Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 19.12.18 22:19  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Pociągnięty siła Jekylla schylił się jak zakładał plan, ściągając przy tym brwi i mrużąc czoło. Gdyby w tych mrocznych okolicach było jaśniej z pewnością medyk zauważyłby wyraźne bruzdy na czole kompana. Nie uniknął badawczego spojrzenia szarych ślepi, ale szybko te zostały przeniesione w bok. Zaczął coś wyczuwać. Poruszył nozdrzami, wychwytując woń.
  — Chodźmy — szepnął niskim tonem, który w tej tonacji był o wiele bardziej stanowczy i racjonalny. Taki głos mógł usłyszeć tylko od generała, który prowadzi swoją piechotę przez niezbadane tereny dawnej Europy. — Czuję człowieka.
  Jekyll zdążył usłyszeć tylko te słowa – potem dłoń Fausta uchwyciła blondyna na rękaw i ruszył za nim ufnie w wyznaczonym kierunku. Przykucnął za jednym z drzew. Jekyll mógł czuć jak kamienie przebijają się przez obuwie. Zdezelowane otoczenie sprzyjało im. DOGS przystawił pistolet do kory drzewa za którym się ukrył i wypatrywał. Nikt jednak się nie wychylał. Nie było tam nikogo, ani żywej duszy.
  — Cholera — warknął pod nosem i ukradkiem spojrzał na blondyna. — Mam wrażenie, że zapach znika za tym wzgórzem. Z tego punktu nie widzę, co się za nim znajduje.  Myślisz, że może być tam bunkier, o którym wspominał Kenny?
  Mogli tu zostać aż do zmierzchu, ale co by to zmieniło? Faust ewidentnie wydawał się podekscytowany swoim odkryciem. Był tu ktoś, ktoś kto może mieć związek ze zaginięciem Orena.
  — Shhh- patrz.
  Momentalnie obrócił łeb w kierunku celowanej broni. Ktoś z mroku przedarł się przez zarośla. Miał zarzucony na siebie kaptur i płaszcz; robił wielkie kroki w kierunku wzgórza, za którym kiedyś Jekyll mógł mieć pewność, że widzi niknący cień. Postać wspięła się na górę i zeskoczyła, jakby odległość od ziemi była dość duża. Po tym ruchu ślad wszelki zaginął. Faust poderwał się jak naładowany adrenaliną.
  — Musimy iść za nim. — Tak. Sylwetka wyglądała na męską, dobrze zbudowaną. Sugerowały to barki jakie upinały się w zarzuconym płaszczu. — To nasza szansa, nie możemy zgubić go z oczu. Wstawaj.
  Faust spoglądnął Jekyllowi prosto w oczy. W tym scenariuszu było inaczej. W tym scenariuszu Faust wciąż przy nim był i patrzał w medyka żywym, trzeźwym spojrzeniem. Nie było rozlanej krwi kilkanaście metrów od nich. Nie było wystrzału. Zapach śmierci został wymazany jak za sprawą wyimaginowanej gumki.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 26.12
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.18 23:55  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Cisza. I niepokój. Nachodził go z każdej strony. Przedzierał się pod skórę w charakterze rozbiegających się po całym  ciele dreszczy. Wymuszał na sercu mocniejsze drgania. Doprowadzał do drżenia palców zaciskających się kurczowo na nożu chirurgicznym.
  Jekyll przesuwał spojrzeniem po okolicy, ale nie mógł złapać żadnego tropu. Oprócz przyciszonych oddechów, szelestu liści i kilka innych dźwięków, nie mógł wyłapać żadnego, który wskazywałby na obecność kogoś, kto nie były ani nim, ani Faustem. Właśnie, Faust.
  Gdy z gardła Psa potoczyły się pierwsze dźwięki, wypuścił ze świstem powietrze z płuc, nieomal się nim nie dusząc. I już chciał zabrać głos, ale… 
  — Shhh- patrz.
  Zastygł bezruchu, wpatrując się w ciemność przed sobą, bowiem również dostrzegł sylwetkę, a raczej jej cień, który przemknął między drzewami i zniknął im z oczu. Choć jej prezentacja na krótko znajdowała się w polu widzenia medyka, nie mógł odegnać od siebie wrażenia, że zna jej właściciela, jednakże (Musimy iść za nim.) zerknął na Fausta, przypominając sobie, że wyśniony odgłos wystrzału spóźnia się o kilka cennych sekund, a nawet minut. Dłoń lekarza powędrowała w kierunku ramienia Psa, jednak zatrzymała się kilka centymetrów przed celem. Ostatecznie palce nie zacisnęły się na skrawku ubrania. Wycofał je, rezygnując z pokusy przekonania się o tym, czy ma do czynienia z tym samym mężczyzną, z którymi dzielił pokój. Zapach się zgadzał.
  — Musimy iść za nim.
Nie, nic nie musimy.
  Po chwili zaczął odróżniać rzeczywistość od snu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Po tym, jak zielone ślepia zetknęły się z pełnymi życia oczyma towarzysza, za z jego klatki piersiowej nie trysnęła krew był skłonny uwierzyć, że tamten realistyczny obraz poprzedzający aktualne wydarzenia ułożył się w jego głowie pod postacią koszmaru przez pryzmat kilku nieprzespanych nocy z rzędu. Nie mógł również wykluczyć opcji, że ktoś majstrował w jego głowie podczas trwania kilkugodzinnej drzemki i ta perspektywa wydała mu się najprawdopodobniejsza ze wszystkich dostępnych mu opcji. Była niczym rześki zefir pojawiający się w trakcie piekielnie upalnego dnia.
  — Chodźmy — przytaknął, nie podzielając entuzjastycznej nuty pobrzmiewającej w znajomej barwie głosu. W dalszym ciągu był sceptyczny względem zwiedzenia nieznanego im bunkra, w którym mogło kryć się wiele przykrych niespodzianek, , ale obiło mu się o uszy, że Oren i Faust byli ze sobą zżyci, więc nic dziwnego, że Pies robił wszystko, by go odnaleźć. Chwytał się każdej nadziei. Wszystkiego, co miał pod ręką. Jekyll nie wątpił w to, że był gotowy oddać w ofierze nawet kogoś, kto dzieli z nim cel, jeśli to mogłoby mu odzyskać to, co utracił. Ta perspektywa nie dawała mu spokoju, spędzała mu sen z powiek. Prześladowała go na każdym kroku, ale czy to nie dobry pretekst, aby raz na zawsze pozbyć się nielubianego członka rodziny?
  Nieświadomy, że na wargach pojawił się zalążek uśmiech, wstał. Ruszył za Faustem, wzmacniając uścisk na skalpelu. Poderżnął nim tyle gardeł, że to nie miało znaczenie, kto będzie kolejną jego ofiarą.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.18 19:26  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Faust wstał pierwszy i ruszył w ciemność. Przez moment mogło się wydawać, że zginie Jekyllowi z oczu, ale jego postawność była widoczna nawet z kilku metrów. Mężczyzna rozglądnął się na boki (jakby wyłącznie dla formalności) i ruszył w kierunku wzgórza, gdzie cień rozmył się jak delikatny obłok kurzu.
  Wyglądał na zdeterminowanego i taki z pewnością był. Patrząc na niego mogło się przypuszczać że jest w stanie przejść przez niedawny Nil w tę i z powrotem, ale zamiast długiej rzeki miał przed sobą krzaczasta dróżkę prowadzącą donikąd. Ciemnowłosy obrócił głowę przez ramię, jakby chciał upewnić się, że podążający za nim blondyn nie rozmyślił się w ostatniej chwili. W szarych oczach iskrzyła ekscytacja, nawet w tych ciemnościach, w ciemnościach, w których drzewa wyginały się do siebie, aby wywalczyć odrobinę słońca.
  Wdrapał się na samą górę. Stanął wyprostowany jak alpinista po zdobyciu Mont Blanc i otaksował okolicę. Musiał ściągnąć brwi, bo wzrok nie miał tak dobry jak Jekyll, a wciąż sądził, że ten zabieg pomaga mu z dotkliwym problemem. Tuż przed nimi znajdował się głęboki dół, w którym wydawało się coś błysnąć. Różnica wysokości nie była zbyt wielka — było to może z dwadzieścia metrów, ale zejście po obu stronach było dość strome i wątpliwe, wszędzie sterczały krzywe korzenie, które wybijały się ze zaschniętej, martwej ziemi.
  — To chyba czeka nas tylko ta droga — postanowił za nich, nawet nie pytając Jekylla o zdanie. Podświadomie musiał uważać, że nie ma innego wyjścia, niż zagłębienie się w te ciemnice; jak zsunięcie się po zboczu i uskoczeniu w sam dół.
  Ostatni raz spojrzał na medyka — tym razem jakby oczekiwał się sprzeciwu jaki już kilkukrotnie wysforował w jego kierunku dzisiejszego ranka.
  — Dobra.
  Postanowione.
  Zaczął schodzić w dół. Kamienie uskakiwały od jego obuwia i odbijały się w mała przepaść, ale zostało jeszcze parę metrów.
  — Jesteś tam ciągle? — zapytał szeptem, który zagłuszyło nagłe potknięcie Fausta — mało brakowało, a wyrżnął by orła i wylądował na wznak w wykopanym dla nich grobie. — Coś chyba słyszę… — mruknął masując sobie kostkę.
  Nie pomylił się. Kiedy uskoczył na ziemię, a żwir zaszeleścił DOGSowi pod obuwiem, nawet Jekyll był w stanie dosłyszeć cichą muzykę pobrzmiewająca pomiędzy zasuszonymi liśćmi. Wydobywała się ona gdzieś spod warstwy ziemi na której stanął mężczyzna i z pewnością była tylko oddźwiękiem wyraźnego, gardłowego nucenia.
  Faust spojrzał na medyka w ciszy. Na jego twarzy malował się niepokój więc zacisnął w palcach broń jaką wciąż dzierżył w dłoniach. Słychać było dźwięk przełykanej śliny. Stali nad klapą — zardzewiałą i wadliwą. Odsłoniętą na ich oczy, usytuowaną w głębi dołu. Musiała otwierać się na zewnątrz. Nie posiadała kłódki, choć miejsce przy drzwiczkach sugerowało, iż z pewnością powinna się tam znajdować.
  — Co robimy? — mruknął konspiracyjnie, a w jego głowie pobrzmiewała stłumiona obawa.
  Nucenie zanikało, jakby było tylko częścią ich wyobrażenia. Ale tym nie było, prawda? Nie mogło być — bo jak Jekyll mógłby wytłumaczyć fakt, że zna nuconą melodię nad wyraz dobrze — błądzącą gdzieś w jego umyśle. W zakopanych odłamkach przeszłości. Że zna osobę, u której usłyszał to po raz pierwszy.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 04.01.2019
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.18 21:06  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Szedł tuż za Faustem, nie spuszczając go z oka. Nie miał zamiaru ani zbaczać z kursu, ani rezygnować z towarzystwa na rzecz odpoczynku. Zresztą nie odczuwał zmęczenia. Zależało mu przede wszystkim na tym, aby jak najszybciej rozwikłać zagadkę zniknięcia Orena i wracaj, skąd przyszli. Po usłyszeniu pytanie drugiego Psa, przewrócił oczami.
  — Nie, nie ma mnie — sarknął cicho, ale mimo wszystko był mu wdzięczy za tą troskę, bo przecież w każdej chwili ten ktoś, kto pociągnął we śnie za spust, może zaatakować ich od tyłu, a w tym wypadku ofiarą jego ataku bez wątpienia stanie się doktor.
  — Coś chyba słyszę.
  Wierząc mu na słowa, uchylił się gwałtownie, opierając plecy o korę pobliskiego twarz. Wtedy też dźwięk doleciał również do Bernardyna i zamarł bezruchu. Serce w jego piersi zamarło na okres trwania unoszącej się w powietrzu złowieszczej melodii, która zabrzęczała mu boleśnie w uszach. Nie dość, że ją rozpoznał, przypisał do melodii granej w radiu, to jeszcze przypomniał sobie, z czyich ust pierwotnie ją zasłyszał. Wolał nie pamiętać, naprawdę wolał nie pamiętać tej duchoty unoszącej się powietrzu i zapachu ludzkiego potu, od którego go mdliło, a owacje i hałas towarzyszy tej chwili doprowadzał go do szału, jednak od tej chwili upłynęło wiele, naprawdę wiele lat. Zamiast oparów gorąca, w skórę kąsał go chłód, a mimo tych wyraźnych różnic, utracił kontrolę nad swoim, tymczasowo nękanym przez drgawki ciałem. Zaciśnięta dłoń na skalpelu zadrżała, sprawiając, że jej właściciel musiał wzmocnić uścisk, aby narzędzie chirurgicznie nie skonfrontowało się z usypanym kamieniami podłożem, gdyż mógłby zdemaskować ich lokalizacje.
Nine - w myślach Bernardyna pojawiło się tę imię, zanim jeszcze oswoił się z tą myślą, a przed oczami nieomal natychmiast stanęło mu przeżarte przez kwas lico dawnego sprzymierzeńca. Pamiątka po ich ostatnim spotkania oznaczała się na skórze medyka w charakterze blizny. Powędrował wolną dłonią wzdłuż ciała, czując jej wyraźne, nieprzyjemne mrowienie. Przełknął ślinę, mając wrażenie, że wszczęła alarm, że chciała mu tym samym przekazać uciekaj, Jek, uciekaj, on tu jest, jest i tym razem nie spudłuję. Owa świadomość przedarła się do jego umysłu, wżarła się w niego jak kwas w skórę mężczyzny, przez co serce przypomniał sobie o poprawnym funkcjonowaniu. Tłukło się w jego sercu, niczym ptak chcący wyrwać się z klatki. Znowu był bliski omdlenia.
  Wykonał chaotyczny krok w tył, ale nieomal nie stracił przy tym równowagi. Przed upadkiem uchroniło go faustowe ramię, na którym zakleszczył palce.
  — Co robimy?
  Nie odpowiedział od razu. Przymknął powieki. Gdy nucenie ucichło, wsłuchiwał się w swój świszczący oddech. Próbował z całych sil ustabilizować, ale ten był poza jakąkolwiek kontrolą. Zdecydowanie łatwiej było mu kontrolować stan zdrowia pacjentów niżeli własny.
  — Uciekajmy stąd. To zasadzka — odezwał się wreszcie, choć z jego gardła z ledwością wydobyły się te dźwięki. Uświadomiwszy sobie, że nadal znajduje się zbyt blisko mężczyzny, odsunął się i przyjrzał się jego twarzy. W zielonych oczach jarzył się niepokój wymieszany ze strachem. Coś co rzadko zerkało do ślepi tego lekarza.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.19 23:18  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Faust bardzo długo wpatrywał się w zielone tęczówki medyka. Bardzo długo. Wydawać się mogło, że miał ochotę zapytać lisa, skąd kłębi się w nim tyle przerażenia, ale nie odważył się. Z pewnością to nie przez zmieszanie jakie odczuł, gdy dostrzegał w jego oczach strach wcześniej skrywany skrzętnie przed psia watahą. Musiało mieć to coś wspólnego z niepokojem, który i jemu zaczął podgryzać kostki.
  — Ale Oren — zaczął, szybko jednak urywał tę myśl w pół słowie. Zaczął analizować — przynajmniej jego w pełni skupiona twarz sprawiała takie wrażenie. — Nie możemy teraz zawrócić. Po co to wszystko?
  Nie wiedzieć kiedy uklęknął przy metalowych drzwiczkach i sięgnął palcami zamkniętej klapy. Dłoń wciąż zaciskała pistolet, który w pełni naładowany wydawał się zadrżeć na kilka chwil.
  Jakie mieli opcje? Uciec? Odejść stąd i wrócić z pustymi rękoma; z podkulonymi ogonami serwując przywódcy swoją żałosną słabość? Zostać, wejść, zagłębić się w mrok i być może zginąć nigdy nie widząc twarzy swoich bliskich? Podłożyć się świrowi jak na tacy, wiedząc jak wiele ryzykują? Co powinni więc zrobić?
  Faust milczał ale odwrócił w końcu wzrok od medyka zapatrując się w zardzewiałą stal.
  — Jesteśmy tak blisko. A jeśli jest tam i czeka na ratunek, a my zawrócimy? Nie będziesz pluć sobie w twarz?
  Jego więź z Orenem musiała być większa niż racjonalne myślenie, bo kiedy ponownie obdarzył szarymi tęczówkami twarz blondyna widać było w nich determinację, której wcześniej mu brakowało.
  — Jesteśmy we dwójkę, nikt nas nie zauważył. Wciąż dominujemy.
  Słowa, które wypowiedział z pewnością miały pokrzepić Jekylla do podjęcia próby, ale nie wiedział jakie efekty wywołał na nim ten wywód. Faust musiał się tym nie przejmować, bo nie bacząc na ostrzeżenia otworzył klapę. Długie, kamienne schody prowadzące w dół ujawniały małe pomieszczenie (o dziwo oświetlone pochodniami), od których wychodziły dwa ciemne tunelowe przejścia. Z tej odległości trudno było ocenić dokąd prowadzą.
  Szatyn położył ciężkie drzwiczki na ziemi i zaczął stopniowo zanikać w nowo otwartym lokum. Był już w połowie schodow, kiedy zatrzymał się i spiął.
  — Jest tu — szepnął niemal na wydechu, głosem przejętym takim przerażeniem, że Jekyll mógł tylko domyślać się jaki widok zastał mężczyzna. Czy w pełni zdrowa sylwetka przyjaciela zmusiłaby kogokolwiek (pomimo śmiertelnego zagrożenia) do zeskoczenia w nieznane? Do pobiegnięcia w tę część pomieszczenia, którego nie obejmował już wzrok Jekylla, który został na górze?
  Nim wymordowany jednak postanowił cokolwiek zrobić poczuł na swoim ramieniu ciężar, a kiedy odważył odwrócić głowę dostrzegł tą samą, znaną mu maskę, która dzieliła go od twarzy ledwie parę centymetrów.
  — Wiedziałem, że nie będzie to nasze ostatnie spotkanie — odezwał się ciężki głos Nine’a, kiedy świdrujące tęczówki jego oczu błyskały w oczodołach maski.
  Właśnie wtedy palce na ramieniu lisa się zakleszczyły.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 12.01.2019
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.19 1:34  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Nie możemy teraz zawrócić. Po co to wszystko?
  Jekyll nie odpowiedział. Wpatrywał się bez słowa w poczynania swojego kompana, nie mogąc pozbyć się z głowy zasłyszanej wcześniej melodii. Nie mógł jej pomylić z żadną inną. Miał tego świadomość. Takowa wdzierała się w jego umysł, sprawiała, że drżały mu ręce, a nogi odmawiały posłuszeństwa.
   Jesteśmy tak blisko. A jeśli jest tam i czeka na ratunek, a my zawrócimy? Nie będziesz pluć sobie w twarz?
  Nie, do cholery, Faust. Nie będę na siebie wściekły, bo to tak nie działa. Będę szczęśliwy, że żyję - warknął we własne myśli, ale w dalszym ciągu nie przedstawił swojego punktu widzenia drugiemu Psu, bo to przecież nie był argument pasujący do kogoś, kto powinien troszczyć się o członków rodziny, czyż nie? Chociaż nie znał swojego towarzysza, mniej więcej wiedział, czego od niego oczekiwał i bynajmniej nie była to troska o swój tyłek.
  Ciche westchnięcie wypadło z pomiędzy warg Bernardyna.
   Jesteśmy we dwójkę, nikt nas nie zauważył. Wciąż dominujemy.
  Czyżby?
  Uniósł brew ku górze.
  Nie rozumiał skąd u Psów tyle zapału, tyle wiary we własną siłą, tyle samozaparcia, tyle przeświadczenia, że świat leży u ich stóp.
  Przeciwieństwie do Fausta był niemal pewny, że osoba czająca się w mroku znała nie tylko ich położenie, ale też cel ich pobytu w tym miejscu. To czy Oren zdradził, czy nie było w tym momencie kwestią najmniej istotą. Oren pełnił rolę wabika. I Jekyll nie miał co do tego żadnych, najmniejszych wątpliwości. Rozwiało jej jedno imię - Nine.
  Bernardyn mając tego świadomość nie postąpił krok za swoim kompanem. Stał u wrót, zerkając w dół. Przerażony głos towarzysza sprawił, że zanim doktor postawił stopę na pierwszym stopniu, ręka mocniej zacisnęła się na skalpelu.
  — Jest tak źle? — zapytał, aczkolwiek miał świadomość, że forma w jakim wypowiedział owe słowa, nie dotarła do znajomych uszu, bowiem posłużył się przy tym szeptem.
  Kiedy serce podeszło mu pod samo gardło, uświadomił sobie, że jest tu wcale nie musiało być kierowane do niego. Wraz z pojawieniem się Nine'a, elementy wcześniej rozsypanej układanki zaczęły układać się w jednej, spójny obrazek. I nie wiedział, jaka emocja dominowała w nim bardziej dotkliwe - strach przed zmorą ze swojej przyszłości czy złość na samego siebie, że dał się podejść.
  Splunął kawałek dalej od jednej ze stóp człowieka, który zakleszczył dłoń na jego ramieniu. Fala bólu będąca następstwem tego uścisku niemal zawaliła lekarza z nóg.
  — Więc to ty za tym wszystkim stoisz? — syknął, konfrontując wzrok z zamaskowanym obliczem człowieka, który był bliski wysłaniu medyka za światy. — Co dałeś temu ścierwu w zamian? — Mimo iż w tej chwili był wypełniony strachem, nie miał zamiaru mu go ukazać. Zadarł głowę ku górze, nadal zaciskając mocno palce na swojej jedynej broni, do której obecnie miał dostęp. — Jeszcze ci mało?
  Nie mógł się nadziwić, dlaczego Nine nie zabił go zeszłej zimy. Miał ku temu odpowiednie warunki, a jednak spudłował.
   Chciał spudłować, a to spora różnica, Jekyll. P O Z W O L I Ł C I U C I E C.
  Domyślał się po co ta cała szopka. Mógł go dorwać podczas każdego wypadu na Desperacje. Nie musiał angażować w swój spisek osób postronnych, ale Nine nigdy nie szedł na proste rozwiązania. Chciał doktorowi udowodnić, że nie ma po swojej stronie absolutnie nikogo. I prawie mu wyszło. Prawie, bo Bernardyn miał świadomość powyższego od samego początku.
  Złapał z Ninem kontakt wzrokowy. Czekał. Na śmierć, a raczej na to, co było przed nią. O wiele gorszy ból niż ten, który emanował z ramienia.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.19 17:39  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Głos Fausta zaginął w ciemnych odmętach piwnicy. Jekyll nie uzyskał odpowiedzi — nie uzyskał również potwierdzenia, że schodzący w dół DOGS ma się dobrze. Zapadła grobowa cisza, która tak dosadna biła go po bębenkach uszu.
  Maska jaką miał na sobie mężczyzna była tą samą, jaką Jekyll poznał już wcześniej. Jasna, ubrudzona ziemią z wyciętymi otworami na oczy. W miejscu ust znajdowała się szeroka wyrwa wykrzywiona jak do uśmiechu — była jednak postrzępiona i nierówna jakby robiona w ekstraktacji i pośpiechu; Bernardyn mógł przez nią zobaczyć cienkie wargi właściciela.
  — A czy to ma jakieś znaczenie?
  Nine wykrzywił usta. Nawet w panującym mroku, widać było ten pewny siebie, dominacyjny uśmiech. Nie zmienił się od ostatniego spotkania. Faceta nadal górował nad nim wzrostem i siłą. Nadal był tym, który stąpał po ziemi i zatruwał życie.
  „Co dałeś temu ścierwu w zamian?”
  Zamaskowany mężczyzna się zaśmiał. Tak gromko, że zatrzęsły mu się ramiona.
  Faust nadal nie odpowiadał, a z pewnością musiał słyszeć ten tubalny głos, jaki rozlegał się z góry. Z bunkru nie dochodził jednak żaden dźwięk poza delikatnie trawionymi przez ogień pochodniami.
  — Sądzisz, że muszę przekupywać innych, aby dla mnie pracowali? Jestem samowystarczalny. Oren to tylko dekoracja, równie podobna do tych, które ty kolekcjonowałeś w swoim dawnym życiu. Nie trudno było cię tu zwabić. Choć doprawdy podziwiam twój heroizm. Chyba dojrzewasz.
  Oczy mężczyzny zmrużyły się, a śmiech jaki rozległ się chwile potem odbił się od twardego wnętrza maski jak echo. Zacisnął brutalnie palce na jego postaci i przyciągnął do siebie.
  — Mało — odszepnął w jego twarz. Mógł poczuć jego oddech. — Czerpie cholerną frajdę. I na tym nie poprzestanę. Przyjemnie patrzy się na śmierć kompana?
  Wzrok mężczyzny gwałtownie powędrował w dół, prosto na  zaciśnięty w palcach skalpel. Nine nabrał powietrza w płuca i wysunął powoli język, aby zwilżyć nim skórę.
  — Nigdy stąd nie uciekniesz. Nie uciekniesz ani z tego miasta, ani z tego lasu. Wszystko jest już przesądzone tak jak twoja egzystencja. Twoje próby są na nic. Podpisałeś pakt na swój los lata temu. A ja jako obrońca tego paktu mam obowiązek dotrzymywać umów jakie miedzy sobą zawarliśmy.
  Głos Nine’a stał się tajemniczy, twardszy; już się nie uśmiechał. Jego spojrzenie pociemniało, jakby wracając do tych wspomnień ponownie musiał wyjmować wetknięty miecz z własnego serca.
  — Zabiłeś ją. Bo sprawiało ci to przyjemność — odrzekł nagle. — Zabiłeś mimo iż w ostatniej chwili błagała abyś przestał. Wiem o tym. Wiem o wszystkim. Chyba to ja powinienem zadać ci równie podobne pytanie: ‘Ile ich musiało zginąć?’ Ile dusz, które ci zaufały musiałeś poświęcić, aby dojść do etapu, w którym jesteś? Czy przelana krew umocniła cię w siłę? — parsknął mrocznie i odchylił głowę, aby przyjrzeć mu się pod innym kątem. — Tego nie wiem, ale wiem, że mnie tak. I póki żyjesz nie jestem w stanie ruszyć dalej. Nie jestem w stanie dopiąć obietnicy, którą złożyłem sobie i Irnie. I wszystkim tym, których szczątki walały się po Czerwonej Pustyni.
  Cisza, przejmująca i ciążąca. Druga uzbrojona ręka Nine’a zbliżyła się do gardła Jekylla, tak gwałtownie, że ostrze od razu przeniknęło przez jasna skórę lisa. Strużka krwi polała się po grdyce i zniknęła za koszulką, kontynuując swoja podróż przez prawy obojczyk. Rana zapiekła, ale nie pogłębiała się. Nine wpatrywał się w niego bezlitośnie i zimno, jakby pragnął zapamiętać wyraz jego twarzy do końca życia.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 23.01.2019
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.19 22:06  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Choć jego słuch rejestrował dźwięki przetwarzane przez struny głosowe duszącego go mężczyzny. Choć rozumiał ich sens i wiedział, że jest w dupie. Choć w duchu przyznawał mu rację. Choć nie miał wątpliwości, że Nine wcale mu nie groził, tylko informował o tym, co nadejdzie. Choć w chwili, kiedy ujrzał jego zamaskowaną twarz, całe życie przeleciało mu przed oczyma. Choć na krótką chwilę zapomniał jak się oddycha. Choć czas się dla niego zatrzymał, mimo iż cenne sekundy ulatywały mu między palcami. Choć zdawał sobie sprawę ze swojej śmiertelność i wiedział, że moment konfrontacji prędzej czy później nadejdzie, nie był na to wszystko przygotowany. Gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl, że diabli złego nie biorą, ale teraz miał ochotę się zaśmiać ze swojej naiwności. Na szczęście przez wzgląd na towarzyszące mu problemy z oddychaniem, musiał stłumić tę ochotę w zarodku, by nie udusić się własną śliną. Niemniej, taki koniec, w obliczu tego co przygotował dla niego mężczyzna, mógł okazać się zbawieniem.
  — Przyjemnie patrzy się na śmierć kompana?
  Pytanie Nine podziałało na niego jak wiadro zimnej wody na rozgrzane ciało. Wzdrygnął się odrobinę.
  — Kompana? — Ściągnął brwi, przez to między nim pojawiła się zmarszczka. — Jedenastu ludzi, których uważałem za kompanów, też umierało na moich oczach. Naprawdę myślisz, że śmierć jednego człowieka może sprawić mi przyjemność lub cokolwiek wskórać? Sam wiesz, że liczba ofiar moich medycznych praktyk jest długa, więc skąd pomysł, że mogę czerpać przyjemność ze śmierci? Stała się częścią mojego życia. Przywykłem do niej. — Jeżeli Nine chciał złamać go w taki sposób, uchwycić się płonnej nadziei, że doktora ruszy sumienie, pomylił się w swych rachunkach. Mimo minimalnej sympatii, którą Jekyll poczuł do Fausta, nie miał zamiaru ukazywać, że mu zależy.  — Nie ukrywam, że wolałbym spożytkować jego życie w bardziej naukowy sposób. Wiesz, w formie eksperymentu, ale niestety nie mam na to wpływu. — Wzruszył ramionami. Obojętności przyćmiła emocje dotychczas widniejące na jego obliczu, ale było to tylko jedna z masek, którą nosił na codziennie. Środek do celu. Gwarancja, że Nine nadal będzie uważał go za pozbawionego skrupułów skurwysyna. Nie chciał za żadne skarby świata psuć tego wizerunku w oczach mężczyzny. Nie po tym, jak doprowadził go do łez kilkaset lat temu.
  Parsknął ni to z rozbawienia, ni z powodu goryczy, która nagromadziła się pod wpływem wypowiedzianych przez mężczyznę słów. Jego ukochana nie musiała umierać, a przynajmniej nie w taki bolesny sposób, jednakże zbieg okoliczności zweryfikował plany chirurga. Popchnął je do ostateczności.
  — Wyciągasz śmiałe wnioski, ale co ty możesz wiedzieć na temat jej śmierci? I na temat jej krzyków podczas tego procesu? — Utkwił ślepia w puste oczodoły maski. Wiedział, że pod tworzywem sztucznym kryły się oczy zranionego człowieka, który pragnął zemsty w imię swojej ukochanej. Problem tkwił w tym, że ona nigdy nie odwzajemniała jego uczyć w takim stopniu, jakim on sobie wyobrażał. — Wiedziałeś o tym, że nienawidziła cyrku? Że gardziła ludźmi będącymi jego częścią? Że przychodziła do mnie każdego wieczoru i snuła plany o życiu poza sklepieniem namiotu? Że podtrzymywałem ją na duchu, gdy ty oddawałeś się swojemu nałogu? Nie, Nine, wiedziałeś  czyż nie? Nie znałeś jej ani trochę. I to boli cię w tym wszystkim najbardziej, prawda? Irina przyjrzała na oczy w godzinie swojej śmierci, a ty nawet nie kiwnąłeś palcem, by jej pomóc, więc nie wygaduj bzdur. Twoja obietnica względem niej jest gówna warta. Zasłaniając się nią, chcesz jedynie uciszyć wyrzuty sumienia i dać upust swojemu rozczarowaniu.
  Na ustach Jekylla pojawił uśmiech, który zawierał w sobie trochę ironii, a trochę smutku delikatnie zarysowanego w zielonych ślepiach smutku. Nie powinien dolewać oliwy do ognia, ale jakie to miało znaczenie, skoro czekał na niego wyrok śmierci? Odwlekanie go nie miało już żadnego sensu. Może czas złożyć pokłon przed Śmiercią, zanim pozostały w nim ostatnie odruchy człowieczeństwa?
  Pojedynczy syk wydostał się z pomiędzy warg, gdy na skórze pojawiła się powierzchowna rana. Poczuł ciepłą, a jednocześnie lepką konsystencje na grdyce, a potem niżej i niżej. Nie pozostał mu dłużny. Ręką, w której trzymał skalpel wystrzeliła w kierunku ramienia mężczyzny. Chciał zatopić w niego ostrze jak najgłębiej. Chciał zamknąć raz na zawsze ten rozdział. Uśpić demony krążące nad jego głową. Punkt widzenia Bernardyna był zbliżony do tego, który przyjął Nine. Świadomość, że żył, nastarczała mu pewność, że nie wyzbędzie się swojego lęku. Na każdym kroku będzie rozglądnął się za siebie, w obawie, że dojarzy tam wykrzywioną w nienawiść twarz zniekształconą przez żrącą substancję.
  — Zakończymy to raz na zawsze.
  Uśmiech zależał z jego ust na rzecz spokoju utkanego z cienkiej warstwy kłamstw.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.19 23:50  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Warknął jak zwierzę, gdy ostrze zatopiło się głęboko w splocie ramiennym. Ale nie wyrwał się, nie uciekł od bólu. Czuł jak krew zalewa mu skórę; jak ciemna plama powiększa się na jego ubraniu. Za twardym tworzywem maski można było usłyszeć tylko parsknięcie. Niemal nieme, ale równie dosadne; unoszące się ciepło oddechu mężczyzny wyłoniło się za kurtyny barykady, jaką odgradzał się od świata. Może niepotrzebnie? Tyle lat żył z piętnem jakie zgotował mu Jekyll, że powinien przywyknąć do szpetoty swojej twarzy, ale nie przywykł. Nie przywykł najwyraźniej też do przeszłości; nie pogodził się z linia losu jaka przecięła ich drogi i wyznaczyła nowy kierunek.
  — Jest się czym chwalić, zgadza się, Kyle — odparł niemal z troska, ale z jego gardła żaden z owych akcentów nie uświadczył choćby namiastki szczerego uczucia. — Ale zaczynam nadążać za twoim tokiem rozumowania. Od jakiegoś czasu odczuwam identyczną fascynację śmiercią — przyznał subtelnie, jakby otwierał biblię i zaczynał czytać jej pierwsze zdania. —  Wracając dzień po dniu, w to samo miejsce, w tę samą godzinę… — Niespodziewany wiatr podwiał włosy Jekylla w lekki taniec. —… w ten sam rok. Wyobrażam sobie wtedy, że wbijam ci nóż w serce. Dokładnie po jednym z występów, godzinę przed jej śmiercią. Myślę sobie, że gdybym się wtedy nie zawahał dostarczyłbym wszystkim oczekiwanego happy endu.
  Jekyll z łatwością mógł sobie wyobrazić jak Nine zaciska zbliznowaciałe wargi i wykrzywia usta w grymasie gniewu. A może uśmiechał się za tworzywem okrutnie?
  — Właśnie, co mogłem wiedzieć, kiedy tamtego dnia złapałem cię za gardło jak teraz? — akcentując to przysunął nóż bliżej grdyki blondyna. Teraz najmniejszy ruch sprawiłby ogromny rozlew krwi. — Co mogłem wiedzieć, gdy jako jedyny dostrzegałem więcej od innych. Widziałem iluzje za która stałeś. Oni nie znikali. Nie odchodzili. Ginęli. W końcu ucieleśniłeś swój plan. Czternaście osób — wypowiedział wolno jakby oblizywał wargi i ekscytował się brzmieniem swoich słów. — To chyba twoja ulubiona liczba. Przykro mi, że musiałem ci ją zepsuć.
  — Jek!
Z głębi piwnicy rozniósł się głos towarzysza, ewidentnie potrzebował pomocy, albo chciał się upewnić, że medyk jest na górze.
  — Jesteś? Jekyll!
  — Domyślałem się — odparł przez zęby, jakby musiał silić się na trzymanie swoich nerwów na wodzy. Nie chciał tak szybko pozbawiać go głowy, a czuł, że podczas furii nóż może omsknąć mu się i zatopić trwale w jego krtani. Sam cierpiał zbyt długo; kwas cierpliwie pożerał zdrowe komórki szpecąc na lata. — Może dodasz jeszcze, że pocieszałeś ją wchodząc jej do łózka? — warknął, choć zaśmiał się potem. Krew burzyła mu w żyłach, a głos wahał się od granic gniewu aż do samego rozbawienia. — Zaskoczę cię. Nie zdziwiłbym się. Tu w ogóle nie chodzi o nią.
  Nie tylko o nią.
   Oczy Nine zatopiły się w jego, a kiedy miało się wrażenie, że coś powie — wyjaśni, ten sam wzrok uniósł się ponad ramię Bernardyna. Za plecami Jekylla stanął Faust z szeroko rozpostartymi oczami, szybko dobył broń i wymierzył prosto w twarz Nine’a.
  — Nie ruszaj się — warknął DOGS, szybko przeskakując wzorkiem na medyka, jakby chciał się upewnić, że to nie jest postawiona marionetka.
  — No proszę — wymruczał i odchylił głowę z krótkim sykiem. Ból w ramieniu rozchodził się na kolejne części mięśni. — Twój króliczek doświadczalny. Wytresowany. Stosujesz te same sztuczki co kiedyś?
  — Ani kroku, bo strzelę. Słyszysz? Puść go. Wolno, bo w innym wypadku z twojej zasłoniętej gęby zostanie mielonka — słowa Fausta odbiły się od Nine'a jak od tarczy.
  Zamaskowany przymknął oczy i zaśmiał się. Ramiona znów zatrząsnęły się pod naporem siły jego tubalnego śmiechu. Faust nie wiedział, że jego gęba już ją przypomina.
  — Cóż — rzucił frywolnie, jakby miał zaraz wypowiedzieć żart. — Chyba będziemy musieli porozmawiać na osobności, Kyle. — Zimne spojrzenie mężczyzny osiadło ponownie na jasnej skórze Bernardyna. Pełne było niewiadomych. — Nie lubię tłocznych rozmów. Takie szybko przemieniają się w stypę.
  Obraz rozmazał się. Postać Nine wydawała się jak niematerialna — jak obłok niezidentyfikowanego pyłu, który zaczął zlewać się z tłem.
Przecież coś o tym wiesz, w odmętach podświadomości zdołał usłyszeć tylko to ostatnie zdanie, nim obraz Jekylla ponownie zalał mrok.

  Kiedy otworzył oczy nie znajdował się w pokoju, który tak dobrze znał. Nie obudził go dźwięk muzyki. Nie przywitała roześmiana gęba Fausta. Zrobiło się dziwnie. Przerażająco, bo przed oczami miał końcowy pokaz swojej dawnej cyrkowej trupy. Kłonili się właśnie nisko, a widownia biła ogromne, głośne brawa. W ich grupie znajdowała się Irina i dwóch mężczyzn, którzy zginęli z rąk Jekylla miesiąc po dziewczynie.
  Jedna z kobiet w tłumie kłębiącym się w miejscu przeznaczonym dla widowni uniosła transparent. To nie mogła być pomyłka. Na trwałej dykcie zapisane było zdanie w austriackim języku.
  Zaczynał rozpoznawać to miejsce. O dziwo jego niepamiętny umysł podpowiadał mu co to za dzień w momencie, kiedy Irna ruszyła w jego kierunku kończąc pokaz. Była zasapana, ale uśmiechała się lekko, jakby widok medyka sprawiał radość.
  — I jak wrażenia? Było dobrze? Ostatnio nie jestem w zbyt dobrej kondycji.
  Próbowała ustabilizować oddech. Poprawiła swój kręcony lok;  wyplątał się z ciemnego koku, dokładnie jak wtedy. Jak 23 września 2273 roku.


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 29.01.2019
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.19 1:24  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Nie sądził, że skalpel wbije się w ramie mężczyzny.  Był pewny, że ten zrobi unik, ale najwidoczniej nie miał takiego zamiaru, a doktor miał trudność, by wyjąć nóż chirurgiczny z jego twardych mięśni i skapitulował, gdy poczuł na szyi pięć palców. Wsłuchiwał się w jad sączy się z jego słowa, starając się nagromadzić do płuc tyle powietrza, ile zdoła. Cisza, która nastała, została potraktowana przez doktora jako pozwolenia na użycie strun głosowych. I skorzystał z tego przywileju.
  — Świetnie, ale muszę przyznać, że im dłużej żyje, tym bardziej nie potrafię pojąć, co tobą kierowało. Mam wrażenie, że ból wyryty na ich twarzach był ci na rękę. Nie uratowałeś ich. Nie ostrzegłeś. Nie zabiłeś mnie, a przecież byłeś do tego zdolny, więc dlaczego pozwoliłeś im odejść, nie czyniąc nic, by odwrócić ich los? Ba, nawet nie wyjawiłeś im prawdy o moich praktykach. Jestem skory uwierzyć, że wcale ci na nich nie zależało. Czyż nie żal ci tylko twojej oszpeconej gęby? —  Nie, nie interesowały go motywy tego człowieka. Chciał zająć go rozmową. Naiwnie wierzył, że Faust zrozumie, że życiu doktora zagraża niebezpieczeństwo, skoro nie zszedł na dół i pokona tych kilka szczebli, by znaleźć się tuż przy nich, naciśnie za spust w celu odstrzelenia łba zamaskowanemu mężczyźnie. — Byłeś biernym obserwatorem. W świetle dawnego prawa zostałbyś zapewne posądzony o współudział. I skazany...
  Słowa zostały zgłuszone przez krzyk dolatujący z dołu.
  Nie odpowiedział. Ostrze w bliskiej odległości od jego krtani nie dało mu takiej możliwości. Poza tym sam Nine dał mu chwilę wcześniej do zrozumienia, że nie ma zamiaru tolerować żadnych znaków dymnych wysyłanych w kierunku towarzyszy. A Jekyll nie chciał wyjść na kogoś, komu zależało. Wiedział, że ten skurwiel czeka aż to zademonstruje. Zamiast tego na usta lekarza wstąpił ładny uśmiech, ani trochę nieprzypominający grymasu z wcześniej.
  — Nie sypiałem z nią. Nie mam w zwyczaju obcować z kimś, kto zaprasza do łóżka każdego.
  Irina nie różniła się niczym od kobiet pracujących w burdelu. Była ulicznicą. Szła do łóżka z każdym, kto wyszeptał jej do ucha czułe słówka. Kto dał jej coś w zmian. Kto nakarmił ją złudzeniami. Przez jej posłanie przewinęło się dużo przedstawicieli ich płci, o czym najwyraźniej Nine nie miał pojęcia. Zapatrzony w jej piękno zapominał o jej słabościach do komplementów. Była na tyle sprytna, by zataić przed nim liczne romanse.
  Chciał wbić szpilę głębiej, ale wtem glos zamarł mu w gardle. Faust dotarł na samą górę. Czuł jego obecność. Dojrzał ją w zachowaniu Nine'a, niemniej nie zerknął w nań kierunku. Obowiązek, by odpowiedzieć na uszczypliwość mężczyzny była silniejsza.
  — Technika poszła w górę. Opatentowałem sto razy lepsze metody — rzekł, a raczej wyszeptał, ledwo poruszając przy tym ustami.
  Nie wiedział, jak to się skończy. Gdyby Nine chciał go tak po prostu zabić, uczynił, by to najprawdopodobniej przed tym, zanim Faust dobył broń, ewentualnie w chwili, kiedy kciuk Psa znalazłby się na spuście. Wszak nie brakowało mu precyzji i bezbłędnie trafiłby w tętnice.
  Bernardyn umarłby bardzo szybko. W niespełna minutę. Ale...
  Obraz znowu się rozmył. Do jego uszu nie dolatywał już ani głos Nine'a, ani Fausta. Znalazł się w próżni, w stanie nieważkości. Znał to uczucie. Zostało mu zarezerwowane w momencie, kiedy ktoś uśmiercił Fausta. Cholera jasna.

Hałas dolatywał do niego zewsząd. Otworzył ociężałe powieki. Jedno było pewne - nie był w hotelowym, obskurnym hoteliku i nie miał pod ręką Fausta. Znajdował się za kulisami. Oklaski i wiwaty dochodziło z okolicy sceny. Trupa żegnała się z publicznością. Zerknął na datę na rozwieszoną na ścianie plakatu. 23/09/2273. Próbował przypomnieć sobie, co wydarzyło się w owym czasie i dlaczego akurat tutaj został zesłany.
Chyba będziemy musieli porozmawiać na osobności, Kyle, usłyszał ego głosu Nine'a, a chwilę później w polu widzenia pojawiła się czarnowłosa kobieta. Irina. Zawróciła w głowie niejednemu. Nic dziwnego. Nie można jej było zarzucić braku atrakcyjności. Jekyll oparł się jej urodzie tylko dlatego, że nagość kobiecego ciała nie była mu obca. Już podczas studiów przywykł do skrytych pod ubraniem krągłości. Ponadto nauczył się tłumić pożądanie.
  Uniósł kciuk ku górze, by dać jej do rozumienia, że pokaz przypadł mu do gustu, choć nie czerpał przyjemności z tego typu rozrywek. Akrobatyka doprowadzała do ciężki urazów kręgosłupa. Pracując w szpitalu podczas swojego stażu, borykał się z takim przypadkiem. Przerwany rdzeń kręgowy. Paraliż od pasa w dół. Pacjent ostatecznie umarł. Nie mogąc pogodzić się ze swoim losem, przedawkował prochy przeciwbólowe. Umarł na jego oczach. Dokładał wszelkich  starań, by uratować mu życie. Pierwszy zgon zaliczony w swojej medycznej karierze.
  Spróbował wykrzywić usta w uśmiechu, ale nie ręczył za efekt. Udał zatem zmęczonego, nie chcąc dostarczyć Irinie powodu do zmartwień, gdyż być może na widok jej smutnego oblicza nie będzie w stanie oprzeć się jej urokowi.
  — Byłaś rewelacyjna. Jak zawsze — zapewnił, ze sztucznym uśmiech przyklejonym do ust. —  Wpadnij do mnie później. Mam coś, co może ci pomóc w poprawie kondycji.
  Jego spojrzenie nie spoczęło na stałym punkcie w postaci jej twarzy. Wpatrywało się ponad jej ramię. Szukał nim sylwetki Nine'a. I po chwili zapytał ją, czy go widziała.
  23 września 2273 roku. Właśnie tego dnia Nine zaczął czerpać uciechę z szkodliwej dla zdrowia używki - snus, a Jekyll zaszczepił w pierwszym członku trupy nowy odłam specyfiku, nad którym pracował.
  Czyżby Nine posiadał dar powrotu do przeszłości? Czyżby chciał wyplenić doktora ze wspomnień DOGS, by nie narazić się na ich zemstę? Czyżby chciał naprawić wcześniej popełnione błędy? Musiał go odnaleźć, bt uzyskać odpowiedzi na te pytania.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.19 21:26  •  Ring [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Ring [Jekyll]
Irina spoglądnęła na blondyna i oparła się o ścianę. Jej policzki pokrywał odcień karmazynu dokładnie taki sam jaki wykwitłby na jej twarzy po wypowiedzeniu komplementu. Dziewczyna od jakiegoś czasu miewała spadki sił. Mogło się wydawać, że o wielu swoich objawach nie wspomina medykowi z obawy przed jego zmartwieniami. Bądź co bądź od zawsze traktowała go jak osobę, której mogłaby powierzyć największy sekret; był jej bliski i będąc przy nim odczuwała więź jakiej brakowało jej w kontaktach z innymi. Przetarła palcami wilgotne czoło i westchnęła kiedy tylko medyk wspomniał o mężczyźnie. Spięła się odrobinę poprawiając jedwabną koszulkę na swoim cielę.
  — Nie mam pojęcia. Ostatnio często znika — uciekła wzorkiem w scenę. — Jeśli chcesz mogę poszukać go w przyczepie — zaoferowała się patrząc ponownie mężczyźnie głęboko w oczy. — Coś się stało?
  Okrzyki tłumów milkły, a widownia zaczęła się rozchodzić. Zebrało się sporo ludzi. Jakby nie patrzeć, kiedy wszyscy zaczyneli niknąć w mroku, miejsce to wydawało się o wiele bardziej bure i szare. Bez kolorów zapatrzonych głów było tylko beznamiętnym, pustym placem.
  Dwaj mężczyźni, którzy towarzyszyli Irinie podczas pokazu posłało Jekyllowi delikatny uśmiech  i ruszyło w stronę swoich tymczasowych miejscówek, aby uzupełnić płyny jakie stracili podczas wykonywanych akrobacji. W niknącym już tłumie wyłaniał się Derv, który w plastikowej skrzynce zdołał nazbierać wystarczająco dużo pokaźnych datków — były w stanie spokojnie zadowolić ich na kolejne miesiące.
  „Wpadnij do mnie później. Mam coś, co może ci pomóc w poprawie kondycji.”
  Irina długo wpatrywała się w twarz blondyna niemal z zagadkową troską i gdy już myślał, że odmówi potaknęła delikatnie głową.
  — Wrócę do siebie i doprowadzę się do porządku, może przy okazji wpadnę na Nine’a. Oczekuj mnie.
  Dopiero teraz podczas analizy tego dnia Jekyll mógł zauważyć delikatne zmartwienie jakie towarzyszyło ciemnowłosej podczas ich rozmowy. Miało się wrażenie, że kobieta pragnie coś wyjawić medykowi, ale jest to dla niej tak poufne, że nie  wie jak się do tego właściwie zabrać. Ostatecznie zaciśnięte usta w delikatna linie uśmiechnęły się nikle. Kobieta obracała się i odeszła od blondyna, schodząc po niskich stopniach kulisów.
  Wszystko co wokół otaczało Jekylla wyglądało nad wyraz żywo. Czy to możliwe, że cofnął się w czasie? A może to tylko iluzja jaką zdołał otumanić go Nine? A co jeśli pierwsza opcja okaże się prawdziwa? Co jeśli Nine go powstrzyma i uda mu się zmienić przeszłość?
Jak bardzo zmieni się wtedy przyszłość?


►  Swoboda w działaniu
► Odczuwalna temperatura 10°C
►  Deadline: 31.01.2019
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach