Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 24.02.18 19:17  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Beware of what he crave [Jekyll]
Uczestnicy: Jekyll & Sadie.
Cel misji: Stetoskop internistyczny.
Poziom trudności: Łatwy.
Możliwość zgonu bohatera: Tylko w ramach wybitnie lekkomyślnego narażania postaci przez gracza.

_____________________________________________________________

Gorąc panujący na zewnątrz, dawał się we znaki wszystkiemu, co znajdowało się na celowniku pustynnej części Bezkresu. Wychudzone zwierzęta nie były odstępstwem od reguły i poszukiwały ukojenia w jakimkolwiek cieniu, idąc poniekąd śladem swoich mniejszych braci, skrywających się przed niemiłosiernym słońcem w norach, szkieletach ostałych budynków lub pod pobliskim gruzem, który w całej swej okazałości kilkaset bądź kilkadziesiąt lat temu musiał być ścianą jednego z tutejszych budynków. Ubrany od stóp do głów na szaro młody mężczyzna, na oko dwudziestoparoletni, kręcił się z widocznym już na pierwszy rzut oka zdenerwowaniem, a na głowie miał czarną czapkę z daszkiem, a niektóre z ciemnych kosmyków przykleiły mu się do twarzy. W miarę dobry wygląd garderoby świadczył poniekąd o tym, skąd przybył na  umówione ze sporym wyprzedzeniem miejsce spotkania, jakby celowo oddalone od oczu ciekawskich. W razie wątpliwości czerwone tęczówki posłużyłyby za dodatkową podpowiedź, choć musiał liczyć się z koniecznością okazania się świeżo zrobionym, swędzącym jak jasna cholera tatuażem.
A co jeśli zamiast członka organizacji sojuszniczej pojawi się ktoś inny? Nie umiał przecież nawet dobrze strzelać, jak jego koledzy i koleżanki. Lepiej szło mu spieprzanie od odpowiedzialności. A co jeśli umrze? Nie po to wstąpił do tej organizacji, aby od razu umierać i to jeszcze w takim miejscu. Chciał żyć wygodnie, poza czujnym okiem wojska nieprzychylnie patrzącym na jego działalność przestępczą i przede wszystkim — bezpiecznie w podziemiach kanalizacyjnej sieci. Gdyby tylko ten przeklęty Moriyama się nie rozchorował, to zastępca przywódcy może nie wytypowałby go do tego zadania razem Ulrichem i wszystko szło, by zgodnie z planem. Młody Łowca nie zdecydował jeszcze, czy bardziej bał się tego, że ktoś go nakryje, czy starszego stażem w organizacji podziemia Ulricha. W obecnej sytuacji z perspektywy świeżaka wszystko było przeciwko niemu. Niech to diabli. Kopnął piasek, ale niedługo potem tego pożałował, zwłaszcza, gdy ten uniesiony przez suchy, pustynny wiatr dostał mu się do gardła w efekcie czego świeży Łowca zaczął kaszleć.
Kim jesteś? — rzucił na widok zbliżającej się pod słońce postaci, przez co zmuszony był zmrużyć oczy, ale widział tylko ciemny zarys postaci. Chciał, by jego głos zabrzmiał z pewnością siebie, cóż, tym razem nie wyszło. Jeszcze musiał się wiele nauczyć jak na typowego żółtodzioba organizacyjnego. — Odpowiadaj i to już. — dodał niemal od razu, krzyżując ramiona na piersi, aby prezentować się odrobinę lepiej. Skwar na zewnątrz był nie do zniesienia. Już tęsknił za przyjemnym chłodem panującym pod utopijnym miastem pod żelazną ręką dyktatora i jego podwładnych w postaci patrolującego wojska.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 27.02.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Inne: Uwzględnij posiadany przez postać ekwipunek — w całości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.18 2:02  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
  Skwar.
  Słońce unosiło się na najwyższym punkcie na nieboskłonie. Pot spływał po jego skórze i znikał w połach przyklejonych do ciała ubrań. Słoneczne promienie przesuwały się po odsłoniętych ramionach, gdyż doktor pozbył się kurtki, która chroniła go przed toksycznym działaniem gorącej kuli. Miał wrażenie, że topnieje jak figura z lodu, a woda, która skapywała z ciemnej karnacji, była tego najlepszym dowodem. Zatrzymał się i sięgnął do zdezelowanej torby, która ciężyła na ramieniu. Złapał w palce szklankę, do połowy opróżnioną butelkę. Wyszarpał ją ostatkiem sił z torby, po czym przyjrzał się jej zawartości. Nie była już taka chłodna jak przedtem. Nagrzała się od czarnego materiału, które przyciągnęło uwagę wiszącemu nad jego głową chujowi. Odkręcił kapsel i przycisnął  usta do jej szyjki. Wyczuł pod językiem wodę. Przełknął parę jej kropel w celu zabicia suchości w gardle, a potem pociągnął duszkiem niemal jej całą zawartość, ale to nie ugasiło do końca jego pragnienia. Gruczoły potowe wyżebrały zbyt wiele życiodajnego płynu z jego organizmu. Groziło mu odwodnienie. Mógł zaopatrzyć się w dwie butelki. Mógł, ale tego nie zrobił i właśnie tego pożałował. Musiało mu wystarczyć tyle, ile ze sobą wziął.
  Zakręcił naczynie i odłożył go na swoje miejsce, chociaż była już niemal pusta. Zanim ruszył w dalszą drogę, rozejrzał się dookoła, by określić kierunek swojej wędrówki. Byl już blisko celu, ale nie odczuł ulgi z tego powodu. Czekała go jeszcze droga powrotna. Tak samo długo i nużąca.
  Nie od razu domyślił się, że trafił na wyznaczone miejsce wymiany. Dopiero obca barwa głosu skłoniła go do zatrzymania się. Przyjrzał się nieznajomej sylwetce mężczyzny. Przez czapkę z daszkiem miał trudność w określeniu jego koloru oczu, ale po chwili ujrzał, że były one czerwone. Odetchnął.  Uniósł do góry rękę, demonstrując żółtą chustę uwiązaną na nadgarstku. Sadie poruszyła się niespokojnie w torbie i wysunęła ciekawski łebek.
  — Jestem Bernardynem — dodał, aby potwierdzić swoją tożsamość i zaspokoić ciekawość zniecierpliwionego mężczyzny. Miał nadzieje, że wszedł w kontakt z Łowcą od którego powinien otrzymać towar dla DOGS, a nie oszusta, których na ziemiach Desperacji było pod dostatkiem (sam nim był). Nie miał siły się z takowym użerać, ani też przed nim uciekać. Był wycieńczony. Marzył jedynie o skrawku cienia i kilkuminutowym odpoczynku.


Ekwipunek:
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 1:41  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Jakież miało być zaskoczenie Bernardyna, jeśli naprawdę wierzył, że dotarł do właściwego miejsca spotkania. Na Desperacji Łowcy nie mogli czuć się jak w domu, młody członek tejże organizacji, choć bardzo świeży — aż nadto zdawał sobie z tego sprawę. Otwarta przestrzeń obrazująca zniszczenie ludzkości stanowiła wystarczająco symboliczne okowy wokół jego nadgarstków i szyi, na terenie bezkresu nikt nie powinien być pewny siebie i swoich możliwości.
Łowca czekający na członka DOGS, w tym przypadku — jak się okazało Bernardyna, ledwie powstrzymał się przed odetchnięciem z ulgą, gdy ten uniósł rękę z chustą, co nie pozostawiało miejsca na dodatkowe wątpliwości. Powoli poluzował skrzyżowane uprzednio ramiona, inaczej łatwo byłoby dostrzec, jak sztywno je trzymał. Pokiwał głową, by następnie opuścić ramiona wzdłuż ciała. Musieli ruszać.
Świetnie — skomentował niewyraźnie pod nosem młody mężczyzna, mimo że jego wargi się poruszyły. Cholerny upał, dawał się we znaki i osłabiał jego chęci na cokolwiek, ale nie mógł pozwolić na to, by to go pokonało. Miał swoje cele. — A ja Łowcą, którego miałeś spotkać. Mam poprowadzić cię do mojego towarzysza, który ma zamówiony towar. — odpowiedział dopiero, gdy mężczyzna zbliżył się dostatecznie blisko, jakby na dowód swoich słów podniósł fragment koszulki, pokazując prawe ramię, na którym widniał świeży tatuaż świadczący o jego przynależności do mieszkańców kanałów. Ekspozycja trwała jednak tylko chwilę, gdyż nie zalecano mu pozostawiania jeszcze niewygojonego na łaskę lub niełaskę słońca.
Przyjrzał się jasnowłosemu mężczyźnie nieufnie, poprawiając szybkim ruchem czapkę z daszkiem, mimo że nie było to wcale potrzebne. Młody Łowca wciąż nie czuł się zbyt bezpiecznie w towarzystwie blondyna. Rozejrzał się dokoła, jakby w poszukiwaniu żywej duszy lub czegokolwiek, co nie przypominało tamtego wychudzonego kundla, który leżał w cieniu w środku jednego z budynków, gdzie kiedyś stała wspomniana ściana, która była teraz gruzem pod butem Łowcy.
Za mną — rzucił spokojnie, kierując się w stronę przeciwną od tej, którą wszedł między ruinę budynków Bernardyn sprzymierzonej z Łowcami organizacją, by przeprowadzić go w stronę kolejnych podobnych rzędów rozpadających się lub rozpadłych budynków, a raczej ich pozostałości, stanowiące coś na wzór otwartego dla zwiedzających cmentarzyska. — Czym zajmuje się taki Bernardyn jak ty? — zapytał, zerkając na niego przez ramię. Wolał nie iść w ciszy, a przez jakąkolwiek rozmowę szybciej pójdzie im pokonanie odległości. Ulrich niestety nie uraczył go szczegółowymi i ważnymi informacjami, rzucając go na głęboką wodę i może miał ku temu powody. To co nie ulegało żadnym wątpliwościom – nie ufał świeżakowi.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 03.03. (zważywszy na urlop: możesz potraktować te ramy luźniej)
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.18 23:37  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Po karku Bernardyna popłynęły nowe krople potu. Nie był zaskoczony ostrożnością ich sojuszników. Nadała im minimalnej wiarygodności, ale nie była na tyle intensywna, by uśpić w lekarzu uzbieraną podczas wędrówki czujność. Zmęczenie nie zaćmiło do końcu jego zmysłów i instynktu przetrwania. Kłamstwa zbyt łatwo padały z jego łżących warg, więc nie miał pewności, czy stojący naprzeciwko mężczyzna nie cierpiał na podobną dolegliwość, dlatego obchodził się z nim ostrożnie. Przede wszystkim nie podszedł do niego na wyciągnięcie dłoni. Zachował większą odległość. Przytaknął na jego słowa, czekając aż ten wykona swój ruch. Podczas trwania ciężkiego milczenia, opuszki żylastych palców Dr skonfrontowały się z miękkim futerkiem ciekawskiego zwierzątka, jednak ta krótkotrwała pieszczota nie urwała długo. Po chwili potraktował wilgotny, ciekawski nos futrzaka pstryczkiem.
  — Schowaj się — burknął, ledwo poruszając ustami, ale Sadie była obdarzona uosobieniem pacjentów Bernardyna. Zaraziła się od nich niesubordynacją i demonstrowała to za każdym razem, znieważając przestrzeń osobistą swojego właściciela. W ramach odwetu za próbę wygonienia jej do torby, poczuł ostre pazury wżynające się w naskórek. Były niczym ciernie, raniły do krwi, ale nie zareagował, przyzwyczajony do występowania tego bólu.
  Zielone ślepia skoncentrowały się na sylwetce Łowcy. Prześwietlał go nimi na wylot, jakby pełniły rolę rentgena. Rozliczały z mimiki twarzy i postawy, a także ze słów, które zabrzęczały w wrażliwych błędnikach doktora. Jego osobowość była tak samo nadwrażliwa na przekręty - nie był ani płochliwą, ani mającą ochotę na ser myszą, która, zwabiona przez jego zapach, lgnie do jego źródła, a na jej wątłym ciele zakleszczają się niepostrzeżenie sidła pułapki.
  Zrobił kilka kroków w przód, ale po chwili się zatrzymał, nie minimalizując dystansu między sobą a posłańcem. Prześlizgnął spojrzeniem po otoczeniu. Pusta, otwarta przestrzeń, którą zostawił za sobą, była już wspomnieniem. Przed nim majaczyły szkielety budynków, nadgryzione przez apokalipsę i upływ czasu. Mniej więcej tak wyglądał Londyn, gdy rzucił mu ostatnie, tęskne spojrzenie znad rozwijanych, częściowo przyklejonych przez deszcze kosmyków włosów do twarzy. Uformował z palców pięści, czując pod palcami prawej krew, która skapywała z zadrapań i zgromadziła się na powierzchni ciała, by zaschnąć i sczernieć. Płytki paznokci wbiły się w skórę po wewnętrznej części dłoni i dopiero wtedy poluzował uścisk, potrząsając głową, jakby odganiał niewidocznego owada, a z jego ust padła solidna wiązanka przekleństw, które stanowiły kwintesencje jego obecnego stanu emocjonalnego. Zaczerpnął do ust ciepłego powietrza. Jego oczy znów znalazły się na wysokości twarzy Łowcy.
  Zanim udzielił odpowiedzi, na popękanych przez suchość wargach uformował się cierpki uśmiech.
  — Dbam o odpowiednie natężenie bólu — rzucił na jej łamach, nie uściślając swojej roli w hierarchii DOGS, która w tym kontekście czyniła go osobą odpowiadającą za tortury (na stole operacyjnym). Skoro Łowcom nie udostępniono informacji na temat piastowanych przez Psy pozycji, to Jekyll nie miał obowiązku takowych przekazywać.
  Ruszył za mężczyzną, utrzymując od niego bezpieczny dystans. Jego przenikliwy wzrok przeszukiwał okolicę, a w tym samym czasie wiewiórka wydostała się z torby i wskoczyła najpierw na ramię, potem na głowę Bernardyna, usadawiając się wygodnie we włosach. Jej mały nosek poruszał się, gdy wdychała unoszące się w powietrzu wonie. Jekyllowi udało jej się wpoić do głowy ostrożność. Jedna z nielicznych łączących ich cech.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.18 4:07  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Łowca oraz Bernardyn wkroczyli wprost w cmentarzysko dawno zapomnianych, rozpadających się budynków, które otaczały ich swoimi ramionami od prawej do lewej, pchani do przodu przez palące ich plecy i karki promienie słoneczne. Pozornie można, by odnieść pokrzepiające serce wrażenie, że nie sposób byłoby uraczyć tu  ni żywej duszy, ni zagrożenia, lecz sama pora dnia sprzyjała podtrzymaniu tego złudzenia. Nie należało jednak dawać temu bezgranicznie naiwnej wiary. Pod ich stopami przewijał się piasek, z którego gdzieniegdzie wynurzał się popękany fragment asfaltu.
Wiązka przekleństw zainteresowała Łowcę tylko na krótki moment, lecz nie zatrzymał się, wciąż idąc do przodu. Wodził wzrokiem po zwłokach dawnej cywilizacji i nie mógł się wprost doczekać bezpieczny na powrót. Cholerny Ulrich nie uraczył go żadnymi informacjami na temat sojuszników zza murów, co mogło bezapelacyjnie poświadczać o braku zaufania do świeżaka. Ten jednak słysząc odpowiedź ze strony jasnowłosego, zmierzył go badawczym wzrokiem, rzucając mu spojrzenie z ukosa, dopiero wówczas zwalniając nieco kroku.
Taa? A nie wyglądasz na takiego — skomentował niezbyt przekonany Łowca. Chciał dodać coś jeszcze, ale w porę ugryzł się w język. Nie mógł zapominać, że ma do czynienia z jakimś dzikusem, przez co upomniał się w myślach. Przetarł pot z czoła, poprawił następnie czapkę z daszkiem i wypuścił głośno powietrze.  
Lustrował wzrokiem teren dokoła, jakby obawiał się, że coś wyskoczy znienacka, jak z horroru na ekranie. Otwarta przestrzeń budziła w nim pewien trudny do opisania niepokój. Dodatkowo ten koleś z jasnymi włosami wydawał mu się dość podejrzany. Gdy ponownie na niego zerknął zobaczył coś nietypowego, nawet jak na jego standardy.
Hodujesz wiewiórkę na pustyni? — rzucił zdziwiony, widząc małe rude stworzenie na głowie mężczyzny. Ale numer! W M-3 nikt nie wpadł na taki pomysł, widząc te żyjątka w parku. Ponownie podjął się nawiązania rozmowy, lecz tylko po to, by podróż z punktu A do punktu B jakoś im zleciała. Jego skupienie na rozmówcy nie trwało jednak długo, gdyż jego wzrok znów został utkwiony w piachu przed nimi. Nie mógł niczego przeoczyć. Oczekiwał przecież prędkiego rozwiązania tej sprawy i jeszcze szybszego powrotu do sieci kanałów.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 14.03.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.18 15:19  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
(...) nie wyglądasz na takiego.
 Parsknął w myślach, ale przemilczał wynik obserwacji mężczyzny. Czyżby był żółtodziobem i pierwszy raz jego buty skonfrontowały się ze skrzypiącym pod ciężarem ciała piaskiem? Wyglądał to jedynie złudzenie optyczne, a posiadacz żółtej chusty umiał dbać o pozory, manipulować swoją niepozorną aparycją, która bardzo często wzbudzała w istotach wątpliwie rozumnych różnego rodzaje wątpliwości, w skrajnych przypadkach nawet lekceważący stosunek, doprowadzający najczęściej do przerwanej tętnicy.
 Zawędrował ręką do kieszeni spodni. Palce zacisnęły się na znajdującym się w nim małym przedmiocie. Igle. Kąciki jego ust zadrżały, a na nich uformował się drwiący uśmiech.
 — To nie jest tylko wiewiórka, chociaż niewątpliwie pod względem wyglądu wirus X obszedł się z nią łaskawie — odrzekł aluzyjnie, sugerując Łowy, że ma do czynienia z czymś o wiele groźniejszym od zwykłej przedstawicielki swojej rasy, bo jakże można była w tych niespokojnych, skażonych przez skutki apokaliptycznych czasach sądzić, że cokolwiek niegroźny gryzoń, ulokowane na głowie swojego właściciela, zaraz nie obnaży swojej prawdziwej natury w postaci groźniejszej i drapieżniejszej hybrydy, albo nie zamieni się w człowieka? Wolał zasiać w swoim rozmówcy ziarno strachu, obawy, niż wyjawiać mu wszystkie sekrety, które być może potem zostaną wykorzystane przeciwko niemu.
 Nadal zachowując bezpieczną odległość do mężczyzny, kontemplował jego plecy, jakby w poszukiwaniu wskazówek, ale takowych nie dostrzegł. Mógł być co najwyżej świadkiem jak ten prostuje kręgosłup lub spina mięśnie, bo Bernardyn uważnie śledził każdy jego krok, od czasu do czasu prześwietlając spojrzeniem najbliższą okolicę. Sadie obróciła się w drugą stronę. Obserwowała martwą strefę doktora. Jej nos nadal się poruszał wraz z wąsami. Węszyła w poszukiwaniu nieznanych zapachów.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.18 2:05  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Nawet jeśli Bernardyn potraktował uwagę niedoświadczonego Łowcy jako jawny akt lekceważenia — musiał liczyć się z tym, że jak na razie był od niego uzależniony, o ile, oczywiście, zależało mu na dotarciu do właściwego celu jego wędrówki bez poczucia straty dotychczasowego czasu, gdzie miał czekać drugi członek organizacji rebeliantów i dostarczeniu dla gangu DOGS zamówionego towaru. Upał lejący się z nieba okazywał się na dłuższą metę nieustępliwy, nie dało się o nim i jego nieznośnych urokach zapomnieć. Im bardziej wchodzili w głąb cmentarzyska  budynków, stanowiących echo dawnego świata i mogących się w każdej chwili się zawalić, tym coraz wyraźniejszy stawał się odgłos mieszaniny dźwięków, jakby krakania kruka lub brzmienie lisa.
To nie jest tylko wiewiórka, chociaż niewątpliwie pod względem wyglądu wirus X obszedł się z nią łaskawie, gdy  młody mężczyzna tylko usłyszał te słowa, ponownie skupił wzrok na rudym zwierzątku i skrzywił się nieco. Jeszcze trochę i zacznie tej wiewiórce współczuć.  
Posiadacze czerwinki nie są raczej podatni na działanie tego wirusa — powtórzył bez większego przekonania, co do przekazywanej treści, za to ze spokojem, mówiąc w zasadzie tylko to, co mu powiedziano. Brakowało mu wiedzy nie tylko specjalistycznej, ale i faktycznego zainteresowania tą materią. Gorzej, jeśli faktycznie ta wiewiórka była czymś zarażona i przywlecze to gówno ze sobą do miasta. Prychnął głośno pod nosem na samą myśl o takiej ewentualności, kopiąc pierwszy z brzegu kamyczek, który poleciał do przodu, zatrzymując się na kawałku zawalonej ściany z głuchym puknięciem, by chwilę potem opaść na górce zwianego piasku.
Okazać się to miało jednak jedynie ulotną ciszą przed burzą, która została przerwana rykiem przypominającym zbitek dźwięków ptasich i lisich. Niedługo potem na piaszczystą drogę, która niegdyś stanowiła ulicę, wypadło coś mierzącego sobie pięćdziesiąt centymetrów i głośnego, pędząc w stronę Łowcy i Bernardyna, a wcześniej słyszalne odgłosy stały się o wiele bardziej słyszalne. Ich pochodzenie stało się jasne, a odpowiedź w postaci odłączonego od stada raviera kłapała groźnie pyskiem, planując w pierwszej kolejności konsumpcję dolnych kończyn podróżników, traktując tym samym tę dwójkę jako przyszłe pożywienie.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 18.03.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.18 19:29  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Usta Jekylla rozszerzyły się w nieprzyjemnym uśmiechu w pakiecie z sugestią, która zapewne nie przypadłaby zarażonemu czerwinką do gustu. Wiązała się z przetoczeniem zawartości jego żył i wprowadzeniu do nich wirusa, aby potwierdzić tę tezę, mimo iż Bernardyn podobne doświadczenie wykonywał w swoim życiu kilkakrotnie i poznał słuszność takowej. Krwinki czerwone w żyłach mieszkańców podziemnej części M-3 miały zakodowany system obronny na poniewierające ludzkie ciało skurwysyństwo, a więc ówże eksperyment nie był dla niego potrzebny, by podtrzymać zawodową satysfakcję. Słowa Łowcy skomentował obojętnym wzruszeniem ramion i bezlitosnym spojrzeniem skierowanym na jego kark. Poprzedni grymas wykitował; pozostał po nim tylko fałszywy spokój.
 Podróż mijała w milczeniu. Jekyll słyszał wiatr przeciskający się przez ruiny, która kąsał ciepłym podmuchami jego policzki. Sięgnął ręką do czoła i zgarnął z niego pot wierzchem dłoni. Otworzył wargi, by dopytać, ile jeszcze potrwa ich wędrówka w głąb zrujnowanego miasta, zanim dojdą do upragnionego celu, ale żadne słowa nie zostały wyprodukowane przez jego struny głosowy, gdyż w tym samym momencie usłyszał niepokojący dźwięk. Wypuścił powietrze z płuc, doszukując się źródła pisków, ale zanim go na namierzył, wiewiórka zeskoczyła z jego głowy, po czym najeżyła futerko na grzebiecie i zademonstrowała pakiet zaostrzonych paznokci. Fuknęła na jaszczurkę, zamachała się na niego małą łapką, a po tej walecznej prowokacji, wycofała się, czmychając przed odpowiedzialnością na jeden z powolnych dachów. Rudy, puszysty ogon kołysał się, gdy zwinne zwierzę znalazło się na samym szczycie budowli i z góry łypało na gada, sycząc jak rozjuszony kot.
 Jekyll w tym samym czasie dobył skalpel z podszewki kurtki, ale, zamiast zaatakować, wykorzystał zamieszenie i wycofał się w kierunku ruin.
 — Good luck, cowboy! — krzyknął w ramach motywacji do mężczyzny, zrzucając na jego barki konfrontacje ze stworzeniem, a on sam wcielił się w rolę obserwatora, chociaż podskórnie wątpił w przydatność Łowcy na tym polu. W bezpośrednim starciu ze stworzeniem mógł zdobyć fragment jego skóry i wykorzystać na potrzeby badań, ale wtedy jego kamuflaż ległby w gruzach.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.18 20:13  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Ravier nie wyglądał na przejętego demonstracją Sadie, pchany do przodu doskwierającym mu dotąd głodem, zaburzającym mu tym samym poziom poznawczy. Posiadaczka rudej kity przykuła jednak jego uwagę, bo jakby w odpowiedzi na wydawane przez nią odgłosy gad rozjuszył się jeszcze bardziej, a wydobywający się z jego krtani dźwięk stał się jeszcze głośniejszy. Ravier podjął się nawet próby sprezentowania jej swoim paraliżującym jadem, lecz nie skończyło się ona powodzeniem. To jednak nie spowolniło oddzielonego od stada zwierzęcia, które obrało sobie nowy cel — młodego i niedoświadczonego Łowcę. Jako że Dr Jekyll postanowił skorzystać z chwili czasu i schować się w ruinach, ten pozostał na piaszczystym lodzie.
Łowca z początku wpatrywał się w niewielkie i niepozorne stworzenie, zatrzymawszy się w jednym i tym samym miejscu, może przytrzymywany strachem, niewiedzą lub chwilową dezorientacją. Coś jednak podpowiadało mu, że groźne kłapanie szczękami nie zwiastuje chęci przyjaznego powitania, w czym upewnił go umykający czym prędzej sojusznik. Sojusznik? Dobre sobie, taki sam tchórz, jak on, przemknęło mu szybko przez myśl. Dlatego nie czekając ani chwili dłużej rzucił się biegiem do tyłu, nie bacząc na promienie słoneczne. Wolał uniknąć spotkania pierwszego stopnia z hałaśliwym gadem, zwłaszcza, że został sam na polu walki.
Niestety członkowi rebelianckiej organizacji nie poszczęściło się — wszechobecny piaskowy dywan nie stanowił solidnego położna nadającego się do biegania i sprawy wcale nie ułatwiał, spowalniając go. W efekcie czego młody mężczyzna ostatecznie się potknął, lądując niezbyt delikatnie na ziemi — przejeżdżając trochę na brzuchu, przez co podwinęła mu się koszulka. Zdarł sobie również skórę po wewnętrznej stronie przedramion. Piach był gorący, parzył, lecz nie miał czasu, aby się nad tym zastawiać, gdyż pędzący jego śladem ravier, dopadł go korzystając z tego ułatwienia, wbijając ostre zębiska w łydkę Łowcy. Jeśli gad wcześniej pluł jadem w jego kierunku, to żółtodzioba uratował jedynie osłonięte materiałem ubrań ciało. Łowca zaklął głośno pod nosem, sycząc z bólu. Następnie obrócił się na plecy, próbując uderzyć szarpiące boleśnie za skórę zwierzę w głowę.
To co teraz zamierzał zrobić z tym fantem Bernardyn, zależało już tylko od niego. Mógł równie dobrze pozostawić młodego Łowcę, którego głównym zadaniem było zaprowadzenie członka DOGS do swego towarzysza lub wykorzystać zamieszanie na ucieczkę i próbę odszukania ów jegomościa na własną rękę, lecz czy wówczas mógł liczyć na pełne zaufanie?

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 27.03.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.18 0:50  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Łowca zahaczył nogą o wystający, suchy konar i stracił równowagę, przerzucając cały ciężar ciała na piaszczyste, zakurzone podłoże. Wraz z upadkiem, otoczył go tuman kurzy, który najwyraźniej opuścił głodną jaszczurkę. Bernardyn przejechał wierzchem dłoni po twarzy; jego obawy się potwierdziły, chociaż do ostatniej sekundy liczył na to, że czerwonooki dobędzie ukryta w połach ubrań broń i pociągnie za spust, zużywając parę naboi na pozbycie się gada.
Umiesz liczyć, licz na siebie — Jekyll powinien zostać wierny swoim przekonaniu, dzięki którym nadal egzystował, bez rzucających się w oczy uszczerbków na zdrowiu. Z drugiej strony wiedział, że nie działało ono w dwie strony i bardziej od chęci liczą się zyski.
  Nim gad zacisnął swoje zęby na łydce mężczyzny, dłoń Dr sięgnęły do kurtki przymocowanej do bioder. Rozwiązał węzeł i zacisnął palce na podszewce; towarzyszył tej czynności charakterystyczny dźwięk rozpruwanego materiału, skupił on uwagę uważnie obserwującej poczynania jaszczurki Sadie.
  — Nie gap się, tylko pomóż — syknął do tej małej, rudej zdziry. Ślady po pazurach tego niewdzięcznego stworzenia zdobiły lśniącą od potu skórę doktora, a przecież tylko za sprawą opieki zdołała przeżyć zimę.
Niewdzięczna suka, przeleciało Bernardynowi przez myśl. Złapał w palce skalpel i wyszedł z ukrycia. Niemal od razu przemieścił się w kierunku Łowcy. Jego krzyk brzęczał w uszach  Dr, ale jednocześnie był niezwykle przydatny. Zajęty konsumpcją skrawka obcego ciała ravier nie zarejestrował skrzypienia pisaku uginającego się pod ciężarem ciała chirurga. Jeśli ten stan rzeczy się utrzymał, Jekyll bez skrupułów nadepnął na krwiożercze ciało podeszwą i płochliwszy się, zamachnął się skalpelem nad szyją gada, za sprawą swojej zwinności unikając kontaktu z zębami.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.18 3:27  •  Beware of what he crave [Jekyll] Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Młody Łowca rzucił się do ucieczki wiedziony przez pierwotny instynkt powszechnie zwany strachem oraz brak umiejętności działania w sytuacjach stresowych, tylko to powstrzymało go przed inną, bardziej rozsądną reakcją. Świeżak czy nie — wypadało mu wybaczyć pierwsze potknięcia na Desperacji, jeszcze nie był z nią właściwie obyty, a Ulrich — jego towarzysz rzucił go wprost na głęboką wodę, licząc tym samym na wykazanie się z jego strony i szybką naukę w praktyce. Młodzik musiał zasłużyć na uznanie w grupie, tak czy inaczej. Nowy tatuaż czy czerwone tęczówki nie były gwarancją zaufania i takowego mu nie zapewniały, zwłaszcza w oczach surowego Ulricha.
Nieznany teren budził jednak niepokój młodego Łowcy, tak samo jak otwarta przestrzeń, równie mocno co nowo poznane stworzenie, które wyrwało skrawek skóry. Niewiele, zważywszy na to, że musiało się wgryźć w materiał spodni, a niebawem zostało przez niego kopnięte w gadzią głowę, która aż odskoczyła, mieląc kawałek mięsa wraz z dodatkiem, cudem się nie dławiąc. Coś w pysku na chwilę zajęło uwagę wygłodniałego raviera, jakby zatrzymując go na jakiś czas do momentu aż przełknie w końcu swój wyrwany z trudem stosunkowo niewielki kęs z czymś, co trudno się przeżuwało… To natomiast zostało skutecznie wykorzystane przez posiadacza żółtej chusty, który wykorzystał okazję i ruszył na ratunek swemu sojusznikowi. Poderżnął gardło zwierzakowi, który niedługo potem dogorywał na piachu obok. Ravier wykonywał ostatnie przedśmiertne ruchy, gdy szkarłatna, gorąca posoka barwiła zebrane przez wiatr ogromne pokłady piasku na terenie dawnej ulicy, odbarwiając go i zlepiając z ciałem gada.
Dź... D-dziękuję... — wymamrotał niewyraźnie, trochę przytłoczony i zarazem zszokowany obrotem sprawy, która niby miała pójść gładko z punktu A do punktu B. Desperacja bywała jednak zaskakująca niemal na każdym kroku. Bezpieczeństwo stanowiło natomiast zdradliwe wrażenie. Nigdy nie wiadomo co czaiło się nieopodal lub kryło się w mijanych ruinach.
Żółtodziób wpatrywał się w ten obraz z rozdziawionymi ustami, które zaraz niezwłocznie zamknął. Jeśli jego towarzysz miał na myśli uczenie w praktyce… to młody Łowca czuł się w tej chwili przerażony zajściem i lekko zażenowany tym, że dał się tak łatwo ponieść emocjom i pierwszym, odruchowym instynktem, wymuszającym ucieczkę. Nie zarejestrował momentu, w którym podniósł się do siadu, przykładając zakurzoną rękę do obszaru spodni, nie aż tak wysoko ponad nogawkę, chcąc zobaczyć miejsce, w którym pozostaną mu pewnie pamiątki i zagłębienia w skórze. Nie mógł jednak nawet poruszyć dolną kończyną. Wstrzymał oddech. Wypuścił powietrze. Wciągnął bezgłośnie nową dawkę do płuc. Wszystko, tylko nie panikuj. Cholera, tylko nie panikuj, nie jesteś tu sam, powtarzał gorączkowo w myślach. Oddech mu się spłycił.
To może nieodpowiedni moment na przerwę w wędrówce — zaczął niepewnie młody mężczyzna, nie siląc się już na zachowanie pozorów pewności siebie i ciesząc się, że przeszło mu coś przez gardło, przy bladej jak ściana skórze, którą na szczęście rekompensował cień, gdyż do górującego słońca nad ich głowami zwrócony był tyłem. Z wrażenie ignorował nawet piekące, obdarte łokcie. — Ale mamy problem, nie mogę poruszyć nogą, w którą mnie ugryzł… Trzeba to obejrzeć, oczyścić i prowizorycznie zabezpieczyć. Cokolwiek. — Stale próbował ruszyć nią, lecz nie kończyło się to pożądanym rezultatem. Modlił się w duchu, aby to było czasowe. Musiał wrócić przecież do Ulricha, a potem dotrzeć do miasta. Nie wiedział jeszcze, że wraz z wgryzieniem się w skórę, rozrywając tym samym spodnie, przez raviera poprzez ślinę został zaaplikowany jad paraliżujący. — Musisz pomóc mi się stąd ruszyć, nie możemy zostać na widoku niemal na środku ścieżki, to nierozsądne. Może być tu takich więcej. — dodał pospiesznie, jakby chcąc zamazać to, że wcześniej uciekał i niefortunnie się przewrócił. Gdyby miał tylko pod stopami stały grunt, jak miało to miejsce w M-3, a nie niestabilny, rozgrzany od słońca zgromadzony wszędzie piasek, udałoby mu się.


 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 29.03.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: lekki szok wywołany odgryzionym niewielkim kawałkiem skóry (wraz z materiałem spodni, który zmniejszył szansę większych obrażeń) przez raviera. Paraliż w efekcie zaaplikowania jadu w ślinie poprzez ugryzienie – obejmujący palce u nogi, obszar wokół kostki aż do wysokości kolana (czas działania: 1/3 posty).
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach