Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

It's impossible to forget a cat that gave you so much to remember. [Lachlan x Neely] HxjcAuH
Desperacja, wiosna, około 5 lat temu.

Z głębokiego snu wyrwały go jakieś dzikie okrzyki, dochodzące z pomieszczenia, które prawdopodobnie w kryjówce CATS robiło za coś w rodzaju salonu lub miejsca spotkań członków kociego gangu. Z łóżka zwlókł się wyjątkowo niepospiesznie, jakby od niechcenia — choć nie ma co mu się dziwić, w końcu gdyby nie głośne rozmowy, to zapewne jeszcze smacznie by sobie spał. Leniwie rozejrzał się po klitce, która robiła za jego pokój — wzrokiem odnalazł ubrania, które wcześniej rzucił gdzieś w kąt. Zgarnął ręką spodnie, które jednym, szybkim ruchem na siebie włożył, a potem wstał i rozprostował kości, okrywając ramiona ciepłą bluzą. Zrobił kilka kroków w stronę prowizorycznych drzwi, które zapewniały mu chociaż odrobinę prywatności, ale nim chwycił za klamkę (równie prowizoryczną co same drzwi), to jeszcze ostatni raz odwrócił łeb i tęsknym wzrokiem spojrzał w stronę starego, wybrakowanego materaca, na którym o dziwo tak wygodnie mu się spało. Wypuścił z siebie powietrze z lekkim zrezygnowaniem, a następnie opuścił swój pokój, czego dość szybko pożałował.
Jasny płomień pochodni buchnął mu przed twarzą, a ogniste języki niemalże liznęły go po twarzy. Jakiś nieco wyższy, ale znacznie szerszy w barach koleś zagarnął go ramieniem i przyciągnął do siebie. Bez wątpienia to jego kocie geny przyczyniły się do tego, że nie dostał od Neely'ego solidnego łokcia w brzuch, za tę nagłą ochotę spoufalania się. Białowłosy zachwiał się na nogach, a koleś, który go trzymał spojrzał w kierunku pozostałych członków CATS, którzy siedzieli kilkanaście metrów dalej na jakichś pieńkach, ustawionych w kółko.
Ty, Josuke, patrz no tylko kto się obudził! Ten nasz nowy, śpiący królewicz! — krzyknął w stronę zebranych, wokół których walało się mnóstwo butelek po alkoholu, a sam swąd taniej gorzały już dawno uderzył czułe nozdrza Yukimury. Twarze kilku pijusów zwróciły się w jego stronę, później rozległy się śmiechy i gwizdy. Był nowy, więc nic dziwnego, że inni traktowali go nieco gorzej — jak zabawkę lub rozrywkę. Musiał sobie zapracować na to, by ktokolwiek miał go za kogoś wartościowego, a póki co nie było nawet dobrej okazji.
Został pchnięty w stronę towarzystwa, do którego powolnie zaczął się zbliżać. Słyszał jakąś kłótnię, ale nie wiedział czego dokładnie dotyczyła. Okrążył zebranych, chcąc zająć jeden z wolnych stołków i pozwolić sobie na dołączenie do tej jakże emocjonującej pogawędki, którą prowadzili podpici panowie.
Jiro, ale wiesz, że ktoś i tak będzie musiał się ruszyć leniwe dupsko, żeby ogarnąć to zlecenie? — zaczął jeden, pochylając się do przodu, by z większą uwagą spojrzeć na typa z naprzeciwka, w którego wyglądzie było coś z lwa, bo spojrzenie miał iście drapieżne, a pokaźna grzywa naśladowała tą lwią.
No to zaraz kogoś się wyśle, spokojnie. Może Taisuke pójdzie, ostatnio skarżył się na brak zajęcia. — Machnął ręką, próbując odnaleźć wzrokiem mężczyznę, o którym wspomniał w rozmowie. Zadarł łeb nieco do góry, spojrzał w lewo, a później w prawo. Ostatecznie jego spojrzenie osiadło na Nobuyukim, który to dopiero co dosiadł się do towarzystwa i udawał, że wcale nie ma go w pobliżu. — Ty, nowy... może Ty pójdziesz? — zapytał, choć jego wzrok zdawał się mówić, iż Neely nie ma innego wyboru i musi załatwić tę sprawę.
Yukimura westchnął jedynie, przecierając nieco zmęczoną twarz dłonią, by następnie odgarnąć na bok kilka jasnych kosmyków, które po przebudzeniu chaotycznie odstawały na różne strony. Spojrzał na wymordowanego z lwimi genami, który wyglądał na najważniejszego z towarzystwa — Neely nie znał jeszcze tak dobrze wszystkich członków CATS, więc mógł się jedynie domyślać, który ze zgromadzonych piastuje najważniejsze stanowisko.
A czym miałbym się zająć? — rzucił pytaniem, które po prostu musiało paść z jego ust, bo nie miał zamiaru podejmować się jakichkolwiek prac w ciemno, już kilka razy w życiu przejechał się na tym, że postanowił wziąć przysłowiowego kota w worku.
Jakiś czas temu jeden z Kotów zaginął podczas załatwiania spraw organizacji. Zaginął albo zwyczajnie dał nogę z dość dużą sumką pieniędzy, które miał dostarczyć przemytnikom z M3, którzy mieli załatwić dla nas kilka istotnych przedmiotów i trochę zapasów. Od około tygodnia nie mamy od niego żadnych wieści, a wrócić powinien jakieś cztery dni temu. Podejrzane, prawda? W każdym razie postanowiliśmy skorzystać z pomocy tropiciela, który już wielokrotnie pomógł naszej organizacji. Twoje zadanie polegałoby na tym, że miałbyś omówić z nim kilka rzeczy. No wiesz... kwestię zapłaty. Ewentualnie mógłbyś mu w czymś pomóc, jeśli by czegoś potrzebował. Ogólnie miałbyś z nim obgadać szczegóły sprawy, którą chcemy mu zlecić. Powiesz mu to samo co ja powiedziałem Tobie i obgadasz warunki. Ustalicie jakąś rozsądną cenę i będziesz mógł wrócić, o ile nie będzie Cię potrzebował. — Całą sprawę przedstawił niemalże bez żadnego zająknięcia, zupełnie jakby procenty, które zdążył już w siebie wlać w ogóle nie oddziaływały na jego silny organizm. — To nie za dużo jak na Ciebie, nowy? — dopytał, choć jego spojrzenie i tak zdawało się mówić „i tak się tym zajmiesz”.
Neely zamyślił się na chwilę, jakby rozmyślał nad wszystkimi pozytywami i negatywami tego typu misji. Ziewnął przeciągle, przytknąwszy wierz dłoni do ust, a potem ponownie przetarł oczy.
No dobra, niech będzie, i tak mnie zbudziliście swoimi okrzykami. Przynajmniej się przewietrzę. W ogóle... czemu mam wrażenie, że na zewnątrz jest całkowicie ciemno? — Mrugnął kilkukrotnie ślepiami, zerkając w stronę jednej z pochodni, których wątły płomień próbował rozświetlić ciemności jaskiń.
Bo jest środek nocy, geniuszu.
Białowłosy skrzywił się jedynie nieznacznie, myślami powracając do materaca, który czekał na niego w tej klitce, w której pomieszkiwał. Przez jego ciało przeszedł mało przyjemny dreszcz, aż mocniej otulił się grubą bluzą, którą wcześniej zgarnął z pokoju.
Gdzie mam się udać? — zapytał, by dostać ostatnią, dość istotną informację, a potem zebrać wszystko do kupy i jako tako przyszykować się do wyruszenia w podróż, w tę chłodną, wiosenną noc.
Miał czekać przy wejściu do pobliskiego lasu, a raczej przy jego pozostałościach. Wiesz gdzie? — zapytał lew, choć nic nie wskazywało na to, że gdyby Neely zaprzeczył, to ten zaproponowałby jakąś pomoc. Był typem, który raczej palnąłby czymś w stylu „to będziesz musiał sobie jakoś poradzić”, byleby nie ruszać z miejsca swoich szanownych czterech liter i móc dalej bezkarnie wlewać w siebie pozostałości pochowane w porozwalanych butelkach.
Wiem — odparł Yukimura, powolnie wstając z pieńka. — To wszystko? — dopytał, gdy już udało mu się wstać, a nawet rozprostować nogi. Z kocią gracją przemknął między towarzystwem, by móc jeszcze na chwilę wstąpić do swojego lokum i zabrać kilka potrzebnych rzeczy.
Nowy!
Odwrócił łeb w momencie, gdy jego dłoń złapała prowizoryczną klamkę.
Hm?
Dasz sobie radę, tylko wróć. Prawdopodobnie będziesz pierwszy, ale nie szkodzi, najwyżej trochę na niego poczekasz. Lepiej dla Ciebie, że będziesz wcześniej niż on. — Jiro zdobył się nawet na puszczenie zaczepnego oczka, które prawdopodobnie miało podnieść Nobuyukiego na duchu. Dość szybko jednak oderwał wzrok od jasnowłosego, by móc w spokoju chwycić jedną z butelek stojących na ziemi.
W tym samym czasie czerwonookiemu udało się otworzyć drzwi i zabrać z pokoju wszystkie potrzebne rzeczy. Ubrał się nieco cieplej, przetarł dłonią ubłocone buty. Nie brał nic więcej, bo las, o którym mówił wcześniej Jiro znajdował się kilkanaście minut drogi od kryjówki, więc raczej nic innego nie było mu potrzebne. Gdy już uznał, że jest gotowy do wyjścia, to zwyczajnie wyślizgnął się jaskiń, zgarniając po drodze jedną z pochodni, by móc sobie rozjaśnić nieco drogę.

***

Tak jak przewidywał Neely był środek nocy. Niebo było ciemne i bezchmurne, nie wiał wiatr, choć dało się odczuć chłód, który swoimi niezgrabnymi paluchami próbował złapać samotną sylwetkę, która z płomieniem w ręku poruszała się powolnie naprzód.
Nobuyuki miał nadzieję, że całe spotkanie przebiegnie dość sprawnie i po ustaleniu wszystkich niezbędnych spraw będzie mógł jak najszybciej wrócić do swojej klitki, w której się zamknie i zniknie pod dziurawym kocem, a potem zdrzemnie się jeszcze trochę. Tylko o tym marzył — o śnie, którego tak bardzo mu brakowało. Co prawda od czasu nieprzyjemnej pobudki udało mu się ogarnąć na tyle, by bez problemu jakoś funkcjonować, ale jasnowłosy należał raczej do osób wygodnickich, więc nic dziwnego, że wciąż chciał sobie jeszcze smacznie pospać.
Droga minęła mu szybciej niż się tego spodziewał (i o dziwo bez żadnych komplikacji), a słaby płomień niesionej w ręku pochodni dzielnie walczył z ciemnościami, starając się je ciągle przeganiać. Ogień dawał też ciepło, oświetlając znużone kocie oblicze.
Yukimura postanowił stanąć nieco z boku, za jednym z większych, połamanych pni, by w razie konieczności móc się schować lub nie dać się zaskoczyć przez tropiciela, z którym miał się spotkać. Wolał najpierw z bezpiecznej odległości ocenić z kim ma do czynienia, by nie przeżyć ciężkiego szoku, gdy stanie z nim twarzą w twarz.
Zimno spowijało jego sylwetkę, a czerwone ślepia dzielnie wypatrywały kogokolwiek, kto mógłby okazać się wymordowanym, z którym przyszedł się tu spotkać. Ziewnął przeciągle, a potem zapiął zamek bluzy pod samą szyję. Plecy oparł o poniszczony konar, a nogami zaparł się tak, aby przypadkiem się nie poślizgnąć.
Na chwilę spojrzał w górę, na ciemne niebo, na którym odznaczało się kilka błyszczących gwiazd. Można by powiedzieć, że pora była nawet romantyczna albo idealna do przemyśleń. Neely myślał, choć dość szybko powrócił do przyglądania się drodze, którą mógł przyjść nieznajomy.
Wiesz co masz mówić, doskonale wiesz. Porusz istotne sprawy, obgadaj co trzeba i wracaj do kryjówki, tak będzie najlepiej. Materac na Ciebie czeka.


Ostatnio zmieniony przez Neely dnia 25.11.17 10:01, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przekręcił się na drugi bok, a potem na plecy, wyczuwając pod nim chłód i twardą powierzchnie skały. Niefortunnie sturlał się ze zbieraniny skóry różnych okazów dzikich bestii, które pełniły rolę jego legowiska. Otworzył leniwie najpierw jedno, potem drugi oko i znów, jakby w niecierpliwieniu, zmienił pozycję. Tym razem wylądował na brzuchu. Rozciągnął się, ziewając potężnie w akompaniamencie jego burczenia. Nie jadał nic od paru godzin, od chwili, kiedy słońce pozycjonowało się na najwyższym punkcie na niebie, co zmusiło go do ewakuacji. Zaszył się w swojej jaskini i pogrążył w śnie, który trwał przynajmniej pięć godzin. Potem wstał, pochłonął przygotowany na tę część dnia zapas w miarę świeżego, krwistego mięsa w ramach przekąski i znów zapadł w sen. Sen, przez który przynajmniej dwa razy doszedł, gdyż zegar biologiczny wybił jeden z najbardziej napiętych cyklów podczas trwania roku. Przejechał ostrym pazurami po twardym podłożu, pozostawiając na nich pamiątkę w postaci zarysowań. Ubrał się w wczorajsze ubrania i, upewniwszy się, że słońce już zaszło, skonfrontował się ze świeżym, wiosennym powietrzem, czując jak wiatr igra z szorstkimi włosami, robiąc na jego głowie jeszcze większy bałagan. Zbiegł na czterech łapach ze stromego klifu, przedarł się na drugi brzeg płytkiej rzeki za sprawą skoku i zaczął węszyć jak pies myśliwski w poszukiwaniu nowej ofiary do menu, która miała tą nieprzyjemność zakręcić się blisko jego terytorium. Złapał trop dziesięć minut później. Obserwując potrawkę z zmutowanej sarny o dwóch głowach i ośmiu zgrabnych nogach, stanął przed życiowym dylematem. Zjeść, czy może wpierw zaliczyć i potem zjeść? Pusty żołądek udzielił mu odpowiedzi na te nurtujące go pytanie. Zaczaił się i, wykorzystując odpowiedni moment, kiedy akurat pochyliła łeb nad wodopojem i zgarnęła językiem jak łopatką do pyska odrobinę skażonej wody, zaatakował. Wylądował zgrabnie na jej grzbiecie, wbijając zęby w nasadę czaszki. Zacisnął mocniej na niej swoją szczękę, gniotąc jej jedną z głów, a pazury wbił do najeżonego grzbietu. Łania zawyła żałośnie, miotając się przez chwilę na wszystkie strony, ale po upływie kilku sekund uleciały z niej siły, a Lachlan mógł zacząć konsumpcje. Zdarł paznokciami jej skórę z brzucha, rozpruł go nimi i zatopił zęby w świeżym mięśnie, czując jak apetyty rośnie w miarę jedzenia. Pożarł najpierw wątrobę, potem nerki, serce, śledzionę, następnie pożarł najpierw jedne i drugie przednie odnóże. Zbiegiem kolejnych minut ten sam los podzieliła pozostała szóstka. Kiedy po sarnie zostały same, rozrzucone w nieładzie i składzie kości, wypluł ostatnią z nich i oblizał usta.  
Dziękuję za posiłek — wyszeptał cicho, leniwie, klepiąc się po żołądku. Zerknął na księżyc, który uformował się w kształcie rożka na niebie i kłapnął zębami, wydając z siebie cichy, koci pomruk. Wyzwały go interesy.

~ * ~

Znał lokalizację aktualnej siedziby CATS, dlatego też zaszył się nieopodal ich wrót, śledząc z odpowiedniej odległości osobnika, który pełnił tym razem role posłańca aż do wyznaczonego miejsca na spotkanie. Zaciągnął się znajomym zapachem, wytarł ślinkę, która pociekła w kąciku ust i przejechał językiem po zębach. Zanim zdemaskował swoją obecność, zaszedł go dla zabawy i elementu zaskoczenia od tyłu, z wyraźnym rozbawieniem figurującym na twarzy, gdyż nie spodziewał się, że akurat natknie się na ten dorodny okaz, który  niemal trzysta lat temu pełnił niejednokrotnie rolę jego "samicy" podczas rozrodu. Położył masywną, wyposażoną w pazury rękę na jego szyi, dociskając do niej palce i nachylił się nad nim, po czym przycisnął usta do małżowiny usznej, obejmując ją i skórę ciepłym oddechem.
Twój właściciel nie jest zazdrosny, że spotykasz się z kimś, kto cię już kiedyś miał, Nobuyuki? — przywitał się cichym szeptem, kalecząc jego imię niezbyt kompetentną wymową, by następnie zakleszczyć jego ramię w silny uścisk, na wypadek, gdyby prostytutka chciała się wyrwać. Złapał zaczepnie w zakrwawione zęby delikatny płatek ucha, przygryzł go i zaraz wypuścił, celowo się drażniąc. — Nie odwracaj się. Twoje życie wisi na włosku, dziecino — wymruczał, w ramach ostrzeżenia kalecząc jednym z pazurów szyję na wysokości gardła. Na skórze pojawiła się z rysa, z której po upływie kolejnej sekundy zaczęła sączyć się krew. — Z czym CATS znów sobie nie radzi? — zainteresował się, nie zapominając o nucie profesjonalizmu i wiążących go z gangiem interesach.
Po to pofatygował się w to miejsce, przyśpieszając proces konsumpcji swojego dzisiejszego, soczystego śniadania, przez co właśnie nie miał nawet czasu, aby delektować się głębią jego smaku i ktoś musi za to zapłacić. Ktoś, a przecież uroczy Nobuyuki nie był TYLKO kimś. Po prostu znów miał pecha. Znów natknął się na handlarza, kiedy akurat zaczęła się wiosna, a z nią wzrost popędu seksualnego jaguarów. Pech.
Wycofał najpierw jedną, potem drugą dłoń i zlizał z paznokcie krew, gdyż przebyte w zastraszającym tempie kilometry sprawiły, że musiał chociażby w minimalnym procencie zaspokoić swoje pragnienie i zwilżyć suche usta. Zacmokał na nich, a później, wracając do pierwotnej pozycji, którą przybrały w drodze ewolucji przedstawiciele jego gatunku - na cztery łapy, odbił się nimi od ziemi, aby dać zgrabnego susa w bok i kolejnego w prawo, po czym znów się wyprostował.
Zgaś to — rozkazał, stając na przeciwko Nobuyukiego w całej swojej drapieżnej okazałości. Obnażył w uśmiechu kocie kły. Pytanie tylko  czy pamiętał szaleńca, który najpierw go uratował, potem nakarmił, a następnie przerżnął, by w ostatecznym rozrachunku sprzedać do burdelu? Pamięć była delikatnym instrumentem. Czasem bardzo krótkotrwałym. Przez lata używania stępionym jak ostrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oderwał się od pnia dosłownie na chwilę, wciąż trzymając w dłoni pochodnię, której anemiczny płomień delikatnie rozświetlał egipskie ciemności, przez co Nobuyuki mógł dostrzec... cokolwiek. Niestety mutacja nie obdarowała go kocimi ślepiami, dzięki którym mógłby swobodnie przemieszczać się w mroku — pod nocną osłoną zachowywał się jak zwykły człowiek i bez jakiegokolwiek oświetlenia działał prawie po omacku, nawet z tymi swoimi wyczulonymi zmysłami, które teraz wydawały się być wyjątkowo uśpione, zapewne z powodu niewyspania.
Wystawił łeb zza kawału drzewa, za którym się chował, by w miarę możliwości spróbować dostrzec na dróżce jakiś wyróżniający się kształt, który mógłby wziąć za tropiciela, z którym miał się spotkać. Wytężył wzrok, ale nie udało mu się namierzyć niczego, co mógłby potraktować jako zbliżającą się sylwetkę, dlatego też zrobił kilka kroków w tył, by z powrotem się ukryć. Dłoń mocniej zacisnął na palącym się badylu, a wzrok wbił w ogień, obserwując dokładnie taniec parzących języków, które prawie smagały go po twarzy. Ogniki odbijały się w jego szkarłatnych ślepiach, podkręcając ich już i tak intensywną barwę.
Przez chwilę zdawało mu się, że słyszy jakiś szelest, jakiś dźwięk za swoimi plecami. Poruszył kocimi uszami na boki, jakby próbował upewnić się, że to, co rzekomo wychwycił jego słuch nie jest tylko wytworem jego rozwiniętej wyobraźni. Nie odwrócił się, bo niestety... nie zdążył. Ciało na chwilę mu zesztywniało, a gdy odzyskał nad nim w pełni kontrolę, to było już za późno — czyjaś łapa uzbrojona w ostre pazury chwyciła go agresywnie za szyję. Szpony (prawdopodobnie jakiegoś mocno zezwierzęconego wymordowanego) bez jakiegokolwiek wyczucia wbiły się w jasną skórę Yukimury, który zdołał z siebie wydobyć jedynie przeciągłe syknięcie pełne niezadowolenia. Chwilę później poczuł parzący oddech osobnika, który podstępnie zaszedł go od tyłu, aż podrażnione ucho mu niebezpiecznie zadrżało.
Nie ruszał się, bo doskonale wiedział, że w był w cholernie nieciekawej sytuacji i wystarczyło jedno, mocne szarpnięcie ostrych paznokci nieznajomego, by skutecznie przerwać żyły i doprowadzić do mało przyjemnego procesu wykrwawiania się. Wolał nie ryzykować, choć mięśnie same spinały mu się, dając znak, że są gotowe do akcji — mógł próbować jakoś się wyrwać albo machnąć w stronę oprawcy pochodnią, bo dzięki swoim elastycznym kościom byłby w stanie wygiąć rękę tak, aby zdzielić go badylem w bok. Ale nie zrobił tego, zachował zimną krew i cierpliwie czekał na rozwój wydarzeń, bo gdyby miał umrzeć, to już dawno leżałby na ziemi, ostatnimi resztami sił walcząc o przetrwanie albo żałośnie nawołując o pomoc, która nigdy by nie nadeszła.
„Twój właściciel nie jest zazdrosny, że spotykasz się z kimś, kto cię już kiedyś miał, Nobuyuki?”
Doskonale znał ten głos, doskonale pamiętał ten akcent i to właśnie one zdradziły Jaguara. Zdecydowanie nie był przygotowany na spotkanie z wymordowanym, o którym na przestrzeni lat równie dobrze mógł zapomnieć, ale ostatecznie nie wymazał go całkowicie z pamięci, bo niektórych wspomnień nie można było się pozbyć ot tak, niektóre wydarzenia zapisywały się w rejestrze na stałe.
Syknął kolejny raz, gdy zęby Lachlana wtopiły się w białe ucho. Przez ciało przeszedł ostrzegawczy impuls, a usta wykrzywiły się w bliżej nieokreślonym grymasie, obnażając jednocześnie zwierzęce kły Yukimury.
Właściciel? — prychnął nieco rozbawiony, choć w jego chujowej sytuacji nie powinno mu być do śmiechu. Wraz z wydaniem z siebie pierwszego dźwięku poczuł jak dłoń tropiciela ciaśniej zaciska się na jego szyi. — Jestem wolny, już dawno nie ma żadnego właściciela, który mógłby być o mnie zazdrosny — powiedział i nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego słowa mogły zostać odebrane przez Lachiego jako czysta prowokacja, a nawet klarowne pozwolenie na coś więcej. Dopiero po chwili namysłu dostrzegł dwuznaczność swojej kwestii, ale uznał, że nie ma zamiaru naprawiać błędu, który popełnił — miał nadzieję, że wymordowanemu nie uda się zauważyć tej nieścisłości.
Drgnął, gdy jednemu z pazurów tropiciela udało się naruszyć skórę, zostawiając na gardle podłużne cięcie. Rana go zapiekła, ale posłusznie stał na lekko ugiętych, wciąż gotowych do akcji nogach. Obecność Lachlana sprawiła, że Neely'ego zaczęły nękać wspomnienia, w których główną rolę grał właśnie Jaguar. Doskonale pamiętał te noce, które spędzili razem, przez chwilę wydawało mu się, że znów jest w tamtych czasach, bo znalazł się w sytuacji, która w znacznym stopniu przypominała stare dzieje. Ta noc wydawała się być taka podobna do tamtych, w których wspólnie się zabawiali, nawet układ gwiazd wydawał się być podobny, o ile nie taki sam. Obrazy pojawiały się tak nagle — szczypały jak igły, znikały równie szybko co się pojawiały, ale napełniały też czerwonookiego jakimiś dziwnymi, sprzecznymi i nie pasującymi do siebie emocjami.
Wciąż praktykujesz swoje stare teksty... Dziecino? Brzmisz prawie tak jak wtedy — odpowiedział spokojnie, choć jakiś tam lęk wciąż czaił się gdzieś za tym udawanym opanowaniem. Mogło mu się wydawać, że zna Lachiego dość dobrze, ale czas niewątpliwie powoduje zmiany, tak więc teraz nie mógł być pewny, że za jego plecami stoi dokładnie ten sam osobnik, którego spotkał te prawie trzysta lat wcześniej, nawet jeśli miał te same śpiewki. Czas może być lekarstwem, które leczy rany, ale równie dobrze może być toksyną, która zanieczyszcza i rozdrapuje prawie zasklepione obrażenia. Czas może działać pozytywnie i negatywnie — jak podziałał na niego?
Zaraz Ci wszystko powiem, niech no tylko przypomnę sobie jak to szło — to niefortunne spotkanie sprawiło, że przez dobre kilka minut nie potrafił trzeźwo myśleć o celu przybycia w to miejsce, jego myśli wciąż błądziły wokół przeszłości, o której zaczął rozmyślać bardziej, gdy tylko usłyszał ten dobrze znany kocim uszom szept.
Wyprostował się dopiero, gdy obie dłonie Lachlana puściły go wolno, choć nawet swoboda nie sprawiła, że od razu odwrócił się, by upewnić się co do swoich podejrzeć odnośnie nieznajomego, który wydawał się tak cholernie znajomy. On nadal stał i czekał na jego ruch, bo faktycznie obawiał się, że wcześniejsza groźba może zostać spełniona, jeśli tylko odważyłby się na jakieś śmielsze posunięcie.
Jaguar dość szybko okrążył Yukimurę, by ostatecznie stanąć przed nim. Członek kociego gangu od razu zmarszczył nieznacznie nos i zmrużył oczy, jakby uważniej chciał wychwycić wszelkie szczegóły w sylwetce dawnego kochanka, jakby chciał się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu. Zlustrował go od stóp, aż po samą głową i ostatecznie zatrzymał się na twarzy.
„Zgaś to.”
Dłoń mocniej zacisnęła się na ubogiej pochodni, którą kotowaty lekko poruszył na boki.
A co, boisz się, że mógłbym Cię z łatwością oślepić? — zapytał, wyciągając palący się patyk przed siebie, zupełnie jakby miał nim zagrozić. Dość szybko jednak rzucił jedyne źródło światła na ziemię, przysypując płomień piachem. Po sam badyl jednak się schylił, a w międzyczasie głupkowato się uśmiechał. — Wciąż pamiętam.
Szkarłatne oczy straciły swój intensywny blask, choć nadal zdawały się delikatnie połyskiwać. Zza bladych warg wyłoniły się ostre zęby, które Nobuyuki dumnie eksponował.
Spodziewałeś się spotkania ze mną w takiej scenerii? — niemalże kokieteryjnie poprawił dłonią kilka białych kosmyków, odsłaniając jasną twarz, a następnie zrobił zdecydowany krok w przód.
Nigdy nie pozwól, żeby drapieżnik poczuł zapach strachu.
Potem zrobił kolejny krok, aż dystans między nimi zmniejszył się na tyle, że dzieliły ich mniej więcej dwie stopy. Z takiej odległości Nobuyuki mógł mu się przyjrzeć jeszcze dokładniej. Mógł mierzyć się z nim niemal twarzą w twarz, mógł pokazać, że wcale nie boi się tak bardzo, jak mogłoby się wydawać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedyś był bardziej wylewny - o to ta myśl ukształtowała się u nasady jego płata czołowego, kiedy wyczekiwana w zniecierpliwieniu demonstracja wszystkich zarezerwowanych dla niego emocji nie nadeszła, jakby Nobuyuki wypierał się jego istnienia i walczył samym ze sobą, by ich nie wyeksponować. Był jak miotające się zwierzę w stalowej klatce, uderzające całym ciężarem o jej pręty. Ranne. Zdezorientowane.
Lachie pokręcił z dezaprobatą głową. Ten stan rzeczy wcale nie przypadł mu do gustu, tak samo jak zniekształcona przez instynkt samozachowawczy reakcja członka gangu CATS. Jednakże bardzo szybko otrząsnął się z chwilowego rozczarowania, gdyż zostało one zastąpione przez zrozumienie.
Nobuyuki nadal pamiętał.
Próba zduszenia przez niego zbędnych emocji była daremna. Wyczuł jak zalewa go strach z dokładnością co do sekundy jego wystąpienia. Zarejestrował moment napięcia mięśni. Chwilę, w której znajomej ciało najpierw zadrżało, niemal niewyczuwalnie, a potem zastygło automatycznie bez ruchu, mentalnie przełykając ślinę. Podskórnie wciąż pamiętało ten dotyk, ten parzący oddech, czy nawet sposób poruszania się. Słowa, które padły z ust właściciela tych marnych prób zabunkrowania się w bezpiecznej strefie własnego komfortu, utwierdziły Jaguara w tym szorstkim jak papier ścierny przekonaniu. Etap prezentacji mieli za sobą.
Nie, nie jesteś wolny — zaprzeczył, a z jego gardło wydobył się dźwięk zbliżony tonacją do kociego parsknięcia. Nieludzki, a jednocześnie można było w nim usłyszeć zastępstwo ludzkiego śmiechu. — Jesteś zaklepany. Przeze mnie. Na dzisiejszy wieczór — mruknął, artykułując te słowa starannie, jakby tym razem nie chciał się nadziać na rodzimy akcent, skutecznie utrudniający mu posługiwanie się japończyzną. Taka szansa mogła się nigdy nie powtórzyć, ale…?
Przymknął powieki. Blask bijające z pochodni, mimo iż wątłe, blade i niemal zerowe, drażniło go. Wyraził swoje niezadowolenie w cichym, gardłowym warknięciu, ale po chwili ostanie źródło światła zostało ugaszone, gdyż srebrzysta poświata księżyca nie była w stanie przebić się przez gęste konary drzwi.
Nobuyuki był grzecznym  chłopcem. Na żadnym etapie ich znajomości nie sprawiał problemów wychowawczy. Ochoczo wypełniał wszystkie polecenia, a także spełniał jaguarze fantazje, jak zaprogramowany do tej roli android.
Nie, ale mam uczucie dejavu. Już spotkaliśmy się w podobnej scenerii. Wiele lat temu. Byłeś wtedy raczkującym Wymordowanym. Pamiętam zapach twojego moczu, kiedy zrobiłeś ze strachu w gacie — odparł, otóż zalała go fala wspomnień.  Połaskotała go czule w gardło, jak nikotynowy dym. Odruchowo sięgnął po swoją fajkę, lecz nie miał jej przy sobie. Zostawił ją pod płachtą skór z powodu braku baterii w postaci ziół. — Byłeś przerażony. Nie mogłeś się ruszyć. Płakałeś, choć płacz zdradzały tylko spływające po twoim policzku łzy. Nie wydawałeś z siebie żadnego dźwięku. Głos ugrzązł ci w gardle — przypomniał mu, nadal szepcząc, acz drugi Wymordowany mógł wyłapać w tonie jego głosu melancholie, jakby naprawdę Lachlanowi było tęskno do tych minionych czasów, jakby jeszcze raz chciał zobaczyć jego zaczerwione, wilgotne od płaczu policzki, bo taka okazja nigdy więcej się nie powtórzyła. Nobuyuki zacisnął zęby, stając się bezwładną marionetką w rękach bezkompromisowej, brutalnej Desperacji. Jak wszyscy jej stali bywalcy, robił wszystko, aby przeżyć. — Kogo bałeś się bardziej? Tego człekokształtnego, zmutowanego wilka czy mnie? — zapytał zadziornie, lecz poznał odpowiedź na te pytanie niemalże trzysta lat temu, kiedy to ochoczo wbił zęby w gardło bestii, która weszła na jego rewir, aby rozprawić się z jego zdobyczą. Wtedy Lachie pod względem wizualnym bardziej przypominał człowieka niż teraz. Człowieczeństwo stopniowo go opuszczało. Jak opuścił ich Bóg. — Zmieniłeś się. Nabrałeś masy i mięśni. Zmężniałeś.
Drapieżny uśmiech ukształtował się na jego wargach. Czyżby strach opuścił go na dobre, skoro miał odwagę skrócić między nimi dystans?
Lachie go przetestować, dlatego też bardziej naruszył przestrzeń osobistą swojej zdobyczy. Podszedł tak blisko, że poczuł jak ciepły oddech podrażnia jego skórę. Schował pazury, by nie porysować jego skóry bardziej i położył dłoń na białej czuprynie. Zmierzwił ją, zatapiając w niej palce, podrapał Opętanego po kocim, lekko oklapniętym przez chłód wieczora, prawym uchu, po czym sunął dłonią niżej po kości policzkowej, narysował palcami kontury jego twarzy i połaskotał go po brodzie, po szyi i karku. Jak tęskniącego za pieszczotami pupila, z którym rozstał się na okres urlopu, ale w końcu do niego wrócił i chciał mu wynagrodzić tygodniową nieobecność. Nadal postrzegł istnienie Nobu w podobnych kategoriach. Dlatego pozwolił mu żyć, jednakże teraz ta kwestia nie była już tak oczywista.
Twoje umiejętności prowokacji uległy poprawie — skomplementował z lekkim rozbawieniem. Złapał w palce parę pobielonych kosmyków. Zaplątał w nie kciuk i pociągnął za premedytacją w celu odchylenie karku w bok. Z dziką rządzą palącą się w tęczówkach, pochylił głowę. Polizał skrawek alabastrowej, miękkiej niczym aksamit skóry. Jej powierzchnia nie różniła się wieloma szczegółami od dziecięcej, tej należącej do jego potomka, którego hodował sobie przez osiem lat, mimo iż płacz w jego niemowlęcym okresie życia nie raz doprowadzał go do szału. Pożarł je ze smakiem w towarzystwie cieknącej po podbródku śliny, a potem pochował jego szczątki w postaci kości bez żadnej tabliczki. Nigdy nie nadał mu imienia, a jego matce zabrakło na to czasu.
Zlizał krople krwi z jego szyi, mrucząc w akcie zadowolenia.
Nadal z twoich ust padają te urocze, pełne rozkoszy dźwięki, gdy wijesz się pod masywniejszym ciałem? — Powędrował dłonią wzdłuż jego ramienia i ostatecznie złapał ją za pasek od spodni. Zahaczył palcami o klamrę, po czym włożył je pod materiał. Musnął palcami kość biodrową z zachłannym uśmiechem na ustach, a jego ślepia skonfrontowały się z czerwonymi odpowiedniczkami Nobuyukiego.
Mógł go posiąść tu i teraz, ale czy naprawdę tego chciał?
Zaciągnął się powietrzem, jakby to miało go wyciągnąć z obskurnych, zakleszczających się na nim objęć dylematu. Wydzielana przez ciało Nobuyukiego woń nie posiadało już esencji niewinności. Była zbrukana przez milion obcych zapachów.
Zdradź mi tajemnice, Nobyuki, jak udało ci się wyrwać z burdelu? — zapytał. Kwestia ta niesamowicie go intrygowała, gdyż specjalnie go tam uwięził, splątał niewidzialnymi kajdanami, a potem przychodził, aby się nim zabawić zgodnie z zasadami nasuwanymi przez palący się w nim ogień pożądania i ciasnotę w spodniach. Dziś też zaczynało brakować w nich miejsca. Jego ślina wola słabła z każdą mijającą sekundą. Jak pochodnia zgaszona przez piasek.
Przypomniałeś sobie jak to szło? — zapytał niespodziewanie, jakby jego cierpliwość nieoczekiwanie rozpadła się na atomy, lecz to nie ona grała tu główne skrzypce. Za struny w tym momencie pociągał rozbrojony zegar biologiczny. Jego wskazówka zadrżała. Tykał, bliski wybuchu. — Tylko spójrz. — Złapał w mocny uścisk dłoń swojej byłej dziwki i przyłożył ją sobie do krocza. — Nie mam zbyt dużo czasu, dziecino. Wnet mój rozum zostanie przyćmiony przez instynkt, któremu jestem lojalnie oddany. — Jaguar przycisnął ją mocniej do wyraźnej wypukłość na spodniach, gdzie po palcami mógł wyczuć stwardniały instrument. Instrument, który niejednokrotnie wymuszał na Nobuyukim nieartykułowane, rozdzierające gardło krzyki podczas głębokich pchnięć.
Poniewierający jego myśli dylemat został rozwijany, niczym włosy przez chłodny, wczesnowiosenny wiatr.
Chciał go. Jak kiedyś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pierwotny cel ich spotkania już dawno został zepchnięty na dalszy plan — przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy przyszło do konfrontacji tych dwóch kotowatych, których niegdyś łączyła iście zawiła relacja. Neely z pewnością zmienił się przez czas ich rozłąki — nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Zmienił się i miał zamiar o tym Lachlana uświadomić, uznał jednak, że będzie to robił stopniowo, by dawny kochanek nie doznał ciężkiego szoku, gdy nagle okaże się, że grzeczny, tłamszony kotek przeobraził się w wyszczekanego i cholernie frywolnego kocura, któremu daleko było do osoby, którą Jaguar mógł zapamiętać. Chciał mu przybliżyć swoje nowe oblicze, twarz, której nigdy nie poznał.
Myśli błądziły mu po głowie, a on starał się je ogarnąć, zgarnąć do kupy. Przy tropicielu czuł namiastkę tego, co kiedyś między nimi było — wywoływało to w nim dziwnie sprzeczne uczucia, bo z jednej strony wcale źle nie wspominał tamtych czasów, ale jakiś nieznany lęk czaił się gdzieś za jego skórą i nie chciał go opuścić. Nie bał się go, ale miał jakieś dziwne obawy, których sam nie był w stanie zrozumieć. Ale na pewno chodziło o niego — mężczyznę, z którym niegdyś potrafił zabawiać się całe noce.
„Nie, nie jesteś wolny.”
Zerknął na niego podejrzliwie, aż mogłoby się wydawać, że barwa jego szkarłatnych tęczówek nagle nabrała intensywności. Zacisnął usta, wpatrując się w Jaguara. Doskonale wiedział co miało stać się później, doskonale wiedział jak miały brzmieć jego następne słowa. Był pewny, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Mógł wypowiedzieć następne zdania razem z nim, dosłownie, jednak zamiast tego wciąż mu się przyglądał, jakby jego wzrok dokładnie badał to, czy ma do czynienia z tą samą osobą.
„Jesteś zaklepany. Przeze mnie. Na dzisiejszy wieczór.”
Zmrużył ślepia, próbując na siłę doszukać się jakiegoś podstępu w jego słowach. Po kilku, może kilkunastu sekundach uznał jednak, że Lachlan praktycznie w ogóle się nie zmienił. Właśnie takiego go pamiętał — słowa „jesteś zaklepany na dzisiejszy wieczór” słyszał z jego ust już wielokrotnie. Jaguar spośród wszystkich dziwek w burdelu zawsze wybierał właśnie jego, zawsze trafiał do pokoju Nobuyukiego, który z należytym zaangażowaniem robił to, za co otrzymywał pożywienie i schronienie. Spełniał wszystkie zachcianki swoich klientów, nikt nigdy na niego nie narzekał, ale Lachiego pamiętał lepiej niż innych. Co było w nim takiego specjalnego? Sam nie wiedział, ale miał coś, co potrafiło zapaść w pamięć i ulokować się w niej na naprawdę bardzo długi czas.
Już to słyszałem. Wiele razy — odpowiedział, nawiązując oczywiście do ich wspólnej przeszłości, w której faktycznie podobne słowa padły nie raz. Ale czasy się zmieniły, Neely też się zmienił i wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej, nie tak jak tropiciel to sobie zaplanował. CATS czasami współczuł mu tego, że to jego chcica miała nad nim taką kontrolę. Sam nie miał nigdy ze sobą takich problemów, więc mógł się jedynie domyślać jak to jest.
Potem usłyszał o dejavu — słowa tropiciela sprawiły, że Yukimura też od razu przypomniał sobie o swoich pierwszych dniach na Desperacji. Doskonale pamiętał jak bardzo był żałosny, jak bardzo nie wiedział jak działa ten świat, którego nie chronią mury. Pamiętał również to, co zrobił dla niego Lachlan — dzięki niemu nadal żył, nadal był mu wdzięczny za ratunek, bo gdyby nie pojawił się wtedy w odpowiednim momencie to Nobuyuki nie przeżyłby nawet pierwszego roku na tych plugawych ziemiach.
Stare dzieje, każdy ma na początku pod górkę. Ale spokojnie, Desperacja zmienia. Mnie też zmieniła, wkrótce zaczniesz to dostrzegać, gdy chociaż na chwilę zapomnisz o moim dawnym, żałosnym obliczu, do którego wciąż wracasz, do którego tak się przywiązałeś — odparł, marszcząc przy tym nos, bo trochę mu nie pasowało to, że wciąż był postrzegany przez pryzmat swojego dawnego wizerunku. Jasne, Jaguar nie miał przez naprawdę długi czas styczności z Neely'm, ale raczej powinien spodziewać się tego, że w tym czasie kocur stał się zupełnie inną osobą. Zmienił otoczenie i towarzystwo, po części wyzbył się starych nawyków i zrozumiał otaczający go świat na tyle, by uplasować się w takiej pozycji, która pozwalała mu przeżywać kolejne lata.
„Kogo bałeś się bardziej? Tego człekokształtnego, zmutowanego wilka czy mnie?”
Pytasz jakbyś chciał poprawić swoją samoocenę i usłyszeć jak to bardzo srałem na Twój widok. Odpuść sobie. — Oboje wiedzieli jak było, a Nobuyuki nie chciał do tego nawet wracać, bo ten rozdział uważał za zamknięty. Nie po to się starał, by domknąć go na ostatni guzik, aby nieoczekiwanie pojawił się ktoś, kto wyciągnie wszystkie brudy i gorsze chwile na wierzch. Odrobinę go to rozdrażniło, ale nie powiedział nic więcej. Żadnych wyrzutów, ani nic podobnego. Łatwiej było to przeczekać i uchwycić się innego, mniej drażliwego tematu.
„Nabrałeś masy i mięśni. Zmężniałeś.”
Podobam Ci się bardziej — pokusił się o przetłumaczenie, a raczej rozwinięcie słów Jaguara, bo wydawało mu się, że właśnie takie miało by ono być. Gdzieś wewnętrznie na pewno się ucieszył, gdy w końcu Lachlanowi udało się zauważyć jakieś zmiany. Yukimura wkrótce miał zaprezentować znacznie więcej, ale wciąż czekał na odpowiedni moment, bo czuł w trzewiach, że zbliża się do niego ogromnymi krokami. Potrzebował klarownego sygnału, właściwej chwili, by w pełni obnażyć oblicze, którego dawny kochanek nigdy nie poznał.
Wiedział, że jest testowany — tropiciel badał grunt, sprawdzał go.
Przymknął na kilka sekund oczy, gdy dłoń tropiciela tarmosiła jego ucho. Cichy pomruk wyrwał się z ust członka CATS, gdy dłoń Oswojonego sunęła po jego twarzy. Te z pozoru drobne, nic nieznaczące gesty potrafiły go rozczulić. Był typowym kotem — wystarczyło go pogłaskać pod brodą, okazać mu chwilę uwagi i znaleźć na niego odpowiedni sposób, by schował pazury i zamruczał zmysłowo.
Wszystkie moje umiejętności uległy poprawie. Zdobyłem też nowe — zapewnił, otwarłszy oczy, którymi kilkukrotnie zamrugał. Na jego twarzy wciąż gościł uśmiech. Brakowało mu tego charakterystycznego dotyku, ale nie miał zamiaru się do tego otwarcie przyznawać. Dawał mu się dotykać tylko dlatego, że Jaguar wiedział jak to robić — doskonale znał miejsca, które powinien atakować, by rozgrzać i rozbudzić Neely'ego, który już dawno zapomniał o swoim niewyspaniu.
Nadal jesteś cholernie bezpośredni i nadal mi się to podoba — wymruczał zaraz po tym, gdy ręka dawnego kochanka umiejętnie ominęła materiał spodni i spoczęła na jego biodrze. Nobuyuki zmierzył tropiciela wzrokiem, a gdy tylko usłyszał kolejne pytanie, to pokusił się jedynie na nieco jadowity uśmieszek. — Nigdy się nie dowiesz — powiedział twardo, bo tę wiedzę wolał zatrzymać tylko dla siebie, nie miał zamiaru zaspokajać ciekawości Lachlana, nawet jeśli ta kwestia tak bardzo do intrygowała. Nie chciał wracać do tamtych zdarzeń, wolał się skupić na teraźniejszości, która rysowała się w różowych barwach, a przynajmniej tak mu się wydawało.
„Przypomniałeś sobie jak to szło?”
Kiwnął łbem.
Dowiesz się w swoim czasie, na razie skutecznie mnie rozpraszasz — odparł, przysuwając się do niego jeszcze odrobinę. Nie zdążył nawet nic dodać, bo dosłownie chwilę później został złapany za nadgarstek, a jego dłoń została nakierowana prosto na krocze Jaguara, na którym mimowolnie się zacisnęła. Jasne palce powolnym ruchem masowały wybrzuszenie przez materiał spodni.
Coś na to zaradzimy — wyszeptał, trzymając twarz blisko jego. Oderwał rękę od nabrzmiałego miejsca, a potem zwyczajnie wykorzystał chwilę, by zbliżyć się Lachlana na tyle, by bez jakichkolwiek przegródek rzucić się na niego zachłannie z ustami — język również odegrał swoją rolę podczas tego krótkiego pocałunku. Złapał go z boku i szarpnął tak, aby zmienić swoje położenie, a jego pchnąć na pobliski pień. Dopiero wtedy oderwał się od niego na dosłownie chwilę. — Pamiętaj, że nie jesteśmy w burdelu, a ja już dawno nie przestrzegam jakichkolwiek zasad. Jeśli jakieś są, to łamię je z największą przyjemnością, a potem zastępuję własnymi. — Moment, w którym pokazał pazury nastał nieoczekiwanie, nie miał zamiaru pozwolić Lachiemu całkowicie się stłamsić, bo to było sprzeczne z jego charakterem. Odchylił twarz nieco do tyłu, jakby chciał mieć lepszy wgląd na jego sylwetkę. — Rozbieraj się, chcę sprawdzić czy się za bardzo nie zmieniłeś — powiedział z cwanym uśmiechem na twarzy, ponownie przybliżając się do niego. W międzyczasie dłonią szybko rozsunął zamek swojej bluzy, a ta zsunęła się z jego ramion. Potem sięgnął do rozporka kochanka, zaczepiając palcami o metalowy suwak.
Nie był tym samym kotkiem co kiedyś, był cholernie bezwstydnym kocurem, który wiedział czego chce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lachie nigdy nie był przesadnie sentymentalny, gdyż pochował swoją przeszłość pod gruzowiskiem, pozbawiając tchu niemal każdą jednostkę, z którą miał styczność w ludzkim życiu. Rozszarpał je na kawałki. Jedną po drugiej, wsłuchując się w przenikliwe, rozdzierające gardła i ciszę krzyki. Wyrył na ich twarzach strach, cierpnie i śmierć. Kajdany zaciskające się na jego nadgarstek spadły z hukiem. Odzyskał wolność i chęci do życia. Spalił za sobą wszystkie mosty. Przenosił się z miejsca do miejsca, aż w końcu osiedlił się na terenach dawnej Japonii, na stałe. Wydzielił sobie na niej swoją przestrzeń. Swoje terytorium. Swój prywatny kąt. Dach nad głową. Miejsce, które mógł nazwać swoim domem. Yukimurę też nazwał swoim. Przez krótką chwilę, przez ułamek sekundy. Gdy rżnął go po raz pierwszy. Za świadka mieli martwe, spoglądające na nich z przerażeniem ślepia wilkopodobnego stwora. Był jego podczas namiętnych nocy w burdelu. Jednakże, gdy nadchodził świt, zalewał swoim blaskiem świat i pobudzał go do życia, przestawał być. Czy mógł to nazwać przywiązaniem? Odpowiedź na te pytanie nie mogła paść z jego myśli, ust. Nie zaangażował w ten związek swoich uczuć, a ciało. Zaciągając kocura do domu rozpusty, inwestował w swoje pożądanie. Nigdy nie rozpatrywał jego istnienia w innych kategoriach.
Nie mam porównania, Nobuyki. — Zmarszczony nos. Markotny ton. Złość.— Złościsz się? — zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język, po dostrzeżeniu tych zmian w jego zachowaniu. — Słusznie. Powinieneś, bo cię lekceważę — przyznał, najprawdopodobniej potwierdzając wszelkie obawy. Sam dostarczył mu ku temu powód. Z premedytacją grzebał kijem w mrowisku. Rozdrapywał stare rany. Sprawdzał. Testował. Przyglądał się jego reakcją. Chłonął je, kolekcjonował jak wrażenia. Odświeżał swoją pamięć. — Pokaż mi. Uwodnij to. Wyryj w mojej głowie obraz nowego ciebie, a już nigdy, nawet w myślach nie nazwę cię beską — obiecał enigmatycznym, niskim szeptem. Wiedział, że Desperacja zmieniała. Hartowała. Pozwalała wyjść poza ramy własnego komfortu i nakreślała nowe. Poszerzała horyzonty. Rozwijała. Pchała w otchłań. Przystosowywała do surowych warunków, jak treser dzikich zwierząt. Wyłamywała. Niszczyła granice, człowieczeństwo, ale uczyła też przetrwać. Uczyła improwizacji. Wpajała survival. I zabijała.
Przypatrywał mu się z uwagą, z niebezpiecznym iskrami, czającymi się w tęczówkach. Jak drapieżnik. Poruszył ciężkim ogonem, poszurał nim o kamieniste podłoże i uniósł go parę centymetrów nad ziemią. Uderzył nim w pobliskie drzewo, po czym pokierował nim w kierunku rozmówcy. Jego końcówka musnęła kostkę Jaguara. Wysunął go bardziej, aby dosięgnąć nim właściciela stojącej przez nim sylwetki. Otarł go o krocze Neely'ego.
Moja samoocena rośnie drastycznie w górę za każdym razem, gdy pokazujesz mi zmiany, które w tobie zaszły — mruknął, a po wypowiedzeniu tych słów, ogon zamarł bez ruchu. — Język ci się wyostrzył. Puchniesz od pewności siebie. Przestaje żałować, że uratowałem ci skórę. — Bo żałował. Żałował, że nie mógł zaklepać kolejnej nocny z Nobu, zarezerwować kolejnych ulatających z ich ust jęków i kolejnych wyszeptanych przez niego czułe słów. Zniknął, rozpłynął się w powietrzu, w szarej mgle, jak fatamorgana, iluzja, jakby nigdy nie istniał. Pamiętał, doskonale pamiętał te rozczarowanie, jego gorzki, drażliwy smak na czarnym podniebieniu, gdyż musiał zadowolić się mniej charyzmatyczną dziwką, a raczej dwiema. Tą pierwszą rozszarpał w akcie złości, furii, po tym jak złapała go za ogon. Zły ruch, dziecino. [i]Wypadasz z gry, warknął jej wtedy do ucha i zacisnął zęby na wołającym o pomoc gardle. Umarła, krztusząc się własną krwią. Z braku powietrza.
Uszywszy nadinterpretacje własnych słów, wykrzywił szczękę w trudnym do rozszyfrowania grymasie. Nie, nie podobał mu się mu bardziej. Cholernie mu się podobał. Tak bardzo mu się spodobał, że aż mu ulżyło. Ulżyło, że go nie wytropił. Byłby trupem, a teraz jest szczęściarzem. Znów rozszerzyć przed nim nogi i czuć jak uginają się pod nim kolana.
Szybciej zatracę zdolność logicznego myślenia niż ty — zapewnił go z rozbrajającym uśmiechem. Zlecenie, które zostało złożone przez gang CATS ulatywało z jego myśli, głowy. Przekształcało się w zapomnienie. Utraciło swój priorytet i zostało zepchnięte na dalszy plan. Pełniło w tym wszystkim rolę tła, dekoracji. Na główny panel wysunął się pewien obdarowany ponad przeciętnym urokiem osobistym kot. Lachlan całkowicie mu uległ, gdyż osiadał monopol na uwodzenie. Pilot z wieloma przyciskami.
Dłoń Nobu zacisnęła się na stwardnieniu. Zrobił mu dobrze. Zamruczał jak kanapowy kot, czując jednocześnie jak ciepło kumuluje się w jednym miejscu, podbrzuszu.
Challenge accepted — rzucił zaczepnie i już rozwierał wagi, aby dorzucić coś w przypływie szampańskiego nastroju, ale kocur wykazał się refleksem, ubiegł go. Skutecznie uśmiercił potok słów, jednocześnie zatrzymując proces myślowy Szkota.
Mruknął przeciągle w jego ust, gdy te po raz pierwszy po tak długiej rozłące, zetknęły się ze sobą, zetknęły i to z inicjatywy tego wytwornego kocura. Rozchylił wargi, aby mu to znaczenie ułatwić. Zezwolić na krótkotrwałą dominacje. Na kradzież pocałunku, westchnienia. Patrzeć jak granice przyzwoitości się zacierają. Pozwoliwszy, by Nobuyuki przyjął tymczasową kontrolę nad sytuacją, zacisnął swoją dłoń na wyposażonym w mięśnie ramieniu, koncentrując się niemal całkowicie się na agresywny pocałunku. Zwiotczył go osobiście, zaciśniętymi zębami na brzoskwiniowych ustach. Czując pod językiem krew, possał ją przez chwilę. Jej smak nie odbiegał bardzo od swojej pierwotnej wersji. Był dojrzalszy.
Muszę cię ostrzec, kiciu. Już dawno przestałem przestrzegać jakiekolwiek zasady - czy to własne, czy też cudze — wyszeptał, pożerając wzrokiem nagi tors, który został przed nim obnażony. Mlecznobiała skóra, choć naznaczona bliznami, nadal zapierał dech w piersi Jaguara, gdyż rzadko miał do czynienia z takim zjawiskiem. By zaspokoić swoją chęć zbadania struktury odsłoniętej części ciała, wyciągnął w kierunku swojego obiektu pożądania dłoń. Sunął ją najpierw po bladym policzku, potem naznaczył wskazującym linie szczęki, wyczuwając po opuszkami masywną kość i skierował ją niżej, wzdłuż szyi, zahaczyła o bark, nakreśliła jego kontur i podrażniła lewy sutek. Gdy wyczuł pod kciukiem bicie serca, oblizał usta, zgarniając językiem krople krwi, które na nich zaległy. Wycofał rękę.
Moment, kiedy nagle ofiara staje się drapieżnikiem i wyprowadza skuteczny cios, nigdy nie przestanie wzbudzać we mnie zachwytu — przyznał. Zacisnął dłoń na brzegu narzuty, która chroniła jego ramiona przed chłodnym wiatrem i jednym szarpnięciem pozbył się tego zbędnego kawałka materiału.
Jego ciało nie uległo większym zamianą. Doszło mu parę ran. Niektóre z nich były starte, sklepiona, a inne nowe, jeszcze w całości niezabliźnione. Prawa ramię obowiązane bandażem zdradzało świeżo nabyte zranienie, gdyż przedwczoraj, w roztargnieniu, zacisnął na nim mocno szpony lewej łapy, zrywając tym samym skrawek chroniącą kości, mięśnie i ściągana powłoki. Według lekarskiej, pobrzmiewającej w jego uszach, jak irytujący dźwięk gongu, diagnozy, mógł się pożegnać z jej pełną sprawnością na okres przynajmniej tygodnia, nie licząc tych, które już upłynęły.
Kolejny raz zacisnął rękę na mniejszej odpowiedniczce swojej ulubionej dziwki.
Czasem się zacina — mruknął w charakterze insynuacji, bezczelnej prowokacji. Otóż sugerował, że Nobuyuki nie może sobie poradzić z przeszkodą w postaci rozporka, a Lachlan dolnej części garderoby akurat chciał pozbyć się jej najszybciej. Ciasnota w spodniach stawała się powoli nie do zniesienia. Uwierała. Drażniła. — Pokażę ci jak to się robi — mruknął zaczepnie. Oderwał swoje palce od delikatnej skóry kocura i ulokował je na jego rozporku. Zamek błyskawiczny szybko uległ jego urokowi. Rozpiął też guzik, a następnie zacisnął dłonie na biodrach swojej zdobyczy i zesunął zgrabnym ruchem niepotrzebny element ubioru z jego kształtnych pośladków. Poklepał je z wyczuciem. Zahaczył o nie paznokcie.
Ich osłonięta skóra została zmierzwiona przez wiatr, a Lachie zadrżał. Nie drżał z zimna. Był rozgrzany. Drżał. Z podniecenia. Z chorobliwej żądzy. Z trudnego do zaspokojenia pragnienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od samego początku (gdy tylko go zobaczył, a nogi same mu się ugięły na dosłownie kilka sekund) doskonale wiedział, że to spotkanie będzie różnić od tych, które fundowali sobie kiedyś, choć finał prawdopodobnie miał być ten sam — bo czego niby mógł się spodziewać po Jaguarze, którego pożądanie niemalże dało się wyczuć w powietrzu? W powietrzu, ale nie tylko w nim — wystarczyło zjechać wzrokiem nieco poniżej pasa, by dostrzec bardzo wyraźnie wybrzuszenie, które dawało śmiałe znaki, że właściciel ukrytego za materiałem spodni sprzętu, jest gotowy do zaspokojenia swoich potrzeb na pierwszym napotkanym, człekopodobnym stworzeniu. Lachlan miał niebywałe szczęście, że trafił akurat na jednego ze swoich dawnych ulubieńców. Niewątpliwie Neely bardzo się zmienił przez te niespełna trzysta lat, podczas których nie widział dawnego kochanka nawet raz, ale wciąż miał ze swojej starszej, słabszej wersji coś, czego stale się trzymał — nadal bardzo chętnie wykorzystywał z uśmiechem na twarzy okazje, które same wpadały mu w ręce. Yukimura nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności, jaką mogło mu dostarczyć obcowanie z tropicielem — taka okazja nie mogła się zmarnować.
Mruknął przeciągle na tekst o tym, że jest lekceważony — w jego głowie już dawno tlił się plan, który miał wymazać z głowy Oswojonego swój dawny obraz i zastąpić go nowym, tym, na który pracował przez wiele lat. Kiedyś nikt nie brał go na poważnie, kiedyś każdy starał się go tłamsić i ograniczać, ale gdy tylko udało mu się uciec z burdelu to poczuł nareszcie, że jest wolny. Zamknął jeden z rozdziałów swojego życia, ale natychmiast otwarł kolejny, który niemalże od razu okazał się być tym lepszym. Swoboda i niezależność działały na niego cholernie pozytywnie — czuł, że jest sobą i nie musi przed nikim udawać kogoś innego. Wycwanił się — zaczął nadużywać swojego uroku osobistego (który przecież miał!), niektóre sprawy załatwiał poprzez łóżko i nareszcie zrozumiał jakimi prawami rządził się świat, w którym na samym początku swojego nędznego żywota desperacko szukał dla siebie miejsca. Miejsca, które ostatecznie znalazł wśród kotowatych braci.
„Wyryj w mojej głowie obraz nowego ciebie, a już nigdy, nawet w myślach nie nazwę cię beksą.”
Słowa Lachlana sprawiły, że jakiś dziwny dreszcz przeszedł przez ciało czerwonookiego. Dreszcz, który sprawił, że na chwilę spięły się jego wszystkie mięśnie, jakby dostał motywacyjnego kopa. Oczywiście miał zamiar pokazać swojemu przyjacielowi, że nazywanie go beksą już dawno nie pasuje do jego wizerunku. Denerwowały go takie określenia, choć zwykle nie brał ich do siebie, bo swoją wartość doskonale znał, a ślepcami byli Ci, którzy uważali, że nadal jest słabym kotkiem, który daje sobą wycierać podłogi.
Zmrużył oczy, gdy niegrzeczny ogon tropiciela śmiało otarł się o jego krocze. To się dobrali — oboje próbowali się drażnić, choć mogłoby się wydawać, że to Neely od samego początku jest na wygranej pozycji, bo to właśnie on celowo przeciągał wszystko w czasie, jakby celowo czekał na moment, w którym Jaguar nie wytrzyma, a spodnie same mu pękną. Wydłużał sekundy, ociągał się i działał bardzo leniwie. Pozwalał sobie na zbyt wiele, ale taki właśnie był.
„Puchniesz od pewności siebie. Przestaje żałować, że uratowałem ci skórę.”
Zaśmiał się głupkowato, odgarniając dłonią kilka jasnych, nieposłusznych kosmyków, które opadły mu na twarz.
No zobacz co ze mnie wyrosło — bąknął niewyraźnie, pokazując na siebie jednym z palców. Szkarłatne oczy wpatrywały się w kochanka jak w obraz, analizowały każdy najmniejszy szczegół, próbowały wkraść się w jego umysł i dostrzec wszystko to, co kryje się w głowie mężczyzny. Nobuyuki nie czuł się podporządkowany Jaguarowi tak jak kiedyś — wciąż był mu wdzięczny za to, że kiedyś uchronił go przed śmiercią, ale poza zwykłą wdzięcznością nie było nic więcej. Wcześniej może i wyobrażał sobie coś więcej, ale po opuszczeniu burdelu uświadomił sobie, że był jedynie narzędziem, przy użyciu którego białowłosy mógł dać upust swoim żądzom. Mógł czuć się wykorzystywany, ale sam również czerpał korzyści z tych spotkać, więc nie miał za bardzo na co narzekać. Historia lubi się powtarzać, przy odrobinie nieszczęścia mógł skończyć jak kiedyś — Lachlan by się z nim zabawił, a potem po prostu odszedł. Ale tym razem mogło być przecież inaczej — oboje mogli się zabawić, mogli nieco urozmaicić to spotkanie i sprawić, by nie wyglądało tak jak kiedyś. Mogło być lepiej.
Był cholernie zadowolony, że Lachie należycie odwzajemnił pocałunek — Yukimura na chwilę wczuł się na tyle, że nawet nie poczuł ugryzienia, które mu sprezentowano. Dopiero gdy oblizał swoje wargi i wyczuł smak krwi na języku, to zdał sobie sprawę o rozcięciu zdobiącym brzoskwiniową barwę jego ust.
Brak zasad brzmi wybornie, ale pamiętaj, że sam to zaproponowałeś — powiedział to tak, jakby go ostrzegał, jakby chciał sobie wziąć do serca to, że może robić co chce. Zresztą, tak czy siak nie przestrzegałby żadnych reguł, nawet gdyby jakiekolwiek się pojawiły. Wolał ocierać się o granice, przekraczać je, a w niektórych wypadkach nawet je przeskakiwać, bo kotem był ruchliwym.
Czuł na sobie jego wzrok, gdy poniszczona bluza zsunęła się z ramion i padła na ziemię. Odgarnął w międzyczasie pasmo białych włosów do tyłu, tym samym umożliwiając Jaguarowi obserwację swojego obnażonego ciała niemalże w pełni okazałości. Na jego ustach oczywiście pojawił się delikatny uśmiech, a zza warg wydostał się samotny kieł. Wyszczerz poszerzył się, gdy poczuł dłoń kochanka na swoim policzku. Mógł się spodziewać, że gdy tylko pokaże trochę ciała, to Lachlan od razu się nim zainteresuje i będzie sprawdzać czy jest takie jak kiedyś. W sumie zbyt wiele się nie zmieniło, choć faktycznie Neely wyrobił sobie jakieś mięśnie, a jego wyprostowana sylwetka nadawała mu nieco dumnego i odważniejszego wydźwięku — teraz na pewno nie można go było kojarzyć z tym wypierdkiem, którym był podczas swoich pierwszych dni na pustyni.
„Moment, kiedy nagle ofiara staje się drapieżnikiem (...)”
Moment, w którym drapieżnik chwilowo opuszcza gardę, a domniemana ofiara ma szansę na atak zawsze będzie moim ulubionym — wymruczał, celowo stawiając dziwny nacisk na jedno z kluczowych słów, bo w tym układzie nie czuł się poszkodowany, nie czuł się ofiarą. Może wyborowym drapieżnikiem też nie był, ale do ofiary mu było bardzo daleko.
Stał dość blisko niego z wzrokiem utkwionym w jego sylwetce, jakby czekał na rozwój przedstawienia. I dosłownie chwilę później odzież wierzchnia Lachiego również przywitała się z ziemią. Tym razem to Yukimura miał na co patrzeć. Oczy aż mu się zaświeciły, gdy dobrze dla nich znane ciało było w ich zasięgu. Wpatrywał się w niego z wielką przyjemnością, zatrzymując się wzrokiem w kilku kluczowych miejscach.
Westchnął głęboko.
Zacina? To je z Ciebie zerwę — palnął, bo naprawdę był skłonny to zrobić, gdyby suwak odmawiał posłuszeństwa, chociaż z drugiej strony szkoda było dobrych spodni, bo o takie na Desperacji wcale nie było tak łatwo. Nim zdążył cokolwiek dodać został złapany za dłoń, a następnie kochanek zaproponował krótką demonstrację swoich umiejętności w zakresie pozbawiania innych odzieży. — No tak, albo Ty pozbędziesz się moich spodni — powiedział nieco rozbawiony, gdy część stroju zwinnie opadła na ziemię. Uniósł nogi, by pozbyć się portek, a potem mruknął coś niewyraźnie, gdy ręce tropiciela znalazły się na jego biodrach. Wciąż miał na sobie ciemne bokserki, które skrywały ostatnie nieodsłonięte fragmenty ciała. Ale nie pozwolił mu ich zdjąć, bo naparł na niego gwałtownie, a jego usta znów znalazły się niebezpiecznie blisko jego warg.
Teraz prawdopodobnie moja kolej — wyszeptał, a jego ciepły oddech próbował drażnić twarz kochanka. Długo nie trzeba było czekać na jakąkolwiek akcję ze strony Nobuyukiego, bo ten niemalże od razu przystąpił do działania. Przybliżył się Lachlana tak blisko, by bez problemu móc napawać się jego charakterystycznym zapachem. Nosem nachalnie zaczepił o jego lewy obojczyk, a potem stopniowo i nieco leniwie zaczął nim sunąć niżej — obdarował gorącym oddechem jego pierś, później podbrzusze, aż w końcu zatrzymał się na wysokości pasa, gdzie wciąż zalegały spodnie. Zręczne dłonie od razu odpięły guzik i rozsunęły zamek, a następnie zsunęły je wraz z bielizną (o ile specjalista od tortur jakąkolwiek na sobie miał). Przeciągłe, pełne zadowolenia mruknięcie zdradziło, że widok, który zastał Neely był tym, który chciał zastać. Niemalże od razu chwycił nabrzmiałą męskość mężczyzny, naciskając na niej mocno dłoń. Drażnił go ospałymi ruchami, a kciukiem przyciskał główkę.
Prawie nic się nie zmieniłeś — powiedział, powstając i od razu zatapiając swoje zęby w jego dolnej wardze, a jego wolna dłoń wciąż zabawiała się przyrodzeniem kochanka. Jego ruchy powoli nabierały tempa, by wkrótce stać się szybkimi i agresywnymi.


Ostatnio zmieniony przez Neely dnia 02.01.18 10:24, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zacisnął dłoń na podbródku kota, kciukiem nakreślając kontur jego dolnej wargi. Zgarnął z jej krew i obnażył zęby w niebezpiecznym, drapieżnym uśmiechu. Zwierzęce, niebieskie ślepia zabłysły niebezpiecznie, szyderczo, wyzywająco. Było tak jak kiedyś, z drobnymi, odczuwalnym różnicami. Byli tu z własnej nieprzymuszonej woli. Badali swoje ciała z tą samą nachalnością i ciekawością, charakterystyczną, zwykle towarzyszącą dziecku, które nauczyło się chodzić, mówić, zasypywało rodziców wieloma pytaniami w celu zbadania najbliższego otoczenia.
Nobuyuki przejął inicjatywę, a on nie protestował. Pozwolił mu na to, jednocześnie błądząc rękoma po strukturze jego ciała, aby na nowo się z nią zapoznać i odnaleźć każde zmiany, a zaszło ich niewiele na przestrzeni tych długich lat.  
Ciepły oddech palił jego skórę, kiedy Nobuyuki bezkarnie podróżował wargami po jego ciele, pobudzając, drażniąc. Z trudem zarejestrował moment zatknięcia się skóry kocura z narządem, który w tej chwili stał się głównym ośrodkiem spostrzegania rzeczywistości Jaguara. Był na wpół przytomny, otumaniony. Przed oczami widział wariacje kolorów, migotały niczym świetliki na tle atramentowej nocy, a potem nastał mrok.
Zamknął oczy, aby skoncentrować się nad tym dotyku, ale jego bierność nie trwała nawet dziesięciu sekund. Musiał działać, aby nie zwariować.
Zatopił rękę w białych włosach, zaciskając na pojedynczych kosmykach place i szarpnął nimi głowę kochanka, w trakcie, gdy ten podrażnił podbrzusze, w którym zostały już skumulowane całe napięcie i odrażająca rozkosz. Drugą dłoń wślizgnął pod bieliznę, wyznaczając sobie palcami ścieżkę, aż w końcu jeden z nich odnalazł wąską szczelinę między pośladkami i wcisnął się w nią. Pogładził nim z nietypową dla siebie subtelnością jedną ze ściankę, po czym włożył głębiej razem z kolejnym, podrażniając wnętrze paznokciami, z trudem unikając obrażeń w postaci krwawych śladów.
Jestem za stary na zmiany — wysapał mu wprost w usta, kontrolując nieartykułowane dźwięki, które chciały, ale nie padały, gdyż Lachlan umiejętnie tłumił je w sobie, rozkoszując się tym wprawnym dotykiem na swoim przyrodzeniu.
Wycofał palce z Nobuyukiego i następnie w sunął dłoń między jego uda, płytkami paznokcie drażniąc naskórek, najpierw delikatnie, aby go nie podrażnić, a potem bardziej zapalczywie, niemalże agresywnie. Jego powierzchnia przestawała być miękka i miła w dotyku. Stawała się szorstka na skutek precyzyjnych, płytkich i głębszych rozcięć. Krew wchodziła pod paznokcie Jaguara, spływała mu zewnętrznej części dłoni i mieszała się z kroplami potu na nadgarstku, aby ubarwić swoim głębokim, czerwonym kolorem zdeptane liście przez uginające się pod nim nogi. Palce pieściły precyzyjnie skórę kochanka, aż w końcu napotkały przeszkodzę w postaci bielizny, gdy chciały dostrzec do krocza.
Zawarczał cicho, niczym zwierzę, powoli się w nie przekształcając. Złapał za cienki materiał i szarpnął za nią w spazmach nieregularnego oddechu, który łaskotał szyję Yukimury. Zatopił w nią swoje zęby, a raczej kły. Zadrasnął skórę na poziomie grdyki, po czym zjechał ustami niżej, przecinając nimi delikatną niczym aksamit skórę kochanka.
Paznokcie werżnęły się w skórę, gdyż materiał pękł pod naporem jego zniecierpliwionych palców, zdzierając z kota nawiną wiarą, że w ten sposób może przynajmniej częściowo kontrolować aktualną sytuację.
Odwróć się — warknął mu w ucho, zaciskając mocno zęby na delikatnym płacie. Jednakże nie czekał, aż Nobuyuki dostosuje się do jego prośby, gdyż cierpliwość się z niego ulotniła.
Pożądanie, niczym ciemny całun, wniósł się nad ich głowami i objął szczelnie obnażone ciała, jak ciasny kokon, obdzierając ich myśli z intymności.
Ręką Lachlana pochwyciła tą, która drażniła się z jego spuchniętą od emocji męskością. Owinął uścisk wokół kościstego nadgarstka i szarpnął w nim w ostrzegawczym geście, niemo rozkazując, aby Nobuyuki oderwał palce od obiektu swoich pieszczot, po czym bez ostrzeżenia, wbił boleśnie paznokcie w jego ramię i obrócił twarzą do drzewa.
Otarł stwardniałe jak kamień przyrodzeniu o krocze, wyłapując pojedyncze, ciche pomruki, którym został wynagrodzony przez ponętne wargi Yukimury.
Odetchnął, po czym rozsunął zgrabne nogi, w między czasie wydając kolejne plecenie - "wypnij się" i wślizgnął się w niego.
Seks i namiętność.
Oparł głowę o spocę ramię kochanka i pociągnął nosem, wyłapując  wyostrzonym zmysłem węchu skomplikowaną sekwencje zapachową. Była niczym intensywna woń kadzideł - narkotyczna. Pachniało potem, krwią, ale także indywidualnym mieszanką aromatów, wydzielaną przez ich nagie, rozgrzane, splątane ze sobą ciała.
Nie słyszę cię. Krzycz, dziecino, krzycz — wystękał w skórę kochanka. Obsypał ją pocałunkiem, uderzając zębami o wyczuwalne przez skórę kręgi szyjne.  
Zacisnął mocno ręce na jego kości biodrowej. Pchnięcia zbiegiem czasu zostały nasączone agresją i nabrały tempa. Bezlitośnie przedzierał się przez dawno nietknięte powłokę tkanek, wygrywając skutecznie z ich oporem.
Napięte mięśnie stały się wiotkie, a skumulowane napięcie w podbrzuszu wreszcie odnalazło swoje ujście.
Tęskniłem — wyznał cicho, niemalże niesłyszalnie, wpijając się bezkarnie w jego usta, kiedy nadeszło wycharczane przez ich obu spełnienie. Stłumił odgłos tego wrzasku tym o to sposobem, aż w końcu, pozbawiony sił, oparł dłonie o korę drzewa, twarz zanurzając w wgłębieniu na szyi kocura.
Wysunął się z ciała kochanka, sapiąc głośno. Odetchnął głęboko w celu wyregulowania oddechu. W między czasie pogładził drżący, udekorowany smugami pośladek, wsłuchując się w rytmiczne bicie własnego serca.
Czuł się jak rozbitek, który nie miał dostępu do pitnej wody, a gdy w końcu mu ją dostarczono - nawilżył popękane niczym gleba pod ich stopami gardło i zabił wreszcie dokuczające mu pragnienie.
Lachlan w końcu dostał tego, czego podskórnie pragnął. Od niemalże trzystu lat.
Głodne spojrzenie Jaguara przesunęły się po nagiej sylwetce kocura.
Wiatr zachłostał go twarz. W policzek, ale nie schłodził jego majaczącego w gorączce ciała, nie ugasił też w pełni pożądania.
Oblizał lubieżnie usta, po czym zacisnął je na odpowiedniczkach kocura, wciskając język w jego zęby.
Wciąż za mało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Huczało mu w głowie — myśli i spostrzeżenia wpadały na siebie chaotycznie, plątały się jak jego jasne włosy, którymi bawiły się nocne podmuchy wiatru. Czuł się trochę, jakby wlał sobie do gardła kilka kuflów piwa za dużo — było mu duszno, a ciało miał rozpalone, jak gdyby w jego krwiobiegu wciąż była niemała ilość alkoholu, który rozgrzewał go od środka, działał jak ogromne ognisko, doprowadzając gorąc do każdej (nawet z pozoru zapomnianej) komórki organizmu. Ale mimo wszystko Yukimura doskonale wiedział, że to nie żaden trunek doprowadził go do takiego stanu — wiedział, że to pewien niemalże zezwierzęcony wymordowany ponosił odpowiedzialność za to co się z nim działo. Ponosił również odpowiedzialność za rozniecenie pożaru, który powoli trawił wnętrze kotowatego i stopniowo rozpowszechniał się, by swoją mocą objąć go całego.
Jasna skóra Nobuyukiego zmieniała swoją barwę pod wpływem podwyższonej temperatury — ślady po zadrapaniach, ugryzieniach i starszych ranach gubiły się gdzieś między czerwonością rozgrzanego ciała, którego nie potrafił oziębić nawet chłodny wicher, wciąż otulający sylwetki kochanków. Ich drogi jakimś cudem znowu się zeszły, znowu też zabawiali się w ten sam sposób co kiedyś — czerpali jak najwięcej przyjemności z tych nic nieznaczących i nijak wiążących igraszek cielesnych. Tym razem wylądowali w martwym lesie, pośród ogołoconych, połamanych drzew i choć Neely wcześniej marzył jedynie o tym, by jak najszybciej wrócić do swojego pokoju i kolejny raz zaliczyć bardzo bliskie spotkanie ze swoim wybrakowanym materacem, tak później myśl o pozostawieniu Lachlana nawet na chwilę nie pojawiła się w jego głowie. Chciał obcować z nim znacznie dłużej, chciał znowu czuć jego zniecierpliwione dłonie na swoim ciele, chciał go na nowo ze sobą zapoznać, chciał znowu przeżyć to, co niegdyś przeżywał setki razy. Cholernie tego potrzebował i nawet jeśli próbował nie dać tego po sobie poznać, to jego ciało skutecznie go zdradzało. Potrzebował więcej, to nie ulegało żadnym wątpliwościom.
Zmrużył oczy, gdy ręka Jaguara wplątała się w jego włosy — z ust wyrwało mu się ciche fuknięcie, które mogło zostać odebrane jako wyraz niezadowolenia, aczkolwiek z samym niezadowoleniem nic wspólnego nie miało. Wpatrywał się w jego twarz, a szkarłatne ślepia mu błyszczały. Sekundy później znów poczuł jego dotyk — czuł jego zniecierpliwione palce wkradające się pod materiał swojej bielizny. Pazury oswojonego zostawiały po sobie liczne pamiątki nawet przy najdrobniejszym ruchu. Wkrótce uda i pośladki kotowatego zdobiła seria czerwonych cięć. Lachlan dotarł do miejsca, które było jego celem od początku.
Yukimura przełknął głośno ślinę. Przez jego ciało przeszedł impuls, nad którym ciężko mu było zapanować. Rany które sprezentował mu tropiciel piekły, dodatkowo podkręcając temperaturę już dawno rozpalonego ciała.
„Jestem za stary na zmiany.”
Wziął głęboki wdech, wyłapując ciepły oddech, którym został obdarowany. Powietrze, którym przed chwilą oddychał Lachlan rozgrzało mu płuca. Na szczęście cała ta gorąc nie odebrała mu jeszcze zdolności trzeźwego myślenia. Poranione i spocone ciało chciało więcej, domagało się tego. Mięśnie mu pulsowały, serce waliło mocniej i głośniej, oddech parzył, a drżące usta wyglądały tak, jakby zaraz miały pozwolić lawinie słów ujrzeć światło dzienne — choć w tym przypadku nawet słowa nie były potrzebne, bo oboje wiedzieli czego chcą.
Mówisz to tak, jakby mnie to obchodziło — wyszeptał, a na jego ustach na krótką chwilę osiadł zastanawiający uśmiech. Przez te trzysta lat naprawdę bardzo się zmienił i to głównie jego psychika uległa znaczącym zmianom. Wiele rzeczy postrzegał inaczej, zrozumiał, że jest jedną z najgorszych mieszanek — kotem z wilczym pierwiastkiem. Jako kot uwielbiał pokazywać swoje pazury, a wilcza natura dodawała mu odwagi, przez co bardzo często pozwalał sobie na zbyt wiele, ale nigdy się tym nie przejmował i tym razem również nie zamierzał. Totalnie nie obchodziło go to, że Lachlan był za stary na zmiany, bo Neely i tak miał zamiar pokazać mu, że to spotkanie będzie różniło się od pozostałych wspólnie spędzonych nocy, które już dawno były zamkniętym rozdziałem.
Dłoń kotowatego naturalnie nadal zajmowała się nabrzmiałym, już dawno gotowym do działania przyrodzeniem kochanka. Przydługie paznokcie z wymuszoną delikatnością zaczepiały instrument, bez wątpienia celowo go też drażniły, ale sprawiały również przyjemność. Mocny uścisk i gwałtowne ruchy miały wydobyć to co najlepsze.
Szpony tropiciela były bezlitosne — Lachie z początku gładził skórę kotowatego z udawanym wyczuciem, by chwilę później nieźle dać mu popalić. Nobuyuki w efekcie końcowym tej krótkiej zabawy miał od wewnętrznej strony mocno poranione uda. Cięcia były płytsze i głębsze, ale czerwona maź spływała po jasnej skórze CATSa, brudząc przy okazji również wyścieloną nielicznymi liśćmi ziemię. To był ten rodzaj bólu, który zaliczał się do tych przyjemniejszych, a nie uciążliwych.
Zwierzęce uszy kotowatego poruszyły się nieznacznie, słysząc pełne niezadowolenia warknięcie mężczyzny, którego dłonie natknęły się na jego ciemne bokserki. Nic dziwnego, że ostre pazury z łatwością rozerwały materiał osłaniający krocze i odrapane pośladki białowłosego. Zamknął na chwilę oczy, gdy otulił go parzący oddech wymordowanego. Zaraz po tym poczuł ostre zębiska na swojej szyi — ciągłość delikatnej struktury bez trudu została przerwana, z okolic grdyki pociekło kilka kropel krwi. Odetchnął głęboko.
„Odwróć się.”
Gwałtownie otworzył oczy, odsuwając się od Lachlana o kilka centymetrów. Spojrzał na niego, zaczepiając palcem wolnej ręki o poranione ucho, a następnie fuknął coś pod nosem. Oprzytomniał dopiero, gdy poczuł gwałtowny uścisk na nadgarstku swojej wciąż zajętej dłoni — dostosował się do polecenia, jakby w obawie przed tym, że dalsze drażnienie się z kochankiem doprowadzi go do stanu, w którym całkowicie straci zdolność logicznego myślenia, a jego człowieczeństwo ustąpi miejsca wewnętrznemu zwierzęciu, z którym o wiele trudniej byłoby się porozumieć. Już miał się posłusznie odwrócić, gdy tropiciel zdecydował się wykorzystać swoją siłę i przy jej pomocy szarpnąć kocura tak, by ten niemalże padł twarzą na drzewo. I faktycznie — gdyby w porę nie zareagował już wolnymi rękoma, to pewnie zaryłby twarzą w pień.
Chwilę później to się stało — poczuł go.
Neely westchnął gwałtownie, jakby miał problemy z łapaniem oddechu. Z jego drżących ust wydobyło się kilka jęków. Zacisnął zęby, próbując stłumić wydawane przez siebie dźwięki, aczkolwiek mało skutecznie. Było mu cholernie gorąco, a krople potu zmieszane z krwią powoli sunęły po jego poranionym ciele — ich wędrówce towarzyszyły ciężkie westchnięcia i nieumiejętnie tłumione pojękiwania. Chciał mieć Lachlana bardzo blisko siebie.
„Krzycz, dziecino, krzycz.”
Prychnął pod nosem, napawając się pocałunkami złożonymi przez szorstkie usta tropiciela. Z całego tego zbliżenia czerpał bardzo wiele przyjemności, ale dopiero gdy pchnięcia przybrały na sile i stały szybsze, to spomiędzy brzoskwiniowych ust wydobył się głośniejszy dźwięk. Nobuyuki zawył jak zranione kocię, jakby ktoś obdzierał go ze skóry. I dopiero po kilkunastu sekundach walki z samym sobą udało mu zatrzymać dalsze sekwencje głosowe w gardle. Ale oddychał szybko — łapczywie łapał powietrze, jakby miało go wkrótce zabraknąć. Zaciskał też dłoń na swojej nodze, wbijając pazury w kolano za każdym, pojedynczym pchnięciem wypełniającym go od środka.
Domyślam... się... — wyszeptał z trudem gdzieś między kolejnymi próbami unormowania oddechu. Z jego ust uleciało jeszcze kilka jęków, ale wkrótce było po wszystkim. Powolnie ogarnął się i odwrócił w stronę tropiciela, który od razu zaatakował go kolejnym pocałunkiem, nie dając mu nawet chwili odpoczynku. Kocur przyjął go jednak należycie i oczywiście odwzajemnił zbliżenie. Objął szyję kochanka, przyciągnął go bliżej do siebie, a potem zachłannie go całował, jakby chciał mu wynagrodzić to, że nie widzieli się tak długo. Kłami zaczepiał o jego usta, a potem również wysunął język, by wkroczyć nim do akcji.
Po dłuższej chwili przerwał pocałunek, a jedna z jego dłoni zsunęła się po ciele Lachlana, zaczepiając o jego sutek i żebra. Ostatecznie spoczęła na jego boku, leniwie przesuwając się w tył, w stronę pośladków. Neely oparł się plecami o zimny pień, aż zimny impuls błyskawicznie przeszedł przez jego ciało, choć został zwalczony przez wewnętrzny ogień jasnowłosego. Przyciągnął do siebie mężczyznę, a dłoń lekko zacisnął na ogonie. Biodra wypiął do przodu, ocierając się kroczem o udo tropiciela.
A co jeśli powiem, że moim też trzeba się zająć?

Musisz mi wybaczyć zwłokę i jakość tego posta — choróbsko i te sprawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spełnienie, które zalało go chwilę temu, przekształciło się we wspomnienia, przyjemne i intensywnie. Otuliło ciało w postaci przyjemnego dreszczu, które zalało ciało Lachlana. Odetchnął głęboko i zadrżał pod jego wpływem. Pobudzony bardziej, nie ukrywał swoich uczuć. Było mu mało, a ten spryciarz umiał to wykorzystać, ale nie miał zamiaru być w tej kwestii jego dłużnikiem. Przejechał paznokciami po plecach Neely'ego, na poziomie łapaki, czując pod płytkami pazurów sterczące spod skóry kości. Druga dłoń załapała w mocny uścisk odpowiedniczkę Yukimury, tę, którą chwyciła jego ogon. W dalszym ciągu nie lubił, gdy ktoś dotykał najbardziej erogenny punkt. Nobuyuki zdawał sobie z tego sprawę. Prowokował, z premedytacją. Westchnął w jego usta, całując je mocno, aż obaj nie stracili w płucach resztki tlenu. Oderwał się od niego, łapiąc głębokich oddech. Chaotycznie i szybko. Nie dbał w aktualnej sytuacji o dotlenienie. Przejechał wargami po krzywiźnie jego szczęki, aż do dotarł do ucha.
Puść — rozkazał, prosto w nie i zerknął w czerwone ślepia, odsuwając swoją twarz od bladej skóry. W jego niebieskich, bezbiałkowych tliła się złość, przygaszona przez pożądanie, ale nie żartował. Pokazał kły, jak zranione zwierzę, aby to zademonstrować i warknął cicho, gardłowo, ledwo powstrzymując się od miauknięcia, które znajdowało się na końcu języka. Koniuszek ogona uderzył ostrzegawczo w korę drzewa, z taką siłą, że jej płat zerwał się z pnia i spadł na trawę.
W ramach zmotywowania kociaka do posłuszeństwa, odsunął paznokcie od jego skóry i złapał w między palce kosmyki białych włosów. Powąchał je, zaciągając się intensywnym zapachem. Zamruczał przeciągle, napawającej się tą unikatową strukturą. Kolejne nieartykułowane dźwięki, wbrew jego woli, padły z jego gardła. Aromat pobudził jego zmysły, doprowadzał go do szaleństwa. Oderwał nos od jego włosów. Złość nie opuściła ślepi, których ciężar spoczął na delikatnej krtani. Szarpnął mocno za kosmyki i pociągnął je do tyłu, aby Neely odchylił w tym samym kierunku głowę, po czym wpuścił je z uścisku. Musnął opuszkami palców grdykę. Wyczuł, jak poruszała się niespokojnie.
Zajmę się nim — podsunął. Usta wykrzywiły się w niebezpiecznym uśmiechu.
Złapał w zęby szyję Yukimury, pieszcząc ją nim przez chwilę. Pod językiem poczuł krew. Metaliczny posmak. Palce drugiej dłoni zahaczyły o przyrodzenia kocura, wtedy też Lachlan zaczął wędrówek swoich warg. Najpierw obrzucił pocałunkami jeden z obojczyków, potem zaczepił kłami sutek, rękę zaciskając na stwardniałym problemie kuweciarza. Zjechał ustami niżej, podrażniając nimi każdy centymetr skóry na klatce piersiowej. Pozostawił po nich gdzieniegdzie ślady w postaci niewielkich krwiaków z charakterze malinek. Wypuścił z objęć członek Yukimury, porzucając go w zdecydowanie w złym stanie. Ugiął nogi w kolanie i polizał językiem jego pępek, pochylając się nad nim. Jego ciepły oddech drażnił rozgrzaną skórę Nobu. Zacisnął dłonie na jego kościstych biodrach i zerknął na niego wyzywająco z dołu, aby rozeznać się w stanie jego twarzy. Mrugnął do niego prowokacyjne i bez słowa złapał w usta jego przyrodzenie. Zahaczył o niego zębami, językiem podrażnił jego głowę. Jedna z dłoni prześlizgnęła się między biodrami, potem sięgnęła pośladek. Palec znów wsunął się w kocura. Włożył jeszcze jednego, nie przerywając pieszczot, ale nieoczekiwanie odsunął usta ich tymczasowego zajęcia. Chciał doprowadzić go do szaleństwa. Zmusić do krzyku. Przypomnieć mu, jak było im ze sobą dobrze, zanim ten nie uciekł.
Wplątał palce w odpowiedniczki Nobuyukiego i pociągnął go za sobą, na trawę, rzucając my wymowne spojrzenie. Usiadł na materiale haori, które spoczywało na jego ramionach, zanim zostało z nich zrzucone. Zmusił kota, aby usiadł na jego biodrach. Przez chwilę mógł wyczuć między nogami twardą przeszkodą w charakterze męskości Lachlana, która znikła w nim, gdy tylko pośladki skonfrontowały się z cętkowaną skórą. Tropiciel przycisnął usta do jego szyi, na której powierzchni były rozsypane czerwone plamki. Zamruczał w nią, jak kot, którego właściciel podrapał za uchem. Palce znów zacisnęły na problemie Nobu, który wymagał konsultacji z dotykiem. Naciskał na niego z wyczuciem, niepośpiesznie, jakby na coś czekał, ale w tym samym momencie poruszył niecierpliwie biodrami, mobilizując Yukimurę do działania. Drugą dłoń przyłożył do spoconego karku, badając pod opuszkami pierwsze kręgi szyjne.
Z jego ust nie padł żaden komentarz, jakby nagle słowa utknęły mu w przełyku. Zastąpił je kocimi pomrukami. Czasem tylko pozwolił sobie na wyszeptanie „Nobu”, które ulatywało spomiędzy jego warg, wraz z głębokimi oddechami, gdy akurat rozstawał się na chwilę z jego skórą.
Jasny blask, które przeciął niebo, zaalarmował Jaguara, że muszą się śpieszyć. Nadchodził brzask, a ich przywiodły tu głównie interesy.

Ja nie mam czego Ci wybaczać, ty wybacz mi, z tych samych powodów.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od razu wyczuł agresję, która pojawiła się w działaniach Lachlana — na własne życzenie doprowadził go do takiego stanu, bo za ogon chwycił go zupełnie celowo, jakby po raz kolejny chciał się upewnić, czy aby na pewno nie umknęły mu jakieś zmiany, które mogłyby zajść u tropiciela na przestrzeni tych prawe trzystu lat ich rozłąki. Yukimura chciał zapoznać się z Jaguarem na nowo — miał ochotę błądzić dłońmi po jego ciele, by czuć pod palcami napinające się mięśnie. Pragnął dotrzeć w każde, nawet te najbardziej skrywane miejsce, byleby mieć go całego dla siebie. Chciał też, by ten odwdzięczał się tym samym. Nobuyuki potrafił być cholernie zachłanny, co zresztą dobry obserwator mógł z łatwością dostrzec — w jego szkarłatnych, zwierzęcych ślepiach czaiło się chore pożądanie, a jego ciało cały czas domagało się więcej i więcej.
Pazury Lachlana nie znały litości — na plecach Kocura dość szybko pojawiły się nowe, czerwone szramy, które miały być kolejną pamiątką po tym spotkaniu. Spotkaniu, o którym ta dwójka miała pamiętać bardzo długo.
Ich usta ponownie złączyły się w zapierającym dech w piersiach pocałunku. Neely przymknął na chwilę oczy, chcąc czerpać jak najwięcej przyjemności z tego krótkotrwałego zbliżenia; powieki rozwarł dopiero w momencie, w którym suche wargi tropiciela sunęły po jego szczęce. Mało dyskretnie oblizał swoje mokre usta, zgarniając językiem resztki śliny, którą pozostawił po sobie kochanek.
„Puść.”
Uśmiechnął się nikle, gdy Lachie wyeksponował swoje kły. Bezczelnie wpatrywał się w jego niebieskie oczy, zupełnie jakby niemo rzucał mu jakieś wyzwanie. Nie skomentował jego warknięcia, nie puścił od razu też jego ogona. Bezkarnie muskał go opuszkami palców, wyczekując bardziej stanowczej reakcji. Ignorował słowa kochanka, czekał aż zostanie powstrzymany czynami, bo chwilowo zależało mu tylko na nich.
Puścił go dopiero, gdy ogon agresywnie uderzył w drzewo, z którego ułamał się kawałek poniszczonej kory.
Moje dłonie dobrze by się nim zajęły... — odparł przeciągle, będąc pewnym wypowiedzianych przez siebie słów, bo co jak co, ale swoim palcom to on ufał i wiedział, że przy ich pomocy potrafił sprawić wiele przyjemności innym. Niektórzy niejednokrotnie się o tym przekonywali na własnej skórze.
Bez jakiegokolwiek sprzeciwu pozwolił tropicielowi bawić się swoimi włosami, pozwolił mu zająć się sobą, choć w myślach z pewnością go popędzał. Miał ochotę złapać go i przyciągnąć do siebie, by mieć go jak najbliżej, by móc ogrzać własne ciało jego piekielnym ciepłem.
Przełknął głośno ślinę i syknął pod nosem, gdy dłoń kochanka wplątała się w jego białe kudły i pociągnęła je mocno. Rozchylił wargi jakby chciał coś powiedzieć, ale dość szybko dostał satysfakcjonującą go odpowiedź.
„Zajmę się nim.”
Oczy zabłyszczały mu się, a kącik ust uniósł się mimowolnie kształtując na jasnej twarzy kotowatego szczery uśmiech. Stał tak z wciąż odchyloną głową, wytrwale eksponując swoją smukłą szyję, z wyraźnie widoczną grdyką i kilkoma cienkimi żyłami.
Zrób to.
Jego myśli natychmiastowo skupiły się wokół tego, co zaraz miało się stać. Najchętniej od razu zobaczyłby Jaguara klęczącego przed sobą, zajmującego się tym, co zostało przez niego obiecane. Mimo to postanowił poczekać, oddać się w jego ręce i przyjąć wszystko to, co kochanek miał w planach.
Poczuł zębiska Lachlana na swojej szyi — aż odchylił głowę jeszcze bardziej, dając mu większe pole do popisu. Skóra w atakowanych przez szczęki tropiciela miejscach bardzo szybko poczerwieniała i zyskała kilka śladów po ugryzieniach. Z jednej z ran zaczęła skapywać krew — kilku kroplom nie pozwolono na swobodną wędrówkę wzdłuż ciała długowłosego.
Yukimura westchnął głębiej, mrugając przy tym oczami. Podobało mu się, cholernie mu się podobało.
Warknął niecierpliwie czując dłoń zaciskającą się na swoim przyrodzeniu. Poruszył biodrami w przód i w tył, miał ochotę położyć Lachlanowi rękę na głowie i przy użyciu siły naprowadzić na rejony, które potrzebowały natychmiastowej konsultacji z nim — z jego dłońmi i ustami. Nie zrobił tego, bo został oblany licznymi pocałunkami, które chwilowo odwróciły jego uwagę. Skupił się na cudzych wargach badających jego ciało. Było mu gorąco i duszno, oddychał ciężej, ale było mu bardzo przyjemnie. Za nic w świecie nie chciałby przerywać stanu, w którym się znajdował.
Spojrzał na Jaguara jadowicie w chwili, gdy ten zabrał dłoń z okolic krocza. Prawdziwy płomień pojawił się w jego intensywnie czerwonych tęczówkach, a usta odsłoniły drapieżnie przydługie kły. Dopiero to prowokacyjne mrugnięcie kochanka uzmysłowiło mu, że nareszcie nastał ten długo wyczekiwany czas, że nadeszła ta chwila.
I stało się — nadeszła zbyt długo wyczekiwana przyjemność.
Ciało Yukimury całe się spięło, uwydatniając każdy możliwy mięsień. Fala przyjemności rozlała się po nim. Odruchowo zaczął delikatnie poruszać biodrami, podczas gdy tropiciel zajmował się jego męskością, a jedną z dłoni ułożył na jego ramieniu. Z ust wyrwało mu się nieumiejętnie tłumione, rozkoszne pojękiwanie. Czuł się wspaniale. Sekundy później poczuł też palce Jaguara, które na nowo znalazły się w nim. Nic dziwnego, że kolejny jęk wydostał się spomiędzy brzoskwiniowych warg.
Dobrze mi z Tobą — wymruczał między głośnymi wdechami i wydechami powietrza, zaciskając palce mocniej na jego dłoni. Po tym oboje znaleźli się na ziemi. Lachlan usiadł na materiale swojego ubrania, a zaraz po tym dołączył do niego Nobuyuki, który posłusznie pozwolił kochankowi kolejny raz wejść w siebie. Kolejny raz jego czerwona szyja została obsypana pocałunkami — zajęczał kilkukrotnie, powiadamiając tym samym mężczyznę o tym jak wiele przyjemności czerpał z jego działań.
Zaczynało się robić jaśniej — w dobrym towarzystwie czas zawsze mijał nieubłaganie.
Zamruczał, raz po raz obdarowując specjalistę od tortur dość głośnymi, gardłowymi jękami.
Lachlan... — wystękał, zbliżając do niego twarz. Zębami chwycił jego dolną wargę, a później wymusił na nim zachłanny pocałunek, oblepiając swoją śliną jego usta i ich okolice. — Lachlan, wykorzystajmy najbliższe kilkanaście minut jak najlepiej, a później zajmiemy się pierwotnym celem tego spotkania.

***

Neely włożył na siebie koszulkę i niedbale narzucił brudną bluzę na ramiona. Zaraz po tym zaczął naciągać na nagie pośladki pozostałości po swojej poniszczonej bieliźnie, wpatrując się przy tym w jeszcze rozebranego Jaguara. Wzrok zatrzymał gdzieś na jego klatce piersiowej, choć niewykluczone, że kilkukrotnie spojrzał w okolice krocza kochanka. Usta miał wykrzywione w cwanym uśmiechu, który zdradzał wszystko.
Ja wiem, że Ty mógłbyś i pewnie chciałbyś zabawiać się dalej, ale obowiązki nas wzywają — powiedział, śmiejąc się bezdźwięcznie. — Nas, bo idę z Tobą. Nie wiem co to za sprawa, ale może przyda Ci się wsparcie kogoś takiego jak ja — dodał już poważniej, by nie zostało to potraktowane jako pretekst to spędzenia większej ilości czasu razem. Tak nie było — Neely serio chciał jakoś wspomóc przyjaciela, wierzył, że może okazać się przydatny.
W międzyczasie CATSowi udało się odnaleźć wzrokiem spodnie — swoje i Lachiego — odrzucone gdzieś na bok. Zrobił kilka kroków w ich kierunku i schylił się po nie, by następnie wziąć te, należące do tropiciela.
Jeśli nie chcesz ich nakładać to Twoja sprawa, ale masz — rzucił ubranie właścicielowi, puszczając mu oczko. Po tym sam naciągnął na tyłek dżinsy. Specjalnie nie zapiął zamka. Podszedł dość szybko do Jaguara i wskazał na swoje krocze. — Pomóż mi go zapiąć, masz już wprawę w obchodzeniu się z tym suwakiem — poprosił, odgarniając dłonią kilka białych kosmyków z twarzy mężczyzny. Rozejrzał się na boki.
Wiem gdzie miało się odbyć spotkanie tego kota z przemytnikami, mogę zaprowadzić Cię w to miejsce.
To propozycja nie do odrzucenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach