Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Hotel Czarna Melancholia, jakoś niedawno, nie jestem dobry w daty i szczęśliwi czasu nie liczą.

  Siedział w barze. Pora była dla niego wyjątkowo sprzyjająca, bo w nocy raczej niewiele osób chciało przesiadywać poza pokojami. Tych, których było stać na spędzanie czasu w Melancholii raczej nie marnowali go na piciu. Jak ktoś miał dostęp do wygodnego łóżka i możliwości przespania nicy w cieple i spokoju, to z tego korzystał. Dlatego właśnie Santino siedział teraz w barze. Co prawda bar był już zamknięty, a po barmanie nie było żadnego śladu, niemniej jednak wymordowany rozkoszował się butelką jakiegoś alkoholu, który sobie wybrał. Miał on różne błyskotki, za które z chęcią się wymieniał. Nie często jednak decydował się na sięganie po alkohol, w związku z tym, że sam posiadał swoje własne wyroby alkoholowe, które również czasami decydował się podesłać do bary, gdyż pomimo swojego specyficznego smaku i lawendowego zapachu, miały wielbicieli. Schlebiało to Santino, nie mógł zaprzeczyć.
  Samotność mu odpowiadała. Był towarzyski i dość szybko nawiązywał z innymi kontakty, niemniej jednak nie zawsze tego potrzebował. Czasem wystarczyła mu jego własna obecność lub też jedna osoba, z którą mógłby porozmawiać. Nie musiał nawet rozmawiać. Wystarczyła mu bowiem sama obecność kogoś innego. Teraz jednak siedział przy jednej z białych świec, która dawała wystarczająco dużo światła, by wymordowany mógł czytać książkę. Jak na dziwkę był bardzo oczytaną osobą, ale nie każdy musiał o tym wiedzieć.
  Czytając książkę tracił poczucie czasu. Nie miał pojęcia, jak długo tu już siedział, ale nie siedział tu też bez żadnej przyczyny. Oczekiwał na swojego towarzysza, któremu jak widać się nie spieszyło. Cóż, Santino doskonale się tego spodziewał, dlatego też wziął ze sobą jakąś ciekawą lekturę, żeby się czymś zająć. W końcu jednak usłyszał kroki, rozchodzące się po pomieszczeniu. Panował tutaj półmrok, więc wymordowany zarejestrował mężczyznę dopiero wtedy, gdy ten pojawił się przy jego stoliku. Uśmiechnął się lekko, odkładając książkę na bok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Faktycznie, nie śpieszyło mu się. Nie miał poczucia, że powinno mu się śpieszyć i to wcale nie dlatego, że nie szanował osoby, z którą miał się dziś widzieć. Powinien wiele mu zawdzięczać, tymczasem nie czuł niczego podobnego. Lubił go traktować trochę gorzej, wyżywać na nim swoje zmęczenie, a także wykorzystywać, by poczuł się lepiej, kiedy ma gorsze dni. Czasem jednak bywały takie, w których miał całkiem dobry nastrój. Właśnie wtedy lubił oddawać się swojej karcianej pasji, a patrząc na to, że ostatnio do Kasyna nie było mu po drodze, miał niepowtarzalną okazję, by przyjść tam ze swoim towarzyszem. Trochę prawie jak randka, na której i tak złamie czyjeś serce.
Zanim jednak pojawił się w umówionym miejscu o umówionym czasie, musiał pozałatwiać parę spraw. Ostatnio na Desperacji nie było ciekawie. Atak w Barze Przyszłość szybko się rozszedł po nieludziach, a Venceslaus nie zamierzał w tej kwestii siedzieć z założonymi rękoma. Musiał dopytać, czy gdzie indziej również doszło do podobnych ataków i jaką cenę one miały. I to nie dlatego, że martwił się o dobro innych. Jeśli w innych, bardziej szczególnych miejscach również doszło do ataków, będzie musiał się przygotować do tego, że i jego cudowny hotel wkrótce może oberwać. Dodatkowo słyszał coś o zarazie, która terroryzuje desperackie środowisko i bynajmniej nie chodzi tu o wirusa X. Zdecydowanie to wszystko mu śmierdziało, niemniej niewiele mógł dowiedzieć się od osób, które tylko plotkowały. Potrzebował konkretnych informacji z konkretnego źródła, a takich nie znajdzie u siebie w Hotelu. Potrzebował chociaż jednego, małego świadka, który będzie wstanie mu o wszystkim opowiedzieć.
Dlatego chcąc nie chcąc spóźnił się na umówiony wieczór, a raczej dosyć późną noc. Nieśpiesznym, ale stanowczym krokiem przemierzał długi korytarz, przez który dotarł do mężczyzny, który posłusznie czekał na niego, wygodnie rozłożony na starym niczym świat fotelu, z lekturą w ręku. Nieznacznie uśmiechnął się na ten widok, stojąc tuż nad Wymordowanym. Po jego minie niewiele mógł wnioskować, czy mężczyzna rzeczywiście był w dobrym nastroju na dzisiejszą partię kart, ale to akurat było najmniej istotne. Jego dobry humor najmniej go interesował z tego wszystkiego. Kątem oka spojrzał na książkę, cichym ruchem przysiadając się do stolika.
Widzę, że nie nudziłeś się aż tak bardzo, czekając na mnie. Ale to dobrze. Masz ochotę czegoś się napić tuż przed naszym wyjściem? — spytał, z czystej uprzejmości, chcąc przez swoje skromne spóźnienie udobruchać jego i tak mało istotny czas i postawić mu drinka, jak to skromnie mówią na koszt firmy.

/Wybacz, ale forum kompletnie odmawia mi posłuszeństwa. ~
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

  Uśmiechnął się nieznacznie na widok mężczyzny. Venceslaus miał pewną opinię wśród pracowników i mieszkańców Hotelu i raczej niewiele osób odważyłoby się wejść mu w drogę, to jednak Santino, który oczywiście nie chciał mieć z nim problemów, pałał do białowłosego wyjątkowo specyficznym uczuciem. Nie można powiedzieć, że się lubili, ale często spędzali ze sobą swój czas, pomagając sobie nawzajem. W końcu to Santino pomógł mężczyźnie schronić się przed Łowcami, gdy ten zdezerterował. Ciemnowłosy skutecznie hipnotyzował jego prześladowców, na co Venc odwdzięczył się dając mu schronienie w Melancholii i przymykając oko na wszelkie pomysły. Daleko temu było do przyjaźni. Bardziej przypominało to wymuszoną koegzystencję.
  Santino nawet nie próbował zwracać mężczyźnie uwagi, że się spóźnił. Wiedział, że lepiej tego nie robić, bo drażnienie się z jasnowłosym kończyło się nieprzyjemnie i chociaż wymordowany mógłby sobie z mężczyzną poradzić, to jednak nie chciał tego robić. Zepsułby sobie humor, a póki obaj go posiadali, a przynajmniej tak mu się wydawało, to nie chciał tego zmieniać.
  Odłożył książkę na bok, uprzednio zaginając jeden róg, by później wiedzieć, od którego miejsca miał kontynuować czytanie. Wbrew pozorom bardzo lubił czytać, co mogło wydawać się dziwnym zajęciem, biorąc pod uwagę panujące czasy. Cóż jednak miał robić, siedząc w hotelu? Nie lubił się nudzić, a sięganie po lekturę pomagało mu użyć jego bujnej wyobraźni i zniknąć w fantastycznych światach, w których bohaterowie przeżywali liczne, ciekawe przygody.
  W końcu jednak spojrzał na mężczyznę, uśmiechając się lekko, w sumie naśladując jego uśmiech. Lata praktyki sprawiły, że wymordowany niemal idealnie potrafił naśladować emocje swoich rozmówców. Poprawił się na siedzeniu i przeciągnął. Od dłuższego czasu nie zmienił swojej pozycji, więc jego mięśnie nieco się zastały, z tego też względu potrzebował chociaż odrobiny ruchu.
  – Przyjemnie mi się czekało – odpowiedział spokojnym tonem. Przyjżał się mężczyźnie, próbując wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje, jednakże jak zwykle było to dość trudne. Właściciel Melancholii zawsze był niezwykle problematyczny, jeśli chodziło o te sprawy. – Możesz pokryć koszty tej butelki, wybrałem najdroższą – zaproponował, ściskając szyjkę butelki, po czym nalał sobie odrobiny alkoholu do szklanki, którą miał przy sobie. W sumie nie oczekiwał od mężczyzny, że pokryje za niego rachunek, ale nic nie stało na przeszkodzie, by to zaproponować. – A ty, dowiedziałeś się wszystkiego, czego chciałeś? – zapytał. Wiedział, a raczej mógł się domyślać, czemu musiał czekać na mężczyznę. Rozumiał jego obawy, bo sam słyszał różne plotki i musiał przyznać, że przyciągały one niezbyt przyjemne myśli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Venceslaus w swoich relacjach widział tylko marne korzyści. Jeśli ktoś stawał się mało pomocny, owa znajomość najczęściej dobiegała końca. Tym schematem działa przez całe 200 lat, możliwe, że przez swoją dziecięcą nieświadomość nawet i dłużej. Nigdy nie mówił o tym głośno, ponieważ nie należał do osób głupich. Rozumiał to, że ktoś może darzyć go szczególnym uczuciem: lubienie, miłość czy nawet chęć zemsty. On natomiast nie potrafił odwzajemnić żadnych wspomnianych wcześniej emocji. Dlatego wokół osób, z którymi wiązał jakąś znajomość, tworzył kłamliwą wersję siebie, którą wygodnie było posługiwać się w dniu codziennym.  Nie było to coś, co lubił z całego serca, ale nauczył się już z tym żyć.
Pewnie dlatego po przez nieprzychylność losu zranił osobę, która z perspektywy osoby trzeciej była całkiem bliska jego sercu. Oczywiście był to stek bzdur, który wyszedł na jaw niewiele po tym jak wyznano (?) mu prawdziwe uczucia, przy których nie potrafił za dobrze zagrać. Zranił go, by z jawną świadomością jego moralności, ranić go coraz bardziej i bardziej każdego możliwego dnia. Bywały jednak wyjątki, w którym Vencl odpuszczał. Brak snu czy czasu należał do jednych z głównych powodów. Jednakże czasami nie czuł żadnej satysfakcji z tego, że wymierza kolejną falę pospolitego gówna na kogoś, kto był tylko marną marionetką w jego równie marnej egzystencji.
Widząc odkładającą książkę, sam przez chwilę zastanowił się, kiedy ostatnio miał podobne narzędzie w swojej dłoni. Osobiście sam był typem osób, które chłonęły wszelakie książki kiedy tylko mógł sobie na to pozwolić. Lubił w ten sposób poznawać świat, mniej lub bardziej wykreowany od tego, co miał w rzeczywistości. W zasadzie to dzięki nimi nauczył się czytać, jak i pisać kiedy był jeszcze małym smarkiem.
Nie mógł zgodzić się ze stwierdzeniem, że jego emocje dało się idealnie odwzorować. Większość ukazywanych była czysto przekłamana — przerysowana z książek i z własnej obserwacji. Uważał siebie za bezbarwną osobę, która przy gorszych dniach była tak wyprana z emocji, że aż ciężko było uznać, że ktoś taki rzeczywiście może stąpać po tej ziemi. Jeśli ktoś umiałby wejść w głąb jego ciemnej duszy, doznałby ogromnego rozczarowania. Mimo to ciężko było zarzucić Santino, że nie potrafił idealnie dostosować się do sytuacji, w której się znalazł, ponieważ potrafił i to dosyć dobrze.
Skoro wybrałeś najdroższą, to sam pokryjesz jego koszty i to dwa razy większe. Wiem, że Cię na to stać — uśmiechnął się czysto złośliwie, a w tej samej chwili coś takiego jak dobre wychowanie poszło się pierdolić. Wymordowany wiedział, że tego rodzaju trunki trzymał na specjalne okazje dla szczególnych osób. Santino, pomimo łączonej ich przeszłości, nigdy nie należał do tego gatunku szczyli. Z tą informacją mógł sobie darować o wspominaniu "najdroższej", by jego dobry nastrój aż tak szybko nie wyparował. Nie podobało mu się również to, że obecny barman rozdawał na prawo i lewo rodzaj alkoholu, który był naprawdę dobry. Kogoś czekała tu trudna rozmowa do przecierpienia.
Powiedzmy. Nie dowiedziałem się większości — odparł z nutą spokoju w głosie, i choć był trochę niezadowolony z tego powodu, to nie dał tego po sobie poznać. Wiedział, że wkrótce i tak wszystko się wyjaśni.
Może chociaż Ty słyszałeś jakieś konkrety, hmm? Przy tylu osobach się puszczasz, że z pewnością któryś mógł Ci pisnąć co nieco o tym, co wyprawia się na Desperacji — spytał znużony, z uwagą obserwując jak wypija jego zdobyty trunek i to ten lepszej kategorii. Życie momentami bywało jednak niesprawiedliwe.
I kto to mówi.
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

  Dla Santino wszystkie jego relacje były korzystne. Nie wiedział, jak to możliwe, że za każdym razem, gdy kogoś poznawał, to w głowie zaczynały kłębić mu się myśli dotyczące tego, w jaki sposób dana osoba mu się przyda. Nawet tak było z klientami, którzy chcieli uiszczać opłaty. Owszem, miał swoje pieniądze, jednakże znacznie bardziej wolał dostawać jakieś przedmioty, które były na Desperacji na wagę złota, jak leki, ubrania czy też inne artykuły. Wszystko to miał starannie pochowane w swoim pokoju i nie chwalił się tym na prawo i lewo.
  Miał kilku przyjaciół, nie dało się bowiem odciąć w stu procentach od wszystkich i chcąc, czy też nie, żywił do kogoś cieplejsze uczucia, przez co osoba ta stawała się dla niego ważna. Był w stanie wiele poświęcić dla dobra takiej jednostki. No i nie mówiąc już o tym, że potrafił sprowadzić kogoś do swojego pokoju tylko i wyłącznie po to, by wyleczyć taką osobę. Całkiem niezły był z niego medyk.
  Zdecydowanie lepiej żyło mu się jednak, gdy nie musiał przejmować się osobami, z którymi miał kontakt, więc większość odwiedzających go gości była mu całkowicie obojętna i nie przejmował się ich losem. Nie uważał tego jednak za coś złego. Po prostu stawiał mur między sobą a kimś, kto pojawia się w jego życiu tylko raz na jakiś czas.
  Spojrzał na mężczyznę, gdy ten rozsiadł się naprzeciwko niego. Venceslaus roztaczał wokół siebie aurę niepokoju i nawet Santino to odczuwał. Na szczęście zdążył się już do tego przyzwyczaić, bo w końcu miał z nim znacznie częstsze kontakty, niż przeciętni mieszkańcy Melancholii, którzy raczej woleli omijać go szerokim łukiem. Nie dziwił im się, sam gdyby mógł to starałby się unikać mężczyzny, niestety wiedział, że dopóki mieszkał w Hotelu, to ich drogi będą się krzyżować, nawet jeśli miałoby to być bardzo rzadko.
  Oparł twarz na dłoni, a drugą poprawił swoje włosy. Miał już taką manierę, zawsze gdy nie wiedział, co zrobić z rękami, to zaczynał przeczesywać swoje ciemne włosy.
  – Mam takie samo prawo do zakupu tego alkoholu jak i pozostali klienci. Po tej samej cenie – stwierdził. Nie bał się mu postawić. Często to robił. Z resztą nie kłamał. Każdy bowiem mógł przyjść do baru i zamówić co tylko chciał, a Santino nie był pod tym względem gorszy, bo jak już Venceslaus zauważył – było go na to stać. Uśmiechnął się lekko.
  – Słyszałem, że niejaki Satoru wie coś więcej na ten temat. Podobno widział kogoś, kto roztacza wokół siebie dziwny smród, ale prawdziwym problemem są owady, które to roznoszą – stwierdził. Zaraza była problemem. Niewiele rzeczy było w stanie ubić wymordowanych, a jej skutecznie się to udawało. Bał się tych dziwnych owadów, które rzekomo miały zbierać się w większe hordy, by móc terroryzować mieszkańców Desperacji. Na całe szczęście w jego pokoju śmierdziało lawendą, co skutecznie odstraszało wszelkiego rodzaju insekty.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z pewnością był to mechanizm, który wyrobił się na przestrzeni lat. Życie na Desperacji nigdy nie należało do tych najprostszych, więc z góry zakładano, że w nieokreślonej przyszłości nowo poznana osoba z pewnością przyda się do czegoś. Prędzej czy później każdy przychodzi po swój dług wdzięczności lub po zwyczajną prośbę, przy której nie potrafisz powiedzieć zwykłe nie. Na szczęście Venceslausa on nie polegał na tym tak mocno jak inni. Często składał różne propozycje, która miała korzyści dla obydwu stron. Nigdy nie miał żadnych próśb, jak i również nie kwapił się do tego, aby takowe spełniać.
Nie każdy klient ma do niego dostęp — rzucił ostro, ostrzegawczo, jasno dając mu do zrozumienia, że nie należy do kręgu, w którym mógł kopnąć ten zaszczyt, co nie zmienia faktu, że przez cały czas musi tak być — Poza tym, z tego co mi wiadomo, to sam potrafisz tworzyć alkohol. Mam rację? Ale chyba nieszczególnie dobry, skoro musiałeś przyssać się do mojej zdobyczy — dodał już czysto złośliwie, kąsając w ten sposób zalążek dumy, którą miał w sobie Santino. Lubił mu podcinać skrzydła. Oczywiście nie zawsze dawał mu tej satysfakcji, ale to właśnie powodowało, że chciał robić to na tyle często, aby wreszcie trafić w jego czuły punkt.
Mężczyzna uniósł nieznacznie brwi, słysząc odpowiedź Santino. Nie tego oczekiwał, choć był to istotny szczegół. To właśnie dzięki niemu będzie wstanie stwierdzić, czy zaraz przedostała się do murów hotelu. Była spora szansa, że któryś z zarażonych mógł przekroczyć próg jego ukochanego hotelu. Wolałbym uniknąć takiej sytuacji, ale niestety, nie miał nad tym szczególnej kontroli.
Mruknął w gardłowym niezadowoleniu, wstając na równe nogi.    
Nie chciałbym tej zarazy u siebie, więc uważaj na to, kogo do siebie sprowadzasz i z kim sypiasz. Jeśli zostaniesz zarażony, nie będę się wahał — odparł nad wyraz spokojnie, uśmiechając się do niego kącikami ust. Wiedział, że mężczyzna domyśli się tego, co miał na myśli — Wstawaj. Zrobimy sobie małą wycieczkę do Kasyna — po tych słowach, nie czekając ani chwili dłużej, ruszył w stronę wyjścia, zakładając, że jego tymczasowy kompan nie będzie wahał się jakoś długo. Ponieważ wycieczka do Kasyna nie trwa nazbyt długo, zważywszy na to, że wszystko znajdowało się w Apogeum, które ciasno było zamknięte dość znanymi lokacjami, które były całkiem blisko siebie.

// Wybacz za taki poślizg. ~
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

  Na Desperacji trzeba było umieć planować. Nie wiedział, co by się z nim działo, gdyby na samym początku swojej egzystencji nie starał się podejmować rozważnych decyzji. Nie zawsze były one dobre, ale przynajmniej pomogły mu dotrwać do czasów obecnych. Niestety nawet teraz nie miał stu procentowej pewności, czy dożyje do kolejnego dnia. Choroby, zarazy i szaleńcy ciągle kręcili się wokół i byli obecni niemal na każdym kroku. Nawet w Melancholii nie można było czuć się bezpiecznym. Zwłaszcza gdy przebywało się w towarzystwie Venceslausa. Santino cały czas musiał bacznie obserwować zarówno mężczyznę, jak i otoczenie. Łączyła ich naprawdę dziwna relacja.
  – Jak nie każdy ma mieć dostęp, to czemu jest w ogóle sprzedawany? – zapytał. Nie mógł zrozumieć, czemu niby nie mógł pić tego alkoholu. Było go na niego stać, więc w jego oczach nic nie stało mu na przeszkodzie. Z resztą jak widać skorzystał z tej możliwości i nie miał zamiaru żałować. – Mój alkohol ma inne właściwości – mruknął, opierając się o oparcie. Jego alkohol owszem, nie był tak dobry jak prawdziwe alkohole, które przynoszono z M-3. Nie był też szczególnie smaczny, biorąc pod uwagę że jego głównym składnikiem była lawenda, niemniej jednak działał dobrze jako antybiotyk, który Santino pijał, by żadne paskudztwo go nie dopadło. Nie miał zielonego pojęcia, jak bardzo jego lawendowe specyfiki wpływały na jego odporność, ale jak na razie nie chorował na nic poważniejszego.
  Wymordowany był spokojny. Musiał umieć się opanować, zwłaszcza w sytuacjach, w których najmniejszy wybuch groziłby czymś jeszcze gorszym, niż zwykłymi przytykami. Przy właścicielu Melancholii należało się opanować. Poza tym Santino miał wrażenie, że Venceslaus na siłę próbuje wyprowadzić go z równowagi, więc ciemnowłosy nie chciał dać mu tej satysfakcji zbyt wcześnie.
  – Venc, żyję już prawie trzysta lat, uważasz, że przeżyłbym tyle, gdybym nie uważał? – zapytał czysto retorycznie. Nie był głupi. Może jego zawód i wygląd mówiły o nim coś innego, ale w jego przypadku pierwsze wrażenie było mylne. Uśmiechnął się, starając naśladować grymas mężczyzny.
  – Po co? – westchnął, bo nie bardzo chciało mu się wstawać. Niemniej jednak wiedział, że nie było sensu się przekomarzać, bo i tak nic by nie wskórał. Wstał więc, zgarnął butelkę z alkoholem i podążył za mężczyzną szybko go doganiając. – Dziwne rzeczy mają miejsce, ktoś mi kiedyś wspominał, że za jakiś czas nawet mur odgradzający M3 padnie – mruknął, niby od niechcenia. Nie chciał po prostu iść w milczeniu.

// to ja przepraszam za TAKĄ obsuwę, ale życie mnie ostatnio przytłoczyło i nie wszystko szło po mojej myśli, co mnie nieco podkopało. Teraz będzie już lepiej z odpisami!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach