Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Czas: Gdzieś pomiędzy rok temu a nieco dalej, okolice pory nocnej.
Miejsce: Podziemia M-3 - Siedziba Łowców.
Postaci: Lentaros, Lilo.

Raczej nic szczególnego w tym dniu nie miało się stać... W sumie, wieczorze. Wszystko wyglądało i działało standardowo. Łowcy, którzy nie wyruszyli na nocne "łowy" spali w swoich kapsułach...
A co z tymi, którzy spać nie mogli? Cóż, działali co im przyszło do głowy. Tak jak właśnie takowy Lentaros w tej chwili, który postanowił porobić sobie za jednoosobowy patrol i zrobić obchód siedziby. Chwilowo nie otrzymał zlecenia na czyjąś, konkretną głowę, a rzucanie się na jeden z ich celów jeszcze nie było w jego planie. Samemu? Nie, to raczej nie ma większego sensu.
Więc szedł. Czarny strój to niemal jego znak rozpoznawczy. Czarny płaszcz do łydek, czarna koszula na guziki, czarne spodnie i czarne, sznurowane glany. No i też czarna pochwa przy pasie, w której skrywało się wysłużone ostrze, jakie android ciągle ma przy sobie. To aż zaskakujące, jak wytrzymała jest ta stal, jak i jej właściciel. Trzyma się już ponad 15 lat... I wciąż ucieka. Wciąż działa. Wciąż jest chętny wymierzyć innym karę, na jaką zasługują...
W każdym razie, spokojne, miarowe kroki dotarły do sal sypialnych, gdzie kat spacerował między kapsułami snu, postrzegając swoimi receptorami w ciemności rozpływające się, cieniste kształty osób zawiniętych w koce i pozamykanych za małymi kratkami, co by nie wypadli podczas snu.
W praktyce to nawet to na swój sposób zainteresowało maszynę. Zatrzymał się i zbliżył do jednej z kapsuł, zaglądając przez kratkę do środka. Nie widział co prawda nic, poza ciemnym kątem i ledwie rozpoznawalnym kształtem w słabym świetle pomieszczenia... Ale broń boże by ta osoba się teraz obudziła. Widok takiego czarno-bladego monstrum by mógł je o zawał przyprawić! Zwłaszcza gdy te, niemal martwe oczy wgapiały się prosto w ciebie, i to kij wie od jak dawna...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W zasadzie to gdyby chciała, mogłaby inaczej.
Nie była jedną z tych typowych Łowców, którzy co rusz wybywali z siedziby na misje i zlecenia. Siedziała prawie cały czas na miejscu, przemieszczając się głównie między poszczególnymi pomieszczeniami szpitala i czasem zachodziła do składzika po odpowiednie leki, maści i przyrządy różnego rodzaju. W ten sposób była prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę w podziemiach, nie oglądając zbyt wiele światła słonecznego. Nadrabiała to w nieco luźniejszych chwilach, gdy nie miała wielu pacjentów pod opieką. Dyskretne, samotne wypady do Edenu zawsze pomagały jej nadrobić deficyty w kontaktach ze środowiskiem naturalnym i materią organiczną inną niż ludzkie flaki. Tak, przyjemnie było raz na jakiś czas oderwać się od ciemności.
Właśnie, skoro więc prawie nie opuszczała kanałów, a i ze szpitala rzadko wychylała nosek, to mogłaby równie dobrze wygospodarować jakieś mniejsze pomieszczenie i urządzić swoją własną kwaterę. Ze zgodą przywództwa nie powinno być większych problemów, z wykonaniem pewnie też nie. Na standardy domowe czy hotelowe nie było co liczyć, ale byłaby możliwość taka, żeby anielicy przypadło w udziale własne łóżko i trochę miejsca na osobiste graty. Stwierdziła jednak, że coś takiego jest jej kompletnie zbyteczne. Codziennie wieczorem zajmowała jedną z sypialnych kapsuł i to jej absolutnie wystarczało. Już nawet przyjęło się, że do tej jednej konkretnej nikt starał się nie wchodzić. Taka trochę niepisana sypialnia Liselotte, która wybierała zawsze tę samą głównie w przyzwyczajenia.
Tej nocy było podobnie. Wieczorem jak zwykle przypełzła do pomieszczenia sypialnego i zajęła swoją kapsułkę. Zawinęła się w kocyk i zasnęła niemal od razu, zmęczona całym dniem pracy. Miała jednak ustawiony budzik - możliwie jak najciszej, żeby obudził tylko ją, a nie pozostałych nocujących w pobliżu. O odpowiedniej porze rzeczywiście zadzwonił - była już noc i trochę ciężej się wstawało, jednak wiedziała, że musi sprawnie się wygrzebać z pieleszy. Każdej nocy robiła przynajmniej jeden obchód po wszystkich przebywających w podziemnym szpitalu pacjentach - przy niektórych z przymusu, przy innych dla pewności.
Ostrożnie wyczołgała się ze swojego miejsca sypialnego i przerzuciła nogi nad krawędzią. Łydki i stopy anielicy swobodnie zadyndały nad wejściem do niezajętej kapsuły, gdy wdziała na nogi swoje wyświechtane trampki. Oprócz tego miała na sobie ten sam strój, w którym spała zazwyczaj - luźne szare spodnie, coś w stylu aladynek i zwykłą czarną koszulkę z krótkim rękawem. Mogła w nich zarówno nocować jak i pokazywać się ludziom, więc przynajmniej nie musiała się przebierać po milion razy. Chwyciła jeszcze schludnie złożony kitel, który od razu zarzuciła na ramiona i wyszukała drabinkę, po której mogłaby bezpiecznie zejść na ziemię.
Do tej pory plan działał.
Wszystko pokomplikowało się w momencie, gdy już przy pierwszym metalowym szczebelku powinęła jej się noga. W zaledwie ułamku sekundy znalazła się plecami na ziemi. Pierwsze co zarejestrowała to nagła ciemność przed oczami, później zaś pojawił się pierwszy impuls bólu w uderzonym miejscu. Wprawdzie dystans od łóżka do ziemi nie był duży, jednak upadła wyjątkowo niefortunnie. Dość powiedzieć, że mocno stłukła sobie potylicę i najzwyczajniej w świecie odleciała do krainy istot nieprzytomnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pewnie gdyby nie sytuacja jaka się przytrafiła, to by tak mógł się gapić aż do rana. Włupiać te swoje, pół-żywe gały w stronę jakiejś śpiącej osoby i przyprawić ją o zawał serca wraz z pobudką. Albo przynajmniej wystarczająco solidne zdziwienie, by krzyk zaskoczenia obudził całą okolicę... Ewentualnie ktoś by go oderwał, gdyby ocknął się wcześniej i zauważył taki obraz. Na szczęście jednak, nikt się nie dowie o dziwnych fetyszach zainteresowaniach androida. Yay! Punkty dla niego!
Jeb! Tak, dokładnie to zarejestrował jego receptor gdzieś w bok i za plecami. Głuche, i całkiem mocne uderzenie czegoś o ziemię. Czyżby ktoś wypadł z kapsuły? A może przypadkiem ruch nóg coś wytrącił z takowej i to upadło? Ale co mogłoby wywołać taki...
Obracając się, odpowiedź postanowiła wykonać swoje objawienie przed paczydłami maszyny, która zarejestrowała dość szybko obiekt nie pasujący do reszty.
Zwłoki. Nie, wróć. To chyba nie zwłoki. Jeszcze nie. Prawda?
Wcale mu się nie spieszyło, gdy odszedł od kapsuł i ruszył ku leżącej osobie. Zwłokom. Truchle. Osobniku. Humanoidzie. Kimkolwiek było to coś, co leżało. Miało ludzki kształt, leżało we względnym bezruchu... Idealny opis na zwłoki! Ale jednak chyba nikt by takowych nie upchną do kapsuły przeznaczonej dla śpiących, prawda? Chyba że...
Nieee. Choć...
Kto wie czy u Łowców nie rozwija się nekrofilia?
Koniec końców znalazł się tuż przy tej osobie, klękając obok jej głowy. Pierwszy, dość standardowy w tej chwili krok - przytkną dwa palce do jej szyi, badając czy puls jest. Jest. No, więc opcje truchła odrzucamy. A skoro przepływa krew - odpuszczamy też opcje maszyny. Szkoda, czasem czuje się samotny między tymi istotami organicznymi... Wszystko z krwi i kości. Ysh! Żadnego towarzystwa na poziomie!
Nie zmieniało to faktu że ta osoba leżała nieruchomo, co wprawiało androida w pewną konsternację. Czemu? Czemu leży? Czemu się nie rusza? Czemu nic nie mówi? Dlaczego tu jest? Wiele pytań kręciło się po czarnowłosej głowie, i żadna z nich nie miała odpowiedzi. Może to jednak zwłoki?! Nie warto odrzucać tej alternatywy!
Ale najpierw warto je jakoś ułożyć w miarę logicznie. Dlatego też, bez większych problemów zdołał podnieść anielicę z podłogi i ułożyć ją w pozycji siedzącej, opartej o ścianę z kapsułami. Dobra, co teraz? Żyje, nie jest trupem, jest prawdopodobnie nieprzytomna lub w stanie uśpienia. Co z nią zrobić...
Hm. Na istoty organiczne podobno dobrze działają w tej kwestii impulsy fizyczne. Nie, Len, bez wyrywania serca. Nie, bez łamania gnatów. Coś lżejszego, jesteś zdolny?
Klęcząc tak przy anielicy, ciągle prowadził analizę wewnątrz swojego systemu, aż w końcu dotarł do jakiegoś wniosku, jaki ruszył jego ciałem. Prawa dłoń zatoczyła pół-okrąg w tył w raz z ramieniem, gotując się do obudzenia dziewczyny. Przez krótką chwilę utrzymał ją w takiej pozie, po czym dłoń ruszyła. Bardzo szybko, i pewnie gdyby nie fakt, że zatrzymała się tuż przed jej polikiem to by aż skręciło anielicę od tego ciosu...
Ale jednak powstrzymał się. Logiczne obliczenia upominały go o tym, iż musi obniżyć siłę jaką włoży w ten gest. Stąd też... Poklepał blondwłosą po lewym policzku, próbując ją tym ocucić. Nie wyglądała na osobę którą budzi się ciosem wybijającym zęby, prawda?
- Zalecam ci przejście w tryb aktywny, nie chcę używać większej siły i pozostawić na tobie wyraźniejsze ślady mojej pomocy. - Jego głos był nawet na swój sposób uprzejmy w jego swoistej bezosobowości i bezemocjonalności. Nawet. Może Lotte nie dostanie zawału? Heh, przy odrobinie szczęścia...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jebudu.
Ała.
Boli kurna.
To mniej-więcej tak jak wtedy, gdy się zasypia, a po przebudzeniu nie pamięta snu. Jak mignięcie czarnej klatki, która zdaje się trwać przez ułamek sekundy, a w rzeczywistości może być dowolnym czasokresem. Do wyboru, do koloru! Nie było cię minutę, a może dwie godziny? A co, jeżeli tydzień? Jeżeli nie ma przy tobie nikogo, kto by taką wiedzę posiadał, to masz problem, kolego, bo się tak szybko nie dowiesz. Przez ten krótki kawałek czasu Liselotte była kompletnie wyłączona. Organizm robił swoje według mózgowych instrukcji, jednak świadomość radośnie hasała gdzieś poza organizmem. To nie było miłe z jej strony, tak nagle wyjść i pozostawić swoją właścicielkę kompletnie nieprzytomną. Można nawet powiedzieć, że gdyby anielica była w stanie wystosować jakieś konsekwencje wobec własnej jaźni, to powinna ją za tę niesubordynację raz a porządnie ukarać. Cóż jednak mogła, skoro ta mała wredota robiła co chciała, ulatniając się przy byle stuknięciu o podłogę? Przykra sprawa, nie ma co. Aż żal, że nie da się aż na takim poziomie kontrolować samej siebie, bo mogłoby to być naprawdę przydatne.
W końcu coś zaskoczyło. Po lekkim uderzeniu powoli otworzyła oczy, zupełnie nie pojmując, co zaszło. Ostatnia rzecz jaką sobie przypominała to był króciutki lot w dół, a teraz okazało się, że przebywała w zgoła innej pozycji. A skoro obecnie siedziała oparta o rządek kapsuł, to musiała się jakoś obrócić. Nie sama. Ktoś musiał maczać w tym palce.
Szarość w polu widzenia w końcu ustąpiła, a samej Lil ukazała się twarz, słabo widoczna ze względu na to, że oświetlenie pomieszczenia o tej porze do dziennego światła miało dość daleką drogę. Zamrugała gwałtownie i skrzywiła się, gdy ból powrócił. W trudem podniosła rękę i delikatnie obmacała obolałą potylicę. Z tego co była w stanie wyczuć, nie zraniła się jakoś szczególnie, gdyż nie krwawiła. Mogła jednak swobodnie przypuścić, że po przelotnym spotkaniu z podłożem będzie przez jakiś czas mogła się pochwalić fioletowym, a może nawet żółtym czy zielonym sińcem? I pewnie jeszcze wyrośnie jej niezła opuchlizna. Syknęła, gdy przypadkiem przesunęła palce nie tak jak trzeba i dźgnęła się dokładnie w miejsce uderzenia. Idiotka! Lepiej już trzymać łapki z dala od obrażeń, dopóki nie doczołga się do jakiejś maści przeciwbólowej.
Starała się ignorować ból i zamiast tego skupiła się na tym, co mówił do niej widziany osobnik. Zaskoczył ją nieco jego styl mówienia, jednak gdy skupiła się na jego aparycji, zdołała sformułować kilka logicznie powiązanych z tym wniosków.
Skądś kojarzyła jego twarz.
Za to na pewno nigdy nie musiała go leczyć.
Był jednym z Łowców (a więc jest w domu, chwała Najwyższemu!).
Nie mogła sobie przypomnieć jak go wołali, chociaż miała to imię prawie na końcu języka.
- Oj... ojej - wydusiła tylko z siebie na początek, próbując się jakoś podeprzeć rękami o ziemię i nieco ustabilizować ciało, tak by przypadkiem nie przewrócić się raz jeszcze. - Dziękuję... chyba już jest w porządku. Przepraszam, ale nie pamiętam jak się nazywasz... - skrzywiła się po raz kolejny, zaciskając przy tym powieki. Cholerna głowa, musiała właśnie teraz? Nie mogła poczekać, aż będzie miała odpowiednie środki pod ręką? Nie mogła w ogóle odłożyć bolenia na czas, kiedy już by załatwiła wszystkie sprawy z pacjentami? Wredna cholera.
Mogłaby spróbować się podnieść... ale to byłoby za szybko. Jeszcze nie czuła się na siłach do przyjęcia pozycji wyprostowanej, z zbyt szybkie przejście do niej mogłoby poskutkować kolejnymi obrażeniami. Lepiej było z tym poczekać aż dojdzie do siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego analiza w dość genialny sposób wskazała mu, że dziewczyna odzyskuje świadomość. Taki skretyniały, zimny komunikat gdzieś w lewym, górnym rogu. A nawet parę, opisujących ruch podnoszących się powiek, odzyskanie oddechu i ruch kończyn oraz osoby. Człowiek miał by czegoś takiego dosyć, ale Lenny, jako osobnik który jest z tego stworzony, bez takich rzeczy może mieć problem się obejść. Cóż, zdarza się.
Oczywiście, zaprzestał dalszych czynności ocucających, odsuwając od jej twarzyczki rękę, jakiej ramię położył w poprzek swojego kolana, przyglądając się jej działaniom. Nie znał jej dobrze, ale mógł rozeznać się w kilku, podstawowych reakcjach mówiących, że jest istotą ludzką. Gwałtowne mruganie, modyfikacja wyrazu twarzy pod wpływem nagłego impulsu bólu, wyszukiwanie dłonią bolących miejsc - jakoby w formie masochizmu - naciskanie na takowe, co by się upewnić, gdzie konkretnie boli. Standardowe zachowanie dla osób które uległy urazowi i chcą się upewnić w stanie swojego ciała. Nie miał zamiaru tego komentować, więc odchylił nieco ciało w tył, by blondwłosa osóbka miała trochę przestrzeni dla swoich ruchów. Drugie ramię położyło się na poprzednim, tworząc przegubami nakładającą się linię krzyżyka. Klęczał tak cicho, badawczo obserwując jej ruchy, jakoby coś w nich miało być nie tak. Może podejrzewał każdego z łowców kogo nie znał dobrze o możliwość zdrady? Heh, jak bardzo można się mylić, patrząc w przyszłość... Prawda?
- Nie powinnaś dotykać bolącego miejsca bez powodu, zgaduje że nie jest to przyjemne... A na osobę o zapędach masochistycznych nie wyglądasz. - Stwierdził, w odpowiedzi na jej syknięcie bólu po tym, jak dotknęła się do bolącego miejsca gołą dłonią, zapewne dość mocno. To chyba podstawowe prawo ludzkie, by nie dotykać tego, co boli, nie? Chociaż, jak tak spojrzeć, to często gdy kogoś ranił, chwytali się za to miejsce, zazwyczaj dość mocno... Dziwne, biorąc pod uwagę że dostarcza im to bólu. Może jednak o czymś nie wiedział?
Hm... Tak, fakt, większość jego ataków często powoduje krwawienie. To jeszcze ma wyjaśnienie. Podświadome zachowania osoby przed nim już nie.
Och, jednak zaczęła odzyskiwać jasność myślenia, skoro się odezwała. Przytrzymał lekko jej czoło dłonią gdy się stabilizowała, po czym je puścił, widząc że już wszystko w porządku. Troska, co by znowu nie rąbnęła na ziemię.
- Nie szkodzi, ja również. Może równie dobrze nie miałem imienia w ogóle... Lecz jeśli już, mów mi Lentaros. Albo Len, Lenny, co ci będzie przyjemniej. A ty, Panienko? Wydaje mi się że nigdy nie miałem okazji usłyszeć twojego imienia. - Nie okazał zbytniego zdziwienia zanim zaczął mówić, w reakcji na jej brak pamięci co do imienia. Nie szkodzi, w sumie to czasem nawet lepiej, jak mniej osób cię zna. Zawód kata to nie jest to, czym można się chwalić. W końcu nie jest to chwalebna rola lekarza, tylko brudna robota, w której zatapiasz ręce po łokcie w krwi. Winnej krwi, owszem, ale jednak to wciąż ludzka posoka...
Hm. Tak. Gdyby to przeszkadzało komuś takiego jak Lenny, to mógłby być problem. Na szczęście jednak - ma to gdzieś. W całości.
- Nie powinnaś jeszcze chwilowo się poruszać zbyt gwałtownie. Brak równowagi spowodowany impaktem może się źle odbić na tobie. Pomóc Ci? Mogę cię zanieść do ambulatorium... Lub umieścić z powrotem w kapsule, z której prawdopodobnie wychodziłaś. - Na ile jego syntetyzator mowy pozwalał w tej kwestii - starał się brzmieć w miarę uprzejmie, acz tak czy tak nie był w stanie uciec od drobnej dozy sztuczności tonu i lekko chłodnego podejścia. Cóż, pomimo próby naśladowania człowieka tak mocno jak się da, nie zawsze daje radę. Wybaczymy mu, prawda?
Yup. Nie ma zielonego pojęcia że ma przed sobą lekarza, hehe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie było to szczególnie przyjemne, jednak stopniowo dochodziła do siebie. Powolutku zawroty głowy traciły na sile, obraz przed oczami falował coraz mniej... tylko nieszczęsne miejsca uderzeń nadal bolały piekielnie przy nawet najmniejszym ruchu głową. No niestety, taka przykrość z bycia istotą złożoną z materii organicznej. Trzeba było przeżyć jakoś te wszystkie wady związane z zawodnością ziemskiego ciała. W wielu przypadkach okazywało się doprawdy bardzo, hm, niedopracowane. Nie żeby chciała wytykać Wszechmocnemu fuszerkę, skoro najwyraźniej taki miał zamysł stworzenia, jednak lista usterek organizmu ludzkiego i tych działających na tych samych zasadach dłużyła się niemal w nieskończoność. Ani ono jakieś trwałe... no bo spójrzmy, jak niewiele wystarczy, żeby takiemu krzywdę zrobić. Nakłujesz - krwawi, natniesz - krwawi, uderzysz - też krwawi, tylko wewnątrz. Mało odporne na toksyny, potrafi zrobić sobie krzywdę dosłownie wszystkim, nawet pozornie niegroźne przedmioty i zjawiska potrafią porządnie go poturbować. Na dłuższą metę bycie istotą cielesną powinno być... niewygodne. I w sumie było, jednak kiedy ktoś nie znał innej rzeczywistości, to jak mógłby za nią tęsknić? Mogły kreować się pewne pragnienia, jednak rzeczywiste porównanie oparte na doświadczeniu to już zupełnie inna sprawa.
- W sumie to masz rację - przytaknęła ze słabym, ale szczerym uśmiechem. Tak, zdecydowanie jej nowy znajomy się nie mylił i powinna unikać macania się po wciąż rosnącym obrzęku. Cóż jednak mogła, jeżeli taki był w sumie bezwarunkowy pierwszy odruch po zranieniu? Mózg sam podpowiadał, by sprawdzić się na obecność ewentualnych zranień, wycieków i innych zewnętrznych syndromów świadczących o tym, że coś poszło nie tak. Na dłoni znajdowało się o wiele więcej czułych zakończeń nerwowych, które pozwalały na dokładniejsze zbadanie sytuacji. Stąd wziął się zwyczaj dotykania, nawet jeżeli wywoływało ono ból. - Niestety, to taki odruch. Musiałam sprawdzić, co mi się stało, w końcu tyłu głowy nie zobaczę - wyjaśniła jeszcze. Naprawdę nie była masochistką.
Udało jej się nie przewrócić po raz kolejny, a przynajmniej póki co w miarę trzymała pion. No i to jest połowa sukcesu! Zdecydowanie dobrze jej szło na drodze do szybkiego wydobrzenia po tym niespodziewanym wypadku. Prawdopodobnie jeszcze trochę i będzie w stanie normalnie patrzeć, a z pomocą może pójdzie i się nie przewróci. W każdym razie potrzebowała jeszcze tej nocy zrobić obchód i do tego potrzebowała i samą siebie doprowadzić do porządku. Żeby nie było, że szewc bez butów chodzi, musiała być w pełni sprawna zanim zabierze się za opiekę nad innymi.
- Mam na imię Liselotte, bardzo mi miło cię poznać. - Z tonu jej głosu oraz wyrazu twarzy chyba każdy bez problemu odczytałby stuprocentową szczerość. Tylko totalny głupek albo istota przewrażliwiona doszukiwałaby się ironii czy podstępu. Toż bez żadnych podpowiedzi widać, że Lili naprawdę była sympatyczna i uprzejma dla każdego. Nawet dla kolesia, którego dopiero teraz poznała. Nawet gdyby połamał jej żebra. Ale nie, to nie było wyzwanie, nie trzeba się o tym przekonywać doświadczalnie, można wierzyć na słowo. Zresztą jeżeli by wziąć pod uwagę, że Len właśnie udzielił jej pomocy, to przecież już dawno rzuciłaby się okazywać mu wdzięczność, aczkolwiek od nadmiernej wylewności powstrzymywało ją dobre wychowanie. Zabawne stwierdzenie względem kogoś, kto nie był nigdy wychowywany... a więc nazwijmy to manierami, o.
- Mhm, najlepiej by było, gdybym mogła skorzystać z ambulatorium. Gdybyś więc była tak miły i pomógł mi się tam dostać... - to będziesz miał jej dozgonną wdzięczność, ot co. Naprawdę musiała się sobą zająć, jeżeli chciała czegokolwiek jeszcze tej nocy dokonać. Wystarczyło, żeby dostała w swój zasięg szpitalny asortyment i powinna bez problemu znaleźć jedną z maści na stłuczenia i obrzęki. Później może ruszać do pracy i tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, temu "Bogu" może i jeszcze anioł może wytykać błędy (a że nie powinien to swoją drogą), ale co ma powiedzieć maszyna do swojego twórcy? Kiepski twór stworzył wadliwy produkt. To w sumie dość logiczne wtedy, więc nie może za to winić swojego twórcy, prawda? A nie, powinien i w sumie mógłby... Tylko że nie żyje. A Bóg jest wieczne żywy, więc idź do niego z reklamacją, tak.
Pod tym względem jednak maszyna nie ma powodu do wytykania usterek. Ukłujesz - nic. natniesz - nic, chyba że mocno. Uderzysz - dopiero cios który miałby uszkodzić murowaną ścianę coś zrobi. Ugryzie cię coś trującego - nawet nie odczujesz. Tak... Pod tym względem android jest lepszy od wadliwych modeli ludzkich. Na niego trzeba naprawdę solidnych metod destrukcyjnych... Albo prądu. Choć prąd jest równie morderczy dla ludzi w praktyce...
- Nie sposób zaprzeczyć, prawda? - Nie, pomimo iż treść tych słów wydawała się narcystyczna, tak sposób w jaki to wypowiedział i ton negował ten narcyzm. On nie wywyższał się tym, że ma racje - to było zwyczajne stwierdzenie. Logicznym tokiem myślenia odruch bezwarunkowy w celu sprawdzenia stanu swojego ciała i dotykania bolesnych miejsc jest w 85% błędny. Pozostałe 15% to fakt sprawdzenia rozmiaru rany i czy następuje krwotok, co jest właściwe, lecz 85% to macanie się po obolałym miejscu. Czasem cieszyło go, że nie ma w swoim programie czegoś takiego, jak ból. Faktycznej reakcji na ten stan, miał tylko parę komunikatów o uszkodzeniach. Cóż... To zdecydowany plus.
- Powierzchnia odbijająca mogłaby pomóc, ale chwilowo jednak jej nie mamy. - Dopowiedział z lekkim wzruszeniem barków. Czyli jednak nie była masochistką, szkoda. Zawsze ciekawiło go jak ta, całkowicie negatywna reakcja organizmu może komukolwiek sprawić przyjemność. Ma w sobie coś z badacza i naukowca pod tym względem... Gdy coś go ciekawi, choćby miał to rozkroić i spojrzeć na bebechy - sprawdzi to.
Yup, trzymała pion, to plus dla niej. W sumie to dość dziwne... Łowcę by załatwiło takie uderzenie do tego stopnia, że traci kontrolę nad ciałem? Chyba nie jest jednym z tych wojowniczych... Zaopatrzeniowiec? Medyk? Raczej z pewnością z takim zachowaniem i wytrzymałością nie ujrzy jej na akcji dla Katów takich jak on, prawda? Zresztą, wcale nie przypominała osoby, która mogłaby kogoś zabić.
Ale pozory mogą mylić, bo nawet jedna z osób w tej organizacji takimi pozorami jest dość myląca, choć w sumie jej nie widział zbytnio. No nic to, co zrobić.
Wysunął prawą dłoń ku jej dłoni i pochwycił ją, pochylając się ku dziewczynie. Uniósł jej dłoń do góry, do swych ust, po czym złożył na jej skórze delikatny, uprzejmy pocałunek. Dżentelmen, powiedzmy.
- Dla mnie również to przyjemność. Ostatnio mało jest ludzi prawdziwe uprzejmych... Mógłbym na samej tej podstawie podejrzewać, że nie jesteś człowiekiem, ale nie będę drążył tematu bez większej potrzeby. - Tak. Na samej podstawie faktu jej znajomości kultury osobistej mógłby stwierdzić że nie jest zwykłym człowiekiem, tylko raczej istotą ludzko-podobną - aniołem, jeśli tak się zwały te stworzenia. Ułożył delikatnie jej dłoń na jej udzie, po czym wrócił do poprzedniej postawy opierania przedramion o kolano, klęcząc obok dziewczyny. Może i wyglądał monochromatycznie, jego głos czasem przyprawiał o myśl że w ogóle nie ma uczuć (ekhem, bo tak jest), a spojrzenie było trochę... Martwe i puste - ale przynajmniej był uprzejmy, prawda? To już plus dla niego. Maniery, zaiste.
- Ambulatorium... Będziesz mnie musiała odrobinę pokierować, bo w praktyce jeszcze ani razu tam nie byłem. - Mówiąc te słowa, jeszcze gdy kończyła swoją wypowiedź o pomocy, wsuną lewą dłoń pod jej plecy a prawą pod kolana i bez problemu dźwigną się do góry razem z nią. Subtelny uśmiech ozdobił jego twarz, gdy spojrzał ku Panience Lise, ruszając do przodu. - Mam nadzieje że jest ci wygodnie i komfrotowo. Obejmij moją szyję jeśli tak będzie ci łatwiej, to z pewnością będzie przyjemne uczucie, Panienko Liselotte. Pokierujesz mnie? - Spytał, przechodząc bokiem przez próg drzwi do sali sypialnej z której wyszli. Nie zamierzał jej narażać na kolejny uraz głowy, więc nawet nie próbował mieścić się z nią przed drzwi idąc zupełnie prosto. Może i najwyższa nie była, ale wciąż mogła zahaczyć o framugę, czy coś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

I tu pojawia się zasadnicze pytanie o to, czy mankamenty w budowie i funkcjonowaniu człowieka można nazwać błędami. Bo co w sytuacji, jeżeli taki właśnie był plan i zamysł Boga? Trzeba by Jego samego o to zapytać, jednak na nieszczęście dla ciekawskich, głodnych wiedzy czy tabloidowych dziennikarzy, pozostawał On od dłuższego czasu niedostępny. Trochę szkoda, gdyż w takiej sytuacji pozostawało domyślać się samemu, jak było naprawdę. Opcja była przecież taka, że niedoskonałości ludzkie powstały w jakimś celu. Człowiek będący istotą perfekcyjną mógłby okazać się po prostu nudny. Żadnych obrażeń, żadnych chorób, problemów... niby utopijnie, ale czy to jednak o to chodziło? Czyż nie większą radością było pokonywanie swoich słabości, przekraczanie granic i dokonywanie z pozoru niemożliwego? Ile to cudów nigdy by się nie zdarzyło, gdyby nie było trzeba naprawiać.
A nawet jeżeli już uznamy, że wady ludzkie stanowią błąd dzieła stworzenia, to i tak nie ma ich już komu zgłosić, przynajmniej na razie. Można więc uznać, że tak samo jak maszyna nie mogła wytknąć usterek swojemu konstruktorowi, tak i nawet najbardziej gorliwy aniołek nie był w tej chwili w stanie wyliczyć Bogu błędów prosto w twarz. Brak możliwości kontaktu był nieco przytłaczający dla wszystkich wiernych, ale musieli sobie jakoś radzić w nowym świecie i można nawet przyznać, że nie wychodziło im aż tak źle.
Uznałaby go za narcyza? Raczej nie. W rankingu osób wyglądających na takich, co popadają w samouwielbienie po prawidłowym zawiązaniu sznurówek, plasował się raczej nisko. Miał rację i potwierdzał ten fakt, co wydawało się raczej naturalne. Jedną z bardziej irytujących ludzkich cech, dostrzegalną szczególnie u kobiet, było nieustanne negowanie wszystkich pozytywnych komentarzy w swoim kierunku. Spotkać taką, co podziękowałaby za usłyszany komplement zamiast sztucznie zaprzeczać, to jak znaleźć dowód na to, że latarki są tak naprawdę gatunkiem nietoperzy. Życzymy powodzenia... ale wykluczyć nie da się niczego. A nuż istnieją wyjątki?
Byłoby miło nie odczuwać bólu, a zamiast nieprzyjemnych doznań odczytywać prosty komunikat. Chociaż na dobrą sprawę wszystko i tak sprowadzało się do jednego i tego samego. Ból miał zaś tę przewagę, że spowodowane nim reakcje stanowiły jednoznaczny przekaz dla otoczenia o tym, że coś niedobrego dzieje się z daną osobą, umożliwiały diagnozę i udzielenie pomocy, jeżeli dana jednostka nie byłaby w stanie poradzić sobie sama. W przypadku, gdyby każdy widział tylko suchą informację z rodzaju "Coś szwankuje w trzustce", zareagowanie w prawidłowy sposób mogłoby być utrudnione. Już tym bardziej mogłoby się to wszystko źle skończyć w przypadku, gdyby potrzebna była interwencja innej osoby, a ta nie miałaby o takiej konieczności żadnego pojęcia.
- Niestety - skomentowała tylko, wzdychając cicho. Znając życie nawet gdyby była w posiadaniu lusterka, to i tak nie powstrzymałaby się od bolesnego przebadania urażonych partii ciała. Wewnętrzny przymus zdawał się zbyt silny na to, by się mu ot, tak przeciwstawić.
- Właściwie to trafiłeś, nie jestem człowiekiem. A idąc tym samym tokiem rozumowania... ty też nie. - No cóż, dziś prawdziwych dżentelmenów już podobno nie ma. Na ile w tym prawdy - tego nie wie nikt, ale fakt faktem przez większość czasów nowożytnych świat przeżywał deficyt osób o dobrych manierach. Ciekawiło ją, kim w takim razie rzeczywiście jest Lentaros. Mogła snuć różne przypuszczenia, jednak pewne fakty pozwalały odrobinę zawęzić rozpatrywane grono. Jego sposób bycia i sposób wypowiadania się wskazywały albo na humanoidalnego androida, albo też na bardzo nietypową istotę ludzką czy też jej podobną. Stawiałaby jednak na to pierwsze, choćby z tej przyczyny, że lubiła właśnie prostsze rozwiązania. To by też tłumaczyło, czemu kojarzyła go z widzenia, ale nigdy nie postawił nogi w szpitalu, nie w tym samym czasie co Lise - a ona przesiadywała tam niemalże non-stop.
I wcale się nie zarumieniła. Wcale a wcale. Dobrze, że w ciemności nie było tego aż tak bardzo widać. Cóż poradzić, gdy jest się stuprocentowo nieśmiałą dziewuszką?
- Z tym nie będzie problemu, trafiłabym nawet z zamkniętymi oczami. Prawie tam mieszkam - zażartowała, ale pod pewnym względem była to prawda. Racja, ze nigdy nie próbowała poruszać się po podziemiach na ślepo, jednak drogę do ambulatorium znała doskonale. Skinęła lekko głową, powstrzymując się od kolejnego zbolałego jęku i pozwoliła się podnieść. W ramach pomocy objęła Lenny'ego za szyję, co pomogło jej się ustabilizować podczas tej nietypowej podróży. Po wyjściu z pomieszczenia sypialnego bez wahania wskazywała drogę przez odpowiednie skrzyżowania korytarzy, by ostatecznie trafili pod podziemny szpital.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy w sumie w taki sposób nie funkcjonowali ludzie w Edenie, zanim poznali grzech? Może i Lenny nie należy do teologów, ale ma podstawowe informacje na temat religii, a także zna niektóre ustępki Biblii. Jeśli jego pamięć nie była uszkodzona - zanim ludzie zostali skuszeni, nie mieli żadnego z tych problemów, jakie posiadają teraz. Nie odczuwali bólu, nie męczyli się, nie mieli powodów do bycia takimi, jacy są teraz. I choć tu wszystko się zgadza, a android nie ma nawet chęci tego kwestionować - jedna kwestia była dość niepewna. Skoro ludzie zostali stworzeni w taki sposób, jako istoty słabe i przezwyciężające los każdego dnia... Czemu więc i istoty nie będące ludźmi - anioły - muszą dzielić to samo brzemię, gdy zostali zesłani tutaj? Z pewnością są zbudowani z czego innego, powstali całkowicie inaczej, a i tak mają te same - ludzkie problemy. Niezgodność logiczna, przez co android unikał analizowania tego faktu. Tego typu niezgodności często zawieszają mu system, heh.
Szkoda że nie było jak wyliczyć błędów Stwórcy. Znaczy - wyliczyć się jeszcze dało, ale on i tak tego nie usłyszy. Szkoda.
Z pewnością jakieś istnieją, zawsze muszą być takowe. Ktoś musi potwierdzić regułę.
Hm... Lenny jakoś nie ma z tym problemu. Otrzymuje tylko alarmujące komunikaty w razie uszkodzeń, a potem jakoś rozwiązuje problem. Hm... Z drugiej strony jednak, uszkodzenie go tak, by faktycznie był zagrożony jest dość trudne, prawda? Jak się uprzeć to nawet odcięcie mu ręki nie jest dla niego zagrożeniem utraty życia - jedynie musi znaleźć odpowiedniego mechanika który będzie potrafił na nowo go "poskładać". Tak, bycie maszyną pod tym względem jest lepsze od ludzi. Człowiek jak coś straci, to często już nie ma jak tego odzyskać, a przynajmniej nie jeśli nie zostanie to zrobione szybko. A Lenny? Może przyjść ze swoim ramieniem nawet po miesiącu, i sklei się go tak samo dobrze, jak po pięciu minutach od utraty takowego. Więc cóż... Skoro mają takie ciała, to i faktycznie powinni być lepiej alarmowani.
Kiwną lekko głową, przytakując na jej komentarz. Nic innego nie mógł powiedzieć, temat był skończony i ciągnięcie go nie było warte próby.
- Nie zaprzeczę. - Odpowiedział twierdząco na jej słowa. Zaiste miała racje, nie należy do gatunku ludzkiego. Będąc kreacją ludzkich rąk, jest zarazem czymś odmiennym od organicznych humanoidów. Syntetyczny człowiek, można powiedzieć nawet czasami. A maniery? To kwestia jego twórcy. On go "nauczył" manier wobec innych, uprzejmość wobec innych miał "w genach", a raczej, w kodzie. I hej, może to nie tak że ani razu go nie było w szpitalu? Chociaż nie, sam powiedział że go nie było, ale czasem nosił rannych z pola walki na dół. Tam lekarze tacy jak panna Liselotte ich przejmowali. W końcu do czegoś ta siła się przydawała, prawda? Gdy inni byli zmęczeni i noszenie towarzyszy by ich spowolniło, wtedy android mógł sobie położyć na barki dwie osoby, a kolejne dwie złapać pod pachy i dalej biec! Karetka na nogach, tsh. I jeszcze bojowa.
A on wcale tego nie zauważył. Nie, serio, nie zauważył tego. Nie ma w receptorach funkcji noktowizji lub termowizji, więc jego wzrok był pod tym względem bardzo podobny do ludzkiego - z wyjątkiem tego, że potrafi przy pomocy "oczu" robić lekki zoom, jak kamera lub aparat. Tyle różnic.
- W porządku. - Odpowiedział, idąc spokojnym, miarowym krokiem z panienką Liselotte w ramionach. O tej godzinie raczej mało kto spacerował korytarzami, więc szli dość spokojnie i samotnie, bez gapiów. Może to i lepiej - jeśli jest taką nieśmiałą dziewuszką, to gdyby ktoś ją zobaczył w ramionach mężczyzny... Cóż. Zapewne spaliłaby się ze wstydu, a tego możnaby jej oszczędzić.
Całkiem szybko dotarli pod drzwi szpitala, gdzie Lenny zatrzymał się przed takowymi. Hm...
- Myślisz że jakiś lekarz teraz tam jest? Dość cicho, choć zapewne to przez fakt pory nocnej. Dasz radę ustać? Nie wiem czy to byłoby dla ciebie problemem gdybym chciał cię wnieść... Niektóre osoby odczuwają w chwilach takie jak ta coś, co nazywają "wstydem". Jeśli też będziesz to czuła, powiedz, to odstawię cię na ziemię i wprowadzę przy ramieniu. - Zaiste emocje ludzkie są czasem czymś, czego nawet nie próbuje zrozumieć. Wstyd, powodowany jest... Właśnie, czym? Nie rozumiał tego faktu. Czemu wstydzić się swojego ciała, lub bycia trzymanym przez kogoś, albo otrzymaniem czułego, uprzejmego gestu? Cóż... Lenny, jesteś maszyną. Nie dziw się brakowi wstydu w sobie i nierozumieniu tego - nie masz się czego wstydzić... No, przynajmniej tak mi się wydaje.

Gomen, słaby wyszedł ._.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dysputy na tematy religijne, szczególnie dotyczące dzieła stworzenia oraz innych równie tajemniczych rzeczy, można by zaiste ciągnąć w nieskończoność. Właściwie choćby długo szukać i wszystkich pytać to pewnie nie znalazłoby się dwóch - a co dopiero więcej - takich osób, które mają słowo w słowo identyczne zdanie. Każdy dodawał coś od siebie do ogólnie krążących teorii, a jaka była prawdziwa? Poza samym Bogiem nikt tego tak naprawdę nie mógł wiedzieć. Wielu się domyślało, a w tej grupie sporo stanowili i tacy, którzy uważali swoje racje za jedyne słuszne. Tylko po co dyskutować w nieskończoność i nie dochodzić do żadnych konstruktywnych wniosków? Już lepiej sobie odpuścić. Każdy i tak wierzy w co zechce.
Cóż poradzić, w chwili zejścia na ziemię aniołowie podjęli się misji zakrawającej na samobójczą. Nie dość, że przyjęli życie jako istoty materialne ze wszystkimi tego zaletami i wadami, do tego otrzymali też w pakiecie niezrozumienie ze strony ludzi oraz obowiązek utrzymywania natury w ryzach, tak by nie zagrażała gatunkowi homo sapiens. Jakby samo to ostatnie nie było już wystarczającą trudnością! W końcu nie tak łatwo zapanować nad wszechobecnymi pożarami, powodziami, tornadami i innym świństwem, nawet jeżeli się miało nadprzyrodzone zdolności. Niby supermoce, niby skrzydła, niby siła... ale jednak nie było łatwo. Aniołowie przybrali ludzkie ciała i byli skazani na wszystkie ich defekty, włącznie ze śmiertelnością. Dodatkowo ludzie mieli jeszcze szansę na ponowne odrodzenie po śmierci, jeżeli dobrze się spisali. A co z aniołkami? Zabiją cię - trudno, lecisz w niebyt? Lise nie była tego pewna i nie chciała wiedzieć. W końcu kiedy jeszcze miała jakąś szansę się tego dowiedzieć, to problem anielskiego przejścia z jednego świata do drugiego w ogóle nie istniał.
I tak, dobrze było być maszyną. Przyprawianie powyrywanych kończyn z powrotem było proste i nie sprawiało problemów natury czasowej. Jeżeli istota organiczna zbyt długo zwlekała z ratunkiem dla siebie, to pozostawała co najwyżej opcja wstawienia mechanicznych części. Właściwie mogłaby to być dobra opcja, lecz i to miało swoje wady. W końcu elementy z metalu były o wiele cięższe i trudnej się było do nich przyzwyczaić. Jeżeli zaś okazałyby się nie najlepiej wykonane, mogły przysparzać problemy lub też po prostu być mniej sprawne i dokładne od prawdziwych. Poprawianie natury i Bożego dzieła to niekoniecznie najkorzystniejsza opcja, czasami pozostawienie rzeczy w jej zwykłym biegu okazywało się o wiele lepsze niż nadmierne kombinowanie. Jeszcze można coś pochrzanić i kiszka.
Cóż, nawet jeżeli Lentaros pojawiał się czasem w podziemnym szpitalu jako karetka, to nie został przez Lotte zapamiętany jako pacjent. A to już była duża wskazówka. Skoro był w stanie przytargać kilku rannych na raz i sam nigdy nie korzystał z pomocy medyków, to zdecydowanie daleko mu było do człowieka, a nawet łowcy. Zawsze istniała oczywiście opcja, że Lilo coś przeoczyła... to był jednak dość mało prawdopodobny scenariusz. Anielica niemal mieszkała w szpitalu, w miarę możliwości każdego pacjenta starała się doglądać i pomagać jak najwięcej. Mając nadnaturalną moc diagnostyczną po prostu nie mogła się powstrzymać od tego, by nie obejść każdego i nie sprawdzić, czy coś przypadkiem nie jest nie w porządku. Trudno więc, żeby przeoczyła jakąś osobę i większość z nich pamiętała właśnie z wyglądu, często też z choroby. Tylko głupio było później podchodzić do kogoś i zaczynać rozmowę od "O, pamiętam cię, ty przyszedłeś ze złamaną ręką i zdiagnozowałam ci opryszczkę narządów płciowych!". Nie, zdecydowanie słaba opcja nawiązywania pierwszego kontaktu. Jeszcze by od kogoś oberwała za mówienie takich rzeczy publicznie... zresztą, tajemnica lekarska zobowiązuje, nawet jeżeli szpital jest podziemni, a główne towarzystwo stanowią Łowcy. To w końcu tak samo myślące i czujące osoby jak wszyscy inny, prawda? Przynajmniej ogólnikowo patrząc, gdyż wiadomo, jak to jest z jednostkami, różni się zdarzają.
Chwała Najwyższemu, że nic nie zauważył! Gdyby Len był w stanie dostrzec tę jakże naturalną i niemożliwą do pohamowania reakcję, zapewne by ją jakoś skomentował... a jeżeli tak by się stało, to można spokojnie spodziewać się wyłącznie pogłębienia już i tak zbyt intensywnej różowoczerwonej barwy policzków panny Merricks. Niestety miała to do siebie, że łatwo było ją wprawić w zakłopotanie, szczególnie podobnie uprzejmym zachowaniem. Taka prawda, że nie przywykła do szarmanckiego zachowania ze strony otoczenia i nie uznawała go za sobie należne. Była więc mile zaskoczona każdym wyrazem uprzejmości od innych istot. W sumie czasami tak było lepiej - nie spodziewając się zbyt wiele, nie mogła się dotkliwie zawieść. Ale jako że trochę miała w sobie łatwowierności, to i tak nie była w stanie uniknąć zranień.
Pozwoliła się ponieść i wkrótce znaleźli się pod samiutkim szpitalem. I całe szczęście, że nikt się po drodze nie przypałętał. Lili z pewnością poczułaby się niezręcznie, gdyby znalazł się świadek całej tej sytuacji. Na pewno widok drobnej lekarki w ramionach ogólnie kojarzonego Łowcy - kata mógłby wzbudzić niemałe zainteresowanie, a może nawet i serię dziwacznych plotek, których w miarę możliwości lepiej było unikać. W końcu fałszywe informacje rozsiewane wśród społeczności były jedną z najgorszych plag, raniącą ostrzej niż miecze i rozprzestrzeniającą się szybciej niż chmara szarańczy.
- Nawet jeżeli nie ma, to zaraz będzie. Wystarczy że wejdziemy, bo ja jestem lekarzem - wyjaśniła z lekkim, wciąż nieco słabym uśmiechem. Widać jednak było, że powoli odzyskuje władzę nad sobą i staje się mniej rozedrgana niż tuż po upadku. - W środku powinno być jakieś krzesło. Muszę dostać się do szafki z lekami i opatrzę sobie głowę, a później miałam odwiedzić pacjentów. Póki co nie wiem, czy dam radę stanąć - uprzedziła. W tej chwili stawianie jej na ziemię mogło być lekko niebezpieczne. Lepiej z tym zaczekać choćby do czasu, aż własnoręcznie zajmie się sińcem z tyłu głowy. W końcu głupio by było, żeby znowu sobie coś zrobiła.

Przepraszam za tę długość i brak konkretów, zapędziłam się ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dyskusja służy do wymiany poglądów, a także modyfikacji ich, jeśli zajdzie taka potrzeba. Oczywiście, można je zmodyfikować z własnej woli, ale można też próbować w coś "uwierzyć" z przymusu, choćby bezpośredniego, jak to niektóre ustroje totalitarne czynią. No nic, z tym jednak niewiele zrobimy... A że nasze myśli się różnią, to nie ma co sobie pakować do głowy i ich zmieniać.
A więc w gruncie rzeczy to wygląda tak - anioły zostały pozbawione swoich niematerialnych ciał, zyskały za to wszystkie defekty ludzkie... No, plus minus kilka zalet własnych, trochę mocy służących głównie do ratowania humanoidów od ich własnej głupoty/zniszczonej planety, a poza tym jeszcze ciągle próbują uratować każdą, zagubioną duszę, choćby takowa miała potem wyssać ich własne. Bez obrazy, ale jak to możliwe że tak - dość inteligentne istoty postanowiły zrobić coś tak idiotycznego? Ziemia wymiera, nie lepiej było ją zostawić w spokoju, a także tych wszystkich ludzi? Albo lepiej - dobić ich? Z logicznego punktu widzenia byłoby to dużo lepsze wyjście. Zniszczyć - odbudować - wyciągnąć wnioski = nie popełniać poprzednich błędów. Ale jednak nie, ktoś wydał absurdalny rozkaz (Boże, nie miej mu za złe, jest maszyną, ma nieco inny światopogląd niż człowiek) rozesłania aniołów na śmierć, jakby miał też w planie uśmiercić przy okazji swoich najbliższych podwładnych. To działanie nie ma nawet najmniejszej logiki.
Heh, to ciekawe w sumie, bo Lenny zna swój los jeśli przegra. Zniknie. Nie będzie go więcej. Z każdym razem gdy traci zasilanie, przechodzi to samo, coś, co zwykły człowiek nazwałby śmiercią. Zabawne, bo on przechodzi to średnio raz w tygodniu. Można się przyzwyczaić, heh.
Bycie maszyną jednak też nie jest tak różowe. Nie jesteś prawdziwy, nawet jeśli geniusz ludzki sprawił, iż niemal idealnie działasz jak takowy... To wciąż jednak masz świadomość, że jesteś tylko tworem ludzkich rąk. Czujesz że twoja wartość nie różni się dużo więcej od widelca czy noża - gdy ktoś nie je posiłku, nie jest mu potrzebny. To samo "czuje" taka maszyna, i wie, że tak jest. To dla niej zupełnie naturalny tor działania. Wprowadzający nieco w deprechę, ale nic z tym w praktyce nie można zrobić. Cena więc jest wysoka za to ciało ze stali, które można sklejać bez problemu, za siłę, za niezwykłe technologie, za wytrzymałość...
Płaci się brakiem człowieczeństwa i pozycją niewiele różniącą się od przedmiotu. Ba. Nie różniącą się. Dość nieprzyjemne, prawda?
Zawsze była możliwość że Lenny mógł być biomechanicznym człowiekiem, lub też innym aniołem, o wyjątkowo wysoko rozwiniętych zdolnościach samoregeneracyjnych, lub też genialnym lekarzem, jaki mógł się samemu bez problemu wyleczyć z każdej, nawet najgorszej dolegliwości. Ale nie ma co mnożyć gdybań i niedopowiedzień, bo odpowiedź jest prosta i na wyciągnięciu ręki. Jest maszyną. Dlatego też nigdy nie miał problemów zdrowotnych, a gdy tylko była potrzeba, to robił zarówno jako wsparcie bojowe, osłona jak i transporter na nogach, ciężki do poruszenia zwykłymi kulami. Dlatego też pewnie nie zostawał na dużo dłużej niż minuta czy dwie w szpitalu, a potem znikał, równie szybko co się pojawiał, rozpływając się w pół-mroku korytarzy siedziby Łowców.
Swoją drogą, czasem zastanawiało go jaka mogła by być reakcja lekarza, gdyby przyszedł nieco obszarpany do niego z chęcią zostania opatrzonym. Takowy zacisnąłby zęby i próbował np. nastawiać metalowe kości? Zszywać syntetyczny naskórek? Przeprowadzać operację chirurgiczną na metalowym szkielecie kostnym? To musiałoby wyglądać ciekawie, zdecydowanie. Zwłaszcza w chwilach takich jak te wymagających dostania się pod kości. Piłą do stali by trzeba było przecinać, to by zdecydowanie był ciekawy widok dla typowego gapia. Sypiące się iskry, raban na pół kanałów... Taaak.
Hm, istnieje też pewne prawdopodobieństwo tego, że Lenny "udał", że nic nie zauważył, tylko po to, by nie pogłębiać stanu zawstydzenia towarzyszki. Nie miał ochoty może mówić do dukającego ze wstydu buraczka, prawda? I tak rozmowa z kimś takim byłaby niemal nierealna... No dobrze, może przesadzam, ale nie byłoby z pewnością łatwo zamienić jakieś normalnego słowo wtedy, prawda?
Hm, może nie byłoby tak źle. Biorąc pod uwagę że Lenny jest androidem, to jedyne plotki jakie by mogły zaistnieć, to coś typu że panienka Liselotte zrobiła sobie z niego lokaja, czy jakoś tak. To by w sumie nie było tak straszne, już kiedyś był takowym, i to nawet przywołuje pewne nostalgiczne, przyjemne wspomnienia. Ach... Tak. Szkoda że to już minęło...
Że On już nie żyje...
Że nie mógł tego zapobiec...
Nie, nie popadajmy w zamyślenie tym. To zazwyczaj kończy się awarią systemu w związku z natłokiem "imitowanych", negatywnych emocji. Gniewu, smutku, żalu... Rozpaczy, na swój sposób.
- Och? Nie wiedziałem, ale to w sumie i lepiej. Nie będzie powodu szukać. Swoją drogą... Nie bierz tego jako rażące, ale chyba nie uczestniczysz w akcjach bojowych, prawda? Jesteś dość delikatna, skoro upadek z tej wysokości okazuje się mieć dość silne konsekwencje. - Może i było to trochę krytyczne, ale nie miał na myśli pod tym nic złego. Poprostu stwierdził fakt, że z tą delikatnością raczej się nie nadaje do akcji bojowych, nawet na tyłach. W sumie pewnie taka jest prawda i jej miejsce jest tutaj, głęboko w trzewiach siedziby Łowców.
- Rozumiem, a więc to nie problem. Ponoszę cię dalej, będzie ci wygodniej dobrać odpowiednie leki i opatrunki. - Stwierdził, wkraczając razem z nią do sali. Wszedł dość prędko i bezproblemowo, jedynym minusem tego był fakt że...
Teraz nie miał pomysłu dokąd iść po te leki. Rzadko bywa w takich miejscach, i nie bardzo mógł odnaleźć jakiegoś punktu zaczepienia na odnalezienie medykamentów. - Uhm... Wskażesz mi, gdzie podejść? Mimo wszystko, jestem tu pierwszy raz i nawet nie wiem gdzie możesz trzymać medykamenty. - Po wskazaniu przez dziewczynę jakiegoś punktu, bezzwłocznie ruszy w tamtą stronę, zatrzymując się gdzie trzeba, i działając co potrzeba.

Nie szkodzi : 3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach