ale nikt nie wydawał się na niego patrzeć. Czyżby się przesłyszał?
- Jak dobrze, że pana złapałam! Nie widzieliśmy się przez tysiąclecia! - mówiła za to jakaś nieznana mu kobieta do nieco starszego już facecika z rzadką bródką. Więc jednak nikt nie miał do niego żadnego interesu. Tym lepiej - żadna mało znacząca sprawa nie będzie go zatrzymywać w miasteczku.
I wtedy właśnie, kiedy obracał się z powrotem do kierunku swego spaceru, jakiś obiekt zastąpił mu drogę. Uderzył w nieznajomego tułowiem, a że tamten tez szedł, siła zderzenia zmusiła anioła do postąpienia kroku w tył. Paczka wypadła mu z rąk, ale zachował równowagę i spojrzał na chłopaczka, który rzecz jasna był sprawcą wypadku.
- Uważaj, jak leziesz! - padło z ust młodzieniaszka, na co Azazel tylko ściągnął wargi w wyrazie poirytowania. Sięgnął po swój pakunek, a potem bez ceregieli wyminął piegowate tornado, nie poświęcając dzieciakowi większej uwagi, niż było to konieczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przeklął siebie w duchu. Zdecydowanie za często otwierał dzioba bez zastanowienia. Kiedyś go to wpakuje w prawdziwe kłopoty. Na jego szczęście pomimo nieprzyjemniej aparycji gość nie okazał się być czepliwym.
- Tsk. - fuknął, gdy rudowłosy bez słowa się oddalił. Sam Shin również nie poświęcił jego osobie więcej uwagi niżby to było konieczne. - Dziwak - skwitował podnosząc się ziemi i wycierając ręce o spodnie. Zaraz potem pochylił się po felerną paczkę pojmał ją zamaszystym ruchem. Przetarł ją jeszcze rękawem i powoli zaczął zmierzać w sobie wiadomym kierunku, zdając sobie w porę sprawę, że...miał nie swoją paczkę. Wyszło to jakoś mimochodem, gdy to przezornie zajrzał do wnętrza po raz drugi. Wyglądała co prawda identycznie, jednak zawartość mimo wszystko była zbyt specyficzna by mowa była o jakiejkolwiek pomyłce. I co teraz? Nie żeby co, lecz kusiło go by wrócić z innym pakunkiem i dać tym wszarzom nauczkę. Następnym razem pomyślą dwa razy nim go poślą po taką pierdołę w samo południe! Z drugiej strony słuchać ujadania, że strach wysłać go po cokolwiek bo spierdoli...pomijając naturalnie fakt, że i tak już się umęczył by tu dotrzeć... 
- Tsk

- Przepraszam, przepraszam! No posuń się! - A jednak biegł i lawirował w tłumie w poszukiwaniu tego rudego drania. Przygryzł dolną wargę nerwowo rozglądając się na boki. Nie mógł przecież odejść za daleko...I faktycznie, pojawił się na horyzoncie.
- Hej! Hej ty...ty rudy w czarnym! Tak ty! Zatrzymaj się! - Zawołał z oddali, czując rosnące zażenowanie z powodu całej tej sytuacji. Biegł bowiem i darł się, jak jakiś down mając ochotę wypluć z siebie płuca zwracając na siebie uwagę nie tylko tego typa, lecz również wszystkich wokół.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Krótki incydent nie był niczym godnym większego zaangażowania ze strony anioła. Minął narwanego młodzieniaszka i bez większego pośpiechu ruszył w swoją stronę, nie przejmując się kompletnie losem dzieciaka. Zresztą, czemu miałby go obchodzić pierwszy lepszy nieumiejący patrzeć przed siebie chłopaczek? Sam się prosił o zderzenie, to niechże sobie teraz radzi.
Manewrował sprawnie pomiędzy tłumem ludzi, chcąc uniknąć kolejnych mało przyjemnych wypadków. Nie było to łatwe, bowiem z niewiadomych przyczyn na trasie rudzielca zebrała się spora grupka osób tarasujących przejście. Skrzywił się z niezadowoleniem, próbując dojrzeć jakąś lukę w rozentuzjazmowanej gawiedzi. Niestety, większość z przebywających na ulicy osób była zainteresowana toczącą się przy wyjściu z jakiegoś przybytku scenką. Azazela generalnie nie interesował ów rozruch, ale chcąc nie chcąc dosłyszał dobiegające spod rozklekotanego budynku wrzaski. Kilku mężczyzn przekrzykiwało się zaciekle, cały czas ignorując próbującą ich uspokoić kobietkę. Minuta-dwie i doszło do pierwszych rękoczynów, na co tłum gapiów otoczył awanturników ciasnym kręgiem. Gawiedź przesunęła się nieco w stronę ściany, co dało aniołowi świetną, a może nawet jedyną szansę na wyminięcie całego zdarzenia i kontynuowanie swojej podróży. Przecisnął się pomiędzy kilkoma osobami, przemieszczając się możliwie jak najbardziej po drugiej stronie ulicy od coraz zacieklejszej bójki.
Szło już coraz lepiej. Rozochocona widownia przybliżała się coraz bardziej do obiektu swojego zainteresowania, przerzedzając się nieco na tyłach. Az zdołał się już wbić mniej-więcej w środek owego nieznośnego tłumku, kiedy zza pleców dobiegł go znajomy głosik.
Hej! Hej ty...ty rudy w czarnym! Tak ty! Zatrzymaj się!
Nawet się nie obrócił, choć podejrzewał, że tym razem rzeczywiście jego wołano. Wołający brzmiał zupełnie jak ten chłopaczek sprzed chwili, co pozwalało się domyślać, że dzieciak zaś czegoś chce. Pewnie nie wystarczyło mu wbić z pełnym impetem w anioła, teraz jeszcze głupio szuka zaczepki. Azazel nie zamierzał dawać się wpakować w podobnie idiotyczne sprawki. Byle maluch to nie było coś godnego zmarnowania choćby minuty, stąd też jeszcze energiczniej wbił się pomiędzy gapiów, chcąc zgubić natręta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez chwilę wydawało mu się, że nieznajomy go usłyszał. Jego sylwetka drgnęła bowiem, lecz najwyraźniej tylko po to by zaraz jeszcze bardziej zatopić się w tłumie.
- Hej, mówię do ciebie, zatrzymaj się! - Chamie jeden - Ej! - Zawołał jeszcze głośniej szarpiąc swoje struny głosowe do tego stopnia, że te zaczęły wydobywać z siebie nieco za wysokie tony. On sam słysząc siebie kłapnął dziobem i warknął zło życząc na rudego jegomościa. Przecież nie możliwe było, że ten go nie słyszał! A nawet się nie obejrzał za siebie. Głuchy był? Robił to umyślnie? Shion fuknął, marszcząc przy tym gniewnie nosek. Poruszył niespokojnie szczęką. Miał ochotę rzucić w niego jego własnym pakunkiem, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że w ten sposób niczego nie rozwiąże, a nawet być może pogorszy sytuację. Nie miał zamiaru się bowiem pakować w rozwiązania siłowe. Zdecydowanie oponował załatwienie sprawy polubownie dlatego też spiął się w sobie i nie mając innego wyjścia kontynuował swoją przebieżkę przez tłum by tylko dogonić mężczyznę. Co jakiś czas wołał jeszcze, jednak widząc, jak bezcelowe to było ostatecznie zamilkł. I tak sytuacja była już dostatecznie kłopotliwa.
Ostatecznie dogonił go. Wyprzedził i zagrodził mu drogę zatrzymując się przed nim. Rozpostarł dodatkowo ramiona na wszelki wypadek jakby nieznajomy prócz tego, że był głuchy miał również problem ze wzrokiem. Klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie z wysiłku który włożył w przedarcie się na drugi koniec Apogeum o własnych nogach.
- Hej, wołam do ciebie, mógłbyś się chociaż zatrzymać. - Wydyszał spoglądając na niego bojowo i próbując złapać oddech - Paczka - Sapnął i zgiął się szukając oparcia dłoni na swoich kolanach, miętoląc w rękach nieco bardziej nie swoją wartość.  - Masz moją paczkę. Gdy na ciebie wpadłem na mnie wpadłeś...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez lata chyba zdążył zapomnieć, jak bardzo dzieciaki potrafiły dać w kość. Nawet taki pojedynczy przypadek, za to uparty do granic możliwości, umiał nieźle napsuć wszystkim naokoło. Jego idiotyczne zaczepki to naprawdę nie było coś, w co miałby ochotę dać się wciągnąć. W ogóle czemu miałoby go obchodzić, czego jakiś niezrównoważony chłoptaś od niego chce? Dlatego zignorował kolejne wołania i z determinacją brnął przed siebie w tłumie obserwujących pobliskie wydarzenia.
Brnął to bardzo dobre określenie. Próbę przemieszczenia się wzdłuż ulicy można by w tej sytuacji przyrównać do próby pływania w stężałej galaretce; nim udało się zrobić choć krok, jakaś nowa przeszkoda skutecznie uniemożliwiała przesunięcie się dalej. Parcie do przodu wymagało nie tylko anielskiej cierpliwości, ale też jakiejś metody. Rozwiązanie siłowe nie wchodziło w grę, a Azazel miał o tyle trudniej, że nie mógł nawet wymamrotać magicznego "przepraszam", na które może część co mniej zdziczałych gapiów zdołałaby zrobić mu przejście. W końcu w niektórych zostały jeszcze odruchy wpojone przez życie wśród cywilizacji i a nuż udałoby się je obudzić... gdyby tylko było jak.
No i właśnie. Mógł sobie próbować przedrzeć się przez tłumek, ale gniotący się jedno przez drugie ludzie wcale nie byli w tym pomocni. Przez to chłopaczek jakimś nieznanym aniołowi sposobem zdołał się przebić wcześniej i ledwie wydostał się z morderczej żywej konserwy, chciał wziąć porządny wdech, a tu od frontu już czekał na niego natręt. Zatrzymał się na moment i uniósł rude brwi w wyrazie niemego (heheszki) zdziwienia.
-Paczka - odezwał się chłystek, jak gdyby miał do tego jakiekolwiek prawo. Jego mgliste wyjaśnienia nie brzmiały przekonująco, bardziej jak gadka jakiegoś drugorzędnego naciągacza. Co jak co, ale Azazel nie mógł się tak po prostu pomylić i wziąć innej paczki. Był niemy, nie ślepy! Ta, którą cały czas niósł w rękach, musiała należeć do niego - zgadzała się kształtem, wyglądem, wagą. Jeszcze by tego brakowało, żeby teraz małolat miał mu wmówić, że powinni się zamienić. Zawartości dzierżonego przez anioła pakunku nie wolno było pod żadnym pozorem powierzyć w niepowołane ręce.
Skrzywił się tylko i wyminął dzieciaka, nie zaszczycając go niczym ponad przelotne spojrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shion skonsternowanym spojrzeniem obserwował wymijającego go w ciszy Azazela, a gdy ten zniknął mu z pola widzenia zmarszczył czoło próbując zrozumieć co się tutaj właściwie wydarzyło. Czy źle dobierał słowa? Nie wyrażał się dostatecznie jasno? Zmarszczył nos odsłaniając przy tym kły zza których wydobył się warkot niezadowolenia. Zaraz potem spiął się, gwałtownie obrócił na pięcie i ponownie znalazł się sprzed Azazelem. Sapnął jeszcze kilkukrotnie chcąc uregulować swój oddech. Mierzył przy tym znajdującego się na przeciwko niego człowieka spojrzeniem przepełnionym determinacją. Jeżeli tym razem ten ponownie planował go zignorować to nie miał łatwo. Shion bowiem z rozpartymi ramionami przesuwał się to w prawo bądź lewo w zależności od tego którędy to tym razem nieznajomy planowałby się wymknąć. Jeśli zaś zamierzał się cofnąć to...ha! tam też by Shiona napotkał. Kundel nie zamierzał bowiem odpuszczać.
-Przestań! - Fuknął -Proszę...- Dodał zdając sobie sprawę, że początkowo zabrzmiał zbyt pretensjonalnie. W końcu nie miał w zamiarze prowokować tego osobnika. Tak na wszelki wypadek. - Głuchy jesteś? Nie słyszysz mnie? - Spytał. Nie pobrzmiewała w tym ani krzta jakiejś ironii czy czegokolwiek innego. Zwykłe pytanie. - Paczka. Ta. Twoja. Ta. Moja. Rozumiesz? Ta. Moja. Nie ta, tylko tamta. - Zaczął tłumaczyć na migi dość łopatologicznie, to wskazując palcem na swój pakunek, jego pakunek, siebie i tak dalej. Nie czekał przy tym nawet na odpowiedź rudzielca przypuszczając, że jej się nie doczeka. - Wymiana? Twoja za moją. - kontynuował. Czuł się jakby tłumaczył psu fizykę kwantową, lecz zachował to już dla siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na co on w sumie liczył? Nadzieja na to, że po pierwszej odmowie dzieciak odpuści, była już chyba zbyt wielką naiwnością jak na jego zwyczaje. Czasami naciągacze rzeczywiście się zniechęcali widząc, że nic nie są w stanie wskórać z daną osobą. Wiadomo - im większy opór potencjalnej ofiary, tym większe szanse na niepowodzenie. Skoro wypatrzony osobnik nie wydawał się podatny na zabiegu oszusta, należało się poddać i poszukać innego frajera.
Najwyraźniej piegus był amatorem.
Dokonał możliwie najkrótszej oceny sytuacji. Za plecami miał gesty tłum mieszkańców Desperacji, którzy z pewnością nie przepuszczą go z powrotem zbyt łatwo; nie zapowiadało się na zakończenie widowiska, gdyż do uczestników bójki dołączyły się właśnie kolejne osoby. Powietrze przecinały przekleństwa i rzucane przez walczących przedmioty. Jakaś butelka śmignęła wzdłuż ulicy, roztrzaskując się kilka metrów za nieznajomym dzieciakiem.
Młodzieniaszek nieco spuścił z tonu. Czyżby myślał, że w ten sposób uda mu się jednak coś osiągnąć? Cóż, jego niedoczekanie. Azazel przecież nie był debilem i naciągnięcie go na oddanie swojej własności wymagało nieco więcej niż jęki agonalne chomika.
- Głuchy jesteś? Nie słyszysz mnie?
Nie, nie głuchy, tylko niemy. Ale wyjaśnianie tego pierwszemu lepszemu złodziejaszkowi nie było konieczne. Zacisnął palce mocniej na trzymanym przez siebie pakunku i rzucił chłopaczkowi groźne spojrzenie z gatunku "zmiataj, zanim cię wypatroszę". Gdy ten zaproponował wymianę, anioł tylko pokręcił głową. Był nieustępliwy i nie dało się tego przeoczyć. Swoją paczkę dzierżył tak pewnie, jakby była częścią jego ciała. Nie było mowy o pomyłce i był tego stuprocentowo pewien. Przecież nijak nie dało się pomylić, skoro dosłownie wszystko z jego własnością się zgadzało. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości, a więc młodzik mógł się równie dobrze po prostu wypchać.
Wypuścił cicho powietrze, wyraźnie niezadowolony z sytuacji. Kiwnął głową na niższego, wskazując mu tym samym, żeby się w końcu ruszył. Wypadałoby mu się odsunąć i nie robić problemów poważnym ludziom, ot co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Starał się udawać, że zawistne spojrzenie rudego wcale, a wcale nie zrobiło na nim większego wrażenia. Mimo wszystko w tym człowieku było coś niepokojącego. Pomijając już samą mimikę twarzy coś nieprzychylnego czaiło się w jego ślepiach i jeszcze to zawzięte milczenie. Sion nie bardzo wiedział jak podejść takiego człowieka. Początkowo nawet bowiem myślał, że ma do czynienia z głuchym, lecz mowa ciała tego człowieka wskazywała na to, że ten doskonale rozumiał co Shion do niego mówił.
- A więc mnie rozumiesz...- Zauważył z uporem, nie przesuwając się ani o milimetr z przed wizji ponurego rudzielca. Ba, nawet uśmiechnął się nieznacznie zaraz po tym gdy odnotował istotną informację, choć dalej mu się nie podobało to, że nieznajomy stawiał opór. Ale spokojnie, już robili jakieś postępy. A przynajmniej tak się Shionowi wydawało.
- Chcesz bym dał ci spokój, ja sam chcę ci dać spokój, lecz jak tak dalej pójdzie to skończymy stojąc tu i przepychając się spojrzeniami do końca świata. - Postawił sprawę jasno, po czym zabrał się za rozwijanie po-miętolonej paczki. Skoro słowa nie przemawiały do tego człowieka to może obraz to zrobi. Rozwinął, rozchylił i podstawił pod no aniołowi, a raczej oczy.
- Widzisz, poznajesz? Bo to na pewno nie moje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A więc mnie rozumiesz...- padło. O ironio, rzeczywiście, rozumiał! To, że nie odpowiadał, przecież nie znaczy od razu, że jest totalnym debilem. Niestety, taki przykry był już los niemowy, który przypadkiem wyszedł na zewnątrz bez przyborów do pisania. Przykra sprawa, ale musiał sobie jakoś radzić bez nich. Uniósł nieznacznie brwi na kolejne wyjaśnienia chłopaczka. Nadal brzmiał jak kiepski naciągacz i anioł zdecydowanie nie był przekonany do prawdziwości tego całego trajkotu. Spoglądał na młodzieniaszka raczej sceptycznie, ale chyba nie miał lepszego wyjścia, jak tylko dojść z nim do jakiegoś konsensusu. Bo jeszcze szczeniak gotów za nim biegać po całym Apogeum jak upierdliwe dziecko.
Otrzeźwiło go otwarcie paczki przez nieznajomego. Po zajrzeniu do środka nie dało się nie zauważyć, że trzymany w rękach chłopaczka pakunek był tym, po co Azazel w ogóle fatygował się tak daleko. Mina nieco mu zrzedła, ale zachował twarz. Skinął głową, jako że oczywiście poznawał zawartość rozparcelowanej paczki. Ale - pewności jeszcze nie miał.
Zabrał się za otwieranie trzymanego przez siebie pakunku - w końcu musiał się upewnić, że nie mają przypadkiem tego samego, bo wtedy całe problemy byłyby po nic. Schludnie odwinął całe opakowanie i srogo się zdziwił, widząc we własnych rękach coś zupełnie innego niż przedmiot docelowy. Rude brwi znów podskoczyły w górę, zaś zaskoczone spojrzenie wylądowało na twarzy awanturniczego młodzieńca.
No chyba sobie żartował, żeby z takim towarem łazić po Desperacji. Wśród ludzi. Publicznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ha! W końcu jakiś postęp! Uśmiech triumfu powoli zaczął malować się na jego twarzy. Wszytko powoli się wyjaśniało, w końcu udało mu się dość jakoś do tej upartej, zakutej, rudej pały! Zadowolony z siebie nawet nie zauważył w którym momencie ten bezczelnie zajrzał do jego pakunku! Dopiero jego słowa sprawiły, że tępym wzrokiem spoglądał na jego ręce i na to co trzymały…
Włos mu się zjeżył na karku, mentalny piorun go raził, a ciało samo się ruszyło.
- Nie patrz! - Jęknął, skoczył, wyrwał z rąk anioła paczkę, chwilę wcześniej upuszczając wzamian pakunek Azazela na ziemie i kompletnie o nim zapominając.
- Nie twoja sprawa!- Warknął i popędził w tłum mając nadzieję zniknąć w nim jak najprędzej. Przyciskał do siebie odzyskany pakunek. Uczynił to w trochę bardziej brutalny sposób niż planował, lecz rudowłosy sam sobie był tego winien! Gdy znalazł się już dostatecznie daleko, schował się pomiędzy budynkami. Podparł się o jedną ze ścian i zjechał po niej aż do momentu w którym jego tyłek osiadł na piasku. Odkleił od piersi pakunek. Powodził po poniszczonych oprawkach harlequin'ów wzrokiem i dłonią upewniając się, że nie uległy większemu zniszczeniu. Odetchnął z ulgą gdy się okazało, że wszystkie cztery tomiki były w takim stanie, jak na początku. Zaraz potem poczuł wypieki na twarzy. Przez tą lekturę dla kur domowych...nie dość że się umęczył na tej pustyni, robił z siebie głupka to jeszcze wstydu się najadł! Zacisnął palce na jednej z książek i cisnął ją na przeciwległą ścianę z nie małą zawiścią, jak i satysfakcją. A przynajmniej do momentu, gdy pierwsza fala złości z niego zeszła. Potem to już tylko rzucił się ku niej chcąc się upewnić, że nie zrobił jej krzywdy. Dość tych przygód na dziś. Pora komuś skopać tyłek za ten parszywy dzień!

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach