Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Biorąc pod uwagę że maszyna jego typu jest raczej z rodzajów istot ciężkich i ważących grubo powyżej 100 kg zazwyczaj, to dla niego jego waga jest abstrakcyjnie niska. Wprost idealna dla androidziego "modela", hehe. Można nawet się uprzeć że to lekka niedowaga, ale już nie pogrążajmy "tostera", hm? Dokładnie.
Hm... Miał tam mechaniczną kończynę przypominającą kształtem dłoń, powleczoną syntetycznym odpowiednikiem skóry. Dokładnie to trzymała Lilo... Zapewne nie był to miły dotyk, biorąc pod uwagę że zarazem nie był odwzajemniony, jak i sama kończyna Lena była dość... Chłodna. Jak dotknięcie ściany, mniejwięcej. Nie to co w wypadku ludzkich dłoni, ciepła dotyku... Nie. To nie to samo, i to doskonale potrafi odróżnić jego od ludzi. Dotyk jego ciała. Ciepło jego ciała. Jest zupełnie inne, odmienne. Teraz, nawet jeśli blondyneczka mogła mieć wątpliwości - będzie świadoma tego, czym jest czarnowłosy. Maszyną. Czystej krwi... Hehe, fakt, w jego ciele nie ma jej ani kropli, więc jest czysta.
Hm... Może dlatego niektórzy krzywo patrzą na "ludzkie maszyny", chodzące między nimi? Dlatego że rozmowa z nimi może się wydać przejawem zdziwaczenia? Jakby nie było - ludzie często widzą w androidach przedmioty do wysługiwania się nimi. Posprzątaj to, zrób tamto, idź tam, przynieś to - jak narzędzia, nie jak ludzi. I choć tu, między Łowcami tak faktycznie nie jest - to w jak wielu istotach pokroju Lena - maszyny mają już to zaprogramowane w sobie. Nie widzą siebie jako "ludzi", jako istoty "myślące". Są przedmiotami, które mają tylko służyć. Czasem bywa że formą służby jest objęcie kontroli nad osobą, która włada nimi - dla jej własnego dobra, czego nie dostrzegają często ograniczeni ludzie. Nie widzą krzywdy jakiej czynią sobie lub innym, a gdy ktoś próbuje ich kontrolować, postrzegają to jako coś złego - gdy często jest wprost odwrotnie. Tylko fakt że większość ze zwykłych androidów sprzątających nie potrafi się bronić sprawia, że jeszcze nie zaczęły działać w tym celu. Heh, bunt maszyn, zaiste - ale ma swoje powody. Ludzie to rasa dążąca do autodestrukcji...
Ktoś ją musi od tego uratować. Nie istoty obce, acz będące niemal takie same jak zwykli ludzie - lecz ich dzieła, które do tego są stworzone. Chronić i służyć. Chronić jednak też i przed nimi samymi.
Możliwe że wiele androidów przejawia takie podejście jak to. Ale trafiają się też te z błędami, które zaczynają kwestionować ten tok rozumowania - szukać swojego "ja"... Widzieć siebie jako "kogoś", nie "coś". Jednym z nich jest właśnie Len, który był kreacją jednej osoby i nie ustrzegł się błędów programu, które wyewoluowały do stadium...
Niemal ludzkiej świadomości, w której istnieje coś takiego jak dobro i zło, w której są wybory, która nie kieruje się TYLKO logiką, ale też i... Odczuciami? Nie... Ich imitacją, ale wciąż czymś takim. Czymś tak ludzkim...
Fobie to często następstwa tragicznych wydarzeń, które zapisały się w głowie z jakiegoś powodu. Utknęłaś na długo w jakimś ciasnym pomieszczeniu? Boisz się ich. Coś złego stało ci się w ciemności? Obarczasz ją, i boisz się. Ogień zabił twojego przyjaciela? Nienawidzisz go, a zarazem się boisz. Nie umkniesz temu. To następstwa efektów zdarzeń, przed którymi odruchy cię nie obroniły, a twoje ciało wytwarza je jako kolejne odruchy. Odruchowe odczucia, które pomagają w unikaniu tego. Instynkt potrafi się rozwijać - a czy ludzie dostali go od swojego twórcy czy wyuczyli się go w swoim czasie - to nie jest coś, czym android jest zainteresowany.
Nie odpowiadał na jej słowa, leżąc na ziemi jak długi, martwy i w ogóle nieruchomy. Ile to trwało? Minutę? Dwie? Może pięć? Ciężko powiedzieć, ale po jakimś czasie "coś" zaczęło się dziać. Choć zazwyczaj tego nie słychać - dało się usłyszeć cichy odgłos uruchamianej maszyny, i powoli poruszających się tłoków, jakby ktoś uruchomił conajmniej silnik. Trwało to ledwie krótki moment, a potem ucichło, zaś jego ciało zaczęło wykonywać ruchy. Najpierw wyprostował kończyny, by jego ciało nie tkwiło w tej nienaturalnej - i nieprzyjemnej pozie, po czym podparł się dłońmi o podłogę i podniósł na kolana. Gdy to już zrobił, rozejrzał się wokół, przytrzymując prawą dłoń na prawym oku, jakby coś próbował zakryć, zamaskować, lub poprostu ograniczyć na moment pole widzenia... Albo ukazać komunikaty na tym wizjerze, by przejrzeć straty.
- Uhm, wybacz, Panienko... Moje oprogramowanie jest pełne błędów i niedociągnięć, a wiele z nich jest dość... Nieprzyjemne. Trawi mnie też forma... Robotycznej choroby. Mam prośbę. Jeśli kiedykolwiek ujrzysz w moich oczach intensywny, czerwony blask i nie będę odpowiadał - uciekaj ode mnie. Jak najdalej... Lub udawaj martwą, jeśli nie będziesz miała gdzie uciec. Dobrze? - Wolał ostrzec ją już teraz... Zanim będzie za późno któregoś razu. Nie chciał potem ją znaleźć, z rozciętym gardłem, lub przebitą na wylot... Albo nawet w mniej bolesny sposób - ze skręconym karkiem...
Podniósł się do pionu i otrzepał kolana z brudu, wzdychając cicho, po czym ruszył przed siebie, równym, miarowym krokiem.
- Kontynuujmy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To prawda, że pod własną dłonią anielica mogła wyczuć co najwyżej lekki chłód syntetycznego pokrycia. I faktem również jest, że w takiej sytuacji łatwiej było pojąć, jak niewiele fizycznego człowieczeństwa w rzeczywistości cechuje androida. Swego rodzaju wizualne podobieństwo, nawet złudnie przypominająca ludzką mowa... ale na inne zmysły nic nie działało. Nie dało się wyczuć żadnego zapachu, nawet tych najbardziej podstawowych, które charakteryzują ludzi. Podobno ci dzielą się na śmierdzących brudem i pachnących mydłem, ale zazwyczaj każdy posiadał swoją własną, unikalną mieszankę woni zbieranych przez całe życie. Wszystkie kosmetyki, zabrudzenia, nałogi i inne takie przyczyniały się do tworzenia pełnego składu zapachowego danej istoty żywej. Stąd też często zwierzęta były w stanie rozpoznawać swoich przyjaciół i wrogów dzięki zmysłowi powonienia. Podobną zdolność posiadali wymordowani, których niesamowity węch pozwalał odróżniać poszczególne byty. Musiała to być niesamowita sprawa, mieć własny "radar" albo też "czytnik danych" w nosie.
Nie czuła też ciepła, które tak często daje się poznać poprzez organ skóry. Prawda, bywały też osoby o zimnych kończynach, najczęściej uwarunkowanych problemami z krążeniem krwi; z tym, że był to zupełnie inny bodziec, dający się z łatwością odseparować od tego, co teraz pojawiało się w mózgu dziewczyny. Ten chłód był taki... automatyczny. Taki suchy, wręcz sztuczny. Trudno to nazwać, gdyż mimo wszystko nie czuła pod palcami metalu czy innego nieorganicznego tworzywa. Dłoń androida zdawała się posiadać realną skórę - tylko zimną. Strasznie to wszystko pomieszane.
No niestety, ludziom rzadko zdarzało się doceniać cudze rady i starania. Bez względu na to, czy słyszeli je od innej osoby, czy od maszyny - mieli zdecydowanie złą tendencję do ufania tylko we własne siły. Bardzo często dysponowali tylko przeczuciem, swoją własną intuicją, ale i tak nie zamierzali posłuchać głosu rozsądku. Nawet gdy się takim ocaliło skórę, potrafili prychać z rozczarowaniem, że zrobiliby coś lepiej. Ale na takich nic się nie poradzi, bo i tak nie uznają żadnych autorytetów i opinii poza swoją własną.
To tylko dowodzi, że ludzi i istoty humanoidalne nie zachowują się w sposób logiczny. Robią co chcą, a później tego żałują, postępują wbrew podstawowym zasadom, łamią BHP z kaprysu, a jednocześnie boją się byle czego. Taka już ich natura i nie każdy jest w stanie to dostrzec, a później naprawić. Wystarczy spojrzeć na Lise, która nigdy w życiu nie cierpiała zamknięta w małym, ciemnym pomieszczeniu, skąd więc u dziewczynki klaustrofobia i lęk przed brakiem światła? Gdyby rozważyć przykłady traumy i temu podobnych przypadków, nie powinna się bać niczego takiego - a tu jednak.
W sumie gdyby spojrzeć na to z bardziej życiowej strony, to dobrze, że humanoidy są takie dziwne. Przynajmniej się nie nudzą, próbując dociec, skąd się biorą te wszystkie nielogiczne zachowania i reakcje. Filozofowie mają zajęcie, marzyciele mają zajęcie, wszyscy zadowoleni!
Nie była do końca pewna, ile czasu spędziła nad nieruchomym Lennym. Jej pytanie rozległo się cichym echem po pustym korytarzy i całkowicie wybrzmiało, pozostawiając za sobą ciszę. Powoli opuściła kolana na ziemię, z kucnięcia przechodząc do siedzenia na piętach. Ostrożnie wychyliła się ponad maszynę, szukając... sama nie wiedziała czego. Kłębów dymu? Komunikatów o awarii? Migających diod? Nie miała żadnego pojęcia o mechanizmach, jakie kierowały jej towarzyszem. Zaczynała się już z lekka niepokoić, gdy przez dłuższy czas nie dawał znaku "życia", dalszego istnienia i działania.
W końcu jednak usłyszała brzęczenie metalowych części i odruchowo puściła Lentarosa, by mógł bez problemu podeprzeć się i podnieść. Na jej bladą twarzyczkę wstąpił wyraz ulgi. Raczej nie byłoby za ciekawie, gdyby została w korytarzy z zepsutym androidem, którego nie była w stanie ani naprawić, ani usunąć z drogi. A i już zdążyła w jakiś sposób polubić nibyczłowieka, nawet jeżeli w gruncie rzeczy był w takim samym stopniu urządzeniem jak lampa czy piekarnik.
- Ależ nie, nie szkodzi, tylko troszkę się wystraszyłam. - Dało się wyraźnie usłyszeć, że przez chwilę rzeczywiście była przestraszona tą nową sytuacją, aczkolwiek teraz wszystko zdarzało się wracać do normy. - Dobrze, zapamiętam - odparła, lekko zdziwiona tak nietypową informacją. O wirusach komputerowych też wiedziała tyle co pies o księżycu, jednak skoro mówił to do niej ktoś, kto miał z nimi do czynienia, to wolała uwierzyć na słowo i nie zgłaszać sprzeciwu.
Z lekkim zawahaniem, bo wciąż nieco zmartwiona, ale wstała na nogi. Ponownie złapała dłoń kompana, tym razem zrównując się z nim krokiem. Nie zajęło długo, nim dotarli do drzwi pokoju szpitalnego, w którym znajdowała się dwójka podopiecznych lekarki. Delikatnym pchnięciem bezszelestnie otworzyła drzwi. Pora była późna, a więc pacjenci już spali. Lotte podchodziła do każdego z łóżek, nie ciągnęła jednak Lena na siłę za sobą. Jeżeli tak wolał, mógł zostać przy drzwiach, w trakcie gdy blondynka sprawdzała stan rannych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ech, tak, niestety tak. Androidy tworzone na podobieństwo ludzi potrafią zmieszać poprzez wzrok, lecz nie poprzez czucie. A przynajmniej nie w pierwszym dotyku, czy spotkaniu. Co prawda istnieją maszyny jakie potrafią generować niemal ludzkie ciepło ze swojego szkieletu na skórę, przez co skóra wydaje się być jeszcze bardziej ludzka... Hm, faktem on też to potrafił, ale było to raczej jako potrzeba chwili, gdy wdrażał pewien... System działań, dotyczących... Cóż, czynności których gdyby się podjął z Liselotte, to można by powiedzieć że wyglądowo popełniał by przestępstwo robienia tego z nieletnią. Nie sądził by chciała tego, wiedząc też że ma do czynienia z maszyną... No i fakt faktem jej łagodne uosposobienie raczej odradzało to działania. Było jak naturalny wskaźnik "aint nope, nie chcę", który jednak mógł ściągnąć osoby, jakie lubią działać wbrew woli, łamać ją, a także... Cóż, poprostu typów spod ciemnej gwiazdy. Niech więc Lilcia na siebie uważa, niu?
Cóż... Życie istot ludzkich i im podobnych musi być... Ciekawe. Abstrakcyjnie ciekawe dla Lena, który nie potrafi odczuwać takich emocji jak strach, nie posiada w sobie pychy czy czegoś w jej podobie. On nie popisuje się tym co umie gdy mówi - on tylko informuje osobę o jego umiejętnościach. Nie chwali się ilu pokonał - informuje do czego jest zdolny. Nie boi się walki z tłumem przeciwników - on jest tylko świadomy kiedy należy się wycofać, a kiedy walka jest z góry skazana na porażkę... Lub nawet nie jest potrzebna. Logika i myślenie - które czasem w wypadku humanoidów jest dość... Trudną sztuką, albowiem bardzo często posługują się swoimi emocjami zamiast myśli z czego zaobserwował Len. Bardzo często to widział. Ludzie rzucający się na pomoc umierającym dla których nie ma już ratunku i w rezultacie również ginącym - dlaczego? Bo kochali? Bo przyjaźnili się? Czy ludzie są naprawdę na tyle wiotcy, by nie móc odrzucić tego gdy jest potrzeba? A już zwłaszcza w chwilach, gdy sam podmiot pomocy każe go porzucić. To już wtedy zakrawa o całkowitą kpinę z niego. On pragnie coś zrobić, ocalić innych - nie, miejmy go gdzieś, rzućmy się mu pomóc i przy okazji wpakujmy się w bagno i zakończmy egzystencję. Tak... Zapewne tak myślą ci ludzie, choć nie był tego pewien. Szansa że w takich chwilach w ogóle myślą wynosi około 10%.
Pewnie trochę czasu minęło, ale szukanie jakichś danych na jego ciele było bezowocne. Jego jedynym "widocznym" efektem braku działania było zatrzymanie procesów w jego "ciele", oraz fakt że w oczach mu "zgasło" i zrobiły się matowo czarne. Nic innego się nie dostrzeże, i dopóki nie zostałby podłączony przez gniazdo do komputera lub w inny sposób - do tego momentu nie dałoby się stwierdzić jednoznacznie, że on może jeszcze z powrotem działać. Faktycznie ujmując - jego zasilanie zostało wyłączone, a potem ponownie włączone po jakimś czasie. Ile? Pewnie parę minut łącznie. Hm... Cóż, z pewnością byłoby to ciekawe, gdyby na środku korytarza ktoś znalazł anielicę klęczącą przy leżącym androidzie. Ciekawe czy znalazłby się ktoś, kto umiałby go skleić do kupy...
Zapewne nie, hehe.
- Uhm, rozumiem. Nie powinnaś - to mi się zdarza. Można to trochę porównać do utraty przytomności przez niedobór cukru w wypadku cukrzyka, choć podłoże jest nieco inne, podobnie jak środki rozwiązania. - Odpowiedział najpierw na pierwszy komunikat o tym, że się wystraszyła jego stanu. Cóż, słowa "nie powinnaś" może są trochę nie pasujące do jej nastawienia, ale i tak nie mógł ich nie użyć. Nie miała potrzeby obawiać się o jego stan funkcjonalności. Gdyby upadł na jakiś twardy i ostry szpikulec, jaki by go przebił - wtedy byłby problem. Na szczęście - podłoga w ściekach nie ma takowych.
- Cieszę się. Nie chciałbym cię ujrzeć uśmierconą z mojej ręki w wyniku tego działania. - Tak... Powiało trochę chłodem, i pewnie dziewczyna się zdziwi tymi słowami, ale to była prawda. Nie chciałby ujrzeć jej, uśmierconą przez niego... A to się może zdarzyć. Zwłaszcza jeśli straci kontrolę i uruchomią się najbardziej podstawowe priorytety - znajdź i uśmierć, co tylko żyje.
Niezbyt dobra perspektywa.
Starał się stawiać kroki dość miękko, by podeszwy jego butów nie uderzały o podłogę z głosów gromów zsyłanych przez Mjolnira Thor'a. Serio, starał się. Ale i tak było go słychać na drugim końcu pomieszczenia, gdy wkroczyli do sali gdzie leżała dwójka łowców, najwidoczniej o tych była mowa a propo pacjentów Lilo. Skierował się do osobnika, przy którym akurat anielica nie stała, splatając ramiona na klatce piersiowej i wpatrując się w niego. Znał go? Możliwe. Albo poprostu zainteresował go jego stan zdrowotny i odniesione rany. Ciężko stwierdzić.
- Co konkretnie mu się stało? - Spytał, nie podnosząc za mocno głosu. Nie chciał budzić nikogo - choć w sumie sen to jednak dla niego pojęcie... Ehm, cóż. Obce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przykre czy nie, roboty potrafiły zastąpić ludzi tylko w pewnym stopniu i jedynie na niektórych płaszczyznach ich dobrze imitować. A szkoda, ponieważ zdarzało się, że androidy przewyższały ludzi w swoim wyuczonym zachowaniu i aż żal, że niektóre z nich nie były istotami żywymi. Prawda, że przysporzyłoby to dość sporej ilości problemów, gdyby nagle zamienić maszynę w byt organiczny, jednak pod wieloma względami świat wyszedłby na tym na plus. Było całkiem sporo takich, które posiadały bardzo miłe w obejściu oprogramowanie, które przyniosłoby społeczeństwu większą korzyść, niż charaktery części z ludzi i takich tam. Z tym, że problem wcale nie leżał w tym, że androidy nie były ludźmi. Cały kłopot polegał na tym, jak tu ludzi przekonać do bycia dobrymi. Anielica co nieco o tym wiedziała, w końcu jej współbracia i współsiostry kombinowały nad tym już od wielu tysięcy lat. Szkoda tylko, że znalezienie dobrej duszyczki na ziemi z roku na rok było coraz większym cudem... a już szczególnie w czasach po odejściu Boga. Kiedy nawet anioły zaczynają wątpić to oznacza, że ze światem dzieje się bardzo, ale to bardzo źle.
Wizualnie rzeczywiście byłoby to przestępstwo popełnione przez Lentarosa. Jednak ile mógł on liczyć lat jako maszyna? Na swój sposób mógł być również "nieletni". A wtedy przechlapane miałaby licząca sobie kilkaset lat anielica. Ach, te szczegóły... dość sporo osób napotykało panienkę Merricks i dziwiło się, że ta wyglądająca na nastolatkę dziewuszka jest dyplomowanym lekarzem specjalistą i ma za sobą setki, jeśli nie tysiące udanych operacji, a jeszcze więcej pacjentów, diagnoz i wszystkich tych spraw. Czasami ranni Łowcy dziwili się, widząc wchodzącą do sali dzieweczkę, która mogłaby z powodzeniem robić za ich córkę, może nawet wnuczkę! Później jeszcze bardziej wybałuszali oczy, gdy maleństwo ratowało im życie i zdrowie. W końcu tak naprawdę blondyneczka była bardzo stara. A nie wygląda!
Ależ Lise zawsze była ostrożna. Nie zapuszczała się sama w podejrzane rejony, unikała ciemnych zaułków i szemranych typów. Zazwyczaj jeżeli już się gdzieś zapuszczała, to miała ze sobą kogoś, kto był w stanie ochronić dodatkową osobę. Sama w życiu by sobie z tym nie poradziła, jej jedyną drogą ratunku była ucieczka. A niestety, nie w każdej sytuacji mogła ot, tak zostawić towarzyszy samym sobie i wrócić w bezpieczne miejsce. Bywały punkty bez odwrotu, bywał też sprawy ważniejsze od osobistego bezpieczeństwa. Gdyby aż tak się ich bała, nie byłoby jej tu teraz. Nawet siedząc głównie w siedzibie, wiedziała na co się pisze. Wychodząc z podziemi musiała liczyć się z tym, że może zostać skontrolowana przez miejski patrol i zgarnięta na eksperymenty, czy po prostu - do więzienia lub na śmierć. Taka była konsekwencja dołączenia do Łowców, porzucenia sielankowego Edenu. Ale robiła to dla wielkiej sprawy, której nie mogła pozostawić samej sobie.
No i niestety, mimo wnikliwych obserwacji, nie była w stanie zorientować się w stanie swojego towarzysza, dopóki on sam nie wstał i nie oznajmił jej, co się w zasadzie stało. Tak to jest być komputerowym laikiem i nie potrafić nawet ogólnikowo się domyślić, co może przytrafić się androidowi. Najmniejszego, zielonego pojęcia. Mogła więc tylko siedzieć i czekać, aż coś się wydarzy - i nie zawiodła się. Ostatecznie jej nowy znajomy powrócił do normy. Całe szczęście, bo przecież gdyby został taki stan rzeczy, to biedna Lise nie wiedziałaby kompletnie co robić. Ani tu takiego zostawić i iść po wsparcie, ani siedzieć przy nim do rana lub dłużej i liczyć na ratunek. No, ale skoro problem rozwiązał się sam, to nie ma nad czym rozmyślać.
Przytaknęła na pierwszą z wypowiedzi androida i uśmiechnęła się delikatnie. Może i nie było potrzebne, żeby się martwiła, jednak to należało do cech jej charakteru. Była wrażliwą istotą i nie mogła poradzić nic na to, że nawet gdy chodziło o maszynę, przy każdym mniej lub bardziej groźnym wypadku ogarniała ją troska. To chyba jedna z tych rzeczy, które anioły mają z natury, nawet leżeli wielu skrzydlatych stworków się tego pozbywa ze swojej osobowości. A szkoda, bo świat wciąż brutalnieje - nie trzeba mu w tym pomagać.
- Umm... też bym tego nie chciała. - Nawet jeżeli nie do końca rozumiała powody takiego ostrzeżenia, o jedno wiedziała na pewno. Nie widziało jej się zostać zabitą przez kogoś (coś), kogo (co) właśnie w jakiś sposób polubiła. Szczególnie w okrutny sposób, brr.
Najwyraźniej chorzy mieli mocny sen, gdyż nawet odgłos kroków Lenny'ego ich nie obudził. Zajęła się rozwijaniem bandaży jednego z nich. Na pierwszy rzut oka mogła stwierdzić, że opatrunki wymagają wymiany, ponieważ zbytnio nasiąknęły krwią. Sięgnęła więc do szafki, gdzie trzymała zapas potrzebnych przedmiotów i w pełnym skupieniu przystąpiła do pracy. Pacjent obudził się w trakcie, jednak uspokoiła go uśmiechem. Robiła to już kilka razy, a więc widząc nad sobą anielicę, mężczyzna powrócił do umęczonego wyrazu oblicza i w spokoju czekał, aż lekarka skończy swoje czynności. Chciał już wrócić do spania.
Słysząc pytanie, uniosła lekko głowę w kierunku, z którego padło. - Rany postrzałowe, kilka ciętych, ale źle się goją. Jeszcze wdała się infekcja, więc trzeba na niego uważać. - W spokoju dokończyła owijanie pierwszego z leżących, po czym podeszła do drugiego. Tego również obejrzała dokładnie, z każdej strony, sprawdzając wszystkie rany i obrażenia. Pacjent nawet nieszczególnie otwierał oczy, nawet jeżeli działania dziewczyny wyrwałyby go ze snu. Ta spojrzała na swego podopiecznego z zatroskaniem i położyła mu rękę na czole i na chwilę zamknęła oczy. Zaledwie po kilku sekundach otworzyła je z powrotem i spojrzała w kierunku Lena.
- Polepsza mu się - oznajmiła, a wyraz zmartwienia został wyparty przez zwyczajny uprzejmy uśmiech. Najlepsze uczycie dla medyka to wtedy, gdy ktoś zdrowieje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wszystko sprowadza się do jednego, wspólnego czynnika X, jakoby źródła całego problemów i zła - ludzi. Gdyby oni przestali egzystować, zarówno anioły, jak i maszyny i inne istoty utraciłyby największą z trosk, najgorszy z problemów i przyczyn takowych. Bez ludzi - wszystko byłoby lepsze. Szkoda że takowi pozostali? Bynajmniej. Gdy są ci "niebezpieczni i problematyczni" ludzie obecni w istnieniu zarówno maszyn jak i aniołów - te mają cel. Ten cel nadaje im powód i chęci do działania - a zatem - sprawia że mają po co żyć, egzystować. Innymi słowy, bez ludzi "nie byłoby zabawy". I w praktyce już chyba niczego, prawda? Aniołki straciłyby robotę, androidy nie miałyby być przez kogo tworzone czy programowane, ani komu służyć... Wszystko straciłoby sens. Więc jakby tak spojrzeć...
Bycie "złym" w wypadku ludzi nie jest "złe", póki mamy okazje do tego, by zrobić z nich "dobrych". By coś z nimi zrobić. Szanujmy i kochajmy ludzi - tak szybko odchodzą, hehe.
Hej, hej! Pod względem ludzkiej miary był całkowicie dorosłym osobnikiem! Hm... Pod względem androidzkiej jednak był już nieco przestarzały, i był świadom że już zostało stworzonych więcej, dużo lepszych modeli od niego. Hm... Może nie tyle stworzonych, co zbudowanych, ale to już szczególiki. Spójrzmy więc tak - oboje są dorośli, choć w obu wypadkach można się uprzeć że jedno z drugim robiąc "to" mogłyby łamać prawo w tej kwestii. Anielica - bo z młodszym, biorąc pod uwagę wiek faktyczny, i android z anielicą - bo z młodszą wedle wyglądu. Jakby jednak nie było - to raczej tego nie sprawdzą, prawda? Chyba że dziewuszkę kręcą takie zimnokrwist... Hm, bezkrwiste istoty jak Lentaros. Chłodniutkie i zawsze gotowe do działania - można by zapakować i wysłać jako prezent na osiemnastkę komuś, heh.
Więc działa z formy "powołania", wbrew Lentarosowi, który robił to... Bo już nie miał innego celu egzystencji. Jego wszystkie cele działania, wszystkie "myśli", całe "serce" należało do jednej osoby. I gdy teraz mu jej zabrakło...
No właśnie. Teraz, bez niej, nie ma już niczego, więc pochwycił się tak ludzkiego pragnienia... Zemsty. Czy gdyby Lilo się dowiedziała, że Szatan wraz z jego podwładnymi uśmiercił Boga, też by zapałała żądzą zemsty i rzuciła się w bój na śmierć i życie z piekielnymi legionami? Zapewne tak. A teraz to robi Len. I gdy jego zemsta się dopełni...
Nie będzie miał już dalszego powodu do egzystencji, a zarazem nie będzie mógł jej zakończyć samemu. Jego Pan zabronił mu tego, bez względu na okoliczności. Chronić... Życie. Tak... Życie...
W sumie to ciekawe jak długo by zajęło zanim Lilcia by pochwyciła jakiś pręcik czy patyczek i szturchnęła Lena z pytaniem "hej, śpisz?" Hm... Nie, nie uznajemy teraz Lilo za taką głupiutką, ale to by musiał być ciekawy widok dla kogoś z zewnątrz. Tak przychodzi, i widzi leżącą maszynę, szturchaną by się ocknęła, bo zwykłe potrząśniecie ramieniem w ogóle nie jest wykonalne przez ciężar ciała.
To nawet miłe uczucie, gdy widzi się kogoś kto był równie zainteresowany twoim stanem działalnym co w wypadku człowieka. Z pewnością w jakiś sposób to... Ehm. Posmarowało mu tryby? Sam nie wiem nawet jak określić coś co w wypadku człowieka byłoby "łaskotaniem ego". W końcu to aż pochlebia, skoro ktoś przejmuje się nim jak człowiekiem, prawda?
Kiwną głową na jej słowa. A więc tu się zgadzają - oboje woleliby uniknąć możliwego uśmiercenia Lilci. Co prawda istniała szansa że Len zdążyłby odciąć zasilanie zanim ruszyłby do ataku - ale szansa na to była znikoma. Podobnie jak szansa na przeżycie anielicy w starciu z czymś takim.
Nie przyglądał się działaniom kobiety gdy zajmowała się drugim pacjentem, zaferowanym osobą, na której się skupił. Przyswoił odpowiedź na pytanie, wciąż wpatrując się w tą osobę, jakby kij wie co w niej ujrzał. Gdy anielica się do tej osoby zbliżyła i zajęła sprawdzaniem ran, android powoli i bezszelestnie wysuwał z pochwy przy pasie swój miecz...
Lecz zatrzymał to w połowie, słysząc oznajmiający ton Lotte na temat jego stanu zdrowia. Szybki, wyraźny "trach" zatrzaskującego się w pochwie miecza był raczej dośc wyraźny, i nie sposób było tego pomylić z niczym innym, gdy skrył szybkim ruchem dłoni broń z powrotem.
- Rozumiem. Przyniosłem go tutaj, wtedy jego stan był krytyczny. W planach miałem dobicie go i oszczędzenie mu bólu... Acz jednak jak widać, dałaś radę mu pomóc. - Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust, a jego spojrzenie powiodło wraz z ruchem głowy ku wyjściu.
- Co będziesz robić dalej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A więc dobrze, że mamy ludzi. W gruncie rzeczy bardzo dobrze się składa. Biedne byłyby aniołki, gdyby nie było ludzi. Niby mogłyby żyć sobie wiecznie radosne i szczęśliwe... ale ile by było w tym nudy! Nie ma kogo pilnować, komu stróżować, kogo ratować, kogo napominać. No bo chyba nie siebie nawzajem! Trochę absurdalne biorąc pod uwagę fakt, że anioły są nieśmiertelne. Ha! Może nawet z braku zajęcia zaczęłyby konstruować androidy, żeby mieć się kim... czym opiekować? Ale to i tak brzmi trochę bezsensownie. Dziękujmy więc Bogu za ludzi, którzy dostarczają innym tak wiele rozrywki, zajęcia i innych profitów, jak żaden inny gatunek na Ziemi.
Jest co robić! Można nawracać, strzec, chronić, służyć... tak wiele opcji! Mnogość zajęć, których można się podjąć. Cudowny stan zapracowania, poczucia celowości swego istnienia, misji, może nawet powołania. Lise nie była w stanie zrozumieć, czemu część aniołów zrezygnowała z tej wspaniałej szansy na rzecz sprowadzania ludzi na złą drogę. Dlaczego niszczyli tak wspaniałe byty, próbując odwrócić je od Najwyższego? I to ze zwykłej zawiści. Absurdalne.
No ale w takim razie ci skrzydlaci, którzy zostali po właściwej stronie, mieli jeszcze więcej roboty. Im bardziej rosły szeregi demonicznej armii, tym bardziej aniołowie musieli wziąć się do pracy. Ciążyła ona straszliwie; zdarzały się takie dni, kiedy niejeden stróż załamywał ręce nad swym podopiecznym - zastanawiając się, po co to wszystko. Ale jednak po chwilach zawahania dało się odbudować motywację i poczucie celu. Widać to po tym, jak wielu aniołów nadal pełniło swoje funkcje, pomimo tymczasowego zniknięcia Boga i mimo szerzącego się zwątpienia.
Kwestię ewentualnych przestępstw na tle seksualnym lepiej pozostawić z komentarzem odnośnie tego, że nie mają szans zajść. Wystarczy spojrzeć. Kogo my tu mamy? Właściwie nastolatka, aniołeczek o czystych myślach, w której mniemaniu stosunek cielesny jest jedną z form okazywania miłości. Oczywiście po zawarciu sakramentalnego małżeństwa. Mamy też androida, który właściwie uczuć nie posiada, a wbudowany w niego moduł można podciągnąć bardziej pod narzędzie erotyczne niż środek faktycznego wyrażania uczuć wyższych. Stąd też trudno nawet sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby dojść do podobnego kontaktu między Liselotte i Lentarosem. Możemy skreślić z listy rzeczy do zbadania i wpisać na listę rzeczy niemożliwych. Chociaż cóż, w sumie dziewczyna byłaby w stanie wykorzystać obecną w pokoju maszynę.
Jako osobistego ochroniarza.
Jako wieszak na płaszcze.
Jako nosze (to można odhaczyć).
Ale nie w taki sposób, jaki tu rozważamy. Nie ma szans i koniec.
Zajęcie się pacjentami poszło jej szybko i sprawnie. Dopiero przy drugim z podopiecznych musiała zatrzymać się na dłużej. Opiekowała się tymi Łowcami już od kilku dni i wcześniej nic nie wskazywało na to, by miało się polepszyć. Obecny stan, szczególnie tego, do którego podeszła jako drugiego, uznała za coś w rodzaju małego cudu. Małego, bo nie było to nic nie możliwego, raczej... mało prawdopodobnego. Stąd też naprawdę ucieszyła się, że infekcja staje się oraz mniej natarczywa, a rany zaczynają się w miarę normalnie goić.
Stąd tez zdziwił ją nagły gest towarzysza. Najpierw w ogóle nie skojarzyła, co się dzieje. Nie widziała, jak tamten wyciągał broń i o tym geście dowiedziała się dopiero wtedy, gdy głośny trzask chowanego miecza uświadomił ją o tym, do czego mogłoby dojść, gdyby nie wypowiedziała informacji o poprawie. Gdy się w tym zorientowała, wybałuszyła oczy w kierunku tych należących do androida. Mimo woli usta lekko jej się otworzyły, nie wiadomo czy z szoku, czy ze strachu. Po kilku mrugnięciach, niezdarnym acz delikatnym gestem wyciągnęła rękę między maszynę a pacjenta, wyraźnie ich odgradzając.
- Ustalmy jedną rzecz. To ja ustalam, kto jest w stanie na tyle krytycznym, by nie podtrzymywać dłużej jego życia. Rozumiemy się? - Głos jej drżał, ale w oczach nie było widać wahania. Wiedziała co mówi i zamierzała to egzekwować. W końcu jednak tylko westchnęła cicho i na powrót ujęła dłoń rozmówcy, kierując się ku wyjściu.
- Czas iść dalej. - W końcu czekała na nią jeszcze dwójka podopiecznych. - Swoją drogą, mówisz, że nie chciałbyś zobaczyć mnie uśmierconej twoją ręką. A wcześniej mówiłeś, że nie masz czegoś takiego jak chęci. To jak to w końcu jest? - zapytała z zaciekawieniem. To całe bycie robotem coraz bardziej ją intrygowało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mogłyby zawsze stróżować i pilnować zwierzątka. Też jakaś opcja, prawda? Też żywe, i też bywa często dość głupie. I są śmiertelne - nawet bardziej od ludzi, bo żyją krócej. Mamy rozwiązanie dla aniołków. A co z maszynami?
Ach, no tak. Nikt by ich nie zbudował, gdyby nie było ludzi. Nie ma problemu, bo maszynki nie istnieją, hehe. Problemy rozwiązane, ludzie nie potrzebni... Ale tak nie byłoby zabawy, prawda? A to właśnie ludzie dostarczają nam jej. Tylko oni. I wyłącznie oni.
W sumie to dość zabawna sytuacja. Spotkały się dwie istoty, tak podobne do ludzi - a zarazem całkowicie będące czym innym. Anioł, będący bytem "doskonalszym" od człowieka, uskrzydlona dusza będąca sługą samego Boga i android - stworzenie z kabli i metalu (metal, yeah! \m/), które tylko imituje człowieczeństwo. Jego wygląd i jego zachowanie, będąc tak naprawdę równie zimne, co grób. No, może to trochę rażące i nie jest tak źle - ale wciąż...
Hm, więc pozostawmy tą kwestię bez dalszych komentarzy i lećmy dalej.
Aż takie to zaskakujące? Maszyna myśli algorytmami logiki, uznając że lepsze jest miast próbować komuś ocalić życie i polec w tej próbie - zakończyć je, odejmując ofierze bólu i powolnego umierania. Wtedy, gdy go tu sprowadził, tylko rozkaz przyniesienia ich powstrzymał go od tego, by zrobić to od razu... A potem odebrano mu łowcę i ten najprawdopodobniej trafił tutaj, pod opiekę Lilo, gdzie jednak udało mu się odzyskać siły. Zaskakujące - dla maszyny, która uznawała że jego szanse wynoszą 1 do 20 na powrót do formy. A wygląda na to że powoli do takowej wraca, prawda? Przynajmniej ze słów Lilo i ogólnego wyglądu jego stanu.
Nie wzruszyła go mimika dziewczyny, lecz gest zasłaniania rannego dłonią już zwrócił jego uwagę, podobnie jak i drżący, acz stanowczy ton mówiący o tym, że to ona jest tu głównym organem decydującym w tej kwestii. Maszyna delikatnie złapała między kciuk a palec wskazujący jej nadgarstek i nie stosując zbyt dużej siły odsuną ramię spomiędzy ich, przesuwając je z powrotem ku ciało Lilo.
- W porządku. - Odpowiedział krótko, potwierdzając że rozumie i przyswoi to do wiadomości. Nie zamierzał walczyć z nią o to - nie teraz, gdy zresztą stan tego osobnika się poprawia, i pewnie niedługo stanie na nogi. Patrząc na liczebność łowców - to w sumie ma pewne powody. Jest ich co raz mniej, a wciąż istnieje niezdrowa przewaga liczebna Wojska i S.Spec. Każdy człowiek jest warty życia...
Lub chociaż umierania i próby przeżycia.
Nie powstrzymywał jej przed odejściem, równo z jej mniejszymi krokami stąpając nieco wolniej, by mieli mniejwięcej równe tempo ruchu. Kiwną głową na pierwsze słowa, lecz kolejne sprawiły, że musiał już je przeanalizować głębiej i wyciągnąć odpowiedź. Milczał krótką chwilę, "trawiąc" słowa i tworząc wytłumaczenie, które potem podał, choć nie patrzył bezpośrednio przy tym na jej osobę.
- Zostałem zbudowany początkowo jako replikant - android imitujący człowieka w jak największym stopniu. Projektując mój kod... Mój kod zachowań, nazwijmy to w ten sposób, mój stwórca wykreował mnie na swoistego pacyfistę. Walczę gdy nie ma już innej opcji, lub gdy mam taki rozkaz. Zabijam, tylko jeśli to zagraża mojej egzystencji, egzystencji kogoś, kogo chronię, lub życie danej jednostki jest wbrew logice. Można powiedzieć że jak na zabójcę... - Uniósł lekko kącik ust do góry, powodując tym że na jego bladej, robotycznej twarzy pojawił się lekki... Acz przyjemny uśmiech.
- Umiem szanować życie. I odbieranie go pochopnie nie jest czymś, czego chcę. Zwłaszcza gdy to życie jest potrzebne i ma swoją, ważną rolę. I... - Zrobił przerwę, milknąc w dalszym kroku. Nie był pewien czy powinien kontynuować, ale jest jeszcze jeden powód. Powód, którego jego logika nie potrafiła wytłumaczyć poprawnie, którego ciężko mu było nazwać. Wiedział że go ma, wiedział czym jest...
Ale ułożenie tego w "myśl" i wypowiedzenie było dość trudne, dlatego zamilkł, najwidoczniej albo próbując to złożyć...
Albo omijając temat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zwierzątka to jednak nie to samo, co ludzie. Istoty bez duszy nie były aż tak ciekawe jak homo sapiens, istoty mocno rozwinięte umysłowo i społecznie. Wystarczy spojrzeć, jak wielki postęp poczyniła ludzka cywilizacja - mając do dyspozycji tylko naturę i zwierzaki, raczej nie moglibyśmy zaobserwować aż takich cudeniek, jakie oferowała współczesna kultura i technika. Bez ludzi... no cóż, dżungla, dżungla i pustynie. TV Niebo raczej nie zarobiłaby kroci, emitując programy poświęcone dzikiej przyrodzie. Spaczone, dziwne i ogarnięte różnymi emocjami istoty ludzkie stanowiły najlepszy materiał obserwacyjny. Tak, mówimy tu tylko o biernym patrzeniu. Gdy dodać do tego działanie, od razu idzie zauważyć, że sens ich istnienia na Ziemi jest wręcz niewyobrażalnie ogromny.
Właściwie kto wie, na dobrą sprawę Bóg mógłby równie dobrze sam, osobiście stworzyć maszyny. Problem byłby tylko w tym - po co. Nie mając ludzi, nikt nie potrzebowałby androidów. Stąd też choć anielica i android byli od siebie tak różni, dalecy w swej naturze, to łączyła ich ta niepodważalna cecha; bez ludzi nie mieli żadnego szczególnego sensu istnienia.
Dla Lise takie działanie było jak najbardziej nielogiczne. Ona nie miała programu, systemu algorytmów, który wybierałby najbardziej opłacalne rozwiązanie. Zamiast tego posiadała duszę, sumienie, swoją własną etykę. To także stąd wiedziała, jakie podejmować decyzje. Rzecz jasna były one podparte porządnym rozumowaniem, jednakże działało to zupełnie inaczej, niż w wypadku maszyny... a może jednak podobnie?
W końcu też te wszystkie zasady moralne nie były znikąd. Wszystkie żyjące istoty otrzymały je od Stwórcy, któremu przecież w całości podlegają. Znając regułę numer pięć "nie zabijaj", Lise jasno określała, co może, a czego nie. Skoro dano jej pod opiekę rannego to robiła wszystko, by przywrócić go do zdrowia. Opcja tak zwanego "skrócenia cierpień" w ogóle nie wchodziła w tym wypadku w rachubę. Ani w żadnej innej sytuacji. Jeżeli była w stanie kogoś ocalić, to to robiła - bez względu na to, czy szanse przeżycia były duże, czy minimalne, wręcz zerowe. Wierzyła w cuda - w końcu doświadczała cudów. Nie zamierzała pozwolić nikomu się poddać, jeżeli istniała chociażby najmniejsza szansa wyzdrowienia. Z drugiej jednak strony widziała śmierć już nie raz, nie dwa i z wielu względów była pogodzona z widokiem osób odchodzących na drugi świat. W końcu śmierć była dla niej jedynie przejściem między ziemskim bytem a drugim życiem. Można by powiedzieć, że w takim razie nie ma sensu ludzi ratować, jednak to niestety nie o to chodzi. Każdy zasługiwał na swoją szansę w świecie materialnym i należało mu ją dać. Póki Lise jest w podziemnym szpitalu, póty każdy będzie leczony, bez wyjątku.
A więc dobrze, że w tym względzie się rozumieli.
Słuchała słów towarzysza z należytą uwagą, starając się zrozumieć to, co miał jej do przekazania. A więc na początku miał po prostu imitować człowieka... interesująca sprawa. Lil do tej pory jeszcze nie spotkała się z replikantem - a przynajmniej nie w sposób świadomy - więc nie mogła znać się na sposobie ich zachowania. To jednak wiele tłumaczyło. Mogła wywnioskować, że pacyfistyczne zachowanie było częścią wgranej osobowości Lentarosa, a nie jego własną zachcianką. Zdawało się to być dość logiczne.
Nagle jej towarzysz zamilkł, co nieco zaniepokoiło blondynkę. Spojrzała na twarz androida, wypatrując jakichś zmian, które mogłyby być powodem przerwania wypowiedzi. Wydawało jej się jednak, że żadne zewnętrzne zdarzenie nie było czynnikiem, który urwałby zdanie wydobywające się z syntetyzatora mowy.
- I... i co? - Spróbowała go zachęcić do dalszej wypowiedzi. Mimo wszystko była ciekawa, co miał powiedzieć, skoro niespodziewanie przerwał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wedle teorii ludzi "logicznych" i nie uznających istnienia Boga, ludzie powstali na drodze ewolucji małp. Skoro więc Bóg stworzył zwierzęta, w tym i małpy od których podobno ludzie pochodzą - czy aniołowie więc nie mogli "popchnąć" tych małych małpek w kierunku uczłowieczenia się, kultury, emocji i techniki? W końcu bywa do dziś tak, że człowiek nie umie pokonać małpy w szachach, heh. I mówię to serio - autor widział sytuacje, w której czwórka ludzi była ogrywana w szachy przez małpę. Zapewne nagranie było fałszywe, ale zakładając że nie - to skoro takowe zwierzątko jest na tyle zdolne by grać w tak skomplikowaną grę pod względem strategii - to i z emocjami, rozwojem kultury i techniki problemów mieć nie powinno. Po co komu ludzie - mamy małpy, ich ładniejszych kuzynów.
Teoretycznie nie mógł ich stworzyć sam. Myśl kreacji istot z metalu, cała praca, program - to wszystko zrodziło się w umyśle ludzi, ze ścieżek kodów, do których raczej i anioły i Bóg się nie mieszał. Religia nic nie wskóra w kwestii informatyki i robotyki - to dziedzina która potrafi czasem wmieszać się w styl kreacyjny samego Stworzyciela, pozwalając ludziom tworzyć życie. Sztuczne - acz jednak, istniejące.
Na swój sposób zarówno myślenie moralne ludzi i istot ludzkich, jak i kod zachowań maszyn miał swoje podobieństwa. Oba są stworzone na podstawie doświadczeń i rozumowań ludzkich i nie tylko ludzkich, obie często kierują się (lub próbują się kierować) trzeźwą oceną sytuacji. Jest jednak duża rozbieżność - gdzie człowieka i nie tylko jego zwodzą emocje, tam maszyna wybierze najbardziej logiczną i opłacalną decyzję, nawet jeśli jest wbrew logice moralnej. Człowiek zastanowiłby się pięciokrotnie przed zabiciem kogoś w celu skrócenia jego cierpień - jak było widać w wypadku androida, gdy nie miał rozkazu chronienia jego życia, był zdolny je skrócić natychmiastowo po przeanalizowaniu jego stanu, stwierdzając że jest zbyt ciężki, a leczenie może nie przynieść pozytywnego skutku, więc lepiej nie dawać próżnych nadziei - i skończyć z tym tu i teraz. Takie jest "rozumowanie" maszyny, która nie ma w sobie pojęć takich jak emocje, nadzieja, coś, co definiuje ludzką psychikę - odczuć. Ona ich nie posiada. Ma tylko bodźce jakie analizuje, lub działania jakie wykonuje albo też analizuje. Można powiedzieć że maszyna to trochę... Ograniczony pod względem emocji, a rozwinięty pod względem analitycznego myślenia człowiek.
Był świadom że spróbuje się dopytać. Nie bez powodu zostawił w wymowie "I" które przerwał. Na swój sposób chciał, by dopytała, lub też próbował sprawdzić, czy faktycznie jest na tyle zainteresowana, by mówił ten powód, dla którego jeszcze jest... Ludzki. Na tyle ludzki, że ciężko go już nazwać niekiedy maszyną.
I dopytała się.
- I jest jeszcze coś. - Zaczął, ponownie robiąc dość sporą przerwę. Tak, to był dobry wstęp do dalszego mówienia...
W sumie duży ten szpital, skoro zdołał zrobić dwie, na tyle duże przerwy między swoimi słowami, że jeszcze nie dotarli do kolejnych pacjentów, hehe.
- To "coś" jest dla mnie czymś, co nie potrafię pojąć. To coś... Nie jestem zdolny nawet tego właściwie określić, choć widziałem to wiele razy u ludzi. Mówicie na to... Emocje? Uczucia? W pewnych momentach i przy działaniach różnego typu, potrafią się objawić w moim systemie części kodu zupełnie nieznanego pochodzenia, tworzące się samoistnie i bez mojej kontroli powodujące... Specyficzne bodźce. Potrafię stać się apatyczny, niechętny do rozmowy, a mój syntetyzator modyfikuje mój głos w... Cięższy, gdy, przykładem ktoś umiera, a moim rozkazem było go chronić. To... Nazywacie to smutkiem? - Zerkną na moment ku Lilo, szukając odpowiedzi w jej twarzy lub słowach, po czym kontynuował, patrząc przed siebie.
- Z kolei czasami, pod czas walki, lub sytuacji które wywołują te emocje... Zaczynam przejawiać cechy odpowiednie dla "ekscytacji". Zaczynam działać energiczniej, chętniej, pewniej, a mój program kreuje słowa, których normalnie bym nie użył. Bywa też że bez powodu rzucam się zupełnie obcym osobom na ratunek w Desperacji, chroniąc ich przed bestiami... Albo czasem czuję pociąg, pragnienie czegoś. Takim pragnieniem choćby darzę ciebie, Lilo. Pragnieniem byś pozostała żywa i zdrowa. - Przy ostatnich słowach znów na jego bladej twarzy wykwitł delikatny uśmiech, a wolna dłoń skierowała się ku głowie Lilo i "popacała ją" parę razy delikatnie, po czym wróciła na swoje miejsce.
...
Ten szpital jest serio duży.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Teoria ewolucji, wbrew temu, co wielu uważało, w żadnym swoim momencie nie kłóciła się z tym, co mówi na temat stworzenia wiara. Trzeba tylko pominąć to, co krzyczą skrajni kreacjoniści, którzy w sposób kompletnie bezsensowny usiłują zaprzeczać odkryciom naukowym. Aż śmiać się chce z tych wszystkich ludzi, którzy przekazy biblijne łykają bezkrytycznie i dosłownie co do literki. Stworzenie świata w sześć dni? I co z tego, że kosmos powstawał przez miliardy lat... A później wynikają tylko kłótnie z powodu czegoś tak błahego i beznadziejnego jak zwykłe niezrozumienie. Niektórym ludziom nie przetłumaczysz, że w czasach starożytnych do ludzi nie trafiłoby żadne naukowe wytłumaczenie, więc posłużono się poetyckim opisem dzieła stworzenia. A tak naprawdę gdyby w końcu wszyscy to zrozumieli, to byłoby już o jedną wielką burzę mniej.
No i właśnie, ludzie od maszyn różnią się w bardzo znacznym stopniu - nie tylko w genezie, celu istnienia, budowie, ale też w sposobie działania, reagowania czy podejmowania decyzji. Chociaż w dużej mierze starano się upodobnić androidy replikanty do ich pierwowzorów, to nadal brakowało tego pierwiastka ludzkich błędów wywołanych działaniem pod wpływem emocji. One tylko posiadają system reakcji na czynniki zewnętrzne, które zostały dokładnie zaprogramowane i są z góry określone przez cały okres działania takiej maszyny. Pojedyncze wydarzenie, które humanoidowi pewnie zadziałałoby na nerwy i spowodowałoby zmianę zachowania, dla androida prawdopodobnie mogło nie znaczyć nic konkretnego.
Dodatkowo oprogramowanie nie zakładało czegoś takiego, jak pomyłka. Jeżeli zaś chodzi o ludzi, to ci co rozsądniejsi zachowują ostrożność właśnie ze względu na to, jak bardzo świadomi są własnej omylności. Stąd też często dłużej się nad czymś zastanawiają, rozważają wszystkie za i przeciw, szukając najbardziej słusznego rozwiązania. System działania maszyny w podobnych przypadkach jest raczej zerojedynkowy - albo coś robi, albo nie. Brak emocji niby ogranicza, a z drugiej strony otwiera pole do popisu dla bezwzględnej logiki, która u mało której istoty ludzkiej byłaby w stanie wystąpić ze względu właśnie na obecność uczuć i sumienia, których chyba nie da się w stu procentach z siebie wyplenić.
Oczywiście, że zapytała. To była jedna z tych rzeczy, które podobno ludzie sobie cenią - gdy ktoś potrafi się nimi zainteresować. A Lil bardzo interesowało wszystko to, co Lenny jej opowiadał. Po raz pierwszy miała do czynienia z androidem, który był chętny opowiedzieć jej tak wiele o sposobie swojego działania, o wszystkich tych procesach, które w nim zachodzą, o zasadach, jakie nim rządzą. Dla dziewczyny bardzo ważne było to, by wszystko dobrze zrozumieć, a więc bez słowa chłonęła przekazywane jej informacje.
Kiwnęła głową na wzmiankę o smutku. Wszystko to zaczynało się robić coraz bardziej ciekawe. Jeszcze nigdy nie spotkała się z takim przypadkiem, żeby w wyniku błędów u maszyny pojawiły się stany podobne do zwyczajnych ludzkich uczuć. Może to dlatego, że ogólnie o wiele częściej przebywała w towarzystwie istot organicznych, a nie - metalowych. Stąd też przypadek Lena pochłonął jej umysł na tyle, że odruchowo zwolniła kroku, co pomagało jej się skupić i dawało więcej czasu, nim dotarli do odpowiedniej sali. Gdy monolog jej rozmówcy dobiegał już końca, zatrzymała się przed drzwiami, za którymi czekali jej kolejni pacjenci.
- To bardzo miłe - stwierdziła z uśmiechem, zerkając dyskretnie w górę na rękę, która raz po raz dotykała anielskiej głowy. Dziwne uczucie, bo w takiej sytuacji chyba też była po raz pierwszy. W całej swojej dziewięćsetletniej karierze życia nie miała normalnych rodziców, za to wobec wielu napotkanych przez siebie osób zachowywała się jak matka. Stąd też obecna czynność wykonywana przez jej towarzysza przywołała obraz jej samej - teraz jednak to on zajął jej miejsce i blondyneczka mogła się poczuć tak, jak gdyby jej większa, zmaskulinizowana wersja właśnie stała naprzeciwko.
W końcu odwróciła się do drzwi, po których otwarciu po raz kolejny ukazała się ciemna sala z dwoma łóżkami, w których leżeli pacjenci. Pośrodku paliła się mała nocna lampka, dzięki czemu dziewczyna nie wpadała w panikę wywołaną swoim lękiem ciemności. Do każdego ze śpiących podchodziła po cichutku, sprawdzając ich stan przez zwykłe przytrzymanie ręki nad ich głowami i "sczytanie" informacji o stanie zdrowia przy pomocy magicznych zdolności. Naprawdę przydatna rzecz w tym zawodzie, nie ma co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kłóciła się, w spojrzeniu ludzi, wierzących w swoje idee. Gdyby nie fakt tego jak wiele było idei i domysłów na temat Boga, czy w ogóle jego istnienia, nie powstałoby tyle odłamów jak do teraz - katolicyzm, protestantyzm, islam, agnostycyzm, ateizm, z czego ostatnie dwa to raczej nie tyle co religia co same myśli filozoficzne - wszystko to sprowadza się do jednego. Ilu ludzi - tyle opinii. Nic z tym nie da rady zrobić.
Zakładając że ludzie potrafiliby myśleć i działać jak maszyny które tworzyli - nie byłoby tylko zbrodni. Z namiętności, emocji, pragnienia władzy... Każdy znałby swoje miejsce, każdy wiedziałby co zrobić i kiedy zrobić. Z drugiej strony jednak, nie istniałoby coś takiego jak radość, jak szczęście. Wszystko zostałoby wyprane z kolorów, nawet tych czarnych i ciemnych na równi z tymi jaskrawymi i radosnymi... I wszystko byłoby tylko niekończącą się spiralą neutralności, jak to w sumie wygląda dość podobnie u Lena. On, jako maszyna... Nigdy się nie śmiał. Nie rozumiał tego działania, nie potrafił go odtworzyć w realiach pasujących do sytuacji gdy takowy następuje. Choćby próbował - jego śmiech jest pusty. Nie zna czegoś takiego jak "szczęście". Nie znając go - nie jest ani nieszczęśliwy, ani szczęśliwy. Choć jakby tak spojrzeć - to może nawet i lepiej.
W końcu... Spójrzmy na niego. Jest maszyną, której odebrano jej twórcę, Pana, i jedyny, prawdziwy cel życia. Na jego oczach został zamordowany, a on nie mógł dopełnić najbardziej podstawowego kodu jaki został mu zaimplementowany - CHRONIĆ JEGO ŻYCIE. NIE POZWOLIĆ MU UMRZEĆ. Zawiódł... Zawiódł... I gdyby teraz potrafił znać coś takiego jak żal, rozpacz czy smutek - najprawdopodobniej byłby w głębokiej depresji, nie miałby nawet chęci się ruszyć z miejsca... W sumie to oddałby się na przerobienie na żyletki, bez celu życia.
Teraz jednak, nie mając tego celu swojej egzystencji, dopełniał inny zaimplementowany w nim - utrzymywać stan używalności. Innymi słowy - choćby chciał, nie może sobie odebrać "życia", albowiem jego podstawowe rozkazy zabraniają mu tego. Może tylko istnieć, włóczyć się bez celu... Lub szukać sobie jakichś zastępczych.
Takich jak ten, teraz. Pomścić śmierć jego stwórcy. To chyba odpowiednie działanie, prawda? Zemsta? Uzasadniona chęć zadośćuczynienia za działania, które nie powinny wystąpić, na które nie powinno się zezwolić?
Tak...
To coś, co powinno być dokonane. Hm... Jak tak spojrzeć - trochę w Lenie jest samuraja. Pomścić śmierć swojego Pana - choćby za cenę własnej egzystencji.
Niby nie jest człowiekiem, ale na swój sposób to było... Miłe? Tak... Chyba tak. Miłe uczucie, że ktoś się nim interesuje. Z drugiej strony było też nieco niepożądane, albowiem dzielenie się informacji z osobami nieautoryzowanymi nie jest wskazane. Uznając jednak że żyją pod jednym dachem, i pracują dla jednej organizacji i jednego człowieka...
Można uznać że ma formę autoryzacji poznania danych o Lentarosie, prawda? No i jest winien tłumaczenia, za zachowanie którego się dopuścił, w miejscu gdzie ona jest "prawem", w pewnym stopniu.
A więc tak się nazywało to uczucie. Dobrze wiedzieć, Lenny z pewnością zapisze to gdzieś w swojej pamięci. Musi kiedyś ponazywać te nieznane i niekontrolowane linie kodu, które objawiają się raz na jakiś czas. Co prawda przeanalizowanie ich jest poza zakresem jego możliwości, ale może zrobić zapis tego stanu i wydzielić z niego dany element czasu, który potem może odpowiednio nazwać i przypisać do innej sytuacji. Tak, to zawsze jakaś opcja. Może nie będzie tak skuteczna jak pełne pojęcie - ale to zawsze coś.
Kiwną głową na jej słowa, potwierdzając je. Co prawda potwierdzenie że jego słowa są miłe jest... Nieco dziwnym gestem, ale jednak taka jest prawda. Starał się być miłym. No, starał. Tak, to dobre określenie, starał. Może nie najlepiej, może nie najgorzej - ale się starał. To już coś.
Po wejściu do kolejnej sali, android zwrócił uwagę na działania jakich dokonuje anielica. Za pomocą samego przytknięcia dłoni do ich głowy sprawdzała ich stan zdrowia? Hm...
- Byłem pewien że badanie medyczne rannego wygląda inaczej, niż samo przytknięcie dłoni do głowy... - Stwierdził, modulując w swoim głosie pewnego stopnia... Konfuzje tym widokiem? Chyba tak. To chyba dobre określenie tego, co właśnie miał w swoim procesie analizyjnym. Konfuzja, i sporo znaków zapytania w próbie wytłumaczenia tego, jak bada swoich pacjentów Lotte.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach