Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Co robiła Rosa na pustyni? No to jest bardzo dobre pytanie. Takie chucherko jak ona nie powinno się zapuszczać w zakątki Desperacji, bo coś jeszcze ją zje. W sumie sądząc po stanie w jakim była na pewno coś próbowało, ale więcej miała na sobie krwi wroga niż swojej, wiec jeszcze wielkiej tragedii nie było. Desperat nie docenił małego diabła piromana i wyleciał w powietrze robiąc całkiem ładne krwawe fajerwerki. Jedyne co Rosie pozostało po tej walce, to rana na brzuchu, która nieprzyjemnie piekła. Dziewczyna była łowcą, więc się nie bała o zarażenie, jednak wszelakie inne choróbska mogły ja dopaść, szczególnie, ze była słaba. Nie gnała jednak do domu, niedobrze jej się robiło na myśl o powrocie do ścieków i patrzenie na tą zadufaną w sobie mordę jej przełożonego.
Miała lekki dysonans poznawczy... z jednej strony ją ciągnęło do jej pracy, a z drugiej wręcz odwrotnie. Dlatego postanowiła zrobić coś bardzo mądrego. Usiadła tam gdzie stała i odpaliła papierosa. Jedno kolana podciągnęła pod klatkę piersiową i oprał o nie przedramię z papierosem. Usmarowana w zasychającej już krwi, ubrana cała na czarno i w bokserce, która odsłaniała paskudne blizny, wyglądała jak dosyć realna personifikacja śmierci. Nie mówiąc już o czarnych jak smoła włosach i wystających z wychudzeniach kościach. Prócz strachu mogła wzbudzać litość, ale biada dla śmiałka, który zacznie jej ojojać, bowiem dziewczyna zgasi mu papierosa na środku czoła i delikwent będzie wyglądał jak jednorożec po najeździe kłusowników.
-Ej Różyczko... czy nie czujesz się słabo jakoś tak?- nagle mgła odezwała się w jej głowie, a dziewczynie aż drgnęła powieka z nerwów. jej jaźń odzywała się w najmniej pożądanym momencie i wypominała jej rzeczy, których Rosa nie chciała zauważać.
-Zamknij się..?- odpowiedziała Rosa na głos, ale niestety zauważyła drżenie mięśni i lekkie zawroty głowy. Zdała sobie również wtedy sprawę, że nie usiadła tylko by zapalić, ale również dlatego, że prawdopodobnie by się po drodze przewróciła. Cmoknęła z dezaprobatą i nerwowo strzepnęła popiół. Zaraz wyjęła swój metalowy wachlarz i zaczęła się nim wachlować. Małą ja obchodziło, ze błysk ostrzy może zwabić jakiegoś niepożądanego gościa... miała przy sobie swoje kochane materiały wybuchowe i niech tylko ktoś spróbuje jej zagrozić, to wyląduje na Desperacji... w każdym miejscu po kawałeczku.
Kiedy mgła zaczęła się z niej śmiać, to Rosa zaciągnęła się mocniej papierosem. Odchyliła powoli głowę do tyłu i nieśpiesznie wypuściła dym z ust.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W sumie u Viktora dzień mijał jak co dzień. Krzątał się jeszcze po swoim domku w Edenie i zbierał potrzebne przyrządy i medykamenty do swojej torby. "Gdzie dzisiaj zajrzeć?" w między czasie rozmyślał nad kolejnością celów podróży. Po dłuższej chwili wszystko było gotowe. Koszula, krawat i płaszcz również zmieściły się w jego torbie. Aktualnie jedyne co na sobie miał to złote rękawice, spodnie, buty i bieliznę. Wyszedł przed budynek i przez krótki moment napawał swoje oczy cudnym widokiem. Następnie rozpostarł swoje śnieżnobiałe, puszyste i rozłożyste skrzydła. Wzbił się w powietrze i leciał przed siebie. Po drodze do Nowej Desperacji miał zamiar zatrzymać się w domku kawałek przed nią. Mieszkał tam jeden z jego pacjentów, któremu ma jedną rzecz do dostarczenia. "Ładną mamy pogodę." stwierdził lecąc w przestworzach.
Kiedy był już jakieś 600 metrów od celu swojej podróży wylądował. Skrzydła zniknęły pozostawiając po sobie jedynie białe piórko powoli opadające na piasek. Rozejrzał się dookoła siebie, aby upewnić się, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma w okolicy. W sumie nie było... dzikich bestii ani rabusiów. Natomiast nieopodal siedziała pewna znana Skrzydlatemu czarnowłosa osóbka. W sumie to nie wiadomo co gorsze. Rosa, która jest nie w sosie czy może stado wygłodniałych bestii. Obstawiałbym, że to pierwsze... jednak kto by się przejmował.
Anioł skierował się w stronę dziewczyny i powolnym krokiem zbliżał się do niej. Wciąż będąc topless. "Ciekawie co ciekawego powie mi na ten temat?" zastanowił się lekko uśmiechając się samemu do siebie. Do Rosalie podchodził od prawej strony. Nie dostrzegł na razie w jakim stanie jest Łowczyni. Zaschnięta krew na ubraniach dość mocno zlała się z ich kolorem co utrudniało rozpoznanie z daleka. "W sumie co ona tu robi? Czemu siedzi w takim miejscu?" przeleciało mu przez myśl. Raczej rzadko ktoś tak od postanawia usiąść na środku niczego. "Mam złe przeczucia." pomyślał. Będą już około 20 metrów od niej użył swoich "Boskich oczu", aby zobaczyć czy Rose jest ranna. Jego tęczówki zmieniły kolor na neonowo-błękitny, a same oczy zaczęły delikatnie świecić światłem tego samego koloru. "Cóż za nieszczęśnik Cię zaatakował? Zgaduję, że mógłbym zapytać jego części co strzeliło mu do głowy, aby się do niej zbliżyć." stwierdził przyspieszając kroku. Po chwili znalazł się przy Rose.
-Witam Różyczko. Z tego co widzę miałaś bliższe spotkanie z czymś ostrym, a to coś zapewne z ładunkami wybuchowymi.-powiedział spokojnie przykucając przy dziewczynie-Długo się tu już tak pałętasz z tą raną?-zapytał kładąc swoją torbę obok siebie-Czasem zaczynam myśleć, że to zbyt dziwne, abyśmy za każdym razem wpadali na siebie przez przypadek.-rzucił zerkając na czarnowłosą.
W między czasie jego oczy przybrały na powrót swoją granatową barwę. Przymknął je na chwilę gdyż ból oraz rozmazany obraz wcale nie stanowiły najlepszego połączenia z bólem głowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna była pochłonięta w swoich destrukcyjnych myślach i naprawdę nie zauważyła zbliżającej się postaci, dopóki dosłownie nie przeszły ją ciarki. Dziwne uczucie obserwacji zmusiło łowczynie do rozejrzenia się dookoła. I wtedy ujrzała mężczyznę. Poznała go po sposobie poruszania się. Zaraz przybrała wyjątkowo obrażony wyraz twarzy i udawała, ze nic nie zauważyła. Viktor pewnie już się przyzwyczaił do powiewów chłodu, które potrafiła emitować Rosa, i może na pustyni byłby przyjemne, gdyby nie fakt, że wraz ze spojrzeniem czarnowłosej miały zabijać.
Ogólnie to Rosa lubiła sobie siedzieć na środku niczego i czekać na nieszczęsnego potwora, który jej dostarczy rozrywki. Ogólnie na desperacji było wesoło i za każdym razem wracała ledwo żywa, ale na swój pokręcony sposób całkiem zadowolona. Nawet zdarzało jej się zjeść co nieco więcej niż absolutne minimum, ale to nie miało nic wspólnego z obecnością tego wścibskiego dupka, który był zawsze...zawsze, tam gdzie była Rosa. I za każdym razem dziewczynie zatruwał życiem swoją wystudiowaną anielską dobrocią, która łowczynie doprowadzała do białej gorączki. Często gęsto Iskra myślała, ze wyjdzie z siebie i stanie obok, a dzięki bogu, ze tak jeszcze się nie stało, bo jedna cholera wie czy świat przetrzymałby dwie takie potworności.
Milczała przez długi czas rozkoszując się końcówką papierosa, aż w końcu zgasiła ją w piasku i oparła policzek o rękę, którą trzymała na kolanie. Westchnęła ciężko i przewróciła oczami, jakby robiła mężczyźnie wielką łaskę, ze dalej tam jest i słucha.
-Rozerwał się bardziej niż planował- można by uznać te słowa za żart, gdyby nie śmiertelnie poważny ton dziewczyny. Zdarzało jej się takimi tekstami rzucić, by podkreślić swoje czyny niech jednak wszyscy święci bronią przed zaśmianiem się. Można liczyć wtedy na dosyć...wybuchową reakcję z jej strony.
-Pewnie jesteś jakimś wariatem i mnie śledzisz- skwitowała jego kolejne słowa z paczki wyciągając kolejnego papierosa. Na pierwszy rzut oka zachowywała się normalnie, ale dla bystrzejszego wzroku nie było trudnością zauważenie, ze Rosa stara się nie ruszać brzuchem. Rana nie należała do poważnych, ale nadawała się do szycia i ciągłe otwieranie jej nie należało do przyjemnych czynności. Tym bardziej, ze przy podwyższonej temperaturze naczynia krwionośne są rozszerzone i utrata krwi jest większa.
Znowu przesadziła, chociaż w życiu by się do tego nie przyznała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Reakcja dziewczyny na jego widok wcale nie dziwiła. Przeważnie wiał w jego stronę halny, zimny wiatr. Idzie się przyzwyczaić po dłuższym czasie. Szczególnie jeśli jest się medykiem, który raczej rzadko jest traktowany specjalnie miło. Nie trzeba mu za wiele do szczęścia. Przynajmniej się do niego odezwie... czasem... może... Ale go nie ignoruje.... przeważnie... no możne nawet częściej niż można by się spodziewać, ale to nie jest teraz ważne.
Umiejętność wystarczająco pozwoliła mu dowiedzieć się w jakim stanie jest dziewczyna. "Spora utrata krwi, ból głowy, zawroty i rana na brzuchu. Przyda się ją zszyć oraz podać jej kilka specyfików. Eh... czasem się zastanawiam czy ona chce się zabić czy jak." przeanalizował obraz, który widział i zapisał spostrzeżenia w głowie. To, że nosi przy sobie od cholery medykamentów nie raz się przydało. Pozwoliło mu ocalić nie jednego idiotę, który przeliczył swoje siły. Chociaż w przypadku Rose to idiotą przeważnie jest osobą, która ją zaatakuje. Może to lepsze, że jest tak niebezpieczna? "Przynajmniej jeszcze żyjesz." przeleciało mu przez głowę, przy czym lekko uśmiechnął się sam do siebie. Czarnowłosa nie przepada za nim zbytnio jednak nie przeszkodziło mu to w polubieniu jej. Z resztą zna ją z trochę innych czasów. Chociaż nie mieli nigdy specjalnych relacji to coś tam udało mu się dla niej zrobić. Z jakiegoś powodu trzyma to dla siebie i nie chce dzielić się tą informacją z Iskrą.
W końcu się do niego odezwała. W sumie zastanawiał się nie raz skąd ona bierze te teksty. Do tego powaga z jakimi je mówi. W głowie kłębi ci się chęć zaśmiania, ale jest to pułapka. Lepiej się w tedy nie chichrać. Dla własnego bezpieczeństwa. Ona jest wtedy całkowicie poważnie. Nie jest to udawane. Aż dziw bierze.
-Może...-powiedział spokojnym tonem-Nie raczej, nie, ale ciekawe podejście.-dodał po chwili-A może jest całkiem na odwrót, co Różyczko?-zapytał lekko się uśmiechając-Chociaż ty mogłabyś mnie śledzić po to, żeby wysadzić mnie w powietrze.-doszedł po chwili do wniosku wciąż się uśmiechając-No dobra, ale teraz na poważnie. Przydało by się zająć twoją raną.-powiedział poważnym głosem wyciągając z torby swój biały płaszcz-Będzie trzeba Cię pozszywać.-dodał.
Kiedy chodziło o sprawy związane z leczeniem kogoś Viktor robił się strasznie poważny. Bije od niego profesjonalizmem. Aż trudno jest mu się sprzeciwić (chociaż Rose nie ma z tym problemów co nie raz działa mu na nerwy). Czuć wtedy jakby nawet najmniejsze rozcięcie zagrażało życiu i można zejść w każdej chwili jeśli się tym nie zajmie. Można powiedzieć "pracoholik" i w sumie będzie to w stu procentach prawda.
-Masz wypij to.-powiedział podając jej fiolkę z zielonym płynem-Gorzkie, ale pomaga. Jest to mocny lek przeciwbólowy i będzie działał jako znieczulenie. A i jeszcze to.-dodał podając kolejną fiolkę tym razem z fioletowym płynem-To dla odmiany jest słodkie. Pomoże z osłabieniem i bólem głowy.-wytłumaczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obydwoje w jakiś tam sposób do siebie przywykli. Chociaż w gruncie rzeczy czarnowłosa narkomanka i anorektyczna nie jest sama w sobie zagrożeniem. Trochę ponad trzydzieści kilo wagi nie jest dla większości istot problemem przy bezpośrednim starciu. Mimo to okazuje się, że Rosa wychodzi cało prawie z każdej sytuacji. Jej największym atutem jest nieprzewidywalność. Nikt nie ma pojęcia co w danej chwili dzieje się w głowie dziewczyny i jaki snuje plan. Do tego mało w sobie miała instynktu samozachowawczego, co z kolei powodowało, ze mniej się bała, a jej czyny często podchodziły pod szaleństwo tym samym zbijając przeciwnika z tropu.
-Pfy- krótkie prychnięcie na insynuacje Viktora, który naprawdę taką paplaniną kusił by dziewczyna jednak naszpikowała go nitrogliceryną i potrząsnęła mocno. Tyle powinno starczyć do samozapłonu i naprawdę krwawego deszczu. Dziewczyna zaraz odgoniła te myśli od siebie, bo poczuła jak gdzieś głęboko w jej głowie coś się przebudza. Zastygła na chwilę w bezruchu jakby wyczekując na atak ze strony Mgły. Na szczęście głos w jej głowie milczał od kiedy została ranna i najwyraźniej nie miał zamiaru się odzywać. Tym lepiej.
Pewnie przez wcześniejsze wahanie Rosa nie dosłyszała wcześniejszych słów mężczyzny. Leczyć ją? Przez niego? Czy on postradał zmysły? A może ktoś go trzasnął w ten przemądrzały granatowy czerep? Dziewczyna prychnęła i pokręciła głową stanowczo odmawiając trunków. Jej upartość nie miała granic i to wielce prawdopodobne, ze ona zwyczajnie doprowadzi się do wyjątkowo złego stanu i dopiero wtedy się zdecyduje.
A do tego czasu...
-A może ty napij się tego..?- spytała i wyjęła z sakiewki przypiętej do pasa ampułkę cezu. Takie noszenie ładunków wybuchowych jeszcze bardziej świadczyło o jej zachwianej psychice. Cez w kontakcie z wodą lub powietrzem, wybuchał jak bomba głębinowa. Spokojnie mogłoby to zabić Rosę, oraz Viktora, a dziewczyna sobie tym beztrosko machała przed nosem. Niby nie wyglądało to groźnie. Złoty płyn w szklanej ampułce, ale właśnie prze ten niewinny wygląd Rosa kocha pociski z cezem. Są tak samo niebezpieczne jak ona sama.
-Ani się waż mnie dotknąć, bo ręce będziesz szukał w promieniu pięciu kilometrów- kolejna wyjątkowo poważna odpowiedź. Dziewczyna jeszcze lekarzowi chuchnęła w twarz. Wyjątkowo nie lubiła kontaktu fizycznego z ludźmi. Przyjęła zaraz zamkniętą postawę, co jasno dawało do zrozumienia, ze Viktor dostał ciężki orzech do zgryzienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prychnięcie dziewczyny wcale go nie zdziwiło. Nie raz już uzyskiwał takie odpowiedzi. No ale co zrobić? Rose jest osobą, która nie chętnie dopuszcza do siebie innych. W sumie nie raz Viktor powinien skończyć co najmniej poobijany. Czy istnieje możliwość, że czarnowłosa w chociaż małym stopniu pała jakimiś pozytywnymi emocjami? W sumie liczy się, że choć trochę go znosi.
"W sumie czego oczekiwałem?" przeleciało mu przez myśl kiedy Rose stwierdziła, że nie da sobie pomóc. Za każdym razem tak było. Dopiero mógł zrobić cokolwiek kiedy dziewczyna zaczynała naprawę źle się czuć, a jej świadomości była znikoma. Pewnie tym razem będzie podobnie. "Na szczęści nie jest nie wiadomo jak ranna. Chociaż w tym przypadku przydałoby się, aby była umierająca." przeszło mu przez myśl, ale szybko przegonił tą myśl. Nie należy do osób, które życzą innym źle. Niektórych rzeczy się nie przeskoczy. Jednak pacjent, który nie chce współpracować to dopiero ból.
-No to jak nie chcesz wypić leków to chociaż daj sobie zszyć ranę. Nie zaszkodzi ci to, a będzie lepiej. Różyczko nie daj się prosić.-powiedział miłym tonem-Wolałbym, aby moje ręce zostały na swoim miejscu. Są mi potrzebne w pracy.-odparł spokojnie siadając na piasku.
W takich sytuacjach czasami żałujesz, że jesteś Aniołem. Viktor nie należał do brutalnych osób. Używa swojej tężyzny, mocy i Destroyers tylko w sytuacjach naprawdę krytycznych. Jednak czasem sparaliżowanie kogoś kto pomimo beznadziejnego stanu nie chce dać sobie pomóc oszczędziło by sporo nerwów skrzydlatemu. Pewnie potem przepraszałby tą osobę i błagał o wybaczenie, ale przynajmniej byłoby kogo.
Zaczął grzebać i po chwili wyjął z niej swoją koszulę, którą po chwili na siebie założył. Następny był krawat. Przestał przynajmniej świecić klatą. No ale problem Rose, która nie chce dać sobie pomóc wciąż pozostaje. Przeważnie jego prośby, groźby i jakiekolwiek inne próby nakłonienia dziewczyny do uzyskania zgody kończyły na niczym. Dopiero kiedy dziewczyna nie mogła ruszyć palcem niechętnie zgadzała się na cokolwiek. Pewna myśl zawsze męczy Viktora w podobnych sytuacjach. "Czy zdążę?", "Czy będę w stanie uratować kogoś z tak beznadziejnego stanu?". Jest to strasznie męczące, a dodatkowo nakłada na anioła straszną presję czasu. Zdaje mu się, że czas spowalnia, a każda sekunda bezczynności jest jak szpile wbijane w jego umysł i mięśnie.
-No to jak będzie Różyczko? Dasz sobie ulżyć?-zapytał spokojnym i stonowanym głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

I pojawił się problem. Duży problem dla Różyczkowej główki i Różyczkowego ego. Mianowicie dziewczyna czuła się słabo. Składało się na to wszystko, co tylko może. Od ostatniej głodówki, po palenie w tamtej chwili papierosy z raną po drodze i samą walką. Oparła się ręką o piasek, który poruszył się między jej palcami łapczywie chłonął jej pot, nieprzyjemnie wysuszając dłonie. Była słaba i potrzebowała pomocy.
-Walić słabość, wysadź go w powietrze- nagle Mgła sobie przypomniała o tym, ze tego dnia jeszcze zbyt mało dokuczała dziewczynie i naprawdę wypadałoby zacząć od tamtej chwili. Tym bardziej, ze oczami Rosy widziała znajomą osobę.
-Spierdalaj- wyrzuciła z siebie Iskra zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie była sama i naprawdę nalepka wariatki nie była jej potrzebna. Wystarczyło, że w ściekach wiedzą o jej problemach i to też nie wszyscy i nie o wszystkich. Nawet Marcus, który usilnie jej ojcuje nie jest w stanie określić jak bardzo nasilone są ataki Mgły. Na szczęście nie powiedziała niczego, co nie pasowałoby do kontekstu. Można nawet powiedzieć, że odpowiedziała obojgu swoim rozmówcą.
-Sama sobie poradzę, idź sobie szukać kolejnej ofiary dobry samarytaninie- może i już minęło wiele czasu od kiedy ostatni głupiec czytał biblię, ale Rosa znała wiele takich powiedzeń i naprawdę nie wahała się ich wykorzystać. Tym bardziej jeżeli da się z nich cokolwiek sensownego sklecić.
-Gówno sobie poradzisz. GÓWNO. GÓWNO! Zaraz zemdlejesz! Jak nic ZNOWU zemdlejesz! Przestań mnie ignorować. Przestań! Przestań! Słuchaj mnie! PRZESTAŃ MNIE IGNOROWAĆ!- Rosa specjalnie udawała, ze monolog w jej głowie wcale nie ma miejsca i skupiał się na nadaniu swojej twarzy obojętny wyraz. Z tego co jej się wydawało, to całkiem nieźle jej szło, dopóki głos w jej głowie nie zaczął wrzeszczeć. Miała wrażenie, jakby jej głowa miała zaraz pęknąć z bólu. Wpierw lekko zadrgała jej powieka, po czym się skrzywiła, by na koniec gwałtownie złapać się za głowę i rzucić się wpierw do tyłu, a potem do przodu.
-Ciii...ciii...już jestem, słucham- wyszeptała dziewczyna skulona na piasku. Wcześniejszym rzucaniem się na nowo otworzyła ranę. Krew spłynęła ciepłym strumieniem i przemaczała czarne ubranie.
No kurwa pomyślała łowczyni zaliczając ten dzień do wyjątkowo przesranych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. W sumie poczuł jakby nie do końca była skierowana do niego, ale przecież nie ma nikogo oprócz ich dwójki. Czasami miał wrażenie, że dziewczyna gada jakby sama do siebie jednak nie specjalnie to analizował. Może powinien? Jego wewnętrzny medyk podpowiadał mu, że coś może być na rzeczy. Jednak chęć zapytania czy głębszej analizy nie wydawała się potrzebna czy sama nie przychodziła, więc anioł za dużo sobie z tego nie robił.
Jej kolejne słowa trochę go zabolały. Nie do końca dlaczego były bolesne. Czy oferowanie pomocy to taka zła rzecz? Nigdy nie potrafił zrozumieć osób, które odrzucały pomoc z jakiś niezbyt mądrych powodów. Jednak kiedy był to ktoś całkiem obcy to łatwiej się z tym pogodzić. Inaczej z kimś kogo można określić "bliskim". Viktor nie potrafi nie pomóc komuś kogo uważa za bliskiego. Byłby w stanie nawet poświęcić siebie tylko, żeby ta osoba przeżyła. Dodatkowo to, że wie w jakim stanie jest ta osoba dzięki swojej umiejętności sprawia, iż sam odczuwa ból. W tej różnicy, że jego jest psychiczny. Co dość mocno go wykańcza.
-Przecież nie ujmie ci to na dumie jak ktoś ci pomoże. Wolisz się tutaj wykrwawić i zostać pożarta przez pierwsze lepsze zwierze?-powiedział spokojnie jednak dało się wyczuć nutkę smutku-Przecież nie masz nawet czym opatrzyć brzucha. Nie mówiąc już o bólu samej rany oraz głowy. Dodatkowo jesteś wycieńczona i osłabiona z głodu. Mogłabyś nie zachowywać się jak dziecko Różyczko.-kontynuowała wciąż tym samym tonem.
Widział, że coś jest z dziewczyną nie tak. Jednak nie wiedział co. "Może to coś ją zatruło? Ale nie wykryłem oznak trucizny. Może..." zaczął analizować obraz, który zobaczył dzięki "Boskim Oczom" jednak nic nie przychodziło mu na myśl. Tok rozmyśleń przerwało gwałtowne zerwanie się Rose. Wyglądało to naprawdę źle. "Czyżby ból był aż tak duży? Przecież to nie możliwe. Inna przyczyna?" kolejna fala myśli przelatywała przez głowę Anioła. Nie zwlekając aktywował swoją umiejętność i szybko zlustrował czarnowłosą wzrokiem. "Rana na brzuchu mocniej się otwarła. Ogromny ból głowy. To jest powodem?" dalej rozmyślał widząc przed sobą miejsca "krytyczne". "Ale co powoduje ten ból głowy? Wyczerpanie? Wycieńczenie? Może coś od strony psychiki?" za dużo możliwości za mało danych. Nie podobał mu się ten stan rzeczy.
-Masz wypij to powinno pomóc z bólem głowy.-powiedział lekko poddenerwowany podając dziewczynie fiolkę z niebieskim płynem.
"Dodatkowo działa wyciszająco. Minus to, że osłabia, ale to nie jest teraz ważne." dodał w myślach. Zastanawiała go też jej wypowiedź. Już słucha? Tyle że kogo? Definitywnie nie kierowała tych słów do Viktora, więc do kogo? Może ktoś używa telepatii? Anioł szybko rozejrzał się dookoła jednak nikogo nie było w zasięgu jego wzroku. Chociaż z rozmazanym widokiem specjalnie dużo nie zobaczył. "Psychika?" padło pytanie w jego głowie. Jednak nie mógł w tej chwili na nie odpowiedzieć co dodatkowo go denerwowało. Może zbyt długo zrzucał na drugi plan wzięcie pod uwagę możliwości, że dziewczyna ma jakąś chorobę psychiczną. W takich momentach żałuję, że nie posiada żadnych mocy leczących czy kojących ból.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rosa jeszcze przez dłuższy czas się krzywiła, a nawet kiedy Mgła przestała krzyczeć w jej mózgu i zaczęła mówić normalnie, to nie odważyła się ruszyć. Czuła ulgę. Miała wrażenie, jakby ktoś wypuścił jej głowę z imadła.
-Jesteś głupią suką. Szmata z ciebie. Jak możesz mnie ignorować? Jak może ci to w ogóle przyjść do głowy. Ja jestem najważniejsza. Ja. Zawsze będę przy tobie, w każdej chwili. A inni cię opuszczą. Chyba, ze on ci się podoba? Co? Wyobrażasz sobie jak wkłada ci rękę w majtki?- Rosa nie potrafiła opisać złości jaka ją zalała w tamtej chwili. Bardzo nie lubiła być traktowana jak kurwa, pomińmy fakt, ze jest jeszcze dziewicą, ale dziewczyna nie wyobraża sobie żeby pójść do łóżka z kimś, kogo nie kocha. Ale Mgłą wiedziała gdzie uderzyć. Doskonale znała punkty łowczyni i zależnie od tego jak czarnowłosa jej dokuczyła, to wciskała odpowiednie guziki.
Zaraz do jej świata chorych wyobrażeń wkradł się obcy głos. Viktor. Rosa zamrugała półprzytomnie i oblizała usta patrząc na niego przez chwilę badawczo.
-Możesz mnie zszyć- powiedziała w końcu powoli siląc się na to, by zabrzmiało to wyraźnie. Bo Mgła nie lubiła bólu, a skoro Mgła go nie lubiła, to Rosa wręcz go kochała. Świadczyły o tym sznyty na rękach, nogach i brzuchu. Poparzenia, po gaszonych papierosach i wszelakie inne ślady po samookaleczeniu, o których Viktor musiał wiedzieć.
Dlatego zawsze dziewczyna odmawiała wszelakich leków, nie ważne od kogo. Na jakiś nienormalny sposób lubiła ból. Od wielu lat miała z min romans i pewnie przerodził się już w syndrom sztokholmski.
Powoli podniosła się do pionu słuchając w głowie wściekłego przeklinania Mgły, ale jeszcze tylko chwila i się zamknie.
-Tylko zszyć- powtórzyła, ale bardziej by uspokoić samą siebie. Po słowach Mgły zrobiło jej się niedobrze, ale nie miała zamiaru oddawać się na pastwę swojego alter ego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poszło dość szybko. Nawet specjalnie nie musiał nakłaniać dziewczyny, aby się zgodziła. Było na swój sposób dziwne. Znaczy jasne ucieszył się w jakiś sposób, że się zgodziła, ale było w tym coś niepokojącego. Może Rose już miała wystarczająco dość bólu? A może jest już w stanie kiedy ledwo się trzyma? Cała ta sytuacja jest strasznie myląca dla Viktora. Niby jego wzrok mówi jedno, ale to co widzi normalnie średnio ma się do tego co wykazują jego analizy. Coś takiego raczej się nie zdarza. Nie w normalnych przypadkach, więc coś musi być na rzeczy. Dodatkowo liczne ślady po różnego rodzaju ranach na całym ciele. Zawsze starał się podciągać te blizny pod to, że dziewczyna dość łatwo pakuje się w kłopoty. Jednak teraz Anioł ma wrażenie, że chodzi tu o coś innego. Ale teraz nie czas, aby poruszać ten temat. Chociaż szansa, że Łowczyni cokolwiek mu powie jest znikoma.
-Miło słyszeć, że się zgodziłaś Różyczko.-odpowiedział spokojnie-Połóż się na plecach na płaszczu.-dodał po chwili odsuwając się na bok.
Nie zgodziła się na lekarstwa, ale o to już ciemnowłosy nie zamierzał się czepiać. Zgodziła się chociaż na zszycie, a to już dużo. W międzyczasie kiedy czarnowłosa układała się na wskazanym miejscu, Viktor zaczął wyciągać potrzebne rzeczy z torby i układać je na napie. Szczelnie zamknięta igła, szwy, rękawiczki, gazy, bandaż, spirytus salicylowy i fiolka z płynem, który przyspiesza regenerację.
-No dobra czas wziąć się do roboty.-powiedział bardziej do siebie niż do Rose przy okazji zakładając gumowe rękawiczki-Będzie trochę bolało, ale postaram się zrobić to najdelikatniej jak potrafię Różyczko.-dodał po chwili i zaczął zszywać ranę na brzuchu dziewczyny.
Zaczął od odkażenia rany przy pomocy spirytusu i gazy. Zapewne nieprzyjemnie piekło, ale na to za dużo nie był w stanie poradzić. Następnie dzięki swojemu wprawieniu i doświadczeniu szybko i w miarę bezboleśnie uwinąć się z rana. Nie było dodatkowych nieudogodnień co tylko przyspieszyło cały proces. Po dłuższej chwili rana była już zszyta. Anioł nasączył płynem gazę, a następnie przyłożył ją do rany dziewczyny.
-Teraz usiądź Różyczko. Zabandażujemy ranę i po sprawie.-powiedział pomagając dziewczynie się podnieść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sama Rosa wie jak wiele ją cierpliwości kosztowało przetrzymanie tego szycia. Samo rozkazywania jak ma się ułożyć, co zrobić, abo jak ma to wyglądać. Dookoła siebie czuła jego zapach. Charakterystyczna woń ciała, którą był przesiąknięty płaszcz. Gdyby zaczął jej jeszcze marudzić o lekach, to pewnie wyrwałaby igłę z jego ręki i sama się zszyła, co skończyłoby się zakażeniem. Kiedy tak się ociągał z dezynfekowaniem jej rany niemalże zaczęła krzyczeć i prosić o przyśpieszenie tempa.
-Patrz, zaraz poczujesz jego dotyk. Oślizgły dotyk na sobie- na szczęście Mgła zamilkła jak tylko pierwsze krople spirytusu polały się na podrażnioną przez piasek i gorąc ranę. Zaraz głos schował się w czeluściach jej umysłu i gdyby nie fakt, że zazwyczaj tego nie robi, to uśmiechnęłaby się z ulgą.
Zszywanie nie należało do najprzyjemniejszych czynności, ale nie odezwała się ani słowem. Tylko leżała z zamkniętymi oczami. Można by pomyśleć, że umarła gdzieś w połowie zabiegu gdyby nie rytmicznie ruszająca się klatka piersiowa. Czuła za każdym razem gdy igła wchodziła pod skórę i ściągała ze sobą dwa brzegi rany. I tak kilka razy, aż skończył i zawiązał ostatni supeł i Rosa nie wiedziała co czuje. Czy większe obrzydzenie przez cudzy dotyk, czy ulgę, że ma spokój od swojego alter ego, czy może też wyłącznie rozczarowanie, ze szycie się nie skończyło. Ale Viktor nie dał się jej zastanowić. Jak tylko usłyszała polecenie, to się najeżyła i wyprostowała z wyjątkowo nieprzyjemnym wzrokiem. Cud, że nie pękły szwy, chociaż pociągnęły na tyle mocno, ze Rosa przez chwilę zastygła w bezruchu oceniając szkody. Zmrużyła oczy i prychnęła, w sumie splunęłaby gdyby nie miała tak sucho w ustach.
-Sama sobie poradzę, dawaj to i odejdź ode mnie- wysyczała na niego i odepchnęła go symbolicznie jedną ręką i zabrała się za owijanie porządnie swojego brzucha. Po drodze dostała szału ze dwa razy, ale jej się udało stworzyć w miarę zgrabny i dobry opatrunek. Oczywiście po ściągnięciu strzępków koszuli, ale zawsze. Wyglądało to całkiem kuriozalnie. Bandaż na cyckach i bandaż na brzuchu.
Milczenie jakie zapadło miedzy nimi mówiło jasno, ze to na tyle jeżeli chodzi o pomoc dla Rosy. Dziewczyna nie da się już dotknąć nawet palcem.
Wyrodna i niewdzięczna zołza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach