Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Jeb, jeb, jeb, jeb - dźwięk ten dochodził do jego uszy też za razem, trudno było określić czy było to bicie serca Asmodeusa, czy próba zniszczenia barykady postawionej przez broniące się anioły.
Odgłos uderzeń wwiercał się w jego myśli, ah jakże było to dla niego irytujące.
Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści kosy, a zęby mu zazgrzytały... i właśnie w tym momencie przestał podążać za gryzoniem. Dźwięk z otoczenia się wytłumiły, a świat lekko mu się rozmazał.
- Asmodeuszu... Nie warto polować na jednego gryzonia gdy nieopodal masz stado zbłąkany owieczek - zachrypnięty głos jego obłędu rozbrzmiał w jego głowie, a Asmodeusz czuł, że to nie koniec tej wynaturzonej rzeczywistości, lecz głos anielicy wyrwał go z objęć Deusa.
Anioł odwrócił głowę w kierunku Kaijin. Na twarzy widniał mu obrzydliwy uśmiech osoby, która widocznie traciła zdrowy rozsądek.
- Idź, idź, będę tuż za Tobą mój bezskrzydły gołąbku.
Zaniósł się cichym chichotem i obracając się na pięcie ruszył za anielicą.

Wędrowiec pustki - 5/6
Kosa ładunki - 2/3
Możliwe wystąpienie nieracjonalnych zachowań - Podstawy do ataku psychozy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ruch, który śledziła Kaijin, doprowadził ją do korytarza znajdującego się zupełnie o rzut beretem od miejsca, w którym niedobitki z kościoła nowej wiary napierały na wrota, skrywające za sobą inne anioły. Z całą pewnością zarówno nacięcie, jak i w spowolnionym tempie rozchodzący się jad były w jakimś stopniu dekoncentrujące. Najpewniej prowizoryczny oddzialik frakcji z Gór Shi koncentrował swoje metody walki na użyciu różnego rodzaju trucizn, jednak mających niejednoznaczne działanie. Czy to jad, którym została potraktowana anielica, miał właściwości halucynogenne? Czy to on spowodował, że w pierwszej chwili Bezskrzydła nawet nie dostrzegła kryjącej się w cieniu postaci? Czy może było to zasługą faktu, że uwagę dziewczyny mógł skupić fakt zauważenia ogromnego wymordowanego (na oko mającego około dwóch i pół metra) na końcu korytarza, który dobijał się do wrót?
 Cokolwiek tymczasowo nie przesądziło o losie anielicy, ta została zaatakowana od tyłu; najpewniej napastnik spodziewał się, że Asmodeus ruszył za podpuchą (gdyby obrócił się z jakiegoś powodu, bez względu na swój stan nie dostrzegłby już Gryzonia, a dym — taki jak po zniknięciu Ptaka), zatem sam będzie mógł wyeliminować Kaijin. Dziewczyna została chwycona cicho, za pomocą kija-dmuchawki, którą wcześniej mogła przecież zobaczyć u pana Ptaszka, która szybkim ruchem prześlizgnęła się przed jej szyją. Trzymana po obu końcach broń została gwałtownie szarpnięta w tył; intencją przeciwnika było dodatkowe zaskoczenie bezskrzydłej oraz utrudnienie jej oddychania. W najlepszym scenariuszu miał się również poluzować uścisk dłoni dziewczyny na broni, jednak prawdziwy żołnierz nie powinien wypuszczać swego oręża.
 – Brudni kłamcy – syknął nisko, zachrypniętym głosem. Uścisk wymordowanego był niemalże stalowy, ale dalej możliwy do powstrzymania. – Ao z rozkoszą przyjmie ofiarę z was obojga za naszych martwych braci. – Zdawał się przydusić ją jeszcze bardziej, natomiast drugi z aniołów, kroczący kawałek za Kaijin, poczuł się poddany innemu atakowi.
 – Zatrzymaj się – Zagrzmiał w jego głowie głos męski, silny, stanowczy i niski. – Odchodzisz już od słów pierwszego anioła. Czemu nie przejdziesz w ręce prawdziwego boga? – Krótka pauza, jakby dająca czas do namysłu. – On z otwartymi ramionami przyjmie każdego… Każdego, kto wyrzeknie się tych brudnych skrzydeł. Oddaj się mu, a będziesz mógł wraz z nami likwidować tych, którzy sieją obrzydliwe kłamstwa. Chyba nie lubisz, jak robi się z ciebie idiotę, bracie? – Ostatnie słowo, niby to mocniej zaakcentowane, brzmiało jak wyplute. – Powinieneś czuć jak oplata cię ciemność. Nie pamiętasz? Pierwszy przedstawiał nasz gatunek jako ten czysty, niezdolny do odczuwania żądz ludzkich. Okłamał nas, okłamał każdego. Nie czujesz? Oplata cię to, czego mieliśmy się wystrzegać. – Dało się dostrzec, że wokół ciała anioła pojawia się coś całkowicie niezależnego od jego woli. Pod stopami, przy każdym kroku, od podłoża biły smoliste cienie, delikatnie poruszające się tak, jakby miały własną wolę. Powoli pełzły po nogach anioła, oplatając je niby macki.



Dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł kawałek za anielicą, wciąż utrzymując na twarzy ten uśmieszek godny największego zwyrodnialca.
Wzrok miał wilczy, wbity w plecy Kaijin, a dłoń zaczął zaciskać coraz bardziej na swym orężu. Resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywał się od czegoś nieracjonalnego...
Był jak tykająca bomba, której odliczanie zbliżało się ku końcowi.

Widząc postać, która z cienia zaatakowała anielicę uśmiech na jego twarzy tylko się powiększył... do momentu gdy w jego głowie rozbrzmiał głos, czyjś inny...
Zatrzymał się mimowolnie oglądając jak napastki zaczął podduszać dziewczynę.
Obcy mu głos wwiercał się w jego świadomość jeszcze bardziej, by w niedługim odstępie czasu odezwało się jego alterego.
- Zabij, rozerwij... pochloń ich.
Intensywność obu głosów zaczynała się ze sobą wyrównywać, a w głowie anioła zaczynał rozbrzmiewać kompletny bełkot.
- cicho, cicho, ZAMKNĄĆ RYJE!
Wydarł się na cały korytarz, by zaraz zanieść się śmiechem.
Dym który wspinał się po jego stopach zaczął łączyć się z tym, który sam anioł przedtem z siebie wydzielał.
- Żadnego Boga nie ma... żadnego!
Wyskoczył w kierunku napastnika duszącego anielice, z zamiarem chwycenia go za kłaki na głowie i odcięcia mu łba.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet, jeżeli w przyszłości Kaijin wróci do tej sytuacji - przypomni ją sobie i przywoła z pamięci wszelkie dostępne jej, możliwe do wygrzebania szczegóły oraz elementy - to nawet z umysłem czystym, świeżym i skupionym nie będzie w stanie powiedzieć, dlaczego nie dostrzegła kryjącej się w cieniu postaci. Dlaczego minęła personę tę czyhającą na nią i gotującą się do złapania jej w swe jadowite, brutalne sidła. Dlaczego przeszła bez pomyślunku koło mroków lepkich i czarnych, i cuchnących niebezpieczeństwem. Jedynym, co będzie w stanie odgrzebać, to szarpnięcie silne i mocny ucisk na gardle, i oddech raz jeszcze utykający boleśnie, ksztusząco w oskrzelach - przeciwnicy ich zdawali się bardzo, ale to bardzo skoncentrowani na próbach pozbawienia jej cennego, słodkiego tlenu. Lecz nawet mimo tego niespodziewanego, nagłego ataku od tyłu i pociągnięcia nieprzyjemnego w tył, Anielica nie wypuściła z dłoni pięknych oraz smukłych swych ukochanych broni - zbyt doświadczona i uparta była, ażeby popełnić tak podstawowy, prosty błąd.

Sapnęła kolejny już raz podczas tegoż cudownego dnia, nabierając jak najwięcej tylko mogła powietrza do płuc i wstrzymując po tym oddech, nie zamierzając oddać oponentowi kontroli nad własnym ciałem od tak i bez jakiejkolwiek walki. Jej ręce nie zostały w żaden sposób skrępowane czy unieruchomione, toteż między przemową - długą i nacechowaną szalonym fanatyzmem - a natarciem Asmodeusa, Kaijin przekręciła trzymany w lewej dłoni miecz ostrzem w swoją oraz przeciwnika stronę i wbiła go z całej posiadanej siły w biodro trzymającego ją mężczyzny. Nie wiedziała wtedy jeszcze o ruchu Czarnoskrzydłego - w końcu była odwrócona do niego plecami i przyciśnięta przy tym do klatki piersiowej Złego Kolesia - toteż własne jej poczynania miały jej po prostu i najzwyczajniej na świecie przywrócić śliczną wolność. Jeżeli uda jej się wyswobodzić z uścisku lub uwolni ją Asmodeus, to zacznie znowu normalnie oddychać i będzie starać się dojść do siebie na tyle, na ile będzie w stanie. Jeżeli z kolei zacznie jej z jakiegoś powodu brakować tego jakże potrzebnego do funkcjonowania tlenu, to zawalczy o nabranie chociaż najpłytszego oddechu. Jeżeli, natomiast, uda jej się wyrwać z objęć mężczyzny i jego szanownego kijka, to odskoczy od niego dodatkowo - podczas prób otrząśnięcia się z kolejnego z rzędu podduszania - zwróci się w jego stronę z obiema broniami uniesionymi w obronnym geście - zamknięty Paryzol na wysokości klatki piersiowej, miecz natomiast niżej, przed brzuchem - i, naturalnie, zwróci na niego - oraz przy okazji zagłębiającego się w szale Asmodeusa - swoje srebrzyste, nieco zamglone bólem oczęta. Wiedziała tylko o jednym przeciwniku - tym, który chciał ją udusić - toteż to na nim skupi swoją uwagę, niemniej jako Anioł Zastępu starała się być czujna i baczna wobec reszty otoczenia - na ile było to możliwe w jej obecnym stanie to już inna sprawa. Czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężko, zbyt ciężko było uniknąć celnego ataku szalonego anioła, jakim okazał się Asmodeus, a już szczególnie w chwili, gdy i z drugiej strony nadszedł niezbyt spodziewany atak. Wymordowany chciał najwyraźniej przyrównać Kaijin do roli delikatnego dziewczęcia, na jakie wyglądała, a że wyszło na opak, to już trochę przykro. Z gardła ptasiego przeciwnika dobył się krzyk zaskoczenia i bólu, który naraz mógł być błogosławieństwem i przekleństwem dla aniołów. Raz, że został zaskoczony i bez większej walki (prócz prób chwycenia płaszcza bezskrzydłej) wypuścił ją…
 – ZABIJ ZABIJ ZNISZCZ JĄ POKAŻ ŻE WASZ BÓG SIĘ MYLIŁ
 … Dwa, że zwrócił na siebie uwagę przypominającego gada giganta, który obrócił łeb ku walczącym i mocniej tylko uderzył we wrota. Poza nim nie było jednak widać już nikogo; czy podobnie jak Ptaszyna, którą przecież wyższy anioł pozbawił parszywego łba, kryli się w cieniu?
 – ZAMACHNIJ SIĘ KOSĄ PRZECIEŻ JEST TAK BLISKO PRZECIEŻ BARWA KRWI JEST TAK DOBRA PRZECIEŻ—
 Głos w głowie czarnoskrzydłego nasilał się coraz bardziej i bardziej, tak, jak skrzypnięcia powoli puszczających zawiasów. Widać było jednak, że wrota są podtrzymywane przez kogoś i od drugiej strony. Wiadome było, że anioły, choć nieskore do przemocy, nie poddadzą się i nie pozwolą byle komu poderżnąć sobie gardeł.
 – SIĘGNIJ PO NIĄ SIĘGNIJ PÓKI NIE SPODZIEWA SIĘ ATAKU
 Kaijin nic nie stało na drodze w wypadku, gdyby chciała ruszyć przed siebie, jednak… Na jej karku tliła się kolejna iskierka przyczyniająca się do rozpalenia pożaru, jakim było szaleństwo białowłosego. Krew.
 – Czy nie wygląda kusząco? – Zapytał głos w głowie Asmodeusa, teraz już subtelniejszy, prawie tak, jak czerwień na skórze anielicy. Przecież ten punkt był tak niepozorny, a jednak… Co stało na przeszkodzie, by nadać mu pełniejszej, głębszej barwy? Otworzyć mu lepsze źródło? Z drugiej strony za to — czy nie byłoby bardziej spektakularne rozoranie gardła tego wielkiego bydlaka na końcu korytarza? Nogawki coraz wyżej były oplatane przez nieco już ciążące białowłosemu cienie. Jego ruchy były lekko ociężałe. To wina  cieni czy stanu psychicznego?



dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciało wymordowanego opadło pozbawione życia, lecz jego głowa pozostała wciąż w ręku anioła. Asmodeus przykucnął chwilowo ignorując mutanta przy drzwiach, jak i swoją towarzyskę.
Przybliżył usta głowy do swojego ucha i nasłuchiwał... niczego, bo w końcu głos siedział w jego głowie.
W pewnym momencie wypowiedzi Głosu, anioł przystawił palec do ust głowy nieboszczyka.
- shhhh... cicho. Nie lubię jak ktoś mi rozkazuje cukiereczku, wystarczy mi ten drugi skurwiel...
Przeskoczył palcem na swoje czoło i zaczął nim stukać.
Wstał do pionu i przestawił usta do ucha odciętej głowy(jeżeli je posiada), a następnie z głosem kompletnego zboczenica wysapał:
- Po za tym, bardziej podoba mi się wizja gwałtu... więc jesteś chujowym doradcą!
Po tych słowach cisnął głowa w wielkiego wymordowanego.
Niezależnie od jego reakcji anioł zaczął iść w jego stronę nucąc pod nosem.
- Raz, dwa, trzy... dziś rozpruje flaki ci... cztery, pięć i sześć... wyrwę serce twe... siedem, osiem, dziewięć... twoja krew pokryje całe ciało me... A na dziesięć zarżnę całą resztę...
Uśmiech nie znikał mu z twarzy... zwłaszcza gdy zaraz po swej cudnej wiliczance z jego kosy wystartował jeden z ładunków prosto na giganta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mało kto spodziewa się tego, aby dama w opałach uratowała samą siebie lub przynajmniej postawiła imponujący, żelazny niemalże opór przeciwko swemu oprawcy - większość ludzi, zwłaszcza tych lubujących się w przeróżnych bajkach i legendach, spodziewa się uległości poszkodowanej niewiasty i zjawienia się dzielnego rycerza na białym rumaku, który to uratowałby tę nieszczęsną dziewoję. W tym przypadku, jednakże, nie tylko Kaijin pomogła w wyrwaniu się z objęć wrogiego Wymordowanego - dźgnięcie go ostrzem w biodro było posunięciem dla niego zaskakującym i wyrywającym z jego gardła wrzask bólu oraz szoku - to jeszcze dochodził tutaj fakt, że Asmodeus - mimo bycia tym, który wspomógł ją ostatecznie w tej trudnej sytuacji - nie przywodził zbytnio na myśl szlachetnego, dobrodusznego bohatera przyodzianego w srebrzystą, lśniącą niby jego uśmiech zbroi.

Oj, nie, nie.

Bezskrzydła trwająca na swoim miejscu z broniami trzymanymi w smukłych dłoniach przyglądała się bacznym, uważnym wzrokiem temu, jak towarzysz jej zatraca się stopniowo oraz coraz to bardziej w głębinach obłąkania i odmętach szaleństwa. Zachowanie jego było co najmniej niepokojące i odbiegające od tego wcześniejszego, stricte brutalnego - do okrucieństwa jego, bowiem, dodane zostały tu, między innymi, elementy takie, jak: niezrównoważenie, schizofrenia, psychoza. A był to zaledwie ułamek góry lodowej dryfującej po oceanie amoku; opadający swobodnie na ziemię listek pojedynczy ogromnego, zwiastującego apokalipsę drzewa; marna namiastka i poszarpane szczątki tego, co tak naprawdę kryło się w zdziczałym, zbzikowanym umyśle Czarnoskrzydłego. Kaijin wyprostowała się z przyjętej pozycji bojowej, nie spuszczając niezmąconego spojrzenia z kompana - nawet wtedy, gdy ten cisnął głową zamordowanego Wymordowanego w tego ogromnego i uderzającego w drzwi Bydlaka - i cieni oplatujących jego nogawki niby jadowite, mroczne węże. Srebrzyste jej oczka zmrużyły się o ledwo dostrzegalną nutę, po czym na ustach jej wymalował się lekki, delikatny, typowy dla niej uśmiech.

- Musisz popracować nad rymami i rytmem - skomentowała pioseneczkę jego nad wyraz spokojnie, ruszając miarowym krokiem w stronę ich ostatniego, wydawać by się mogło, przeciwnika. Trzymała się jakieś dwa metry za Asmodeusem, obserwując jego poczynania i zastanawiając się nad tym, ile czasu jej jeszcze zostało, nim trucizna zacznie działać. Jej prowizorka nie mogła dać jej nazbyt wiele czasu, wiedziała o tym i dlatego planowała trzymać się na obrzeżach nadciągającej potyczki, oferując tylko ewentualne wsparcie bądź pomocną dłoń w razie takowej potrzeby. Nie chciała wejść w drogę towarzysza czy zasłabnąć w trakcie natarcia, toteż takie luźne dryfowanie na granicach walki było lepszą opcją, niźli wskoczenie w sam jej środek. Nie wspominając o tym, że kompan jej w aktualnym momencie zdawał się kimś, kto spokojnie sam rozgromić by mógł nawet i wielką, dobrze uzbrojona armię. Z drugiej, jednak, strony te mroki na jego nogawkach... - Spróbuj nie zarąbać przy okazji naszych Aniołków, hm? Zawsze trzeba zostawić coś na deser, czyż nie? - rzuciła luźno, z ziarenkiem beztroski, odbijając w prawo w chwili, w której dojdzie do zderzenia się dwóch potworów i nie odrywając wzroku od Asmodeusa. Oraz cieni lepiących się uporczywie do jego nóg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głos nie ustawał jednak, choć głowa wymordowanego mogłaby potoczyć się po posadzce z daleka od reszty ciała, które zaś osunęło się na kolana i lada moment łupnęło o ziemię. Nowy przyjaciel Asmodeusa nie mruknął jednak ani słówka, ani pisnął — siedział jak mysz pod miotłą, nawet odrażające szepty nie zmusiły ptasiego móżdżka do przerwania swego milczenia.
 Ostatni — jak mogłoby się wydawać — przeciwnik warknął gardłowo, gdy rzucony łebek uderzył go w potężne plecy i chwycił go, by lada moment z siłą i szybkością odrzucić w kierunku dwójki aniołów. Głowa była jednak możliwa do uniknięcia, przecięcia, do wymierzenia jakiejkolwiek maści kontrataku, jednak, co zaskakujące, sam niby to opancerzony wielkolud, który chwilę wyglądał tak, jakby miał przypuścić szarżę, a dopiero w ostatniej chwili się rozmyślił.
 Kolejne uderzenie sprawiło, że wrota puściły, a odgłosowi upadającego drewna, metalu i kamienia towarzyszyły wystraszone okrzyki uwięzionych tam wcześniej aniołów. Do środka wdarł się zarówno wymordowany, jak i mrok o naturze podobnej, równie smolistej co te plączące  się przy ciele czarnoskrzydłego anioła. Ciężko zdefiniować, które zjawisko było bardziej absorbujące — pełzające po ścianach, bezcielesne kształty czy usiłujący pochwycić wznoszących się uskrzydlonych wielki potwór.
 Wielu aniołów, którzy znajdowali się w dość sporej, wysokiej sali posługiwało się swymi mocami by utrudnić zadanie wymordowanemu. Z podłoża chaotycznie wyskakiwały zaostrzone kamienie, silne, nagłe strumienie wody uderzały w wielkie cielsko, uderzenia powietrza sprawiały, że chwiało się na nogach. Wielkie pięści na oślep uderzały w uskrzydlonych, jednak równie wiele ciosów było nietrafionych. Po przeciwniku było widać, że jest coraz bardziej zmęczony, jednak osobliwe cienie
 – Idź tam i zrób z nimi porządek, utnij skrzydełka, zabaw się
 Głos rozniósł się echem po korytarzu i tym razem bezskrzydła też mogła go usłyszeć.
 Cienie jednak nie dawały za wygraną. Ciała aniołów, które uleciały bądź przesunęły się w kierunku oblepionych smolistą substancją ścian bądź sklepienia zostały chwycone przez czarne macki i przyciągnięte gwałtownie do ścian. Całe światło zniknęło, wewnątrz sali dominowały dźwięki, zwłaszcza odgłosy bólu, przyspieszone, zachłanne oddechy, krzątanie się i warczenie wymordowanego. Nie wolno jednak było tracić nadziei — czy to po prostu na pokonanie mieszającego w głowie przeciwnika, czy to na ocalenie swych pobratymców.


dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przejęła się nazbyt rzuconą w ich kierunku - odbitą niby piłeczką ping-pongowa - głową zamordowanego przez Asmodeusa Wymordowanego, unikając jej jedynie w razie potrzeby prostym, lekkim przechyleniem się w bok i nie zatrzymując się przy tym w podążaniu za swym brutalnym, niezrównoważonym towarzyszem. Nie tylko Czarnoskrzydłego zachowanie było alarmujące i dziwne, jako że postępowanie ich ogromnego, wielkiego przeciwnika także wzbudzało wątpliwości oraz nasuwało na myśl wiele znaków zapytania. Po krótkim zawahaniu, olbrzym zdecydował się wreszcie nie szarżować na nich, tylko dokończył swoje dotychczasowe zadanie - zburzenie wrót dzielących go od uwięzionych po drugiej stronie Aniołów. Kiedy wrota rozwarły się na oścież; kiedy ostatnia przeszkoda rozsypała się niby domek z kart, wielkolud wparował do otwartego pokoju i począł bić się ze znajdującymi się tam Skrzydlatymi. Nie tylko on, jednakże, wpadł do środka - mrok smolisty i znajomy wpełzł do wewnątrz, rozlał się po ścianach i dołączył do potyczki na swój lepiasty, łapczywy sposób.

Kaijin drgnęła, usłyszawszy słowa - niepokojące, alarmujące, złowieszcze - niosące się echem po korytarzu, które to świadczyły o tym, iż nie jednego wroga mają jeszcze do pokonania, a dwóch. Przypuszczała, iż głos nawołujący do złego należy do Cienia, który pomagał aktualnie olbrzymowi w "kasacji" Aniołów. Nie mogła nie połączyć również czerni tej z tą zalegającą na nogach Asmodeusa, co zmusiło ją do podjęcia jednego, małego czynu. Czując, iż poruszanie się z każdym momentem staje się coraz trudniejsze, srebrnooka przyspieszyła gwałtownie i cięła obiema trzymanymi broniami tak, aby ściąć macki mroku wspinające się po nogawkach jej kompana. Tylko cienie miały być trafione i mimo niedogodności oraz postępującej trucizny, umiejętności Kaijin powinny - jeszcze - umożliwić jej wykonanie tej akcji. Łaknęła uczynić ją jak najszybciej w obawie, że zaraz nie będzie w stanie tego zrobić i zrobiła to tak, aby nie zaalarmować Czarnoskrzydłego. Była tuż za nim w stosunkowo bliskiej, dwumetrowej odległości, a same cięcia wykonała krótkimi, precyzyjnymi ruchami - skoro cień na ścianach mógł łapać jej pobratymców, ona powinna móc uszkodzić ten tutaj.
- Większe cele są zabawniejsze do ubijania - rzuciła podczas swego "natarcia" do Asmodeusa, kontrując toksyczne wyrazy mrocznego Wymordowanego. - Bardzo ładnie zderzają się z glebą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie ładnie tak opluwać czyichś działań w poście Haczi :I

Uchylił się przed nadlatująca głową, by po chwili jeszcze szerzej się uśmiechnąć, lecz nie na długo, bo gigant nie spełnił jego oczekiwań. Gdy ten się odwrócił, Asmodeus zacisnął zęby i zaczął coś przez nie syczeć, zapewne wszelakiej maści przekleństwa.
Jednak znając jego temperament, nie mógł długo dusić, tego co chciał powiedzieć.
- Nie odwracaj się ode mnie, ty tępa kurwo!
Rzucił gardłowo, prawie zdzierając sobie gardło, i zamachnął się kosą na wymordowanego. Na ostrze, po rękojeści, napłynął gęsty dym, który po chwili oderwał się od niej i przemienił się w łukowaty pocisk, który sunął prosto na plecy giganta.
Ładunek pozostawiał po sobie szramy na ścianach, o które zahaczył.

Mimo wszystko czuł nadal, jak cienie oplatają jego nogi i wspinają się coraz wyżej i wyżej. Czuł się jakby był obmacywany przez jakieś mackowate monstrum.
– Idź tam i zrób z nimi porządek, utnij skrzydełka, zabaw się
Głos dochodzący prosto z jego własnej głowy, przyprawiał go już powoli o migrenę... oraz złość.
- Zamknij się, zamknij się, zamknij się, zamknij się...
Z każdym słowem, coraz głośniej to wykrzykiwał. Na domiar złego nie tylko głos nowego przyjaciela zaczął mu rozbrzmiewać w głowie.
- Dlaczego Asmodeusie? Wyrżnij wszystko co tutaj żywe, przecież Te pierzaste pokraki chcą powstrzymać plan naszego Ojca... w końcu ten świat miał narodzić się na nowo, bez tych ludzkich szumowin.
Asmodeus chwilowo sparaliżowało, zwłaszcza w momencie, gdy całe światło z pomieszczenia zaczęło znikać.
Sapanie, krzyki, uderzenia... wszystko to wwiercało się w jego umysł.
Nie widoczna twarz anioła wykrzywiła się obrzydliwie, na jego twarz wpełznął uśmiech, lecz cała reszta mimiki twarzy wyglądała jakby ten powstrzymywał się od płaczu.

- Ja... nie... mogę już dłużej Ojcze.
Zaczął ciężko podnosić nogę, za nogą i stawiać kroki w kierunku odgłosów walki.
- Ja... muszę... ich wszystkich ZARŻNĄĆ!
W tym momencie z Asmodeusem zaczęło dziać się coś złego. Spod paznokci, z oczodołów i z nosa zaczęła ciec mu czarna, smolista substancja, która zaczęła pełznąć w kierunku "cieniowatych" macek na jego nogach, przybierając przy tym kształt węży zmierzających by pożreć te drugie.
Dodatkowo na plecach anioła zmaterializowały się skrzydła, które także zaczęły ociekać czarną mazią.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ładunek wystrzelony przez anioła szybko sięgnął ogromnego wymordowanego, który jak w transie starał się łapać anioły. Nie zdołał jednak złapać czegoś dużo szybszego, to jest właśnie pocisku Asmodeusa — ten przeszył przeciwnika i sprawił, że górna część jego cielska oddzieliła się od dolnej. Więzione przez cienie anioły zaczęły krzyczeć i łkać, jednak zdawało się, że było w tym więcej współczucia dla wymordowanego aniżeli strachu o to, że je same może spotkać ten sam los. Zmierzająca do komnaty z cieniem dwójka mogła zauważyć, jak postacie aniołów ciemnieją, są pozbawiane blasku i sił. Szamotanina traciła na intensywności.
 Nie można było tego powiedzieć o osobistej walce Asmodeusa, w której jednak starała się mu pomóc Bezskrzydła. Jej wysiłki spełzły jedynie do rangi lekkich podmuchów w odczuciu cienistej substancji. Ta z obu stron walczyła ze sobą nawzajem, jakby chcąc zdominować tę nadchodzącą z drugiej strony. W końcu, gdy dotarli do pomieszczenia, ku Kaijin jeden z aniołów, praktycznie tonący w mroku, wyciągnął błagalnie rękę. Z dłoni posypały się iskierki, namiastka mocy, przed którą jednak ciemność nieznacznie się cofnęła. Cienie tutaj wydawały się bardziej fizyczne, namacalne, ale naraz lepkie i zdradliwe; może jednak tutaj precyzyjne cięcia zdadzą się na więcej? Aniołom z kolei towarzyszyła nadzieja na to, że powróci światło. Ich opór jednak słabł.


dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach