Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Czas: tydzień temu.
Miejsce: mieszkanie studenckie.
Uczestnicy: Verity i Nathan.

Wiecie, jakie to uczucie, gdy odcinają wam Internet, bo zupełnie przypadkowo zapomnieliście go opłacić? W Kapitana Huddle’a uderzyła ciężarówka ze śmiejącym się bezlitośnie dostawcą i chociaż chciał mu odpowiedzieć środkowym palcem, to przecież spłaszczył się na ziemi jak ciasto pieczone przez laika. To oczywiście nie mogło przekreślić jego planów odnośnie zarwania nocy na rzecz wbijania rangi – każdego trzynastego dnia miesiąca zostały resetowane, miał ostatnią szansę, by wykazać się jako Ocalały i wbić na swej postaci najwyższy poziom. Jak przegra zakład z kolegą, będzie musiał przez tydzień przychodzić w stroju kurczaka na uczelnię, niezły przypał, ale przynajmniej dobry pretekst do wydawania dziwnych odgłosów i udawania większego idioty, niż się w rzeczywistości było. Prowadzący zajęcia znali go na tyle dobrze, że może nie od razu wyprosiliby go z sali. To nie tak, że na co dzień zachowywał się jak poważny, dorosły człowiek.
Niemniej! Od czego miało się darmowe wifi w bloku mieszkaniowym?
No nie miał pojęcia, bo właśnie wpatrywał się w komunikat od Steama informujący o braku połączenia. Zamrugał powoli, jakby siłą woli próbując zmienić obecny stan rzeczy, ale kiedy to nie przynosiło żadnych skutków, wyprostował powoli plecy, siedząc po turecku na łóżku, i ściągnął okulary. Wziął głęboki wdech i przymknął oczy.
…NO KURCZACZKI, BYT NAWET W REALNYM ŚWIECIE MUSIAŁ SIĘ NA MNIE UWZIĄĆ – jęknął niepocieszony, dodając w myślach kilka niepochlebnych epitetów zaadresowanych do oferowanego przez wspólnotę wifi, po czym, nie chcąc tracić ani chwili, zerwał się z miejsca jak ukłuty igłą w tyłek i zdążył tylko capnąć za swój laptop, nim nie wypadł z pokoju.
Ciemność go zdezorientowała. Ktoś zgasił światło, zapomnieli uregulować rachunek za prąd, a może przemalowali ściany pod jego nieobecność? To akurat byłoby czadowe, bo nie widział jeszcze czerni absolutnej, niestety kiedy wzrok zaczął przyswajać nikłe światło wpadające przez szczeliny w oknach zrozumiał, że po prostu dysponował chujowym poczuciem czasu. Jak to się stało, że ledwie godzinę temu wrócił z uczelni prowadzony popołudniowymi promieniami słońca, a teraz nagle wyrzuciło je poza skalę? To znaczy horyzont.

Tak właściwie, to chyba wrócił do mieszkania jednak osiem godzin temu…
Nieważne.
Pokonał odległość może najwyżej dwóch metrów i znalazł się pod drzwiami swojego jedynego ratunku. Zapukał cicho, przystawił ucho do powierzchni drewna i nasłuchiwał.
Verity? – szepnął konspiracyjnie. – Veeer. – Dodał zaraz głośniej. W dupie śpiący współlokatorzy, on miał ważny mecz do rozegrania! – Veruś, ratuj. Nie czas na spanie. Jesteś piękna i bez tego, a teraz otwieraj oczy i save me from depression. – Ostatnie słowa wypowiedział niemal śpiewająco, przeciągając końcówkę, przy czym ponownie skonfrontował pięść z drzwiami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedyś w końcu musiała to zrobić; poświęcić jedno popołudnie na porządną powtórkę z chemii, żeby później mieć mniej nauki przed egzaminami. Było o tyle łatwiej, że akurat ta dziedzina szła jej zawsze dość sprawnie i choć zakładała, że będzie musiała poświęcić na to dość sporo czasu, to jednak nie powinno być zbyt kłopotliwie. Po powrocie z zajęć zrobiła tylko obiad, ale nawet go nie tknęła. Zazwyczaj gotowała dla wszystkich i każdy sobie odgrzewał, kiedy komu było wygodnie. Verity z reguły robiła się głodna dopiero później wieczorem, więc póki co mogła się wziąć do pracy.
Rozłożyła na biurku książki i zeszyty, a z laptopa odpaliła playlistę ze spokojnymi piosenkami. Z głośników popłynęły covery popularnych piosenek wykonywane na gitarze klasycznej, które choć rozbrzmiewały zgrabnie w całym pokoju, od pewnego momentu przestały docierać do świadomości zielonowłosej, która już po kilku minutach całkowicie wtopiła się w świat chemii organicznej. Usiadła na fotelu obrotowym z nogami skrzyżowanymi po turecku, jak to miała w zwyczaju. Pochylona nad zeszytem przeznaczonym do ćwiczeń, sprawnie zapełniała kolejne linijki równaniami reakcji, przeliczeniami proporcji i schematami budowy węglowodorów. Schylała głowę coraz niżej, niemal szorując czubkiem nosa po papierze, by raz na jakiś czas zreflektować się co do nienaturalnego wygięcia kręgosłupa i rozprostowywała plecy, rozciągając przy okazji. Około osiemnastej zrobiła przerwę na obiad, zauważając z zadowoleniem, że już połowa przygotowanego przez nią posiłku zniknęła - a więc okazał się jadalny dla reszty wesołej gromadki. Dopisała jeszcze za pamięci kilka pozycji na przypiętą magnesem do lodówki listę zakupów, stawiając trzy wykrzykniki przy cukrze. Jako dodatek do herbaty był w tej chwili towarem do priorytetowego zdobycia, jednak pannie Greenwood ani trochę nie chciało się fatygować po sprawunki, nawet do sklepiku na parterze ich budynku, do którego czasem chadzała nawet w piżamie.
Zakończyła powtórkę dopiero wtedy, kiedy nie pozostała absolutnie żadna wątpliwość w żadnym z zadań ze zbioru. Miała niezachwianą pewność, że im bliżej okresu egzaminacyjnego, tym więcej będzie otrzymywać wiadomości z prośbą o wytłumaczenie tego czy innego przykładu. Teraz, dzięki zgromadzeniu wszystkiego w jednym zeszycie, będzie mogła błyskawicznie przyjść z pomocą koleżankom i kolegom z roku. Tak było im wszystkim wygodniej: każdy wspierał innych w tym, w czym sam był dobry. I tak każdy, kto chciał zawalczyć o dobre oceny, musiał się sam porządnie przyłożyć i nauczyć.
Nim pozbierała wszystkie materiały i odłożyła schludnie na regał, było już dawno ciemno. Szum samochodów przejeżdżających ulicą nieopodal jej okna powoli cichł, choć nigdy nie znikał do końca. Odgłosy życia w mieszkaniu również gdzieś zginęły, sugerując, że pozostali lokatorowie zdążyli już znaleźć się w łóżkach. Choć nie - wybierając się do kąpieli dojrzała kątem oka delikatne światełko migające gdzieś pod drzwiami Huddlestona. No tak, ten na pewno przesiadywał do późna, wpatrzony w monitor.
Z ulgą rzuciła się wreszcie na łóżko, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo zmęczyło ją to nieszczęsne zakuwanie. Wcześniej jakiś niewytłumaczalny sposób czuła się raczej rześko, ale ledwie policzek zetknął się z materiałem poduszki, wyczerpanie uderzyło w nią jedną, ogromną falą. Oczy zamknęły się same, kiedy tylko zielonowłosa ostatkiem sił wpełzła pod kolorową kołdrę. Było tak spokojnie i błogo, że mogłaby zasnąć właściwie w tym samym momencie. Już czuła, jak odpływa powoli w krainę snu, osuwając się coraz bardziej w ciemność i-
Puk puk puk
Najpierw nie ruszyła się, licząc na to, że chłopak jednak się podda. Zobaczy, że już zasnęła i wróci do siebie, a cokolwiek chciał - załatwi rano. Kiedy jednak zaczął nawoływać, ryzykując obudzenie pozostałej dwójki mieszkańców, w Verity błysnęło zaniepokojenie.
A może to coś ważnego?
Wydała z siebie zbolały jęk, unosząc głowę znad poduszki i spoglądając ku drzwiom przez na wpół otwarte oczy.
- No wchooodź - mruknęła przeciągle, na tyle głośno, by Nathan miał szansę dosłyszeć ją zza drzwi. Zaraz też oparłszy się na ręce usiadła na łóżku i odgarnęła włosy z twarzy, by nie zasłaniały jej widoku na nocnego gościa.
- Co się stało? Gdzie się pali?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Powtórki Kapitana Huddle’a prezentowały się w następujący sposób – brał książkę do ręki, parę razy obracał ją na różne strony, wąchał, kartkował, wpatrywał się w przypadkową stronę przez kilkanaście długich sekund, by ostatecznie z miną pod tytułem „są drugie terminy, bitch please” odrzucić lekturę na biurko i chwycić z powrotem za laptop. Miał o tyle dobrze, że na studiach informatycznych zdarzało mu się zwyczajnie nudzić, i tak przekraczał poziomem wiedzy większość rówieśników. Ba, sporadycznie musiał nawet poprawiać profesorów albo dzielić się łatwiejszymi do przyswojenia przez młodzików wyjaśnieniami pewnych działań, wszystko to wynikało z szerokiego zainteresowania wspomnianą dziedziną, a także czasem, jaki spędzał nad naukowymi artykułami.
On i poddanie się? On i zaprzestanie walenia w drzwi Verity? Mógłby na to odpowiedzieć takim oto memem.
Nie zamierzał ruszyć się spod jej pokoju, dopóki nie dostałby chociaż grama zainteresowania. Co prawda nie była jedyną osobą w tym mieszkaniu, ale z pozostałą dwójką nie dogadywał się tak wyśmienicie. Nie, od kiedy wpadł na genialny pomysł mianowania ich swoimi królikami doświadczalnymi w robieniu pranków. Sporządził dokładny harmonogram dnia każdego z nich i, w odpowiedniej chwili, wcielał swoje plany w życie. A to kostka rosołowa w słuchawce od prysznica, a to zamiana cukru na sól albo zaklejenie muszli klozetowej przeźroczystą taśmą… problem pojawiał się, kiedy słyszał oburzenie w jego wykrzykniętym imieniu. Wówczas pakował manatki i cichaczem spierdzielał z mieszkania, dwa razy zdarzyło się nawet oknem, a on żałował, że nie mógł spuścić się po włosach jak Roszpunka.
Mamy to, proszę państwa, właśnie dostał pozwolenie na lądowanie!
Nacisnął na klamkę, uchylając drzwi.
Wzium! – Kucnął i koziołkiem wpadł do środka, przy czym przycisnął laptop do piersi. – James Bond wkracza do akcji. – Zameldował, uniósł gwałtownie głowę i jej szybkimi ruchami obrzucił całe pomieszczenie kontrolnym spojrzeniem. – Zero wrogów, teren czysty. – Odwrócił się na tyłku w stronę drzwi i przymknął je cicho stopą. – Pali się moja szansa na wygranie zakładu! – Z jego ust brzmiało to co najmniej na sprawę wagi życia i śmierci, a potwierdzał to nawet przejęty wyraz twarzy w chwili skupienia uwagi na dziewczynie.  
Nie chodziło tylko o to, że na uczelni pojawi się w stroju kurczaka, to byłoby całkiem śmieszne, zwłaszcza że nie krępowałaby go taka sytuacja. Jego dystans do własnej osoby był tak wielki jak głębokość rowu Mariańskiego. On po prostu nie lubił przegrywać, nie mówiąc o tym, że tę grę miał obcykaną i tylko głupi Internet dzielił go od poczucia satysfakcji.
Stitch podniósł się z podłogi i jednym susem znalazł się zaraz tuż obok Verity, by bezpardonowo zakopać się pod wygrzaną kołdrę. Oparł plecy o ścianę i ułożył laptop na kolanach zgiętych w tureckim siadzie.
Pomóż mi ratować świat, Robinie, i udostępnij swe łącze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W pierwszym odruchu przemknęło jej przez myśl, że warto sprawdzić, jaka w M-1 grozi kara za zabójstwo dokonane przez osobę nieletnią i ewentualnie czy dałoby się jej uniknąć udowadniając prowokację. Cała chęć mordu przeszła jej jednak w tym samym momencie, w którym przez na wpół uchylone drzwi pokazała się skulona sylwetka niebieskiego, puchatego stworzenia.
Rany, ten to jednak był rozbrajający.
Nie mogła się nie zaśmiać na to wielkie wejście, co dość sprawnie przegoniło senność. Poprawiła mimochodem przekrzywioną koszulkę z logo Ligi Matematycznej, rozmiar XXXL, którą kiedyś dawno temu dostała za udział w jakimś konkursie. Nie wiedzieć czemu mało kogo obchodziło, że zarówno wtedy, jak i nawet obecnie mogła ją nosić jak sukienkę. Dawniej sięgała jej do kolan, teraz i tak swobodnie zakrywała wszystko do połowy uda. Chodzić się w tym nie dało, ale spać? Perfekcyjnie.
- Jakiego tym razem? - spytała od razu, usłyszawszy o zakładzie. Zdążyła już nieco zaznajomić się ze sposobem życia swojego współlokatora z pokoju naprzeciwko i właśnie dlatego ta nowa informacja ani trochę jej nie zdziwiła. I tak miała ten wyjątkowy przywilej, że nie padała ofiarą jego dowcipów, tak jak pozostała dwójka. Czasami tylko musiała po nich sprzątać, bo ani roześmiany do rozpuku sprawca, ani poirytowane ofiary nie miały szczególnej ochoty na usuwanie resztek kostki rosołowej z prysznica. Było to jednak zawsze nieco lepsze niż życie w ciągłym stresie, że rudemu zaś coś strzeliło do głowy. W gruncie rzeczy miała do niego naprawdę spore zaufanie - na tyle znacząc, że w ogóle nie przeszkadzało jej, kiedy bezpardonowo wpakował się jej prosto do łóżka. Choć oczywiście nie mogła pozwolić mu się zbytnio rządzić; pociągnęła kołdrę bardziej ku sobie, owijając się całkiem. Nath był wyposażony w ciepłe kigurumi, ale zielonowłosa miała do koszulki tylko krótkie spodenki i skarpetki, więc siłą rzeczy rościła sobie prawo do większej ilości ciepła. Zaraz też oparła się policzkiem i miękki materiał na ramieniu chłopaka, sięgnęła do biurka za jego plecami i wypiąwszy kabel od internetu z własnego laptopa, podała mu przodem.
- A częstuj się, na zdrowie. Znowu zapomniałeś zapłacić?
Parsknęła krótkim śmiechem. Oczywiście, że zapomniał. Czasem wchłaniał się w te swoje gry na tak długo, że musiała go uświadamiać odnośnie godziny. Albo dnia tygodnia.
- W sumie to bardziej sensownie byłoby mieć jedno łącze na wszystkich i dzielić się rachunkiem. Ale to tylko moje zdanie.
I tak już sporo rzeczy robili wspólnie. Ver gotowała posiłki, zajmowała się obsługą pralki, czasem też prasowaniem... no dobra, w pewnym sensie robiła za panią domu, ale to głównie dlatego, że mieszkała na stancji permanentnie. Nie miała rodziny, do której mogłaby jeździć na weekendy ani też szczególnie dużo znajomych, z którymi wychodziłaby popołudniami, więc w ten sposób wypełniała sobie czas wolny. To też pozwalało zintegrować się nieco bardziej z resztą mieszkańców. Jak zresztą widać na załączonym obrazku - system działał bardzo dobrze.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Nathan był za to człowiekiem bardzo niewinnym i nawet muchy by nie skrzywdził! Chociaż żabę raz mu się zdarzyło przejechać… ale to nie chcący, zresztą, co mu się pod kółka pchała? Przecinał sobie spokojnie ulice miasta na tle zachodzącego słońca z eleganckimi okularami przeciwsłonecznymi na nosie, a tu nagle jakieś turbulencje zawładnęły jego deskorolką, i co się okazało? Poturbowany płaz, którego minął z krótkim oglądnięciem się za siebie, bo akurat śpieszyło mu się do mieszkania. Nie miał czasu na pogrzeby, no sorry, takie życie. Jedziesz albo jesteś przejechany. Wait, co. Nie no, to po prostu prawa natury! To znaczy on ustala nowe. Tak pod siebie. Bo wszystko można przełożyć na to sławne „zjedz lub zostań zjedzony”! Na przykład – śpij bądź zostań uśpiony (a potem zgwałcony) albo posuwaj bądź będziesz przesuwany, no tak było, nie? Mowa oczywiście o przestawianiu mebli. Lololo.
Muszę wznieść się na wyżyny swoich możliwości i z dumą pojawiać się w lobby jako Ocalały na pierwszej randze! Jestem na trzeciej, brakuje mi czterech „łezek” do wbicia kolejnej. Mógłbym w tym celu użyć cebuli i doprowadzić się do płaczu, ale wciąż czekam na rozwój technologii do stopnia, w którym przenoszenie rzeczywistości do wirtualnego świata i vice versa będzie faktycznie możliwe.  
W odczuciu innych bywał pewnie dość irytujący, głośny, może zbyt roześmiany albo rozgadany, ale zawsze starał się nie stwarzać poważnych konfliktów, wręcz przeciwnie – próbował je jakoś załagodzić, bo napięte atmosfery były niefajne. Natura nie pozwalała mu na ignorowanie złych rzeczy, więc to on był zwykle tym, który wychodził z inicjatywą zarzucenia jakiegoś śmiesznego żarciku dla rozluźnienia sytuacji. Nie bał się przy tym sceptycznych spojrzeń ani potencjalnego niezadowolenia – negatywne uczucia innych nie zrażały go ani trochę, można powiedzieć, że odznaczał się godną pozazdroszczenia odpornością na krytykę innych. Mogli go smarować błotem, pojeżdżać od stóp do głów, a on nic! Nothing. Manipulował tym wówczas tak, by wyjść z „bitwy” z tarczą, a nie na tarczy, czy jakoś tak.
Ciepła kołderka została mu odebrana, ale postanowił nie walczyć o nią, skoro miał zaraz otrzymać dostęp do Internetu. Wiecie: Internet > potrzeby fizjologiczne.
Pff, zapomniałem? – zaśmiał się z udawanym pobłażaniem, jak dziecko, które wcale nie ukradło ostatniego ciastka z dzbanuszka. Przecież on nie miał okruszków wokół kącików ust! Tylko roztrzepanie i chwilami zbyt mocne zaangażowanie w niektóre sprawy od niego emanowało. – To dostawca musiał się dowiedzieć o moim zakładzie i pewnie uznał, że nagranie studenta paradującego w stroju kurczaka na uczelni będzie na tyle opłacalne, że zarobi na wyświetleniach na YouTubie. – Chwycił za podany kabelek i wsunął go do gładko do odpowiedniego otworu. Przynajmniej w ten jeden umiał trafić.
Fuj, no co Ty, a potem to mnie będą podejrzewać o odwiedzanie stron pornograficznych, ja się nie dam wrobić. – Pokręcił głową, odświeżając Steama. W pośpiechu nie pomyślał o wzięciu ze sobą okularów (musiał nieco zmrużyć oczy, zwłaszcza przy panujących w pokoju ciemnościach) ani myszki z podkładką, ale od czego ma się znajomych? Nie zapytał o pozwolenie, bo wydawało mu się to zbędne – wychylił się w stronę biurka i „pożyczył” sprzęt, by zaraz podpiąć go do własnego laptopa. – Będziesz miała niepowtarzalną okazję na widowisko pod tytułem „jak doprowadzać mordercę do białej gorączki, radzi najlepszy z ocalałych, Kapitan Huddle”. Gorzej jak host zapamięta Twój nick, wtedy żaden antagonista nie będzie chciał z Tobą grać, he heh. – Kliknął podwójnie na ikonkę gry, a po kilku sekundach na ekranie pojawiło się okno ładowania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Udam, że rozumiem - zaśmiała się cicho, pomna tego, żeby przynajmniej spróbować nie pobudzić pozostałej dwójki. W kwestii gier była raczej amatorem, nawet jeśli już zdarzało jej się wisieć nad ramieniem Nathana i obserwować z zafascynowaniem postaci migające na ekranie. Dla niej świat MMO i innych takich bajerów był absolutnie abstrakcyjny. Kilka razy próbowała się wkręcić, ale zawsze pokonywała ją podstawowa mechanika - brak koordynacji szybko rozkładał ją na łopatki i uniemożliwiał osiągnięcie nawet najbardziej podstawowego poziomu. Była jednak bardzo wdzięcznym kibicem i im częściej się przyglądała, tym więcej rozumiała. Czasem nawet kojarzyła już historie postaci, mapy, czasem strategie. Asystowanie przy grze było trochę jak oglądanie filmu, a trochę jak dopingowanie podczas meczu. Nawet trochę lepiej, bo łączyło jedno z drugim i zapewniało zadziwiającą ilość rozrywki. Dla niektórych bierne patrzenie byłoby torturą, ale dla panny Greenwood było lepsze niż aktywne branie udziału w rozgrywce.
No chyba, że chodziło o pasjansa. Tego sama rozwalała w trymiga, pokazując kartom, kto tu jest szefem.
- Zapomniałeś, ja wiem. Ty buło. - Podniosła głowę i oparła podbródek o ramię chłopaka, zaczepnie chuchając mu ciepłym powietrzem prosto w ucho. Mógł mówić co chciał, ale zielonowłosej nie miał szans oszukać. Znali się zaledwie od początku semestru, ale były to miesiące bardzo intensywne. W końcu nie da się lepiej zgłębić charakteru drugiego człowieka niż wtedy, kiedy się z nim zamieszka. Z całej czwórki i wszystkich możliwych kombinacji byli chyba najlepiej zgranym duetem. Ot, wystarczy spojrzeć na tę rozczulającą scenkę i zastanowić się chwilę. Verity nie była typem osoby, która przyjmuje odwiedziny w środku nocy, pozwala sobie włazić pod kołdrę i bez oporów wykorzystuje kolegę w zastępstwie poduszki. Było coś takiego w osobowości rudzielca, co nie pozwalało ani świadomie, ani nawet podświadomie zakwalifikować go jako potencjalne zagrożenie. Takie coś po prostu nie miało prawa bytu.
- No dobra nooo, wrobię kogoś innego w te moje obrzydliwe hentajce.
Obróciła twarz z powrotem w kierunku ekranu, przypatrując się z zainteresowaniem kolorowym komunikatom, a po chwili pojawiła się strona ładowania. Raz po raz zmieniały się na niej jakieś wskazówki dotyczące gry, coś tam o skrótach klawiszowych, jakaś ciekawostka.
- To mi raczej nie grozi. Przecież wiesz, jaki ze mnie ziemniok w te klocki - przypomniała, a już po chwili ekran ładowania zniknął i gra się rozpoczęła. Była to jedna z tych, których Verity nie widziała do tej pory; może gdzieś reklamę sprzedaży, pewnie nie raz słyszała o niej w rozmowach, ale nie była ani trochę zapoznana z tematem.
Należało to zmienić.
- No to o co w tej chodzi?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Cholibka no, czyli się nie nadaję na psorka. – Zmarszczył brwi w teatralnym niezadowoleniu.
Próbował już kiedyś wcielić się w wykładowcę, wykorzystując jego spóźnienie, ale rysowanie karniaków w eleganckich cylindrach z monoklami na tablicy i w przykucniętej pozie kręcenie się jak debil na obrotowym krześle nie zostało dobrze przyjęte po zjawieniu się delikwenta. Właściwie o mało co nie został wyjebany z sali na zbity pysk, ale dzięki zdolności robienia psich oczu i urokowi osobistemu mógł wrócić na miejsce wśród reszty studentów pod warunkiem, że będzie cicho przez całą resztę wykładu. Cóż, było to zadanie trudne do spełnienia, ale nie niemożliwe.
W kulminacyjnym momencie zakleił sobie usta taśmą klejącą.
A skąd on miał taśmę klejącą przy sobie? Przecież tym da się naprawić wszystko, bajki go tego nauczyły!
Wypraszam sobie, nie jestem bułą. Jestem… świeżutką, chrupiącą bagietką z serem. – Uniósł dumnie podbródek, przymykając na moment oczy, by podkreślić wspaniałość bycia wspomnianym produktem spożywczym. – Damn, chcesz miętówkę? – Posłał jej rozbawione spojrzenie z ukosa. Oczywiście nie miał nic do zarzucenia wydmuchanemu powietrzu, musiał się trochę podrażnić!
To zaś przypomniało mu pewną rozmowę ze swoim znajomkiem z liceum. Nie wiadomo jak, ich temat zszedł na wzajemne wytykanie sobie perwersyjnej natury, finalnie Nathan przyznał się, że ani razu nie zajrzał pod niczyją spódniczkę (nie do końca prawda, ale długo by tłumaczyć) i nie planował tego w bliższej ani w dalszej przyszłości, no bo co go tam interesowały narządy płciowe, wolał napatrzeć się na czyjąś twarz i to ją sobie przywoływać w głowie podczas ewentualnych rozmów przez telefon albo nawet chat. To by było dziwne wyobrażać sobie czyjąś pupę zamiast facjaty przy konwersacji, wtf. Ale to by tłumaczyło niektóre nieprzyjemne zapachy z ust rozmówców.
Ja dobrze wiem, że masz ściągnięte Boku no Pico na lapku, ty ty! – Dźgnął ją palcem w obojczyk. – Kimi wa ochinchin ga daisuki ne? – wypowiedział to grubszym, poważniejszym głosem jak w tych wszystkich japońskich filmikach o samurajach, po czym, nie mogąc się powstrzymać, zaśmiał się wpierw cicho, a później głośniej, ostatecznie musząc zasłonić usta ręką. Czasami dostawał takich głupawek, że przez dobre dziesięć minut potrafił turlać się po ziemi, trzymając za brzuch i tracąc powietrze z płuc.
Otarł łezkę z kącika oczu, odchrząknął i poprawił laptop na kolanach.
Gra opiera się na wykonaniu zadania i ucieczce przed goniącym mordercą, który zamierza poświęcić Cię swojemu bogu. W tym celu musisz, wraz z pozostałą trójką tak zwanych „ocalałych”, naprawić pięć generatorów, by aktywować dwie bramy wyjściowe. Wygrywasz, jeśli uda Ci się przez taką przebiec. – Na ekranie pojawiło się menu główne, w związku z czym przeszedł wpierw do wyboru bohatera. Im oczom ukazała się czarnoskóra kobieta o zdeterminowanym wyrazie twarzy, a tuż obok możliwe opcje. Kliknął w "ekwipunek". – Oczywiście to nie takie łatwe, gdy trafi Ci się niewspółpracujący team. Niektórzy lubią sobie uprzykrzać życie i nawzajem podstawiają się mordercy pod nos albo skupiają się na zdobywaniu punktów poprzez przeszukiwanie skrzynek czy niszczenie totemów zamiast na ratowaniu kompanów z haka... – Dodał do przedmiotów skrzynkę z narzędziami i najechał kursorem na "dołącz do lobby".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Na pewno nie do takiej opornej uczennicy - zachichotała, naciągając kołdrę nieco bardziej na kolana. To nawet nie tak, że Nath nie potrafił tłumaczyć. To bardziej odbiorca jego starań należało do mało pojętnych, przynajmniej w tej dziedzinie. O ile i w szkole, i teraz na studiach radziła sobie z nauką raczej gładko, o tyle system funkcjonowania gier był dla niej czarna magią. Potrzebowała naprawdę szczegółowego opisu, najlepiej powtórzonego ze trzy razy, żeby w końcu dotarło. A już potoczne wyrażenia w ogóle niewiele jej mówiły.
- Njjje - mruknęła przeciągle, przysuwając się jeszcze nieco bliżej, celowo drażniąc się z rudzielcem. Skoro on jej tak, to ona mu jeszcze takowiej! - A taka świeżą bagietkę z serem to bym zjadła - stwierdziła, po czym kłapnęła zaczepnie zębami tuż przy uchu Huddlestona. Jeśli myślał, że tak łatwo ją zagnie, to srogo się mylił. Że niby miała się zawstydzić i schować twarz za kołdrą? Nie w tym życiu. Dmuchnęła mu jeszcze raz tuż pod uchem, po czym zaśmiała się na głos, chowając twarz za zwinięta pięścią. Też była typem, który o wiele bardziej zwracała uwagę na twarz drugiej osoby niż inne aspekty fizyczne. Z pewnych względów czynności erotyczne omijała szerokim łukiem, ale to wcale nie znaczyło, że musiała całkiem stronić od ludzi. Po prostu skupiała się na rzeczach przyjemniejszych w odbiorze. Teraz na przykład miała pierwszorzędny widok na profil Nathana, oświetlony jaskrawo przez ekran laptopa. Z zainteresowaniem śledziła kolorowe plamy odbijające się na powierzchni oka, dopiero po chwili odrywając się od tego hipnotyzującego widoku.
- Przyłapałeś mnie. Oglądam co wieczór przed snem - oznajmiła uroczystym tonem, kładąc prawą dłoń na sercu. Wyprostowała się przy tym, uwalniając na chwilę chłopaka od swojego ciężaru. Pacnęła go też zaraz otwarta dłonią w ramię, żeby się raczył uspokoić. Przez niego i zielonowłosa wybuchnęła śmiechem i musiała przycisnąć obie ręce do ust, żeby choć trochę ucichnąć. Brakowało tylko tego, żeby ktoś z pozostałej dwójki zapukał do drzwi pokoju Ver ze srogim ochrzanem dla nocnych marków.
- Nie mów do mnie takich brzydkich rzeczy, ne~ - mruknęła przeciągle, rozkładając się z powrotem na zmaltretowanym już nieco ramieniu współlokatora. Za usługę użyczenia łącza musiał odpłacić w naturze, bez żadnego prawa weta. - Przecież wiesz, że ze mnie grzeczna dziewczynka - dodała zaraz przyjemnie ciepłym głosem. Zaraz też przełączyła się na tryb odbioru, przysłuchując się informacjom odnośnie gry. Skierowała wzrok na ekran, obserwując wybór postaci i ekwipunek. Wyglądało całkiem fajnie, choć i tak była pewna, że sama w życiu nie poradziłaby sobie z tematem.
- No to pokaż wszystkim frajerom, jak się wygrywa.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Masz w sobie geny osła? Umiesz robić „io-io”? – Odgłos zwierzęcia odtworzył z wielką precyzją, a nawet poruszył dwa razy głową w przód i do tyłu, by jak najlepiej oddać to zachowanie. – Właściwie to brzmi prawie jak „ijoijo”. Ijoijojowcom lepiej się nie narażać. Wiesz, że są strefy w mieście, gdzie nie wolno jeździć na deskorolce? – Wyglądał na szczerze zdumionego tym faktem. – Kiedyś jeden smerf postanowił uprzykrzyć mi życie i stwierdził, że łamię przepis pierwiastek z miljona w chuj nie ogarniam paragrafów. I chciał mi wlepić mandat. „Chciał” to dobre słowo. – Urwał na moment, jakby zagłębiał się we wspomnieniu. – Ale wtedy zagroziłem mu przyprowadzeniem Gargamela do wioski. – Zacisnął wargi, robiąc z nich skonsternowany dzióbek. – Uznał, że to jakieś szyfry wrogiej organizacji i zamiast wystawienia mandatu po prostu mnie zgarnął… ale! Skupmy się na grze! – Ciąg dalszy historii nastąpi niebawem.
Oddech przyjaciółki znów zatańczył na skórze, na co odpowiedział wystawieniem czubka języka w jej stronę. On się nie da sprowokować, na nic porywiste podmuchy i osobliwe zapachy dobiegające z samych czeluści żołądka! Gdyby tak na nią pochuchał, z pewnością poczułaby colę i ziemniaki po chipsach. Oczywiście zniwelował skutki przez dokładne wyszorowanie zębów – mógł się niezdrowo odżywiać i totalnie zaburzać rytm zegara biologicznego, ale o higienę dbał zawsze.  
Halo, policja? – Uniósł dłoń do twarzy z uniesionym kciukiem i wystawionym małym palcem w imitacji telefonu. – Proszę zgarnąć moją współlokatorkę zanim się rozmnoży, a w kartach historii wpisze się jako kolejna zaraza dziesiątkująca normalnych ludzi. – Daleko mu było do jakiejkolwiek definicji normalności, ale on chociaż nie oglądał codziennie Boku no Pico!
Założyłby się, że w jakimś kraju to zabronione.
„Przecież wiesz, że ze mnie grzeczna dziewczynka.”
Posłał jej bardzo wymowne spojrzenie z ukosa. A później sięgnął po telefon z kieszeni kigurumi i kilkoma szybkimi kliknięciami otworzył jeden z plików wideo, który jej podsunął. Parsknął, nie mówiąc nic, i po kilkunastu sekundach schował urządzenie.
Ready, set, go!
Kapitan Huddle poświęcał grze całą swoją uwagę, bynajmniej nie siedząc cicho skulonym i odciętym na zewnętrzny świat. Nie na tyle, by nie komentować głośno aktualnych wydarzeń na ekranie. Co jakiś czas gestykulował, podkreślając swoją dezaprobatę wobec idiotycznych zachowań współtowarzyszy, a innym razem pochwalał udaną kooperację. Zadbał także o właściwe rozeznanie Verity w podejmowanych czynnościach, dlatego tłumaczył to, co mogło budzić wątpliwości dla laika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Może mam, to by tłumaczyło taką twarz - zachichotała. Nie żeby uważała się za wybitnie brzydką, do kwestii wyglądu podchodziła raczej z dystansem. To, że czasem powiedziała o sobie coś niepochlebnego, rzadko oznaczało wyrażenie rzeczywistych myśli. Ot, specyficzne poczucie humoru.
- O, ty, to nie wiedziałam. - Nie żeby wiedza odnośnie przepisów ruchu drogowego była jej jakoś strategicznie potrzebna, bo nie parała się prowadzeniem żadnych mniejszych czy większych wehikułów. Miała słuszne podejrzenie, że nawet hulajnoga była nieco zbyt wielkim wyzwaniem dla jej upośledzonej koordynacji i po tym, jak kiedyś zdarła sobie kolana i łokcie w pożyczonych rolkach, raczej stroniła od wyposażania się w koła. To się po prostu mijało z celem, bo więcej czasu spędzała na podnoszeniu się z kolejnych upadków niż na właściwej jeździe. Co dopiero, gdy spojrzeć na kierowanie samochodem, czym jej rówieśnicy tak bardzo się ekscytowali, nie mogąc się doczekać kursów, potem egzaminów i ruszenia w miasto na własnych czterech kołach. Na samą myśl o takim przedsięwzięciu Verity oblewał blady strach; jednak bardziej spełniała się życiowo w roli pasażera.
- Ej, ale jak to cię zgarnął? - Bo skoro zgarnął, a jednak delikwent siedział teraz w jej łóżku jak gdyby nic, to musieli go też wypuścić. I zielonowłosa nie wątpiła, że kryła się za tym jakaś szalona historia, bo o żadną inną by swojego współlokatora nie podejrzewała. Jakkolwiek wykpił się z aresztu, na pewno nie chodziło o grzeczne przeprosiny, tego mogła być w stu procentach pewna. Niestety, przerwał opowieść w najbardziej ciekawym momencie i chyba musiała to zaakceptować. Konkurowanie o atencję z grą było z góry skazane na porażkę.
Zerknęła na filmik, po czym prychnęła śmiechem i od niechcenia pstryknęła Nathana palcami w policzek.
- Pf, złośliwa menda - fuknęła nań, niczym rozjuszona kotka, którą ktoś napompował gazem rozweselającym. Kwestie jednak brzydkich przytyków należało odsunąć na bok, gdyż właśnie rozpoczynała się rozgrywka, a Ver jako laik nie mogła sobie pozwolić na zgubienie szczegółów. Nie było nic bardziej irytującego niż kiedy ktoś nie zwraca uwagi na akcję, a zaraz potem pyta, co się działo. Dlatego patrzyła się w ekran ze skupieniem dorównującym właściwemu graczowi. O kilka rzeczy musiała w trakcie dopytywać, ale koniec końców okazała się dość pojętną uczennicą. Przynajmniej w kwestii teoretycznej, bo wcielenie wszystkich wskazówek w życie w wykonaniu zielonowłosej i tak nie przyniosłoby pozytywnego efektu. Za to kibicowała jak mało kto, komentując rozgrywające się na ekranie laptopa wydarzenia mniej lub bardziej suchymi żartami, lub też okazując radość i żal w odpowiednich momentach.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Miałem gdzieś marchewkę… – Zaczął, niby szukając wspomnianego warzywa po kieszeniach swojego kigurumi. – …Ale chyba już ją zjadłem. Kupię Ci rano zapas i będę Cię karmił za dobre sprawowanie. – Obiecał ze śmiertelną powagą, przy czym wykonał dość potulny gest popatania dziewczyny po głowie.
W tym żarcie było ziarnko prawdy, może nawet więcej, niż ziarnko, bo Nathan lubił upychać do swoich kieszeni różne rzeczy. Od jedzenia w postaci konserw i słoików ogórków, przez zepsute piloty czy wykorzystane już lata temu vouchery, po miniaturowe lalki z urwanymi głowami albo masę piłeczek pingpongowych. Tłumaczył to zabawną reakcją kanarów w komunikacji miejskiej, kiedy próbował znaleźć bilet.
Normalnie. Przez moment czułem się jak w gejowskim filmie, chwycił mnie za ręce, ale wiesz, nie w takim romantycznym geście, po prostu szarpnął mną i docisnął do maski samochodu. Powiedziałem, żeby uważał na pośladki, bo to cenna część mojego ciała, ale chyba nie załapał żartu – zaczął coś mówić o paralizatorze i jakichś tam konsekwencjach za obrazę funkcjonariusza, blablabla, trochę nie słuchałem, bo spodobał mi się lakier maski jego wozu. – Machnął dłonią, bagatelizując istotę sytuacji. – Zabawny ziomek, strzeliliśmy sobie nawet selfie po wszystkim. – I nawet by się nim pochwalił, gdyby nie to, że mecz wzywał i nie było już czasu na dłuższe pogaduszki!
Początek meczu rozpoczął się obiecująco, bo już w pierwszej minucie udało im się naprawić dwa silniki, ktoś najwyraźniej musiał dysponować markowymi częściami do skrzynki. Problemy zaczęły się, kiedy killer nabił sobie umiejętności na stalkowaniu – wysoka ragna Kapitana Huddle’a decydowała o tym, że gra dobierała mu graczy o podobnym poziomie. Nie miał więc do czynienia z laikami, ale z doświadczonymi userami. Morderca okazał się być orzechem twardym do zgryzienia, na nic zdawały się zmyłki, zrzucanie na niego palet czy próby oślepienia latarką – w pewnym momencie bohater Nathana natrafił na drugiego ocalałego i razem uciekali przed groźną ręką przeciwnika. I wszystko byłoby spoko, gdyby nie to, że kolega postanowił go zablokować. Wiecie, kucasz w drzwiach, a mechanika gry nie pozwala Ci przejść obok mimo kawałka wolnej przestrzeni.
„[…] pretty good job so far”, jasne, panie twórco.
Nie no, ziom, nie rób mi tego…! – Spróbował jeszcze zasugerować mu odsunięcie się przez machnięcie ręką w jakąś stronę, ale troll pozostawał obojętny na los kompana. Dwie sekundy później leżał już na ziemi powalony przez killera. Zrobił smutną podkówkę z ust, przypatrując się, jak zostaje przeniesiony do haka i powieszony. Pozostała trójka dziwnym trafem zebrała się obok, ale nie w głowie im było ratowanie, bo tylko krążyli wokoło, co jakiś czas przykucając w memicznym śmiechu.
Chciał trollować, a sam padł ofiarą śmieszków.
Sięgnął znów po komórkę, bez słowa odblokowując ekran i wchodząc w odpowiednią aplikację, by po chwili jego zawód podkreśliła cicha piosenka.
#depresyjny_Nathan
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach