Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Cierpliwość. Cecha, którą nigdy nie był hojnie obdarzony. Zerknął na Faith, czując, że za chwilę puszczą mu nerwy i dojdzie znów do rękoczynów w przybytku należącym do Boba z rąk Drug-ona.
  Sięgnął pod poły kurtki, czując pod opuszkami palców chłodną rączkę spluwy. Już chciał zacisnąć na niej palce i wyszarpać jej z kabury, ale w ostatniej chwili się zaniechał tej próby. Zamiast tego obnażył pożółkłe zęby w uśmiechu, a jego ofiarą ponownie padła paczka papierosów.
Pierdol się, chuju, chciał powiedzieć, ale zamiast tego skinął jedynie delikatnie głową na znak, że rozumie. Niby nie dziwił się, że barman nie chciał współpracować, tylko neutralność mogła uchronić go przed bankructwem, ale z drugiej krew go zalewała, gdy nie mógł zacisnąć na jego szyi szorstkiej ręki i wydusić prawdę, która niewątpliwie gdzieś tliła się w jego pamiętliwym umyślę, aż za dobrze znał skurwysynów jego pokroju, by uwierzyć w bajeczki o sklerozie lub rzekomym podobieństwie Desperatów. Ten typ najprawdopodobniej rozpoznałby stałych bywalców po samej barwie głosu.
  Wsunąwszy do ust kolejnego papierosa, obdarzył Faith pojedynczym, wymownym spojrzeniem - na razie tutaj zostań - a sam podniósł swój ociężały tyłek i skierował niepośpieszny krok w kierunku siedzących w rogu szemranych typów, acz nie sięgnął po zapalniczkę, by zapalić.
  — Dobry — rzucił w ich kierunku, chociaż jego zachrypnięty głos nie był w stanie przekrzyczeć tłumu z tej odległości. Podszedł zatem bliżej, nie rezygnując z parszywego uśmiechu, który niewątpliwie nie przypominał grymasu radości.  — Ile chcecie za informacje? — zapytał, nie siląc się na subtelności, jednocześnie uniósł ręce delikatnie ku górze, by dać im do zrozumienia, że na razie jego zamiary są pokojowe, chociaż w każdej chwili mogło się to zmienić.


Ekwipunek: jedna spluwa (5 naboi w magazynku), do połowy opróżniona paczka fajek, zapalniczka piromana, gdzieś na dnie jednej z kieszeni zapałki i okulary przeciwsłoneczne, obrączka i kieł na szyi pod t-shirtem, sakwa z pieniędzmi, dwa zabezpieczone noże (jeden zaczepiony o pasek, drugi w cholewce buta), niedziałający od roku lub dwóch mocno podniszczony zegarek, opaska na oku.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

I tak to zazwyczaj się kończyło, kiedy trzeba było z kimkolwiek pracować.
Dołącz do Smoków, mówili. Będzie fajnie, mówili.
No cóż, pozostawało nic innego jak uśmiechnąć się niewinnie i dalej udawać słodką idiotkę, wypatrując tylko jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Skinęła głową w stronę Boba w geście podziękowania, że przekazał im chociaż jakąkolwiek część informacji - bo każdy wiedział, że jak chcesz pożyć dłużej, to lepiej nikogo nie sprzedać. Już miała wstać i zająć się rozmową, jednak nagłe spojrzenie Yurego zapaliło u niej lampkę. Naprawdę, teraz chciał, żeby została w tyle, podczas gdy on, prawdopodobnie na granicy wybuchu, szedł do jakże miłych panów, którzy wcale nie wyglądali na bardziej zadowolonych od niego? Niemniej jednak zdecydowała się posłuchać Wiecznego, będąc cały czas w pogotowiu. Wystarczyło, że będzie mieć na oku co najmniej jednego z potencjalnych atakujących i w najgorszym wypadku zwyczajnie... "Poprosi" ładnie o przywalenie innej osobie na chwilę. Albo rzuci im kartami w twarz, może i na to przystaną. Wymacała również dłonią zabezpieczony nóż, upewniając się, że w najgorszym wypadku skorzysta z niego. W torbie miała kilka mniejszych do rzucania, ale nie chciała ryzykować zdrowia i życia innych Desperatów. Nie teraz.
Mimo wszystko poczekała chwilę, aż wzrok bywalców skupił się na postaci Żura, aby samej zrobić jeden krok bliżej. Nie podchodziła zbyt blisko, technicznie rzecz biorąc zajęła jedno-dwa miejsca bliżej. Wiecie, kobiety mają humorki i czasem lubią zrobić jeden krok dla samej frajdy.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przy stole siedziało trzech mężczyzn. Jeden miał posturę sporego knura, o wielkim brzuszysku, a biorąc pod uwagę warunki, jakie panowały na Desperacji, można śmiało przypuszczać, że tusza pochodziła od zwierzęcych genów jakiegoś świniaka albo innego knura. Wyglądał dość obleśnie, o kilkudniowym zaroście, który wystawał spod dwóch fałd podbródka, świńskich oczkach i poplamionym, białym t shircie. Drugi był z kolei chudy i długi, jak drąg, o nadnaturalnie długich kończynach, niczym u jakiegoś pająka. Zdawał się z nich wszystkich najbardziej wycofany i milczący. Trzeci z kolei był dość przeciętny o grubej i nieregularnej bliźnie przechodzącej przez jego twarz.
Gdy tylko Yury zbliżył się do nich, opasły mężczyzna łypnął złowrogo na niego, jednocześnie kładąc masywną dłoń na znajdującym się obok niego toporze, jakby spodziewał się ataku ze strony biomecha. Jednakże nie zaatakował, ani nawet nie podniósł swojego cielska z krzesła, które chyba tylko jakimś magicznym cudem utrzymywało taki ciężar.
- Daj ino po papierosku nom, a i postaw po piwku, bo o suchym pysku nie ma co godoć. - odezwał się wreszcie mężczyzna barytonem a potem ryknął śmiechem, wskazując na krzesło obok.
- Siodoj pan obok nos. Pogodomy sobie. Dziewuszka niech też se klapnie! Niech się dziewuszka nie obawia, by nie zrobimy jej krzywdy, co nie, chłopoki? - spojrzał na swoich kumpli, a ci pokiwali zgodnie głowami.
- Chociaż nie powiem, dziewuszka śliczna. I ma wszystkie zęby! A to rzadkość! No, no. - skinął głową, i gdy Yury poczęstował papierosem, zaciągnął się mocniej nikotyną, jak jakimś skarbem, pochylając się nieco bardziej w jego stronę.
- No to mówże, co potrzeba?

Termin: 30.07
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Westchnął w myślach, zastanawiając się dlaczego - do cholery! - zawsze musi na swojej drodze spotkać jakiś pokurwiów ze szkaradnymi mordami i niewyczerpalnymi zasobami trudnej do zrozumienia gwary. Czasem miał wrażenie, że wszystko zaprzysięgło się przeciwko niemu, ale na szczęście przywykł do takich paskudnych widoków (poniekąd sporadycznie widział takowy w lustrze, kiedy zachciało mu się pozbyć zarostu), więc nie dał po sobie poznać odrazy. Wręcz przeciwnie - wbił szaro-niebieskie oko w twarz gaduły; wzrok miał przesiąknięty niezachwianą pewnością siebie. Podniósł ludzką kończynę górną do góry, by przywołać barmana i wysunął w jego kierunku żądanie w charakterze trzech kufli piwa dla moczymord.
  — Jasne — powiedział tylko. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, otworzył i zerknął w jej zawartość, zanim podsunął ją typowi o posturze świni.
  Pozorny spokój powoli się z niego ulatniał. Niech miał ochoty siedzieć i ucinać sobie pogawędki. Chciał konkretnych informacji, by jak najszybciej uporać się z powierzonym im zadaniem i wrócić na Smoczą Górę. Ubytek w paczce papierosów jeszcze bardziej nadwyrężył jego układ nerwowy. Niemal zawarczał przez zaciśnięte zęby, gdy jeden z mężczyzn, zamiast jednej, ujął w dłonie dwie pałaczki nikotyny i zachował zapasową do kieszeni. Pewnie na zaś.
  Rzucił Faith krótkie, wymowne spojrzenie, a uśmiech z jego twarzy zelżał. Podzielał zdanie nieznajomego co do jej urody, bo, chociaż nie była w jego typie, natura jej takowej nie poskąpiła, z drugiej strony wizualnie wyglądali jak ojciec i córka; niezaprzeczalny urok bycia skrzydlatym.
   — Ale ręce przy sobie, panowie. Przecież nie chcemy, by doszło do rękoczynów, czyż nie?  — oświadczył, kiedy anielica usiadła tuż obok niego, niby to żartobliwie, ale nie miałby skrupułów, żeby je im połamać lub pozbawiać kilku palców ku przestrodze, gdyby jednak któryś z nich odważyłby się zbytnio zapędzić i zademonstrować brak kontroli nad swoimi czynami. — Szukamy typa mniej więcej w moim wieku, wyglądającego niemal kropka w kropę jak ja. Miał tutaj zatarg z dwójką chuderlawych szkap — odparł, pokrótce przedstawiając, jak się sprawa ma. Gdyby zapytali o więcej szczegółów, powiedziałby im to samo, co Bobowi, by utrzymać jedną wersję wydarzeń. — Widzieliście go? – dopytał po krótkiej pauzie, aby trochę czasu na poukładanie sobie w głowie jego słów. Silił się na łagodny ton, choć zdawał sobie sprawę, że ówże wysiłki nie były zbyt owocne; aktorem był kiepskim, wolał płynąć pod prąd niż razem z nurtem rzeki. Wsunął w usta ostatniego papierosa z paczki, ale nie sięgnął po zapalniczkę, by go zapalić. Ot, zacisnał zęby na filtrze, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, nie spuszczając wzroku z gadatliwego mężczyzny, który - jak zgadywał - pełnił rolę kogoś na wzór ich mediatora. Preferował inną metodę zbierania informacje, ale póki są w barze musiał się zadowolić tą, skazany na łaskę swoich rozmówców.

Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Widocznie swój przyciągał do swoich... Lub jeszcze gorszych, zważając na to, jakie typy zazwyczaj chodziły po tej Desperacji. Warto było jednak rzecz, że jak na swoje szczęście, Yury naprawdę nieźle się trzymał i miał niezłe doświadczenie w zajmowaniu się takimi sprawami na szybko i w dobrym stylu.
Złośliwi mogliby rzucić, że w przeciwieństwie do niej nie ma żadnego kodeksu i bandy starszyzny anielskiej na głowie.
Anielica zaskakująco miło się uśmiechnęła w chwili, gdy jeden z panów zachęcił ją do podejścia, bo przecież nic jej nie zrobią. Cóż, w to nie wątpiła! Do chwili gdzie dojdzie do rękoczynów, gdzie wszyscy musieliby na siłę brać udział. Wciąż cicho wierzyła, że w najgorszym wypadku może liczyć na złowrogie spojrzenia (oraz spotkania z pięściami i kolanami) swojego jakże rycerskiego towarzysza ze Smoczej Groty, Wieży, Góry, gdziekolwiek jego gadzie tytuły go prowadziły.
Jako że w graniu różnych typów miała nieco więcej doświadczenia niż pan obok, to nie miała aż tak dużych problemów z utrzymaniem swojego delikatnego uśmiechu na twarzy. Słuchała też słów każdego po kolei, upewniając się, że w razie jakichkolwiek pytań, utrzyma podobną wersję co Żur - w końcu nie zawsze trzeba było wszystko mówić, aby zachęcić ludzi do współpracy... Skoro już ryzykowali, to przynajmniej w jakimś stylu. Gdyby wzrok gadatliwego chłopa przeniósł się na nią w celach dobicia się do innych informacji, anielica zwyczajnie powtarzała to, co mówił Wieczny, czasem delikatnie zmieniając kolejność - fakty te same, co z tego że znowu powtórzy iż to tylko zły brat bliźniak, kimkolwiek jest tak naprawdę.
Ale na dalszą metę tylko obserwowała, słuchała i upewniała się, że Yury wciaż panował nad sobą - żeby w najgorszym przypadku nieco go uspokoić. Własnym słowem lub złośliwym łokciem w bok, jeśli będzie taka potrzeba.

//Tak, w ogóle nie widziałam żeby tu pojawiły się posty, stąd wojuję z limitem. Cokolwiek los przyniesie, przyjmę na klatę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna ponownie zaciągnął się dymem nikotynowym, a potem roześmiał gardłowo.
- Ni no, proszę się nie mortwić. My mamy zasady, chociaż możemy na takich nie wyglądać. Ale my nie tykomy cudzych dziołszek. Nie dotkniemy twojej kobietki, no nie, chłopaki? - spojrzał na swoich towarzyszy, a ci ja jeden mąż skinęli głowami potwierdzając słowa otyłego mężczyzny. Kiedy jednak padło kluczowe pytanie, twarz rozmówcy spoważniała, a on sam nachylił się nieco w stronę biomecha, ściszając głos, jakby w obawie, że niepożądane osoby mogłyby go dosłyszeć.
- Wim o kogo ci chodzi. Tak jak patrzę, to rzeczywiście jesteście podobni. Normalnie jak bracia, chociaż tamten miał zielone łoczy. Ale tak z daleka, albo z profilu, mhm mhm. - pokiwał głową i zrobił przerwę, sięgając po dzban z piwem. Uniósł go i upił sporego łyka. Nieważne czy szczyny czy też nie. Ważne, że miało posmak chmielu, a to wystarczyło. Odstawił kufel obok i ponownie się nachylił, by kontynuować rozmowę.
- Nazywają go Bystrym Joe, chociaż czy on taki bystry.. to ja ni wim. No ale tak się przyjęło, nie. Wiadomo jak to tutaj, na Desperacji. W sumie to dobry chłopak był. Uczynny i pomocny, a i żarcikiem niekiedy zarzucił. Ale wszystko się zmieniło, kiedy spotkał tę małą. Wygląda jak dzieciok. Uroczy dzieciok, ale niech cię pozory nie zjedzą. Krążą plotki, że to wiedźma, która mąci w głowach. Mówią, że ta kula co ona trzymo w dłoniach mąci w głowach i trzeba uważać. Nie można utrzymywać z nią kontaktu wzrokowego, tak przynajmniej mówią. Ale czy to prowdo? Ja wim jedno. Od kiedy spotkał ją, to się zmienił. A szkoda, bo to naprawdę dobry chłopak był. - zamilkł kiwając głową, i ponownie chwycił za kufel.

Termin: 7.08
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Wsłuchał się wnikliwie w słowa mężczyzny, dochodząc do kilku złożonych na szybko wniosków, z którymi nie raczył się podzielić w ich obecności z uroczą anielicą. Był nieomal pewny, że kobieta również posiadała już swoje teorie na temat tajemniczego dziecka z kulą w dłoń. Zgadywał, że był to najprawdopodobniej jednej z rzadszych artefaktów, ale nie miał zamiaru dłużej się nad tym rozwodzić niż było to konieczne. Za dużo tego, jak na mało skomplikowane zlecenie, ale od kiedy cokolwiek szło po jego myśli?
  Ujął w między palce zwisającego mu z ust papierosa, ale nadal uważnie obserwował swojego rozmówce. Nie mogli uwierzyć mu na słowo, a przynajmniej biomech nie był na tyle łatwowierny, by wziąć je za pewniak. Zerknął kątem oka na twarz kobiety, przydzielając ją niewdzięczny przywilej myślenia. On tutaj był od wykonywania brudnej roboty, a nie tworzenia misternych planów, które zazwyczaj kruszyły się jak ludzkie kości pod silnym uściskiem mechanicznej ręki. Grunt, że wiedział z czym mniej więcej ma do czynienia, reszta była dla niego już mniej istotna.
  —  Gdzie możemy znaleźć tego Bystrego Joe? — podpytał. Co prawda bezpieczniej byłoby poczekać na niego tutaj, ale  bez gwarancji, że pojawi się w barze, nie miał takowego  zamiaru. W końcu skończyły mu się papierosy, a chęć na zapalanie ostatniego była coraz intensywniejsza. Zaciągnął się oparami w postaci dymu, by nieco ją ostudzić, ale czuł w kościach, że to krótkotrwałe rozwiązanie. Zaraz ktoś znów napsuje mu krwi.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Anielica również wsłuchała się w słowa mężczyzny, kiwając co jakiś czas głową, jakby dając znać, że cały czas słucha i wie, co się dzieje wokół niej. Cóż, przynajmniej wreszcie zdołali zdobyć cokolwiek i mogli powoli zacząć działać, choć znalezienie rzekomo "Bystrego" Joe wciąż mogło być dosyć problematyczne. W dodatku wyglądało na to, że jeszcze rzekomo była tutaj druga osoba... I to jeszcze w dodatku dzieciak z kulą, jakaś wiedźma rzekomo. Nawet po tylu latach określenie to działało i było wykorzystywane jak gdyby nigdy nic - co brzmiało dosyć zabawnie jak dla niej.
W każdym razie, nie wiadomo było tak naprawdę ile prawdy skrywało się w zdaniach nieznajomego. Anielica przyłożyła dłoń do ust w geście zamyślenia. Nie mieli innego wyboru, musieli jakoś podążyć za tym szlakiem, jaki był powoli wyznaczany przez ich rozmówców - dopiero gdy ich opuszczą, będą mogli nieco zboczyć z trasy i wymienić się swoimi przemyśleniami. Beatrice wyłapała wzrok Wiecznego z lekkim opóźnieniem, ale nie zareagowała na to w żaden widoczny sposób, chcąc utrzymać swoją wersję pokerowej twarzy.
-  Czy zauważyłeś jakieś inne szczegóły dotyczące tamtego dziecka poza kulą, jeśli można wiedzieć? - dopytała chwilę po Yurym, spoglądając na swojego rozmówcę. Wciąż nie wiedziała, czy myśleć o niej jak o wymyśle mężczyzny czy prawdziwej istocie, ale warto było wiedzieć coś jeszcze. Jeżeli była niebezpieczna, to warto było wyłapać cokolwiek, co mogłoby pomóc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna wsunął serdelkowy palec pod brodę i podrapał się pod jedną fałdą w zamyśleniu. Przez moment zdawało się, że już nic więcej się nie dowiedzieć, gdy nagle skinął gwałtownie głową, najwidoczniej odgrzebując w swojej pamięci istotne szczegóły.
- W sumie to wszędzie, no nie. Ale chyba najczęściej bywo w północy Apogeum, w okolicach dawnej stacji kolejowej. Tam chybo mają swoje schronienie czy cuś. Nu nie jestem pewien, ale możecie spróbować. - odpowiedział instruując jeszcze, jak dotrzeć do wskazanego miejsca i oczywiście ostrzegając go przed czyhającymi tam niebezpieczeństwami. Zgliszcza stacji, niegdyś będące wspaniałą i okazałą budowlą, teraz stanowiły bastion dla wszelakich szumowin Desperacji, ukrytych w cieniach kamieni. Nie od dziś wiadomo było, że zapuszczając się w tamte rejony trzeba mieć oczy dookoła głowy.
- Właściwie nic więcej nie mogę powiedzieć o niej. Tylko jedno. Niech pozory was nie zmylo. Może wyglądać jak dziecko, ale na pewno nim nie jest. Jej oczy.... jej oczy przypominają wzrok kogoś dorosłego. - ostrzegł jeszcze Faith, na której to skupił swoje spojrzenie, a potem powrócił do sączenia darmowego piwa.

Termin: 18.08 (macie sporo czasu z racji wyjazdu Faith c:)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Yury, w ramach oczekiwania, przejechał papierosem po dolnej, spierzchniętej przez słońce wardze, acz jego nerwy powoli się kruszyły; trzymał je w ryzach jedynie ostatnimi pokładami dobrej woli, ale był bliski, by zapoczątkować burdę lub wyciągnąć z kieszeni zapalniczkę i spalić tę wylęgarnie desperackich moczymord w pył, jak to uczynił z jedną ze starych chat na obrzeżach Apogeum. Dostarczenie Bobowi kolejnej porcji siwych włosów na wpół łysej głowie stało się dość kuszącą perspektywą. Uderzył pięścią o stół, by dać upust swoim emocją. Kufle na zdezelowanym blacie od siły uderzenia zatrzęsły się, sprowadzając na nich zainteresowaniu kilku gości, w tym samego właściciela. Ich palące spojrzenie przesuwały się po karku biomecha, ale ten nawet nie spojrzał w ich stronę.
  Czując narastające zrezygnowanie, podniósł się z krzesła, z nieomal takim impetem, że nie wiele brakowało, a mebel wyrżnąłby na wysłużoną, zbitą z desek podłogę i już chciał odejść, chociaż najchętniej skonfrontowałby mózg swojego rozmówcy z kulą znajdującą się w magazynku pistoletu, ale przystanął w połowie korku. Nawet nie zdążył poklepać lekko Faith po ramieniu w krótkim, niewerbalnym wychodźmy, bo otóż z gardła mężczyzny wreszcie wydobyły się upragnione przez Wiecznego dźwięk; słowa zdradzające lokalizacje kryjówek jego sobowtóra.
  — Na nas już pora — powiedział, jednym uchem wyłapując, drugim puszczając ostrzeżenie, które w nich zabrzęczało. Nawet nie zerknąwszy na anielice, zacisnął w zębach filtr i, wkładając głęboko dłonie w kieszenie, przemieścił się w stronę wyjścia.  
  Dziecko, które musiało szybciej wydorośleć, by nie dać się pożreć brutalnemu światu. Chwycił w palce papierosa i splunął na szeleszczący pod podeszwami jego butów piach. Niby dość częsty widok w tych terenach, ale nadal wywoływał w nim coś na wzór frustracji.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Teatrzyk wykonany przez Wiecznego wywołał u Faith co najwyżej mały grymas na twarzy, jako iż dzielnie wierzyła, że ten zdoła jeszcze teraz zachować się jak poważny mężczyzna, a nie niesforne dziecię, które miało wszystkiego dosyć i stwierdziło, że rozwalenie zamku z klocków lego będzie ciekawiej wyglądać... Anielica z trudem zdusiła w sobie chęć głębokiego wydechu, wychwytując jeszcze kilka informacji od bywalca, po czym powoli podniosła się z siedzenia - o wiele ciszej i subtelniej niż jej towarzysz. Delikatnie pochyliła głowę w ich stronę na pożegnanie i jeszcze raz przy Bobie, chcąc w jakiś sposób przeprosić za nagły harmider, po czym przyspieszyła kroku, aby podążyć za Yurym nie zostając za mocno w tle.
-  Zabalujesz już niedługo, Romeo - wstrzymaj więc te demony nakazujące totalnego chaosu - rzuciła w jego stronę o wiele bardziej radośnie niż było to po niej widać, jakby zaraz miała wręcz ryknąć śmiechem - czasem nagany typowej matki nie działały, stąd cicha sugestia, że przekierowanie emocji na później będzie dla nich bardziej użyteczne.
-  Wciąż nie wiadomo ilu wrogów tak naprawdę zobaczymy i czy ten Bystry Joe nie ma więcej wspólnego~ - dodała po chwili, po czym w pełni zamilkła, skupiając się bardziej na mieszance podążania za Yurym i dalszym rozmyślaniu.
Cóż, dzieci zachowujące się jak dorośli nie były niczym nowym - to mógł być jakiś długowieczny wymordowany z artefaktem... Albo jakiś zbuntowany anioł, jako że nie wszyscy jej bracia i siostry byli niewinni. I, szczerze mówiąc, to mogła być jeszcze gorsza wersja, jeżeli naprawdę istniała i hipnotyzowała... Będą musieli naprawdę uważać. Wciąż zastanawiała się na ile można było wierzyć tamtym bywalcom, jako że na początku tak na nich patrzyli jakby chcieli ich na miejscu zamordować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach