Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Jęk zagościł na ustach Lachlana, gdy Neely ewakuował się z jego bioder, spełniając swoją groźbę. W akcie niezadowolenie wbił szpony w wilgotną glebę i wyrył na niej dwie, pojedyncze szramy, zahaczając grubymi, ostrymi płytkami o kamienie, które zazgrzytały jak szkło w kontakcie z metalem. Za mało, wciąż z mało, słyszał w myślach szept skowyczącej jak zranione zwierzę podświadomości. Oparł głowę o uszkodzony przez własny ogon pień drzewa, mrużąc ślepia. Z jego gardła nadal wyswobadzał się spazmatyczny oddech. Nie starał się go zdusić. Siedział w tej samej pozycji, w której pozostawił go Neely, uciekający do swoich w pełni racjonalnych odruchów. Nadal czuł palący żar drugiego ciało i przyjemny ciężar na swoich biodrach oraz kościste pośladki, wżynające się w skórę podczas stosunku. Zgarnął opuszkiem języka posokę z ust, nadal mając pod zębami jej krople należącego do Nobu. Przyglądał się jego naznaczonemu przez czerwone plamy ciału. Z niektórych zgryzień nadal sączyła się jucha, ale ulatywała w tak małych ilościach, że to w żaden sposób nie odbijało się na stanie zdrowia kociaka. Obsypana nim porcelanowa karnacja zyskała tylko na atrakcyjności, a lśniący na niej pot wyglądał jak kryształowe odłamki. W tej wersji długowłosy był rozkoszny, jak wypieki na jego policzkach i okrzyki rozdzierające przełyk. Przerwanie kontakt wzrokowego z tym widokiem był niemal niemożliwy do realizacji. Chciał więcej. Czuł się trochę jak ćpun na odwyku.
Usłyszawszy świst materiału na unoszącej się i upadającej pod wpływem pobierania tlenu klatce piersiowej Yukimury, z jego ust padł koci pomruk. Niedosyt, bo akurat był na etapie badania łakomym spojrzeniem odstających obojczyków członka CATS, a jego rękę dzieliły tylko centymetry od przyrodzeniu, na którym chciał zacisnąć palce, czując jak podniecenie znów staje się niemożliwie do ujarzmienia i gromadzi się w podbrzuszu.
Ubierając się, łamiesz mi serce. Nago wyglądasz pięknie — ocenił z wyraźnym zawodem uwikłanym w tonie głosu. Dźwignął się niechętnie i złapał za materiał przemoczonego od porannej rosy haori. Wygrzebał z jego kieszeni fajkę i umiejscowił ją sobie między zębami w ramach ukojenia brudnych myśli.
Narzucił na ramiona wierzchnie okrycie i wytarł w niego ręce, na których znajdowała się biała substancja – pozostałość po rozkoszy jaką zaserwował kociakowi, łapiąc w palce gotową na erupcje męskość. Jej zapach był nasączony tą narkotyzującą wonią, wydobywającą się z ucieszonego ciała Nobu. Zaciągnął się, chłonąc ten intensywny aromat. Usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Wokół nich wytworzył się magnetyzm.
Zademonstrował pakiet zwierzęcych, zakrwawionych kłów w akompaniamencie ryzykowanej propozycji, która pod wieloma względami była porównywalna do czerwonej płachty zarzuconej na byka. Walka z samym sobą. Trzymanie swojego rozklekotanego zegara biologicznego na wodze, aby ciągle nie wchodzić mu w tyłek i nie zmuszać go do wydobywania z siebie nieartykułowanych dźwięków, ale czy potrafił się hamować w obliczu natężenia libido i okresu rozrodczego, który przybył wraz z powiewem wiosny?
Parsknął pod nosem. Nie, nie potrafił, a posmak, który pozostał na języku był tego niewzruszonym dowodem.
Wbił spojrzenie w pośladki Nobu. Pochylił się, wypinając je w celu sięgnięcia po porozrzucane spodnie. Złapał dolną wargę w zęby. Żal nie wykorzystać tej sytuacji, ale był boleśnie świadom, że świt nie sprzyjał igraszką. Robiło się coraz jaśniej. Kurtyna dnia opadła. Skóra lśniła od budzącego się słońca. Nadal chłodne promienie przeciskały się przez kanary drzew i oświetlały tę cudowną, na wpół nagą sylwetkę, oślepiając wrażliwie na światło spojówki drapieżnika.
Po co nam ubrania? — zapytał markotnie, zaciskając palce na spodniach. Zarzucili je sobie przez ramię, nie chcąc ich zakładać, przynajmniej na razie, bo wiedział, że paradowanie z gołym tyłkiem po Desperacji nie było dobrą decyzją.
Bez ociągania się podszedł do Nobu, korzystając z jego bezczelnego zaproszenia do pomoc z problematycznym zapięciem. Zacisnął rękę na ramieniu długowłosego i złączył ich usta w łapczywym pocałunku, wciskający w nie język. Zbadał nim stan jego uzębienia, a potem podrażnił podniebienie, czując spływającą po podbródku stróżkę śliny.
Dekoncentrujesz mnie — wymruczał, napierając na niego całym ciężarem swojego ciała. Druga ręka powędrowała do krocza kocura. Zahaczył palcem o zamek i wcisnął go do małej szczeliny, wyczuwając opuszkiem męskość, która nie dawno była twarda jak skała. — Opowiadaj — zachęcił. Wysunął palce i zamknął rozporek, z niebezpiecznym błyskiem w bezbiałkowych ślepiach. Zwolnił uścisk z ramiona mężczyzny, owijając bladą skórę parzącym oddechem.
Odsunął się na bezpieczną odległość i rozejrzał się w poszukiwaniu nakrycia głowy. Namierzył je w wysokiej, żółtej trawie. Sięgnął po nie i narzucił sobie drewniany koszyk na głowę w celu uchronienia wrażliwych ślepi przed blaskiem poranka. Po chwili namysłu, naciągnął na pośladki spodnie, ale nie zapiął rozporka, nie chcąc czuć ciasnoty w kroczu. Wyczekujące spojrzenie wbił w twarz Nobu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wargi Neely'ego zadrżały, gdy chłodny wiatr dmuchnął mu w twarz. Białe włosy zostały rozwiane na boki, a ukryte w nich, kocie uszy poruszyły się jak u zwierzęcia, które posłyszało niepokojący dźwięk, przecinający błogą ciszę. W tamtej chwili kąciki jego ust uniosły się, formując oszczędny uśmiech, który zaledwie w kilka sekund ewoluował — stał się szerszy, dumnie eksponował białe zębiska, a w tym wszystkim nie można mu było odmówić figlarności i nieco cwanego wyrazu. Możliwe, że właśnie wtedy w głowie Yukimury koła zębate zaczęły pracować na pełnych obrotach — narodzić się miał nowy pomysł, plan dalszego działania.
Kocur musiał sobie zdawać sprawę z tego, że Lachlan stale mu się przyglądał — czuł na sobie jego pełen pożądania wzrok, momentami wyobrażał sobie nawet jego dotyk, jego zniecierpliwione palce na własnym brzuchu i plecach. Myślami bardzo chętnie wracał do tego, co miało miejsce kilka minut temu. Przez jego ciało wciąż przechodziły przyjemne dreszcze — podobnie jak kochanek pragnął więcej, ale doskonale wiedział, że czas na igraszki się skończył i oboje powinni skupić się na interesach. Mimo wszystko Nobuyuki nie miał zamiaru odpuścić tropicielowi, chciał się z nim pobawić jeszcze chwilę — to właśnie dlatego ubierał się tak wolno, pozwalając mu nacieszyć wzrok. Poruszał się z gracją, jak na kota przystało — jego ogon spokojnie falował w powietrzu, nogi przy każdym ruchu uwydatniały mięśnie pośladków i łydek, a sterczące łopatki nieźle się prezentowały tuż obok widocznych kręgów kręgosłupa. Wszystko robił celowo — rozpraszał, wciąż pobudzał i jednocześnie drażnił się z nim, jakby chciał pokazać, że póki Lachlan nie zapanuje nad swoim sprzętem to będzie na wygranej pozycji. No chyba, że znowu mieliby wylądować gdzieś w krzakach, a całe zlecenie ponownie zostałoby zepchnięte na dalszy plan.
„Ubierając się, łamiesz mi serce. Nago wyglądasz pięknie.”
Prychnął, od razu wbijając w niego pytająco–prześmiewcze spojrzenie.
To ten kamień da się złamać? Ja wiedziałem, że bicie Twojego serca da się przyspieszyć — uciął na chwilę, poruszając sugestywnie brwiami, bo oboje doskonale wiedzieli jakie Neely miał na to sposoby. Poszerzył również swój uśmiech. — Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że da się je złamać. Zaskakujesz mnie, Lachie — dodał dość szybko, bo nieco rozbawił go ten zawód, którego doszukał się w tonie głosu kochanka. Czasami współczuł mu tego, że w niektórych okresach roku zaczynał postrzegać otaczający go świat o wiele inaczej i stale musiał się zaspokajać, by nie zwariować. Z jednej strony czyniło go to idealnym partnerem do erotycznych zabaw, bo raczej nie uznawał czegoś takiego jak psychiczne przywiązanie i miłość aż po grób, ale z drugiej strony to przepełniało go to dziwnym tragizmem. Cóż, Yukimura mógł jedynie się cieszyć, że chociaż w znikomym stopniu pomógł swojemu kochankowi z jego problemem, zresztą niewykluczone było, że pomoże mu jeszcze niejednokrotnie, teraz po prostu musieli zająć się obowiązkami, nie ryzykując przy tym oczywiście z prowokacyjnych zagrywek i sprośnych tekstów.
„Po co nam ubrania?”
Ponownie na niego spojrzał, uśmiechając się radośnie. Mógł się spodziewać podobnych ust z jego słów, przecież już dość dobrze go znał. Mógł i pewnie spodziewał się, bo odpowiedź miał od razu gotową.
Myślę, że odpowiedź jest prosta. Wątpię byś chciał, żeby jacyś obcy ludzie zobaczyli mój świetny tyłek. Ja dziś wyjątkowo również nie chcę, by ktokolwiek patrzył na Twoje pośladki — odpowiedział poważnie, aczkolwiek dość szybko roześmiał się, sugerując tym rozbawieniem, że przyczyna jest inna. — Tak naprawdę chodzi o to, że robi się zimniej. Jak Ci zmarznie tyłek, to będę musiał Ci go rozgrzać i znowu nie zajmiemy się tym, czym mieliśmy się zająć już dawno — powiedział z błyskiem w oku i cwanym uśmiechem.
Wcale go nie zdziwiło, gdy na słowa o problematycznym zamku Lachlan podniósł się całkiem sprawnie, natychmiastowo oferując swoją pomoc. Wiedział, że w takich kwestiach może na niego liczyć zawsze, bo niby kto inny, jak nie on mógłby się tym dobrze zająć?
Poczuł jego dłoń na swoim ramieniu, a chwilę później ich usta złączyły się w zachłannym pocałunku. Nobuyuki odruchowo ułożył rękę na boku tropiciela, wyczuwając pod palcami kość biodrową, którą celowo pogładził twardymi pazurami. Oczywiście odwzajemnił to zbliżenie, rozwarłszy usta, by własnym językiem natrafić na język kochanka. Przymknął na chwilę oczy, zatracając się w tej przyjemności, a gdy było po wszystkim, to otworzył ślepia, wbijając spojrzenie w przystojnego mężczyznę, który stał tuż obok.
„Dekoncentrujesz mnie.”
Bo jestem w tym dobry. Ale pomyśl sobie co by było, gdybym zaczął się starać. Chciałbyś się pieprzyć cały dzień i całą noc. Dziś tego nie zrobimy, ale kiedyś możemy spróbować trzasnąć sobie taki maraton. Nie, dobra, zapomnij, nie wytrzymalibyśmy — roześmiał się, bo w jego mniemaniu słowa, które wypowiedział były całkiem zabawne. Przez chwilę nawet nie zdał sobie sprawy, że został przygnieciony ciężarem ciała Lachlana — znowu się zbliżyli. Poczuł jak dłoń przyjaciela z wyczuciem zaciska się na jego kroczu, a palce przedostają się między materiałem spodni. Przyjemny dotyk... to mogło źle się skończyć.
Bo będziesz musiał znowu się nim zająć.
Kilka sekund później usłyszał dźwięk zapinanego zamka.
Wodził za Jaguarem wzrokiem, gdy ten szukał nakrycia głowy, a dopiero gdy ten, znalazł się ponownie przy nim, to wziął głęboki wdech i uporządkował myśli w celu podzielenia się informacjami, które miał z CATS.
Dobra, za tym lasem maja być jakieś ruiny, a za nimi małe rozdroże z jakimś dość sporych rozmiarów kamieniem, słyszałem od kogoś, że to właśnie tam miała odbyć się wymiana. To prawdopodobnie jakieś dwadzieścia minut stąd, może więcej. Ogólnie moje zadanie miało ograniczyć się do tego, że miałem ustalić z Tobą wszystko i ewentualnie pomóc Ci jeśli potrzebowałbyś jakiejś pomocy. A, miałem też obgadać kwestie zapłaty... mam nadzieję, że nie zapłaciłem ciałem za zlecenie organizacji. W każdym razie musimy się dowiedzieć co się stało z tymi Kotami, które wyszły na spotkanie z przemytnikami z M3, bo mieli wrócić już kilka dni temu, a nadal ich nie ma. No, to chyba tyle, więcej informacji nie posiadam, to musi wystarczyć. — Kiwnął łbem, przyglądając się Lachiemu. Kątem oka dostrzegł też, że zamek jego spodni nie jest zapięty. Zagwizdał przeciągle, śmiejąc się pod nosem.
Mogę wsadzić Ci rękę w spodnie, jeśli to miałoby pomóc — powiedział, zaczepiając dwoma palcami — środkowym i wskazującym — o szlufkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zacisnął w palce nadgarstek Nobu i ułożył jego dłoń na swojej lewej, niemal nagiej piersi; klata piersiowa nadal unosiła się i upadła niekontrolowanych odstępach czasów. Jaguar nadal nie odzyskał panowanie nad swoim przyśpieszonym oddechem.
Każdy kamień da się złamać, a nawet jeśli nie - w moim sercu bije ciepłe, delikatny organ. Nie jestem lekarzem, ale gdyby znajdował się w niej fragment skały, to podejrzewam, że dawno uszkodziłby on żebra — mruknął prosto w usta Kocura. Oblizał swoją dolną wargę, zgarniając koniuszkiem języka swoją posokę, kiedy ich struktura została uszkodzona przez ostre zęby Yukimury.
Nie żałował ani jednej rzeczy, której dopuścił się w swoim długimi, pełnym krwi, mordu i wstydu życiu. Mimo iż wiele osób traktowało apokalipsę, jako przekleństwo, on sam uważał, że była to najlepsza inwestycja Boga, jaką kiedykolwiek zainwestował w losy ludzkości. Prawo przestało mieć znaczenie. Wysłany za niego list gończy przemienił się w nic nieznaczącą kartę papieru. Był wolny, niczym nieskrępowany, jak ptak unoszący się w przestworzach. Mógł oddać się swoim zwierzęcym instynktom. Zabijać. Pożądać. Zjadać. Pieprzyć. Nawet jeśli przesilenia wiosenne i jesienne były poniekąd zwiotczeniem jego ze zwierzęcenia, nigdy nie stosował w kierunku swoich niezaspokojonych popędów słowa męczące. Był to naturalny odruch każdego organizmu; kwestia niezrozumiałego dla wielu przyzwyczajenia. Przywykł do nich, jak niegdyś do tego, że musiał wstać wcześnie rano, by nie spóźnić się do pracy.
Złapał w palce podbródek Yukimury. Odgarnął z jego czoła białe, miękkie w dotyku kosmyki. Palce wbiły się w skórę, gdy szarpnął jego głowę w bok, brutalnie, bez żadnej zapowiedzi. W bezbiałkowych ślepiach pojawił się niebezpieczny błysk.
Nie doceniasz moich możliwości. — Ciepły oddech Jaguara ułożył się na prawym policzku Nobu. Przybliżał do niego wargi, po czym zlizał błyszczące na nim krople potu. Nie zawierały w sobie tyle słodyczy co uroczy Kocur w całej swojej okazałości. Były słone, nieprzyjemne. Drapieżny pomruk niezadowolenia przecisnął się przez krtań Szkota. — Mógłbym cię pieprzyć cały dzień, bez wytchnienia — powiadomił go, niby to w charakterze groźby, niby obietnicy. Był pamiętliwy. Miał zamiar kiedyś upomnieć się o wspomniany przez kuwecierza maraton i zaserwować mu przyjemnością, którą jeszcze od nikogo nie zaznał, w najmniej oczekiwanym przez niego momencie.
Poluzował uścisk i odsunął się od kochana. Potoczył wzorkiem po okolicy, ale jednocześnie wsłuchiwał się w zdobyte przez Neely'ego informacje; już w głowie był w stanie zweryfikować ich wiarygodność. Znał tę okolicę jak własną kieszeń. Wielokrotnie polował w lesie na zwierzynę.
— To prawdopodobnie jakieś dwadzieścia minut stąd, może więcej.
Trzydzieści — wtrącił, ale nie ingerował w resztę słów toczących się z gardła kuwcierza. Analizował w głowie każdą z możliwości, ale wreszcie przestał, gdyż było wiele różnych opcji, a wszystkie były uzależnione do tego, jak wyglądało miejsce wymiany. Lachlan z reguły nie gdybał. Nie był histerykiem, a każdy plan, który układał w głowie, tworzony był pod wpływem chwili. Improwizował, gdyż w tej formie elastycznych myśli był w stanie dostarczyć sobie potrzebnego do egzystencji dreszczyku emocji.
Dopiero kiedy Nobu skończył jego wywód, cichy śmiech uleciał z jego gardła. mam nadzieję, że nie zapłaciłem ciałem za zlecenie organizacji - ówże wyrwane z kontekstu zdanie pobrzmiewało w jego głowie raz za razem, brzęczał w uszach jak zwodzenie wiatru.
Przycinał wierzch dłoni do warg, by stłumić rosnące rozbawienie, bo jeszcze nie dawno ich właściciel przekonywał go, że zerwał ze swoim dawnym życiem. Musiał mu to wypomnieć, dla własnej satysfakcji, w ramach w rodzonej złośliwości.
Podobno zerwałeś z zawodem dziwki.— Potoczył pożądliwym wzrokiem po sylwetce kuweciarza. Mimowolnie jedna z rąk powędrowała do krocza. Potarł palcami o widoczne wygłębianie na materiale. Uśmiech na jego ustach się powiększył, wyczuł pod opuszkami nadętą męskość. — Nie, seks z tobą nie jest formą zapłaty — zaprzeczył po chwili, w celu dowodzenia go od tej myśli. Wycofał rękę. Wcisnął je obie do tylnych kieszeni spodni. Stosunek odbyty z Nobyukim był czystą przyjemnością, skoro Kocur nie pracował w swoim dawnym zawodzenie, Lachie nie rozpatrywał jego zaistnienia w charakterze zapłaty, a raczej miłego spędzenia czasu, czy też odnowienia starej znajomości - zdecydowanie wolał tę drugą opcję. — Kończą mi się zioła. Dostarczcie mi je i będziemy kwita — uściślił po chwili, by w tej sferze nie pojawiło się więcej wątpliwości.
Oswojony darzył gang CATS kredytem zaufania. Ich współpraca miała wieloletnie korzenia i zawsze otrzymywał stosowane do wymiaru zadania wynagrodzenie, stąd też otrzymali od niego zniżkę na pełnione przez niego usługi z tytułu bycia stałym klientem, a obecność Yukimury w jego najbliższym otoczeniu skłoniła go do decyzji, że nic, oprócz zielska od fajki, nie potrzebował. Właśnie otrzymał swoją działkę szczęścia.
Włóż — wydał krótkie polecenie, w ramach ułatwienia rozpięcia guzik. Zanim zaczną polowanie na nieszczęśnika, który nie wywiązał się należycie ze swojej powinności, chciał jeszcze raz poczuć zwinne palce na swojej przyrodzeniu.
Kolejny raz wtargnął na przestrzeń osobistą Nobu. Przycisnął swoje szorstkie usta do miękkiej skóry, czując pod nią twardą konstrukcje szczęki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejny raz poczuł żelazny uścisk na jednym ze swoich nadgarstków — zwierzęce pazury Lachlana nieprzyjemnie podrażniły jego jasną skórę, zostawiając na niej drobne, czerwone ślady. W żaden sposób nie protestował, można by nawet powiedzieć, że z lekkim zaciekawieniem spoglądał na jasnowłosego, jakby nie wiedział do końca czego może się po nim spodziewać. Wszystko stało się jasne zaledwie sekundy później, gdy dłonią natrafił na ciepłą skórę klatki piersiowej tropiciela — musnął ją palcami, odruchowo zaczepiając również paznokciem o sutek, a potem ułożył na piersi całą dłoń. Nie potrafił zapanować nad swoim przyspieszonym oddechem, a jego serce biło nieregularnie i niesamowicie mocno.
Jeśli chciałeś żebym znowu Cię zmacał, to wystarczyło powiedzieć — odparł, wciąż błądząc ręką po odsłoniętym skrawku jego ciała. Powolnie gładził jego ciepłą skórę, na moment znowu zapominając o tym, że w końcu mieli wziąć się do roboty. Neely nie spodziewał się, że rezygnacja z zabawy z Jaguarem będzie taka trudna — najchętniej uciekłby od wszelkich obowiązków, by móc spędzić z nim resztę dnia. Chociaż mogło się okazać, że dość szybko udałoby się im odnaleźć zaginionych CATSów, a wtedy mogliby powrócić do wspólnych zabaw, które oboje tak bardzo lubili.
Chłodne podmuchy wiatru rozwiewały jasne włosy Yukimury — białe kosmyki latały na boki, momentami zasłaniając twarz Kocura lub zwyczajnie wpadając mu do ust. Gdyby tylko miał pod ręką gumkę, to już dawno związałby je w kucyk, częściowo uniemożliwiając wichrowi swobodną dewastację swojej fryzury, choć to co się działo na jego głowie trudno było określić takim mianem. W każdym razie Nobuyuki był trochę poirytowany faktem, że ciągłe musi odgarniać nieposłuszne kosmyki na bok, bo te bardzo chętnie ograniczały mu widoczność (a przecież miał na kogo patrzeć) lub po prostu szczypały go w twarz.
Odetchnął ciężej, wciąż stojąc bardzo blisko tropiciela — jego ręka w końcu oderwała się od piersi kochanka, aczkolwiek nie zrobił nawet drobnego krok w tył. Wciąż wpatrywał się w niego tymi szkarłatnymi ślepiami, jakby oczekiwał kolejnego ruchu ze strony mężczyzny albo szybkiego powrotu do spraw czysto biznesowych. Mógł się spodziewać, że wzajemne rozpraszanie się wszystko spowolni, ale nie mógł zrezygnować z tego typu rozrywki. Przestałby być sobą, gdyby to zrobił.
Wyszczerzył kły w momencie, w którym palce Lachlana ujęły jego podbródek. Zacisnął zęby, uwydatniając żuchwę — nie zauważył nawet, że kilka pałętających się po jego czole kosmyków została odgarnięta przez dłoń Oswojonego. Sekundy później zapiekła go skóra, której strukturę próbowały naruszyć pazury Jaguara. Pod wpływem jego siły skierował twarz w bok — niezwykle posłusznie, z widocznym błyskiem w oczach.
„Nie doceniasz moich możliwości.”
Wypuścił powietrze nosem, co mogło zostać odebrane jako niestosowne prychnięcie. Ciepły oddech kochanka objął prawą część twarzy Kocura, na którego ustach ukształtował się uśmiech. Chwilę później Nobuyuki poczuł na policzku język przyjaciela — ciche mruknięcie wydostało się spomiędzy jego jasnych warg, a białe zęby zostały wyeksponowane jak najdroższy eksponat w historycznym muzeum.
Ależ doceniam... będziesz mógł mi je zaprezentować ponownie, jeśli dość szybko uwiniemy się z robotą — odpowiedział w ramach zmotywowania tropiciela do roboty, ale również w ramach drobnej obietnicy. W tonie jego głosu można było doszukać się entuzjazmu, ale również zniecierpliwienia, jakby faktycznie czekał na rychłą powtórkę przyjemności, którą dał mu Lachlan. Zresztą, zdawało mu się, że nie musi o tym głośno mówić, bo mężczyzna doskonale wiedział, że to niespodziewane spotkanie wiązało się z korzyściami dla obu stron. — To będzie Twoja premia, prezent ode mnie — dodał w ramach zachęty, a ze swoich słów był gotowy rozliczyć się w najbliższym czasie. Chciał zmotywować tropiciela, by w miarę szybko udało im się uporać z problemem, przez który nie mogli kontynuować swoich igraszek.
„Mógłbym cię pieprzyć cały dzień, bez wytchnienia.”
W ślepiach zatańczyły mu dwie iskry, a uśmiech niewątpliwie poszerzył się. Fuknął pod nosem, jakby nie wierzył słowom wypowiedzianym przez kochanka.
W burdelu słyszałem podobne słowa setki razy. I wiesz co? To są takie obiecanki cacanki. Mówili o całych dniach, a kończyli po godzinie, maksymalnie dwóch. Ale chętnie zbadam autentyczność Twoich słów, tym się nie przejmuj. Chętnie przekonam się też jak bardzo wytrwały jesteś — te słowa można było interpretować jako obietnicę niemalże spisaną na papierze, jako cyrograf. Neely nie miał zamiaru wycofywać się ze swoich słów. I oczywiście celowo drażnił się z Jaguarem, lubił to robić. Mógłby całymi dniami go zaczepiać i badać granice jego cierpliwości. Kusił go, niemalże machając mu swoim zadkiem przed twarzą. Ale właśnie taki wobec niego był, wiedział, że może sobie na coś takiego pozwolić.
Nie skomentował drobnej poprawki, którą rzucił Lachlan — ufał mu, bo miał pewność, że tereny te znał jak własną kieszeń.
„Podobno zerwałeś z zawodem dziwki.”
Właśnie dlatego upewniam się jak postrzegasz to, że kolejny raz Ci się oddałem. Nie chcę byś traktował to jako zapłatę. To była raczej przyjacielska przysługa. Pomogłem Ci w potrzebie, ale nie płaciłem za zlecenie organizacji — odparł spokojnie i stanowczo. Nie chciał być przez kogokolwiek postrzegany jako dziwka. Zawód ten porzucił już lata temu. Oczywiście została po nim łatwość w nawiązywaniu znajomości, w których liczył się tylko seks, ale Neely nigdy nie brał za to pieniędzy, robił to jedynie w celu zaspokojenia własnych potrzeb. W międzyczasie Jaguar ponownie przybliżył się, a jedna z jego zniecierpliwionych dłoni znowu zabrnęła w jedno z delikatniejszych miejsc — Yukimura uśmiechnął się, gdy palce kochanka znowu zaczepiły o jego wciąż pobudzoną męskość.
Robisz to żebym rzucił się na Ciebie znowu? Jestem tego bliski, uwierz mi — wymruczał w momencie, gdy ręka tropiciela wycofała się. — Jasne, dostarczymy Ci zioła — dodał szybko, kiwając przy tym głową.
Roześmiał się, gdy z ust mężczyzny padło krótkie polecenie.
Wiedziałem, że będziesz potrzebował mojej pomocy.
Ręka Neely'ego bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wtargnęła między materiał spodni, odnajdując stwardniałe przyrodzenie kochanka. Jasnowłosy zdecydowanym ruchem złapał je w dłoń, ściskając mocno. Masował je przez chwilę, by po kilkunastu sekundach przybliżyć się jeszcze bliżej Jaguara i złożyć na jego ustach bolesny pocałunek, podczas którego niejednokrotnie zahaczał agresywnie o wargi. Po tym wyjął rękę z jego spodni.
To musi Ci na razie wystarczyć, teraz ruszamy w drogę — powiedział i jak gdyby nigdy nic ruszył przed siebie, zostawiając Lachlana w tyle. Pomachał mu ogonem przed twarzą, uśmiechając się do siebie. — Gdzie mieszkasz i jak sobie dajesz radę? Wcale nie chodzi mi o Twoje problemy sercowe, tylko o to jak żyjesz. Ja po ucieczce z burdelu wiele lat snułem się po Desperacji zamieszkując nory zwierząt i oblegane przez innych Wymordowanych ruiny. Ty pewnie znalazłeś sobie jakieś miejsce, w którym żyjesz, co? — podjął temat, by móc chwilowo odpocząć od ciągłego wymyślania prowokacji i kolejnych, sprośnych żartów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szkaradny śmiech został porwany przez wiatr i rozpadł się w nicość lasu. Ówże niepasujący do otoczenia dźwięk sprawił, że kilka ptaków poderwało się z drzew. Lachlan usłyszał jak ich trzepoczące na wietrze skrzydła przecinają powietrze, ale nie zerknął w górę; konsumował głodnym od wrażeń spojrzeniem sylwetkę Nobu, który jawnie, bezpardonowo rzucał mu wyzwanie. W ramach odpowiedzi uderzył ogonem w biodro Kuweciarza, by przypieczętować nań obietnicę.
Jeśli poprosisz o chwilę wytchnienia, to będą ostatnie słowa, które do mnie skierujesz — zapewnił go, niby się odgrażając, acz jego męska duma w żaden sposób nie ucierpiała przez insynuacje, która padła; nie poczuł się urażony tym brakiem wiary, a jedynie odrobinę sponiewierany. Czyżby Nobu zapomniał, jak było mu dobrze, kiedy rozdzierał sobie przez trzy godziny gardło w przepełnionych ekstazą krzykach, a potem odczuwał jego przenikliwy ból, jakby dopadło go zapalenie migdałów? — Rozumiesz, prawda? Zjem cię i nikt mnie przed tym nie powstrzyma, nawet horda wygłodniałych psów, zazdrosnych kochanków i twój niezaprzeczalny urok osobisty — Uśmiech na ustach się rozszerzył. Nie chciał go potraktować jak swojej kolacji, a z drugiej strony był ciekaw jego smaku. Chociaż wiele razy sączył krew z jego ran, to nie potrafił sobie wyobrazić rozpływającego się pod językiem mięsa. Jucha niemal zawsze była taka sama – metaliczna, czasem słodsza, czasem gorzka – jak wino; nie sprawiała rozkoszy podniebieniu.
Źrenice Szkota poszerzyły się, ale nie odpowiedział, bo wówczas podłużny, przeciągły pomruk ujrzał światło dzienne, po tym jak palce Nobu zacisnęły się na małym problemie Jaguara. Oswojony złapał w dłoń białe, długie kosmyki i okręcił je sobie wokół palców. Na jego twarzy dominował lubieżny uśmiech, ślepia zaś były wbite w brzoskwiniowe, odcinające się na tle jasnej cery usta. Nie złapał ich w pocałunek; wymienili ich tak wiele, a mu ciągle było mało. Gdyby ponownie dotknął swoim wargami warg Yukimury, bez skrupułów zdarłby z niego ubranie i udowodnił znacznie swoich słów, które zawisły nad nimi w formie wyzwania. Zamiast tego nawilżył je koniuszkiem języka i przymknął na chwilę ślepia, by skupić się na pełnym perwersji dotyku, a gdy Nobu przerwał wykonywaną w pośpiechu czynność, na jego twarzy odcisnęło się piętno rozczarowania. Po raz kolejny doprowadził go niemalże do kresu szaleństwa. Z rozmysłem, ale również niedosytem, o którym świadczył wyraz jego twarzy, pogładził dobrze mu znany policzek. Wyczuł pod opuszkami palców delikatną, chroniąc mięśnie twarzy powłokę, wielokrotnie dewastowaną przez jego pazury. Usta znów wygięły się w uśmiechu.
Nie mogę uwierzyć, że ukrywałeś się przede mną przez tyle lat. — Padło ciężkie westchnienie, lecz dobrze wiedział, że Kocur nigdy by się przed nim nie ukrył. Gdyby chciał go odnaleźć, odnalazłby go, nawet na innym kontynencie. Gdyby... a przecież nawet nie próbował. Po wykąpaniu się we krwi dziwki, która pod żadnym względem nie dorastała Neely'emu do pięt, nie będąc w stanie zadowolić tropiciela, machnął na tą ręką, a potem wodził dłońmi po wielu ciałach, ale żadne do nie dorównało pierwowzorowi. Tylko nielicznym udawało się ujść ż życiem.
To musi Ci na razie wystarczyć, teraz ruszamy w drogę. Wycofał dłoń i upchał je obie do głębokich kieszeni spodni. Ogon opadł, a on poczuł się tak, jakby Nobu zdzielił go knykciami w policzek; nawet mógł sobie to wyobrazić, chociaż najprawdopodobniej nigdy nie podarował mu podstaw do takich działań. Zanim poruszył interesującą go kwestie, ruszył w drogę, wbijając spojrzenie w pustą przestrzeń przed sobą. Wsłuchiwał się w odgłosy wydawane przez las, przypisując takowe do ptaków, zwierząt, a nawet strumienia. Niedaleko płynął strumień, a raczej jego marna imitacja; jego zawartość składała się zaledwie z roztopów. Za tydzień lub dwa zniknie bez śladu. Będzie tylko wspomnieniem dla spragnionych mieszkańców buszu.
Handluje, tropię — poruszył wreszcie kwestie, która tak bardzo zainteresowała kochanka. — Zabijam, spożywam. Mieszkam w jaskini. Kiedyś cię ją pokażę — obiecał, chociaż ówże grota nie była imponująca, a raczej odpychająca. Panowała w niej wilgoć, ciemność i unosił się w niej zapach stęchlizny. Otworzył usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale niemal natychmiast zamilkł. Podniósł jedną z rąk ku górze, by zachęcić go tym gestem do milczenia. — Poczekaj tu — powiedział w końcu, wtem drapieżny uśmiech zniknął z warg, a Lachlan obrócił się plecami do mężczyzny, po czym odszedł od niego kilka kroków, po chwili przystając bez żadnego ostrzeżenia. Pożądanie, które nim zawładnęło, zostało przez niego odrzucone, ale z trudem. By zapobiec kolejnym jego objawom, zacisnął pazury na prawym ramieniu. Przebił twardymi płytkami skórę, wyczuwając pod nimi posokę; jej zapach unosił się w powietrzu niczym duchota, cucił nękane przez popęd zmysły. Rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie Nobu w celu przetestowania swojej woli. Nie była silna, niewzruszona. Została zachwiana kilkaset lat temu, kiedy bez cienia litości na jeszcze ludzkim, ale wycieńczonym obliczu mordował ludzi w ramach nietrwałej, a z perspektywy czasu nawet irracjonalnej zemsty. Czasem miał wrażenie, że miało to miejsce zaledwie wczoraj, we śnie wiedział wykrzywione w przerażeniu twarze, słyszał gardła, z których ulatywał krzyk, ale wszystko to przekształcało się w zaledwie bezkształtne wspomnienia, gdy budził się w ciemnej grocie z cieniem satysfakcji czającej się w drapieżnym uśmiechu. Musiał się skupić na tym, w czym był najlepszy - na tropieniu. Wiedział, że obecność Yukimury niczego nie ułatwi. Oderwał paznokcie od cienkiej powłoki, a z krtani potoczył się pomruk - ni to bólu, ni to przyjemności. Poczuł jak po ramieniu pociekła krew, ale nie poświęcił ranie ani chwili uwagi. Zbagatelizował jej istnienie, potrząsając tą częścią ciała, jakby chciał odgonić od niej pająka. W tym samym momencie potoczył wzrokiem po ściółce leśnej, zatrzymując ślepia na elementach krajobrazu składających się głównie z samych drzew i mniejszej roślinności. Jedna z kor była naruszona przez obce pazury; swoim kształtem nie przypominały ludzkie. Podszedł bliżej w celu przyjrzenia się im. Dostrzegł plamy krwi, ale nie wzbudziły one w nim żadnych negatywnych odczuć. Wskazał je Kuweciarzowi.
Ciekawe, czy to ma coś wspólnego z naszymi interesami. — Zastanowił się na głos; powiódł jednym z palców po chropowatej strukturze kory, która od razu uleciała pod jego naporem. Był spróchniała, nadgryziona przez drobne owady, być może zmutowane korniki, które ostatnio siały spustoszenie, chociaż wymierały, nie mając zbyt dużo drewna do pochłonięcia. Niemal cały dobytek lasu uległ urokowi słońca i usechł albo został rzucony ogniu na pożarcie.
Pociągnął nosem, zbyt skupiony na podjęciu jakikolwiek tropu, jakby tym samym podważał wiarygodność podanych przez członka CATS instrukcji, ale gdy jego nos nie wyłapał w najbliższym otoczeniu żadnej obcej woni, która mogłaby poświadczyć za teorią ukształtowaną w jego myślach, zerknął na Kocura przez ramię. Na jego wargi wkradł się wyzywający uśmiech. Nie miał nic wspólnego z ich wcześniejszymi deklaracjami.
Skoro w twoich żyłach płynie też wilcza krew — skrzywił się mimowolnie, ledwo dostrzegalnie, ale Nobu znał go na tyle, by dostrzec każdą zachodząc na jego oszpeconym przez wirus mordzie zamianę — ciekawe, czy dotrzymasz mi kroku — odezwał się w końcu, po paru sekundach milczenia. Zerkał mu wprost w czerwień oczu, jakby chciał wyczytać z nich odpowiedź, chociaż wiedział, że takową w nich nie ujrzy. Nobuyuki nie ugnie się pod takimi, wręcz dziecinnymi docinkami, a jeśli nawet - odwzajemni je głębokim uśmiechem i udowodnij Lachlanowi swoją wartość. Jaguar przestał go mobilizować słownie. Przeszedł do czynu. Wykorzystując nadnaturalną prędkością, przemieszczał się w kierunku miejsca, w którym miało dojść do porozumienia dwóch stron. Na swoim karku czuł prześlizgujący się oddech Nobu; nie odstępował go nawet na kark. — Potraktuj to jako mały trening przez maratonem. Musisz poprawić swoją kondycje, zanim się zacznie. — Puścił do niego oczko i zniknął w gęstwinie wysokiej trawy. Wybrał drogę na skróty, celowo. Kto wie, może Nobu pozwoli mu potem przeszukać swoje nagie ciało pod kątem obecności kleszczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłodny podmuch otulił sylwetkę Yukimury — przez jego ciało natychmiastowo przeszedł przenikliwy dreszcz. Zadygotał mimowolnie, choć nieprzyjemne uczucie zniknęło bardzo szybko. Jego kocie uszy poruszyły się w momencie, w którym śmiech Lachlana ucichł, a pobliska zgraja ptaków oderwała łapska od gałęzi okupowanych drzew. Nobuyuki uniósł łeb, żeby móc uważniej przyjrzeć się grupującym się zwierzętom. Ciemne kształty szybowały na tle szarawego nieba, owiewał je zimny wiatr — oddalały się naprawdę szybko, by wkrótce zniknąć z pola widzenia kotowatego. Przez kilka kolejnych sekund słyszał ich przeraźliwy skrzek, ale on również zniknął — nastała cisza, którą pokonać mógł każdy, nawet najmniejszy szelest.
Neely wciąż wpatrywał się w niebo, jakby zupełnie zapomniał o obecności Jaguara, jakby rozmarzył się i chwilowo stracił kontakt z otaczającym go światem. Przyglądał się nielicznym chmurom, które leniwie sunęły po niebie, a z zamyślenia wyrwał go wymowny gest, którym został obdarowany przez Lachlana — odruchowo ułożył dłoń na swoim biodrze, aczkolwiek nie zastał już na nim zwierzęcego ogona. Powolnie przeniósł wzrok na tropiciela, odsłaniając zębiska w uśmiechu. Szkarłatne oczyska napotkały na swojej drodze bezbiałkowe ślepia wymordowanego.
„Jeśli poprosisz o chwilę wytchnienia (...)”
Poruszył brwiami i kiwnął głową, ale nie odezwał się nawet słowem, jakby podskórnie wyczuł, że to nie koniec dialogu kochanka, że za chwilę pozna resztę słów, kłębiących się w jego głowie. Mrugał energicznie oczami, wpatrując się w kocie rysy jego twarzy — cierpliwie wyczekiwał dopełnienia niezakończonej myśli.
„Zjem cię i nikt mnie przed tym nie powstrzyma (...)”
Z ust długowłosego wydobyło się ciche westchnięcie — w pierwszej chwili miał wrażenie, że Jaguar wcale nie żartuje, ale z drugiej strony mógł uznać to za jedną z wielu prowokacji, bo przecież te padały niezwykle często, i to z obu stron. Niewinne potyczki słowne, sugestywne gesty i pełne pożądania spojrzenia od zawsze były nieodłączną częścią ich znajomości — czasami pomijali nawet niektóre z podpunktów, by od razu przejść do rzeczy, zwłaszcza w czasach, gdy Neely pracował w burdelu. Teraz mieli szansę odnowić swoje relacje albo nawet nadać im nieco inny kształt.
Domyślam się, że mięsożerca taki jak Ty jest niezwykle ciekawy nowych smaków, które ma praktycznie na wyciągnięcie ręki, ale bez przesady, Lachlan. Gdzie indziej znalazłbyś kogoś z równie jędrnym tyłkiem co mój? — celowo przedstawił siebie jako kawał ciała, na którym można się wyżyć seksualnie, choć doskonale wiedział (albo tylko to sobie wmawiał), że prócz łóżkowych przygód z Lachlanem łączy go również nieco koleżeńska więź. Wierzył, że mógłby na nim polegać albo chociaż liczyć na jego pomoc w razie tarapatów. W tym zezwierzęconym ciele wciąż był człowiek (lub pozostałości po nim), który — co prawda — działał głównie pod wpływem zwierzęcych instynktów i pragnień, ale musiał w sobie mieć coś z człowieka. Tylko jakim człowiekiem był kiedyś? Może wirus wcale go tak mocno nie zmienił? Może tylko podkręcił to, co już dawno w nim było? To Ci zagwozdka.
„Nie mogę uwierzyć, że ukrywałeś się przede mną przez tyle lat.”
Spojrzał na niego, kiwając przy tym przecząco głową. Jego usta ułożyły się nawet tak, jakby chciał wypowiedzieć to jedno, kluczowe słowo: nie. Ostatecznie jednak nie wypowiedział go — w głowie układał dużo bardziej skomplikowaną odpowiedź.
Naprawdę uważasz, że mógłbym to sobie zrobić?Egoista.Znudziło mnie takie życie. Na samym początku musiałem to robić — nie wiedziałem jak działa ten nowy świat, nie wiedziałem jakimi prawami się rządzi. Z czasem zacząłem wszystko rozumieć, zapragnąłem wolności, której nie mogłem mieć w tym szarym pokoju, przez który niemalże codziennie przewijali się klienci i klientki. Uciekłem, zamknąłem ten rozdział, zostawiłem go za sobą. Skończyłem z byciem męską dziwką, ale to nie oznacza, że przestałem lubić seks. Teraz nie robię tego po to, by przeżyć, teraz robię to jedynie dla własnej przyjemności. Ty mi dajesz dokładnie to czego chcę — swój wywód zakończył ciężkim westchnięciem, jakby całość mówił na jednym oddechu. Na jego ustach oczywiści wykwitł uśmiech — tym razem był cwany, ale jednocześnie dość urokliwy. Posłał kochankowi dyskretne „oczko”, jakby obawiał się, że ktoś może ich zauważyć — głównie chodziło mu jednak o podkreślenie swoich słów, ostatnie zdanie miało przyjemnie połechtać ego Jaguara.
Wkrótce ruszyli w drogę — Lachlan zdecydował się prowadzić, w końcu to właśnie on znał dobrze ten teren. Neely oczywiście dość szybko go dogonił, robiąc kilka większych, szybkich kroków. Kątem oka zerkał na tropiciela, wyczekując odpowiedzi na zadane wcześniej pytania. Był po prostu ciekawy jak mężczyzna dawał sobie radę i jak potoczyło się jego życie, gdy stracili ze sobą kontakt. Raczej nie podejrzewał, że Jaguarowi mogło być jakkolwiek ciężko, ale mimo wszystko chciał wiedzieć. Wciąż pamiętał dzień, w którym spotkał go po raz pierwszy — żył tylko dzięki niemu i możliwe, że to właśnie przez ten ratunek dostrzegał w nim coś z prawdziwego przyjaciela, choć nigdy na głos by go tak nie nazwał.
„Handluję, tropię, zabijam, spożywam. Mieszkam w jaskini. Kiedyś ci ją pokażę.”
Poruszył łbem.
Czyli zbyt wiele się nie zmieniło — odparł prędko, a w jego głosie dało się dosłyszeć wyraźną ulgę, jakby wieść o tym, że wszystko jest po staremu go uspokoiła i jednocześnie sprawiła, że usta wygięły mu się w uśmiechu. — Chętnie Cię odwiedzę — dodał sprawnie, kiwając powolnie łbem. Kilka jasnych kosmyków wprawionych w ruch opadło mu na twarz, ale dość szybko odgarnął je palcami na bok. Jego uszy poruszyły się, jakby dosłyszały jakiś niepokojący dźwięk w oddali, jakiś nienaturalny szelest. Chwilę później dostrzegł gest Lachlana — zacisnął usta, nie pozwalając, by wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk.
„Poczekaj tu.”
Skinął głową, posłusznie stając w miejscu, jakby jego stopy zostały przytwierdzone do ziemi za pomocą cementu. Przyglądał się tropicielowi, wbijając wzrok w jego plecy — w dalszym ciągu nie ruszył się z miejsca. Jego ogon poruszał się spokojnie, a dłonie opadły luźno wzdłuż ciała. Sekundy później napotkał wzrok Jaguara, który jeszcze na chwilę odwrócił się w jego stronę. Od razu napotkał jego bezbiałkowe ślepia, którym przyjrzał się uważnie — jego usta zadrżały, by wkrótce przeobrazić się w delikatny uśmiech. Wargi odsłoniły jego zęby w momencie, w którym posłyszał pomruk mężczyzny. Dopiero wtedy dostrzegł też, że nieco wcześniej kochanek rozdrapał skórę swojego ramienia, aż te ubrudził szkarłat.
Neely zaczął uważnie rozglądać się po otoczeniu — wydawać by się mogło, że rozkładał na czynniki pierwsze każde drzewo i każdy krzak, jakby nic nie mogło mu umknąć. Oddychał głęboko, nosem — co jakiś czas przymykał oczy, raz po raz zmieniając obiekty swoich przenikliwych obserwacji. Wzrok miał niezwykle czujny, jak u detektywa, który dotarł na miejsce zbrodni i musi mu się dobrze przyjrzeć, by nie przegapić żadnego śladu.
Kątem oka zerknął na swojego kompana, który akurat wskazywał na korę drzewa naznaczonego wyraźnym śladem po pazurach lub jakimś ostrym narzędziem. Na chropowatej powierzchni było kilka plam krwi — Neely dostrzegł ją dopiero, gdy zbliżył się do Lachlana na tyle, że prawie zetknęli się ramionami.
„Ciekawe, czy to ma coś wspólnego z naszymi interesami.”
Z pewnością ma — odparł twardo, odwracając na chwilę łeb. Jeszcze raz przyjrzał się dokładniej najbliższemu otoczeniu, po chwili jednak powrócił wzrokiem do tropiciela. — Widziałem trochę poniszczonych gałęzi, ktoś tędy przechodził, idziemy jego śladem — powiedział, choć jego słowa mogły pełnić jedynie funkcję przypomnienia, bo obstawiał, że Lachlan już dawno to zauważył. Ktoś, kto był tu przed nimi szedł tym samym skrótem, którym oni chcieli iść.
„(...) ciekawe, czy dotrzymasz mi kroku.”
Prychnął nieco rozbawiony.
Będę z tyłu, ale tylko dlatego, że znasz lepiej ten skrót. Jednak nie przejmuj się, przez całą drogę będziesz czuć na plecach mój oddech. — Jego wargi odsłoniły białe kły, które eksponował z nieudawaną dumą. Spojrzał prosto w ślepia Jaguara, a chwilę później zaczął biec, jak sprinter po usłyszeniu wystrzału sygnalizujące rozpoczęcie wyścigu. Tropiciel okazał się być cholernie szybki, ale Neely też dawał radę — dość sprawnie udało mu się zmniejszyć początkową przewagę Oswojonego. Był na tyle blisko, że przy gwałtowniejszych wydechach powietrza mężczyzna mógł czuć z tyłu głowy oddech Kuweciarza. Nie odstępował go nawet na krok, pokonując po drodze wszystkie suche gałęzie i pnie drzew.
O mnie się nie martw.
Biegli dalej — Nobuyuki wskoczył do zarośli tuż za swoim przewodnikiem, ale usłyszał coś, co go zaniepokoiło. Oboje to usłyszeli. W pobliżu musiało być jakieś rosłe zwierzę, bo jego donośny ryk sprawił, że Yukimura znacznie przyspieszył, łapiąc dłonią nadgarstek Lachlana.
Musimy, kurwa, przyspieszyć.
No i pewnie przyspieszyli, bo szelesty były coraz głośniejsze, nie wspominając już o tych przeraźliwych, zwierzęcych dźwiękach. Blisko im było do tych, które wydaje z siebie wkurzony niedźwiedź lub inny duży zwierz.
Puścił tropiciela i po chwili znalazł się po jego prawej stronie — truchtał tuż obok.
Jeszcze trochę drogi przed nami, damy radę to zgubić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach