Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Wściekłość miała go otrzeźwić, a właśnie ona zdawała się napełniać rozumek Hachiego z każdą kolejną chwilą tego zajścia. Przez stan nie do końca docierało do niego to, co się działo, jednak rozumiał, że było bardzo, bardzo źle. Widział, jak sylwetki mężczyzn poruszały się, czuł, jak Shinya zostawia jego udo w spokoju, słyszał odgłosy walki, jednak sama scena jedynie w pewnym stopniu do niego docierała. Po chwili wszystko najwyraźniej ustało — Nyacchi był znów przy nim i kazał się nie ruszać (mało trafne, przecież jasne, że Hachi musiał działać! Był bohaterem!), dotykał go w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Każde zetknięcie się szczypiących środków odkażających z ranami rudzielca spotykało się z napięciem mięśni i zaciskaniem się szczęk zwiadowcy, byleby tylko nie uszedł spomiędzy nich żaden syk czy jęk wyrażający ból.
Moroi cierpiał i nawet nie było sensu tego kryć. Nienawidził bycia balastem dla innych, choć szczerze kochał bycie w centrum uwagi. Uniósł się do pozycji bardziej przypominającej siedzącą niż wcześniejsze półleżenie niczym Adam na obrazie przedstawiającym jego stworzenie. Najwidoczniej sam nabierał powoli kształtu bardziej ludzkiego, może rozumnego, bardziej wyraźnego. Czuł niezadowolenie, może właśnie powoli tonął we wściekłości. Nie dlatego, że dotarło do niego coś niesprawiedliwego w tej walce. Nie dlatego, że jego stary przyjaciel został zaatakowany. Nie dlatego, że jego nowy przyjaciel został zaatakowany.
Gardził swoją bezradnością. Gardził tym, że nie umiał teraz zrobić nic, co uspokoiłoby sytuację. Wolałby być martwym niż bezczynnym za życia; właściwie te obie kwestie dla Hachiego na siebie nachodziły. Były tak samo bezwartościowe, choć śmierć mogła przynieść mu chwałę i sławę. Życzył sobie pięknego końca, a bezczynność była skrajnym przeciwieństwem piękna dla kogoś, kto potrzebował ciągłego ruchu, zmian.
Nie patrzył w żaden konkretny punkt w parę chwil przed tym, jak jego oczy ponownie zamknęły się. Tym razem stało się to po prostu z wyczerpania. Wbrew temu, co sam sądził, każdy bohater potrzebował odpoczynku. Szczęśliwie nie należał do tych, którzy sposobność ku temu otrzymywali dopiero po śmierci. Było widać, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, choć kamizelka kuloodporna nie wydawała się znajdować na dobrym miejscu. Oddech rudzielca był spokojny, miarowy, zupełnie tak, jakby nadjeżdżające wsparcie i ucieczka Desperata w pewien sposób sprawiały, że Moroi mógł bez większych problemów po prostu się zdrzemnąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby chociaż przez chwilę pomyślał może wziąłby pod uwagę, że którykolwiek z wojskowych mógł go postrzelić, ale to była ostatnia rzecz, która znalazła się w tym pustym wilczym łbie. Jego maska przesunęła się w górę by umożliwić mu zaciśnięcie zębów na przedramieniu medyka i tym samym zesłała na niego ciemność poprzez odebranie mu możliwości oglądania świata przez wilcze ślepia. Najpewniej dla tego nie zauważył nawet, że Ivo ruszył do ataku. Wilkoryjek gryzł by zrobić krzywdę, a nie jak zwykle dla zabawy, więc szybko poczuł w ustach metaliczny smak ludzkiej krwi. Zęby Borisa nie były przystosowane do rozszarpywania ciała ofiary, więc tylko boleśnie miażdżyły jej tkanki. Najpewniej nie puściłby swojej zdobyczy gdyby oddzielone mięso samo mu na to nie pozwoliło, ale dokładnie w tym momencie oberwał w głowę.
Świat zawirował i mimo, że Ryjek nadal pogrążony był w ciemności, poczuł jak traci równowagę. Jakby cały budynek nagle przechylił się w bok. Trzask plastikowej maski scalił się z przenikliwym chrzęstem, najpewniej łamanego nosa, a szkarłat krwi, która spłynęła po jego twarzy niemal idealnie podkreślił czerwień jego tęczówek, które odsłoniła spadająca w kilku kawałkach maska. Mimo odzyskania nieco bardziej ludzkiej twarzy - choć chyba trudno w tym przypadku mówić o czymkolwiek w niej zachęcającym - łowca nie porzucił zezwierząconego zachowania i gdyby nie szybkie obezwładnienie przez wojskowego to najpewniej rzuciłby się mu do gardła.
Broń spadła na ziemię poza zasięgiem Lazarusa, a mężczyzna wlepił swoje spojrzenie tym razem w medyka, który również postanowił uniemożliwić mu jakikolwiek ruch. Nie docierało do niego, że próbują go spacyfikować żeby nie pozagryzał ich jak zdziczały pies, a jedyna myśl jaka teraz krążyła po jego głowie nie była zbyt obiecująca. Zimny pot oblał ciało łowcy, gdy uświadomił sobie, że najpewniej skończy z jednym z dogsów w laboratorium rządowym. Na to wskazywały słowa wojskowego.
W takim momencie nie było już czasu żeby dłużej się zastanawiać. Sekundę po tym jak Shinya wrócił do swojego pacjenta Ryjek zaatakował Ivo, przewracając go na plecy i poświęcając sprawność własnej ręki, która całą operację powitała niezbyt przyjemnym trzaśnięciem doskonale przebijającym się przez pełne bólu warknięcie łowcy. Wilkoryjek szarpnął się raz i drugi i po chwili czmychnął jak szczur do jednego z pobliskich sklepów. Pozastawiana deskami witryna skutecznie zakryła jego postać, ale po krótkim harmidrze dobiegającym z wnętrza nastała w końcu cisza i łowca już więcej się nie pojawił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od początku czuł, że w tym desperacie jest coś podejrzanego. Teraz już wiedział co. Gdy wilcza maska opadła, dostrzegł czerwone tęczówki ich dotychczasowego sojusznika. Wilkoryjek był łowcą. Pierdolonym rebeliantem. Zasługiwał na gorsze rzeczy niż ledwie złamanie ręki. Wargi Ivo wykrzywiły się w grymasie złości. Nienawidził tych czerwonookich drani.
Nie zdołał jednak uskutecznić swoich planów, bowiem desperat za cenę sprawnej kończyny wyrwał się z jego uścisku i pomknął w ciemność sklepowych zapleczy. Nie było sensu go gonić. Eliminator przyklęknął przy obu hyclach, spoglądając to na Hachirou, to na Okiayu.
- Co z nim, Shinya? Przeżyje? - w głosie żołnierza dało się wyczuć autentyczny niepokój. - Co z twoją ręką?
Klęczał tak jeszcze przez chwilę przy nich, po czym coś sobie przypomniał. Wciąż mieli do pojmania zakładnika. - Pilnuj go, zaraz wracam. - rzucił, wstając.
Trzymając w dłoni pistolet, wrócił na pobojowisko i wszedł szybko po schodach, do wymordowanego, ogłuszonego przez hycla. Skrępował go dla pewności i założył mu prowizoryczny knebel, by nawet w głowie mu nie postało, by próbować ich gryźć. Nie był to najcięższy okaz, ale do lekkich nie należał, więc gdy wreszcie przytargał go na miejsce, gdzie czekali na niego pozostali, był nieźle zasapany. - Wymordowany, sztuk jedna. - rzucił z lekkim grymasem udającym uśmiech. Po chwili jednak jego twarz znów się wyprostowała. - Wracajmy już, nic tu po nas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shinya kątem oka widział, jak Ryjek ucieka do jednego ze sklepów, ale nie miał zamiaru się tym teraz przejmować. Mógł tylko liczyć, że ten naprawdę zwiał, a nie tylko czaił się na nich, wyczekując okazji do ataku. Sprawdzenie tego mogło jednak poczekać. Póki co musiał jak najszybciej opatrzyć Hachiego. A potem powinni się jak najszybciej stamtąd wydostać. Na szczęście ten nawet odzyskał przytomność - to z pewnością nie mógł być zły znak. Co prawda szybko znów odpłynął, ale oceniając bicie jego serca i regularny oddech, Shinya nie był bardzo niespokojny. A może nawet to i lepiej - jeszcze tego im brakowało, by ranny Moroi próbował chodzić na własną rękę.
- Powinien przeżyć, ale musimy jak najszybciej się stąd wydostać, by dostał lepszą opiekę. Tu nie mam nawet odpowiednich narzędzi, warunki sanitarne też to nie są. - Na uwagę o swojej ręce machnął tylko, zbywając je. - To tylko mała rana. Jak mnie nie zaraził, to się zaraz zagoi. Przebadają mnie potem. - Oczywiście obawiał się tej perspektywy. Wirus był jednym z jego największych lęków. Ale zdawał sobie sprawę, że teraz nie mógł nic więcej zrobić. Zapanował nad strachem, skupiając się na tym, na co miał wpływ. Odpychanie niewygodnych myśli miał opanowane do perfekcji. Nie rozwiązywało to problemów, ale przynajmniej odkładało je w czasie.
Chciał poprosić Ivo o pomoc z ciągnięciem Hachiego, ale zaraz się zorientował, że ten musiał zająć się ich zdobyczą. Przez zdradę Wilkoryjka Shinya prawie zapomniał, po co w ogóle tu przybyli. W takim wypadku owinął sobie ręce Hachiego wokół szyi, chwycił go nad kolanami i wziął na plecy, gotów wynieść go samemu. Całe szczęście, że ten był od niego sporo mniejszy - w innym wypadku miałby z tym problem. Ale nawet mimo to nie mógł go określić mianem lekkiego, więc wiedział, żeby się pospieszyć i oddalić jak najdalej, nim będą zmuszeni do odpoczynku.
- Zbierajmy się - powiedział z wysiłkiem widocznym na twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wynoszone prawie-zwłoki nie protestowały niczym innym poza pełnym bólu niemrawym jękiem, kiedy ranna nadobna nóżka natknęła się na bok Shinyi. W dodatku jeszcze kręciło mu się w głowie i czuł się tak, jakby miał lada moment zgrabnie opróżnić treść swojego żołądka, pozwalając jej na ponowne ujrzenie światła dziennego. Powolutku zaczynał mieć wrażenie, że coś tu poszło naprawdę źle.
 Zapytał tylko jeszcze czy Ryjek był cały. W końcu właśnie zostali najlepszymi przyjaciółmi, więc nie mógł pozwolić na to, by coś mu się stało. Zbyto go jakąś krótką odpowiedzią, która właściwie nawet niezbyt do niego docierała. Zdołali wydostać się ze starego centrum handlowego bez właściwie żadnych większych problemów i szczęśliwie po drodze nic ich nie dopadło.
 Ekipa, która miała ich przewieźć do bazy, dość szybko namierzyła ich pozycję i drogą podobną do tej, którą sami przebyli, by się tu dostać, przybyła na miejsce. Trójka mężczyzn została wprowadzona do wozu, gdzie ranami każdego zajęto się w odpowiedniejszych (choć wciąż odbiegających od ideału) warunkach. Takoż przeprawa do desperackiej bazy S.SPEC przebiegła bez większych komplikacji, niemniej po tym wypadzie najbardziej poszkodowana i w dodatku ruda jednostka przez jakiś czas nie będzie zdatna do aktywnej służby. Kwestia zrehabilitowania kostki i wygojenia rany na udzie.

WĄTEK ZAKOŃCZONY
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach