Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 14.07.14 12:09  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
Miał go w garści. Co prawda, mając świadomość tego, że jego genialny plan poskutkuje, powinien od razu zatkać sobie uszy i odciąć się od nadciągającej fali rozentuzjazmowanych słów. Na szczęście potrafił stłumić w sobie tę chęć za sprawą odniesionego sukcesu. Nie był na tyle wielki, by się nim chełpić, ale przynajmniej dopiął swego, nie mówiąc już nic więcej i cierpliwie pozwalając prowadzić się w odpowiednie miejsce. Mały i tak nie dałby mu dojść do słowa. Swoje zresztą już usłyszał, a ciemnowłosy nie zamierzał się powtarzać. Jeszcze, gdy młody pytał o wiarygodność jego słów, zaledwie kiwnął głową w potwierdzeniu. Udało pominąć mu się najbardziej istotne fakty, jak to, że i tak najpewniej zostanie sam, a na zewnątrz nie było zbyt bezpiecznie. Jeżeli dzieciak przynajmniej częściowo nie nauczył się walczyć o przetrwanie w kontakcie z wymordowanymi, to Ryan nie mógł mu zagwarantować tego, że dożyje tam tygodnia i w pierwszych dniach nie będzie chciał wrócić do ciemnych, ale w dużej mierze bezpiecznych kanałów i mniej bezpiecznego skakania po deskach nad brudną wodą o głębokości, która pozostawała wielką niewiadomą.
Wyglądało na to, że ich cel wciąż był nieco odległy, jednak Grimshaw w ciszy pokonywał wszelkie przeszkody, które stawały im na drodze, rozglądał się po otoczeniu, które właściwie niewiele się zmieniało i ogółem nie palił się do zadawania jakichkolwiek pytań, wiedząc, że to przerwałoby błogą ciszę. Niestety nie zależała ona tylko od niego, a pech chciał, że trafił mu się nadpobudliwy dzieciak. Skąd brał tyle energii, skoro przez większość czasu przebywał w tej ciemnicy? Cóż, wygląda na to, że milczenie Opętanego miało dać mu do zrozumienia, że powinien upiąć swoją ciekawość na krótką smycz. No i naprawdę musiał słuchać tych głupot? Lizanie ran. Oczywiście.
„Też takie kreski mam, popatrz!”
Ta, kreski.
Gdy chłopiec uniósł koszulkę, mężczyzna mimowolnie przesunął niewzruszonym spojrzeniem po jego torsie. Wiedział, że białowłosy i tak nie skończył najgorzej. Co prawda, dla kogoś, kto nie miał styczności z eksperymentami i kojarzyło mu się ono wyłącznie z obserwacją, nabijaniem igłami i niegroźnym krojeniem, ten widok budziłby kontrowersję. Uszaty i z ogonem czy nie – to wciąż dzieciak. Mówił, cieszył się, złościł, oddychał, ale dla ludzi był po prostu martwy, a to oznaczało, że mogli przeprowadzać sobie na nim tyle sekcji, ile chcieli, choć był tego świadomy. No, może nie do końca, skoro wygląd nieudanej układanki był dla niego powodem do dumy. Ciekawe, czy Jay też skończyłby w ten sam sposób, gdyby został tu na nieco dłużej. Pewnie już teraz brał udział w jakiś dziwnym teście, do tej pory nie wiedząc, co ten miał na celu. „Sprawdzimy czy szczur uwolni się z potrzasku” – na pewno tak to mniej więcej wyglądało.
Zatrzymał się, gdy tylko dotarli na miejsce i natychmiast ocenił wzrokiem wylot w ścianie. Nic dziwnego, że dzieciak znalazł jakąś drogę wyjścia, skoro był w stanie przecisnąć się przez nią z dużą łatwością. Szarooki nie miał tyle szczęścia, choć raczej nigdy nie narzekał na swoją postawną budowę. Przydawała się w innych okolicznościach, ale utrudniała życie, gdy okazywało się, że jedynym sposobem ucieczki jest wydostanie się przez... to.
Zobaczymy ― mruknął, podchodząc bliżej. Chociaż nie był zadowolony z takiej kolei rzeczy, nie zamierzał rezygnować już na wstępie. Wypadało spróbować, jeśli była to jego jedyna szansa. ― Zawsze musisz się tam wkradać? Nie zabierają cię stąd? I idę ― zaznaczył na koniec, by zaspokoić niecierpliwość dzieciaka i jednocześnie zmusić go do przesunięcia się. Oparł ręce o brzeg rury i wsunął głowę go środka, później powoli upewnił się czy szerokość barków pozwoli mu na przejście. Jeżeli one miały się zmieścić, siłą rzeczy reszta także. Jeżeli da sobie radę z przetransportowaniem się do środka, pójdzie dalej za dzieciakiem, a jeżeli nie... cóż. Trzeba będzie znaleźć jakiś inny sposób. Trudno było mu uwierzyć, że to jedyna droga wyjścia.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.07.14 20:54  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.



Ryan


Mały ponownie obdarzył mężczyznę swym jakże promiennym uśmiechem, po czym zniknął w rurze, jednocześnie robiąc tym samym miejsce Ryanowi. Na całe szczęście pomimo swoich gabarytów Wymordoway zmieścił się, aczkolwiek niemalże na styk, gdyż mocno zbudowane ramiona mężczyzny praktycznie ruszały po krawędziach rury. Ale da się przemieszczać dalej, a to chyba w tym momencie jest najważniejsze.
- No chooodź. – powiedział maluch, który znajdował się już jakiś kawałek przed Ryanem. No cóż, bycie małym ma swoje plusy. Przynajmniej nie musi martwić się o poruszanie w małych pomieszczeniach. Odczekał aż ciemnowłosy do niego dotrze, po czym zaczął przesuwać się do przodu. Było dość ciemno, ciasno oraz cholernie duszno, a najgorsze, że nie wiadomo jak długo trzeba się przemieszczać w tak jakże dogodnych warunkach. Ogon chłopca co rusz przesuwał się po twarzy Ryana, jednakże mały najpewniej nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Ekscytacja myślą na temat udania się na powierzchnię skutecznie wlewała w niego nową werwę.
- Czasami sobie tam idę, żeby ich pooglądać. – rzucił chłopak odwracając się na moment przez ramię. –Wiesz, ale musisz być cicho, żeby Ci-- APSIK! – rozległo się tak głośne kichnięcie, że zdawało się iż poszło dalej echem. Na domiar złego ciało chłopaka wystrzeliło nieco w tył, wpadając tyłkiem na Ryana. Dzieciak pociągnął nieco nosem i ruszył dalej.
-Żeby Cię nie usłyszeli. – skończył swoją poprzednią myśl. W pewnym momencie się zatrzymał a Ryan zorientował się, dlaczego. Dotarli do końca rury, która ciągnęła się dalej pionowo. A w jej jednej ścianie znajdowała się kolejna dziura. (KLIK) Młody podniósł się do pozycji stojącej, wyciągnął ręce i bez problemu podciągnął się na półeczkę, gdzie zniknął.
W tej części przy niemalże każdym ruchu Ryana zdawało się, że rura niebezpiecznie skrzypi, jakby sprawiała wrażenie, że lada moment runie w dół.
-Możesz być ciszej? Jesteśmy blisko. – fuknął maluch szeptem rzucając mu przez ramię karcące spojrzenie. I rzeczywiście, już po chwili dało się słyszeć stłumione głosy. Jeszcze parę „kroków” i w połowie rury dotarli do kraty. Była dość mała i grubo pleciona, jednakże można było przez nią zajrzeć w dół.
Pod nimi znajdowało się jasne pomieszczenie, lecz ciężko było określić jak bardzo jest rozległe. Jakieś metalowe stoły a na nich komputery. Trochę bardziej z boku na jednym z stołów leżało humanoidalne stworzenie. Na wpół człowiek na wpół lew. Najpewniej nieprzytomne albo uśpione, podłączone do jakiejś aparatury. Przy kreaturze kręciły się z trzy albo cztery osoby ubrane w lekarskie kilty. W sumie mało, można rzec.
-Ooooo, nie widziałem tego jeszcze! – sapnął palec wpatrując się błyszczącymi oczami w dziwne stworzenie, machając ogonem na wszystkie możliwe strony świata.
Skrzyp. Skrzyp. JEBUT.
No cóż, najwidoczniej konstrukcja rury bądź wentylatora, proszę nazywać to jak się chce, nie była w stanie utrzymać ciężaru Ryana, a zapewne wiekowa też była. Wszystko trwało dosłownie sekundy kiedy runęli w dół, na całe szczęście nie było aż tak wysoko.
- CO DO DIABŁA? – krzyknął jeden z pracowników ów miejsca cofając się bardzo gwałtownie w tył, potrącając tym samym swoją koleżankę. Zlęknieni naukowcy stanęli w grupie, zasłaniając humanoidalne stworzenie. Dopiero na dole okazało się, że pomieszczenie jest naprawdę spory rozmiarów i takich grupek pracujących nad dziwnymi stworzeniami jest parę. A dokładniej rzecz ujmując sześć, jednakże teraz ciężko było dojrzeć nad czym pracują. Ale oprócz doktorków w kiltach byli też i uzbrojone osobniki. Siedmiu otoczyło Ryana celując w niego ze swoich broni.
- Kim jesteś? – syknął jeden z nich. Wymordowany mógł poczuć jak chłopiec obejmuje jego nogę wtulając się w nią cały roztrzęsiony. Spoglądał ze łzami w oczach na obcego z podkulonym ogonem i położonymi uszami.
- To tylko ściekowy szczur. – rzucił drugi wskazując na malucha.
-Tym razem przyprowadził sporego karalucha ze sobą. – zaśmiał ten, który jako pierwszy przemówił i zrobił krok w stronę Ryana.
-Dobra, wracamy do kanałów. – dodał.


Sorry za chujowość, huh.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.14 12:52  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
Za jakie grzechy?
Dobra, było ich całkiem sporo. Co wcale nie oznaczało, że jakiś dzieciak musiał szurać ogonem po jego twarzy. Ciemnowłosy ściągnął brwi i odruchowo zatrzymał się na chwilę, pozwalając młodemu wymordowanemu wysunąć się nieco naprzód, ażeby ten przestał go dosięgać. Los miał wobec niego jednak inne plany, bo oczywiście musiał posmyrać białowłosego po nosie. Kichnięciu zaakompaniowało ciche, ale jednak niezadowolone prychnięcie. Głowa mężczyzny niebezpiecznie otarła się o rurę, gdy usiłował cofnąć głowę, by uchronić się od tego nieprzyjemnego spotkania. Już i tak aż nadto pozwolił na ograniczanie swojej przestrzeni życiowej, by przekonać do siebie małego ku chwale osiągnięcia celu. Nie musieli spoufalać się aż tak. I kto tutaj powinien zachowywać się ciszej?
Naprawdę starał się poruszać najostrożniej jak potrafił. To nie jego wina, że nie tworzono większych rur, na wypadek, gdyby jakaś większa sztuka chciała uciec z kanałów i miło byłoby jej to ułatwić. Jeżeli ktokolwiek miał tu powód do narzekania, to wyłącznie Ryan, ale jednak nie odezwał się już ani słowem, nie chcąc tracić więcej energii i chcąc jak najszybciej znaleźć się w laboratorium albo – co jego zdaniem lepsze – na zewnątrz.
I wreszcie.
Nie spodziewał się, że dookoła będzie kręciło się aż tylu ludzi, ale także nie oczekiwał, że pójdzie całkiem łatwo. Ale tym, czego nie spodziewał się jeszcze bardziej, okazała się być słaba wytrzymałość ich kryjówki. To jest, na pewno zamierzali ją opuścić w najbliższym czasie, chociaż nie było wątpliwości co do tego, że nie w aż tak spektakularnym stylu. Tak, teraz na pewno uda im się przejść niepostrzeżenie. Na pewno nikt nie zauważy dwójki wymordowanych, którzy właśnie wypadli z szybu i gramolą się z ziemi. A gdyby nawet, zapewne uwierzą, że to rutynowa kontrola, podczas której stwierdzono, że miejsce pracy zagraża życiu naukowców i – jak sądził – ochrony. Grimshaw chciałby wierzyć, że ktokolwiek jest aż takim idiotą, by się na to złapać, ale nigdy nie należał do najlepszych aktorów, więc nie podjął żadnych działań. Nie starał się nawet przekonać ich, że przybywają w pokoju, bo prawda była taka, że nie zawahałby się użyć przemocy. Nie wyglądał na siewcę pokoju i miłości. Ignorując pytanie, otrzepał ubrania z brudów, a ponadto nie wyglądał na zrażonego określaniem go mianem karalucha. Można uznać, że mężczyzna trafił w samo sedno – zarówno karaluch, jak i Jay były stworzeniami ciężkimi do ubicia. Ten naiwny człowiek chyba nie sądził, że tak łatwo uda mu się go dorwać?
„Dobra, wracamy do kanałów.”
Pomyłka. Jednak sądził.
Niedoczekanie.
Co dziwne – Opętany zaledwie wlepił spojrzenie w zbliżającego się mężczyznę. Nawet nie drgnął, jakby nie zamierzał zrobić nic, co miałoby pomóc mu uniknąć powrotu do kanałów. W końcu otoczony taką ilością ludzi, na pewno był bezbronny, mając do pomocy jedynie jakiegoś gówniarza, który – jak widać – nie palił się do walki.
Naprawdę był aż tak naiwny?
Gdy tylko mężczyzna zbliżył się na wystarczającą odległość, reakcja była szybka. Właściwie wydawało się, że za szybka, jak na kogoś, kto wyglądał na tak apatyczną osobę. Jedna z rąk wystrzeliła, chcąc pochwycić włosy mężczyzny i zacisnąć na nich palce, co w swoim braku delikatności byłoby nieprzyjemnym doznaniem. Dokładnie w tym samym momencie druga dłoń, zaciśnięta w pięść, wyprowadziła cios w twarz nieznajomego. Nie szczędził przy tym siły, jakby zależało mu na spowodowaniu jak największych obrażeń na jego krzywej mordzie. Jeżeli udałoby mu się przytrzymać włosy mężczyzny, szarpnąłby za nie, zmuszając do do pokracznego ukłonu, który koniec końców miałby zakończyć się nieprzyjemnym spotkaniem z kolanem mężczyzny, które wystrzeliło równie gwałtownie, co wcześniej jego pięść. Później odrzuciłby go, jak nic nie wartego śmiecia i... cóż, pozostałoby mu już tylko czekać na falę niezadowolenia jego kolegów.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.07.14 22:14  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.

Ryan


W pomieszczeniu zapadła cisza, gdy na posadzkę opadł nieprzytomny mężczyzna z najpewniej zmiażdżoną szczęką. Pozostała szóstka mężczyzn z bronią wpatrywała się z niedowierzaniem w swego kolegę, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Przecież mieli przewagę nie tylko liczebną ale i w broni. Może uznaliby Wymordowanego za wariata gdyby nie tak efektowne znokautowanie.
Ciszę przerwał cichy świst wypuszczanego powietrza z płuc, który poprzedził głośny jęk zadowolenia i radości. Mały chłopiec, nadal przyklejony do jednej z nóg Ryana, zadarł głowę ku górze i spojrzał na niego z błyszczącym wzrokiem pełnym nieopisanego podziwu. Najwidoczniej ciemnowłosy właśnie zaplusował u chłopca, co i tak pewnie Grimshawa mało obchodziło.
- D… dobra! Nie przejmować się tym, miał głupie szczęście! – krzyknął jeden z mężczyzn i wycelował w stronę Ryana odbezpieczając swój karabin. Najwidoczniej pojmanie Ryana właśnie odeszło w zapomnienie, co potwierdziły jego kolejne słowa.
- Jeśli wykona jakichkolwiek ruch – zastrzelić. Tak samo szczeniaka. Powtórzę jeszcze raz, zdajesz się być rozumną istotą. Albo wracasz do ścieków w jednym kawałku, albo poślemy Cię tam w paru. – powiedział robiąc jeden krok do przodu, zaciskając palce jeszcze mocniej na trzymanej dłoni. Najwidoczniej jakże krzepiące słowa podziałały na resztę oddziału pozytywnie podnosząc ich moralne, gdyż chwilowe zaskoczenie i strach zostały wyparte przez determinację.
No cóż, szykowała się walka. Bądź poddanie. Co tu wybrać. Same pieprzone wybory w tym pieprzonym laboratorium, prowadzonego przez jakiegoś pieprzonego doktorka.
Biiip. Cichy sygnał rozległ się w pomieszczeniu przypominającym, jakby coś właśnie zostało uruchomionego.
Zgrzyt. Ciężkie, metalowe drzwi oddalone o parę metrów, za plecami mężczyzn z bronią zaczęły powoli się rozsuwać. Do pomieszczenia wkroczyła grupa ludzi, właściwie wojskowych, gdyż praktycznie każdy z nich był nie tylko dobrze wyposażony w broń, ale posiadał wszelakie ochronne rzeczy na sobie typu kamizelek czy też specjalnych kasków. Spore zabezpieczenie. Ale co się dziwić, najwidoczniej osoba, która kroczyła między nimi musiała być dość ważną personą.
Średniej wielkości przysadzisty facet ubrany biały kilt. Na lewą stronę kulał o czym świadczył nie tylko sposób w jaki chodził ale też i laska, o którą się podpierał. Ziemista cera była poprzecinana na twarzy siatką zmarszczek, aczkolwiek najbardziej w oczy rzucały się trzy grube blizny z lewej strony, gdzie jedna nachodziła na zamknięte oko. Łysawy mężczyzna przystanął w odległości pięciu metrów i spojrzał na Ryana dziwnie podekscytowanym wzrokiem.
- Nawet nie ważcie się go pociąć na kawałki. Jeszcze nie. – powiedział nieco zdenerwowanym tonem. Głos miał dość skrzekliwy i nieprzyjemny, co przy wyższych tonacjach z pewnością mógłby doprowadzić do sporej irytacji. Mężczyzna pokiwał głową i sięgnął ręką do kieszeni poplamione kiltu lekarskiego. Wyciągnął z niej małe opakowanie, jak się okazało z miętówkami, i wsunął je sobie pomiędzy usta. Mlaskając nieco przy tym ponownie pokiwał głową, jakby właśnie prowadził jakaś dziwną rozmowę sam ze sobą w swojej głowie.
- Muszę przyznać, że sprawiłeś trochę kłopotów znikając w pewnym momencie z mojego radaru, Grimshaw. Ale dobrze, że się znalazłeś. Czekałem na Ciebie. Czekałem przez te jebane sześćset lat. Ale wreszcie wpadłeś w moje łapska. Jak Ci się podoba to, co osiągnąłem? – zapytał rozkładając jedną dłoń w geście, jakby chciał pokazać mu całą swoją orbitę.
- Nic się nie zmieniłeś. Zupełnie nic. Ale właśnie tak wyobrażałem sobie Twoją gębę, która śniła mi się po nocach. Powiedz Grimshaw, miewasz koszmary? – zapytał mężczyzna i jego ciało zaczęło się dziwnie poruszać jednocześnie stukając laską o posadzkę, co wydawało wkurzający odgłos.
Stuk. Stuk. Stuk.
Dopiero po chwili Ryan mógł zorientować się, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie… śmiał się. W końcu przestał i uniósł nieco głowę, spoglądając w srebrne tęczówki swoim jednym, niebieskim okiem.
- Bo wiesz, od dzisiaj to ja nim będę. – wysyczał uradowany.

                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.14 15:30  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
Daliby sobie spokój.
„(...) zdajesz się być rozumną istotą.”
Czego niestety nie można było powiedzieć o mężczyźnie, który do niego mówił. To oczywiste, że takimi groźbami niewiele mógł zdziałać. Poza tym po cholerę aż tak zależało mu na tym, by oboje wrócili do ścieków? Nie było tam absolutnie niczego poza smrodem, dzieciakiem i całą masą pustych korytarzy. Rzecz jasna, mógł zboczyć z wyznaczonej trasy. W laboratorium nikt nie spodziewał się jego obecności. Więcej – zdawali się go w ogóle nie znać, co tylko potwierdzało, że prawdopodobnie nie byli w to zamieszani. Ale wciąż stali mu na drodze i nie zapowiadało się na to, by bez pozbycia się tych żywych przeszkód miał szansę się wydostać. Powinien odpocząć, ale nie miał na to czasu.
Nie spuszczając wzroku z przeciwników, wplótł palce we włosy chłopaka i pociągnął za nie, wymuszając na nim odsunięcie się od jego nogi. Gest był na tyle stanowczy, by dzieciak zrozumiał, że mu przeszkadza, choć przy okazji tego uraczył go krótkim rozkazem, uświadamiającym wszystkim wkoło, że jednak nie jest niemową:
Przesuń się albo przydaj się na coś, szczeniaku.
To chyba miało oznaczać, że nigdzie się nie wybierają, a Ryanowi trudno było uwierzyć, że młody wymordowany niczego nie potrafi. Skoro chciał wydostać się na zewnątrz, na pewno nie za darmo. Mógł uznać to za drobną lekcję przetrwania, bo za murami budynku czekało na niego więcej atrakcji, które niestety wliczały się w zakres sportów ekstremalnych. Jakby tego było mało, dzieciak miał skończyć pozostawiony zupełnie sam, bo Grimshawowi nie uśmiechało się niańczenie mu, a i zrzucenie sobie na łeb kolejnej gęby do wykarmienia. Nie wspominając już o tym, że właśnie dawał pokaz swojej kompletnej bezużyteczności. Jego przydatność skończyła się wraz z wyprowadzeniem go z kanałów.
Być może tym bardziej naraził się na atak przeciwników. Być może już nigdy miał nie wydostać się na zewnątrz. Wiedział jednak, że woli skończyć w kawałkach, niż pokornie pochylić głowę i dać się zaprowadzić w to cuchnące miejsce i spędzić resztę swojego nie-życia jako szczur kanałowy. Być może. Gdyby nie głośny zgrzyt otwieranych drzwi, zapewne już teraz przeżyłby niemiłe spotkanie z nabojami. Szare tęczówki mimowolnie oderwały się od mężczyzny z naprzeciwka i skierowały swoje spojrzenie ku nowo przybyłym. Wydawał się być równie nieprzejęty, co wcześniej. Prawdopodobnie nawet spodziewał się, że będzie ich więcej, ale nie przypuszczał, by ktokolwiek z nich chciał się za nim wstawić.
No, prawie wstawić.
„Grimshaw...”
Kto by pomyślał, że jego sława go prześcigała. Wzrok skupiony na mężczyźnie, który najwidoczniej był wcześniej wspomnianym doktorem Giro, nie wystarczył, by w jakiś sposób skojarzył nieznajomego, choć najwidoczniej on znał go doskonale. Prawdę mówiąc, Jay nawet nie zastanawiał się, co takiego zrobił temu mężczyźnie i nie chciał sobie o tym przypominać z dość prostego powodu – miał to w dupie.
Nie odpowiadał, jakby pokrzywdzony przez los mężczyzna nie zasługiwał na to, by szatyn strzępił sobie na niego gardło. Mogliby uciąć sobie miłą pogawędkę, ale to tylko odwlekłoby to, co i tak było nieuniknione. Opętany miał ochotę znów rozmasować obolałą szyję, ale gwałtowniejszy ruch z jego strony mógłby zostać uznany za zwiastun nadchodzącego ataku. Stłumił w sobie tę chęć. Zamiast słuchać doktora, ukradkiem próbował ocenić ilość uzbrojonych. To oni, pociągając za spusty, mogli wyrządzić mu najwięcej szkód. Nie znosił mrowienia w tym cholernym ramieniu, żeby wytrzymać jak najdłużej, ciemność skumulowała się w lufach broni mężczyzn, starając się zablokować wystrzały, które już niebawem mogły go podziurawić. Jednie dwójka mężczyzn spotkała się z niemiłym zaskoczeniem, gdy nagle odczuli silne szarpnięcie, które miało na celu nakierowanie giwer na właściwy tor, a tym właściwym torem okazał się sam doktor, a dokładniej jego łysy łeb. Wszystko działo się szybko. Czuli, jak coś cienkiego przesuwa się po ich palcach, by w następstwie naprzeć na nie i spróbować zmusić do naciśnięcia.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.07.14 18:41  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.

Ryan


Doktorek był bardzo pewny swojego. Cóż, nie ma co mu się dziwić, wszakże przygotowywał się na to spotkanie latami. Był pewien, że dopracował swój plan niemalże w każdym szczególe i nie dopuszczał do swojej myśli, że coś mogłoby pójść nie tak. Jednakże nie wziął jednego pod uwagę. Że przez te wszystkie lata nie tylko on się rozwijał, ale jego obiekt zemsty również.
Mężczyzna wykrzywił w obrzydliwy sposób swoje rybie wargi, co najpewniej miało być uśmiechem zadowolenia. Jednakże szybko zrzedła mu mina, gdy wreszcie jego oczy spoczęły na małym chłopcu, który wreszcie wręcz siłą został odlepiony od nogi Ryana. Giro zaklął niezadowolony pod nosem i wycelował krzywym paluchem w małego.
- Czemu ten mały szczur nadal stoi żywy obok niego? Powinienem się go pozbyć w momencie, gdy okazał się niewypałem! – wyrzucił  z siebie i kiwnął w stronę jednego ze swych paziów, by odciągnęli malucha na sporą odległość od wymordowanego. Jednakże wszystkich tych, którzy posiadali w tym momencie broń uwaga była skierowana zupełnie gdzie indziej. Wpatrywali się z zaskoczeniem na dwóch swych kompanów, którzy właśnie kierowali lufy w stronę doktora.
- Co Wy odwalacie? Tam jest Wasz cel! – rzucił doktor, wpatrując się nieco zaskoczonym wzrokiem w ich stronę. Parę sekund wystarczyło, by zrozumieć czyja to sprawka. Mężczyzna cofnął się gwałtownie i spojrzał nienawistnym wzrokiem na Wymordowanego.
- Strzelać w niego! Przyda mi się nawet wtedy, kiedy będzie mielonką! Już! – wydał rozkaz, a za nim praktycznie każda broń wycelowana w Ryana wystrzeliła. Och, chwila, coś poszło nie tak. Żadna broń nie wystrzeliła co pociągnęło za sobą pomruki pełne niezadowolenia i niezrozumienia.  Z pewnością zajmie im parę sekund, zanim zrozumieją, że ich bronie zostały zatkane za sprawą Ryana.
- Ty… – zaczął Giro, lecz jego słowa utonęły w głośnym huku dwóch wystrzałów z wcześniej wycelowanych w niego broni. Czy trafiły, ciężko powiedzieć, jednakże jedno było pewne. Nie zabiły mężczyzny, którego w ostatniej chwili otoczyło osiem, grubych i obślizgłych macek tworząc coś na wzór kokonu. Czyli plotki na temat jego „potworności” okazały się prawdą.
Krótką chwilę zamieszania postanowił wykorzystać mały, który wreszcie chciał się do czegoś przydać. Wyskoczył przed Ryana i zagryzając dolną wargę do krwi wyciągnął swoje dwie, małe rączki przed siebie. Raptownie w pomieszczeniu dało się poczuć, jakby atmosfera nieco zgęstniała. Mężczyźni stojący w pół okręgu przed nimi unieśli się ku górze, jakby nic nie ważyli, by sekundę później uderzyć z całej siły w ziemię, pozostawiając pęknięcia i wgłębienia w miejscu uderzenia. A sami… zamienili się w krwawą miazgę.
- Widziałeś? Uda— – chłopiec odwrócił się chcąc pochwalić swoimi umiejętnościami, jednakże słowa zostały ucięte, kiedy ten… zniknął. Tak po prostu. Jakby wyparował, zostawiając po sobie kupkę ubrań. Coś się poruszyło. Z ubrań wysunął się mały pyszczek, kierując swoje dwukolorowe oczy w stronę Ryana. Zapiszczało i wyskoczyło z kupki. Ledwo trzymając się na małych łapkach, podbiegło do Wymordowanego, skomląc cicho i ocierając łepkiem o jego nogę. Nietypowy szczeniak wilka wschodniego, który jeszcze parę chwil temu był małym chłopcem, zadarł głowę i przechylił ją nieco, jakby na coś czekał.
W pomieszczeniu wybuchła panika i zamieszanie. Ludzie, najpewniej pracownicy tego miejsca, którzy do tej pory przyglądali się całemu zajściu, rzucili się w stronę drzwi, chcąc ja najszybciej opuścić to miejsce. Ale nie tylko oni. Pozostali ochroniarze doktora, którym udało się ujść z życiem zaczęło brutalnie taranować sobie wyjście, nie bacząc na innych. Każdy chciał się ratować, znaleźć jak najdalej od kogoś tak niebezpiecznego.
- Wracać tutaj zdrajcy! – krzyknął Giro, który opuścił swoje macki. Fioletowe tentacle zafalowały niebezpiecznie a z ich przyssawek wydobywał się dziwny, żółtawy płyn, który nie pachniał zbyt przyjemnie.
- Za co ja Wam płacę tchórze?! To tylko jeden facet! Dobra, idźcie. Sam się nim zajmę. – warknął, kierując swoją uwagę tylko i wyłącznie na Ryana. Odrzucił gdzieś w bok swoją super laskę, jakby raptownie jej nie potrzebował. Najwidoczniej macki skutecznie pomagały mu w utrzymaniu równowagi. Gwałtownie sięgnął pod kilt, z którego wyciągnął mały pistolet i wycelowawszy w Ryana, wystrzelił trzy razy, jednocześnie „plując”, jakkolwiek idiotycznie to brzmi, z przyssawek w jego stronę. Czymś Ryan dostanie. Ale to od niego zależy czym. Kulą czy śluzem. Tak bardzo trudny wybór.


Generalnie trzy kule lecą celując w głowę, w ramię i szyję. A śluz w dolne partie ciała.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.14 17:35  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
I to rozumiał. Powinien wykazać się większym zdumieniem na widok niewielkich rozmiarów chłopaka, który rozgniata przeciwników na podłodze, jednak w tym momencie kiwnięciem głowy zaaprobował to, że białowłosy zrozumiał, o co mu chodziło. Nie spodziewał się, że zabrnie aż tak daleko, ale przynajmniej większość przeciwników miał już z głowy. Szkoda tylko, że przy okazji i Giro nie skończył równie marnie. Dobrze byłoby, gdyby wreszcie skończył kłapać swoją jadaczką. Jego głos był równie paskudny, co gęba. Nic dziwnego, że nikt nie miał ochoty go słuchać.
„Widziałeś?”
Na moment opuścił spojrzenie na chłopca, choć – jak szybko się okazało – raczej na to, co z niego zostało. Na początku można było odnieść wrażenie, że dzieciak magicznym sposobem rozpłynął się w powietrzu, aczkolwiek widok pyska, wyłaniającego się spod ubrań przypomniał o jego prawdziwej naturze. Grimshawowi raczej trudno było skojarzyć dzieciaka z innym gatunkiem, niż wymordowani. Właściwie to dość logiczne, że tak młody osobnik nie panował nad przemianą. Ciemnowłosy nogą odsunął od siebie szczenię, ale nie dlatego, że pałał awersją do zwierząt. Nie zamierzał też bawić się we właściciela i poszukać czegoś, co wilk mógłby aportować. Myłoby dobrze, gdyby młody jeszcze raz zrobił użytek ze swoich umiejętności i wykończył mężczyznę, który nie chciał dać za wygraną.
Mam nadzieję, że to nie jedyne, co potrafisz, mały ― rzucił mrukliwie do czworonoga, bo najwidoczniej doktor nadal nie miał co liczyć na jakąkolwiek wypowiedź, która zostałaby zaadresowana do niego. W końcu już wcześniej stwierdził, że chętnie go ubije, źle byłoby nie dotrzymać tego słowa. Taka lekceważąca postawa z pewnością usypiała czujność, zaś Jay już po chwili bez zastanowienia rzucił się w stronę Giro. dokładnie w momencie, w którym padły niespodziewane strzały. Ne było już czasu na odwrót. Nie mógł też ocenić, w które miejsca oberwie. Pomimo tego, że już za moment mógł paść na ziemię, pozbawiony swojego pseudo-życia, nie zamierzał zrobić tego bez walki. Gdyby mu się udało, w ostatnim momencie zamierzał przemienić się, lekceważąc to, że znajdowali się w budynku. Skoro on zamierzał podziurawić go nabojami, Ryan zamierzał odwdzięczyć się tym samym, ale wysuwające się z łap pazury znacznie przerastały naboje swoją wielkością. Chciał podziurawić mu klatkę piersiową, gardło, rozedrzeć brzuch... Trzymał się całkiem prostej zasady – skoro ktoś robił mu na złość, on robił tej osobie dziesięć razy gorzej. To poniekąd wyjaśniało, dlaczego wciąż trzymał się na nogach. Przetrwanie także wymagało pomysłowości. Co z tego, że jego wyobraźnia często wykraczała poza granice dobrego smaku.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.14 18:48  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.

Ryan


Ryan wyskoczył do przodu w momencie, kiedy pierwsza kula opuściła broń doktora. Jedno uderzenie serca w miejscu rosłego mężczyzny pojawiła się czarna bestia, która postawiła sobie jeden cel: rozszarpać tego zuchwałego osobnika, który zadarł z tym, z kim nie powinien. Wymordowany poczuł, jak jedna ze strzał śmignęła mu tuż obok ucha, na całe szczęście jedynie zadrapując go. Zwykłe zadrapanie, jakich wiele miał na swoim ciele. Jednakże druga kula zatopiła się w potężnym ciele, trochę niżej od szyi. Ból podobny do rozszarpywania od środka nie powstrzymał jednak zwierzęcia, gdy odbił się silnymi łapami od posadzki, odbijając się od niej i doskakując do mężczyzny. Nie powstrzymało go nawet niesamowite pieczenie i palenie w przedniej łapie, gdy jeden ze śluzowatych strzałów zetknął się z jego skórą. Gęsta ciecz przywarła do sierści momentalnie ją wypalając, aż do samych mięśni, mając właściwości podobne do kwasu.
Giro wydał z siebie jedno, przerwane przekleństwo, gdy ostre kły zatopiły się w jego szyi. Rozszalałe macki zaczęły machać dookoła, próbując zrzucić z siebie potężne cielsko, które przygniotło go do ziemi. Ale nawet one były bezbronne z potężną panterą. Ostre pazury wbiły się bez najmniejszego problemu w brzuch ofiary, rozrywając go i pozwalając, by cuchnące trzewia i jucha pobrudziły białą podłogę. Ale mężczyzna jeszcze żył. Ostatkami siły, dusząc się własną krwią i wymiocinami złapał za skórę Ryana, tuż obok szyi, w miejscu, gdzie jakiś czas temu po śmierci jedne z bliźniaczek coś się wbiło. Zabolało, jednakże ból na moment został złagodzony uczuciem rozpływającego się chłodu. To był moment, gdy pod jego łapami rozległ się dźwięk skrzypnięcia charakterystycznego dla zimy. Giro nie żył, a część jego ciała pokrywał lód. To był już koniec. Zaskakująco szybki. I na co tyle lat starań i przygotowań, jak wystarczyła sekunda ich spotkania, by doktor zginął tak żałośnie?
Teraz pozostała kwestia wydostania się na zewnątrz. Ryan ruszył w stronę drzwi, gdzie parę chwil temu uciekali pracownicy laboratorium. Już nie jako człowiek skierował się szybkim krokiem, choć coraz bardziej dudniło mu w głowie a wzrok powoli się zamazywał. Za dużo mocy i energii wykorzystanej jak na jeden raz. Poczuł, że ktoś drepcze za nim. Mały wilczek postanowił nie opuszczać go na krok, najwidoczniej znajdując w nim swoją nową mamę… Ekhm, znaczy się właściciela. Rana po postrzale bolała aż do obrzydzenia, aczkolwiek ta po śluzie nadal paliła, pozostawiając po sobie wypalone miejsce na prawym przedramieniu. Na dodatek pulsujący ból w szyi. No cóż, regeneracja powinna zrobić swoje.
Nikt nie zwracał na niego uwagi. Widział, że ludzie w panice uciekają, najwidoczniej wiadomość o śmierci ich pracodawcy rozniosła się w trybie natychmiastowym. Trzeba było iść za tłuszczą… I dobrze to wyszło Ryanowi, gdyż po paru minutach wreszcie mógł poczuć świeże powietrze, gdy opuścił budynek, który jak się okazał był dość sporych rozmiarów. No ale podziemia ciągnęły się daleko. Ciekawe ile minie, aż pojawi się następca Giro…


OFICJALNIE KOŃCZĘ MISJĘ DLA FUCKERA, YOLO.

No to tak. Ograniczenia na artefakt sobie sam nałożysz, bo wiem, że nie przesadzisz z tym. Jako bonus otrzymujesz szczeniaka wilka wschodniego. Jako, że jest to szczeniak, na którym eksperymentowano, posiada możliwość przemiany w człowieka. Dodatkowo mały posiada możliwość kontroli grawitacji w obrębie 5 metrów od niego. Z tym, że gdy tego użyje, momentalnie zamienia się w szczeniaka i nie może zamienić w człowieka przez okres miesiąca. Taka regeneracja. A i czas trwania kontroli grawitacji to jeden post. Jedno użycie = jeden post i koniec.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.14 14:22  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
Także tego... Post trzyzdaniowy leci.
Starał się jak tylko mógł, żeby utrzymać świadomość choć trochę dłużej. Na pewno byłoby o wiele łatwiej, gdyby nie był takim chudzielcem, ale co poradzić, jeśli się mieszka w pieprzonej jaskini. Nie dość, że organizm słaby, choć niby modyfikowany to jeszcze spora utrata krwi, nie mówiąc o szoku pourazowym. Nic dziwnego, że w pewnym momencie Yunosuke właściwie czołgał się po schodach zamiast wchodzić w miarę normalnie. Taki los biedactwa. Myślał, że da radę w ten sposób dotrzeć do samej góry, ale kiedy już zdawało mu się, że to koniec, schodów jakby przybywało, a celu nie było widać. W końcu mroczki przed oczami zaczęły stawać się zbyt uciążliwe, aby poruszać się dalej. Ręka marnie wyciągała się do kolejnego schodka, żeby wstrzymać odpuszczające ciało przed upadkiem w dół. W końcu opadła bezwładnie. Nie było sensu się starać. Nawet nie wiedział co go czeka na górze. To nie tak, że się podda, skądże. Nie jest taki. Po prostu jest taki zmęczony... A ciemność jest wyjątkowo pociągająca...
Pik. ---------------
Pik. -----------
Pik. -------
Ktoś tu zaraz dostanie kurwicy. Jedno z futrzastych uszu drgnęło niemrawo. To pierwszy znak, że młody zaczął wracać do rzeczywistości. Szybko dotarło do niego, że nie jest sam. Do tego nie znajduje się tam, gdzie był, a utracona ręka doskwiera jakoś mniej. To dobrze, bo były momenty, w których niemal mdlał z bólu. Nie ukazał tego, bo po co. Taki wytrzymały, a co. Ktoś się odezwał. Kobieta? Czuł jak ktoś kręci się koło niego. Zmarszczył nieco brwi zanim ociężale uchylił powieki, by rzucić otępiałe spojrzenie na osobę stojącą przy nim. Właściwie osoby. W pierwszej chwili skojarzył sobie delikatny głos z brodatą mordą i aż się nieco skrzywił. Abominacja. W końcu dotarło do niego, że głos należał do jakże uroczej... asystentki? Ruszył wzrokiem za ogromną w stosunku do niego sylwetką mężczyzny, ale szybko spojrzał w sufit. A następnie na kroplówki, stąd też na ręce, które do nich sięgały i ich właścicielkę. Przyglądał jej się przez chwilę, po czym syknął cicho, chcąc się podnieść. Uniósł się na łokciu i wciąż półprzytomny omiótł okolicę spojrzeniem. Wszystko skojarzyło mu się z... laboratorium. Momentalnie otworzył oczy bardziej, a pikanie stało się intensywniejsze. Przez krótką chwilę czuł ostry lęk, wywołany wspomnieniami. Zacisnął usta, zerkając w stronę rosłego faceta przy biurku. Dobra, trzeba się uspokoić. Oni... chyba nie zamierzają go wykorzystywać w ten sam sposób, co S.SPEC, prawda? Naiwniak napoił się tą myślą, a puls powoli wrócił do normy.
Słowa.
Dotarły do niego z opóźnieniem. Powoli obrócił głowę w jej stronę, zaraz podnosząc się do siadu.
- Grimshaw... - szepnął do siebie, jakby skanował dane we własnej głowie. - Ah, ten. Nie wiem. Nie wiem jak tu trafiłem. Nie wiem jak on tu trafił. Nie wiem po co tu trafiliśmy. A wierz mi, chciałbym, kurwa, wiedzieć. Powiedziałbym, że nie prosiłem się o utratę łapy, ale to by było niezgodne z prawdą... - uniósł nieco dłoń i zacisnął ją w pięść parę razy. - Nie powinienem nic mówić, nie wiem kim jesteście. To nie tak, że nie doceniam ratunku. Po prostu wam nie ufam.
Oho, cóż się stało ze zgryźliwym, niegrzecznym i w dużym stopniu głupim kotem? Możliwe, że po prostu był zbyt zmęczony, aby robić sobie nowych wrogów. Możliwe, że po prostu miał już tak bardzo dość.
Yunosuke is done with this bullshit.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.14 22:52  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
Drobna kobietka przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, aż wreszcie cmoknęła cicho jakby w niezadowoleniu. Spojrzała przez ramię na swego współpracownika, jakby oczekiwała jakiegoś głębokiego komentarza, lecz mężczyzna najwyraźniej był pochłonięty zupełnie nowym zajęciem, nie zwracając kompletnie uwagi na otoczenie. Dziewczyna w końcu wzruszyła ramionami i sięgnęła do kieszeni kiltu, skąd wyciągnęła paczkę papierosów. Podsunęła ją do Yunosuke z pytającym wyrazem twarzy, czy pali, po czym sama wyciągnęła jednego papierosa i go odpaliła. Wydmuchawszy leniwie drażniący w krtań dym, na powrót skupiła swoją uwagę na chłopaku.
-Byłbyś głupi, gdybyś nam zaufał. – powiedziała cicho, nieco melancholijnym i znudzonym głosem. Jak się jej teraz przyjrzeć, pod oczami wyraźnie odznaczały się fioletowe sińce, które były zapewne efektem zmęczenia i małej dawki snu. Krótka pauza na ponowne zaciągnięcie się i wypuszczenie cienkiej stróżki dymu ustami.
- Nie zrozumiałeś. Chodziło mi co TY tutaj robisz. Bo jeśli chodzi o Grimshawa to wiemy. Nasz szef posłał po niego. No ale skoro sam nic nie wiesz… Musiałeś w takim razie być małym wypadkiem przy pracy tamtych gostków. – dodała nieco smętniej. Wsunęła palce wolnej ręki w swoje włosy i poczochrała je mocniej, tworząc w ten sposób dość uroczy, artystyczny nieład. Odwróciła się na pięcie i podeszła do stołu pod ścianą, gdzie znajdowała się popielniczka, gdzie strzepała nieco popiołu z papierosa.
- W sumie to powinniśmy Cię wyeliminować, bo nie chodziło o Ciebie. Ale szef najwyraźniej zapomniał o Tobie, albo w ogóle się Tobą nie interesował. Będę z Tobą szczera. Jesteś ciekawą istotą, bo pierwszy raz się z kimś takim jak Ty się spotkałam. Co powiesz na mały układ. – rzuciła zaciągając się ostatni raz, po czym zgasiła dopalonego do połowy papierosa w popielniczce. Zerknęła na mężczyznę, który od paru chwil uważnie przyglądał się Yunosuke, lecz nadal pozostawał w milczeniu. Dziewczyna wróciła do stołu, gdzie leżał czerwono włosy i oparła się o blat, przysuwając nieco do chłopaka.
- Powiesz mi nieco o sobie, pozwolisz nam pobrać nieco Twojej krwi, byśmy mogli ją zbadać, a potem Cię wypuścimy. Oczywiście nie tak, że sobie sam wyjdziesz z tego miejsca, ale wywieziemy Cię na tereny Desperacji, a tam już pewnie trafisz do siebie. Szefowi powie się najwyżej, że znaleziono Twoje zwłoki w kanałach. Nie ma zwyczaju tam chodzić. Co Ty na to? – zapytała i uśmiechnęła się lekko. Ciężko było powiedzieć co tak naprawę chodzi jej po głowie. Z jednej strony wydawało się, że mówi prawdę, ale z drugiej zaś mogło być tak, że była dobrą aktorką. No cóż, decyzja należała do Yunosuke.

                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.14 3:05  •  Let's fuc- play.  - Page 3 Empty Re: Let's fuc- play.
W ogóle nie wiedział o chuj tu chodzi. Panna w jednej chwili zmieniła atmosferę wokół siebie. Aż mu się jakoś dziwnie zrobiło. Zacisnął usta, przyglądając jej się uważnie. Wyglądało na to, że facet za biurkiem w ogóle go nie obchodził, choć zapewne stałby się istotny, gdyby tylko się poruszył. Póki siedzi jest okej. Pajęcze zmysły są spokojne. Swoją drogą koty wyczuwają choroby, ale czy przypadkiem nie dotyczy to też zagrożeń? Cokolwiek, nie będziemy się tu teraz zagłębiać w plot ze Spidermana. Nadal uważnie obserwował blondynkę, szczególnie w momencie, w którym zaoferowała mu papierosa. Gdyby miał rękę, to pewnie by drgnęła. Nigdy nie palił i właściwie nigdy nie czuł, że chciałby spróbować, ale w tej chwili przyszło mu namyśl, aby wziąć tę fajkę. Jakoś tak yolo go ogarnęło. W sumie dobrze, przecież nie miał pojęcia czy wyjdzie stąd cał- żywy. Ostatecznie nie odpowiedział jej na propozycję, co równało się z odmową. Ah, taką okazję przepuścić... No cóż, trudno. Wolał skupić się na słowach do niego skierowanych. Potarł zabandażowany kikut, spoglądając za oddalającą się w kierunku popielniczki postacią.
"Musiałeś w takim razie być małym wypadkiem przy pracy tamtych gostków."
Aha. Po pierwsze, jakim cudem? Raczej trudno go pomylić z Ryanem, poza tym mieszkają od siebie jakieś... dużo kilometrów. Po drugie, czyli nie musiał tutaj w ogóle być? Stracił rękę, bo jakieś pojeby przypadkiem zaciągnęły go do Pojebowa? Po trzecie, dlaczego naukowcy nie zmieszali go z jaszczurką? Byłoby łatwiej. Ale koniec tych durnot. W tej chwili ogarnęła go niemała irytacja, co zaowocowało jedynie zgrzytnięciem kłów. Aż dziwne, że mu się nie skruszyły. Był tutaj po nic i chyba to go najbardziej wkurzało. Nie można się jednak dać ponieść emocjom. Uspokoił się w jednej chwili i słuchał dalszych słów panienki. No i mu się nie podobały, ale kurwa życie. Nie można mieć tego co się chce!
- Nie to, żebym miał jakiś wybór. Układ brzmi lepiej od wyeliminowania, mimo wszystko. - mruknął pod nosem, choć na tyle wyraźnie, aby mogli usłyszeć. Tymczasem dziewczyna kontynuowała. Nie podobało mu się to. Ani trochę. Zmarszczył brwi i zacisnął palce na bandażach. To przecież nie tak, że młody jest nieustraszony. To nadal tylko ośmiolatek, choć nieco wyrośnięty. Do tego ma za sobą dość traumatyczne wydarzenia. Tak się składa, że związane ze wszelką formą badań. Drgnął niecierpliwie i rozejrzał się za ewentualną drogą ucieczki. Ni chuja, zabiliby go na miejscu. Spojrzał w oczy blondynki, a czerwone tęczówki wyrażały więcej emocji niż było po nim kiedykolwiek widać. Przede wszystkim gniew i strach.
- Skąd mam pewność, że po mnie nie wrócicie? W tym sęk, nie mam jej. Równie dobrze możesz teraz kłamać, a ja wam przecież i tak nie ufam, więc w najszczerszą prawdę bym nie uwierzył. - skulił się lekko. - Nie oczekuj ode mnie decyzji w sytuacji, która nie daje mi wyboru. Nie po to wlokłem się po tych schodach ostatkami sił, żeby teraz ot tak dać wam się zajebać.
I nastała cisza. Nerwy już od jakiegoś czasu powoli mu puszczały, a teraz był bliski wybuchu. Zaszklonymi oczami omiótł podłogę, zaciskając przy tym kieł na dolnej wardze. Naprawdę nie miał wyjścia. Za nic nie chciał dać im się wykorzystać w taki sam sposób jak kiedyś, ale nie chciał też umierać. Racja, nie miał nic do stracenia, a jego śmierć nie robiłaby nikomu różnicy, ale... nie w ten sposób. Nie w chwili, w której jest właściwie bezbronny. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale niemal od razu je zamknął. Chciał wspomnieć, aby nie wydali go S.SPECowi, ale nie wiedział czy oni przypadkiem nie należą do tej organizacji. Czuł się jakby tonął, wokół nie było żadnego brzegu, a grunt był nieosiągalny. Sytuacja bez wyjścia. Nie ma co się zastanawiać. Znów chciał się odezwać, ale czuł jak głos mu się łamie, więc wstrzymał się jeszcze przez chwilę. Zacisnął usta w wąską linijkę, po czym odetchnął głębiej.
- Róbcie co chcecie... - mruknął cicho, chcąc zamaskować drżenie w swoim głosie. Beznadzieja. Czuł się jak totalne zero.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach