Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 07.04.14 1:05  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Zmysły szalały i nie potrafił już ogarnąć wszystkiego co się dzieje. Uczucie bólu, rozkoszy, ekscytacji i spokoju zarazem mieszały się w nieokreśloną całość, która dawała niesamowicie dużo przyjemności, a jednak pozostawiała po sobie pewien posmak. Chłopak obejmował mocno swojego pana, czując jak pochłaniany się przez pożądanie. Jego, ale także swoje. Wiedział, że nie oddałby się w ten sposób nikomu innemu na świecie. Nie z własnej woli. On mógł wszystko. Jego pan mógł go bić, plugawić, szmacić, mógł robić z jego ciałem i duszą co tylko mu się podoba. To jemu Yunosuke był całkowicie podporządkowany duchowo i fizycznie. To do niego należały łzy, które teraz spłynęły po lekko zaczerwienionych policzkach. Nie był przyzwyczajony do tak częstego używania ust. Z czasem jęki ucichły, w gardle mu koszmarnie zaschło, a sił miał coraz mniej. W dodatku dłonie wilczura nie dawały mu spokoju, to dotykając go gdzieś, to łapiąc za nieszczęsny ogon. Cholerne najwrażliwsze miejsce w jego ciele. Odchylał głowę za każdym razem, gdy wzdłuż kręgosłupa przebiegał niesamowity dreszcz. Co jakiś czas wbijał pazury w ciało kochanka, ale nie robił mu krzywdy. Przyciskał kły do swoich warg, ale nie rozszarpywał bardziej rany. Powoli opadał z sił, ale jednocześnie czuł, że coś się zbliża. I wiedział też, że dotyczy to jego partnera. Obejmował go i przyciągał do siebie, zupełnie jakby chciał zamknąć go w tej chwili i na zawsze pozostawić w swoich ramionach. W końcu zadrżał, bardzo mocno. Zamknął oczy i niezdarnie złapał haust powietrza. Niemy krzyk wydostał się z jego gardła, gdy jasnowłosy szczytował w jego wnętrzu. Ale nie był jedynym, który doznał spełnienia. Aż dziwne, że kot wytrzymał tak długo. Nasienie spłynęło po bladym brzuchu, gdy klatka piersiowa unosiła się w nierównym tempie, a organizm próbował się uspokoić. Czerwone oczy wyłapały jak sylwetka ukochanego bezszelestnie odsuwa się. Koniec.
Obdarty ze wszelkich resztek godności i całkowicie zdewastowany w każdym aspekcie swojego istnienia spoglądał jak wargi Jonathana poruszają się. Na krótki moment rzeczywistość przestała istnieć. Dopiero po chwili dotarły do niego wypowiadane słowa. Przesunął spojrzeniem po jego twarzy. Dostał pozwolenie? Na co? Ah, tak... Drobne ciało drgnęło. Chłód podłoża zaczynał dawać się we znaki, trzaskanie ognia dopiero teraz stało się dla niego słyszalne. Rany dopiero teraz zaczęły boleć. Przesunął palcami po rozranionych ustach, milcząc. To nie koniec, usłyszy coś jeszcze. I usłyszał.
"Wyrżnę każdego, kogo dopuścisz do siebie równie blisko..."
Zabrzmiało jak... groźba. Ale bardzo uprzejma groźba. Niedorzeczne? Możliwe. Nie w przypadku tego chłopaka. Dla niego najgorsze przekleństwa mogły brzmieć jak piękne poematy, jeśli były wypowiadane przez odpowiednią osobę. A wilk był tą jedyną odpowiednią osobą. Tylko jemu pozwoli na dosłownie wszystko wobec swojej osoby. Jednak wciąż milczał. Przechylił głowę, zastanawiając się co takiego mógłby chcieć od niego jego pan. Cóż, to nieważne. I tak to sobie weźmie, więc niechaj tak będzie.
Nagle poczuł się dziwnie. Oczy zaczerwieniły się, usta zadrżały, tak samo jak drobne ramiona. Yunosuke w tym momencie nie myślał zbyt wiele, więc wszystko co teraz się stało było niekontrolowanym impulsem. Zasłonił dłonią twarz i drgnął. I znowu. I kolejny raz. Po chwili w kryjówce rozległo się ciche, cichuteńkie łkanie. Kot przesunął rękę i zasłonił usta, spoglądając na bok. Świeże łzy przyozdobiły jego policzki lśniącymi ścieżkami. W milczeniu walczył ze sobą, aby nie dać się ponieść chwilowej emocji. Nie chciał wybuchać płaczem, nie teraz. Złączył ze sobą uda i podkulił nieco nogi, pochylając twarz, by ukryć swoją zapłakaną mimikę pod czerwonymi pasmami. Słabo wyszło.
Dlaczego? Ponoć kobiety, które mają bardzo dużo stresu w życiu płaczą po stosunku. I nie kontrolują tego. Ich łzy nigdy nie mają konkretnego powodu, to po prostu przychodzi i... jest. W jego przypadku pewnie było podobnie. Kocur może sobie udawać nieczułego, wszystko skrywać w sercu i większość spraw przemilczać, ale nic nie zmieni tego, że wszystko pozostawia po sobie brud. I to ten brud z czasem zmienia się w ciężkie brzemię, które przychodzi mu dźwigać. Trudno, życie bywa kurwą. Szybko otarł twarz, nie chcąc robić scen przy właścicielu. Pokręcił głową i uchylił usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowa ich nie opuściły. Dopiero po chwili zdołał podnieść wzrok i spojrzeć w dwukolorowe tęczówki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.14 12:43  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
| … co. Jak mogłeś. |


Czując drżenie, uśmiech, dotychczas ozdabiający twarz, zniknął gdzieś w sekundę, pozostawiając po sobie tylko nikłe wspomnienie. Powolnym, wręcz leniwym ruchem wsparł się na łokciu, podniósł głowę i zadzierając ją nieco wyżej, wbił spojrzenie w twarz Yunosuke. Drobne kropelki drążące drogi po policzkach lśniły, odbijając od siebie gorące płomienie ogniska, a każda kolejna powodowała nieznośne uczucie rozdrażnienia, gnieżdżące się gdzieś głęboko tuż pod linią żeber. Dlaczego? Ściśnięty żołądek, uczucie, jakby ktoś bezwzględnie rozszarpywał go od środka cięciami ostrych żyletek. Czymkolwiek było to uczucie, Jonathan ewidentnie go nie chciał. Niecierpliwił się tylko, w którym momencie będzie mógł je rzucić na ziemię i zgnieść butem jak pustą paczkę papierosów.
- Płacz – wyszeptał w końcu cicho, pochylając się nad tą drobną istotą pod sobą, która właśnie się skuliła. Kruchość Yunosuke sprawiała wrażenie, jakby przy gwałtowniejszym ruchu miał się złamać, rozlecieć, rozsypać jak piasek. Mimowolnie wzrok białowłosego padł na rozszarpaną szyję, pogryziony bark. Przesadził? Powinien pomyśleć o tym wcześniej? Stąd ten płacz? Growlithe westchnął cicho, przykładając usta do jego policzka. Wilgotny, słony posmak natychmiast został zignorowany, jakby łez nigdy nie miało być. Pozostało tylko muśnięcie delikatniejsze, od uderzenia motylego skrzydła. Nie rozumiał, dlaczego mimo próby zapewnienia samego siebie o nieistnieniu łez, te jednak faktycznie się pojawiły. Ich widok był ostry, smak intensywny. Prawdziwości nie dało się podważyć. - Yuno. – Tak jakby dźwięk jego imienia miał cokolwiek zmienić... I choć wewnątrz chciał dać mu odpowiednie zapewnienie, w rzeczywistości nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnej obietnicy. Nie było pewności, że i następnym razem nie zechce mieć sługi wystarczająco blisko, by usłyszeć jego słodki jęk, poczuć pod sobą prężące się, drżące ciało, widzieć oczy pełne ekscytacji, strachu, oddania i bólu; nie było więc mowy, by zarzekał się o delikatności. „Nigdy nie zrobię nic, wbrew tobie” - to też nie padło z jego strony. Nie było żadnego przepraszam, ani dziękuję, żadnych pytań i ckliwych powiedzeń.
A wystarczyło przecież tak niewiele.
But that dream was never to be fulfilled...
- Przestań – rzucił już ostrzej, gdy rude kosmyki skryły zapłakaną twarz Yunosuke. Przez moment jeszcze wsłuchiwał się w cichutkie łkanie, doskonale wiedząc, że ta cisza jest prezentem specjalnie dla niego. Uniósł jednak wolną dłoń i zacisnął palce na ręce sługi, odsuwając ją od jego buzi. Ujrzał jeszcze, jak w ostatnim momencie pogryzione usta zamykają się, przełykając myśli i skrywając je zbyt głęboko, by Jonathan mógł je usłyszeć. Uścisk mimowolnie stał się mocniejszy, gdy Jace'a ukłuła ostra igła zawodu. Yunosuke znów milczał. A robił to bo tak wypadało. Tak go nauczono.
Zniszczę te pierdolone blokady.
- Nie kryj się przede mną, Yunosuke. – Zreflektował się prędko, wyswobadzając nadgarstek kotołaka z uścisku. Lustrował każdą mokrą ścieżkę, najmniejszy detal ust, zahaczał o czerwone ślepia i ponownie wracał do warg. Przyglądał się mu zdecydowanie zbyt natarczywie, wręcz bezczelnie, ale zainteresowanie wzięło nad nim całkowitą władzę. - Boisz się ze mną rozmawiać? – burknął nagle, ostatecznie krzyżując wzrok ze spojrzeniem kochanka. Do diabła, miał piekielne wrażenie, że tak właśnie było. Palce wolnej ręki przeczesały kosmyki miękkich włosów kotołaka, jakby ten lichy gest cokolwiek miał zmienić – choć według Growlithe'a, owszem. Bezwzględna, świńska ciekawość. To wszystko.
- Brzydzisz się mnie? Tego co zrobiliśmy? Do kurwy, przestań kulić te nogi – warknął gardłowo, wyswobadzając dłoń z włosów w kolorze krwi. Pięść uderzyła w ziemię, tuż przy głowie Yunosuke, zdradzając nagłe zdenerwowanie. Nie miał nawet zamiaru dopuszczać do siebie podobnych myśli, ale rozdarcie kotołaka w jednej chwili przełamało jego pewność. O ile cudze łzy nigdy nie wzbudzały w nim żadnych uczuć, ten krótki akt niespodziewanej słabości wynalazł kolejne „coś”, co zawtórowało w głowie białowłosego, a czego on sam nie był w stanie nawet zidentyfikować. Że może to jednak nie było właściwe. Może zrobił źle? Pomylił się?
Ha, niedoczekanie.
Wziął cichy wdech, który przetrzymał w płucach przez dłuższą chwilę. Segregacja myśli nigdy nie była jego ulubionym zajęciem.
- Choć raz, Yuno. Nie proszę cię, żebyś był pieprzonym speakerem, ale ten jeden raz mógłbyś przestać traktować mnie z lojalną bezwzględnością. Nie boję się ciebie, nie czuję odrazy ani wstydu i oczekuję od ciebie tego samego. Tej jednej nocy możesz być szczery bez konsekwencji. Nie zrobię ci krzywdy większej, niż byłoby to możliwe.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.14 19:56  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Proste pozwolenie sprawiło, że młody pękł. Zaczął trzeć oczy, kiedy łkanie zamieniło się, w cichutkie wycie, twarz zaczerwieniła się, a łzy zaczęły lecieć mocniej. Wyglądał jak istota złamana, choć wcale tak nie było. Był zagubiony. W tej sytuacji, we własnych myślach, we wszystkim. Musiał się uspokoić, nie chciał teraz płakać. Bezradnie ocierał łzy i próbował wyrównać oddech. Nic z tego. Chłopaku, ogarnij się.
"Yuno."
Dźwięk jego imienia jednak coś zmienił. Jest wypowiadane rzadko, więc zawsze zwraca uwagę, gdy uleci z czyichś ust. Chłopak zatrzymał się we wszystkim co robił. Tylko oddech pozostawał nierówny, ramiona mimowolnie drgały. Serce szalało. Zamknięty w zaciszu własnego umysłu przez dłuższą chwilę studiował własne myśli. Sam chciałby wiedzieć co było powodem jego łez. Na pewno nie ból. Kogoś normalnego zadane rany na pewno cholernie by męczyły, ale nie jego. Zwiększona tolerancja skutecznie zagłuszała wszelkie sygnały ciała, że coś jest nie tak. Właściwie nawet nie zwracał uwagi na krew spływającą po jego barku. Nie był to też żal związany z tym, co się stało, co właśnie zrobili. W końcu sam tego chciał. Chciał, żeby to Growlithe był jego pierwszym, bez względu na warunki, okoliczności i konsekwencje. A dlaczegóż to? Nie wiadomo. Może tylko dlatego, że był jego panem. Może coś więcej. Yunosuke czuł się jego własnością i był mu wierny. Dopiero teraz, gdy myślał o tym zauważył jak wiele znaczy dla niego wilczur. Wzdrygnął się. Pozwolił na odsunięcie ręki od jego twarzy, za ściśnięte nadgarstka było dobrym sposobem na ocucenie go. Spojrzał w oczy właściciela, kiedy ten badał wzrokiem zapłakaną twarz kota. I w końcu zatrzymał się na jego tęczówkach. Ten krótki moment wydał mu się... napięty.
Wyswobodzenie. Rudy złapał powietrze, powoli uspokajając swoje emocje. Czas na wyjaśnienia, ale jak mógł wyjaśniać cokolwiek, skoro sam nie znał odpowiedzi? A może znał, ale nie chciał jej do siebie dopuścić? Same niewiadome.
"Boisz się ze mną rozmawiać?"
Nie, to nie tak. Trudna sprawa, on sam nie lubi o tym myśleć, a co dopiero mówić. Młody nie bał się z nim rozmawiać. Po prostu bał się niektórych słów. Miał w zwyczaju wypowiadać się w sposób niezrozumiały dla niektórych i choć Grow często wyłapywał ukryte znaczenia i całkowicie go rozumiał, on nadal bał się i dobierał wyraz odpowiednio, aby coś nie zostało źle odebrane. Po prostu czasem nie wiedział jak powinien się odezwać. Reakcje jego pana momentami bywały zaskakujące i nigdy nie wie czego może się spodziewać. Ale to nie jest to. To nie przez to milczał. Był cicho, bo tym razem to on był powodem. Skonfundował sam siebie. Brawo.
"Brzydzisz się mnie?"
Dość. Pierdolony obiekcie YN003, nakazuję ci się odezwać. Ale on milczał. Wpatrywał się w twarz towarzysza, a blade wargi drżały. Słowa więzły mu w gardle za każdym razem, gdy chciał się odezwać. Próbował zebrać myśli, ale te niesfornie rozsypywały się i tworzyły jeszcze większy bałagan. Nie, tak nie może być. Wysłuchał jego kolejnych słów ze spokojem i przetarł nadgarstkiem twarz. Nadal jednak nie rozumiał co zmusiło go do płaczu.
- Nie. - wyszeptał, przysuwając się bliżej niego. Dotyk ze strony wymordowanego był niezwykłym ukojeniem nerwów, ale potrzebował go więcej. Zwłaszcza w tej chwili. Raz może być egoistyczny, więc niech ten raz nastąpi teraz. Objął ramionami szyję chłopaka i przytulił się do niego ostrożnie. Chude ciało wciąż było nieco roztrzęsione, ale i to miało w końcu się zmienić. Pokręcił głową. - Nie chodzi o ciebie... Jonathan, jesteś cudowny. Nie wiem, po prostu nie mogłem tego powstrzymać. I...
Wstrzymał się od dalszych słów. Nie wiedział czy powinien to mówić. Nie chciał o niczym zapewniać, nie chciał niczego obiecywać. Spodziewał się, że mógłby złamać swoje słowo, bo zawsze było mu ciężko dotrzymywać zobowiązań. Wahał się i było to w nim widać. A może powinien to zrobić? Nawet jeśli potem okazałoby się co innego? Cisza trwała, atmosfera zmieniła się.
- Nieważne. - błąd. - Jonathan, tego wieczora bądź mój. Proszę.
Oparł czoło o jego bark i zaciągnął się zapachem jego skóry. To było jak cholerny narkotyk, który uwielbiał. Mógł się od tego uzależnić bardzo szybko, o ile jeszcze tego nie zrobił. Chciał być z nim bliżej i trwać razem. Chciał... On czegoś chciał. Sam nie wierzył, że staranie się, aby nie być samolubnym jest tak trudne. To nigdy nie było nic złego, choć starał się unikać własnych potrzeb jak tylko się da. Jednakże Wilk obnażył wszystkie jego słabości, widział go w chwili zwątpienia, a do tego znał większość sekretów, drzemiących na dnie zastarzałego serca kocura. Przed nim nie musiał nic ukrywać. Owszem, robił to, ale tylko dlatego, że myślał, iż tak będzie lepiej. Nie będzie. Ale kto mu to udowodni, skoro nikt się o tym nie dowie? Przesunął dłonią po poharatanym boku kochanka i westchnął cicho. Trochę się zapędzili, ale było warto. Nie mógł się jednak powstrzymać.
- Przepraszam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.14 22:21  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Naturalnie. Głupi byłby, gdyby wyszło inaczej. Bardziej czarująco i łatwo. Czego on właściwie się spodziewał? Że pomiędzy jednym, a drugim westchnięciem płaczu, chłopak zarzuci mu ręce na szyję i piśnie prosto do ucha słowa mające zapewnić Growlithe'a, że jednak tym razem się pomylił? Wilkowi by to nawet nie przeszkadzało, pod warunkiem, że nie zostałoby to sprzedane w zbyt uroczej, niewinnej wersji, powodującej produkcję wysokiej jakości cukru. Choć nie liczył na taką zmianę sytuacji, szczególnie dlatego, że nie miał do czynienia z kimś o inteligencji pietruszki (dattassporównanie), to jednak podobna myśl przewinęła mu się przez umysł, w zatrważającym tempie niszcząc wszystkie inne warianty.  Yunosuke jednak wciąż milczał... Bajecznie. W efekcie między nimi zamajaczyła tylko cisza, nasiąknięta wybudzającym się z uśpienia zdenerwowaniem białowłosego młodzieńca. Odwrócił nerwowo głowę na bok z wyrazem nie tyle co niesmaku, a samego zawodu, jaki wyrył się również w jego oczach. Kły wychynęły się spomiędzy warg, gdy Jonathan uchylał usta. Cierpkie słowa ugrzęzły mu jednak w gardle, w chwili, gdy poczuł chude ramiona oplatające szyję, będące ucieleśnieniem najplugawszych myśli, jakie krążyły mu po głowie. Straszne, że był przygotowany na wszystko, tylko nie na to, racja? Drgnął niespokojnie, ale nie przejął się chłodem, jaki go dosięgnął, wraz z tym niezdarnym gestem. Istotna interwencja Yunosuke – tylko tyle trzeba było, by gnieżdżący się głęboko w umyśle gniew rozbił się, jak nic niewarty szklany mur zaatakowany kamieniem. Pojawiła się pierwsza, malutka rysa, przeistoczyła się w sieć, a gdy pajęczyna rozrosła się możliwe jak najmocniej, wszystko pękło, nie pozostawiając po sobie żadnej spójności.
„Nie”.
Puszysta kita drgnęła na dźwięk tego słowa, jakby chłopak czekał tylko na nie. Końcówka ogona przesunęła się powoli, kreśląc w powietrzu nikomu nieznane znaki, a sam  Wo`olfe przylgnął do kocura, ponownie wtulając twarz w zagłębienie między jego szyją, a barkiem. Cichy pomruk zadowolenia wyrwał mu się niespodziewanie z gardła. Już nawet nie dzięki Growlithe'owi, a jakiejś tragicznie wewnętrznej potrzebie uświadomienia Yunosuke, że wystarczyło cholernie niewiele, by go zadowolić. Krótkie słowo, które większość odebrałaby nader niechętnie, w kontekście obecnej sytuacji, wydawało się jednak jak najbardziej na miejscu. Może nawet ten stan rzeczy utrzymałby się dłużej, gdyby nie kolejna lepka pauza?
Zacięcie. Growlithe mimowolnie spiął mięśnie, jakby przygotowywał się na dawien dawno zaplanowany atak, który i tak nie miał prawa nastąpić. Wsłuchiwał się w bicie serca Yunosuke, wdychał woń krwi, podniecenia i jego, ograniczając się tylko do zaciśnięcia szczęk, bo co jak co, ale to jedyne, co umożliwiło mu przemilczenie pewnych kwestii. Nikt nie lubił się w kółko powtarzać, nie wspominając już o wiecznej walce o względy kogoś, kto najwidoczniej sam nie wiedział czego właściwie chciał.
„Tego wieczoru bądź mój. Proszę”.
Nie był w stanie przełknąć egoizmu. Prychnął marudnie, roztrzaskując w drobny mak całą bajkową otoczkę, jaka ich ogarnęła. Cholera, co za niedorzeczność. Miał być jego. Urocze. Cudowne. Szkoda, że zakłamane.
„Przepraszam”.
Odpowiedział tylko mrukliwym, niskim „mhm”, dając tym samym jasno do zrozumienia, że skończyła mu się cierpliwość i chęć na tę całą grę. Zdjął rękę Yunosuke z karku, przestając się nawet silić na wszelakie delikatności i wyswobodził się wreszcie z jego uścisku. Idiotyczna ambiwalencja uczuć jaka go teraz dorwała, wydawała mu się szczególnie nie na miejscu. Nie rzucił mu nawet ukradkowego spojrzenia, tak silnie połyskującego w świetle płomieni ogniska.
- Tylko? Chyba się nie zrozumieliśmy – wymsknęło mu się wreszcie, gdy usiadł obok kocura, wsuwając nogę w nogawkę brudnych, czarnych spodni. - Idź już spać. Popilnuję nory.
Bo pewnie musi być kurewsko zmęczony...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.14 23:34  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Odwzajemnienie objęcia było czymś dziwnym. Nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się niczego. Być może większość zachowałaby się jak jasnowłosy, lecz w tej jednej chwili kotu wydało się to dziwne. Nie powinno, bo to przecież normalna reakcja. Niemniej jednak gdzieś w głębi serca poczuł minimalną ulgę. Żył świadomością, że w każdej chwili może coś zjebać. Każde słówko i każdy gest były czynnikami istnie zjebotwórczymi. Może dlatego milkł, może dlatego zachowywał się jakby uczucia były mu obce. Oddalał się od reszty. Momentami. Tym razem chyba nie zjebał. Nie tak, jak tego oczekiwał. Może jednak?
Chłopak spojrzał za odsuwającym się od niego wilkiem. Powoli odsunął się płasko na zimną glebę i westchnął, obserwując jak tamten radzi sobie z nogawkami. To koniec, hm? Przez głowę przemknęło mu, że jeszcze tego nie chciał. Nie chciał wracać do szarej rzeczywistości i świadomości tego, że relacja pomiędzy nimi jest tak cholernie giętka. Żaden z nich nie wiedział czego oczekiwać po drugim. I jak tu rozmawiać? Przesunął palcami po podłożu, wciąż nie odrywając od niego wzroku. Niby powinno być mu zimno, ale nic z tego. Zresztą, już mówiłem, że to coś inaczej odczuwa temperatury. Ponadto rozgrzanie ciała i chłód ziemi stanowiły przyjemny kontrast.
- Nie licz na to. - mruknął, podnosząc się do siadu. - Już prędzej ja się tym zajmę. Chyba ci się nie zdaje, że w tej chwili dam radę zasnąć?
I teraz dotarło do niego, że właściwie powinien dać radę. Powinien być wykończony nieprzespaną nocą i dodatkowym wysiłkiem. Powinien być cały obolały, zniszczony. Powinien cierpieć i nie mieć siły na nic innego niż leżenie na kamienistym podłożu. A tu taki chuj. Nie było mu zupełnie nic. Nie czuł nawet cienia senności. Morfeusz był dla niego obcą kurwą. W milczeniu podciągnął powycieranie spodnie na tyłek. Przetarł palcami spermę, która zdążyła już zaschnąć na wklęsłym brzuchu. Trudno, umyje się przy okazji. Przeciągnął się i sięgnął po zeszmaciały sweter, aby zaraz zarzucić go na swoje ciało. Ubieranie się było najgorszym momentem. Poczuł się dziwnie. Może trochę wykorzystany? Nie, to nie to.
A jeśli jednak... Nie.
I tak właściwie co z jego prośbą? Prychnięcie ze strony wilczura nie było żadną odpowiedzią. Właściwie mógł uznać, że został zlekceważony, ale tak przecież nie było. Chyba. Zamknął oczy, gdy we własnych myślach dawał sobie samemu ostry opieprz. Mógł tego nie mówić. Czyżby wyszedł na głupca? Jest nim. Mógł wyjść. Ale to nieważne. Zapomni. Przesunął wzrokiem po jakże interesującej okolicy i... nic. Jednak nie zamierzał utrzymywać męczącej ciszy. I właśnie o tym była mowa. Wiedział co chce powiedzieć, ale nie wiedział jaka będzie na to reakcja. I dlatego się bał. Brzegiem rękawa przetarł wciąż zaczerwienione od płaczu oczy i pociągnął nosem. Zaraz po tym przysunął się bliżej swojego pana i przeczesał pazurami jego ogon. Dotykał go już kiedyś?
- Jonathan... - zaczął niepewnie, aby kontynuować jeszcze niepewniej. - Ogółem... Jak było?
Mogłoby się zdawać, że cichy głos lada moment stanie się niesłyszalny, opadnie na dół i się roztrzaska. Kot bez ani krzty zdecydowania chciał spytać o coś, co go nurtowało. I nic dziwnego. Jako jeszcze-chwilę-temu-dziewica miał prawo wiedzieć czy jest zwykłym brudem czy jednak ma w sobie "to coś".
To niedorzeczne.
Pokręcił głową na swój brak zaradności. Jak bardzo głupie pytania jeszcze drzemią pod tą czerwoną czupryną? Na pewno całe masy. Dobrze, że większość przemilcza. Tak jest lepiej dla innych.
I od kiedy zaczął zwracać się do niego po imieniu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.14 17:02  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Dłuższą chwilę zajęła mu walka z paskiem, aż w końcu srebrna klamra spełniła swoją powinność, zatrzaskując się na grubym materiale. Wsunął palce w białe włosy, próbując choć w pewien sposób zapanować nad ich nieładem. Gest nie spowodował jednak zamierzonych efektów – grzywka, jakby kpiąc z wszelakich prób zapanowania nad nią, ponownie opadła na czoło, pojedyncze kosmyki nakryły policzki, na których jeszcze chwilę temu znajdowały się ledwo dostrzegalne ciemniejsze przebarwienia.
„Nie licz na to”.
Oh, jacy my nagle odważni... Od kiedy Yunosuke tak jawnie mu się sprzeciwiał? Od kiedy poznał imię i zaczął nim szastać na prawo i lewo, jakby to miało jakieś znaczenie? Ogon drgnął pod dotykiem chłopaka. Nie był tak wrażliwy jak ten u kota – o ile w ogóle Jace odczuwał choć minimalne pokłady dyskomfortu, gdy ktokolwiek kładł rękę akurat w tym miejscu. Mimo że wcale nie przeszkadzał mu ten ruch, smolista kita prześlizgnęła się po podłożu, by ułożyć się po drugiej stronie Wilka.
„Jonathan...”
Jonathan. Jonathan. Pierdolony Jonathan. Brwi ściągnęły się ku sobie na dźwięk tego przeklętego imienia. Jak wiele osób go tak nazywało? Z pewnością nikt. Jak bardzo tego nie znosił? Szalenie. Do rozchorowania nienawidził, gdy kolejna osoba dobijała się do jego przeszłości, przypominając mu, że kiedyś nie musiał martwić się o wrogów, a najpodlejsze wspomnienie wiązało się z pałą ze sprawdzianu. Tylko coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Bo prócz uporczywego drapania wściekłości, pojawiło się coś nowego, czego do końca nie potrafił zrozumieć. Było o dziwo na tyle silne, by Growlithe się zawahał.
Głowa drgnęła, gdy odwracał ją ponownie na bok, jakby spojrzenie na Yunosuke miało oznaczać przegraną. „... jak było?” Idiotyczne pytanie. Usta mimowolnie zacisnęły się w wąską linijkę, ale nie udało im się powstrzymać westchnięcia. Potrzebował krótkiej chwili, by przetrawić porażkę i kolejnej, by przyzwyczaić się do tego, że faktycznie przegrał, choć obwieszczenie tego całemu światu z pewnością nie będzie miało racji bytu. Nie przy tym upartym ośle. Uraczył czerwonowłosego błyszczącym wzrokiem, wraz z chwilą, w której ponownie odwrócił się przodem do byłego eksperymentu.
Jak było, Grow?
Chłopak zwilżył dolną wargę językiem.
- Chciałbym... kochać się z tobą jeszcze raz. I jeszcze. I następny. I kolejny raz, aż rozbiłbym wszystkie cholerne blokady, które ustawiłeś, by uchronić się przed zranieniem, przed tym brudem i obrzydzeniem. – Przerwa, jaką zrobił po pierwszym słowie była aż nazbyt oczywista. „Kochać się”. Spontaniczny zamiennik. Na szybko, nieprzemyślenie. Nie to słowo wcale cisnęło mu się na usta, ale miał świadomość, że Yunosuke doskonale o tym wiedział. Spuścił wzrok na rany rozsypane po szyi i te niewidzialne, tonące gdzieś za materiałem poszarpanego swetra. Opuszki palców ledwie musnęły miejsce, gdzie jeszcze niedawno znajdowały się ostre kły, by zaraz przesunąć się po linii, gdzie zaczynało się ubranie. - I aż pękłyby wszystkie zamki klatek, w jakich zarastasz i zmieniasz się w byle jaki cień dawnego pierwowzoru. Wolałem cię nie prowokować, a tylko to przyszło mi do głowy. - Jakby na sam dźwięk tych słów, palec wskazujący wsunął się za sweter, tuż przy szyi i odgiął nieco jego materiał. Growlithe z niechęcią przyjrzał się bladej skórze, nakrapianej ciemnoczerwonymi śladami jakie sam mu sprawił. Prawdę mówiąc, nie czuł się winny. Gdyby stanął przed identycznym wyborem, zrobiłby to ponownie.
- Byłem pewien, że będziesz się wyrywał – powiedział asekuracyjnie, wreszcie wycofując rękę. Niewyżycie jakieś. Pieprzone natręctwa. - A tu proszę, grzeczny dzieciak. - Ręka ponownie drgnęła, ale w ostatnim momencie spoczęła na ziemi. Chęć badania jego ciała wcale mu nie przeszła. W oczach wciąż tliła się iskra pożądania, gdy bez cienia zażenowania pożerał go wzrokiem. Do cholery, gdyby nie zwykła, ludzka marudność, spaliłby wszystkie jego ubrania, a jego samego wrzucił do klatki, nakazując, by za każdym razem witał go z podłogi, z rozchylonymi nogami. Charles zastukał bezgłośnie palcami o glebę w akcie beznadziejnego zniecierpliwienia. Co to on..? Ah. - Racja. Przygarnąłem cię, bo dostałeś w łeb. Ale nie dlatego chcę, żebyś został. Nie jesteśmy jak kurewskie małżeństwo, bo nie ograniczają nas zamki w drzwiach. Musisz wiedzieć, że jeśli się spóźniam, to znaczy, że robię to, co chcę: jebię się z kimś. - Barki mimowolnie uniosły się i opadły w obojętnym geście. - Wracając do domu, też robię to co chcę: wracam do ciebie. Nie kłamałem, gdy mówiłem, że od dawna tego oczekiwałem. Czy satysfakcjonuje cię odpowiedź: „nie żałuję”, czy mam rozbudować ją o nadmiar przekleństw, żeby wyszło bardziej porywczo?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.14 22:38  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Fakt, trochę sobie pozwalał. Mówił do niego po imieniu i chyba za bardzo się spoufalał, ale chwilowo granica pomiędzy nimi była zamazana na tyle, aby mógł ją swobodnie przekroczyć. Nie wyczuwał irytacji ze strony wilka, bo dla niego samego było to pojęcie obce. W tej chwili był zupełnie spokojny, wręcz uciszony. Dość dziwny stan, jak na przeżycia sprzed paru momentów, ale to taki typ. Zresztą, nie czuł żadnego żalu czy zawodu z powodu tego, co się stało. Jak mógłby czuć, skoro sam pchał się w jego szpony? To, co się stało było spełnieniem niemej i może nie do końca świadomej zachcianki Yuno. Teraz prawdopodobnie sam nie zdawał sobie z tego sprawy. I już to do niego nie dotrze. Przeczesał palcami puszysty ogon, aby w końcu odsunąć od niego rękę i podeprzeć się na niej o nierówną glebę. Nie reagował na dotyk ze strony pana. W końcu jest jego własnością, więc może robić wszystko, czego chce. Nawet ponownie wedrzeć się do wnętrza kocura. Wszystko.
Słuchał go w spokoju, kiedy blade wargi mimowolnie wyginały się w delikatny uśmiech. Poczuł ulgę. Tak. Myślę, że tak to można określić. Nie pozwolił mu jednak zauważyć swojego zadowolenia. Przesunął palcami po ustach, z których jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknął wyraz szczęścia i powróciła zwyczajna pokerowa twarz, którą tak łatwo mu zachować w większości przypadków. Tylko Growlithe miał okazję zobaczyć go z inną mimiką. Jedynie on widział go w chwilach słabości, jedynie on widział łzy płynące po bladej twarzy, jedynie on był świadkiem tego, jak młode ciało całkowicie rozpada się pod wpływem jego własnej prezencji. Można powiedzieć, że Jace złamał Yunosuke, a następnie własnoręcznie go poskładał i ustawił na półce, aby symbolizował coś więcej niż posłusznego pupilka. Natomiast kot był mu wdzięczny. Chciał mu dziękować za to, że jest obok, że tyle dla niego znaczy, ale jaki w tym sens? On to wie. Słowa są zbędne. Chłopak przysunął się bliżej i wyciągnął do niego dłonie. Delikatnie ujął w nie twarz swojego pana i skierował ją w swoją stronę, aby spojrzeć mu głęboko w oczy. Trwał tak przez chwilę, choć wciąż powoli się do niego zbliżał. W końcu musnął wargami jego usta, naprawdę delikatnie. Mogłoby się zdawać, że pocałunek zakończył się zanim zdążył się zacząć. I tym razem uśmiechnął się z własnej woli. Łagodnie, słabo, ale w cholerę szczerze, a taki prawdziwy uśmiech z jego strony to rzadkość. Coś jak nienamacalny skarb. Przeznaczony tylko i wyłącznie dla tej jednej osoby, która trzymała w rękach jego kruche życie.
Wystarczyło zwykłe "tak".
- W porządku. - odsunął łapy od jego twarzy i wbił spojrzenie w podłoże. - Cieszę się. Nie wyrywałem się, bo tego chciałem. To żadne zobowiązanie, po prostu... Mh. - zaniechał tych słów. - Możesz mnie łamać, możesz niszczyć wszelkie blokady, może robić co tylko chcesz. Naprawdę się cieszę.
Spojrzenie czerwonych oczu pobiegło gdzieś na bok, w ślad pęknięcia, które zdobiło ziemię. Naciągnął rękaw na dłoń i zakrył nią twarz, odsuwając się od niego trochę. Czuł gorąco, bijące od jego policzków. Pieprzone rumieńce. Przez cały jebany czas potrafił je powstrzymać, a teraz się skończyło. Przesunął kostkami palców po bliźnie na swojej twarzy, udając, że wcale nic nie wie o tym pieprzonym zaczerwienieniu, a wszelkie inne oznaki jakiejkolwiek formy zawstydzenia to zwykłe wrażenie. Westchnął cicho. Słuchając głosu wilczura poczuł się oczarowany. Nim, jego osobowością, jego zachowaniem i w ogóle wszystkim. Ale to tylko iluzja. Wszystko pryśnie jak mydlana bańka, kiedy tylko jasnowłosy zniknie mu z pola widzenia. Prawda? Zawsze tak było. W końcu klepnął się lekko w policzek i poprawił ubranie, ignorując rozgrzanie. Pierdolić to, on nic nie wie. Zerknął w stronę towarzysza, ale nie spojrzał mu w oczy. Zatrzymał się gdzieś na wysokości jego barków.
- Może się prześpij? - słowa były tak ciche, że mogły nie zostać dosłyszane. Bywa, on się powtarzać nie będzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.14 15:59  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Uszy zadrżały prędko w chwili, w której wzrok pochwycił pierwszy ruch ze strony kota. Chłodne dłonie odchyliły głowę Jonathana, a on sam nie stawiał nawet najmniejszych ku temu oporów. Zajrzał mu w sam środek oczu, doskonale wiedząc, że samemu wystawia się mu w tej chwili niemalże na srebrnej tacy – ślepia były jedynym tak silnym zwierciadłem wszystkich niepoukładanych myśli, jakie panowały w umyśle wiecznie wściekłego wilka. To w nich szalała burza namiętności i bezceremonialna chęć zdobycia go wyłącznie dla siebie. Nawet ze świadomością, że Yunosuke był mu oddany, nie wszystko zawsze potwierdzało tę regułę. Dopiero dziś tak po prawdzie przełamano pierwsze lody. Nieśmiały dotyk, pozostawiający na skórze białowłosego parzące ślady, które jednak nie bolały tak, jak można by to sobie wyobrazić. Rany po westchnięciach nie krwawiły, ale ich stała obecność będzie przypominać, jak słodki w posmaku jest głos sługi.
To był pierwszy raz, gdy Yunosuke czegoś chciał. Zdobył się na szczątkową ilość egoizmu, żądając tego, o co nikt dotychczas nie śmiał nawet prosić. A teraz jeszcze to? Drobny gest. Cichy, krótki i delikatny. Wilk mimowolnie poruszył się lekko, lecz w ostatniej chwili uznał, że nie zrobi nic ponadto, pozostawiając pocałunek dokładnie takim, jakim powinien być. Bez tej nuty agresji i natarczywości, jaka zwykle wkradała się, gdy to Jonathan wychodził z inicjatywą.
Nagrodą było zresztą to, co nastąpiło chwilę później. Widok jak kąciki ust wędrują ku górze, ozdabiając twarz tak nieczęstym uśmiechem, sprawił, że ogon mimowolnie raz jeszcze poruszył się, zdradzając radość najwyższej ligi. Ironia losu, jak niewiele potrzeba, żeby zagłuszyć wszystkie okropne wrzaski w głowie, żeby uśpić czujność i zabić czas. Jeśli Yunosuke w tym momencie czuł się spokojny, to w porządku. Growlithe'a wszak opuściły wewnętrzne demony, szepczące grupkami do ucha przeciętnie negatywne scenariusze. Wyciszył się. Całkowicie.
„Możesz mnie łamać...”
Zacisnął wargi. Doprawdy? Tylko popatrz na te mury: wszystkie kruszą się, ozdobione ranami po uderzeniach. Przechylił się nieco do przodu, ale zaraz cofnął głowę, przyglądając się chłopakowi. Rozbawienie rozbłysło w jego ślepiach, gdy tylko dostrzegł jak na twarzy Yunosuke wykwita barwny rumieniec. W tej chwili nie miał nic przeciwko swojemu własnemu wstrętowi do siebie. Wystarczył widok uroczej twarzy... I po co się krył? Jonathan już wystarczająco dobitnie powiedział mu, że to i tak nie ma sensu. Każda odpowiedź należała do niego. Ta również.
„...”
Przespać się?
Parsknął nagle, nie mogąc już powstrzymać rozbawienia, pochylając się drastycznie w jego kierunku. Usta zatrzymały się tak blisko, że trudno dostrzec odległość między nimi. Cienka granica mogła zostać przerwana w każdej chwili – przez głupi oddech chociażby. Chwilę przyglądał się mu w skupieniu spod przymrużonych do połowy powiek. Oceniając całe zażenowanie i szczyptę uroku, w końcu naparł na niego, powoli zmuszając kochanka do położenia się na zimnej glebie. Wargi wpiły się w jego usta, dłoń wsunęła się we włosy, mierzwiąc je z tyłu głowy. Głodny wzrok zniknął zatrzaśnięty za powiekami i zdawać się mogło, że Growlithe robił wszystko, byle tylko nie dostrzeżono wciąż niemałego pożądania. Kretyńskie pohamowania – tyle pozostało po strzępkach człowieczeństwa. Jeszcze... jeszcze... jeszcze trochę. Wewnątrz skomlał pies, który tylko czekał na pozwolenie, by dorwać się do zdobyczy. Zniewolony rozkazem pana by został, wciąż powstrzymywał narwane ruchy, mogące przełamać cechę posłuszeństwa na pół.
„Po prostu go zostaw”.
Palce musnęły bliznę na jego policzku, dokładnie czując pod opuszkami uwypuklenie przeszłości. Język w końcu wysunął się spomiędzy ust Yunosuke, by prześlizgnąć się po dolnej wardze Wo`olfe'a, zbierając przy tym ostatnie fragmenty jego smaku. Położył się na boku, tuż obok niego.
Nie jestem śpiący ― zaoponował pewnie, przygarniając go do siebie. Silne ramiona objęły Yunosuke, podczas gdy nos wsunął się w czerwoną czuprynę, wdychając jego zapach. Woń wyryła się już w jego umyśle na tyle poważnie, by nie musiał stale przypominać sobie jej intensywności, ale nawet tak lichy gest, okazywał się dla Jace'a istną lawiną przeżyć. Trzask przypadkowej gałązki, zmiażdżonej przez potęgę ognia spowodował szybkie poruszenie się czarnego ucha. Nie minęła nawet chwila, nim uścisk rozluźnił się, a czarny ogon w akcie bezpieczeństwa, przewiesił się przez udo wilka.
Uderzeniem w twarz powalono go na kolana, nim cały świat zawirował i pozostała tylko nieprzenikniona cisza. Dokładnie tak. Usnął, zsuwając luźno dłoń w dół na biodro kota.

| . . . |
| rano |

Przeskok w czasie i przestrzeni. Bo tak.
O ja pierdole – stęknął, gdy tylko coś wyjątkowo jasnego dobiło mu się do twarzy. Machnął ręką, chcąc to odgonić, ale finalnie romantycznie uderzył Yunosuke w ramię i prawdopodobnie dopiero to wybudziło go ciut bardziej niż upierdliwe słońce, wpychające się ewidentnie tam, gdzie nie powinno.
Białowłosy odwrócił się na plecy, przykładając wierzch ręki do czoła. Przez chwilę próbował zebrać myśli, ale i te wydawały się mu dziś bardzo nie na rękę, najwidoczniej uważając, że nie potrzebuje dosadnych szczegółów z wczorajszego wieczoru, by być równie szczęśliwym kundlem co zazwyczaj. Jedyne co pozostało niezmienne do wspomnienie ciała, drżącego pod każdym szorstkim dotykiem jego dłoni. Palce jakby chcąc pozbyć się tego uczucia zacisnęły się w pięść.
Ja pierdole raz jeszcze.
Powolnym ruchem zsunął rękę z twarzy. Uniósł ją lekko, otwierając nareszcie oczy. Od razu zmrużył je, chcąc przyzwyczaić się do nadmiernego światła. Dopiero wtedy dźwignął się do siadu, wplatając palce w rozwichrzone włosy. Fryzura prezentowała się nagannie nawet po tym, jak ją przeczesał.
„W porządku. Cieszę się”. „Jonathan, tego wieczora bądź mój. Proszę”. Zacisnął zęby, przekradając się wzrokiem na bok. Dopiero wtedy utkwił spojrzenie w Yunosuke. Przyjrzał się mu dokładnie. Już bez nadmiernej czułości. Bez zaangażowania i listy długich namiętności. Ot, dokładnie tak, jak przyglądał się każdej innej rzeczy. Zaraz jednak wstał, by odszukać wymiętą koszulkę skroploną brudem i krwią. Sięgnął po nią, wciskając ją przez głowę. Zaczepił palce o materiał ciężkiego buta.
„Jonathan... Ogółem... jak było?”
Nadal mi nie przeszło, warknął w myślach, zarzucając jeszcze na ramiona czarną kurtkę, której brzeg skrył wachlarz rozbryźniętej czerwieni. Poprawił sobie kołnierz i dopiero wtedy odwrócił się przodem do Yunosuke. Podszedł do niego bliżej i kucnął przed nim, opierając łokieć na udzie. Drugą dłonią sięgnął do czerwonych kosmyków, które potarł między palcami, przy okazji przyglądając się bladej twarzy kotołaka. Tak. Oboje wiedzieli, że to koniec. Wszystko wróci na dawne tory. Przesunął palcami po policzku. Nie na długo jednak. Raz zaznawszy rozkoszy, niełatwo będzie powstrzymać się przed ponownym złamaniem zakazów.
Prr... prrr... rr..r...
O udo Jace'a otarł się czarny pyszczek. Choć jego ślepia tonęły za mrokiem, każdy zrozumiałby, że niewielkie zwierzątko wpatruje się wprost przed siebie. Kociak niepewnie lustrował wzrokiem Yunosuke, kołysząc lekko ściągniętym ku dołowi ogonem. Dopiero gdy palce przebiegły po jego grzbiecie, kot wyprężył się, domagając się więcej czułości. Nim jednak pieszczota została zakończona, zwierzątko rozwiało się, oplatając czarną mgłą dłoń Growlithe'a.
Nie przyda się do wiecznej obrony – zaczął, gdy po smolistej bestii nie został ślad. Zamiast tego pozostał tylko czarny nóż, o lekko zakrzywionej klindze. Białowłosy obrócił go rękojeścią do Yunosuke. ― Przy mocniejszym uderzeniu ostrze pęknie, a Heine się rozpadnie. – Szorstka dłoń, która dotychczas nieprzerwanie badała kosmyk jego włosów, zsunęła się teraz na jego policzek. Kciukiem odchylił delikatnie jego dolną wargę, marszcząc przy tym brwi. Poczuł ostro zakończony kieł. ― Wróci do mnie. Jeśli będzie trzeba, sam go rozbij. Będę wiedział, że jesteś w niebezpieczeństwie. Nie będzie ci przeszkadzał, więc noś go przy sobie do cholery.
Po tych słowach podniósł się wreszcie z kucek i wyszedł, rozdeptując ziemię, która pozostawi wspomnienie o wczorajszej nocy tylko dla siebie.

| z.t. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.14 15:51  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Nawet nie oczekiwał, że chłopak mógłby go posłuchać. I właściwie nie chciał, choć sen dopadł go szybciej niż mogłoby się zdawać.
"Nie jestem śpiący."
Jasne. Uśmiechnął się, kiedy odgarniał kosmyk jasnych włosów z jego śpiącej twarzy. Jonathan jest piękny. Wpatrywał się w jego buźkę przed dłuższą chwilę i delikatnie głaskał jego policzek. W pewnym momencie przytknął usta do jego czoła i przygarnął śpiącego chłopaka do siebie, chcąc zapewnić mu ciepło. Może i jego temperatura ciała nie jest zbyt wysoka, ale w obecnych warunkach i to było dobre. Zamknął oczy, choć wiedział, że nie zaśnie. I co z tego, że jedna nieprzespana noc już była za nim? Odeśpi w swoim czasie. Aktualnie miał w głowie zbyt wiele myśli, jego ciało wciąż nie uspokoiło się po wydarzeniach tego wieczoru, a uczucia były jedną wielką niewiadomą.
Kochał swojego pana, lecz nie było w tym ni krzty romantyzmu. Można powiedzieć, że odczuciu temu było bliżej do bezgranicznego oddania i przywiązania niż do faktycznej miłości. Zresztą, Yunosuke nie znał pojęcia kochania. Nigdy wcześniej tego nie czuł, nie orientuje się w tym wszystkim, a uczucia są dla niego czymś niewiadomym i zbędnym. Nie wiedział nawet jak powinien rozumieć pożądanie swojego pana. Został zwyczajnie wykorzystany czy stało za tym coś więcej? Przez jakiś czas zastanawiał się nad tym, ale w końcu się poddał. Nie było warto. Wszystko wyjdzie w swoim czasie. Resztę nocy przeleżał u jego boku. Tylko co jakiś czas głaskał go po ramieniu lub przytulał do siebie, starając się go jakoś ogrzać. Nie wiedział czy mu to wychodziło, ale wyglądało na to, że sen Growlithe'a jest spokojny, więc i on był spokojny.

Noc minęła w ciszy, pełna rozmyślań. Młody nie zwrócił nawet uwagi na te cholerne promienie, które przedostawały się do wnętrza kryjówki. Ocknął się dopiero, gdy poczuł trącenie. Otworzył leniwie oczy i obserwował jak Jace wybudza się ze snu. Wstrzymał się od cichego chichotu, który pchał mu się na usta, kiedy tak patrzył na jego poranne nieogarnięcie. Nie było mu jednak do śmiechu. Wiedział, że ten moment jest chwilą, w której ich drogi znowu się rozejdą. Trudno, zawsze tak jest. Nie miał pojęcia kiedy zobaczy go ponownie i chyba ta myśl przerażała go najbardziej. Teraz jednak wiedział już, że znajduje się kocia nora i mógł przyjść w każdej chwili. Podniósł się do siadu i patrzył jak chłopak się ubiera. Rany zadane nocą pobolewały, ale nie zwracał na nie uwagi. Kiedyś się zagoją. I chyba nie będzie blizn. Zerknął na istotę, która pojawiła się nieopodal i spojrzał pytająco wprost w oczy właściciela.
"Heine."
Ładnie. W milczeniu wziął wręczone mu ostrze i skinął głową. Przez dłuższą chwilę przyglądał się przedmiotowi i wtedy coś go tknęło. Ponownie uniósł wzrok ku jego twarzy, badając ją spojrzeniem i ciesząc się ostatnim dotykiem na swoim policzku. Mógłby coś powiedzieć, ale nie zamierzał. Słowa grzęzły w gardle i za cholerę nie chciały się z niego wydobyć, nieważne jak bardzo próbował. Fantom dotyku wilczura jeszcze przez chwilę majaczył na jego policzku, gdy obserwował jego odchodzącą sylwetkę. I to był koniec.
Gdy już został sam, podniósł się i spojrzał w kierunku ognia, który dawno temu zdążył zagasnąć. Schował wręczony mu nóż za spodnie i westchnął. Wszystko go pobolewało i wiedział, że od tego momentu nie jest tą samą osobą. Jace odebrał mu jedną z najważniejszych rzeczy, ale... nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, cieszył się. Przeciągnął się leniwie i mruknął. Nie ma sensu zostawać tu dłużej.
Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu ewentualnych rzeczy, jakich nie chciał tu pozostawiać.
I poszedł.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 13:22  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Chyba już dawno nie była tak wściekła na siebie.
Z wielką chęcią wyrwałaby sobie tę cholerną nogę i uwierzyłaby, że odrośnie. Może by wtedy tak nie bolała. Albo czułaby to tak mocno, że po jakimś czasie by się przyzwyczaiła i przestałoby jej to przeszkadzać. Wbrew pozorom, czasem coś takiego się sprawdzało. Czasem. Nie zawsze.
Cholera, jak można myśleć, że brak nogi odczułoby się mniej niż ranę postrzałową? Trzeba być pod jakimś wpływem. Informatorka niestety jeszcze czuła swój niedawny odlot. Mogło być tak wspaniale. Po prostu spotkała kogoś, lekko zwaliła sprawę, ale wszystko się wyjaśniło i poznałaby kogoś od Drug-onów. W zamian za to wredny wirus stwierdził, że warto w tym momencie zacząć działać i przywalić odpowiednio w łeb. Trzeba było jednak przyznać, ze dziewczyna miała szczęście, którego nawet S.SPEC by się nie powstydził. Atakując najemnika powinieneś przewidzieć bez problemu, co się stanie - strzeli prosto w głowę, nie przejmie się ani chwilę i zwieje w Trybie Natychmiastowym. Ethel jednak miała jakiś dobry dzień, w końcu dostała w nogę.
Ale nie można było powiedzieć, żeby była z tego powodu zadowolona. Musiała raz na jakiś czas ponarzekać na ten wirus, inaczej by zwariowała. Nie, czekaj... Im bardziej się będzie denerwować, tym bardziej to coś będzie chciało, aby straciła swoje zmysły. Dlatego powinna jednak się uspokoić. Ha! Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Nawet nie zauważyła, kiedy doszła do Apogeum. Mogła pójść do swojej norki i przespać tyle, ile by się dało, ale coś jej mówiło, że to nic nie da. Dlatego poszła dalej. W końcu doszła do tej całej kryjówki. Ciężko jednak było nazwać kryjówką coś, do czego może wejść każdy. Większość mieszkańców pewnie o niej wie. Ciekawe, czy SPEC też. To chyba byłby jeden z gorszych dni informatorki, gdyby się okazało, że jakiś człowiek zawędrował zbyt daleko i trafił tutaj. Może by sobie pomyślał "Cholera, za daleko. Przeczekam tu chwilę... Może nagle się okaże, że nikogo tu nie ma. Albo mieszkańcy już z tego miejsca nie korzystają". To chyba jeden z najgorszych scenariuszy, jaki mógł się trafić.
Ethel, utykając dalej na prawą nogę, weszła do kryjówki i rozejrzała się. Czysto. Mogła ją na jakiś czas wykorzystać. Weszła głębiej, po czym zadowolona usiadła i zdjęła kaptur. Wyprostowała nogę i porządniej spojrzała po raz setny na ranę. Było już minimalnie lepiej, ale zanim się zagoi, to trochę czasu minie. Teraz jedyne, co mogła zrobić, to... Przeczekać ulewę, zły humor, ostatnie nieciekawe myśli i wrócić do norki. Miała tylko nadzieję, że nikt tutaj nagle nie wpadnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 13:45  •  Bezpańska kryjówka  - Page 2 Empty Re: Bezpańska kryjówka
Co ona tu robiła? To nie było miejsce dla małych dziewczynek. Mimo to uparcie podążała brudnymi ulicami Apogeum, a jej tęczowe skrzydła błyszczały w słabych promieniach ledwie przebijającego się słońca, dając jednocześnie złudne poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej szybko mogła się bronić, nie tracąc cennych sekund na zmaterializowanie skrzydeł. One tak naprawdę były jej jedyną obroną... A w tak parszywym miejscu nawet to stanowiło na jej korzyść.
Nie bała się, że jakiś człowiek ją zobaczy. Ktoś przebywający w takim miejscu musiał zdawać sobie sprawę z istnienia innych ras. Tu, gdzie na każdym kroku można natknąć się na człowieka z dodatkową kończyną czy zwierzęcymi uszami, nie powinny dziwić anielskie skrzydła. Ani tym bardziej trzy pary takich skrzydeł.
Szła pospiesznie, by jak najszybciej opuścić to parszywe miejsce, gdy nagle słońce zniknęło do reszty, a z nabrzmiałych chmur zaczął padać rzęsisty deszcz. Klnąc pod nosem, naciągnęła głębiej kaptur, by nie zmoczyć włosów, które później nieprzyjemnie się jej pokręcą. Już teraz puszyły się bardziej, niż zwykle i naprawdę musiała się namęczyć, by doprowadzić je do jako takiego stanu. Otulając się skrzydłami, szła szybkim krokiem, choć już zaczynała czuć, jak przemakają jej but. No niech to szlag! Musiała szybko znaleźć jakieś schronienie, inaczej z pewnością się przeziębi, czy coś. Poza tym, nigdy nie lubiła marznąć..
Akurat zabłądziła w okolice opuszczonej nory. Niewiele myśląc, wśliznęła się do środka, potrząsając skrzydłami, by strącić z nich nadmiar wilgoci. Może nie była to wymarzona kryjówka, ale wystarczająca, by przeczekać piekło, które nagle rozpętało się na zewnątrz. Zrzuciła kaptur z głowy, poprawiając jeszcze włosy, dopiero teraz zauważając, że tak naprawdę to nie jest tu sama.
Najpierw uderzył ją zapach krwi. Nieprzyjemna, metaliczna woń mieszająca się z ciężkim zapachem deszczu. Skrzywiła się, szukając źródła zapachu. Niemal natychmiast dostrzegła, że nieznajoma postać trzyma przed sobą prawą nogę, a materiał spodni był cały uwalany krwią. To stąd właśnie dochodził ten zapach. Niji nie była pewna, co robić. Z jednej strony instynkt anioła podpowiadał jej, że powinna jej pomóc, może jakoś spróbować opatrzyć tę ranę. Z drugiej jednak strony poczuła ukłucie niepokoju. Postać była zamaskowana, a skrzydła Niji skutecznie zasłaniały wejście do jaskini, odcinając i tak marny dopływ światła. Nie widziała zbyt wielu szczegółów, nie miała pojęcia, czy nieznajomy nie jest uzbrojony i tylko czeka, aż zrobi jakiś fałszywy ruch. Odruchowo poruszyła swoją drugą parą skrzydeł, czując dreszcz niepokoju przeskakujący po każdym z piór. Anielski instynkt jednak wziął górę. Ostrożnie podeszła do nieznajomej postaci, składając nieznacznie skrzydła, by wpuścić do kryjówki więcej światła.
- Mogę spojrzeć? - Spytała cicho, robiąc jeszcze jeden krok w jej stronę. Jednocześnie znów spojrzała na jej wyciągniętą nogę, dając nieznajomemu do zrozumienia, że chodzi jej tylko i wyłącznie o ranę. Nie miała złych zamiarów. A przynajmniej nie na tyle, by ryzykować swoje życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach