Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Dźwięczny śmiech rozlazł się po zewnętrzu sklepu, gdy do akcji wkroczył Takahiro-mądrala i umiejętnie dolał oliwy do ognia. Arata z rozbawieniem wyłapał moment, w którym żyłka na skroni mężczyzny zaczęła niebezpiecznie pulsować, ale takowe nieco przygasło po tym, jak padło imię jego ojca. Co się to, kurwa, obchodzi? – chciał zapytać, ale szybko ugryzł się w język, gdyż uzmysłowił sobie, że może to wykorzystać na swoją korzyć i podnieść jeszcze bardziej ciśnienie w krwiobiegu tego człowieka.
  — Tak, jestem, a co, zna pan mojego ojca? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. — Jasne, że pan go zna i pewnie nie cierpi, co? Nadepnął ci na odcisk? Tak, musisz go nienawidzisz, w innym wypadku nie okradałbyś dzieci, no nie? — Usta Kido wygięły się w szerokim, triumfalnym uśmiechu. Nie miał zamiaru wspierać się o kilka jenów. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Ten sukinsyn pewnie nawet nie dostrzegłby, że jego rachunek bankowy został uszczuplony o tak mało znaczącą kwotę. — Nie pękaj, młody. Co on może? Wezwie gliny i powie: Panie władzo, oni kupili chipsy, proszę ich aresztować — zakpił, parodiując ton wściekłego kolesia, ale mimo wszystko dostosował się do prośby kuzyna.
  Poszedł w ślad za nim, w jednej dłoni ściskając torbę z zakupami. Zerknął na przepustkę, by zorientować się, ile zostało im minut.
  — Faktycznie musimy się pośpieszyć. Kaori urwie mi łeb, jeśli nie zdążymy — zawyrokował. — A ja nie chce umierać w tak młodym wieku — dodał i przyśpieszył kroku, kątem dostrzegając, że Takahiro ledwo dotrzymuje mu tempa, ale nie zwolnił nawet na moment. Wręcz przeciwnie - szybciej przebierał nogami, wsłuchując się, jak rytmiczny oddech kuzyna przekształca się w zadyszkę i dopiero wtedy się zatrzymał. — Ruchy, Hiro. Kolejny pociąg mamy dopiero za półtorej godziny.  Naprawdę chcesz przedzierać się przez las w środku nocy? —zapytał, a niebieskich oczach pojawił się niebezpieczny błysk, niewidoczny przez przyciemniane szkła okularów.
  Stacja o tej porze tętniła życiem. Jak zawsze. Większość ludzi wracało z pracy do domu, a pociąg był jednym z najszybszych środków transportu, gdyż nie imały się go korki, dzięki temu człowiek mógł zaoszczędzić nawet dwie godziny cennego czasu.
  Kido spojrzał na tablicę informacyjną. Od dwóch tygodni trwała modernizacja na odcinku, który mieli do przebycia, przez co ciągle zachodziły zmiany w rozkładzie jazdy, a przez to też zmieniona miejsce odjazdu – peronów. Raz nawet w ramach zastępstwa zaoferowali pasażerom autobus z kilkoma przesiadkami i Kido myślał, że go szlag trafi, gdyż do domu dotarł prawie o równej północy. I mógł pożegnać się z planami wieczór, bo nie zapasać na piątą i w miarę się wyspać, chociaż – z tego co kojarzył – wcale się nie wyspał. Snuł się jak żywy trup i zasypiał na większości lekcji.
  — Drugi — rzucił w kierunku kuzyna. Dostrzegł na jego twarzy lekką dezorientacje (lub konsternacje) i wcale się mu nie dziwił. Ktoś, kto nie bywał tutaj zbyt często, łatwo mógł się tutaj zgubić, a ten paniczek raczej unikał takich miejsc. Dlatego też ujął w dłoń prawą odpowiedniczkę Hiro, czując ciepło jego palce. Obawiał się, że prędzej czy później zostaną rozdzieleni przez wysypującą się na stacje rzekę ludzi (uroki centrum), a tego wolał za wszelką cenę uniknąć. Jakoś nie uśmiechało mu się szukać kuzyna w takim tłoku. Wzmocnił uścisk, gdyż ten średnio był przystosowany do życia w społeczeństwa i Ararta szczerze wątpił, czy Hiro zdawał sobie sprawę z istnienia czegoś takiego, jak punkt informacyjny.
Tędy, rozmyślił się przed wypowiedzeniem tego . W takim hałasie trudno było wsłuchiwać się własne myśli, a co dopiero w słowa drugiej osoby. Pociągnął Karasawę we właściwym kierunku. Upewniwszy się, że Takahiro sobie radzi, rozpychając się łokciami, złapał w ust nową dawkę tlenu i postarał się nie oddychać, bo oto weszli w największy tłum.
  — Jesteśmy na miejscu — zakomunikował dwie minuty później, gdy znaleźli się na właściwym peronie. Nie był szczególnie zatłoczony. Na całe szczęście. Mogli swobodnie przemieści się do automatu, przed którym nie stała dwumetrowa kolejka i toteż uczynili. Z zgodnie z obietnicą zakupił szczylkowi bilet i włożył go do kieszeni, obawiając się, że ta mała ofiara losu może go zgubić, a jakoś nie miał ochoty zaopatrzyć się w niego w pojeździe, bezpośrednio u konduktora, bo wpierw musiałby go znaleźć, a pociąg miał przynajmniej siedem wagonów. — Zaraz powinien nadjechać — rzucił, gdy rozległ się komunikat; zblazowany, kobiecy głos ogłosił łaskawie, że życzy wszystkim miłej podróży i nieomal od razu po wypowiedzeniu tych słów, do ich uszu nadleciał zgrzyt, gdy pociąg wtoczył się na tory, szurając o nie kołami. — Chodź. — Odczekał aż drzwi otworzą się automatycznie i wszedł do środka. Wolnych miejsc było sporo i mieli dużo możliwości, ale ostatecznie wybór Araty padł na te, które były najbliżej wyjścia. Z doświadczenia wiedział, że dzięki temu nie będzie musiał przeciskać się przed potencjalny tłum, chociaż wiedział, że na stacji, która była ich celem najprawdopodobniej wysiądą tylko oni. I jako ostatni.
  Podróż zajęła im prawie czterdzieści minut i obyło się bez żadnych  (przykrych) niespodzianek. Jedynie dwie osoby zakłóciły ich spokój - konduktor, chcący sprawdzić bilety i pijany mężczyzna, który przejechał zaledwie dwa przystanki i został siłą wyrzucony z pojazdu za wszczynanie burd i zaczepienie innych pasażerów.
  — I jak ci się podoba? — Wyszczerzył się do kuzyna, gdy pomógł jednemu z mężczyzn pozbyć się nieproszonego pasażera. Wiedział, że Takahiro nie nawykł do takich podróży. Zazwyczaj do tego celu używał samochodu, chociaż Kido podejrzewał, że matka dawno go nigdzie nie zabierała.
  Wysiedli trzy przystanki dalej. Na stacji końcowej, która bynajmniej nie zachęcała swoim urokiem. Wyglądała, jak koniec świata i faktycznie nim była, a przynajmniej w teorii. Kilka kilometrów dalej wzniesiono gruby i wysoki mur, oddzielający ludzkość od tego, co znajdowało się za nim. Arata niejednokrotnie zachodził w głowę, jakie niebezpieczeństwa czyhały tam ich populacje. Trudno było mu uwierzyć w bajki o rzekomej pustce, nicości, wypełniającą wielką przestrzeń. Już dawno z nich wyrósł - tak jak wyrósł z mitów o Świętym Mikołaju, Wróżce Zębuszce, czy Wielkanocnym Króliku. Akinori nie ryzykowałby życie dla czegoś co nie istniało.
  Zrobił śmiały krok w kierunku lasu. Panował półmrok. Słońce zaszło, a na niebie rozgościł się księżyc (dziś znajdował się w pełni) i setki towarzyszących mu gwiazd. Przy okazji doszło do spadku temperatury, a nad ziemią powoli zaczęła wznosić się mgła. I pojawił się wiatr. Wiał gwałtownie i intensywnie. Uderzył o ich odsłoniętą skórę. Kido zasunął kaptur na głowę, obawiając się, że niedługo straci takowy razem ze szyją, i to nie z inicjatywy drugiej żony ojca. Nawet ona nie miała tyle siły, by przeciwstawić się siłą natury.
  — Ale pizga — wyszeptał, chowając wolną dłoń do kieszeni.
  Zerknął przez ramię na kuzyna, by się upewnić, że jest tuż za nim, gdyż nagle stał się dziwnie milczący. Arata udawał, że nie wie, dlaczego, chociaż dobrze wiedział. Hiro nienawidził tego lasu.
  — Możesz złapać mnie za rękę, jeśli się boisz. Obiecuję, że nie będę się śmiał. Nie tym razem — zaproponował i pierwszy raz w jego głosie nie pojawiła się chociażby pojedyncza nuta drwiny. Był poważny jak nigdy. Nie chciał napędzić małemu Hiro strachu już na samym wstępie. Wolał dawkować napięcie. I napawać się stopniowo zagęszczającą się atmosferą. Patrzeć jak w czarnych oczkach stopniowo pojawia się strach. Rośnie. Rośnie. I rośnie coraz bardziej. Wyczuć drżenie ciała pod opuszkami palców, a potem śmiać się wniebogłosy i ocierać łzy rozbawienia z kącików oczu, gdy kuzyn odkryje, że to, co go przerażało, było zaledwie fikcją uwięzioną w ekranie telewizorów.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Drzwi trzasnęły za nimi; dzwonek zachybotał agresywnie. Kiedy tak biegł miał wrażenie, że słyszy jeszcze z oddali ryk sklepikarza i jego głośne, słoniowe kroki.
  Zatrzymał się dopiero za kamienicą, tuż niedaleko stacji kolejowej. Zgiął się w pół dysząc i opierając dłonie o uda. Był przerażony i rozbawiony jednocześnie. Serce biło mu trzykrotnie szybciej niż zwykle. Obejrzał się w bok czy oby na pewno był przy nim Arata. Nie wiedzieć czemu przy nim czuł, że odpowiedzialność go nie dosięgnie.
  — Co za świr…
  Ledwie zdołał wydobyć słowa ze swoich zastygłych ust. Adrenalina pieściła mu wnętrzności, zalewając falą ciepła szare komórki i zdrowy rozsądek.  Pochylił się nad trzęsącymi kończynami, czując jak nieprzyjemny, metaliczny posmak pochłania mu język. Nie przebiegł nawet kilometra, a czuł jak wcześniej narastający stres spływa mu aż do koniuszków palców.
  „Ruchy, Hiro. Kolejny pociąg mamy dopiero za półtorej godziny.  Naprawdę chcesz przedzierać się przez las w środku nocy?”
  Takahiro uniósł podbródek spoglądając kuzynowi prosto w twarz. Jego lekko zaczerwienione policzki dodawały dziwnej niewinności nawet jeśli kształt jego twarzy był twardy, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Nie skomentował tego pytania. Kido doskonale znał na nie odpowiedź. Krótkie skinienie wystarczyło, aby ciemnowłosy rozszyfrował tę niewerbalną mowę ciała — całe szczęście, bo Hiro nie miał siły wydusić z siebie kolejnej oskarżycielskiej nuty. Nadal niedowierzał jakim cudem udało im się zbiec ze sklepu bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Spoglądnął na zaciskane w palcach przedmioty. Nadal miał przy sobie tych parę paczek chipsów.
  Kompletnie o nich zapomniał.
  Stacja na którą wkroczyli była zatłoczona przez ludzi. Takahiro z trudem zauważył rozstawione pośrodku słupy, a co dopiero chodnik, którym powinni się poruszać. Było tłoczno. Kilkukrotnie ktoś pchnął go plecakiem, który swoją wielkością przekraczał wielkość właściciela, parę małych Yorków obszczekały go, kiedy wsadzał prowiant do plecaka, by chwilę później zatonęły w morzu wypełnionym ludzkimi głowami. Karasawa miał czuje oczy — w ich wnętrzu było widać pełne, nienaganne skupienie. Był mądrym dzieciakiem, ale pozerstwo ukrywało jego zdolności. W tym wieku większość dzieciaków wolała skrywać w sobie potencjał uważając wiedzę, za coś nudnego i groteskowego. Zdolniachów nazywano kujonami — a Takahiro robił wszystko aby tylko nie sprawiać takiego wrażenia.
  Kiedy w pełnej konsternacji poczuł ciepło dłoni Araty, zmartwiał. Nieco zaskoczony skierował łeb w jego kierunku, a ciemne tęczówki na moment wychwyciły jego wzrok. Nie wiedzieć czemu, ten krótki kontakt wzrokowy wystarczył, aby zapomnieć o jakiejkolwiek odzywce. Zapomnieć o tym, że tylko dzieci łapie się za dłonie i ciągnie do szkoły. Jakby tym kompletnie zamroczony, postąpił za nim; w tym wielkim tłumie, w którym na krótki czas gubił z oczu nawet Aratę. Oczywiście, że nie przyznałby się do tego na głos — że mu ufa. Prędzej połknąłby łyżkę cynamonu.
  Nie wiedząc kiedy palce dwunastolatka zacisnęły chłodniejszą dłoń brata. Idąc tuż za nim nieustanie wpatrywał się w jego kark, jakby droga jaką podążali była dla niego już kompletnie bez znaczenia.
  Po części tak właśnie było.

  „I jak ci się podoba?”
  Siedząc oparty o wypchane filcem siedzenia, przechylił łeb, niemal jak stary dyktator, któremu brakuje tylko kieliszka dobrej Brendy. Parsknął swoim nieco skrzeczącym śmiechem, kiedy Arata zasiadł ponownie na miejsce — oczywiście nie miał co oczekiwać pochwały od młodszego za heroiczne działania, choć sam Hiro nie byłby w stanie zebrać w sobie odwagę i pozbyć się problemu sam z siebie. Był typem, który dużo gadał, a gdy przychodziło co do czego trząsł się ze strachu.
  — Nieźle — odparł. — Choć śmierdzi tu jak w żulowni.
  Głos chłopaka nie był nakreślony żadną określoną nutą. Takahiro nie przechodził jeszcze mutacji, więc nie posiadał w swojej artykulacji żadnego charakterystycznego brzmienia. No, oprócz lekkiego skrzeczenia, kiedy głos sięgał wyższych tonów. Ono dopiero miało się pojawić. Kilkoro jego kolegów już ją przechodziło i Karasawa był nieco poirytowany, że u niego zabieg ten tak się przedłuża.
  Wysiedli na kompletnym wygwizdowie. Wiatr zwiał Hiro w twarz, odrzucając na bok parę kosmyków czarnych włosów. Dopiero kiedy pociąg odjechał z głośnym jękiem i zniknął w ciemnościach, poczuł chłód, który z każdą sekundą rósł i rósł — w końcu rozrósł się do takiej wielkości, że rozwiązał ze swojego pasa uprzednio uczepioną bluzę i zarzucił na swoje chuderlawe ramiona. Zadygotał i wsunął dłonie pod pachy, jakby to miało wystarczyć w odzyskaniu odrobiny ciepła.
  Byli tyko oni i noc. Spoglądnął na niebo pełne rozjaśnionych gwiazd i na księżyc, który swym obliczem spoglądał na nich jak sęp na swoje niedoszłe ofiary. Dźwięk butów, jakie grzęzły w ziemi sprowadził go ponownie na ziemię. Spoglądnął szybko na swojego towarzysza niedoli i na las, jaki rozciągał się tuż przed ich obliczem.
  „Możesz złapać mnie za rękę, jeśli się boisz. Obiecuję, że nie będę się śmiał. Nie tym razem”.
  Prychnął i obrócił głowę w bok jakby niedowierzał w to co usłyszał. Nie odezwał się. Jego ciemne tęczówki skupiły się na wielkim ogromnym murze — on również nie był czymś co zachęcało do zbliżenia. Czuł jakby jakieś nieznane zjawy wyłaniały się spod ziemi i szeptały, zachęcając do zagłębienia się w tę ciemność. To nie był czas na samotne wędrówki. Ruszył w kierunku Araty, czując wstępującą na przedramiona gęsią skórkę.
  — Nie bądź śmieszny — wymamrotał, ale nieco niewyraźnie — na tyle aby być może Kido nie usłyszał tych słów i mógł je w każdej chwili wycofać i przystać na jego propozycję.
  Mrok jaki objął ich sylwetki był jeszcze bardziej przerażający niż tamtego dnia. Czuł dziwny dotyk na swoim karku i co chwilę sięgał do niego jakby chciał odepchnąć ze skóry natarczywą muchę, która bezustannie go łaskotała. Wyobraźnia zaczęła działać na najwyższych obrotach…
  — Nie wziąłeś ze sobą żadnej latarki? Przecież tu nic nie wida—kurwa!
  Syknął potykając się o wystający konar. Serce znów zabiło mu boleśnie w piersi, a na czoło wstąpiły pierwsze krople potu. Szelest liści i oddech wiatru nie pomagał mu w wyluzowaniu się. Szedł z założonymi na klatce piersiowej dłońmi rozglądając się na boki, jakby naprawdę był w stanie wypatrzeć zagrożenie w tej ciemnicy. Oczy zaczęły mu błyszczeć, jak nakropione łzami — działo się tak zawsze kiedy strach zaczął powoli pochłaniać jego umysł.
  — Przeprowadź się do centrum, to wygodniejsze, wiesz? Czuję, że cały już się kleje od tych pajęczyn.
  Gdyby tylko Arata mógł zobaczyć go w tych ciemnościach, widziałby, jak Takahiro nieudolnie, z obrzydzeniem ściąga niewidzialne nitki ze swoich włosów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiedział, że Takahiro mu odmówi, a mimo to, musiał włożyć sporo wysiłku w to, by stłumić rozbawienie. W nagrodę za ten akt odwagi, dopasował swoje tempo do chodu kuzyna, bo nie chciał pozostawić go za sobą w tyle. Obawiał się, że wówczas trauma Hiro znów zajrzy mu głęboko w oczy i będą musieli poradzić sobie z atakiem paniki. Po chwili trochę pożałował, że nie zabrał latarki, ale...
  — Nie, po co mi ona? Znam rozkład tego lasu na pamięć — stwierdził zgodnie z prawdą. Mieszkał w tych okolicach... od zawsze. Pamiętał, jak Akinori zostawiał go na pastwę dziecięcych urojeń, kiedy ledwo ukończył pięć lat. Chował się wtedy pod łóżkiem albo w szafie, umierając ze strachu, a każdy dźwięk - chociażby bębniący deszczu o parapet - wywoływał u niego palpitacje serca, dlatego tak bardzo lubił spędzać czas w domu swojej ciotki, a matki Hiro. Ona przynajmniej nie wystawiła go na takie ciężkie próby i nie doprowadzało małego Aratę do płaczu. Poniekąd już dawno poradził sobie z tymi nieprzyjemnymi wspomnieniami, od wielu lat nie miewał koszmarów podobnych treści, ale pomimo tego, na samą myśl o tamtych latach, na powierzchni jego ciała tworzyła się gęsia skórka. Lubił to miejsce i jednocześnie go nienawidził, i w zasadzie nie wiedział, która emocja była w tej sferze tą dominującą. Chyba jednak szala zwycięstwa przechylała się na tą drugą, a przynajmniej takie odnosił wrażenie, gdy musiał dzielić dach nad głową z tym despotycznym człowiekiem.
  Gdyby tylko Arata mógł mieć jakikolwiek wpływ na destrukcyjne decyzje Akinoriego, to już dawno ich dom mieściłby się w samym centrum miasta, ale nie miał żadnego, więc na przestrzeni lat przywykł, że przez dojazd do domu marnował cztery godziny, dwie w jedną i tyle samo w drugą stronę. Oczywiście czasem miał to szczęście, że zabierał się z Kaori, kiedy akurat dyżury wypadały jej mniej więcej w tych samych godzinach, co mu zaczynały się lub kończyły lekcje, ale to zjawisko występowało raz na dwa miesiące, więc rzadko miał sposobności korzystania z jej szoferskich usług. Jego obowiązkowe pobyty w mieście częściej pokrywały się z tymi, którymi dysponował ojciec, ale on... no cóż, Kido wolał pokonać tych kilka kilometrów na piechotę, niżeli prosić go o wyświadczenie przysługi takiego kalibru. Poza tym miał wrażenie, że przebywania z tym osobnikiem w jednym pomieszczeniu więcej niż dwadzieścia minut źle wpływało na jego psychikę, przez co nauczył się unikać jego osoby, gdy akurat musieli spędzać wolny czas pod jednym dachem.
  — Akurat w tej chwili nie mam wpływu na to, gdzie leży ten przeklęty dom, ale gdy tylko skończę liceum, wyprowadzę się i moja noga tutaj więcej nie powstanie — oświadczył, bo właśnie taki był plan. A skoro miał zamiar od razu po liceum ubiegać się o szkolenie wojskowe, najprawdopodobniej zostanie mu przepisana jedna z kwater w koszarach S.SPEC, co byłoby rozwiązaniem jego problemów i przede wszystkim w końcu uwolniłby się spod ojcowskiego wpływu, nawet jeśli na okres kilku lat ta decyzja wiązałby się ze znalezieniem dorywczej pracy. W każdym razie nie miał zamiaru traktować go jak swojego głównego źródła dochodu po ukończeniu pełnoletniości. Przed paroma laty miał skrytą nadzieję, że podczas jednej z akcji wojskowych  Akinori nie wróci, przez co dostanie spadek, gwarantujący mu dostanie życia, ale przestał się łudzić, że do tego dojdzie. Złego diabli nie biorą, a ten mężczyzna był doskonałym na to dowodem. Najprawdopodobniej przeżyje własne dzieci. I to jeszcze z nie taką małą satysfakcją wpisaną na tej paskudnej mordzie.
  Przestał rozmyślać o tym wynaturzeniu, bo otóż w tle rozległ się wypełniony entuzjazmem szczek. Kido wiedział do kogo takowy należał i nie pomylił się w swoich przypuszczeniach. Po kilku chwilach na leśnej ścieżce pojawiło się źródło tego hałasu w postaci średniej wielkości psa o krótkich nogach. Z tej odległości trudno było do dostrzec; wtapiał się w otocznie, ale gdy wyczuł, że w powietrzu unosi się znajomy zapach, podbiegł do swojego właściciela, z zadowoleniem ruszając uszami, gdyż natura pozbawiła go ogona, którym mógłbym okazywać radość. Oparł przednie łapy o spodnie Araty, po tym, jak ten się zatrzymał i pochylił w celu konfrontacji dłoni ze sierścią zwierzęcia. Dopiero wtedy w oczy rzuciło mu się błoto pokrywające niemal w całości czworonoga. Było wszędzie, za wyjątkiem samej głowy i sterczących uszu.
  — Znów wytarzałeś się w błocie? — zapytał. Spróbował go za to zbesztać, ale nie potrafił, a czując na swojej dłoni śliską konstrukcje psiego języka, udawana złość się z niego ulotniła. Podrapał go za uszami. Co prawda nie lubił, kiedy szwendał się nocą po lesie. Obawiał się, że przez takie beztroskie wypady może coś mu się stać, w końcu nie był czworonogiem wyposażonym w niewiadomo jak rozwinięty system obronny, niemniej jednak Kido znał przyczynę jego pojawienia się w tym miejscu akurat o tej porze. Zawsze wychodził mu na spotkanie. Jakby jego błędniki były wyposażone w czujki, alarmujące go o pojawieniu się Araty w najbliższym otoczeniu. — Hiro, mam nadzieję, że lubisz psy — odezwał się po chwili, ale na to było... za późno. Przyjaźnie nastawiony do świata corgi pomknął w kierunku nowego przyjaciela. Obwąchał go z każdej dostępnej strony, a potem doskoczył mu do ręki, domagając się podobnych pieszczot, jakimi został uraczony przed momentem.
  I w tej samej chwili Arata stracił tymczasowe zainteresowanie swoim psem. Najwyższy czas, by Takahiro oswoił się z jego obecnością, bo sierściuch będzie im towarzyszył przez cały weekend i niewykluczone, że przywiąże się do dzieciaka, jeśli rzecz jasna ten nie będzie do niego nastawiony negatywnie. Oby nie był. Corgi potrafił się odwdzięczyć pięknym za nadobne. Do dziś warczał na Akinoriego, który na każdym kroku okazywał niechęć do pupila swojego syna, ale na szczęście nie mógł się go pozbyć. O ile w tej kwestii nie pytałby się o zadanie swojego pierworodnego, o tyle Kaori posiadała dar przekonywania; postawiła na swoim i wybiła mu pomysł pozbycia się psa z głowy, nie przejmując w tym aspekcie żadnego „ale”. Kiedy pies zaprzestał demonstracji swojej radości, w końcu mogli ruszyć w dalszą drogą, a byli już bliżej niż dalej.
  Po pokonaniu dystansu kolejnych trzech metrów, ich oczom ukazał się piętrowy budynek. W niektórych oknach paliło się światło. Arata dobrze wiedział, jakie znajdowały się tam pomieszczenia i na tej podstawie mógł stwierdzić, że Tsubame nie został pokonany przez senność. Nadal na nich czekał, razem z Kaori, ale akurat ta wyjrzała na ganek, kiedy usłyszała, jak z gardła psa wydobywa się radosny skowyt. Nie czekał na nich, więc w domu był przed nimi. Oni pojawili się na jego progu kilku minut później.
  Kido omiótł z rozbawieniem sylwetką kuzyna. Przeprawa przez las mu nie służyła – włosy starczały mu na różne strony, a w nich ukryły się gałązki i liście. Już otwierał usta, by zaprosić go do środka, ale Kaori go w tym uprzedziła.
  — Jest  zimno. Musieliście przemarznąć. — Znów pojawiła się w drzwiach. Była spóźniona, ale nie dała tego po sobie poznać. Wręcz przeciwnie - uważane przyjrzała się Karasawie, jakby widziała go pierwszy raz na oczy. — Dobry wieczór, Takahiro. — Na jej ustach pojawił się głęboki uśmiech. — Wyrosłeś — oceniła, ale nie zgarnęła go w objęcia, mimo iż miała na to ochotę. Po prostu nie wiedziała, czy chłopak sobie tego życzy, więc zrezygnowała z tej czułości. Wycofała się w głąb holu, by założyć buty. — Kolacje macie w lodówce, odgrzejcie ją sobie. I, Arata, nie zapomnij wymyć psa. Jak znów pobrudzi dywany, sam będziesz je czyścił. — Powiedziawszy to, zarzuciła na ramiona płaszcz. — Tsubame jeszcze nie śpij, ale dopilnuj, by poszedł spać o...
  — Dziewiątej. Tak, wiem — wpadł w jej słowo; w jego głosie dało się rozpoznać ni to irytacje, ni to charakterystyczne w jego wieku zniecierpliwienie. W końcu to nie pierwszy raz, kiedy miał na głowię swojego młodszego brata i mniej więcej pojął na czym polegał zakres jego obowiązków.
  — No właśnie. — Zerknęła do torebki w celu upewnienia się, że ma wszystko, czego potrzebowała. — Dobra. Bawcie się dobrze. I nie zapomnijcie na noc zamknąć drzwi. — Spojrzał najpierw na jednego, potem na drugiego, i w końcu wyminęła ich w drzwiach, chociaż w jej spojrzeniu tliło się coś w rodzaju niepewności. — Do jutra — powiedział jeszcze i zniknęła w drzwiach.
  Gdy rozległ się warkot silnika jej samochodu, Arata, zdejmując kurtkę i buty, odczuł delikatną ulgę. Zazwyczaj była bardziej zapobiegawcza. Przypominało mu o tym, by dokręcił korek w wannie, a nawet instruowała go o działaniu mikrofalówki.
  — Jesteś głodny? — zapytał Karasawę, a wtedy z salonu wyjrzała główka sześciolatka. Towarzyszył mu zadowolony z życia pies (najprawdopodobniej już zdążył nabrudzić) i pluszowa maskotka imitująca lwa. Brązowe oczy spoczęły na sylwetce niższego chłopca. Najwyraźniej jego wstydliwa natura nie pozwoliła mu na zrobienia kilku kroków w przód, chociaż Hiro nie był dla niego całkowicie obcą osobą. — Tsu. — Arata poszedł do brata i poczochrał go po włosach. — Dotrzymaj Hiro towarzystwa, a ja za ten czas pójdą wymyć tego nicponia, dobrze? — Posłał bratu delikatny uśmiech, po czym pochylił się i bezceremonialnie wziął psa na ręce. Jakoś nie miał ochoty na randkę z brudnymi dywanami w garażu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wyprowadzisz się? Niby gdzie? — Obejmujący się za ramiona młody Karasawa odważył spoglądnąć na Aratę spod opadającej na oczy ciemnej grzywki. W ciemnościach jakie panowały w tym przeklętym lesie nawet błysk w  jego oku wydawał się być słaby i matowy — dokładnie tak jakby go w ogóle nie było. Tak, jakby ciemność tych dziecinnych tęczówek zlewała się z ciemnotą i narastającym napięciem okolicy.
  Takahiro doskonale znał postawę Kido. Z dystansu obserwował jak ten spogląda wrogo na Akanoriego; jak tłumiona nienawiść kryje się w tych niebieskich tęczówkach, które miały tylko pełnić rolę tarczy — a może i oręża, którym miał się bronić? W oczach można zauważyć wszystko. To właśnie w ich blasku widziało się strach i przerażenie, siłę i potęgę; oczy od zawsze były wrotami, które albo otwierają się na przyjęcie prawdy, albo zamykają przed nią na wieki. Arata z każdym rokiem zbierał w sobie coraz większy pokład siły.
  Hiro to widział.
  — Nadal chcesz dostać się do S.SPEC? Słyszałem, że nie jest tam łatwo i trzeba zdać testy na maksymalną ilość punktów.
  To zdanie nie brzmiało zwyczajnie — nie miało tego samego tonu, gdy odpowiadamy przyjacielowi o jutrzejszej pogodzie. W tym zdaniu czuć było wałęsającą się zazdrość; gryzła sylaby po kostkach i znikała, otulona prostotą dziecinnego wydźwięku Karasawy. Wzruszył ramionami, próbując udawać niefrasobliwość. Nie wyszło, ale trzeba było przyznać, że się starał.
  Wiatr wzburzył liście rosnących drzew; dęby pokłoniły się przed podmuchem, a do uszu dzieci dobiegł miarowy, senny odgłos skrzypnięć gałęzi. Kiedyś za szczeniaka pokochał ten dźwięk od pierwszej chwili, ale teraz budził w nim tylko lęk.
  Hau!
  Takahiro zdębiał. Przez krótki moment miał wrażenie, że ktoś oblał go wiadrem zimnej wody, ale kiedy tylko dźwięk pędzącej zwierzęcej petardy stał się coraz bardziej słyszalny i bliższy porównań, tak serce ciemnowłosego powrotem zaczęło bić swoim miarowym rytmem. Odetchnął bezgłośnie ciesząc się, że stoi z tyłu i Arata nie zdąży się z niego ponabijać.
  — Nie wiem jak możesz go tu puszczać. Przecież go nawet nie widać w tych ciemnościach.
  Przybliżył się. Chłopak zrównał się z ramieniem kuzyna i spojrzał w dół — prosto na rozbawionego psiaka umorusanego w ziemi i błocie. Miał ochotę pogłaskać go po głowie, ale obawiał się, że ten w euforii wskoczył mu na nogi zostawiając ślady na nowych spodniach, więc ostatecznie powstrzymał się przed ulaniem z siebie tej czułości.
  „Hiro, mam nadzieję, że lubisz psy.”
  Kuzyn w odpowiedzi odmruknął coś tylko, bo zwierzak jakby usłyszał jego myśli; uparcie doskakiwał do ręki, merdając wesoło ogonem. Pomimo iż starał się trzymać dystans, to udało mu się pogłaskać psisko za uchem i bestia wydała się z tego faktu bardzo zadowolona — niekoniecznie Takahiro, bo na opuszkach pozostały mu pozostałości po czarnej ziemi. Otrzepał o siebie dłonie, kiedy usłyszał kolejny głos. Ten należał do kobiety.
  „Jest  zimno. Musieliście przemarznąć.”
  Wygięte w rozbawieniu usta Araty spowodowały, że Takahiro spoglądnął na niego zaskoczony — szybko połapał się w czym rzecz i pospiesznie ułożył swoje włosy do należytej pozycji. Na krótki moment sam poddając się delikatnemu rozbawieniu. Ścieżka była już za nimi. Spięcie odpuszczało. Pozostawał ten dom. Pusty. Niemalże pusty. Noc z Kido.
  — Dzień dobry. Nie było tak źle. Zaopatrzyliśmy się — Takahiro uśmiechał się miło – przypominał niemal delikatnego chłopca z chóru, z twarzą tak łagodną i niewinną, że mógłby stać w pierwszym rzędzie. Potrafił stwarzać dobre, pierwsze wrażenie. Pokazał Kaori bluzę jaką na sobie miał — złapał ją w palce i naciągnął. —Kido za to jest gruboskóry. Takie gargulce mają podwójną tkankę —  rzucił zaczepnie odzyskując humor.
  Kiedy oboje przybliżyli się do domu, a dystans miedzy nim, a Kaori uległ drastycznemu zmniejszeniu wyczuł chwilową barykadę. Nie był jednak z tego powodu urażony. W wieku dojrzewania mało jaki chłopak lubił być tulony przez rodziców i wujostwo. Tak samo było z Hiro. Każde zmierzwienie włosów wzbudzało w nim tylko wściekłość. Spokojnym wzrokiem spojrzał jak ta osuwa się w głąb holu.
  Przez krótką chwilę Takahiro stał w progu, wsłuchując się w ich wymianę zdań, nie wiedząc czy powinien ostatecznie wejść do środka czy zaczekać, aż Kaori ich opuści, a w przedpokoju zrobi się nieco luźniej. Czuł narastającą ekscytację. Kiedy płaszcz opadł na jej ramiona, a zapach perfum zawędrował do nozdrzy, poczuł przebiegający po plecach dreszcz.
  A potem stało się. Odjechała w ciemność, a dźwięk uskakujących kół niknął z każdym kolejnym metrem. Gdzieś w oddali słychać było pieśń świerszczy. Karasawa przegryzł wargę i wtoczył się do środka zamykając za sobą drzwi.
  „Jesteś głodny?”
  Chłopak uklęknął aby rozwiązać swoje adidasy i zadarł głowę, aby spojrzeć na kuzyna. Uśmiechnął się lekko, trochę prowokacyjnie.
  — Trochę. Co masz?
  Jak wcześniej nie myślał o głodzie (stres i lęk umiejętnie go zagłuszały) tak teraz na samą wzmiankę o ciepłym posiłku żołądek skurczał się do wielkości małego laskowego orzecha. Przez moment to spotkanie zaczął traktować jak swoiste przetrwanie, jak na filmach z zombie. Byli tylko oni, żadnych dorosłych, mieli do dyspozycji jedzenie, a kucharz najprawdopodobniej stał właśnie przed nim.
  — Chyba nie powinienem ci podpadać jeśli chcę dobrze zjeść, co?
  Parsknął i odłożył na kuckach buty w róg (idealnie równo). Kiedy się podnosił dojrzał wyłaniającą się za rogu głowę. Na moment zastygł, ale szybko rozpoznał w podglądaczu młodszego brata Kido. Nic się nie zmienił. Chciał powiedzieć, że tak się stało, ale jego zawstydzona twarz wciąż była taka jaką zapamiętał kilka miesięcy temu.
  „Dotrzymaj Hiro towarzystwa, a ja za ten czas pójdą wymyć tego nicponia, dobrze?”
  Takahiro przez moment stał w miejscu patrząc tylko za niknącą sylwetką kuzyna, dopiero kiedy zgubił go z oczu przeniósł ciemne spojrzenie na młodzika. Wstydliwość budowała w Hiro pewność siebie — tak właśnie działał Karasawa. Zazwyczaj bywał butny tylko w towarzystwie osób, które były słabsze lub mniej odważne (mniej odważne od niego). W pozostałych przypadkach pozostawała mu gra aktorska, która nie zawsze kończyła się dobrze. Niektórzy zdołali zauważać tandetne zagrywki młodszego.
  Chłopak przybliżył się do dzieciaka górując nad nim wzrostem. Uśmiech uniósł lewy kącik ust, a w nikłym świetle żarówki świecącej w przedpokoju, połowę jego twarzy okrył tajemniczy cień.
  — Jeszcze nie śpisz? Zostaje u was na trochę. Cieszysz się?
  Sam nie wiedział jakiej odpowiedzi oczekiwał. Może jedynie potaknięcie głową, ale i ona w zupełności byłaby dla niego satysfakcjonująca. Ruszył z chłopakiem z powrotem do salonu. W pokoju paliło się już światło, rozejrzał się, jakby na nowo przypominał sobie układ domu. Ciekawski wzrok Karasawy zatrzymał się na kanapie (niedbale rzucony koc świadczył, ze Tsu z musiał wcześniej pod nim leżeć) i na stole, na którym piętrzyły się różnego rodzaju czyste kartki bloku, kredki świecowe i zabawki. Bez zastanowienia postąpił naprzód. Ujął w dłoń rysunek, który musiał powstać kilkanaście minut temu. Uśmiechnął się widząc te proste kreski, które miały imitować ludzi.
  — Sam to narysowałeś?
  Brew Takahiro powędrowała w górę, a wzrok znów zatopił się w twarzyczce Tsu, jakby świdrował go na wylot.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdziekolwiek. Byle nie mieszkać z tą parodią ojca.
  Póki co nie mógł z pełnym przekonaniem powiedzieć, że mu  się uda i ma jak w banku awans do szkoły wojskowej, bo nie był tego aż taki pewien. Długo droga przed nimi, ale nie przewidywał zmian w tym zakresie.
  Zerknął w kierunku Karasawy, gdy padło kolejne pytanie. Wyczuł zmianę w tonie jego głos i domyślał się, czym była spowodowana. Mniej więcej wiedział, że Takahiro właściwie najchętniej poszedłby w ślad za nim, ale nigdy nie skomentował na głos postawy kuzyna, gdyż najprawdopodobniej nie szczędziłby mu krytycznych słów w tym temacie. Miał po prostu wrażenie, że z mundurem nie będzie mu do twarzy, poza tym posiadał inne, warte uwagi talenty, które rzadko zdążały się w ich pokręconej rodzinnie.
  — Tak, nadal  mam taki zamiar — przyznał, bo jego plany na życie nie uległy zmianie od kilku lat. Ktoś mógłby powiedzieć, że robi to dlatego, że wywodzi się z takiej, a nie innej rodzinie, i że będzie mu w sumie łatwiej przez wzgląd na wysokie stanowisko ojca, który z pewnością pomoże mu w spinaniu się po strzeblach wojskowej kariery i zapewni mu ciepłą posadkę. Arata przywykł do plotek tego typu, chociaż kiedyś wzbudzały w nim złości. Raz nawet za podobne insynuacje przemeblował twarz jednemu ze swoich kolegów z klasy, łamiąc mu przy tej okazji nos, przez co dostał zawieszony na tydzień w obowiązkach uczniowskich. W każdym razie nie miał zamiaru korzystać z „dobrego imienia” Akinoriego, mimo świadomości, że będzie z nim kojarzony z powodu i nazwiska, i wyglądu. —  Z moimi predyspozycjami intelektualnymi jest różnie, ale w zamian za to dysponuje fizycznymi walorami, więc wydaję mi się, że dam radę — stwierdził szczerze, chociaż nie był pewny egzaminów teoretycznych; przed nim rozciągała się perspektywa wielu nieprzespanych nocy w objęciach książek. Nigdy nie paliło mu się do nauki. Co prawda nie miał też przyjemności kiblowania w jednej klasie przez dwa lata,  nie kolekcjonował jedynek, przez co  jego średnia nie była aż tak fatalna, niemniej nigdy nie sięgnęła wartości powyżej 4,3, a jednak z 4.5 jego szanse na dostanie się tam, gdzie chciał, były pewniejsze. Zgadywał, że kuzynowi szło znacznie lepiej w kompletowaniu dobrych ocen. Zawsze postrzegał go jako osobę  bardziej bystrą, chociaż ambicjami nie grzeszył, skoro zadawał się z typami pod ciemnej gwiazdy tylko po to, by lansować się na fajnego.
  Chciał zapytać Hiro o jego plany na życie, nawet jeśli na snucie takowych miał jeszcze sporo czasu, ale wtedy w ich polu widzenia pojawił się corgi i Kido wyleciało to z głowy. Poza tym wtedy też Takahiro zabrał głos w sprawie wpuszczenia psiaka.
  — Jasne, może go nie widać, ale za to on widzi wszystko. Ma lepszy wzrok niż ty, czy ja — zapewnił, bo wiedział, że życiu psiaka nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. W lesie mieszkały głównie wiewiórki, króliki i jelenie, a także stuknięty myśliwy ze swoimi czworonogiem, ale - chociaż nie przepadał za dzieciarnią i w sumie każdą formą ludzką - to przynajmniej lubił zwierzęta i Arata podejrzewał z lekką niechęcią, że corgi też odwzajemniał tę sympatię. Nie raz go widział, jak biega z drugim ścierściuchem, jak tarzają się w liściach i poganiają wiewiórki na drzewo.
  Przypatrywał się kątem oko, jak Takahiro przekonuje się do zwierzaka. W zasadzie myślał, że mieszczuch jego pokroju gardzi takimi stworzeniami, ale najwyraźniej nie miał nic przeciwko ich obecności. Na całe szczęście, bo corgi najwyraźniej poczuł do niego nutkę sympatii, poza tym z natury był towarzyski i zapewne w ciągu weekendu nie raz będzie narzucał się swoim towarzystwem.
  Wszedł do domu, zanim Kaori zdążyła podzielić się z nim swoimi uwagami. Odłożył plecach i reklamówkę.
  — Co tak stoisz? Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? Właź do środka — ponaglił kuzyna, bo sam zdążył zdjąć buty i był przekonany, że Karasawa czynił w tym momencie to samo. Przedpokój był tak obszerny, że bez problemu zmieściłoby się w nim trzy osoby i jeszcze zostałoby trochę miejsce na czwartą. Zresztą Kaori ewakuowała się do pracy, z powodu spóźnienia nie stała przed lustrem ponad dziesięć minut, więc zajęło jej ¼ zwyczajowego czasu. Silnik samochodu szybko znikł z zasięgu ich słuchu, a Kido zapobiegawczo przekręcił klucz w drzwiach.
  — Trochę. Co masz?
  — Chipsy — stwierdził. Nie miał pojęcia, jaki posiłek przygotowała dla nich Kaori, a znając ją to trochę przesadziła w ilości. Czasem irytowała go tą przesadną troską, czasem nawet miał jej ochotę powiedzieć: przestań, przecież nie jesteś moją matką, ale za bardzo ją lubił i nie chciał jej sprawdzić przykrości. Wiedział, że robiła wszystko, by mu ją zastąpić i w gruncie rzeczy dobrze jej to wychodziło, mimo iż były momenty, w których traktowała go jak pięciolatka, a przecież do osiągnięcia pełnoletniości brakowało mu zaledwie czterech lat i umiał o siebie zadbać, ale...
  Najwyraźniej Takahiro nie miał zamiaru zrezygnować ze swoich dowcipów. Śmiech Kido rozniósł się po holu.
  — Super, że we mnie wierzysz, ale moje zdolności kulinarne zatrzymały się na zrobieniu jajecznicy, więc na mnie nie licz. Wszystko jest uzależnione od Kaori i mikrofalówki — odparł. Zapach unoszący się w domu nie podpowiedział mu, co było na kolacje. Przekona się o tym, gdy otworzy lodówkę, ale najpierw walka z brudnym psem. — Ten mały nicpoń nie przepada za kąpielami, więc trochę mi to zajmę — stwierdził, ale to Takahiro mógł wywnioskować właściwie po tym, jak Kido złapał go pod łapy. Pies wiercił się w jego objęciach i nawet raz próbował chwycić w zęby jego rękę.  — Tsu, przestań się bać. Takahiro nie jest współczesną wersją kanibala. Nie pożre cię — zapewnił brata, zanim zniknął z psem w drzwiach łazienki. Gdyby miał wolną rękę, najprawdopodobniej przeczesałby palcami czuprynę Karasawę, więc w zasadzie kuzynowi dopisało szczęście.
  Tsu otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale w rezultacie głos ugrzązł mu w gardle, więc nie zdążył wymienić ze swoim bratem chociażby słowa, gdyż właśnie zamykał drzwi łazienki. Wycofał się kilka kroków w tył, nie spuszczając brązowych oczu z twarzy Karasawy.
  — Jeszcze nie śpisz? Zostaje u was na trochę. Cieszysz się?
  Zamrugał kilkukrotnie, jakby sens jego słów do niego nie dotarł, mimo iż zrozumiał co się do niego mówiło i zdawał sobie sprawę z tego, że będą mieć gościa. Powiedziała mu o tym mama. I nie umiał sprecyzować swoich uczuć, które towarzyszy mu w momencie usłyszania tej wiadomości. Z jednej strony poczuł radości, z drugiej... nie wiedział, co o tym myśleć. Nie przywykł do obcych w domu, gdy nie było w nim rodziców. Takahiro nie jest obcy, powiedziała mu rodzicielka, ale on wiedział swoje. Nie znał żadnego Takahiro, a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie wyjrzał z salonu i nie ujrzał znajomej twarzy. Wtedy musiał przyznać jej rację. Jednak go znał, a raczej widział go kilka razy, podczas rodzinnych obiadów, ale nie wiedział czy obdarzyć go sympatią, czy nie.
  — Dopiero o dziewiątej — powiedział w ramach odpowiedzi na pierwszy trzon pytania; drugi przemilczał.
  Przycisnął mocniej misia do piersi i czmychnął do salonu. Przemieścił wzrok z drzwi na telewizor. Leciała w nim jakaś bajka, ale on za nią przepadał, więc szybko stracił zainteresowania tym, co działo się na ekranie. Odłożyła pluszaka na fotel i przyjrzał się zawartości stolika. Nie umiał rysować, ale bardzo się starał i pewnie, dlatego na jego policzkach pojawiło się lekkie zaczerwienie, gdy wyłapał śmiałe Sam to narysowałeś?. Ze wstydu chciał porwać kartę i zmiąć ją w małych palcach, ale zamiast tego zerknął na Takahiro. Na lekko rozwartych wargach pojawił się niewyraźny grymas zakłopotania.
  — Ano — przytaknął cichym, nieco piskliwym głosikiem. Przełknął ślinę, by naprawić kondycje swoich strun głosowych. Podczas wykonywania tej czynności, przypomniał sobie o tym, co mówił mu Arata o Takahiro, przez co napięcie nieco zależało.  — Niichan mi mówił, że umiesz rysować. Narysuj mi coś, a ja to pokoloruję — zaproponował. Z chwili na chwili nabierał coraz większej pewności siebie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Otworzył blok na czystej stronie i podał Karasawie ołówek, ale po chwili znów poczuł się nieswojo, do czego przyczyniło się natarczywe spojrzenie Hiro. — Nie musisz, jak nie chcesz — dodał, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Zagłębił się w salon ruszając za Tsu, jak w ślad za zwierzyną. Obserwował układ mebli przypominając sobie jak wyglądały przed niespełna kilka lat, kiedy miał okazję odwiedzić kuzynów z matką. Bez większych zmian. Wszystko wyglądało jak kiedyś, oprócz paru dekoracji, które z pewnością wprowadziła Kaori. Wzrok Hiro szybko skierował się na jasny telewizor i na puszczoną w odbiorniku bajkę. Pomimo iż wieczorynki stały się już dla niego przeszłością lubił niektóre pozycje. Oczywiście nie przyznawał się do tego na głos, bo w dzisiejszej erze lepsze od bajek były bijatyki na konsole, w których rozlewały się hektolitry krwi i jeszcze więcej kilogramów flaków.
  Takahiro zatrzymał się zapatrzony w zapełnioną półkę, na której zalegały stosy kaset i książek. Nawet nie spoglądając na dzieciaka wziął pierwsza lepszą lekturę i  przyjrzał się okładce, która rzuciła mu się w oczy od samego wejścia. Dopiero po chwili usłyszał pytanie Tsu, i Hiro nie wyglądał na człowieka, który był gotowy na ten rodzaj zadania.
  Karasawa zadarł łeb spod opisu książki i spoglądnął na chłopaka jak zdezorientowany miejscowy, którego jakiś obcy pyta o ulicę. Ciemne oczy Takahiro nie spuszczały niskiej sylwetki z oczu.
  — Ja… — Czy właśnie próbował dokończyć: „Ja nie potrafię”? Słowa jakby znając tę taktyczną zagrywkę nie pozwoliły mu na dokończenie tej myśli. Speszony wzrok Tsu szybko opadł i zabłądził w ciemne, zakurzone rejony pokoju i dopiero po kolejnej wypowiedzi wiedział, że dla Tsu — ta prośba — była jedną z wyzwań, które z pewnością zaraz (wedle jego założenia) zakończy się fiaskiem. — Nie uważam, abym rysował dobrze — dokończył kulawo, bo już zdecydował przecież się odezwać. — Ale jeśli chcesz nie ma problemu.
  Nie spodziewał się, że Arata wspomniał o jego (nie)talencie Tsu. Nie sądził, aby w ogóle ktokolwiek poza jego własną matką, która wykrzykiwała papierosowym powietrzem, że znów źle odstawił kubek w umywalce, może o nim wspominać. Może właśnie ta wieść zaskoczyła go bardziej niż prośba, na którą zdobył się nieśmiały kuzyn.
  Karasawa nie pamiętał nawet, że wciąż zaciskał palce na grubej książce, więc kiedy usiadł na podłodze, odłożył ją na stół (blisko lewej ręki aby nie zapomnieć aby o nią zapytać Kido jak wróci). Spojrzał na postawiony blok i sięgnął dłonią po ołówek. Na krótki moment skonfrontował ponownie ciemny wzrok z Tsu, jakby tylko upewniał się, że to nadal aktualne.
  Było.
  Dla praworęczny widok kogoś, kto rysuje lewą dłonią z pewnością jest równie zaskakujące co wyrzucanie ciasta naleśnikowego w górę na rozgrzanej patelni, ale dla Hiro było czymś zwyczajnym i codziennym. Kiedy pierwsze kreski pokryły biały papier bajka na ekranie dobiegała końca, na antenie pojawiły się reklamy.
  — Nie wyszedł mi chyba zbyt dobrze, nie potrafię rysować zwierząt — odezwał się po chwili, kiedy przysunął zarys psa w stronę zaciekawionego chłopca. — Chyba by mnie za to zeżarł, co?
  Wzrok Takahiro oderwał się od narysowanego pupila (był to Corgie — przynajmniej nim miał być), a oczy uśmiechały się zachęcająco. Kryło się w nich coś ciemnego, równie smolistego co barwa źrenic, ale błysk tęczówek umiejętnie tuszował tę małą nieuaktywnioną jeszcze skazę. Wargi, jakie rozciągnęły ciemnowłosemu uśmieszek wydawały się bardziej przyjazne od zarysów szczęki, które może już za kilka lat pokryje młodzieńczy zarost.
  Na moment zaciągnął się powietrzem. Coś mu zapachniało. Pomyślał o chipsach, o których wcześniej wspominał Arata i na moment skurczył mu się żołądek. Nie musiał przed nikim ukrywać, że liczył na jakiś specjał Kaori — potrafiła gotować. Miał nadzieję, że umiejętności Kido nie ograniczają się również do spektakularnej dewastacji sprzętu eklektycznego.
  Niebawem miał się o tym przekonać.
  — ILE CI TO JESZCZE ZAJMIE? PIES POSTANOWIŁ WYKĄPAĆ CIBIE?
  W domu dało się słyszeć jeszcze niedojrzały, prowokacyjny do zaczepki głos Karasawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Ale jeśli chcesz nie ma problemu.
  Po usłyszeniu tych słów zerknął na twarz swojego kuzyna. W brązowych oczach dało się dojrzeć oczekiwanie, ale malec w głębi serca odczuł także radość, mimo iż takowa nie odcisnęła się na jego twarzy w żadnej widocznej formie. Usiadł na dywanie obok Takahiro, acz nie patrzył mu na ręce w trakcie szkicowania; sam nie lubił być obserwowany podczas wykonywania takich czynności. Dla odmiany utkwił wzrok w telewizorze, skupiając się na bajce, która dobiegała końca. Odkąd tata powiedział, że treść większości animacji jest irracjonalna, przestał być zagorzałym fanem kreskówek. Lubił jedną lub dwie i to wszystko, jednak nie czerpał zbyt dużej radości podczas śledzenia nowych odcinków. Wpatrując się w TV, nie zwracał uwagi na rozgrywające się na nań ekranie sceny Gdy pojawiły się reklamy, z opóźnieniem zerknął na kuzyna. Widok osoby leworęcznej nie wzbudzała w nim  przesadnego zaciekawienia, bo w gruncie rzeczy Arata też czasem posługiwał się takową,więc poniekąd przywykł, mimo iż sam nie był mańkutem. Miał więcej z matki, niż z ojca, a rysy dziecięcej twarzy stanowiły tego najlepszy z możliwych dowodów. Zresztą tego drugie nie widywał zbyt często. Odnosił wrażenie, że tato go nie lubił, ale nie miał odwagi zapytać dlaczego. Jego groźny wzrok go peszył. Sprawiał, że chłopiec bez oporu podporządkował się jego woli, zapominając do czego służą struny głosowe.  
  Nie wykazując zainteresowania reklamą, zajął się uporządkowywaniem bałaganu na stoliku, bo wiedział, że niedługo pójdzie do łóżka, chociaż zanim to nastąpi Arata przekupi go słodyczami. Wkładając kredki do piórnika, usłyszał Nie wyszedł mi chyba zbyt dobrze, nie potrafię rysować zwierząt. Powiódł wzrokiem ku kartce. Przez kilka chwil przyglądał się rysunkowi, a jego wargi zastygły wygięte w delikatnym uśmiechu, po czym pokręcił przecząco główką.
  — Na pewno nie. Jest miły. I nie je ludzi. — Jeśli Tahahiro spodziewał się, że z gardła malca potoczy się krytyka, to takowa nie ujrzała światła dziennego. I, chociaż chłopak nie wyraził także zachwytu nad rysunkiem, to ten przypadł mu do gustu, ale przeciwieństwie do swojego starszego brata, był oszczędny w okazywaniu uczuć. — Dziękuję — dodał i uchwycił w dłoń jedną z kredek, zapominając o tym, że takowa powinna zostać zamknięta w piórniku. Chciał koniecznie pokolorować psa zanim zostanie zagoniony do łóżka, ale przyrząd do kolorowania wypadł mu z pomiędzy palców. Zakrył uszy dłońmi, gdy w pomieszczenie rozlazł się nieco piskliwy krzyk Takahiro. Jednak po chwili znowu kolorował obrazek, jak gdyby nic się nie stało.
  —  Tak jakby. I nie wrzesz, bo jeszcze pomyślę, że się stęskniłeś. Poza tym Tsu ma wrażliwy słuch. Chcesz go ogłuszyć?
  Głos Araty wydobył się łazienki. Po chwili drzwi do niej się otworzyły i nastolatek stanął w progu salonu. Za nim skrywała się sylwetka psa. Gdyby czworonóg posiadał ogon, najprawdopodobniej machałby nim na wszystkie strony, demonstrując radość. Takowa emanowała z jego postawy. Był z siebie dumny. Otóż dał swojemu właścicielowi lekcje higieny, gdyż w czarnych włosach, na twarzy i nawet na ubraniach widniała piana, ale mimo marnej prezentacji, usta Kido rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu Wszedł w głąb pomieszczenia i pochylił się nad operującym kredkami bratem.
  —  Co tam masz, smyku? — zapytał, zerkając mu przez ramię. Na widok pupila wyszczerzył się szerzej i przy tym też szerzej. Poznał w tym rysunku kunszt Karasawy, ale przemilczał wynik swojej obserwacji. —  Kończ powoli — rzucił w kierunku brata, gdy napotkał wzrokiem wskazówki starego zegara, który pełnił coś na wzór pamiątki rodzinnej. Zbliżało się wpół do dziesiątej. Nie miał zamiaru zawieść oczekiwań Kaori. Poza tym sen Tsubame był mu na rękę. Był za smarkaty na horrory. W duchu dziękował kobiecie, że zaciągnęła go do kąpieli dużo wcześniej, o czym świadczyła piżama, którą dzieciak miał na sobie.
  — Muszę? — Tsu zerknął na Aratę tym swoim proszącym, niemal szczenięcym spojrzeniem, który zazwyczaj zdawał egzamin na szóstkę z plusem.
  —  Musisz, ale jak posprzątasz, to pozwolę ci zjeść trochę żelek.
  W trakcie rozmowy między dwoma braćmi, corgi podbiegł do Takahiro i oparł swoje mokre łapki o spodnie chłopca. Zaszczekał entuzjastycznie, domagając się pieszczoty. Nawet w akcie splendoru złapał kawałek tkaniny zębami, ale nie towarzyszyły mu złe zamiary.
  —  Mały zdrajca — skwitował jego zachowanie Kido. —  Najwyraźniej chce zawiązać z tobą sojusz, Hiro. — Wyszczerzył się do kuzyna, po czym udał się w stronę kuchni, zadowolony, że udało mu się przekupić Tsu, nieświadomy, że jego brat od początku był świadom tego powtarzającego się w regularnych odstępach czasowych spisku.
  Przekraczając próg pomieszczenia, rzucił okiem na zlew. Był pusty. Na całe szczęście. Przystąpił kilka kroków w przód  i znalazł się przy lodówce. Otworzył jej drzwiczki i zerknął do jej wnętrza. Jako, że Kaori posiadała przyjaciółkę, której zakres zainteresowań obracał się wokół sztuki kulinarnej z rożnych zakątków świata, sama pozwalała sobie na odstępstwa od tej japońskiej i tym razem - wykorzystując nieobecność Akinoriego - również przyrządziła im coś bardziej innowacyjnego, coś, czego Arata nawet nie potrafił nazwać. Wyjął przygotowane przez nią danie i umieścił je w mikrofalówce. Uruchomił urządzenie, po czym napełniał czajnik wodą.
  —  Czego się napijesz? — Podniósł głos, by jego pytanie mogło dolecieć do kuzyna. Jego wybór padł na herbatę.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kiedy Tsu odebrał obrazek, Hiro popatrzał na niego tylko z delikatnym uśmiechem. Od kiedy pamiętał fascynował go pełen chłód jaki sobą reprezentował, więc przy każdej możliwej okazji wpatrywał się w te reakcje-nie reakcje jak w coś co należało jedynie do limitowanych edycji specjalnych — tym razem serwowanych wyłącznie dla niego. Odchylił się, opierając plecami o kanapę. W uszach poza dźwięcznymi reklamami przewijającymi się w jaskrawym ekranie słyszał również donośne słowa Araty. Wywrócił teatralnie oczami na tę krótką reprymendę. Nie wydziwiaj, bo brzmisz jak moja matka, chciał odpowiedzieć, ale kiedy w ręce trafiła mu się książka, którą uprzednio wyciągnął ze stosu innych zakurzonych tomisk stracił ochotę na przekomarzania. Obrócił książkę na tył i zapoznał się z fabułą. Spodobała mu się okładka. Przedstawiała jasnowłosą dziewczynę i ciemnowłosego chłopaka, który obejmując blondynkę w pasie wymierza ostrzę w paszcze szarżującego na nich smoka. Baśniowo…
  Hiro oderwał się od tekstu tylko na chwilę, aby otaksować Kido. Parsknął pod nosem kiedy dostrzegł piane w jego włosach i na ubraniu. Ledwie zdusił szczeniacki chichot.
  — No, powiem ci,  gdyby dziś było Halloween, to byłbym pewny, że przebrałeś się za marshmallowa.
  Zmierzył go wzorkiem, gdy ten zagłębił się w pomieszczenie i nachylił nad bratem. Z ust Karasawy nie znikał ten głupawy, zadziorny uśmiech; grzywka opadała mu na oczy. Miał już otworzyć książkę w połowie tomu, kiedy mokre łapy skonfrontowały się z jego ubraniem.
  — Cholera! — krzyknął mechanicznie spinając całe ciało. Odchylił głowę unosząc swoją wcześniejszą zdobycz wysoko w górę; poczuł, że wilgotne racice psa zaczynają robić mu plamy na kolanach. — No, jesteś dobrym psem, możesz iść — wydusił z ustami zaciśniętymi w cienką linię. Tęczówki zerkały na ubranie, jakby oszacowały już jak brudne będzie po spotkaniu z ‘podobno’ wykapanym psem. Karasawa lubił mieć wszystko na swoim miejscu. Najmniejsza plama na ubraniu przyprawiała go o białą gorączkę, więc gdy kiedyś potknął się na świeżą kępę trawy, a na ulubionych spodniach znalazły się niemal niezmazywalne plamy, był zdolny rozedrzeć szkłem materiał do długości krótkich spodenek, aby tylko nie prezentować się źle.
  Dyskretnie łokciem odpychał psa, tak sprytnie, iż ten mógł nie zdawać sobie z tego sprawę — do momentu aż mokre łapy nie trzasnęły o panele. Karasawa wstał i otrzepał się.
  — Musisz, Tsu — wtrącił się nagle, mierzwiąc dzieciakowi włosy. Mówił dość łagodnym tonem, który w porównaniu z jego charakterystyczna nuta brzmiał trochę dziwacznie. Obco. — Bo rano Arata zrobi nam naleśniki.
  Wyszczerzył się; wyglądałby z pewnością uroczo, gdyby w tęczówkach nie błyskał ten niezdrowy błysk zadowolenia. Musiał przyznać, że Kido miał rękę do brata.
  Kiedy Yury zniknął w kuchni, Hiro był w stanie usłyszeć stamtąd jedynie brzęk otwieranych szafek, lodówki i mikrofalówki. Ciekawość go zżerała. Długo nie musiał z nią walczyć. Stanął w drzwiach pomieszczenia jak zjawa ze snu. Oparł się barkiem o futrynę, przywierając skroń do zimnego tworzywa. Zaciągnął się powietrzem; nozdrza poruszyły się jak u zwierzęcia węszącego zdobycz. Chude, chłopięce ramiona uniosły się lekko.
  — Więc co serwuje szef kuchni?
  Obserwował go z dystansu. Potarł stopą o łydkę i wyciągnął za pleców książkę. Widać nie dawała mu spokoju.
  — Przeczytałeś ją? — zagadnął niespodziewanie. Nadal nie opuszczał swojego stanowiska. — Pamiętam jak dałem ci ją na czternaste urodziny. — parsknął, jakby wspomnienie to było całkiem zabawne. —  Nie wiedziałem co ci dać. A wtedy sądziłem, że chłopak z okładki jest do ciebie podobny.
  Westchnął niedowierzając swojej tamtejszej błyskotliwości.
  — Lubiłem ją. Zwłaszcza antagonistę… — Otworzył na moment książkę, jakby w poszukiwaniu jego imienia. Czoło zmarszczyło; trybiki w mózgu zaczęły powolną żmudną prace. — Ah, tak. — Przyłożył dłoń do skroni, prostując się i odrywając od futryny. — Shay Redfield. Przemądrzały, ale gdyby nie on bohater pewnie nie miałby za wiele do roboty. Poza tym — kto nie chciał mieć super mocy? Załóżmy takiego... cofania czasu? Albo... umiejętności zyskiwania sobie sługusów?
  Westchnął z emfazą, a potem zaśmiał się głośno. Trzasnął książką i odłożył ją na blat, zbliżając się do kuzyna.
  — Teraz gdybym miał robić ci prezent z pewnością wybrałbym coś innego — zaczął przeciągać sylaby, zdając sobie sprawę, że kompletnie nie miałby pomysłu. Przez te impulsywne zdanie zaczął nad tym myśleć. Do rzeczywistości powrócił dzięki kolejnym słowom Kido. — Herbatę. Masz zieloną?
  Jak zawsze musiał wydziwiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tsu złapał w palce rękaw Takahiro w celu zwrócenia na siebie uwagi, po czym pokręcił głowę w akcie zaprzeczenia, by wybić kuzynowi ten pomysł z głowy. Naleśniki i Arata to bardzo złe połączenie. Wiedział to z autopsji. Otóż kiedyś chciał udowodnić młodszemu, że nie ma dwóch lewych rąk. Wtedy bodaj mama zapomniała przygotować im podwieczorka. Kido znalazł jej zeszyt z przepisami i próbował zmajstrować omlety, w efekcie czego niemal nie puścił domu z dymem. Tsu nadal pamiętał nieprzyjemne mrowienie w gardle. Tata wtedy strasznie wrzeszczał, gdyż na całym parterze śmierdziało spalenizną. I tylko dzięki interwencji mamy nie zostali wyrzuceni na noc do lasu bez prowiantu.
  — Nie zrobi. Prędzej spali kuchnie i mama będzie krzyczeć — oświadczył chłopiec. Argument kuzyna nie przekonał go do pójścia spać. Arata wyręczył go w tym wcześniej. Wystarczyły żelki. Nie potrzebował naleśników. —  Obiecaj, że nie podsuniesz mu tego pomysłu. Jest uparty jak osioł — dodał ciszej, będąc już krok od kuchni. Znał swojego braciszka jak podszewkę własnej kieszeni, ale nie odezwał się już ani słowem. Jego uwaga została rozproszona przez plecach i reklamówkę położoną obok niedbale porzucanych tenisówek.
  Arata, krzątając się po kuchni, nawet nie zauważył, kiedy w jej progu pokazała się sylwetka kuzyna. Zerknął przez ramię i zademonstrował mu rząd zadbanych zębów, kiedy ten zapytał o książkę. Prawdę powiedziawszy Kido nawet nie pamiętał, że był to prezent urodzinowy od Takahiro. Była z rodzaju tych nietrafionych, a takowych szybko zapominał.
  — Po co pytasz, jak dobrze wiesz, że nie przeczytałem? — Wzruszył ramionami. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał w ręku książkę, nie wliczając w to szkolnych podręczników i bajek Tsu. Dawno niczego nie przeczytał dla własnej przyjemności, chociaż w dzieciństwie nie stronił od literatury. Czytał dla zabicia czasu, gdy ojciec zostawiał go samego w domu. I dzięki temu opanował tę umiejętności, ale odkąd poszedł do podstawówki nie robił wyjątku dla żadnego tomiszczu, a lektur szkolnych nigdy nie tknął chociażby palcem. Tylko raz przekroczył próg szkolnej biblioteki. Z konieczności, ale nawet podczas tej wizyty nie zaopatrzył się w żadną z tkwiących na zakurzonych półkach pozycji. Poszedł tam tylko dlatego, że nauczycielka japonistki się na niego uwzięła. W ramach kary za mało istotne przewinienie, które wyleciało mu z głowy niedługo po jego popełnieniu, nakazała mu odpokutować grzechy pod czujnym okiem biblioteki, drugiej jędzy.
  Uchwycił w palce książkę, by przyjrzeć się jej okładce.
  — Serio? Przypominam ci go? Wydaję mi się, że  mam szlachetniejsze rysy twarzy. — Parsknął w geście rozbawienia i odłożył ją na blat mebla z taką szybkością, jakby obawiał się, że się czymś od niej zarazi. — Ten Shay to wykapany ty. Też jesteś przemądrzały, Shayu i masz niesamowity dar. Źle dobierasz sobie kumpli. — Na ustach Araty ukazał się złośliwy uśmieszek. Nawet nie miał pewności, czy dobrze odmienił to imię. Nie zaprzyjaźnił się z angielskim na tyle, by szpanować jego znajomością.
  Gdy mechanizm czajnika zaalarmował go o tym, że woda została zagotowana, sięgnął po niego i zalał wrzątkiem zawartość dwóch kubków. Już wcześniej przygotował zieloną herbatę. Mniej więcej znał upodobania Karasawy.
  — Co takiego kupiłbyś mi w prezencie, hm? Słodzisz? — Przeniósł naczynia na blat stołu. Sam unikał cukru. Dbał o urodę swojego uśmiechu. — Usiądź. Zaraz podam do stołu, paniczku.
  Zerknął na jedzenie odgrzewające się w mikrofalówce. Po pomieszczeniu zdążył się roznieć zapach egzotycznego posiłku. Pachniało apetycznie, a znając umiejętności kulinarne Kaori, to niezidentyfikowana potrwa była jeszcze lepsza w smaku. Przynajmniej w tej kwestii mógł jej zaufać.
  Rozkładając dwie porcje na talerze, do kuchni zawitał Tsu, a zaraz po nim wbiegł corgi. Chłopiec usiadł przy stole, natomiast pies zameldował się u swoich misek. Najwidoczniej zapach nastarczył mu apetytu.
  — Nie wiem, co to jest — przyznał, niosąc dwa talerze. Położył je na stole. — Kaori przestała być wierna kuchni japońskiej. Postawiła na zróżnicowaną dietę, chociaż robi to głownie wtedy, kiedy nie ma w domu tego chu... — Ugryzł się w język. — Ojca. — Wysłał delikatny uśmiech Tsu, który wszeptał cicho ja. — Nie mów tak — skarcił go, jak przystało na starszego brata, niemniej nie zapanował nad rozbawieniem słyszalnym w tonie głosu. Chłopiec nie drążył tematu. Rozerwał paczkę żelków i wpakował sobie pierwszego misia do ust.
  Nie nastawiał brata przeciwko ojcu, ale Tsu wyczuwał, ze ten skurwiel był mu niechętny i sam wyrobił sobie o nim światopogląd. Był naprawdę bystrym dzieciakiem. Arata skrycie mu tego zazdrościł.
  Kido wyjął z szuflady widelce i usiadł na przeciwko swoich towarzyszy. Bez żadnych ceregieli przełknął pierwszy kęs posiłku. Nie pomylił się swoich przypuszcza. Kaori jak zwykle spisała się na medal.
  — Jedz. Nie zatrujesz się — zachęcił kuzyna, który najwidoczniej nie tryskał podobnym entuzjazmem. — Mogę cię nakarmić. Kiedyś to robiłem, pamiętasz?
  Tsu zerknął na Takahiro, puszczając wodze wyobraźni. Może chciał go nakarmić? Arata odnosił czasem wrażenie, że dla brata wszyscy ludzie bez wyjątku są jak małpki w Zoo. Ich obserwacja dostarczała mu rozrywki.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Nim zdołał przyjrzeć się Aracie —  formułującemu się uśmiechowi na ustach —  Tsu zjawił się przy nim niczym błyskawica. Takahiro zdążył tylko uchylić wargi i przesunąć spojrzenie na chłopaka. Zamrugał. Konsternacja na jego młodej twarzyczce trwała z dobrą minutę, a potem... parsknął. Zrobił to tak nagle, że aż sam zaskoczył się własnej reakcji. Dołeczki w  policzkach uwydatniły się - jego największa zmora. Nie miał jednak wtedy pojęcia, że za ponad dwadzieścia lat jego podbródek będzie trawił ostry jak papier ścierny zarost.
  — Spokojnie, Tsu. Żartowałem. Jemu nie dałbym nawet jajek to roztrzepania. —  Mrugnął do dzieciaka. Nie wyglądał na zaskoczonego reakcją młodszego, raczej na rozbawionego. Cała ta sytuacja zdawała się go po prostu bawić, nawet jeśli wyświadczył niedźwiedzią przysługę Aracie.
  Kiedy przeniósł spojrzenie ponownie na kuzyna odchylił głowę —  jego wzrok uważnie śledził ruch odkładanej książki. Nie mógł zdusić w sobie uczucia zawodu, który rozlał się w jego wnętrzu wraz z obojętnym dźwiękiem ocieranej okładki o blat kuchenny. Kiedy jako mały chłopiec stał w kolejce do kasy, zaciskając książkę w dłoni doznał podobnego odczucia. Odczucia wyobcowania i wiadomości, że prezent ten zostanie odepchnięty zaraz po jego otrzymaniu. Spojrzał wtedy ponownie na okładkę. Arata był dla niego wzorem do naśladowania, a mężczyzna, który odpędzał na niej okropne, wielkie stworzenie mógłby nim być. Osobą, którą warto naśladować.
  — A bo ja wiem? Kiedyś dużo czytałeś —  odparł wraz drobnym wzruszeniem ramion. Sformułował na swojej twarzy najbardziej obojętny wyraz jaki był w stanie oblec. Już kiedy wszedł do salonu i dojrzał tę książkę na starej zakurzonej półce, okrytą pyłem wśród innych równo ułożonych tomisk był pewny, że Kido nie miał jej nawet w dłoni. Nie wiedzieć czemu nie chciał dopuścić tej myśli do swojej podświadomości, a jednak teraz potwierdziły się jego wcześniejsze przypuszczenia.
   Szybkie zderzenie z rzeczywistością.
  —  Sądzę, że z tą gębą nie trafisz na pierwsze okładki gazet —  odparł kąśliwie trochę w żartach, trochę nie. Wciąż czuł dziwne uczucie upokorzenia, że nie sprostał takiemu prostemu zadaniu jak prezent urodzinowy. Przecież wyrzucając drobniaki na blat, ledwie potrafił liczyć.
  „Ten Shay to wykapany ty. Też jesteś przemądrzały, Shayu i masz niesamowity dar. Źle dobierasz sobie kumpli.”
  —  Hm? —  mruknął wyrywając się z zamyślenia. Spojrzał w jasne oczy kuzyna, nieskażone jeszcze połowiczną ślepotą. —  Tak sadzisz? —  Uniósł brew, a na ostatnie słowa parsknął i odezwał się swoim szczekliwym tonem. — Co to ma znaczyć, że źle dobieram kumpli? Ja tam uważam, ze wszystko z nimi okej.
  Swobodnie przeniósł się na środkową część kuchni, nawet nie patrząc jak Kido zalewa ich kubki wrzątkiem. Przechodząc obok mikrofali zaglądnął do urządzana przez szybkę. Pojemnik stał nieruchomo jak w piekarniku, był to dla niego nieco obcy widok, bo pierwszą jaką kiedyś posiadali zaopatrzona była w talerz, który zataczał pełen obrót. Zapach jaki dobiegał z piecyka pieścił jego zmysły nawet nie wiedział, że przez dobrą chwilę wpatrywał się w potrawę jak pies w lustro.
  "Co byś mi teraz kupił?"
  I choć wiedział, że powinien odpowiedzieć, długo milczał. Nie dlatego, że specjalnie trzymał go w niepewności, po prostu nie wiedział. Po chwili wypalił:
  — Kaktusa w doniczce.
  Uniósł brew i spojrzał w kierunku kuzyna ledwie powstrzymując się od wybuchu śmiechu. Chciał być jednak poważny. A przynajmniej takiego odgrywać.
  Oderwał się od urządzenia i spojrzał w stronę stołu, kiedy Arata wspominał, że zajmie się daniem. Prawie drgnął, kiedy zauważył na krześle siedzącego już Tsu. Nie usłyszał go, nawet nie wiedział kiedy dzieciak przemknął przez pomieszczenie i odsunął krzesło. Był jak zjawa —  niemal niewidoczny i niesłyszalny. Domyślał się, że wiele wspólnego z tym ma ich ojciec, ale nigdy nie odważyłby powiedzieć tego na głos.
  ".... paniczyku"
  —  Odczep się —  odgryzł się na zaczepkę i podszedł do stołu. Usiadł obok szczyla. Niewiele minęło, a ciemnowłosy postawił na stole dwa pełne talerze. Potrawa nadal pachniała przyzwoicie i Hiro nachylił się nad blatem, aby dokładnie doglądnąć ją z bliska.
  — Widzę kukurydzę i paprykę —  zmrużył oczy, jakby jego nienaganny wzrok miał rozpoznać w potrawie coś więcej. — Nigdy nie jadłem niczego podobnego.
  Nie wyglądał na zachęconego, ale nie na również zniechęconego. Był po prostu zaintrygowany. Siadając powrotem na krześle rzucił ostrożne spojrzeniem w kierunku Corgiego —  musiał znać pole taktyczne tego szatana.
  "Kaori przestała być wierna kuchni japońskiej. Postawiła na zróżnicowaną dietę, chociaż robi to głownie wtedy, kiedy nie ma w domu tego chu...”
  Wzrok Hiro przeniósł się z Araty na Tsu. Milczał. Mógł wtrącić swoje trzy grosze, ale stwierdził, że może to nie jest jednak wystarczająco odpowiedni moment, jeśli i Kido powstrzymywał się od swojego ostrego języka przed bratem. Karasawa ujął w dłonie swój parujący kubek z herbatą. Nie znał zbyt dobrze ich ojca, ale przerażał go od najmłodszych lat. Kiedyś kiedy matka zabrała ich w odwiedziny, a Hiro miał ledwie pięć lat, wystraszył go, gdy ten szukał przełącznika do światła w łazience. Darł się przez dobre dziesięć minut zalewając łzami, kiedy ten śmiał się ledwie dusząc ze śmiechu. Od tamtego momentu omijał go szerokim łukiem. Nigdy ich relacja nie uległa poprawie.
  Karasawa uniósł wzrok na kuzyna i parsknął w kubek, ledwie parząc sobie wargi.
  —  To nie będzie konieczne. Wybacz, ale wtedy za wiele nie mogłem o tym decydować —  obruszył się. Nie lubił być traktowany jak dziecko. Przy każdym próbował udawać dorosłego, jak najbardziej potrafił. Dlatego też podpalał za budką w sklepie, nosił się w nieciekawym towarzystwie które kryło swój wiek za używkami i alkoholem. Dlatego też ubierał się w ciemne kolory i buntował przy każdej nadarzającej okazji. Powoli kształtował swój charakter i jedyne co go najbardziej raziło był głos. Głos, który brzmiał jak pisk opon hamujących na wyasfaltowanej jezdni. Chciał już doświadczyć tej magicznej mutacji i aby ten zaszedł chrypą. Było to idiotyczne, ale z jego punktu widzenia wręcz priorytetowe. Każdego dnia uczuł się swoich nowych odczuć i niesprecyzowanego napięcia jakie towarzyszyło mu zazwyczaj wieczornymi porami. Dojrzewanie obejmowało go już szponiastymi mackami. Wystarczyło poczekać.
  Złapał za widelec i zaczął kroć porcje.
  — Przygotowałeś już jakiś film czy będę wybierać? Tylko ostrzegam. Nic o dziwnych, zmutowanych lalkach.
  Wsunął kawałek w usta, uprzednio przyglądając mu się pod każdy możliwym kątem. Przemielił kęs i połknął z enigmatycznym wyrazem twarzy.
  —  Kurwa, to jest naprawdę zajebiste! —  urwał kiedy zorientował się, że nie może nie powinien klnąc przy Tsu. Przywarł dłoń do ust i po długiej konsternacji, w której źrenice skakały to z jednego to na drugiego parsknął dławionym śmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śmiech Araty przeciął powietrze. Ulokował rozbawione spojrzenie w oblicze kuzynka.
   — Zobaczysz. — Pomachał mu trzymanym w dłoni nożem, którym kroił ich posiłek na dwie równe części. — Kiedyś moja twarz będzie na pierwszych stronach wszystkich gazet — zapewnił go, lecz wiedział, że jego uroda się do tego nie przyczyni. Po matce miał oczy, całą resztę genów odziedziczył po Akinorim. Upodobniał się do niego coraz bardziej. Czasem miał dość swojego lustrzanego odbicia. W akcie manifestacji złości rok temu stłukł w nerwach lustro w łazience na piętrze. Dzięki temu, że Koari zatuszowała tą sprawę, ojciec o tym nie widział, więc przynajmniej to uszło mu płazem. — Już widzę te nagłówki: Spektakularna akcja przeprowadzona przez młodego adepta, Kido Aratę.
  Wyszczerzył się. Był świadom, że to tylko młodzieńcze mrzonki. Gdy juz wkroczy na ścieżkę, po której stąpał jego ojciec od wielu lat, nie będzie odwrotu. Ani żadnej taryfy ulgowej. Musztra, sztywne zasady i rozkazy. Stary wypominał mu to non stop i często mu mówił, że sobie nie poradzi, więc Kido miał zamiaru utrzeć mu nosa i udowodnić, że grubo się myli. Utoruje sobie drogę bez jego zakichanej pomocy i wsparcia. Nie potrzebował nawet do szczęścia tego durnego nazwiska. Był panem własnego losu.
  Znajdując się pod wpływem własnych myśli, o mały włos nie przejechał ostrzem po palcu. W ostatniej chwili przemieścił go kilka centymetrów w bok, dzięki czemu uniknął nieprzyjemnej konfrontacji. Stalo się to mniej więcej wtedy, gdy Takahiro wyjawił mu, jaki prezent urodzinowy chodzi mu po głowie.
  — Kaktus? Sugerujesz, że tylko on ma przy mnie jakiekolwiek szanse na przeżycie? —zainteresował się i tym razem nóż natrafił na skórę. Syknął, po czym włożył palec pod strumień wody, uprzednio rozkręcając kran.
Tsu szturchnął Tahakiro w ramię i powiedział bezdźwięcznie „a nie mówiłem”.
  Kido nie czekał aż krew przestanie płynąć. Owinął palec w ścierkę i wreszcie dosiadł się do towarzystwa. Zawiesił spojrzenie pierwsze na bracie, a potem na kuzynie i to na nim zatrzymał go na dłuższej, niemniej nie powiedział nic. Przynajmniej na razie. Póki co zjadł kilka kęsów i opróżnił ¼ kubka. Poparzył sobie język, ale nie narzekał. Zbierał myśli. Nie chciał mierzyć się podczas dzisiejszego wieczoru z fochem Hiro, ale nie chciał też pozostawić jego pytanie bez odpowiedzi. Czuł się wręcz w obowiązku, by zainterweniować, w końcu ten zbuntowany dzieciak był dla niego niemalże jak rodzony brat. Dzień, w którym się urodził, był jednym z najszczęśliwszych dni w życiu Araty, choć może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Wręcz wymusił na ojcu, by pojechali do szpitala, a miał wtedy zaledwie trzy lata.
  Zanim zabrał głos, sprawdził, czy palec nadal krwawił.
  — Dobrze wiesz, do czego pije. Sprawdzają cię na manowce. — Pokręcił głową w formie aprobaty, jednak nie patrzył kuzynowi w oczy. Patrzył, jak krew skapuje powoli z palca na ścierkę. Dopiero po chwili zebrał się w sobie i na niego spojrzał. — Chwaliłeś się matce, że paliłeś?
  — Palił? — Tsu zwrócił z zaciekawieniem głowę ku bratu.
  — W piecu, Tsu. W piecu. — Zaśmiał się, czochrając młodego po czuprynie.  
  — Dlaczego ciocia miałby karcić Hiro za to, że pali w piecu? — Na nosie chłopca pojawiła się zmarszczka.
  — Bo to niebezpiecznie! Mógłby sobie przypalić brwi albo rękaw. Lub spalić dom. — Wymyślił na poczekanie, skupiając się na posiłku. Tsu czytał z niego jak z otwartej księgi. Wiedział, kiedy kłamał, a kiedy nie. Był jak pieprzony wykrywacz kłamstw. Umiał przejrzeć go na wylot.
  — Kłamiesz — skwitował, wkładając do ust kolejnego żelka. — Hiro nie pal tego samego co tata. To strasznie śmierdzi — powiedział tuż po szybkim przeżuciu misia.
Kurwa, to jest naprawdę zajebiste!
  Kido zdławił w sobie śmiech. Tsu natomiast w ogóle nie zareagował. Wiedział, że kurwa miało dwa znacznie. Określało się takim wulgarnym mianem panie do towarzystwa oraz używało się tego słowo w celu podkreślenia swoich uczuć, wyolbrzymienia ich.
  — Koniec tego dobrego, smyku. Reszta na jutro. — Arata zwinął mu paczkę żelek sprzed nosa. Dzieciak nie protestował. Tym różnił się od swoich rówieśników. Nie był ani marudny, ani wybredny, ani uciążliwy. Akceptował wszystko bez zbędnego ale, jakby był maszyną, a nie człowiekiem z krwi i kości. Kiedyś zapytał o to Kaori. Spojrzała niego ze smutkiem w oczach, ale nic nie powiedziała. Zrozumiał że to nie rozmowa na teraz. — Idź wymyć zęby. Dokładnie.
  Sześciolatek wstał z krzesła, ale zanim poszedł do łazienki, ujął w dłoni książkę, którą wcześniej przyniósł tutaj Takahiro.
  — Skoro braciszek tego nie przeczytał, to ja przeczytam] — zadeklarował się i posłał Karasawie delikatny uśmiech, choć takowy wydał się być nie na miejscu. Po pierwsze: jego mięsnie twarzy rzadko zmieniały swoje położenie. Po drugie: radość nie zdołała dosięgnąć oczu. Była tylko grymasem, który szybko zniknął.
  Nie usłyszawszy protestu starszych przedstawicieli rodziny, czmychnął do łazienki. Arata odprowadził go do wyjścia spojrzeniem i przemówił po upewnieniu się, że kroki ucichły.
  — Wracając do wcześniejszej rozmowy. Skoro towarzystwo w którym się obracasz jest przyzwoite, to czemu nie przedstawisz ich matce i nie powiesz, co robicie po lekcjach tudzież w ich trakcie, hm?
  Ściągnął brwi. Jego głos w tym momencie nie był podszyty ironią. Pobrzmiewała w nim rzadko słyszalnego u niego powaga. Nie życzył kuzynowi źle. Po prostu nie podobało mu się to, że obraca się wśród tych dwóch dzieciaków. Kojarzył brata jednego z nich. Przez jeden semestr chodził z nim do klasy. Były z nim  same problemy. Był materiałem na recydywistę. I kto by pomyślał, że dwa lata później jego prognoza się sprawdzi.
  — Spokojnie. Ty jesteś gościem, więc sam wybierz, co dziś oglądamy. — Z ulgą zmienił temat. Wiedział, że Takahiro pałał awersją do lalek. Sam za nimi nie przepadał. Skromna kolekcja takowych spoczywała w salonie na szafie. Nie lubił ich pustego wzroku. I ich twarzy. Nie rozumiał, co Kaori w nich widziała, przyozdabiając nim pokój. Mówiła, że dostawała je od ojca, będąc dzieckiem, a po jego śmierci sentymentalności nie pozwoliła jej na pozbycie się ich. Nie rozumiał tego wyjaśnienia, ale pewnie dlatego, że jego stosunki z głową rodziny były napięte. Nigdy nie pojawiła się w nich zażyłość.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach