Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Około dwa lata temu, styczeń, pustynie Desperacji.

Zdechnę”, pomyślał optymistycznie. „Zdechnę tu jak cholerny pies
Sytuacja bynajmniej kolorowo nie wyglądała, no, jeżeli wyłączyć z niej szkarłatnobordowy odcień krwi, który przesiąkał przez materiał ciemnego munduru mężczyzny. Ramię było zdecydowanie zbyt oklepanym miejscem na ponoszenie ran, jednak nawet najlepszych dotykają tak błahe, ale groźne przypadłości. Wiedział, że to nie jest jedyne obrażenia, jakich doznał, ale póki co najbardziej dokuczliwe i widoczne. Zaciskając wargi i skryte za nimi zęby wciąż gwałtownie wciągał powietrze przez nos. Niczym skończony tchórz krył się obecnie za ścianą jakiegoś starego budynku, łączącą w swojej strukturze butwiejące drewno i kamień kruszejący pod naciskiem zębów czasu.
Potrzebował dłuższego momentu na parę rzeczy; dokładniejsze zweryfikowanie ran własnych, innych aspektów stanu fizycznego i w końcu rozejrzenie się za kompanami. Nie było to z jego strony podejście egoistyczne, bynajmniej; nie chciał się rzucać z motyką na słońce, kiedy poza kruchą osłoną warunki naprawdę były nieciekawe. Słyszał wymianę strzałów obu stron, słyszał sprawniejsze ruchy wojskowych, zgrzyt metalu, a to wszystko dodatkowo tłumił szum krwi w jego głowie.
Wziął głęboki wdech. Nie miał czasu na niepewność czy rozterki. Po wstępnym sprawdzeniu swojego stanu uznał, że najbardziej ucierpiało to nieszczęsne lewe ramię oraz prawe udo pociągnięte pionowymi ranami. Tułów ochroniła wierna, choć już nadająca się jedynie do naprawy kamizelka kuloodporna, miejscami poszarpana za sprawą bezpośredniego ataku ze strony jakiegoś dziwadła w zbroi, które zaatakowało go kataną. Żadna z jego kończyn nie wydawała się szczególnie niezdatna do ruchu, a ból w znacznej części przyćmiewała adrenalina, którą postanowił wykorzystać. Ranami definitywnie będzie musiał się zająć; groźba rozmaitych zakażeń była aż nazbyt realna i za bardzo mu znana. Wyjrzenie zza osłony po raz kolejny poskutkowało spostrzeżeniem, że część niewielkiego i tak oddziału się rozbiegła, przy czym większości nie było widać. Na horyzoncie pozostały głównie dogorywające zwłoki należące zarówno do napastników, jak i do zaatakowanych. Przeżegnał się krótko na ten widok, który był mu już tak znany, że niemal zahaczał o zyskanie miana „obojętnego”. Zbyt okrutna myśl, by pozwolić jej na stanie się prawdą.
Byli w miejscu, które można by było uznać za dawną wieś — znajdowali się między starymi zabudowami, z których dało się wyróżnić zarówno mieszkalne jak i te bardziej użytkowe. Prawdopodobne było, że jeśli Rudy przeszedłby się tu ze świadomością, że nic się na niego nie rzuci, mógłby nawet pogdybać na temat tego, co gdzie się tu znajdowało.
Świst wiatru przemykającego przez pozostałości ulicy i przez to, co dawniej stanowiło domy, wydawał się nadawać całej sytuacji pewnej monotonności, tak absurdalnej w tej chwili.
Odetchnął. Robiło się coraz ciszej, a to wcale nie było takie dobre.
Kątem oka, w głębi domku naprzeciwko dostrzegł ruch, w dodatku jego źródło zdawało się nosić te same barwy, co on sam. Wychylił się nieznacznie zza zasłony, chcąc, by potencjalny sprzymierzeniec zobaczył go — jeśli okaże się, że był to ktoś ze strony wroga, miał ostro przerąbane. Jeżeli ktoś z przysłowiowych „naszych”, będą musieli nawzajem sobie pomóc. Najlepiej uciec stąd jak najdalej, wylizać rany i dowlec się do bazy Hycli, by otrzymać jakąkolwiek profesjonalną pomoc.

Dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jävlarna - klął zaciekle w myślach, kuląc się pod rozbitym świeżo oknem, zaciskając z całej siły obie dłonie na krwawiącym udzie, co w zamierzeniu miało kupić mu trochę czasu, gdy on przypomni sobie, jak powinien zaradzić na taką ranę. Oddychał ciężko, wargi podwinął do środka, obnażając zęby zaciśnięte w grymasie bólu. Pot spowodowany wysiłkiem zdobił jego czoło na równi ze stróżkami krwi z rozbitej głowy i rozciętego czoła. Lewa połowa włosów chłopaka była sklejona posoką w czarnoczerwoną skorupę, oblepiającą dokładnie jego czaszkę i częściowo oślepiającą go, poprzez cieknące mu do oczu krople. Mrugał wciąż, próbując się ich pozbyć i skupić na zadaniu. A miało być tak pięknie nie tak ciężko...
W którym momencie popełnili błąd i z łowców stali się zwierzyną? Wszystko szło dobrze, zwiadowcy potwierdzili, że wioska, w której opłotki właśnie wchodzili, jest pusta, żadne podejrzane odgłosy nie zdradzały obecności wroga... Gdyby tylko wiedzieli, że NeoShi posiada taką technologię, zachowaliby jeszcze dalej idącą ostrożność. Red nie skrewił po całości, utrzymywał ich w szyku mimo pozornego bezpieczeństwa i wizji postoju tutaj. Te dranie poczekały aż oba transportery znajdą się na placu centralnym, otoczeni właściwie z każdej strony, ze swobodą w piersi i mniejszą uwagą w oczach. Wtedy się zaczęło.
Otarł brudnym i wilgotnym od krwi rękawem mokre czoło, przerywając retrospekcję. Przypomniał sobie wreszcie, że właściwie to jest szczęściarzem, bo gdyby uszkodzona została tętnica, to już by tracił przytomność. To znaczy, że nie jest ona tak groźna, jak myślał i zdoła dotrzeć do jakiegoś medyka lub przynajmniej jego ciała. Podjąwszy decyzję, przetoczył się na bok, bo niebezpieczne było wstawanie pod oknem. Następnie z siadu podniósł się do kucek i w ten sposób, na mocno ugiętych nogach zaczął powoli przesuwać się do przodu. Nadal syczał, zaciskając zęby, udo kurewsko bolało, zwłaszcza w takiej pozycji, a to nie była jedyna rana, którą otrzymał. Sam bał się robić rozliczeń z części ciała, które doznały uszkodzeń, lecz oddychając płytko czuł się, jakby nie było na nim zdrowego miejsca. Prawdopodobnie tak właśnie było, bo nie da się wyczołgać spod płonącego transportera opancerzonego, bez odniesienia obrażeń. Chyba najbardziej posiniaczone były jego plecy i ramiona, dźwigające pancerz balistyczny, który teraz niesamowicie ciążył zmęczonemu żołnierzowi. Czarnowłosy eliminator miał ochotę zrzucić go z siebie, jednak ilość pracy wykonanej w tym celu oraz fakt, niemal natychmiastowej śmierci później, skutecznie go od tego odwodziły.
Szedł naprzód mimo zmęczenia, potykając się o gruz, zaścielający wnętrze budynku, trzymając w zakrwawionych rękach karabin tak kurczowo, jakby był jego jedynym przyjacielem. Ocierał twarz rękawem co jakiś czas, lecz powodowało to tylko rozmazanie posoki na całej twarzy, teraz już tak bardzo niepodobnej do ludzkiej. Gdyby nie fakt, że godło S.SPEC cudem pozostało widoczne dla postronnych, Red by go nie zauważył i obaj by zginęli, a tak, mieli przynajmniej choć cień szans. Gdy tylko jego dowódca wychylił się za swojej osłony, Ivo dostrzegł go i w pierwszej chwili chciał złożyć się do strzału. Rozpoznał jednak tę charakterystyczną płomienną grzywę, co odwiodło go od popełnienia tragicznego błędu. Zamiast tego, uniósł lekko otwartą dłoń w geście pokoju, po czym zaczął skradać się szybciej, aż do przerwy między budynkami. Tu zatrzymał się i zacukał. Dzieliła ich jedynie szerokość ulicy, dystans tak mały, a jednak tak duży w obecnych warunkach. Widząc, że Red wciąż na niego patrzy, uniósł nieco Oriona i pokazał gestem, że ma go obstawiać. Liczył, że przynajmniej jedną stronę będzie miał krytą. Wychylił ostrożnie głowę zza węgła, chcąc szybkim zerknięciem przekonać się o liczebności wroga. Nikogo nie widział, lecz jak pokazały dzisiejsze doświadczenia, to nie oznaczało, że NeoShi tam nie było. Cofnął się i wziął głęboki oddech, po czym ruszył przed siebie biegiem, w pozycji pochylonej. Oczekiwał świstu kuli w każdej chwili, szczęśliwie jednak dotarł za osłonę obok dowódcy. Oddychał ciężko, bo mimo, że przebiegł niewiele, krwawiące udo z każdym uderzeniem serca dawało mu do zrozumienia, że nie pochwala takich wybryków.
- Ivo Bergsson, eliminator sztuk jedna. - zameldował Redowi, gdy złapał oddech i przypomniał sobie o strukturach hierarchicznych w wojsku. - Trzech przeciwników zabitych, przynajmniej dwa razy tyle zaobserwowano w okolicy. Mają w posiadaniu urządzenia kamuflujące, ale chyba podlegają pewnym ograniczeniom w czasie użycia. - starał się mówić zwięźle i nie dyszeć dowódcy w twarz, nie mógł jednak nie skrzywić się wewnętrznie słysząc własny kaleki raport. Cóż, lepszy taki, niż żaden, jednak mógł postarać się bardziej.
Chciał zapytać, co teraz zamierzają robić dalej, mimo, że nie powinien. W jego odczuciu powinni przynajmniej spróbować zebrać resztki oddziału przed taktycznym odwrotem, ale przycichające odgłosy walki sugerowały wyraźnie, że ich towarzysze prawdopodobnie nie żyją. Wobec tego brutalnego faktu siedział cicho, lustrując wzrokiem okolicę, wspomagając się termowizją Oriona i czekał na rozkaz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Władca Narnii, tudzież prawowity pan Lwiej Skały, skinął krótko głową do drugiego mężczyzny i odpowiednim gestem zasygnalizował mu, że może podejmować się przejścia przez potencjalne piekło. Było zdecydowanie zbyt pusto i zbyt cicho, co zaś powodowało tym silniejszy niepokój u Rosjanina. Nie mieli przecież do czynienia z grupą zwierząt, a zaś z cokolwiek zorganizowanymi i rozumnymi ludźmi… No właśnie, ludźmi. Powinno im pójść o wiele łatwiej, a dali się podejść jak dzieci, a już w szczególności właśnie rudzielec.
Połączenie sił przebiegło raczej łatwo  i bez ataku ze strony przeciwników. Możliwe było, że zajmowali  się obecnie przeszukiwaniem ciał albo ruszyli za uciekającymi, chcąc ich dobić. Mimo swoich wręcz dzikich zachowań, jakie Rudy pamiętał z zapisków SPEC na temat grupy Neoszogunatu, mężczyzna był prawie pewien, że tamci woleliby, żeby uzbrojeni po zęby żołnierze nie wyłapali ich tropu. Miał jednak pewną nadzieję na to, że nie wyłapią tamtych wojskowych, choć przyćmiewało ją jakoś wołanie w myślach, żeby to właśnie jego nie odnaleziono. Oczywiście, był pogodzony z tym, że prędzej czy później zostanie zabity, ale nie miał zamiaru dać się tak łatwo jakiejś bandzie oszołomów.
Przetworzył szybko, ale w miarę sprawnie informacje, jakimi obdarzył go Eliminator, póki co jednak reagując jedynie milczeniem i skinieniem głową. W zasadzie to wpadnięcie na siebie było dość fortunne; jeden Eliminatorem jest dziś, drugi był nim, jednak nie wypadł z formy, co zresztą powinno być widoczne. Sprawdził magazynek w karabinie — więcej niż dwadzieścia pocisków, tak na oko, w dodatku dwa zapasowe magazynki, ilość płynu powlekającego nienaruszona. Kiszenie się tutaj nic im nie da poza faktem, że lada moment prawdopodobnie pozwolą okraść swoich ludzi, jeśli nie podejmą się jakichś działań. Uwadze mężczyzny nie umknęło jakoś szczególnie to, w jakiej formie zdany mu został raport, jednak nie miał zamiaru teraz się o to czepiać. Opcje widział dwie i—
Jest wiele miejsc, w których mogli się schować albo które mogą przeszukiwać – Mruknął cicho, półszeptem. – Mogą być przekonani, że nikogo poza trupami tu nie ma, o ile nie zauważyli, jak się przemieszczasz. Mamy szczęście, że to nie wymordowani – Głównie przez fakt, że nie dobiegły go żadne informacje odnoszące się do tego, jakoby ludzcy członkowie NeoShi byli posiadaczami wyostrzonych zmysłów. Nieadekwatny, krótki i szybki uśmiech przemknął  mu przez twarz, kiedy zaś w niebieskich ślepiach pojawił się błysk determinacji.
Twoja noga. Koniecznie trzeba coś z nią zrobić. Przeszło na wylot? Utrudnia ci ruch?  – Zapytał, choć spojrzeniem powiódł na zakurzone, popękane uliczki, których asfalt chyba nigdy w życiu nawet nie nawiedził. Kształty były nieregularne nawet bez pomocy kataklizmów, które rozpoczęły erę wirusa, co przywodziło na myśl typową dla dawnych lat, w jakimś stopniu odciętą od reszty cywilizacji wioskę. Kiedyś mogło być tu tak pięknie i spokojnie, a dziś to miejsce stało się polem walki.
Walka toczyła się już długo  – Odezwał się znowu, wolniej i jakby z namysłem. – Przeczekajmy jeszcze jakieś trzy do pięciu minut – Uniósł rękę, na nadgarstku której miał przepustkę, chcąc dodatkowo zasygnalizować, o co mu chodzi. Piętnasta trzydzieści siedem. Czterdziesta minuta byłaby jak w sam raz. – Jeżeli mechanizm jest czasowy, może przestać działać w międzyczasie. Jeżeli uznają, że zagrożenie minęło, to może sami go zaczną wyłączać. – Podwójna pułapka na myśliwego, tak mniej więcej. Zasadzka w zasadzce.
Jeżeli pozostanie bez zmian, sprowokujemy ich do ruchu. Wszędzie jest kurz, a chyba zdążył już opaść – Wychylił się znowu i skinął głową, otrzymując od otoczenia potwierdzenie swoich słów. Nawet wiatr zaczynał ustawać. – Brud powinien mimo wszystko osiadać na tym, co nie jest widzialne, a jest materialne. A wierzę, że masz dobre oko, Bergsson. – W swoje ślepia z kolei nie wątpił, tak samo w inne możliwości fizyczne. Lata już niby nie te, ale staruszek dalej dobrze sobie radził.
W wypadku, gdy zobaczysz ruch kierujący się wyraźnie w naszą stronę, strzelaj. Miej w pamięci każdy potencjalny ruch wroga – Choć wiedział, że tak naprawdę nie musi tego wszystkiego mówić, to jednak siłą rzeczy wymsknęło mu się to. Czuł z innymi  wojskowymi pewną więź, a młody Eliminator był dla niego trochę jak syn, którego zawsze chciał mieć.
I w istocie, niedługo zauważyć się dało drgania w powietrzu, które można by było przyrównać do jakiegoś błędu tekstur w grze. Nowa fala adrenaliny przyprawiła rudego wojskowego o uczucie przypominające jazdę kolejką górską; ekscytacja i poczucie, że lada moment zdarzy się coś idiotycznie ryzykownego, szły w parze, trzymając się mocno za ręce. Drgań wystarczyło, by kształtować się między nimi zaczęły stojące trzy sylwetki, szmery zaś, do pary z odgłosem rozcinanego materiału i rozpinanych suwaków czy rzepów, zwiastowały, że pozostali zajmowali się przeszukiwaniem ciał.
Stojący zaczęli iść w kierunku domostw, póki co jednak omijając ten, w którym skrywali się wojskowi. Dla Rudego ich rozmowy, krótkie, ciche, mrukliwe i prowadzone w nieznanym mu dialekcie japońszczyzny, były niezrozumiałe, a jednak starał się bezskutecznie wychwycić jakieś komunikaty. Uniósł dłoń w geście nakazującym drugiemu mężczyźnie ciszę, zaraz temu zawtórował gest mówiący „poczekaj”, natomiast po chwili, gdy idący zniknęli z pola widzenia, wskazał na poszukiwaczy, w których zresztą zaraz miał zamiar wystrzelić krótką serię. Uniósł karabin, licząc na taki sam ruch ze strony eliminatora, po czym wypuścił naboje w ich stronę i od razu wrócił za zasłonę. Jeżeli im obu wyjdzie to celnie, to wysokie  jest prawdopodobieństwo, że pozbędą  się całej bandy. Hałas z pewnością zwabi pozostałą trójkę, w dodatku nieźle zaalarmowaną. Pewnie lada moment rozlegnie się świst wypluwanych przez wrogą broń naboi, pewnie zaraz będzie trzeba wpełznąć głębiej do domku.
Modlił się tylko, by głupi NPC nie mieli granatów. Każdy wie, co głupi NPC robią z granatami.

|| To i znowu. Rób jak uważasz, bo nie chciałem sobie za dużo dodawać. ~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może i zadzierzgnęła się między nimi pewna specyficzna więź, jakby kaleka namiastka ojcostwa dla czarnowłosej sieroty, która ojca właściwie zbyt długo nie miała, nie przeszkadzała ona w ścisłym podporządkowaniu się wojskowej hierarchii. Nawet jeśli Ivo wiedział, że Red niektóre uchybienia mógł puścić mu płazem, ze względu na wzajemną sympatię, pamiętał wszakże iż ta sympatia najpierw wzięła się z całkowitego braku uchybień i potencjału młodego żołnierza. Dlatego pilnował się, by nie zawieść tych pokładów zaufania zdeponowanych w nim przez dowódcę. W milczeniu zajął więc pozycję po drugiej stronie wejścia do budynku, nieopodal byłego eliminatora, na tyle daleko by zbłąkana seria nie zabiła ich obu, lecz na tyle blisko, by nadal mogli swobodnie komunikować się bez pomocy sprzętu. Który i tak leżał teraz rozbity na części we wnętrzu wraku po transporterze opancerzonym, bez możliwości naprawy.
Pozycja, którą zajmował była niewygodna z uwagi na odniesione obrażenia, pozwalała jednak odzyskać spokojny oddech. Głównie ze względu na pozorny bezruch, bo mięśnie mimowolnie męczyły się, wciąż pozostając w stanie napięcia. Nie mógł zaznać prawdziwego odpoczynku, zagrożenie wciąż było realne. Wiedziało o tym całe ciało eliminatora, szprycując go adrenaliną, pompując krew z dużą szybkością do wszystkich kończyn... Mimo usilnych prób, nie udało się opanować bitewnego podniecenia, ogarniającego Ivo za każdym razem, gdy zaczynała się walka. Teraz, mając po swojej stronie Reda, miał większe szanse na odwet, który w innych okolicznościach byłby samobójstwem. Bądź co bądź obaj należeli do grona najbardziej skutecznych żołnierzy S.SPEC, a jeden z nich był bardzo zdolnym taktycznym umysłem.
Z uwagi właśnie na ten zmysł Reda, który nie był dostępny zwykłym śmiertelnikom, a także wyższą rangę od niego samego, Ivo słuchał w milczeniu słów dowódcy. Rozważał w głowie to, co wychodziło z ust starszego mężczyzny, mimo iż jego wzrok skierowany był w stronę drogi prowadzącej do placu centralnego. Nie został zauważony, tego był praktycznie pewien, gdyż żołnierze Neoszogunatu mający pecha stanąć mu na drodze, już byli martwi. Wydawało mu się też, że po wyniku starcia wrogowie raczej nie zachowają należytej ostrożności i pozwolą sobie na chwilę rozpasania. O ile nie mają tak sprawnego dowódcy, jak Red.
Miał ochotę się skrzywić, gdy usłyszał pytanie Wolkowa, ale powstrzymał się. Nie było czasu na strojenie min, natomiast był na zdawanie raportu. - To rana powierzchowna, zadana ostrzem katany. Dam radę chodzić, ale wymaga interwencji w ciągu godziny. - ton eliminatora był chłodny i rzeczowy. Początkowy szok, wywołany nagłością ataku minął, pozwalając wojskowemu przeszkoleniu na objęcie kontroli. Z opóźnieniem, lecz nadal, Ivo stał się maszyną do zabijania, schowawszy swoje skrupuły głęboko pod powierzchnię, przydeptał je butem, by nie wyrwały się na wolność. Chłonął teraz słowa byłego eliminatora, oczekując na sygnał do jakiegokolwiek działania. Rozumiał powody oczekiwania, zgadzał się z nimi w pełni. Opuszczenie kryjówki przed upływem czasu, wyznaczającego koniec aktywacji kamuflażu, oznaczałoby dla nich obu pewną śmierć. Natomiast później, szanse zdecydowanie się wyrównywały. Być może nawet zdołają ocalić jednego lub dwóch żołnierzy, jeśli ktokolwiek poza nimi pozostał przy życiu.
Kiwnął głową po usłyszeniu imiennego zwrotu w swoją stronę. Nie okazywał tego, ale zdobycie uznania tego starszego mężczyzny było dla niego motywacją do stawiania sobie coraz to nowych wyzwań. Z tego właśnie powodu wytężył wzrok i naprawdę zaczął dostrzegać drgania powietrza. Wyglądało to tak, jakby światło zaginało się wokół konturu ludzkiej sylwetki w przestrzeni. Im dłużej czekali, tym lepsze rozeznanie miał czarnowłosy żołnierz w częściach ciała przeciwników. Ocierając powolnymi ruchami krew z oczu, tak by nie zwrócić nagłym drgnięciem uwagi wroga, był w stanie precyzyjnie określić siłę wrażego oddziału.
Nagle trójka żołnierzy zaczęła iść w ich stronę, lecz jakby ich nie widząc. Rozmawiali ze sobą bardzo trudnym dialektem, zdołał więc wyłowić tylko pojedyncze słowa, takie jak "Szogun", "rozkazy", "rozpoznanie". Połączyć je ze sobą mógł tylko zgrubnie, natomiast nie było mu to w owym momencie potrzebne. Obecność widocznego wroga tak blisko nich była dla Ivo jak zastrzyk adrenaliny, rozgrzewającej jego kończyny i wprowadzającej go w trans bitewny. Zaciskając dłonie na kolbie oriona czekał na rozkazy, czując napięcie, które zawsze towarzyszyło mu podczas starć. Wreszcie czuł, że żyje. To dla takich chwil został żołnierzem i to właśnie ta cecha umożliwiła mu dalszy rozwój kariery.
Wreszcie! Widząc, że Red unosi karabin do strzału, sam poderwał oriona w górę i przycisnął do barku. Przewaga laserów polegała na tym, że były prawie bezgłośne. Zdradził ich więc tylko huk dochodzący z lufy rudzielca. Mimo iż przeszukujący trupy żołnierze NeoShi padli jak bezwładne marionetki, odwet przyszedł niespodziewanie szybko. Niemal natychmiast po wystrzale, w ich prowizoryczną osłonę uderzyła seria pocisków, wyginająca i łamiąca deski, stanowiącą osnowę tej zapory. Ivo szarpnął się w tył, unikając kolejnych kul penetrujących zbutwiałe drewno i zwietrzałe cegły. Z tej strony byli przyszpileni, szansę na przebicie się przez salwę mieli doprawdy znikomą, natomiast otoczenie przeciwników wciąż wchodziło w rachubę. Bergsson wycofał się więc do resztek po oknie w ścianie bocznej, zadając gestem pytanie, czy wolno mu w ogóle przedsięwziąć taką operację na własną rękę. Być może Red miał jakiś plan, tylko Bergsson w tym momencie go nie pojmował.
Jeśli tylko otrzyma od czerwonowłosego zielone światło, zamierzał wymknąć się bocznym oknem, przemknąć do następnego budynku, a potem korzystając z nowej, nieuszkodzonej jeszcze osłony, odciążyć dowódcę, będącego pod ostrzałem. W przeciwnym wypadku, czekałby na kolejny rozkaz lub na pojawienie się w ich okolicy widocznego celu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Milczenie było złotem, kiedy słowa mogły zrobić niewiele więcej niż potwierdzenie, że przyjął informację do wiadomości. Wolno i lekko skinął głową, jakby obawiając się, że gwałtowniejsze wykonanie tego ruchu mogłoby ich zupełnie i całkowicie wydać na całej linii. Godzina na działanie to całkiem dużo, jednak nie należało się rozleniwiać; im prędzej załatwią wszystko, tym lepiej dla bezpieczeństwa ich obu. Odnieśli właściwie dość podobne rany, a Rudy śmiałby zaryzykować żartobliwym stwierdzeniem, że jaki ojciec taki przybrany syn.
Reszta działa się szybko, jednak nie na tyle, by mężczyzna nie był zdolny do pojmowania, co dzieje się wokół niego. Pod wpływem strzałów przeciwnicy padli jak muchy, jednak kolejni nie pozostawali dłużni, przez co, tuż obok uszu rudego mężczyzny lada moment zaczął rozlegać  się regularny świst wypluwanych przez karabiny pocisków. Syknął, gdy raz jeszcze dotarło do niego, w jak wielkie bagno wpadli swoimi decyzjami; znacznie rozsądniej i bezpieczniej, a przynajmniej na pierwszy rzut oka, byłoby wycofanie się i ucieczka. Z drugiej strony wiedział jednak, że takie wyjście wiązałoby się z poczuciem, że wróg dyszy mu na kark, gdy depcze po jego piętach; że uczucie pewnej śmierci tak czy inaczej by go nie opuściło.
Spojrzeniem powiódł jednak za Bergssonem, pojmując to, co miał zamiar zrobić; bardzo dobra decyzja. Ten głośniejszy — za sprawą broni, się znaczy — niech zostanie względnie w jednym miejscu i ściąga na siebie uwagę przeciwnika, natomiast posiadacz oręża cichszego niech stosunkowo po cichu wykańcza wroga. Odpowiedział mu sygnałem pozwalającym na podjęcie akcji, natomiast sam znowu wychylił się i oddał kilka kolejnych strzałów, gdy tylko ostrzał z tamtej strony ustał, zapewne w celu przeładowania broni. Na dobrą sprawę ze względu na trudne warunki ciężko było mu strzelać celnie, jednak usłyszał zaskoczony jęk, który zwiastował, że w coś trafił delikwenta. Nie było czasu, żeby się nad tym rozdrabniać, a słuch dostarczył mu informacji szybciej niż mógłby to zrobić wzrok. Poczynania Ivo obserwował póki mógł, jednak pamiętał, że swoją uwagę podzielić musiał na przynajmniej kilka rzeczy. Stan magazynka, stan osłony, stan obrażeń i zbliżających się przeciwników. Póki jednak miał czas, drżącymi dłońmi wymienił magazynek; po ostatniej serii ten stał się zupełnie pusty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otrzymawszy zgodę na samowolne działania w granicach zdrowego rozsądku, Ivo nie tracił ani chwili. Adrenalina cudownie napędzała jego ciało, dodając mu prędkości i siły do działania. Oparł obie dłonie na ramie okiennej i wybiciem z nogi przerzucił swoje ciało ponad parapetem, unikając przy okazji resztek szkła, tkwiących w okiennej ramie. Wylądował miękko na ugiętych nogach, depcząc wojskowymi butami bujną namiastkę trawy, która chciała urosnąć w odosobnionym miejscu. Natychmiast ruszył do przodu przez wyrwę w ścianie domu, by zająć nową pozycję i wyeliminować wrogów myślących, że przewaga liczebna wystarczy do zabicia dwójki eliminatorów. Cicho jak sama śmierć zbliżył się do okna wychodzącego na ulicę. Nadal trwał w pozycji pochylonej, by jak najmniejsza powierzchnia jego ciała była otwarta na atak. Co prawda zranione udo nadal krwawiło i pulsowało bólem, jednak teraz Ivo znajdował się w ferworze walki i nie do końca dopuszczał do swojej świadomości tak błahe rzeczy jak rany.
Wychylił się ostrożnie, wyglądając zza zdezelowanego parapetu. Raz, dwa, cztery, pięć. Naliczył piątkę przeciwników, kryjących się w różnych miejscach. Chociaż "kryjących się" to niezbyt dobre słowo, każdego z nich miał jak na dłoni, widocznie zbyt dużą ufność pokładali we własną siłę ognia i słabość osłony Reda. Uniósł broń, ale w tym momencie schowali się za prowizorycznymi barykadami, prawdopodobnie przeładowując. Nic nie szkodzi... - pomyślał Ivo - Poczekam.
Po krótkiej chwili ostrzał został wznowiony, ale wtedy eliminator był już gotowy. Dwóch żołnierzy NeoShi padło martwych, nim reszta zdołała się zorientować, że padają jakiekolwiek strzały od boku. Następnego zabił, gdy tamten próbował go namierzyć, a sekundę później leżał plackiem na zasypanej gruzem podłodze, czując jak odłamki tynku ranionego pociskami padają na jego plecy. Musiał odczołgać się kawałek, by wydostać się spod parapetu, będącego pod stałym ogniem. Widocznie zamiast się rozdzielić, całą swoją uwagę skupili na nim, miejmy nadzieję, zostawiając Wolkowowi odrobinę pola do manewru. Jeśli ta grupka to resztka z tych, którzy zostali z oddziału wrogiej frakcji, to żołnierze S.SPEC mieli szansę uratować kilku swoich towarzyszy. O ile jeszcze żyli, rzecz jasna.
Przykucnął pod ścianą i sprawdził stan baterii do oriona. Miał jeszcze dość na przynajmniej dziesięć strzałów. Przy dotychczasowej celności może zabić przynajmniej drugie tyle przeciwników co do tej pory. Czekał teraz na znak Nikołaja i na zaprzestanie ognia zaporowego w jego stronę, wówczas wychyli się i zlikwiduje pozostałych przy życiu wrogów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Choć cały czas chciał zaciskać oczy z winy uderzających w ceglaną podporę oraz przeszywających drewnianą ścianę wrogich kul, to jednak nie zmrużył ich ani na chwilę. Usiłował się zachowywać w miarę spokojnie, choć wszelkie przejawy instynktu przetrwania kazały mu po prostu stamtąd uciec. Mniej więcej musiał jednak poznać długość puszczanych przez nich serii, wybadać po dźwiękach, jak długie jest ładowanie ich broni. I w końcu, choć wymagało to od niego niemałej cierpliwości, uznał, że mniej więcej rozpoznał schematy działania przeciwników, zdecydował się na własny ruch.
Niemalże odbił się od podłogi, szybkim ruchem odwrócił przodem do widzianych przez okno wrogów i posłał ostatnie pociski w magazynku w ich stronę. Ruch i celność nieczęsto szły razem w parze, jednak tym razem to połączenie wyszło wojskowemu na dobre. Reszta naboi zdołała przebić się przez słabo osłoniętą szyję jednego z nich, natomiast drugiego drasnęło w ramię. A Rudy znienawidził się po raz kolejny za to, jak wielką satysfakcję dało mu zamordowanie kogoś kosztem własnego przeżycia. Rana na ramieniu powinna skutecznie rozproszyć członka NeoShi na tyle, by utrudnić mu nawet przeładowanie broni, natomiast fakt, że sam wojskowy zaczął się ruszać i w dodatku sprawiać zagrożenie, powinien odwrócić uwagę psycholi od Ivo. Mogliby zamknąć ich na zamkniętym terenie i podziurawić jak sito.
Nikołaj wskoczył za ścianę korytarzyka mimo trudności, jakie stanowiły jego własne obrażenia, gdzie wyszarpnął stary magazynek, rzucił go na ziemię i wymienił go na nowy, pełny. Tamtych zostało już niewielu, a kiedy tylko usłyszy ciężkie kroki przekraczające progi tego wyjątkowo skromnego domostwa, z pewnością jeszcze raz otworzy ogień. Byleby ostatni. Byleby Ivo był w stanie zajść ich od tyłu i zrobić to samo. Byleby mogli wyjść z tego piekła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawałnica kul skończyła się, gdy żołnierze NeoShi poczuli ugryzienie ze strony Wolkowa. Ivo w myślach podziękował mu za tę dywersję, miał teraz okazję się zrewanżować i zdjąć pozostałych przy życiu strzelców. Wychyliwszy się z za osłony dostrzegł tylko, jak sylwetka przeciwnika chowa się za ścianą. Nie wiedział, że przeciwnik jest ranny i przeładowanie zajmie mu więcej czasu niż zwykle. Miał jednak przeczucie, że powinien szybko skrócić dystans i dobić wroga. Poza nim nie powinno być tu już nikogo, jeśli doliczyć straty zadane przez Reda.
Pochylając się na tyle nisko, na ile było to możliwe, podkradł się do drzwi, a raczej tego, co z nich zostało. Z tej perspektywy nie widział żadnego przeciwnika. Żałował, że nie ma przy sobie choćby lusterka, by sprawdzić czy ktoś jest za rogiem. Musiał zaryzykować. Na ułamek sekundy wychylił głowę zza osłony i posłał dwa szybkie spojrzenia wzdłuż ulicy. Byli tam! Dwóch żołnierzy szogunatu przekradało się wzdłuż ściany oddzielającej Nikołaja od ulicy. Natychmiast wycelowali w niego broń, ale nie strzelali, gdy ponownie schował głowę do wnętrza budynku. Najwidoczniej próbowali podejść starego eliminatora w ciszy, tym razem bez aktywnego systemu kamuflującego. Bergsson nie mógł pozwolić na wyeliminowanie dowódcy z gry, zbyt wiele od niego zależało. No i był jego przyjacielem, co też w tej sytuacji było istotne. Żałował, że nie ma hełmu, bowiem odsłonięta głowa była większym ryzykiem niż odsłonięte kończyny, ale wziął się w garść. Zareagował dość szybko - dobył granatu odłamkowego, który wciąż się ostał przy jego pasie, wyszarpnął zawleczkę, wychylił rękę i rzucił na oślep w kierunku wroga. Nie mógł nie trafić, ulica była prosta, dystans niewielki, a granat odłamkowy. Może i nie zabije obu, ale da rudzielcowi szansę i ostrzeże przed zbliżającym się przeciwnikiem.
Gdyby nie zraniona noga, spróbowałby się podkraść lubi szybko przedostać na drugą stronę ulicy. Dobiłby ostatniego przy życiu przeciwnika, zanim zdołałby przeładować. Teraz jednak musiał czatować, aż tamten się wychyli. Otarł więc krew cieknącą mu do oczu, choć brudna rękawica jedynie rozmazała posokę bardziej na jego twarzy i przygotował się do strzału. Zabije go, gdy tylko wychyli dowolną część ciała.
Wtem do jego uszu dobiegła głośna eksplozja granatu i ludzkie krzyki zaraz po tym. Obnażył zęby w dzikim uśmiechu. Trafiony-zatopiony. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że to Wolkow został ranny. Nie był na tyle głupi, by się wychylać, a jego głos na pewno by rozpoznał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blisko, blisko, za blisko.
Trzeba było wydostać się stąd, myśleć, uciekać, walczyć, przyjąć los, sprzeciwić się mu. Śmierć zaglądająca przez ramię i patrząca człowiekowi na ręce, pilnując każdego wykonywanego przezeń gestu czy ruchu, była zdecydowanie beznadziejnym towarzyszem. Wojskowemu ciężko było uspokoić swój oddech, nie mówiąc już o starym sercu, które wydawało się wariować ze strachu.
Wszelkie jego dylematy rozwiało jednak coś niesamowicie głośnego i silnego — wybuch granatu, który wedle nadziei Rudego powinien być rzucony przez Bergssona. Brakowało tylko tego, żeby ci paskudni i skretyniali maniacy posługiwali się jeszcze materiałami wybuchowymi. Reakcja wojskowego była szybka i dość oczywista, instynktowna — zakrył uszy i zacisnął powieki, chcąc w ten sposób zneutralizować wszelkie efekty, jakie wywarła na otoczeniu eksplozja. Żołnierz poczuł, jak drży ściana, za którą się krył, a usta i nos wciągnęły zachłannie pełne pyłu powietrze. Po paru momentach był jednak ponownie gotów do działania, choć wiele czynników szczególnie mu przeszkadzało.
Mimo pisku, jaki stłumił niemal całkowicie jego zmysł słuchu, chyba nie dosłyszał żadnych ruchów w pobliżu. Miał nadzieję, że spowodowane to było wyeliminowaniem zagrożenia przez Ivo. Mimo tego, że bardzo potrzebował zakaszleć, by oczyścić drogi oddechowe, wstrzymywał się od tego. Prawie nie oddychał. Za wiele zależało teraz od tego, by zachowywał się cicho, by nie zwracał na siebie nadmiernej uwagi.
Berrgsson, zgłoś się. Przedstaw mi sytuację. – Mruknął do słuchawki z komunikatorem, docelowo miał to zrobić cicho, jednak za sprawą eksplozji ciężej było mu ocenić głośność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Huk był ogłuszający, pisk wibrował w jego uszach jeszcze długo po eksplozji granatu. Poza nim jednak nie słyszał nic, nawet jęków rannych przeciwników. To dawało nadzieję, że udało się zabić wszystkich. W napięciu wsłuchiwał się w ciszę zaścielającą pobojowisko i aż drgnął, gdy usłyszał w słuchawce głos przełożonego. Zareagował jednak natychmiast, mimo przyspieszonego nagle pulsu. Przyłożył palce do słuchawki.
- Bergsson melduje. - zaczął, jednocześnie drugą ręką wyjął z kieszeni kurtki małe lusterko i odpowiednio ustawiając obserwował miejsce, w którym miast dwóch przeciwników znajdowały się ludzkie strzępy. - Teren czysty, przeciwnicy zlikwidowani. - skwitował zwięźle.
Odczekał jeszcze chwilę, nasłuchując zagrożenia, po czym zaczął powoli się wycofywać. Zbliżył się do okna, przez które dostał się do owego budynku i szybkim ruchem ramion przerzucił przez nie swoje ciało. Lądując stęknął cicho, kiedy uraził zranioną nogę. Zaklął cicho, rana wymagała dość szybkiego opatrzenia. Musieli dostać się, jeśli nie do medyków, to chociaż do ich ekwipunku.
Przeskoczywszy przez drugie okno, znalazł się w budynku, w którym chronił się dowódca. Podszedł doń na ugiętych nogach, w myślach przeklinając ranę. Przykucnął obok i zaczął przeładowywać broń. Cisza była wręcz ogłuszająca.
- Wygląda na to, że wszyscy zginęli. - rzucił cicho. Z chwilą, gdy przeminęło bezpośrednie zagrożenie, porzucił oficjalny, sztywny ton. Nadal jego słowa brzmiały spokojnie, jakby nie były naznaczone stresem związanym z akcją, ale darował sobie wszelkie "sirowanie". - Myślisz, że ktoś z naszych zdołał przeżyć? - zapytał, pakując magazynek na swoje miejsce.
Oby. Miał wielką nadzieję, że ta misja nie skończy się całkowitą klapą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cisza i opadający kurz wypełniały otoczenie jeszcze przez dłuższą chwilę, ciężko wisząc w atmosferze. Mruknął do komunikatora jedynie „jasne” i odczekał aż młodszy wkroczy do budynku, w którym sam się krył. W międzyczasie dokonał oględzin własnych ran, skoro już mógł odetchnąć, ale wciąż był spięty i gotów do działania w razie czego. Nie zanosiło się na to, by którakolwiek miała mu szczególnie sama w sobie doskwierać, jednak nie był ani optymistą ani idiotą, by zakładać, że wyliże się z tego bez zakażeń. Nie, jeśli nie znajdą choćby podstawowych zasobów.
 – Beznadzieja – Mruknął cicho, wychodząc zza rogu. Nie dbał w sumie o to, czy młodszy go usłyszał czy nie. Stracenie praktycznie całego oddziału, w dodatku w walce z kimś, kto miał gorszy sprzęt i zachowywał się niemal jak dzikie zwierzę, nigdy nie wróżyło najlepiej.
 – Jeżeli im się udało, to pewnie uciekli. Możemy tu zaczekać na pomoc. To raczej ma więcej sensu niż spacerek po pustyni z takimi ranami. Łącze działa? Sprawdź, a ja… Pójdę obejrzeć ciała – Ivo nie powinien za wiele się ruszać w obecnym stanie, a rany Nikołaja nie były aż  tak poważne. Poza tym uważał, że lepiej samemu odwalić najmniej przyjemną robotę. Wolał przejąć cały balast związany z przeszukiwaniem ciał na siebie. Czuł się mimo wszystko temu winny, choć nie mógł przecież przewidzieć ataku.
 – Przeszukam plecaki. Któryś powinien mieć apteczkę. Tymczasem – Zdjął swój plecak i wygrzebał z niego butelkę wody. Przekazał ją Szwedowi. – Przemyj się chociaż tym. Oszczędnie. – W końcu nie wiedzieli, na jak długo będzie im to musiało wystarczyć. Zarzucił znowu plecak na plecy i opuścił budynek. Zapach krwi wsiąkającej w piasek i wystrzelonych nabojów nieprzyjemnie zakręcił mu się w nosie. Zamknął oczy, wypuścił głośno powietrze z płuc i potrząsnął głową.
 Nienawidził tego.
 Pochylił się nad pierwszym ciałem i z myślą, że trzeba kosztem martwych ocalić tych żywych, sprawdził jego puls. Nie było w nim już ani krzty życia. Przeszukał samo truchło, później jego bagaż — apteczka w istocie tam była. Wiedział, że sam nie da rady się zająć obrażeniami, nie umiał jakoś sprawnie zszywać ran, ale może tamten lepiej sobie z tym radził? Posprawdzał jeszcze oddechy i puls pozostałych, jednak nie okradając ich ze sprzętu. Gdyby nie to, że od apteczki zależało życie ich obu, pewnie miałby spore opory przed odebraniem jej martwemu wojskowemu. Skierował się znowu do Ivo.
 – Co z łączem? – Spytał, przekazując mu zestaw do pierwszej pomocy. – Dasz radę się pozszywać? Ja przypilnuję otoczenia.

|| W sumie byłbym wdzięczny jakbyś wskoczył na discorda, bo chcę z tobą omówić co dalej @@
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach