Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 12.11.18 0:46  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Szedł przed siebie, sporadycznie zerkając pod nogi. Nie miał zamiaru potknąć się o porozrzucane po powierzchni śmieci, które od czasu do czasu wchodziły w bliską relacje z jego butą, ale takowa nie należało to najbardziej namiętnych, o czym świadczyły wydobywające się podczas wykonywania tej czynności dźwięki. Mimo tych niedogodności, Bernardyn przemieszczał się w bliżej nieokreślonym kierunku z gracją baletnicy, z lekkością, jakby mapa tej okolicy wyrywała się w jego pamięci.
  Przystanął dopiero wówczas, gdy znaleźli się przy wspomnianym przez ich informatora zagajniku i poczekał, aż Faust zrówna z nim krok, bo wcześniej nie dał mu ku temu odpowiedniej sposobności. Ulokowana w jego głowie świadomość, że gdzieś pośród tej dziczy znajdował się bunkier, nie napawała go przesadnym entuzjazmem. Wołał nie myśleć o tym, że będą musieli do niego zejść, aby odnaleźć Orena. Obawiał się, że nikt nie zrekompensuje mu strat moralnych, jeśli takowe pojawią się jako następstwo tej wycieczki, dlatego czekał aż w zasięgu wzroku pojawi się jego oparcie, chociaż nie miał bladego pojęcia, czy takim zaszczytnym mianem mógł określić gadatliwego pobratymca. Niby wzbudzał sympatię, ale nie sprawiał, że Jekyll chciał powierzyć mu własne życie. Sprawił wrażenie osoby lekkomyślnej, co nie sprzyjało dobrze ich najbliższej przyszłości.
Zaufaj mu, powtarzał w głowie jak mantrę, bo przecież obiecał sobie, że ulokuje zaufanie w posiadaczy żółtych chust, że w końcu się na to zdobędzie, że przestanie podchodzić do wszystkiego jak urodzony pesymista, ale... dopiero, gdy wkroczył w nieznane, uraczył na własnej skórze wagi tych słów. Jego wzrok przemieszczał się z kąta w kąt. Chciał uchwycić nim tyle szczegółów, ile zdała, ale wiedział, że to był nadludzi wysiłek. Miejsce te wydawało się na swój sposób oderwane od rzeczywistości, chociaż nie różniło się szczególnie od tych, w których bywał na co dzień. Było tak samo martwe, a może nawet bardziej. Nie miał zamiaru tracić czasu na zachwycenia się krajobrazem. I nawet nie było mu to dane, otóż do jego uszu doleciały słowa Fausta, co sprawiło, że zaszczycił go spojrzeniem.
Czyń honory. W końcu na coś się przydasz. - chciał powiedzieć, ale w końcu zachował tę uwagę dla siebie. Mógł chociaż raz w życiu wysilić się na uprzejmość. Chociaż ten jeden, jedyny raz przełamać swoją wewnętrzną niechęci i arogancje do pozostałych form życia.
  — Proszę bardzo. — Nie skomplementował jego umiejętności, chociaż niewątpliwie wywarły na nim wrażenie, bo kto by nie chciał mieć przy sobie takich dogodności? Jekyllowi zdecydowanie przydałaby się świetlana kula. Nie raz zmuszony przez podbramkową sytuacje musiał przeprowadzać zabieg w niemal całkowitych ciemnościach, mając ją, wyzbyłby się ich.
  Szedł tuż za swoim kompanem. Niemal deptał mu po piętach. Nie chciał stracić go z oczu. W zasadzie miał ochotę złapać go za materiał kurtki, ale powstrzymał się do tego zamierzenia. Nie był przecież dzieckiem.
  — Co... — Reszta słów utknęła mu w przełyku, gdy w ostatniej chwili uniknął bolesnej konfrontacji twarzy z umięśnionymi plecami towarzysza. Zamilkł i wbił ślepia w ciemności. Dostrzegł przemykający w dali cień, ale nie mógł rozpoznać jego kształtu. Zacisnął mocno zęby, powstrzymując się przed słownym zruganiem swojego towarzysza. Najwidoczniej sztuka milczenia była mu obca, co zademonstrował przy okazji wypowiedzenia kolejnych słów. Lekarz położył palec na ustach w ramach aluzyjnego zamknij się, by dać swojemu kompanowi do zrozumienia, że powinien się uciszyć. Jego jazgot napyta im biedy. Zdemaskuje ich położenie, a coś ewidentnie było nie tak, a on czul takie rzeczy wraz z rosnącym w powietrzu napięciem.
  Uchwycił w palce skalpel. Starał się nie ruszać, nie mrugać, a ani nawet nie oddychać. Klatka piersiowa na okres kilku sekund nie poruszyła się nawet o milimetr. Stojąc w bezruchu, nasłuchiwał.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.18 23:19  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Faust zmartwiał. Na krótką chwilę wydawało się, że wstrzymał oddech w ustach i nie wypuścił go do czasu aż spokój jaki ich otaczał nie stał się wystarczająco głośny. Nigdzie nie było słychać niepokojących dźwięków. Uniesiona broń Fausta mierzyła prosto w pagórek, choć oczy bardzo zwinnie przeczesywały okolicę po lewej i prawej stronie. Krótkie spojrzenie na Jekylla spowodowało, że spoważniał, nabierając wcześniej niezauważalnej dyscypliny. Może faktycznie potrafił robić z siebie idiotę tylko poza sytuacjami podbramkowymi — w tych drugich potrafił utrzymywać w żyłach zimną krew.
  Mężczyzna potaknął blondynowi i ruszył wolno w stronę cienia, który jeszcze kilka sekund wcześniej ewidentnie znikał za pagórkiem. Nie odzywał się; miał zaciśnięte zęby, uwydatniały to białe ścięgna wyrysowane na jego twardych kościach policzkowych.
  Pod stopami bardzo delikatnie pękała zaschnięta ściółka. Leśna okolica była jak porośnięta minami, każdy ich dźwięk mógł zostać usłyszany przez zbiega — i co gorsza — mógł wykorzystać to na swoją przewagę.
  DOGS bez wahania sięgnął do mieniącej się i lawirującej przy jego ramieniu kuli światła — zgasił ją, zgniatając bryłę w dłoni. Oblał ich mrok, ale przerwany przebijającymi się do porośniętego lasu delikatnymi promieniami porannego słońca.
  — Musimy ruszyć w tamtą stronę — mruknął niemal do jego ucha, bo kiedy niespodziewanie obrócił głowę w kierunku lisa, ten znajdował się już przy nim.
  Coś za ich plecami zaszeleściło.
  Trzasnęła gałązka.
  Faust bardzo szybko obrócił się w tył z wyciągniętym pistoletem w dłoni.
  — Kurwa.
  Rozległ się strzał; jasny rozbłysk wystrzału jednak nie pojawił się po stornie lufy psiego kompana. Jak w zwolnionym tempie szatyn zatoczył się w tył spoglądając na swoją klatkę piersiową, jakby dopiero co, przez przypadek, uświnił się keczupem. Zdążył spoglądnąć w półmroku na Jekylla i uchylić usta — zaraz potem runął na brudną, zaśmieconą ściółkę. Upadł na plecy — a jego oddech — a raczej próba jego zaczerpnięcia była porównywalna z dźwiękiem nieudolnie pracującej maszyny. W szarych oczach blondyn mógł  zauważyć błysk, który leniwie przetaczał się gdzieś w ciemną stronę, której medyk nie był w stanie dostrzec. Faust próbował coś powiedzieć, wskazać na coś palcem, ale ledwie wyciągnięta ręka szybko opadła na ziemię, a umęczony oddech zamarł w jego ledwie uchylonych, zalanych krwią ustach.

  I wtedy wszystko się urwało.

  Jekylla obudził dźwięk starego radia — jak w mocnym déjà vu. Charczący dźwięk przebijał się przez spowite snem komórki mózgu i raczył uszy szemranymi nutami minionej epoki. Kiedy tylko otworzył oczy mógł zauważyć ubierającego buty Fausta kiwającego głową w rytm muzyki. Brzęczące, nienastrojone radio znajdowało się na zdezelowanym parapecie. Teraz promienie słońca chętnie zaglądały do środka pomieszczenia — to uwydatniło tylko ogrom kurzu i walających się tu papierków.
  — O, wstałeś — zauważył błyskotliwie szatyn i mrugnął do niego pełen energii. Spoglądnął od razu na radio wciąż wiążąc sznurówki swoich wysokich butów. — Zgadłbyś, że to cudo nadal działa? Myślałem, że wybuchnie mi w rękach kiedy tylko spróbuję je dotknąć. Wiesz co to za piosenka?
  Jego zaintrygowany, nad wyraz … żywy wzrok badał twarz psiego kompana.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 21.11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.18 20:21  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Jekyll stał tuż za drugim członkiem gangu, a kiedy rozległ się odgłos wystrzału, przez krótką chwilę nie wiedział, kto go oddał. Akcja była przeprowadzono zbyt szybko, a hałas, który towarzyszył przy tej czynności, ogłuszył go na okres kilku sekund. Jednak po tym, jak nogi ugięły się pod ciężarem Fausta, a sam mężczyzna wypuścił z dłoń spluwę, przez co doktor nie miał wątpliwości, kto był szybszy i kto oberwał. Jedno z przekleństw zarezerwowanych właśnie na takie okazje wyrwało się spomiędzy jego warg. Ciężar ciała mężczyzny naparł na niego, sprawiając, że stracił równowagę. W ostatniej chwili zacisnął wolną dłoń na jego ramieniu, by zamortyzować upadek nienadającego się do użytku Psa. Mimo ciemności, dostrzegł z której części ciała trysnęła krew i poczuł, jak obleciał go strach. Przycisnął dłoń do rany, chcąc ją krew, ale przecież wiedział, że to nie wypali, a jedynie dostarczy mężczyźnie jeszcze większą dawkę bólu.  
  — Faust — wyszeptał cicho jego imię, ale nie marnował czasu na opłakiwanie zmarłego; najpierw musiał sprawdzić, czy faktycznie jego towarzyszy dokonał żywota, chociaż jucha ulatująca z nań ust niosła za sobą aż nazbyt czytelny przekaz. Przyłożył zakrwawione palce do zagłębienia z boku szyi tuż pod żuchwą, ale nie wyczuł pod opuszkami żądnego drgania. Spróbował uczynić to samo z tętnicą promieniową. Złapał w delikatny uścisk nadgarstek mężczyzny, ale również nie wyczuł pulsu. I wtem... ciemność zajrzała pod powieki i stracił kontrolę nad tym, co działo się dookoła, chociaż był pewny, że sięgnął dłonią po leżącą kałuży krwi spluwy.
  Usłyszawszy przeraźliwy jazgot wydobywający się z nie wiadomo skąd, otworzył szeroko oczy i stanął na równe nogi. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu źródła tego hałasu, a kiedy go znalazł... zacisnął dłoń na materiale koszulki. Serce w piersi biło jak oszalałe. Czy to był... sen? Nie wiedział, ale wiedział, że w innym wypadku pobyt Fausta wśród żywych był mało prawdopodobny. Widział na własne oczy jak ulatuje z niego życie, więc dlaczego... Przełknął tą myśl razem ze śliną, by nawilżyć suchość w gardle. Medycyna na przestrzeni minionych wieków zarejestrowała nieliczne przypadki, w których tętno ustawało na krótką chwilę, ale -  do diabła - nie po obszernym uszkodzeniu jednego z najbardziej znaczących w organizmie organów. Zacisnął mocno dłoń na skalpelu, który pojawił się w jego dłoni. Wiedział, że to instynkt podyktował mu takie działanie, wyczuwając perspektywę zagrożenia.
  — Faust. — Imię kompana z ledwością przecisnęło się przez zaciśnięte w supeł krtań.  I wtedy  zdał sobie sprawę, że pod zębami miał krew, przez zbyt mocno zaciskanie ich na dolnej wardze.
  Spojrzenie spoczęło na sylwetce Psa. Mówiło: ty żyjesz?. Chciał do niego podejść, dotknąć, udowodnić samemu sobie, że nie jest metafizycznym wytworem wyobraźni, ale nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, by się na to zdobyć. Strach konsumował go od środka. Jak rak. Był bliski histerii. Nie, był naprawdę b a r d z o bliski histerii. I miał ku temu odpowiednie warunki.  
  — Znam tytuł tej piosenki, ale w tej chwili wyleciał mi z głowy — odezwał się po chwili tak  cicho, że najprawdopodobniej błędniki (martwego) towarzysza nie zarejestrowały tego dźwięku. — Naprawdę go znałem, więc wyłącz te cholerne radio. Nie mogę się skupić, gdy jest włączony na cały regulator, do jasnej cholery — dodał, ale tym bardziej głośniej, zawierając w tonie głosu typowy dla siebie dodatkiem w postaci irytacji, ale...
  Nie czekał aż Faust, a przynajmniej to co do złudzenia go przypominało, przystosuje się do jego (żądania) prośby. Postanowił sam uciszyć radio. Poszedł do okna i przyjrzał się przyciskom na aparacie, ale nie miał najmniejszego zamiaru zastanawiać się nad ich przeznaczeniem. Jego nerwy były w strzępach i doszedł do wniosku, że ten stan rzeczy utrzyma się dopóki, dopóty odbijająca się od jego czaszki muzyka nie ucichnie.
  Chwycił w obie dłonie gruchota, kładąc skalpel na chwilę na parapecie. Nie spodziewał się, że będzie taki ciężki, ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Rzucił nim o całą długość pokoju i patrzył, jak radio wchodzi w relacje ze ścianą i przez impet  uderzenia rozlatuje się.
  — Niemal przyprawiłeś mnie o zwał serca, Faust. Nie rób tak nigdy więcej — mruknął pod nosem, ujmując w palce umiłowany przyrząd chirurgiczny. — Nigdy więcej, rozumiemy się? — zapytał, celując skalpel w kompana. I naprawdę miał ochotę umieścić go w jego trzewiach, bo przecież był martwy…
  …w twoim
  (BARDZO REALISTYCZNYM)
  śnie, Jekyll
, odezwał się widmowy głos w jego głowie, ale nie wszedł w polemikę z nim. Stał. Nasłuchiwał. Drżący na całym ciele. Czując się jak obłąkany.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.18 17:57  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Faust wstał z łóżka z zamiarem rozciągnięcia mięśni kiedy medyk zerwał się na równe nogi. Szare tęczówki psiego kompana błysnęły niepewnie, gdy zauważył tą nagłą reakcję; kilkukrotnie mrugnął oczami, jakby próbował odpędzić z tęczówek jakiś zalegający kurz.
  — Wszystko w porządku? Mam gdzieś brudną koszulkę czy jak? — zaśmiał się nerwowo, spoglądając na swoje ciuchy. Wydawać się mogło, że Faust zaraz przeanalizuje każdy skrawek noszonej na ciele tkaniny w poszukiwaniu odpowiedzi. Wzrok Jekylla nie podobał mu się ani trochę. Tak patrzy się na diabła, który wychyla łeb za kredensu.
  „Znam tytuł tej piosenki, ale w tej chwili wyleciał mi z głowy. Naprawdę go znałem, więc wyłącz te cholerne radio. Nie mogę się skupić, gdy jest włączony na cały regulator, do jasnej cholery.”
  Faust uniósł dłonie w obronnym geście śmiejąc się lekko.
  — Spokojnie, spokojnie. To miało nadać trochę relaksu. Nieczęsto słucham piosenek. Myślałem, że ty też-
  Wzrok szatyna niespodziewanie podążył za blondynem, który bezceremonialnie podszedł do parapetu. Uchylone usta mężczyzny miały ostrzec go, aby tego nie robił, ale bezskutecznie. Kiedy obie dłonie zacisnęły się na grającym przedmiocie, Faust wiedział co za chwilę nastąpi.
  Huk jaki rozległ się gdy części rozklekotanego radia rozsypały się na ziemi przypominał trzask wystrzeliwanej z broni pocisku. Piosenka urwała się w momencie, kiedy miała już dobiegać końca. Szatyn odchrząknął i przysunął palce do swojego policzka, nerwowo zaczynając się po nim drapać, po czym niepewnie pełny złych przeczuć zdecydował się podejść do kompana.
  — Spokojnie — miał już się powtórzyć i położyć mu rękę na ramieniu, ale kiedy tylko palce znalazły się minimetry od ciała DOGSa, tak ten obrócił się i wymierzył w niego agresywny, pełen niepewności wzrok — zauważył go. Zauważył, nawet jeśli był ukryty za jaśniejącym ostrym skalpelem mierzącym prosto w jego twarz. W ciszy jaka nagle zapanowała słychać był ciężki oddech Fausta i głośno przełykaną ślinę.
  — Powinniśmy już iść. Kenny powinien znajdować się już na dole.
  Powiedział to zdanie niewiarygodnie ostrożnie, jak do dziecka, które jest niespełna rozumów i które trzeba pokierować odpowiednimi słowami, aby nie zrobiło sobie krzywdę. Wciąż podejrzanie mu się przyglądał.
  Faust wycofał się parę kroków w tył, a kiedy i Jekyll postanowił opuścić pokój, otworzył drzwi i tym razem przepuścił go we wrotach jako pierwszego — chyba dlatego, że obawiał się ostrza, które może bardzo szybko znaleźć się w jego plecach.
  Na sali znajdowało się tylko parę osób. Ten sam wielkolud stał za barem i czyścił blat małą ścierką. Przy jednym stoliku znajdowało się dwóch starszych mężczyzn — rozmawiali o czymś zacięcie i wydawać się  mogło, że żaden nawet nie podniósł wzorku na dwójkę schodzącą po schodach. Jeden samotny mężczyzna siedział przy blacie — na końcu baru opierając policzek na ręce i czytając jakąś gazetę — tuż obok niego znajdował się kubek z gorącą cieczą, a na talerzyku leżał rozlany jogurt.
  — Hej — mruknął Faust kiedy oczy wielkoluda skupiły się na ich postaciach. Wydawał się zainteresowany, jakby zdziwiony, że przetrwali noc w tym pokoju. — Kenny już się pojawił? — zapytał na wstępie z wolna przesuwając się w kierunku baru. — Nie mamy całego dnia, zajmiemy tylko chwilę.
  Chciał dodać, że jego kompan nie powinien być poddawany próbie zbyt długiego oczekiwania, ale ostatecznie ugryzł się w język. Spoglądnął na blondyna ukradkiem.
  — KENNY! TE GNOJKI JUŻ TU SĄ.
  I znów to zbyt rzeczywiste déjà vu.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 26.11
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.18 0:57  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Zacisnął zęby na dolnej wardze. Spojrzenie Fausta sprawiło, że nieco spokorniał, a przynajmniej postanowił w mniej ekspresyjny sposób demonstrować drzemiące w nim uczucie. Schował skalpel do pokrowca, tym razem wracając do łóżka. Pozbierał swoje rzeczy i zarzucił plecak na ramię. Nawet nie pomyślał o przeprosinach. Był w stanie rozkładu emocjonalnego, ale... wyszedł pierwszy z pokoju, kątem oka zerkając na Fausta, który bynajmniej nie emanował zrozumiem, co do obaw lekarza, przez co lekarz nie mógł odgonić od siebie możliwości proroczego snu.
  Schodząc po schodach, uważał, by nie stracić równowagi i udało mu się to za wyjątkiem ostatniego stopnia, ale na szczęście nie skonfrontował twarzy z zakurzoną posadzkę; jedynie lekko się zachwiał, korzystając z pomocy poręczny, chociaż w pierwszej wersji wydarzeń jego dłoń zacisnęła się na pustce kilka centymetrów przed ramieniem mężczyzny, jednak zrezygnował z jego pomocy. Poszedł za nim do baru, jak zwykle badając wzrokiem przestrzeni pomieszczenia; było zapełnione dokładnie tak samo, jak... wówczas.
  Nie musieli rozmawiać z Kennym. Wiedział, co usłyszą, ale mimo to, nie podzielił się tą informacją ze swoim towarzyszem. Stał kilka kroków za nim, jakby w obawie, że nagle jego ciało zmieni swój kształt i osobowość, a przecież nadal miał w pamięci przepełniony strachem wzrok Fausta, którego był świadkiem, gdy mężczyzna odsunął się od niego na bezpieczną odległość piętro wyżej, w pokoju nr 9. Patrzył na Bernardyna tak, jakby ten był... obłąkany i Jekyll z sekundy na sekundę zaczął wierzyć w to, że oszalał, bo wizja proroczego snu nie pasowało do jego... osobowości. Co prawda był wyposażony w dość rozwiniętą intuicje ale takowa nigdy nie zmieniła swojego stanu skupienia, jeśli w ogóle mógł zastosować w jej przypadku takie określenie. Jednakże to, co mu się przyśniło, wyglądało niemal tak samo, jak to, co działo się teraz, z delikatnymi, niemającymi większego znaczenia różnicami. Otóż w rzeczywistości zabrakło talerza z kanapkami i odizolowanego od pozostałych gości stolika. Nadal stali przy zdeformowanym przez upływ czasu barze i czekali aż zjawi się ich informator.
  — Faust. — Stanął na palcach, by uniemożliwić sobie dostęp do ucha Psa, ale głos ugrzązł mu w gardle, bo co powinien mu powiedzieć? Nie możemy iść do tego zakichanego zagajnika, bo jeśli tak się stanie - umrzesz.
  Prychnął w myślach.
  Brawo, Jekyll, brzmisz jak paranoik na prochach. Albo... jak zdrajca, bo skąd niby możesz wiedzieć, gdzie nogi poniosły Orena, skoro nawet nie kojarzysz jego szpetnej mordy?
  Westchnął cicho.
  — Zapomnij o tym, co stało się z tym nieszczęsnym radiem. Ostatnio źle sypiam, przez co jestem nieco rozdrażniony — rzucił po chwili, by powiedzieć cokolwiek. Nie chciał uchodzić za kogoś niespełna rozumu, bo mimo wszystko był pewny, że nie oszalał, przynajmniej nie do końca. Skoro się nad zastanawiał, to nadal musiały tlić się w nim cząsteczki świadomości. Być może było rozbite na atomy, ale mimo wszystko istniały.
  Czekał cierpliwie, aż w ich polu widzenia ukaże się sylwetka Kenny’ego, tym razem zapewniając samego siebie, że słowem się nie odezwie, dopuszczając do głosu Fausta.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.18 22:05  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Głos medyka wirujący gdzieś przy uchu DOGSa zaskoczył. Mężczyzna niespodziewanie drgnął i obrócił gębę w kierunku blondyna — ukradkiem i na tyle aby móc skonfrontować z nim swoje szare tęczówki. Wydawał się zaskoczony tym niewielkim zbliżeniem równie silnie co wyznaniem, jakie usłyszał chwilę potem. Przez jakiś czas miało się wrażenie, że Faust coś na to odpowie, ale chyba i jemu głos na moment ugrzęzł w gardle. Wydawał się kompletnie zbity z tropu — śmieszna reakcja jak na dorosłego mężczyznę, który już wiele w swoim życiu zdążył zobaczyć. Najwidoczniej takie słowa medyka były mu kompletnie obce. Szybko przeniósł ponownie wzrok na olbrzyma, bo ten przemówił do nich charczącym głosem:
 — Usiądźcie gdzieś zaraz powinien tu być. Jecie? Pijecie? — uniósł swoją włochatą brew. Tym razem oczy Fausta nie drgnęły, a usta nie uchyliły się do odpowiedzi: ‘no pewnie, jak dajesz to biorę’. Wydawał się zbyt skonsternowany na taką odpowiedź. Chwilę się wahał.
  — Jeśli macie choć parę kromek chleba, to chętnie je przygarniemy.
  Faust zerknął w stronę stolików, a kiedy wedle upodobań wielkolud podzielił się z nim swoimi zapasami, powiedział do Jekylla:
  — Nie było sprawy. Sam nie czuję się najlepiej. To pewnie ta podróż. W końcu spanie w swoim kojcu,  a na jakiś wypłowiałych szmatach to nie to samo, nie?
   Faust wybrał stolik gdzieś pośrodku knajpy, tym razem nie kierując się wyborem blondyna. Z tej odległości mieli bardzo czyste spojrzenie na bar. Mężczyzna siedzący przy ladzie przerzucił kolejną stronę gazety – bardzo starej. Miał na ustach ciemną chustę, przechodziła mu również przez kość nosową. Sięgnął leniwie po kubek z parującym napojem, ale nie napił się, wyglądało to tak jakby chciał tylko ogrzać dłoń ubraną w ciemną rękawiczkę.
  Faust rozłożył pięć kromek chleba na brudnym, poplamionym stole. Po chwili sięgnął po jedną z kanapek i wgryzł się w nią intensywnie. Przeżuwając w ustach kawałek powiedział:
   — Bierz. Nic nie jadłeś. Czeka nas jeszcze trochę drogi. Kto wie gdzie się podziewa Oren.
  W knajpie trwała względna cisza. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Olbrzym zniknął im z pola widzenia, najpewniej ruszył na zaplecze, ale kto wie w jakim celu. Nie minęła jednak chwila jak drzwi do sali otworzyły się, głośne tubalne kroki rozniosły się po klitce zmniejszając odległość między barem, a stolikiem przy którym zasiedli.
  — A, więc to wy? — niski charkliwy głos uderzył ich w uszy, jakby należał do jakiejś starej maszyny, aniżeli do człowieka. Jekyll doskonale pamiętał ten głos. Facet jaki zatrzymał się przed ich stolikiem miał długą brodę zaplecioną w cienki warkoczyk oraz małe oczy osadzone głęboko w czaszce. Na głowie spoczywała zimowa czapka, która osłaniała jego wypłowiałe włosy. Zapach jaki ze sobą przywiódł przypominał starą, zwierzęcą skórę — i z pewnością miało to dużo wspólnego z jego ubiorem. Każda część musiała być oprawiona ze żyjących tu stworzeń. Przy pasie znajdowała się manierka z wodą, a na plecach mignął  błysk zadbanej, solidnej kuszy. — Szukacie Orena i przyszliście po informacje? Nie sądziłem, że dojdziecie tu tak szybko, moje najszczersze wyrazy przeprosin — skłonił głowę z uśmiechem czającym się na ustach.
  Kenny wysunął sobie krzesło, a manierka przy jego pasku poruszyła się niespokojnie. Lada moment miała znów wylądować przy nodze Jekylla i zalać mu buty.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 03.12
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.18 22:31  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w dialog pomiędzy jednym a drugą mężczyzną, chociaż znał go niemal na pamięć, zatem każde słowo wypowiadał w myślach z wyraźnym wyprzedzeniem ich właścicieli. Sen zbyt dobrze wyrył się jego w pamięci, a przecież zwykle nie pamiętał ich treści. Były oderwane od rzeczywistości, mgliste; miały konsystencje mgły. Tak samo jak nie mógł uchwyć nań, to ich nie mógł ich objąć myślami, a ten był taki... realny, namacalny, wręcz materialny.
  Poszedł w ślad ze swoim towarzyszem, czując nie jako ulgę, gdy doczekał się odpowiedzi na niespodziewane przeprosiny. Nie zdziwił się relacja pojawiła się z wyraźnym opóźnieniem, bo przecież każdy kto znał chociaż trochę Jekyll wiedział, że on nigdy nie przepraszał.
  — Jasne, że nie, dlatego załatwmy to jak najszybciej się da i wracajmy do znanych nam kątów — podsunął.
  Wybór dokonany przez Fausta różnił się do tego, który dokonał w swoim "śnie", dlatego nie miał zamiaru go podważać. Usiadł na jednym z wolnych krzeseł, próbując sobie bezskutecznie poukładać to wszystko w głowie. Skapitulował po tym, jak głos Fausta znów zaplenił jego uszy. I o dziwo uległ zachęcie mężczyzny; przynajmniej do pewnego stopnia. Ujął w palce chleb i przyjrzał się jego konstrukcji, po czym zbliżył go do ust, ale nie po to, by go skonsumować, a jedynie dyskretnie powąchać i przeszukać pod kątem znalezienia ewentualnych śladów trucizny. Jednak zapach kromki był całkowicie zwyczajny. Zęby zacisnęły się na niej, po czym odgryzł niewielki kawałek, który przełknął. Na szczęście do pewnego stopnia był odporny na obce substancje, a taki niewielki skrawek posiłku nie powinien mu zaszkodzić.
  — I jak? Dobrze się czujesz, nic ci nie jest? — zapytał Fausta, tym razem otwarcie sugerując, że podane im jedzenie mogło być zatrute, acz nadal uniknął zastosowania konkretnych słów. Miał po prostu nadzieję, że drugi Pies zrozumie jego intencje, ale nie doczekał się odpowiedzi; oto rozległ się tak do bólu znany mu ton głosu i powiódł wzrokiem za jego źródłem, mimo iż dobrze wiedział kogo tam ujrzy. I nie popełnił błędu w swoim założeniu.
  W istocie nie mógł powiedzieć, że widzi Kenny'ego pierwszy raz na oczy, więc milczał. Jedynie skinął głową w formie przywitania, trzymając się wcześniejszego postanowienia; przebieg rozmowy z nim spoczywał na rękach Psa, który był bardziej otwartych w stosunku do obcych mu osób, niż doktor, każdego traktujący z rezerwową.
  Jekyll zmienił zapobiegawczo pozycję ciała. Niby po to, by mieć lepszy widok na twarz Kenny'ego, choć tak naprawdę usiłował uniknąć kontaktu swoich butów z zawartością manierki.
  Otwierał usta, by coś powiedzieć, albo przynajmniej potwierdzić cel wizyty, ale ostatecznie je zamknął, zdając sobie sprawy, że głos ugrzązł mu w gardle. Na kilka ulotnych sekund z twarzy informatora, przemieścił wzrok na twarz Fausta, a potem znów jego zielone ślepia spoczęły na licu (nie)znajomego mężczyzny.
  Chciałby wiedzieć o co chodzi, ale domyślał się, że ani jeden, ani drugi nie będzie potrafił mu pomoc. Co najwyżej znów poczuje na sobie te spojrzenie. Spojrzenie, które stosuje się w przypadku natknięcia się na wariata.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.18 19:22  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Cholera — jęknął Kenny schylając się po puste opakowanie i westchnął z emfazą zakręcając zakrętkę.  Tym razem zawartość manierki nie wylała się na buty Jekylla – stworzyła niewielką plamę kilka centymetrów od nich.
  Faust wciąż miał zapachnie policzki i przez moment wyglądał jakby aparycja tego człowieka nieco go zaskoczyła. Przeskoczył wzrokiem na Jekylla, wciąż przypominając sobie jak ten wąchał pieczywo. Czemu nie ufał temu posiłkowi?
  — (…) Zauważyłem też ślady na jego szyi. Jak po igle. Czasem się zawieszał i trzeba było powtarzać do niego kilka razy, aby mógł odpowiedzieć na zadane pytanie.
   Kenny opadł dłonie o blat i zamyślił się, jakby próbował powrócić do tej wizji kolejny raz.
   — Kiedy zniknął uznałem, że w końcu opuścił tę dziurę, ale odezwał się Kuper i resztę już pewnie sami znacie — zawiesił głos i spojrzał po ich obojgu, nieco zniżając głos. — Oren kiedyś mówił mi o jakimś człowieku. Pomyślałem, że jego ksywa wam się przyda, bo może gość okazać się istotny. Naoi — przeciągnął marszcząc gęste brwi. — Chyba tak to szło. Trochę jak Noah z biblii— tak przynajmniej mi się skojarzyło. W każdym razie prawdopodobnie gość kręci się w okolicy i ma swoją miejscówkę gdzieś na zachód stąd. Wspominał, że człowiek się ustawił i mieszka w bunkrze otoczony sucha roślinnością. Nazwał to miejsce osobliwym punktem. Zakładam, że może znajdować się gdzieś w starym zagajniku. W tych okolicach rośnie tylko jeden.
  Kenny splótł dłonie i oparł owłosioną brodę na palcach patrząc na Jekylla, ale ten nie podjął z nim rozmowy.
  — Mam dziwne wrażenie, że dzieje się w tym miejscu coś dziwnego. Trudno mi to sprecyzować, bo nie doświadczyłem niczego, co mogłoby mnie zaniepokoić, ale ludzie, którzy się tu pojawiają, oni nie są tacy jak wcześniej. — W szarych oczach Kenny’ego wyrodziło się przerażenie, które tylko na krótką chwilę wypłynęło na beznadzieje światło dzienne.
   Faust zerkał to na brodacza to na lisa, z miną jakby faktycznie podana w bułkach trucizna miała za moment zadusić go na śmierć. Miał na początku dziwne przeświadczenie, że Jekyll odezwie się do Kenny’ego, ale kiedy milczał sam postanowił się odezwać:
   — Rozumiem. Więc powinniśmy ruszyć w stronę zagajnika…
  DOGS wytarł usta rękawem — w tym też momencie Kenny uniósł tyłek z krzesła i zagórował nad nim wzrostem.
   — Miejcie oczy szeroko otwarte — dodał enigmatycznie, jakby dawał im świętą wskazówkę. — Gdybyście mnie potrzebowali jestem tu cały czas.
  Obrócił się odchodząc w stronę baru, aby następnie zniknąć na zapleczu z którego wcześniej wyszedł.
   — Czuje się wyśmienicie jak widzisz. — Kompan rozłożył na boki ręce i parsknął. Dopiero teraz odpowiedział na jego pytanie.  — Przestań się tak gapić. Sadzisz, że są zatrute? — Powąchał swoje palce, jakby miał z nich coś wyczuć. — Powaga?
  Skierował swoje tęczówki w kierunku blatu. Obserwował klienta popijającego ciepły trunek — bez przyczyny.
   — Powinniśmy ruszać póki jest jasno. Nie wiem czy chodzenie po ciemku ułatwi nam zadanie. Zresztą nawet nie wiemy gdzie jest cały ten zagajnik. — Uniósł brew, aby skonfrontować się ze suchym wzrokiem Jekylla. Po chwili wstał i rozprostował mięśnie.
   — Naoi i osobliwy punkt. Dziwna nazwa jak na tajną kryjówkę  — Podrapał się po głowie. — Chyba czas złożyć mu wizytę. Jeśli Oren będzie tam siedział jak nigdy nic i popijał herbatę…
  Zasunął krzesło; jego zgrzyt uciął chwilową ciszę.
  — Wciąż wydajesz się strasznie spięty. — Przekrzywił głowę. — Nie ufasz tym ludziom?


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 10.12
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.18 19:51  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Przez cały monolog wydobywający się z gardła brodacza milczał, jakby odjęło mu mowę, chociaż w rzeczywistości nie wiedział, jak uniknąć wcześniej popełnianego błędu. W głowie znowu pojawił mu się obraz postrzelonego, krwawiącego z ust Fausta. Bił się z myślami, nawet nie wsłuchując się uważnie w słowa informatora. W zasadzie całkowicie zignorował jego obecność. Wiedział, co ma do powiedzenia. Gdy skończył, odprowadził go wzrokiem do kantorka na zapleczu baru, ale nawet wtedy był dziwnie milczący, nie kwapiący się ani do podjęcia żadnej dyskusji, ani tym bardziej do ruszenia się z miejsca, mimo iż wcześniej mówił, że mu, że im szybciej się tym zajmą, tym szybciej wrócą do kryjówki.
  Zainteresował się swoim towarzyszem dopiero wtedy, gdy ten się odezwał.
  — Jasne, że nie ufam. I też nie powinieneś. Nie mamy pewności, czy to nie jest pułapka. Oren może być zakładnikiem, jasne, ale równie dobrze może być zdrajcą — ocenił, bo każdy scenariusz brzmiał tak samo wiarygodnie. Co prawda rzadko się zdarzało, że ktoś występował z gangu z powodu własnego widzimisię, ale niemniej jednak zdarzały się takie sytuacje i musieli takową brać pod uwagę. — Poza tym... — zawahał się na chwilę, chciał powiedzieć coś w stylu boję się miejsc pokroju bunkrów i wolałbym tam nie iść, ale ugryzł się w język — ... mam złe przepuszczenie, a z reguły intuicja nie zawodzi mnie w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków, Faust, dlatego tak dobrze idzie mi stawianie was na nogi po każdym niebezpiecznym starciu.
  Zmienił swój zamiar, zerkając kompanowi prosto w oczy, jakby chciał mu tym samym powiedzieć „jeśli wejdziemy do tego zagajnika, to umrzesz”, ale domyślał się, że Pies raczej nie zrozumie jego przekazu, więc się poddał; najwyżej pomyśli, że Bernardyna sparaliżował strach.
  Wstał z krzesła i udał się prosto w kierunku wyjścia, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku. Może powinien zatrzymać ich informatora, powiedzieć mu jasno i wyraźnie, że powinien im towarzyszyć, bo przecież nie znają tej okolicy, ale z drugiej strony, dlaczego Kenny miałby pójść na taki układ? Niby powiedział, że jest do ich dyspozycji, ale równie dobrze mógł być w zmówię z osobą, która pociągnęła za spust. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi… Jekyll czuł się, jak na skomplikowanym egzaminie z zakresu trudnych zagadnień chemicznych.
  Pchnął drzwi. Jęk zawiasów sprawił, że serce zabiło mu mocniej w piersi, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie dał poznać po sobie tego, że obleciał go strach, bowiem wiedział, że wraz ze śmiercią Fausta, jego szansa na przetrwania drastycznie spadnie. Wszedł na dwór, czując powiew wiatru. Zadrżał, bo przynajmniej miał ku temu odpowiedni pretekst.
  — Nie jestem przekonany, czy powinniśmy zanurzać się w tej dziczy — oświadczył, gdy stanęli przed wspomnianym przez mężczyznę zagajnikiem, chociaż droga do niego była stosunkowo krótka, zaledwie kilka minut. Jekyll kopnął stojący mu na drodze kamień w ramach emocjonalnego upust.
  Wiedział, że Pies go nie posłucha. Odpali za chwilę tą swoją zabawkę i powie: daj spokój, musimy znaleźć Orena, ale gdy sięgnął po kulę, doktor uchwycił w palce jego nadgarstek:
  — Światło nie jest nam potrzebne, jedynie zdemaskuje naszą obecność — zaprotestował. Byli wymordowanymi. Ich oczy przez zwierzęce geny przystosowały się do ciemności. W zasadzie w niektórych korytarzach bazy DOGS było równie ponuro.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.18 19:10  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Stojąc i zasuwając krzesło nie odrywał wzroku od Jekylla. Szare tęczówki wydawały się być niesamowicie podstępne, jakby potrafiły przedrzeć się do umysłu blondyna i wyczytać z niego wszelką obawę, którą tak przed nim skrywał. Szatyn nie posiadał jednak takich umiejętności. Pomimo iż wpatrywał się w niego zaintrygowany nie potrafił określić, co kieruje medykiem. Od rana wydawał się dziwny, inny niż dzień wcześniej i ta zmiana zaczynała go zastanawiać.
  — Jasne, może być zdrajcą. Wcale nie wykluczam tej opcji. Ale nie podobają mi się te ślady, o których mówił Kenny. Te na skórze Orena. Tak wiem, co powiesz — ściszył głos; szepnął tę kwestię niemal w szepcie przybliżając się w stronę kompana, aby nikt ich nie dosłyszał. — Wiem, te ślady to może być bujda — bajeczka, jaką wymyślił. Ale nie wiem czy powinniśmy brać na świecznik każdego człowieka, wymordowanego znajdującego się w tej sali. Jednak Kenny to osoba wiarygodna, wątpię, aby miał na celu nas udupić.
  Szare tęczówki prześwidrowały wymordowanego, kiedy stanął tuż przed nim.
  — Też czuję się dziwnie, Jek — odezwał się niespodziewanie, a twarde mięśnie mężczyzny drgnęły. Niechlujnie ułożone włosy opadły na bok głowy, kiedy wczesał w nie palce; podrapał się i westchnął. — Ale musimy to sprawdzić. Nie ruszymy z tym dalej jeśli nie zaryzykujemy.
  I wtedy zrobił coś niespodziewanego. Położył dłoń na jego ramieniu i uśmiechnął się nikle — tym swoim rozbrajającym uśmiechem śmieszka, który unosił kąciki warg w górę, zaraz po wypowiedzeniu idiotycznej kwestii.
  — Jesteśmy razem, tak?
  A potem klepnął go ostatni raz w wyrazie pokrzepienia. Wydawać się jednak mogło, ze Jekyll wywarł na nim niewielki stres. Pomimo iż Faust — osoba starsza, ale nieco infantylna pod względem zasad jakimi powinien się poruszać zaczął być uważniejszy. Nawet zwolnił tempa swoim dowcipom, więc kiedy wyszli na Desperację, milczał. Jego oczy świdrowały okolicę. Droga, ciągnąca się przy budynkach była zabrudzona wieloma śmieciami. Pod ich stopami walały się między innymi puste puszki, kawałki materiałów i kości, które wyglądały na zwierzęce szczątki. Kolejny raz kilkoro wymordowanych rozmawiało zawzięcie gaworząc o jakiś ściśle nieokreślonych sprawach. Kiedy przechodzili obok tej grupki trzymany na smyczy pies poderwał się i zaszczekał na blondyna.
  „Nie jestem przekonany, czy powinniśmy zanurzać się w tej dziczy”
  Faust zatrzymał się i spoglądnął na swojego kompana. Ponownie stawiali czoło nieznanemu, które zachęcająco wołało ich do swego chłodnego wnętrza.
   — Mam tylko nadzieję, że to nie jest żadna podpucha. Mogę ruszyć pierwszy, mam ze sobą światło. W końcu na coś się przyda—
  Zaskoczony ściągnął brwi. Źrenice zwęziły się. Kiedy palce Jekylla zacisnęły się na jego nadgarstku, ten zamilkł. Bardzo długo patrzał mu w oczy. Bardzo długo. Wiatr wydawał się uskakiwać między ich postaciami jak żywy duch. Odchrząknął ostatecznie zakłopotany — być może tym ruchem, może bliskością, jaką medyk nigdy się nie dzielił.
  — Dobry pomysł. Osłaniaj tyły.
  Spojrzał w gąszcz i ruszył nie wiedząc jednak, że w tym co powiedział było coś ze wcześniejszego zdarzenia. Wkroczyli w las. Ciemnica pochłonęła ich sylwetki. Tym razem widok nie był tak przejrzysty jak wcześniej. Oczy powoli adaptowały się w mroku, ale nie były w stanie wychwycić wszystkiego. Las był złudnie podobny — oprócz wystających zewsząd konarów i korzeni, miał w sobie również większą część pokrytych ziemią ruin budynków.
   Szli jakiś czas. Faust wyciągnął broń; miał wsuniętego za paskiem Walthera. Wydawało się, że wolał mieć go przy sobie, tak na wszelki wypadek. Dopiero po kilkunastu minutach ciągłej drogi zbliżyli się do wzniesienia. Do tego samego przy którym wcześniej zatrzymał się Faust ostrzegając lisa przed niebezpieczeństwem. Tym razem wydawał się tego nie zrobić — szedł w ciemnościach, patrząc gdzieś w bok — a nie przed siebie.
  Gdzieś przed nimi rozległ się szelest, jakby ciężkie buty połamały suche gałęzie. Jekyll nie zobaczył przed sobą nikogo. Niewyraźna samotna górka stała jak wcześniej, może ktoś za nią zniknął, a może nie — gdyby Faust miał lepszy wzrok może zauważyłby ten ruch i znów ostrzegł go jak wcześniej. Teraz jednak parł naprzód.
  — Nie wiem w którą stronę się kierować — rzucił niespodziewanie, trochę skonsternowany.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 18.12
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.18 19:55  •  Ring [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Ring [Jekyll]
Słowa Fausta nie wpłynęły pokrzepująco na stan emocjonalny Jekylla, o czym mogło świadczyć jego zastygłe w bezruchu mięśnie twarzy, ale mimo to medyk nie sądził się, że rozmowa na temat intencji Kenny’ego, czy też statusu Orena przybliży ich do poznania prawdy. O takowej musieli przekonać się na własnej skórze, a droga do niej prowadziła tylko w jednym kierunku – do zagajnika, gdzie ktoś na nich czekał, uzbrojony w pistolet lub pochodną do niego broń. Oczywiście mógłby odwieźć swojego towarzysza od tego pomysłu i zasugerować powrót do kryjówki z pustymi rękoma, by tam usłyszeć kilka gorzkich słów o braku kompetencji, ale nie wiedział, jakim argumentami się posłużyć, by przekonać do takiej decyzji Fausta. Jako zwiadowca zapewne nie zniósłby takiej sromoty i lekarz był skłonny zrozumieć jego stanowisko w tej kwestii, bo w podobny sposób zachowywał się, jeśli w grę wchodziła medycyna; robił wszystko w celu osiągnięcia swojego celu, mimo iż wszystko było przeciwko niemu. Niemniej przed oczami nadal miał treść swojego snu. W objęciach mroku takowa wydawała się niemal tak sam rzeczywista, jak ich świszczące w chłodnym powietrzu oddechy.
  Bernardyn, napotykając element zdziwienia na twarzy drugiego Psa, rozluźnił uścisk z jego nadgarstka. Tętno, które wyczuwał pod opuszkami palców przed paroma sekundami sprawiło, że umrzesz, Faust znalazło się na końcu języka. Otworzył usta, by je wyrzec, ale wtem napotkał spojrzenie mężczyzny, przez co je zamknął, choć ciężar tych oczu sprawił, że wreszcie spuścił wzrok i potoczył nim po najbliższej okolicy.
  — Jasne, ale lepiej się nie rozdzielać — wymamrotał, ledwo cedząc ówże słowa przez zęby. Czuł się, jak przyłapany na gorącym uczynku. Miał wrażenie, że Faust coś przeczuwa, coś podejrzewa, albo wie, że doktor kręci i nie mówi mu wszystkiego, ale co ma mu powiedzieć? Nic w miarę logicznego nie przychodziło mu do głowy; zionęła w niej najprawdziwsza pustka.
  Nabrał do ust powietrza, idąc - chcąc czy nie chcąc - tuż za Faustem Z każdym kolejnym krokiem serce w nań piersi tłukło się coraz bardziej. Czasem miał wrażenie, że jego brzmienie przypomina odgłos wystrzału.
  Wyjął skalpel i zacisnął na nim palce, jednocześnie wodząc wzrokiem po każdym skrawku wolnej przestrzeni, ale pomimo tego, nie mógł przypomnieć sobie, jak wyglądał skrawek lasu podczas strzelaniny. Każde mijane drzewo, krzak, czy nawet sięgające im kolan trawa wygląda tak samo, więc równie dobrze mogli od kilku minut krążyć w kółko.
  Doktor, usłyszawszy zgrzyt gałęzi, mocniej zacisnął dłoń na nożu chirurgicznym. Zajrzał ponad ramię swojego kompana, dostrzegając znajomą górkę i nieomal natychmiast zrobiło mu się ciepło, mimo iż towarzyszące im zimne podmuchy wiatru kąsały odsłonięte skrawki skóry.
  — Schyl się. — Złapał Fausta z rękaw bluzy i pociągnął go w dół, po czym powiedział "tędy", wskazując wolną dłonią przeciwległy kierunek do tego, w którym oddano strzały w trakcie jego snu, choć powoli zaczął wierzyć, że to wcale nie był sen, a skoro nie był to sen, to co? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytanie. Miał coraz większy mętlik w głowie. Był na dobrej drodze, by popaść w obłęd. — Trzymaj broń w pogotowiu. Wyraźnie czuję czyjąś obecność — dodał, pociągając nosem na potwierdzenie swoich słów. W powietrzu unosił się obcy zapach, choć nie mógł określić liczebności niosących go istot. Jego umiejętności zakresu tropienia ograniczały się do upolowania zająca czy też wiewiórki w biokinetycznej formie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach