Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 27.09.19 10:12  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
/asdasdgsfg pozwólcie mi wyjść najpierw

Kiedy udało mu się poprawnie zszyć oficera, co potwierdził nawet ten naukowiec S.SPECu, omal nie zemdlał z ulgi. Pozwolił sobie jedyna na ledwie skrywane westchnięcie ulgi. Skwapliwie przytaknął, wyrzucił rękawiczki i zapamiętał nazwisko naukowca z nietypową karnacją. Wstęp do laboratorium pod pretekstem dostarczenia próbek wydawał się idealnym planem, dlatego gdy Jarrah się oddalił, Moriyama skierował swoje kroki do zespołu ratowniczego, żeby skupić się na dalszym udzielaniu pomocy straumatyzowanej kobiecie.
Okazało się, że wrócił w samą porę. Szef zespołu stwierdził, że w warunkach polowych więcej z nią nie zrobią, dlatego też musieli ją przetransportować do szpitala. Rem pomógł jej wejść do karetki, z chorobliwą fascynacją obserwując kątem oka ranę na jej ramieniu. Było to jednocześnie niesamowite i obrzydliwe, dlatego też nie mógł po prostu odwrócić wzroku.
Kiedy pojazd ruszył, razem z ratownikami zajął się upewnieniem, że ranna dotrwa do czasu rozpoczęcia operacji.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.19 11:40  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Zatrzymała się w końcu tuż przed placykiem okalającym fontannę, przekonana że próba gonitwy za wózkowym piratem i tak na nic się nie zda. Tak to przynajmniej miała w miarę dobry widok na wyczyny Kapitana, który raz po raz zawracał to w jedną, to w drugą i najwyraźniej świetnie się bawił. Naprawdę mogła się poczuć jak matka, tylko dzieciak był coś podejrzanie wyrośnięty. Jak nic, jeśli doczeka się własnych dzieci, dołoży wszelkich starań by nie skończyły podobnie, na wiecznej głupawce i zawsze o krok od zrobienia sobie krzywdy. To by było zdecydowanie nie na jej nerwy, i tak już solidnie nadszarpnięte znoszeniem Nathana dzień w bity dzień.
 — A wiesz no, jakoś leci — odparła obojętnym tonem w jednym z tych momentów, kiedy ruda bestia akurat po raz kolejny przejeżdżała jej tuż przed nosem. Dla podkreślenia ogólnego mamtowdupizmu jak gdyby nigdy nic odpakowała swojego wafelka, nieumyślnego sprawcę całego zamieszania.
 — Ale muszę ci powiedzieć, jestem bardzo zawiedziona — kontynuowała, z ochotą zabierając się za jedzenie. Czekolada nie pyta, czekolada rozumie. — Zostawić cię na chwilę i już się gdzieś wypuszczasz nową bryką, a ja muszę za tobą drałować na piechotę. — Jeden gryz, drugi. Nie spieszyło jej się do końca wywodu, bo i tak nie opłacało się mówić, gdy Kapitan oddalał się na drugą stronę fontanny. Za bardzo szanowała swoje gardło, żeby krzyczeć na niego więcej, niż to konieczne — w przeciwnym razie już dawno straciłaby głos na amen.
 — Bardzo nie po dżentelmeńsku, drogi panie, bardzo. Zero kultury — zakończyła, po czym wpakowała sobie do ust resztę ciastka i wypracowała swoje najbardziej niezadowolone spojrzenie. Obyło się jednak bez tupnięcia nóżką, bo już kurczę, bez przesady.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.19 14:33  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
  Ijo ijo, alarm. Identyfikacja szelestu: otwierany batonik. System naprowadzania: włączony. Cztery, trzy, dwa, jeden...
  Niepozornie zbliżył się do Zielonej Kobiety, a kiedy znalazł się w zasięgu ręki, capnął za jej wafelka bezpardonowo go kradnąc.
  — O tak, czekoladowy! — Ucieszył się, chwilowo skupiając się bardziej na zdobytym pożywieniu niż kierowaniu niestabilnym pojazdem, dlatego gdy tak zaczął zajadać się batonikiem, nie zdążył zareagować podczas wjechania na kamień. Wózkiem zatrzęsło, Kapitan zachwiał się w nim niebezpiecznie i zaraz wypadł, turlając się po ziemi. Pojazd zaś poszedł w ślad za nim i przewalił się na bok metr dalej.
  Odgłos rozpaczy wydostał się z pełnych ust Kapitana, gdy zorientował się, że upadek złamał jego wafelka na pół. Szybko podniósł się do siadu, spojrzał w lewo, spojrzał w prawo i uniósł brwi, widząc resztkę w kępce trawy. Przemielił to, co miał w ustach i dorwał do drugiej połowy batonika, otrzepując ją niedbale z ziemi i zjadając jak gdyby nigdy nic. Bakterie? Brud? A co to?
  — Jedzenia nie folno malnowac — powiedział na własne usprawiedliwienie. Poprawił przekrzywione na skutek upadku okulary i usiadł po turecku, rozkoszując się smakiem rozpływającej się czekolady. — Dzięki, akurat zgłodniałem! — Posłał Verity najbardziej niewinny i szeroki uśmiech. — Jakie plany na dziś? Kiedy mogę resztę swoich gratów przenieść do mieszkania?
                                         
Kapitan Huddle
Haker
Kapitan Huddle
Haker
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.19 19:57  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Że wafelek zostanie natychmiast zlokalizowany i odbędzie się próba przechwycenia — co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości, a wręcz nie chciało jej się stawiać oporu. W końcu to jak zabrać lizaka dziecku, z tą drobną różnicą, że lizak jest tak naprawdę twój, a dzieciak jest od ciebie o rok starszy i wyższy o głowę. Efekt psychologiczny pozostawał jednak ten sam, a że Verity ze swojej natury i tak lubiła się dzielić, nawet nie próbowała cofnąć ręki. I tak szczęśliwie wafelek ułamał się przy samym końcu, więc nie została tak całkiem z niczym. Można to uznać za absolutnie wygraną sytuację!
 — Smacznego — rzuciła więc bez wcześniejszej zgryźliwości już odjeżdżającemu w dal złodziejowi słodyczy. Bardziej to się w sumie martwiła, żeby się w tym szaleńczym pędzie nie zadławił, albo...
 ...albo no właśnie, upadł i sobie głupi ryj rozwalił.
 Zerwała się z miejsca natychmiast, gdy po gwałtownym wychyleniu wózek nie wrócił do właściwej sobie pozycji. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie miała żadnych szans go złapać, jednak odruch zadziałał szybciej niż przeprowadzone w głowie obliczenia. Huk, trzask a potem jęk boleści nie wróżyły dobrze, chodnik był przecież twardy, a prędkość wystarczająca, by w wyniku zderzenia sobie nawet coś złamać. Rękę. Nogę.
 Ewentualnie wafla.
 — Nic ci nie jest?
 — Dzięki, akurat zgłodniałem.
 Zmieliła w zębach przekleństwo. Bluzgała rzadko, w dodatku tylko wtedy, gdy na pewno nikt nie mógł jej usłyszeć. Tym razem była na krawędzi, znów sięgając szczytu frustracji na tym dzikim emocjonalnym rollercoasterze. W którymś momencie pewnie wyleci z wagonika i urwie łeb nieodpowiedzialnemu współlokatorowi, choć była szansa, że wytrzyma jeszcze może ze dwa tygodnie. Zdążyła już zapomnieć, jak bardzo ten człowiek potrafił ją zirytować.
 — Z planów na dziś... hm — zamyśliła się na moment, siłą powstrzymując grymas niezadowolenia. — Najpierw odstawimy wózek na miejsce, potem przysięgniesz mi jakieś cztery razy, że nie trzeba cię w trybie natychmiastowym odstawić na SOR, a potem droga wolna. Jak chcesz, możesz się wprowadzać od ręki.I najlepiej się pospiesz, zanim zmienię zdanie.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.19 21:07  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Mlem, mlem.
 Nigdy nie rozumiał, jak głośne odgłosy podczas jedzenia mogły być uznawane w Japonii jako komplement, ale skoro tak rysowała się rzeczywistość, zamierzał pokazać światu swoje zadowolenie w związku ze zdobytym batonikiem. Co prawda mógł najzwyczajniej w świecie kupić coś w sklepie, ale kradzione lepiej smakuje. Gust smakowy z Verity mieli podobny, może dlatego tak często współlokatorka znajdowała swoje słodycze w połowie zjedzone (ale tak zakamuflowane papierkiem, by na pierwszy rzut oka nie było widać popełnionej zbrodni).
 Przełknął ostatni kęs, przesunął językiem po zębach, a wyczuwając utkniętą tam resztkę, wyciągnął wykałaczkę z kieszeni (pewnie starą jak świat, zachowaną tak samo jak dawno nieaktualne bilety na komunikacje bądź jakieś gumki recepturki. Skąd tyle rzeczy miał w kieszeniach? Nie miał pojęcia, ale czasami to się przydawało).
 — Nie możemy zostawić wózka? To najlepszy środek transportu! Tylko kiepsko z hamulcami... — Dłub, dłub między zębami. — Ale ja to już ogarnęęę! O, i może doczepię jakiś mały silniczek... — Oczy Kapitana błysnęły. — Jakby tak wyciągał kilkadziesiąt na godzinę, to by było coś! Opatentuję zupełnie nowy rodzaj transportu! — Wyraz twarzy chłopaka wyraźnie świadczył o jego zadumie nad nowym, rewelacyjnym pomysłem.
 Tak czy siak nic nie przebije deskorolki.
 Właśnie.
 — Cholibka, gdzie ona... — Schował wykałaczę do kieszeni (będzie na kiedyś) i rozejrzał się. — Oh wait, zostawiłem ją w mieszkaniu... — Zmarszczył w niezadowoleniu brwi. — Jak ja się teraz tam dostanęęę!? — zawył w rozpaczy. Nie przepadł za komunikacją miejską. Nie potrafił usiedzieć spokojnie na tyłku, a zdarzyło się już raz czy dwa, że pasażerowie za zakłócanie spokoju wywalili go z pociągu. — Veruś, zaniesiesz mnie na barana? — zapytał głosem pełnym głupiej nadziei, czemu towarzyszył równie głupi uśmieszek. Z tym że on naprawdę o to pytał.
 — Przeżyłem już gorsze rzeczy! Poza tym na SORze śmierdzi — stwierdził i skoczył na równe nogi, po czym otrzepał ubranie z ziemi. — Zresztą Ty studiujesz biologię, nie? Na co mi jacyś wykwalifikowani lekarze, jak mam Ciebie! — O ile to możliwe, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
                                         
Kapitan Huddle
Haker
Kapitan Huddle
Haker
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.19 21:48  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 — Słonko, ja wiem że dałbyś radę to podrasować — przyznała, na ułamek sekundy zerkając w stronę przewróconego wózka. — Ale i tak żeby to miało sens musiałbyś w nim pozmieniać tyle, że na koniec wyszedłby ci samochód. — No bo ciężko zaprzeczyć faktom: siedzenie w drucianej siatce z pewnością nie było wygodne, malutkie kółka przeczyły wszelkim zasadom bezpieczeństwa przewozu pasażerów, a na samą myśl o sprawności kierowania można było co najwyżej się roześmiać. Kapitan miał mnóstwo fantazji, ale zdaniem Greenwoodówny mógłby ją spożytkować w jakimś bardziej pożytecznym celu.
 — Tak jak normalni ludzie, piechotą? — zasugerowała, nie próbując nawet dociekać, o czym tak właściwie rudzielec mówił. Nie spodziewała się też jakiegoś szczególnego entuzjazmu względem swojej propozycji, bo pewnie już sam dźwięk słowa normalny skreślał w oczach Huddlestona każdy, nawet najlepszy pomysł.
 — ...zaniesiesz mnie na barana?
 — Mogę cię ciągnąć po ziemi. Albo daj mi ze dwa lata na zrobienie formy. — Przewrotny uśmiech powrócił na oblicze dziewczyny, zdecydowanie wygodniejszy niż grymas poirytowania. Mogła spróbować się złościć na współlokatora, ale o bezcelowości takiego działania przekonały ją już bardzo liczne doświadczenia. Ani nie mogła przez to nic uzyskać, ani też szarganie sobie w ten sposób nerwów nie wpływało korzystnie na zdrowie.
 — Tak właściwie to medycynę. Przegapiłeś co nieco. — Wysunęła koniuszek języka i zaplotła ręce, przez jakieś dwie sekundy udając absolutnego focha. Niech sobie nie myśli, że już odkupił winy za nagłe zniknięcie; chociaż miał dobre wytłumaczenie, a Verity i tak musiała z miejsca wybaczyć mu to paskudne zagranie, to wcale nie oznaczało końca serdecznych przytyków. Trzeba nadrobić stracony czas.
 — Biedactwo, jak ty sobie kiedyś poradzisz, jak już nie będziesz miał mnie pod ręką? — Jak gdyby nigdy nic złapała za przewrócony wózek i przywróciła go do stanu pionowego, po czym rzuciła Kapitanowi spojrzenie pełne tak współczucia, jak i rozbawienia. — Aż mi strach pomyśleć co to będzie, jak kiedyś będziesz musiał mieszkać beze mnie.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.19 9:36  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Poczuł, jak jego marzenia pryskają niczym przekłuta igłą bańka. A tę igłę... trzymała ona! Jak śmiała, toż to nóż w plecy! I ona, Brutuska, przeciwko niemu? Całe szczęście Kapitan co chwila wydmuchiwał jakieś bańki ze swojej tubki nierealnych i dziecięcych fantazji, zatem po odrzuceniu myśli o supernowoczesnym wózku, jaki mógłby opatentować, już zaczął myśleć o czymś nowym. A gdyby tak do pleców kota przyczepić kromkę posmarowaną masłem i wrzucić zwierzę do próżni, w której obracałoby się nieskończenie, bo przecież koty zawsze spadają na cztery łapy, a kanapka na posmarowaną stronę...? Nieskończona energia!
 Moment, moment, on tu tak odpływa, a Verity nadal coś mówiła!
 Skupił wszystkie szare komórki na jej poruszających się ustach. Zmrużył oczy.
"Słonko, oczywiście, że możesz wskoczyć mi na barana. Będę nieść Cię choćby i na koniec świata. I proszę wybaczyć mi moją ignorancję, Magnificencjo. Nigdy nie potrafiłam docenić w pełni drzemiącego w Tobie potencjału... och, wybaczysz mi...?"
 Wyszczerzył zęby od ucha do ucha. Ta głupia mina zdecydowanie świadczyła o tym, że totalnie jej nie słuchał.
 — Medycynę? — Brwi wystrzeliły w górę. — Czyli będziesz zbijać kokosy na zaglądaniu ludziom w tyłki? Uuu... tak się składa, że- — urwał, a zmarszczka przecięła jego czoło. Nie no, bez przesady, mogli się przyjaźnić, ale nigdy nie przyzna jej się do tego, że ma problem z hemoroidami! ...Jeszcze przyczyniłby się do wypalenia zawodowego. I to przed uzyskaniem tytułu doktora! — Wiesz, że przyjęli mnie do specu? Polecam ich system rekrutacyjny. Włamałem się do bazy i wpuściłem im śpiewającego Crazy Froga. W tej wersji bez cenzury! — zachichotał na wspomnienie dyndających pikseli między nogami charakterystycznej ikony muzyki. — A oni uznali, że skoro ich zabezpieczenia nie stanowią dla mnie żadnej tajemnicy, muszą mnie zwerbować! — Nie trzeba dodawać, że trochę koloryzował tę sytuację, prawda?
                                         
Kapitan Huddle
Haker
Kapitan Huddle
Haker
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.19 19:29  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Po raz kolejny w ciągu zaledwie pięciu minut dane jej było zwątpić w sens swojej egzystencji, kiedy między jednym a drugim słowem rozpoznała objawy całkowitego wyłączenia odbioru u Kapitana. Nie żeby była to jakaś nowość, bo ignorował jej mądre wypowiedzi na porządku dziennym i bez nawet cienia żalu, co jednak nie znaczy, że tak jawna niesprawiedliwość w ogóle nie bolała. Co rusz powtarzała sobie, że czas nauczyć się tłumić wrzącą w żyłach irytację i mieć na przyjaciela tak samo wywalone, z tym że prawdopodobnie i tak nie była w stanie. Tym samym utknęła w pętli tak źle i tak niedobrze, skazana na zszargane nerwy i pewnie rychłą konieczność aplikowania sobie naparu z melisy dożylnie.
 — Tak się składa, że...
 — Nawet nie próbuj — ostrzegła od razu, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. Z wielu rzeczy, których w życiu wolała nie wiedzieć, tylnochorobowe kłopoty współlokatora plasowały się w ścisłej czołówce. Nie wspominając już o tym, że wcale nie planowała kształcić się w tej konkretnie specjalności, ani w żadnej, która wymagałaby znacznej ingerencji w żywy organizm. Chirurgię też odrzuciła w przedbiegach, choć rzecz jasna miała jeszcze trochę czasu na ewentualną zmianę zdania.
 — Huh, gratulacje — odpowiedziała, odrobinkę tylko zaskoczona, ale bardziej w sumie dumna. Z tym że to drugie próbowała teraz zepchnąć na dalszy plan. — Szczerze mówiąc to bardziej się spodziewałam, że przez te twoje wybryki będę cię jeszcze musiała wyciągać z aresztu... — Żadnej kaucji by i tak nie zapłaciła. Miała godność, nie pieniądze. — Tylko się tym nie zainspiruj — dodała po chwili, łapiąc znów za uchwyt od zapomnianego wózka i ruszając w kierunku sklepu. Im dłużej własność supermarketu walała się po parkowej alejce, tym bardziej w Greenwoodównie narastało poczucie winy, że jeszcze tego nie naprawiła. Nieważne, że ani nie był to jej pomysł, ani wykonanie — najwyraźniej podczas przydziału życiowych powołań dostało jej się naprawianie szkód po przyjacielu. Lepsze to niż sztuczne zapładnianie krów, tak?
 — I co tam w ogóle robisz w tym SPECu? — zagaiła w drodze, ciekawa nie tylko samej odpowiedzi na pytanie, ale też czy umysł Kapitana nie zdążył znów odpłynąć od "tu i teraz". Statystycznie patrząc, byłby już na to najwyższy czas.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.19 10:10  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
  Ofiary miały być przypadkowe. Oczywiście dużo łatwiej było mu znaleźć wymówkę, by wręczyć coś osobom, które znał, ale nie mógł zdradzić się po kilku pierwszych wizytach. W końcu ktoś odkryje, że z młodym, jasnowłosym chłopakiem jest coś nie tak, biega po mieście i wręcza paczki o wątpliwej zawartości. Liczył się czas i jego spryt. Na szczęście chociaż o jedno z tych dwóch nie musiał się martwić, jako kot doskonale radził sobie w dżungli miejskich zaułków.
  Nerwowo stukał butem o krawężnik. Widział na horyzoncie dwie doskonałe ofiary. Gdyby tylko nie były zajęte rozmową, mógłby je zaczepić z osobna, a tak znowu paczka wyląduje w rękach tylko jednego z nich. Wybrał dziewczynę. Powszechnie wiadomo, że to one były łatwiejsze do zmanipulowania i przestraszenia. Poza tym wystarczyło rzucić im kilka komplementów i stawały się bezmyślnie naiwne. Zielone włosy tylko utwierdzały go w przekonaniu, że ta konkretna stara się udowodnić coś innym swoim wyglądem - pewnie w głębi duszy była okropnie zakompleksiona.
  Odczekał jeszcze kilka chwil, a potem ruszył dziarskim krokiem w kierunku parki i zatrzymał się dopiero, gdy dziewczyna znalazła się w zasięgu jego wzroku. Uśmiechnął się ciepło, przechylił głowę z lekkim zakłopotaniem i rumieńcem wykwitającym na policzkach.
  — Przepraszam, że przeszkadzam... — zaczął i wcisnął Verity pakunek. Był nieco większy od zeszytu, pokryty białym papierem i złotą wstążką. Na wierzchu napisano coś pochyłym pismem. Nad literką 'i' pojawiało się serduszko. — Spodobałaś się mojemu koledze... ale on tak bardzo się zawstydził widząc cię w towarzystwie, że zwiał jak tylko weszliśmy do parku. Poprosił mi, żebym to ja ci to przekazał... Byłbym wdzięczny, gdybyś to przyjęła.
  Louma złożył dłonie w proszącym geście, ale nie planował przyjmować ewentualnego zwrotu. Kiwnął lekko głową i odwrócił się na pięcie, by natychmiast zwiać poza zasięg ich głosów, a następnie oczu. Lawirował między drzewami i ławkami by jak najszybciej opuścić park. Gdyby tylko mógł, pomachałby ogonem z satysfakcji, ale jego koci atrybut krył się pod warstwami cieplejszego ubioru. Zanim wymordowany wyszedł z zielonych terenów jego wyraz twarzy zmienił się z fałszywej radości na znudzony.
  Miał jeszcze sporo elementów do przekazania, zanim układanka zacznie tworzyć całość.

Zawartość paczki:

z/t
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.19 23:33  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Nie zdążyła jeszcze otrzymać odpowiedzi na swoje ostatnie pytanie, gdy gdzieś w zasięgu wzroku pojawiła się obca sylwetka. Zignorowałaby ją zapewne gdyby nie fakt, że nieznajomy zdawał się zbliżać do nich celowo — i to też właśnie zrobił. Jakiś znajomy Nathana? Przypadkowy przechodzień, który potrzebował zapytać o drogę? W pierwszym odruchu nie zakładała przecież żadnych dziwacznych opcji, nawet jeśli zdążyła już w życiu doświadczyć najróżniejszych kolei losu. Z dnia na dzień wolała wierzyć, że wyrobiła swoją normę osobliwych przygód w młodym wieku i tyle jej wystarczy; los chyba za to chciał jej udowodnić, że życiowych zawirowań nie da się tak po prostu odbębnić.
 — Hm? — Uśmiechnęła się uprzejmie, oczekując jakiegoś powitania, pytania, czegokolwiek z gamy standardowych zachowań. Zamiast tego wciśnięto jej w ręce jakąś paczuszkę, co z miejsca spowodowało lekkie uniesienie brwi w wyrazie zaskoczenia. Spojrzenie bijące niemym pytaniem wróciło do twarzy jasnowłosego młodzieńca. Sprzedawał coś? Reklamował ubezpieczenia czy inne koszmarki?
 — Spodobałaś się mojemu koledze...
 Oczy Greenwoodówny otworzyły się jeszcze szerzej, nie pozwalając skryć konsternacji. Prędzej by uwierzyła gdyby powiedział, że została wybrana do tajnego programu lotów kosmicznych. Podobanie się komukolwiek nie funkcjonowało w świadomości Verity, a wszelkie potwierdzone przypadki były z automatu klasyfikowane jako niemożliwy do zidentyfikowania błąd systemu. Poza tym czemu do licha ktoś miałby tak po prostu wręczać jej prezent na środku ulicy w ramach... romantycznego gestu?
 Albo była aż tak nierozgarnięta w społecznych konwenansach (co nie byłoby w sumie takie nieprawdopodobne) albo też ktoś tu sobie urządzał żarciki. Stawiała na to drugie.
 Chciała odpowiedzieć chłopakowi choćby jakieś wyduszone w zdumieniu podziękowania, jednak nim wydobyła z siebie głos, ten już znajdował się kilka metrów dalej, odwrócony plecami. Głupio byłoby jej za nim wołać, toteż nie pozostawało nic innego, jak zajrzeć do niespodziewanego podarku. Może jego zawartość była w stanie wyjaśnić, co tu się w ogóle do licha działo.
 Notatka na papierowym opakowaniu nic jej nie mówiła, rozsupłała więc wstążeczkę by dobrać się do wnętrza. Liścik dołączony do środka zdołał już zaintrygować ją na tyle, by przeczytała go z marszu dwa razy — z każdą sekundą coraz mocnej marszcząc brwi. Rozsądek wciąż próbował zapewnić, że to głupi żart, podczas gdy intuicja podszeptywała coraz głośniej: wyrzuć to, zanim pożałujesz.
 Niestety, ciekawość zwyciężyła.
 Otworzyła pudełko.
 — O matko jedyna... — szepnęła na widok zawartości, odruchowo krzywiąc się i odsuwając twarz od makabrycznego widoku. Najpierw ułożyła pokrywkę z powrotem na miejscu, jednak po kilku sekundach znów uchyliła wieka. Przyjrzała się makabrycznemu rekwizytowi nieco bliżej, chcąc przekonać się, czy to atrapa czy jednak prawdziwa część ludzkiego ciała. Dopiero nabrawszy pewności, że ma do czynienia z czyjąś odciętą dłonią, ostatecznie zamknęła pudełko.
 — Gdzie on poszedł? — rzuciła, rozglądając się pobieżnie. Niestety, po osobliwym kurierze nie było już śladu i marne były szanse, że jeszcze na niego trafią. Zapewne zwiał jak tylko zajęła się paczką; zresztą, co miałaby zrobić, gdyby jednak nadal był w pobliżu? Cholera wie, co to był znowu za wariat, a Verity szalonych oprawców miała dość do końca życia.
 Tylko co teraz miała zrobić z odciętą dłonią?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.20 13:46  •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
 Hemoroidy to twarda i niefajna sprawa, której nie należało bagatelizować jak Kapitan! Podejrzewał, co mogło być ich przyczyną, skoro potrafił zignorować stukanie krecika w taborecik, gdy wciągnął się w jakąś grę albo robienie komuś hakerskiego psikusa. Później zapominał o gównianej potrzebie i... budził się któregoś dnia z pryszczami w tyłku. Welp.
 — Oboje wiemy, że nie wytrzymaliby ze mną w areszcie. — Puścił dziewczynie oko i polazł za nią, uprzednio instynktownie rozglądając się za deskorolką, której przecież nie zabrał ze sobą. Tęsknił za nią. — Wymierzam sprawiedliwość! — Wypiął dumnie pierś do przodu, równając się krokiem z Verity. — I wpieprzam pączki z pokoju socjalnego. Mają zajebiiiiste pączki. Nadziewane miłością. — Przełknął ślinę z rozmarzeniem. Kiedy ostatnio jadł coś słodkiego? Chyba dawno temu, bo organizm już informował o jakichś brakach. A skradziony batonik się nie liczy. — W sumie pracuje się fajnie, mam własną przestrzeń, wyjebany technologicznie w kosmos sprzęt, ale ludzie jacyś tacy sztywni i każą się formalnie ubierać... — Wydął wargi i poprawił palcem okulary na nosie. — Oczywiście w moim przypadku pewne zasady nie zobowiązują, bo... wyobrażasz sobie mnie w garniturze!? — Wytrzeszczył oczy z niedowierzania. Takie połączenie byłoby absurdalne.
 Następnie zaś pojawił się kurier z przesyłką.
 — Bezsensu, ja nigdy nie dostaję prezentów od cichych wielbicieli... — zamarudził, przyglądając się, jak Zielona otwiera paczkę. — Co tam jest? Co masz? Co dostałaś? — Zaglądał jej wścibsko przez ramię z nieskrywaną ekscytacją. — Wooooah, czy to realistyczna dłoń-rękawiczka!? Ale gdzie druga sztuka...? — Capnął za pakunek i wyciągnął liścik. — Hm, tl;dr. — Podał jej kartkę i skupił się na samej dłoni. — Ej, czadowo wykonana, niemal jak prawdziwa! Taka delikatna skóra... i te wyraźne linie papilarne... i ta czerwona farb- O CHOLERA, TO ODCIĘTA RĘKA — pisnął niby przerażony i odrzucił od siebie pakunek ze wzdrygnięciem.
                                         
Kapitan Huddle
Haker
Kapitan Huddle
Haker
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Park miejski - Page 9 Empty Re: Park miejski
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach