Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Fakt faktem, naprawianie pajęczyny należało ostatnio do jego cokolwiek częstych zajęć. Pajęczak wciąż przyzwyczajał się do tego, że musiał uważać na tego nieoswojonego z sieciami biedaczka. Jęki rozpaczy i zrezygnowania, warknięcia, żeby uważał jak łazi były na porządku dziennym. Widać Boris nie odziedziczył tego pajęczego zmysłu, a Kirai czuł się tak, jakby teraz to on był tym normalniejszym bratem, a nie biednym upośledzątkiem.
 Powoli pobyt brata przechodził znowu do porządku dziennego, choć młodszy, będący w strefie „must protect”, ciągle nie wydawał się do końca zaradny. Trzeba było nauczyć go polować, bo rzeczy też podstawowe, ale wymagające przeżycia, robił całkiem nieźle. Przynajmniej tak wyglądało odbieranie jajecznego porodu z taką precyzją, że Kirai nie mógł się zabiegowi nadziwić. Ptak z płomieni zrodzony na pewno będzie jakimś overpowerem. Na to wskazywały wszystkie czynniki i znaki na niebie i ziemi.
  Akurat kiedy Lazarus go zawołał, Kirai robił coś innego niż zwykle. Udało mu się wydrążyć wszelkie mięsko z króliczego truchełka, nieco przesuszyć je i wypchać suchym siankiem, o które od paru dni dbał, by czasem nie stało się wilgotne. Futerko królika było już nie tak przyjemne w dotyku, ale nie osiągało poziomu nieprzyjemności porównywalnego z biokinetycznymi włoskami parzącymi Kiraia. Pozostawało mu już tylko zszyć przepaskudliwą abominację, która wyglądała jakby wpadła w niszczarkę do dokumentów, która płonęła, kiedy wyciągano z niej tego zajączka. Jedno oczko wypadło, a drugie zjadł sam Kirai; z oczodołów wyłaziło sianko, tak samo z pyszczka. Już, już miał zszywać brzuch zająca, kiedy rozległo się wołanie.
  Dźgnąwszy się igłą w palec, Kirai poderwał się z miejsca raz dwa. Cud narodzin był ważniejszy niż prezenty, niemniej jednak nie ważniejszy niż prezenty niespodzianki. Wrzucił króliczka za kanapę, po czym pognał do pokoju z Fifonżem. Kucnął jak prawdziwy Słowianin przed jajkiem i przyglądał mu się z uwagą, po czym tknął jego wystający dziób palcem.
Purchlak się nie rusza! – zawołał marudnie, jakby liczył tu na jakiś spektakularny wyczyn. – Może trzeba mu pomóc? – spytał i postukał w skorupkę, ale natychmiast cofnął rękę. Była za gorąca i w ogóle to trochę śmierdziała, już nie ptasim kuprem, a spalenizną. Kirai skrzywił się, zakrył nos ręką i przyglądał się popiskującej kreaturze. Przypomniał mu się dzień, kiedy mama i tata przynieśli Borisa ze szpitala. Nie, Boris nie był podobny do ptaka, ale był tak paskudny i tak cudowny, że Kirai w stadium larwalnym musiał mu przypierdaczyć drewnianą łyżką w głowę.
  Pająk zamyślił się i westchnął z roczuleniem, cóż to były za przepiękne czasy. Tak piękne, że pochłonęły myśli Kiraia do tego stopnia, iż ten nie zauważył, jak na jego oczach działa się istna tragedia... Aż zaczęło burczeć mu w brzuchu. Czy gdyby zjadł kawałek dziecka, to byłoby widać...? Nawet nie zauważył, kiedy z pomocą noża rozbił skorupkę i szarpnął za malutkie skrzydełko, by zaraz je odciąć i zeżreć. Pyszności! Boris musiał częściej odbierać porody, bo ten był bardzo udany. Po mieszkaniu jednak rozniósł się zapach przypalającej się krwi, zaś Borisa miał przywitać widok wymordowanego wgryzającego się w zadek jego dzieciątka.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

 Przeglądał zakurzone i pościerane grzbiety książek, próbując namierzyć na szybko poszukiwany egzemplarz, ale nie pomagała mu w tym ani nieznajomość japońskich krzaczków ani tym bardziej ślepota barw. Wszystkie okładki z pozoru wyglądały tak samo i Boris tracił tylko czas musząc każdą z kolei brać do ręki i kartkować, by upewnić się, że to ta właściwa.
Bo to purchlak, jeszcze nie umie się ruszać, będziesz go musiał nauczyć.
 Biedny, biedny Boris. Jeszcze nie przypuszczał, że jego własny brat powinien mieć zakaz zbliżania się do małych dzieci i w pełnym zaufaniu próbował przygotować wymordowanego do roli drugiego rodzica. W końcu ktoś purchlęciem będzie musiał się zajmować, gdy Lazarus będzie odpoczywał od obowiązków, których ogromu nie zrozumiałyby żadne bezdzietne lambadziary.
 Minęło parę chwil, gdy łowca wrócił w końcu do pokoju, który tymczasowo został gniazdem dla Fifonża, jakimś cudem nie zrywając po drodze żadnej z pajęczyn. Cudem, bowiem przez całą drogę przewracał kartki w znalezionej książce, szukając czegokolwiek o wykluwaniu jajek. Najlepiej w formie obrazkowej.
Chyba będziesz musiał mi to przeczy... – stwierdził, poddając się i przenosząc wzrok na Kiraia.
 Zamarł.
 W pierwszej chwili pomyślał, że jego wielozadaniowy braciszek zdążył ugotować dla nich obiad i teraz się nim zażerał w najlepsze, ale coś mu nie pasowało. Doskonale wiedziałby, że starszy przygotowuje żarcie, bo już od samego początku by mu przy tym towarzyszył, śliniąc się wszędzie jak wściekły bernardyn.
 Zmrużył czerwone ślepia i przeniósł je na prowizoryczne legowisko, chociaż w głębi duszy doskonale wiedział, co tam zobaczy - a raczej czego tam nie zobaczy.
 Brat bratem, a rodzina rodziną, ale zeżarcie własnego bratanka, zwłaszcza gdy Lazarus się tak natrudził żeby go ukraść z rodzinnego gniazda i jeszcze przetransportować tutaj, było niewybaczalne.
 Boris zamachnął się trzymaną w ręku książką, wybijając okładką purchlaka z pajęczych łapek i posyłając nadpieczone zbyt wysoką temperaturą wykluwania i pogryzione czyimiś ząbkami zwłoczki z powrotem do legowiska. Celność stuprocentowa, jak zwykle nie zamierzona, jak przy wszystkich innych łowczych purchlakach.
I co żeś kurwa narobił?! – warknął – Po chuja się rwiesz jak nie twoje?! Gdzie ja teraz dorwę kolejne jak już wszystkie się albo wykluły w gniazdach albo są upośledzone i nigdy się już kurwa nie wyklują. Nigdy przenigdy kurwa, rozumiesz?!
 Rzucił książkę obok legowiska, bo przecież nie była mu już do niczego potrzebna. Wątpił czy znajdzie tam instrukcję jak przywrócić małą pieczonkę nie tylko do życia ale i do dawnej sprawności. Targała nim dziwna mieszanka poczucia beznadziejności i wściekłości, a tłumaczenie sobie, że lepiej jak bombelek zginął teraz, niż gdyby Lazarus miał się do niego przywiązać, zupełnie nie pomagało.
 Wziął głęboki wdech, by się uspokoić, ale wydech już towarzyszył bliskiemu spotkaniu jego pięści z twarzą braciszka, bo wszelkie próby uciszenia chęci odwetu za Fifonża spełzły na niczym.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Uczyć ruszać się... Hę? Pajęczak nie do końca rozumiał, bo znacznie bardziej skupiał się na czymś zgoła innym — szlachetnym akcie konsumpcji. Odmruknął coś z zadowoleniem, jakieś „aha, dobra”, ale nieszczególnie sobie przeszkadzał. Odkaszlnął kilka maleńkich, wciąż lepkich i cieplutkich od pobytu wewnątrz jajka piórek, maleńkich, karłowatych, nieukształtowanych. Jedno utkwiło mu między zębami i musiał je stamtąd wydobywać nierównym, poobgryzanym paznokciem. Kostki pisklęcia tak niewinnie pękały, kiedy natrafiały na nie zęby wymordowanego.
  Kiedy usłyszał głos brata, podniósł głowę, choć po jego twarzy było widać, że jest w jakimś ekstatycznym transie wywołanym przez jedzenie. Obnażył zabrudzone krwią zęby i pochylił łeb jak pies, który ostrzegał przed atakiem. Nikt mu nie powiedział, że nie można jeść dzieci. Zresztą lepiej, żeby to on je zjadł niż ono miało zjeść jego, jak to często bywało w rodzinach pająków w suchych, głodnych czasach.
  Treść warknięcia nie dotarła do niego w pełni, ale w reakcji na sam ton podniósł się i obrócił w ręce nóż. W oczach Kiraia pojawił się głód i chęć zemsty za ten och, jak niesprawiedliwy okrzyk, za to, że przerwano mu posiłek, aż w końcu...
  Odgłosowi uderzenia towarzyszyło zachwianie się całej sylwetki wymordowanego. Głowa odskoczyła, między zębami a wargami zamigotał znany doskonale metalicznosłodki smak krwi. Szum tej samej cieczy, jednak w uszach, zagłuszył Kiraiowi absolutnie wszystko. Przesunął językiem po zębach dolnej szczęki od bardziej zewnętrznej strony i splunął na podłogę.
NASZE.
  Tak naprawdę ciężko było się doszukiwać w tym ryku faktycznego słowa. Kirai zacisnął mocno palce obu dłoni w pięści, uprzednio jednak wypuściwszy nóż. Czy to jakaś przebitka świadomości, że wcale nie chciał krzywdzić brata? Krzywym krokiem zrównał się z Lazarusem, po czym wymierzył mu samemu cios i jeszcze starał się popchnąć go, żeby potem samemu wrócić do posiłku. Zamarł jednak, kiedy podniósł truchełko, spojrzał na nie, na Borisa, po czym rzucił je jak szmacianą lalkę i wybiegł z pomieszczenia.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach