Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 04.12.17 23:02  •  You're latte for coffee [Hachi i Ryo] Empty You're latte for coffee [Hachi i Ryo]
Bo oddycham sucharami-
Dzielni bohaterowie: Hachirō i Ryouta
Czas: Różnie. Załóżmy, że od lipca 3004.
Miejsce: M-3, głównie pewna urocza kawiarnia.



Mimo swojej niespokojnej natury, Hachirō całkiem przepadał za miejscami raczej tętniącymi spokojem. W dni dość ciepłe, do jakich należał ten lipcowy, docierający już do godzin popołudniowych, lubił z kolei przesiadywać w kawiarenkach bądź wszelkiego rodzaju barach. A dzisiaj szczególna ochota naszła go na złożenie wizyty w lokalu pierwszego typu. Miejsce dość ruchliwe, czemu nie ma się co dziwić, jednak w środku tygodnia  raczej nie stanowiło to większego problemu. W centrum miasta zostawali raczej pracujący nieszczęśnicy, zaś ci, którzy mogli się nacieszyć słodką wolnością, wyjeżdżali raczej w kierunku wschodniej części Trójki.
 No, prawie. Hachi był typem, który nie lubił za bardzo podróżować w czasie wolnym, bo i tak przymuszała go do tego praca. Póki mógł wegetować spokojnie na terenie wewnątrz murów, ograniczał się do spacerów oraz do raczej krótkich wypraw wszelkimi środkami transportu. I o ile kochał adrenalinę pojawiającą się w jego ciele, to jednak na równi potrafił docenić wszelkie bardziej pacyfistyczne i mniej wymagające przyjemności.
 Właśnie do takich należały jego dzisiejsze plany. Założył jasny T-shirt, prawie biały, jednak jakby zawiesić na niej oko dłużej, to jego odcień okazywał się być naprawdę jasnym i delikatnym błękitem. Na to zarzucił zaś granatową, luźną i dość cienką bluzę z kapturem, która długością sięgała do połowy ud, zaś której rękawy uporczywie podwijał do wysokości łokcia. Jego nogi i tyłek już nie dostąpiły zaszczytu bycia zakrywanymi przez coś raczej przewiewnego, bowiem wpakował je w nogawki sięgających kostek czarnych spodni przylegających do ciała. Stopy skrył za granatowymi trampkami za kostkę. Obrazka dopełniał czarny kapelusz nasadzony na głowę oraz tym razem materiałowy choker, mający może ze dwa centymetry szerokości. Nie miał ze sobą żadnego plecaka czy torby, zawsze obstawiał bowiem na trzymanie wszystkiego po kieszeniach.
 Tak też wkroczył w końcu do upragnionej kawiarenki, jednak widok, który tam zastał, wprawił go w niemałą zadumę. Praktycznie wszystkie stoliki, zarówno te dla graczy na łatwym poziomie trudności, znajdujące się w uzbrojonym w klimatyzację wnętrzu lokalu, jak i te dla poziomu normalnego, będące na zewnątrz, okazały się zajęte. Czy właśnie po to Hachirō przebył całą tę drogę z północnej części miasta? Westchnął, rozglądając się po gościach lokalu i starając się ocenić, który z nich wyglądał na najciekawszego i najbardziej skorego do podzielenia się z Ósemką swoim stolikiem.
 Sępowi i pasożytowi, jakim był wszak Hachi, niewiele czasu zajęło odszukanie spojrzeniem chłopca tak uroczego, że nic tylko pytać, czy bolało, jak spadał z nieba. Jeżeli czekał tu na kogoś, to Moroia nawet by to szczególnie nie zdziwiło. Pewnie miał powodzenie jak diabli. A jednak, kiedy stał w kolejce i raz na jakiś czas spoglądał na młodzieńca i nie zanosiło się na to, by na kogoś czekał. W końcu, gdy dotarł do lady i mógł zamówić sobie mrożoną kawę, idealną na dość ciepły dzień, w oczekiwaniu na napój postanowił podejść do chłopca.
 – Hej, e… Może zabrzmi to tanio, ale chciałem spytać, czy miejsce obok ciebie jest wolne! – Zagadał serdecznie, typowo dla siebie.
 – Bo przeszedłem dziś spory kawałek, hehe… I zwykle jest tu mniej ludzi o tej porze. Zbiegli się wszyscy! W sumie to nic dziwnego. A, eee… Ja Hachi jestem. Bo wiesz, głupio byłoby tak się wpraszać do czyjegoś stolika i nie pogadać. – Przedstawiając się wykonał lekki, niedbały ukłon, nawet zdejmując przy tym kapelusz. W końcu jak na dżentelmena przystało, powinien zdejmować nakrycie głowy, kiedy znajdował się pod dachem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miejsce, które zajął młodzieniec nie było zresztą przypadkowe - zajmowało jedno z nieco bardziej oddalonych od wyjścia rejonów, mieszcząc się w przytulnym rogu jakże klimatycznej kawiarenki. Skierowany twarzą ku drzwi mógł uważnie obserwować wszystkie przybywające do miejsca osoby, analizować i wyciągać wnioski, a także przysłuchiwać się mniej lub bardziej ciekawym rozmowom. Nieraz był w stanie przypadkowo wyłapać nawet tak prozaiczne informacje jak czyjś adres, bądź chociażby profesja, jaką dana osoba się trudziła. W ten sposób zdobywał bardzo cenne wskazówki, a dzięki późniejszemu śledzeniu ofiary był często w stanie dotrzeć do jej miejsca pracy i niepostrzeżenie zdobyć kilka ciekawszych materiałów. Wystarczyło poznać czyjeś nawyki i na ich podstawie zaplanować późniejszą akcję, zdobywając (przykładowo) cenne, elektroniczne części z drogiego komputera jakiegoś korporacyjnego informatyka. Każda pozornie głupia dla miasta pierdoła, dla Łowców mogła być w danej chwili wybawieniem.
Sięgnął zgrabnie dłonią po pełny, duży kubek orzechowego latte, którego forma opłacenia pozostawiała wiele do życzenia. Zazwyczaj jakoś kombinował i umawiał się ze swoimi znajomymi na określoną godzinę - przychodzili i przy pomocy swoich przepustek płacili za napój wzięty przez białowłosego. On sam później odpłacał się im z nawiązką, spełniając wszelkie niemoralne propozycje, które nie obejmowały rzecz jasna aspektu seksualnego, a jedynie chęć pozyskania materialnego dobra. Czasami jednak zdarzało się, że musiał wziąć napój na tak zwaną "krechę", bo akurat nikogo z jego listy kontaktów nie było pod ręką. Całe szczęście barista widuje go tutaj nadzwyczaj często i nie ma większego problemu, aby dał tak przemiłemu chłopakowi jak on kolejny kredyt zaufania - tym bardziej, że zawsze później wraca i reguluje długi.
Zależnie od celu w jakim przychodził do miasta, musiał być uważny przy dobieraniu odpowiednich ciuchów - przede wszystkim musiały być czyste i niemal wyglądać na nowe, a najlepiej jakby wizualnie wtapiał się w utopijne klimaty M3. Niestety typowe, podarte spodnie i wytarte, wyblakłe koszulki musiały tego dnia ustąpić nieco schludniejszemu stylowi. Tym razem był ubrany w ciemnogranatowy, niemal czarny T-shirt z artystycznym nadrukiem w postaci kilku kolorowych kleksów na przedniej stronie. Nieco bardziej romantyczne oko pewnie doszukałoby się w tym jakiejś konstelacji, zaś naukowiec zapewne byłby w stanie nawet podać jej nazwę - nie zważając na to, że kleksy ułożyły się w taki a nie inny sposób zupełnie przypadkowo. Na nogach miał materiałowe, dobrze dopasowane do kształtu nóg (acz nie obcisłe) spodnie, o odcieniu podobnym do górnej części ubioru, choć nieco bardziej matowym i wyblakłym kolorze granatu. W zestawieniu jednak te dwa ciuchy znacznie się od siebie różniły, ale jednocześnie dobrze ze sobą współgrały. Dla zachowania estetyki i prezencji, zapiął je bordowym paskiem, podkreślającym zresztą wygodne, vansopodobne obuwie o tym samym kolorze. Na nadgarstku oczywiście musiał trzymać pseudo-identyfikator, który nie był nawet odrobinę funkcjonalny - symulował jedynie, że działa. Na palcu serdecznym można było także zauważyć zbliżony do obrączki pierścień z czarnego złota, będący jego zabezpieczeniem przed ewentualną agresją. Awaryjnie trzymał ze sobą szkolny plecak ze schowaną w środku bluzą.
Upijał właśnie kolejny łyk napoju obserwując za oknem spacerowiczów, kiedy z chwilowego zamyślenia wyrwał go głos obcej sobie osoby. Nie chodzi bynajmniej o to że się przestraszył, jednak mimo wszystko nie spodziewał się, że ktoś będzie w stanie podejść do niego i zwyczajnie zapytać, czy może się dosiąść. Ludzie z reguły unikali kontaktów z nieznajomymi i zbędnego naprzykrzania się - miał nawet jakieś dziwne wrażenie, że tylko on jeszcze był w stanie zachować się w taki sposób. Przeniósł nerwowo swój wzrok na zbliżonego do siebie wzrostem mężczyznę, odruchowo w pierwszej kolejności zwracając uwagę na kapelusz - sam jednak nie wiedział czemu. Może wydawało mu się to zaskakująco dziwne, że ktoś trzymał na głowie nakrycie głowy znajdując się pod dachem, w dodatku wśród ludzi i miejscu publicznym. Szybko jednak przedmiot zniknął z głowy wyjątkowo nadpobudliwego mężczyzny - choć Ryo sam nie był do końca pewny, czy powinien brać go pod uwagę w kategorii mężczyzny, czy młodzieńca jakim był on sam. Z pewnością jednak białowłosy nie mógł odmówić mu uroku, rudzielec zdawał się być wyjątkowo sympatyczny. Chyba tylko dlatego go nie spławił.
- Umm, tak... myślę że tak, znaczy... na pewno jest wolne teraz! I chyba będzie cały czas... tak myślę. - stwierdził lekko zakłopotany, odruchowo drapiąc się wolną ręką po głowie, podczas gdy drugą nadal trzymał na ciepłym kubku. - A ja Ryo, miło mi poznać. Siadaj, proszę! - wskazał mu kulturalnie miejsce, choć podświadomie wiedział, że jego zgoda wcale nie była tu potrzebna. Przeczuwał że Hachi i tak by to miejsce zajął, niezależnie od tego co Łowca by dalej powiedział. - Nie wiem czemu ostatnio są takie tłumy, ale to chyba dobrze. Zawsze jest większa szansa na spotkanie kogoś znajomego... albo nieznajomego! Przepraszam jeśli to będzie zbyt śmiałe, ale gdzie cie tak nogi dzisiaj poniosły? Podziwiam że chciało ci się w ogóle gdzieś spacerować w taki upał! - dodał z uśmiechem, będąc już trochę bardziej rozluźniony w rozmowie, choć nadal dało się po nim wyczuć lekkie zdezorientowanie niespodziewanym spotkaniem. Dobrze że nie znał prawdy, bo zdecydowanie zszedłby właśnie na zawał, a akcja wyglądałaby jak z jakiegoś taniego kryminału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No patrz, a pomyślałem, że raczej byłbyś tu z kimś znajomym. – Uniósł brwi i wzruszył ramionami, w zasadzie całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw. Przysiadł obok chłopaka dokładnie w tym samym momencie, kiedy pokazał mu miejsce; Hachi już wiedział, że ten kawałek podłogi jest tylko jego. A był terytorialny i nie lubił się dzielić.
 – A to i racja… A moje kroki były dziś wszędzie. Nie jest tak okrutnie gorąco, to postanowiłem się przejść. Bez większego celu~ nie lubię ich, bo nie lubię ograniczeń. – Powiedział pan bardzo sumienny wojskowy, a jego spojrzenie powiodło do kubka trzymanego przez Ryo.
 – Płaciłeś już za to? Chyba nie, co? Zakładam, że jestem starszy — wierz mi, jestem jak prezenter telewizyjny! — więc z chęcią pokryję wszelkie koszty naszego spotkania. Tak z wdzięczności za okazanie litości strudzonemu podróżnemu – Zaproponował serdecznie. Splótł palce swoich dłoni, te zaś oparł o blat. Posłał chłopakowi uśmiech mówiący, że jakakolwiek nie będzie jego decyzja, to i tak Hachi zapłaci za wszystko. Nie chciał się w ten sposób jakoś wkupić w jego łaski, a skądże. Po prostu miał taki kaprys, żeby akurat tego dnia traktować kogoś dobrze. Zwykle, kiedy był zmęczony, odczuwał satysfakcję na tyle dużą, że zachowywał się dużo lepiej niż w stanie, gdy miał pełno energii.
 – No, a jednak też wyszedłeś, tak w sumie. Chyba, że po prostu lubisz to miejsce. Często się tu pojawiasz? – Przechylił głowę na bok. W międzyczasie przyszła kelnerka, która postawiła przed rudzielcem jego zamówienie. Grzecznie podziękował kobiecie, jednak przez chwilę wciąż nie dotykał długą łyżką lodów waniliowych, które dzieliły go od kawy. Był dość śmiałym potworem, który nie bał się patrzeć w oczy swojego rozmówcy, toteż póki co starał się skupić właśnie na nich.
 – W zasadzie to… Czy masz jakieś plany na dalsze popołudnie? – Dopiero teraz uniósł srebrny sztuciec i nabrał na niego trochę jasnej słodyczy, próbując jej. – Bo jakby ci nie przeszkadzało, to możemy się gdzieś przejść potem. Nie musisz się bać, że ci gdzieś odpadnę, bo ja to wytrzymały gość jestem, wiesz~ praca tego wymaga. I w sumie to, że za dzieciaka to sporo biegałem – Pokiwał głową. Ryo wydawał mu się kimś, kto raczej martwi się o innych, więc Hachi czuł się zobowiązany do zapewnienia go, że nic mu się nie stanie.
 To, że pewnie wychodziło to nachalnie i napastliwie, jakoś mu umknęło. Nie był szczególnie delikatny czy subtelny, wolał o wiele bardziej mówić otwarcie i dosadnie. I dając mu chwilę na namysł, Hachirō zajął się swoją kawą, najpierw wyjadając z niej lody, a potem upijając łyka czy dwa. Pomyślał też, że jeśli otwartość chłopaka jest czymś więcej niż tylko pozorami, to zdecydowanie się dogadają.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Miałem być. Najwyraźniej coś im wypadło. - westchnął ciężko, nieznacznie przygryzając dolną wargę. Bezczelnie kłamał bez najmniejszego oporu, a że był w tym wyjątkowo dobry... Pozwalało mu to bez większych przeszkód nielegalnie funkcjonować wśród ludzi w M3, głupotą byłoby tego nie wykorzystać. Wiedział że kwestie moralne takiego zachowania były mocno nadszarpnięte, ale przynajmniej brał pod uwagę uczucia innych ludzi i robił to w taki sposób, aby na tym nie ucierpieli. Zazwyczaj się udawało. - Ale takie towarzystwo mi wcale nie przeszkadza. - posłał do Hachiego uroczy uśmiech roztapiający serca większości niewiast i części mężczyzn.
- To zabrzmiało tak buntowniczo! Jak wędrowniczek... musisz być niczym wolny duch! - rzucił pełen ekscytacji na jego słowa, uruchamiając swój Łowczy, partyzancki zmysł. Białowłosy też nie lubił ograniczeń, choć samo pojęcie celu traktował już nieco poważniej, tego w końcu wymagała od niego praca. Być może byli z rudzielcem bardziej do siebie podobni, niż mogłoby się wydawać?
- Jeszcze nie ale... hej, nie wygłupiaj się, nie musisz tego robić! - zakłopotał się, unosząc brwi i uśmiechając się przy tym wstydliwie. Z jednej strony przydałoby się, aby ktoś za ten napój ostatecznie zapłacił, a nawet nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja. Z drugiej jednak strony wewnętrzna duma nie pozwalała mu zgodzić się na taką propozycje. Czuł silną, wewnętrzną potrzebę zawetowania pomysłu Hachiego, zaczął nawet nerwowo masować powierzchnię kubka obiema rękami aby się uspokoić. Ostatecznie jednak spojrzenie i wyraz twarzy kapelusznika były zbyt przekonujące i wymowne, dlatego automatycznie uległ jego perswazji. Z jakiegoś powodu nie przeszło mu nawet przez myśl, że było to bardzo dobre ekonomicznie rozwiązanie. - Chyba nie mam wyjścia, co? Ale następnym razem ja się jakoś odwdzięczę, zapłacę za jakieś ciastko czy... czy coś takiego. Dobra? - nie zdawał sobie nawet sprawy, że właśnie zasugerował ich możliwe następne spotkanie. Nawet nie zasugerował - wręcz oznajmił w ten sposób, że jeszcze kiedyś gdzieś razem wyjdą. Było to chyba nazbyt śmiałe stwierdzenie, a na pewno mocno nieprzemyślane.
- Uwielbiam to miejsce, zawsze tutaj przychodzę. Zazwyczaj sam żeby odpocząć od zajęć, ewentualnie z jednym bądź drugim znajomym. Strasznie tu klimatycznie, prawda? - mówił spokojnie rozglądając się po pomieszczeniu, chcąc tym sposobem pokazać swoje zaangażowanie rozmową i więź z miejscem. Po chwili przeniósł swój wzrok na rozmówcę zdając sobie sprawę, że przygląda mu się trochę bardziej niż przeciętna osoba. Zetknięcie ich spojrzeń było dla Ryo dosyć silnym bodźcem, który zmusił go do nieznacznego spuszczenia głowy i przekręcenia wzroku. Tylko nie w oczy...
- W zasadzie to nie...! - rzucił odruchowo nie dając mu nawet skończyć, jakby starając się odwrócić uwagę od swojego nieznacznego speszenia i dodać sobie w ten sposób więcej odwagi. Uniósł głowę nieco pewniej, kierując spojrzenie prosto na twarz rudowłosego. Zachowuj się naturalnie, nie wie kim jesteś... - Dużo spacerujesz, może pokażesz mi jedno ze swoich ulubionych miejsc? Takie, do którego lubisz co jakiś czas wracać i nigdy ci się nie nudzi. Musisz ciężko fizycznie pracować w tej pracy, skoro jeszcze nie wysiadają ci nogi!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czasami się mawia, że na widok kogoś człowiek się czuje jakby został trafiony przez strzałę Amora. W przypadku Hachirō sprawa chyba nabrała intensywności, której pozazdrościłby wystrzał z wyrzutni rakiet. Jego źrenice nieznacznie się poszerzyły na widok tego uśmiechu, a usta spróbowały odwzajemnić minę Ryouty w sposób równie uroczy. I choć miał o sobie mniemanie wyższe niż marne metr siedemdziesiąt trzy, to w tej sytuacji pomyślał nawet przez moment, że nie zdoła mu dorównać.
 – To bardzo dobrze, bo miałbym zamiar tu zostać na dłużej~ Bo wyjątkowo w tej chwili nie wędruję. A buntowniczy jestem„Na tyle, na ile pozwala mi obroża i smycz specu” I właśnie dlatego buntuję się przeciwko temu, co mówisz~ – uniósł zimną od lodów łyżkę i lekko przytknął do nosa chłopaka. Jeżeli Ryo miał w główce dalsze reagowanie w ten sposób, to Hachiemu bardzo taka opcja pasowała. Sam był albo zbyt głupi albo zbyt mądry, by zaprzątać sobie łepetynę rzeczami takimi jak rozważania, co wypada a co nie. Chociaż jak tak patrzył na swojego towarzysza, to miał pewne wątpliwości odnośnie tego, czy jest legalny.
– Aha~ Zobaczymy. Chyba, że znowu będę szybszy – Odparł z zadowoleniem, zabierając łyżkę sprzed twarzy chłopaka. Co za ciekawy los spotykał długi, acz niepozorny sztuciec — raz po raz natykał się na swojej drodze na to, co jasne i słodkie. Przy okazji Moroi odnotował w głowie, że Ryouta zasugerował kolejne spotkanie. Co za rozkoszna mieszanka śmiałości i jej braku!
 I w sumie miał coś powiedzieć, naprawdę miał taki plan, ale właśnie go pokrzyżowało to, o czym przed chwileńką jeszcze myślał. Tkwił dłuższy moment z nieznacznie otwartymi, chłodnymi od lodów ustami (chwytajcie, czytelnicy międzywierszów, usta i lód w jednym wyrażeniu), unosząc brwi i wpatrując się w niego nawet napastliwiej niż jeszcze przed chwilą. Mogłoby się wydawać, że upośledzony kamyczek imitujący prowizoryczne serce zastukał mocniej wewnątrz jego klatki piersiowej. Robił się coraz bardziej i bardziej rozczulony.
 – Ha… Pewnie, że mogę. Wezmę cię gdzie tylko zechcesz. I nawiązując do tego, co mówiłeś, to znaczy, że mogę się natykać na ciebie tutaj częściej? To dobrze. Bo nie lubię się umawiać, spontaniczność jest dużo bardziej... ekscytująca– Westchnął cicho z uśmiechem. Zrobił sobie przerwę od gadania, chcąc zwilżyć gardło kilkoma łykami kawy. Oparł się wygodniej na krześle i przekrzywił głowę, dalej patrząc na rozmówcę.
 – Nie bój się. Nie gryzę~ – Skomentował z rozbawieniem jego reakcje, jednak jak raz jego głos był pozbawiony złośliwości. – I tak. Dużo noszę, biegam z ciężkim sprzętem od czasu do czasu… Ale to dość nudne „I pewne odgórne patałachy mnie zeżrą, jak o tym powiem”. Machnął lekceważąco ręką. – Więc wciąż się uczysz? – Chwycił temat, który jakiś czas temu pominął. – To na pewno ciekawsze niż praca. Doceniaj~ Kiedyś w sumie studiowałem, ale odpadłem po roku. Trochę za głupi jestem. – I znowu się zaśmiał, jakby ktoś jeszcze wątpił w jego wesołość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niepoprawna, wręcz dziecinna śmiałość była jedną ze szczególnie charakterystycznych cech białowłosego. Do tej pory nie spotkał na swojej drodze nikogo, kto byłby równie otwarty co on, a jednak... jednak teraz zdawał się być nieco bardziej skrępowany niż zazwyczaj. Nigdy nie przypuszczałby, że kiedykolwiek spotka osobę przebijającą go w tej pierwszej kwestii niemalże kilkukrotnie - a może po prostu mylił to z bardziej władczym i dominującym charakterem?
- Pewnie moje zdanie i tak nie miałoby teraz wielkiego znaczenia, prawda? - skwitował, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu, przyglądając się uważnie zwinnym ruchom tańczącej wśród lodów łyżeczki. Podążał wzrokiem za metalowym sztućcem, podróżującym naprzemiennie od zimnego deseru, to do ust rudowłosego. Naraz jednak schemat ruchów został zaburzony, co ponownie wprawiło Łowcę w lekkie zdziwienie. Nie wiedzieć czemu Hachi postanowił, że smyrnięcie go zimną łyżeczką będzie bardzo dobrym posunięciem - i byłoby to oczywiście kłamstwo gdyby młodzieniec stwierdził, że wcale mu się to nie podobało. Jego organizm jednak wolał zareagować na to trochę inaczej. Wzdrygnął się od nagłego chłodu, przez co niechcący poruszył całym stolikiem i omal przypadkiem nie rozlał kawy z dwóch leżących na nim kubków. Szybko jednak chwycił rękami za boki stolika powstrzymując go od niebezpiecznego chybotania, mina jego zaś wyrażała coś pomiędzy Easy... you got this... a Grażyna, to jeb**e. Z pewnością był to niecodzienny widok.
- Wiesz, nie we wszystkim opłaca się być takim szybkim! - rzucił kompletnie bez namysłu, będąc ciągle pobudzonym wcześniejszą sytuacją z gibającym stolikiem. Dopiero niefortunne zrządzenie losu, a mianowicie kombinacja jego słów i bardzo... BARDZO napastliwego spojrzenia rozmówcy sprowadziły go trochę na ziemię. - Ja... ja tego nie powiedziałem! To nie tak! - zaczął się tłumaczyć, zaś na jego twarzy pojawił się delikatny mimowolny, delikatny rumieniec. To chyba było za dużo przy pierwszym spotkaniu, nawet jak na niego. A podobno z niego taki otwarty chłopak... Ponownie odwrócił na moment wzrok, kojący widok spacerowiczów wydawał mu się mniej krepujący i wywołujący zażenowanie niż aktualnie, prawdopodobnie, śmiejący się pod nosem Hachi.
- Nie jestem dobry w wybieraniu więc może być dowolne miejsce z twojej listy. Jak nie lubisz się umawiać, to tak - raczej znajdziesz mnie tu co kilka dni o takiej samej godzinie. Chyba że mi coś przypadkiem wypadnie, wiesz... Projekty i te sprawy. - sięgnął po kubek z kawą i sam postanowił przepić ten dramat, który przed chwilą odegrał. Tak, trochę chyba zwlekał ze swoim napojem. Był zimny. Odłożył kubek z powrotem, siląc się na przekierowanie wzroku w jego stronę. Mimo wszystko byłoby to bardzo niemiłe, gdyby ostatecznie całą rozmowę unikał spojrzenia swojego rozmówcy.
- Aż tak to widać...? - zaczął cicho, mając na myśli swoje dziwaczne, zawstydzone zachowanie. Zaraz jednak mu ulżyło. Naraz zapewnienie Hachiego jak i pozostałe słowa zaczęły działać na niego uspokajająco - ewentualnie sam stwierdził, że nic głupszego niż to co do tej pory powiedział, już więcej nie powie. - Też mi się zdarza latać z ciężkimi torbami, wiem jakie to potrafi być męczące. - mówił już znacznie pewniej, był nawet w stanie utrzymywać z mężczyzną dłuższy kontakt wzrokowy. - Praca też nie jest przecież zła! Tak, studiuję em... administrację. Nic jakoś specjalnie interesującego, trochę papierkowej roboty się od czasu do czasu trafi. - skłamał bez mrugnięcia powieką, była to dla niego oczywista przykrywka, która weszła mu już całkowicie w nawyk przedstawiania się w M3. Na kolejne słowa rudowłosego się nieco oburzył, aż podparł się łapkami o stolik i wysunął w jego stronę. - Nie mów o sobie tak negatywnie, na pewno nie jesteś taki głupi za jakiego się uważasz! Może wybrałeś niewłaściwy kierunek? Bo tak właściwie to... co studiowałeś?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skinął głową, a jego twarz przybierała wyraz całkiem sympatycznej wyższości, kiedy patrzył tak z rozczuleniem na jasnowłosego chłopca. Za chwilę zaś zachichotał, chwytając dłonią swoją szklankę z kawą; w końcu niezły refleks (pewnie wyrobiony bardziej przez gry niźli służbę wojskową) się na coś przydał. Cicho parsknął śmiechem pod nosem, a naczynie wróciło na blat, gdy ten już się uspokoił i nie miotało nim jak szatan. A potem znowu się zaśmiał, uprzednio szeroko otwierając oczy i unosząc wysoko brwi. Nie było w tym cienia złośliwości, był to śmiech raczej oddający rozczulenie rudego.
 – Oho, o taką szybkość nie ma się co martwić, jeśli już jesteś tym zainteresowany – Rzucił, uśmiechając się i podnosząc z podłogi kapelusz, który zsunął się ze stolika podczas trzęsienia ziemi.
 – Ale widzę, że twoja szybkość też nie daje powodów, by jej za wiele zarzucić, Ryo-tan. – Puścił mu oczko. Nakrycie głowy znalazło się zaś na kolanach rudego, by czasem znowu nie zaliczyć za szybko spotkania z glebą. Wolałby uniknąć zarówno trzepania go z kurzu, jak i nakładania czegoś brudnego na głowę.
 – To możemy się spotykać tutaj. Raczej będzie co robić. Tylko… No nie zawsze się zjawię, bo raz na jakiś czas muszę wyjeżdżać służbowo. Ale poza tym, to bardzo chętnie. Będę ci mówić, kiedy mnie nie będzie. I… Ojeja, boisz się mnie? – Wyszczerzył się drapieżnie do chłopaka, ale dalej bez cienia jakichś negatywnych emocji czy przekazów. – Jestem niegroźny. – Oczywiście, że jest. Poza tym jest też paskudnym łgarzem i podrywaczem, który powoli zaczynał się przymierzać do zdobycia tego uroczego stworzenia. Przynajmniej na jakiś czas, aż nie zmieni zdania albo aż Ryo sam nie ucieknie, a powinien.
 – No, nie jest. Fajnie czuć, że nie jest się zależnym od rodziców – Szczególnie, kiedy ze swoimi skaczesz sobie do gardeł i ogólnie wolałbyś się do nich nie odzywać, prawda, Hachi? – A co do studiowania, to lingwistyka stosowana, bo w sumie jedyne co potrafię, to próbowanie nowych języków – Powiedział zupełnie szczerze i bez większego skrępowania, z całkowitą świadomością, że ostatnia część jego wypowiedzi mogła być odebrana dwuznacznie. W sumie taka gra całkiem mu się podobała.
 – Miałem w sumie tam francuski i angielski. Także całkiem nieźle wybrałem i może nawet żal mi tych studiów, ale… Teraz to już za stary jestem. Podpowiem, że pierwszy stopień skończyłbym z pięć lat temu. – Cóż też poradzić, że Hachi przepadał raczej za wyrażaniem się niedosłownie i za stosowaniem małych zabaw i gier słownych w rozmowach? Przynajmniej był szczery. Póki co!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Co... Przecież nie powiedziałem że jestem zainteresowany! Dlaczego w ogóle tak pomyślałeś że mogę być... - bronił się jak tylko mógł, bo przecież... znali się zbyt krótko, żeby można było o czymś takim mówić! Ten temat w ogóle nie powinien paść w ich rozmowie, a jednak padł. Był obecny i żywy, tak jak Hachi i ich przypadkowe spotkanie. Może to tak naprawdę było coś więcej niż tylko niefortunne zrządzenie losu? A może gdyby znali o sobie straszną prawdę czającą się gdzieś za rogiem, gotową uciąć ich kontakt w najmniej odpowiedniej chwili, to nigdy by nawet na siebie nie spojrzeli i nie zamienili żadnego miłego słowa?
- Oj Hachi, Hachi... Moje rączki są wystarczająco szybkie i zwinne! - odpowiedział mu z uśmiechem, kiedy naraz dopadło go uczucie deja vu. Już kiedyś mówił komuś dokładnie to samo o swoich rączkach, ale było to w kontekście upadającej butelki z "whisky". W zasadzie teraz nawet się cieszył, że nie udało mu się jej uratować przed upadkiem, w końcu jej zawartość pozostawiała wiele do życzenia. A przynajmniej z tego co mówiła Angel, to to wcale nie miało nic wspólnego z alkoholem. Omal nie zakrztusił się kawą na zdrobnienie swojego imienia, szybko przeszli na bliską relację. Poziom słodyczy w powietrzu mocno przekraczał granice normy.
- Nie boję, już nie. Poradziłbym sobie z tobą bez problemu, nie myśl sobie, hum! - przytaknął głową pewnie na potwierdzenie swoich słów i celowo zamknął na chwilę oczy. Na dobrą sprawę... nie kłamał, miał swoje sztuczki gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Ale przecież kto mówił, że to nie szło po jego myśli? Otworzył oczy i ponownie powrócił do kontaktu wzrokowego. - Ale jak będziesz mi mówił kiedy cie nie będzie, to już nie będzie to takie nieplanowane, prawda? To może raczej zostawmy te spotkania przypadkowi, tak jak lubisz! - uśmiechnął się do niego sprytnie, zupełnie jakby cieszył się ze znalezienia luki w jego sposobie rozumowania. Swoją drogą takie podejście było wygodniejsze też dla białowłosego - skontaktowanie się z nim mogło być dla Hachiego dosyć... problematyczne. I niestosowne. Tak jak ta relacja.
- Może ja jestem groźny i gryzę? - wystawił mu żartobliwie język, podpierając cały swój ciężar ciała na przedramionach położonych na stoliku. Nawiązał przy tym do jego wcześniej wypowiedzi, jakoby rudzielec był istotą niekąsającą. Choć odrobinkę szczypał. - Próbowania języków... Poliglota! - oczywiście jakoś tak żeby nikt nie uznał go za totalnego zboczucha, to tym razem całkowicie umknęła mu dwuznaczność wypowiedzianych przez jego rozmówcę słów. No bo przecież rozmawiali o studiach i językach obcych, tu nie ma miejsca na takie rzeczy... - Nigdy nie jesteś się za starym żeby spełniać marzenia. Follow your dreams, czy coś takiego! Na pewno poradziłbyś sobie nawet teraz. Mówisz że... umm... - mina intensywnego myśliciela, setka dziwacznych wzorów w głowie, kosmiczne podróże i masywne czarne dziury, całki wyciągnięte ze zbioru szeregu liczb uporządkowanych chaotycznie... Wynik był oczywisty. - Dwadzieścia dwa lata to nie taki staruch... - mruknął zawiedziony. No, obliczenia były dobre, tylko gdzieś mu umknęła informacja, że mowa o "pięć lat temu". Takie tam... Opary kawy... ekhem... Nie pomagają w skupieniu dziś~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A jednak w niego wchodzisz – Skomentował, nie mogąc się powstrzymać od kolejnej niejednoznaczności. Zastanawiał się, w jakim stopniu deprawował tego słodkiego chłopca i czy na pewno robił właściwie, uskuteczniając z nim niewinny flirt. To było ogólnie dość dziwne; nieczęsto bywało, by Moroi myślał o kimkolwiek poza sobą, nie mówiąc już o cudzych potrzebach.
 – Ahaha~no na to liczę. I ojej, naprawdę byś sobie poradził? To urocze. Aż się ma ochotę wytarmosić ci policzki, kiedy tak mówisz~ – Zmrużył oczy, a palcami prawej dłoni wystukał na blacie jakąś melodię, żywo przy tym wpatrując się w chłopaka. Choć wiedział, że sam wygląda jakby był nietutejszy, to jednak dalej czuł fascynację względem urody typowo zagranicznej. A jasne włosy chłopaka, ba, cała jego jasna postać, wydawały się go przyciągać.
 – Ha… No, trochę to racja. Chciałem być opiekuńczy, ale jeśli tak wolisz~ – Może i faktycznie było w tym trochę prawdy? Nie to, że przywiązywał się do nowego znajomego, po prostu chciał zrobić dobre wrażenie. Był pusty i nieprzyjemny, ale wiedział, co ludzie lubią i jak tego używać.
 – Jak będziesz go tak wystawiał, to wyzwolisz moją gryzącą naturę i się nie powstrzymam, Ryo-tan – Skomentował, przybierając taką samą pozę jak jego kompan i na koniec również wystawiając język. Zachowywali się dziecinnie, to fakt, ale jasnowłosy wyglądał jak dziecko, a rudy chyba nigdy mentalnością nie wykroczył poza granice wytyczane najwyżej przez wiek wczesnego nastolatka.
 – Poliglota… Ha, chciałbym. Byleby nie ten słomiany zapał~ I— euhhh… – Zrobił zrezygnowaną i zażenowaną minę, kiedy padł strzał odnoszący się do jego wieku. Gdyby był postacią z anime, to nad jego głową prawdopodobnie pojawiłyby się chmury deszczowe. Pochylił zaś łepetynę i westchnął głośno, pozwalając, by rude prawie-loki zakryły jego twarz. Po chwili podniósł spojrzenie na chłopaka, a na licu pojawił się znowu uśmiech, ale raczej mniej pewny niż wcześniej. Bo duma zabolała.
 – Mam dwadzieścia siedem od niedawna. Paru dni właściwie. Jakieś dwa tygodnie… Nie więcej – Bo ktoś tu ma kompleksy na temat starzenia się i stara się negować wszelkie tego objawy. Ciekawe, kto to może być.
 – No, ale skoro już wiesz ile ja mam, to teraz powiedz, ile masz ty, Ryo-tan~ Bo wyglądasz młodziej niż powinieneś. Wręcz nieprzyzwoite. – Uniósł brew, czekając na odpowiedź i w międzyczasie dopijając resztę kawy do końca. Napój był definitywnie tym, czego potrzebował po swojej niezwykłej podróży. Gdyby tylko był mniej zamulający, to byłoby perfekcyjnie.
 – I jak twoja kawa? Niewylana? – Zaśmiał się krótko, wspominając wybryk z trzęsącym się stolikiem. – Jeśli skończyłeś, to mogę zapłacić, przejdziemy się i takie tam. Chyba, że chciałbyś czegoś jeszcze. Na przykład lody. – Zaproponował dość niewinnie, tym razem samemu nie załapując tego, że jego wypowiedź nie brzmiała jednoznacznie. Nawet jemu zdarzały się przebłyski niewinności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ahm...! - nie miał już nic na swoją obronę, przewrócił jedynie oczami uśmiechając się nieznacznie pod nosem. Faktycznie, mógł wprost powiedzieć że mu to przeszkadza i skarcić swojego rozmówcę niemiłymi słowami. Niestety, ten jedyny potrzebny do tego warunek był niespełniony, a wręcz daleki do spełnienia, jeśli miał być w tej kwestii szczery. Sięgnął dłonią do kubka, przepijając sytuacje resztką przesłodzonej kawy, jakby atmosfera nie miała już wystarczającego stężenia słodyczy. Jakby opracowali odpowiednią technologię, pewnie mogliby z powietrza upiec całkiem smaczne bezy.
- Oczywiście że tak. Tak bym sobie poradził, że nawet nie miałbyś okazji dotknąć tych pysiów. - wzdął nieznacznie policzki przy pomocy powietrza, składając przy tym usta w delikatny dzióbek. Przez myśl przeszło, że policzki były tylko przykrywką, a Hachi chętnie wytarmosiłby go w trochę inny sposób... Na przykład za czuprynę! W końcu włosy miał o wiele bardziej delikatniejsze niż skórę, choć ta też była niczego sobie - trochę delikatna i niewieścia, ale cóż mógł na to poradzić. Z zarostem wyglądałby co najmniej komicznie, biorąc pod uwagę swoje dziecinne zachowanie.
- Będzie zabawniej. - spojrzał na rudzielca, kiedy zmałpował jego pozycje z oparciem się o stół, również przy tym wystawiając język. Ich twarze znalazły się w ten sposób niebezpiecznie blisko siebie, wywołując u białowłosego nieznaczne poczucie zagrożenia. Faktycznie Hachi miał teraz fizyczną możliwość ugryzienia go, a znając jego dotychczasową otwartość i śmiałość, raczej trzeba było brać każdego jego słowo możliwie jak najpoważniej. Ryo poczuł trudną do powstrzymania potrzebę wykonania pierwszego ruchu tylko po to, aby uświadomić mu, że nawet ktoś taki jak on potrafi pokazać pazurki. Może jednak kawiarenka nie była odpowiednim do tego miejscem, nie było też potrzeby zwracać na siebie zbytniej uwagi takim zachowaniem. Mimo wszystko publicznie musiał zachowywać trochę spokojniej.
- Już nic nie pokażę, Hachi-chan~ - schował języczek, a zauważając w nim znaczną zmianę nastroju, odsunął się na oparcie siedzenia zdezorientowany. - Coś nie tak? - rzucił od razu, jednak po chwili został kulturalnie wyjaśniony. To nie tak, że Ryo zrobił to celowo, po prostu... Hachi wcale nie wyglądał na tyle lat, ile właśnie mu przedstawił. Powiedziałby wręcz, że są w identycznym lub bardziej zbliżonym wieku, ale nigdy że jest starszy. I choć mógł się tego domyślić po obliczaniu lat studiów rudzielca, to jednak coś w głowie kazało mu założyć, że faktycznie jest dużo młodszy. Może miał wrażenie, że próbował go oszukać?
- Naprawdę?! A wyglądasz tak młodo! Ja mam dwadzieścia, to trochę... nieprzyzwoicie mniej od ciebie. - zaakcentował słowo "nieprzyzwoicie" celowo, choć bardziej ciekawiło go stwierdzenie "bardziej niż powinien". Chyba nie ma co liczyć, że ich rozmowy kiedykolwiek obejdą się bez dwuznaczności i seksualnych podtekstów. Albo Ryo musi się naprawdę postarać, żeby nie dawać mu ku temu okazji. Zerknął do swojego kubka przypominając sobie, że jest już od jakiegoś czasu pusty.
- Cała trafiła tam, gdzie jej miejsce. - poklepał się jedną ręką po brzuszku z pełnym zadowolenia uśmiechem. - Możemy iść, pokażesz mi jakieś swoje ciekawe miejscówki. Chociaż może nie wszystkie, bo moje nogi nie są takie wytrzymałe jak twoje! Ale jedną? Dwie? - dodał, zbierając się powoli z miejsca i zabierając ze sobą leżący koło nóg plecak, który na siebie zarzucił. Kiedy padł temat lodów, spojrzał mu w oczy zupełnie zmieszany, bo sam już nie wiedział czy powinien to potraktować jako żart, czy nie. Niby tak brzmiał, ale... nie do końca. Podrapał się z tyłu głowy nie bardzo będąc w stanie znaleźć sensowną odpowiedź. - Może później. - no, to dowalił czymś takim, co niekoniecznie było... niewinne...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciałbym to zobaczyć~ – Odparł, niezmiennie zadowolony. Lubił się droczyć i lubił, kiedy droczono się z nim, a Ryouta dostarczał mu bodźców zadowalających obie części tej natury. Był niemożebnie uroczy i myśli o tym zupełnie absorbowały względnie podzielną uwagę Ósemki. W duchu zaś podśmiewał się z tych przekomarzanek tym bardziej; biedny, niepozorny Ryo nie wiedział, że trafił na swoistego wilka w owczej skórze. Hachirō był wojskowym, co prawda nie najlepszym w walce wręcz, ale jednak dalej był doświadczony w tych kwestiach.
Dla niego samego bliskość, do jakiej teraz doszło, była raczej testowanie samego chłopaka. Moroi nie posiadał jako takiej moralności, co pozwalało mu na robienie wielu rzeczy, od jakich inni ludzie się wzbraniali przez wstyd. Chciał sprawdzić, jak odważny będzie jego towarzysz i czy mocny jest tylko w gębie — choć bardziej dyplomatycznie i adekwatnie byłoby powiedzieć „w ustach”, bo na gębę to Ryo swoją buźkę miał jednak za uroczą.
 – No… Na serio, ehe~ Nie wiem, czemu tak jest. Ale podobno mi pasuje. Tak słyszałem od różnych ludzi. – Ale nie pasuje do twojego zawodu, mały oszukisto. Dlaczego milczysz? Czy wciąż boisz się, że mieszkańcy negatywnie podchodzą do wojska? Tak bardzo ubodłoby to twoją dumę?
 – „Nieprzyzwoite” to dość przyjemne słowo. Hi~wa~i~ hiwai~ – I by zaznaczyć swą sympatię wobec tego słowa, przedzielił je na sylaby, a potem wymówił tonem takim, jakby działo się coś oburzającego. – To już nie tak wyczuwalne teraz, ta różnica wieku. Jakieś trzy, może pięć lat wstecz i byłoby dużo bardziej nieprzyzwoicie~ Trochę szkoda. Lubię sięgać po to, co zakazane. Chociaż może to i lepiej? Mnie z tamtego czasu pewnie byś się przestraszył~ Taki groźny byłem. – Powiedział żartobliwie, choć jedynie po części żartował. Co prawda w tamtym czasie już nie tak mocno było to po nim widać, bo przystopowało go wojsko, ale wcześniejszy Hachi nie był zbyt dobrym kompanem do czegokolwiek. Zastanawiało go przez momencik, po co właściwie mówi o sobie aż tyle, jeśli w zasadzie nie wiąże większych nadziei z ich relacją. Minęło za mało czasu, by Hachirō mógł określić, czego tak właściwie oczekuje, choć odpowiedź wydawała się prosta.
 Chciał zabawy.
 – Ha, to świetnie. Bo moja tak samo – Posłał mu kolejny uśmiech, po czym wstał i zebrał naczynia. Wiedział, że nie musiał tego robić, ale i tak te resztki kultury, które się w nim ostały, nakazywały mu postępować w ten sposób. Odniósł je do lady, mając w głowie słowa swojego towarzysza, które póki co zignorował, po czym zapłacił za całość, obdarzając przy tym kobietę za ladą wyjątkowo uprzejmym uśmiechem. Wygląd był jedynym, co miał. Odwrócił się znowu do Ryouty, ukłonił się i wyciągnął do niego rękę, drugą schował za plecami i się ukłonił, przybierając możliwie najbardziej czarującą minę; nic, tylko się spodziewać, że nazwie Ryoutę paniczem albo, że powie „yes, my lord”.
 – Zechcesz towarzyszyć mi na nowej drodze życia, Ryo-tan~? – Zapytał celowo obniżonym prawie do pomruku głosem. – Na dobry początek… W zasadzie to bym jakąś wodę kupił! Bo kawa to trochę słodka jednak. Ty w sumie też, ale ciebie nie muszę jeszcze popijać – rzucił tak, jakby komplementował czyjś kapelusz. A, właśnie; ten swój nasadził w międzyczasie na głowę, a rękę zabrał i wetknął w kieszeń zanim chłopak ewentualnie zdążył jej dotknąć.
 – Nie lubię chodzić za rękę~ – A to dlatego, że pachniało mu to, zamiast szczenięcą miłostką, jakimiś wybujałymi zobowiązaniami. Nie przepadał za takimi rzeczami, a wymaganie ich od niego było jak strzał w kolano. Wyszedł więc z lokalu, czekając z otwartymi drzwiami, aż jego towarzysz zrobi to samo.
 – A! I lód? Wiedz, że trzymam cię za słowo! I w odpowiedniej chwili pociągnę za język – Ale że kto wyłapuje dwuznaczności w opóźnionym tempie? – Haa.. muszę tylko pomyśleć, gdzie by cię tu wziąć. Możemy równie dobrze pojechać gdziekolwiek i też będzie dobrze, hmm? – Zaproponował, samemu krocząc powoli w kierunku zejścia na stację metra. Tam powinno się dać kupić jakąś wodę i w istocie — natknął się na wymarzony sklepik. Litrowa butelka niegazowanej wody z lodówki lada moment znalazła się w jego ramionach.
 – Chcesz? – Zapytał chłopaka, stając pod ścianą z rozkładami i przyglądając się im. – Ja… ee, zaraz pewnie znajdę jakieś fajne połączenie do… Na Zachód pojedźmy! Tam da się znaleźć dość puste miejsca~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach