Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 08.03.14 20:28  •  Bezpańska kryjówka  Empty Bezpańska kryjówka
    Koryta kojarzą się w różnymi rzeczami, aczkolwiek tutaj mają one prezentować już dawno wyschnięte drogi rzek. Niby nic nadzwyczajnego, zwykła wyrwa w ziemi z popękanym dnem, a jednak nie do końca. Gdyby iść wzdłuż dawnej rzeki można natrafić na tunel, który swego czasu zapewne wydrążyła rwąca woda. Co ciekawsi osobnicy szybko orientują się, iż ów tunel sprawuje idealną rolę kryjówki. Chroni przed wiatrem i wszelkimi opadami, a gdy wchodzi się głębiej przestaje nawet dokuczać chłód, ponieważ ciepło pochodzące od gleby jest przetrzymywane przez skały wokół. No i kto wie, może gdzieś pod ziemią jest gorące źródło? Nikogo to nie interesowało, póki dało się tutaj odpocząć, szczególnie podczas zimy.
    Niby idealnie miejsce do osiedlenia się, ale tak nie mogło się stać. Znajdowało się w zbyt oczywistym miejscu i różne osoby często się na nią natykały. Przyjęło się, iż kryjówka jest bezpańska i nie należy pozostawiać w niej żadnych rzeczy, o ile nie przeszkadza ci ewentualna kradzież lub dewastacja. Gdzieś w środku zawsze walają się kawałki drewna lub stare świece, które pozostawiają inni po sobie wiedząc, iż pewnie niedługo zawita tu ktoś. Oczywiście bywają też tacy, którzy zabierają wszystko ze sobą, aby uprzykrzyć życie innym, ale na szczęście rzadko się to zdarza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.14 6:18  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Już dawno aż tak nie cieszył się z czyjejś śmierci. Właściwie to chyba od czasu swojej ucieczki, bo jakby nie patrzeć zabijanie naukowców sprawiło mu w jakiś sposób chorą przyjemność. Nawet nie obszedł go ten randomowy trup, który padł ofiarą zbłąkanego pocisku. Znaczy i tak by go nie obszedł, ale w tym momencie był przejęty do tego stopnia, że nawet nie spojrzał w stronę osobnika z rozbryzganym na wszystkie strony mózgiem. Zamiast tego zerknął na Mi-Young, która postanowiła znaleźć ukojenie w kocich ramionach. Lolnope, bitch. Ze spokojem odsunął ją od siebie, gdy w oczach byczego gasło życie. Przyglądał się tej jakże pięknej scenie jeszcze przez chwilę, kiedy przez myśl przeszło mu, że właściwie ma to wszystko gdzieś. Miał w dupie kto to będzie sprzątał. Ważne, że to irytujące coś w końcu zdechło. Już nawet nie był zły ani na siebie ani na nic. Ponownie zobojętniał, wracając do swojego zwyczajowego nastawienia wobec całego świata. Wzruszył ramionami. I wtem Grow stwierdził, że pora się zbierać. W przeciwieństwie do Yuno on się chyba trochę przejął, ale jakoś sobie z tym poradzą. Przed wyjściem chłopak przykucnął jeszcze przy zwłokach losowego nieszczęśnika, który stracił głowę podczas tej sceny i przeszukał jego kieszenie. W jednej z nich znalazł srebrną zapalniczkę, a jego ogon aż się wyprostował. Cóż za przydatna rzecz. Obejrzał się jeszcze za dwójką martwych przy ladzie, ale nie warto było tam podchodzić. Nie chciało mu się grzebać we flakach w poszukiwaniu czegokolwiek sensownego, więc po prostu odpuścił. Zaraz ruszył w ślad za swoim panem i nadgonił tempa, pozostawiając zielonowłosą panienkę bez pożegnania czy słowa otuchy. Ciekawe jak ciężki szok przeżyła... pewnie żaden.
Szli gdzieś, choć obaj nie wiedzieli dokładnie gdzie. Nawet nie wiadomo kiedy to czerwonowłosy przejął stery i zaczął prowadzić Jace'a wśród śniegów i wymarłych elementów krajobrazu. Łazili krętymi, wydeptanymi przez innych wymordowanych ścieżkami, które nie są uczęszczane zbyt często, a jednak znane większości z nich, przede wszystkim tej zdziczałej części, bo osobniki z resztkami zdrowego rozsądku raczej nie zapuszczają się w takie miejsca. W pewnym momencie dotarli do koryta rzeki. Młody zeskoczył z brzegu na dół i począł iść w kierunku, w który niegdyś rwała woda. Nawet nie oglądał się za wilczurem, i choć nie miał pewności czy za nim podąży to miał taką nadzieję. Zresztą, co innego mógłby zrobić? Swoją drogą, czas znowu mijał im w milczeniu. To już chyba taka niepisana zasada, że podczas przemieszczania się nie potrzebna jest im komunikacja. Być może zboczenie zawodowe, któż to wie. W pewnym momencie dotarli do czegoś, co przypominało jaskinię, ale nią nie było. Koryto rzeki wpadało w sporą skałę, tworząc tunel. Nie był zbyt obszerny, ale to tylko pozory. W środku jest o wiele więcej miejsca. Dopiero teraz rozejrzał się za wilkiem, ale ten był tuż za nim. Przelotnie spojrzał mu w oczy i podszedł bliżej. Wyciągnąwszy dłoń w stronę jego twarzy, ułożył ją na jego policzku i starł kciukiem krew ofiary z baru spod jego oka.
- Poczekaj tu. - zabrał rękę i skinął do niego głową, żeby zaraz zniknąć w ciemnościach dalszej drogi. Jemu mroki nie przeszkadzały, ponieważ i tak wszystko widział, a do tego nie jest tu pierwszy raz, ale nie wiedział co z wilczym. Wolał jednak rozjaśnić nieco wnętrze zanim go tu wprowadzi. W środku - tak jak się spodziewał - było cieplej i z całą pewnością przyjemniej. Rozejrzał się za czymkolwiek, czym można by było rozpalić ogień, ale nic z tego. Najwyraźniej był tu jakiś tępak, który wszystko pozabierał. Dobrze jednak, że już go tu nie było, bo różnie by się mogło skończyć. To też był powód, dla którego kocur wszedł tu pierwszy. Lepiej było sprawdzić czy kogoś przypadkiem już tu nie ma. Nieopodal jego nogi leżał porzucony kawałek drewna, a nieco dalej jeszcze kilka. Były idealne do palenia, ale niestety przesiąknięte wilgocią. Yunosuke wziął jeden z nich i pokręcił głową. Nie było w tym problemu. Przyłożył rękę do drewna, a pod jego palcami zebrała się woda, która zdawała się być wysysana z niego za pomocą jego dotyku. Po prostu kazał wodzie wyjść na zewnątrz i spierdalać. Odsunął rękę i strząsnął wodę na bok, co wywołało ciche chlupnięcie, które echem odbiło się wokół i prawdopodobnie było słyszalne na zewnątrz. Kotopodobny wyjął wcześniej ukradzioną zapalniczkę i podpalił drewno. Wnętrze tunelu od razu się rozjaśniło, odkrywając obszerniejszy teren wnęki w skale. Czerwonowłosy dorzucił ogień do reszty patyków i innych rzeczy, które się tu znajdowały, tworząc prowizoryczne ognisko. Zaraz potem wylazł na zewnątrz i zaprosił gestem Growlithe'a.
Wróciwszy do środka uwalił się na kamiennym podłożu i położył ja długi, wbijając spojrzenie w równie kamienne sklepienie. Westchnął cicho, a ogon uderzał rytmicznie o glebę.
- Byłeś tu już kiedyś? - spytał beznamiętnym tonem, choć do obojętności mu jeszcze brakowało. - Gdzieś tu powinna być jakaś kałuża czy coś, możesz obmyć twarz z krwi. Swoją drogą... - wziął głębszy wdech, co zwiastowało dłuższą wypowiedź. - Cholera jasna, kurwa mać, jak mnie zirytował ten pieprzony rycerz sprawiedliwości. Dobrze, że go zabiłeś. Może nie wszyscy by się z tym zgodzili, ale hej, i tak mu odbiło i prędzej czy później skończyłby w taki sam lub jeszcze gorszy sposób. W ogóle jebać go, do chuja. Chciałem tylko spędzić chwilę z tobą, w spokoju, a tu masz.
Skończywszy narzekać obrócił się na bok, aby móc patrzeć na chłopaka. Utkwił w nim swoje spojrzenie, aktualnie dziwnie przenikliwe i nie wyrażające jakichkolwiek emocji. Może był jeszcze trochę podirytowany, istniała taka możliwość, lecz nie na tyle, aby dało się to po nim poznać. Pewnie zaraz ochłonie i mu to przejdzie, choć co Grow się musiał wysłuchać, to się wysłuchał. No i dość nietypowym był sam fakt, iż Yunosuke narzekał. On zazwyczaj siedzi cicho i nie mówi o swoich problemach lub tym, co mu przeszkadza, aby nie zwracać na siebie uwagi lub nie zawracać głowy innym. Ta chwila jęczenia była momentem wyjątkowym, zarezerwowanym tylko dla jasnowłosego. Pytanie tylko: co teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.14 21:00  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Świeże powietrze dobrze mu zrobiło. Choć nie należał do szerokiego grona osób, które na widok paru flaków na krzyż, przykładają dłoń do czoła i mdleją w dziewiczym geście, to tym razem, po wykorzystaniu znaczącej ilości mocy, zrobiło mu się zwyczajnie niedobrze. Przełknął jednak niesmak wraz z kolejnym krokiem, w którym ubił śnieg ciężką podeszwą glana. Nie odezwał się nawet półsłówkiem, idąc kawałek za Yunosuke i tylko co jakiś czas zerkając w jego kierunku czy wszystko w porządku.
A najwidoczniej było dobrze. Po wyjściu z „Przyszłości” kociak powrócił do normalnego stanu rzeczy. Trudno nawet stwierdzić czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony faktycznie łatwiej było przebywać w towarzystwie kogoś, kto zwyczajnie nie rzuci ci ostrzem ciętych ripost prosto w twarz. Z drugiej, rozmowa z nim momentami mogła wydawać się taką, która zakrawała o delektowanie się dyskusją ze ścianą. Ściana – jak powszechnie wiadomo – choćby chciała, i tak ci nie odpowie. W takich momentach pozostawały tylko drobne gesty.
„Poczekaj tu”.
Jonathan zmrużył oczy w znużonym geście, przyglądając się sceptycznie swojemu podopiecznemu, ale mimo niechęci, jaka wykrzywiła jego usta, nie odsunął dłoni Yunosuke. Nie czuł się też źle, splamiony szkarłatem – twarz, szyja, ubranie, nawet znacząca część lewej dłoni – to wszystko prezentowało się, jakby w pewnym momencie położył się na podłodze i jak głupi kundel zaczął tarzać w tym, co jeszcze chwilę temu nawet mówiło i – prawdopodobnie – myślało. I tak powinien się cieszyć, bo miał więcej szczęścia, niż rozumu. To jednak zawsze mu dopisywało. Z niewiadomych przyczyn Bóg uznał go za kogoś, kto powinien przeżyć jeszcze kolejne średniowiecze. Trudno tylko stwierdzić czy tak bardzo go kochał, czy nienawidził.
CHLUST.
Uszy poruszyły się niespokojnie, a Jace automatycznie się wyprostował. Rozdrażnienie wciąż trzymało go na uwięzi, niepokój dobijał. Ale nie wszedł. Gdyby Yunosuke potrzebował jego pomocy... Chłopak pokręcił głową. Nie. Marne szanse, że by go przywołał. Pewnie wolałby zdechnąć pod pierwszym lepszym krzakiem, zdewastowany przez napalone bestie, niż narażenie go na złamanie paznokcia. Lojalność kociaka była jak stąd po Nowy Orlean. Pociągnął nosem. Dym. Fajczy się?
Khm.
Odchylił uszy do tyłu, widząc Yuno, by zaraz wejść za nim do „środka”, na moment kierując wzrok ku ognisku. Sterta palącego się drewna nie należała do najciekawszych osobistości jakie mógł tutaj spotkać, więc prędko stracił to całe zainteresowanie, ponownie zerkając na podopiecznego.
„Byłeś tu już kiedyś?”
Zamrugał, odrywając wzrok od rudego a nieprawda czarnego ogona i jego szeroko pojętych okolic, by zwrócić wzrok ku twarzy. Skrzywił się lekko, wzruszając barkami. Bywał w dziwnych miejscach, często budząc się z cholerną pewnością, że tym razem serio nie usnął w czyimś zlewie, a to, że się tam znalazł, to wina kolejnego porwania jego szanowanie pierdolniętej osoby. Ile to już razy zaszył się w jakiejś norze, zbity do nieprzytomności, by zbudzić się i zorientować, że oto ktoś łamane na coś transportowało go do siebie, często w celu zwykłego spożycia? Takie szastanie osobami, które straciły świadomość, było zwyczajnie niemoralne. Ale kto w dzisiejszych czasach martwił się moralnością?
„Swoją drogą...”
Uhum, już słuchał. Rzesza przekleństw i marudny ton, jaki zaatakował nieświadomego Jonathana, wywołał u niego tylko cień uśmiechu. Usta ledwie uniosły się w grymasie, który najwidoczniej oznaczał zrozumienie. Jego też wkurwiła ta sterta mięsa. Jeszcze chwila, a istniało prawdopodobieństwo, że gościu zakatuje sam siebie tymi bezsensownymi gadkami o tym, jak mu źle.
„Dobrze, że go zabiłeś”.
Dobrze, że mamy identyczne zdanie, parsknął w myślach, przyglądając się oświetlonej przez płomienie twarzy Yunosuke. Zmrużył ponownie oczy, przechylając głowę na bok, jak psiak, którego niezwykle silnie coś zaintrygowało. Napięte mięśnie, błyszczące oczy, usta, które otwierał na milimetr, by zaraz zagryźć dolną wargę od wewnętrznej strony. Niecierpliwość wkradła się na jego twarz. Growlithe już nie wytrzymywał.
„... spędzić chwilę z tobą...”
Postąpił krok do przodu.
„... w spokoju...”
Uśmiechnął się.
„... a tu masz”.
Yunosuke przewrócił się na bok, dokładnie w chwili, gdy Growlithe do niego dotarł. Podeszwę buta wbił w jego biodro i przewrócił wątłe ciało na plecy, nie bawiąc się w żadne delikatności i prośby, naraz kucając nad nim, by zaraz wesprzeć dłonie po obu stronach jego głowy i nachylić się. Położył kolana na twardej ziemi, muskając wargami kącik ust Yunosuke. Przenosząc cały ciężar ciała na nogi, jedną z dłoni chwycił nadgarstki kotowatego i na moment tylko przerywając pocałunek, uniósł jego ręce do góry i przygwoździł je do ziemi tuż nad jego głową, z agonalnym niemalże pomrukiem niezadowolenia.
- Spędzić trochę czasu ze mną, co? – wychrypiał prosto w jego usta, wolną dłonią ujmując jego policzek. Pogłaskał go po nim kciukiem, zostawiając nikłą pamiątkę w postaci krwi, by zaraz zjechać niżej, palcami z czułością przesuwając po boku jego szyi. Jakby chciał zbadać każdą, najdrobniejszą cząstkę, od których wcześniej trzymał się z daleka, tłamsząc w sobie wszelakie żądze. - Tylko wiesz co? – Palce zatrzymały się. Warknięcie Growlithe'a przypominało trzask łamanego na pół drewna, gdy nagle wbił paznokcie w cienką skórę ulokowanego pod nim ciała. Wykwitły pierwsze kropelki krwi. - Kurwa. Po cholerę pakujesz się w samo apogeum wszystkich problemów?
Dusił w sobie ostrzejszy ton. Dusił każdą nutę.
Co z tego, że tym razem skończyło się dobrze?
Że Yunosuke był cały, a Growlithe nie miał nawet draśnięcia?
To nie oznaczało, że następnym razem będzie identycznie. Wilk cały się zjeżył, unosząc nieco górną wargę i odsłaniając białe zęby, zza których dobijało się ciche warczenie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.14 23:05  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Właściwie to nie tak, że nie zauważył jak Growlithe się do niego zbliża. Po prostu nie zwrócił na to uwagi, bo nie spodziewał się z jego strony żadnego działania. Cóż, na pewno nie takiego. Tymczasem poczuł na biodrze ciężar jego buta i bez zbędnych ceregieli znowu niczym bezwładna kłoda został obrócony na plecy. Skóra karku znów zetknęła się z chłodną podłogą, przez co przeszedł go lekki dreszcz. Spojrzał na niego nieco zdezorientowany, kiedy pochylał się nad kocim ciałem. I w tym momencie przez ten czerwony łeb przebiegło parę myśli niemal tak szybko, jak wzrok krwistych oczu przesunął się po szyi chłopaka. I tam już utkwił. Nie spoglądał mu w oczy, chwilowo nie miał takiego zamiaru, co zresztą było kolejnym dziwnym zachowanie z jego strony, bo przecież wiadomym było, iż nigdy nie miewał problemów z utrzymywaniem kontaktu wzrokowego. Być może coś mu majaczyło z tyłu głowy, jakaś durna myśl, która nie pozwalała mu spojrzeć w oczy swojemu towarzyszowi. Nawet ciemne brwi się lekko ściągnęły, szczególnie, gdy spojrzenie wyczaiło zbliżające się usta. Nie wiedział czego może się spodziewać, nie znał zamiarów tego osobnika i nie miał pojęcia co siedzi w jego głowie. W tym momencie zbratał się z rozkojarzeniem, które chwilowo nie chciało go opuścić. Nawet nie sprzeciwił się, kiedy chude nadgarstki zostały uniesione i przyparte do ziemi. Nie było sensu. Nie potrafił stawiać się swojemu panu, a do tego i tak jest o wiele słabszy fizycznie od niego i nie podołałby zadaniu. W końcu spojrzał mu w oczy, choć ich twarze były tak blisko siebie, akurat w momencie, kiedy się odezwał. Dotyk palców jasnowłosego na bladej skórze był dziwny, niecodzienny. Wydał się wręcz szorstki, szczególnie, gdy zszedł niżej na szyję. Yunosuke odruchowo odchylił głowę na bok, napinając wszystkie swoje wątłe mięśnie i czekał na kolejne słowa, bo wiedział, że zaraz jakieś padną. No i padły. Znowu tym warkliwym tonem przecięły atmosferę, która robiła się coraz gęstsza. Wbite paznokcie. Drapnięcie. Zabolało, a kły kota wbiły się w jego własną wargę, gdy ukradkiem spoglądał na wyraz twarzy jego właściciela. Delikatna skóra rozcięta przez paznokcie krwawiła, a on wiedział już, że to się szybko nie zagoi. Tak jak wszystko, każda szrama i bruzda na jego marnym ciele. Każda pamiątka po jakimkolwiek zatarciu widniała przez długi czas, ale przyzwyczaił się już. Ta sprzed chwili będzie mu przypominać o tymże momencie. Źle czy dobrze, nie wiadomo.
- Mówisz, jakbym robił to specjalnie. - odezwał się spokojnie, aczkolwiek nieco sycząco. Nie mógł powstrzymać tego tonu, tak samo jak swoich słów. Nigdy nie był w tym zbyt dobry. - I może to nie ja pakuję się w problemy, a po prostu nim jestem? Serio, zależy ci? Masz pełno znajomości, wśród nich z pewnością znalazłoby się o wiele więcej potencjalnych sługusów, którzy prawdopodobnie byliby lepsi ode mnie. Byłoby ci przykro, gdybym w końcu zdechł? Mi by nie było, na twoim miejscu.
Zamknął oczy i odetchnął głębiej, zaraz wypuszczając powietrze przez zaciśnięte kły. Klatka piersiowa kota poruszała się pod ciałem Jace'a, zdradzając ciężki oddech. Cholera jasna, pewnie powiedział trochę za dużo. Zacisnął mocniej powieki, zaciskając dłonie w pięści i tym samym wbijając pazury w swoją skórę. Jeśli się zagalopował to nic dziwnego, jakoś zawsze udaje mu się stracić kontrolę nad tym, co mówi. Ale walić to. Przynajmniej był szczery, a przecież to się liczyło. W końcu otworzył oczy, a pojedyncza kropla krwi znalazła drogę w dół po jego jasnej skórze, kontrastując się z nią bardzo wyraźnie.
- Nie cenię swojego życia, bo nie mam czego w nim cenić. Poważnie, Jace. Jestem nikim z niczym, świat nie ucierpi na mojej stracie, a jeśli mam zginąć to albo w obronie ciebie, albo z własnej głupoty. - zebrał się, aby znów spojrzeć mu w oczy. - Nie w moim interesie leży, abyś się o mnie martwił lub miał większe problemy. Dobrze wiesz, że nie tego dla ciebie chcę.
Po prostu zostaw mnie i moje pakowanie się w kłopoty w spokoju.
Można powiedzieć, że nasz naiwny Yuno robi czyste yolo, bo przecież i tak nie ma nic do stracenia. Cóż, akurat temu nie da się zaprzeczyć. Dyskusyjna była kwestia jaką stratą byłaby jego śmierć.
Dość tego dobrego. Ruszył się pod nim niecierpliwie, podkulając kolana. Gdyby teraz chciał, mógłby kopnąć go w plecy, ale nie zamierzał tego zrobić. Zamiast tego końcówka ogona przesunęła się po skroni i policzku wilkowatego. Yuno znów obrócił głowę w jego stronę i szarpnął lekko rękoma, dając do zrozumienia, że obecna pozycja jest niekoniecznie wygodna. Trochę jakby chciał mu się przeciwstawić. To ci niespodzianka. I gdyby określać zaistniałą sytuację można by było powiedzieć, że jest napięta. Zupełnie jakby zaraz mieli zacząć na siebie warczeć, a przecież nie o to chodziło. Kocur nie chciał kłótni, nie chciał też, żeby Grow się do niego zraził. Po prostu miał dość ciągłego przejmowania się nim, bo to ma przecież tyle sensu. Wolał, żeby pozwolono mu robić wszystko po swojemu. Niech zginie z własnego debilizmu, jeśli taki jego wybór. No cholera jasna, nikomu nic do tego.


Ostatnio zmieniony przez Yunosuke dnia 10.03.14 22:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.14 22:42  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Nie spodziewał się innej reakcji. Głupi byłby, gdyby było inaczej. Nawet jeśli gdzieś głęboko wadliwa iskierka nadziei próbowała się wylęgnąć, prędko zostawała zgnieciona przez przejawy racjonalnego myślenia – nie było mowy, aby Yunosuke choć w drobny sposób szanował swoje życie. Co z tego, że sam Jonathan potrafił swoje własne zdeptać jak pustką paczkę papierosów? Mnogość ostatnich wydarzeń, które wystawiały go na „bycie” lub „niekoniecznie-bycie” była tak ogromna, że szary przedstawiciel masy od tego nadmiaru mógłby dostać raka. Próbowano go zastrzelić, otruć, utopić, podpalić. Diabeł wie, ile punktów z długiej listy ludzi, czających się na jego głowę, nie zostało jeszcze wprowadzonego w życie. Mimo to, wciąż nie potrafił się pogodzić z myślą... Warknął nagle, w połowie słów Yunosuke. Do kurwy, te wiecznie drążące temat pytania. Czego jeszcze? Miał mu wyrzygać ckliwe odłamki zdań, jak bardzo mu zaczęło zależeć? Że to stało się prędko, niespodziewanie, że nienawidzi tego uczucia i chce je wyprzeć, a mimo to nie potrafi otwarcie przyznać przed samym sobą, że gdyby Yunosuke faktycznie go opuścił, pustka stawałaby się zbyt męcząca? Drażniłaby niepohamowanie, Jace stale rozdrapywałby tylko pozostawione rany, sprawiając, że nabrałyby nielogicznych wręcz rozmiarów? Miał wymruczeć do ucha lawinę kolejnych kłamstw, zobrazować, jak zareagowałby, gdyby go stracił? I co jeszcze? Frytki do tego?
W klatce piersiowej narastało warczenie. Słowa go drażniły, ton Yunosuke był zbyt bezczelny. Aż w końcu cisza. Growlithe oddychał wolno i głęboko, mocno ściskając trzymane w uścisku nadgarstki.
„Byłoby ci przykro, gdybym w końcu zdechł?”
A czemu miałoby..?
- Spójrz czasami z mojego punktu widzenia, samolubie – burknął pod nosem, niemalże brzmiąc, jakby właśnie ten ugodził go nożem prosto w serce. Paznokcie wysunęły się ze skóry Yunosuke, pozostawiając po sobie podłużne otwory, z których zaczęła wyglądać krew. Spuścił rękę, prędko wsuwając ją pod czerwony sweter. Sunąc po klatce piersiowej chłopaka, przy okazji podwinął materiał ubrania, tym samym odsłaniając drobny brzuch, tors, każdą najmniejszą bliznę. Yh. Drapanie w gardle było dla Growlithe'a nie do zniesienia, powolny proces, przypominający mu, jak bardzo się zaniedbał. - Jesteś uroczy... lojalny... posłuszny – westchnął. - Każde słowo traktujesz jak bóstwo, spełnisz najgorszą zachciankę, choć sam wiesz, że nie wszystkie ci się spodobają. Jak teraz, hm? Pomyśl czasem: mając kogoś takiego przy sobie, chciałbyś go stracić? To luksus... – urwał wpół zdania, choć nieposłuszeństwo nadal malowało się na jego twarzy. Zwiesił głowę, opierając czoło o wątłe ramię towarzysza. Chuchnął gorącym powietrzem w materiał ohydnego wora, skrywającego jego barki. Do czego to dochodzi? – wymamrotał w myślach, przymykając oczy.
„Poważnie, Jace”.
Spiął się. Yunosuke mógł to wyczuć, gdy palce, które zdążyły zwolnić nieco uścisk na jego nadgarstkach, z powrotną siłą ścisnęły się. Chude ramiona białowłosego drgnęły lekko, jakby chciał się skulić. Nie znosił tego imienia. Przełykanie kolejnej porcji wściekłych obelg to nie lada wyzwanie – na szczęście możliwe do zrealizowania, w końcu wymordowany uwielbiał trudne wyzwania .
Spokojnie, podpowiadał głupi rozsądek. Pozwól mu skończyć.
„... dobrze wiesz,że nie tego dla ciebie chcę”.
- Nie? – zaśmiał się chrapliwie, zaciskając usta na jego szyi, muskając wargami ranki, które sam mu zagwarantował. - Więc czego chcesz? Mojego bezpieczeństwa? Uśmiechu? – Wraz z ostatnim słowem zamruczał gardłowo. Jak drastycznie udobruchać pobudzone zwierzę Yunosuke widział na załączonym powyżej obrazku. Opuszki palców ostatni raz musnęły dłonie kota, gdy zabierał rękę, uwalniając nieszczęsne nadgarstki kochanka. Wsparł się na łokciu, ale nie podniósł głowy. Oddech owiewał teraz delikatnie skórę na szyi Yunosuke, gdy z lekkim niesmakiem na ustach Jonathan znów się odezwał: - Do kurwy, pocałuj mnie wreszcie.
Faktycznie.
Jeśli Yunosuke miał mu coś do zarzucenia – niech zarzuci mu ręce na szyje.

| Oh, shit. Zero chęci, weny, czasu. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.14 0:09  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Może i był samolubny. Nie, na pewno był samolubny. Nie myślał o tym co mogliby poczuć inni, gdyby pewnego dnia go zabrakło, ale w tym momencie zmuszono go, aby jednak to rozpatrzył. Skrzywił się lekko, czując piekący ból rany na szyi. Nie miał już nic więcej do powiedzenia, więc jedyne co mu pozostało to próba zrozumienia jego pana. No i jakoś to szło. Starał się odszyfrować co chodzi mu po głowie na podstawie słów i zachowań, ale te nieco się ze sobą kłóciły. Szczególnie, gdy usta opuszczały warkliwe słowa, a dłoń przesuwała się po chudym brzuchu. Nie drgnął jednak. Nie miał zamiaru go zatrzymywać lub... uderzać świecznikiem w łeb, czy coś. Po prostu akurat on w tej całej swojej wyjątkowości mógł pozwolić sobie na wszystko względem kocura, bez najmniejszego "ale" z jego strony. Nieważne czy by go bił czy krzywdził w jakikolwiek inny sposób, nie usłyszałby słowa sprzeciwu. Młody wiedział jednak, że nie czeka go żadna przykrość ze strony wilczura. Nic, co mogłoby go w jakiś sposób zranić.
Pomyśl czasem: mając kogoś takiego przy sobie, chciałbyś go stracić?
Zastanowił się wedle życzenia i ostatecznie doszedł do wniosku, że wszystko zależy od innych czynników. No cóż, czasem nie dało się nie powiedzieć, że kot nie ma serca, ale przecież je miał! Zwyczajnie lubiło działać nieco inaczej niż reszty żyjących i nieżyjących istot. Szepty kazały mu zabijać, a blokada w głowie była jak szlaban. Hm, pewnie bez niej coś by pękło i jeszcze zrobiłby się z niego seryjny morderca. Cóż, może by chociaż przytył trochę. To by z pewnością nie zaszkodziło. Drgnął. Słowa znowu dobiegły jego uszu, które momentalnie strzygły.
Zaraz, co? Na chwilę zamarł, dokładnie przestudiowując w głowie słowa, które padły z ust chłopaka. Już w ogóle pominę fakt, iż ich warkot był wręcz cudowny dla uszu kotowatego, ale chwilę zajęło mu przeanalizowanie tego, co właśnie powiedział. Zacisnął wargi, ledwo wstrzymał śmiech. Nie jakiś wielki, ale zwykły chichot. Szarpnął kłem wargę i powoli sięgnął dłonią do policzka jasnowłosego. Szponiaste palce przez chwilę gładziły jego lico, ale zaraz ujęły jego podbródek i zmusiły, aby ich twarze znalazły się bliżej. Spojrzał mu w oczy, lecz w jego spojrzeniu było coś dziwnego. Było pytające, wyrażało niezdecydowanie, być może trochę strachu, a jednak w tym wszystkim zachowany był spokój. Tak jakby chciał powiedzieć, że mu ufa bez względu na wszystko. Chciał jeszcze się odezwać, ale pieprzyć to. Czasem lepiej się zamknąć, szczególnie w jego przypadku. Nerwowo przeciągnął językiem po swoich ustach i w jednym momencie przytknął je do warg Growlithe'a. Całował go trochę nieumiejętnie, ale przecież nie możemy zapomnieć, że nie miał w tym totalnie żadnego doświadczenia, a niedoszły gwałciciel nie był najlepszym nauczycielem. Palce znów wróciły na jego policzek, gdy rudzielec powoli starał się uspokoić ledwo zauważalne nerwy i rozpuścić je w tym koślawym pocałunku. Hej, hej, hej, a te rumieńce to skąd? Ha, nasz Yuno jednak nie potrafi zapanować nad wstydem. Ale hej, nie można mu się dziwić. Nie były jednak aż tak widoczne. Nie w tym świetle i nie przy nim. Jednak nie dał rady. W pewnym momencie zerwał pocałunek, żeby się zaśmiać. Krótko i cicho. Ujął twarz chłopaka w dłonie i oparł ich czoła o siebie, uprzednio kręcąc głową, prawdopodobnie na własne myśli.
- To było, kurwa, urocze. - mruknął, przecierając kciukami wzdłuż jego kości policzkowych. - ... Zależy ci, hm? Chcę dla ciebie wszystkiego, a jeśli moje życie jest na liście to postaram się bardziej uważać.
I z tymi słowami na ustach znowu złączył ich wargi. Na krótką chwilę je rozdzielił, żeby zaraz wrócić z nieco śmielszym pocałunkiem. Nie czekał na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, nie spodziewał się jej. Dlatego zamknął mu usta. I do tego szło mu coraz lepiej, a przynajmniej nie tak tragicznie jak na początku. I co z tego, że lekkie nerwy ruszały jego ciałem? Przecież to normalne. Nie jest aż tak wyjebanym na absolutnie wszystko skurwysynem. Nawet jego dłonie jakoś odruchowo wsunęły się między jasne pasma i lekko drażniły wilcze uszy. Ogon zaś nawet nie wiedział jak się zachować, więc beznamiętnie obijał się o biodro Growlithe'a. I tu nastąpiła chwila przerwy.
Szarpnął zębem jego wargę i wykorzystując chwilę zamienił się rolami. W jednej chwili oderwał się od ziemi, żeby przewalić na nią chłopaka i umiejscowić się okrakiem na jego biodrach. Spojrzał na niego z góry i spróbował odgarnął włosy z twarzy, ale niesforne czerwone kosmyki zaraz wracały na swoje miejsce, więc w zamian poczochrał sobie włosy, a przez myśl przeszło mu coś o cholernych kłakach. Na chwilę zerknął w stronę "wejścia" do tego całego jaskinio-tunelu, ale zaraz wrócił wzrokiem do twarzy towarzysza. Syknął cicho, ukazując przy tym pełen zestaw kiełków.
- Jonathan. - uśmiechnął się do niego łagodnie, a gdzieś w tle słyszalne było trzaskanie palącego się drewna. - Czasem nie mam pojęcia co ci siedzi w głowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.14 23:15  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Wiedział, że może zrobić z nim wszystko – od upartych prób pozbawienia kotołaka najmniejszej cząstki godności, po wysławianie jego osoby pod niebiosa. Korzystał z tego przywileju na tyle często, by uznać go za bezczelnego, ale hamując się w chwilach, w których ktoś mógłby mianować go potworem. Teraz nie było jednak żadnej pary uszu czy oczu, która będąc świadkiem zajścia, rozpowszechniłaby plotki na temat białowłosego po całej Desperacji. Nie, żeby specjalnie przejmował się swoją wątpliwą reputacją. Oblizał spierzchnięte usta, czując dłoń Yunosuke na swoim policzku. Nie stawiał też żadnego oporu, gdy palce zmusiły go, by uniósł nieco głowę i pochylił się nad uciekinierem. W porównaniu do spojrzenia kota, jego było całkowicie zdecydowane. Przyglądał się mu niemalże ze zniecierpliwieniem. Niemalże widać było wiercącego się w umyśle Growlithe'a wilka, który tylko czekał, by wreszcie poczuć smak ofiary. Zdawało się, że jeszcze chwila, a przestanie siedzieć bezczynnie, jedynie bawiąc się w podszczypywanie stwardniałych sutków Yunosuke. Żadne oznaki zaufania nie były mu kompletnie potrzebne – wiedział to, ba, nawet w nadmiarze, mając wszystko wiecznie wypisane czarno na białym, gdy lojalność rudzielca popychała go do irracjonalnych poczynań. Pewnie dlatego, gdy poczuł wreszcie usta kotołaka, z gardła wydobył się cichy pomruk, zwiastujący nadchodzące zadowolenie. Rozchylił usta, chcąc poczuć zwinny język, ale nim cokolwiek się zaczęło, zostało zakończone.
Growlithe rozchylił oczy, w których naprzód wybiła się wściekłość. Słysząc jednak cichy chichot podopiecznego, błysk, który pojawił się w kąciku błękitnego oka wilczego, zamienił gniew na cień zaskoczenia – przemiana emocji była równie krótka, jak krótko błysk zakreślił łuk w ślepiach białowłosego.
„To było, kurwa, urocze”.
- Nie wiem co cię tak bawi – warknął podirytowany, ze zniecierpliwieniem chcąc przysunąć ponownie wargi do ust kochanka. Nie był nawet w stanie ukryć pożądania, jakie ogarnęło całym jego ciałem. Odczuwał ogień w skurczonym żołądku, czując jakby jakaś niewidzialna dłoń dźgała jego wnętrze ostrzami żyletek.
„Zależy ci, hm?”
- Tak, tak – burknął naprędce, kierując spojrzenie na jego usta. Sam kącikiem języka przejechał po dolnej wardze. Niczym pies gończy, który za moment zostanie spuszczony ze smyczy – dokładnie tak się teraz czuł. Co go, do licha, jeszcze zatrzymywało? Bo chyba nie ręka właściciela, ściskająca materiał, przyczepiony do obroży? Kolejne słowa zresztą zaciekawiły go na tyle, by choć na moment przestać wgapiać się w cel. Powędrował wzrokiem ku czerwonym punkcikom majaczącym przed jego oczami, na ułamek sekundy krzyżując ich spojrzenia. Czarny ogon drgnął, czując słodki pocałunek. Dłoń błądząca wciąż pod czerwonym swetrem kotołaka, wysunęła się przez otwór, przez który wkłada się głowę, a palce zmusiły Yunosuke, do zadarcia głowy ku górze, by odsłonić szyję.
Był głodny.
Wsunął język pomiędzy jego wargi, przesuwając jego końcówką po języku kotołaka. Można by nawet uznać, że przez moment Yunosuke zyskał jakąkolwiek przewagę – udało mu się jednak oderwać od złaknionego pocałunków kundla i przewrócić go na plecy. Jonathan wlepił w niego niezrozumiałe spojrzenie, choć na dobrą sprawę wszystko mu było jedno, jak i na czym leżał. Tylko słowa mutanta mu nie pasowały.
„Czasem nie mam pojęcia co ci siedzi w głowie.”
- I co ty biedny zrobisz? – Użył przy tym pytaniu silnej afektacji. Teraz był w stanie nawet pokusić się o to, by wyskomleć Yunosuke głupie zapewnienia o wiecznej miłości, byle kotołak przestał się tak wiercić i pozwolił się pieprzyć do upadłego. Jonathan wsparł się na łokciu, by zaraz wyprostować się i oprzeć na wyprostowanej ręce. Wychrypiał szeptem rozkaz, by kotowaty podniósł ręce do góry, a sam szarpnął swetrem, zdejmując mu go przez głowę i odrzucając gdzieś na bok. Musnął kącik ust Yunosuke, sięgając wolną dłonią do swojego paska od spodni. Rozpiął go sprawnie, po czym przeniósł palce na zapięcie spodni kotołaka, a wprawa pozwoliła mu na szybkie rozpięcie ich. Nie minęła nawet chwila, gdy odgiął ich materiał, odsłaniając kolejne blade części ciała.  - Podnieś się nieco – dodał po chwili, na wypadek, gdyby kochanek postanowił robić mu trudności – po usłyszeniu polecenia, szczerze wątpił, by Yunosuke go nie wykonał, a wtedy mógł już bez przeszkód zsunąć spodnie z bioder sługi.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 22.03.14 22:57, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.14 22:49  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
"Nie wiem co cię tak bawi."
Jasne, że nie wie. Nikt nie wie. On sam tego nie wie. Yunosuke jest jednym z tych typów, którzy nie mrugną okiem na rzeczy, które sprawiają, że inni śmieją się do łez, ale zaczną rechotać się nad martwym płodem lub ciałem bez głowy. Jego poczucie humoru jest pomieszane z poplątanym i często zakrawa o najczarniejsze żarty, choć i tak nieczęsto zdarza mu się śmiać, więc ten moment był, kurwa, unikalny. A Grow jest cholernie uroczy momentami, przynajmniej według kocura. Nie ma czemu się dziwić.
Na jego słowa po prostu się uśmiechnął, choć nie tak ciepło jak zazwyczaj, a nieco podejrzanie. Nie oczekiwał od niego żadnej odpowiedzi, nigdy tego nie oczekuje. Często mówi coś bezmyślnie (właściwie za każdym razem) i nie powinno się zwracać uwagi na jego gadkę. Jednak nie czas na to, aby mówić o słowach, a raczej o czynach. W czerwonych oczach zamajaczył niezrozumiały błysk. Coś najwyraźniej przeskoczyło w głowie rudzielca, a za chwilę dało się to zauważyć w jego ślepiach. Źrenice zwęziły się, przybierając postać czarnych kreseczek. Zupełnie jak wtedy, gdy jest gotowy do ataku. Chłopak trochę się bał, ale nikt nie musi o tym wiedzieć, więc niczego nie okaże ani nie odezwie się już słowem. Był też pewien, że nie może liczyć na jakiekolwiek uczucia ze strony wilczura, bo aktualnie jedyne, co siedziało mu w głowie, to chude i blade ciało kotowatego pod nim. Trochę to przykre, ale jebać wszystko. Nikomu nie jest w stanie zaufać tak bardzo, jak Jonathanowi, więc klamka zapadła. Gdy szmata nazywana swetrem została z niego zerwana, przez myśl przeszło mu, aby jeszcze podroczyć się z jego panem, aczkolwiek odstąpił od tej idei, widząc wręcz buzujące pożądanie z jego strony. Odchylił się lekko w tył, co jeszcze bardziej uwydatniło te cholerne żebra. Yunosuke był wychudzony do tego stopnia, że nawet gdyby wypchnął brzuch, ten nadal byłby wklęsły. Zdecydowanie nie było na czym zawiesić oka, ale w tej chwili już nawet nie o to chodziło. Wszystkie polecenia wykonywał z przykładną posłusznością, ale do pewnej chwili. Złapał go za nadgarstek zaraz po tym jak odpiął mu spodnie i nie pozwolił na dalsze pozbywanie się kociej garderoby. Ze spojrzeniem utkwionym w zagłębieniu szyi jasnowłosego ścisnął jego rękę, wbijając w nią lekko pazury. Druga zaś powędrowała do brzegu jego bluzki i zaraz się pod nią wsunęła. Przesunął delikatnie szponami po jego brzuchu, tym samym podsuwając materiał wyżej. Nie dał mu też chwili, w której mógłby się odezwać, ponieważ zamknął mu usta pocałunkiem, którego tak łaknął jeszcze chwilę temu. Żaden z ruchów kocura nie był zdecydowany, ale zdawał się nie przejmować już niczym. Przejechał końcówką języka po dolnej wardze swojego pana, a gdy tylko nadarzyła się okazja od razu wsunął go dalej i zasmakował ust chłopaka. Nadal średnio potrafił całować, ale to przecież kwestia praktyki, natomiast tą miał zapewnioną na obecną chwilę. Docisnął pazury mocniej do jego skóry, gdy pogłębiał całusa jeszcze bardziej. Druga ręką w końcu puściła jego nadgarstek i skierowała się w kierunku twarzy Growlithe'a. Smukłe palce podążyły wzdłuż jego szyi, aby spocząć na policzku. Chciał potraktować jego usta namiętniej, ale nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż kły wchodziły w drogę i o ile nie przeszkadzał mu smak krwi, o tyle nie chciał zadawać partnerowi żadnych ran. Jeszcze nie.
Nie wierzył w to, co teraz się dzieje, ale to nie stanowiło przeszkody we wczuwaniu się w tenże moment. Prawdopodobnie w jednej chwili pozostawił wszystkie troski i ewentualne obawy za sobą, postanawiając oddać się wilkowi. Nie wiadomo czy to słuszna decyzja ani czy będzie jej potem żałował, ale naprawdę nie obchodziło go to. I w sumie, gdyby tak się zastanowić... potem też nie będzie go obchodziło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.14 22:06  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
| Jakie kurwa „uroczy”? |


Widząc kolejny uśmiech kotołaka, usta Growlithe'a ściągnięte w wąską linię wykrzywiły się nieco w karykaturze grymasu, który prawdopodobnie miał zdradzać jakiś skrawek rozbawienia. Możliwe też, że po prostu dostrzegł, że w geście Yunosuke było coś innego. Mniej niewinnego. Chętnego. Wolną ręką sięgnął za chłopaka, wsuwając palce w miękkie, czerwone kosmyki. Zmierzwił je niedbale, w beznadziejnej kopii pochwały, jaką chciał podarować kochankowi w czasie tej krótkiej przerwy.
Głupi. – niemy komentarz pojawił się w jego oczach.
Oj, z pewnością. Głupi.
Na twarzy białowłosego szybko pojawiło się zwątpienie. Nie poruszył nadgarstkiem, choć miał prostą możliwość wyswobodzenia się z uścisku, w jakim znalazła się jego ręka. Zamiast tego tylko mruknął prowokacyjnie, rozchylając usta, przyjmując ciepłe wargi kochanka i... poczuł jednosekundowe drgnięcie komórki w spodniach... Wersja Natha, what the fuck.
Jonathan wyplątał palce z miękkich włosów. Jego dłoń zasłoniła oczy Yunosuke, nawet na moment nie odrywając jednak od niego ust. Oddech już się nie liczył. Kotołak mógł tylko zauważyć, że mimo odejmowanej ręki, mrok wciąż przyćmiewa jego zmysł. Czarna bandana, która pojawiła się jakby znikąd, zakrywała mu oczy, podczas gdy białowłosy spuścił głowę i ucałował jego ramię, wolną ręką sięgając za siebie. Rana na szyi nie była najwidoczniej jedyną, która miała pojawić się na młodym ciele – zęby wilkołaka prędko znalazły pulsujące żyły pod cienką powierzchnią skóry, rozszarpując ją nagłym wbiciem zębów i reakcją na... smsa. God why Growlithe warknął cicho, nagle odrzucając telefon gdzieś na bok. Słychać było głośny, ale krótki trzask łamanego na pół obiektu.
„Gdzie jesteś?”
Na ramieniu Yunosuke pojawiły się malinowe i mokre ślady, gdy usta Jonathana wspinały się coraz wyżej, by finalnie dotrzeć do jego ugryzionej szyi. Język wysunął się zza warg, ścierając pojedynczą strużkę krwi, by na końcu chłopak ucałował żuchwę kochanka.
Dłoń zsunęła się lekko, natrafiając na wychudłą klatkę piersiową kotołaka. Palce uważnie badały każdą drobną rankę i tragiczną szramę przeszłości, na żadnej nie zatrzymując się na dłużej. Czasami łatwiej byłoby powiedzieć to wprost. Należysz do mnie. Yunosuke mógł poczuć jak Jonathan ponownie sięga wyswobodzoną już dłonią ku jego spodniom. Tym razem nie grały żadnej roli. Tylko. Przegryzając dolną wargę kochanka, wsunął dłoń pod materiał, który jako jedyny zakrywał jeszcze jakieś skrawki ciała. Paznokciami przesunął po pośladku Yunosuke, zjeżdżając palcami coraz niżej, zahaczając niedbale o pulsujące wejście kotołaka.
Za jednym zamachem wsunął w niego dwa palce, poruszając nimi raz po raz i rozchylając na boki, by w tym samym momencie chwycić drugą ręką za czerwone włosy kota i szarpnięciem odchylić jego głowę do tyłu. Siłą rzeczy wargi Yunosuke rozwarły się za sprawą brutalnego pociągnięcia za włosy. Nie zdążywszy wydać z siebie żadnego dźwięku, poczuł jak Jace'a ponownie zamyka mu usta. Językiem trącił jego język, przesuwał nim po jego dolnej, pogryzionej wardze, nie przejmując się kłami kotołaka. Zsunął dłoń, by mocno objąć go w pasie i przyciągnąć mocno do siebie.
Telefon wraz z tragiczną śmiercią zabrał do grobu obie wiadomości, wciąż huczące gdzieś w zakamarkach umysłu Growlithe'a. „Gdzie jesteś?” i „Mam dość zabawy w chowanego, wiesz? Dobranoc”.
Wyjął do połowy mokre palce, by z cichym parsknięciem wepchnąć je jeszcze głębiej. Chuchnął mu prosto w usta gorącym powietrzem, uśmiechając się po tym ironicznie. Oto trzymał w ramionach czyjeś kruche życie. I nawet go nie łamał.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.14 23:37  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Czasem nie wiedział jak powinien odbierać niektóre zachowania swojego pana. Nierzadko nagroda myliła mu się z karą, a groźba z obietnicą. Dlatego nauczył się, aby wszystko odbierać z równym spokojem, nie wnikając w temat, póki chłopak sam nie da mu cynku o co właściwie chodzi. Czasami działało, ale bywały też momenty, w których do samego końca pozostawał skołowany. I właśnie nadszedł taki moment.
Ciemność, wszędzie ciemność. I niby w miejscu, w którym się znajdowali i tak panował półmrok, a jednak najwyraźniej nie był wystarczający. Dopiero po chwili dotarło do niego, że ta ciemność to sprawka materiału, jaki zasłonił mu oczy. Uszy strzygły mimowolnie, ciało drgnęło. Nic nie widział, więc to wyłączało jeden ze zmysłów, a co za tym idzie reszta wyostrzyła się. Szczególnie słuch oraz czucie. W panującej wokół ciszy odcinały się jedynie dźwięki trzaskającego ognia, a także ich ruchów, gdy ciała ocierały się o siebie, a usta cmokały cicho, wędrując po bladej skórze. I ból. Yunosuke odetchnął ciężej i ruszył się niespokojnie, z całych sił starając się zignorować promieniujący ból. Syknął, gdy usta partnera znów zaczęły spacerować po jego skórze, a rana na szyi pulsowała w rytm bicia jego serca, które teraz postanowiło zaszaleć. Wiedział, że wyciągnął telefon, ale olał to. Aktualnie skupiał się na sprawie istotniejszej, a mianowicie dłoni, która znów sięgnęła do jego spodni. Zadrżał pod wpływem drapnięcia, które tylko potęgowało doznania, te zaś już uwidaczniały się w reakcjach drobnego ciała, co było czystym przejawem masochizmu. I kto go tam wie, każdy ma jakieś swoje odchyły, a u niego padło akurat na upodobanie w swego rodzaju bólu. Dłonie błądziły po ciele, gdy uraczono go kolejną dawką słodko gorzkiego cierpienia. Metaliczny smak wypełnił usta kota, ale nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej mu się podobało. To było inne odczucie niż te pierwsze, niewinne pocałunki z Sakidem. Wtedy reakcje rudzielca również były inne, zdecydowanie bardziej urocze. Teraz majaczył na granicy goryczy z rozkoszą, ale nie mógł powiedzieć, że tego nie lubi. Drżenie ruszyło nim, gdy palce kochanka zbliżyły się do miejsca intymnego. Nie mógł zobaczyć jego twarzy, nie wiedział co kryje się w jego oczach i to chyba najbardziej mu teraz przeszkadzało. Nagle wyrwał mu się gardłowy odgłos, zbliżony do krótkiego jęku, choć nadal zbyt cichy. Zabolało, lecz w sposób, który zdecydowanie mu się nie spodobał. Kłem szarpnął ugryzioną wargę, pogarszając tylko ranę i syknąwszy cicho ruszył biodrami, co było pierwszym sygnałem, że jest w porządku. Tak jakby kogoś obchodziło jego zdanie.
Posłusznie odchylił głowę, delektując się zdecydowanymi ruchami kochanka, a także bólem zadanym mu parę chwil temu. I nie ważne jak dziwne to brzmi - podobało mu się niezmiernie, co zresztą zasygnalizował długim pomrukiem, zdecydowanie różniącym się od tego ludzkiego. Tak, Yuno mruczał po kociemu. Taki tam fun fact. Zawsze to jakaś odmiana. W odpowiedzi na brutalny pocałunek złapał zębami za dolną wargę Jonathana i pociągnął ją do siebie, nie zadając mu jednak żadnej rany. Przylgnął do niego, trwając w jeszcze słabo znanym mu uczuciu. Chwilowo jego myśli krążyły wokół obecnej chwili, co pewnie nie zmieni się, póki nie skończą. Oddawał się temu w całości i nie zamierzał się powstrzymywać. Czarny, długi ogon poruszał się niezdarnie, co jakiś czas obijając się to o nogi jasnowłosego, to o plecy swojego właściciela. W międzyczasie kurtka Growlithe'a została zsunięta z jego ramion i odrzucona gdzieś na bok, a szponiaste dłonie znów badały jego ciało, chwilowo przez materiał bluzki, która zaraz również została z niego zerwana. Pazury delikatnie przesunęły się po bokach jego ciała, powoli schodząc na plecy, gdzie wbiły się mocniej i pozostawiły za sobą kilka czerwonych śladów. Oderwał się od ust pana, schodząc śladem wilgotnych warg przez jego szczękę do szyi. Przejechał językiem wzdłuż niej i zatrzymał się przy jego barku. Tam w odwecie pozostawił po sobie drobniejsze, acz równie bolesne ugryzienie, wciąż wydając z siebie mrukliwy dźwięk. Odsuwając zęby od rozranionej skóry, westchnął mu wprost do ucha.
Nawet nie zauważył momentu, w którym telefon wilczura skończył śmiercią tragiczną. Był zbyt pochłonięty tym, co teraz dzieje się między nimi. I mógłbym powtarzać to do usrania, ale wciąż nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Być może należy sprowadzić go na Ziemię jeszcze większą dawką tego rozkosznego bólu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.14 0:47  •  Bezpańska kryjówka  Empty Re: Bezpańska kryjówka
Mruknął coś pod nosem, gdy odrywał obie dłonie od ciała partnera, aby pomóc mu w ściągnięciu kurtki i t-shirt'u. Tak faktycznie było o wiele wygodniej. Wreszcie poczuł jego dotyk. Ciało mimowolnie przylgnęło do o wiele chudszej postaci partnera, niemalże łaknąc tej kuszącej, niewinnej bliskości.
Ciche jęknięcie skomentował wymownym zmrużeniem oczu. Reagował już niemal instynktownie, coraz mniej przejmując się stanem kochanka. Uśmiech, jaki zamajaczył na ustach, szybko zniknął, pod wpływem kolejnego pocałunku, który najwidoczniej okazał się ważniejszy, niż gesty, których Yunosuke i tak nie mógłby teraz zobaczyć. Głowa odchyliła się nieco na bok, dając kotu większy dostęp do szyi. Nieme pocałunki i ugryzienia wypalały ślad na skórze, która w tych miejscach płonęła żywym ogniem, na zawsze pozostawiając po sobie wspomnienie.
- Długo na to czekałem. Musisz mi to wynagrodzić – syknął wprost do jego ucha. Ręce ponownie znalazły się na jego plecach, a gdy jedna z nich błądziła wzdłuż linii kręgosłupa, druga ponownie sięgnęła ku spodniom kotołaka. Tym razem siłą zsunął materiał z ciepłych ud kochanka, nosem delikatnie przesuwając po jego policzku. Oddech zaraz owinął się wokół jego szyi, gdy twarza nieubłaganie zniżała się, aż nie dotarła do poranionego ramienia. Posypały się pocałunki, raz po raz usta przyssały się na dłużej, zostawiając na skórze mocne zaczerwienienia lub kolejne, głębsze rany po zębach. Intensywna woń krwi drażniła zmysły Charles'a.
I gdy jedna ręka zsunęła się niżej, chwyciła czarny ogon i zaczęła mocnymi ruchami go ugniatać, głaskać, szarpać, druga masowała wilgotny członek Yunosuke, kciukiem drażniąc główkę. Szybkie, energiczne ruchy, jakie temu towarzyszyły, tylko spotęgowały jego niecierpliwość. Nowy zastrzyk podniecenia sprawił, że chłopak warknął cichy rozkaz, by kochanek wreszcie zajął się jego – cholernymi - spodniami. Mówiąc to, puścił wreszcie ogon i nakierował rękę na wewnętrzną stronę jego uda, by rozchylić mocno nogi Yunosuke. Spojrzał na niego krytycznie, prostując się nieco i czekając, aż dłonie kotołaka dotrą do jego spodni. Czarny materiał wciąż silnie okrywał jego biodra. Growlithe zacisnął mocniej dłoń na członku mutanta, palcami drugiej ręki znów błądząc gdzieś pomiędzy jego udami, drażniąc czułe miejsca. - Oddaj mi się, Yuno – wycharczał niskim, ochrypłym tonem, co w tym momencie, mogło zabrzmieć niemalże jak prośba.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach