Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Go down

Pisanie 10.12.14 9:57  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Reakcja mężczyzny była dla niej zdziwieniem. Zdążyła już zapomnieć, jak bardzo roczna przerwa w walkach wpłynęła na jej umiejętności. Chyba musi poświęcić więcej czasu na poprawę formy... I następnym razem zdjąć buty przed sabotażem, ciężkie podeszwy przeszkadzały w dyskrecji.

Niewyhamowany przez ciało Blighta pęd rzucił ją na ścianę. W ostatniej chwili obróciła się, odbijając od niej i bezpiecznie lądując na ziemi. O ile wylądowanie na wprost naładowanego karabinu można nazwać bezpiecznym.
Chociaż spod warstw materiału nie sposób było tego dostrzec, na jej twarzy malował się szczery uśmiech. Czuła cudowne, wszechogarniające uczucie energii, możliwe do pozyskania tylko balansując na granicy życia i śmierci. Jej drugie największe uzależnienie życia, tym razem całkowicie naturalne.

- Zawieszenie broni? - zapytała nonszalancko, zwracając się ewidentnie nie do mężczyzny, a do Järv. - Negocjujesz z jednym człowiekiem? - w jej głosie można było usłyszeć rozbawienie i niedowierzanie. Czyżby komuś zmiękło martwe serduszko?
- Znalazłam karty - rzuciła. - Jeszcze ich nie sprawdziłam, ale prawdopodobnie to te.


- Więc mów - stwierdziła "idiotka", wzruszając ramionami - Tylko szybko.
Sprawdziła w myślach swoje siły - powinna dać radę uciec przed pociskami teleportując się raz jeszcze, chociaż później pewnie będzie nie do użytku. Spojrzała szybko w stronę towarzyszki, chcąc zakomunikować jej to nie alarmując mężczyzny, ale wątpiła, by zrozumiała. Nie zdążyły się ze sobą zgrać do tego stopnia.

(teleportacja 1/3)


Ostatnio zmieniony przez Luka dnia 14.12.14 21:30, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.14 11:11  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Nie zabił jej. Wstrzymał palec błądzący w okolicach spustu, chyba tylko dlatego, że usłyszał ostrzeżenie drugiej najemniczki. I dlatego, że stanęła po jego stronie. Nie ukrywał, że go zaskoczyła. Spodziewał się raczej nicości eksplodującej mu pod czaszką, gdy kula penetrować będzie jego mózg. Nie mógł przecież zmarnować takiej szansy, zwłaszcza, że jej towarzyszka posłuchała polecenia i opuściła broń, choć na chwilę poniechawszy prób rozpłatania mu gardła. Cieszyło go to małe zwycięstwo. Musiał teraz odpowiednio zagrać, by wydostać się stąd żywy. Postanowił postawić na częściową szczerość. Było w niej coś takiego, co potrafiło przekonać ludzi, a kobieta stojąca przed nim, mimo teleportacyjnych zdolności, wyglądała na człowieka.
Opuścił broń, tak by celowała w podłogę. Jednocześnie zdjął palec z okolic spustu, obserwując reakcję Luki. Nie był głupi. Był gotowy drogo sprzedać własną skórę, jeśli plan legnie w gruzach. Równocześnie chciał rozwiązać sprawę drogą negocjacji, skoro to było mu najbardziej na rękę. Wydawało mu się, że widać to od razu, ale skoro nie, musiał ujawnić parę sekretów, które przestawały być sekretami od dzisiaj.
- Jako, że tylko Łowców interesowałyby informacje ukryte w tej rezydencji, zakładam, że działacie z ich polecenia. Otóż, jestem ich kontaktem. Wtyką. Dlatego właśnie nie chcę z wami walczyć. Szkodzenie własnym sojusznikom nie było nigdy dobrym planem. Dlatego poprosiłem cię – wskazał palcem w kierunku Järv, nie odwracając się – o spalenie rezydencji. Im później S.SPEC odkryje, że jednak nie umarłem, tym więcej szkód zdołamy im zadać. I tym większe będzie ich zaskoczenie, gdy wreszcie dowiedzą się prawdy.
Zamilkł na chwilę. Zastanawiał się, ile mógł im powiedzieć i jak zareagują na jego słowa. Przecież nie miały w obowiązku mu pomagać. A zabicie wtyki mogły zrzucić na swoją niewiedzę. Podejrzewał jednak, że żadna z nich nie pała do Władzy specjalną miłością, a skoro pieniądze zaprowadziły je na przeciwną stronę barykady, to tym chętniej zgodzą się na zaszkodzenie jej. Zwłaszcza, że zdobyły już to, po co przyszły, wiedząc, że będzie to ciosem dla obecnej kadry rządzącej. Dlaczego nie miałyby posunąć się o krok dalej i wypuścić informatora, dezorientując wszystkich wojskowych? Kolejne przemówienie oficerów, zagrzewające do dalszej walki pomimo strat, a później szok spowodowany domniemaną zdradą. Tylko… Blight nigdy nie należał tak naprawdę do Władzy. Nie miała ona nad nim żadnej mocy do rozkazywania, poza tą, którą sam na siebie narzucił, by było mu wygodniej prowadzić badania. Teraz, gdy odrzucił pozory uniżoności, nie zamierzał robić za marionetkę organizacji, która upadła tak nisko, że banda zwykłych psów wystarczy, aby zabić dwójkę najlepszych wojskowych w całej tej śmiesznej militarnej sekcji. Pozostała mu tylko pogarda dla nich, którzy tak kurczowo czepiali się mrzonek o wielkości, podczas, gdy naprawdę toną po uszy w błocie i krwi własnych żołnierzy, którzy mimo ofiar i olbrzymich nakładów finansowych nie spacyfikowali dotychczas Desperacji i tego śmiesznego, malutkiego gangu DOGS i tego pierdolonego Growlithe’a… chociaż to ostatnie było mu na rękę. Sam z ochotą wypruje mu flaki kiedy się spotkają następnym razem. Nawet jeśli współpracował z Łowcami. A jeśli zdarzy się to na polu bitwy, to cóż, wypadki chodzą po ludziach, prawda?
- Fakt, że rozmawiamy stojąc naprzeciw siebie, zamiast kryć się za barykadami i wykrzykiwać groźby, chyba dobitnie wskazuje na niechęć do dalszej walki. A jeśli żadne z nas nie będzie chciało atakować, to możemy rozstać się we względnej zgodzie. – powiedział, wycofując się lekko, chcąc zmniejszyć dystans do drzwi w razie, gdyby najemniczki zdecydowałyby się go wyeliminować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.14 12:20  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
- Zawieszenie broni? Negocjujesz z jednym człowiekiem?
Skąd to rozbawienie?

~Opuszcza broń. Rzuca ją w kąt z rezygnacją.
Powłóczyste spojrzenie.
- Luka! Grałam na czas. Cholera, odstawiałam tą szopkę dla ciebie, niewdzięczna istoto.
Teatralna gestykulacja.
- Sama chciałaś uniknąć walki. Pojawiła się jakaś okazja. To ją rozważ. I nie patrz na mnie w ten sposób, bo rozkwaszę ci tą buźkę.
...
'To nie jest misja dla jednej osoby, pójdziesz z Luką.'
Zachciało jej się integracji, cholera.
~

...
Nie. Nie nadaje się do pracy grupowej.
Cicho wypuściła całe powietrze z płuc, nadal z kamienną twarzą wpatrując się w żołnierza i dalej w niego celując.
Z zadowoleniem przyjęła do wiadomości fakt, że kluczową część zlecenia miały już za sobą.
Widząc, że, jak dotąd, dzieciaczki się jej słuchają, opuściła broń, nadal jednak trzymając rękę na spuście na pulsie.
Cierpliwie wysłuchała powiastki wojskowego, nieustannie świdrując go wzrokiem.
Strasznie kombinował.
Chyba wiedział, że znajduje się na przegranej pozycji.
Kiedy się cofnął, błyskawicznie uniosła pistolet i pewniej chwyciła nóż.
- Stój, gdzie stoisz - warknęła ostrzegawczo, ewidentnie dając do zrozumienia, że jedna strona barykady to za dużo powiedziane.
Dla niej samej fakt, że przypadkiem spotkały kogoś od łowców wydawał się zbyt wygodny, by był prawdziwy.
Pewnie, że mógł mówić prawdę. Wtedy lepiej byłoby go zostawić w spokoju, żeby potem zleceniodawcy nie mieli o nic pretensji. Poza tym żołnierz najprawdopodobniej był w stanie odnaleźć resztę oddziału i wcisnąć im kit typu 'już się z nimi uporaliśmy'.
Z drugiej strony - mógł tylko chcieć ratować skórę. Mógł pobiegnąć prosto do swoich kompanów i wskazać im położenie najemniczek.
Bardziej prawdopodobne.
Choć pierwsza opcja była bardzo wygodna i dość... interesująca, by Järv podjęła ryzyko.
Ale nie chciała bawić się w psychologa i rozwodzić nad motywami żołnierza. Miała do tego stanowczo za małe pokłady empatii i cierpliwości.  
Zerknęła na Lukę. Też na nią patrzyła.
Ledwie zauważalnie skinęła głową w stronę żołnierza i uniosła brwi, rzucając Drug-on wyczekujące spojrzenie.
Od momentu, kiedy żołnierz się poruszył, broń Järv cały czas celowała mu w kark. Nawet pomimo mroku nie było szans, by spudłowała z tej odległości.




-------
achtung! to w tyldach to tylko myśli järv


Ostatnio zmieniony przez Järv dnia 13.12.14 21:45, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.14 21:18  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
//Usunęłam pierwszy akapit, bo kolidował z postem Järv. Przepraszam za problemy.

- I tak wygodnie się zdarzyło, że zostałeś wysłany akurat tutaj? - kpina była jeszcze bardziej wyraźna w jej głosie, gdy wypowiedziała wątpliwości obu najemniczek. Zwróciła się do Järv:
- Jak już urządziłaś ten cały burdel to równie dobrze mogłaś załatwić wszystkich, jeden mniej czy więcej już niczego nie zmieni. A palić niczego nie będziemy - ostatnie słowa rzuciła do Blighta.
- Za dużo roboty, za mały zysk. Tylko stracimy czas. Zawiadomiliście jakieś inne służby, panie wtyko? - znowu kpina, choć pytanie było całkowicie poważne.

- Cóż, panie wtyko, mam propozycję. Chociaż jeśli się nie spodoba koleżance, to nie będę przy niej obstawać. Mianowicie - zdajesz się na naszą łaskę, my cię wiarygodnie obijamy, załatwiamy, co chcemy i zostawiamy cię wśród trupów. Jak tę panienkę - wskazała brodą na anielicę. - Żaden dowódca nie powinien niczego podejrzewać.
Osobiście uważała, że naukowiec był po prostu nieco bardziej tchórzliwym żołnierzem, ale nie robiło jej to większej różnicy. Mimo wszystko, w konflikcie między władzą a rebeliantami, przychylała się władzy, nawet, jeśli osobiście nie zamierzała jej się podporządkować. Ot, taka solidarność patriotyczna.

(teleportacja 2/3)


Ostatnio zmieniony przez Luka dnia 14.12.14 21:30, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.14 19:15  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Pod wpływem głosu najemniczki posłusznie się zatrzymał. Wiedział, że w tej kwestii nie ma co dyskutować. Albo wykona jej polecenie bez ociągania, albo już nigdy nie będzie miał okazji do lekceważenia cudzych rozkazów. Ta sprawa była jasna. Nawet jeśli była mu przychylna, bądź chociaż rozważała jego wersję historii, to wciąż nie mogła sobie pozwolić na to, by w jednej chwili zerwał się do biegu i uciekł poza zasięg broni. Doskonale ją rozumiał i na jej miejscu pewnie zrobiłby to samo.
Westchnął cicho i poprawił wolną ręką zjeżdżające mu z nosa okulary. Nikt mu nie wierzył. W sumie, spodziewał się tego. Brał pod uwagę niechęć i niedowierzanie, ale nie spodziewał się nagłego pojawienia się drugiej kobiety. Zdecydowanie łatwiej mu było negocjować warunki, jeśli to on stał u przysłowiowego steru i trzymał najemniczkę w szachu. Nagłe zaburzenie równowagi sił wpłynęło na jego niekorzyść, strącając go do defensywy za pomocą prawdziwych, acz nieprawdopodobnych argumentów. Nie podobała mu się jego pozycja, dlatego musiał szybko zakończyć rokowania, zanim nie zorientują się, jak niewielu ich tu przybyło i że zabicie go nie zakończy się żadnymi konsekwencjami.
- Droga pani, - odpowiedział z lekkim uśmiechem, który tylko nieznacznie sugerował kpinę - nic nie dzieje się przez przypadek. Nie zostałem tu skierowany. Kiedy dowiedziałem się, że to atak Łowców, przeforsowałem moją kandydaturę do tego zadania. Nie będę ukrywał, że rozdzielenie oddziału, to standardowa procedura ułatwiająca przeszukanie terenu, więc rozdzieliłem ich wręcz odruchowo.
Przerwał na chwilę, chcąc znaleźć moment oddechu. Serce biło mu w piersi coraz mocniej, wiedział bowiem, że wizja kuli roztrzaskującej jego czaszkę jest bliska, a jak na złość jego zimny stoicyzm wpuścił za stery emocje. Nienawidził sytuacji, gdy jego chłodne kalkulacje zostawały zaburzone przez grupę narządów wewnętrznych, którym nagle zachciało się wydzielać adrenalinę.
- Nie zabiłem tamtego tępego trepa z przypadku. Dzisiejszy dzień jest tylko zwieńczeniem akcji, która swój początek miała już kilka miesięcy temu.
Nie wiedział czy jego argumenty do niej trafią. Wykazywała się wyjątkową odpornością na nie. Ta pierwsza  łatwo dała się przekonać, lecz kobieta stojąca przed nim była wyjątkowo upartą osóbką. Irytowała go tym niemożliwie. Zupełnie jakby idea pokojowego rozejścia się nie mogła trafić do jej głowy.
Ikar ostatkiem sił próbował się uspokoić, bowiem adrenalina uwolniona do jego krwi spowodowała narastającą żądzę mordu. Chciał zobaczyć jej krew rozlaną na podłodze, chciał śmiać się nad jej trupem. Rosnąca złość tylko wzmacniała psychopatyczną część jego natury. Rozdarłby jej gardło gołymi rękami gdyby…
Gdyby nie pistolet pierwszej najemniczki, która mierzyła mu w głowę.
Musiał więc się jakoś dogadać.
- Niestety, twoja propozycja mi nie pasuje. Widzisz, obicie mnie, nieważne, jak wielką satysfakcję ci sprawi, niczego nie rozwiąże. Bo po wyjściu z tej rezydencji, nie wracam do siedziby S.SPEC. W ogóle do nich nie wracam. Mają uznać mnie za zabitego w akcji. Dlatego właśnie spalenie rezydencji jest kluczowym elementem. Jeśli się na to nie zgadzasz, sam to zrobię, gdy już odejdziecie. Jednak to utrudniłoby moje dyskretne wyjście, bo pożar sprowadzi tutaj każdego ciekawskiego, a na dokładkę straż pożarną i służby porządkowe. Wy natomiast będziecie miały łatwiej wymknąć się niezauważone, chociażby ze względu na twoją ciekawą zdolność.
Chyba znaleźli się w patowej sytuacji, gdy żadna ze stron nie chciała ustąpić ze swojego stanowiska. Na dodatek czas działał na jego niekorzyść. Gdyby był tu większą drużyną, to przecież przybyliby tu, zwabieni strzałami, a tak nigdzie ich nie widać.
Zaklął cicho w myślach. Ta sytuacja przypominała granat wrzucony do szamba. Im więcej czasu minie, tym większe prawdopodobieństwo, że wszyscy oberwą. Należało więc zakończyć te negocjacje jak najszybciej.
Oczywiście, z jak najlepszym dla niego wynikiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.14 17:05  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Zrezygnowała z komentarzy o ryzyku zawodowym i o trudności działań pod ostrzałem karabinu.
Przemilczała uwagę Luki.
Przemilczała zagmatwane wyjaśnienia żołnierza.
Tik tak, tik tak.
Reszta oddziału może się zjawić w każdym momencie.
Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę partnerki.
- Roboczo - wyraźnie zaznaczyła pierwsze słowo, żeby nie rozjuszyć Luki - załóżmy, że jest tym całym... - końcem noża wykręciła w powietrzu mało finezyjny okrąg - Konspiratorem.
Zastanowiła się przez kilka sekund, jeżdżąc palcem po spuście.
- Lucky, myślisz, że S.SPEC pofatygowałby się po pana - lufą wskazała na kark żołnierza - Gdyby Drug-oni go uprowadzili?
Ton, poziomem przejęcia sugerujący raczej zapytanie o jutrzejszą pogodę.
Jeśli mężczyzna był na tyle nie-niezastąpioną jednostką, by szanowne wojsko po nim nie płakało, mogłaby zabrać go ze sobą.
Z nimi. Mogłyby. Liczba mnoga.
Cholerna współpraca.
Ale wracając... pozbawiony broni nie byłby żadnym przeciwnikiem. Gdyby w końcu przyprowadziły go do łowców, okazałoby się, czy łże, czy mówi prawdę. W razie drugiej opcji, uprowadzenie zamieniłoby się w eskortę i przy dużej dozie życzliwości ze strony Łowców mogłoby nawet przynieść dodatkowy profit.
Jednak brała pod uwagę, że zabranie żołnierza do podziemi może zostać przez wojsko wykorzystane jako pretekst to uderzenia na buntowników. A wtedy pójście żołnierzykowi na rękę narobiłoby więcej kłopotów, niż przyniosłoby korzyści.
Wojsko rozjuszone.
Łowcy wściekli.
O nagrodzie nie byłoby co marzyć.
Nie, wtedy nie przyniosłoby żadnych korzyści.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 22:43  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Luka spojrzała z niedowierzaniem na Järv.
- Zabił jednego ze swoich? - zapytała ostrym głosem, po czym ze zmarszczonymi brwiami ponownie przyjrzała się wojskowemu.
- Jak dla mnie to świadczy o wiarygodności - odpowiedziała wolno, jakby poważnie się nad czymś zastanawiała. Jej wyraz twarzy oraz ton głosu nie wydawały się w tym momencie zbyt przyjazne, ale przez warstwy materiału trudno było to poznać.
Na sugestię drugiej najemniczki skrzywiła się.
- Ostatni SPEC jakiego mieliśmy w bazie rozwalił nam pół magazynu i zdechł - rzuciła, niechętnie wspominając wydarzenia sprzed tygodnia. Jeszcze nie do końca otrząsnęła się po całym wydarzeniu.
- Poza tym trudno byłoby się z nim poruszać, już i tak problemem jest przeszmuglować cię z powrotem poza miasto.

- Dobra, ja byłabym skłonna pójść mu na rękę - stwierdziła z pewną niechęcią w głosie. - Załatwiamy naszą sprawę, pilnując go, po czym ty znikasz, on sobie idzie, ja podpalam wszystko i uciekam. Powinnam cię dogonić bez większych problemów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.14 22:03  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Z chwilą, gdy usłyszał zmianę w głosie najemniczki, musiał powściągnąć mięśnie twarzy, które chciały wykrzywić się w tryumfującym uśmiechu. Oto za cenę życia zwykłego, szarego szeregowca, zdobył ich zaufanie. A przynajmniej uczynił swoją historię bardziej prawdopodobną. Można to już przyrównać do swego rodzaju sukcesu. Był już bezpieczny. Ostatnia niedowierzająca została nawrócona mocą samych faktów. Teraz powinno być tylko lepiej. Oczywiście, nadal nie mógł zachowywać się zupełnie swobodnie, ale świadomość, że nie ma już żadnych jawnych wrogów w okolicy sprawiła, że trochę się rozluźnił. Tylko mentalnie. W rzeczywistości wciąż trzymał broń w garści na wypadek strzału, wiedział jednak, iż nic poważnego już mu nie grozi. Nie kiedy z ust wroga usłyszał, że można mu wierzyć.
Poczuł w sercu ciepło odniesionego zwycięstwa. Już wkrótce, będzie mógł przenieść się do miejsca, w którym przeniesie swoje badania na wyższy poziom i sprawdzi pewne zależności własnoręcznie. Myśl, że mógłby zostać własnym królikiem doświadczalnym w dziwny sposób napełniała go niecierpliwością i podnieceniem.
Znowu ta wizja, pojawiająca się od kilku dni. A może tygodni? Tracił przez nią poczucie czasu.
Klęczał na podłodze zaśmiewając się do rozpuku, rozszarpując na strzępy małą, na oko pięcioletnią dziewczynkę. Jasne, puszyste loczki upadały na podłogę, barwiąc się jasnym, dziecięcym szkarłatem. Wszędzie było czerwono od krwi, a przez niemrawe światło, które dawała kiepska żarówka, pokój wyglądał jak skąpany w czerni. Zamrugał i rozejrzał się. Naprzeciw niego, przywiązana do krzesła, siedziała kobieta, prawdopodobnie matka, patrząca na niego z przerażeniem w oczach, próbująca krzyczeć, mimo knebla wciśniętego w jej usta.
Wszystko to trwało jedynie mgnienie oka. Blight złapał się wolną ręką za głowę i potarł czoło.
Dlaczego teraz?
W tym momencie, kiedy wciąż chwiał się na krawędzi i nic tak naprawdę nie było pewne jeszcze i przesądzone, oto przychodzi wizja, po której, jak zdążył już zaobserwować, nabiera ochoty na krew. Z każdym kolejnym atakiem, pokusa jest coraz silniejsza i bał się, że w końcu go złamie. Podejrzewał tylko, co mu jest, musiał jeszcze przeprowadzić kilka testów, których jednak nie zdąży, jeśli najemnicy uznają go za zagrożenie i odstrzelą mu głowę. Na jego czole pojawił się pot i powoli ściekał mu po twarzy, gdy zmagał się sam ze sobą, powstrzymując demona szarpiącego się wewnątrz, walczącego o wydostanie się. Warknął lekko i uspokoił się.
W sam raz, by usłyszeć propozycję kobiety. Zdecydowanie był skłonny podporządkować się temu pomysłowi, bo był najszybszą drogą do wyjścia i tak właściwie składał się w całości z jego planu, więc nie mógł narzekać, że ktoś go poparł. Wiedział, że ta chwila słabości mogła zasiać zwątpienie, lecz postanowił to zignorować. Przeczesał włosy wolną ręką i uśmiechnął się. Nieco wymuszenie, ale jednak.
- Cieszę się, że wreszcie doszliśmy do porozumienia. Jeśli pozwolicie, oddalę się natychmiast, bo każda minuta powyżej rozsądnej granicy może spowodować przybycie prewencyjnego patrolu. Pojawią się w przybliżeniu za trzy godziny, ale chcę wam zostawić jak najwięcej czasu na obrabowanie i spalenie tego budynku.
Powiedziawszy to, odwrócił się i odszedł. Jeśli uszanują rozejm, wyjdzie spokojnie i wtopi się w tłum, zdjąwszy wcześniej kurtkę mundurową S.SPEC. Był pewien, że go nie wyśledzą. We wschodniej części nie ma wielu ludzi. Nikt go nie pozna.
Jeśli jednak, ktoś spróbowałby go zaatakować, oczywiście, oddałby z całą swoją siłą. Która była niemała.

zt

Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 19:24  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Mam ważne zlecenie w kolejce, więc też już będę to kończyć. Z góry przepraszam

Machnęła ręką na pospieszną ucieczkę mężczyzny. Niezależnie od jego następnych działań powinny dać sobie radę załatwić zlecenie i uciec. Miała tylko nadzieję, że nie natknie się na niego później. Nie pałała miłością do ludzi, którzy choć raz celowali w nią bronią... A poza tym trudniej unieszkodliwić tych, którzy wiedzieli, że potrafi się teleportować. Na szczęście nie miał szansy uświadomić sobie, jak to robiła.

Pozostało tylko ograbić gabinet. Jedna z kart faktycznie okazała się kluczem - trudno powiedzieć, do czego służyły pozostałe, ale na wszelki wypadek Luka zachowała je. Może Łowcy coś za nie dadzą, a każda zapłata pomagająca odbudować siłę Drug-on była dobra. Najemnicy zaczęli ostatnio podnosić się po upadku, więc wszystko, co mogło w tym pomóc było warte zachodu.

Wcisnęła dokumenty i zapieczętowane pudełko w ręce drugiej najemniczki, po czym wygoniła ją na zewnątrz. Miały spotkać się w jednej z miejskich kryjówek Drug-on, gdzie Järv miała przeczekać dzień. W nocy prościej było przedostać się poza mur, a teraz była już zbyt późno, by zdążyły dotrzeć do najbliższej dziury w murze.

Gdy upewniła się, że kobieta zniknęła z pola widzenia, Luka zeszła do piwnic. Nieczęsto miała okazję pozbywać się śladów w tak drastyczny sposób, jak podpalenie... A przynajmniej nie podpalenie domu. Jej własne ubrania niemal ciągle lądowały w płomieniach; w połączeniu z teleportacją pomagało to zerwać ślad zapachowy.
Szybkim ruchem polała parę łatwopalnych skrzyń i mebli benzyną, po czym podpaliła je, by następnie jak najszybciej wyteleportować się na zewnątrz - całe szczęście, że piwnica posiadał małe okienka...

Przez chwilę obserwowała rezydencję, upewniając się, czy ogień da radę pochłonąć cały budynek, po czym zniknęła w ciemności. O nieprzytomnej kobiecie, którą zostawili na pastwę płomieni, przypomniała sobie dopiero dwie godziny później, oglądając na ulicznych telewizorach relację z gaszenia pożaru.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 21:00  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 6 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Czyli jednak współpraca.
Poukładało się. W końcu.
Żołnierz zbierał się do odejścia.
Nie słysząc krzyków sprzeciwu ze strony Luki, opuściła broń.
No i ocalił swoją cenną skórkę. Mały żołnierzyk. Ma talent do przekonywania, trzeba mu przyznać.
Palec trzymała na spuście, dopóki S.SPEC-owiec nie zniknął.
Odczekała chwilę i schowała broń.
- Luk...
Luka?
Już zniknęła, psia mać.
Luka ma klucz. Klucz otwiera gabinet. Po to tu przyszły.
Dobra.
Kompaniaaa - zwrot!

Nie fatygowała się wchodzeniem do gabinetu. Tylko robiłaby tłok. Tak, tak. Lepiej się nie mieszać.
Została przy drzwiach, na wszelki wypadek pilnując, czy nikt jednak nie wraca.
Po paru minutach gapienia się w ciemny korytarz, Luka nagrodziła małą Järv stosem papierów i tajemniczym pudełkiem.
Wymordowana dała się wykopać na zewnątrz, uprzednio wysłuchawszy instrukcji. Gdzie iść. Ile czekać.
Ziewnęła, odsłaniając przerośnięte kły.
Poczekać do nocy.
Schowała pudełko do kieszeni, a papiery włożyła pod kurtkę.
Byle do nocy.
Naciągnęła kaptur i ruszyła do wyznaczonego miejsca.
Dzień prześpi.
Nie ma nic do roboty. Jak zwykle, ostatnio.
Życie było dużo ciekawsze, kiedy ludzie nie wywiązywali się z umów.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach