Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 15.06.14 14:37  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Kocia sytuacja jest tak bardzo do dupy, że chyba jeszcze nigdy nie było tak źle. Wciąż odczuwał fantom użartej ręki, kiedy próbował się odsunął od nieubłaganie zbliżających się wyładowań. Przez chwilę nawet miał wrażenie, że niewidzialną kończyną, której prawdziwe szczątki leżały gdzieś za nimi dotknął brzegu powstałej wokół niego klatki i poraziło go. Drgnął niespokojnie, kiedy okazało się, że nic się nie stało. To jednak rozkojarzyło go na tyle, że nie miał czasu na jakąkolwiek reakcję. Zresztą, i tak nie miał opcji ucieczki. Rozejrzał się, zagryzając nerwowo wargę. Wkurwiało go to wszystko. Nie ma co się dziwić, w końcu i tak długo wytrzymał w spokoju. Zerknął w stronę pana-wiecznie-wyjebane-na-innych. W powietrzu właśnie zawisły lodowe kolce. Woda. Zamrożona, ale woda. Gdyby tylko udało się je rozbić... szybko by się roztopiły, a chłopak miałby dużo większe szanse na zrobienie czegokolwiek. Tymczasem jego otoczenie zaczęło się zawężać. Podkulił ogon pod siebie i przygarbił się lekko, wydając przy syk poirytowania. Uszy leżały już od jakiegoś czasu, lecz teraz skłaniały się ku dołowi. Koniec żartów. Tylko fajnie by było, gdyby mógł się ruszyć.
I od tego momentu można jedynie gdybać, bo nic nie jest wyjaśnione. Panny rozdzieliły się, a zwierzęce cielsko ruszyło na jedną z nich. To mogło mieć różne skutki. Gdyby jedna z nich rozproszyła się na tyle, aby niematerialne więzienie czerwonowłosego po prostu odpuściło, to nie byłoby problemu. Szybko by się nią zajął. Wykorzystałby okazję, aby się na nią zwyczajnie rzucić w momencie dekoncentracji. Błysk czerwonych oczu ze zwężonymi źrenicami towarzyszyłby momentowi, w którym szpony jedynej jego ręki bezlitośnie wbiłyby się w szyję lolitki w celu rozerwania jej, a ostre kocie kły wbiłyby się w jej bark i rwały, próbując zadać jak największe i najboleśniejsze obrażenia. I nie miałoby znaczenia czy z jej środka wyskoczą kolejne zastępy kolorowych robaków śmierci. Z nimi łatwiej byłoby sobie poradzić.
Nie można jednak zapomnieć, że utrata krwi ma znaczenie. A przecież stracił jej naprawdę dużo. Jeszcze jest w stanie zebrać w sobie wszelkie siły, aby atakować bez chwiania się. Ale co będzie potem? Opatrunek na 'odwal się' nie załatwiał sprawy. Potrzebował pomocy, której nikt nie mógł mu teraz zapewnić. Nikt nawet nie chciał. I całym sobą chciałby myśleć, że da radę sam, tak jak było zawsze. Tym razem jednak sprawa jest poza zasięgiem jego możliwości. On już zrobił co mógł. Reszta należała do decyzji losu. Chociaż nie widziało mu się ginąć w tym dziwacznym miejscu w wieku, kurwa, ośmiu lat.
Gdyby sytuacja była nieco inna, a błyszcząca klatka nie miałaby zamiaru zniknąć, wykorzystałby słabość drugiej z bliźniaczek. Szpikulce z lodu ewentualnie musiały się o coś rozbić. Jak nie o ziemię, to o ciało bestii. Yunosuke powątpiewał, że nie udałoby mu się tego uniknąć. Wtedy też miałby szansę wykorzystać wodę powstałą w wyniku rozbryzgu lodu. Kałuże w jednej chwili zebrałyby się w jedną, która po podłożu ruszałby w stronę panny. Wystarczyłoby zmoczyć jedną z jej stóp i przeciągnąć wąski strumyczek cieczy w stronę najbliższego wyładowania. Mokry przewodnik prądu szybko doprowadziłby atak do jego właścicielki, porażając ją jej własną mocą. Gorzej, jeśli faktycznie byłaby odporna na swoją moc.
W każdym razie to tylko zamiary. Którą ze ścieżek działania będzie dane mu obrać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.06.14 23:40  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Szkoda, że Yunosuke nie wykorzystał jedynej drogi ucieczki tylko siedział obmyślając to, co by zrobił, gdyby był wolny. A przecież wystarczyło wyskoczyć, wszakże w jego żyłach płynęła kocia krew. No ale nic to, wszystko w takim razie zależało od jego towarzysza niedoli. Ryan dostrzegł swym bystrym okiem coś, co tak naprawdę występowało od samego początku pojawienia się bliźniaczki. Ich splecione dłonie. Nawet w momencie, kiedy atakowały, nie wypuszczały ze swego objęcia drugiej dłoni. Aż do tego niefortunnego momentu, który zapewne zakończy się dla którejś ze stron niezbyt korzystanie. Pytanie teraz dla której.
Ryan w swej dzikiej postaci odskoczył w bok od razu reagując na rozdzielenie bliźniaczek. Niestety nie był w stanie w pełni uniknąć wszystkich szpikulców. Czuł, jak jeden z nich przesuwa się po jego boku, zahaczając o ciemną skórę i rozszarpując ją, tworząc podłużną i średniej długości ranę. Aczkolwiek ostry ból, który przeszył mężczyznę trwał dosłownie chwilę, by po chwili nieco przytłumić i zamienić się w pulsujące, nieco otumaniające i nieprzyjemne uczucie.
Pomiędzy dziewczynami z ziemi niczym mroczne pnącze wyrósł cień, momentalnie rozdwajając swoją końcówkę i odpychając na boki obie dziewczynki z taką łatwością, jakby były jakimiś szmacianymi laleczkami.  Blondynka z niemym krzykiem niemalże trafiła pod same łapy bestii. Zadarła głowę nieco w tył, by lepiej ujrzeć swego przyszłego kata a w jej oczach pojawił się wreszcie strach. Chciała coś krzyknąć do siostry, ale było już za późno. Ciężka łapa przycisnęła jej małe ciało do posadzki i zaczęła napierać coraz bardziej. Dziewczynka podjęła próby uwolnienia, rzucając się i kopiąc nogami, jednakże ostre pazury brutalnie wbiły się w jej ciało. Ostatkiem sił złapała swymi małymi rękoma za łapę mężczyzny i wbiła swoje pazury, orając skórę pod sierścią, zostawiając krwawe ślady. Ale i tak było już za późno. W tym momencie Ryan mógł wyczuć, że coś było nie tak, jednakże dopiero w chwili, gdy mocna szczęka zacisnęła się na głowie ofiary, miażdżąc ją praktycznie po paru sekundach, poczuł w swej paszczy oprócz krwi metal. Jednakże to nie było wszystko. W chwili, gdy czaszka puściła, coś wystrzeliło z niej i wbiło się w szyję Ryana. Jakiś odłamek? Ciężko określić w tym momencie. Zerknąwszy w dół ujrzał oprócz zmasakrowanej głowy, krwi i czegoś, co zapewne było mózgiem, mnóstwo przewodów oraz wystających metalowych śrubek. Robot? Czy android? Nie było teraz czasu na zastanowienie się, gdyż z drugiej strony rozległ się krzyk drugiej z dziewcząt. Widząc, co stało się z jej bliźniaczką, upadła na kolana i złapała się za głowę, zupełnie dekoncentrując, a co za tym idzie – jej wcześniejsza klatka w okół Yunosuke rozpadła się niczym mydlana bańka. A to była chwila chwały dla mutanta. Chłopak wyskoczył w stronę dziewczyny z zamiarem rozprawienia się z drugim, mało strasznym oponentem. Dopadł jej w parę chwil, wbijając pazury w niepozorną szyję. Ciemna posoka splunęła na jedyną rękę czerwonowłosego, a jej konsystencja wydawała się nieco bardziej gęsta, aniżeli zwykła krew. To były sekundy, gdy chłopak rozprawił się z dziewczynką, rozrywając jej gardło oraz bark, z którego wystawał metalowy pręcik. Cud, że w tym szale Yunosuke nie poranił sobie warg ani gardła. Martwa dziewczynka spoglądała na niego pustym, pozbawionym już życia wzrokiem, lecz nie to przykuło jego spojrzenie, a mały, pozłacany kolczyk, który mienił się delikatnym światłem.
No cóż, zadanie wykonane, obie dziewczęta ubite. I co teraz?
Czas na kolejny poziom, najwidoczniej. Odgłos szurania rozległ się z dwóch stron. Jakby coś przesuwało się po ziemi, wydając przy tym nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Dwie płyty jakieś cztery metry o Ryana rozsunęły się, ukazując schody prowadzące w dół. Niestety wiele nie dało się tam dostrzec z racji ziejącej z dołu ciemności. Z kolei z drugiej strony, jakieś dwa metry od Yunosuke, płyty ustawiły się w coś na wzór schodów, prowadzących ku górze. Co było na szczycie? Ciężko było dostrzec z powodu, zapewne, sztucznej mgły. Wybór pozornie prosty, ale co wybrać? W którą stronę się udać?
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.14 11:43  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Pulsujący ból targał jego bokiem, jakby samo silne mrowienie w jego łapie już nie wystarczyło. Na tę chwilę pozwolił jednak na to, by krew sączyła się ze świeżej rany na boku i zlepiała miękką sierść. Miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż przejmowanie się zadrapaniami. Jedni byli zajęci papierkową robotą, inni niesieniem pomocy biednym dzieciom, z kolei jego interesowało rozwalanie cudzej głowy. Co prawda, kolejny niezadowolony pomruk świadczył o tym, że nie podobały mu się poczynania blondynki, a łapa, która przygniatała ją do ziemi drgnęła, jakby zaraz miała ustąpić uścisk. Ale tak się nie stało. Pod paznokciami dziewczyny wykwitły piekące rany, ale w obliczu kilkakrotnie razy większego przeciwnika jej obrona przypominała desperacją walkę o oddech, gdy ma się do czynienia ze wzbudzonym morzem i kompletnie nie potrafi się pływać. On chciał tylko jak najszybciej stanąć na dwóch nogach, bez konieczności mozolnego rozprawiania się z przeciwniczką w, chcąc nie chcąc, słabszej postaci. Nie, żeby odpowiadało mu bycie futrzakiem.
Cień, który dotychczas utrzymywał drugą dziewczynę, rozpłynął się w powietrzu, po tym jak stopniowo jego uścisk zaczynał się rozluźniać. I tak nie był już potrzebny, skoro Yunosuke zdążył zająć się nią. Aż chciało się powiedzieć „Wreszcie”. Tymczasem Ryan poczuł jak czaszka ustępuje pod naporem jego szczęk, choć dźwięk towarzyszący temu bynajmniej nie przypominał dobrze znanych mu trzasków pękających kości. Smoliste uszy drgnęły, ale wymordowany odsunął pysk dopiero, gdy nie spodobał mu się smak. Rozdziawił paszczę szerzej, pozbywając się wszystkich odłamków, które w niej pozostały. Pysk zatrzasnął się z głuchym klapnięciem. Nie odsunął się, chcąc nabrać pewności, że jasnowłosa już się nie ruszy. Właściwie wcale nie zdziwił go fakt, że z istotą żywą miała tyle wspólnego, co on sam z empatią, ale wyglądało na to, że ktoś, kto ich tu sprowadził nie był najlepszy w tworzeniu wytrzymałych zabawek. Android, robot czy czymkolwiek to było już się nie ruszał. Ciemnowłosy zamierzał odsunąć się od swojej ofiary i – oczywiście – zrobił to, ale nie w spokojny sposób. Cofnął się tak gwałtownie, jakby właśnie został rażony prądem i zachłysnął się powietrzem, gdy promieniejący ból rozszedł się po jego szyi. Nawet jeśli odłamek nie zbił mu się w gardło, na moment odniósł wrażenie, że to zaciska się pod wpływem mięśni, które napięły się, próbując powstrzymać wariujące nerwy. Kark ugiął się nisko, a łeb kotowatego zawisł tuż nad ziemią. Dzięki temu sprawniejsza łapa mogła przesunąć się po boku jego szyi, chociaż ten niby łagodzący gest czy też próba pozbycia się czegoś, co znalazło się w jego ciele i zdawało się sprawić mu więcej bólu niż sopel rozdzierający bok, były daremne.
Zwierzęce charczenie nagle przerodziło się w wycedzone przez zęby przekleństwo. Ciemnowłosy mężczyzna pojawił się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą obserwować można było przerośniętą bestię. Palce prawej ręki drgnęły słabo, zmęczone wysiłkiem, choć o tej niedogodności był w stanie zapomnieć, gdy lewą rękę przykładał do znacznie bardziej obolałej szyi. Paznokciami lekko zahaczył o niewielką ranę w miejscu, w którym odłamek przebił się przez bladą skórę, ale rozdrapywanie rany akurat w tym miejscu nie wydawało się być najlepszym pomysłem. Nawet jeśli zadrapania na jego ręce już zaczynały powoli znikać, a i rana na boku z wolna rozpoczęła proces regeneracji. Choć liczył na to, że nowa tkanka wyprze przedmiot z jego szyi, ta na złość zaczynała leniwie obrastać go dookoła, a do nieznośnego bólu przyłączyło się także zimno, które w tej sytuacji nie koiło. Potarł dłonią to przeklęte miejsce, nie przejmując się tym, że roztarł krew. I tak okazało się, że wcale nie zamierzał odsuwać palców od tego miejsca, jakby miały cokolwiek zdziałać.
W dodatku wciąż tu byli.
Płyty rozsunęły się, zaś szare ślepia zaraz zwróciły się w stronę przejścia, które znajdowało się bliżej niego. Dopiero po tym na chwilę przyjrzał się kolejnej stronie. Ach, wybory. Nie mogli stać z miejscu, ale jednocześnie musieli zdecydować się, gdzie pójść. Szarooki miał dziwne wrażenie, że nie miało to tak wielkiego znaczenia, skoro i tak byli już w dupie. A jak było w dupie? Ciemno. Zatem wybór był całkiem prosty! Jay jednak nie zaprzątał sobie głowy zbędnymi kontemplacjami, a jego decyzja została umotywowana jego naturą. Był seme, biatch. W ciemnościach czuł się lepiej. Nie zamierzał pytać mutanta o zdanie, właściwie wszystko wskazywało na to, że już nie obchodziło go to, że są tutaj razem. Zresztą, było mu wszystko jedno, czy czerwonowłosy pójdzie za nim czy będzie mu się chciało zapierdalać schodami na górę i zemdleć w połowie drogi.
Skierował się się schodami na dół.

Do nieba nie chodzę, bo jest mi nie po drodzeee. Umc.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 15:56  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Szczerze mówiąc, miał gdzieś już całą tę sytuację. Tak na maksa. Takie cyrki wyjątkowo go męczą, chłopak robi się rozdrażniony i wrogo nastawiony do każdego wokół. W całym tym koszmarze jedyną pociechą była posoka, tryskająca z rozrywanej gardzieli małej dziewczynki. Ale chwila, moment. Coś tu nie gra. Czerwonowłosy nie przerywał swych bestialskich poczynań dopóki nie upewnił się, że ofiara przestała się ruszać na amen. Dopiero wtedy spokojnie się podniósł, wycierając usta i brodę o rękaw, choć niewiele mu to dało, bo i ubranie miał całe ubrudzone krwią. Przyjrzał się panience, która pustymi oczami bez życia wywiercała mu dziurę w piersi. Czyli nie była człowiekiem. Spojrzenie przebiegło po mechanicznych detalach oblanych szkarłatną cieczą. Została stworzona. Zupełnie jak on. I zginęła żałośnie, tak samo jak jemu przyjdzie zginąć. Odchylił głowę i zebraną w ustach zaczerwienioną ślinę splunął na bok. Wtedy też ukradkiem spojrzał w stronę Ryana, ale zdawało się, że od samego początku było oczywiste, że nie są tu razem, a osobno, pomimo swojego towarzystwa. Tacy już byli, do tego obaj. No nic. Nie, żeby kotu jakoś specjalnie zależało na przebywaniu z ciemnowłosym. Jeszcze tylko coś skupiło jego wzrok. Drobny błysk. Pochylił się nieco, przyglądając się bardziej świecącemu przedmiotowi. Czyżby... kolczyk? Nie był pewien czemu, ale coś mu mówiło, że może się przydać. Bez namysłu wyciągnął rękę w stronę zimnego ciała i wyrwał ozdobę, po czym włożył ją do kieszeni spodni, upewniając się, że nie wypadnie. Powoli odsunął się od robotycznego trupa i zwrócił uwagę na swoje ramię, a raczej jego brak. Cholera wie co mogło się w nim wylęgnąć, gdyby nie ochocze spełnienie prośby przez Wymordowanego. No, przynajmniej na to się przydał. Być może w jego oczach kocur wyglądał na bezbronną królewnę, która już dawno by zginęła, gdyby była tu sama, ale nie wie, że owe nastawienie jest odwzajemniane. W porządku, może dałby sobie radę sam, ale ciekawe co by zrobił, gdyby w międzyczasie nie zajął się drugą z lolitek. Mniej ciekawie, huh? No cóż, nieważne.
W tej chwili coś innego przykuło jego uwagę. A mianowicie schody, które jak w Hogwarcie pojawiły się niemal znikąd. Co za porąbane miejsce... Jakoś intuicyjnie wiedział jaką drogę obierze jakże towarzyski truposz. I mogłoby się wydawać, że dla zasady wybrał tą inną, ale to nieprawda. Od razu postanowił ruszyć w górę, w ogóle nie przejmując się zdaniem Grimshaw'a. Nie będzie przecież za nim latał jak jakieś zwierzątko. Może i nim był, ale nie takim typem. Zmarszczył brwi, gdy mężczyzna zniknął w cieniu zejścia w dół. No i dobra. Sam spojrzał w górę schodów, chwytając się za szczątki ramienia. Chciał wykonać krok w przód, ale prawie się potknął. Nie jest dobrze. Utrata krwi jest naprawdę duża, a do tego wybrał sobie trudniejszą drogę. Miał świadomość, że może skonać w trakcie, ale w tym momencie już chyba na niczym mu nie zależało. W końcu nie ma nic do stracenia, nie? Bullshit, choć skutecznie odganiał te myśli. Zacisnął palce na przesiąkniętym juchą materiale i chwiejnym krokiem ruszył w górę. Piął się powoli i ostrożnie, ale dawało radę. Chwila i już nie było go widać za czymś, co prawdopodobnie było mgłą. Skoro radzili sobie osobno, to niech dalej też tak będzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.14 22:29  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Yunosuke


Koci chłopak wybrał schody do góry. Najwidoczniej nie miał zbytniej ochoty towarzyszyć dłużej w jakże rozmownemu koledze. Yunosuke z każdym kolejnym krokiem czuł się gorzej. Już przedtem nie było najlepiej, aczkolwiek ten wysiłek, wydawać się mogło, że nijaki, skutecznie wysysał z niego wszelakie ostatki sił. Musiał jednak za wszelką cenę dostać się na sam szczyt bo inaczej groziło to zwaleniem się ze schodów i sturlaniem w czego efekcie Yunosuke raczej już nie podniósłby się.
Im wyżej szedł, tym bardziej zaczynało brakować mu tchu w klatce piersiowej. Zdawało się, że powietrze tutaj robi się z każdym kolejnym schodem o wiele bardziej cięższe.
Chłopak dyszał jakby właśnie przebiegł jakiś długi maraton bez wytchnienia, czując jak krople potu spływając po jego skroniach oraz karku. Jeszcze jeden krok, jeszcze jeden… A szczytu jak nie było widać, tak nie było. Czyżby schody ciągnęły się w nieskończoność? Nie miał nawet siły o tym pomyśleć. Nogi ugięły się pod jego ciężarem, a ciemność ogarnęła skutecznie zabierając mu świadomość…

* * *

W oddali słyszał jakieś pikanie. Cholernie irytujące pikanie. Jednakże nie mógł otworzyć oczu. Nie od razu. Jego świadomość dopiero wracała ale z każdą kolejna sekundą coraz więcej bodźców do niego docierało. Leżał na czymś zimnym, to było pewna, jednakże jednocześnie odczuwał ciepło buchające z góry. Jakieś poruszenie, ktoś nachylił się nad nim i dotknął chłodnymi palcami szyi.
- … Wyjdzie z tego. – rozległ się cieniutki, kobiecy, wręcz dziewczęcy głosik. Gdzieś w oddali rozległo się szuranie. Ktoś wstał. Ciężki krok świadczył, że musi to być ktoś o sporej posturze. Cień padł na twarz Yunosuke. Dopiero wtedy mógł uchylić osłabione powieki.
Pochylały się nad nim dwie nieznajome twarze. Męska, z gęstą czarną brodą wykrzywiała się grymasie niezadowolenia. Mężczyzna wyprostował się raptownie i przeciągnął. No cóż, tak jak można było przypuszczać, mógł się poszczycić iście Pudzianowskimi gabarytami. Odwrócił się marszcząc nos jakby wyczuł jakiś nieprzyjemny zapach i wrócił do metalowego biurka, gdzie usiadł na krześle. Aż dziw, że te jedynie zaskrzypiało niebezpiecznie a nie załamało się pod jego ciężarem. Zerknął ostatni raz w stronę stołu po czym wrócił do stukania czegoś na klawiaturze komputera.
Przy Yunosuke została druga osoba. Dziewczę młode, bo na oko powyżej dwudziestki miało o blond czuprynie i wesołej twarzyczce. Rozpromieniła się widząc, że chłopak zaczyna się wybudzać, toteż odsunęła się i sięgnęła do zawieszonej nieco wyżej kroplówki. Teraz jak się rozglądając Yunosuke mógł spokojnie domyślić się, że znajduje się w czymś na wzór laboratorium. Albo jakiejś innej Sali chorych, o czym świadczy chociażby aparatura do której był podłączony oraz białe kilty, które nosiła owa dwójka. No proszę, czyżby uratowali chłopaka?
Dziewczyna obeszła stół na którym leżał i sięgnęła do drugiej kroplówki, tym razem z czerwoną zawartością. No proszę, nawet pokwapili się o przytoczenie mu krwi. Kto by przypuszczał.
- No dobra chłopcze. Gadaj co robiłeś w pobliżu Grimshawa? – zapytała dziewczyna krzyżując ręce na swojej piersi.
-Przyznam, że zaskoczyło nas kiedy przypałętałeś się bezpański zwierzaku. No ale dla Ciebie chyba nie było aż tak zabawnie, co? – spojrzała sugestywnie unosząc brwi w stronę jego ramienia… a raczej kikuta, który teraz był zabandażowany.
-No? Kłapniesz buźką? – dodała coraz bardziej się niecierpliwiąc.

Ryan


Ryan obrał drogę na dół. No cóż, najwidoczniej lepiej czuł się w ciemnych podziemiach niż tam, gdzie jaśniej. Nawet nie obejrzawszy się za siebie, by sprawdzić co zrobi Yunosuke, schodził niżej i niżej. Im dalej, tym ciemniej. Chociaż i tak nie było ciemno jak w dupie murzyna z racji ogołoconych żarówek, które jarzyły się nikle przy ścianie. Ale zawsze to coś, jakieś słabe światło, które w pewien sposób wskazywało drogę. Ciężko było określić ile czasu minęło nim podjął tą mozolną wędrówkę, jednakże końcem końców wreszcie udało mu się dotrzeć na sam dół. Jak się okazało trafił do… ścieków.
Z lewej strony szumiała brudna i syfiasta woda w której można było znaleźć praktycznie wszystko. Od jakiś starych pralek, poprzez resztki jedzenia a kończąc na ludzkich szczątkach. Chociaż biorąc pod uwagę to miejsce, to czy można być pewnym co do prawdziwości tych szczątków?
W każdym razie była tylko jedna droga. Przed siebie, gdyż za Ryanem znajdowały się jedynie schody a chyba niekoniecznie uśmiechało mu się wskakiwanie do tego bajora pełnego gówna. Zapach, który unosił się w powietrzu był drażniący i nieznośny, ale na dłuższą chwilę można się do niego przyzwyczaić na tyle, by nie zwymiotować.
Kolejna mozolna i nudna wędrówka. Można dostać do głowy… Ale cóż to? Coś było kilka metrów przed nim. Co prawda z początku była to raczej zamazana, jasna plama, ale im bardziej pokonywał dzielącego go metry od tego czegoś, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to jakiś humanoid. Wymordowany? Siedziało tyłem do Ryana i czymś się zajmowało. Już teraz mógł powiedzieć, że to najpewniej dziecko z racji małego wzrostu. Stworzenie nieruchomiało, gdy Ryan zbliżył się na odległość nieco ponad trzech metrów. Zaszurało ogonem po ziemi i zastrzygło szarymi, wilczymi uszkami nasłuchując. Wtem gwałtownie się podniósł i odwrócił, potrząsając białymi, roztrzepanymi włosami na bokami. Spiorunował ciemnowłosego dwukolorowymi tęczówkami i obnażył malutkie kły, powarkując.
– No i co się lampisz, ciulu?! – warknął chłopiec swym cienkim, przeuroczym głosikiem. Na oko miał może z siedem, góra osiem lat. Cofnął się o dwa kroki marszcząc przy tym mały nosek obsypany piegami.
- C… chcesz się bić? No chodź! – unosząc małe piąstki, chociaż jego ciało mówiło całkiem co innego. Drżenie sugerowało raczej strach a nie złość. Chłopczyk rozejrzał się dookoła, jakby szukał drogi ucieczki. No cóż, jedynym wyjściem było rzucenie się biegiem w tył.
- Mm… Idź sobie! – dodał mniej pewnym głosem i sięgnął po jeden z kamieni, które znajdowały się tuż obok nagiej stópki. O proszę, chłopczyk budował zamek z kamieni. Jak słodko. W każdym razie złapawszy za kamień cisnął nim w Ryana. Jaka szkoda, że nawet nie doleciał…
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.07.14 11:14  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Nigdy nie żałował swoich wyborów. Właściwie decyzja okazała się być lepsza, niż się tego spodziewał – ktoś, kto ich w to wciągnął przynajmniej postarał się o to, by ścieżka, którą sobie obrał, nie była aż tak nieprzyjemna. Światła – choć ich blask w istocie nie był na tyle mocny, by mógł dokładniej przyjrzeć się otoczeniu – doskonale sprawdzały się w roli przewodnika. Dzięki temu starał się nie zbaczać z trasy. Nic też nie wskazywało na to, by ktoś życzył sobie, by poszedł w inną stronę. Może w którymś momencie swojej wędrówki miał natrafić na jakiś wymowny znak? Informację o tym, że kolejny poziom za nim? W końcu znoszenie tego paskudnego odoru też nie należało do najprzyjemniejszych czynności, gdy zmysły były szczególnie nadwrażliwe. Gdy po raz pierwszy ta okropna woń uderzyła jego nozdrza, na moment oderwał rękę od szyi, która zanosiła się rwącym bólem, na rzecz zasłonięcia jej wierzchem ust i nosa. Przynajmniej w dużej mierze wdychał woń samego siebie. Wciąż nie uśmiechało mu się jednak chodzenie boso po takim miejscu. Chłód wilgotnego betonu na nagich stopach był drażniący, ale to tylko motywowało go do wydostania się stąd, choć nie przyspieszył kroków, zmniejszając ryzyko potknięcia się o coś, wdepnięcia w coś czy wymuszonej kąpieli w cuchnącej wodzie.
Odchrząknął, gdy skażone powietrze zaczęło drapać go w gardle. Dźwięk ten poniósł się echem po kanale, w którym się znalazł. Pewnie pech chciał, że nie był to zwyczajny kanał, ale mimo to Ryan odruchowo od czasu do czasu przebiegał spojrzeniem po ścianie obok w poszukiwaniu metalowych prętów, formujących się w charakterystyczną drabinkę i unosił wzrok, by zorientować się, czy nad jego głową nie znajduje się jakiś właz. Aż wreszcie jego wzrok przykuło coś, co wyróżniało się na tym ponurym tle – pewnie dlatego, że zabawa w takim miejscu nie była szczytem dziecięcych marzeń. Chociaż kto tam wiedział dzisiejsze pokolenie... Desperacja – o ile nadal w to w niej się znajdowali – rządziła się swoimi prawami i właśnie przez to Grimshaw nie miał pewności, czy ten niewinny wygląd nie jest kwestią kolejnego podstępu, toteż wolniejsze zbliżanie się było doskonałym rozwiązaniem, by się o tym przekonać.
Gwałtowna reakcja dzieciaka sprawiła, że szarooki zatrzymał się, ale poza tym nie zareagował. Uniósł brew, jakby postawa młodzieńca przyprawiała go o zrezygnowanie albo niemo nakazywał mu bardziej się postarać. Wzbudzanie grozy nie było jego mocną stroną, a i chyba nawet nie próbował być bardziej przekonujący. Oderwawszy rękę od twarzy, przesunął palcami po obolałym miejscu. Powoli zaczynał mieć wrażenie, że coś próbuje zamrozić go od środka, a jeszcze w tym samym momencie spojrzenie padło na rzucony w jego stronę kamień, który nie miał tyle szczęścia, by go dosięgnąć. Jeden z kącików ust Opętanego przesunął się niżej, znacząc wyraz pogardy na jego obliczu.
Serio?
Nic dziwnego, że przesiadujesz w kanałach, gnojku ― mruknął bez jakiegokolwiek poruszenia. Nie dało się jednak ukryć, że ta nieudolna próba podskakiwania, była na swój sposób rozkoszna. Już pomijając to, że ten mały gówniarz kogoś mu przypominał, ale tę uwagę postanowił zachować dla siebie. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. ― Taki mam zamiar. Zejdź mi z drogi albo przydaj się na coś. Lubisz niespodzianki? Dostaniesz jedną, jeśli powiesz mi, co to za miejsce i jak mam się stąd wydostać ― jego głos stawał się coraz bardziej ochrypły. Nic dziwnego, skoro targało nim coraz większe zmęczenie. Jak na potwierdzenie swoich słów, ruszył przed siebie. Na początku to zmniejszanie odległości wydało się niepokojące, ale ostatecznie ominął chłopaka, wolnym krokiem kierując się tam, gdzie już wcześniej zamierzał pójść. To, czy miał otrzymać odpowiedź czy nie, nie było aż tak istotne.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.14 22:29  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.


Ryan


Twarz chłopca wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie. Może gdyby był starszy to wyglądałby na groźniejszego, jednakże w tym momencie raczej mógł wzbudzać politowanie, ewentualnie ubaw. Ale nic ponad to. Położył po sobie uszy i zamachnął gwałtowniej nastroszonym ogonem, obijając nim swoje nogi.
- G… Gnojku? Sam jesteś gnojkiem… gnojku! I to większym! – warknął nieprzyjemnie sięgając po kolejny kamień. Szybko jednak go wypuścił, kiedy mężczyzna ruszył w jego stronę chłopiec cofnął się gwałtownie niemal nie wpadając do kanału.
- Niespodzianka? – powtórzył, a jego uszy stanęły zaciekawione. Nastawienie dziecka momentalnie uległo zmianie, chociaż wciąż podchodził do Ryana w dość nieufny sposób. Podbiegł do niego i idąc w pewnej odległości… a raczej co jakiś czas biegnąc, gdyż jego małe nóżki nie nadążały sporym krokom mężczyzny i spojrzał promiennie na ciemnowłosego.
- Lubię niespodzianki! Co to za niespodzianka, powiedz, powiedz! – niemalże zaczął skakać z nogi na nogę, machając wesoło ogonem niczym podniecony szczeniak. Brakowało jeszcze pisków i skomleń. Szybko jednak zabrał rękę i wybiegł przed wymordowanego.
- Ja Ci powiem! Wiesz, jesteśmy pod labra…. labrota….. labraratorium doktora Giro. Jest ono taaaaaakie duże! – chłopiec, żeby potwierdzić znaczenie swoich słów wyciągnął ręce na boki i zakreślił wielkie kółko w powietrzu, idąc przy tym tyłem przed Ryanem, by spoglądać na wymordowanego.
- Jest takie duże, że chyba sięga od jednej części świata do drugiej! Ale chyba nie można stąd wyjść. Ale Pan Callum raz był na zewnątrz! On w ogóle wszyyystko wie. Jest najmądrzejszą osobą na świecie! I wiesz, pod nami są głębsze podziemia! Ale tam niby nie byłem, bo mi nie wolno. Raz poszedłem na dół, ale mnie złapali i zbili… Znaczy się ja im się nie dałem! Ja im pokazałem! Takie im lanie dałem, że prosili mnie o litość! – powiedział dumnie i podparł się pod boki. Jego duma nie trwała zbyt długo, gdyż bosa stopa wpadła w szczelinę i chłopiec wyrżnął boleśnie na beton. Jęknął cicho i szybko się podniósł. Spojrzał na zdarte kolana i pociągnął nosem a w jego oczach zalśniły łzy.
- N.. nie bolało. – mruknął i zaczął przecierać oczy idąc dalej. Szedł przez chwilę w ciszy, aż wreszcie dotarli do skrzyżowania kanału. Droga ciągnęła się dalej do przodu, lecz żeby tam się dostać trzeba było przejść po kładce o długości trzech metrów i to dość cienkiej. To samo tyczyło się jeśli chciało skręcić się w lewo, lecz tutaj kładka była o wiele bardziej wadliwa z paroma dziurami. W prawo można było iść dalej po betonie bez niebezpieczeństwa wpadnięcia do ścieków. Chłopak zatrzymał się i złapał za bluzę Ryana, nieco go pociągnąwszy.  
- Chcę moją niespodziankę. – mruknął i wyciągnął swoją małą łapkę w stronę mężczyzny spoglądając na niego lekko szklistymi oczami. Najwidoczniej tutaj wycieczka się kończyła.

                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.14 22:55  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Dzieci to jednak prostolinijne stworzenia. Już nawet nie marnował siły na zdziwienie, gdy okazało się, że pomimo nieufnego nastawienia, chłopak od razu wyraził zainteresowanie „obiecaną” niespodzianką. W całej swojej ekscytacji zapomniał o braku zaufania wobec obcych, ale nagrodą równie dobrze mogło okazać się przypomnienie mu o tym, by w najbliższej przyszłości nie dał się już złapać na taką samą sztuczkę. Ciemnowłosy był nieugięty w utrzymywaniu tajemnicy o tym, co dzieciak miał od niego otrzymać. Gdy mały skał dookoła niego, jakby nagle obudził się w nim niepokój psychoruchowy, on zażarcie milczał z niezmiennie kamiennym wyrazem na twarzy, wiedząc, że dzięki temu białowłosy szybciej przejdzie do konkretów. Chociaż kto wie? Skoro podobieństwo do niego aż tak biło po oczach, mógł równie dobrze uznać, że czeka go okrężna droga, zanim wreszcie dojdą do sedna sprawy. Na tę myśl mimowolnie wypuścił powietrze ustami. Nie uśmiechały mu się przeciągające się monologi, a przynajmniej nie teraz, gdy nie mógł nawet spokojnie przysiąść, a skupienie się skutecznie utrudniał mu rwący ból. A skoro o nim mowa – raz jeszcze rozmasował obolałą szyję, a nawet przesunął paznokciami po wcześniej skaleczonym miejscu, jakby zaczął rozważać wydrapanie ustrojstwa, które wbiło się w jego ciało.
Pod laboratorium? ― mruknął, unosząc brwi, gdy opuścił wzrok na swojego małego towarzysza. Chyba powinien być bardziej uważny, bo – co i tak szybko się okazało – o wyrżnięcie orła nie było trudno. Ryan z kolei zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na przechwałki młodego wymordowanego, choć sam fakt, że ktoś się nad nim znęcał, poniekąd czynił go obiektem eksperymentalnym. ― Dlaczego tutaj jesteś? I kim jest doktor?
Albo raczej czym.
Nie pokwapił się o to, by pomóc mu wstać. Chciał tylko odpowiedzi.
„N... nie bolało.”
Jasne.
Wreszcie przyszedł moment na to, czego nikt nie lubił – decyzje. Te okazywały się jeszcze gorsze, gdy znajdowało się w miejscu, którego się nie znało i trzeba było wybrać sobie odpowiednią drogę. Mężczyzna nie zwracał uwagi na małego wilka, który uczepił się jego bluzy, będąc zbyt zajętym przyglądaniem się możliwym opcją. Z jego aparycją wszelkie kładki odpadały. Nie miał najmniejszego zamiaru urządzać sobie kąpieli w wodzie, w której nie wiadomo co się czaiło. Z drugiej strony miał obok siebie kogoś, kto lepiej znał otoczenie. Na pewno wiedział, jak dostać się tam, gdzie Jay zamierzał się właśnie dostać. Coś sprawiło jednak, że mimowolnie skręcił w prawo, jednak niespiesznym krokiem, gdyby nagle przyszło mu zawrócić. Przy okazji szare tęczówki znów przyjrzały się dzieciakowi, który aktualnie stał się nieodzowną częścią jego planu.
Będę mógł ci ją dać, gdy dotrzemy do laboratorium. Zaprowadź mnie tam.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.14 22:56  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.

Ryan


Rozbiegane oczy chłopca powędrowały po okolicy, poczym westchnął ciężko, jakby był czymś zmęczony. Uniósł jedną rączkę do swojego ucha, po którym się podrapał, wracając spojrzeniem do mężczyzny.
- No to przecież powiedziałem. Nie poprawiaj mnie. – mruknął naburmuszając przy tym swoje policzki, co w tym momencie zbliżyło go wyglądem do małego, wilczego chomika. Jego ogon drgnął niespokojnie, szurając nieco po ziemi kiedy na twarzy pojawiło się zaskoczenie i zdziwienie. Rozszerzył oczy i rozchylił nieco wargi, spod których wystawały dumnie maleńkie kiełki wyglądające jak małe igiełki.
- Naprawdę nie wiesz kim jest doktor Giro? Jak możesz nie wiedzieć! Wszyscy to wiedzą…. Ha, ale ty głupi jesteś. – parsknął śmiechem czując najwyraźniej z tego powodu jakąś głupią satysfakcję i radość. No patrzcie jak mało potrzeba do szczęścia takiemu dziecku, żeby poczuło się lepsze od dorosłego.
- Doktor Giro jest szefem! I jest bardzo przerażający. Ma ponad cztery metry, osiem nóg i rąk i czerwone oczy! A jego ślina jest trująca i… i… ponoć je ludzi. Żywych… – ostatnie słowa dodał szeptem, rozglądając się dookoła, jakby obawiał się, że ktoś ich właśnie podsłuchuje. Zamachał lekko ogonem, przełykając głośno ślinę i kładąc po sobie uszy.
- Tak słyszałem. Nigdy go nie spotkałem. Ale tak mówią. – dodał po chwili wzruszając ramionami. No cóż, wyszło na to, że i sam chłopak niewiele wiedział o tajemniczym doktorze, który najpewniej pociągał za sznurki tej wielkiej, popieprzonej machiny. Chłopczyk podbiegł do jednej z kładek i zaczął po niej skakać, najwidoczniej znajdując w tym świetną zabawę. Drewno niebezpiecznie skrzypiało, jednak nic nie wskazywało na to, żeby miało złamać się pod wagą jasnowłosego. Widać, że dziecko przywykło do tego typu zajęć.
- Bawię się tutaj. A jak pójdziesz w lewo, tam dalej, to tam mieszkam. Chcesz zobaczyć? Tylko nie wiem czy zmieściłbyś się ze swoją dużą dupą do mojego właaaazu. – zamyślił się na moment drapiąc po nosie, na moment zapominając po co właściwie tutaj przyszli. Najwidoczniej odnalazł w Ryanie towarzysza, który mógłby pomóc mu w zabiciu nudy.
Wymordowany szybko mu jednak przypominał przedstawiając sprawę jakże prosto. Chłopiec spojrzał na niego a jego dolna warga nieco drgnęła.
- Ale… ale… Ale powiedziałeś, że dostanę niespodziankę jak Ci powiem, gdzie jesteś! Okłamałeś mnie, ciulu! – krzyknął najwyraźniej niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Zmarszczył niezadowolony swój nos i zamachał gwałtownie nastroszonym ogonem. Czyżby czas zaufania prysł?
- Nigdzie Cię nie zaprowadzę! Idź sam! – dodał krzyżując małe rączki na swojej piersi, doskonale zdając sobie sprawę, że nieznajomy nie będzie wiedział gdzie iść.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.14 22:58  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.
Jego podejście można było określić w prosty sposób – dawał szczeniakowi się wyszczekać. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że nie był poruszony tymi trywialnymi odzywkami. Cwanych gówniarzy o wiele prościej było zniechęcić ignorancją, niż wdawaniem się w zbędne konwersacje z nimi. Właściwie Ryan w ogóle nie lubił wdawać się w zbędne rozmowy z kimkolwiek. Gdyby było to możliwe, a jego rozmówcy podchodzili do spraw równie profesjonalnie, co on, praktycznie znaczna część wymian zdań odbywałaby się na zasadzie krótkiej piłki. On zadaje pytanie, inni odpowiadają w jak najbardziej treściwy sposób albo na odwrót, choć w drugim przypadku istniało wysokie prawdopodobieństwo, że jedyną odpowiedzią okaże się milczenie. Szkoda, że do jego uszu nie docierały tylko te fragmenty monologu, którymi był zainteresowany. Z jego ust wyrwało się charakterystyczne westchnięcie, które świadczyło o zrezygnowaniu. Chyba powinien wysilić się na odrobinę przejęcia, gdy mały opisywał doktora. Charakterystyka na miarę potwora spod łóżka, którym straszono dzieci. Nic dziwnego, że na dorosłym mężczyźnie nie robiło to wrażenia. Osiem rąk i nóg? Po świecie biegały jeszcze gorsze kreatury. Czerwone oczy? Jakby takich było mało. Trująca ślina? Nic nowego. Jedzenie ludzi? Sam to przerabiał. Niektórzy smakowali paskudnie.
Mały nie musiał o tym wiedzieć.
Szatyn politycznie pokiwał głową, przyjmując do siebie te informacje i zaznaczając, że pomimo uciążliwości młodego wymordowanego, słuchał go, choć jego spojrzenie błądziło po zaciemnionej sieci tuneli, w których się znajdowali.
Ciekawe. Chętnie go poznam ― mruknął, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. W rzeczywistości tylko on wiedział, jak skończy się to spotkanie. Miał nadzieję, że doktor Giro lubił nie tylko ludzkie mięso, ale i swoje, bo zamierzał urwać mu fiuta i siłą umieścić go w jego gardle. Byłby to ostatni posiłek w jego marnym życiu. Niektórym należało dobitnie uświadomić, jak wielki błąd popełnili.
Krytycznie przyjrzał się kładce, po której chłopak zaczął skakać. Jako odpowiedzialny dorosły powinien kazać mu przestać, ale chyba było mu z tego powodu aż za bardzo wszystko jedno. Mały był mu potrzebny do szybszego znalezienia drogi, ale z drugiej strony mógł to zrobić sam, dlatego właśnie pokręciwszy głową w odpowiedzi, postanowił iść dalej. Nie chciał widzieć jego cholernego domu, chciał się dostać do laboratorium, ale wyglądało na to, że młody wcale nie był taki głupi, na jakiego wyglądał, jednakże i na to Grimshaw miał swoje sposoby.
„Okłamałeś mnie, ciulu!”
Czy on nie znał innego określenia?
Nie okłamałem ― zaczął spokojnym tonem, który sam w sobie nadawał jego wypowiedzi pewną dozę wiarygodności. No, może trochę.Żebyś mógł dostać niespodziankę, musimy dostać się do laboratorium. Sam przyznałeś, że stąd nie ma ucieczki. Jedynie stamtąd będę mógł zabrać cię na zewnątrz i... ― Przerwał na chwilę, przyciskając rękę do boku szyi. Silniejsze ukłucie rozproszyło go na tyle, że syknął przez zaciśnięte zęby, jakby jakaś niewidzialna siła pokarała go za robienie nadziei niewinnemu dzieciakowi, chociaż prawda była taka, że mógł go stąd zabrać, ale w zależności od tego, jak to wszystko miało się skończyć. Poza tym po opuszczeniu tego miejsca, zostawiłby go na pastwę losu dziczy, choć na dłuższą metę białowłosy nauczyłby się samodzielności. ― Wtedy mógłbyś zobaczyć Eden. Pewnie spodobałoby ci się tam, miałbyś więcej miejsca do zabawy i może jakiś anioł przygarnąłby cię do swojego wielkiego domu i – no nie wiem – pozwoliłby ci trzymać tam jakiegoś futrzaka.
Co z tego, że mały sam nadawał się na zwierzątko domowe.
Cały ten utopijny obraz był przyodziany w obojętność. Jay nie był mistrzem wczuwania się w sielankowe scenerie, skoro doskonale wiedział, że nawet Raj nie był już taki, jak powinien być. Z tym, że dzieci lubiły bajki, a skoro dostawały jakąś gwarancję tego, że taki świat może istnieć, zaraz zapalały im się te przeklęte żaróweczki w oczach.
Nigdy nie był jak one.
Ale jak nie chcesz, poradzę sobie sam. ― Machnął lekceważąco ręką i ostentacyjnie przyspieszył kroku.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.14 23:30  •  Let's fuc- play.  - Page 2 Empty Re: Let's fuc- play.

Ryan


Dziecko, jak to dziecko, uparte to małe cholerstwo i jeszcze strzelające ostentacyjnym fochem. Jakieś lepsze wychowanie z pewnością by mu się przydało. Ale czegóż więcej można wymagać po kimś, kto mieszka w ściekach pod jakimś cholernym i popieprzonym laboratorium. W każdym razie Ryanowi znowu udało się podejść małego. Czyżby jakieś naturalne, głęboko uśpione instynkty rodzicielskie pozwalające na obycie z dziećmi?
Mały odwrócił gwałtownie głowę w jego stronę a dwukolorowe tęczówki zabłyszczały z podniecenia i entuzjazmu. Zaczął machać ogonem bardzo szybko, niczym szczeniak, który cieszy się na powrót swojego właściciela. Bardzo szybko pokonał odległość dzielącą go od mężczyzny, o dziwo nie zachwiawszy się na wadliwej kładce i stanął przed nim, jednocześnie taranując jego drogę swoimi małymi rozmiarami, wpatrując się w niego niemalże maślanym wzrokiem.
- Na zewnątrz? Naprawdę? Ale tak naprawdę? Nigdy tam nie byłem! Chcę, chcę, chcę! Bardzo chcę! Zabierz mnie tam! Eden? Co to? Coś do jedzenia? Coś dobrego? Jejku, jejku! Zaprowadzę Cię! – wyrzucił z siebie potok rozentuzjazmowanych słów. Złapał Ryana za wskazujący palec bo jego mała rączka praktycznie mogło tylko go objąć w całości i pociągnął przed siebie idąc z przodu, co chwilę machając uniesionym ogonem.
Niemalże nucąc coś pod nosem niestrudzony brnął dalej. Jak się okazało kanały były dosyć rozległym miejscem, gdyż tamto skrzyżowanie nie było jedynym. Póki co skręcili dwa razy w prawo, raz w lewo i raz musieli przeskoczyć na drugą stronę, by nie wpaść do kanałów. Akurat w tamtym miejscu odległość miedzy murkami wynosiła nie więcej niż jeden metr, toteż Ryan bez problemu mógł przeskoczyć a mały, jak to mały, skorzystał z drewnianej kładki. Jak widać mieszkańcy kanałów jakoś sobie radzili w sprawnym poruszaniu się po śmierdzących ściekach.
Niestety, cudowna i słodka cisza nie mogła trwać zbyt długo przy tej małej kuli energii, gdyż już po chwilowym milczeniu chłopiec odwrócił się spoglądając na niego zaciekawionym wzrokiem.
-Boli Cię? Jesteś ranny? Ja zawsze sobie liżę rany i dzięki temu szybciej się leczą! Może też musisz się polizać? – zapytał wesoło.
-A tam w oko co Ci się stało? Ale wiesz, wiesz! Też takie kreski mam, popatrz! – rzucił radośnie wybiegając trochę przed niego. Złapał za materiał za dużej koszulki i podciągnął ją do góry, ukazując ciało pełne blizn. Niemalże nie było miejsca na jego skórze, gdzie nie byłoby jakiejś blizny. Chociaż to, co zaprezentował, wyglądało raczej jak kilka różnych płatów skóry zszytych z sobą. Różne odcienie, dość mocno kontrastujących się ze sobą połączone grubymi, nieregularnymi śladami po szwach. Chłopiec wyszczerzył się szeroko prezentując swoje niepełne uzębienie, gdyż dopiero teraz Ryan mógł zauważyć brak jedynki. Och, kolejna cecha, która łączyła go z mężczyzną i co dla malca z pewnością było powodem do dumy.
- O, to tutaj! – krzyknął wesoło i podbiegł do średniej wielkości rury. A raczej wylotu rury, która znikała w ścianie.*
- No. Tędy można się przedostać ale chyba jesteś za duży. Ja tam czasami się wkradam, ale na krótko bo dwa razy dziennie płynie tędy woda. – powiedział chłopak i podbiegł do wylotu wsadzając tam głowę. W słowach malca było ziarnko prawdy. Ryan mógłby mieć problem w poruszaniu się w dość ciasnym obszarze, jednakże istniała szansa, gdyby poruszał się na czworakach… Chłopiec wskoczył do rury i powoli ruszył, jednakże bardzo szybko wrócił i wychylił głowę z rury.
- Idzieeeeesz? – zapytał wyciągając w jego stronę małą rączkę.

* Moje opisy są chujne, więc w razie wątpliwości pytaj to spróbuję bardziej wyjaśnić o co mi chodziło ;w;
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach