Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Śmiech - głośny i dziki, i rubaszny, i zadawać by się mogło niekontrolowany - rozbrzmiał wewnątrz czaszek dwójki uczestników tegoż cudacznego wydarzenia, przywodząc na myśl niespodziewany, niezapowiedziany wybuch bajecznie kolorowych fajerwerków. Grzmiał pośród ich myśli niby burza chaotyczna i niszczycielska, rozbijał się po umysłach jak byk niezdarny i na domiar kulawy, wył niczym wichura rozpędzona i obłędem dogłębnym spętana. Śmiał się i śmiał, i śmiał... i nie było widać końca tego koncertu im na chama, bez możliwości sprzeciwu zaserwowanego. Aż wreszcie, po minutach dobrych paru, ustał on tak nagle, jak to się zaczął, zostawiając po sobie ciszę głuchą zabarwioną piskiem niskim, w uszy się wbijającym i delikatnie wibrującym.
- Ależ Paniczu, zawsze jest inny wybór od tego na tacy podanego - odezwał się On, a głos jego niósł ze sobą nutę ochrypłą i boleśnie, do krwi jakby zdartą. Dalej ton wypowiadanych przez niego słów był raźny i radosny, może nawet bardziej, niźli przy początkowych wypowiedziach, jednakże ta surowa, wypolerowana do kości chrypa podsuwała sugestię odnośnie tego, że persona katująca ich podpowiedziami i szyderstwami nie jest jednak jakimś wszechmocnym głosem znikąd; duchem niematerialnym i czającym się w czarnym suficie; bóstwem tajemniczym i dawno już zapomnianym, a istotą, która to wcale nie jest odporna nawet na tak przyziemne, normalne dolegliwości, jak zdarte od zbyt długiego śmiania się gardło. A może była to najzwyklejsza, podła i okrutna sztuczka z modulacją głosu? Ha! Któż to wie?

Podczas gdy Marcelina stała po drugiej stronie mocnej, grubej szyby i przyglądała się poczynaniom jej kompana niedoli, ten postanowił przyprawić ją o mały zawał serca i postąpić naprzód, ku utkniętemu w ścianie, rozkładającemu się wężowi. Wpierw niby zadał stworzeniu groźnemu i kły szczerzącemu pytanie, jednakże ten nie odpowiedział w żaden, jakikolwiek sposób, wpatrując się tylko w niego tymi swoimi płomyczkowi ślepiami i obserwując uważnie każdy wykonywany przez niego, najdrobniejszy ruch. Havoc, bawiąc się w Daredevila, ruszył się ku niemu i wyciągnął śmiało, acz ostrożnie rękę ku wajsze, robiąc to jednak w taki sposób, że nie dałby rady z tejże odległości jej pochwycić czy chociażby czubkiem paluszka tyknąć. Gadzina wyszczerzyła bardziej swoje kły zakrzywione, unosząc wściekle wargi i rozdziawiając szerzej swoją paszczę, lecz nie zaatakowała, nie rzuciła gwałtownie w przód. Powoli, powoli Wojskowy zbliżał się dłonią do swemu oddalonego, niemożliwego z tego dystansu do złapania celu, aż wtem zdarzyło mu się zrobić nieco szybszy, prędszy ruch w przód.

Reakcja stworzenia była natychmiastowa.

Wystrzelił on do przodu niby strzała puszczona z napiętej, przygotowanej do bitki kuszy, zębiska mając wycelowane w nadgarstek mężczyzny i planując wgryźć się w niego brutalnie i boleśnie, i wygłodniale. Havoc nie byłby w stanie zareagować na czas - odskoczyłby, owszem, wykonałby unik, tak, ale mimo wszystko nie obyłoby się bez otrzymania jakiejś rany. Na calutkie szczęście spięta i obserwująca całą sytuację Marcelina zatrzymała z pomocą Telekinezy napastnika w momencie, gdy końcówki kłów były praktycznie milimetry od skóry Informatora. Przypłaciła to utraceniem iluzji z ogona, który to chwilę później stał się świetnie widoczny i ukazał się całemu światu - no, temu światu tutaj, małemu i zamkniętemu, i przypominającemu pokój próby wykreowany przez jakiegoś szurniętego dowcipnisia.
- Ohoho, wiedziałem, kogo wybrać! - rozgrzmiał On wesolutko i z jawną aprobatą, podczas gdy unieruchomiony na ten moment wąż syczał bezdźwięcznie i głucho. Idealna okazja do wykorzystania, czyż nie?

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Marcelina: Telekineza 2/3 użycia | Nyktokineza 2/3* przerwy
    *Przerwa skrócona ze względu na tylko jeden post użycia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzwoniący w uszach śmiech sprawił, że Havoc zadrżał, czując w górnej części czaszki nieprzyjemny ból. Zamknij się, chciał wyrzec, jednakże był świadom, że jego komenda nie wpłynęłaby w żaden sposób na postępowanie mężczyzny. Mogła zaledwie podsyć płynącą z jego przepony radość.
  Podjęta przez informatora decyzja była lekkomyślna. Był tego w pełni świadom, aczkolwiek w obliczu tej sytuacji nic innego nie przychodziło mu do głowy. Albo umrze z powodu braku prowiantu, albo zginie przez śmiertelny jad w próbie wydostania się z tej pułapki. Obie te opcje nie rysowały w kolorowych barwach jego przyszłości, ale z pewnością nie chciał spędzić tutaj reszty życia.
  Kiedy jego dłoń znalazła się w bliskiej odległości od wajchy, był gotów ponieść wszelkie konsekwencje swojej decyzji, gdyż wówczas wiedział, że nie uda się mu umknąć przed kłami nieprzyjaciela. Dojrzał kątem oka jak ten, z mrożącym krew w żyłach sykiem, wystrzelił w nań kierunku i Mike nie miał nawet czasu na reakcje. Otóż niemal poczuł, jak uzębienie strażnika wbija się w jego skórę, niemniej nic takiego się nie wydarzyło. Gad znieruchomiał i tylko centymetry dzieliły go od dłoni człowieka.
  Havoc zwykle nie podejmował niepotrzebnego ryzyka, ale w tym wypadku ryzyko było nieodłącznym elementem współpracy z nieznaną mu kobietą, gdyż był nieomal pewny, że to ona interweniowała. Pomimo ulatujących ze skory kropli potu, zachował zimną krew, choć serce boleśnie obijało się o żebra, i wykorzystał moment paraliżu stworzenia. Zacisnął palce na mechanizmie i pchnął go, a przynajmniej próbował to uczynić bez gwarancji powodzenia swojej misji. Zakleszczając palce na przedmiocie zamortyzował ich drżenie. Uznał to za swój prywatny sukces. Jeżeli to nie poskutkuje pozytywnym wynikiem, pozostała mu naiwna nadzieja, że drzwi znajdujące się opodal są otwarte.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zacisnęła mocno zęby, krzywiąc się lekko i powstrzymując się od głośnego komentarza. Irytujący chichot odbierał resztki komfortu Marceliny, doprowadzając do granicy szału. Milczała jednak dzielnie, zaciskając lekko pięści i marszcząc brwi. Nie chciała dawać prowokatorowi satysfakcji, karmiąc go własnym gniewem.
Tak jak zdołała przewidzieć, wąż zaatakował. W momencie, gdy dłoń mężczyzny niemalże dotknęła wajchy, gad wyszczerzył zębiska i wystrzelił cielskiem, celując w nadgarstek Havoca. Wymordowana zdążyła zareagować w porę i utworzyła między wężem a dłonią mężczyzny pewną barierę, pułapkę, w którą gad wpadł; w tym momencie mężczyzna złapał za wajchę i próbował ją pociągnąć. Marcelina w tamtym momencie dostrzegła ruch w okolicach nóg. Odwróciła się gwałtownie, w pierwszej kolejności spodziewając się innego węża w obrębie stóp; ze zdziwieniem odkryła, że był to... jej ogon! Iluzja działała na tyle świetnie, że nawet wymordowana poddawała jej się bez walki. Gdy więc dostrzegła ogon wijący się po podłodze, szybko doszła do wniosku, że w tym miejscu korzystanie z wszelkich mocy czy artefaktów osłabia iluzję. Było to trochę niepokojące i dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy dalsze korzystanie z mocy nie wywoła innych skutków ubocznych.
Nie miała jednak innego wyjścia. Musiała przecież pomóc mężczyźnie - już dawno pojęła jasne zasady tej dziwnej gierki. Muszą współpracować, inaczej nigdy się stąd nie wydostaną.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Opłaciła się ich współpraca i przede wszystkim interwencja Wymordowanej, ponieważ Wojakowi ostatecznie udało się, w akompaniamencie ukontentowanego i przepełnionego dumą chichotu buszującego wewnątrz ich czaszek, chwycić za wajchę i pociągnąć ją mocno w dół. Niemalże poleciał przy tym silnie do przodu, na ścianę groźnie przed nim sterczącą, gdyż bardzo niewiele, o dziwo, potrzeba było wysiłku, ażeby to poruszyć tym uległym, strzeżonym przez zastygłego w bezruchu gada kawałkiem drewna. Zgrzyt przeciął przestrzeń niby wystrzał z armaty, odbił się dzikim echem od posadzki i kamieni, i powierzchni kwasowej cieczy, ginąc ostatecznie w suficie czarnym i przepastnym, i jakby nieskończonym. Ledwo dźwięk ten rozmył się, rozpłynął w powietrzu niby mara złudna, zarówno wąż na wpół przez śmierć zeżarty, jak i srebrzysty pęk cierni blokujący drogę Marcelinie do zbawiennych drzwi rozsypały się w niewidzialny, nieistniejący popiół. Cicha zalęgła się w pomieszczeniu tym na pół szklaną przegrodą przedzielonym, flauta wypełzła śmiało z rogów i zapanowała dzielnie wokoło, milczenie osiadło na posadzce niby popiół wojenny i bitewny, i w krwi skąpany. Spokój, słodki i kuszący, opatulił ich oboje niematerialnymi kocami, nie będąc, zaskakująco, przerwanym przez jakże irytujący, szydzący z nich Głos. Nic się nie działo, nic nowego nie spadało im na głowy, żadne świeże próby nie były im kpiącym i wesołym tonem przedstawiane.

Nic.

Jeśli bohaterowie nasi zacni podejdą do drzwi dla nich już pięknie dostępnych, to przekonają się, iż są one dla nich otwarte - ale tylko wtedy, kiedy oboje złapią za klamki w tym samym czasie, równocześnie. Rozwarcie ich pokaże im czerń głęboką i niemożliwą do spenetrowania wzrokiem, jednocześnie zapraszając w swe kojące odmęty, jak i odpychając pustym, chłodnym odczuciem. Kiedy oboje przekroczą próg, to dopiero wtedy zapali się światło - fioletowe, jaskrawe i nadające otoczeniu ostrych, wyrazistych kantów - a także uaktywni się chór głosów barytonowych, wyśpiewujących pieśń w nieznanym, acz magicznie brzmiącym języku. To czaszki zaściełające calutką ścianę okrągłej, sporej sali o kilkunastometrowej średnicy i niknące nawet w znajomej już naszej dwójce czerni sufitu odgrywały rolę idealnie zgranej kapeli, ruszając żuchwami i wydając z siebie zawodzenie to pięknie w ucho wpadające. Podłoga była standardowo, niezmiennie kamienna, zaś na środku znajdowały się trzy interesujące rzeczy: zwisający z sufitu szyją do dołu, pozbawiony głowy szkielet, który to odebrał ich jeszcze nie tak dawno temu z pierwszej komnaty; lustro wysokie na trzy metry i szerokie na dwa, w którym znajdował się niewyraźny, zamazany obraz jakiejś postaci; oraz Mamusieńka, która wyglądała zdecydowanie lepiej i składniej, niźli na początku.

Istotnym i ważnym faktem było tutaj to, że mimo że Havoc i Marcelina przeszli przez drzwi znajdujące się obok siebie, na jednej ścianie, to weszli w nowe, przepastne pomieszczenie w dwóch różnych punktach. On od południa, wychodząc naprzeciw stojącej do niego przodem, wciąż przebitej włócznią kobiecie, której arystokratyczna twarz była obecnie calutka z jednym okiem dalej tylko wypalonym. Wiele jej obrażeń - prócz tych na prawej dłoni i kilku poparzeń - ustąpiło cudownemu ozdrowieniu, gładkiej skórze, brakowi jakichkolwiek oznak tego, że coś tam wcześniej tragicznego było. Prezentowała się o wiele przyjemniej dla ludzkiego oka, porządniej, ale w dalszym ciągu przyprawiać mogła o dreszcze, zwłaszcza z jej suknią czarną, która przywodziła obecnie na myśl dym gęsty i wijący się u jej stóp niby jadowite węże.
- Dziecię moje! Wiecznie razem! Jeszcze troszkę i... zdobędziemy władzę! - Wyciągnęła ku niemu ręce i postąpiła ciężki, metalicznie szeleszczący krok naprzód.
Szakalica, tymczasem, pojawiła się w sali wejściem na północy, Havoca i Matulkę słysząc doskonale, ale mając zasłoniętych ich wspomnianym, obróconym powierzchnią odbijającą w jej kierunku lustrem. Nie pokazywało ono, jednak, otoczenia, a nicość przeraźliwą, zimnem bijącą i zamieszkałą przez istotę pojedynczą, na baczność wręcz stojącą. Jeśli Marcelina odważy się zbliżyć do tegoż majestatycznego, o złotej i zdobionej bajecznie ramie przedmiotu, to zobaczy, że niekształtna, jakby nieuformowana do końca postać posiadała kilka jej własnych cech - sylwetkę i włosy, i skórę, i rysy twarzy. I w pewnym momencie odbicie to uśmiechnie się szeroki i pomacha do niej słodko, chichocząc bezdźwięcznie i niekontrolowanie, i szaleńczo.
- Witaj, Młoda Damo! - rozgrzmiało w ich umysłach, mocniej i silniej niż poprzednio, realniej.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Marcelina: Telekineza 2/3 użycia | Nyktokineza 2/3* przerwy
    *Przerwa skrócona ze względu na tylko jeden post użycia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie sądził, że wajcha ustąpi od ręki, więc, by uchronić się przed upadkiem na ścianę, oparł o nią lewą dłoń. Kika kosmyków upadło bezwładnie na jego czoło. Nabrał od ust powietrza i po chwili wypuścił go ze świstem, niemniej na jego ustach ukazał się uśmiech w obliczu zmian, jakie zaszły w pomieszczeniu. Zanim zetknął palce z klamką drzwi, poczekał aż kobieta znajdzie się po drugiej stronie. I nie dlatego, że jego przenikliwy umysł przejrzał mechanizm, którym rządziły się drzwi. Nie, po prostu chciał mieć pewność, że Marcelina bez żadnych przeszkód skonfrontuje swoje stopy z podłożem mieszczącym się opodal wyjścia. I nie zawiódł się, mimo mglistej świadomości, że właściciel głosu znowu mógł splatać im figla w postaci kolejnej przeszkody. Ponadto, oprócz bezpieczeństwa towarzyszki, zależało mu na jeszcze jednym, bowiem nie chciał sam przekraczać progu kolejnego pomieszczenia. Nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że to nie koniec, a zaledwie przedsionek ich przygody w gmachu tego osobliwego miejsca.
  Otworzył usta, jednakże nie wyrzekł żadnego słowa, mimo iż takowe miał na końcu języka. Przyświecał im jeden cel - chęć szybkiego opuszczenia tego pomieszczenia, więc bez zbędnych dyskusji ujął w dłoń klamkę i pchnął wrota. Przez czysty przypadek uczynił to w tym samym czasie, co kobieta, zatem drzwi stanęły przed nimi otworem.
  Havoc spodziewał się ja ujrzeć po swojej prawicy, jednakże jego oczy napotkały ścianę. Najwyraźniej ktoś, kto projektował te podziemne lochy nie miał zamiaru udaremnić im spotkania. W oczy niemal natychmiast rzuciła mu się przebita włócznią kobieta, najpewniej ta sama, która złożyła im gorące powitanie przed kilkunastoma minutami, chociaż w gruncie rzeczy równie dobrze mogła minąć cała wieczność od ich ostatniego spotkania. Informator stracił rachubę czasu.
  — Władzę? — Błękit jego tęczówek skonfrontował się z jej obliczem. Nie umknął jego uwadze fakt, wyglądało o wiele lepiej niż poprzednie. Gdyby nie kilka ubytków mogła uchodzić za piękność.
  Uczynił kilka kroków w tył, aby uniknąć kontaktu z nią, aczkolwiek szerokość pokoju uniemożliwiał mu ten zabieg. Po chwili poczuł chłodną strukturę ściany za swoimi plecami i dopiero wówczas odkrył, że owej komnacie panował nieprzyjemny chłód.
  — Nie zależy mi na zdobyciu władzy. Powierzam ją w twoje ręce. Chcę się stąd wydostać. — Zerknął na  wyciągnięte ku niemu ręce, śląc się na bezemocjonalny ton. Niemal powiodła mu się to sztuka. Niemal, bo nie mógł wyzbyć się niemieckiego akcentu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niemalże podskoczyła, gdy głośny dźwięk po uwolnieniu dźwigni przeszył jej uszy. Marcelina poczuła przypływ ekscytacji. Udało się! Wspólnie pokonali pierwszą przeszkodę - pewnie jedną z kilku, które jeszcze czyhały na dwójkę w kolejnych etapach zabawy. Z rysującym się, lekkim uśmieszkiem na twarzy podeszła do mężczyzny i złapała chłodną klamkę równocześnie z nim - ta ustąpiła bez problemu, co bardzo dziewczynę ucieszyło. Zerkając ostatni raz kątem oka w stronę węża, którego nie dostrzegła, gdyż ten wcześniej rozpłynął się - z sercem w gardle i otulającym ją spokojem wkroczyła do pomieszczenia, będąc bardzo ciekawą kolejnych wydarzeń...
Gdy przekroczyła magiczny próg, jej oczom ukazała się... nicość, obramowana w ciemną ramkę - niczym lustro. Marcelina odwróciła głowę w stronę, gdzie przed chwilą stał Havoc - ze zdziwieniem odkryła, że towarzysz zniknął. Przełknęła ślinę, nagle usłyszawszy kobiecy głos, po którym nastąpiła odpowiedź mężczyzny. Marcelina chciała jak najszybciej dostać się na drugą stronę, by dołączyć do Havoca - o wiele lepiej czuła się w jego towarzystwie niż samotnie, co zresztą zrozumiała już dłuższą chwilę temu.
Zrobiła kilka ostrożnych kroków do przodu, zerkając na zwierciadło stojące przed nią, w którym pojawił się ruch. Ujrzała osobę, która w pierwszych chwilach zdawała się być lustrzanym odbiciem Marceliny - wyglądała tak samo i z początku czyniła identyczne ruchy. Potem jednak postać zaczęła wykonywać własne gesty, machając do wymordowanej i szczerząc się, choć dziewczyna stała w bezruchu osłupienia. Zjeżyła się trochę, czując narastającą irytację - miała serdecznie dość tych gierek. Ktoś ewidentnie grał przed dwójką na nosie. Zignorowała powitanie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń i przez krótką chwilę groźnie marszcząc brwi pod dyktando chwilowej irytacji.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Oboje przeszli przez drzwi oferujące im wydostanie się z poprzedniej, przedzielonej na pół szklaną przegrodą sali, wkraczając do okrągłego pomieszczenia zajmowanego przez lustro oraz Matulkę. Nie widzieli się nawzajem, jako że wspomniane rzeczy znajdowały się idealnie pomiędzy nimi i tym samym blokowały im możliwość ujrzenia się. Na domiar tego, Havocowi nie dane było zobaczyć zniekształconego, niepełnego odbicia w lustrze, ponieważ stało ono do niego czarnym, wykonanym jakby z obsydianu tyłem, z kolei Marcelinie widok na pokiereszowaną, przebitą włócznie kobietę zasłaniało to wielgaśne, skierowane w jej stronę zwierciadło. W jednym pokoju się znajdowali, w końcu nie rozdzieleni, a mogący spokojnie działać razem, a i tak coś tkwiło między nimi; coś przeszkadzało im w interakcji i pięknej, słodkiej współpracy idącej do przodu pełną parą. Tym czymś była Mamusieńka i Lustro, którego mieszkaniec - karykatura Wymordowanej, niekompletna i przywodząca na myśl puzzle poukładane z przesianego, wiekowego kompletu elementów - uśmiechał się szyderczo i szeroko, i bezczelnie w stronę właścicielki kasyna. Rozłożył wtem ręce i uniósł podbródek lekko w górę, delektując się jakby rozbrzmiewającym wokół nich chórem; pieśnią wyśpiewywaną przez czaszki zaścielające calutką, okrągłą ścianę.
- Ciekawe niezmierny jestem, Młoda Damo, cóż jeszcze możesz mi zaoferować. Cóż jeszcze możesz mi oddać - rozgrzmiał w umysłach obu uczestników tej chorej zabawy głos Odbicia, mimo że usta krzywego odzwierciedlenia Marceliny nie poruszyły się ani odrobineczkę. - No cóż, już niedługo się przekonamy, hm?

Wojskowy, tymczasem, wycofał jak najdalej tylko mógł od Matulki do niego przemawiającej, wpadając tym samym na ścianę, od której biło przeraźliwe, szczypiące odsłonięte kawałki skóry zimno. Przez zabieg ten zetknął się niechybnie z ludzkimi czaszkami wyśpiewującymi swoją piosenkę - nieustannie i nieprzerwanie, i calutki czas, niby odtwarzacz zapętlony na jednym, pojedynczym utworze - i poczuć mógł przez ubranie ruszające się, ocierające o niego żuchwy tegoż osobliwego chóru. Kobieta przyodziana w czerń, z kolei, wydała z siebie jęk przeraźliwy, zakrapiany wewnętrzną boleścią i niedowierzaniem, i bólem, postępując ciężki, klekoczący stalowo krok naprzód.
- Razem - rzekła ochryple i wolno, i z dobitnie. - Razem. Razem. Razem. Razem. Razem. Razem. Razem. Razem. - Ruszyła w jego stronę mozolnym, ograniczonym przez łańcuchy marszem, w pewnej chwili sięgając prawą, obdartą do krwi i kości dłonią po wystającą z jej barku rękojeść włóczni. Nie czekając na nic więcej, wyszarpała ją z zadziwiającą łatwością i swobodą ze swego ciała, ignorując rozszarpane, zwisające z nowo powstałych otworów mięso i mięśnie; pogruchotane i połamane, i potrzaskane kości klatki piersiowej; litry krwi rozpryskujące się groteskowymi obrazami na kamiennej posadzce dookoła niej. Krzyknęła - długo i głośno, i zadziwiająco zgranie z pieśnią rozbrzmiewającą w powietrzu - i rzuciła się w stronę Havoca, celując ostrzem uwolnionej, poplamionej posoką broni prosto w jego serce.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Havoc - masz kilka sekund na reakcję.
  • Marcelina: Telekineza 2/3 użycia | Nyktokineza 3/3* przerwy
    *Przerwa skrócona ze względu na tylko jeden post użycia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jednym z najmniej lubianych przez niego słów, było to, które wielokrotnie padło z ust kobiety.
Razem.
   Skrzywił się, ale nie uraczył jej już żadnym komentarzem. Miał wrażenie, że lepszy efekt odniósłby, wdając się w dialog z własnym odbiciem lustrzanym niżeli z nią, stąd też na jego obliczu wstąpiła maska chłodnego profesjonalizmu. Zachowując uparte milczenie, śledził każdy jej ruch. Nie zareagował na widok jej wnętrzności; takowe nie wzbudzały w nim odruchu wymiotnych. Przywykł do nich przez wzgląd na swoją pracę dorywczą, o ile w ogóle mógł takim mianem określić swoją nielegalna działalność, która, zamiast zysków materialnych, przynosiła mu zaledwie satysfakcje.
  Najpierw krzyk, a potem szczęk łańcuchów zagłuszył rytm wybijany przez serce. Syknął, aczkolwiek nie z powodu bólu alarmujące go tym, że nie wybrnął sytuacji. W momencie, kiedy kobieta rzuciła się wprzód, by z nim skończyć wiedział, że sprawy przyjmą niekorzystny dla niego obrót i nie zdoła zrobić pełnego uniku. Nie posiadał zbyt rozwiniętej kondycji i choć drzemał w nim zakorzeniony refleks, nie był aż tak rozwinięty jak w przypadku wojskowy z zapleczem szeregu szkoleń. Syknął, mając świadomość, że broń miała na sobie wiele zarazków, co w prostej linii mogło doprowadzić do nieprzyjemnych w skutkach problemów zdrowotnych.
  Przez upośledzone receptory bólowe nie był wstanie wyznać się, jak głęboko grot broni zabrnął, wiedział natomiast, że nie zatopił się całkowicie w jego ciele, powstrzymany przez kość obojczykową. Impet uderzenia sprawił, że plecy Havoca przyległy do ściany, naruszając strukturę wystających z niej czaszek, przez to jeszcze bardziej odczuł jej chłód.
  Ręka informatora mimowolnie zacisnęła się na włóczni, zanim kobieta zdołała ją wyjąć z jego skóry. Mike, podobnie jak ona, też nie odczuwał bólu w pełnym wymiarze. Ból był znikomy, niemalże nieistniejący, dlatego emocje nie zdominowały rozsądek.
   — Gdzie jest moja narzeczona, matko? — zapytał, dławiąc w sobie pogardę po wypowiedzeniu ostatniego rzeczownika. Zadziwiające, że w tych okolicznościach liczył się z żywotem Marceliny i nie dbał o swoją skórę, ale dużo jej zawdzięczał. I miał zamiaru to okazać.
  Wbił chłodne spojrzenie w oblicze trupa. Nie miał wątpliwości, że zaraz znowu zaatakuje. Przypominała mu o tym ciepła strużka krwi spływająca po klatce piersiowej. Jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na broni. Nie dysponował zbyt dużą siłą, zatem nie sądził, że uda mu się wyszperać jej włócznie, ale przynajmniej dzięki temu powstrzyma jej kolejny atak. Łańcuchy. Musiał skupić się na łańcuch. Skoro nie dało jej powstrzymać konwencjonalnymi metodami, to być może one były kluczem do zwycięstwa.


|| Wolałem zdać się na los. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko takiemu rozwiązaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina zmrużyła oczy, ściskając pięści i wbijając bezboleśnie paznokcie w miękką skórę dłoni. Patrzyła na istotę, która - choć prezentowała się jako stworzenie niemalże identyczne - wymordowaną nie była. Wykonywała zupełnie inne ruchy, jej twarz zdradzała kompletnie inne emocje. Cofnęła się dwa kroki, gdy usłyszała głos skierowany do jej osoby. - A co Ci mogę dać? - spytała cicho, instynktownie chowając wciąż zaciśnięte pięści lekko za siebie. Wcześniej chodziło o współpracę, a teraz? Obecnie odbierasz mi mój cenny czas, pomyślała, przysłuchując się rozmowie. Od akcji rozdzielało ją zwierciadło, jednak głosy dwójki przebywającej po drugiej stronie słyszała doskonale, rozumiała też słowa mimo rozmycia przez niemilknący chór.
Gdzie jest moja narzeczona, matko?
Dziewczynie z niewiadomych powodów zabiło szybciej serce. Ona również przestała dbać w tej gierce tylko o siebie - z jakiegoś powodu przywiązała się do Havoca. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, twórcom tej dziwnej gry udało się dokonać jednego - w jakiś sposób zbliżyli dwójkę do siebie wymuszając na nich współpracę. - Tu jestem - podniosła głos, unikając jednak niepotrzebnego krzyku czy wrzaskliwego tonu. Chwilę później usłyszała krzyk maszkary i w tamtej chwili domyśliła się, że mężczyzna znów znajduje się w gorszej sytuacji, a ona musiała mu jakoś pomóc.
Zbliżyła się do lustra, nie spuszczając z oczu postaci przed sobą. Uniosła rękę, przesuwając ją powoli w stronę odbicia, będąc ciekawa reakcji powierzchni w chwili jej styczności z jej wyciągniętymi opuszkami palców. Mogła próbować w nie uderzyć, szukając ciężkiego przedmiotu i rzucając w zwierciadło; mogła powołać szakale, które natarły by na lustrzaną powierzchnię. Wymordowana stwierdziła, że najpierw musi spróbować załatwić sprawę pokojowo.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Bliżej niezidentyfikowana, przyodziana w kilka jej elementów wyglądu persona wpatrywała się w Marcelinę nieustannie i bez przerwy, mimo że ciężko było to stwierdzić przez fakt, iż niekompletnemu odbiciu brakowało oczu. Uśmiech zdobiący niedokończoną, na wpół jakby jedynie wyrzeźbioną twarzyczkę poszerzył się w odpowiedzi na słowa Wymordowanej - poszerzył tak bardzo, że rozciągał zbyt silnie mięśnie i skórę, zaokrąglał groteskowo kąciki ust i pokazywał za dużo zaostrzonych niczym śmiercionośne kły zębów.
- Teraz rozmawiamy, ha! - rzucił wesoło i z nutą zadowolenia, wychylając się naprzód i oblizując łakomie wargi. - Co mi możesz dać? - powtórzył, śledząc bacznie i uważnie każdy czyniony przez nią ruch i krok. Po niedługim, stosunkowo krótkim czasie Marcelina dobrnęła do pięknego, zdobionego lustra, wyciągając ku gładkiej, chłodnej powierzchni rękę w próbie pokojowego, spokojnego załatwienia całej tej przedziwnej, magicznej sprawy. Czyn jej odzwierciedlony został przez Postać, a kiedy dłonie ich zetknęły się ze sobą, jego palce - lodowate w dotyku i przywodzące na myśl kruche szkło - przebiły się przez taflę i splotły się z jej własnymi w pewnym, stalowym uścisku. - Wszystko. Możesz dać mi wszystko. Możesz dać mi życie - zaproponował słodkim, kuszącym tonem. - Jedno życie. Jedno Twoje życie za jedno moje. Jedno życie potwora za jedno człowiecze - ciągnął z narastającą w jego głosie euforią i niedoczekaniem, i nieposkromioną radością, a puste jego oczodoły zamigotały i wypełniły się kryształowymi, potrzaskanymi drobinami o nienaturalnie niebieskiej barwie. Dokładnie i idealnie takiej, jaką zaobserwować można w ślepiach właścicielki kasyna.

Ostrze włóczni dosięgło - częściowo, ale jednak - swego upragnionego, pożądanego celu, zatapiając się bezlitośnie w ciele Havoca i dopiero po dobrych kilku centymetrach zatrzymując przez zahaczenie o kość obojczykową. Świeża, gorąca krew zmieszała się z wcześniejszą, zimną i w poniektórych, o wiele starszych punktach już zakrzepłą, podczas gdy czaszki zalegające na okrągłej ścianie pomieszczenia i dotąd wyśpiewujące piękną pieśń nagle oraz niespodziewanie zamilkły. Chór ucichł niby zdalnie wyłączony i odcięty od życiodajnego prądu, zalewając tutejszą przestrzeń milczeniem oraz ciszą przerywanymi wyłącznie przez cztery - jeżeli można zaliczyć tu i personę zamkniętą w lustrze - znajdujące się wewnątrz niej istoty. Ta podająca za się Matulkę Wojskowego - a przynajmniej sama siebie tak postrzegająca - nie odpowiedziała na zadane przez niego pytanie, wpatrując się tylko w niego rozszerzonymi z szoku i strachu, różniącymi się od siebie - jedno zdrowe, drugie w dalszym ciągu wypalone - oczyma. Głos Marceliny - wyraźny i dobitny, acz z dala trzymający się od terytorium krzyków - dobiegający do nich z drugiej półkuli sali rozbrzmiał w obecnej flaucie niemalże niestosownie, niewłaściwie i nie wyglądało na to, aby Nieumarła w ogóle go zarejestrowała, usłyszała. Rękojeść upstrzonej posoką, dalej majestatycznej broni puszczona przez nią została, co spowodowało pociągnięcie Havoca w dół wraz z ciężarem masywnego, złapanego przez niego w dłoń oręża i niechybne, mocniejsze rozdarcie jego krwawiącej obficie szramy.
- Nie! - wrzask Matulki rozdarł brutalnie powietrze, kiedy ta wygięła się karykaturalnie w tył i chwyciła w obie garście swoje białe włosy tuż przy skórze czaszki, ciągnąć i targając, i szarpiąc. - Tak! Nie, nie! Razem! Nigdy! Zabij! Nie chcę! Zabij - Miotała się i wrzeszczała, i wyła, cofając o trzy kroki i walcząc jakby z samą sobą.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Marcelina: Telekineza 2/3 użycia
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Usłyszał krzyk Marceliny, ale ani drgnął. Chwila dekoncentracji mogła kosztować go życie. Nie uczynił nic, aby zlokalizować źródło tego dźwięku. W dalszym ciągu wpatrywał się uparcie w oblicze monstrum, które podszywało się za jego matkę. Spodziewał się, że wytrąci mu oręż z dłoni, ale przeliczył się w swych przypuszczeniach. Zamiast tego uczyniło kilka kroków w tył i zademonstrowało informatorowi pakiet swojej paranoi, od którego zabolały uszy.
  Zanim z jej gardła potoczył się wrzask, wyszarpał broń ze swojej rany w akompaniamencie syku. Poczuł, jak ciepła krew skapuje po stosunkowo chłodnej skórze i zadrżał. Tej czynności – jak mogłoby się zdawać – nie towarzyszył strach wywołany przez ból, czy też ranę samą w sobie. Jego umysł wypełnił lęk przed zarazkami, które dostały się do jego ciała przez brud zalegający na broni.
  — Zabić? Chcesz, żebym cię zabił? Mogę to uczynić, ale dlaczego miałby chcieć zabić własną matkę?
  Na wszelki wypadek wycelował włócznie w jej gardło, trzymając ją oburącz, gdyż obawiał się, że wypadnie mu ze śliskich od potu palców.  
  Wcześniej sądził, że rozmawia sama ze sobą, ale teraz wiedział, że to nie prawda. Ona walczyła sama ze sobą. Być może cierpiała na zaburzenia osobowości.
  —  Ponawiam pytanie. Gdzie jest Marcelina?
  Mógł ukróć jej cierpienie, aczkolwiek wątpił, czy uda mu się dokonać to tym orężem. Ponadto przemoc nie jest rozwiązaniem ich problemu. Przyświecała mu tylko jedna myśl: niech skończy się wreszcie to piekło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach