Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Zadrżała, czując kąsający jej dłoń chłód klamki, która na szczęście nie stawiała żadnego oporu. Drzwi skrzypnęły, oblewając dziewczynę blaskiem lepkiemu mroku, stopniowo dopuszczającego znany już, fioletowy blask. Była już spokojna i miała nadzieję na utrzymanie tego stanu przez kolejne minuty, niestety, już jeden szybki oddech później piskliwy krzyk kobiety i natychmiastowe zatrzaśnięcie się drzwi znów skutecznie podniósł ciśnienie Marcelinie. - Ja pier... - wypuściła powietrze, opierając się o własne kolana i w takiej pozycji zmęczonego życiem podróżnika oddychając głębiej. - Potrzebuję urlopu.
Wykorzystała ten czas chwilowego odpoczynku do rozglądnięcia się. Ściany i sufit w tamtym momencie interesowały ją najmniej; bardzo szybko dostrzegła kolumnę, stojącą na samym środku jej części pomieszczenia i to ona ją najbardziej zainteresowała. Witam, witam!... Marcelina tym razem nie wystraszyła się, a zirytowała. Bardzo nie lubiła niespodziewanych szeptów, krzyków, ciosów, a ten konkretnie głos wzbudzał u niej wręcz agresję. Spojrzała na szybę, po drugiej stronie której znajdował się jej towarzysz niedoli. Wolnym krokiem podeszła i obejrzała naczynie, szybko dostrzegając kawałek wajchy.
Jedno pytanie. - O co w tym wszystkim chodzi? - zapytała po prostu, unosząc ręce do góry, które bardzo szybko opadły ze zrezygnowaniem, zmęczone. Jeszcze długą chwilę błądziła po pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogło przykuć jej uwagę. Dokładnie analizowała podłogę, ściany, sufit i drzwi, by w końcu uwagę ponownie skupić na dziwnej kolumnie, z którą dane jej było znaleźć się w jednym pokoju. - Mam tu jakąś wajchę, w tej kolumnie - zawołała do Havoc'a, zbliżając się do szyby, by ten mógł ją usłyszeć. - Niestety, zalana jest ona jakimś... nie wiem, kwasem. Obawiam się, że wyżre on również tę wajchę, jeżeli się nie pospieszę...
Może trzeba było tę kolumnę przewrócić? Nie, nie, to zły pomysł, nie wiadomo, ile tej cieczy tam jest. Do głowy wpadł jej inny pomysł - mogła spróbować wykorzystać siłę własnego umysłu, by ten uchwyt wprawić w ruch. Z pewnością to było jej zadaniem. Nie zastanawiając się dłużej, podeszła do naczynia na bezpieczną odległość - tak, by widzieć tafle, a przy okazji uniknąć ewentualnego kontaktu z kwasem, który w każdej chwili mógł - na przykład - zabulgotać i pochlapać najbliższe otoczenie. Ustawiwszy się w dogodnej dla niej pozycji i odległości uwagę skupiła na pożartym częściowo uchwycie, chcąc nim poruszyć.

Moc - telekineza - 1/3
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnął przeciągle, gdy znalazł się u progu nowego pomieszczenia, ale najpierw do jego nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach, a dopiero później cała reszta, gdyż aż musiał przytkać dłonią usta. Od zawsze wykazywał się pewną wrażliwością na wonie, a ta zmusiła jego żołądek do buntu. Jeszcze tego brakuje, by zwymiotował. Zebrał się w sobie i podszedł bliżej, dostrzegając detale pomieszczenia. Wtedy naszła go refleksja, że sytuacja była beznadziejna i nie dostrzegł żadnego optymistycznego scenariusza w tej scenerii. Może chociaż jego towarzyszka niedoli miała łatwiej, ale...
Mam tu jakąś wajchę, w tej kolumnie. Skierował wzrok ku szybie i też się do niej zbliżył, by słyszeć wyraźniej kobiecy głos. Niestety, zalana jest ona jakimś... nie wiem, kwasem. Obawiam się, że wyżre on również tę wajchę, jeżeli się nie pospieszę.
 ... wcale nie miała łatwiej, ale mimo wszystko postanowił się odwdzięczyć, bo być może nadszedł czas na coś, czego nienawidził najbardziej na świecie - na pracę zespołową. Może ona była kluczem do wydostania się z tego przedziwnego pomieszczenia.
  — U mnie jest basen po brzegi wypełniony tym kawasem. Nie dam rady go przeskoczyć, ani tym bardziej obejść z boku. — Jeśli kobieta była wymordowaną miał ku temu zapewne lepsze predyspozycje niż on, zamknięty w słabym, człowieczym ciele, ale nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić. Miała rację. Nie mieli chwili do stracenia. Musieli działać. — Zanim znajduje się kawałek stabilnego gruntu, drzwi i wajcha na lewo od nich. — Dokończył. Zamknął na chwilę oczy w ramach wizualizacji pomieszczenia, w którym znalazła się dziewczyna i po chwili przywołał w głowie obraz takowego, chociaż pewnie jego wyobraźnia nie do końca współgrała z rzeczywistością, ale gdyby tak...
  — Chcą zmusić nas do współpracy, wobec czego ją proponuję — stwierdził po chwili. Spokojnie, Havoc. Zachowuj spokój, a wszystko dobrze się skończy. W jego głowie rozległ się histeryczny chichot, ale zapanował nad mimiką twarzy oraz tonem głosu. Starał się po prostu wdychać jak najmniejszą ilość skażonego fetorem powietrza i zachować trzeźwość umysłu. — Powiedz mi, jaka jest szansa to, że uda ci się zwalić kolumnę? A jeśli się uda ją zwalić - istnienie opcja, by posłać ją wprost na szybę? — zapytał, bo jeśli istniała taka możliwość, kolumna powinna poradzić sobie z kruchością szyby, o ile ta nie była odporna na odpowiedni ciężar. W optymistycznej, bardzo optymistycznej wersji wydarzeń spełni się w roli  czegoś w rodzaju mostu, pod warunkiem, że leżała mniej więcej w podobnej miejscu co ten przeklęty basen, bo jeśli – zagrodzi mu możliwość przedostania ku drzwiom, ale w zasadzie… jak miał się tam dostać innym sposobem?
  Nie skorzystał z opcji zadania pytania. Jeszcze nie teraz, nie w tej chwili. Był ciekaw, jaka odpowiedź padanie na jej pytanie, chociaż równie dobrze takowe może zawędrować tylko do jej głowy. Poza tym istniała opcja, że przysługiwało im tylko jedno pytanie - im obu.
  W międzyczasie, w ramach przetestowania właściwości kwasu, urwał skrawek rękawa i rzucił go do zielonej wody, by sprawdzić wiarygodność wypowiedzianych telepatycznie słów. Po głowie chodził mu jeszcze pomysł przeszukania pomieszczenia pod kątem ukrytych przycisków, ale nie wyglądało to na zbyt mądre posunięcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Wymordowana i Wojskowy zaczęli ze sobą współpracować jeszcze zanim ten drugi na głos zaproponował to, ażeby oboje razem w koszmarze tym działali; żeby połączyli siły i zmagania w próbie przezwyciężenia rzuconej im pod nogi, kościanej kłody - w końcu tego oczekiwało od nich źródło słów tajemniczych i znikąd jakby dobiegających, to czemu nie zabawić się wpierw pokojowo i nie zagrać tak, jak im smętną melodię grano? Na początek wymienili się dostępnymi im, wyciągniętymi z bacznych obserwacji informacjami, co z jednej strony nie było aż tak straszliwie potrzebne - w końcu szklana ściana ich dzieląca pozwalała na przyglądnięcie się tej drugiej połówce całości - lecz z drugiej zawsze coś można było przypadkiem pominąć, nie zauważyć przez swoją aktualną pozycję, przeoczyć przez niemożność podejścia do tego i zerknięcia na to z bliższej perspektywy. Doskonałym przykładem był tutaj umieszczony na dnie wydrążenia w kolumnie, zalany zielonkawym kwasem uchwyt, którego Havoc nijak nie mógłby się dopatrzyć - nawet, jeśli zdecydowałby się stanąć na palcach i przycisnąć pyszczek swój śliczny do przeźroczystej tafli panelu odgradzającego go od Marceliny. Komunikacja, ważna rzecz i cenna.

Persona do nich przemawiająca - niewidzialna, znajdująca się gdzie indziej, obecna tu tylko duchem. Kto to wie? - zirytowała oraz rozgniewała Właścicielkę Kasyna swoim wciskaniem się między jej myśli, kiedy to na emocje Havoca bardziej wpłynęło z kolei otoczenie i zapach królujący po jego stronie, niźli natrętny, wbijający się pod czaszkę głosik. Nie skorzystał on też z szansy zadania nieznajomej jednostce pytania, miast tego snując plany - niektóre na głos - i testując ciecz wypełniającą znajdujący się przed nim basen.
- O Was, o Wasze szczęście i przyszłość, i wspólną wieczność, oczywiście! - odpowiedział On bez chwili zawahania, rozbrzmiewając radośnie w głowach obojga i podkreślając wypowiedź swoją krótkim śmiechem. Gdzieś tam w oddali rozległ się kolejny krzyk, przytłumiony i płciowo nieokreślony, podczas gdy wrzucony do zielonkawej wody skrawek materiału z sykiem przeciągłym i cichym począł być przez nią zżeranym. Nie był to proces nadmiernie szybki, ale też nie kompletnie wolny - tkanina potrzebowała dobrych dwudziestu paru sekund, ażeby kompletnie się rozpuścić i zniknąć. - O cóż innego mogłoby chodzić? - Retoryczne pytanie? Czy też może nie? Hm.

Marcelina nie skorzystała z sugestii Havoca, planując użyć swoich mocy i poruszyć uchwytem potęgą telekinezy - pójście najpierw tą ścieżką wydawało się bardziej logiczne, zważywszy na to, że kolumna była dość solidnie zgrana z kamienną posadzką. Zdecydowawszy się, więc, na takie działanie, Wymordowana ulokowała się w bezpiecznej odległości od kolumny i pociągnęła za uchwyt siłą woli. Pierwsze, co mogła zauważyć, to fakt, że aktywowanie mocy przyszło jej trudniej, z dwusekundowym opóźnieniem i większym wysiłkiem - ale się udało, a to już było coś. Nie? Stalowa rączka zanurzona w kwasie została przez nią pochwycona i pociągnięta ku powierzchni, stawiając ogromny opór i przesuwając się w górę bardzo, ale to bardzo mozolnie. Do uchwytu tego przeczepiony był łańcuch, szeleszczący bezgłośnie pod wodą i milimetr po milimetrze wyłaniający się z dna tego przedziwnego naczynia. Wojskowy po swojej stronie mógł zauważyć, że tafla cuchnącej cieczy zadrgała, zadygotała, a po momencie z czeluści basenu zaczęło się coś podnosić. Wąska na pół metra, ale za to łącząca dwa brzegi platforma szła powolutku ku powierzchni, mając za przeznaczenie działać najprawdopodobniej jako most. Jednakże w połowie drogi i uchwytu, i platformy, w skronie Marceliny wpił się nagle, niespodziewanie przeszywający, ostry niby rozgrzany sztylet ból powodujący jaskrawe plamy przed oczyma i uczucie mrowienia w wargach.
- Cyk, cyk, jesteś pewna, że chcesz to w taki sposób dokończyć? - A zostało już przecież jakieś 15-20 centymetrów, żeby mostek łaskawie się w pełni wynurzył i pozwolił Havocowi bezpiecznie przejść na drugą stronę.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O Was... - Jakie "nas"?!
...O Wasze szczęście... - Daj mi jedzenie, TO jest moje szczęście!
...i przyszłość, i wspólną wieczność, oczywiście! - Chryste panie, wieczność. Tyle, to ja już żyje i wiem, że to bardzo dużo czasu. Za dużo, żeby ją spędzić z jakimś gościem, który wcale nie musi do mnie i mojego stylu życia pasować.
Marcelina westchnęła cicho, puszczając ostatni komentarz nieznajomego głosu. O cóż innego mogłoby chodzić? Na upartego - o wszystko, począwszy od rzeczy błahych jak głupi, nieśmieszny żart, po niebagatelnie wielkie, jak sens życia, czy... czy coś. Wymordowana zacisnęła zęby, skupiając się maksymalnie na wykonywanym zadaniu - z zaskoczeniem stwierdziła, że jej umysł był skutecznie osłabiony i czynność rangi przesunięcia głupiego uchwytu okazała się ciężka. Nie poddawała się i z ogromnym zacięciem pchała drewnianą, zżeraną przez kwas wajchę; gdy jednak głos ponownie pojawił się w jej głowie, natychmiast odpuściła. Musiała pomilczeć chwilę i przemyśleć decyzję, mając na uwadze, że niedługo z uchwytu nie pozostanie nic - a może to była jedyna droga do tego, by Havoc mógł przejść na drugą stronę? -Hej, hej, słonko - rzuciła w jego stronę, podchodząc powoli do szyby. - Jak Ci na imię? - jej ręka uniosła się na chwilę, kierując w stronę basenu wypełnionego kwasem. - Skoro musimy współpracować, a potem wytrzymać ze sobą wieczność, najpierw trzeba zacząć od podstaw. - Przed mężczyzną zaczął pojawiać się uformowany z między innymi jego własnego cienia namacalny, idealnie czarny podest. Stopniowo budowany podnosił się lekko, formując w półokrąg, by krawędzie zbudowanego z mroku pomostu nie miał kontaktu z kwasem i ewentualnie jego równie żrącymi kroplami, które mogły w wyniku bulgotania zaatakować nogi Havoc'a. - Choć osobiście uważam, że wspólne picie byłoby lepszym rozwiązaniem... Po dość ciężkiej pracy czarny, solidny mostek zachęcająco rysował się przed mężczyzną, dając nadzieję na wydostanie się z tego dziwnego pomieszczenia a'la escape room. - Jestem Marcelina, miło mi.

Moc: nyktokineza, post 1.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

W Mike'u zatliła się coś na wzór nadziei, gdy z wody zaczęła wynurzać się platforma, ale coś mu mówiło, że chwila szczęście nie będzie trwała zbyt długo i nie pomylił się w swoich przypuszczeniach.
  — Coś zaczęło się wynurzać, ale najwyraźniej autor tej pułapki nie ma zamiaru nam niczego ułatwiać — podzielił się otwarcie wynikiem swoich obserwacji, ale tego pewnie już zdążyła się sama domyślić. Może właśnie dlatego o nic nie pytał, bo poniekąd spodziewał się podobnej odpowiedzi, ale i w tym wypadku żaden komentarz nie uleciał z jego ust. Ot, po prostu patrzył jak kwas pożera kawałek tkaniny i odliczał w głowie sekundy zakończenia tego procesu, ale wraz z jej upływem, zdawał sobie sprawę, że to nie przelewki. Zostali wystawieni na kłopoty, jednak nie potrafił doszukać się w tym żadnego sensu, mimo iż teoretycznie odpowiedź padła kilka chwil wcześniej. Kiedy tkanina całkowicie się rozpuściła, odsunął się od basenu, dostrzegając, że dzieje się z nim coś... osobliwego. Skierował swój wzrok na szybę, w której dostrzegł twarz kobiety, niemniej nie spodziewał się, że tego, co padło z jej ust i najprawdopodobniej tym nie udało mu się zatuszować skutecznie tej emocji.
  — Marcelina — powtórzył cicho. W zasadzie nigdy nie spotkał żadnej osoby o takim imieniu, być może właśnie dlatego nie wykluczył możliwości, że równie dobrze mogła być to jej ksywka, czy coś w rodzaju fałszywej tożsamości, ale jakie to miało znaczenie w obliczu sytuacji, w której się znaleźli? Żadne, poza tym najprawdopodobniej jego towarzyszka miała w zanadrzu kilka ciekawych, paranormalnych zdolności, więc tym bardziej powinien zaprzestać prób doszukiwania się dziury w całym. Nie mieli na to  czasu. Chciał jak najszybciej się stąd wydostać, a jej pomoc była niezbędna do dokonania tego. — Ja nazywam się Mike Havoc, miło mi cię poznać Marcelino — przedstawił się po chwili, nie pewny skąd u niego taka szczerość.. — To twoja sprawka, prawda? — zapytał, przypatrując się jej kreacji w postaci utkanego z cienia mostu z miarę bezpiecznej odległości. — Myślisz, że jest stabilny i mogę po nim swobodnie przejść?
  Jego pytanie zawisło w powietrzu i trudno było ocenić, kto tak naprawdę był jego odbiorcą; mogło być kierowane do Marceliny, jak i zarówno do osoby, która się z nimi komunikowała. W końcu nie wykorzystał szansy na zadanie pytania.
  Nie zależenie od odpowiedzi, podszedł bliżej do skonstruowanego przez moce kobiety mostu i przyjrzał mu się z uwagą, po czym postawił jedną nogę na jego podeście. Jeśli odpowiedź była twierdząca, a most nie ugiął się pod ciężarem jego stropy, jeszcze raz przetestował jego wytrzymałości, tym razem kładąc na nim drugą stopę, jednakże był gotowy w każdej chwili zawrócić na stabilny grunt, gdyby ten nie byłby mu zbyt przychylny. W sumie nie spodziewał się, że odnajdzie w sobie tyle odwagi, by to uczynić. Nie był osobą, która ufała, ani, która robi coś lekkomyślnie, a miał wrażenie, że ten postępek zaliczał się do czynności tej kategorii. I w tym momencie bardzo chciał się mylić w swoim przypuszczeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Zrezygnowała Marcelina z siłowania się ze stalowym, zanurzonym w zielonkawym kwasie uchwytem, który mimo bycia pokrytym plamiastą rdzą nie wydawał się przy tym na tyle kruchym, aby być przez toksyczną ciecz prędko zeżartym. A przynajmniej widoczne stało się to teraz, po tym całym czasie, jaki kobieta spędziła w tymże połowicznym pomieszczeniu i przypatrywaniu się temu ciężkiemu do uniesienia z pomocą mocy uchwytowi - jego poziom korozji nie zwiększył się jakoś drastycznie czy makabrycznie, a jedynie odrobinę, troszeczkę. Wymordowana nie zamierzała jednak najwidoczniej dalej się z nim męczyć, miast tego puszczając go i po chwili głębokiego zastanowienia podchodząc do oddzielającej ją od mężczyzny, szklanej ściany. Warto dodać, że w chwili, w której to anulowała telekinezę, łańcuch dotąd wyszarpany z odmętów słupa został szybko, gwałtownie wciągnięty z powrotem do środka, zaś wynurzający się niespiesznie most zapadł się na dno niebezpiecznego, niepolecanego do pływania basenu. Powierzchnia cuchnącego kwasu zachwiała się, zafalowała z protestem, ulewając się nawet na oba brzegi i nieco na nich rozchlapując - groźne krople minęły stopy Havoca o dosłownie milimetry, przypominając dobitnie o wiszących nad nimi konsekwencjami każdego poczynionego przez nich czynu. Chichot rozbrzmiał w obu ich umysłach, głęboki i niski, i odbijający się złośliwym echem pośród ich własnych myśli.

Po krótkiej wymianie zdań oraz imion, Marcelina zabrała się do roboty, czyli kreowania cienistego, pięknie mrocznego mostu mającego obdarzyć Wojskowego dojściem na drugą stronę, do zbawiennych drzwi i czającej się przy nich wajchy. Nic nie wtrącało się w jej zabawę z cieniami, żaden nowy, świeży ból nie wkuł się w ciało i nic zdawało się nie stać na przeszkodzie do dokończenia jej prostego, lecz zbawiennego dzieła. Havoc dość nieufnie podszedł do całej tej zaistniałej sytuacji, jednakże zdecydował się wykorzystać twór kobiety i powoli, ostrożnie przemieścić się nim na przeciwległy brzeg toksycznego basenu.
- Widzę, że pierwsze ostrzeżenie nie przyniosło skutku. Cyk, cyk, Młoda Damo! - rozbrzmiał wtem znajomy im już, zabarwiony śmiechem głos, podczas gdy Marcelina poczuć mogła wtem swędzenie w paru miejscach na ciele: w tych, gdzie znajduje się jej "ukryta" sierść. Ułamek sekundy to trwało, kończąc się niemalże natychmiast i zostawiając po sobie widoczną aktualnie, przebijającą się przez iluzję sierść. Nie ważne, ile razy niewiasta próbowała i jak bardzo się wysilała, to nie byłą w stanie ukryć tego elementu siebie z powrotem pod osłoną prywatnego mirażu. - Niemniej niezmiernie Ci za to dziękuję, hah.

Havoc tymczasem bezpiecznie i bezproblemowo przedarł się na drugą stronę, stawiając pierwsze kroki na identycznym podłożu, jakie znajdowało się na jego poprzednim położeniu. Po krótkim rozejrzeniu się dostrzec mógł, że nie ma tu nic więcej, niż drzwi do kolejnego pomieszczenia oraz wbita w ścianę na lewo od nich stara, drewniana wajcha. Jeśli zbliży się do niej na odległość wyciągniętego ramienia, to z cegły nad nią wysunie się niemalże błyskawicznie szary, na wpół zgniły wąż - kości było mu widać, trochę kręgosłupa i żeber, i jedną trzecią czaszki jakoś. Rozwarł on wściekle paszczę, pokazując dwa zakrzywione, długie jak palec wskazujący kły i wlepiając w mężczyznę groźne spojrzenie pustych, płonących fioletowymi ognikami oczodołów. Nie rzucił się on do przodu, większość ciała mając zanurzone dalej w cegle i wystając z niej tylko na jakieś trzydzieści centymetrów. Kiwał się jedynie na prawo i lewo leniwymi ruchami, sycząc bezgłośnie i obserwując pojedyncze, konkretne ruchy czynione przez Wojskowego.
- Ostrożnie, ostrożnie, Paniczu!

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Marcelina: Telekineza 1/3 użycia | Nyktokineza 1/2 posty
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Instynkt zadziałał automatycznie. Odsunął się na odległość kilku kroków od węża, zanim błędniki zdążyły zarejestrować skierowane w jego stronę ostrzeżenie.
  — A więc taka jest cena za pójście na skróty — mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Rozejrzał się dookoła, gdyż istniał cień szansy, że z tamtejszej odległości mógł coś przeoczyć. Na próżno; nie odnalazł nic co mogło posłużyć za broń przeciwko dzikiemu zwierzęciu. Znowu zostali podstawieni pod ścianą. — Udało mi się przejść na drogę stronę, Marcelino, ale najwyraźniej to nie rozwiązuje naszego problemu — powiadomił kobietę, wpatrując się w gada bezbarwnym spojrzeniem. Nie chciał wiedzieć, co się wydarzy, gdy  gruczoły jadowe tego stworzenia napotkają jego skórę. W optymistycznym założeniu do krwiobiegu dostanie się śmiercionośny jad, a przynajmniej taki stan rzeczy powinien mieć miejsce w świecie poza tym osobliwym miejscem. Nawet nie zastanawiał się nad czym, czy gatunek tego węża był jadowity. Jego funkcja na pewno nie ograniczała się jedynie do bycia ozdobą. Ewidentnie miał pilnować wajchy przed obcym dotykiem.
  Przeszedł pod szklaną ścianę. Rozmyślał nad czy uda mu się wybić ją pięścią, czy jedynie złamie sobie na niej rękę, w końcu nie dysponował zbyt dużym zasobem sił. Myśl o tkwiących w niej zarazkach, perspektywie dotykania jej gołymi rękami i innych fanaberiach pozostawił z tyłu głowy. Miał gorszy problem - jego nagie stopy nadal stykały się z podłożem, poza tym był w bliżej nieokreślonym miejscu i po prostu musiał jak najpilniej się stąd wydostać, a żeby tak właśnie się stało, potrzebował czegoś, co sprawi, że nie będzie bezsilny w starciu ze zgniłym cielskiem. Mimo świadomości, że nawet odłamek szkła nie gwarantował, że coś zdziała pod tym kątem, złożył dłoń w pięść i skonfrontował ją z tą gładką powierzchnią, pocieszając się faktem, że przynajmniej nie poczuje bólu, jeśli dojdzie do poważniejszego uszczerbku na zdrowiu.

|| Jeśli w dalszej części pomieszczenia nie ma szklanej ściany, to zignoruj ostatni akapit mojego postu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina, mocno skupiona na swoim dziele intensywnie pracowała niewidzialnymi dłońmi, powoli szyjąc z gęstego mroku most przypominający przejście do wrót piekieł. Z początku nie zwróciła większej uwagi na dziwne, wybijające z rytmu ukłucia w kilku miejscach na ciele, gdy jednak tajemniczy głos znów odezwał się, cofnęła się o dwa kroki. Słowa nieznajomego zabrzmiały jak groźba. Drapiąc się uporczywie w miejscach, które wcześniej zostały zaatakowane przez niewidzialną siłę w końcu dostrzegła, że... mimo iluzji widzi sierść, ale tylko w niektórych miejscach.
Jak to możliwe?
Z początku była przekonana, że to przez specyficzne warunki tu panujące i jej zmęczenie po dość intensywnym używaniu mocy. Westchnęła z lekką rezygnacją, w końcu przestając się tym przejmować. Przecież od lat jej skórę porastała sierść, a wirus zmienił jej ciało. Iluzja dawała ukojenie i pozwalała o tym zapomnieć. lecz w chwilach takich jak ta, gdy nawet ona nie spełniała swojej funkcji Marcelina boleśnie odczuwała, kim tak na prawdę jest.
Przez te kilka chwil zamyślenia nawet nie dostrzegła, że mężczyźnie udało się przejść bezpiecznie na drugą stronę, a wszystko dzięki jej mrocznemu pomostowi. Z transu wyrwał ją dopiero głos Havoc'a, a sens jego słów Marcelina musiała przez kilka sekund rozszyfrować, gdyż zamyślenie w jej przypadku oznaczało niemalże zawsze absolutne odcięcie się od rzeczywistości. Dostrzegła też węża, na widok którego jej skórę przebiegły dreszcze, a ona sama zesztywniała. Nie przepadała za nimi. - Uważaj, ten gad może być albo jadowity, albo być dusicielem, albo... hipnotyzować oczami. Nigdy nic nie wiadomo. - Patrzeć na gada i zostać zahipnotyzowanym niczym w Księdze Dżungli, czy nie patrzeć i dać się zaatakować bez ostrzeżenia? Ha, o to było pytanie...
Marcelina stała w bezruchu, zastanawiając się, co dalej. Nic nie przychodziło jej do głowy, dlatego pozwoliła sytuacji samej się toczyć.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina, Havoc | Poziom Trudny
Cel: Marcelina: Shrike oraz postać ludzka; Havoc: Fałszywa Przepustka
"Trupki, nasze trupki, zbierzmy się..."

Przejście na drugą stronę chłodnego, ozdobionego wypełnionym toksyczną cieczą basenem pomieszczenia było dopiero pierwszym, maluteńkim kroczkiem ku wydostaniu się z tejże chorej, przedziwnej pułapki. Próby? Testu? Czymkolwiek sytuacja obecna ich nie była, to faktem pozostawało to, iż przedarcie się na przeciwległy brzeg nie wystarczyło do przebicia się przez to postawione przed nimi, surowe w swym wykonaniu zadanie. Dźwignia, bowiem, okazała się być strzeżona przez wyrastającego z cegły na nią węża, który wyglądał tak, jak gdyby dawno już powinien leżeć pod ziemią i w spokoju, niespiesznie się rozkładać. Havoc cofnął się na jego widok prawie że pod samiutką szklaną ścianę - ciągnęła się ona przez calutką długość pokoju, oddzielając skutecznie stronę mężczyzny od tej goszczącej Marcelinę oraz blokujące jej drogę ciernie - nie zamierając wystawiać się pochopnie na potencjalny, możliwie śmiercionośny atak wykonany przez gada. Jak na razie, jednakże, stwór wystający ze ściany nie ruszał się, szczerząc tylko te swoje długie, ostre kły i obserwując swoimi groteskowymi ślepiami naszego drogiego Wojskowego - a dokładniej ruchy przez niego czynione, te większe i konkretne. Ten, po momencie namysłu, zdecydował się rozbić szybę zaciśniętą pięścią, ażeby pozyskać jakikolwiek narzędzie mogące zapewnić mu odrobinę otuchy i możliwości obronienia się - lub też zaatakowania, eh? Prędko i na szczęście bezboleśnie przyszło mu się przekonać o tym, jak twarde i nieustępliwe szkło stoi pomiędzy nim a Wymordowaną - jego cios nie zdziałał tutaj nic, nawet ryski czy drgnięcia przeźroczystej powierzchni.

- Nie tędy droga, Paniczu! - rozbrzmiał głos świetnie im znany wewnątrz ich czaszek, wciskając się pomiędzy myśli bezczelnie i natrętnie. - Siła i przemoc, i broń? Obawiam się, że na nic Ci się tu zdadzą, hah! - podpowiedział z raźną, rozbawioną nutą barwiącą słowa, najwyraźniej wielce ucieszony z aktualnego rozwoju sytuacji. Wąż zasyczał bezgłośnie, wcześniej szarpiąc się gwałtownie na lewo, gdy to Havoc serwował, niczym zawodowy bokser normalnie, szklanej ścianie silne uderzenie z pięści. Po tym - jak mężczyzna wykonał już ten swój nagły, zamaszysty cios - gadzina znieruchomiała niby posąg prawdziwy, w dalszym ciągu wlepiając patrzałki w sylwetkę Wojskowego. Ten tego nie widział, jako że odwrócony był wtedy do węża plecami, lecz Marcelina już tak, stojąc na swojej obecnej pozycji i obserwując bacznie rozgrywające się przed nią przedstawienie. Na każdy szerszy, szybszy i gwałtowniejszy ruch gad odpowiadał chwilowo mocniejszym rozdziawieniem paszczy, bezdźwięcznym sykiem i ruchem z prawej na lewą lub na odwrót - zależnie od tego, po której stronie akurat się znajdował. Inaczej tkwił w tej swojej kamiennej stagnacji, przywodząc na myśl rzeźbę gotycką i pięknie, dokładnie wyrzeźbioną. Warto dodać, że calutki czas "przyczepiony" był do tej samej cegły i długość jego nie zmieniła się nawet o milimetr - nie wyszło na zewnątrz więcej jego ciałka, jak również ani odrobinę też się nie schowało z powrotem do ściany.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: Zimno, brak wiatru.
  • Marcelina: Telekineza 1/3 użycia | Nyktokineza 1/3* przerwy
    *Przerwa skrócona ze względu na tylko jeden post użycia.
  • Wybaczcie za jakość, nie jestem u siebie w domu D;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy pięść zetknęła się ze szkłem, oprócz chłodu ówże materiału, zgodnie z oczekiwaniem żaden ból nie zaatakował układu nerwowego, czy też napiętych przez uformowaną z dłoni pięść knykci. Zerknął nań, spodziewając się, że dojrzy tam naruszoną strukturę skóry, ale na jej powierzchni nie pojawiły się żadne skaleczenie świadczące o wcześniejszym użyciu siły. Zęby złączyły się ze sobą podczas mocnego zakleszczenia szczęki, przez co jego twarz doczekała się ekspresji w postaci niewyraźnego zarysu irytacji.
  Nie dość, że nie odniósł z tego tytułu żadnego uszczerbku, to jeszcze gładka tafla nadal znajdowała się w stanie nienaruszonym. Przejechał po niej palcem, rzecz jasna bez żadnych konsekwencji, a przynajmniej takowe nie zostały przez niego zarejestrowane. Po kolejnym komunikacji osoby, która ich tutaj zamknęła, rozluźnił mięśnie twarzy. Poddawanie się złym emocjom nie służyło ocenienie sytuacji, a jej stan dawał  wiele do życzenia.
  — Nie jestem zwolennikiem przemocy, ale czy dano nam inny wybór?  — zapytał; w tonie jego głosu pobrzmiewała zniekształcona nuta złości, która naruszyła jego niezbyt dobry japońskich, sprawiając, że wypowiedziane słowa zabrzmiały obco, z mocnym, niemieckim akcentem.
  Spojrzenie Havoca kolejny raz rozejrzało się po znajdującej się przed nim przestrzeń, aż w końcu ulokował je na strażniku wajchy. Wąż, niczym niezrażony, w dalszym ciągu demonstrował swoje kły. Informator zbliżył się ku niemu. Skoro przemoc nie była akceptowalną formą wydostanie się z tego pomieszczenia, to musiała istnieć inna droga, aby to dosięgnąć, o ile istniała jakkolwiek szansa na ucieczkę, bo siłą rzeczy nie wierzył w pokojowe rozwiązanie.
  — Rozumiesz ludzką mowę? — Mimo iż zapytał, to po chwili skarcił się w myślach za tę próbę komunikacji z czymś, co raczej nie posiadało pokojowych zamiar. Oczywiście, że wąż jej nie rozumiał, bo po pierwsze - dawno powinien być martwe, po drugie - dzikie zwierzęta z reguły nie szukały nici porozumienia z ludźmi, jednak w chwili obecnej postanowił odrzucić zdrowy rozsądek na rzecz zrozumienia egzystencji syczącego strażnika.
  Podszedł do niego na wyciągniecie dłoni, po czym sięgnął po wajchę w celu prowokacji, choć wiedział, że z tej odległości nie był w stanie tknąć ją chociażby palcem. Po prosty chciał sprawdzić zasięg jego rażenia, gotów w każdej chwili na ucieczkę, jeśli zostanie do takowej zmuszony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna miała nadzieję, że cios zadany przez mężczyznę spowoduje pęknięcie szyby i umożliwi dwójce znów spotkać się i stanąć obok siebie - bo choć nie znali się długo, tak wspólna niedola zdecydowanie zbliża. Nie, rzecz jasna, w sensie intymnym, a psychicznym. Marcelina czuła się lepiej ze świadomością, że nie jest w tym wszystkim sama. Strach, choć niewątpliwie towarzyszył jej od początku tej dziwnej przygody, nie przyćmiewał jej dalszych kroków. Siła i przemoc, i broń? Obawiam się, że na nic Ci się tu zdadzą, hah! Drgnęła lekko, głaszcząc się po brodzie. Skoro siła i fizyczność nie mogła zdziałać tu cudów, to musieli skupić się na innych, mniej przyziemnych aspektach. Marcelina podejrzewała, że kluczowa tu będzie współpraca.
Zaciekawiona skupiła uwagę na dalsze poczynania Havoca. Serce zabiło jej szybciej, gdy mężczyzna podszedł i prowokacyjnie sięgnął po drewnianą wajchę. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, śledząc dłonie mężczyzny bardzo uważnie i czekając, aż wąż zaatakuje - w końcu tak najczęściej zachowywały się te gady. Zazwyczaj były po prostu agresywne - choć w tych okolicznościach mogło okazać się inaczej. Sam wygląd węża dawał do myślenia - wyglądał tak, jakby umarł dawno temu, a ciało - miast otrzymać zasłużony spoczynek, zmuszone było do ciągłego ruchu.
Gdyby wąż próbował ugryźć mężczyznę, Marcelina natychmiast zainterweniuje, próbując powstrzymać go siłą telekinezy w jakikolwiek sposób. Skoro nie może dostać się na drugą stronę szyby, może chociaż pomoże mężczyźnie uchronić się przed atakiem.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach