Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 24.02.14 22:25  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Zerknął kątem oka na chłopaka, gdy ten najwidoczniej odzyskał na tyle sił, by móc swobodnie poruszać się bez niczyjej pomocy. Przesunął spojrzeniem po jego plecach, pośladkach, gdzie widniały dwie czerwone plamy na skórze od uderzeń ciała o ciało, aż po uda i łydki. Właściwie nawet z tym się nie krył. Bo i po co. Ponownie zaciągnął się mocno, gdy chłopak przysiadł obok niego i przylgnął do Ezry. Nie odsuwał go od siebie. Wiedział, że Charlie tego potrzebuje. Chociaż sam Ezra nie był w stanie dać mu z siebie czułości i bliskości, to chłopak był tego świadomy. Już od samego początku ich znajomości. Dlatego też sam musiał po to sięgać. Tak jak w tej chwili.
Mężczyzna zaciągnął się nikotyną, kończąc swojego papierosa i zerknął na siedzące obok stworzenie. Uniósł jedną rękę po czym pstryknął go w czoło, wyrażając w ten sposób zdecydowanie więcej, aniżeli mógłby wypowiedzieć to słowami. Przecież już mu powiedział co tutaj robił. I na jak długo  zamierzał się zatrzymać. Był nieco zmęczony ciągłymi wędrówkami i chciał trochę odpocząć. A to miejsce, w towarzystwie Charliego było dla Ezry niczym bezpieczna przystań podczas cholernych sztormów. Czuł się tutaj dobrze i spokojnie. Ponadto miał dziwne przeczucia, że przyda się. Jego obecność pomoże chłopakowi, zwłaszcza, że z tego co zdążył zaobserwować i wyciągnąć od niego, ostatnio Charlie nie miewał zbytnio dobrych dni. Będzie mógł nieco kontrolować. By przypadkiem ten głuptas nie zrobił sobie żadnej krzywdy. A ostatecznym powodem była… zima. Ezra z racji mocy, jaką posiadał, nienawidził zimy. I był wrażliwy na zimno. Tak więc lepiej spędzić kilka dni w ciepłym, spokojnym miejscu niż szukać doznań poza ścianami tego miejsca.
Nie bacząc na opartego o niego chłopaka, Ezra podniósł się i przeszedł przez pokój kierując się w stronę rozbitej popielniczki, która w tym momencie zdobiła wysokiej jakości dywan. Przykucnął i wybrał największy szklany kawałek, o który zgasił papierosa i niedbale rzucił to na blat stołu. Następnie podszedł do szafy i otworzył ją, nie pytając o zdanie Charliego. Wiedział, że tutaj może czuć się jak u siebie. Zresztą, nawet gdyby nie mógł to i tak by to robił. Bo Ezra chadzał swoimi własnymi ścieżkami. Na wszystkich półkach każde z ubrań były idealnie ułożone. Widać, że o wszystko zadbano w najmniejszych detalach. Ezra sięgnął do najniższej półki, na której zawsze znajdował czyste ubrania przeznaczone dla niego. Założył świeżą bieliznę, jasne spodnie a na koniec ubrał czarną, luźną koszulę, w której zapiął niedbale kilka guzików. Następnie jego dłoń skierowała się wyżej, do jednej z półek chłopaka, lecz na moment znieruchomiał. Jego palce napotkały na chłodny metal. Zacisnął na nim swoje palce i wyciągnął po czym uniósł nieco, przyglądając się parze kajdanek. Odwrócił się w stronę Charliego unosząc ku górze swoje brwi. A jego twarz mówiła jedno. „Ktoś tu sprośne fetysze”. Rzucił kajdanki na stół, zamiast schować je na miejsce, po czym sięgnął po czyste ubranie dla swojego kochanka. Zamknął drzwi szafy nogą i przeszedł przez pokój, rzucając ubranie na łóżko, tuż obok chłopaka.
- Połóż się spać. Wnet wrócę. – polecił mu. Sięgnął rękę do jego twarzy i złapał za szczękę. Trzymając tak, przyglądał mu się przez chwilę i pogłaskał lekko kciukiem po jego kości szczękowej po czym odwrócił się na pięcie, sięgnął po swoją broń i wyszedł, zostawiając Charliego samego z bałaganem.
Gdy chłopak ubrał się wezwał służbę, która uprzątnęła cały ten burdel. Zaproponowała młodemu paniczowi obiad, lecz ten odmówił, czując gorzki posmak z powodu zniknięcia Ezry. Na zewnątrz było już zdecydowanie ciemno, co sugerowało dość późną porę. A Charlie nie wiedząc nawet kiedy, poddał się w ramiona Morfeusza, usypiając na swoim łóżku.
Nawet nie wiedząc kiedy, coś go zbudziło. Cichy szmer. Otworzył oczy, być może mając nadzieję, że ujrzy znajomą twarz Upadłego. Zamiast tego pochylał się nad nim nieznany człowiek z zakrytą twarzą do połowy. Chustka zakrywała go od nosa w dół, przez co Charlie nie mógł go rozpoznać. Jego długie palce zacisnęły się w okół szyi chłopaka, bezlitośnie je ściskając, niemal miażdżąc jego krtań. W drugiej dłoni zalśniło w ciemności gołe ostrze noża. Napastnik uniósł rękę z bronią z zamiarem wbicie go w serce młodego. Wtem jakiś cień poruszył się za nim praktycznie bezszelestnie. Chwycił mężczyznę a gardło i bez najmniejszego problemu uniósł go do góry. Palce na szyi Charliego poluzowały się, aż wreszcie puściły. Teraz napastnik rozpaczliwie machał nogami chcąc dosięgnąć podłoża, kiedy palce Upadłego bezlitośnie zacisnęły się na jego krtani. Jego jedno skrzydło, czarne, chociaż gdzieniegdzie przebijały się jasne pióra, było rozpostarte w pełnej okazałości, a kilka ciemnych piór opadło na podłogę. Mężczyzna zacharczał w momencie, kiedy w pokoju rozległ się odgłos pękającej powoli krtani. W tym momencie Ezra go puścił. Ten upadł na ziemię, na kolana i złapał się za gardło plując krwią dookoła. Upadły odwrócił się od niego i przykucnął przed łóżkiem. Wyciągnął dłoń i dotknął delikatnie podbródka Charliego. Przyjrzał się uważnie jego twarzy, sprawdzając czy nim mu nie jest. Jednakże wyraz oczu Ezry był niesamowicie lodowaty, bez jakiegokolwiek uczucia. Uniósł podbródek chłopaka, odsłaniając dla siebie jego szyję, po czym nachylił się i złożył na niej delikatny pocałunek. Wtem odsunął się i odwrócił, spoglądając na mężczyznę. Złapał go za włosy i powlókł do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.14 10:55  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Uśmiechnął się do niego miło, kiedy został pstryknięty w czoło. Takie drobne gesty były naprawdę miłe. Może dla kogoś normalnego nie znaczyłyby nic, ale dla ich dwójki były warte naprawdę wiele. Nie mówił nic, kiedy mężczyzna zaczął grzebać mu po szafie. Przecież mógł. Ten pokój już od jakiegoś czasu nie należał tylko do chłopca, a też do tego faceta. Zawsze był odpowiednio przygotowany i choć były to tak drobne rzeczy jak popielniczka, specjalna półka w szafie, przygotowany ręcznik czy miejsce w łóżku to wciąż bardzo wiele znaczyły. Na wzmiankę o kajdankach wzruszył ramionami i uśmiechnął się bardziej. No co? A może wcale nie były przeznaczonego do tego o czym pomyślał Ezra? No dobra, były. Choć Charlotte też z nich korzystała, najczęściej podczas "okresu", żeby dręczyć służbę. Tak, ciekawe rzeczy dzieją się czasem w tych czterech ścianach. Na jego polecenie skinął głową i rzucił krótkie "uważaj na siebie". Trochę zrobiło mu się przykro, że jego ukochany już musiał opuszczać jego towarzystwo, ale przecież wiedział, że wróci. Sam powiedział, że wróci. Ufał mu w tej kwestii, przecież zawsze wracał.
Ubrał się dokładnie tak samo jak wcześniej i zawołał Servante, która ujrzawszy stan pokoju od razu domyśliła się co tu się działo, a na jej twarzy rozkwitły rumieńce. W końcu jako dziewica takie rzeczy wciąż ją ruszały. Podjęła się jednak próby ogarnięcia pokoju, a gdy ścierała tą odrobinę spermy, która była na podłodze, podszedł do niej i pogładził ją po ciemnych włosach.
- Musisz znaleźć sobie chłopaka. - rzucił z przemiłym uśmiechem, a ona w odpowiedzi tylko zaśmiała się głupio i przyznała mu rację. Jej mógł mówić takie rzeczy, znał ją dobrze. Pracowała w rezydencji jeszcze za czasów, gdy jego matka żyła, a on wciąż dorastał. W przeciwieństwie do chłopca starzeje się, ale nadal jest młoda. Obecnie trzydziestoletnia panna spędziła tu znaczną większość swojego życia. Nie można jednak powiedzieć, że żałowała. Zawsze była jako tako przyjaciółką chłopca i siedziała z nim w trudnych chwilach. Dzięki temu wiedzie nieco lepsze życie niż reszta służby, aczkolwiek facet naprawdę by się jej przydał.
Kiedy wszystko było już gotowe położył się, tak jak polecił mu Ezra. Nawet nie wiedział kiedy zasnął, bo był bardzo zmęczony. Jakby nie patrzeć seks pożera dużo energii, a przecież i tak było już bardzo późno. Spał dość mocno ze względu na silne zmęczenie, więc nawet nie zorientował się, że ktoś mógłby być w pokoju. Co dziwne, bo przecież zawsze jest uważny. Ujrzał kogoś nad sobą, ale było zbyt ciemno, żeby zorientować się kim jest ten ktoś. Wiedział jedno - to nie Ezra. Chciał udźwignąć się z łóżka i uciec wgłąb pokoju, ale nie zdążył, gdyż silne palce ścisnęły go za gardło i przytrzymały. Przeszył go straszny ból. Chciał złapać powietrze, ale nic z tego, do tego palce przyciskające się do jego szyi niemal parzyły. Przez moment poczuł się okropnie. Zazwyczaj w takich chwilach napastnicy są emocjonalni i udaje mu się usłyszeć jakieś myśli (bo przecież nie pierwszy raz jest atakowany), ale nie tym razem. Wróg był jak skała. Blondyn uniósł rękę i zaczął kształtować w niej kulę z błękitnego płomienia, mając nadzieję, że trafi w twarz tego plugastwa zanim to on zatopi ostrze w młodym ciele. Zatrzymał się jednak, kiedy coś błysnęło za nim. Delikatna błękitna poświata płomienia wydobyła z ciemności kształt znajomego mu skrzydła. Ogień zgasł, gdy poczuł jak palce zaciskające się na jego krtani powoli odpuszczają. Natychmiast podniósł się do siadu, nie odrywając wzroku od unoszonego jegomościa. Wtem spojrzał na Ezrę, dając mu znać, że nic mu nie jest. Zamknął na sekundę oczy, gdy na wciąż obolałej szyi został złożony pocałunek. Zaraz po tym obie postacie zniknęły za łazienkowymi drzwiami.
Młody dopadł do drzwi i zamknął je na klucz, żeby w razie czego służba nie mogła tu wtargnąć. Nie było sensu ich w to mieszać, kiedy był tutaj Ezra. Nie zapalał światła w pokoju, ale zrobił to w łazience, kiedy zamaszyście otworzył drzwi. Zbadał wzrokiem niedoszłego mordercę i swojego Rycerza. Był roztrzęsiony, ale w miarę opanowany. Jeszcze daleko mu było, aby utracić możliwość racjonalnego myślenia.
- Ezra, czekaj! - zawołał, nie mogąc oderwać wzroku od nieznajomego. - Chcę wiedzieć kim był, zanim zrobisz z niego karmę dla kotów.
Słowa chłopaka na pewno nie były pocieszające dla napastnika, ale przecież niczego innego już nie mógł oczekiwać. Igrał z ogniem, dosłownie. Nawet z dwoma ogniami. Był na przegranej pozycji od samego początku. Charlie był ciekaw czy obcy w ogóle będzie mógł coś powiedzieć po tym co zrobił mu Jednoskrzydły, ale może coś tam wycharczy. Zupełnie przypadkiem nadepnął obcasem na palce przeciwnika, łamiąc przy tym dwa z nich. Niech się pomęczy przed śmiercią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.14 22:19  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Ezra rzucił mężczyznę na posadzkę i poruszył karkiem, na co kostki wesoło dały o sobie znać. Spojrzał lodowatym spojrzeniem niebieskich, bezdusznych oczu na obcego. Jego jedno skrzydło poruszyło się w leniwym geście, jakby to wszystko go nudziło. Nic bardziej mylnego. Ezra przełączył się na tryb sadysty. Niestety, obca istota obrała sobie za cel Charliego, a to nie zwiastowało nic dobrego. Swoją drogą nie był nikim zwyczajnym, skoro w tak łatwych sposób się tutaj zakradł. I podszedł chłopaka. Chociaż z drugiej strony, Charlie był osłabiony po ich niedawnym seksie, tak więc to mogło wszystko wyjaśniać. Zresztą, to już było nieważne. Ten skurwiel śmiał podnieść rękę na chłopaka. Na coś, co należało i duchem i ciałem do Ezry. I Upadły zamierzał zgotować mu prawdziwe piekło, nim pozwoli mu odejść. Dlatego też nie zmiażdżył w pełni jego krtani, by ten się nie udusił. Chociaż naruszył ją w pewnym stopniu.
Upadły odłożył katanę i ba sztylety, zarówno jego jak i własność od obcego na szafkę. W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł Charlie. Wzrok mężczyzny momentalnie spoczął na jego szyi, gdzie zaczęły już przebijać się przez delikatną skórę siniaki. Przez spokojną na pozór twarz przebiegł grymas niezadowolenia. Jednakże póki co nic nie zrobił. Skinął jedynie głową na prośbę chłopaka. Z cichą przyjemnością obserwował, jak ten z pasją wbija obcasy w palce mężczyzny, który zaczął niemal piszczeć w bólu.
Ezra podszedł do niego i złapał za materiał, za którym skrywał swoją twarz. Młody, to można było o nim powiedzieć. Chociaż w tych czasach, to, że toś wyglądał na dzieciaka wcale nie oznaczało, że nim jest. Upadły przykucnął i jedną ręką przytrzymując, drugą w której trzymał sztylet zaczął rozcinać jego ubrania. No cóż, większość tego typu osób zazwyczaj nosiła jakieś znamiona czy tatuaże, które głosiły do jakiej gildii, organizacji, grupy, nazywajcie to jak chcecie, należy. I tak też było tym razem. Na szyi widniał mały tatuaż w kształcie półksiężyca przebitego strzałą. Kurewsko oryginalnie, nie ma co. Aczkolwiek Ezra w ogóle ich nie kojarzył. Spojrzał pytającym wzrokiem na Charliego czy on coś kojarzy. Bez względu na odpowiedź, Upadły odczekał chwilę, aż chłopak skończy swoje małe przesłuchanie, by móc wreszcie przystąpił do akcji. Zdjął z siebie koszulę i rzucił ją gdzieś w bok, nie chcąc jej poplamić. A z pewnością jak skończy będzie tu niezły bajzel.
Gdy wreszcie Charlie dał mu znak, że skończył, Ezra usiadł swym ciężarem na klatce piersiowej mężczyzny. Stopą przycisnął jego szyję tak, że nie mógł ruszyć głową. Nachylił się siłą otwierając jego gębę by wsunąć tam ostrze noża. W dwa palce pochwycił jego wijący się język i zaczął go nacinać. Co prawda daleko mu było do chirurgicznej precyzji, aczkolwiek bawił się w to już nie raz nie dwa. I wiedział jak nacinać.
W łazience rozległ się głośny wrzask bólu, ale Ezra z niestrudzonym wyrazem twarzy właśnie pozbawiał mężczyznę jego narządu mody. Wreszcie wyrwał mięsień z jego ust i wyrzucił w kąt. Nawet na moment nie mrugnął, kiedy na jego dłonie wypłynęła ciepła krew. Upadły wiedząc, że trzymając go w takiej pozycji  może doprowadzić do udławienia się jego własną krwią, uniósł się, ciągnąc go za sobą do pozycji siedzącej i przycisnął go nogą do ściany. Zakrwawione ostrze przysunął do jego oka, na co ten w panice zaczął się rzucać. Aczkolwiek wystarczył jeden mocny cios w jego szczękę, by ten na moment zatracił się pomiędzy rzeczywistością a snem. A w tym samym czasie Ezra podważył ostrzem powiekę mężczyzny i ją wyciął. By ten przez cały czas oglądał to, co będzie z nim zrobić. Gdy tego dokonał, wyprostował się i spojrzał na Charliego, podając mu ostrze, zachęcając do zrobienia tego z drugą powieką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.14 7:31  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Młody potarł swoją szyję. Bolało, to oczywiste. Nie jest jakiś bardzo odporny i może nie panikuje, gdy odczuwa ból, ale na pewno nie jest to przyjemne. I masochizm nie ma tu nic do rzeczy, bo masochista nie lubi każdego rodzaju bólu, a ten wybrany. To skomplikowane, lecz zrozumiałe dla tych, których to dotyczy. Na szyi chłopaka z całą pewnością pozostaną ślady i pewnie utrzymają się przez jakiś czas. Jak to dobrze, że jednak nosił te swoje chusty i wstążki, przynajmniej nie będzie musiał się tłumaczyć dlaczego zakrywa szyję, bo wszyscy uznają to za coś normalnego. Ale mniejsza z tym.
Nie rozpoznał twarzy napastnika, ale nic w tym dziwnego. Nigdy nie przywiązywał uwagi do podejrzanych typów wokół siebie. Całe to miasto to zgraja podejrzanych typów. Nawet, gdyby zdarzyło się, że gdzieś już go widział to zapewne i tak nie zapamiętałby jego twarzy. Bywa. Ma lepsze i ważniejsze rzeczy do zapamiętywania niż ryj jakiegoś pedała z ulicy. Charlie westchnął cicho, nie schodząc z dłoni obcego. Niech go boli, niech cierpi. Blondyn rozpoznał jednak coś innego, a mianowicie znak na jego szyi i nie dało się tego ukryć, gdyż cofnął się o krok, a na jego twarzy wymalowało się coś w rodzaju strachu. Nie bał się, a było to bardziej zaskoczenie głupotą ludzką. Zgrzytnął zębami i pokręcił głową. Wtem - możliwe, iż ku zdziwieniu Ezry, a tym bardziej samego mordercy - młody z całej siły kopnął nieznajomego w twarz i jeszcze raz przydepnął bezlitośnie jego palce, łamiąc resztę z nich. Nawet dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk łamanych kostek.
- Naprawdę? - spytał z lekkim niedowierzaniem, kręcąc obcasem po zdeformowanej dłoni. - Głupota ludzka mnie kiedyś wykończy.
Znał tą organizację i wiedział czego chcą. Ostrzegał ich, uświadomił wprost, że jeśli wykonają jakiekolwiek kroki zostaną wyeliminowani. Już jednego zabójcę im odesłano. Najwyraźniej nie uczą się w ogóle na błędach. Cóż zrobić, ludzie naprawdę bywają beznadziejnie głupi. A ci tutaj byli chyba nawet zdesperowani. Dobrze, doigrali się. Od tego momentu Ezra mógł robić co mu się podoba, ale ograniczało go tylko jedno polecenie.
- Ezro, zostaw mi resztki jego ciała. - pogładził Upadłego po ramieniu. - Skombinuję dla jego właścicieli mały prezent.
Uśmiechnął się drwiąco i zlazł z ręki nieszczęśnika, tym samym dając swojemu ukochanemu znak, że może robić co chce. Nie jest sadystą, a takie widoki go nie ruszają, ale trzeba przyznać, że oglądał scenę wycinania języka z czystą przyjemnością. I to raczej nie dlatego, że jego wrogowi zadawany był ból, a dlatego, że zajmował się tym Ezra. Wyrywał mu narząd mowy dla młodego, co czyniło całą tą sprawę znacznie przyjemniejszą. Chłopiec zatrzymał butem kawał mięśnia, który ślizgnął się po posadzce. Obmyślał sobie plan jak wysłać paczkę do władzy grupy, jaka przysłała tu tego żałosnego człowieka. Nie mógł jednak jeszcze zbyt wiele wymyślić, bowiem nie wiedział w ilu częściach skończy jego ciało. Tylko jedno było pewne. Język będzie pierwszy.
Charliego przeszły dziwne ciarki, kiedy powieka niedoszłego zabójcy była wycinana. Wzdrygnął się. Ugh, nie chciałby, żeby jemu się coś takiego przytrafiło. Nawet na krótką chwilę odwrócił wzrok. Nic dziwnego więc, że gdy zostało podane mu ostrze on nieco się zawahał przed wzięciem go w swoje drobne ręce. W końcu jednak to zrobił, bo przecież nie warto okazywać słabości przed kimś takim jak Pan Niemowa. Niepewnie zbliżył się do - teraz już - ofiary i przyłożył ostrze do jego powieki. Nie radził sobie z tym dobrze, raczej lepiej mu idzie z broniami krótkimi, ale hej, przecież sobie jakoś da radę. No i dał, bo za chwilę druga powieka została koślawo wycięta. Wróg odczuwał niesamowity ból, a odczuje go jeszcze więcej. Chłopak nie mógł się powstrzymać. Oddał Ezrze broń i pochylił się nad tą żałosną istotką. Przejechał palcem po jego skroni i zatrzymał go przy uchu. Powoli, delikatnym, a wręcz łagodzącym gestem przesunął po płatku jego ucha, ale to był tylko zwiastun najgorszego. Pogrywanie ze zwierzyną, bo w tym największa zabawa. Wsunął palec do jego obrzydliwego ucha i wtedy rozbłysł błękitny płomień. Nie był bardzo pokaźny, ale na tyle silny, aby zadać ogromny ból. W końcu nie każdemu zdarza się, aby w jego uchu wybuchła mała bomba ogniowa. Uśmiechnął się, spoglądając na swojego Rycerzyka i w tym samym momencie odsuwając od obcego, aby szkarłatna ciecz powoli wylała się z jego ucha. Ah, będzie co sprzątać.
- Szkoda, że nie mamy aparatu. Dołączyłbym do prezentu kilka miłych zdjęć. - rzucił pogardliwie, wycierając krew z palca o swoje ubranie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.14 22:25  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Ezra był sadystą. Lubił przynosić ból innym w najbardziej wyrachowany i kreatywny sposób, jaki tylko potrafił. Lubił też obserwować, jak inni go sobie zadają. Nie tyle co go to podniecało, ale wprawiało w stan ekscytacji. Przyjemny, który przenikał w jego umysł, łagodząc wszelakie zmysły. Chociaż zdarzały się momenty, że nawet dawanie upustu swej złości i torturowanie, nie przynosiły zamierzonego skutku. Tak jak w tym momencie. Cokolwiek by nie zrobił temu mężczyźnie, to byłoby za mało. Chciał, by tamten cierpiał, ale Ezra już z początku czuł, że nie nasyci się. Czuł wewnętrzny gniew, że śmiał podnieść rękę na coś, co było jego. Ale upierdolenie łapy byłoby niczym.
I to, że on był sadystą, nie oznaczało, że i Charlie ma być nim od razu. Jednakże zaproponował mu wspólną zabawę, gdyż być może chłopak sam chciał wymierzyć swoją sprawiedliwość na tą bezmózgą istotą. Gdyby jednak odmówił bądź nie podołałby - nic by się nie stało. Aczkolwiek jego sługa spisał się doskonale. A Ezra z cichą satysfakcją oglądał to wszystko. Niemal czując wewnętrzne, narastające podniecenie widokiem sceny. Jego Charlie przyłączył się do zabawy. Coś pięknego i wartego zapamiętania. 
Ezra po cichu lubił oglądać go w takich sytuacjach. Kiedy dawał ponieść się złości. Był to stosunkowo rzadki widok, dlatego też tak bardzo drogocenny. Przez jego twarz przebiegł szczery uśmiech, gdy chłopak kopnął nieznajomego w twarz. Ale to było jeszcze nic. Kopanie, zgniatanie, łamanie palców to było nic, co Charlie zaprezentował dzisiejszego wieczoru. To, jak potraktował jego ucho, a raczej jego wnętrze, było taką piękną... sztuką. Tak, dokładnie, sztuką. Samo torturowanie było niczym, ale w sposób w jaki się tego dokonywało, można było podciągnąć pod coś bardziej podniosłego. Nieco chore.
Ezra podszedł do młodego i złapał go za szczękę, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wpijając się usta kochanka i całując go zaborczo. Jakby w ten sposób chciał go pochwalić. Pokazać, jak bardzo jest z niego zadowolony. Chwilowy pocałunek skończył równe nagle, obdarzając Charliego lekkim uśmiechem. A jego mina mówiła, że czas kończyć zabawę. Odwrócił się w stronę mężczyzny, którego ciałem targały konwulsje świadczące, że jest dość mało odporny na ból i jeszcze trochę, a zdechnie z bólu. Mało cudowna śmierć, która wywołałaby wkurwienie u Upadłego. Bo to on miał mu je odebrać, a nie ból.
Sięgnął do jego gardła i szarpnął, unosząc do góry i przyciskając do zimnej ściany.
W drugiej dłoni ściskał sztylet, którym zamierzał zabić Charliego. Jasne oczy Ezry pojaśniały nieco bardziej, gdy wbił go w bebechy mężczyzny i zaczął szarpać. Ten zaczął się rzucać, aczkolwiek Upadły przewyższał go zdecydowanie w sile. Jego dłoń, która go trzymał nawet nie drgnęła. Gdy rana na brzuchu mężczyzny była wystarczająco długa i głęboka, odrzucił sztylet, który upadł na posadzkę z głośnym brzękiem rozpryskując krew. Ezra wsadził wolną rękę w ciało mężczyzny i zaczął wyciągać powoli jego flaki. Ciepła posoka wraz z trzewiami mężczyzny spadła na ziemię rozbryzgując dookoła, brudząc przy tym Ezrę. Ten jednak nie przejmował się. Brnął dalej, patrosząc go niczym jakiegoś upolowanego zwierzaka. Właściwie tym był dla niego. Nieznajomy umarł, ale Ezra dopiero kiedy zagłębił się po sam łokieć i wyszarpał jego już nie bijące serce, rzucił zwłokami o ścianę a serce ścisnął w swej dłoni. No i tyle było. I nie czuł żadnej satysfakcji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.14 7:34  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Lubił obserwować fascynację Ezry, kiedy sam zadawał ból wrogom, ofiarom czy innym dziwnym typom. Lubił widzieć ten jego słodki na swój sposób uśmiech. Zresztą, dla młodego każdy uśmiech ze strony Upadłego był słodki. Zwłaszcza, gdy ten uśmiechał się specjalnie dla niego. No i za każdym razem to odwzajemniał. Nie specjalnie, a jakoś tak bezwiednie. Tak jakby uśmiech na twarzy bruneta sprawiał mu szczerą radość, bez względu na sytuację. Cóż, tak właśnie było.
Nie żywił urazy do typa, który zaraz miał zostać rozszarpany przez jego pana. Właściwie to miał po prostu w dupie co się z nim stanie. W końcu to nie pierwszy idiota, który targnął się na życie panicza. Młody dawno temu przestał się przejmować. Aczkolwiek nie znaczy to, że widok jego w takiej sytuacji nie sprawiał mu jakiejś tam przyjemności. Może nie było to odczucie takie, jak jednoskrzydłego pana, ale coś przybliżonego. Mógł czerpać satysfakcję z torturowania swoich niedoszłych zabójców, o ile w ogóle by go obchodzili. A swoją drogą ta ich ofiara powoli przestawała dawać radę.
Pocałunek trochę go zaskoczył, ale nie odsunął się ani nic. Wręcz przeciwnie, bo odwzajemnił tę pieszczotę. Oddał całusa niemal z taką samą zaborczością jaką został obdarzony, a gdy został przerwany westchnął. No nie ma co, scena jak z filmu. Albo animu. Wszędzie krew, a dwóch chłopów się całuje w najlepsze. Ale co tam, to całkiem miła wizja. Dla co poniektórych.
Potem po prostu się odsunąć. Pan-niedoszły-killer miał już wyraźnie dość, więc Ezra postanowił mu trochę pomóc, co by nie został odebrany przez ból, a przez Rycerzyka we własnej osobie. To w sumie zaszczyt - zostać zabitym przez wielkiego Ezrę. Niech koleś się cieszy i opowie w Piekle wszystkim, kto był jego zabójcą. Charlie obserwował w spokoju jak jucha rozbryzguje się na ścianach i posadzce, a wnętrzności jegomościa wypadają z jamy brzusznej i zdobią podłogę. Miło, ale potem będą musieli sami to sprzątnąć. Chociaż nie, Servante by mogła. Ona jest przyzwyczajona, choć za każdym razem i tak bierze ją na wymioty. Oh, biedne dziewczę.
W pewnym momencie blondyn podszedł do pana i objął go od tyłu, a że jest sporo niższy to drobne ramiona otoczyły go gdzieś na wysokości pępka. Pogładził dłońmi brzuch Upadłego i przytulił policzek do jego pleców.
- Zginąłbym, gdyby nie ty. I to już dawno temu. - mruknął, wyraźnie zadowolony. - Dziękuję.
Nie musiał tego mówić, ale lubił. Tak po prostu, czasem nawet bez powodu. To samo tyczyło się wyznań miłosnych, które dzisiejszego wieczoru i nocy jeszcze nie padły, ale to tylko kwestia czasu. Młody przesunął opuszkiem palca wzdłuż linii od pępka w dół podbrzusza Ezry, rozgrzewając jego skórę swoim błękitnym płomieniem. Jeszcze nie jest, a raczej już nie jest aż tak zmęczony. Może będzie mógł liczyć na coś więcej. No skoro sprawa mordercy jest właściwie rozwiązana...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.14 13:25  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Westchnął cicho, czując, jak chłopak go obejmuje od tyłu. Napięcie i zdenerwowanie powoli ustępowało, a zamiast tego wypełniało go przyjemne uczucie. Drażniony ciepłem chłopaka, które oddziaływało na jego podbrzusze. Ezra mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i machnął brudną ręką, chcąc strząchnąć z niej ostatki krwi i wnętrzności martwego mężczyzny. Czystą rękę położył na dłoni swojego małego mężczyzny i przesunął po jego skórze kciukiem.
Nie zgadzał się z jego słowami. Nie do końca. Zdawało się, że Charlie czasem nie docenia  samego siebie i swoich możliwości. A przecież miał spore pole do popisu i do najsłabszych nie należał. Ale może wynikało to też z tego, że miał przy sobie go, Ezrę. I wiedział, że pomimo jaki był, to zawsze pojawi się w odpowiednim momencie. Może to wynikało właśnie z tego.
Upadły schował swoje skrzydło i odwrócił się przodem do niego. Spojrzał z góry na jego delikatną twarz, a w jego ciele rozlało się przyjemne ciepło od samego patrzenia na tego blondyna, który spoglądał na niego z takim zaufaniem. To poniekąd go nieco przerażało. Nie potrafił pojąć, jak ktoś mógł ufać mu tak bardzo. Wszakże był Upadłym. Jednym z Jeźdźców Apokalipsy, a do tego wszystkiego jeszcze Antychrystem. Wrogiem ludzkości, którego Bóg porzucił. A mimo wszystko, Charlie mu ufał. I obdarzył najmocniejszymi uczuciami, jakie kiedykolwiek istniały.
Ezra to wiedział, chociaż sam nie potrafił tego odwzajemnić. Nie, inaczej. Ezra posiadał uczucia w stosunku do Charliego, na swój własny, specyficzny i pokręcony sposób. Młody to wiedział i nigdy nie wymagał, by Upadły na każde strony wyrzucał z siebie pojedyncze "Kocham". Znał go i akceptował takim, jaki jest. Na swój sposób Ezra również mu ufał, chociaż zaufanie było nadszarpnięte przez wydarzenia z jego przeszłości. Wyglądało niczym porwany materiał, który lada chwila a zerwie się z drewnianego kija wbitego ziemi i poszybuje w dal. Ale Charlie skutecznie za każdym razem gdy się spotykali zszywał ów dziury. 
Wyciągnął zakrwawioną dłoń i dotknął szyi Charliego. Opuszkami palców przesunął po sinych śladach zostawiając po sobie krwawe ślady. Ezra wiedział, że jeszcze nie skończył. Miał jeszcze sporo roboty do zrobienia, zanim będzie mógł wrócić do Charliego i spokojnie spędzić nadchodzące dni.
- Wiesz, gdzie ich znajdę? - zapytał cicho, dając mu do zrozumienia, co zamierza zrobić. Może nie teraz, za jakiś czas, ale jeszcze dzisiejszej nocy. By taka sytuacja się nie powtórzyła, przynajmniej nie z ich strony, kiedy Ezra opuści Charliego na jakiś czas.
Upadły nachylił się, odchylając jednocześnie głowę chłopca, by mieć lepszy dostęp do jego szyi. Wysunął język i przesunął nim po jego szyi, zlizując krwawe ślady, które pozostawił, jednocześnie delikatnie gładząc i pieszcząc miejsca, na których widniały siniaki. Za każdym razem, gdy je widział, czuł wzburzającą w nim złość. Na dodatek nie odczuwał pełnej satysfakcji z zabicia tamtego ścierwa. Może jak wybije jego towarzyszy i tego, kto to zlecił, poczuje w pełni upust.
Spojrzał chłopcu w oczu i uśmiechnął się krzywo.
- Słodko metaliczny smak, co? - mruknął cicho, nawiązując do jego smaku pomieszanego z krwią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.14 14:21  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Ufał mu bezgranicznie, bo wiedział, że może to zrobić. Znał go już na tyle, iż wiedział jakie są granice, więc naginał je wedle własnego życzenia, a jednak nigdy nie przekraczał. Zwyczajnie nie bał się Ezry, ani trochę. Na początku było nieco inaczej, ale to już dawno odeszło. Wiedział, że przy nim może pozwolić sobie na wiele więcej niż przeciętni osobnicy i to właśnie sprawiało, że nie czuł przy nim żadnego strachu czy niezdecydowania. Tak jak w tym momencie. Wątpił, aby ktokolwiek inny mógł go tak po prostu objąć i nie zostać brutalnie zamordowanym w przeciągu następnych kilku sekund. Do tego uwielbiał czuć, że jest tym jedynym i wyjątkowym. Po prostu cudowne uczucie. I to była przyczyna naginania wcześniej wspomnianych granic. Dla smaku, ot.
- Nie są zupełnymi idiotami, właśnie dlatego zdziwiło mnie, że szarpnęli się na taką akcję. Mają kilka baz w Mieście, a także poza nim. Łącznie jest ich około sześciu, z czego znam lokalizacje trzech. Mam jednak prośbę. Z dwoma grupami możesz zrobić co ci się rzewnie podoba, trzecią zostaw w spokoju, ewentualnie zastrasz osobiście. To im mam zamiar wysłać tego pana z podłogi, ale żeby to zrobić muszę mieć kogo dręczyć, prawda? Mon seigneur... - zbliżył usta do ucha mężczyzny i wyszeptał do niego adresy, będąc dziwnie pewnym, iż uda mu się je zapamiętać.
Zaraz po tym cmoknął jego skroń. Pozwolił mu na pocałunki na szyi i nawet nie drgnął, choć i tak delikatny i w pewnym sensie czuły dotyk bolał. Wygląda na to, że te siniaki utrzymają się jeszcze sporo czasu, ale miał nadzieję, że ból minie trochę szybciej. W końcu szyja to takie delikatnie miejsce. Ciągły jej ból byłby udręką.
- Uważam... - zaczął, spoglądając mu w oczy ze szczerym uśmiechem na ustach. - że uszkodzenia na psychice są znacznie gorsze od tych fizycznych. Wyobraź to sobie. Wpadasz do takiej grupy, bierzesz dwóch typów i zastraszasz resztę. Ich zgrupowania to zazwyczaj banda sprośnych dojrzałych heteroseksualistów, a do tego często homofobów. W pewnym momencie każesz im dostąpić do stosunku seksualnego, a tych, którzy się stawiają zabijasz na oczach innych w najokrutniejszy sposób, jaki mogliby sobie wyobrazić. Do tego obiecujesz, że jeśli się dostosują to puścisz ich żywo, co jest totalnym kłamstwem, ale przecież o tym nie wiedzą. Obserwujesz jak panowie z obrzydzeniem zbliżają się do siebie i zaczynają dotykać. Rozkręcasz atmosferę, w międzyczasie dręczysz ich, na przykład mówiąc, iż ich żony to zwykłe kurwy i takie tam. A potem, w momencie kulminacyjnym... - chłopak uniósł ręce w górę. - Bum! Wszyscy martwi. Ale nie tak od razu. Oczywiście w tak samo bestialski sposób jak ich poprzednicy.
Wyobraźnia tego chłopca bywała przerażająca, ale akurat to jest jeszcze nic w porównaniu do rzeczy, które naprawdę potrafi wymyślić. To był tylko przedsmak, a i tak brzmiało to dziwnie z ust czternastolatka. I co z tego, że w rzeczywistości był parę lat starszy? Wygląd odgrywa sporą rolę. Zwłaszcza, gdy przychodzi do mowy o torturach i uroczego lica dziecka. Po uniesionych rękach spłynął jasny ogień, niczym jakaś ciecz. Co dziwnie nie zapalał on ani nie niszczył jego ubrań ani skóry, a to dlatego, że moc krzywdzi jedynie innych, podczas, gdy właściciel jest... ognioodporny. Oczywiście tylko na własny ogień, bo płomienie Ezry na pewno by go zabiły. Niebieskie języki zniknęły równie nagle, jak się pojawiły. Charlie zarzucił ręce na szyję ukochanego i wpił się w jego wargi bez ostrzeżenia. Spokojnie i słodko, ale na swój delikatny sposób nachalnie.
Pocałunek był jednak równie nagły jak i krótki. Młodzik odsunął się od swojego Rycerza i podszedł do truchła. Nogą obrócił go tak, aby leżał twarzą do góry. Oczy bez powiem wyrażały czysty strach i rozpacz. Charlie uśmiechnął się do siebie, uniósł nogę i bezlitośnie wbił obcas w jedną z gałek ocznych, która pod wpływem uszkodzenia rozlała się. Wytarł obcas o włosy trupa i wbił spojrzenie w jego beznadziejną, zmasakrowaną twarz.
- Bezczeszczenie zwłok jest jeszcze gorsze. - mruknął do siebie, kopiąc martwego w skroń. Robił to z dziecięcą niewinnością, zupełnie niczym maluch, który krzywdzi zwierzę, nie zdając sobie sprawy z tego, iż robi mu okropieństwo. Do tego jego słodki uśmiech sprawiał, że automatycznie uznawany był za oczyszczonego z zarzutów, nawet jeśli ktoś był świadkiem jego złego czynu. To naprawdę zadziwiające jak aparycja dziecka potrafi namieszać ludziom w głowach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.03.14 2:47  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Ezra mógł wiele się spodziewać po Charlie. Naprawdę. I był pewien, że poznał go już na tyle, że praktycznie nic go nie zaskoczy. No może poza małymi drobiazgami, które mocniej bądź lżej wywierały na nim wrażenie. I żył z tym przekonaniem za każdym razem kiedy go odwiedzał, kiedy spotykali się. Aż do tej pory. Nie przypuszczał, że młody chłopak będzie w stanie wprawić go w takie osłupienie. I to dwukrotnie w przeciągu... pięciu minut? Kiedy ostatnio komuś się to udało? W ogóle? Upadły nie był w stanie sobie przypomnieć.
Jego serce wręcz się radowało, słysząc słowa chłopaka. Oczami wyobraźni widział to. Cudowna wizja wypełniła jego umysł, uśmierzając niezadowolenie brakiem satysfakcji, skutecznie wynagradzając jego  sadystyczne popędy. Położył rękę na jego głowie i przesunął po jasnych włosach, spoglądając na niego z pewną dozą zadowolenia, a nawet czegoś w rodzaju uwielbienia. Już dawniej był pewny swego wyboru. Od chwili, kiedy Charlie znalazł go w lesie i opatrzył rany. Wtedy, kiedy go nie zabił, a postanowił połączyć się z nim swoja duszą, chociaż nadal pozostawał niezależny. Kiedy został czarnym aniołem stróżem Charliego. Ale teraz... teraz to wszystko spotęgowało się z większą siłą. Miał ochotę rzucić go na zimną, zakrwawioną posadzkę i zerżnąć. Tu i teraz, wśród truchła i flaków.
Powstrzymał się jednak. Póki co. Zamiast tego, z błyskiem w oku, przechylił nieco głowę, a jego ciemne, przydługawe kosmyki włosów opadły swobodnie na ramię.
-Chcesz? Chcesz ze mną się tam udać i oglądać to cudowne dzieło? Najpierw wybić tych sukinsynów z dwóch ich kryjówek a w trzeciej dostarczyć flaki tego tutaj, by potem ich zastraszyć i dokonać tego cudownego dzieła? - szepnął cicho, przesuwając dłoń z jego głowy na jego policzek, który pogłaskał lekko kciukiem. Czuł, że tego muszą dokonać wspólnie. po raz pierwszy wybrać się w teren, razem, by 'namalować' przyszłą masakrę.
- Bo ja chcę. - dodał po chwili obdarzając go uśmiechem, który był przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego. Oblizał usta po nagłym i krótkim, acz intensywnym pocałunku chłopaka, czując jego smak na swoich wargach. Zrobił krok w tył, dając chłopakowi chwilę dla niego. Kiedy zabawiał się z martwym człowiekiem. W jego ruchach było tyle dzikiego, pierwotnego instynktu. Ezra nie był psychopatą. Naprawdę. No może czasem mu się zdarzało. Aczkolwiek widząc takiego dzikiego Charliego, czuł, jak w jego podbrzuszu rozlewa się przyjemne ciepło, a skóra pokryła się gęsią skórką. Podniecenie powoli ogarniało jego zmysły. Nie tym, że Charlie właśnie bezcześcił zwłoki, a tym, jaki był w tym momencie dziki.
W pewnym momencie znalazł się przy nim i szarpnął za koszulę chłopaka, pozbawiając ją momentalnie guzików.
- Mój. - warknął cicho, wpijając się w jego usta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.14 20:23  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Brzegiem buta podważył wargę trupa. Teraz mógłby lizać jego podeszwy, gdyby tylko miał język. Charlie zaśmiał się w duchu. Mała, żałosna istota teraz leżała zakrwawiona i rozszarpana pod jego nogą. Chłopiec kopnął go w żebra z całej siły pod tak niefortunnym kątem, że trzy z nich się złamały. To już bez znaczenia, nieboszczyk i tak tego nie czuje. A szkoda. Wtedy poczuł jak palce przesuwają się wzdłuż jego włosów. Mruknął cicho, ostatecznie dając spokój byłemu mordercy. Ze strony Ezry to było jak gest dumnego ojca albo nauczyciela. Czyste zadowolenie i aprobata tego, co przed chwilą padło z ust młodego. To urocze, no i wielce schlebiało blondynowi. Lubił wiedzieć, że przypodobał się Upadłemu. To takie miłe uczucie. I wtedy to mężczyzna się odezwał. Chłopak słuchał go uważnie, ale nadal śledził wzrokiem drogi szkarłatnej cieczy na ciele truposza. Spojrzał na niego dopiero, gdy dłoń spoczęła na jego policzku. Uśmiechnął się.
- Chcę, mon seigneur. Mam nawet lepszy plan. - pogładził jego dłoń i przytulił ją do swojego policzka. - Wyślę szczątki napastnika do trzeciej grupy i dowiem się kiedy je dostaną. Wtedy pójdziemy wybić pierwszą z grup, ale na początku wyślemy posłańca, aby przekazał następnej o naszym przybyciu. Potem pójdziemy do drugiej i zrobimy to samo. Na końcu zawitamy do trzeciej, zastaniemy ich nad flakami pobratymca i zabawimy się. Wątpię też, aby reszta organizacji pozostała w ukryciu, więc tym samym dowiemy się gdzie są inne bazy. I wtedy położę kres tej bandzie idiotów. Ponadto pójdzie z tobą Charlotte, jej bestialstwo bywa przydatne.
Ta wizja wydawała mu się być... schludna. Tak, to dobre określenie. Sam przebieg planu nie miał nic wspólnego ze schludnością, ale jako idea brzmiał prosto i ładnie. No i trochę zależało mu na ujrzeniu buziek tych typów, gdy odpakują swój prezent. To z całą pewnością byłby miły widok. Zaskoczenie, strach, gniew albo wszystko to naraz.
Szarpnięcie za koszulę trochę wybiło go z rytmu snucia planów mordu, masakry i w ogóle Sodomy i Gomory. No i kolejna pójdzie do śmieci. Nie, żeby mu zależało, ale pomyślcie ile by mogli zyskać biedni bezdomni, gdyby im tak oddawać każdą zniszczoną część ubrania panicza. Właściwie to warto się nad tym zastanowić, mógłby sprzedawać ubrania do domów dziecka... Interes trzeba jakoś rozkręcać, prawda? No, nieważne. Jeszcze będzie czas, aby o tym pomyśleć. W tym momencie w jego głowie była tylko myśl o tym jak cudownie Ezra całuje. Oczywiście odwzajemnił ten gest, a nawet przygryzł i lekko szarpnął zębami jego wargę. Zaśmiał się cicho, usta przy ustach.
- Twój. - przesunął nosem po policzku bruneta i następnie ucałował go. A pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu był w śmiertelnym zagrożeniu, gdy teraz nie traktuje tego nawet poważnie. Czy takie myślenie nie powinno prowadzić do grobu? Nah.
W pewnym momencie odsunął się od niego i nieco tanecznym krokiem opuścił łazienkę. Pozostawiał krwiste ślady na podłodze pokoju, gdy podchodził do drzwi. Obok nich na ścianie znajdował się telefon, a jego linia łączyła jedynie z biurem służby. Charlie zadzwonił, a zaraz w słuchawce usłyszał tak bardzo znajomy mu głos.
- Servante, mieliśmy mały problem. - tutaj nastąpiła szybka konwersacja z wyjaśnieniami sytuacji i prośbami o sprzątnięcie, w całości w języku francuskim. - ... zapakujcie zwłoki w duże pudło, owińcie je w jakiś ładny błękitny papier i przyozdóbcie pokaźną kokardą. Niech to wygląda jak prezent od wielbicieli. W porządku, nie będę czekał. Zostawię otwarte, zabiorę Ezrę gdzie indziej. Prawdopodobnie tak. Hah, nie wstydź się. Dobra, do dzieła.
Westchnął, odkładając słuchawkę i spojrzał w stronę swojego ukochanego. Odkluczył drzwi, otworzył je, a potem podbiegł do Rycerzyka, chwycił go za rękę i bez słowa wyciągnął na korytarz. Stamtąd poszli w kierunku części rekreacyjnej, a co tam. Niech mają chwilę dla siebie.

[ztx2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.14 19:20  •  Pokój panicza Mounhabierre - Page 3 Empty Re: Pokój panicza Mounhabierre
Za łatwo.
To zbyt proste.
Nie była zabobonna, ale na swój sposób wierzyła w zasadę równowagi wszechświata, która mówiła, że jeśli coś idzie dobrze, to niedługo ktoś coś spieprzy. Albo pojawią się komplikacje.
Na pewno mają tu monitoring, komplikacje muszą być. Trzeba się sprężyć.
Trzeba się skupić na chwili obecnej. 
Trzeba odnaleźć klucz do gabinetu, a potem sam gabinet. 
Nie można tych drzwi po prostu wyważyć?
Nie. Już to przerabiała. Zleceniodawcy uświadomili ją, że brutalna siła niekoniecznie się tu na coś zda. Zamek był elektroniczny, drzwi nadzwyczaj solidne i możliwe, że pod alarmem. Próba ich wyważenia mogłaby narobić zbyt wiele hałasu.
Najciszej, jak potrafiła przemknęła z Luką przez hall, potem korytarzem i krętymi schodami, żeby trafić na ciągnące się w nieskończoność piętro. 
Zatrzymała się przy zejściu ze schodów i wycelowała w pustkę.
Światła były zgaszone. Zwierzęce oczy przywykły już do mroku, ale nie były to oczy kocie.
Widziała zarys drzwi i ścian. Tyle. Bez postaci.
Ruszyła przodem.
Metodą prób i błędów odszukały wejście do właściwego pokoju. 
Kiedy znalazły się w środku, Järv zdjęła kaptur i nasunęła okulary na głowę. 
To idiotyczne - nosić przeciwsłoneczne kiedy słońca nie ma. Ale niech im będzie. Dyskrecja i ukrycie tożsamości, w miarę możliwości.
Jeszcze chcieli ją wysmarować jakimś 'pudrem' żeby wyglądała bardziej człowieczo
Ale bez przesady. I tak było ciemno.
- Myślisz, że są tu jakieś skrytki? - wymruczała do Luki, macając w kieszeni za latarką. 
To by komplikowało sprawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach