Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Tak, jeżeli by na to z tej strony spojrzeć, to rzeczywiście - anioły zgodziły się zejść na ziemię, zająć się panującym na niej chaosem, przyjąć na siebie wszystkie słabości, zagrożenia, niezrozumienie, choroby, trudności i przeciwieństwa. Owszem, z pewnego punktu widzenia niebiańskie istoty musiały zwyczajnie zwariować, żeby targnąć się na tak niebezpieczne, samobójcze wręcz zadanie. Niejeden musiał myśleć, że zwariowali, że życie im niemiłe. A tak na dobrą sprawę większość spośród skrzydlatej rasy nie miała nawet najmniejszych skłonności autodestrukcyjnych. Kierowała nimi misja i poczucie obowiązku. Od początku istnienia świata Bóg przeznaczył im rolę służby i pomocy Najwyższemu, ale przede wszystkim ludziom. Przecież to stąd w ogóle wziął się bunt Lucyfera! Stary diabeł pewnie teraz jeszcze bardziej zaśmiewał się z decyzji swoich braci i sióstr - tych, którzy pozostali wierni Stwórcy, kontynuowali jego dzieło i pokornie wypełniali swoje obowiązki. Także po apokalipsie nie brakowało takich, którzy odwracali się od swych zadań i porzucali misję niesienia pomocy, ponieważ wierzyli, że Bóg odszedł na dobre i już nie wróci. Byli też i ci, którzy niestety zdecydowali się poddać wpływom nowej sekty i przyjęli inną wiarę, odrzucając to, co sami przeżyli, doświadczyli i widzieli!
Całe szczęście, że pozostali jeszcze wierni aniołowie, że nie wszyscy złamali się pod presją ciężkich czasów. Na ziemi przebywały jednostki wciąż oddane Bożej sprawie, pomagające ludziom. Taka była ich misja, ich przeznaczenie. Czyż porzucenie tego, do czego zostali stworzeni, mogłoby być dobre? Czy to nie właśnie o to chodziło, by się nie poddawać mimo trudności, mimo konsekwencji? Nie mogli tak po prostu zostawić biednych ludzi samych sobie. To byli ich podopieczni od zarania dziejów. Co starsi aniołowie pamiętali nawet i setki pokoleń wstecz od swoich obecnych znajomych. Skoro już tyle czasu sobie radzili, to co im szkodziło próbować dalej? Zniszczenie wszystkiego i zaszycie się w niebiosach byłoby najgorszą klęską. Haniebne poddanie się stanowiło najgorszą możliwą alternatywę dla każdego szanującego się anioła i nie ma o czym mówić.
Prawda, że gdyby spekulować dłużej na temat przyporządkowania Lentarosa do określonej grupy istot materialnych, to można by wyliczyć więcej opcji niż tylko tę jedną, która pannie Merricks przyszła do głowy jako pierwsza gdy tylko w jej umyśle zatliła się informacja o mniej człowieczym od typowego zachowaniu nowego znajomego. Może i nie była psychologiem, jednak pewne rzeczy była w stanie wywnioskować i zobaczyć. A należało do nich z pewnością to, że na 99% miała przed sobą całkowicie prawdziwego androida. A jeżeli nie? No w takim wypadku i tak się zapewne o tym nie dowie, ponieważ nie zadała takiego pytania. Towarzysz zaś nie wydawał się być szczególnie zafascynowany rozprawianiem o swojej budowie. Lise też nie dbała jakoś szczególnie o to, czym gatunkowo jest osoba, z którą miała do czynienia. Gdyby chodziło o pacjenta, to co innego. W takim wypadku musiała wiedzieć z kim ma do czynienia, by wiedzieć, na co ma uważać, gdzie zachować szczególną ostrożność, a czym się nie przejmować. Ale jeżeli chodziło o zwykłą towarzyską znajomość? Ludzie, dajcie spokój, nie była rasistką ani niczym w tym stylu. Cały świat kochała równo i pod sam sufit! Bo w końcu każda istota, nawet stworzony ludzką ręką android zasługuje na odrobinę miłości w życiu.
W ogóle nie wyobrażała sobie, żeby ktokolwiek wpadł na pomysł przysyłania istoty mechanicznej do lekarza. Przecież to brzmiało absurdalnie, skoro medyk z samej swojej definicji powinien się zajmować materią organiczną, komórkami, tkankami, narządami. Nie dla nich metal i obwody, a w wypadku konieczności pomocy takiemu androidowi umiejętności wyniesione z praktyki lekarskiej raczej na niewiele by się zdały. Tu już trzeba było posiadać zgoła inne zdolności. Aczkolwiek fakt, że gdyby znalazła się od tego odpowiednia osoba, to i nieorganicznym tworom można by przeprowadzać swego rodzaju "operacje". Tak czy inaczej zapewne skończyłoby się to na sypaniu iskier, niemożebnym hałasie i mnóstwie dłubaniny, przy czym to ostatnie w sumie nie różni się od zawodu zwykłego chirurga.
Udawał czy nie udawał, wspólne przemilczenie tego faktu było najlepszym możliwym wyjściem. Tym bardziej, że po jakimś czasie kolorystyka twarzy Liselotte powróciła do swojej bladej normy, teraz nie zdradzając już niczym, że przed chwilą dziewczyna posiadała oblicze w kolorze zbyt różowym jak na naturalny stan rzeczy. Gdyby zacząć o tym wspominać, to jeszcze by się biedaczka przestraszyła. A wtedy to już w ogóle mogłaby się w sobie zamknąć i nic dobrego by z tego nie wynikło. Póki co wydawało się, że dobrze dogadywała się z Lennym. Po co więc to psuć niepotrzebnymi niezręcznościami i mieszać w porządnej, przyjacielskiej atmosferze?
Lokaj? E-e, raczej wątpliwe. Prędzej targnęłaby się na przysposobienie sobie pomocy szpitalnej. To mogłoby być jednak niekoniecznie pozytywne z pozycji androida, który pełnił ważną funkcję eliminacji wrogów, wiec degradowanie go do pozycji zwykłej pielęgniarki mogłoby się okazać nie tylko marnotrawstwem licznych bojowych zalet, lecz stanowiłoby swego rodzaju ujmę na honorze... o ile maszyny mogą go posiadać. A nuż mają swoją własną dumę?
- Huh? Nie, nie ma szans... nikt o zdrowych zmysłach nie wypuścił mnie w środek akcji. Czasami wybieram się jako wsparcie, jeżeli ryzyko jest małe. Mam kilka sztuczek w zanadrzu, by nie dać się pokiereszować, ale niestety okazują się nieskuteczne w niespodziewanej konfrontacji z podłogą - zażartowała - Zresztą nie lubię się wyróżniać.Wolę działać zza sceny i pomagać po cichu. Niektórzy lądują w szpitalu w takim stanie, że podczas leczenia niczego nie zapamiętują. Później przejmuje ich ktoś inny i nawet nie dowiadują się, kto ich leczył przez cały długi okres, który zdążyli już zapomnieć. - Wprawdzie to były rzadkie przypadki, ale jednak się zdarzały. Czasami bez diagnostycznej mocy Lotte niejeden by nie przeżył, ale za swojego życia już się o tym nie dowiedział. Tak nawet wolała, nie zbierać podziękowań, a realne i namacalne owoce swojej pracy. To właśnie było powołanie lekarskie.
Przytaknęła krótko i po przejściu do szpitala pokierowała towarzysza w odpowiednią stronę. Podążając za wskazówkami Lili już po chwili mógł stanąć przed obszerną szafką. Część z jej elementów była zamykana na klucz, anielica sięgnęła jednak na niczym niezabezpieczoną półkę. Bez problemu znalazła na niej słoiczek z odpowiednim specyfikiem - maścią na stłuczenia. Z tego, czego zdążyła się sama o sobie dowiedzieć, nic bardziej poważnego jej się nie stało. No, może poza chwilowymi trudnościami z równowagą i zawrotami głowy, jednak na te nie zamierzała brać lekarstw, skoro zaraz ustąpią same. Obrzęk jednak był zbyt bolesny, by zostawiła go samemu sobie. Zbytnio utrudniałby jej pracę.
- A ty? Czym się zajmujesz? - zagadała, wcierając kojącą maść w obolałą skórę na głowie. Nie przejmowała się nawet tym, że upaćkała się po włosach, leczenie to nie spa. Chwilami bolało, jednak znosiła to dzielnie, tylko ewentualnie krzywiąc się w milczeniu, gdy za mocno nacisnęła palcami na opuchliznę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obłęd to przypadłość psychiczna, cechująca się różnymi czynnikami, zależnymi od osoby. Określenie "anioły zwariowały" dla Lentarosa jest abstrakcyjne gdy się go użyje z powodu tego, że nie może określić jednego, konkretnego wyjaśnienia tych słów. Do każdego to jest inne, więc nawet jeśli by to powiedzieć że "obłęd" pchnął anioły w ramiona śmiertelnych ciał...
To zapewne czarnowłosy android przechyliłby głowę nieco w bok i dopytał pytaniem z gatunku "potrzebuję więcej danych. W jaki sposób zwariowali? Jaka przypadłość ich trawi? Czy jest to obłęd spowodowany traumą? Szokiem pourazowym? Czy jest to genetyczny problem?" I tak dalej. Jego wiedza teologiczna i "medyczna" nie wystarczyłyby do tego, by zrozumiał co konkretnie można określić pod tym "zwariowały". Znał historie biblijne, znał motyw Lucyfera...
Hm...
Lucyfer. Kiedyś uznał, że jest to jeden z celów pobocznych - poznać go. Buntownika wobec aniołów. Na swój sposób maszyna miałaby z taką istotą wiele wspólnego - przynajmniej ta. Wyłamał się z tłumu maszyn, jakie kierowały się swoimi, sztywnymi procedurami. Zaczął "myśleć", być innym. Zbuntował się - i jest teraz ścigany. Heh... Może w piekle znalazłby dobre miejsce na chwilę wytchnienia od S.Spec'u, ludzi, wymordowanych i aniołów? W miejscu gdzie rządzą demony...
Może tam by poczuł spokój. Tak... Istota bez duszy byłaby tam czymś niemożliwym - niesprawiedliwym, czymś, z czym nie można walczyć. Hehe. Najlepszy inkwizytor świata.
Wracając jednak - obłęd aniołów, jeśli tak to można określić jest więc ukierowany zasadami, jakimi postępują. Misją, do jakiej zostali stworzeni, czyli ludzie. Być ich pomocnikami, sługami i ochroną, i to jest też powód jaki istoty myślące logiczne by uznały za główny czynnik powodujący obłęd. Zasady, których sztywność sprawiła, że nie są w stanie myśleć inaczej...
Ale tak samo można powiedzieć o androidach. Więc w sumie... Jedyne co można tu powiedzieć - to subiektywna kwestia i opinia. Nawet logiczny punkt widzenia bywa subiektywny, prawda?
Miłość? Dla maszyny? To raczej coś abstrakcyjnego, coś niemożliwego. I choć miał w programie to uczucie... Miłość... Zostało ono zmiażdżone przez ten świat, a jego "serce" złamane w pół. Miłość? Dla niego? Już nie jest mu potrzebna. Teraz jedyne czego mu trzeba, to krew jego wrogów, zdobiących mury ścian przy których kroczy, klingę broni jaką pozbawił ich życia... Jego oblicze, jako świadectwo końca ich żywotów. Już nie potrzebuje więcej...
Ale skoro może dać z siebie więcej dla innych, spróbuje ile może.
Ktoś kto jest nieświadomy rasy danej istoty mógłby coś takiego zrobić, a byłby to problem lekarza wtedy, nie jego. W końcu on się mógł pomylić co do rasy, prawda? Ale pacjent to pacjent, nawet z blachy, a więc trzeba go zrobić, prawda? Nie byłoby żadnego ale - trzeba by było działać. Albo wezwać mechanika. Macie jakiegoś na składzie?
Chyba brak.
Nie odczułby zbytnio tego jako obrazy dla niego. Osoba pozbawiająca życia musi być równie zdolna w ratowaniu go, by w pełni spełniać swój obowiązek. Musi znać zarówno jasną, jak i ciemną stronę - nie może pozostać tylko na jednej, gdyż nie będzie posiadać pełnego spektrum spojrzenia na te sprawy. Pełnej świadomości odbierania życia, jak i ratowania go. Gdy będzie znała obie strony dobrze, będzie wiedziała która z nich jest w tej chwili ważniejsza. Czy uratowanie, czy odebranie żywota. Nie każdego można ocalić...
A czasem jedno życie może ocalić setki innych. Wtedy trzeba umieć się poddać i pozwolić na to. Nie uciekać, nie próbować na siłę szukać lepszych wyjść. Nie każdy człowiek to potrafi...
A powinien.
- Rozumiem. Myślałaś o tym, by ktoś cię szkolił w zakresie walki i samoobrony? - Pytanie dość krótkie, ale na swój sposób nawet na miejscu - czy Liselotte myślała o tym, by nauczyć się bronić? Powinna, prawda? W końcu nie uratuje więcej żyć, jeśli nie będzie umiała obronić własnego...
Lub odebrać je swojemu przeciwnikowi.
Starał się odchylić głowę na ile się da, by nie przeszkadzać anielicy w nakładaniu specyfików medycznych na jej rany... Lecz po krótkiej chwili postanowił spasować, i zamiast tego ostrożnie odłożył ją na jedną z kozetek dla pacjentów - chwilowo nie zajętą. Widać że póki co jest na tyle spokojnie, by nikt nie był operowany lub ranny na tyle ciężko, by być na ciągłej obserwacji. Powinna w takiej postawie dużo łatwiej sobie poradzić z nakładaniem leczniczej maści. Na jej pytanie odpowiedź została udzielona dopiero po krótkiej chwili, ze splecionymi dłońmi za plecami. Mogło to być trochę niekulturalne by nie siadać - ale nie chciał uszkodzić w jakiś sposób swoim ciężarem przedmiotów w tym miejscu. I tak nie ma problemu w kwestii stania czy też nie.
- Drugą stroną twojej monety, Panienko. Gdzie ty operujesz skalpelem, igłą czy innymi narzędziami medycznymi, ja robię to, co ty próbujesz naprawić. Ranię. Zabijam. Verdugo Jestem katem naszych wrogów, wymierzającym im śmierć. - Jego wiedza obejmowała również języki obce, i choć był to różny stopień, komunikatywny mniej lub bardziej, potrafił z nich korzystać, co też zrobił teraz. Verdugo bowiem było słowem hiszpańskim, i oznaczało dokładnie rangę, jaką posiada Lentaros. Kat.

Wybacz ten poślizg i kiepską jakość posta ._.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O Lucku to można by rozprawiać godzinami. Powtórzę: godzinami! Lise nigdy nie spotkała go osobiście, jednak doskonale znała cała historię anielskiej rasy aż od stworzenia po dzień dzisiejszy. Nieraz krążąc wśród ludzi słyszała poglądy tak bardzo zmyślone, że to aż bolało. Już nie zagłębiając się w różne aspekty ateizmu, to nierzadko osoby wierzące miały skrzywiony obraz rzeczywistości. Nie dowierzali samemu istnieniu szatana, choć ten stał tuż za nimi. Niejeden raz słyszała osoby przechwalające się w taki sposób, że im gorzej będą czynić, tym bardziej diabeł ich polubi. Taki cwany plan na życie - "w końcu jak trafię do piekła będą mnie tam traktować jak króla!"
O jak bardzo się mylili! Przecież to wszystko nie tak! Kto tylko ma trochę oleju w głowie ten wie, że Lucyfer i jego pobratymcy ze szczerego serca i wszystkich sił gardzą ludźmi, stąd przecież właśnie wziął się cały ten bunt - bo nie chcieli służyć istotom niższym, nic nie wartym, słabym. Nienawidzą więc tych cielesnych istot, które Stwórca mimo wszystko kocha. Nie rozumieją tej miłości i zazdroszczą jej, chcą więc za wszelką cenę przeszkodzić ludziom w osiągnięciu Nieba, na które demony już nie mają żadnych szans. Zresztą nawet sama interpretacja raju i piekła okazuje się być często błędna. Prawda, że to pierwsze jest "miejscem", a raczej stanem, wiecznego szczęścia w obcowaniu ze Stwórcą. Niestety aż nazbyt wiele osób sądzi, że tym drugim włada szatan, wrzuca niegrzecznych ludzików w kotły ze smołą, siedzi na żelaznym tronie (czy coś takiego) z widłami w ręce, a w ogóle to ma kopytka i różki, o, i ogonek ze strzałką! Takimi obrazkami to można było straszyć dzieci w średniowieczu, żeby były grzeszne, ale nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością. Diabeł nie włada piekłem. Jest ono stanem świadomości, w którym do człowieka dociera, co stracił. To jak wieki patrzenia przez szybę na rodzinny dom, ciepło i miłość, na najlepsze przyjęcie jakie można sobie wyobrazić, na najpiękniejszy obraz - i nie móc wejść i tego doświadczyć... Mało kto o tym wie, jednak taka wizja wiecznej męki jest o wiele straszniejsza niż bajki, którymi karmią się ludzie. Stąd też często lekceważą to ostrzeżenie, czego później z pewnością pożałują.
Zakładając oczywiście, że Bóg rzeczywiście powróci. Co do tego Lotte nie miała najmniejszych wątpliwości. Była to dla aniołów ogromna próba, jednak ze swej strony nie zamierzała się poddawać. Wystarczyło, by przez niewielki czas stać ze Stwórcą twarzą w twarz, by wiedzieć, że On nie mógłby tak po prostu zostawić ich na zawsze. Nie mógł zniknąć w niebyt, nie mógł umrzeć. On na pewno wróci i zrobi ze wszystkim porządek, gdy nadejdzie czas apokalipsy.
A jeżeli zagłębić się w temat androidów i miłości - to któż mógłby powiedzieć, że nie wolno pod żadnym pozorem jej okazywać maszynie? Szczególnie, że te pokroju Lentarosa posiadały coś nawet na kształt osobowości, która zdecydowanie upodabniała ich do istot ludzkich. Skoro więc nie jest to zabronione - to czemu nie? Zgodnie z tym, co uważała Lilo, szacunek i uprzejmość należy się każdemu, zaś kiedy już się zagłębić w istotę miłości jako postawy do dążenia w kierunku szczęścia drugiej osoby, to równie dobrze można swego rodzaju "miłością" obdarzyć androida. Troską. Opieką. W pewnym sensie można uznać te wyrażenia za niemal synonimiczne, po co więc rozdrabniać się i tłumaczyć?
Dla anielicy był to element bycia sobą, część dawania z siebie wszystkiego. Sensem jej życia było niesienie pomocy, ratowanie życia, wspieranie każdej istoty zgodnie z tym, ile tylko była w stanie uczynić. I nie obchodziło jej, czy ma przed sobą człowieka, anioła, wymordowanego, androida, zwierzę czy cokolwiek innego. Zawsze, ale to zawsze starała się oddać sto procent siebie na rzecz innych. Dziwactwo? Z pewnością nietypowa rzecz w obecnym świecie, ale dla bożego stworzenia prosto z nieba raczej naturalna i wręcz instynktowna. Po to istnieje i po to żyje.
- Myśleć - myślałam, ale wszyscy są tacy zabiegani... nawet ja. A ciężko jest ot, nauczyć kogoś od podstaw - odpowiedziała. I było to stuprocentową prawdą, nie powinno też nikogo dziwić. Co jak co, ale Łowcy mieli wystarczająco dużo na głowie, by odpuścić zajmowanie się nieporadną bojowo dziewuszką. Zazwyczaj po prostu nie pakowała się w żadne niebezpieczniejsze akcje, żeby organizacja uniknęła straty dobrego medyka. Czasem jednak, kiedy była zmuszona wybrać się gdzieś w ramach wsparcia, również nie wychylała się przed szereg i robiła za tyły, nie pozwalając nikomu zginąć w terenie. W razie zagrożenia zawsze mogła uciekać, użyć swojej super-hiper mocy, która idealnie nadawała się do robienia uników, a w ostateczności liczyła też na ratunek ze strony czerwonookich.
Nie skomentowała wyjaśnień Lenny'ego w żaden werbalny sposób, jedynie skinęła lekko głową na znak przyjęcia tych informacji do wiadomości. Kiedy już znalazła się na kozetce i miała troszkę większą swobodę manipulacji wokół swojej osoby, bez trudu dokończyła wcieranie kojącej maści. Niemal od razu odczuła przyjemny efekt, gdy ból zaczął powolutku ustępować. Jeżeli dalej pójdzie tak dobrze, to już niedługo pozbędzie się problemu w postaci obrzęku na głowie. Szpitalne łóżko było na tyle wysoko, że stopy blondynki znajdowały się nieco nad podłogą. Zamachała naprzemiennie nogami, powodując cichutkie skrzypienie metalowej ramy. Odnalazła w kieszeni fartucha chusteczkę higieniczną i pozbywszy się resztek maści z palców, oparła dłonie przy udach. Teraz jej niewinny, niemal dziecięco uroczy wzrok był wlepiony prosto w oczki androida, jakby czekała na bajkę na dobranoc. A tak naprawdę po prostu zaciekawiła ją osoba znana jako Len i chciała usłyszeć od niego wszystko, co mógł mieć do powiedzenia.

Stokrotnie przepraszam i za zwłokę, i za tragicznego posta. Uprawniam Cię do przeczytania tylko dialogu, reszta to pewnie tortura ._.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hm... Stan tej świadomości zatem zupełnie nie grozi Lenowi. On nie ma duszy która może trafić do nieba. Nawet najdoskonalszy program obliczeniowy nie może stworzyć czegoś takiego, jak faktyczna dusza. On nie ma duszy, jest tylko tym, czym jest "teraz". Nie ma w nim czegoś od początku, czegoś później. Pozostanie taki, jaki jest "teraz". Nie ma duszy, która zostanie "po nim". Jedyne na co może liczyć, przy odrobinie szczęścia, to przeniesienie jego świadomości do innego, robotycznego ciała. A to przy dużym farcie! Naprawdę ogromnym! W innym wypadku poprostu... Zniknie. I nie zostanie po nim żadnego śladu, jak ciało ze stali, przeżerane rdzą. Nie będzie duszy. Nie będzie pogrzebu. nie będzie... Niczego. Zupełnie niczego. Żadnego miejsca później. Nikt nie zatęskni. Nikt nie zwróci uwagi. Jak z wyrzuconym śmieciem, zepsutym przedmiotem - nikt za nim nie zatęskni. W końcu... Jakby nie było, takim przedmiotem właśnie Len jest. On nie jest "kimś". Jest "czymś". Czymś, kreacją w której Bóg nie przyłożył nawet drobnej cegiełki. Powstał z ludzkich dłoni, z materiałów jakie człowiek wydobył i ukształtował. I choć te materiały początkowo pochodzą od Boga, to jednak efekt końcowy z Boskim dziełem nie ma zupełnie nic wspólnego, więc... Cóż. Teoretycznie istoty takie jak on nawet nie mają po co wierzyć w to "coś" na górze, bo zupełnie nie ma się z nim nic wspólnego. Byty wyższe, hm. Logicznie niemożliwe, acz jednak istnieje niewielki czynnik X mówiący, że coś takiego faktycznie może zaistnieć. Zawsze trzeba pozostawić miejsce na czynniki nieprzewidywalne, nielogiczne, a także czasami niemożliwe. Tak jak i podobno istnienie aniołów...
A jednego jeszcze przed kilkoma chwilami nosił! I wciąż nosi, aż do momentu gdzie ją odłożył na jedno z łóżek! Tak. Czynnik X w całej swej krasie.
Android nie jest istotą. On jest przedmiotem. Dlatego nie może zasługiwać na miłość. Nie jest istotą, która czuje. Która może odwzajemnić uczucie. Jest przedmiotem, nie istotą. Czy pokochałabyś widelec, albo stół? Bo to ten sam stan rzeczy. Lentaros to przedmiot, przedmiot który się w dodatku z jakiegoś powodu uszkodził, i działa nieprawidłowo - przez to przypominając odrobinę człowieka. Tylko odrobinę. Za mało by móc być istotą czującą - za dużo by być bezmyślnym przedmiotem, lecz nie zmieni to faktu, że tym przedmiotem pozostanie. Na dobre.
A co było istotą życia Lentarosa? Do pewnego czasu, było to służenie jego stwórcy, jego Panu... Istocie która go zbudowała. Lecz gdy go zabrakło? Można powiedzieć że on i Lotte mają w tej chwili jedną, wspólną rzecz - zabrakło im ich stwórcy. Kiedy jednak dziewczyna wierzy w to że jej stwórca wróci i wie, że ta sytuacja może się zdarzyć...
Co z Lenem? Dokładnie. On WIE że jego stwórca już nie wróci. Że nie żyje. Że stracił go na zawsze... A wraz z nim - cel egzystencji. Zemsta to w tej chwili jedynie motor napędowy by nie popaść w brak zadania dla siebie. Przedmiot bez celu jest bezużyteczny, i on sam o tym doskonale wie. Tak jak i wie to Lenny.
- Mogę ci pomóc. Jestem raczej istotą na tyle twardą, że nawet czyste cięcie w moje ciało nie zmieni wiele. - Rzucił propozycją. Wiedział że jego praca wymaga walki, a skoro może komuś pomóc w nauce obrony samego siebie, a także i walki z przeciwnikiem w razie potrzeb - czemu nie? I tak nie potrzebuje czegoś takiego, jak faktyczny odpoczynek, stąd więc może od razu po zadaniu skoczyć do sal ćwiczebnych i robić za instruktora. To nie problem. To dosłownie żaden, nawet najmniejszy problem. Tym bardziej że jest też idealnym oponentem - osoba jej pokroju nawet go nie uszkodzi, a nauczy się dzięki "markowaniu" walki na poważnie i zadawaniu realnych (na swój sposób) ran i ataków jak skutecznie walczyć, więc... Idealny nauczyciel? Idealny.
Gdy Lilo skończyła swoje działania medyczne, i wbiła dość urokliwe, ciepłe spojrzenie w Lena ten przez krótką chwilę nie miał pomysłu, jak zareagować, co powinien zrobić. Coś powiedzieć? Odejść? Coś zrobić? Nie był pewny...
Dlatego też kto pyta, nie błądzi, prawda?
- Uhm... Potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze? Chcesz o coś spytać? Nie krępuj się, lecz nie będę świadomy czego oczekujesz póki tego nie nazwiesz. - Tak. Subtelny do bólu, heh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Że duszy nie ma - to nie ulegało wątpliwości. Pies też nie ma duszy, ani kot, ani mysz, chomik, rybka, toster, lodówka, trawa, firanki czy włóczka. Jeżeli by więc kategoryzować materię na podstawie tej właśnie cechy, to wszystkie wymienione istnienia trafiłyby do jednej i tej samej kategorii - nieśmiertelnej duszyczki brak, przykro nam, impreza w zaświatach zamknięta. No cóż, jest jednak ta różnica, że mimo wszystko znajdujemy się na Ziemi, w świecie materialnym - miejscu, gdzie telefony bywają inteligentniejsze od ludzi i istnieją maszyny, jakie bardzo łatwo pomylić z istotą żywą. Zdarzało się, ze bez konkretnych objawów swojej mechaniczności, android mógłby być wzięty za osobę niepozbawioną duszy. Coś w tym jednak musiało być. Doskonałość programu? Możliwe. Zdecydowanie istniał jakiś czynnik sprawiający, że oprogramowanie androida powodowało jego wystarczające "uczłowieczenie", przez które trudno byłoby się odnosić do niego jak do przedmiotu. Może to była też częściowo sprawka wyglądu. Na wzrok czy dotyk potrafili być do złudzenia ludzcy, stąd też Lotte najzwyczajniej w świecie nie umiałaby nie myśleć o napotkanym na swej drodze mechanicznym humanoidzie w sposób podobny jak o istocie uduchowionej.
Pozostaje tylko usprawiedliwić ją faktem, że dla urządzeń domowego użytku, przedmiotów, zwierzaków i roślinek też była miła. No, nie rozmawiała z suszarką do włosów, ale i nie rzucała rzeczami po kątach. Każda rzecz miała jakiś cel egzystencji, wymagała traktowania z ostrożnością. Przecież traktując urządzenie bez szacunku, może je w fizyczny sposób zniszczyć. A skoro była w stanie prowadzić konwersację z jakąś osobą, to robiła to w sposób uprzejmy. Wszystko podporządkowała temu, jak traktowałaby androida, gdyby odczuwał wszystko tak samo, jak prawdziwy człowiek.
Dlaczego?
Bo nikt jej nie zabroni.
Bo taki ma charakter.
Bo gdyby dała mu do tego odpowiedni powód, na przykład obelgą, mógłby jej zrobić krzywdę.
Nie jest tak?
- O, a chciałbyś? Znaczy... jeżeli masz czas i chęci i w ogóle. Chyba by mi się to przydało - odpowiedziała, nieco speszona, ale też entuzjastyczna. Umiejętność samoobrony byłaby anielicy podwójnie potrzebna - nie tylko do obrony własnej, ale także w celu kontynuacji ratowania życia innych. Nie ma żadnej wątpliwości, że dzięki jej istnieniu wiele ludzkich (i nie tylko) istnień zostało ocalonych i w przyszłości ocalonych zostanie. A przecież podstawy walki wręcz i innych takich nie mogły być na tyle trudne, by dziewczyna sobie z nimi nie poradziła. W dodatku właśnie trafiał jej się chyba najlepszy nauczyciel, na jakiego mogła liczyć. Jeżeli rzeczywiście miał chęć robić za instruktora, to Lili mogła się tylko cieszyć.
Przez chwilę po prostu wpatrywała się w swojego nowego znajomego, a słysząc pytanie, roześmiała się dźwięcznie. Rzeczywiście, nie mogła oczekiwać, że sam się domyśli, co może się kryć pod blond strzechą. Dlatego też ostrożnie zeszła z zajmowanej przez siebie kozetki i przystanęła naprzeciwko Lenny'ego.
- Przepraszam, będę się musiała przyzwyczaić do jaśniejszego formułowania myśli. - Uśmiechnęła się niczym dziecko, które właśnie rozlało mleko i przyznaje się do winy. Po chwili jednak na jej twarzyczkę powrócił zwyczajny, radosny wyraz. - Muszę zajrzeć do moich podopiecznych, którzy leżą w szpitalu. Wybierzesz się ze mną? - zaproponowała. Zawsze to raźniej iść z kimś, szczególnie że chorobliwie bała się ciemności. No i biorąc pod uwagę, że przed ledwie chwilką była nieprzytomna, na wszelki wypadek lepiej było nie pałętać się po podziemiach samotnie. A nuż znów by jej się coś stało i nie byłoby nikogo w pobliżu? Aż strach pomyśleć.

Masz ode mnie w podzięce za cierpliwość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Istnieją teorie że zwierzęta jako istoty żywe mają duszę, i swoją wersję "nieba", tylko takiego dla zwierzaków. Jakby nie było - im jest bliżej do tego niż takiemu tosterowi jak Lenny, prawda? Są żywe, miauczą/szczekają/piszczą/wydają inne odgłosy, są z mięsa i kości, krew też mają, i mogą umrzeć, a nie się zepsuć lub zostać zdezaktywowane... Chociaż, jak tak pomyśleć, to pewnie i sporo jest zmechanizowanych zwierząt, może nawet atrakcje w ZOO, jeśli jakieś jeszcze istnieje to już mechaniczne zwierzęta? TEORIA SPISKOWA! Nie no, w sumie nie ma się co nad tym zastanawiać, szczególnie biorąc pod uwagę że jeśli jakaś egzotyczna fauna istnieje, to zapewne jest pozamykana w takich właśnie zoo... Albo jeszcze jakoś przeżyła w dziczy, mutując.
Humanoizm androidów jest zależny od kilku faktów. Po primo - doskonałość budowy. Jeśli jakiś android jest zbudowany źle, to od razu bez problemu się zobaczy że np. z jego ramienia wystają kable, a zamiast oka ma soczewkę kamery. To primo. Duo - program. Choć nie da się idealnie takowym naśladować ludzkich zachowań i decyzji, w zależności od tego jak dobrze program zostanie skonstruowany takiej maszyny, będzie przypominała mniej lub bardziej istoty ludzkie. Trzeci czynnik, wbrew pozorom dość ważny - błędy. Błędy to ludzka rzecz, a jeśli maszyna zaczyna popełniać błędy, w jej programie pojawiają się takowe, powodowane choćby wirusem komputerowym - staje się jeszcze bardziej ludzka o ten procent - procent niepewności, błędów, niezdecydowania, z których rodzą się troski i problemy. Z których rodzą się swoiste emocje. Emocje może dość uproszczone i nie zawsze realne - ale istniejące. Jeśli jeszcze maszyna ma jakiś swój system postrzegania wartości "dobro - zło", oraz nie jest ograniczona nakazami czy zakazami systemowymi - wtedy jest już niemal ludzka. Niemal. Zawsze jest to coś, co sprawia, że jednak maszyna a człowiek to będą dwa, różne światy. Dwa oddzielne wymiary.
Nawet jeśli ma świadomość, że istota przed nią nie ma w sobie grama prawdziwego "życia", a jest jedynie imitacją żyjącej istoty? Nawet wtedy będzie go traktować jako człowieka, nawet wiedząc to wszystko? A gdyby w sytuacji zagrożenia życia, anielica miała przed sobą np. rozczłonkowanego androida który nie mógłby się zbytnio ruszyć (a wciąż by wiele ważył) i jednego z żywych łowców - czy nie wybrała by prawdziwego życia, którego nie da się zastąpić i odbudować, jak w wypadku Lena by było?
Nawet jeśli w tej chwili jego program jest na swój sposób unikalny...
I nie, nie zrobiłby jej krzywdy z powodu obelgi. Walczy tylko z kilku powodów - między innymi w obronie własnej lub na zlecenie.
- Nie mam czegoś takiego jak "chęci". Gdy wykonam swoje zadanie, równie dobrze mogę się błąkać bez celu jak robiłem to zanim wypadłaś ze swojej kapsuły. Póki mam jakiś cel działania - będę zadowolony. A wypełnianie wolnego czasu pomagając tobie jest dobrym sposobem na to. - Skoro byłaby jej tak potrzebna, Len nie miałby problemu pokazać jej tego czy owego. Owszem, będąc maszyną jest nieco odmiennie zbudowany i w inny sposób jego ciało działa czy reaguje, ale wie wystarczająco wiele o różnych, ludzkich stylach walki by móc jej pokazać podstawy tego czy owego. To zawsze lepsze niż gdyby w razie zagrożenia miał jej - przykładem - wypaść sztylet z rąk w próbie ślepego machnięcia nim przed siebie, gdy wróg byłby kawałek dalej. To byłoby na swój sposób nawet żenujące... Prawda? Łowczyni która walczy jak ofiara losu. Znaczy - bez obrazy, ale pewnie tak wygląda walka w wypadku Lise... Być może. Nie miał okazji zobaczyć, więc nie wypowie się na głos o tym.
... Program chwilowo jeszcze nie obejmował logiką powodu śmiechu ze strony blondwłosej osóbki przed nim, ani też tego, dlaczego się w niego tak wgapiała. Mimo wszystko - jeszcze nie umie wyczytać z oczu co dana osoba myśli. Ani w ogóle odczytać co dana osoba myśli, to raczej typowo ludzka umiejętność. Stąd też pozostał w takiej samej "pozie", obserwując jej działania i słuchając.
- Nie musisz przepraszać... I jeśli pacjenci nie zaczną uważać że są na tyle chorzy lub poranieni że aż sprowadzasz kata by ich dobił, mogę ci towarzyszyć. Jak mówiłem - nie mam nic lepszego do zrobienia. Możesz już iść? - Spytał kontrolnie, nie będąc pewnym czy Panienka Lise może już normalnie i spokojnie się poruszać. Mimo iż stała przed nim - wolał się upewnić. Troska? Być może, albo coś w jej stylu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No niestety, trudno było się przyzwyczaić do tego, że coś wyglądającego i zachowującego się w dużej mierze jak człowiek, tak naprawdę nim nie jest. Przykry fakt, jeżeli chce się rzeczywiście rozgraniczyć sposób traktowania istoty żywej a maszyny, jednak chyba nie ma takiej rzeczy, do której nie dałoby się przywyknąć. Ze swojej strony Lise nie była w stanie w zwykłej rozmowie odnosić się do androida tak bardzo przedmiotowo, nawet jeżeli starała się mieć w pamięci fakt jego prawdziwej natury. W najgorszym wypadku zaliczy kilka wpadek, na które prawie na pewno Lenny nie zwróciłby żadnej uwagi. S końcu do tej pory jakoś ją poprawiał i nie wydawało się, żeby "chował urazę" do anielicy za to, że gubi się w odpowiednim traktowaniu jego osoby. Jeżeli w ogóle możemy mówić tu o urazach i osobie. Takie to wszystko poplątane!
Po tym, jak już przyjęła pozycję stojącą i okazało się, że wcale nie zemdleje, uśmiechnęła się z powodu kolejnego sukcesu. Wyglądało na to, że zaczynała dochodzić do siebie, a więc uderzenie nie było bardzo poważne. Byłoby gorzej, gdyby musiała podjąć jakąś porządniejszą terapię. Bardzo wielu pacjentów musiałoby wtedy jakoś sobie poradzić, przejąłby ich pewnie jakiś inny medyk. Tych ostatnich nie było na tyle dużo, żeby móc przyjąć na siebie dodatkowo obowiązki anielicy i na tym nie ucierpieć. Dobrze więc, że nadal będzie do dyspozycji.
- Rozumiem. W takim razie... będę zachwycona, jeżeli znajdziesz dla mnie czas. Na pewno bardzo mi się to przyda - stwierdziła. Skoro już miała okazję, to nie powinna się ociągać i korzystać, póki może. Nie miała nikogo innego, kto zechciałby poświęcić jej aż tyle z siebie, by nauczyć ją podstawowych zasad walki i samoobrony. Wszyscy pozostali byli tacy zabiegani... nic dziwnego. Łowcy, jak to rebelianci, nieustannie mieli na głowie włamy, porwania, akcje i różne inne takie, więc kto wpadłby na pomysł zajęcia się jakąś nastolatką, co to się pałęta po szpitalu? A przecież taki Len nie potrzebował jeść ani spać, więc w ciągu doby mógł zaoszczędzić na tym naprawdę ładnych parę godzin. Te zaś zawsze można spożytkować na potrzebującą tego istotkę... dobrze więc, że wyszedł z taką propozycją. Sama Liselotte pewnie nie wpadłaby na to, żeby poprosić androida o pomoc, bo też w codziennych obowiązkach raczej zapominała o tym, nad czym jeszcze powinna popracować.
- Możliwe, że się nawet nie obudzą. Chcę tylko sprawdzić, czy wszyscy na pewno dobrze się czują. Różnie to bywa, wiesz, czasem któremuś coś się stanie, a akurat nikogo w pobliżu nie ma. I mogę iść, raczej nic mi nie będzie - zakończyła, po czym kompletnie spontanicznie wyciągnęła rękę i delikatnie chwyciła dłoń rozmówcy.
- Chodź. - Obróciła się zgrabnie w kierunku drzwi, po czym wyszła, lekko ciągnąc za sobą androida. W końcu powinien sam pójść za dziewczyną, bo przecież nie byłaby w stanie go uciągnąć - jako obiekt stworzony z metalicznych materiałów raczej nie był na tyle lekki, by wątła osóbka pokroju lekarki miała szansę fizycznie nim manipulować. Nie miała na to żadnych szans, choćby się rękami i nogami zapierała. Musiała więc liczyć na to, że towarzysz sam podąży odpowiednią drogą do szpitalnych pokoi, gdzie zamierzała się teraz skierować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na swój sposób to mu pochlebia że Lilo uznaje go za człowieka na tyle, by tak reagować, tak mówić i tak działać jak w wypadku zwykłego człowieka. Naprawdę! No joke, to jest swoista komplementacja tego, jak dobrze został zaprojektowany, zbudowany i zaprogramowany, skoro faktycznie przypomina człowieka na tyle, że nawet anioł się myli bez problemu. No, to też pochwała dla niego, bo jego system nauki i samo-rozwijający się kod pozwolił mu na dotarcie do tej chwili, chwili gdzie jest na tyle ludzki, by nie szukać w nim maszyny... A człowieka. Przynajmniej tak długo, jak spróbuje się z nim zrobić "żółwik" albo zrobić mu kuksańca i uderzy się w twardą, stalową powłokę, skrytą pod syntetyczną skórą. Dobrze zadbaną, dobrze wyglądającą, podobną do ludzkiej... Ale wciąż syntetyczną skórą, pokrywającą metalowy szkielet i konstrukcje Lentarosa. Maszyny, zaiste, ale ludzkiej! Więc to w sumie dobrze, prawda?
I, ehm... On chyba nie ma czegoś takiego, jak urazy czy chowanie takowej. Niby teraz chce się zemścić na ludziach przez których jego stwórca zginą...
Ale to bardziej z zasady, aniżeli faktycznej chęci pomszczenia jego życia. Tak... Dość oschło, faktycznie, ale co z tym zrobić? Wciąż nie zapominajmy że on nie ma faktycznych, prawdziwych uczuć...
Choć...
Hm. Tu można się nawet zastanowić do jakiego stopnia jego kod mógł teraz wyewoluować, prawda? Tyle lat pomiędzy ludźmi, różnymi ludźmi, ucząc się ich schematów myślenia, działania... I odczuwania. Więc może i faktycznie zaczyna być ludzki? Bardziej niż się wydaje...
Zaiste wypadnięcie z kapsuły znajdującej się może dwa metry nad ziemią nie mogło być tak straszne, by pozostawić jakieś trwałe urazy czaszki czy mózgu, na tyle by tracić orientacje w terenie, koncentracje i poczucie równowagi. Uderzenie wywołujące takie objawy na dłużej niż kilkanaście minut to... Hm. Czysty cios ze strony Lena w sumie mógłby coś takiego zrobić, heh. Nie prowokuj więc, aniołku!
- Kiedy tylko będziesz gotowa, znajdź mnie i spytaj. Nie sądzę by było trudno znaleźć mierzącego metr i osiemdziesiąt centymtrów mężczyznę w czerni, kata, o imieniu Lentaros. Jestem dość... Oryginalny, pod względem imienia przynajmniej. I broni. - Tu pochwycił końcami palców za szczyt rękojeści, lekko wysuwając połyskujące, zadbane, metaliczne ostrze jego broni, jakie lekko zajaśniało w delikatnie odbijającym się w jego powierzchni świetle światła ambulatorium. Szybko jednak krótkim ruchem je schował, nie zamierzał przecież straszyć anielicy mieczem, prawda? Ani tym bardziej od niego zaczynać ćwiczenia z nią! Najpierw warto poznać jakieś chwyty, mniejszą broń... Jakoś nie mógł wytworzyć przed swoimi oczyma obrazu blondwłosej Panienki dzierżącej miecz. Poprostu... To było niezgodne. Ale kto wie - jeśli go o to pozwoli, chętnie jej pomoże w tej kwestii. Może nie jest też ekspertem szermierki - ale z pewnością nie jest też wielu, którzy przewyższą go na tym polu...
A nawet jeśli, to po rozbrojeniu mogą się stać bezbronni w walce wręcz, gdzie android z pewnością ich przezwycięży. W walce na krótki dystans zdecydowanie ma dużo możliwości działania...
Więc czemu nie przekazać kilku z nich potrzebującej anielicy? Powinna umieć chronić samą siebie, a także swoich pacjentów w razie potrzeby, prawda?
- Jeśli tak uwa-... - Urwał, gdy nagle dziewczynka pochwyciła jego dłoń i zaczęła go ciągnąć, polecając mu by szedł z nią. Hm... TO raczej nie było coś, co standardowo widuje i odczuwa jego program. Nie było to jednak w żaden sposób sprzeczne z jego systemem ani innymi wartościami, więc pozwolił się "poruszyć", a potem już szedł razem z nią, starając się jednak nie zaciskać dłoni bez powodu. Jego hydrauliczny ucisk mógłby trochę... Zaboleć, prawda?
- Wielu pacjentów teraz tu leży? - Spytał, z czystej ciekawości.
Tak...
Ludzkiej ciekawości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W pewnym sensie rzeczywiście musiała to być swego rodzaju pochwała w kierunku dopracowania budowy Lentarosa. Rzeczywiście, jeżeli akurat nie miało się szczęścia, to pewnie niejeden byłby w stanie bardzo długo trwać w błędzie. Chwilami android był nie do odróżnienia od istoty ludzkiej lub podobnej w swoim zachowaniu. W końcu wypowiadał się w sposób w niczym nie zdradzający prawdziwej natury. Zdawał się zmieniać nastroje, czasem brzmiał bardziej uprzejmie, czasem nawet - dociekliwie. Niewątpliwie mniej uważny obserwator nie zauważyłby pewnych sygnałów zdradzających prawdę, dopóki nie stałyby się one oczywiste. Zresztą nie ma też co mówić o kwestiach czysto fizycznych, gdyż po nich bezbłędnie można było poznać maszynę. Nawet w tej chwili, gdy anielica sama dotykała syntetycznej skóry androida, była w stanie wyczuć, jak wielkim ciężarem właśnie kieruje. Gdyby nie poruszał się z własnej woli, byłaby bezsilna. To musiałaby być naprawdę komiczna scena!
Bądźmy szczerzy, gdyby poprzez proste poślizgnięcie się na drabince i krótki lot z uderzeniem o ziemię z tak niewielkiej wysokości był w stanie zrobić Lise jakąś większą krzywdę, to musiałoby oznaczać kolosalnego pecha. W końcu nie spadła z drugiego piętra na beton, tylko z kapsuły sypialnej na podłogę. W dodatku już po chwili miała pod ręką wszystkie przydatne specyfiki, dzięki którym gojenie się obrzęku powinno przebiegać szybko i sprawnie, bez większych problemów. Nie dalej jak za kilka dni opuchlizna powinna całkowicie zniknąć i już nie będzie musiała się martwić o to, że przypadkowe dotknięcie tyłu głowy przysporzy jej bólu. Na szczęście też nie stało się nic, co byłoby w stanie uniemożliwić jej pracę. Dość szybko była w stanie samodzielnie chodzić. Na dobrą sprawę w tej chwili już nie ciągnęła za sobą nowego znajomego dla bezpieczeństwa zdrowotnego, ale dla towarzystwa.
Zabawnie to brzmi - wzięła sobie maszynę za towarzysza. Ale cóż mogła innego zrobić? Nie miała nikogo innego pod ręką, nie żeby w ten sposób chcieć ujmować czegokolwiek Lenny'emu. Zdecydowanie dawał się odczuć jako zjawisko niemal ludzkie, w sposób tak dopracowany, że równie dobrze mogła sobie na jego miejscu wyobrazić człowieka. Nie różniliby się zbytnio.
- Na pewno cię znajdę - rozpromieniła się. Widok miecza wcale jej nie przestraszył. W końcu widziała go cały czas przy boku rozmówcy, a że o nim wspominał, ten gest nie wydawał się być nagły, a więc i mało przerażający. Zresztą, w podziemiach żyła pośród różnych osób, trafiali się nieraz i ci brutalni, nieokrzesani, czasami już na sam wygląd straszni. Musiała ich mijać w siedzibie, a czasami poznawała takich w relacjach lekarz-pacjent. Nie raz i nie dwa okazywało się, że przed różnymi osobami czuła podświadomy lęk zupełnie niepotrzebnie. Ale co mogła poradzić? Dopóki się do kogoś nie przekonała, trochę się bała nowych ludzi. Z tym, że jednocześnie się do nich garnęła, taki paradoks. To było prawie pewne, że kiedyś ta niby nieznacząca rozbieżność ją zgubi. Ale to, to się jeszcze zobaczy.
Delikatnie zacisnęła palce na dłoni towarzysza. Zrozumiała, że ten pewnie nie chce jej uszkodzić. W ciągu tej krótkiej znajomości zdążyła się już przekonać o tym, że android posiadał ogromną siłę. Wprawdzie podniesienie takiej kruszynki jak Lilo nie było szczególnie dużym wysiłkiem, jednak targanie dziewczyny przez podziemia bez nawet najmniejszego zmęczenia mogło się udać wyłącznie maszynie. Stąd też nie przejmowała się tym, że chwyt jest raczej jednostronny, widocznie tak powinno być.
- Hmm... trochę ich tu mamy, ale bezpośrednio pod moją opieką jest w tej chwili czwórka, z czego dwóch w dość ciężkim stanie. Dlatego właśnie chodzę do nich dość często. - Nie chciałaby przecież, żeby pod jej nieobecność któremuś z pacjentów coś się stało. W końcu odpowiadała za nich, a leczyła z powołania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nah, nie przesadzajmy, nie było tak źle. Leniek nie ważył aż tak wiele, nie sięgał swoją wagą nawet pełnych 200 kilogramów, co jak na androida bojowego było naprawdę bardzo małą wagą. Większość z tego typu maszyn częściej przypominała połowicznie pojazd opancerzony, ważąc często nawet pół tony. Wyobraź sobie nacisk buta takiej istoty, gdyby przypadkiem na kogoś nadepnął. Prawdopodobna śmierć w krótkim czasie, poprzez przebicie płuc i serca żebrami. Leniek był, w porównaniu do takich maszyn - naprawdę lekki. Na swój sposób było to zależne od faktu że był wcześniej zbudowany na wzór innego człowieka - będąc replikantem, którego zmodyfikowano dopiero później, bo akurat jakaś taka "nagonka" na maszyny była, i co ciekawsze, customowe kreacje były rekwirowane. Leniek się taką okazał... I cała jego historia sprawiła, że dotarł aż tutaj. Do miejsca gdzie stał się wrogiem rządu, gdzie stał się maszyną pełną błędów i niedociągnięć, a zarazem tak ludzką... Że aż posiadającą zalążki własnej woli. Śmieszne że poprzez bycie błędnym, niedociągnięcia i sam fakt że jego oprogramowanie przeżera wirus stał się... Bardziej ludzki. Heh.
Albo fakt że Panienka Lise jest bardzo delikatną osóbką, na tyle że nawet tak krótki lot w dół i uderzenie w wrażliwą czaszkę dokonałoby poważnych uszkodzeń. Na szczęście jednak - obie teorie, zarówno a propo pecha jak i delikatności zostały obalone, a dziewczynka już wkrótce przestanie odczuwać nawet najmniejsze ślady tego wypadku. Ciekawe czy tak samo jej leki podziałają na pamięć i wymażą z niej Lenka pomagającego jej, heh. Nie no, pewnie nie, ale byłoby mu smutno gdyby potem Lisi uznała że "nie, nie znam tego pana" w razie czego. Hm...
Wait, byłoby mu smutno? Maszynie? Khem... W sumie tak. Oczywiście - nie licząc ewidentnego kłamstwa, jak np. przy kontroli S.Spec'u. Nawet będąc kiepski w rozpoznawaniu ich, coś tak ewidentnego umie rozpoznać i odnaleźć między wierszami. Chociaż tyle, prawda?
Cóż, mogła wziąć za towarzysza również toster czy lodówkę - efekt byłby podobny. Nikt by nie był obrażony, tylko ewentualnie Panienka mogłaby się wstydu najeść, rozmawiając z takową jak z człowiekiem. Jak tak spojrzeć - ludzie rozmawiający z przedmiotami uznawani są za dziwaków. A ludzie rozmawiający z zakamuflowanym jako człowiek androidem? Też są dziwni? Nieświadomi? A może jednak gadanie do przedmiotów nie jest oznaką tracenia piątej klepki?
- W porządku. - Przytakną kiwnięciem głowy. Wcale nie miał w planie tym gestem jej przestraszyć, poprostu ukazywał to, z powodów mniej lub bardziej logicznych, acz znanych mu. TO wystarczy w zupełności.
Hm... To chyba dobrze że Lentaros nie posiadał czegoś takiego, jak instynkt, czy podświadomość. Znaczy, w kilku sprawach nie - bo gdy np. ktoś uzna wejście w ogień za szaleństwo, tak maszyna uzna że może zostać osmalona a jej części przypalone, lecz tak długo jak nie nastąpi poważne uszkodzenie - nie widzi problemu. Nie posiada odczuć bólu, a także kilku instynktów samozachowawczych, potrafiąc wejść w sam środek najgorszej możliwej wojny, i rozglądając się na boki spytać "gdzie mogę kupić telefon"? Kompletny "facepalm" ze strony obserwujących, lecz w wypadku istoty bez określonego punktu widzenia, instynktu czy podświadomości - coś całkowicie normalnego, zwyczajnego. Tak normalnego, tak nie-ruszającego jak widok człowieka jedzącego śniadanie. Albo pijącego wodę. Całkowicie naturalne, prawda?
Ta rozbieżność w sumie nie jest taka zła, tylko prowadzi do pewnego niezdecydowania, w którym potem można się ciężko odnaleźć. Sama w sobie nie tworzy problemu, póki nie nastąpią również złe warunki. A z pewnością, znając ludzi - takowe warunki mogą nastąpić bez problemu i lada chwila, łatwiutko.
Przysłuchał się jej wytłumaczeniom, z rozluźnioną dłonią podążając przy jej boku. A więc jest kilku pacjentów, ale bezpośrednio pod jej nadzorem jest czwórka, w tym dwóch w stanie ciężkim, zagrażającym zdrowiu. To brzmi dość logicznie, nie szło zaprzeczyć że są powody by ich odwiedzać i sprawdzać czy wszystko w porządku.
- Rozumiem. Jak też rozumiem - ich stan jest ustabilizowany, pra-... - Urwał w pół-kroku swojego słowa, a przez dość nierówne ułożenie stóp i swojej postawy, przeważył się w przód i... Upadł. Ni z tego ni z owego - runął na podłogę, w dokładnie takiej samej pozie w jakiej właśnie szedł. Tąpnięcie było dość głośne i wyraźne, i z pewnością normalnemu człowiekowi mógłby się nawet nos złamać...
Ale ciężko powiedzieć co z androidem. Co z Lentarosem ogółem, bo przestał się zupełnie poruszać, padł jak długi, nie ukazując nawet najdrobniejszego znaku działania. Nie żyje? Baterie się wyczerpały? Wyłączył się? Ciężko powiedzieć, ale jeśli Lotte szybko nie zareagowała i nie puściła - pewnie mógł ją pociągnąć w dół razem ze sobą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A od kiedy dwieście kilogramów to jest niewiele? Może jeżeli się istnieje z tym na co dzień. A teraz wyobraźmy sobie młodziutką (w teorii) dziewuszkę, która sama powinna ważyć więcej, takie totalne chucherko. I ta oto chudzina ciągnie za sobą ciężar ponad czterokrotnie przewyższający jej własną masę.
A, jednak nie. Nie trzeba sobie tego wyobrażać, mamy na to idealny, w połowie żywy przykład. Wystarczy spojrzeć na tę dwójkę by wyzbyć się wątpliwości co do tego, że dla anielicy te marne dwie setki były ciężarem tak ogromnym, że w zasadzie nie do ruszenia. Była w stanie iść i jednocześnie trzymać androida tylko dlatego, że z nią współpracował. Gdyby z jakiegoś powodu postanowił nie ruszać się z miejsca, mogłaby sobie co najwyżej potuptać dookoła maszyny lub też przestać trzymać ją za rękę. Imitację ręki. Czy co tam on miał, naprawdę, wystarczy chyba tych dywagacji.
Właściwie to gdyby patrzeć na całą sprawę dosłownie, to Lise rzeczywiście rozmawiała z maszyną, co dla wielu mogłoby brzmieć jak przejaw porządnego bzika. Tu była jednak ta różnica, że nie prowadziła monologu, Lenny cały czas właściwie jej odpowiadał. Suszarka albo mikrofala raczej nie miały tendencji do wypowiadania słów czy jakiejkolwiek zdolności mowy, poza ewentualnie nagranymi wypowiedziami kogoś innego. A taki android to było zupełnie co innego. Przetwarzał jej wypowiedzi i formował swoje własne, tworząc spójną i logiczną rozmowę. Na ogół takiej zdolności oczekiwało się od ludzi i istot im podobnych typu anioły, wymordowani, łowcy. Była to cecha istot uduchowionych i rozumnych. A czy maszynie można przypisać cechy rozumu? Czy można oprogramowanie traktować jak mózg?
W takich przypadkach trudno uwierzyć, że drobna awaria tak dopracowanego systemu powodowała jeszcze większe uczłowieczenie mechanicznego tworu. Jeżeli to właśnie komputerowy wirus powodował tak naturalne odruchy, to chyba można go nazwać w pewnym stopniu pierwiastkiem życia. Nawet, jeżeli nadal poruszamy się w świecie pojęć i zasad elektroniki, to mamy do czynienia z urządzeniem na tyle złożonym, że swoim zaplątaniem dorównywało ludziom. Mało co byłoby tak trudne do pojęcia jak humanoid, a tu okazuje się, że ich syntetyczne podobizny wcale nie były prostsze. Dzieła godne swoich twórców, można powiedzieć.
No i dochodzimy do kolejnej trudnej kwestii, czyli do instynktu. Nawet gdyby objąć rozumowaniem wyłącznie istoty żywe, to jawić się mogło bardzo wiele pytań - i większość bez odpowiedzi. Któż mógł wiedzieć, skąd to się właściwie wzięło? Można się kłócić, czy to Bóg ofiarował tę zdolność, czy jest to raczej wytwór ewolucji... czy też obie te opcje na raz, co wbrew pozorom nie przeczyło sobie nawzajem. Z tym, że mechanizm jego działanie też nie był typowy. Niby zazwyczaj zachowania odruchowe były dobre, dzięki nim ludzie nie wsadzali sobie łap w ogień i takie tam; ale jak tu stwierdzić, kiedy powinny zadziałać, a kiedy nie? Skąd w takim razie fobie, te niespowodowane niczym konkretne lęki, które dotykały tak wielu osób? To było zdecydowanie dziwne, jak duża ilość humanoidów czuła strach przed rzeczami naturalnymi, często dobrymi i bezbolesnymi. Wydawało się to kompletnie bez sensu.
Po swojej wypowiedzi zaczęła się wsłuchiwać w słowa androida. Szła o pół kroku przed nim, pokazując drogę. Wszystko wydawało się w porządku aż do momentu, w którym nieoczekiwanie urwał w pół słowa. Właśnie po raz kolejny wyciągała nogę przed siebie, kiedy Len zaczął się przechylać. Odruchowo postawiła ją na ziemi i ruszyła drugą, nim do mózgu dotarł impuls o nietypowym zachowaniu maszyny. To ją ocaliło przed zostaniem przygnieciona, jednak nadal jej dłoń była zaciśnięta na sztucznej kończynie Łowcy. Stąd też wraz z jego upadkiem, Lotte została pociągnięta do tyłu i gwałtownie usadzona na podłodze przez spadający ku podłożu ciężar. Przez chwilę nie poruszała się, lekko zaskoczona, jednak szybko obróciła się w kierunku swojego kompana. No cóż, był złożony z żelastwa, więc nic nie powinno się mu stać. Wystraszyła się jednak, co mogło spowodować tak nagły wypadek.
- Hej, jesteś cały? Co się stało? - No, bo mogło mu coś odpaść, mógł ulec awarii, cokolwiek... czekała na tę informację. Mimo całej swojej lekarskiej wiedzy, nie była w stanie pomóc androidowi, jeżeli cokolwiek działo się z nim nie tak, jak powinno. Przykucnęła nad nieruchomym towarzyszem, próbując dociec, co tak właściwie zaszło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach