Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Pisanie 11.12.18 21:08  •  Remember the name. |Skuld & Rhett| Empty Remember the name. |Skuld & Rhett|
Remember the name. |Skuld & Rhett| Rememberthename-1544548336

 Rzadko odwiedzał miejsca walk dla samego mordobicia, ale tym razem było nieco inaczej. Zwabiony okrzykami i wiwatami zszedł z pierwotnej ścieżki i skręcił ku ulokowanemu między ruinami tłumowi. Powietrze wypełniał ciężki zapach krwi i adrenaliny, lecz prócz nich dzieciak zwęszył również woń okazji.
 Wmieszał się w tłum bez problemu — większość kończyn i tak wisiała w powietrzu, uniesiona w gotowości do wiwatu lub ponagleń. Tłum zawsze rządził się swoimi prawami. To dała mu okazję do przemknięcia między rozochoconymi uczestnikami. Podczas subtelnego wsuwania złodziejskich łap w cudze kieszenie nie napotkał absolutnie żadnego problemu. Wszyscy przepychali się do tego stopnia, by każdy fizyczny kontakt odebrać jako przypadkowe szturchnięcie kolegi z rzędu obok, ewentualnie za powód spotkania pięści z czyjąś twarzą.
 Nie znalazł jednak wiele. Większość dóbr lawirowała w powietrzu, wymieniana za honor lub jako obstawa wygranego. Pula nagród rosła z każdą chwilą. Równie mocno rósł apetyt do walk. Kolejka chętnych zdążyła już sięgnąć kilkunastu osób, a wymordowanych wciąż przybywało.
 Postanowił nieco się wstrzymać. Znalazł zawaloną ścianę, której ułamana krawędź sięgała ponad zbiorowisko. Z tego miejsca mógł ogarnąć wzrokiem całe wydarzenie.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wrzaski, wiwaty, odgłosy uderzania pięści o poszczególne części ciała przeciwnika. Przypominało jej to wojsko, zabijanie nudy podczas misji poza murami, rozwiązywanie problemów między dwoma żołnierzami. Ileż to razy sama dla samej rozrywki nie sprała komuś mordy, ileż razy nie miała złamanego nosa, uszkodzonego żebra, obitych kostek. Czuła się tu dobrze, choć większość z nich była tymi parszywymi zwierzakami, abominacjami, obrzydliwymi wytworami natury, których powinno się wyrżnąć w pień i na powrót przejąć ich, ludzkie, tereny. Nie ufała im. Któryś by ją dziabnął, zalał krwią i nieszczęście gotowe. Jedyne czego się tak naprawdę się obawiała to zachorować i stać się jednym z nich. Nawet teraz nosiła maskę przeciwwirusową, choć dawno już straciła szczelność, a filtr pozostawiał wiele do życzenia. Gdyby wlazła na skażone tereny, to tak jakby była bez niej. Ale przynajmniej skażona krew nie miała jak się dostać do jej ust, w razie jakby jednak postanowiła stanąć pośrodku tłumu, w okręgu. A coraz bardziej ją do tego ciągnęło, choć z wymordowanym nawet jej siła nie miała szans.
Topory zawieszone na plecach dawały odrobinę komfortowego miejsca w całym tym ścisku. Nikt nie chciał zbliżać się do sierpowatego, ostrego metalu - nawet jeśli był na tę chwilę zabezpieczony i nie stanowił zagrożenia. Przeciskając się wśród mężczyzn i zaskakująco dość licznych kobiet, uniosła ręce chcąc mieć większą kontrolę nad ewentualnym potknięciem o czyjąś nogę, wijący się ogon albo odepchnąć rozcapierzone w emocji skrzydła. Coś oślizgłego otarło się jej o spodnie, ale nie zwróciła uwagi, balansując pośród nóg, łap i odnóży. Wypadła wreszcie spośród gapiów na odrobinę luźniejszy teren. Wlazła wyżej po gruzowisku, zdejmując maskę. Usiadła nieco poniżej znajdującego się na zawalonej ścianie chłopaka, nie zwróciła nawet na niego uwagi. Wysunęła jeden z filtrów, otrzepała go o dłoń, przyjrzała się z bliska. Był już na krańcu wytrzymałości mimo prania. A ciężko było je znaleźć. Cholera, znowu będzie trzeba szukać plotek o żołnierzach, śledzić mieszkańców Desperacji udających się mordować. Dla kilku kawałków jakiegoś materiału, który w magazynie dostałaby od ręki. Westchnęła ciężko, wsunęła filtr na miejsce i przeczyściła drugi w ten sam sposób. Maski jednak jeszcze nie założyła. W tym miejscu mogła ją odrobinę pooszczędzać. Zerknęła na kolejkę. Może i by się zapisała? Może jakiś zwykły człowiek albo Łowca plątał się tam pod nogami? Oni nie zarażali, mogła spokojnie nie używać wtedy ochrony na nos i usta. Pokręciła lekko głową, znów wpatrując się w walczących. Najlepsza rozrywka tego padołu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Zaczynał się odrobinę nudzić. Gdyby nie pokusa skarbów, już dawno odszedłby w swoim kierunku i przejrzał zdobyte dotychczas dobra. Coś jednak zatrzymało rozszalałą furię w miejscu, nakazując tym samym siedzieć nieruchomo.
 Miał się już buntować rozsądnemu spokojowi, lecz coś skutecznie odwróciło uwagę. Z początku nie zobaczył w kobiecie niczego godnego zainteresowania. Srogi wzrok, ubiór jak po dziadku z trzynastu pokoleń wstecz i ogromna broń. Nic, czego na co dzień nie dało się zauważyć. A jednak im dłużej sunął nienachalnym spojrzeniem po jej sylwetce, tym więcej ciekawych elementów znajdywał.
 Pochylił się w przód, rękoma opadając na nierówność ułamanej ściany, na której przysiadła nieznajoma. Czarny ogon przeciął bezdźwięcznie powietrze, zdradzając skrzętnie ukrywaną ciekawość młodzieńca. Widząc jednak czyszczone filtry, nie wstrzymał i przekrzywił głowę na bok, obserwując proces ze szczenięcym zainteresowaniem.
 — Po co ci maska? — słowa w końcu poruszyły ustami, układając je na wzór pytania. Po raz kolejny poruszył ogonem, tym razem przez energiczny ruch zrzucając z siedziska kilka drobnych kamyczków i kurzu. Jeden z odłamków trafił jednego z widzów walki w głowę, lecz ten nie zwrócił na to uwagi zbyt zaabsorbowany pobojowiskiem.
 Nagle rozbrzmiała fala wiwatów — kolejny uczestnik padł mordą w piach, przybliżając całą resztę o krok ku nagrodzie i chwili chwały wśród tłumu. Wszyscy kierowali ciekawskie spojrzenia na powstały kłąb kurzu, podczas gdy on spoglądał na dwa lśniące w słońcu topory.
 Zsunął się w dół, zajmując miejsce obok kobiety.
 — Powinnaś spróbować. Połowa z nich na sam widok twojej broni uciekłaby z podkulonym ogonem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyjrzała się dokładniej masce. Na nosie było kilka rys, ale płytkich. Najbardziej niepokoiły ją filtry, zaraz pewnie będzie musiała wywalić całe urządzenie na swój stosik zatytułowany „bezużyteczne, ale może jeszcze się przyda”. Najłatwiej byłoby teraz napaść jakiś patrol i wydrzeć im choćby siłą nową maskę albo przynajmniej parę filtrów. Przecież nie będzie się skradać jak ostatni złodziej, prawda? W jej przypadku zresztą mogłoby się to nie sprawdzić. Byłaby jak orkowie w grach fantasy – jak się któryś skradał to był pipa, a nie ork. Wejść, wyrżnąć połowę, drugą połowę zostawić ledwie żywą, żeby mogli donieść jak to uznany za zmarłego kapitan ich rozgromił. Jeszcze by się dostali do psychiatryka za opowiadanie takich pierdół. Chyba, że przy okazji rozwaliłaby im przepustki, jak kiedyś wróg jej – wtedy podzieliliby jej los i utknęli na wieki wśród piasków pustyni, narażeni na zarażenie jakimś chujostwem przy każdym wdechu i kroku.
Usłyszała nagle pytanie dobiegające gdzieś znad niej. Uniosła głowę, grzywa jasnych, farbowanych włosów przesunęła się po karku, opadając na przeciwną stronę niż ta, w którą spojrzała. Świetnie, zombie z ogonem, na dodatek rozumne i czające się żeby jej zrobić nie wiadomo co. Nie sięgnęła jednak po broń, w pobliżu było tyle osób, że mogłoby to zostać źle odebrane. Zwłaszcza, że wciąż z czystego przyzwyczajenia nosiła wojskową kurtkę zdradzając jej możliwe pochodzenie. Chociaż równie dobrze mogła ją ściągnąć z trupa, ale dlaczego byłaby wtedy tak dopasowana? Większość żołdaków była w porównaniu do niej niskimi chudzinkami.
Żeby nie wdychać pyłu – odpowiedziała spokojnie, choć odrobinę minęła się z prawdą. Pierwotnym założeniem niepozornego urządzenia była ochrona przed zarażeniem wirusem znajdującym się w powietrzu na skażonych terenach. Nic ją jednak nie chroniło przed zostaniem ugryzioną choćby przez komara, który wcześniej dziabnął wymordowanego i nie zdążył zdechnąć. Musiała też uważać, żeby nie zmieszać swojej krwi z krwią chorego. Przynajmniej łóżka z nikim nie dzieliła, więc jedna możliwość zarażenia odpadała całkowicie.
Hah. Mogę im też pokazać bice, druga połowa zaczęłaby rozważać częstsze treningi – parsknęła, przenosząc wzrok z chłopaka na tłum w dole. Tak naprawdę nie miała wielkich szans w pokonaniu na pięści większości zawodników. Zdechlaki miały krzepę, nawet młode osobniki spokojnie przewracały wojskowy samochód. Jak tu się mierzyć z nadnaturalnymi zdolnościami? Już i tak miewała trudności w siłowaniu się z Łowcami, a te żmije były sporo cieńsze w uszach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Przyglądał się kobiecie przez dłuższą chwilę – jej twarzy, jej jasnym włosom, dopasowanej kurtce i dwóm toporom, które trzymały rozeźlony tłum z dala od właścicielki. Każdy pozostawał zdystansowany i niechętny wobec niej. Każdy, oprócz tego jednego szczyla, bo on patrzył na nią oczyma lśniącymi niczym dwie neonowe lampki.
 – Żeby nie wzdychać pyłu.
 Zmrużył nieco ślepia, nie do końca przekonany odpowiedzią. Przez chwilę trzymał komentarz na języku, lecz ostatecznie wykrzesał na tyle subtelności, by przełknąć słowa wraz ze śliną.
 Spojrzał – tak samo, jak ona – ku gorzejącemu zbiorowisku. Widział tam ze dwa tuziny żądnych krwi mutantów, ale i ewentualnie skarby. Kilka z nich miał już w kieszeniach. Wsunięcie dłoni w bluzę zaawanturowanego bitwą wymordowanego wydawało się wtedy dziecinnie proste. Przez to, że wszystkie swoje wyczulone zmysły skupiali na prowizorycznym ringu, zapominali o całej reszcie świata. Ewentualną reakcją pozostawała lecąca w powietrzu pięść, gdy któryś ze stojących tuż obok widzów strzelił łokciem zbyt mocno, bądź w fali wiwatu trafił otwartą dłonią w twarz kolegi. Wtedy nie potrzebowali wiele do natychmiastowej reakcji.
 — Aż tak dobrze walczysz? — pociągnął temat, znów spoglądając na lico kobiety tym samym roziskrzonym spojrzeniem. Prezentował się trochę jak mały szczeniak, któremu przed nos postawiono coś nowego i ekscytującego. — Może zdradzisz mi tajemnicę jak to zrobić dobrze bez niczyjej pomocy? — zniżył ton głosu do konspiracyjnego szeptu i mimo iż całość wiała jakąś nutą powagi, kwitnący w kąciku ust asymetryczny uśmiech psuł całe wrażenie. Odpowiedź naprawdę chciał poznać.
 Przed nimi znów rozgorzały krzyki, gdy jeden z walczących stracił conajmniej połowę zębów, plując nimi na najbliżej stojacych. Sekundę później padł pyskiem w piach.
 —To musiało boleć.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiedziała, że żeby przetrwać na Desperacji trzeba być albo bardzo zwinnym albo bardzo silnym. W jej przypadku pierwsze odpadało już na start, bo będąc w wojsku za bardzo upodabniała się do stereotypu silnego, niezniszczalnego żołnierza stając się bardzo silną i niezależną kobietą. Bez gromadki kotów, ale za to z kałachem i toporem do siekania wymordowanych łbów. Nic tak dobrze ich nie zabijało jak porządna dekapitacja. Rzadko który był na tyle twardy, żeby go nie ścięła za pierwszym razem. Musiała go tylko trafić i sama uniknąć trafienia. Teraz przerzuciła się tylko na topory, żeby niepotrzebnie nie marnować amunicji. Ta się przydawała przy napadach lub niektórych zleceniach. Mieszkańcy okolicznego syfu musieli myśleć podobnie, bo rzadko kiedy zdarzało jej się być ostrzeliwaną.
Próbowała przyjrzeć się technice stosowanej przez aktualnie dominującego zawodnika. Typowe walenie po mordzie aż przeciwnik ustąpi, nic trudnego do osiągnięcia, za to ciężkie przy obronie. Okładany mógłby zrobić tylko jedno, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę – też zacząć walić z całej siły albo spróbować uników w ten sposób, żeby samemu zachować siłę, a tego drugiego zmęczyć. Stojący prawie że jeden na drugim motłoch dało się łatwo obrabować. Dbali tylko o to, żeby wygrać zakład i zgarnąć dla siebie parę fantów. Nowa para butów tylko pół roku śmigana, ostry nóż, dwie paczki fajek, butelka wody, odrobina świeżego żarcia. Dało się tu ugrać niezłe rzeczy, jeśli miało się farta albo znało możliwości obu zawodników. Albo było się złodziejem, któremu by się przyczepiło coś do rączek.
Może nie aż tak. Jestem tylko człowiekiem, co ja mogę? – zdradziła. Często zdarzało jej się powątpiewać w swoje zdolności, a potem praktyka pokazywała, że niepotrzebnie się zamartwiała. Nadal żyła, a jej oddział nie. Ciągle plątała się po pustyni, kiedy tymczasem wielu zdążyło zamienić się w pokarm dla bestii padlinożernych. Nachyliła się lekko w jego stronę. – Wal z zaskoczenia, dzieciaku. Masz przewagę jeśli ktoś się nie spodziewa ataku. Potem dopiero zadawaj pytania – odszepnęła mu równie konspiracyjnie. Taktyka działała za każdym razem, choć w jej wypadku trochę trudniej. Po jej sylwetce spodziewano się siły i lekkiego tępactwa, typowego dla najemnika. Ale drobnego stworzenia nikt nie posądzałby o skłonności do mordobicia, prędzej o chęci ucieczki wobec teoretycznie silniejszego przeciwnika. – Pewnie też masz sporo siły, chyba, że stawiasz na zręczność. Dużego przeciwnika warto zmęczyć, za to mniejszemu nie dać się zamęczyć.
Odsunęła farbowany łeb, słysząc okrzyki w dole. Kącik ust drgnął do góry, widząc obraz pokonywanego kolesia.
Wróżka Zębuszka miałaby tu używanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Podobało mu się, że podchwyciła drobną grę, którą zastosował chwilę temu. Większość zbyłaby go machnięciem ręki lub warknęła, by spierdalał jak najdalej. Ona nie dość, że podjęła zabawy, to jeszcze podzieliła się doświadczeniem. W takiej sytuacji nie mógł powstrzymać odbijającego na boki ogona.
 — Sporo siły? — parsknął w odpowiedzi. — A gdzie tam. Ale trafiłaś, stawiam na coś innego. Na przykład... — zadumał się na chwilę, kierując wzrok na tłum. Szukał potencjalnej ofiary, którą mógłby przedstawić kobiecie w postaci celu, lecz w porę drgnął, reflektując się tuż przed popełnieniem gafy.
 Zanim zdążył otworzyć buzię, kilka zębów potoczyło się po brudnej ziemię. Kilka popsutych trzonowców, a tak zachwyciły stojących dookoła widzów. Nie do pomyślenia.
 Zacmokał w powietrze, prostując na powrót sylwetkę.
 — Powiedzmy, że spróbuję udowodnić ci swoją wartość inaczej, niż walką z tymi typami... wiesz, prędzej czy później pewnie rozsmarowaliby mnie o ziemię — na sekundę zacisnął usta w wąską linię. — Wybierz kogoś, kogokolwiek. Przyniosę ci pamiątkę.
 Białe kły błysnęły w szerokim uśmiechem. Wcale nie czuł się wybitnie pewny swoich umiejętności ani przekonany, że nie było żadnej szansy na porażkę. Wręcz przeciwnie — za ramiona trzymały go obawy, że mimo entuzjastycznego podejścia zawiedzie i na tym zakończy przygodę z zyskiwaniem w cudzych oczach. Jednocześnie jednak nie chciał rezygnować na starcie.
 Z wyznaczonego obszaru ściągnięto nieprzytomne ciało. Chwilowy czempion uniósł obie ręce nad głowę i ryknął pełną piersią, podnosząc kolejne okrzyki paskudnej radości. Czekał na kolejnego kandydata, skanując najbliżej położonych wyraźnie wygłodniałym wzrokiem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z czystego zdrowego rozsądku starała się na ogół nie olewać zauważających ją wymordowanych, jeśli w pobliżu nie było przyjacielskiej mordy. W tłumie może kręciłby się ktoś jej znajomy, ale raczej nie zdążyłby zareagować z takiej odległości na ewentualny atak wymierzony w Hayashi. Przetrwała tyle czasu na Desperacji i nie dała się zjeść, bo próbowała zachować przynajmniej neutralność w stosunku do mieszkańców tych obrzydliwych ziem. Chwila rozmowy jej nie zabije, a może nawet uda jej się zakumplować z ogoniastym osobnikiem, dzięki czemu nie zje jej przy najbliższej okazji.
Zaciekawiło ją odrobinę stworzenie, które do niej przyszło. Dzieciak na pewno miał jakieś zalety, a nawet chciał to udowodnić. Może te zarażone istoty nie były takie złe jakie się je malowało? Fakt, że były to żywe trupy, ale te bardziej rozumne osobniki potrafiły być przydatne i naprawdę interesujące. Kobieta przeniosła wzrok z nieznajomego na tłumek wokół prowizorycznej areny.
Może tamten – oznajmiła, wskazując jakiegoś barczystego, rogatego faceta. Przed chwilą wyraził swoje zadowolenie z wygranego zakładu i o mało nie wydłubał komuś oka po zamachnięciu głową w triumfalnym okrzyku. Nie była pewna jak bardzo czujny mógł być w tej chwili, ale zdechlaki potrafiły zaskakiwać. A może sam ogoniasty umiał coś ciekawego otępiającego zmysły ofiarom? Z innej strony tak duży cel mógł nie zwracać uwagi na to co ma pod nogami, więc dla drobnego chłopaka mógł być niegroźny.
Chciała wiedzieć cóż takiego zdobędzie kolorowooki zombiaczek.


//Półtora miesiąca męczyłam ten post i nic lepszego sklecić nie umiałam. Wybacz ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach