Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

- O tak, karm mnie zdrowymi rzeczami - zamruczała z lubością, wyobrażając sobie błogie pochrupywanie podsuwanych prosto pod nos przekąsek. Z odżywianiem się było o tyle przykro, że samo jedzenie już nie było takie kłopotliwe - to przygotowanie posiłku wymagało zwleczenia się z łóżka, fotela czy tam kanapy, podejścia do części kuchennej, wyjęcia warzywa z lodówki, obrania... o ile chciało jej się fatygować z robotą, kiedy komponowała obiad dla wszystkich mieszkańców, o ile jeśli miała skorzystać sama jedna, wysiłek wydawał się zbędny. Łatwiej było poczekać, aż przejdzie ochota na to czy tamto niż babrać się z wyciąganiem wszystkiego na wierzch. Stąd lepszymi przekąskami okazywały się te dostępne od ręki: czekolada, cukierki, a najczęściej i tak własne wypieki. Działanie na rzecz wspólnego dobra było niesamowicie motywujące i pewnie gdyby nie chęć karmienia współlokatorów czymś porządniejszym niż gotowe dania z najbliższej Stonki, Ver nie jadałaby prawie wcale. Tak więc układ był obustronnie korzystny, choć jeszcze wczasach licealnych panna Greenwood nigdy nie pomyślałaby, że może odnaleźć się w roli gospodyni na tak wczesnym etapie życia. Ale może to i dobrze - miała czym się zająć, gdy wszyscy zjeżdżali do domów czy zajmowali się swoimi sprawami, a ona nie miała żadnych dodatkowych zobowiązań.
- Uuu, pokaż mi potem. - Oczywiście nie w tej chwili, bo jakże śmiałaby zasugerować złamanie świętości gry! Mecz miał się właśnie zacząć, a żaden szanujący się kibic nie pozwoliłby, żeby jakieś błahostki rozpraszały jego odbiór. A rozgrywka, trzeba przyznać, była emocjonująca! Choć Verity nadal nie do końca rozumiała wszystkie szczegóły, to w najważniejszym wątku raczej nie było niejasności. Dlatego tak samo mocno przeżywała, kiedy domniemany sojusznik postanowił zrobić ich w balona i doprowadzić do porażającej klęski.
- No co za łajdak - mruknęła, obserwując jak morderca wiesza bohatera. W normalnych warunkach pierwszych kilka dźwięków pianina wydobywających się z głośnika telefonu rozbawiłoby ją natychmiast, ale atmosfera nie sprzyjała luźnym śmieszkom - przynajmniej nie od razu. Dopiero kiedy fragment piosenki przebrzmiał w ostatnim dźwięku a aplikacja pokazała opcję ponownego odtwarzania, zielonowłosa autorytarnie wyłączyła utwór jednym celnym stuknięciem palca o ekran.
- Dobra, twoje... trzy minuty depresji minęły, odwracamy podkówkę na ryjku i szoł mast gołomp - zarządziła, dla ilustracji podnosząc oba kąciki usta Nathana manualnie, przy użyciu obu dłoni. Przytrzymała je tak przez chwilę i spojrzała na powstały obraz, w tym samym momencie parskając śmiechem. Trudno było się nie roześmiać na tak pocieszny widok trolla pokonanego przez inne trolle!


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 14.12.17 19:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Siur! – Obiecał jeszcze i wsiąknął w grę jego marnego życia.
To znaczy, no, nie było marne, bo trochę udało mu się w nim osiągnąć (naplucie na czyjąś głowę z trzeciego piętra się liczy, co nie?), niemniej w całej tej otoczce beztroski i dziecięcej radości znalazłoby się kilka dramatycznych momentów! No bo z jakiego innego powodu miałby być tak zjebany, jak nie przez reakcję obronną na traumy? Mamusia mu zginęła podczas kąpieli w wannie, kiedy użyła żelu… uwaga, uwaga… POD PRYSZNIC… a tatuś stwierdził, że nie będzie tolerował czerwonej łepetyny pierworodnego, spakował manatki, zabrał kota Grubka (bo był gruby), a przed wyjściem wyznał, że Nathan jest adoptowany.
I wtedy wkroczył na nową ścieżkę w poszukiwaniu własnej tożsamości.
Łajdak to za mało powiedziane, to, to…! – Wstrzymał oddech, nadymając policzki w trakcie szukania najbardziej obraźliwego słowa, jakie znał. – …Rzezimieszek! – Odparł w końcu z oburzeniem godnym samego pana Buraka od Gonciarza.
I nie miał wcale za złe postępowaniu mordercy, powinien go powiesić i czym prędzej dorwać się do tyłka zdrajcy. A jeśli ten jakimś cudem przeżyje, Nathan z pewnością zapamięta jego nick i w przyszłości się odwdzięczy. Zresztą ze swoimi zdolnościami robienia psikusów na kontach innych użytkowników mógł to potraktować jako małą rozgrzewkę przed kolejnym kolosem z programowania, które i tak zdałby z palcem w pewnym ciemnym miejscu.
Ha? – Uniósł wysoko brwi, tak wysoko, jak Małysz skakał w telewizji, po czym spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Moje… „trzy minuty depresji”? – zacytował ze śmiesznie brzmiącym akcentem. – To bardzo poważna sprawa. Ty mówisz „trzy minuty depresji”, a ja „blizny na całe życie”. – I tutaj, w celu demonstracji, podwinął niebieski rękaw na prawej ręce i odsłonił skórę na przedramieniu ozdobioną kreatywnością kolegów. Kilka karniaków, krzywe buźki, napisy o trudnym do rozczytania foncie, z czego tylko słowa „dobre pomarańczowe” zostały wyraźnie napisane pisakiem.
Ściągnął rękaw (gdzieś tam w międzyczasie chowając telefon), a kiedy Verity postanowiła przyprawić go siłą o uśmiech, rzucił jej spojrzenie ocieplającego jajka pingwina i wysunął czubek języka w tym dziwnym wyrazie twarzy.
A może Ty też spróbujesz, co? – Podsunął z nagłym zainteresowaniem, tłumiąc w sobie śmiech agenta Smitha. – To bardzo proste, grając moim kawaii Dwightusiem masz już zapewnione czadowe perki. – Po raz kolejny dołączył do lobby i zaznaczył gotowość do gry, by za kilkanaście sekund ekran pociemniał i zaczął wyświetlać nowe, losowe wskazówki podczas ładowania. – Nie ufaj Grażynom, mają skilla w kamuflażu i zrobią Cię w chuja, zwyczajnie kucając w krzakach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Prawdziwy zbój - dodała jeszcze, w kolejnej obeldze dając upust szczerej niechęci do zdradzieckiego członka drużyny. Doprawdy bardzo satysfakcjonujące byłoby, gdyby okazał się kolejną ofiarą mordercy. Już takiemu naprawdę się należało! Choć w gruncie rzeczy Verity była wciąż średnio zorientowana we wszystkim tym, co wydarzyło się na ekranie, przynajmniej mogła szczerze podzielać niezadowolenie kumpla. Tak się po prostu nie robi, ludzie ludziom zgotowali ten los i #pamiętamy.
- A żebyś wiedział, że trzy minuty i ani chwili więcej. A blizny to ty masz w mózgu, panie mądry. - Dla demonstracji "zapukała" w czaszkę ukrytą pod czerwonym fryzem, jednak ze środka nikt nie odpowiedział.
A z tą depresją to mówiła całkiem serio. Spróbowałby tylko smucić się dłużej! Dla zielonowłosej perspektywa braku wyszczerzu na tej konkretnej mordce była tak druzgocąca, że zdecydowanie przez to nie do przyjęcia. Nathan i jego humor byli stałym elementem wszechświata, jak śmierć, podatki i pusty karton po mleku w lodówce. Gdyby tego zabrakło, jakiś filar całego uniwersum musiałby się złamać, a to doprowadziłoby do katastrofy na miarę zagłady ludzkości. I jak tu można było do czegoś takiego doprowadzić? Ver może nie miała zadatków na żołnierza sprawiedliwości czy innego superbohatera, ale gotowa była sięgnąć po różne osobliwe środki, żeby przywrócić stan rudzielca do zdrowego pozytywu. Nawet jeśli oznaczało to, że od czasu do czasu trzeba zrobić z siebie debila, czy też nawyprawiać trochę głupot. Takie działania nawet na nią samą miały pozytywny wpływ; nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem w jej życiu było tyle śmiechu i zabawy, co odkąd przeprowadziła się na stancję i stała się najpierw ofiarą dowcipów Kapitana, a potem partnerem zbrodni, jak Pinky dla Mózgu i Robin dla Batmana. To najprędzej, bo na dziewczynę Bonda nijak nie miała dostatecznych kwalifikacji.
Na gracza też nie stanowiła dobrego materiału, szczególnie wziąwszy pod uwagę jej zachwianą koordynację i kompletną nieumiejętność zręcznego działania, już tym bardziej pod presją. Nawet zaczynając z poziomu kompletnego laika w życiu nie poradziłaby sobie z uciekaniem przed mordercą po ekranie, a co dopiero kiedy usiłowano jej wpakować rozgrywkę na o wiele wyższym poziomie.
- Ty weź mnie nawet tak nie strasz - odparła od razu, kierując na czerwonowłosego spojrzenie nieco wytrzeszczonych oczek. No przecież nie mógł mówić serio. Dopiero co zarzekał się, że będzie zdobywał rangi i inne bajery, a teraz chciał to sobie zepsuć? I to jeszcze jej ręka-
... a, to miało pewien sens. No właśnie! Najłatwiej jest wcisnąć grę Bogu ducha winnej dziewczynie, a potem móc się tłumaczyć, że przecież to nie on zjebał. No jasne, i co jeszcze!
- Ej ale co ty, ja w to nie umiem, nie umiem, no weź się nie wygłupiaj, t-tak nie można, ja tu nawet nie... - wyrzuciła na jednym wdechu, choć głos jej zamierał tym bardziej, im bliżej załadowania była rozgrywka. Wreszcie zamarła na dobre, z uchylonymi lekko w panicznym wyrazie ustami i wzorkiem wlepionym w migające na ekranie wskazówki.
Typek chyba chciał, żeby biedna dziewoja zeszła na zawał.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Bo mózg w ogóle jest pofałdowany, pff, niewiele was uczą na tej biolce. – Odchylił głowę i, korzystając z okazji podsuniętej dłoni, dziabnął ją krótko w palce.
No takimi to na pewno by się nie najadł, ale przynajmniej nie smakowały jak pechowe fasolki z Harrego Pottera.
Niemniej Nathan, nawet gdyby faktycznie został dotknięty przez depresję, radziłby sobie ze zmartwieniami i problemami w inny sposób niż najczęstsza ucieczka w alkohol doprowadzająca do moralnego upadku. On zagłębiał się w najgłębsze czeluście Internetu, fundując sobie nieodwracalne urazy psychiczne po zetknięciu się z wymysłami ludzkości, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Ale luzik! Traktował to niemal jak pracę, widział już tyle dziwnych, niezrozumiałych i niemieszczących się w głowie rzeczy, że się na to uodpornił, a co gorsza – zarażał tym innych swoich znajomych, opowiadając z przejęciem o jakimś filmiku, gdzie murzynka nagrała odbieranie własnego porodu w rzece przy słoniach albo o innych tego typu pierdołach.
Jak dotąd ani razu nie udało mu się upić, był co najwyżej wstawiony, ale nie na tyle, by urwał mu się film bądź by nie dysponował resztką świadomości i racjonalności. Mógł to prawdopodobnie uznać za jakieś osiągnięcie – i nie martwił się ewentualnymi żenującymi materiałami z jego udziałem, które krążyłyby po Internecie. A co raz do Internetu trafi, już nigdy się stamtąd nie wydostanie, więc sprawa nie taka błaha. W gronie jego znajomych znajdowało się parę osób szczerze żałujących doprowadzenia się do stanu bezmózgiego zombie, konsekwencje ponosiły różne – zdrada, przypadkowy seks, wykorzystanie, publiczne ośmieszenie, wyłudzenie czegoś… Welp.  
Przecież nie ściągnąłem jeszcze spodni. – Zmarszczył brwi, robiąc głupią, niezrozumiałą minę. Pomińmy fakt, że spodni jako tako na sobie nie miał, tylko jednoczęściowy strój. Plus dwadzieścia do ochrony przed pedofilami. – A ja nie umiem w życie, ale nadal w to gram, bo w sumie niezła grafika. – Rozejrzał się przelotnie. – Tylko twórcy nie sprecyzowali czy ten restart gry faktycznie jest możliwy czy nie. Nie chciałoby mi się tworzyć postaci od nowa, wiesz, spędziłem na dopracowywaniu jej jakieś dziewiętnaście lat. Anyway! Zluzuj majtki, bo jeszcze za dużo krwi Ci się tam w dole nazbiera, a ja nie chcę przeżywać kolejnego czerwonego potopu. – Odwrócił ekran laptopa w jej stronę i podsunął bliżej myszkę wraz z podkładką. – Patrz, wygenerowało mapę szpitala psychiatrycznego! Full wypas, same zamknięte przestrzenie, więc łatwo się będzie schować przed mordercą. Jak go rozpoznamy, podpowiem Ci, jakiej taktyki użyć. Króliczy ryj lubi rzucać toporkami, doktorek używa psychozy, a trapper zastawia pułapki, także… pokaż im, kto tu rządzi, lwico! – Zachęcił, unosząc pięść w górę.
Początek gry zawsze zaczynał się spokojnie, dlatego przez pierwszą minutę nic nie powinno budzić niepokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Bo ty masz blizny w mózgu, a fałdy na brzuchu, o. - Dźgnęła palcem w rzeczony obszar dla prawidłowej prezentacji. - Wszystko masz nie tam, gdzie trzeba. Pewnie jeszcze coś ci się tam w środku poprzewracało, kiedyś rozkroję i sprawdzę - ostrzegła, choć w sumie była to groźba bez pokrycia. Nie przygotowywała się do bycia chirurgiem, nawet nigdy nie miała takiego zamiaru, bo otwieranie czyichś trzewi ostrym narzędziem w gruncie rzeczy ją przerastało. Jeszcze tam pół biedy, kiedy organy wewnętrzne prezentowano na przykładzie zmarłej już osoby, a co innego, kiedy trzeba było dopilnować, by pacjent po ponownym zaszyciu był w stanie nadal funkcjonować. A Verity była taką gapą, że w przypadku operacji na bank zgubiłaby coś między jelitami delikwenta lub uczyniła jakąkolwiek podobną szkodę. Nie, w jej przypadku lepiej było się trzymać z daleka od bezpośrednich manewrów przy żywych ludziach i skupić się na badaniu zawartości szkiełek i probówek. Nawet jeśli miała już na koncie kilka rozbitych sztuk - na szczęście z niczym groźnym, a na swoją obronę miała to, że naprawdę nie miała jak zobaczyć kolegi z grupy, który wyłonił się nagle zza rogu.
Więc to w sumie nawet nie była jej wina.
- Yyyy... - wyrzęziła, widząc jak zgodnie z obwieszczeniem rudzielca, na ekranie pojawia się pierwszy kard, niechybnie przypominający szpital psychiatryczny. Greenwoodówna może zareagowałaby na to nieco lepiej, gdyby sama kiedyś nie przebywała w placówce dla osób z problemami przez dłuższy czas i raczej nie była to ta kategoria wspomnień, do której jakoś szczególnie chciałaby wracać. Szczególnie, gdy ten powrót był podrasowany efektami rodem z horroru i atmosferą grozy.
- Chyba już wolałabym, żebyś zdejmował spodnie - oznajmiła z nutką paniki w głosie, wciąż wpatrując się nieruchomo w ekran. Gra jednak rozpoczęła się, nie pozostawiając jej wyboru. Koślawo bo koślawo, ale usiłowała sobie jakoś poradzić, chociaż nadal nie miała zielonego pojęcia, od czego zacząć i jak się do tego wszystkiego zabrać.
- Zabiję cię - rzuciła, a choć skupiona była prawie całkowicie na doprowadzeniu się do jakiegoś porządku w grze, nie było wątpliwości, do kogo tak naprawdę mówi. Gnojek, siedział teraz pewnie z wyszczerzoną miną, taki zadowolony z siebie, że biedna dziewczyna przez niego dostaje instant zawału co dwie sekundy, niepomny tego, że jeśli się w którymś momencie wystraszy, to rzuci jego bezcennym laptopem przez cały pokój.
Kusiło. Oj, jak kusiło!
Ale niestety, na to była zbyt rozsądnym człowiekiem i nim zabrała się do niszczenia mienia, zamierzała przynajmniej spróbować przeżyć pierwszą minutę. Jak na nią to i tak było sporo, bo w większości przypadków odpadała w przeciągu pierwszych trzydziestu sekund. Jak do tej pory jej rekordem były pięćdziesiąt dwie i to tylko dlatego, że tamta gra była wyjątkowo prosta.
- Mi się to nie podoba. Mi się to nie pod- no i co niby teraz?!
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Fałdy to ma moja prowadząca od analizy matematycznej. Przyszła kiedyś w bluzce odsłaniającej brzuch, a jak się pochyliła nad komputerem, to wsunąłem jej w te fałdki kawałek papieru. Wiesz, że trzymał się tam przez całą godzinę? Na końcu to nawet pożółkniał od tego tłuszczu! – Zrobił zniesmaczoną minę na wspomnienie malujące się przed oczami jego wyobraźni. – Zastanawiam się, czy… – Urwał w połowie. – A w sumie, nevermind! – Zbagatelizował sprawę, bo może poruszanie tematu fałd w innych miejscach niż brzuch to kiepski pomysł jak na tę porę dnia. Nie chciał odpowiadać za koszmary Verity, a tych czasami był świadkiem.  
Nie no, ostatnie prześwietlenie miałem jakieś dwa lata temu i wszystko było w porządku. Chyba że… chyba że to spisek! Może jestem takim geniuszem, bo w mój mózg wszczepili obce DNA? A teraz obserwują mnie, by sprawdzić, jak sprawuję się w społeczeństwie? Ale jeśli ich eksperyment się powiedzie, to oznacza, że nastanie inwazja. Ludzie stracą wolną wolę, ich układ nerwowy zostanie przejęty przez siły wyższe, może w ogóle przejmą ciała. To jak w tej książce „Intruz”! Czytałaś? Cholibka, jestem na straconej pozycji. Verity. – Spojrzał na nią niezłomnie. – Musisz mnie zabić. Musisz mnie zabić, póki wciąż jestem sobą… cholera, nie, nie mogę Ci na to pozwolić. – Zacisnął powieki i uniósł dłoń do serca. – Nie dałabyś rady nieść tak ciężkie brzemię morderstwa… Wiem. Mam przecież wewnętrzny system autodestrukcji, właśnie na taką chwilę! – Otworzył oczy i przesunął się nieco w tył, by zwiększyć dystans między sobą a dziewczyną. – Pamiętaj, że… zawsze byłaś dla mnie ważna. Nie przygotowałem żadnej mowy pożegnalnej, bo nie spodziewałem się tak prędkiego nadejścia mego końca. W testamencie zapisałem Ci swoje gry komputerowe i komiksy. Sprzęt możesz zniszczyć, jest w nim zbyt wiele tajnych informacji, wiedziałaś, że dyktator lubi pączki z nadzieniem jagodowym? I ten… you know… wierzę w Ciebie. Poradzisz sobie beze mnie. – Wyprostował plecy, uniósł podbródek, a nieobecny wzrok wlepił gdzieś nad przyjaciółką. – Proces autodestrukcji aktywowany. Nieodwracalna utrata danych nastąpi za pięć… cztery… – zaczął wyliczać modulowanym tonem głosu – trzy… dwa… jeden… – Drgnął, zamknął powoli powieki, a później opadł luźno plecami na materac jak szmaciana lalka.
Rip Kapitan Huddle 3k4.  
I rip Verity, która pozostała sama z rozpoczętą rozgrywką. Nie wyglądało na to, by Nathan miał zmartwychwstać i pomóc jej przeżyć rundę. Co prawda na ekranie pojawiły się już dwie inne osoby – survivorzy – ale zajęci byli przeszukiwaniem skrzyń i badaniem najbliższego terenu. A kiedy pojawiło się bicie serca w ramach ostrzeżenia przed zbliżającym się mordercą, uciekli gdzieś, chowając się po kątach.
Bum-bum.
Bum-bum.
Morderca czyhał już tuż za rogiem…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Pfeh - skomentowała tylko, krzywiąc się na to okropne wyobrażenie. Pamięć postanowiła dołożyć ognia do pieca i przypomnieć jej sąsiada, który zajmował sąsiednie mieszkanie w wieżowcu, w którym mieszkała jeszcze w M-1. Facet miał osobliwy zwyczaj prezentowania swoich obłych kształtów przy każdej okazji - czy to wylegując się na balkonowym leżaku w samych gatkach i podkoszulku, czy też w takim stroju otwierać drzwi, wychodzić na klatkę schodową, wyciągać pocztę ze skrzynki na listy. Nie potrafiła przywołać żadnego wspomnienia, w którym ów sąsiad miałby na sobie jakikolwiek inny ubiór, więc prawdopodobnie nigdy nie była tego świadkiem - podobnie szokujące wydarzenie z pewnością zapadłoby jej dobrze w pamięć.
- Geniuszem? - wtrąciła sceptycznie w trakcie dramatycznego monologu, godnego miana drugiej Wielkiej Improwizacji. A tak naprawdę, to niegodnego. Mogłaby oczywiście poudawać, jak to bardzo przejmuje się cała tą historyjką o eksperymentach genetycznych i autodestrukcji - czasami nawet tak robiła, ledwie powstrzymując się od śmiechu - ale tym razem przyjęła wygłupy Nathana z ironicznie pobłażliwym uśmieszkiem. Kiedy wreszcie padł na materac, udając martwego, jak gdyby nigdy nic zwróciła spojrzenie na ekran.
I zamarła. Wlepiła tępy wzrok w mieszaninę pikseli i wytrzymała jakieś trzy sekwencje bicia serca, nim jednym, gwałtownym ruchem zamknęła laptopa i rzuciła go w kierunku rudzielca, nie przejmując się w ogóle, czy urządzenie złamie mu żebra albo nie spadnie na ziemię. W tym momencie napięcie stało się zbyt duże, by mogła jeszcze je wytrzymywać; w efekcie mocnym szarpnięciem owinęła się kołdrą wraz z głową, chowając się całkowicie pod materiałem, zwinięta w ciasną kulkę. Było to może przedstawienie nieco na wyrost, ale przecież właśnie tak funkcjonowali - raz odgrywając zgon, innym razem stając się wystraszonym embrionem.
- Jesteś okropny - mruknęła wewnątrz swojego szczelnego kokonu, co na zewnątrz pewnie musiało brzmieć jak kompletnie niezrozumiały bełkot. Dałaby jednak głowę, że Kapitan wiedział doskonale, co ma mu do przekazania, a co więcej - nic sobie z tego nie robi. Na pewno bardziej przejął się swoim cennym komputerkiem, który w tej chwili własnie podlegał ryzyku doznania nieodwracalnych szkód.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Nathan mógł podzielić się z nią o wiele obrzydliwszymi opowieściami z życia, ale z uwagi na płeć i delikatny charakter wolał nie narażać przyjaciółki na odruchy wymiotne. Fałdy tłuszczu zmieniające kolor wsuniętych między nie przedmiotów to pikuś! Chase (jego bratnia, równie zjebana, dusza) padł kiedyś ofiarą BIEGUNKI, jednak najgorszym szczegółem w tym momencie był jednoczęściowy kostium. Zanim zdążył wyskoczyć ze skóry Pikaczu, Kapitan Huddle patrzył, jak jego tyłek się powiększa i przybiera nienaturalnych kształtów. Później w nos uderzył śmierdzący pocisk i wszystko stało się jasne. Pozostawieni na pastwę losu, na zadupiu (zachciało im się bawić w wędrowców wiedzionych przez Pokemon Go), w dodatku z zepsutym zamkiem od stroju kumpla musieli jakoś wytrwać i z dumnie uniesioną głową dostać się bezpiecznie do domów.
Po raz pierwszy życie Nathana przeleciało mu przed oczami, gdy Chase poślizgnął się na skórce od banana, zrobił fikołka w powietrzu i wylądował mu tyłkiem na twarzy. Śmiał się później, że nosił odbicie przystojnego oblicza Huddle’a na swoim siedzeniu, a kiedy udawał, że coś mówi, po prostu wypuszczał gazy. Sęk w tym, że te gazy wypuszczał coś za często. Czyżby zaburzenie HOMEOSTAZY drobnoustrojów jelita? Nie pełnił funkcji lekarza, nie znał się na tym. Powinien kiedyś podpytać o to Verity.
Zaczął się zastanawiać, czy podesłał jej link do rapowej piosenki o biochemii. Co prawda kompletnie nic z tekstu nie ogarniał, bo utwór stworzył jakiś Polaczek-Cebulaczek, ale dla beki postanowił nauczyć się chociaż dwóch wersów i czasami śpiewał sobie pod prysznicem „jestem biol-chem, uświadom to sobie-sobie”. Upodobał sobie nawet jedno skomplikowane słowo, które z trudem poprawnie wychodziło z jego ust, bo za każdym razem, gdy układał je w „ADENOZYNOTRIFOSFORAN” to pobrzmiewało to jako „adenożryjnotenfiran”.
…Właśnie, Verity.
Chyba mu się umarło w międzyczasie.
Czekał dzielnie na rozwój akcji z nadzieją, że podoła temu trudnemu wyzwaniu, więc w chwili oberwania laptopem w żebra ledwo powstrzymał się od gwałtownej reakcji w postaci uniesienia się i oburzenia takim potraktowaniem jego kochanego sprzętu. Jeśli tak obchodziłaby się z innym sprzętem, z pewnością więcej nie przekraczałby progu tego pokoju.
Niemniej wstrzymał powietrze, odganiając od siebie myśli typu „O NIE, MÓJ LAPTOP, MOJE DZIECIĘ, TY CHORA KOBIETO, NA STOS Z TOBĄ”, i wewnętrznie uronił łzę, jak Ci wszyscy piłkarze podczas symulowania faulu. Zastanawiał się, czy jest sens dalej udawać martwego, ale Verity miała na to wywalone, co złamało mu serduszko. Postanowił więc skupić się na urządzeniu i zgarnął je zaraz do siebie, mocno przyciskając do piersi.
Już dobrze, tatuś jest obok, ćśś… – Pogładził pokrywę dłonią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedziała zwinięta w swoim kołderkowym kokonie i przeczekiwała złość. Nie cierpiała, kiedy Nathan wywijał jej takie numery, doprowadzając ją do zapaści sercowej i jeszcze podchodząc do tego tak lekko. Dobrze wiedział, że nie znosiła takich rzeczy, ale przecież w końcu nie byłby sobą, gdyby się z nią nie drażnił przez przynajmniej dziesięć godzin dziennie. Z drugiej zaś strony Verity też musiałaby doznać ciężkiego urazu mózgu, żeby się potem na rudzielca długo gniewać. Właściwie przeszło jej w kilka sekund po tym, jak wymruczała na jego temat kilka nieprzychylnych słów, ale nie zamierzała wychylać nosa zza kołdry, dopóki starszy nie wykaże jakichś oznak życia. Była przekonana, że nawet jeśli chciał nadal bawić się w udawanie martwego, troska o rzuconego niedbale laptopa okaże się silniejsza, niż chęć odstawienia przekonującej scenki. I nie omyliła się - ledwie najdłuższa wskazówka zegara wydała z siebie kilka cichych tyknięć, do uszu zielonowłosej doszedł przytłumiony głos chłopaka, obecnie czule zajmującego się swoim sprzętem. Nie przerywała im tej chwili sam na sam, w końcu niech się biedaczek nacieszy, że jego najwierniejszy towarzysz życia będzie nadal zdolny do użytku. Co najwyżej nigdy więcej już nie zostanie powierzony w ręce Verity... choć nie, w zasadzie zapewne na groźbach by się skończyło. Przecież nie odmówiłby sobie maltretowania panny Greenwood wszelkimi dziwactwami wygrzebywanymi z dalekich głębin internetu, a tylko w taki sposób mógł mieć pewność, że zmierzy się z nimi od początku do końca.
Linki, wiedziona doświadczeniem, otwierała rzadko i z ogromna dozą ostrożności.
Uznawszy, że czas na romantyczne tête-à-tête Kapitana i jego laptopa dobiegł końca, zachichotała złowieszczo spod pościeli. Był to jedyny sygnał ostrzegawczy, łatwy do przeoczenia, szczególnie że gruba warstwa materiału skutecznie tłumiła dźwięki. Nie powinna w końcu pozbawiać się przewagi, jaką dawał jej efekt zaskoczenia - we wszystkich pozostałych polach jej statystyki były znacznie niższe. Dlatego też korzystając z tego, że chłopak nadal jest zajęty głaskaniem obudowy, obróciła się nieznacznie w swoim ukryciu, tylko po to, by w następnym momencie wystrzelić jak zerwana struna. Jak prawdziwy pościelowy ninja rzuciła się na rudzielca, więżąc go pod zwałami kołdry aż po samą szyję. Przy okazji usiadła mu okrakiem na jednej nodze, co nie było celowe, ale skutecznie ograniczało możliwość ucieczki.
- Źle kończą ci, którzy ze mną zadzierają! - zadeklarowała pompatycznie, strzelając w okularnika łobuzerskim uśmiechem. Przekręciła głowę na bok, wytrzeszczając nieco oczy, co nadało jej wygląd przywodzący na myśl małe dziewczynki z horrorów. Przez chwilę przyglądała mu się w ten sposób z odległości wyciągniętych ramion, po czym wyprostowawszy się nagle, wybuchnęła przytłumionym śmiechem.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Gdyby tylko dysponował kamerą (kamerą, nie aparatem w telefonie), nakręciłby właśnie odcinek pod tytułem „Verity w środowisku naturalnym”, demonstrując, jak obchodzić się z tym zagrożonym gatunkiem i jak nie paść trupem pod jego złością. W tym celu wykonałby trick z psimi oczami, stając się najbardziej niewinną istotą na świecie, bo przecież jak taki słodki Stitch mógłby komuś zawinić? Jego to tylko kochać i karmić!
Nie daruje za to przyjaciółce tej wyrzuconej paczki pikantnych chipsów. Może i były przeterminowane, ale stalowy żołądek Kapitana z chęcią by to przetrawił. Jadał już gorsze rzeczy (pizzę z ananasem chociażby) i jeszcze nigdy nie umierał po tym.
Coś w powietrzu uległo zmianie.
Przytulał swój sprzęt do piersi, dziękując niebiosom za decyzję o kupnie modelu z trwalszych materiałów, co okazało się przydatne teraz, kiedy współlokatorka postanowiła go zdradzić i ukazać swoją prawdziwą naturę. Już nigdy jej nie zaufa, już nigdy nie przytrzyma jej drzwi (wcale się nie gapił wtedy na tyłek, po prostu pokazywał język za plecami), już nigdy nie pofatyguje się po podpaski do sklepu, by wrócić z kilkoma poprzyklejanymi na czole czy uszach („Ver, pacz, jestem elfem!”), już nigdy nie zrobi sobie z nią snapa z zaskoczenia (#sis #surprise #lol)… do czasu, aż nie przekupi go jakimś fast foodem albo dobrą grą.
Nie wywęszył nadchodzącego ataku.
Aa! – pisnął jak mała dziewczynka (celowo for sure) i skulił się, chowając laptop w ramionach. – Vertus Szkaradus mnie zaatakował! – Oświadczył z trwogą, rzucając jej posturze kontrolne spojrzenia z dołu, próbując zarazem jak najbardziej wcisnąć się w swój niebieski strój, jakby miał go uchronić przed złem tego świata. – Ale ja jestem przygotowany. Nie po to przechodziłem dwutygodniowy kurs obrony przed współczesnymi dinozaurami w ciele moe, by teraz popuścić w gacie! – Wysunął podręczny komputer na sam koniec łóżka, z dala od strefy zagrożenia, po czym uniósł się do siadu i wyciągnął ręce ku współlokatorce. – KAMEHAMEHAAA! – Zapomniał na moment o obecności śpiących za ścianą, może te dzikie krzyki nie zaburzą ich snu. Najwyżej stwierdzą, że pozostała dwójka musi mieć ciekawe zajęcia w środku nocy i że lepiej im nie przerywać…
Odparł natarcie Verity, samemu się na nią zwalając i nie było w tym ani trochę litości – ponad siedemdziesięciokilogramowy geek przycisnął ją na całej długości ciałem do materaca. – …Ty serio masz cycki czy to po prostu kołdra? – Zdziwił się, zerkając w dół, na gruby materiał, który ich dzielił. To na pewno podwinięta pierzyna.
I nie zamierzał za prędko z niej schodzić, całkiem wygodnie mu się leżało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cokolwiek pomyśleli sobie pozostali współlokatorzy na tę mieszankę śmiechów, pisków i wrzasków, na pewno zawierało co najmniej kilka solidnych przekleństw. Szczególnie pod górkę miała druga dziewczyna, która z zielonowłosą dzieliła ścianę, przez co wszystkie głośniejsze dźwięki na pewno wyrywały ją ze snu, tym bardziej w momencie, w którym zajęta zabawą dwójka przestała się przejmować tym, jak późna jest pora. Chyba dobrym pomysłem byłoby, żeby nieszczęsnej dziewczynie sprezentować pod choinkę spore opakowanie stoperów do uszu, żeby chociaż raz na jakiś czas mogła się porządnie wyspać. W przeciwnym wypadku może się okazać, że któregoś pięknego dnia zarówno Kapitan jak i jego zielonowłosa Porucznik (niech doceni, że wybrano jej niższy stopień!) zginą w zamachu zorganizowanym przez pozostałą dwójkę mieszkańców. Mogła ich ocalić tylko nieustanna czujność!
Tej ostatniej niestety zabrakło właśnie pannie Greenwood, która nie mogąc złapać oddechu z powodu rozśmieszających ją coraz bardziej krzyków rudzielca. Stąd też gdy nastąpił kontratak, nie miała żadnych szans - zaryła plecami w materac (dobrze, że nie postanowili bić się na panelach!), przygwożdżona bezlitośnie całym ciężarem współlokatora. Z drugiej strony, choć w teorii straciła właśnie przewagę w tej osobliwej bitwie, nie mogła nie wybuchnąć jeszcze głośniejszym śmiechem, ledwie radząc sobie z braniem wdechów. W zewnętrznych kącikach oczu już miała łzy, jak raz niespowodowane żadnym załamaniem.
- Parlay! - zawołała, kiedy tylko udało jej się odzyskać władzę nad głosem. Filmy o piratach na coś się przydawały; mogła nie znać francuskiego poza tym jednym słowem, ale właśnie teraz mogło jej to ocalić życie! W walce na masę nie miała szans z zadeklarowanym chipsożercą, ale negocjacje mogły ocalić jej skórę. Może będzie w stanie przekupić go jedzeniem lub jakąś przysługą... lub odwrócić jego uwagę na tyle skutecznie, by odzyskać dominującą pozycję.
- Żartujesz, nie? - Na chwilę opanowała śmiech, spoglądając na Nathana z politowaniem. - Jedyne jakie mam, to te drobiowe w lodówce. Nie przenoś swoich fantazji na biedną kołdrę. - Parsknęła znów śmiechem. Nie żeby naprawdę miała budowę deski do prasowania, bo odkąd jadłowstręt nieco jej zelżał, udało jej się wyhodować nieco tkanki tłuszczowej w odpowiednich miejscach ciała; nadal jednak jednym z jej ulubionych żarcików pozostawało "tak bardzo podobają mi się plecy, że sprawiłam sobie dodatkową sztukę z przodu". Zresztą, przez sposób ubierania zielonowłosej, osobom trzecim trudno było ocenić sytuację za pomocą samego tylko wzroku. Pod luźnymi bluzami i swetrami mogła mieć nawet bliźniaczkę syjamską przyrośniętą do mostka i nikt by się nie zorientował! Była to całkiem przydatna rzecz przy szmuglowaniu własnych przekąsek do kina bez konieczności zabierania dużej torebki. Trzeba było tylko uważać, żeby przypadkiem na kogoś nie wpaść, bo cały wikt mógłby się paskudnie zgnieść.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach