Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Spierdoliła w kierunku Los Angeles. Proponuję dać jej trochę intymności.
Pomógł mu wstać, ale kiedy ten nadal znajdował się niebezpiecznie blisko, równie niebezpieczne okazały się myśli Growlithe'a, które w pierwszej kolejności skomentował wysokim uniesieniem brwi. Co ta mała biała kanapa planowała tym razem? Chciał go opieprzyć za niewiarę? A może za to, że tak ślamazaczył się z „pomocą”? Zmrużył nagle ślepia. Z niechęcią powiódł wzrokiem za krwistym spojrzeniem Nathaniela i aż jęknął, czując nadchodzącą burzę.
Tylko nie to-o-o-ffd-o. Nogi mu się poplątały, ale zapanował nad ciałem. Z lekkim potknięciem na początku, resztę drogi przeszedł już grzecznie, błądząc wzrokiem (wzrokiem pełnym cierpienia) po plecach Levittouxa, jakby to na nich miała się wymalować jakaś dobra część wypowiedzi, która pozwoliłaby Wilkowi udobruchać swojego przełożonego. No tak. Czego on się spodziewał? Że Nathaniel będzie miał mu coś do zarzucenia i tym czymś będą ręce, które zarzuciłby mu na szyję z piskiem szczęścia? Już pomijając całkowicie fakt, że anioł nigdy nie cieszył się na jego widok: według Growlithe'a wystarczyło teraz zwykłe „dzięki, plebsie, możesz odejść~” Był zdrowy? Był. To w czym znowu problem?
Zaczyna się.
Przewrócił oczami słysząc psią komendę.
Naprawdę nie trzeba ― zaczął mozolnie głosem karanego nastolatka, który znów wrócił zbyt późno z ostatniej imprezy, w dodatku uchlany w trzy dupy. Po co Nathaniel się na niego gniewał, skoro doskonale go znał? Nie szczędził na nim nerwów, choć o wiele łatwiej byłoby, gdyby to wszystko zignorował. Ile razy Growlithe pokazywał mu się w podłym stanie? Bywały momenty, gdy wyglądał znacznie gorzej niż dziś. A jednak wiecznie kończyło się tak samo. Niezadowolenie ze strony Levittoux'a i jego cierpiętnicza postawa, gdy kolejny raz naklejał plaster na obite kolano.
Nie potrzebuję tej szopki.
„I zdejmij to”.
Nath, ja nie...
Nathaniel i jego szeroko pojęta aura wyjebania właśnie wyszli pod rękę z pomieszczenia. Rozmowa z nim porównywalna była do pogawędki z nogą od stołu. Równie fascynująca. Growlithe uchwycił jeszcze skrawek jego ubrania, nim całokształt zniknął za ścianą, którą w myślach białowłosy zdążył zwyzywać parę razy. Od wszystkiego. Od skurwieli, po dupków, na łajzach kończąc. Sięgnął zdrową ręką za siebie, chwytając ciemny materiał w palce i ściągnął go przez głowę. Twarz chwilowo wykrzywiła się w bólu. Poczuł nieprzyjemne uczucie, gdy koszulka odlepiała się od rozoranego ramienia, ale przyjemny chłód ogarniający  miejsce prędko to zniwelował. Usiadł na brzegu łóżka polowego, odkładając brudny t-shirt na ziemię, akurat w chwili, kiedy Nathaniel postanowił wrócić.
Witaj, wiecznie obojętna mordo.
Głowa Growlithe'a opadła nieśpiesznie na bok, podczas przyglądania się, jak Levittoux sięga po jakąś buteleczkę ― trutka na szczury? Sól w płynie? ― i zaraz kieruje się ku niemu. Powinien w tym momencie rozłożyć ramiona i szepnąć wzruszenie: „come to me, my son!” W istocie prawie nie drgnął. Odczekał dzielnie, aż Nathaniel stanie nad nim, by od razu utkwić dwukolorowe spojrzenie w twarzy stróża. Ogon mimowolnie poruszył się, prześlizgując się w wężowym geście po łóżku.
Teraz będziesz moją pielęgniarką?
Uśmiechnął się tak, jak to tylko on potrafił. Czyli krzywo i ogółem jakoś niezbyt majestatycznie, z tą odrobiną drwiny i rozbawienia. Taki stan rzeczy nie utrzymał się jednak zbyt długo. Twarz nabrała ostrzejszych rysów, a sam Growlithe z lekka spoważniał. Najwidoczniej piesek nie cieszył się już na widok pana.
Nie jesteś zły?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Growlithe zdążył w międzyczasie pozbyć się koszulki. I dobrze, bo Nath nie miał ochoty mu w tym pomagać. W końcu nie brał pod opiekę sześcioletniego dziecka, a całkiem wyrośniętego kundla. Nachylił się nad nim i bez słowa, dokładnie zlustrował rozoraną przestrzeń. Co tu dużo mówić, bark chłopaka wyglądał okropnie. Zresztą czego innego spodziewać się po Wo`olfie? W końcu kiedy już postanowił sobie coś zrobić, szedł na całość. Anioł odłożył bandaże na łóżko i odkręcił trzymaną butelkę.
"Teraz będziesz moją pielęgniarką?"
Podniósł spojrzenie.
Teraz?
- Najwyraźniej - odparł rzeczowo, bez żadnego przejęcia. Bo czym niby miał się przejąć? Tym, że został potraktowany żeńską nazwą zawodu? Nonsens.
W każdym razie postanowił zabrać się za przemywanie rany. No wreszcie. Delikatnie chwycił ranną rękę i przesunął ją tak, żeby oszczędzić pościeli kolejnych wstrząsających przeżyć – wystarczyło, że została zakrwawiona przez skarpetkę albinosa i obdrapane kolana Ev. Zaraz też polał się strumień chłodnej wody, zmywając nadprogramową krew z okolic rannego miejsca oraz oczyszczając samą ranę. Magia. I co z tego, że teraz, zamiast na łóżku, woda lądowała na dywanie? I tak był już urąbany zwierzęcą krwią. Po doszczętnym opróżnieniu plastikowego zbiornika Levittoux jeszcze raz krytycznie przyjrzał się barkowi towarzysza. No, względnie to jakoś zaczynało wyglądać. Pomijając to całe krwawienie i ubytek w strukturze skóry, jego podopieczny wyglądał zdrowo, jak zmutowany szczupak z przydrożnej kałuży! Rozwinął kawałek bandaża i przystąpił do wykonywania tajemnej sztuki znanej jedynie Zawodowym Owijaczom z Dalekiego Wschodu. Jedziem na choineczkę! Dookoła, w dół po skosie, w górę po skosie, w dół po skosie… Rolka materiału sprawnie śmigała w tę i z powrotem, zakrywając coraz większą przestrzeń.
Słysząc kolejne pytanie, Nathaniel podniósł spojrzenie znad ramienia wymordowanego, nie przerywając jednak ani na chwilę pracy. Zlustrował twarz podopiecznego, po czym bez słowa wrócił do dokładnego opatrywania ręki. Nastąpiło parę sekund ciszy, w czasie której to mogło zdawać się, iż Nath nie ma najmniejszego zamiaru udzielić odpowiedzi.
- Nie. Zdaję sobie sprawę, że możesz ulegać ludzkim pokusom. Nie mogłem zaakceptować jedynie twojej samowoli.
I tyle. Żadnego "tak, jestem śmiertelnie urażony, już więcej ze sobą nie rozmawiamy" ani "nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będę mógł spojrzeć na ciebie w taki sam sposób jak do tej pory”. Nie było co liczyć także na wyliczankę brazylijskich imion czy też ciskanie przez pokój lampami pełnymi wyrzutu. Nic.
Bandaż został jeszcze kilka razy owinięty w miejscu trochę powyżej łokcia Jace’a i… białowłosy uświadomił sobie, ze nie przyniósł nożyczek.
- Mógłbyś? – nie czekając na odpowiedź, wcisnął rolkę w dłoń  towarzysza.
Bez słowa wylazł do kuchni, by za chwilę wrócić z nożyczkami i dokończyć swe dzieło. Pięknie. No tak profesjonalnie zabandażowanej ręki to nie widział… chyba od czasu, kiedy ostatnio bandażował Wilczurowi tę część ciała. Nie ma to jak różnorodność w pracy, życiu i ogrodzie. W sumie Nath jako stróż nie miał na co narzekać – nieustannie mógł spełniać się zawodowo. Czyż to nie cudowne?
Po chwili milczenia anioł ostatecznie postanowił otworzyć gębę. Tak sam z siebie. Ludzie, chyba mamy przełom!
- Masz jakieś plany?
A co, chcesz zaprosić go na randkę? Zabierz go na romantyczną kolację we dwóch – tylko wy, powoli zachodzące słońce i radioaktywne świerszcze. Ten pomysł z pewnością przypadnie mu do gustu!


Ostatnio zmieniony przez Nathaniel dnia 10.06.14 20:42, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odwrócił zażenowany wzrok, czując na sobie taksujące spojrzenie opiekuna. Od kiedy tylko sięgnąć pamięcią to on zawsze wpadał pod każdy buldożer, a później brudził czerwienią białe koszule Nathaniela, nie racząc ani przeprosić, ani podziękować. Jak zawsze w takich sytuacjach cichł, aż miło, bo przecież doskonale znał to uczucie. Nóż w plecy. Pod opiekuńczą warstwą nakładanej na siebie maski krył się ogrom zirytowania i wiecznych obelg skierowanych prosto na niego. Liczył się z tym, ale osobowość wyrywała nad chęcią zaimponowania Nathanielowi. Pozostało więc mu tylko siedzieć i czekać z miną besztanego nastolatka, aż rana przestanie prezentować się tak potwornie.
Syknął krótko i mdło, gdy ramię oblano wodą, ale nie skomentował zabiegu choćby półsłówkiem. Marszcząc brwi przyglądał się ścianie chaty, prawdopodobnie nawet nie interesując się tym, co się teraz z nim dzieje. Na dobrą sprawę Levittoux mógłby włożyć mu w obrażenie kulę armatnią, a Growlithe nawet by się nie zorientował, święcie przekonany, że to co robi Nathaniel jest w tym momencie priorytetem najwyżej wagi. A skoro miałby mieć osiem kilogramów żelastwa pod naskórkiem ― cóż, on tu jest lekarzem, tak?
Jonathan przewrócił lekceważąco oczami na dźwięk jego kolejnych słów. „Ludzkie pokusy”. Pierdolenie. Kto dziś nie chce seksu? Wymordowany zamrugał nagle i potrząsnął lekko głową, wyrzucając te myśli. Nie, cholera. Nie o to mu wcale chodziło. To znaczy... o to, jasne, że o to, ale nie do końca. Nie takim kosztem, nie tak prędko. Poczeka jeszcze pięć lat... może dziesięć... góra siedemset. Może po jakimś czasie zmieni się na tyle, by...
„Mógłbyś?”
A kiedy on nie może?
Trzymał rolkę bandaża jak artefakt samego ― świętej pamięci ― Tutenchamona, aż do powrotu anioła. Niby nadal sunął wzrokiem gdzieś między ścianą, sufitem, a podłogą, ale obecność Levittouxa była idealnie przez Growlithe'a wyczuwalna i bez konieczności wgapiania się w niego tymi swoimi błyszczącymi gałami psiska. Wcale nie poczuł się lepiej. Niby spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi Nathaniela, ale czasami faktycznie lepiej byłoby, gdyby wzbudzić w nim ten młodzieńczy, pełen rewelacji bunt. Zadrasnąć podstawę konstrukcji stoicyzmu i sceptycyzmu... Grow nagle zerknął w jego kierunku i to tak, jakby usłyszał co najmniej: „że niby w środę gra Real Madryt? Też lubię żelki gumisie.”
Przeżyć i się nażreć. Kolejność nieobowiązkowa ― burknął pod nosem bez chwili namysłu. W tym samym momencie pochylił się do przodu, opierając się o brzuch i tors mężczyzny. Wtulił policzek w jego koszulę, przymykając oczy i wydając z siebie cichy, bliżej niezidentyfikowany odgłos – coś jak zmiksowanie mruczenia, warczenia i „Ralf, podaj kawę”.
Zawsze byłeś aniołem, Nath? – Ogon znów poruszył się wolno, tym razem ześlizgując się z materaca. Jego końcówka lekko stukała o okute w buty nogi albinosa. ― Tak jest dobrze? Podoba ci się to, jak żyjesz? Sam, bez celów, dążenia do samozadowolenia, zdobywania szczytów, rozwijania się... i takie tam inne? Całe życie ganiałeś za rozbestwionymi szczeniakami, które włażą ci stale na głowę i marnują czas. Nie znudziło ci się jeszcze? Chodzi o to... ― Powoli przekręcił głowę, by wreszcie oderwać czoło od jego klatki piersiowej. Przyglądał się przez chwilę swoim porozcinanym palcom bardzo krytycznym spojrzeniem. ― Czemu nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Taka odpowiedź ze strony Growlithe’a na swój sposób satysfakcjonowała albinosa. Przeżycie i nażeranie się nie kolidowało bowiem z jego planami. Zabierze go ze sobą, to przynajmniej tępak nie odwali niczego pod jego nieobecność. Znowu. Komendancie, proszę wydać rozkaz wymar- Poczuł ciężar łba na swojej klatce piersiowej. Zerknął na białe kłaki towarzysza z miną jak zwykle pozbawioną wyrazu. Komendancie, melduję, iż wymarsz najwyraźniej nieco się opóźni.
Levittoux w żaden sposób nie zareagował na gest ze strony Wo`olfe’a. Ani go nie odepchnął, ani nie pogłaskał czule po główce – właściwie nie wykonał żadnego ruchu. Stał sobie po prostu, dzierżąc nożyczki w jednej dłoni, a pozostałości bandaża w drugiej. Nie opuścił nawet rąk wzdłuż ciała, jakby tylko czekając na chwilę, w której wreszcie pozbędzie się zbytecznego bagażu i będzie mógł odnieść swe pielęgniarskie artefakty z powrotem do kuchni.
„Zawsze byłeś aniołem, Nath?”
Czy zawsze był aniołem? Tak… Chyba że nie…1500 lat to sporo, czemu miałby pamiętać, co działo się wcześniej? Bardzo możliwe, że kiedyś był człowiekiem – w końcu bynajmniej nie należał do tych skrzydlatych próchen, które pamiętały jeszcze czasy dinozaurów. Ci to byli nieźli. W większości zdążyli powariować, ale co tam, grunt, że dobrze się bawią… gdzieś tam. Wymordowanemu mimo wszystko najwyraźniej nie zależało na odpowiedzi, bo skutecznie nie pozwolił na to, by takowa padła. Kolejne pytania posypały się jedno po drugim, nie tworząc żadnej logicznej całości, co za cholerę nie dawało Nathanielowi wywnioskować, do czego dąży jego podopieczny. Zmarszczył brwi.
„Chodzi o to…”
Ach, czyli jednak o coś chodziło. Dobrze wiedzieć, naprawdę. No, o co tym razem? Chciał się dowiedzieć, dlaczego Levittoux jest taki wysoki? Jaką ma pojemność żołądka? Czy myje zęby po każdym posiłku? Anioł w istocie nie zdziwiłby się, gdyby za chwilę usłyszał coś tego pokroju.
„Czemu nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry?”



Przetwarzanie zdobytych danych w toku.
- Co masz na myśli?
No, to sobie pogadali. Ale, ale chyba zapowiada nam się kolejny przełom! Panie, panowie i inne potwory, proszę bardzo, oto Pan Mam Wyjebane postanowił nie ucinać rozmowy. Ba! Zapragnął dowiedzieć się, o co chodziło jego rozmówcy – przynajmniej to wywnioskować można było po kolejnych podjętych przez niego krokach. Chłopak bowiem, uwolniony wreszcie od nadprogramowej głowy, usiadł na łóżku obok podopiecznego, kładąc przy tym gdzieś koło siebie iście ważne przedmioty, które do tej pory ściskał w łapach. Oparł łokcie o uda, co zdeterminowało na nim lekkie pochylenie się do przodu. Wbił w twarz Jonathana uważne spojrzenie.
Ależ to wszystko było pełne napięcia i oczekiwania!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głowa nie poruszyła się już, ale oczy wzniosły się ku górze, wspinając się po bluzie anioła, aż nie dotarł do momentu, w którym rozbolały go ślepia ― czyli gdzieś na wysokości obojczyków Nathaniela. Czekanie na jakąkolwiek reakcję z jego strony było ― według Wilka ― zwyczajnie zbyteczne. Facet był z dziedziny tych, którzy nawet na wieść o ponownym zamążpójściu własnej matki tylko machną lekceważąco łapą i wrócą do robienia tego, co potrafią najlepiej ― niczego. Na samą myśl o tym niesmaczny grymas wpełznął na usta Wymordowanego, wyginając je dokładnie tak, jakby wsadził sobie do buzi paręnaście plasterków kwaśnej cytryny.
„Co masz na myśli?”
Westchnął głęboko na moment przymykając zmęczone oczy. Uniósł jedną z dłoni i potarł nią uciemiężoną twarz. Wiesz co jest twoim problemem, Nath? Zdawało się, że jednak nie wiedział. Potwierdził to swoim zachowaniem i zaciekawieniem, gdy usiadł obok niego i wlepił te wyłupiaste gały w kogoś, w kogo najzwyczajniej w świecie nie powinien.
Nie miałem racji ― powiedział powoli, siląc się na spokój, którego w tym momencie szczególnie mu brakowało. ― Robiłem wszystko, naprawdę wszystko, żeby pozbyć się tego wrażenia... Wszystko, rozumiesz? Wmawiałem sobie, że pewnie mi się wydaje, że to jednorazowe, że może tym razem mnie nie zrozumiałeś... Ale nie. Sorry, jeśli zranię twoje uczucia, ale jesteś kretynem. Serio, myślałem, że już o tym wiesz.
Odsunął rękę od twarzy, przestając nachalnie masować obolałe skronie. Dłoń zawisła nad ziemią, gdy opierał z powrotem łokieć na kolanie. Przyjrzał się wtedy Levittoux'owi i to tak krytycznie, że niejednemu wypaliłoby dziurę w twarzy od tego żrącego kwasem spojrzenia.
Nie zadaję ci chyba trudnych pytań? Jesteś dużym chłopcem, powinieneś umiejętnie sklejać odpowiedzi na takie banały – burknął na koniec, zaciskając obie dłonie w pięści, aby ponownie nie wybuchnąć gniewem. Tylko ręce zdradzały jego zdenerwowanie.
Nie wymagam od ciebie, żebyś witał mnie lawiną cukru, ale... ― Przegryzł dolną wargę od wewnętrznej strony, najwidoczniej próbując zebrać myśli. Harmider jaki panował w jego głowie był nie do wytrzymania. Szepty z każdej możliwej strony, ciche chichoty, nonszalanckie odzywki i drwiące wyzwiska. Wszystko naraz. Jedne głosy wybijały się ponad szmerem, reszta tworzyła zgrany akompaniament roju pszczół. Było mu trudno się skupić. ― Może na to nie wygląda, ale ja też się o ciebie martwię. I troszczę. W miarę... No, przynajmniej nie jesteś osobą, której chciałbym urwać łeb tuż nad kostkami, a to naprawdę spory sukces. Cholera, Nate, to w jaki sposób mówiłeś o... swojej poprzedniej podopiecznej. ― Parsknął nagle obruszony. ― W czym jestem groszy od tej małej zołzy?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Monolog Growlithe’a i… znowu zero reakcji. Nawet żadnego wzruszenia ramionami. Nic. Krytyczne spojrzenie również nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. To, z jaką pobłażliwością traktował w tym momencie swojego rozmówcę, było aż boleśnie widoczne.
Pierdolenie.
Przymknął ślepia. Zapowiadało się na więcej monologów, pomiędzy którymi zapewne następować będą jedynie krótkie przerwy na oddech. Może to jak puzzle? Może będą składać się w spójną całość? Nie, chwila, przecież mieli tu do czynienia z Jonathanem Charlsem Wo`olfem.
Prawda była taka, że nieważne ile razy Wilczur rzuci mu, w tą mordę bez wyrazu, jakimś mało wyszukanym wyzwiskiem; nieistotne z jaką częstotliwością będzie wyrzucał mu jego nieprzystosowanie do życia w normalnie funkcjonującym społeczeństwie – w 99% przypadków Nathaniela obejdzie to tyle, co losowanie totka w 1989. Czyli… generalnie mniej więcej wcale.
No daleeej, przecież musi być jakaś puenta.
„W czym jestem gorszy od tej małej zołzy?”
Zmarszczył brwi. Nazywanie jego martwej podopiecznej zołzą było w tym momencie wyjątkowo nie na miejs- chwila.
Gorszy… od tej małej…
Niby cztery proste słowa, a jednak zakłóciły pełen oburzenia tok myślowy Levittouxa.
Gorszy…
Więc o to w tym wszystkim chodziło? On był… zazdrosny? Białowłosy obdarował towarzysza przenikliwym spojrzeniem. Serio, Jace, serio? Nie mógł powstrzymać się przed podirytowanym parsknięciem. Ten kundel był taki bezmyślny…
- I kto tu jest kretynem, co?
Chłodne spojrzenie czerwonych ślepi, wbite w twarz rozmówcy, bynajmniej nie wskazywało na to, by to zgoła retoryczne pytanie miało wróżyć cokolwiek dobrego. W istocie Wo`olfe po części osiągnął swój cel. Sprawił, że coś ruszyło tę zobojętniałą cegłę. Szkoda tylko, że doprowadził do tego, trafiając w jeden z dwóch jego najczulszych punktów. Anioł nie miał zamiaru dać mu dojść do słowa. Jeszcze nie. Najpierw muszą wyjaśnić sobie pewną kwestię.
- Angażowanie się emocjonalnie w pracę taką jak moja jest najgorszą, pieprzoną rzeczą – no, no, ktoś tu chyba postanowił być niegrzecznym chłopcem. Proszę pani, a Nath przeklinaaa…Może i nie jesteś gorszy od tej malej zołzy? W niczym. Może i są rzeczy, w których jesteś od niej lepszy. Kto wie? Powiedz mi tylko… dlaczego miałbym znowu dopuścić do tego, żeby zupełnie niepotrzebne zaangażowanie przeszkadzało mi w wykonywaniu moich obowiązków?
Mimo wcześniejszego, wyczuwalnego zirytowania głos mężczyzny był pełen apatii… czyli na zachodzie bez zmian. Albinos ani na chwilę nie odwrócił spojrzenia, jakby chciał się upewnić, że jego słowa trafiły do tego durnego, wymordowanego łba.
- Już wystarczająco dobrze radzisz sobie z tym sam, nie uważasz?
Tak, debilu, jeszcze go dobij. No kopnij go, dalej. Patrz, tu chyba jeszcze ani razu nie trafiłeś. Cóż za okropne niedopatrzenie z twojej strony, Nath…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

„I kto tu jest kretynem?”
Ty, odpowiedział drwiący głosik w głowie Jace'a, choć usta albinosa nie poruszyły się choćby na moment. Fakt, że w głowie przezywał swojego stróża multum razy, w tym jakąś setkę na godzinę, nie oznaczało, że o wszystkim musiał mówić na głos. Według niego ― tak było nawet lepiej. Niektóre wspomnienia, myśli, miejsca, nawet ludzie zasługiwali na zapomnienie. A gniew przechodził prędzej, niż przychodziło poczucie winy, które nawet teraz niespecjalnie angażowało się, aby dotrzeć na czas. Wo`olfe odpowiedział mu równie zobojętniałym spojrzeniem, które z chwili na chwilę matowiało coraz bardziej, aż skończyło się tym, że powieki opadły do połowy, a brwi ściągnęły się w kiepskim wyrazie niezadowolenia.
Więc co? Tylko o to chodziło? O pierdolone życie podopiecznego? Że gdyby Growlithe umarł, Nathaniel znów musiałby smarować dupsko wazeliną, bo anioły wyżej nie tolerują takich potknięć?
Nate, nie rozumiesz ― zaczął siląc się na przyjemny dla ucha ton. W rzeczywistości wysyczane spomiędzy zaciśniętych zębów słowa wcale nie przybrały takiej barwy. Nie potrafił się przyzwyczaić do tego, że w niektórych sytuacjach, nawet kłamstwo nie chciało przejść mu przez gardło. ― Dlaczego miałbyś dopuścić do czegoś tak ohydnego, jak zwyczajne otworzenie się przede mną? Hm, pomyślmy. Może tylko dlatego, że nie jestem dzieciakiem, który potrzebuje twojej ręki, by przejść przez ulicę? Skończ z tym głupim wyobrażeniem. To, że twoja poprzednia podopieczna miała metr pięć, a jej największym problemem było to, jak ubierze kolejną zabawkę, wcale nie oznacza, że mnie też ogranicza podobne myślenie. Toczysz pianę z pyska, jak widzisz kolejne rany. Ale zauważ, że świat się zmienił. Miejsce, gdzie nawet anioły boją się być. Zniszczyliśmy Ziemię, a tego nie wybaczy nam żadne Niebo. Chcesz mi powiedzieć, że mam siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud? A co z jedzeniem? Jak pierdoleni tybetańscy mnisi mam się karmić materią świata i własną wolą? Zdechnę jeszcze wcześniej. Muszę polować, a polowanie to narażanie się na ewentualne zadraśnięcia. Poza tym... ugh. Nie dociera do ciebie, że nie jestem twoją pracą? Nie jestem nawet jej częścią. Jestem cholernym wściekłym kundlem, który pałęta ci się pod nogami absolutnie nie dlatego, że chcę mieć nad swoją głową skrzydlatego frajera. I nie, nie uważam. Nieważne kto by ci się trafił i tak miałbyś przesrane. Gadasz, jakbym był największym wrzodem na dupie, a tak się składa, że... ― urwał, choć nieposłuszeństwo nadal malowało się na jego twarzy. Tak się składa, że co? Że nie jesteś taki zły, Jace? Chłopak zacisnął usta w wąską linijkę, najwidoczniej nie mając zamiaru kończyć tego zdania w podobnym stylu. ― Nieważne. ― Przewrócił oczami. ― Naprawdę robi to aż taką różnicę czy umrę jako twój podopieczny czy kumpel? Wiesz dlaczego jestem zły?
Wreszcie odwrócił się i wsparł po obu stronach rękoma. Ramiona lekko drgnęły mu ku górze, gdy odchylał je do tyłu i wbijał wzrok przed siebie, jakby usilnie starał sobie coś przypomnieć i tylko wpatrywanie się w eter mogło mu to umożliwić. W przyciemnionym rogu pokoju faktycznie coś zamajaczyło.
Skoro nie jestem od niej gorszy, to dlaczego na mój widok nie reagujesz tak, jak na wspomnienie o niej? Ta twoja wiecznie kamienna morda na ułamek sekundy zmieniła wyraz. Przy mnie nigdy tego nie robisz. Czasem drgnie ci brew, innym razem zamkniesz oczy, bo cię wkurzam. Ale nigdy nie czułeś wyrzutów sumienia z mojego powodu, bo traktujesz mnie przedmiotowo. „Jace to praca”. Jesteś moją pierdoloną niańką, co? Odpowiedzialność ponosisz tylko, jeśli coś mi się stanie. Przez ten czas, wystarczy, że nie zrobię sobie zbytniej krzywdy i wszystko jest cacy. Nieważne jest dla ciebie ani moje samopoczucie, ani moja przyszłość. Chcesz mieć spokój i wkurwia cię, bo nie chcę ci go dać. Nie jestem zwykłym szarym człowiekiem bez twarzy, Nate. Zdaję sobie sprawę, że wielu ostrzy noże, żeby wsadzić mi je prosto w gardło i to tylko ze względu na pozycję. Czasami nic ponadto. Rozgłos ma to do siebie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto i tak będzie przeciwko tobie. Jaki niby miałbym być według ciebie, żeby wszystko było w porządku? Ha?
Głowa nie drgnęła, ale spojrzenie przesunęło się na bok, by mógł spojrzeć kątem oka na twarz Nathaniela. Wyzywający wzrok bił po oczach.
Cudowne dziecię? Cnotliwa dziewica? Miałbym być dokładnie tym, czym nie jestem. Nie znosisz mnie. Wszystko co robię, robię źle.
Jak na komendę pomyślał o cholernym jagnięciu.
„Okropnie się od niej różnisz” ― przedrzeźniał Levittoux'a, marszcząc przy tym piegowaty nos. ― „Niezwykle miłe i optymistyczne stworzenie” ― zacytował kolejny raz, wracając już do swojego „normalnego” głosu. ― „Tomomi. 11 lat. Miasto-3”. „Moim obowiązkiem było ją chronić”. ― Ponownie wzruszył barkami. ― Nie wiem co się stało, ale cokolwiek jej się przydarzyło, wiem tyle, że to nie była twoja wina. Skoro dla mnie jesteś taki dobry, dla niej musiałeś być ideałem. Możesz próbować mi wmawiać, że to było twoje potknięcie, ale to tak nie działa. Nie do końca. Jesteś w stanie się narazić i jestem pewien, że gdybyś mógł, zginąłbyś za nią bez namysłu. Nie możesz porównywać tego do sznura na szyi. Dobra, rozumiem. Miałeś zająć się małą. Nie wyszło. Ludzie giną codziennie, a jakoś cię to nie rusza. I co? Żałujesz, że w ogóle ją spotkałeś? Wiem, wiem. „Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić”. Cholera, ale to też nie tak, że nie można tego odbudować. Rozumiem, że nie mam złotych loków i spojrzenia łani, ale uważam na siebie, żebyś nie miał przejebane u kolegów po fachu, chcę ci pokazać parę cudownych miejsc, jakie znalazłem w Desperacji, zaprezentuję ci moje rysunki i będę pożyczał bluzy, gdy będzie ci za zimno. Nauczę cię pływać i będę dla ciebie polować, żebyś nie czuł się głodny. Mogę załatwić ci parę nowych rzeczy z Miasta-3 i być cicho, kiedy będziesz chciał odpocząć. Nie możesz być takim pesymistą. Pesymizm to grzech. Lenistwo, nie? Nie chce ci się szukać plusów w tym negatywnym bałaganie. Ile byłbyś w stanie dla mnie zrobić, gdybym cię o coś poprosił, nawet jeśli kłóciłoby się to z twoim charakterem?

| Wypowiedzi Growa takie malinowe... |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„… miała metr pięć…”
Była wyższa.
- Pianę z pyska? Jace, czy tobie się wydaje, że jestem oderwany od rzeczywistości? Doskonale wiem, jak to wszystko wygląda. Tylko polowanie to jedno, a wpieprzanie się pomiędzy cały oddział wojskowych, to już zupełnie co innego – poważne spojrzenie i równie poważna mina na tej zwykle obojętnej mordzie raczej nie wróżyły niczego dobrego. – Mylisz się. I wiesz… może właśnie w tym tkwi cały problem? Bo widzę tu skrajnie różne poglądy na naszą relację. Nieważne jak bardzo będziesz starał się temu zaprzeczyć, jesteś tylko częścią mojej pracy.
Nie dane było mu jednak powiedzieć niczego więcej, jako że antrakt zdążył dobiec końca. Widzowie musieli powrócić na miejsca, by wysłuchać dalszą część wspaniałego monologu Wielkiego Growlithe’a.
„Wiesz dlaczego jestem zły?”
Zapewne zaraz się dowiem.
No i proszę… czyżby Nathaniel był jasnowidzem?
Słuchał wypowiedzi wymordowanego w milczeniu, jak leciwe panie słuchają wygłaszanego kazania. Tyle że, zamiast maślanego wzroku i rozanielonych potakiwań, serwował raczej chłodną ocenę każdego słowa. Wyjrzał przez doszczętnie pozbawione szyby okno. Zmierzchało. Czyli jednak dzisiaj już sobie nigdzie nie pójdzie. Powrócił spojrzeniem do towarzysza. W międzyczasie zdołał z powrotem przywołać na twarz całkowicie obojętny wyraz. Nudziło go to. Nie, żeby czuł się jakimś męczennikiem – w końcu sam zgodził się na rozwój tej dyskusji, zajmując miejsce tuż obok swojego podopiecznego – czuł po prostu, że w taki sposób do niczego nie dojdą. Bezsensowne pieprzenie natomiast niezmiernie go irytowało. Może właśnie dlatego nie został księdzem?
Zmrużył ślepia, wychwytując w tyradzie towarzysza swoje własne słowa. Hola, hola, przytaczanie jego tekstów wypowiadanych pod wpływem choroby było nieczystym zagraniem. Nieczystym, powiadam. Levittoux nie miał nawet czasu na oburzenie z tego powodu, bo Wo`olfe niestrudzenie parł dalej, rozdrapując stare rany. Anioł odwrócił się, wbijając spojrzenie w ścianę po swojej prawej, by nie dać Jonathanowi możliwości zobaczenia, jak bardzo powracanie do tych wspomnień go boli. I tak, wedle swego mniemania, dał mu już dzisiaj zobaczyć zbyt wiele.
Nie chciał już tego słuchać. Nie chciał… to była jego wina. Oczywiście, że to była jego wina. Właśnie. Mógł za nią zginąć. Zrobić cokolwiek… ale nie zrobił. Nie zrobił nic i dlatego właśnie umarła. Jace tego nie rozumiał. Trudno. Niech… niech już po prostu przestanie mówić. Reszta monologu umknęła mu podstępnie zastąpiona przez jego podświadomość cienkim, dziewczęcym krzykiem. Wołała go, potrzebowała go. Zacisnął dłonie w pięści. Skup się. Zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, znów obdarowywał podopiecznego przenikliwym spojrzeniem.
„-w tym negatywnym bałaganie. Ile byłbyś w stanie dla mnie zrobić, gdybym cię o coś poprosił, nawet jeśli kłóciłoby się to z twoim charakterem?”
Gdyby go o coś poprosił?
- Próbuj – odparł bez zastanowienia, za to z wyczuwalnym znużeniem.
Jeżeli to miałoby uwolnić go od wysłuchiwania kolejnej tyrady…
Och, Nath, tyś wielki, stary, a niedomyślny i niewinny jak nieobsrana łąka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przewrócił oczami.
Przesadzasz, mamusiu. Wcale nie było ich tam tak dużo.
Zaraz tam cały oddział... Ledwie... kawałek oddziału z oddziału, mhm. Skoro Jace nie raz i nie dziesięć wpakowywał się w podobne rewelacje, tamta sytuacja nie była dla niego żadnym wyjątkiem. Poza tym to S.SPEC. Głównym celem Wo`olfe'a było wyplenienie tych chwastów co do jednego. Gdyby więc miał umrzeć na polu walki ― umarłby wiedząc, że wykonywał swoją misję, a to dawało mu choć część satysfakcji. Być może dlatego nie rozumiał poważnego spojrzenia Nathaniela.
Może powinien?
Może to działało na tej samej zasadzie? Skoro celem Growlithe'a było unicestwienie Władzy ― parł przed siebie, aby uzyskać jak najlepsze efekty, nie bacząc na żadne potknięcia czy przeciwności losu. Był w swojej pracy bezkompromisowy i uparty jak muł. Wykonanie roboty było priorytetem, wagą najwyższych wag. Konflikt tworzył się tam, gdzie pojawiał się Nathaniel, który czuł się w obowiązku, aby ratować mu dupę.
Skoro tak, może powinien przemodelować nieco swoje plany i wyeliminować z nich „ewentualną śmierć”, tym samym nie koligując z  fuchą Levittoux'a, aby wszyscy mogli żyć zielono i szczęśliwie, niczym Shrek z bajki?
Z drugiej strony ― jak tu nie chcieć robić mu na złość, gdy mówił takie słowa? Wilk drgnął pod ostrzałem jego słów, jak rażony prądem, choć pod niewielkim natężeniem. I był to gest tak niespodziewany, że sam zdziwił się na reakcję własnego ciała. Co do cholery? I niby z jakiej racji poczuł jak zalewa go fala... właśnie. Sam nie potrafił tego zidentyfikować. Przez tę krótką chwilę przewaliło się przez niego tyle skrajnych emocji, wzbudzających gniew albo wywołujący nerwowy śmiech, że dokładne określenie jak się czuł nie wchodziło w grę. Czymkolwiek to jednak nie było ― nie chciał tego. Miał ochotę siedzieć i wstać jednocześnie, przy świadomości, że czegokolwiek by teraz nie zrobił i tak finalnie będzie chciał uczynić to, co będzie całkowitym przeciwieństwem. Pewnie sporo by dał, aby móc teraz wstać i odejść z nonszalanckim wyrazem twarzy.
Podniósł się powoli z niewygodnego łóżka. Zwisające wzdłuż ciała ręce napięły mięśnie pod wpływem ambiwalencji uczuć. Walka w głowie Growlithe'a powodowała kolejne scysje. Tym jednak razem nie było wątpliwości. „No dalej” ― podszeptywał wiecznie trajkoczący głosik w umyśle. Słychać go było z każdej strony, że nie sposób odgonić tego zwykłym machnięciem ręki w geście autentycznego zobojętnienia. „Teraz, Jace”.
Jego ręka uniosła się niespodziewanie do góry i jak pocisk Cruise pięść wymierzyła cios w twarz Nathaniela, by w efekcie przerwać to krótkie, nieprzemyślane „próbuj”. Druga ręka już sięgnęła po brzeg bluzy Nathaniela, by ścisnąć mocno jej materiał i szarpnięciem zmusić anioła, by wstał i przybliżył się do niego, zdecydowanie zbyt niebezpiecznie.
Tylko pracą?! ― warknął cicho, gwałcąc ciszę. ― Powtórz, tchórzliwa dupo wołowa. Jedno słowo... ― głos zamienił się w syk, gdy lustrował Levittoux'a hardym spojrzeniem spod roztargnionej grzywki ― ... i znikam.
Tylko.
Praca.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obserwował, jak jego towarzysz się podnosi. Zaraz potem poczuł promieniujący ból. Nawet nie zdążył do końca przetworzyć, co się stało. Głowy nie dam, ale to pewnie przez tę pięść lądującą ci na ryju, o błyskotliwy, boski aniele. Levittoux bez słowa dotknął policzka, jakby chciał go rozmasować, jednak nie było mu to dane. Silne pociągnięcie za materiał bluzy skutecznie odciągnęło go od tego, sprawiając, że jego ręce zostały bezwładnie opuszczone wzdłuż ciała. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru podejmować żadnej walki – jedynie spojrzenie czerwonych ślepi pozostawało nieugięte. Cała reszta poddała się uściskowi i powędrowała ku górze. Rzeczywiście nasi białowłosi chłopcy znaleźli się teraz niebezpiecznie blisko siebie. Tym bardziej niebezpiecznie, jako że jeden stracił panowanie nad nerwami, a drugi najwyraźniej nie miał zamiaru pomagać mu go odzyskać. To się dobrali.
Tylko pracą?!”
- Tak, Jace, nie da się temu zaprzeczyć – przemówił w końcu tonem, którego matki używały, by wytłumaczyć coś wyjątkowo opornym dzieciom. W tej chwili brzmiało to dość pretensjonalnie. -  Jesteś moją pracą. Tylko pracą. I wolałbym, żeby tak pozostało.
Coś szybko minęła mu ta chwilowa melancholia i nawrót żałoby pod wpływem wydartych na powierzchnię wspomnień. Chwycił dłoń zaciśniętą na czarnym skrawku ubrania i całkiem delikatnie, acz stanowczo, pozbył się z bluzy palców-intruzów. Wygładził starannie materiał, niby ten cholerny Kopciuszek wybierający się w szmatach na bal. Gdzie podziewała się jego Dobra Wróżka? Nieco się spóźniała… za to na miejscu był już agresywny książę! Czyli nasza patologiczna bajka może trwać.
Westchnął cicho, ze zrezygnowaniem. Może to nie był najlepszy moment, żeby to mówić…
- Robi się ciemno. Mógłbyś to jeszcze przemyśleć.
… jednak jako stróż nie miał zbytnio innego wyjścia.
Dopiero teraz odsunął się nieco w bok, nie spuszczając wzroku z wymordowanego. Dobrze byłoby, gdyby jego mało domyślny podopieczny nie zrobił niczego durnego, pomimo wstrząsu, który niewątpliwie musiał przeżyć. Bo przecież to było takie nieoczywiste, że Nath podchodzi do niego z taką rezerwą i obojętnością właśnie dlatego, że traktuje ich stosunki jako czysto biznesowe. On wykonuje swoją robotę, Wo`olfe korzysta z „jego usług”. Dla niektórych mimo wszystko najwyraźniej nie było to takie proste do zrozumienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przejął się.
Nie przejął się ani bólem swojego ramienia, ani widokiem zaczerwienionego policzka. Nie przejął się szarpiącym sumieniem, ani gulą, która niespodziewanie wyrosła w gardle, blokując dopływ słów i myśli. „Tak, Jace”. Tyle. Kącik ust drgnął mu lekko, nim zacisnął usta w linię. Spodziewał się przecież tej odpowiedzi, tak samo jak spodziewał się wszystkich innych ruchów skrzydlatego. Dlaczego więc nie potrafił pogodzić się z zaistniałą sytuacją, jak godził się za każdym razem? Zacisnął mocniej dłoń na materiale bluzy, ale czując jego kojący, delikatny dotyk palce same puściły, co ewidentnie miał im za złe. Nawet w takiej chwili nie był w stanie przeciwstawić mu się na tyle silnie, by Nathaniel odczuł faktyczny gniew.
Miało być tak jak zawsze, racja?
Jonathan się powścieka, będzie pluć jadem, skopie przypadkowego przechodnia i basta. Resztę dnia skończą w ciszy, a za tydzień znów będzie dobrze.
Jasne ― rzucił kwaśno, by chwilę później się zaśmiać. Nie potrafił powstrzymać już grymasu, który nareszcie wstąpił na jego usta formując je w krzywy uśmiech. Gdyby nie oczy, mogłoby się zdawać, że faktycznie jest radosny. Tylko powietrze zdawało się jakby zrzednąć. Było cięższe, prawie tak ciężkie, jak napięcie, które między nimi się pojawiło. Growlithe odsunął się od anioła, podnosząc ręce w górę w iście obronnym geście. ― Świetnie, Nate, świetnie. Co to w ogóle miała być za odpowiedź? ― Przewrócił dwukolorowymi oczami. ― Poprzestawiam ci nieco szyki. Nie zostanie.
To wszystko co miał mu do powiedzenia. Koniec. Wplótł palce w potargane włosy i przeczesał je jednym, nerwowym ruchem. Dopiero w tym momencie jego postawa się zmieniła. Minął szok, zjawiła się gorycz. Wzrokiem błądził po brudnej podłodze, zahaczając nim o buty swoje lub nogi Levittoux'a. Na policzkach i nosie obsypanych ledwo widocznymi, letnimi piegami pojawiły się liliowe rumieńce zdenerwowania.
„Mógłbyś to jeszcze przemyśleć.”
Nie, nie mógł.
Nawet jeśli wizja spania w tym samym pomieszczeniu ― co tam pomieszczeniu! chociażby w tym samym budynku! ― z Nathanielem była tak samo kusząca jak pięć minut temu i dwa lata wstecz, nie miał zamiaru mu się pokazywać na oczy. W dodatku to fatalne uczucie, że...
Warknął nagle. Rozległ się stukot ciężkich butów, uderzających o posadzkę.
Chodź ze mną.

| zt + Nathaniel |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach