Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Zgliszcza stacji kolejowej straszyły już z daleka. Owiane złą sławą stanowiły idealne miejsce dla wszystkich wyrzutków Desperacji, które nie były w stanie znaleźć miejsca dla siebie. Nie od dziś wiadomo, że w podziemnych tunelach, gdzie w latach świetności kursowały najznakomitsze pociągi, funkcjonuje czarny rynek, gdzie można było dostać niemalże wszystko, za równie wysoką cenę. A tutejsi mieszkańcy handlowali czym się dało, w głównej mierze żywym towarem.  
Przechodząc między ruinami dało się już na wstępie wyczuć nieprzyjemną woń zgnilizny wymieszanej ze spalenizną. Co prawda zapach nie był intensywny, nie dusił i nie drażnił, dało się do niego przywyknąć, jednakże im dalej - tym było nieco gorzej. Od czasu do czasu mogliście zauważyć pojedyncze osoby, które kręciły się w okolicy, ale nie zwracały na was większej uwagi. Może jedynie dzieci z zainteresowaniem zerkały na dwie, nowe twarze, chichocząc pod nosem, nie odważając się jednak podejść do was jakoś bliżej. Widocznie od szczeniaka były nauczone, że każdy tutaj mógł stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo.
Jedno było pewne. Nie mogliście spodziewać się, że szczęście uśmiechnie się do was tak szybko. Parę metrów od was, pomiędzy paru skupisk ludzi, waszym spojrzeniom ukazała się sylwetka mężczyzna siedzącego na kamieniu przy ognisku. Z profilu rzeczywiście przypominał Yurego, chociaż jak bliżej się przyjrzeć, wyglądał na parę lat młodszego. Włosy były kasztanowe, w niektórych miejscach nieco przerzedzone, a pod lewym okiem znajdował się wyraźny pieprzyk. U jego boku siedziała dziewczynka, na oko miała może z osiem lat. Mysie włosy miała spięte w kitkę, a je drobne ciałko co jakiś czas lekko drżało z powodu chłodu. Mimo to nie uniosła nawet na moment głowy, z namaszczeniem głaszcząc kulę trzymaną na kolanach. Oprócz nich znajdowało się jeszcze pięć innych skupisk osób. Jedne większe, drugie mniejsze, a jedno składało się najwyraźniej z całej rodziny. Póki co nikt nie zwracał na was najmniejszej uwagi, chociaż mogliście mieć nieodparte wrażenie, że uparcie jesteście obserwowani.

Termin: 01.09
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Nie pojął słów skierowanych przez niego przez kobietę w obcym języku, więc podarował jej spojrzenie pełne niezrozumienia, ale po chwili powrócił jego uśpiony entuzjazm. W celu demonstracyjnym napiął mięśnie i wysłał kobiecie szeroki, ale przy tym niezbyt atrakcyjny uśmiech. Liczył, że ich liczba dostarczy mu odrobinę rozrywki. W ostatnich miesiącach cierpiał na brak takowej i usychał z nudy. Z namaszczeniem wspominał krótkie starcie z rannym nieźdźwiedziem, czy też spotkanie z Chyżym, ale tutaj lista atrakcji się skończyła. Zdążył zatęsknić za niekontrolowanymi wybuchami agresji i nagłym skokiem adrenaliny. Miał wrażenie, że to bardzo odległe czasy. Przed rokiem posiadał więcej zajmujących zajęć, więc nic dziwnego, że z każdym kolejnym krokiem narastał w nim brak cierpliwości. Przemieszczał niecierpliwie papierosa w palcach, kontemplując rozciągający się widok na pozostałości po czymś, co kiedyś pełniło funkcje stacji kolejkowej, ale z tej odległości trudno było się doszukiwać tam jakikolwiek śladów życia. Piasek zatarł jakiekolwiek ślady, które mogły posłużyć za trop, a on w ramach frustracji kopnął najbliżej znajdujący się przedmiot w charakterze zgniecionej puszki po piwie. Dopiero kilka metrów dalej dostrzegł wyłaniające się z ruin sylwetki i musiał przyznać, że nie spodziewał się aż takiego skupiska ludzi. Wyczuwalny w powietrzu zapach stęchlizny nie był w stanie go zniechęcić od rozeznania się w terenie. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł nikogo, kto byłoby chociaż odrobinę do niego podobny, więc po prostu szedł dalej, upewniwszy się uprzednio, że anielica nadal idzie krok za nim. By mieć kontrolę nad sytuacją, zacisnął dłoń na jej wątłym ramieniu i pociągnął w kierunku, z którego ulatywały strzępy dymu. Wypuścił ze świstem powietrze, kiedy jego oczom wreszcie ukazała się dość znajoma morda, jakby żywcem wyciągnięta z jego obicia w lustrze. Nie dbając o dyskrecje, wbił w niego nachalne spojrzenie i zmniejszył dzielący go od niego dystans, ale nadal starał się zachować w miarę rozsądnie, chociaż nerwy powoli puszczały. Chciał to załatwić w miarę możliwości jak najszybciej, co w jego prywatnym słowniku oznaczało ni mniej, ni więcej jak natychmiast.
  Czując na swoim karku obce spojrzenie, wymamrotał pod nosem przekleństwo, ale nawet nie myślał o tym, by znaleźć właściciela takowego. Cała jego uwaga została zarezerwowana dla dziwnej pary składającej się z jego sobowtóra i towarzyszącej mu smarkuli. Chciał na dzień dobry wpakować mu pięśń w wyraźnie zarysowaną szczekę, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że to bardzo prymitywny pomysł nawet jak na jego umysł o niezwykle skąpej objętości. Nie mógł tego zrobić w towarzystwie tylu świadków. Zresztą podejrzewał, że oto znaleźli się w małym, dość zamkniętym społeczeństwie, której raczej stanie murem po stronie swojego człowieka. Z wielkim trudem zrezygnował z gwałtowność i włożył ręce do kieszeni, lecz obawiał się, że to rozwiązanie było zaledwie tymczasowe. Przekonał się o tym na własnej skórze z milion razy i za każdym kolejnym dławił się złudzeniem, że to wypali. Teraz nie był już taki naiwny. Cała nadzieja na mniej spektakularne starcia z podobnym do niego kolesiem spoczęło na barkach jego pięknej towarzyszki.
  — Obmyśliłaś jakiś plan, księżniczko, czy mogę mu po prostu spuścić wpierdol? — zapytał ją, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od paleniska. Nie spuszczał wzroku z sylwetki przygarbionego lekko mężczyzny, ale nadal czuł obce spojrzenie prześlizgujące się po skrawkach odsłoniętej skóry. Postanowił zapalić. Złapał papierosa w zęby i to zrobił. Dym nieco załagodził jego niecierpliwość. Nawet wykrzywił swoją paskudną mordę w lekkim, nieprzeciętnie entuzjastycznym grymasie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Anielica powstrzymała śmiech, jako iż nie chciała niszczyć jego dzielnych prób posłania uśmiechu w jej stronę - wszak takie rzeczy nie były na co dzień, lepiej było chwalić, aniżeli psuć. Beatrice wzdrygnęła się kiedy poczuła dłoń najemnika na swoim ramieniu i musiała z trudem wstrzymać chęć ucieczki, co byłoby trudne ze względu na siłę, jaką ten włożył w przyciągnięcie jej, stąd zacisnęła zęby i kontynuowała marsz zastanawiając się, w jaki sposób znajdą tych, których szukali. Szukanie własnego klona to jedno, ale paradowanie po zniszczonej stacji kolejowej pełnej typów spod ciemnej gwiazdy to była nieco inna bajka. Faith preferowała ograniczenie walk do minimum, choć to mogło być trudne nie tylko ze względu na podejście Desperatów do życia - w grupie raźniej, więc czas bronili się wzajemnie - ale też przez Wiecznego, który wyglądał tak, jakby naprawdę miał ochotę pozdrowić kogokolwiek łokciem tylko dlatego, bo miał taki humor. Jasne, mogła go uspokoić siłą swoimi zdolnościami, jednak w tej chwili sądziła, że byłoby to zwykłe marnowanie jej mocy - no i gdyby się uspokoił, to i tak wciąż mógłby im wszystkim przywalić, tylko z mniejszą ilością nerwów, a minimalnie większym planowaniem.
Zakładając, że Wieczny dałby radę wymyślić plan z więcej niż jednym punktem na szybko, siostro Nadziejo.
Tak, ona też po cichu nie wierzyła w takie cuda, szczególnie że chwilę potem mężczyzna wprost spytał jej, czy coś wymyśliła. Anielica cicho westchnęła i podrapała się po głowie, rozglądając się wokół. Najlepiej by było, gdyby zdołali oddalić się razem z rzekomym bratem bliźniakiem i małą dziewoją, która rzeczywiście posiadała kulę w dłoniach - żeby wyrównać szanse. Chcąc nie chcąc, Faith podeszła bliżej do najemnika i delikatnie przyciągnęła go do siebie. W przeciwieństwie do jego siłowych zabaw, dotyk anielicy był prawie nie do wyczucia, ale wolała, żeby tylko on ją słyszał.
- Ograniczyć tłum, uważać na damę Twojego złego brata bliźniaka tak na wszelki wypadek - rzuciła krótko, posyłając najemnikowi uśmiech - Dla świętego spokoju, Yury. W najgorszym wypadku nie zapominaj, że nie tylko on ma wiedźmę obok siebie.
Miała kilka sztuczek w razie czego, ale poza tym mogła tylko wierzyć, że Yury nie spróbuje spalić tego miejsca już w pierwszej turze ich możliwej walki. Wolałaby jednak tego uniknąć, naprawdę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jednego mogli być pewni. Dopóki nie będą zbytnio odstawać od reszty, to najpewniej nie mieli czym się martwić. A przynajmniej wszystko na to wskazywało. Jednakże zatrzymanie się niemalże po środku i szeptanie do siebie z pewnością przyciągnęło niechciane spojrzenia. Niektórzy z zebranych tutaj osób powoli zaczęli zwracać uwagę na waszą dwójkę, choć jeszcze żadne z nich najwidoczniej nie zamierzało podejść.
Niestety, tajemniczy mężczyzna oraz jego towarzyszka nadal nie zwracali na was najmniejszej uwagi, pochłonięci swoimi sprawa. Teraz zależało od was, co zrobicie. Czy zaatakujecie bezpośrednio, narażając się tym samym na ewentualny atak z innych stron, czy podejdziecie porozmawiać czy po prostu będziecie czekać, aż rozwiązanie samo się przed wami pojawi. Bez znaczenia jaką decyzję podejmiecie, mieliście coraz mniej czasu. Zegar niebezpiecznie tykał.

Termin: 10.09
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

W najgorszym wypadku nie zapominaj, że nie tylko on ma wiedźmę obok siebie.
  W ostatniej chwili zdławił w sobie śmiech. Wysłał Faith sceptyczne spojrzenie do pakietu z rozbawionym uśmiechu, w czytelnym podtekstem „nie uwierzę, dopóki nie zobaczę”. Wiedźma w zestawieniu z jej do rany przyłóż aparycją i miłym usposobieniem nie chodziły ze sobą w parze, ale powstrzymał się od złośliwego komentarza. Już dawno powinna była się domyślać, że nie taktuje jej dość poważnie pod tym względem. Miała zbyt drobne pięści, by ich użyć, ale nie chciał jej również denerwować. Kobiety w takim stanie robiły się nieobliczalne. Wiedział to z autopsji.
  Zbliżył się pewnym krokiem do osobliwej zbieraniny ludzi i wykrzywił usta w uśmiechu, który w jego mniemaniu miał zawierać uprzejmość, ale ostatecznie przybrał zgoła odmienną formę. Dawno nie trenował swojej mimiki przed lustrem, a szepcząca jego twarz blizna zdecydowanie nie była pomocna przy zyskaniu odpowiedniego wrażenia.
  — Dobry — przywitał się z obecnymi. Będąc bliżej, mógł się im lepiej przyjrzeć i nie omieszkał tego uczynić. Na każdym z osobna pozostawił swoje spojrzenie, ale na dłużej zatrzymał go na mężczyźnie i jego małoletniej towarzyszce. Moczymordy nie mylili się co do niej. Posiadała wzrok i powagę dorosłej kobiety. Mogła za nią uchodzić, gdyby nie brak kobiecych krągłości. — Jesteśmy w podróży od paru dni. Pozwolicie nam odpocząć? Nogi nam do dupy wchodzą — wyznał, siląc się na beztroski ton, ale kosztowało go to wiele wysiłku. Przede wszystkim ludzka dłoń drżała mu lekko. Nie był dobry w takich przedstawieniach. Wolał to zakończyć tu i teraz, a potem odebrać nagrodę i wrócić na Smoczą Górę.
  Przejechał dłonią potylicę. Poczuł wilgoć we włosach. Słońce dało mu wycisk, a żar bijący od ogniska jeszcze bardziej potęgowało uczucie zmęczenia, a mimo to czekał na zaproszenie, choć miał nadzieję, że takowe szybko nadejdzie. A jeśli nie- będzie mieć pretekst, by się na kimś wyładować. Podobnie jak anielica, też trzymał asa w rękawie i w każdej chwili mógł przetestować jego działanie. Znajdujący się pod ich nogami piasek dobrze rokował na jego skuteczność.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Miała przeczucie, że może zostać wyśmiana, ale wcale jej to ruszyło. Nie była tym typem który musiał pokazywać kimże nie jest i jak bardzo może zetrzeć Desperację na tarce gdyby tylko miała taką ochotę - przecież była tylko uroczym Smokiem i tylko aniołem służebnym, jej zadaniem było zapewniać pomoc kiedy jej towarzysze tego potrzebowali. Zresztą, jej duma była na takim poziomie, że naprawdę trzeba by było się nieźle postaram, żeby ją w jakikolwiek sposób urazić poprzez bolesne słowa. Ale to nie znaczyło że jedyne co posiadała to ładny uśmiech i skrzydła! W najgorszym wypadku byłaby w stanie wspomóc Żura do tego stopnia, że ten zdołałby wyjść obronną ręką... Przynajmniej w to wierzyła.
No i to ona w jego imieniu będzie się martwić co będzie na końcu. Dlatego też nie przejęła się zbytnio uśmiechem Wiecznego i zwyczajnie spojrzała na niego niewinnie niczym dziecko.
Zaraz po tym zauważyli, że stanie i szeptanie do siebie jak podejrzane typy spod ciemnej gwiazdy nie było najlepszym planem, stąd dzielny rycerz zdecydował się zaryzykować i podejść do nich, rozpoczynając dialog. Anielica spokojnie przyjrzała się dwójce raz jeszcze, tym razem nie jak podejrzany stalker, a zwyczajnie zaciekawiony człowiek, stojąc cały czas krok za swoim towarzyszem. Pozwalała mu na tę chwilę działać, jako iż ona sama wolała zwyczajnie podziwiać, jak Żur próbuje wyjść z tej sytuacji czymś innym jak prostym w twarz po pięciu minutach. Rzecz jasna chętnie na chwilę odpuści sobie gadki w nieznanych językach jeżeli będzie taka potrzeba, ale na razie po prostu robiła za cień. Jedyne co zrobiła to pomachała dłonią w stronę Desperatów, jeżeli tamci byli na tyle mili by zwrócić na nich uwagę, posyłając im przyjazny uśmiech. Z pewnością nie obraziłaby się, gdyby mogli chwilę odpocząć i może nawet porozmawiać, może usłyszeliby coś ciekawego zanim dojdzie do bitew.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mieliście pojęcia, czego możecie spodziewać się po nieznajomych, choć jedno było pewna. Mieli przewagę nad wami w tym miejscu. Łatwo można było się domyślić, że byli częścią tego małego i biednego społeczeństwa, jakie osiadło się w tych okolicach. Wy z kolei byliście obcymi, kimś z zewnątrz, nietutejszymi. A na takich zawsze patrzono nieprzyjaźnie, wręcz wrogo. Nawet teraz mogliście czuć na sobie ich spojrzenia, które najchętniej wypaliłyby dziury w waszych ciałach.
Mężczyzna siedzący przy ognisku poruszył się lekko, kiedy podeszliście, spoglądając na was bokiem. W przeciwieństwie do biomecha, miał niezwykle jasne, spokojne i, o dziwo, łagodne spojrzenie. Westchnął ciężko po chwili odwracając głowę, na powrót skupiając się na ognistych płomykach i małych kawałkach gałązki, które leniwie wrzucał do ogniska.
Dziewczynka z kolei zareagowała na waszą obecność po paru długich sekundach, jak na zwolnionym filmie odwracając głowę i wpatrując się w twarz Yurego szarymi, pozbawionymi blasku oczami.
- Kłamiesz. - wreszcie się odezwała, a w jej głosie było coś, co potrafiło zjeżyć włosy na głowie, chociaż ciężko było określić "co" dokładnie.
- Nie jesteście podróżnikami. - dodała, kręcąc przy tym delikatnie głową na boki i przycisnęła swoją kulę jeszcze mocniej do drobnej klatki piersiowej, jednocześnie podciągając chude nogi pod siebie, jakby w ten marny sposób była w stanie ochronić samą siebie oraz kulę.
- Czego tak naprawdę chcecie? - zapytała, unosząc lekko ramiona ku górze, jakby chciała się skryć przed światem.
- Przysłali ich tamci, prawda? - wreszcie odezwał się mężczyzna niskim i zachrypniętym głosem.

Termin: 16.09
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Utkwił spojrzenie w smarkuli. Pieprzona wyrocznia. Przejrzała ich na wylot.
  — Zobaczyłaś nas w swojej szklanej kuli? — Chciał dopowiedzieć gówniaro, by uczcić koniec zdania, ale ugryzł się w język.
  Uśmiech zelżał z ust. Nie musiał już udawać kogoś, kim nie był i robić dobrej miny do złej gry. W zasadzie odczuł ulgę. Jego umiejętność aktorskie nigdy nie stały na wysokim poziomie. Potrafił nimi oczarować pijaków, choć zawdzięczał to głównie kuflom piwa, niżeli własnym, nieistniejącym urokiem osobistym, który zniknął bez śladu w kurzu, zmarszczkach i zaroście.
  — Niekoniecznie — odparł Yury dyplomatycznie. Ręka powędrowała w kierunku szyi. Pociągnął za łańcuszek, by wyjąć go spod ubrania. Wyeksponowana obrączka i kieł upadły na jego klatkę piersiową. — Możemy dobić targu, zanim w ruch pójdzie jakakolwiek forma przemocy — zaproponował. Nie miał nic przeciwko, by ją zastosować, ale z drugiej strony dlaczego nie dać im innej możliwości?
  Sięgnął do kieszeni, ale jego dłoń zacisnęła się na pustej paczce.
   Niech to szlag.
  — Wszystko może rozejść się po kościach. Jestem entuzjastą hasło klient nasz pan, a klientem jest ten, który więcej zapłaci. Wszystko jest zależne od waszych dobrych chęci. My mamy ich mnóstwo, prawda, księżniczko? — dodał w ramach zachęty, zerkając ukradkowo, nieco wymownie na Faith. Wątpił, że mężczyzna pójdzie na taki układ. Nie wyglądał na kogoś, kto potrzebuje wsparcia najemników. Przeciwieństwie do gołodupców przy fontannie, umiał radzić sobie sam.
  Ziarenka piasku pod nogami Wiecznego zaczęły wariować, a palce mimowolnie zacisnął w pięść.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Z trudem zdusiła chęć dźgnięcia Yurego łokciem, kiedy z automatu skomentował szybką uwagę dziewczyny na ich temat, co całkiem zgrabnie pozwoliło jej też uniknąć sytuacji, gdzie robi typową minę "och nie, złapałaś nas!". Trzeba było jej przyznać, że była szybka, a w jej głosie było coś, co zdołało ją zaniepokoić. Po części jednak sądziła, że sama dziewczyna mogła być przeciwko walce, jako iż kuliła się, kiedy tylko zaczęła z nimi rozmawiać, choć jej towarzysz dawał inne wrażenie. Miała jednak nadzieję, że zdołają w jakiś sposób jako tako się dogadać. Ku jej radości, sam Wieczny zaproponował to zanim ona w ogóle spróbowała mu to jakoś niewinne podpowiedzieć, co sprawiło, że od razu poprawił się jej humor. Wciąż jednak było widać, że jest na granicy swojej cierpliwości.
Na razie zostawiła swój kieł tam, gdzie był bezpieczny i kiwnęła głową, gdy tylko Yury posłał jej tamto spojrzenie.
- Jeżeli jest taka możliwość, oczywiście. Aby obydwie strony były zadowolone. - rzuciła krótko, po czym dodała nieco ciszej następne zdanie - Choć osobiście nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy mogli się dowiedzieć, co doszło między stronami.
Szczerze mówiąc wątpiła, że podzielą się z nimi ich historią, ale Faith zawsze lubiła dać szansę każdemu, zanim podejmowała decyzje. Tak, była przez to dosyć wolna, bo wolała słuchać, przytakiwać głową i wykonywać zadania - choć w tej sytuacji wiedziała, że jednak przydałoby się powoli zacząć wychodzić z bezpiecznej skorupki i udzielić się bardziej. Jej dłoń delikatnie zacisnęła się na ręce Wiecznego, jakby przypominając o swojej obecności niczym dobra towarzyszka. Dopóki jest w stanie uspokajać go własną obecnością, a nie czarami, to było dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na słowa biomecha, mężczyzna wyprostował się, a w jego aurze coś uległo zmianie. Spojrzał na niego, marszcząc przy tym brwi, pomiędzy którymi pojawiła się głęboka bruzda. Wysuszone usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, jakby słowa wypowiedziane przez ciemnowłosego były jakimś mało śmiesznym żartem.
- Targu? Nie będę dobijał z wami targu. Nie z osobami, które działają na zlecenie kogoś takiego, jak tamci - pokręcił głową, sięgając po kolejną gałązkę, która złamał w pół i wrzucił do ognia.
- Nie macie żadnego honoru? - zapytał ciszej, spoglądając kątem oka na waszą dwójkę. Atmosfera była tak ciężka, że wręcz przytłaczała. Dopiero słowa anielicy sprawiły, że było nieco lżej, chociaż ten stan niewątpliwie był chwilowy. Zapadła na moment cisza, w której mężczyzna spojrzał na swoją towarzyszkę. Gdy już otwierał usta, by odpowiedzieć, dziewczynka go wyprzedziła, przenosząc swoje spojrzenie na anielicę.
- Spójrz za siebie, nieco w lewo. Widzisz ich? Tamtą rodzinę? - przy jednym z ognisk siedziała skulona kobieta, która mieszała coś w starym, już nieco pordzewiałym garnku. Mężczyzna, najpewniej jej mąż albo towarzysz, majsterkował coś przy metalowym pudle, choć od czasu łypał wzrokiem na nieznajomych. Obok nich dwójka dzieci bawiła się ze sobą. Chłopiec na oko mający z dziesięć, może jedenaście lat i dziewczynka około pięcioletnia.
- Widzisz ją? To Kana. Ma sześć lat. - odparła dziewczyna, przenosząc wzrok na płomienie ognia.
- Chcieli ją zgwałcić. Potem prawdopodobnie zabiliby ją i zjedli. Trafiliśmy na nich przypadkiem. Nie mogliśmy przejść obojętnie. Ty byś przeszła? - ponownie spojrzała na anielicę, tym razem prosto w jej oczy.
- Desperacja jest okrutna, ale to nie oznacza, że wszyscy zatraciliśmy pierwiastek człowieczeństwa. M u s i e l i ś m y  zareagować. Dlatego ich pobił. - dodała cicho.
- Dlatego nie zamierzam za to płacić. Jeżeli chcesz bić się, możemy. Ale nie będę ci płacił czy ubijał z tobą targu. - mężczyzna podniósł się powoli i odwrócił, stając twarzą w twarz z Yurym, czekając na jego reakcję.

Termin: 27.09 (tak długi, bo Faith ma nieobecność. Jeżeli jednak da radę wcześniej odpisać, to mój post też pojawi się wcześniej c:)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

„Choć osobiście nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy mogli się dowiedzieć, co doszło między stronami.”
  Skrzywił się. Wcale nie chciał wiedzieć, co między nim zaszło. Nigdy nie wnikał w prywatne porachunki i gówno go to obchodziło. Jego oko znów spoczęło na Faith, ale tym razem w jego spojrzeniu pojawiło się coś, czego jej do tej pory nigdy nie demonstrował. Patrzył na nią zwykle tak, jak patrzył na kogoś, kto stał mu na drodze do dosięgnięcia wyznaczonego celu. I najprawdopodobniej gdyby nie była Smokiem, a raczej gdyby on nie piastował w hierarchii Drug-onów jednego z najwyższych stanowisk, bez skrupułów wyszarpałby broń z kabury i nafaszerował jej wypełniony dobrocią umysł ołowiem. W końcu miał do czynienia z przedstawicielem rasy, która z reguły zapierała się nogami i rękoma przed wyrządzeniem komuś krzywdy.  
  Piasek zamarł pod jego butami.
  Nie wierzył w ani jedno słowo, które padło. Nie poczuł także wyrzutów sumienia, chociaż miał wrażenie, że próbowano w nim takowe rozpalić, albo przynajmniej ruszyć dobre serce anielicy. Był teraz niemal pewny, że stanie mu na drodze, a wtedy (Stój gdzie stoisz, mała, bo naprawdę mogę ci skrzywdzić) nie wyjdzie z tego cało bez połamanych kości.
  Zrobił kilka kroków w przód, by zrównać się z mężczyzną. Zerknął mu prosto w jedno z ślepi.
  — Dlaczego ich nie zabiłeś? — zapytał.  — Jeśli ci frajerzy faktycznie położyli brudne łapy na sześcioletnim dziecku, zapewne zrobią to znowu. Przyjdą tutaj, gdy będziesz martwy i wyrównają rachunki — stwierdził. Nie miał ku temu żadnych wątpliwości. Alkoholicy nigdy nie przestają być alkoholikami, narkomanie nigdy nie przestają być narkomanami, a gwałciciela nigdy nie przestają być gwałcicielami. To w nich tkwiło i tylko czekało, aż znów się ukaże. To tkwiło w nich tak mocno, jak w Yury'm tkwiło szaleństwo. Odruch bezwarunkowy, niemal tak trywialnych jak opróżnienia pęcherza.
  Wymierzył pięść prosto w krzywiznę szczęki mężczyzny, acz nie przyłożył się zbytnio do tego ciosu. Jego ruch był czytelny i łatwy do przewidzenia. Nawet przy jego wymierzeniu nie wykrzesał z siebie zbyt dużo siły.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach