Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 11.04.17 13:52  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Nie sądziła, że jej samoświadomość może kogokolwiek tak bardzo ucieszyć. Oczywiście nie była zaślepiona wysokim mniemaniem o sobie, była pewna, że posiada wiele dosyć transparentnych wad. Jednak wiedziała, że wiara w swoje czyny może przyczynić się do przenoszenia gór. Cokolwiek nie od razu, ale czas nie był wartością, której jej brakowało. Przy odrobinie pomyślnych wiatrów czekała ją świetlana wieczność, ale jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że tak długa egzystencja może wcale nie być błogosławieństwem. Na szczęście teraz miała ważniejsze rzeczy na głowie, długotrwałym cierpieniem zajmie się wtedy, gdy zacznie dawać się we znaki.
Ciągle ją zaskakiwał, jednak musiała przyznać, że mimo bycia niepewną, czuła się przy nim bezpiecznie. Nie miała zielonego pojęcia, czego może się po nim spodziewać, ale miała wrażenie, że nie będzie to nic, co postawi ją w sytuacji zagrożenia. Nie wiedziała czy to przeczucie, czy instynktownie jej podświadomość poczuła się prawie jak w domu. I choć taka myśl mogła być niezwykle mylna, ciężko było jej się pozbyć. Głównie dlatego zaczęła kręcić się bez celu po pokoju, rezygnując z wciskania się coraz głębiej w fotel. Jeszcze trochę i zacznie mu przestawiać rzeczy po swojemu!
Wpatrywała się w niego, zastanawiając się, do czego potrzebna była mu martwa istotka, która wiedziała o otaczającym ją świecie prawie tyle, co o sobie samej. Jednak jeśli potrzebował świeżych wiadomości z obrębów Desperacji, mógł nie znaleźć lepszej do tego osoby niż Tails. Co prawda jeszcze o tym nie wiedział i ona nie miała zamiaru mu ułatwiać rekonesansu w jej możliwościach.
- Dla ciebie. Czyli dla kogo? - jak mogła zgodzić się na jakąkolwiek ofertę współpracy, kiedy właściwie nie wiedziała, kim on jest. Co prawda była najemniczką, ale do smoków raczej nie zgłaszano się z propozycjami aż tak niekonkretnej pracy. - Mogę dla ciebie pracować, ale co przez to rozumiesz? O dotrzymanie umowy się nie martw, mam w tym więcej interesu niż ty. Bardziej mnie zastanawia, co ty chcesz z tego mieć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 0:16  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Ze świetlaną przyszłością jest ten problem, że każde światło kiedyś gaśnie. Naturalny jest mrok, to on panuje w bezruchu. Blask natomiast trzeba było podtrzymywać, wciąż rozniecać na nowo. Im pierwszy rozbłysk był silniejszy tym większych sił wymagała każda późniejsza chwila, na jego zachowanie.
Dlatego właśnie Arthur wolał cień. Może to był też jeden z powodów, dla których jego propozycja brzmiała właśnie tak. Mając odpowiednich ludzi mógł działać, samemu pozostając w ukryciu. Na przykład oddając przebranie klauna, w którym infiltrował cyrk, do pralni nie narażał się, że zostanie w jakiś sposób zdemaskowany. W końcu to uczyniłby ktoś inny i ewentualne podejrzenia, a więc też ryzyko spadłoby na inną głowę.
To było jednak dalekie od życia w mroku. Nie wychylania się i braku ingerencji w świat, która nie była ściśle konieczna. Sauvaterre był niejako rozdarty pomiędzy chęcią ingerowania w sprawy - wynikającą pośrednio także z jego zawodu, a niechęcią do nadmiernych wysiłków, by utrzymać swoje wpływy i lśnić. Podobnie zresztą było z jego zamiarami wobec dziewczyny. Oczywiście mogła się czuć bezpiecznie. Wzbudziła jego litość, a co ważniejsze mogła mu być przydatna. Dodatkowo mamy jeszcze w grze dawne relacje o ile te mogą być brane pod uwagę. Tyle że Arthur nawet nie starał się ich odrzucić. Była zbyt podobna pomimo jej pawiego ogona i może kilku innych detali.
Na jej pytanie tylko uśmiechnął się pobłażliwie. Kolejne pytanie z tych, na które odpowiedzią mogłyby zająć niejeden traktat filozoficzny. No może w tym wypadku autobiografię.
- I co mam Ci odpowiedzieć? Przypomnieć moje imię? Brzmi ono Arthur. Jeżeli zaś chodzi o całą resztę: czym się zajmuje, do czego dążę i w czym będziesz mi pomagać, to wszystko zrozumiesz z czasem. Zgodzisz się, że byłbym głupcem, gdybym odkrył wszystkie karty? Zresztą i twoja praca nie będzie dotykała od samego początku spraw kluczowych, musimy mieć czas by Cię poznać - użył tej dziwnej formy, gdyż chociaż chodziło o zupełnie różne wcielenia Andromedy, to sam cel był im wspólny. - Pytałaś co przez to rozumiem, co będziesz robić. Wykonywać powierzone przeze mnie zadania. Czasem bzdety jak dostarczyć przesyłkę, po prostu obserwować uważnie co się wokół Ciebie dzieje. Nic co byłoby nadmiernie ryzykowne. Zresztą jak mówiłem będziesz znała szczegóły każdego zadania zanim się go podejmiesz i możesz odmówić jeżeli byłoby dla Ciebie zbyt niebezpieczne lub wiązało się ze zdradą kogoś, z kim przed zawarciem naszej umowy współpracowałaś. - Nie mogła w końcu mieć za przyjaciół wszystkie przestępcze organizacje i wszystkich ludzi, którzy mogliby Arthura zainteresować. Szansa, że dziewczyna okaże się całkowicie bezużyteczna była zerowa.
- To oczywiste, że nie mogę wyjawić Ci wszystkich konkretów już teraz, jednak nie oznacza to, że nie powinnaś pytać. Jeżeli masz wątpliwości, to je wypowiedz. Nie musisz także odpowiadać natychmiast, tyle czekałaś. Mogę więc teraz dać Ci odpowiednio dużo czasu, byś wszystko przemyślała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 22:40  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Oczywiście, że mrok był czymś naturalnym. W końcu według biblijnej ideologii stworzenia świata Bóg musiał nakazać światłu się pojawić, by rozproszyć cień. Mimo tego, że to tak pierwotny element, ludzie zwykli przeraźliwe od niego stronić, spychając go w czeluści tak dalekie, by nie byli w stanie tego widzieć. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, toteż ciężko się dziwić, że ogrodzili się murami i udają, że Desperacja jest po prostu złym miejscem z bajek, którym straszy się małe dzieci. W sumie Tails dziwiło, czemu nikt jeszcze nie wpadł na palenie zwłok, skoro to powstrzymałoby epidemię wirusa choć trochę. Albo im niezbyt zależało na eliminacji tej pokracznej formy zombie, albo byli zwyczajnie głupi. A jak wiadomo, z głupimi nie warto wdawać się w dyskusję - najpierw sprowadzą cię do swojego poziomu, a później pokonają doświadczeniem. Najwyraźniej ludzie lubią mieć pod sobą jakąś rasę, by podbudowywać swoje nędzne ego przez wmawianie sobie, że jest ktoś gorszy. Whatever floats their boats.
Nie chciała wzbudzać w nikim litości, nie potrzebowała niczyjej łaski. Dlatego dobrze, że nie wiedziała, co miał na myśli. Na pewno by się poirytowała i kto wie, czy jej butna duma nie nakazałaby jej tupnąć nóżką, by ostentacyjnie opuścić jego mieszkanie. Zaprzepaściłaby tym jej nie-życiową szansę na odkrycie kart przeszłości. Emocje zdają się bardziej przeszkadzać niż pomagać. Jednak Tails zdawała się o tym zapominać - ciężko ją winić, ma dosyć spore problemy z pamięcią.
- Arthur. - powtórzyła cicho po nim, jednak jej wzrok stał się nieobecny, zupełnie jakby przed jej oczami przelatywało jej całe życie. Pewną chwilkę stała wpatrzona, po czym powoli zwróciła swoje spojrzenie z powrotem na mężczyznę. - Arthur de Sauvaterre. - powiedziała nawet nie łamiąc sobie języka na francuskim nazwisku, zupełnie jakby miała styczność z nim na co dzień. - Dalej masz obsesję na punkcie artystycznego nieładu? Przepraszam, perfekcji? - zapytała, uśmiechając się z przekąsem. Wyglądała na dumną z tego, że mu dopiekła, ale tak naprawdę cieszyła się, że coś sobie przypomniała. Jednak jej mina stężała, kiedy zorientowała się, że to tyle z retrospekcji.
- Wybacz. Wracając do tematu - mruknęła, marszcząc w irytacji brwi, po czym odchrząknęła. - Nie potrzebuję czasu na przemyślenia, przyjmuję twoją... ofertę. - rzekła stanowczo, kiwając potwierdzająco głową. Jego propozycja praktycznie nie różniła się od tego, co robiła dla Smoków. Co prawda oni nie chcieli by szpiegowała w imię rządu, ale to już można przemilczeć. - Mam uszy dookoła głowy, mniej lub bardziej dosłownie, nie zawiedziesz się. - uśmiechnęła się sztucznie i wróciła na fotel, na którym wcześniej siedziała. Tym razem jednak opadła na niego o wiele bardziej swobodnie. Wydawała się czuć jakoś bardziej lekko niż wtedy, gdy dopiero co tu przyszła.
- Zgaduję, że masz równie wiele pytań, co ja. Skoro więc chcesz mnie poznać - śmiało. Od czegoś trzeba zacząć, czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 1:54  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Jak już wcześniej powiedziano światło musi być ciągle podtrzymywane. Wymaga energii by mogło płonąć, tak jak ciemność nastaje zawsze, gdy zabraknie paliwa. Kultura, cywilizacja są podobne do światła. Ludzkość nie może jej po prostu stworzyć, by trwała. Musi się zmieniać, ewoluować wraz z ludźmi i dostosowywać się do nowej sytuacji. I choć metoda dialektyczna zawodzi w wielu przypadkach, to do opisywania tej przemiany społeczeństw jest idealna.
W świetle tego dla Arthura nie było niczym dziwnym odgrodzenie się resztek świata ludzi od wszystkiego co nowe. Dreptająca po jego mieszkaniu dziewczyna i jej podobnie nie byli po prostu zmarłymi, czy potworami - zombie - z tych naiwnych opowieści. Czemu więc nie uznać, że nie są po prostu antytezą dla świata kreowanego wolą człowieka przekonanego o własnej omnipotencji. Może teraz nadszedł czas na świat, który ingeruje w człowieczeństwo. Przezabawne odwrócenie ról. Wniosek jest jednak taki, że próba walki z nowym musi skończyć się klęską Rządu. Niezależnie bowiem od wyniku dojdzie do zmian.
Co nie oznacza, że Francuz był szpiegiem nowego porządku. Był w końcu częścią tego świata, który przemijał. I jedynym celem rządu, a w tym również Arthura, było utrzymanie tego świata możliwie jak najdłużej.
Uśmiechnął się, gdy usłyszał jak wymawia jego nazwisko. Oczywiście z akcentem dalekim od właściwego, lecz na pewno poprawnie. Przynajmniej tego się przez ten czas nauczyła! Przez całą ich znajomość oczywiście. Właściwie to przez tę część, której nie pamięta. Nie skomentował jednak jej słów na temat nieładu, a tylko powędrował spojrzeniem gdzieś w bok. Tak jakby chciał jej powiedzieć swoim ciałem "no daj spokój".
Gdy spojrzał ponownie na dziewczynę, ta kierowała się już w stronę fotela. Przez chwilę jego myśli pobłądziły w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Zastanawiał się mianowicie, czy nie powinien może wstać. Całą rozmowę niemal spędził w jednym miejscu. Wyjątkowo statycznie.
- Z formalności to muszę mieć sposób by się z tobą skontaktować. - Sięgnął do kieszeni, lecz szybko cofnął rękę. Jakby przypominając sobie, że nie znajdzie tam tego, co chciał wyjąć. W tym czasie mówił już kolejne zdanie. Przerwa była naprawdę krótka, ledwie na jeden oddech. - Szukanie otwartych drzwi niesie ze sobą ryzyko, gdyby się okazało, że ktoś stoi po drugiej stronie lub właśnie wychodzi. Mam nadzieję, że nie będziesz nachodzić innych dawnych znajomych i ryzykować jeszcze bardziej. Chciałbym jednak wiedzieć gdzie się zatrzymałaś w mieście. Chyba nie śpisz na dworcach i w innych przypadkowych miejscach. - Nie wiedział zbyt wiele, ale mógł założyć, że raczej nie jest biedną bezdomną dziewczyną, która wlecze się od jednego kosza do drugiego w poszukiwaniu jedzenia. Była za czysta! Tyle że skoro zdobył kogoś, kto będzie mu dostarczał informacji, musi zatroszczyć się, by ten nie wpadł w ręce jego przyjaciół. Zdecydowanie łatwiej jest wykorzystywać ją dla Rządu, chroniąc przed zamknięciem w klatce, niż wyciągnąć ją z więzienia, laboratorium czy gdziekolwiek trafi. W końcu on może być na tyle lekkomyślny, by zaufać dawnej przyjaciółce. Oni muszą działać w pełni racjonalnie. Rozsądek jednak zamyka niektóre drzwi.
- Tak poza tym, zamknęłaś drzwi? Żeby nikt nieproszony już nie wszedł. - Nagle zamilknął. Zastanawiał się nad czymś przez kilka sekund i nagle, nieoczekiwanie, niczym grom z jasnego nieba w bunkrze kilometr pod ziemią, wypalił: - Nie gubisz futra, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 3:13  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Tails obecnie nie miała zbyt wielkiej chęci mieszania się w politykę. Co prawda jej obecny stan sprawiał, że nie mogła pozostać obojętna na to, co akurat postanowi sobie rząd, ale starała się nie zaprzątać tym głowy. Przynależność do Drug-on była dla niej tylko i wyłącznie sposobem na niewykitowanie z głodu, nie ideologią. Zresztą Smoki nie opowiadały się po żadnej stronie barykady, przyjmowały wszystkich, którzy mogą się jakoś przydać. Nieważne czy to ludzie, anioły, androidy, a może martwe pokraki. Byłeś w stanie pracować, byłeś nawet mile widziany. Nikt tu nie bronił chodzić własnymi ścieżkami, dopóki nie odbiegają za bardzo od tej śmiesznej granicy lojalności, której pochodzenia nikt nie rozumiał. Każdy dragon robił swoje, żył na własny rachunek, a jednak gdzieś tam odzywał się ten wzajemny szacunek, który nie pozwalał na zabicie kumpla z pracy. Choć czasem niezwykle korciło.
Dlatego nie obchodziło ją, co stanie się z tym światem. Nie wróżyła mu jakiegoś wybornego końca, wszechogarniający ich chaos nie świadczył o niczym dobrym. Zresztą nie zwykła brać życia na poważnie, w końcu nie da się wyjść z niego żywym, na co jest bardzo dobrym przykładem. Była przekonana, że kiedyś kupowała te wszystkie historyjki o zmierzaniu w stronę światła, reinkarnacji i lepszym świecie po drugiej stronie, bo teraz czuła zwyczajne zażenowanie obecnym stanem rzeczy. Jeśli tak miało wyglądać życie po śmierci, to straszny pic na wodę i fotomontaż sprzedają w kościołach. Chyba, że to jakaś pokrętna wersja czyśćca i teraz powinna pokutować za swoje ludzkie grzechy. W sumie to z chęcią, gdyby tylko wiedziała o jakie niecne występki Bozi chodzi.
- Mam telefon, ale czasem ciężko mi złapać zasięg. Aczkolwiek w M3 przebywam dosyć często. - powiedziała, gryząc się w język i starając się nie wspominać, że Smocza Góra to raczej Smocza Dziura i prędzej można się ugryźć w tyłek z niemocy, niż znaleźć choć kreskę zasięgu. Ogólnie rzecz biorąc Desperacja była kiepskim miejscem na rozmowy telefonicznie, ale im bliżej murów, tym było lepiej. - Nawet nie wiem, czy miałam dawnych znajomych. Na co ty liczysz? - rzuciła, parskając prawie że histerycznym śmiechem. Nie mogła przecież nachodzić losowych mieszkań w nadziei, że któryś z ich mieszkańców ją rozpozna. Litości. - I nie zatrzymałam się nigdzie. Po prostu wchodzę i wychodzę. Nie żebym coś sugerowała, ale te dziury w murach są już prawie tak wielkie, że niedługo będę tu przejazdem, bo wcisnę się ciężarówką. - nie powiedziała wprost, ale wiedziała, że się domyśli, gdzie mieszka. W końcu mur był jak medal - miał dwie strony i tylko jedna z nich była słuszna. Spać na dworcach i pod mostami by się nie odważyła, przy czym nie chodziło tu tylko o zagrożenie ze strony zawodowych łapaczy odmieńców. Miała do siebie szacunek i uważała, że stać ją na coś więcej, niż noc pod gwiazdami w towarzystwie bezdomnych. Choć oni i tak mieli się za lepszych od niej, w końcu w większości przypadków byli ludźmi.
- Nie zamknęłam. Czemu miałabym sobie odcinać potencjalne drogi ucieczki? - wydawało się jej oczywistym, że zostawienie drzwi takimi, jakie były, ułatwiłoby jej ewakuację w zorganizowanym pośpiechu, jeśli zaszłaby taka konieczność. Czasem o stanie rzeczy decydują sekundy i nie bardzo jej się uśmiechało się je tracić.
- Gubię, ale niewiele. - odpowiedziała, patrząc na niego ze zwątpieniem w oczach. Zwątpieniem w jego poczytalność. Każąc mu pytać, liczyła na coś bardziej konkretnego. - Jeśli ci to przeszkadza, będę chować wszystko, co futrzaste przed wejściem. Tak jak teraz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 3:50  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Polityka miała niestety to do siebie, że była jak choroba. Nie trzeba było opuszczać domu, żeby dżuma do nas dotarła. Czasem lepiej było wręcz samemu świadomie wejść na salony. Pozwalało to zrozumieć wiele rzeczy, być o wiele bardziej świadomym. Odcięcie się wymagałoby ucieczki do jakiegoś bezludnego miejsca. Gdzieś na pustkowia, gdzie nie sięgałyby wpływy cywilizacji. Żadnej.
Zresztą intrygi, walka o władzę i wszystkie inne terminy związane nierozerwalnie z polityką miały swój urok. Jeżeli tylko nie było się ofiarą, tym który poniósł porażkę. Co zdolniejsi potrafili jednak nawet wtedy sobie poradzić. Czasem wystarczyło po prostu poddać się odpowiednim osobom.
- Na wsi zawsze są takie problemy. Tam gdzieś pod papierami leży mój telefon. Bądź tak miła i wpisz swój numer. - Po tych słowach wstał ze swojego fotela i skierował się w stronę drzwi. Chciał odciąć jej drogę ucieczki, a może po prostu nie chciał więcej gości. Prawda była gdzieś pomiędzy, gdyż użył także tego zamka, który z obu stron zabezpieczony jest kluczem. Klucz zaś schował do kieszeni. Była więc w pewnym sensie uwięziona.
Zanim jednak dotarł do drzwi rzucił jeszcze jedno krótkie zdanie:
- I nie grzeb w nim, nie znajdziesz w nim nic ciekawego. - I w zasadzie była to prawda. Jakkolwiek lekkomyślny się nie wydawał, to traktował swoją pracę dość poważnie. Nie zostawiłby telefonu zawierającego ważne kontakty w salonie, a już na pewno nie zostawiłby nikogo samego z tym urządzeniem.
Gdy wrócił do pomieszczenia zamiast skierować się do swojego fotela podszedł do dziewczyny. Wykonał przed nią dość szybki obrót i oparł się o stojący obok stolik.
- W tym mieszkaniu możesz trzymać je na wierzchu. Jednak chowaj je, proszę, jak tu idziesz żeby nie zostawiać na korytarzu zbędnych śladów. Nie chcę być zmuszony do kupowania sobie psa. - Odsunął kartki niedbale, a następnie oparł dłonie na stoliku.
- W barbarzyńskich czasach też istniały mury. Miały mnóstwo dziur. Komu nie chciało się biegać do bram miejskich, kto lubił nocą wymykać się na łono natury, kto chciał czasem przemycić jakiegoś obcego korzystał z tych maleńkich wyrw. Za to te ogromne, gdzie mur roztrzaskały kamienie były tylko jednorazowe. Naprawiano je już kolejnego dnia. Dlatego może jednak zostaw ciężarówkę na wsi i ciesz się ze swobody. Choć nie, najlepiej jeśli ograniczysz wędrówki do całkowicie niezbędnych. - Dłuższa pauza. - Chodzi mi o to, że powinnaś unikać krótkich pobytów bądź to w mieście, bądź na wsi. Czego właściwie tutaj szukasz - to znaczy po tej stronie muru - poza swoją tożsamością?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.17 0:42  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Ciężko było się doszczętnie odciąć od polityki, jeśli była elementem decydującym o tym, jak masz żyć. O ile w ogóle zezwalała ci żyć, eksterminacja niepożądanych jednostek nigdy nie wychodziła z mody. Od zarania dziejów ludzkość zdecydowanie preferowała usuwać tego, który sprawia problem, zamiast go rozwiązać poprzez dojście do jakiegoś konsensusu. Zrozumienie było zbyt uciążliwe, tak samo jak szukanie racjonalnych rozwiązań. Skrócenie kogoś o głowę było pierwszym, co przychodziło władcom do głowy. Resocjalizacja była tylko ładnie brzmiącym słowem, bez żadnego realnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Z jednej strony smutne, jednak z drugiej całkowicie spodziewane. To nie ludzie się zmieniają, tylko czasy, w których żyją.
Tails nie lubiła polityki, bo opinia publiczna zawsze zmuszała do stanięcia po jakiejś stronie barykady. Tłum nalegał, by wybrać stronę konfliktu, który ciągnie się latami tylko i wyłącznie przez niekompetencję jednych oraz dumę drugich. Wyciągnięcie ręki na zgodę grozi jej odrąbaniem przy samej szyi, więc każdy trzyma je w kieszeniach, przy okazji pilnując całego swojego dobytku. Z kolei jej kręgosłup moralny był niezwykle giętki, ciężko było powiedzieć, którą stronę preferuje. Każda miała własne postulaty, bo racja jest jak dupa - każdy ma swoją. Ale obydwie popełniały też błędy, często karygodne. Nikt nie był święty, nawet anioły, a jednak wszyscy próbowali się za takich podawać. Kyouka nie chciała brać udziału w tej szopce, nie bawiły ją takie prymitywne rozrywki.
- Na wsi? - zapytała zdziwiona, szukając telefonu pod stertą dokumentów. Co prawda nie raz mówiło się o wsiach, że to dziury zabite dechami, ale Desperacja nie była nawet namiastką tego stwierdzenia. To miejsce wyglądało jakby przeżyło trzy apokalipsy, dwa tajfuny, kilkanaście plag i trzęsień ziemi oraz co najmniej tuzin wycieczek chińskich turystów. Istny syf, kiła i mogiła. Trup gęsto się ścielił po chodnikach, albo przynajmniej po czymś, co kiedyś chodnikiem śmiało się nazywać. Prąd i bieżąca woda były niczym folkowe legendy miejskie, kamienie filozoficzne naszych czasów. O dostępie do internetu lepiej było nie wspominać w towarzystwie, żeby nie wyjść na debila, wzbudzając sensację swoją głupotą. Śmiało można było określić ten obraz nędzy i rozpaczy przedsionkiem piekieł. Nawet w średniowieczu lepiej się ludziom powodziło. - Byłeś tam kiedyś, że tak ładnie to nazywasz? - zapytała, zerkając na niego przez ramię. Koniec końców znalazła jego komórkę i wpisała tam swój numer. Najpierw podpisała się jako Tails, jednak szybko zmieniła zdanie, skasowała to i wpisała imię Andromeda. Na razie nie musi wiedzieć.
Czuła się tutaj już całkiem swobodnie. Nawet to dziwne spięcie zaczęło znikać z jej kręgosłupa. Była pewna, że gdyby nie schowała lisich uszu, przestałyby jej już stać na baczność, wysłuchując najmniejszego szeptu ze strony zagrożenia. Lecz kiedy już myślała, że jest prawie u siebie, usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Znowu wyprostowała się w fotelu i zaniepokojona spojrzała w kierunku drzwi. I pewnie chwilę by tak siedziała zupełnie zaniepokojona, próbując wymyślić inną awaryjną drogą ucieczki. Jednak Arthur zdążył wrócić i pojawić się tuż przed nią. Zbyt blisko, by pozwolić sobie na okazywanie nerwów.
- Ta ciężarówka to taka przenośnia. Nie umiem prowadzić. - rzuciła, obserwując bacznie mężczyznę. Była na siebie lekko zła, że dała mu uśpić swoją czujność. - Nie mogę przebywać zbyt długo w mieście. Nie mam zegareczka z funkcją prania mózgu. - mruknęła, pokazując palcem na rękę Arthura, gdzie znajdował się identyfikator. Niestety jej nie przysługiwała ta błyskotka, głównie dlatego, że w rządowych rejestrach figurowała jako martwa. - O moje wędrówki się nie martw, jeszcze nikt mnie nie widział w okolicy murów. A przychodzę tu po różne rzeczy. Lekarstwa, ubrania, jedzenie, broń. Czyli wszystko, czego na naszej wsi nie było, nie ma i nie będzie. - posłała mu zrezygnowane spojrzenie i wzruszyła ramionami. Nie czuła się winna, że kradła. Było jej tylko szkoda, że była w stanie tak mało unieść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.17 19:04  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Kwestia tego co jest, a co nie jest prymitywną rozrywka mogła być roztrząsana naprawdę przez wiele lat. I to nawet bez tak elementarnych rzeczy jak ustalenie co rozumie się przez prymitywizm. Tę fundamentalną kwestię można było całkowicie pominąć. Mylili się filozofowie, którzy twierdzili, że do sporu potrzeba zgodności co do pewnych pojęć. Wiele sporów toczonych obecnie, w przeszłości i zapewne jeszcze przez wiele kolejnych, przyszłych wieków, wynikała z absolutnego niezrozumienia się z drugą stroną. Brak zgodności u początku powodować może tylko wyciąganie coraz to bardziej nonsensownych argumentów, często zahaczających o osobę drugiego człowieka. I cóż z tego, że piewcy stoicyzmu sami mieli chwile zwątpienia?
To wszystko miało jednak swój urok. Tylko z pozoru było chaosem pełnym przypadkowych słów, zdarzeń i ludzi. Tak naprawdę wymagało jedynie czasu, uwagi by poznać pewne podstawowe mechanizmy. Wtedy już polityka stawała się niemal jak gra, w której gracz porusza się w obrębie określonych reguł i zmuszony jest je wykorzystywać. Tyle tylko że panujące w niej zasady są na tyle płynne, a możliwości na tyle szerokie, że można nawet mówić bardziej o niemal nieskrępowanej sztuce.
Tyle że wymagało to poświęceń. Mnóstwa czasu, dostosowania swojego życia i świadomości, że wszystkie narzędzia, którymi się dysponuje są dostępne również dla innych. I nikt nie przejmuje się balansem.
Arthur nie potrzebował ckliwych historyjek o tym jak za murami dzieci głodują, szaleją zombie, czy nie można nawet wejść na twittera żeby sprawdzić czy sławna gwiazda filmowa przyjęła oświadczyny tego reżysera co dostał prestiżową nagrodę. Traktował cały świat poza resztkami ludzkiej cywilizacji tak samo jak Rzymianie z Brytanii traktowali Celtów za Murem Hadriana. Owszem, byli świadomi, że ktoś tam żyje. Ma własną kulturę, własne wierzenia i własne problemy. Jednak nie po to wznosi się fortyfikacje, by zajmować się tym, co za granicami, a by się odgrodzić. Ograniczyć kontakt do minimum, czasem tylko wysłać tam jakiegoś skazańca czy przyjąć kupców.
- To tylko nazwa, czytałem książki gdzie wieś jawiła się koszmarem i inne, w których piekło było domem. Wszystko to tylko kwestia konwencji. - Odpowiedział jej na pytanie, chociaż w zasadzie nie udzielił odpowiedzi. Za to, może w celu odwrócenia jej uwagi od tego jednego aspektu, chwilę później wyciągnął dłoń w jej stronę i dwukrotnie na krótko dotknął jej włosów.
- Przynajmniej wiem teraz po co jest Ci ciężarówka, które i tak nie umiesz prowadzić. - Jego głos był lekko rozbawiony. Z drugiej strony jak tutaj nie nazywać tych za murami pasożytami, skoro zakradają się do terenu będącego pod zwierzchnictwem osób, którymi gardzą, a jeszcze do tego kradną. Oczywiście pewnym usprawiedliwieniem była ich śmierć i fakt, że wielu z nich zostało zapewne wyrzuconych z miasta.
- Nie będę się nawet łudził, że chodzisz od drzwi do drzwi i pytasz czy ludzie nie mają czegoś niepotrzebnego dla twojego ciężko chorego braciszka, siostrzyczki, czy córeczki. Liczę tylko że nie będziesz próbowała mnie okraść, czy robić innych głupich rzeczy. Zjadłabyś coś?
Ostatnie zdanie dodał już całkowicie innym głosem. O wiele radośniejszym, może wręcz trochę sztucznie. Mimo wszystko chciał już przerwać temat jej przestępczych uczynków, bo za dużo czasu musiałby poświęcić teraz na rozważanie na ile moralne jest wykorzystywanie biednych, wygłodzonych i przepędzonych ze swojego domu złodziei, którzy lekceważyli prawo własności i kilka innych szumnych rzeczy. Zresztą nie jadł po powrocie do domu. Od razu zajął się tą nieszczęsną gazetą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach