Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 29 z 52 Previous  1 ... 16 ... 28, 29, 30 ... 40 ... 52  Next

Go down

Pisanie 09.12.15 3:11  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Pomińcie mnie, bo mój post nic nie wniesie a nie chcę was blokowa. Generalnie Shion dalej siedzi i was podsłuchuje |:
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.16 19:35  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Zimny, przeszywający nieodpowiednio przygotowane do takiej pogody jednostki aż do szpiku kości wiatr lawirował między niezbyt pięknymi, acz stabilnie stojącymi budynkami, ścigając się tak z samym sobą, jak i porywanymi przez siebie, malutkimi drobinkami. Nie była to wielka czy nazbyt satysfakcjonująca konkurencja, lecz swobodnie przemykający obok przeszkód i z łatwością je wymijający żywioł nie lamentował nader głośno, miast tego wykorzystując zaistniałą sytuację do zaszpanowania skomplikowanymi akrobacjami i obdarowywania napotkanych osobników swym chłodnym, nieprzyjemnym dla nich oddechem. Bo skoro jemu przyszło cierpieć z nieuleczalnej, niemożliwej do zanegowania samotności, to oni w zamian dostaną lodowate, gryzące niemiłosiernie w odsłonięte części ciała podmuchy. Z donośnym, wyjącym szumem wiatr zawirował wokół wysokiej, szarej budowli będącej barem, targając mocno po drodze czarną, ciężką peleryną noszoną przez zmierzającą ku wspomnianemu obiektowi kobietę. Niewiasta ta złotowłosa nie zważała na jego upierdliwe, nachalne zaczepki, maszerując przed siebie niezmiennym, bezszelestnym na twardym, popękanym gruncie krokiem. Wyprostowana - nie z powodu przepełniającej duszę dumy, arogancji czy pewności siebie, a od tak, po prostu - postawa przechylała się od czasu do czasu to w jedną, to drugą stronę przez ciężkie, uparte powiewy niematerialnego żywiołu, podczas gdy szkarłatne, nieco wyblakłe - neutralne, bezuczuciowe - spojrzenie skoncentrowane było na budynku, wewnątrz którego będzie mogła sobie wreszcie spokojnie odpocząć po tygodniach żmudnych, ciężkich wędrówek naznaczonych gęstymi opadami deszczu i późniejszych, mroźnych susz.

Podróżowanie przy takich nieprzyjaznych warunkach atmosferycznych nie było niczym przyjemnym, lecz z drugiej strony Karyuu miała już trochę doświadczenia - nabytego w trakcie minionych, długich lat - w przemieszczaniu się po terenach Desperacji. Znalezienie więc dla niej tymczasowej kryjówki po to, aby przeczekać te mocniejsze ulewy bądź zimne, przyprawiające o dreszcze i niebezpieczną hipotermię noce nie było aż tak trudne, jak mogłoby się wydawać. Mimo wszystko dobrze było zatrzymać się w jakimś schludniejszym, porządniejszym i cieplejszym miejscu, w którym to dostać mogła jeszcze coś do jedzenia i picia. Bar nie zachwycał i nie napawał uczuciem niepohamowanego zachwytu - tak i owszem - lecz był najlepszą i najbardziej przekonującą z możliwych, dostępnych opcji na tych szpetnych, uzębionych obszarach. Kolejną był hotel "Czarna Melancholia", jednakże czerwonooka nie przepadała jakoś szczególnie - nie, żeby okazała tę swoją niechęć w jakikolwiek sposób - za licznymi, nadzianymi jednostkami często tam się zatrzymującymi. Jeżeli miała wybierać między tymi dwoma przybytkami, to prawie że natychmiast chwyciłaby za opcję z "Przyszłością". Nie uśmiechnęła się, nie parsknęła dziarsko pod nosem i nie drgnęła nawet na tę ironiczną, jakże sympatyczną nazwę Baru, najzwyczajniej w świecie podchodząc do głównego jego wejścia i zaraz przekraczając obdarty, lecz dalej jakoś się trzymający próg.

Łowczyni weszła do obszernego pomieszczenia o ciemnoczerwonych, poniszczonych ścianach i wypełnionego przy tym dziwnie domową, kojącą atmosferą. No, przeważnie i przy większości jej wizyt tutaj Bar emanował lekkim, przytulnym klimatem, co nie zdarzało się jednak zawsze i przy każdej okazji - jak teraz. Karyuu przechyliła lekko głowę, obserwując ze swojej pozycji w drzwiach sytuację rozgrywającą się przed i za ladą z udziałem dwójki nieznanych jej osób oraz barmana. Nie było jej w tych okolicach od bardzo dawna, toteż nie miała najmniejszego pojęcia o powodzie, dla którego teatrzyk taki miałby się tutaj wyprawiać i odwalać. Nie starała się też bezowocnie domyślać czy zgadywać motywu kierującego tę trójkę - za mało danych i informacji miała, jak również nie obchodziło ją to na tyle, ażeby na siłę kreować w myślach potencjalne scenariusze tej uroczej scenki. Mrugnęła karmazynowymi ślepkami, wybudzając się z bezruchu i ruszając niespiesznie, wolno ku jednemu z najbardziej oddalonych od lady stolików, niedługo później siadając przy nim na jakimś obdrapanym, acz dalej funkcjonującym krześle. Nie miała zamiaru wtrącać się do pogawędki rozmawiającego tria - no chyba, że stanie się coś złego i niechybnie wpełzającego na jej moralny kompan - planując ją po prostu przeczekać i dopiero po jej zakończeniu zamówić dla siebie coś cudownie ciepłego. Mhm, cieplutki napój najlepszy był na pogodę, jaka aktualnie panowała i królowała na zewnątrz, objawiając się lodowatymi, ciemnymi wieczorami i bezlitosnymi, zimnymi podmuchami figlarnego wiatru. Złotowłosa ściągnęła jeszcze z pleców metrową łopatę i położyła ją na lewej stronie obdartego, acz czystego blatu stoliczka - mając w ten sposób łatwy dostęp do tej swojej nietypowej broni - ażeby to umościć się wygodniej na wybranym krzesełku i móc bez większych przeszkód oprzeć się o, cóż, oparcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.16 23:40  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Cieszył się, że pomimo pewnych zgrzytów potrafią przynajmniej udawać zgrany zespół, mieli dzięki temu większą szansę na zadziałanie samą aurą strachu, oszczędzając sobie amunicji. Cyan był jednak gotowy do walki, co lekko niepokoiło Siriona. Czyżby już wszystko obliczył i nie znalazł innego wyjścia? Nie podobała mu się ta wizja, ale zdawanie się na intuicję maszyny nie leżało w jego naturze.
- Wiesz, nie wydaje mi się, by ta ochrona była wystarczająca. Może chciałbyś się o tym przekonać? – rzucił ze złośliwym uśmiechem, choć właśnie bezgłośnie przeklinał we własnej głowie upór rozmówcy. Nie zostawiał mu żadnego wyboru poza tym najbardziej oczywistym, widocznym dla każdego, kto brał udział w dyskusji. – To aż przykre, przedkładać życie dwóch frajerów nad tych wszystkich klientów, którzy przyszli tu odpocząć od codzienności. Mówił ci ktoś, że jesteś bezczelny? – już się nie uśmiechał. Był poważny niczym gruźlica – Za takie wady się płaci. Nie zdziw się, jeśli ktoś wyegzekwuje od ciebie ten dług.
Miał dość tej sytuacji, lokalu, impasu. Im dłużej próbowali negocjować, tym bardziej tracili twarz, tym bardziej ON tracił twarz przed tymi wszystkimi szarymi bywalcami, którzy przysłuchiwali się szczerząc zapijaczone mordy w kpiących uśmieszkach. Drażniło go to.
Nie. Im bardziej o tym myślał, tym pewniejszy był, że na rozdrażnieniu się nie skończy. To był ten rodzaj wkurwienia, który mógł zmyć tylko cudzą krwią.
Pora zacząć tango. Wiedział, że jeśli wyda rozkaz, Handlarz go usłyszy i zrozumie. Dlatego nawet nie zadawał sobie trudu adresowania polecenia.
- Zaczynaj.
To powiedziawszy, wyjął pistolet i strzelił w głowę pierwszemu lepszemu wymordowanemu. Strzelał dalej w tłum, nie krępując się ani trochę liczba ofiar.
- To wszystko jego wina, bo nie zdradził kryjówki dwóch frajerów! Jeśli ktoś coś wie o Fenrirze i Kirinie, może ocali swoją nędzną skórę. Tylko musicie się spieszyć!
Był gotowy w razie zdecydowanej odpowiedzi aktywować medalion.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.16 18:00  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Róża wiatrów wskazuje cztery kierunki świata, istnieją jeszcze cztery kierunki pośrednie, więc dzięki nim kwiat ten posiada osiem idealnie równo dalekich od siebie płatków. Dokładnie w takich samych odstępach znajdują się lufy przymocowane do wielkiej obręczy, rozkładanej dokładnie w momencie przemowy Siriona przez jednego z jego smoków. Calamity swym wolnym od emocji wzrokiem śledził ludzi na sali, a jego górne kończymy zajmowały się bronią mechanicznie, nie musiał wspomagać się do tego obrazem.
Nie miał nic do ludzi, tak długo, jak nie utrudniali oni mu pracy. Nie zastanawiał się nad ich życiem, był androidem, a dla tego rodzaju istot pojęcie to jest tak samo suche, jak matematyczna formułka na deltę. Nawet uszkodzenie systemu nie zmieniło jego pojmowania ceny egzystencji istot myślących. Nie miał więc skrupułów przez rozłożeniem obręczy Halo wokół własnego ciała i wycelowaniem do każdego, kto znajdował się w środku. Nie kierował pocisków w żadne konkretne miejsce ani ku szczególnej osobie, jego broń posiadała lufy skierowane na osiem stron świata, ich kąt mógł być modyfikowany wraz z ułożeniem samej obręczy. Teraz jednak unosiła się ona wokół ciała androida hucząc groźnie mechanicznym dźwiękiem, a sam Chie obserwował ze spokojem pole walki, chwile przed wykonaniem rozkazu.
W jego spojrzeniu nie było nic ludzkiego, w tym momencie był zwykłą robotyczną figurą o określonym zadaniu i celu do wykonania. Wraz z wystrzałem z broni pradawnego, jego własna śmiercionośna zabawka zaczęła miotać pociskami na siedem stron, ostatnia z luf nie wystrzeliła, ponieważ była skierowana w Siriona, a ranienie sojuszników gryzło się logiką funkcjonowania Cyjana. Cztery pociski przeciwpancerne użyte na tak małym dystansie, do tego w zamkniętym pomieszczeniu posiadały niezwykłą destrukcyjność, a to, że ktoś napatoczył się na tor ich lotu wcale nie przeszkadzało, potrafiły przebić się przez ludzkie ciało i zatrzymać dopiero na kilku warstwach ścian. Trzy pociski mniejszego kalibru trafiały ludzi i im podobnych, którzy orientując się w sytuacji szukali drogi ucieczki.
Po trupach do celu, jak to mówią. Czasami nie trzeba nawet szukać swoich ofiar, wystarczy dać znać, gdzie się jest i czekać, aż sami przybędą. Zniszczenie ich baru raczej nie zostanie smokom zapomniane, tak więc mogli być już pewni, że DOGS prędzej czy później zareagują. To był już ich problem, jak późno i jak bardzo na tym stracą.
- Każdy, kto spróbuje uciec powinien pożegnać się z życiem już teraz. - Powiedział sucho, maszerując rytmicznie w stronę drzwi i spoglądając na okna. Zagrodził własnym ciałem przejście i przygotował ręce na wysokości klatki piersiowej, gotowy poza wystrzałami, używać do walki własnego mechanicznego ciała. Pozycja którą przybrał, jasno pokazywała, że wie co robi i nie jest aż tak sztywny, by nie móc walczyć wręcz. - Jedna minuta od teraz milczenia będzie się równać jednemu nowemu trupowi.
Gdy siedem wystrzałów dosięgnęło swojego celu, Calamity zatrzymał obręcz, gotowy do ponowienia serii. Postanowił jednak, że przede wszystkim chcą informacji. To, czy wypuszczą potem kogokolwiek, to już smoków sprawa. Z resztą on sam nic nie wspomniał o pokojowym rozwiązaniu. Teraz, gdy posunęli się do morderstwa, znaczyło najpewniej, że takiej nie ma.
Złote oczy androida błyszczały w półmroku, nie mrugał i nie poruszał buzią, spoglądał jedynie lodowato na wnętrze baru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.16 23:50  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
W ostatniej sekundzie chłopak zsunął się z krzesła i schował pod wadliwej jakości stołem. Ale to powinno kupić mu wystarczająco czasu na skontaktowanie się z Psami. Musiał ich ostrzec o dwóch wariatach w barze. Wariatach i samobójcach. Sam nie jesteś lepszy. Zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu aż ogarną, że jest jednym z DOGS. Powinien już w pierwszej chwili, w której usłyszał wystrzał przemienić się w nietoperza i odlecieć gdzieś daleko od tego miejsca. Kiedy przykładał słuchawkę do ucha, druga dłoń zacisnęła się na chustce. Nie było takiej opcji, żeby porzucił ją. Tak samo jak nieśmiertelnik należący do Wilczura, a który chłodził jego skórę, kontrastując z dotykiem Growa.
- Bar u Boba. Dwóch frajerów szuka Fenrira i Kirina. Mają na nich zlecenie. Robią rozróbę. Niech się trzymają z daleka. – wyrzucił z siebie pół szeptem i rozłączył się, wciskając telefon głęboko w kieszeń. Góra została poinformowana, pozostawało teraz pytanie… co dalej? Bał się. Cholernie się bał. Był tchórzem, o czym świadczyło jego rozdygotane ciało. Ale od kiedy należał do gangu, musiał nauczyć się stawiać czoła niebezpieczeństwu. Raz uciekł i zawiódł swojego przywódcę. Drugi raz tego błędu nie popełni. Wsunął bardziej chustę pod bluzę, by nie rzucała się w oczy.
- Jesteś DOGS. Dasz radę. – wyszeptał do samego siebie, po czym wyskoczył spod stołu i stanął bokiem do jednego Smoka jak i drugiego, znajdującego się tuż przy drzwiach, dzięki czemu nie miał odkrytych pleców ani przed jednym, ani przed drugim.
- Głupi jesteście? – wypalił nagle spoglądając to na jednego to na drugiego. Rozłożył lekko obie ręce na boki, a kąciki ust drgnęły unosząc się w lekko kpiącym uśmieszku.
- Jasne, wybijecie nas. I co dalej? Pomyśleliście o tym? Zamiast używać siły, użyjcie tego. – uniósł palec i postukał się nim w skroń, dając jasną aluzję do czego dąży. - W tym momencie zrobiliście sobie wrogów nie tylko wśród DOGS ale i połowy Desperacji. Myślicie, że ujdzie wam płazem zaatakowanie ulubionego miejsca mieszkańców Desperacji? Niepisanego, neutralnego miejsca, gdzie każdy może przyjść, żeby trochę odsapnąć i zregenerować siły, aby po wyjściu znowu walczyć o przetrwanie? – prychnął cicho, próbując uspokoić oddech i szybko bijące serce. - To tylko kwestia paru minut nim zbiegną się tutaj. Nie DOGS, a desperaci. Wściekli. Banda wściekłych wymordowanych. Sądzicie, że wygracie z taką chmarą? Zaraz Ci, co zostali w barze rzucą się na was. Czego jest więcej? Waszej amunicji czy waszych nowych wrogów? – uśmiechnął się lekko, zerkając nieco nerwowo po całej Sali.
- Swoja drogą, na co liczycie? Że ktoś sypnie? Nie rozśmieszajcie mnie. Po pierwsze – wyciągnął dłoń z jednym palcem. - To teren DOGS. Po drugie, większość osób tutaj, chociaż nie należy do gangu jest im wierna, po trzecie, wolą dostać kulkę od jakiś przydupasów niż spotkać się z gniewem Wilczura, a po czwarte i najważniejsze… – rozłożył obie dłonie na boki w geście zrezygnowania. - Nikt nie wie gdzie jest kryjówka. Cokolwiek nie zrobicie to i tak nie uzyskacie tych informacji. – oprócz mnie. Oczywiście nie zamierzał nikogo zdradzać. I tak z wielkim trudem zaczął odbudowywać powoli ich zaufanie do siebie. Przez cały czas uważanie obserwował dwójkę. Jeśli któryś zrobić gwałtowny ruch, lub próbował strzelić, Shion posłał go na ścianę bądź inny mebel za pomocą silnego podmuchu wiatru. Póki co wolał jednak spróbować w miarę pokojowej taktyki.


// Swoją drogą piszcie ile amunicji zużywacie i ile wam została, bo zaraz wyjdzie, że macie nieskończoną jej ilość a to trochę nie fair.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.16 2:53  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Gdyby Karyuu była zupełnie inną osobą bądź posiadała charakter kompletnie różniący się od swojego obecnego - który to kształtowany i modelowany był przez długie, niezbyt łaskawe dla złotowłosej lata  - to zapewne albo westchnęłaby ciężko oraz z umęczoną nutą, albo też poczęłaby kląć siarczyście w odpowiedzi na ten brutalny, kłopotliwy i niechybnie niszczący rozwój panującej w i tak już podniszczonym Barze sytuacji. Zamiast tego, jednakże, szkarłatnooka kobieta - dostrzegłszy ruch jednego z trzech rozmówców polegający na dobyciu broni i chwilę później wystrzeleniu z niej porządnej salwy do zdezorientowanego z początku i definitywnie zaniepokojonego, wręcz spanikowanego następnie tłumu - ustawiła się i przechyliła tak, aby kilkanaście person przed nią robiło dla niej za żywą tarczę. Na całe swoje porypane i chwiejne szczęście usadowiła swoje szanowne cztery litery przy stoliku najbardziej oddalonym od głównej lady, co zapewniło jej małą - ale zawsze! - ochronę i możliwość ciut lepszej, sprawniejszej reakcji na to, co działo się tam z przodu - jako że miała doskonały na nich widok i przez odległość ułamki więcej sekund na podjęcie jakieś akcji. Dodatkową pomocą było tu z pewnością to, że czerwone ślepka niewiasty nie odrywały się od rozgrywającej się przy kontuarze scenki. Uniknięcie rozszalałego, toteż, i chaotycznego natarcia dziwnego osobnika nie było wcale aż takie trudne, co jednak nie oznaczało, że wszystko przebiegło gładko i wyśmienicie - oj nie! Huki i dźwięki wystrzałów spowodowały, bowiem, lekkie spięcie się wszystkich praktycznie mięśni Karyuu, która mimowolnie i wbrew własnej woli przypomniała sobie - tak, fotograficzna pamięć potrafi być piekielnym utrapieniem - swojego starego, bezwzględnego i bezlitosnego partnera preferującego właśnie broń palną.

Odsunęła uparcie te niechciane, jakże toksyczne myśli i wspomnienia na bok, koncentrując się w pełni na czasie teraźniejszym i obecnych wydarzeniach - to teraz było najważniejsze i najbardziej istotne, nie duchy, zjawy i straszliwe zmory przeszłości. Tym bardziej, że po pierwszym ataku nastąpił drugi, który wyprowadzony został przez posiadającego lodowate, bezduszne oblicze cyborga. Złotowłosa czym prędzej i bez chwili bezsensownego, mogącego przynieść jej kościaną zgubę zastanowienia zsunęła się - łapiąc po drodze za wierną łopatę - zgrabnie, szybko z krzesła na ziemię, przyklejając się praktycznie do twardego, wydeptanego podłoża i w tej najkorzystniejszej aktualnie pozycji przeczekując dziki, metalowy sztorm przewalający się hucznie przez budynek Baru. Nieład zasiany został na tutejszych polach, przynosząc z sobą potoki lepkiej, metalicznej w zapachu czerwieni i kakofonie płaczliwych, żałosnych jęków poszkodowanych istot. Kiedy Chaos względnie się już uspokoił, Karyuu wypuściła przez usta powietrze - wolno, w pełni kontrolowanie - które zdawało się utknąć na tych parę marnych, katastroficznych sekund w zastygłych płucach. Zastanawiała się przy tym, cóż też powinna teraz uczynić i zrobić wobec takiego porąbanego, kłopotliwego zdarzenia, w które weszła lekko i z gracją dzięki towarzyszącemu jej wiecznie oraz wszędzie 'Cudownemu Szczęściu'. Z jednej strony łaknęła chronić niewinnych za wszelką cenę, z drugiej potwory tu przesiadujące mają tyle wspólnego z cnotliwością ile ona z bezgraniczną, wesołą radością - kto wie, może pośród tego zbiorowiska jest nawet ten przeklęty, pożal się Merlinie Wymordowany odpowiedzialny za śmierć Giri'ego?

Hah, kogo ona próbuje oszukać? Wymówki, wymówki! Nie każdy tu chciał stać się demonem w ludzko-zwierzęcej skórze; nie każdy chciał stracić to jakże cenne, wartościowe człowieczeństwo; nie każdy pisał się na los wyklętej bestii, a jednak takim został obdarowany. Chwila, mowa była o nich? Czy o niej? Dawno, dawno temu roześmiałaby się z tych myśli głośno i niekontrolowanie, teraz po prostu podniosła się do przykucnięcia na jednym kolanie i zwróciła swoje oczka barwy krwi - której pełno było w tym momencie na podłodze, ścianach, a nawet suficie - w kierunku dwójki brutalnych rozrabiaków. Tyle zachodu, tyle zniszczeń i tyle śmierci z powodu informacji dotyczących dwójki osób? Wychodziło na to, że wartość życia - nie ważne już czyjego - nie podniosła się ani troszeczkę pod jej nieobecność - a szkoda. Zobaczywszy jedną z dzielniejszych w tej chwili istotek zwracającą się długim monologiem do pary szaleńców, Karyuu przechyliła delikatnie głowę, ignorując wymykające się spod jej głębokiego kaptura pasmo jasnych włosów i obserwując uważnie nowy rozdział piszącej się tu opowieści. Na razie nie interweniowała, nie wtrącała się, miast tego patrząc tylko z daleka - z w miarę bezpiecznej odległości - i prześlizgując bacznym wzrokiem po reszcie przebywających tu person. Najwięcej uwagi, naturalnie, poświęcała głównym bohaterom spektaklu, będąc przy tym przygotowaną do ewentualnego uniku czy podjęcia się innych koniecznych do przeżycia lub pomocy komuś czynności. Co będzie dalej? Zobaczymy!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.16 1:21  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Kiedy Shion wyskoczył przed stół i zaczął ich pouczać, Sirion spojrzał na niego z prawdziwie wielkim zdumieniem. Nie mógł uwierzyć, że to chuchro właśnie próbowało się im przeciwstawić. Niczym w kiepskiej komedii, której zakończenie jest doskonale znane każdemu widzowi. Patrząc na twarze wszystkich zgromadzonych w jego polu widzenia, odnosił wrażenie, że oni również nie spodziewali się takiego obrotu spraw.
Kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, tyradę członka gangu przerwał paskudny rechot, którego źródłem był nie kto inny, jak Sirion. Śmiał się z absurdalnych słów wymordowanego. Przyjdą? To się ich zabije, nie widział w tym wielkiego problemu. Ludzie nie byli nieustraszeni, nawet ci żyjący w ciężkich warunkach Desperacji. Gdyby zobaczyli taką ilość trupów, jaka powstaje po kilku salwach Cyana, odpuściliby. A wtedy jedynymi atakującymi zostaliby członkowie DOGS. Czyli dokładnie tak, jak się tego spodziewał Pradawny.
Kiedy przestał się śmiać, zakaszlał i spojrzał bezczelnie na młodego wymordowanego. Oceniał jego postawę, budowę ciała i sposób, w jaki mówił. Szukał słabości potencjalnego wroga, choć wyszczekany smarkacz nie wyglądał na kogoś, kim warto przejmować się dłużej niż pięć minut.
- Lubisz wyliczanki, młody? Też mogę się w nie pobawić. A więc po pierwsze – odgiął pierwszy palec wolnej ręki – DOGS nie jest jedynym gangiem w Desperacji, no i słyszałem że ma sporo problemów z Kocurami. Wiec obrona terytorium nie jest ich najmocniejszą stroną. – zmrużył oczy i odgiął drugi palec – Po drugie, jeśli jesteś pewien wierności kogokolwiek spoza gangu, to nie wróżę ci długiego życia. – uśmiechnął się złośliwie i odgiął trzeci palec – Po trzecie, gniew Wilczura – Sirion zadał sobie trochę trudu by tytuł przywódcy gangu zabrzmiał wystarczająco pogardliwie – nie sięga wszędzie i nie wytropi każdego. A lepiej mieć szansę na ucieczkę, niż ginąć na miejscu. I wreszcie po czwarte – odgiął czwarty palec, przestając się uśmiechać – Nikt nie wie, mówisz? A może ty wiesz, tylko nie chcesz się przyznać? – Szczeniaku, dodał w myślach. Nie musiał zniżać się do obrażania przeciwnika.
Nie podobała mu się pewność młodego Psa. Z pewnością coś ukrywał, ale Daniel nie zamierzał bawić się w wymyślanie ukrytych spisków. Po prostu przesunął trochę rękę z bronią i strzelił chłopakowi w kolano. A przynajmniej spróbował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.16 12:22  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Wszelkie próby przemówienia do rozumu istocie, która nie jest człowiekiem zazwyczaj nie kończą się sukcesem. Jakkolwiek wielkie nie byłoby emocjonalne podejście do sprawy przez Shiona, nawet jego najmocniejsze starania zostały spłaszczane do poziomu zwykłego przekazywania treści, która to Calamity odnotowywał, przetwarzał i ewentualnie decydował się na odpowiedź, jeżeli byłoby to potrzebne.
Minimalnie przekrzywił głowę łapiąc ostrość na osobę, która postanowiła pomimo ich przedstawienia wypełznąć ze swej jamy i w akcie jakiegoś napływu odwagi zacząć pouczać osoby, które także i do niego celowały gotowe wystrzelić w każdym momencie. Gdyby jego mimika przypominała bardziej ludzką, najpewniej uniósłby brwi z kpiącym niedowierzaniem, lecz twarz Cyjana pozostała niewzruszona tym, co starał się im przekazać młody chłopak.
Mechaniczna obręcz zaczęła przemieszczać się z mechanicznym szczękiem wewnętrznych trybików co sekundę do momentu, gdy zatrzymała się na jedynym dziale, które we wcześniejszej salwie nie wystrzeliło.
- 60. - Oznajmił pustym głosem, którego brzmienie zagłuszył dźwięk pocisku przecinającego powietrze, by ugrzęznąć pomiędzy oczami jakiegoś desperata wychylającego się znad stołu.
To była jego odpowiedź na przemowę, której fragmenty dalej huczały w głowach pozostałych zebranych.
Od kiedy bowiem ofiary mogą dyktować oprawcom, co Ci powinni robić? Nie ma na to zezwolenia, każdy jednorazowy bunt czy próba odmowy spełniania warunków smoków będzie się kończyć w taki sposób, jaki oni sobie założyli.
Głowa androida powędrowała ponownie na pierwotne miejsce. On nie miał zamiaru dawać szansy zakładnikom, by mogli popisać się oratorsko, ale jeżeli Sirion miał na to ochotę, nie ingerował.
Zaczynała się jednak kolejna minuta, a rytmiczny odgłos wydobywający się z wnętrza Halo przypominał o tym każdemu znajdującemu się w środku baru. Czas mijał, za kolejne sześćdziesiąt stuknięć mechanizmu kolejna osoba padnie trupem i swa krwią podpisze dzieło smoków, jakim było to pobojowisko.
Jesteś pewny, że masz teraz czas na takie przemowy, chłopcze?
Chciałoby się rzec, lecz głos Cala nie wydobył się z jego mechanicznych strun głosowych. Jedyną osobą, na której takie słowa mogłyby zrobić wrażenie był pradawny, lecz ten wyraźnie dał znać, co o nich sądzi. Niech od tego momentu rozgrywa się powolna egzekucja. W końcu każde wielkie wydarzenie potrzebuje męczenników, prawda?
Reszta ugnie się niedługo potem.


Ilość pocisków piszę w postach, ale dla pewności, na chwilę obecną użył 8.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.16 21:41  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Nie rozumiał. Naprawdę nie rozumiał, jak ktoś, kto zamierza upolować członków DOGS może odznaczać się aż taką ignorancją. Jasne brwi uniosły się w geście zaskoczenia znikając pod nierówną, rudą grzywką, która swobodnie opadała niemal na jego oczy. Nie wiedział czy roześmiać się czy też złapać za głowę i pokręcić z niedowierzenia, ale zamiast jakiejkolwiek emocji, z wymalowaną beznamiętnością przesunął spojrzeniem to na jedną osobę, to na drugą, koniec końców zatrzymując spojrzenie spokojnych oczu na bardziej rozmownej personie.
- Ty tak na poważnie? – zapytał cicho, ledwo słyszalnie. - DOGS nie istnieje od roku. Ani od dwóch lat. Pięciu, dziesięciu czy pięćdziesięciu lat. Tylko znacznie dłużej. I jakoś do tej pory trzymają się nieźle, żeby nie powiedzieć, że bardzo dobrze. Jasne, że na Desperacji jest wiele pomniejszych gangów, ale wiedzą, że gdy tylko się wychylą, to ich głowy są tępione przez kły Psów. I nawet Kocury do tej pory nie zagroziły im jakoś mocno. – przez piegowatą twarz przebiegł cień uśmiechu. Kto jak kto, ale Shion najlepiej orientował się w sytuacji na linii CATS – DOGS. Ale akurat tym faktem nie zamierzał się z nikim dzielić, no, za wyjątkiem Wilczura.
- A drugie ściśle wiąże się z trzecim. Wierz mi, Wilczur jest w stanie wytropić każdego wroga czy zdrajcę gangu. Prędzej czy później go dorwie. I nie odpuszcza nikomu, nawet takim zachlejmordom z baru. Powinieneś o tym wiedzieć, skoro chcesz dorwać członków DOGS. Bo inaczej to tak, jakbyś rzucał się z motyką na słońce. – pokręcił lekko głową i uniósł obie dłonie do góry, splątując je na tyle swojego karku, co nadało mu niezwykle lekceważącą postawę. Ale były to jedynie złudzenia. Ciągle uważnie obserwował dwójkę agresorów.
- Cóż… nie wiem. Nie mam pojęcia gdzie znajduje się kryjówka DOGS – dodał po chwili dochodząc do wniosku, że to będzie koniec ich przyjemnej konserwacji na całą wieczność. Domyślał się, że nie pozwolą mu odejść ot tak i raczej będzie zmuszony wywalczyć sobie drogę ucieczki. Problem był jednak taki, że nie miał ochoty wdawać się z nimi w bezpośrednie starcie, dlatego też uderzył nogą w drewnianą powierzchnię. W czasie jednego uderzenia serca, dookoła niego zerwał się silny podmuch wiatru zgarniający ze stolików szczątki kufli, talerzy oraz wszystkie inne rzeczy, które nie ważyły więcej jak pięć kilogramów. Shion spojrzał w stronę wyjścia i przygryzł dolną wargę nieco podenerwowany. Musi najpierw pozbyć się tego ludzkiego czołgu, żeby móc swobodnie uciec z baru i skierować swoje kroki z dala od tej dwójki, która i tak zacisnęła już pętle dookoła swoich gardeł. Machnął ręką robiąc pół koło w poziomej pozycji, a silny podmuch wiatru uderzył w androida. Być może nie zadał mu jakiś szczególnych ran czy też obrażeń, nawet to nie było celem Shiona, ale uderzenie powinno być na tyle mocne, żeby wywalić go na zewnątrz wraz z drzwiami. A to powinno kupić rudowłosemu tyle czasu, by mógł uciec. Nie zwlekając zbyt długo, puścił się pędem w stronę drzwi z zamiarem przeskoczenia przez zapewne (oby) leżącego androida i uciec z baru.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 3:05  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Sytuacja, jaka rozwinęła się w tym przytulnym, będącym ostoją spokoju dla wielu wyrzutków przybytku nabierała coraz to szybszego i prędszego tempa, które już niedługo dobrnie do wysokiego szczytu; niechybnego, pewnego końca. Epilogu kasującym i wymazującym wszelkie dobre, miłe wspomnienia związane z tym lokalem oraz pozostawiającym po nim kwaśne, nieprzyjemne uczucie w sercu - a przynajmniej tak sprawa będzie się miała w przypadku person uczestniczących w tej chorej, chaotycznej strzelaninie pełnej jęków i żrącego dusze strachu. Ci, z kolei, którzy nie mieli sposobności ujrzeć tego swoistego przedstawienia na własne oczy będą próbować dojść do tego, co tu się stało i stworzą miliony nierealistycznych, poprzekręcanych plotek dotyczących odwiedzin Smoków w zniszczonym, podziurawionym kulami i poplamionym gęstą posoką Barze. Opowiastki i historyjki przypadkowych przechodniów czy wścibskich gaduł miały to do siebie, że zawierały w sobie marne, maluteńkie ziareneczko prawdy - niczym legendy krążące pośród bogatych kultów przez długie, ciągnące się wieki i przez te chwiejne dekady niejednokrotnie zmieniane, zaginane pod kątem religii lub poglądów akurat w danym państwie panujących. Karyuu odetchnęła lekko, płytko, zastanawiając się przelotnie nad tym, jakie to o niej słowa padają w gronie Łowców czy innych ugrupowań - jeżeli w ogóle ktoś o niej jeszcze pamięta i rozmawia, kichać już dawno nie kichała - zaraz jednak odstawiając te trywialne, niepotrzebne zagwozdki na bok i skupiając się w pełni na sytuacji królującej w przybytku, w którym to aktualnie się znajdowała.

Dostrzegłszy pełne zainteresowanie dwójki szaleńców malutkim chłopaczkiem - co o wiele gorzej brzmiałoby wypowiedziane na głos i na szczęście pozostało wyłącznie w główce czerwonookiej - ex-Łowczyni zacisnęła mocniej palce lewej ręki na ukochanej, wiernej łopacie, podczas gdy druga dłoń sięgnęła do jednej z kieszonek ciężkiego, podróżnego płaszcza - dokładnie do tej, w której schowana była specjalna, magiczna wręcz zapalniczka. Pochwyciła wspomniany przedmiot i poczęła powoli, niespiesznie pstrykać tak, aby przebudzać niewielki, kołyszący się nerwowo płomyk. Robiła to przy tym tak, ażeby to ogienek ten skromny niewidoczny był dla rozmawiającej i później walczącej trójki - tsk, dwóch na jednego - zatrzymując się na drugim odpaleniu i z trzecim wyczekując na odpowiednią, idealną okazję. Wzroku szkarłatnych ślepi nie spuszczała z dwójki przyszłych przeciwników - podjęła już swoją decyzję, heh - w każdej chwili będąc gotową do ewentualnej ucieczki, odwrotu bądź szybkiego uniku. Nie zamierzała tutaj ginąć - zrobi wszystko, aby się obronić i wyjść z tego względnie w jednym kawałku - ale też nie planowała pozostać kompletnie bezstronną w przypadku takich niehonorowych, podłych okoliczności. Nie wspominając o tym, że ta jakże urocza parka i tak nie wyjdzie z tego Baru bez pozyskania chcianych informacji, w razie konieczności dla ich zdobycia wybijając wszystkich tu obecnych gości. Mrugnęła, nie uśmiechając się i nie zmieniając bezuczuciowego wyrazu twarzy, decydując się wystrzelić kulkę ognia prosto w twarz Siriona w chwili, kiedy ten najbardziej skupiony będzie na tym, co wyczynia Shion. A po tym... po tym wyskoczy przez najbliższe okno lub dziurę - to pierwsze rozbijając swoją nietypową bronią - lądując zgrabnie po drugiej stronie i rzucając się do biegu w kierunku bezpiecznego miejsca. Była blisko ściany, więc nie powinno to być nazbyt trudne, lecz jeżeli zobaczy, że Pieskowi nie udało się umknąć z tego cudownego przybytku, to zostanie w środku i postara się coś więcej tutaj zdziałać. Winny, niewinny... granie dwóch na jednego zasługuje na wtrącenie się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 21:01  •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
Niewrażliwy na żadne bodźcie, swoim zimnym spojrzeniem obserwował cały czas wnętrze baru. Nic nie umknęło uwadze jego czujnych, sztucznych oczu, które nie miały tych samych wad co ludzkie, jak chociażby powidoki, rozmycie spojrzenia gdy spoglądał na boki. Analizował każdy dźwięk i pozwalał systemowi na bieżąco oceniać stopień zagrożenia. Mordercza obręcz tylko czekała na wystrzelenie kolejnej salwy, śmiercionośne osiem pocisków czekało na jeden niewłaściwy ruch kogokolwiek, by zostały automatycznie w jego kierunku wystrzelone. A takich ruchem byłaby chociażby próba ucieczki. Dzięki temu, że stał przy drzwiach, miał dobry widok na całą resztę sali, innymi słowy, zlikwidował martwe punkty za sobą, reszta była już pod jego kontrolą.
- Jesteś całkiem odważny, jak na człowieka swojej postury. Niemal dostrzegam podwyższoną temperaturę twojej krwi, kiedy starasz się powstrzymać drżenie głosu. - rzucił obojętnym tonem Calamity, nie spoglądając nawet na chłopaka, lecz to oczywiste, że zwracał się do niego. - Prawie jakbyś miał pewność, że cokolwiek się stanie, masz za sobą poparcie... ale raczej nie klientów tego baru.
Gdyby nie to, że jego twarz w stanie spoczynku wyrażała neutralność, popatrzyłby z pogardą na skulonych w swych kryjówkach ludzi. Nie chciał jednak marnować teraz energii na niepotrzebne gesty. Jego wzrok wyrażał jedynie nieprzenikniony chłód niemożliwy do zmienienia.
Nie musiał kończyć swojego zdania, by nakierować myśli pradawnego na to, co pojawiło się w jego systemie. Komunikat od pewnego momentu informował go, że osoba, na którą spogląda poprzez swoje zachowanie i ton zdaje się coś ukrywać. Czysta analiza, która dla maszyny nie była tak trudna, jak dla człowieka.
- Łasico, wedle moich informacji zebranych w trakcie tej wymiany zdań pomiędzy tobą, a owym człowiekiem, mogę z dużą dozą pewności stwierdzić, że ma on lub miał kontakt z kimś z gangu, co za tym idzie, może być źródłem informacji. - Mówił mechanicznie. W tym samym momencie, jego ręka powędrowała ku górze, gdyż 'kątem' oka dostrzegł coś niepokojącego.
Nie poruszył ustami, lecz z jego wnętrza, wydobył się komunikat:
- 60.
Pocisk z aureoli wystrzelił, trafiając jednego z gości baru, który jeżeli nie umarł od razu, to wykrwawi się w przeciągu kilku chwil. Rozmowa nie przeszkadzała mu jednocześnie sprawdzać czasu, a androidy nie miały w zwyczaju zapominać tego, co postanowiły.
Nie było to także przeszkodą, do zakończenia unoszenia do góry ramienia, co zaczął już chwilę wcześniej. W tym momencie dostrzegł już, że coś niedobrego dzieje się z powietrzem. Jeżeli zdążył, użył pola antygrawitacyjnego wokół swojego ciała, które powinno zupełnie wykluczyć działanie wiatru na jego ciało.
Nawet jeżeli jednak nie udało mu się to, ponownie odezwał się jego zimny, mechaniczny głos.
- Głupcze, zmuszając powietrze do poruszania się z taką siłą odbierasz sobie samemu tlen. Twoje płuca zapadną się, kiedy ciśnienie wokół twojego ciała gwałtownie zmieni swoją wartość. - A na maszyny to przecież nie działało. Chie nie potrzebował tlenu do funkcjonowania, nie posiadał nawet płuc. Czyste prawa natury, zjawisko takie samo, jak w przypadku silnego wiatru, kiedy osobie poruszającej się w takim, zaczyna odbierać oddech.
Inna sprawa, że taka siła równie dobrze rozwali wnętrze baru, jak i zapewne jego ściany, które szczególnie sile nie są.


Pociski: 9/20
Ramiona Horizon: 1/3, jeżeli udało się ich użyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 29 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 29 z 52 Previous  1 ... 16 ... 28, 29, 30 ... 40 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach