Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 26.11.14 14:37  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Przerażająca cisza z głosem Tai spowijała to dziwne miejsce. Ona tylko chciała załatwić swoją sprawę, a Guerre, póki co, nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Stojąc w kompletnym bezruchu, obserwując zamazanym spojrzeniem sytuację między nią a tajemniczą postacią, czekał na rozwiązanie sprawy. Jednak czy jest to możliwe, aby to coś zdobyła za kompletny brak wysiłku? Nie, nie jest.
Kiedy tylko kobieta zbliżyła się do tajemniczej garbatej sylwetki i odkryła jego tożsamość, Guerre może nie za dobrze widział tą sytuację, ale zdążył się zorientować, że nie była to osoba, której się spodziewała. Ba! To nawet nie była osoba, tylko jakaś marna kukła. Ale to nie to było ich największym problemem; nagle, dosłownie znikąd, pojawiły się dwie postacie. Chwilowa szarpanina na nic tutaj się nie zdała, ponieważ w ekspresowym tempie pozbawiono ich przytomności. 

Obudził się zdecydowanie później od Tai. Raczej obudził się w momencie, kiedy ona przemawiała do zgromadzonego ludu. Nie wiedział, co się właściwie dzieje ani co tutaj robi. Był zdezorientowany i oszołomiony. Pić mu się chciało, miał mroczki przed oczami, a żebra w dziwny sposób go bolały. Ręce były uwięzione, a przed nim paliło się ognisko. Zdążył się domyśleć, że w sytuacji w jakiej właśnie przebywa nie jest najlepsza. Chodziło tutaj w końcu o jego życie no i rudowłosej również. Zamazany wzrok tylko utrudniał sprawę. Nie mógł w tym samym czasie próbować się uwolnić, bo z pewnością od razu rzuciłaby się na niego cała hołota i przywiązała znowu do nieprzyjemnie wbijającej się belki. I cała przemowa Kapłanki na nic tutaj nie zdałaby się, nie? Kątem oka rzucał od czasu do czasu na nią spojrzenie swych półprzytomnych oczu, starając się jednocześnie słuchać, co ona bredzi. Tak, dla niego były to brednie. Brednie, do których nie miał zamiaru wtrącać swoich trzech groszy. Wypowiedziane myśli Archanioła tylko utrudniłyby sprawę. Dlatego wolał przemilczeć to, co chciał powiedzieć. 
Jego oczy nagle rozbłysnęły, kiedy Tai tak wyraźnie, ostatnimi siłami zaakcentowała z pewną pogardą rasę, do której należy Guerre. Dziwne ukłucie trafiło w klatę piersiową, a duma nakazywała zmienić swoja aktualną postawę. Z bezbronnej i z pewnością bezsilnej postury ciała, zmienił na dumną, a i zarazem gardzącą wszystko i wszystkich dookoła. Nie umknął mu fakt, że teraz kobieta nie miała żadnych sił. Nabrał do anielskich płuc sporo powietrza, a przynajmniej tyle, ile był wstanie. Chwila namysłu, odchrząknięcie. 
- Nie dajcie się manipulować. Nie dość, że pozwalacie sobą gardzić, to jeszcze robi to Anioł, Wasz zagorzały wróg! - kontynuował wypowiedź kobiety, sam nie wiedząc, co dokładniej mówi. Po prostu improwizował - Pomyślcie trochę, czy tak naprawdę warto słuchać się kogoś, kto rzuca kłamstwami na każdym kroku, aby tylko sobie dogodzić? Czy warto ufać temu, który chce zgładzić naszą zbawczynię? Teraz ucieka, ciesząc się tym, że to on przeżyje, że to Anioł będzie żył. Czy naprawdę pozwolicie na to? Aby dalej ta plugawa bestia wami, nami rządziła? - dokończył swoją wypowiedź, rzucając wzrok na zgromadzonych ludzi. Mowa trochę wyczerpała jego siły, ale nie na tyle, aby paść jak mytka. Dalej obserwował lud, od którego zależy ich życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.14 15:46  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Słowa gorzkiej prawdy dwóch ofiar zdawały się odbić od rozwścieczonego tłumu. Pierwsza fala słów rudowłosej branki wbiły się w niego niczym rozpędzony pociąg, łamiąc jedynie cząstkę ich złamanej podświadomości i zgładzonej umiejętności samodzielnej interpretacji. Zaledwie kilku ludzi zatrzymało się bądź zwątpiło w to, co miało zaraz nastąpić. Z udziałem ich rąk i ich czynów, przecinanymi okrzykami zwycięskiego proroka.
Dopiero słowa Guerre zdołały zatrzymać i skłonić do refleksji zdecydowaną większość - i to spowodowało, że cała reszta zatrzymała się, a ich wściekłość ustąpiła zaskoczeniu i dezorientacji. "Co się dzieje?" pytali wszyscy, patrząc na siebie jak na zupełnie obce osoby - a należeli przecież do jednej wspólnoty, napędzanej kłamliwym przewodnikiem. - Oni mówią prawdę! - wyłonił się jeden, zdecydowany głos spośród rzeszy zdominowanych umysłów. - Kim jesteście? - odezwał się inny, a cała gmara skierowała wszystkie zmysły w stronę skrępowanej grubymi sznurami dwójki.
Teraz widać gołym okiem, jak bardzo zmanipulowani są Ci biedni ludzie. Obiecano im życie wieczne w zamian za bezwzględne oddanie się wielkiemu Bogu Ao, ale przede wszystkim - prorokowi, który okazał się fałszywy. - Nie słuchajcie ich! - zagrzmiał gruby głos z góry. - To kłamcy. Potomkowie szatana, pragnący waszego zniewolenia i zamknięcia bram do niebios! Do lepszego świata! Plugawcy, strąceni z góry przez samego Ao!
Słychać było drżenie w jego głosie. Jeżeli tłum wstawi się za Taihen i Guerre, zginie - i był tego w pełni świadomym. Znał proroctwo Ao, widział to w snach. Rudowłosa kobieta, stojąca nad nim i dokonująca morderstwa. Nagle ucichł, a mgła przysłoniła głaz, na którym stał. Pojawił się pośród tłumu, trzymając w rękach nóż. Podszedł bliżej dwójki, a jego blade ślepia nie opuszczały rudowłosej, wiercąc dziurę w jej czaszce. W końcu jednak zaszczycił nimi anioła, uśmiechając się szatańsko pod nosem. Ręka trzymająca ostrze podniosła się, a ten przejechał błyszczącą stalą po policzku mężczyzny. Strużka krwi spłynęła niczym łza goryczy, wprawiając kilku obecnych tu w obrzydzenie. - Widzicie? - powiedział spokojnie, kierując twarz w stronę wiernych. - To jest krew plugawca!
Jeżeli tłum uwierzy jemu, obydwoje spłoniecie żywcem.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.14 18:11  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Niepokój został zasiany między wiernymi, jednak to nie wystarczyło. Branka oddychała ciężko, zmuszając się do intensywnego myślenia. Jeśli jej nie uwierzą to spłoną, zaś dobro całego ich społeczeństwa spali na panewce, zamykając wiernych w komnatach i robiąc z nich bezmyślnych zombie. Doskonale o tym wiedziała, ponieważ sama była truta, zaś napary jakie jej podawano wymazywały najistotniejsze wspomnienia jej dzieciństwa. Utraciła nawet imię swojego Mentora, co było kroplą przepełniającą czarę goryczy. Odkaszlnęła, słysząc wspierającego ją Archanioła. Robił to z taką zaciekłością, że sama chętnie by mu zaufała, teraz jednak bardziej rozważała niebezpieczeństwo jakie sprowadzał na nich jego wywód. Jeśli tylko odkryją kim jest, Prorok wygra, a oni zginą. Jeśli tylko się dowiedzą, że anioł właśnie podpuszcza innego anioła. Że jest to walka wewnętrzna, na którą zgodziła się prawa ręka dawnego Boga.
Nabrała powietrza w płuca i czekała, czekała aż podniosą się głosy, a wściekły tłum po raz kolejny runie na nich by ich pochwycić i przenieść na stosy. Zamiast tego jednak posłyszała poparcie. Jeden głos, może dwa. Mieszały się one ze wszystkim co przeżyła przez ostatnie godziny.
W ciemności spotkasz swoich twórców. I oni wszyscy się zgodzą, że jesteś dusicielką.
Doskonale wiedzieli, że przyszła zabić. Nóż u jej paska ciążył jej niezmiernie, tak samo jak fiolka krwi ocierająca się o udo wewnątrz sakiewki.
- Przysyła mnie Etiopeja.
Odpowiedź była cicha, wszak nie była pewna, czy obecni tutaj mieli kiedykolwiek styczność z kobietą o fioletowych kwiatach. Czy ktoś poza nią widział zapewne najstarszą i najbardziej nietypową wyznawczynię Ao. Znów uniosła się do pozycji półsiedzącej, by móc zajrzeć w kaptury, w duszę obserwujących ją ludzi. Powinni ją znać, wszak niewiele rudowłosych kobiet mieszkało w świątyni w górach Shi. Ba, była jedyną, w dodatku nałożnicą samego Proroka oraz jedną z głównych kapłanek.
- Jestem Taihen Shi. Branka Nowego Boga. Naszego Boga Ao. By dołączyć w wasze szeregi zabiłam jedyną bliską mi osobę, pierwszego Inkwizytora, mojego opiekuna i kochanka.
Zabiłam go. Zabiłam Mentora i wyrwałam mu serce z piersi. Jeszcze czułam jak bije w mojej dłoni. Tak. Chciała mówić dalej, wyznać wszystkie grzechy oraz akty łaski i miłości do Ao. Wymienić imiona wszystkich z którymi odprawiała święte rytuały, opisać rysy ich twarzy, które doskonale pamiętała. Mogła to zrobić, wiedziała, że oni także ją pamiętają i rozpoznają w tej kruchej, związanej sylwetce Brankę Kościoła. Z góry jednak znów dobiegł ich głos Iona. Zielone ślepia po raz kolejny wwierciły się w jego sylwetkę.
Czy tylko jej się wydawało, czy teraz mówił jak anioł? Strąceni przez Nowego Boga? Najwyraźniej pałał do niego nienawiścią za wyrządzone mu krzywdy. Nienawidził ludzi, nienawidził swojego stwórcy, a teraz jeszcze wyzywał ich od aniołów. Tego było za wiele!
- Bluźnisz, Ionie. Szatan nie istnieje, tak samo jak niebo. Nie zostaliśmy strąceni z góry przez Ao, bo on NIE POSIADA orszaku, który mógłby strącić. Nie jest dawnym Bogiem, nie ma swoich aniołów. Chyba tym razem się rozpędziłeś.
Zniknął. Jeszcze gdy mówiła, on zniknął i pojawił ponownie, tym razem wśród tłumu. Dzierżył nóż, nie był to jednak nóż wiszący jej u pasa. Nie tym sztyletem zabito okrutnych bogów. Zbliżał się, a ona nie potrafiła odwrócić wzroku od jego oczu wpatrujących się w jej twarz. Czerwone usta Branki wykrzywiły się w półuśmieszku nim splunęła mu pod nogi jeszcze nim odwrócił się do Guerre. Szarpnęła się. Nie mogą się dowiedzieć, że jej towarzysz jest Archaniołem. Nie mogą.
- Kogokolwiek byś nie skaleczył też zacznie krwawić. No dalej, rozwiąż mnie, a sama ci to udowodnię, ANIELE. Jesteś równie wielkim plugawcą co on, a w dodatku bluźniercą. Doskonale wiesz, że to ja jestem prawdziwą prorokinią. Że oni beze mnie zginą. Boisz się śmierci, bo czujesz się słaby.
Nie krzyczała, a jednak jej głos niósł się po sali, wsiąkając we wszystkie pory zebranych. Nie widziała innego wyjścia, to on musiał się zdradzić, wybuchnąć złością, pokazać jak bardzo mu zależy na zwyciężeniu w tych przepychankach słownych.
- Błagam cię, Ao, Panie, daj mi znak, pomóż swojej zagubionej owieczce. Pomóż nam wszystkim byśmy zobaczyli, poznali prawdę. Tylko ty możesz teraz przyznać jednemu z nas koronę. Powiedz kto jest dusicielem, a kto ofiarą. Kto powinien zginąć dzisiejszej nocy.
Wpatrzona była w sufit, w sklepienie miejsca w którym się znajdowali. Mięśnie jęczały przy każdym ich naprężeniu, nie przestawała jednak się modlić. Rude loki rozsypały się na desce do której była przywiązana, zielone oczy zaszły lekką mgłą, która miała wprowadzić ją w trans, w medytację jak wtedy w jej celi. Pragnęła by Nowy Bóg wskazał jej drogę do serc wiernych by wyprzeć z nich Iona. Pragnęła wprowadzić rewolucję do świata Kościoła Nowej Wiary, naprawić ich i stworzyć prawdziwą rodzinę, a nie stado zastraszanych i manipulowanych przez Proroka baranków. Po raz kolejny złapała potężny haust powietrza.
- Proszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.14 11:42  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Tłum zatrzymał się. Wśród ludu słychać było pomruki i ciągłe powtórzenie imienia Etiopeja. Jakby oni wszyscy znali ją, wiedzieli, kim jest. Jednak po ich twarzach nie widać było zadowolenia, strachu czy szacunku. - Etiopeja to zdrajczynia. Ukrywa się w głębi lasu, bo boi się zemsty pobratymców. Oddała kiedyś krew i dziewictwo... nie, nie dla Ao! - zaśmiał się prorok, spoglądając na rudowłosą, uśmiechając się krwiożerczo. - Tak samo jak ty! - dodał, odwracając się zaraz do ludu. Wznosząc ręce do góry. -Widzicie? O tym mówiłem. Zdrajczyni przybędzie pewnego dnia, chcąc szerzyć herezję. Chcąc zabić mnie, unicestwić, a was pojmać w chytry sposób, zdobyć wasze zaufanie, a potem zamknąć drogę do... Ao! - jego serce biło mocniej. Odwrócił się w stronę Branki, trzymając nóż w prawej dłoni i przykładając go do jej gardła. Obydwoje byli na granicy - zarówno branka, jak i on, obecny prorok. Obydwoje byli o krok od spalenia na stosie.
Tłum wydawał się być zmieszany i niezdecydowany. Nikt już nie wiedział, kto mówi prawdę...
Modlitwy Taihen zostały wysłuchane. Grube firany chmur rozsunęły się, a plecy proroka poczęły płonąć go żywym ogniem. Puścił nóż i uklęknął, krzycząc wniebogłosy. Ściągnął długą szatę, odrzucając ją, a ludowi ukazały się palące go żywcem znamiona na barkach - blizny po anielskich skrzydłach, które zaczęły się zwiększać, jakby białe, ogromne pióra ponownie się odradzały. Liczne znamiona na plecach oznaczały jego przynależność do najwyższych rang aniołów starego Boga.
Tłum stał przez chwilę cicho, nie mogąc uwierzyć własnym oczom i uszom, zmysłom. W chwili, gdy pióra zaczęły się odradzać, padły krzyki. To on jest zdrajcą! Spalić go! Spalić na stosie!
Zarzucili sznury na ciało nieszczęśnika. Rozwiązali Taihen i Guerre, odsuwając ich od belek. Obecnego proroka związali na krzyżowej belce, krępując jego dłonie. Panował wszechobecny chaos, istny armagedon. Niczym w średniowieczu.
Wysoka na cztery metry belka została postawiona pionowo i wbita w ziemię. Pod mogiłą rozrzucono drewno, suche patyki i słomę. Jeden z wiernych trzymał w dłoni płonącą niczym nadzieja pochodnię. Wręczył ją brance, kłaniając się nisko i spoglądając w jej oczy. Nie musieli jej tłumaczyć. Dostąpiła zaszczytu pozbycia się kłamcy i heretyka, który pragnął stworzyć własną armię. Armię zmanipulowanych wiernych.
Prorok spojrzał złowrogim wzrokiem na rudowłosą. Zacisnął zęby i resztkami sił poruszył ustami. - Głupia suko... może i mój koniec jest bliski, ale i twoje życie zostało zaplanowane. Proroctwa nie oszukasz! Zginiesz tak samo, jak ja! - wyszeptał resztkami sił, ale Taihen usłyszała.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.14 13:59  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Lęk nie malał. Słowa wypływające z pomiędzy warg Iona były przepełnione satysfakcją. Nie wiedziała, że Etiopeja była zdrajczynią, nie miało to większego sensu. Jedynie odrobina szczęścia sprawiła, że nie przeważyło to na szali i to nie ona została pojmana przez wściekły tłum. Nie słuchała, modliła się. Nawet chłód stali nie przerwał prośby kierowanej do samego Ao, choć krtań odruchowo skurczyła się, sprawiając, że jej głos stał się jeszcze cichszy i bardziej zachrypnięty. Zacisnęła powieki, z nadzieją, że ostatni cios zostanie zadany szybko. Łaska, łaska fałszywego proroka, ratunek przed stosem i płomieniami liżącymi jej ciało powoli, doprowadzając zmysły do szaleństwa.
Ostrze czy ogień, ostrze... czy ogień. Nóż mężczyzny zsunął się nieznacznie po jej krtani, gdy ten rzucił się pod wpływem ciepła na plecach. Zapewne ją zarysował, ale nie było to teraz najistotniejsze. Jego plecy płonęły, ukazywały prawdę. Skrzydła, a nawet coś więcej niż tylko skrzydła. On należał do anielskiego orszaku! Był wysoko postawiony, a teraz to wszystko pojawiało się na jej oczach. Jej i wiernych. Odradzające się skrzydła, pióro po piórze, i zajmujące się ponownym ogniem. Blizny, które sama zostawiła mu na plecach. Twarz, ta przerażająca twarz pełna lęku i gniewu.
Reszta działa się szybko. Została rozwiązana i podniesiona. Choć nogi odmówiły jej w pierwszej chwili posłuszeństwa, jakaś dłoń ją podtrzymała, zaś inna wręczyła jej płonącą pochodnię. Ion już wisiał, ukrzyżowany, z rękami rozpostartymi niczym syn Starego Boga. Ktoś ją popchnął, zmuszając by zbliżyła się do niego. Roztańczone płomienie rozświetlały jego twarz, wymęczoną i nagle wyjątkowo postarzałą. Ona także zacisnęła zęby, wysłuchując jego ostatniej woli. Zginie, wiedziała o tym. Nikt nigdy nie utrzymał się wyjątkowo długo na wysokim stanowisku. Nie w ugrupowaniu, które manipuluje innymi. W odpowiedzi wspięła się na palce, ujmując w wolną dłoń twarz anioła. Spojrzała mu głęboko w oczy i uśmiechnęła się. Jej soczystoczerwone usta spoczęły na wargach byłego proroka, dając mu do zrozumienia coś, co jedynie on mógł wiedzieć i pamiętać. Judasz. Pocałunek zdrajcy.
- Nie możemy go spalić.
Odstąpiła kilka kroków w tył i odwróciła się do obecnych. Urosła, wyprostowała się, teraz była silna. Potężna. Miała przystąpić wielkiego zaszczytu, lecz nadal wszystko za bardzo przypominało jej rządy anioła.
- Jest jednym ze skrzydlatych bluźnierców. Tak jak i inni, on także powinien przyczynić się do chwały Ao. Złóżmy go w ofierze. Wyrwę mu serce i pozbawię go życia jako kapłanka, nie jako jedna z owiec podążających za pasterzem.
Zza pasa wyjęła sztylet wręczony jej przez Etiopeję. Zważyła go w dłoni. Był cudowny, piękny, ale także śmiercionośny. Po raz kolejny zbliżyła się do konającego Iona. Jej uśmiech poszerzył się, rządza krwi przesłoniła jej oczy.
- Ao, Boże nasz, jedyny słuszny i prawdziwy. Składam ci w ofierze tego zdrajcę. Apostatę oraz krzywoprzysięzcę. Ty zadecydujesz co z nim zrobisz w swoim królestwie, gdyż nie nam decydować o karze dla niego. - przełknęła ślinę. Bała się odwracać ku tłumowi, niepewna jak zareagują na podjętą przez nią decyzję. Aktualnie to oni mieli przewagę liczebną, o czym już się boleśnie przekonała. - Dziękuję.
Ostatnie słowa wypowiedziała cicho, tak do Nowego Boga jak i do starego proroka. Doskonale znała procedurę. Sztylet zagłębił się w klatce piersiowej, od dołu, pomiędzy żebrami, docierając tam gdzie chciała, rozrywając tkanki i otwierając drogę do najbardziej soczystego owocu wszelakiego istnienia. Serca. Trwało to jedynie chwilę, po wyszarpnięciu ostrza w otwór wdarła się szczupła dłoń i chwyciła nadal pulsujący organ. Ścisnęła i wyszarpnęła. Uniosła go wysoko nad głowę, pozwalając by krople posoki spływały po jej ręce, skapywały na twarz i włosy. Każdy miał to zobaczyć. Każdy musiał wiedzieć, że właśnie przejęła władzę nad Kościołem Nowej Wiary.
Jej rozsądek zniknął gdzieś wśród okrzyków tłumu. Wgryzła się w ów owoc, przeżuła i przełknęła kęs. Serce podała najbliżej znajdującemu się wiernemu. Uśmiechnęła się, ocierając dłonią zakrwawione wargi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 19:29  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Lud był przerażony. Anioł, któremu właśnie odrastały skrzydła, symbol prawdy i czystego zła oraz zdrady. A ona, zapowiedziana przez proroka, złamała przecież jego wolę! W tej chwili bluźnierca miał płonąć żywcem na stosie, tworząc przy tym przerażającą, piekielną aurę i być źródłem okropnej woni spalenizny, ostrzegającej przed zdradą Ao.
Otwórz swój umysł i wpuść mnie. Wiem, co znajdziesz nie jest grzechem - otwórz swój umysł i wpuść mnie
Jednak zafascynowany całą sceną człowiek wziął w ręce ugryzione serce ociekające czerwoną, słodką posoką. - Dziękuje, dusicielko... - Szepnął i zatopił w niego kły, niczym spragniony wampir w szyi krzyczącej, przerażonej ofiary, szaleńczo wyszczerzony podając organ następnemu wiernemu, a ten po małym kąsku podał następnemu... i tak właśnie "ofiara" została złożona. Ao przyjął ją - nic się nie wydarzyło, żaden piorun nie trafił w serce jednego z wiernych, jedynie nieśmiałe promyki przedarły się przez grube chmury, majestatycznie oświetlając sporą grupę zebraną właściwie w jednym celu.
Wtedy jeden z wyżej postawionych w hierarchii ludzi wszedł na pobliski, nisko wzniesiony głaz i krzyknął, by wszyscy zwrócili uwagę na niego. - Ofiara została złożona. Krzywoprzysięzca, nasz zdrajca, fałszywy prorok stoi teraz przed Ao, błagając go o wybaczenie. Tutaj, w tym ateistycznym świecie przepełnionym fałszem i kłamstwem, potrzebujemy przywódcy, który zastąpi zabitego. Ale nie manipulatora, rządnego władzy. My pragniemy prawdziwego przywódcy! - rzekł, podkreślając ostatnie zdanie grubym, wyraźnym akcentem. - Dlatego... prosimy Ciebie, rudowłosa, o to, byś stanęła przed nami i stała się naszą prorokinią, kimś, kto będzie głosić prawdę i tylko prawdę... o Ao! Cały tłum za wiwatował. Brakowało w nim osób niezadowolonych z przemówienia. Czekali na decyzję rudowłosej, ta chwila była dla nich niczym wieczność.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 23:38  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Bębny. Grzmoty. Burza. Nie, mimo że była pewna uderzeń bębna odbijających się echem w jej głowie, żaden bęben się tam nie znajdował. Nikt na nim nie grał. Nikt nawet nie podniósł głosu sprzeciwu, jedynie powoli, kęs za kęsem, pochłaniali serce fałszywego proroka jak ona sama zarządziła. To właśnie ono brzmiało niczym tam tam. Bęben voodoo. Nadal czuła na skórze jak biło, gdy zaciskała na nim palce. Nadal słyszała jego głos. Iona. Ona także tak skończy, zapewne także zostanie poświęcona Ao w bliższej bądź dalszej przyszłości.
Nie wspinaj się wysoko, bo upadek może być bardziej bolesny. Wręcz śmiertelny.
Teraz jednak stała na najwyższych gałęziach, obserwując jak tłum zwraca w jej stronę swoje podekscytowane, przychylne twarze. Jedna się ku niej zbliżyła, stając na przodzie tłumu, zapewne by przemówić w ich imieniu. Znała go, wiedziała czym się zajmował, jednak za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć jego imienia. Było to tak mało istotne, że nawet nie walczyła z kolejną luką w swojej pamięci. Słuchała, tak jak i słuchała reszta. Czerwone wargi rozchyliły się lekko, oczy rozszerzyły. Łaska Ao oraz ten wyjątkowo wielki zaszczyt spływały na nią właśnie w tym momencie.
Zrobiła krok do przodu. Nie wiedziała czy to świadomość przeciągała tę chwilę czy też bicie jej własnego serca nagle zwolniło. Szła prosto, wpatrzona w tylko sobie znany punkt, powoli, przeciągając stopy jakby to było nic innego jak przestawienie. Jak taniec. Jeden, dwa, trzy... stop. Zgrabnie obróciła się do tłumu. Twarz nadal była zabarwiona czerwienią krwi, co idealnie komponowało się z płomiennymi lokami. Uśmiechnęła się i w końcu skinęła głową.
- Ja, Taihen Shi, stanę się waszą prorokinią. Nie będę jedynie przywódcą, ale także matką opiekunką dla każdej duszy, która zapragnie oddać się prawdzie Ao.
Już nie była kobietą przywiązaną do deski ofiarnej. Nie musiała napinać mięśni i wysilać głosu by zwrócili na nią uwagę. Wystarczyło, że uniesie głowę. Dumnie. Wzrok jej przesuwał się po każdej twarzy, spojrzenie przepełnione było miłością i dobrocią, jakby wcale nie zabiła anioła chwilę temu. Rozłożyła ręce.
- Te ramiona są ofiarą dla Naszego Boga, ale także dla was. Przyjmą każdego, kto kiedykolwiek zwątpi, zabłądzi bądź zejdzie ze ścieżki tyczonej przez Ao, Kościół, a także przeze mnie. Jako kapłanka byłam waszą służebnicą i nie zmieni się to. Pójdźcie za mną dla zbawienia, tak na ziemi jak i w niebie. Otwórzcie swoje umysły i wpuśćcie mnie. To co odnajdziecie nie jest grzechem. Wpuśćcie mnie!
Pragnęła wszystko zmienić. Na lepsze. Położyć kres tyranii wyższych rangą i pozwolić by wszyscy wzajemnie się miłowali, żyjąc w stworzonej przez nich idylli. Sama jednak także musiała się otworzyć na to co ją czekało. Sięgnęła do paska i odczepiła fiolkę krwi, wręczoną jej już jakiś czas temu przez kobietę o fioletowych kwiatach. Spojrzała na jej zawartość, odkorkowała i szybkim ruchem wlała sobie jej zawartość do ust. Wypiła, choć nie wiedziała jakie będą skutki. Wierzyła, że to właśnie pozwoli jej stanąć na wysokości zadania. Oraz że zacieśni więź między nią i Ao. Wierzyła w to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.14 11:33  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Na dźwięk jej pięknego głosu wszystkie głowy opadły, ciała zmusiły wiernych do padnięcia na kolana, jednakże wzrok i słuch nadal pozostawał wierny rudowłosej, nowej prorokini. Wierzyli w to, że mówi prawdę, wierzyli w nowy, lepszy czas. - Jesteśmy z tobą! Niech żyje nowa era! - zawiwatowali, gdy ta skończyła przemówienie i nabrała odpowiednią ilość powietrza do zmęczonych zapewne płuc. Jedna z kobiet z szerokim uśmiechem i rozpromienionych, niebieskich oczach pełnych nadziei z podziwem nałożyła na jej głowę ręcznie uwity wianek ze stokrotek i rozmaitych ziół o kojącym, cudownym zapachu. Dotknęła jej ramienia, i chociaż była to zaledwie sekunda, cieszyła się z tego niezmiernie - był to dla niej bowiem wielki zaszczyt. Oto musnęła ramienia tej, która prawdopodobnie zmieni dzieje ich wspaniałej wiary. Taihen, udało Ci się, osiągnęłaś swój cel. Jednakże... proroctwo jeszcze się nie wypełniło. O to jednak martwić się nie musiała, bowiem grupka mężczyzn w dorodnym wieku niosła w stronę zamordowanego pochodnię. Płonęły one wyraźnym ogniem, a płomienie strzelały wściekle na wszystkie strony, odsuwając od siebie resztę wiernych. Przecięli oni środek tłumu, ustawiając się w końcu wokół ciała z wyciętym sercem, które wcześniej spożyli. Ich oczy utknęły w nim. Wszyscy pochylili się i podpalili łatwopalne, suche drewno, które wcześniej ułożyli wokół starego proroka. I tak oto ogień zajął się jego ciałem.
Oczami wyobraźni widzisz, jak to martwe ciało płonie. Radośnie tańczące płomienie pożerają kolejne partie skóry, tkanki, komórki, mięśnie, w mgnieniu oka zmieniają się w popiół, ostatni, niesłyszalny krzyk. Ostatnie, nieistniejące spojrzenie. Ostatni, niemożliwy ruch. Zapach spalenizny.
To ty, Taihen. To ty płoniesz. A nad tobą stoi nowy Bóg. Nowy prorok.
Spiesz się. Rób to, co każe Ci Ao. Nie wiadomo, ile czasu uzyskałaś na własne plany.


Tai, dotrwaliśmy do końca. Osiągnęłaś swój cel - zabiłaś proroka, zajmując jego miejsce w hierarchii Nowego Kościoła. Gratulację!
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.15 1:06  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Czas, czekanie, strata czasu, nuda.
Czekanie na spóźnioną osobę bywa upierdliwe. Nigdy nie masz stuprocentowej pewności, że ona akurat przybędzie. Tak było w przypadku Rumcajsa. Co z tego, iż napisał, że zaraz będzie, skoro nadal go nie ma? Mimo wszystko nadal czekasz z nadzieją, że koniec końców przybędzie. Nawet jeśli chciałbyś pójść, to wiesz, że w tym przypadku po prostu nie możesz, nie wypada wręcz. Ale kto przejmowałby się szarymi, nic niewartymi zasadami? Ano właśnie.
Adam natomiast nie spóźniał się bez przyczyny. Owszem, może bywał śmierdzącym leniem, gdzie podniesienie własnego tyłka graniczyło nieraz z cudem, jednak ten przypadek był zupełnie inny. Tym razem nie spóźnił się dlatego, bo tak chciał. Raczej zrobił to, bo miał ku temu konkretny powód. Sprawy osobiste bywają również upierdliwe i męczące, co spóźniające się osoby. Masz wrażenie, że jest już po wszystkim, kiedy nagle okazuje się, że jesteś przy pieprzonym początku.
Irytujące.
Niestety, ale chcąc nie chcą nie mógł tej niezręcznej sytuacji przyśpieszyć. On w pokoju, ona zapłakana, kompletnie nieporadna, bezbronna siedziała na jego łóżku. Na ten moment wyglądało jakby Rumcajs był wszystkiemu winien. Racja, był, ale tylko tak troszeczkę.
- Więc sugerujesz mi, że to moja sprawka, tak? – jego głos był pełen sprzecznych emocji. Nie do końca był pewien, czy miał żałować kobiety czy po prostu z niej szydzić. Bo w końcu kto normalny włazi komuś na chatę, rzuca brutalne oskarżenia pt. „zabiłeś mojego faceta”, kiedy dzień wcześniej uprawiała z Tobą seks? - Zresztą, mniejsza. Umówisz się ze mną na inny termin, teraz się śpieszę – zaczął powoli, kompletnie nie przejęty faktem, że ktoś śmie rzucać w jego stronę tak niewiarygodne oskarżenia. W końcu czym miał się przejmować, skoro był czysty?
Pełen pretensjonalny ton głosu usłyszał od kobiety, jednak Rumcajs dłużej zdzierżyć jej nie mógł, więc w mało kulturalny sposób po prostu wyrzucił ją za drzwi. Nie chciał słyszeć jej jazgotu, a świadomość tego, że Ryan od paru minut na niego czeka, a on nawet nie jest jeszcze w drodze, irytowała go jeszcze bardziej. Nie, nie bał się konsekwencji. Po prostu nie lubił się spóźniać, nic więcej. Wziął potrzebne mu rzeczy, a była to między innymi broń w postaci kosy, z którą nigdy się nie rozstawał oraz broń krótka, wiedząc, że z bronią na dystans raczej nie powalczy. Oprócz tego, do kieszeni spakował papierosy, zapalniczkę w postaci artefaktu i telefon komórkowy. Nie zapomniał również o plecaku, który był kluczową rzeczą. Nie licząc ubrania na zmianę, wody i jakiegoś żarcia, w plecaku znajdował się ładunek, który dzisiaj zostanie podłożony. Tak, cel na dziś, to podłożenie jednemu sukinsynowi ładunku wybuchowego. Nie, nie Ryanowi. Komuś innemu.
Będąc przekonany, że świat jest piękny, a on wszystko co jest mu potrzebne ma, wyszedł ze swojego grajdołka, w końcu udając się w stronę umówionego spotkania. Bardzo był ciekaw spokojnej miny Fuckera oraz jego chłodnego spojrzenia, kiedy Rumcajs wyskoczy mu z tekstem „Ej, sorry stary, ale musiałem się spuścić” - od zawsze zastanawiał się, ile cierpliwości w sobie ma ten facet. Cholernie kusiło, aby to sprawdzić.
Koniec końców dotarł na miejsce spotkania. Była to kompletna ruina, ale co jak co, stąd będą musieli ruszyć dalej. Do miejsca docelowego, gdzie nie będzie już tak miło i sympatycznie jak tutaj. Z pewnością zrobi się nieco goręcej, ale jak na razie musieli się cieszyć tym, co mieli. Czyli niczym szczególnym. Zauważając sylwetkę towarzysza, delikatny uśmiech wkradł się na jego suche wargi. Co z tego, że nie zostanie odwzajemniony? Podszedł do niego, stając niedaleko jego osoby, a uśmiech z jego twarzy w jednej sekundzie po prostu zniknął.
- Tak, tak, wiem, że się spóźniłem – machnął od niechcenia ręką, naciągając na głowę kaptur od swojej czarnej bluzy. Trochę wiało - To co, ruszamy? Raczej głupotą będzie tutaj zostać – dodał do siebie, powoli wymierzając kierunek dalszej wędrówki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.15 0:51  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Nie czekał długo, choć przypuszczał, że to on będzie tym, który w tym przypadku nie uszanuje czasu drugiej osoby. Jako zastępca DOGS musiał dbać o swoją reputację. Nie chodziło tu o to, by był punktualny w każdej sytuacji, a o to, by uświadamiał innym, że ważniejsze rzeczy uniemożliwiały mu stawienie się na czas. Mimo tego przyszedł wcześniej. Nawet przez myśl nie przeszło mu, że pomylił miejsca – nie był z tych roztargnionych, a pamięć jeszcze nigdy go nie zawiodła, jakby od razu kodowała wszystko, co zobaczył lub usłyszał. Po prawie tysiącu latach spędzonych w Desperacji nie było też mowy o zgubieniu się. Powietrze w tym miejscu było ociężałe i zdawało się przesiąkać obrzydliwą dla wielu wonią śmierci, wśród której nie znalazł zapachu znajomej padliny. Chociaż sam przyszedł za późno, nie był ani trochę zdziwiony brakiem obecności towarzysza. Właściwie wszystko potoczyło się takim ciągiem, jakim od początku widział pracę w grupie. Przypomniał sobie, że liczenie na siebie było jedynym słusznym rozwiązaniem.
Dał mu pół godziny.
Wysunął telefon z kieszeni, jednak bynajmniej nie zamierzał upominać się o spotkanie z wymordowanym. Zegarek nie pokazywał rzeczywistej godziny, ale skrupulatnie odliczał każdą minutę, a to w zupełności wystarczyło, by skontrolować Wyżła. Wbrew wszelkim pozorom nie zamierzał czekać na niego tylko dlatego, że tak wypadało. Wypadało to zjawiać się na miejsce przed swoim przełożonym.
Czas mijał.
Słysząc trzask pękającej gałęzi nieopodal, spojrzał na zegarek, jakby wcale nie musiał upewniać się, że to z Rumcajsem będzie miał do czynienia. Zdążył osiem minut przed wyczerpaniem się cierpliwości Grimshawa, który w każdej chwili był gotów do rozpoczęcia samodzielnej misji. I tak od początku podchodził sceptycznie do przydzielonego mu nowicjusza, którym w jego oczach był zbliżający się mężczyzna.
Strzepnął popiół na ziemię, a wypuściwszy dym z ust, podniósł się z miejsca i wreszcie uniósł pozbawione wyrazu spojrzenie na Spadzińskiego. Rzeczywiście kąciki jego ust nie uniosły się w nawet najdrobniejszym grymasie uśmiechu, jakby ktoś kiedyś unieruchomił na dobre twarz ciemnowłosego. Pojedynczy cień prześlizgnął się pod nogami Adama, ale szybko rozpłynął się w powietrzu, jakby Rottweiler zrezygnował z tej niemej reprymendy.
Nie spodziewałem się rewelacji ― przyznał otwarcie i zdusił podeszwą rzucony na ziemię niedopałek, jakby ten gest miał tylko podkreślić marność stratega w jego mniemaniu. ― Znaj swoje miejsce, szczeniaku. Nikt nie będzie na ciebie czekał.
Ruszył z miejsca, nie próbując dorównać mu kroku. Przesunął językiem po dolnej wardze, ścierając z niej lekko słodkawy posmak, który pozostawił po sobie papieros i wsunął ręce do kieszeni, wbijając wzrok przed siebie.
Wiesz chociaż po co tu jesteś?
Robisz mu sprawdzian?
To proste pytanie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.15 17:47  •  (S) Opuszczone baraki - Page 5 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Wystarczyło dosłownie parę kroków, żeby już na swojej drodze spotkać przeszkodę. Może to była mała przeszkoda, ale wciąż przeszkadzała w swobodnym kierowaniu się do celu. Wychudzone, humanoidalne stworzenie już w pierwszej chwili dosłyszenia nadchodzących osobników, uniosło gwałtownie głowę znad truchła, do którego się dobierało. Długie jelito swobodnie zwisało z jego brudnego pyska, z którego wydobywały się ciche warkoty wyraźnie sugerujące o tym, że Ryan oraz Rumcajs są niechcianymi gośćmi.
Dzieciak wyraźnie wyglądał na kogoś, kto dawno nie miał nic wspólnego z wodą. O innych środkach czystości nie wspominając. Skołtunione, brudne włosy przypominały raczej jeden wielki kołtun, opadający na jego wychudzone plecy. Przesunął dwukolorowym spojrzeniem po intruzach i wbił haczykowate paznokcie w truchło jakiegoś nieszczęśnika, który już w dużym procencie rozkładał się, tak więc śmierć sięgnęła po niego już wiele dni wcześniej. Mały wymordowany powoli wszedł na czterech łapach na swoją zdobycz, wyraźnie pokazując, że bez walki jej nie odda, uginając lekko plecy wygięte w łuk, warcząc coraz głośniej. Ogon niespokojnie drgnął, nastroszony by ostatecznie uderzyć w ziemię wzbijając nieco piasku w powietrze.
Mimo agresywnego nastawienia i agresywnej postury, wyraźnie cuchnął strachem. Agresywne spojrzenie było nieco rozbiegane, skupiając się to na jednej, to na drugiej sylwetce, ostatecznie kuląc się nieco i wciskają ogon pomiędzy nagie uda. Bał się. Ale wystraszone zwierzę było najbardziej niebezpieczne.
Wypuścił z ust jelito, które upadło z cichym pluskiem w resztę posoki, rozbryzgując ją na boki i wreszcie ciszę przerwało głośne, warkotliwe szczekanie. Ostrzegał, kładąc po sobie panterze uszy, obnażając zaczerwienione kły. Wciąż małe, ale bez wątpienia ostre.
Nie zbliżać się. Moje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach