Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down


Budynek wybudowano w 2010 r. przy użyciu ówczesnych nowatorskich środków, tuż po pierwszych oznakach zbliżającej się apokalipsy, jednakże wówczas nie można było tak ochrzcić anomalii, które sukcesywnie powstawały na jej skutek, by w efekcie czego stać się problemem na skale światową. Ówże placówka miała jeden cel, który wzbudzał sporo kontrowersji wśród pracujących tam naukowców; w jej obszernym gmachu były przeprowadzone pierwsze zlicencjonowane i zlecone przez tamtejszy rząd japoński badania tudzież eksperymenty (niepotrzebne skreślić) na temat osobliwych mutacji skrzętnie ukrywanych przed opinią publiczną. Nie przyniosły pożądanego rezultatu, czego dowodem był wybuch pandemii w 2012 r., który zdziesiątkował ludzkość, zmuszając ocalałe jednostki do życia w prymitywnych warunkach.
Pomimo tego, że laboratorium dożyło mrocznych czasów, kiedy to Japonia znikła z powierzchni ziemi, przeobrażając się w pustynię, apokalipsa odcisnęła na wyraźnie nim swoje piętno. Otóż na skutek licznych trzęsień ziemi, które od dwóch lat przed jej faktycznym wybuchem nawiedzały w regularnych odstępach czasowych Kraj Kwitnącej Wiśni, zawaliła się ¼ budynku, na czym ucierpiał znajdujący się tam sprzęt, instalacja elektryczna, jak i zarówno kanalizacja oraz sama konstrukcja budynku. Zaprzestano zatem w nim jakichkolwiek badań w obawie, że laboratorium całkowicie się zawali. Ostatecznie jednak fundamenty okazały się być trwalsze niż wówczas sądzono, a „pancerna” otoczka zdała swój test. W końcu zapomniane laboratorium na przestrzeni lat, a następnie wieków popadało w niełaskę natury. Zarosło różnymi odmianami roślinności i zostało zakopane częściowo przez piasek, toteż w wtopiło się w otaczający go krajobraz.
Około 2300 r.  tożsamość budynku została zdemaskowana przez angielskiego lekarza, który przez ponad sto lat poszukiwał go, nie mając pewności czy nadal tam stoi. To w nim przeprowadził swój pierwszy, długotrwały eksperyment na mężczyźnie zwanym Aequalisem, czyniąc laboratorium po dziś dzień swoją własnością.
O jego istnieniu wie garstka osób i sam zainteresowany wolałby, żeby ten stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej. Zachowanie go w sekrecie, póki co nie wymaga żadnego nadludzkiego wysiłku. Wszak znajduje się w niezbyt często uczęszczanym i niechętnie odwiedzonym miejscu. Niemal przy samej granicy Limbo z Desperacją. Dodatkowo jest pilnowane przez dwa napromieniowane wirusem, oślepione mutanty przypominające do złudzenia psy o normatywnych rozmiarach. Uspokaja ich wyłączenie obecność Jekylla, a konkretyzując – głos i intensywny zapach jego krwi.




WŁASNOŚĆ DR JEKYLLA.




































Ostatnio zmieniony przez Jekyll dnia 08.04.19 21:04, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Siedział już od kilku miesięcy zamknięty w laboratorium tego szalonego człowieka, zwącego się lekarzem. W tym czasie zdążył już pozbyć się toksyny, która zatruwała jego ciało, od tamtego feralnego dnia i zasadniczo byłby już w stanie stąd uciec, zniszczyć to laboratorium i zabić samego doktora, lecz... nie śpieszyło mu się, chociaż częściową zasługę za to ponosił także sam Jekyll, którego ciągłe testy odbijały się na psychice anioła.
Jednak prawdą było, że eksperymenty Bernardyna, jedynie wzmacniały anioła i idealnie wpasowywały się w filozofie "Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni", organizm anioła zostawał przyzwyczajany do częstego wymuszania nadludzkiej regeneracji tkanki, co w małym stopniu, lecz powoli zaczęło wzmacniać jego zdolność samoleczenia jak też i jej prędkość. Asmodeusz już wcześniej z dużą tolerancją na ból, teraz nie czuł go prawie wcale lub bardziej potrafił go całkowicie ignorować... chociaż kto wie czy to zaleta.
Mimo wszystko największą wariacją jaką postanowił przeprowadzić na skrzydlatym ten popapraniec była transfuzja własnej krwi.
Anioły oczywiście są odporne na wirusa X, lecz co się stanie jeśli wpompować im krew wymordowanego? Asmodeusz się przekonał, tak samo jak Jekyll, a wycie z jego pokoju przez miesiąc mówiły więcej niż jakikolwiek raport czy sprawozdanie.
Kiedy bernardyn rozpoczął procedurę transfuzji, anioł poczuł jedynie jakby ktoś otworzył wewnątrz jego ciała wrota piekielne. Kiedy krew wymordowanego w ilości 100 ml, wpłynęła do krwiobiegu anioła, temperatura jego ciała podniosła się gwałtownie przekraczając wartość śmiertelną dla człowieka, żyły mu napęczniały, ciało pobladło, a wargi i kostki dłoni zsiniały. Po tym eksperymencie Asmodeusz nie był w stanie mówić, a tym bardziej się ruszać.

Teraz chwilowo miał się dobrze, a można rzec, że nawet nabrał sił. Nadal jednak szczątkowe ilości krwi wymordowanego znajdowały się w jego krwiobiegu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo iż na przestrzeni ciągnących się w nieskończoność 600 lat, głównie za sprawą paroletniej, owocnej w sukcesy współpracy z raczkującym, ledwo powstałym SPEC, udało mu się zgromadzić w tej namiastce laboratorium porządny, wyspecjalizowany sprzęt, a także agregat prądotwórczy, który ładował sukcesywnie, wynajmując do tego celu anioły, jego badania utknęły w martwym punkcie na wiele lat. Moc wysłużonego generatora wypalała się i słaba stopniowo, zaś sprzęt medyczny przedawnił się i nie działał jak kiedyś. Był tylko namiastką obecnych technologii, zatem pełne wyposażenie znajdowało się w tym momencie w sferze najskrytszych marzeń Dr Jekylla. Brak takowego jednak nie było równoznaczny z ostudzeniem zapału mężczyzny. O nie! Nigdy w życiu.
Medycyna była sensem życia Wymordowanego, a ich burzliwy związek trwał nieprzerywalnie od 1010 lat, kiedy to też odkrył jej zwalające z nóg piękno. Wspomnienia tego dnia były tak żywe, że sam Halliwell miał wrażenie, że wydarzyły się przed zaledwie paroma dniami, a może nawet wczoraj… Świeże i równie bolesne. Było zimno. Minus dwa stopnie Celsjusza. Wiał porywisty wiatr, a zimne odłamki lodu przycinały mu skórę na policzkach. Wtedy po raz pierwszy zachłysnął się zimnym powietrzem i nie mógł złapać tchu przez wrażenie, że całe pudełko igieł utknęło mu w przełyku.
A potem…
…potem…
Kubek sturlał się z zawalonego notatkami czegoś co pełniło rolę zdezelowanego biurka i roztrzaskał się w kontakcie z podłożem na dwie część. W tym samym momencie prawa dłoń Halliwella, który straciła ówże przedmiot, zacisnęła się na połach ubrań, w miejscu, gdzie znajdowało się boleśnie obijające się o żebra serce. Jego praca znaczenie przyśpieszyła. Znów to samo. Znów czuł wyraźny, przeszywający ból w jego okolicach – coś na wzór ukłucia, który na okres paru sekund sprawiał, że oddychało mu się ciężej. Wymruczał pod nosem parę przekleństw, które zmieszały się ze sobą w jeden, pojedynczy nieartykułowany dźwięk i przyjrzał się swoim kościstym, drżącym przez chwilowy spadek ciśnienia palcom z wyraźną irytacją. Do dwóch z nich, do tych, które przed paroma miesiącami zostały mu odcięte, nie wróciła pełna sprawność. Poruszył nimi, ale zareagowały z opóźnieniem w akompaniamencie głębokiego westchnienia swojego właściciela. Przetarł kawałkiem zakrwawionego materiału usta, zgarniając z ich kącików świeżą posokę. Za bardzo się pośpieszył, ale sytuacje wyjątkowe, wymagały innowacyjnych rozwiązań. Napady duszność i krwioplucie to zaledwie stan przejściowy, chwilowy kryzys, który zostanie przez lekarza, a właściwie przez jego organizm zażegnany, gdy wyrówna się w końcu ilość krwinek czerwonych w żyłach. Proces ten opóźniał się przez wściekliznę, która znów zaczęła atakować jego układ immunologiczny, co zmusiło mężczyznę do celowego podwyższenia natężenia wirusa X, niwelującego działanie tamtego. Najprawdopodobniej gdyby nie monitorował na bieżąco swojego stanu, w normatywnych warunkach już dawno straciłby panowanie nad sobą i zmieniłby się nieodwracalnie w poziom E. Ale warto było doprowadzić się do tego stanu…
Bernardyn przez okres paru miesięcy w regularnych odstępach czasowych pobierał własną, skażaną przez dwa śmiertelne wirusy krew i zlewał ją do wyznaczonych do tego celu pojemników. Zamagazynowanie jej wystarczającej ilości doprowadziło go do tego stanu, ale w końcu pojawiła się upragniona przez niego możliwość przetoczenia jej swojemu nowemu królikowi doświadczalnemu w postaci anioła, który automatycznie awansował na własność Dr Jekylla.
Gdyby Asmodeus był człowiekiem, umarłby już dawno od takiej końskiej dawki tego skurwysyństwa, jednak anioły rządziły się swoimi prawami. Lekarz był pod wrażeniem wytrzymałości jaką cechował się ten osobnik. Zafundował mu taką amplitudę cierpienia, że w zasadzie miał prawo dokonać żywota w najmniej spektakularny z możliwych sposobów – śmierci z bólu.
Odłączył się od aparatury, która od przeszło trzech godzin monitorowała stan jego zdrowia i udał się na małą wycieczkę wzdłuż wąskiego, ale rozciągłego korytarza, by złożyć wizytę swojemu pacjentowi. „Obchód” – to dobre określenie na niespodziewane odwiedziny Jekylla w jednej z pięciu zazwyczaj pustych sal. Nacisnął za klamkę i otworzył drzwi, wchodząc bez żadnych zbędnych kurtuazji do środka. Podszedł do niewygodnej pryczy zajmowanej przez Asmo i wykrzywił usta w grymasie, który w wypadku Anglika imitował uśmiech, a w zielonych tęczówkach pojawił się niezdrowy błysk. Zanim jakiekolwiek słowa padły z jego ust, pochylił się, by sprawdzić więzy, które powstrzymywały anioła przed ucieczką, ale nie tylko przed tym...   Zerknął na monitor przedstawiający interesujące go parametry.
Obecnie w twojej krwi, oprócz małego natężenia wirusa X, który zniknie w przeciągu dwóch dni, znajduje się też ten drugi - wścieklizny. Regeneracyjne właściwości twojego ciała wykazują na niego całkowitą odporność, jednakże przez okres dwóch miesięcy możesz czuć miejscowy paraliż i odrętwienie kończyn, zanim twój układ odpornościowi rozprawi się z nim całkowicie — powiadomił go oschle, rzucając mu przelotne spojrzenie. — Być może powtórzę na tobie ostatni eksperyment, jednak do tego celu użyje krwi innego Wymordowanego — podsunął. A może powinien tym razem użyć czerwinki? Tylko skąd wziąć takowy materiał badawczy… Odkąd DOGS zawarło sojusz z Łowcami, Jekyll przestał rozpatrywać ich istnieje jako potencjalny lek na wirusa X. Wątpił też, że jakikolwiek przedstawiciel tej rasy zgodzi się na dobrowolny udział w tym eksperymencie…
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Leżał na tej chłodnej, zalanej jego własnym potem, pryczy spoglądając na ciemność, którą gwarantowały mu zamknięte powieki. Czuł się źle, lecz o wiele lepiej niż jakiś czas temu, mimo wszystko wyraźnie odczuwał, że jest w nim coś obcego, nie należącego do niego.

Kroki doktorka słyszał już zza drzwi, ale dopiero kiedy ten nacisnął na klamkę, anioł otworzył oczy. Kiedy jego ametystowe pozbawione chęci życia oczy zatrzymały się na sylwetce wymordowanego, momentalnie zapłonęły żarem. Asmodeus mocniej zacisnął żeby i silnie szarpnął każdą kończyną, skutecznie naprężając krępujące jego ruchy więzy, w niektórych kilka nitek nawet się zerwało, lecz obecnie ta namiastka anioła jeszcze nie odzyskała na tyle sił, aby je zerwać.
Kiedy Jekyll zaczął mówić, a sam Asmodeus częściowo się uspokoił, anioł nic nie mówił, nawet nie wzdychał, dopiero gdy jego oprawca zaprzestał swojej mowy, ten raczył ruszyć swoim językiem.
Zachrypnięty i odrażający w słuchaniu głos wydobył się z jego ust:
- Dwa miesiące... nie doceniasz mnie Doktorku, radzę ci wstrzyknąć kolejny syf w ciągu miesiąca albo będziesz w gorszej sytuacji niż ja.
Mimo swojego stanu oczywiście nie odmawiał sobie docinek i gróźb w kierunku wymordowanego, ale chyba w większe szam bo przez to nie wpadnie... chyba.
Nachylił się na kraniec pryczy, na tyle na ile pozwalały mu luzy w więzach i splunął czarną posoką na podłogę. Otarł resztkę wydzieliny znajdującej się w kąciku ust o ramię.
- Daj mi lepiej jeść i pić, a nie pierdolisz o tym co ze mną zrobisz, jakbyś miał zaraz dojść.
Mówienie z wysuszonym gardłem, nie należało do najprzyjemniejszych, ale okazji na dociekanie doktorkowi było czymś co sprawiało mu mentalną radość i przyćmiewało ten ból.
- I co zamierzasz zrobić po tych swoich eksperymentach? Spróbujesz mi wyprać mózg i kazać robić za twojego ochroniarza? Szybciej dam się wyruchać kamieniowi.
Na jego twarzy pojawił się lekki, lecz wystarczająco wyraźny uśmieszek... pełen pogardy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jekyll każdego pacjenta, a raczej królika doświadczalnego traktował w sposób indywidualne. Było to uzależnione przede wszystkim od charakteru delikwenta i nierzadko jego ciętego języka. Anioł w tej materii dostarczał mu rozrywkę na wiele godzin, które jednocześnie bawiły i irytowały doktora, a on sam już nie wiedział, co dominowało. Czekał cierpliwie, aż Asmodeusowi puści się mowa. W końcu istniało wysokie prawdopodobieństwo, że mężczyzna nie był jeszcze w stanie poprawnie się wysławiać.
Lis wbił w niego oczekujące spojrzenie, po czym zalała go fala niewysłowionej ulgi - obiekt zaczął poprawnie funkcjonować, zatem spełnił jedno z wielu kryteriów lekarza.
Mhm. — Parsknął z wyraźnym rozbawieniem. — Twoje przechwałki są o kant dupę potłuc. Wyniki badań, przynajmniej dla mnie, są w tym wypadku bardziej wiarygodne niż one — powiedział z nieskrywaną dumą, notując coś w "kartotece" pacjenta. Medycyna była nauką postępową, dlatego dopóki słowa anioła nie zostaną potwierdzone przez szereg przeprowadzonych na nim badań, które dostarczą Dr naukowych dowodów, nie miał zamiaru się śpieszyć z kolejną dawką tego skurwysyństwa, w zasadzie w jego głowie pojawiła się atrakcyjniejsza opcja, godna rozważenia i w ostatecznym rozrachunku realizacji. Co jeśli przyśpieszy proces regeneracyjny organizmu skrzydlatego, urzeczywistniająca jego słowa? Oczywiście dla własnej satysfakcji i zawodowego spełnienia.
Odłożył notatki, które w głównej mierze składały się na rękopisy zapisane w podgryzionym przez zęby czasu zdewastowanym zeszycie. Jego wymięte kartki pożółkły na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat, w tej materii jednoznacznie podkreślając ile wieku upłynęła, rzecz jasna w przybliżeniu, od jego krótkotrwałej, ale jakże namiętnej współpracy z prężenie rozwijającym się technologicznie MED (dziś znanych pod zgoła inną nazwą – SPEC), która skądinąd przyniosła obopólne korzyści, mimo iż cel zarówno jednej, jak i drugiej strony różnił pod wieloma względami i finalnie Jekyll ich okradł.
Zabrał leżący obok notatek metalowy kubek z wodą niepierwszej świeżości. Pomachał nim przed samym nosem anioła, acz nie pomógł mu w uzyskaniu pozycji siedzącej i tym samym nie przysunął naczynia do umorusanych krwią ust anioła.
Uh, zapewne masz bogaty wachlarz doświadczeń na tej płaszczyźnie, ale nie jestem seksuologią  — mruknął, niewzruszony jego uwagą. Na jego twarzy pojawiło się wyraźne rozbawienie, zaakcentowane przez uniesiony kącik warg ku górze, jednak szybko został zagłuszony, przekształcając się w bezduszność. Odłożył naczynie na blat. Anioł nie zasłużył na tego typu przywileje. — Nie obchodzi mnie twoje nieudolne życie seksualne i szereg rozczarowań na jego łamach. Rżnąć cię może nawet ździebło trawy, bo to nie zmieni faktu, że możesz zdechnąć w każdej chwili. W końcu psy, które głośno ujadą z reguły są chore, czyż nie? Wydawało mi się, że posiadasz rozległą wiedzę na ten temat. — W jego dłoni natychmiast pojawił się jeden z jego siedmiu skalpel. Oj tak. Czas wcielić swój plan w życie. — Widzisz, ja z reguły pozbywam się nieudanych eksperymenty w najmniej humanitarny z możliwych sposobów. — Przysunął sobie stopą w miarę stabilne, acz rozpadające się w oczach drewniane krzesło. Usadowił się na nim, łapiąc w smukłe, kościste palce nadgarstek anioła. Wbił je boleśnie do skóry (efekt został przyćmiony przez te, które wymagały dalszej rehabilitacji), płytką paznokcia ją przecinając. Na tę okazję zrezygnował z ich pielęgnacji, choć w lewej dłoni o to zadbał. —  Prymitywnym, ale skutecznym sposobem przyśpieszę właściwości regeneracyjne twojego ciała. Proces ten nie jest skomplikowany, jedynie nieco bolesny w skutkach. — Obiecał. Oj tak. Chciał go tylko pozbawić paznokci jednej dłoni. Na skutek bólu, a może nawet strachu o żywot swojego właściciela, adrenalina wraz z przyśpieszonym tętnem będzie pompowała szybciej krew do żył, przez co wirus w krwiobiegu „pacjenta” stanie się aktywniejszy, zatem i proces jego eliminacji powinien zwiększyć swoje tempo.
Jekyll bez skrupułów włożył ostrą stronę skalpela pod czarną płytkę paznokcia mężczyzny, przeważając ją nim i tym samym wyrywając. Rzucił przelotne spojrzenie na monitor, aby dostrzec jakieś zmiany, nadal trzymając mocno Asmo za nadgarstek.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

- Wyniki badań... jakże wspaniały z Ciebie racjonalista, lecz pamiętaj ten świat nie jest racjonalistą...
Zabrał się na lekki uśmieszek, jednak po chwili zaniósł się lekkim kaszlem.
Kiedy Jekyll wpadł w samozachwyt i jakże wyrafinowaną próbę odgryzieniu Asmodeusowi, anioł postanowił leżeć i częściowo przestać go słuchać. Nie mógł sobie pozwolić na bezsensowne marnowanie energii, żeby odpyskiwać doktorkowi, nawet jeśli bardzo tego chciał.

Z niezadowoleniem patrzył na zabrany mu sprzed nosa kubek, ale w sumie sam był sobie tego winien. Splunął na podłogę jednocześnie oblizując suche wargi.
Anioł bacznie spoglądał na to co wyprawia wymordowany, ale to że postanowił pobawić się w tortury wzbudziło jego ciekawość, oczywiście wiedział że będzie go to kosztowało odrobinę bólu, ale fakt że Jekyll wpierw zdecydowała, że nie uda mu się pozbyć toksyny w ciągu miesiąca, a teraz stara się przyśpieszyć jego zdolności regeneracji postawiło przed nim jedno pytanie - Jak bardzo nielogiczny jest ten człowiek?

Kiedy poczuł jak ostrze skalpelu wchodzi mu pod paznokieć lekko się skrzywił, nie był to na tyle silny ból, by zaczął wierzgać i wydzierać się wniebogłosy... oczywiście dla niego. Jednak ta procedura wystarczyła by go zdenerwować i poruszyć jego ciało do działania.
Na owej dłoni, na której Jekyll postanowił się pobawić, zaczął zbierać się ciemny dym, a paznokieć, który został przed chwilą wyrwany powoli zaczął odrastać.
- Co ty próbujesz?
Ametystowe ślepia spoglądały ostro na doktora, lecz pewnie i tak to go nie zaniepokoi.

Regeneracja oderwanego paznokcia 1/5
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jekyll nie był w stanie zauważyć tego charakterystycznego, niepokojącego spojrzenia królika doświadczalnego, zbyt zajęty obserwacją jego stanu zdrowia. Prześlizgiwał bystre spojrzenie zielonych oczu po jego ciele, dostrzegając każdą zmianę, która w nim zachodziła. Jego uwaga nie została rozproszona nawet wtedy, kiedy narząd słuchu zarejestrował pytanie skrzydlatego. Doktor usłyszał go wyraźnie, zasługując to przede wszystkim rozwiniętą na przestrzeni lat podzielnością uwagi, którą dopracował wraz z uprawianą przez siebie sztuką lekarską i właśnie dlatego na jego wąskich wargach ukształtował się niewyraźny uśmiech.  
Ja? Nic szczególnego — odparł - wyjątkowo! -  szczerze. — Jedynie doprowadzam swoje samozadowolenie do perfekcji — dodał, nie mając zamiaru usatysfakcjonować anioła wyczerpującą odpowiedzią. Jego zadanie w tej materii było proste i ograniczało się do jednej, prozaicznej, mało skomplikowanej czynności – miał skupić się na wywołanym przez Bernardyna bólu.
Zmiany zachodziły powoli, poziom wirusa w anielskich żyłach zmalał minimalnie, dlatego pozbawił go kolejnego paznokcia i dwóch następnych, ostatecznie likwidując je z jego lewej ręki całkowicie. Wiedział, że zaraz odrosną, ale to nie one były w tym momencie najważniejsze. Może powinien wyciąć mu wątrobę albo inny, ważny organu. Może, ale na takową ewentualność było stanowczo za późno, bo w końcu osiągnął zamierzony efekt. Sprowokowany przez niego proces regeneracyjny znacznie przyśpieszył. W tym tempie wydobrzeje w tydzień, góra półtorej, albo w innym wypadku zdechnie z głodu, bo Dr nie miał zamiaru dostarczać mu żadnych wartości odżywczych. By to zamanifestować w najbardziej widoczny z możliwych sposobów, odłączył kroplówkę.
Te twoje gówno warte przechwałki mają szanse się ziścić. Nie spierdol tego — zakomunikował takim tonem, jakby stawiał Asmodeuszowi niemożliwą do obalenia diagnozę, by w następnej kolejności z gracją lisa odwrócić się na pięcie i wyjść z izolatki, w palcach ściskając zadowalającą go próbkę.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Czuł jak w jego ciele wrze, wewnątrz niego panował istny armagedon, uczucie prawie podobny do tego podczas V Wielkiej Bitwy, gdy wraz z innymi anielskimi zastępami sprowadzał śmierć i zniszczenie na diabelskie pomioty. Wymieszanie krwi wymordowanego z jego własną dawało mu to samo uczucie gdy przez otwarte rany, podczas bitwy posoka demonów wsiąkała w jego ciało. Może tak naprawdę od tamtej chwili zło zaczęło się w nim rodzić, a odejście Pana było jedynie iskierką, która odpaliła lont.

W pewnym momencie badań naszła go pewna obojętność, jakby cały rzeczywisty świat przestał przesyłać mu jakiekolwiek bodźce po za tymi wzrokowymi. Wpatrywał się jak Jekyll pozbawia go kolejnych paznokci u lewej dłoni, lecz nie powodowało to u niego żadnej reakcji emocjonalnej, patrzył tylko tępo jakby wszystko straciło znaczenie. Wzrok wbił na doktora, który postanowił mu odłączyć kroplówkę. NIe potrafił zrozumieć tego co mężczyzna mówi, widział jedynie że rusza wargami.
Asmodeus spojrzał na sufit, po tym gdy jego oprawca opuścił pokój. Stare zniszczone sklepienie, wyglądało jakby miało zaraz runąć mu na łeb, nie wiedząc czemu anioł miał dziwne uczucie jakby tego oczekiwał.

Siedząc w ciemności drugi dzień, od kiedy Jekyll go opuścił czuł jak wargi pękają mu przy najmniejszym ruchu. Poruszył delikatnie lewą dłonią zaciskając ją w pięść, czując jak pierwsze dwa palce wykształciły już namiastkę paznokcia... za wolno.
- Jeszcze parę dni Asmodeuszu... jeszcze parę dni. Będziesz mój.
Okropny i znajomy głos rozbrzmiał w jego głowie. Anioł otworzył oczy, czuł jak pot zalewa jego ciało. Czemu? Czy on bał się tak bardzo faktu, że jego alter ego przejmie nad nim kontrolę?
Latał wzrokiem po ciemnym pomieszczeniu, do którego docierała minimalna ilość światła po przez szpary w drzwiach.
Zaczął szarpać się z linami krępującymi jego kończyny. Każdy mięsień w jego ciele bolał od długiego leżenia w bezruchu, lecz chęć zniszczenia tego co go wiąże była większa. Był odwodniony, był osłabiony i głodny, lecz brał skądś siłę na walkę. Na nadgarstkach i kostkach szorstka lina zaczęła zdzierać skórę, a materiał liny powoli nasiąkał krwią. Z każdym ruchem lina delikatnie puszczała, a także gniew Asmodeusa wzrastał.
W pewnym momencie lewa ręka urwała sznur, który ją wiązał. Prawie nieprzytomnie wyciągnął prawą dłoń i już prawie mu się udało, lecz przy odwiązywaniu nóg, nagle zalała go ciemność. Jego ciało przechyliło się bezwładnie na granice łóżka i padło na zimną posadzkę wywracając przy tym łóżko.

W mglistym wnętrzu swojej świadomości przedzierał się w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji. Brnął przez ciemną, gęstą niczym mleko mgłę. Czuł ogarniający go chłód, czuł piach pod swoim policzkiem, także czuł chłodny wiatr przebijający się pod drzwiami do jego celi.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dr wdał się w burzliwy, ale równie namiętny romans z probówkami, mikroskopem i paroma innymi urządzeniami laboratoryjnymi. Wertował swoje stare notatki i dla równowagi wprowadzał w nich poprawki, czasem coś dopisywał swoim doktorskim pismem w ojczystym języku, a czasem to w ogóle sporządzał je na nowo. Stracił rachubę czasu, zapomniał nawet o podstawowych potrzebach fizjologicznych, do czasu aż kiszki, zaczerwienione oczy i pęcherz same się nie upominały. Ale nie miał na to czasu. Musiał podjąć decyzje co dalej, a przecież decydowanie o czyimś losie to proces prawie tak skomplikowany, jak funkcjonalność tkanek człowieka. Zatem po paru dniach postanowił zrobić obchód. Rzucić okiem na parametry wyświetlane na monitorze. W tym celu wszedł do izolatki. Monitoring nie działał. Zdechł jak zapał Jekylla na widok skrzydlatego, który klasyfikował się na miano odpadu.
Asmodeus był jak probiotyk, który dawno przekroczył swoją datę ważności-  bezużyteczny. Ta myśl dostarczyła Jekyllowi nawrotów mdłości i przypomniało, że jego organizm posiadał zapotrzebowanie na sen. Anioł zatem musiał zniknąć mu z oczy, bo jego obecność przyprawiała Bernardyna o odruchy wymiotne, a zwrócenie treści, a w jego wypadku wypadku żółci żołądkowej, bo w końcu znów ograniczył posiłek do jednego dziennie i bardzo skromnego, zbyt zajęty przeprowadzaniem różnych testów i badań, to ostatnia rzecz, o której marzył.
Wbił zielone ślepia w leżącego na podłodze mężczyznę. Żałosna kreatura. Taka myśl ukształtowała się w głowie Jekylla. Szturchnął jego ramię podeszwą swojego buta.
Nie jesteś mi już do niczego potrzeby — oznajmił takim tonem, jakby właśnie wydał na aniele wyrok śmierci albo dożywotnią odsiadkę w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Na wargach Dr pojawił się słaby uśmiech, który tlił się przez chwilę na jego twarzy w postaci trudnego do odszyfrowania grymasu, aż w końcu zbladł i zgasł bezpowrotnie. Jak dogasający knot świecy położonej na biurku w jego prowizorycznym laboratorium, gdzie testował nowe, nieudane zresztą próbki leków, opracowanych na bazie pobranego od anioła materiału genetycznego, które miały w przyszłości uodpornić ludzki organizm na wirus X. Lekarstwo nadal było poza zasięgiem zmęczonego doktora. A życie było poza zasięgiem anioła. Byli kwita.
 Z reguły łatwiej jest odebrać życie niż je przywrócić do stanu używalności — rzucił luźno. Złapał Asmodeusa za zakrwawiony nadgarstek. Wyczuwał puls. Delikatne uderzenia pod opuszkiem palca. Jedna porcja wzmocnionego przez eksperymenty zabójczego jadu wystarczy, by odesłać te stworzenie do grobu.

Opuszczone, częściowo zawalone i zapomniane przez świat laboratorium  XIroSAE
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Stał po środku niczego, kompletnej pustki i wszechogarniającej go ciemności. W pewnym momencie przestał także czuć grunt pod własnymi stopami, a także przestał czuć cokolwiek.
Nagle w jego świadomości zarysowały się sylwetki, podobne do ludzkich - elementy z których stworzył go Bóg, lecz anioł jeszcze o tym nie wiedział. Przed jego niematerialna osobą stało Światło, Ludzki gniew i smutek oraz on, część Asmodeusza, której on sam się obawiał - Deus.
Deus, bo tak się niegdyś przedstawił bliżej nieokreślony byt w świadomości anioła, był boską cząstką - energią życia daną pustej skorupie jaką było ciało anioła, a także tym z czego składała się osoba którą sam Anioł był.

W ciemnej nicości rozbrzmiał głos, wypowiadany ze strony każdej z sylwetek z osobna, lecz jakby jeden, głos podobny do tego jaki sam Asmodeusz posiadał.
- Asmodeusie... My, ty, jesteśmy jednością, która tworzy byt zwany Asmodeuszem.
Sylwetki zaczęły się na siebie nakładać, a forma z ich połączenia zaczęła przyjmować formę wcześniej wspomnianego Deusa, formy wyglądem przypominającym samego anioła.
- Odrzucając mnie Asmodeusie, odrzucasz ich, a jednocześnie siebie. Mógłbyś być potężniejszy, lecz nie chcesz, bo zakorzeniłeś w swojej świadomości nienawiść do Boga i wszystkiego co on sam stworzył.
Anioł starał się coś powiedzieć, lecz bezskutecznie, każda próba kończyła się niczym, żadnym dźwiękiem.
- A przecież ty sam jesteś częścią jego tworzenia...

Pustka zniknęła, pozostała ciemność, lecz ciemność spowodowana powiekami anioła. Zaczął czuć, ból i chłód, a także dotyk i głos Jekylla.
Pod palcami wymordowanego zaczęła kumulować się ciemna masa, która zaczęła przylepiać się na swój sposób do Jekylla, powoli wpełzając mu na dłoń, a wcześniej urwane paznokcie pojawiły się znikąd, czarne jakby z krwiakiem pod sobą.
Anioł wysilił się i wyrwał rękę z objęć wymordowanego, samemu następnie łapiąc go za jego własny nadgarstek.
Zachrypnięty głos... głos równie nienaturalny i dziwny co opowieści ludzi, na temat doznania pocałunku samej śmierci - rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu. Ametystowe ślepia wbiły się w Jekylla.
- Jeszcze nie zdechłem, doktorku... jednak uświadomiłem sobie jedną rzecz.
Na bladej, brudnej od piasku, twarzy Aniołą wykreował się uśmiech - uśmiech gorszy od czegokolwiek innego co zapewne było dane zobaczyć Jekyllowi, nie był on rozpaczliwy, psychopatyczny - był jakby pełen sukcesu, tego typu co naukowców, którzy odkryli nową rzecz, która jest światu jeszcze obca.
- Potrzebuję więcej transfuzji, więcej!... Tylko... - zaniósł się kaszlem, a ciemno krwista posoka kroplami prysnęła na naukowca, mimo wszystko Aniołowi uśmiech nie zniknął z twarzy - ...Muszę odpocząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śmiech Jekylla odbił się od ścian izolatki.
Znał ten wzrok. Wzrok, który powinien wywołać u niego paraliż mięśni i być tym samym przyczyną przerażenia, ale nie był. Sam przynajmniej dwa razy w swoim długowiecznym życiu był jego właścicielem.
Zacisnął pięść, łapiąc w nią garść srebrzystych włosów Asmo. Pociągnął za nie brutalnie i boleśnie, unosząc tym samym głowę szczura doświadczalnego parę centymetrów nad ziemią. Pochylił się, wyciągając odruchowo swój ulubiony przyrząd chirurgiczny.
Nie prowadzę działalności charytatywnej. Chcę nowy materiał do badań. Dużo nowego materiału — wyszeptał mu wprost w ucho, przyciskając naostrzony skalpela do szyi anioła. Na gładkiej skórze pojawiła się rysa, a wraz z nią także krew. — I ty jesteś odpowiedzialny za jego dostarczenie. W ramach zapłaty. Do końca życia.


Bernardyn nie próżnował. Korzystał. Przeprowadził szereg badań. W tym dwie transfuzje krwi i cztery operację. Jedna z nich była wykonana na otwartym sercu mężczyzny. Jekyll studiował z uwagą, jak pompowało skażoną krew, a tętnice i żyły wpuszczały ją w obieg do organizmu. Obserwował zmiany. Monitorował je na bieżąco, sporządzając notatki i wykresy.
Anioł reagował różnie, jego wycieńczone zmianami i brakiem odpoczynku między zabiegami ciało także. Pluł krwią i zwracał żółci żołądkową na zmianę. Na skórze pojawiła się reakcja najprawdopodobniej alergiczna w postaci rozsypanych po ramionach, nogach i twarzy czerwonych plam. Wypadały mu włosy. Zostawał napadów epilepsji. Dusił się albo śmiał jak obłąkany.
Lekarz zastanawiał się, gdzie leży cienka granica jego wytrzymałości. Chciał ją przekroczyć i złamać. Wycisnąć z niego resztki sił. W tym laboratorium to przecież on dyktował warunki.


Przeprowadziłem na tobie szereg najróżniejszych badań — odezwał się do niego po trzech miesiącach nieprzerwanego nawet na sekundę milczenia. — Przeżyłeś. Gratuluję.
Nachylił się nad pryczą i otworzył jedną z dwóch powiek anioła. Strużka światła, padająca z niewielkiej rozmiarowo latarki, oświetliła jego oko. Doktor czekał na zadowalającą go reakcje.
Przeżyłeś, skurwielu?
Wybijany rytm przez jego serce i tętno twierdziło, że tak, zatem Jekyll wierzył im na słowo. Wierzył też, że Asmodeusz odzyska przytomność.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach