Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 14.11.17 19:23  •  Always trying to change you. [Havoc] Empty Always trying to change you. [Havoc]
◥ Uczestnik: Havoc
◣ Cel: blokada umysłu
◥ Poziom: średni
◣ Możliwość zgonu: ¯\_(ツ)_/¯

Nie pamiętasz momentu opuszczenia swego legowiska, ale jesteś pewien tego, że stoisz na końcu długiego korytarza oblanego mrokiem. W Twoje nozdrza uderza zapach stęchlizny, w powietrzu unoszą się drobinki kurzu, a jedynym źródłem światła są umieszczone w odstępie dwóch metrów nagie żarówki zwisające z sufitu. Stara, błękitnego koloru farba schodzi ze ścian, odsłaniając beznamiętną biel. Za plecami znajdują się drewniane drzwi, jednak ewentualna próba ich otworzenia spotka się z niepowodzeniem, pozostaje zatem jedyna, prosta droga. Wokół Ciebie panuje nienaturalna cisza, sporadycznie przerywana przez ciche popiskiwanie dobiegające spod nóg. Dostrzegasz długi ogon, ale reszta zwinnego ciała rozpływa się w cieniu.
Gdzie jesteś? Skąd się tu wziąłeś?
W pobliżu nie ma nikogo, kto potrafiłby odpowiedzieć na te pytania, dlatego na własną rękę postanawiasz zbadać tę dziwną sprawę.
Mimo rozsądku podpowiadającego, że to Twój pierwszy pobyt w tym miejscu, odnosisz sprzeczne, znajome wrażenie, zupełnie, jakbyś cofnął się do tej magicznej linii w dorastaniu, kiedy tracisz wspomnienia z okresu bycia nierozumnym dzieciakiem.
Korytarz się nie kończy, kiedy mijasz dwunastą żarówkę z rzędu, ale ostatecznie udaje Ci się dotrzeć do drugich drzwi. Słyszysz zza nich stłumione odgłosy i niezidentyfikowane brzdęki, czujesz, jak najwyżej czterdzieści centymetrów przed Tobą ugina się podłoga i skrzypie przeraźliwie pod czyimś ciężkim chodem.


Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdzie jestem? Skąd się tu wziąłem?
Mike Havoc stał przez dłuższą chwilę, nie mogąc odpowiedzieć na powyżej pytanie produkowane w jego głowie. Sens jego  pojawienia się w tym miejscu nie był dla niego jasny. Czyżby popadał w paranoje, która nieuchronnie groziła mu od czasu stopniowo pojawiających się mani prześladowczych?
Westchnął bezgłośnie, wdychając do płuc nieświeże powietrze. Unoszący się w nim zapach stęchlizny i igrające z nosem i pyłki kurzu kłóciły się z wygórowanym poczuciem estetyki informatora. Zresztą tak samo jak schodząca ze ścian farba. A zaś, będąc pod bawełnianym krawatem, ubrany w białą, nienagannie wyprasowaną koszulę, czarne spodnie i idealnie dopasowaną do kompletu marynarkę, białe rękawiczki i buty, zdecydowanie nie pasował do surowo urządzonego, zaniedbanego pomieszczenia, który przywodził na myśl upadły przez zadłużenia szpital psychiatryczny.
Stukot niewielkiego obcasa odbił się od konstrukcji budynku, kiedy to ich właściciel zrobił kilka kroków na przód, wyjmując jednocześnie pistolet z kabury, z którym w gruncie rzeczy nigdy się nie rozstawał, smakując w jego milczącym towarzystwie namiastki bezpieczeństwa.
Kiedy gryzoń zaplątał się między jego nogami, zapiszczał i uciekł, ginąc w ciemności, spróbował wykrzywić usta na kształt uśmiechu w celu podbudowania niedowładu swojej świadomości i pamięci, która zaczęła niespodziewanie zawodzić w najmniej odpowiednim momencie, ale niemal natychmiast doznał paraliżu mięśni twarzy, zatem jego mimika zastygła w pozornym, zwiotczanym przez myśli spokoju. Zacisnął mocniej drżące palce na rączce swojej ukochanej broni i zatrzymał się w pół kroku, tuż przed zamkniętym drzwiami. Jego złożona w pięść lewa dłoń zastygła w powietrzu, kiedy usłyszał obcy krok, a także obecność niezidentyfikowanej przez niego jednostki.
Knykcie ostatecznie nie skonfrontowały się z drewnianą powierzchnią drzwi. Opuścił je, celując bronią w obiekt przed sobą.

Ekwipunek:

Ubiór:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W jednym momencie wszystkie dźwięki znów opadły na podłogę, pogrążając otoczenie w ciszy. Czyiś wzrok wwiercał się w Twoją postać, przenikał dzielące was, spróchniałe drzwi, i obserwował, zupełnie, jakby czekał na kolejny ruch. Ale to on podjął inicjatywę.
Klamka drgnęła, później powoli zmieniła swój kąt nachylenia pod naporem, a drzwi uchyliły się na szerokość szpary. Wyglądała przez nie gałka oczna z uwidocznionymi żyłami na powierzchni, pożółkła, pozbawiona ochrony w postaci wachlarza rzęs. Zmęczonego akcentu dodawał cień na dolnej powiece oraz pozbawiona blasku tęczówka, której poszerzona źrenica zawiesiła się na Twojej twarzy.
Chociaż nie podejmował się żadnych innych działań, przypominał warującego psa, gotowego rzucić się w szale na źródło nieznanego zapachu.
Nastąpił trzask, a oko zniknęło za drzwiami.
Ktoś podniósł głos, niewyraźne dźwięki uciekały z sąsiedniego pomieszczenia, ale mózg nie był w stanie właściwie ich zinterpretować, przypominały miękką papkę w uszach. Podłoga ponownie wydała z siebie przeciągłe skrzypnięcie, poprzedzające pojawienie się wysokiej postaci w białym kitlu.
Czekaliśmy na pana! — Na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna powitał Cię sztucznym, wyszczerbionym uśmiechem zamkniętym między spierzchniętymi wargami. Miał pomarszczoną twarz owalnego kształtu, wielki nos z czerwoną grudką na samym czubku oraz pęknięte w lewym szkle okulary. Gładka powierzchnia w postaci łysiny lśniła przy stłamszonym świetle, które ledwo rozganiało ciemność na terenie całej placówki.
Zignorował wyciągniętą broń, bo odwrócił się żywo wgłąb niezbadanego jeszcze pomieszczenia i zachęcił Cię do wejścia przez niedbałe machnięcie ręką.
Proszę wybaczyć maniery naszego podopiecznego. — Rzucił ochryple i spojrzał przelotnie w stronę skulonego pod ścianą, pulchnego chłopca. Nie zauważyłeś nic niepokojącego w szarych oczach doktora, jednak w przeciwieństwie do Ciebie, dzieciak spiął momentalnie mięśnie i objął ciasnej ramionami przyciągnięte do klatki piersiowej kolana.
Żywię nadzieję, że pomoże nam pan uporać się z tym brudnym problemem, heh... — Twarz mężczyzny ozdobił krzywy uśmiech.
Nie czekając na Twoją odpowiedź, podążył wzdłuż kolejnego, tym razem szerszego korytarza zaopatrzonego po każdej stronie w rząd ponumerowanych drzwi.  
Milczący dotąd chłopiec poruszył się niespokojnie i nieśpiesznie skierował w przeciwną stronę, ciągnąc za sobą bezwładny tył ciała.
Śmierdzisz tym... — wymamrotał pod nosem, nie adresując słów do nikogo konkretnego.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Drżał, ale bynajmniej nie towarzyszył mu strach. Drżał, bo temperatura panująca w pomieszczeniu łaskotała chłodem odsłoniętą skórą na twarzy, karku i szyi, rozprzestrzeniając reakcje pilomatryczną po całej powierzchnia ciała. Z tego też tytułu po linii kręgosłupa popłynął nieprzyjemny dreszcz, ale wyprostowana sylwetka i spokój na twarzy całkowicie zaprzeczał temu stanu. Ponownie zadrżał, jak klamka, która została naciśnięta po drugiej stronie drzwi. Kiedy zostały uchylone i wypadła z nich stróżka jaśniejszego światła, Havoc zrobił instynktownie krok do tyłu, łapiąc kontakt wzrokowy ze zmęczonym, zerkającym na niego spojrzeniem. Jedna myśl zagościła w jego umyśle i nie chciała go opuści —  Wymordowany.
Oddech informatora nadal był spokojny, ale podniósł trzymaną w lewej dłoni broń na poziom czoła w ramach ewentualnego ataku na swoją osobę, ale nie wykonał żadnego ruchu, mimo że kolejny dreszcze prześlizgnął się po jego ciele, kiedy drzwi zostały zamknięte z trzaskiem.
Czekał, mierząc pistolet w przestrzeń przed sobą. Mimowolnie palce zacisnęły się na czarnej, wypolerowanej rączce, na tyle mocno, że pobielały mu knucie. Po tym jak drzwi ponownie się otworzyły, zastygł bez ruchu.
Doprawdy? — Mięśnie twarzy informatora spięły się ledwo zauważalnie, kiedy wycelował zmrożonej przez chłód poranka oczy w pozornie poczciwą twarz swojego rozmówcy, wiercąc mu tym samym dziurę w czaszce. — Jest mi zatem niezmiernie miło z tego powodu — sprostował, nie zapominając o dobrych manierach, które trzymały w ryzach nawarstwiające się w nim sprzeczne emocje.
Podszedł bliżej do światła, które padało przez jarzeniówkę, lecz nadal zachował stosunkowo bezpieczny dystans. Nie schował pistoletu do kabury, będąc w tej kwestii zapobiegawczy, wycelował jej lufę w panele podłogową, acz palec wskazujący nadal znajdował się w niebezpiecznej odległości ze spustem. Utkwił wzrok w lekarzy, który nie zaskarbił sobie u niego nawet cienia zaufania, nie mówiąc już o sympatii, mimo iż nie biły od niego złe intencje, a przynajmniej Havoc nie potrafił ich wyczuć. Jednakże wykonywany przez niego zawód nauczył go ostrożności w kontaktach interpersonalnych, dlatego też nie miał zamiaru się z nikim spoufalać.
Najpierw chciałby poznać odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań — odrzekł w końcu po której chwili milczenia, przerywanej przez ich ciepłe oddechy, skraplające się w kontakcie z zimnym powietrzem w charakterze pary oraz cichy szept dziecka. Niebieskie oczy informatora prześlizgnęły się po jego sylwetce, ale nie traktował go jak wiarygodnego źródła informacji, zatem swoje zainteresowanie znów przekierował na lekarza. — Chcę wiedzieć, gdzie obecnie się znajduję i jak się tutaj znalazłem — uściślił automatycznie, jakby jego słowa zostały wypowiedziane przez syntezator mowy, a nie człowieka w pełni tego słowa znaczeniu.
Nie skierował swojego kroku w stronę, w którą ruszył mężczyzna. Czekał, aż zostanie mu udzielna odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Proszę się nie krępować, postaram się udzielić panu wyczerpujących odpowiedzi. — Zapewnił lekarz, podkreślając słowa zamaszystym ruchem ręki w powietrzu. Musiał zorientować się, że rozwianie wątpliwości miało równocześnie pozwolić Ci podążyć za sobą, dlatego zatrzymał się w pół kroku i odwrócił twarzą Twoją w stronę. Na jego twarz padły ostre cienie zniekształcające subtelny uśmiech, który ani na chwilę nie ścierał się z warg.
Niepełnosprawny chłopiec, obojętny na waszą konwersację, zniknął z pola widzenia, skręcając zapewne w odbiegający z boku, niewidoczny korytarz, a o jego obecności świadczyło tylko ledwo słyszalne szuranie po podłodze, które po chwili całkowicie ucichło. Między wami zapanowała nienaturalna cisza, chociaż doskonale pamiętałeś harmider, jaki dobiegał stąd przed przekroczeniem drzwi.    
Ośrodek Medyczny imienia Yukuhaty. — Rozłożył dumnie ręce, lecz przedstawionemu obrazowi placówki daleko było do stanu świetności. — Jedyny w swoim rodzaju. — Dodał tajemniczo i pokiwał głową w domniemanej racji. — I, cóż, przypuszczam, że wszedł pan przez wejście główne, nie ma innej drogi. — Słowa rozbrzmiały w Twojej głowie i pociągnęły za wspomnienie dotychczas niedostępne. Widziałeś, jak kierujesz kroki ku niskiemu budynkowi, na pustkowiu, z odpowiednim, wyblakłym szyldem informującym o działalności, po czym przekroczyłeś mosiężne drzwi i skierowałeś się w znaną sobie drogę zawiłych korytarzy, nie spotykając po drodze żadnej żywej duszy. Minus drugie piętro. Przybyłeś tu w konkretnym celu, tak, miałeś zadanie do wykonania. Tylko jakie?
Byłbym również niezmiernie wdzięczny, gdyby schował pan broń, a najlepiej oddał na czas swojego pobytu. — Mężczyzna złożył ręce w piramidkę, wpatrując się prosząco w posturę informatora. — Nie chcemy dokładać zmartwień naszym pacjentom.  
   

Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ośrodek Medyczny imienia Yukuhaty.
Nazwa budynku, w którym aktualnie się znajdował, odbiła się od jego czaszki. Przetworzył ją, po czym począł szukać w swojej doskonałej pamięci informacji na temat działalności tej placówki medycznej. Czy to ośrodek opiekujący się kalekami, a może psychiatryk? Według wojskowych protokołów oraz ustalonych przez dyktatora reguł, pacjenci wymagający intensywnej opieki medycznej stanowili ciężar dla budżetu „państwa”, przez to też ich życie było skazane na eliminacje. Zatem dlaczego jaki był cel istnienia tego ośrodka oraz kim jest Yuhukata?
Nie odnalazł wśród produkowanych przez głowę myśli żadnych wskazówek, które pomogłyby mu zrozumieć swoje obecne położenie albo chociaż w minimalnym stopniu przybliżyć go do prawdy. Wręcz przeciwnie, znów natrafił na pustkę. Przełknął ledwo dostrzegalnie ślinę.
Tak, zgadza się — przyznał mężczyźnie rację, takim tonem, jakby go testował, chociaż narodziło się w nim jeszcze więcej wątpliwości, kiedy po usłyszeniu jego odpowiedzi, w jego głowie pojawił się obraz wejścia do zadbanego budynku na peryferiach miasta. Przez to głos ugrzązł mu na chwilę w gardle, a serce załomotało w piersi. Uspokoiło się dopiero wówczas, gdy poproszone go o oddanie broni. Zapewne tak nakazywał regulamin tego miejsca, ale Havoc nie miał zamiaru na to przystać.
Niestety nie mogę dostosować się do tej prośby, panie doktorze — odrzekł, wbijając chłodne, stanowcze spojrzenie w oblicze starszego mężczyzny. Nie czuł się pewnie, a z każdym kolejnym słowem padającym z obcych ust, nie ufność pogłębiała się. — Jednakże zapewniam, że nie użyję go, jeśli nie będę tego zmuszony. — Jeśli żaden z pacjentów ośrodka nie przystawi mi noża do gardła, dorzucił w myślach, chociaż czyste intencje stojącego przed nim lekarza też poddawał wszelkim wątpliwościom. Zresztą, tak jak wszystko, co było powiązane się z tym osobliwym miejscem. — Te zapewnienie musi panu wystarczać. — dodał, na potwierdzenie swoich słów, umieszczając pistolet w kaburze. Nie miał zamiaru pozbywać się przedmiotu, który dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Nawet, jeśli takowe było tylko pozornie i zapewne mogło równać się z iluzją. — Zanim przejdziemy dalej, czy mógłby mi pan wyjaśnić czym jest ten wspominany przez pana "brudny" problem? Jestem informatorem. Moja kompetencje ograniczają się do zbierania potrzebnych informacji i przekazywania ich dalej, wojskowym lub przełożonym — sprostował, bo być może znalazł się tutaj przez pomyłkę. I na to w duchu liczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyznana lekarzowi racja ozdobiła jego twarz krótkotrwałym rozpromienieniem, a może była to jedynie gra cieni jarzącej się z boku żarówki, która poruszyła się pod wpływem ciężkości stóp na piętrze wyżej?
Zaufam panu, lecz ostrzegam, że nadwyrężenie ów zaufania może przynieść fatalne dla pana skutki. Mnie, jako lekarzowi, zależy przede wszystkim na bezpieczeństwie i zdrowiu podopiecznych. Przyjmowanie kogokolwiek z zewnątrz wiąże się z zaburzeniem funkcjonalności organizmu, jaki stanowią wszyscy tu obecni. — Wyjaśnił, niezrażony odmową z Twojej strony. W jego głosie pojawiła się nawet delikatna nuta pobłażliwości.  
Kiedy broń zniknęła w kaburze i nic już nie przeszkadzało w dalszej drodze, okularnik skinął głową i ponownie ruszył przed siebie, nieśpiesznym krokiem omijając kolejno mijane drzwi, bowiem ich cel znajdował się na samym końcu zakurzonego korytarza – metalowe, rozsuwane wejście, które po chwili okazało się prowadzić do windy.
Proszono mnie o zachowanie tego w tajemnicy, jednak obawiam się, że to nieuniknione tak czy siak. Szanowna organizacja S.SPEC zamierza sprawdzić pana na innym polu działalności. — Wkroczył do ciasnego pomieszczenia, by wraz z momentem Twojego wejścia wcisnąć odpowiedni guzik na panelu. Wokół numeru minus dwa pojawiła się jasna obwódka, a Ty poczułeś, jak siła grawitacji uciska na Twój żołądek.
Aspirował pan na stanowisko lekarza, prawda? — zagaił mężczyzna podczas przeglądania wyciągniętych uprzednio z wewnętrznej kieszeni fartucha papierzysk. Kartki naznaczono tak krzywym i chaotycznym pismem, że nie dało się wyróżnić w nim żadnych słów, choć skupiony wzrok lekarza przesuwał się powoli po kolejnych linijkach. — Co poszło nie tak? — Chrypa znów dała o sobie znać, więc zacisnął wolną dłoń w pięści i, przykładając ją do ust, odchrząknął głośno.
Droga na kolejne piętro trwała zaledwie kilkanaście sekund, dlatego drzwi zaraz ustąpiły w akompaniamencie głośnego zgrzytu.
Następny pokój wyglądał o wiele przyjaźniej od poprzedniego – był bardziej przestronny, jaśniejszy i czystszy, mimo że jego stan nie sugerował obecności regularnych godzin sprzątania. Po lewej stronie rozciągała się lada przypominająca punkt recepcji, zaś po prawej stronie odchodziło kilka mniejszych korytarzy. Jeśli spojrzałeś prosto przed siebie, Twoim oczom rzucił się zajmujący sporą część ściany obraz Hugo Simberga „Ogród Śmierci”.
Tu i ówdzie kręciło się parę osób w białych kitlach zajętych swoimi sprawami, nikt nie zwracał na was większej uwagi, póki tuż obok nie wyrosła ruda kobieta o ostrych rysach twarzy i pretensjonalnym spojrzeniu ulokowanym w prosto w Ciebie.
Ileż można czekać, on zaraz wykituje! — Rzuciła niezadowolone spojrzenie lekarzowi, ale on wzruszył tylko lekko ramionami w odpowiedzi. — A pan to nawet nieprzebrany. — Zwróciła się do Ciebie i pokręciła głową, po czym wskazała na leżącą na blacie odzież ochronną w postaci lekkiej, białej narzuty.


Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bystre oczy Mike'a Havoca, które z uwagą obserwowały naznaczoną zmarszczkami twarz lekarza, zaobserwowały tę krótkotrwałą zmianę, lecz również nie miał pewność, czy nie była to gra światła. Zatrzymał to zjawisko dla siebie. Jak zawsze. Nigdy nie był wylewny.
Jestem tego w pełni świadom — zapewnił go, odnotowując te słowa w pamięci. Miał nieodparte wrażenie iż była to pod pewnym względem groźba, a zatem zignorowanie jej mogłoby go słono kosztować.
Kiedy jego warunki zostały zaakceptowane, poszedł za swoim rozmówcy, oczekując aż ten udzieli mu odpowiedzi na ostatnie już pytanie. Ta padła nieoczekiwanie i znów wywarła na informatorze sprzeczne emocje.
Owszem, aspirowałem, jednakże przerwałem studia — powiedział, potwierdzając tym samym zgromadzone na swój temat informacje, które ten mężczyzna otrzymał najprawdopodobniej z rąk przełożonych. Havoc przeleciał wzorkiem po wertujących przez lekarza kartach. Były zapisane ręcznie, a zatem informator miał do czynienia z kolejną, rzadko występującą w dobie rozwiniętej technologii anomalią. Praktycznie nikt prowadził już od ręcznych zapisków, korzystając z usług komputerów, tabletów lub innych przedmiotów zapewniających podobny komfort. Czyżby jego rozmówca nie był w dobrej komunikatywie z takim sprzętem? A może dbał o to, aby jego proces myślowy nie został zachwiany przez maszyny, które zapewne kiedyś w całości zastąpią ludzkie, szare komórki? Tym o to sposobem, chociaż lekarz nie był tego świadom i pewnie nie zależało mu na opinii Havoca, zapulsował w jego niebieskich oczach. — Młodość, panie, doktorze — odpowiedział, zgrabnie kłamiąc. — Moje zainteresowania krążyły wokół dwóch oddalonych od siebie dziedzin, ostatecznie wybrałem kryminologię — sprostował, gdyż faktycznie zmienił kierunek studiów, lecz nie było to uwarunkowane zmianą światopoglądu, a raczej nawykami i stanami lękowymi. Jego fobiczny umysł odradził mu karierę lekarza, jednakże nie miał zamiaru dzielić się swoimi słabościami z obcym człowiekiem.
Rozejrzał się po pokoju, do którego zaprowadził go mężczyzna. Jego wnętrze prezentowało się zdecydowanie lepsze od tych, które zwiedził najlepiej, mimo iż nadal dawało wiele do życzenia. Skonsultował swoje spojrzenie na dłuższą chwilę z jedną dekoracją znajdującą się na ścianie.
To autentyk? — zapytał, gdyż „Ogród śmierci” był obrazem, którego znał. Znajdował się na jego prywatnej liście ulubionych dzieł sztuki, lecz nigdy nie powięziłby go swoim salonie, czy też pokoju.
(...)on zaraz wykituje!
Wysłał kobiecie pytające spojrzenie, lecz ona nie kwapiła się, żeby rozwinąć ten skrót myślowy. Zignorowała go na rzecz kolejnej reprymendy.
Nadal uważam, że to pomyłka. Moje medyczne doświadczenie jest okrojone, a moja wiedza w tej dziedzinie oparta jest na kilku kursach, zatem nie jest wstanie pomóc temu pacjentowi — rzucił z siebie jak syntezator mowy, ni to do zdenerwowanej kobiety, ni to do mężczyzny. Nadal był wypełniony bańkom wątpliwości. Dlaczego S.SPEC chciałoby przetestować jego medyczne zdolności, skoro mieli o wiele bardziej utalentowanych ludzi w tym zakresie?
Podszedł do stołu, na którym leżało wskazane przez kobietę ubrania. Przyjrzał mu się sceptycznie, ale czując na jej karku ponaglające spojrzenie, narzucił je na swoje ramiona, ulegając mu.
Być może, jeśli ten człowiek umrze w trakcie prób uratowania mu przez Havoca życia, to dadzą w końcu spokój. Oby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może miałeś do czynienia z technofobem zatrzymanym w czasie niezdominowanym przez elektryczne udogodnienia, a może placówki nie było stać na technologię z najwyższego szczebla? Gdyby zwrócić uwagę na drobiazgi… winda, do której wsiedliście, wyglądała staromodnie, o kwadratowych, burych przyciskach i cienkich ścianach przepuszczających dudniący odgłos przesuwania się po szybie. W pomieszczeniach brakowało czujników ruchu, kamer czy zautomatyzowanych drzwi, nawet „recepcja” wydawała się miejscem ubogim, surowym, gdzie wszystko trzeba było wykonywać ręcznie.
Och, czyli, jak mniemam, był pan już świadkiem wielu makabrycznych scen? — Dopytał z ciekawością, dziwnie ucieszony na twarzy, jakby opowieści o morderstwach zastąpiły mu niegdyś bajki na dobranoc. — „Ogród Śmierci”? Prawda, że osobliwy? Tak samo, jak nasi pacjenci. Wszyscy są autentyczni. — Słowo zazgrzytało w jego ustach.
Lekarz ułożył równo trzymane w rękach papiery i, po wzruszeniu ramionami na monolog rudej kobiety, zostawił je na wierzchu lady.
Pomoc, szanowny panie… — recepcjonistka ucięła w połowie zdania, starając się przywołać w głowie Twoje nazwisko — Mike, to przede wszystkim duchowa. Wiara czyni cuda, a nasz dogorywający pacjent ma nadzieję zobaczyć swojego przyjaciela przed oddaniem się w ramiona śmierci. Obawiam się, że na cud już za późno, choć kto wie…
Do rzeczy, do rzeczy, sama pani nas przed chwilą poganiała! — Wtrącił lekarz, pukając wymownie palcem o schowany pod rękawem szwankujący zegarek.
Bez dalszego zwlekania udali się w odpowiednią stronę, niesieni przez pośpieszne kroki. Reszta personelu rzucała wam przelotne spojrzenia, które bardziej przyciągały jednak własne buty lub puste ściany, rozmowy toczyły się gdzieś w oddali, ale w konspiracyjnym szepcie.
Zatrzymaliście się przed metalowymi drzwiami z numerem sześć, zaś na wysokości oczu znajdował się prostokątny otwór z przesuwaną wewnątrz klapą.
Proszę wejść, przywitać się i najlepiej przedstawić… z trudem kojarzy fakty, ledwo kontaktuje i może gadać od rzeczy, ale ma swoje przebłyski rozsądku. — Poleciła Ci kobieta, zaplatając ręce na piersi. Wyglądała na przejętą stanem pacjenta, choć z drugiej strony przypatrywała Ci się z taką uwagą, jakbyś miał zaraz popełnić błąd.
Wyciągnęła mały, srebrny kluczyk z kieszeni, po czym wsunęła go w zamek i przekręciła. Drzwi uległy pod jej naporem, rzucając strugę światła do zalanego cieniem pomieszczenia. Oko nie było w stanie wyłapać żadnych konturów przez pierwszy moment, ale już po minucie dostrzegalny stał się zarys ławki stojącej pod ścianą, krzesła oraz łóżka w liczbie pojedynczej. Coś poruszyło się na nim i wydało z siebie ciche jęknięcie.
Nie możemy wejść, chciał widzieć się wyłącznie z panem. — Kobieta skinęła zachęcająco w stronę sali, a sama cofnęła się o kilka kroków, by skupić uwagę na lekarzu i rozpocząć z nim żywą dyskusję na temat jednego z podopiecznych, który koniecznie musiał trafić na terapię behawioralną. Innymi słowy – pozostało Ci jedynie zainteresowanie się czekającym delikwentem.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Był już pan świadkiem makabrycznych scen.”
Nie był tylko świadkiem takowych, był również ich kreatorem, stwórcą. Tworzył je według spisanych przez siebie scenariuszy, w celu ich doskonalenia, urzeczywistnienia, gdyż chciał tchnąć prawdziwość w zapisane na kartce słowa. Robił to także dla własnej satysfakcji w charakterze dostarczenia sobie rozrywki, nakarmienia własnych ambicji, aby uzupełnić luki w swoim wypaczonym umyśle i wreszcie dla zapewnia S.SPEC pracy na kolejne miesiące, rok. Może powinien w duchu się cieszyć, że gdzieś na peryferiach miasta powstało takie miejsce jak to, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że kiedyś również do niego trafi. Nie w postaci informatora, Mike'a Havoca, a pacjenta, seryjnego mordercy. Ale czy to powód do radości? Czy na pewno chciałby skończyć w takim miejscu, bez żadnych perspektyw i możliwości?
Owszem, jednakże w tym momencie muszę uciąć wszelkie dyskusje na ten temat, ponieważ mnie również obowiązuje tajemnica zawodowa  — udzielił mu tej krótkiej informacji w celu ostudzenia zapału, który niewątpliwie się pojawił w do tej pory statycznym zachowaniu mężczyzny. Czy ta radość powinna się udzielić również mu? Na jego sinych przez temperaturze ustach nie ukształtował się żaden uśmiech. — Niewątpliwie — rzucił w ramach komentarza, lecz uważał iż przebywający tu chorzy byli przede wszystkim ogarniecie autyzmem.
Skupił na chwilę swoją uwagę na kobiecie, która być może pełniła rolą pielęgniarki w tym ośrodku. Przetwarzał wyciekające z jej gardła informacje, jednakże żadne z jej słów nie wydawały mu się wiarygodne. Wiara, a także nadzieje była przez Havoca spostrzegana jako brak logicznych argumentów, bowiem sam nie wierzył w cuda, czy też silę wyższą. Być może głównie dlatego, że nigdy ich nie doświadczył. Wszystkie kłody rzucane mu pod nogi, a także sukcesy były uwarunkowane  jego decyzjami, wiedzą, umiejętnościami i kompetencją. Sam był winien swoich porażek, tak samo jak sam przyczyniał się do własnych sukcesów.
Obawiam się, że pacjent przez swój stan wskazał niewłaściwą osobę — odrzekł spokojnie w ramach wyjaśnień, po raz kolejny zdradzając swoją postawę, która była skażona przez wątpliwości. Mike Havoc na ogół nie zawierał przyjaźni, a gdyby takową posiadał, pamiętał by o niej.— Czy mogę po prosić jego kartotekę? — zapytał. Chciał się z nią skonsultować. Był informatorem, potrzebował zatem wiarygodnego źródła informacji, a kartoteka pacjenta mogłaby mu właśnie takich dostarczyć, jednakże wątpił, że którykolwiek z obecnych tu osób mu ją udostępnią.  
Jeśli ówże przedmiot jednak dostał się w jego ręce, przekartkował go, aby wyłapać najważniejsze dane personalne leżącego na łóżku śmierci pacjenta.
Mam rozumieć, że ten pacjent jest niepoczytalny? — zapytał jak automat, jednakże czuł coraz większą rezygnację. Nie miał wątpliwości, że musiała zajść pomyłka, lecz, z drugiej strony, Mike przez swoją europejską urodę wyraźnie wyróżniał się na tle rodzimych mieszkańców tego Miasta, zatem czy to możliwie, że ktoś mógł popełnić aż tak wielki błąd?
Kiedy drzwi stanęły przed nim otworem, nie od razu przekroczył próg słabo oświetlonego pokoju. Stał w nich przez chwilę i przesuwał wzrok po skąpanym w półmroku wnętrzu. Odbijające się od ścian jęki nie napawały go entuzjazmem.
Wolałbym, aby drzwi pozostały otwarte —zwrócił się w kierunku kobiety. Znim jednak zrobił decydujący krok, odnalazł po omacku gniazdko i nacisnął na nie. Żarówka usytuowana na suficie zalała pokój delikatnym snopem światła. Dopiero wówczas zaszczycił swoją obecnością tę salę.
Dzień dobry. Nazywam się Mike Havoc i jestem informatorem — przedstawił się głośno i wyraźnie, podchodząc do szpitalnej pryczy, jednakże zachował bezpieczny dystans, profilaktycznie, dla własnego bezpieczeństwa i komfortu psychicznego. — W czym mogę panu pomóc w tym trudnym dla pana okresie?
Ulżyć panu w cierpieniu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Obawiam się, że pacjent przez swój stan wskazał niewłaściwą osobę.”
Podejrzenia spotkały się z nieznacznym wzruszeniem ramion. Oczywiście mieli na uwadze taką możliwość, jednak niespecjalnie się tym przejęli, najwidoczniej chcieli jak najszybciej posunąć się do przodu w swoich obowiązkach, a skoro chwiejący się na krawędzi życia i śmierci pacjent zażyczył sobie wizyty konkretnego jegomościa… z pewnością nie uda im się o czasie naprawić ewentualnej pomyłki.
Kartoteka pojawiła się w Twoich dłoniach, a wzrok wyłapał najważniejsze informacje w postaci kilku uzupełnionych rubryk:
Wiek: 27 lat
Etniczność: nieokreślona
Znaki szczególne: jasne włosy; błękitne oczy
Uwagi: liczne krwotoki, organizm odporny na antybiotki

Reszta pól była pusta bądź ubrudzona tuszem na tyle, że nie dało się rozczytać chaotycznego pisma.
Proszę podejść do niego z dystansem, nie powinien sprawiać zagrożenia ze względu na osłabienie, ale nie ręczę za pomyślną i przyjemną konwersację. — Lekarz posłał Ci uśmiech, po raz kolejny odsłaniając liczne ubytki. — Będziemy panu dozgonnie wdzięczni, jeśli spełni pan wolę naszego pacjenta. — Tymi słowami zakończył dalsze pogaduszki, którym towarzyszyło również coraz większe zniecierpliwienie rudej.  
Włączone światło padło na obskurny pokój, coś poruszyło się na ścianach oblepionych odchodzącymi tapetami i uciekło za meble. Żarówka wydawała z siebie ciche brzęczenie mieszające się z niespokojnym oddechem pacjenta schowanego pod cienką warstwą zakurzonej kołdry.
Miiiike... — Słaby głos z trudem wydobyty ze ściśniętego gardła zawisł w powietrzu. Wybrzuszenie na łóżku szpitalnym poruszyło się nieznacznie, gotowe wykrzesać z siebie resztki energii na dojrzenie Twojej twarzy. Materiał zsunął się z głowy, odsłaniając pozbawione blasku włosy, równie dobrze przypominające siano, które swoją długością opadły na twarz niczym kurtyna. — To nie dla mnie... — Odgłos gwałtownie wciąganego w płuca powietrza przerwał wypowiedź. — Nie dla mnie tu jesteś... — Zakończył pacjent na wydechu, garbiąc ramiona pod wpływem nieprzyjemnego dreszczu. Miał chude na miano kruchych gałązek ramiona, wyraźnie zarysowane obojczyki pod piżamą i szarawą, chropowatą skórę. Kiedy powoli podniósł się do siadu, w oczy rzuciły Ci się plamy zaschniętej tu i ówdzie krwi na odzieniu. Pod łóżkiem stała biała miska pełna wyrzuconych, zużytych bandaży, zaś te świeże leżały ułożone równo na stoliku obok. Odór stęchlizny podrażnił nos, chłód próbował wślizgnąć się pod Twoje ubrania, a domniemany "znajomy" nie wyglądał przyjaźnie w żadnym calu, wręcz przeciwnie, wrak człowieka opanowany przez chorobę.



Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach