Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 18.04.15 16:17  •  Mieszkanie Colette Empty Mieszkanie Colette
Nad lecznicą na górze jest jeszcze jedno prywatne piętro - należy ono do Colette. Do mieszkania prowadzą jedyne po wejściu po schodach, białe, drewniane drzwi, na których wisi tabliczka z napisem "Colette Cheney". Jest tam nieduże mieszkanie, dość zwyczajne - podstawowe, urządzone dobrze pokoje, kwiatki na ścianach, obrazki w doniczkach i inne niezbyt znaczące ozdóbki przyjemne dla oka. Dziewczyna zdecydowała, że łatwiej i wygodniej będzie mieszkać zaraz przy swoim miejscu pracy, tym bardziej, gdy jest się lekarzem.
Jeśli ktoś ma jakąś sprawę czy kłopoty, może zadzwonić dzwonkiem przy drzwiach lub poprosić na niższym piętrze w recepcji o przyjście pani medyk. Jeżeli jest w domu - a najczęściej jest, pojawi się natychmiast.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.15 15:06  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Szedł za swoją przewodniczką w ciszy. Wzrok jego co jakiś czas uciekał w jej kierunku. Dopiero teraz, gdy wszystko miał pod kontrolą miał czas by zastanowić się nad wydarzeniem które zaszło w spożywczaku. Zaniepokoił się trochę, gdy zreflektował się, jak się zachowywał w stosunku do Chet. Właściwie mimo iż odgonił od niej natręta to teoretycznie rzecz ujmując sam był teraz takowym. Wszak nie dał kobiecie żadnego wyboru. Narzucił się jej swoją osobą, wmuszał pomoc...Fakt, ona sama również nijak za specjalnie nie protestowała, no ale Polak sobie zdawał sprawę, że był sporym kawałkiem chłopa, a ona sama mogła czuć strach przed postawieniem na swoim. Właśnie. Nie tyle co żałował tego jak się zachowywał, a niepokoiło go, że ona mogła się go bać. Był dla niej obcy, kruszynką nie był, a chodził i wydawał polecenia. W sumie zawsze tak robił, lecz w tym konkretnym przypadku czuł się z tą myślą po prostu źle. Było to głupie, a i powód takiego samopoczucia był bezsensowny. Dlaczego bowiem przejmował się zwykłą kobietą do tego stopnia? Znali się, a właściwie obcowali ze sobą od kilkunastu minut. Im dłużej Kaukaz o tym myślał tym bardziej sobie uświadamiał, że dziewczyna wzbudza w nim jakieś dziwne instynkty macierzyńskie(?) czy też tacierzyńskie(!?). Kurde, jak to w sumie bezsensownie brzmiało, lecz jednocześnie Adrian nie potrafił tego nazwać inaczej.
- Wiesz, jeśli ci w którymś momencie wystraszyłem lub zachowałem się nieodpowiednio to nie chciałem tego. Jestem prostym człowiekiem i jeśli coś robię nie tak to zwróć mi uwagę. Choć prawdopodobnie za pierwszym razem puszczę ją mimo uszu. Za drugim zaś...- W tym momencie zdał sobie właśnie sprawę, jak trudnym był w obuciu istotą. Prawdopodobnie, jeśli coś kłóciło się z jego zdaniem, to dopóki nie usłyszałby jakiej sensownej argumentacje, szanse, że by je zmienił były bliskie zeru. - ...da się ze mną paktować. - Skończył i patrzył przed siebie. Jakoś tak czuł się nieco nieswojo podejmując z własnej inicjatywy próbę konwersacji i to jeszcze na taki temat. Boże, Kyofu by go pewnie wyśmiał gdyby tu był.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.15 16:42  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
I ona milczała, idąc kilka kroków przed Adrianem. W drodze rozglądała się na boki, chcąc czymś zająć wzrok, czy też po prostu wlepiała go w ziemię pod swoimi stopami. Nie mogła zaprzeczyć, że czuła się ciut (lub nawet bardziej) głupio. Bynajmniej jednak nie chodziło o charakter i nastawienie mężczyzny, który jej pomagał. Wręcz przeciwnie, jego spokój i stanowczość wprawiały ją w podziw. Czuła się nieswojo w tym sensie, że nie mogła pomóc. Przyjmując, że nawet gdyby Adrian jej na to pozwolił, zwyczajnie nie dałaby rady i to ją trochę przygnębiało. Bo przecież jak to musiało wyglądać? Ona idzie posłusznie do przodu, utrzymując jednakowe tempo, a za nią podąża ledwie kilka lat starszy mężczyzna, niosący w rękach górę zakupów, które z pewnością do najlżejszych nie należały. Dawała sobie przecież radę, a ktoś ją zwyczajnie wyręczał - nie miała nic do roboty. A przecież jedna torebka (czy więcej) nie byłaby dla Chet problemem! Mogłaby w końcu pomóc nieść coś chociażby niedużego... Nie przepadała za bezczynnością, tym bardziej, gdy inni męczyli się za nią.
Tak sobie powtarzała, ale w głębi duszy wiedziała, że sama nie dałaby rady. Dlatego pozostało jej tylko bycie wdzięczną.
Słysząc nagle Adriana, zwolniła i wyrównała krok, ustawiając się tak, by był po jej prawej stronie. Słuchając, spojrzała na niego tym swoim pełnym spokoju wzrokiem.
Nie mam pojęcia, co masz na myśli. — Zaśmiała się szczerze i serdecznie. — Mam nadzieję, że nie myślisz, że czymkolwiek mnie uraziłeś. Nie chciałabym też, żeby dręczyło cię, czy się ciebie boję. Aż tak strachliwą osóbką nie jestem.
Uśmiechnęła się, po czym w zadumie wbiła wzrok gdzieś w ziemię.
Właściwie twój charakter zupełnie mi nie przeszkadza — powiedziała, tym razem wolniej i jakby ostrożniej. — Nie wszyscy są tacy, można więc chyba powiedzieć, że jesteś wyjątkowy. Takie osoby się ceni.
Nie rozwinęła myśli, wypowiedzi, którą najwyraźniej początkowo chciała kontynuować. Zamiast tego zacisnęła usta, milcząc przez chwilę, po czym z uśmiechem dodała:
No i w końcu pomogłeś mi. Jestem ci naprawdę wdzięczna.
Gdy to powiedziała, znów wyprzedziła go o kilka kroków, żeby łatwiej było jej prowadzić. Resztę czasu spędziła na milczeniu, nie mając już nic więcej do dodania.
W końcu jednak dotarli na miejsce. Przed nimi stanął dość spory budynek urządzony w białych barwach, a w pierwszej kolejności w oczy rzucał się napis "Prywatna lecznica". Skinęła głową w stronę drzwi, otwierając je przed Adrianem.
Mieszkam na samej górze — powiedziała, przepuszczając go przodem. Przynajmniej to mogła zrobić. Już od wejścia nie dało się nie zauważyć schodów na górę - to najwyraźniej po nich należało wejść, by dostać się poziom wyżej. Patrząc na Adiego, westchnęła cicho. Musiało to wyglądać przeecudownie, mówiąc ironicznie - znów poczuła się mocno przez kogoś wyręczana i lekko bezradna. Gdy zaczął wchodzić po schodach, odezwała się ponownie. — Na pewno dasz sobie radę? Może powinnam pom-- — urwała nagle. Tak, wiedziała. Nie było sensu go przekonywać, a już szczególnie nie w momencie, w którym zobaczyła, że mężczyzna bez większego problemu wnosi na górę te wszystkie bagaże i nie, raczej nie potrzebował jej pomocy.
Znów zamilkła, podążając po schodach. Gdy dotarli na górę, Col wyjęła klucze i otworzyła drzwi swojego mieszkania. Nie weszła jednak do środka, zatrzymując się w progu.
Nie chciała, żeby Adrian wysilał się aż tak, żeby nosić jej te zakupy do samej kuchni. Przecież da sobie radę... Patrząc na nawet pojedyncze torby, które ledwo udźwignęłaby nawet dwoma zdrowymi rękami, na moment zrzedła jej mina. Nieważne, jakoś sobie poradzi. Nie chciała nadużywać jego pomocy i dobroci.
Mówiąc szczerze, już chciała się pożegnać i miała taki zamiar, ale po chwili wpadło jej do głowy coś innego - nie, żeby było jakoś wyjątkowo i wielce oryginalne...
Jeśli masz wolną chwilę, nie wszedłbyś może na herbatę, kawę, cokolwiek? Dasz mi pół godziny, a skończę robić ciasto które zaczęłam i mógłbyś na moment zostać — zaproponowała niepewnie. Pomyślała, że może to będzie taki, ot, sposób na okazanie wdzięczności. Z drugiej strony nie chciała się też narzucać. — Pomogłeś mi, powinieneś choć chwilę odpocząć. Oczywiście jeśli tylko chcesz i masz czas.

Oparła się o framugę drzwi, uśmiechając się ciepło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.15 0:30  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
- Cóż...- Tak, myślał właśnie w ten sposób i gdy został rozgryziony przeturlał patrzałkami po lekko zachmurzonym niebie. Poczuł jednocześnie ulgę i swego rodzaju lekkość. Prawdopodobnie zawdzięczał ten stan Chet. Mimo wszystko, każdy człowiek chciał słuchać od innych, że jest w jakiś mniejszym bądź większym stopniu wyjątkowy i nie inaczej było w przypadku Adriana. Chłopak jednak nie spodziewał się, usłyszeć takiego określenia w swoim przypadku. Do tego wypowiedziane w taki naturalny i szczery sposób... Usta Polaka wygięły się w delikatny uśmiech.
- Dziwna jesteś. - W jego głosie dźwięczało rozbawienie. Epitet mógł zostać odebrany zaś tylko i wyłącznie jako mniejszy lub większy, specyficzny komplement.
Dalsza droga minęła im w ciszy, lecz ta nie była krepująca czy też kłopotliwa. Właściwie nie wiedzieć kiedy ich przechadzka szybko się skończyła. Adrian zadarł głowę do góry chcąc rozszyfrować szyld lecz tajemnicza sztuka japońskiej pisowni stanowiła dla niego nie lada wyzwanie. Domyślił się jednak, że jest to właśnie tajemnicza lecznica o której brunetka wspominała wcześniej.
- Szybko łapiesz w czym rzecz. - Tak też skomentował urwaną wypowiedź Chet znów się przy tym lekko uśmiechając po czym posłusznie zaczął dreptać schodami ku górze. Balast siatek mu nie doskwierał, nawet, jeśli było tych produktów całkiem sporo. Na poligonie nosił dużo cięższe rzeczy, na znacznie większe odległości toteż nawet gdyby musiał nieść drugie tyle chociażby w zębach nie zrobiłoby mu większej różnicy. Koniec końców znalazł się pod tymi drzwiami i...no właśnie co teraz? Przed wyjazdem do M-3 nasłuchał się wystarczająco o tym, jak to Japończycy mają fioła na punkcie swojej przestrzeni prywatnej więc obawiał się coby nie popełnić jakiejś gafy. Na szczęście nie musiał się za długo zastanawiać, bo ledwie doszedł do drzwi, a padła...kusząca propozycja. Jego oczy zabłyszczały tajemniczym blaskiem na słowo "ciasto". Bo tak, był łasuchem. I tak, od ponad tygodnia ciągnął na jedzeniu w proszku. Do tego zdawał sobie sprawę z tego, jak Chet ciągnęło do ciągłej pomocy i że prawdopodobnie na chwilę obecną przepełniał ją nadmiar wdzięczności. Bał się, że bez jakiegoś upustu wybuchnie więc czemu miał jej nie pozwolić się go pozbyć? I nie, tu wcale nie chodziło o ciasto. Ani trochę~
- Ehm, obawiam się, że nagle poczułem się zobowiązany pomóc ci z tym ciastem, a konkretnie w jedzeniu. Więc ten, przepraszam za najście, czy coś. - Zlustrował jej drobną osobę jeszcze raz przed wejściem od stóp po głowę. Tak, zdecydowanie potrzebowała pomocy w zniknięciu wypieku.
Po wejściu do przedpokoju położył na chwilę siatki na ziemi. Jego buty nie posiadały opcji "zdejmij naciskając na pięty". Gdy się z nimi uporał spytał się pani domu, gdzie też postawić jej zakupy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.15 11:17  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Col zaśmiała się. Ucieszyła się, że nie odmówił - nie dało nie zauważyć, że Adrian przepadał za ciastami czy też ogólnie, słodkościami. Poczuła swego rodzaju lekką dumę czy triumf - przynajmniej tak będzie mogła się mu odwdzięczyć. Poza tym, zawsze miło jest mieć od czasu do czasu jakiegoś gościa w domu.
Chet weszła do środka, zamykając za nimi drzwi i zdejmując buty.
W kuchni — odpowiedziała na pytanie mężczyzny, przechodząc do kolejnego pomieszczenia.
Pokój nie był zbyt duży, panowała tu jednak przyjemna, ciepła atmosfera. Taka... domowa. Jasne panele, dopasowane meble i ściany w kolorze błękitu i bieli. Kuchnia składała się z podłużnego blatu (na którym przy okazji mieściła się mikrofalówka i ekspres do kawy), kuchenki, sporej lodówki, zlewu i zmywarki do naczyń. Nad blatem wisiały ścienne szafki, w których znajdowały się ułożone w idealnym porządku naczynia, przyprawy, sporo niezbędnych i podstawowych produktów i właściwie Bóg wie co jeszcze.
Kuchnia była połączona z jadalnią - najprościej można nazwać to jednym, otwartym pomieszczeniem, w którego pierwszej części znajduje się kuchnia, a w drugiej, dosłownie zaraz obok, niezbyt duży stół i krzesła. Od pokoju odchodziło dwoje drzwi, zapewne do sypialni i łazienki. Sama przestrzeń zdobiona była drobnymi roślinami, a na ścianach wisiały zdjęcia oprawione w pastelowe ramki. Po podejściu bliżej można było na nich rozpoznać młodą Colette i zapewne jej rodzinę lub przyjaciół. Gdzieś z boku stał spory regał z wieloma półkami, które zapełnione były książkami różnego rodzaju. Część naukowych, część słowników i podręczników, część zwyczajnych powieści czy nawet wierszy - do wyboru do koloru. W pewnym miejscu na ścianie wisiała także pojedyncza, spora półka. Mieściły się na niej... figurki? Szklane, porcelanowe, od malutkich po trochę większe, jednym słowem - różne. Było ich około kilkunastu, może kilkudziesięciu. Miały tylko jedną wspólną cechę - przedstawiały anioły. Poza tym obok nich stały ze dwie figurki Maryi. Taka tam, mała kolekcja Colette.
Poprosiła mężczyznę, żeby postawił torby przy lodówce. Wspomniała, że jeśli chce, może pooglądać trochę mieszkanie, a nuż coś go zaciekawi, albo po prostu może od razu usiąść na krześle przy stole.
Kawy, herbaty, czegoś innego? — Spytała życzliwie, po czym odwróciła się w stronę zakupów i zaczęła je rozkładać. Produkty odkładała zarówno do lodówki, jak i do różnych szafek i pewnie komuś nowemu tutaj ciężko byłoby się połapać, co gdzie leży. Chociaż rzeczywiście, wszystko zdawało się mieć swoje miejsce i być w pewien sposób uporządkowane.
Colette co jakiś czas zerkała na Adriana w oczekiwaniu na odpowiedź, a gdy wypakowała już wszystko, odezwała się ponownie.
Zaczęłam robić ciasto drożdżowe z truskawkami i kruszonką — powiedziała, zamyślona. — Mam nadzieję, że lubisz. Jeśli nie, zawsze mogę spróbować zrobić coś innego, mam składniki praktycznie na wszystko. Jedyne co, to będziesz musiał dłużej czekać — Uśmiechnęła się, tym razem trochę szelmowsko.
Owszem, miała już przygotowane praktycznie wszystko. Ciasto było już wyrośnięte, wystarczyło więc tylko ułożyć na nim truskawki, posypać kruszonką i wstawić do piekarnika na jakieś 40 minut. Przyglądała się pogodnym wzrokiem Adrianowi. Chciała, żeby czuł się "jak u siebie w domu", luźno i swobodnie. Hah, chociaż, już sama propozycja ciasta poprawiła mu humor - Chet miała nadzieję, że mężczyzna niczym się nie stresuje, nie myśli, że zrobi coś źle czy że będzie przeszkadzał ani nic w tym stylu. Można rzec, że jego obecność zdecydowanie podobała się Colette. Cóż, mimo wszystko nie miała tutaj aż tak często gości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.15 21:02  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Po zdjęciu butów i powiszeniu kurtki zaniósł zakupy do kuchni. Położył je przy lodówce, wyplątując z zakupowego szaleństwa swoja mizerną siateczkę, po czym oddalił się w głąb jadalni. O poręcz krzesła oparł swój prowiant, a następnie zaczął rozglądać się po pokoju. Wzrok zawieszał to na ścianach, to na książkach...trochę dłużej przystaną przy porcelanowo-szklanej kolekcji mniejszych lub większych aniołków nad którymi czuwały dwie maryjki. Zmarszczył czoło w lekkim zaskoczeniu. Już wcześniej dostrzegł jej złoty krzyżyk na szyi, lecz wziął go za zwykłą ozdóbkę. W obliczu apokalipsy która nastała dla większość społeczeństwa symbol ten nie posiadał żadnej innej funkcji.
- Jesteś katoliczką? - Spytał mimochodem tykając palcem jedną z figurek. Wyglądała bowiem na lekko przekrzywioną względem innych i bez względu na to czy było to zamorzone ustawienie czy nie, Adrian nie potrafił się powstrzymać przed skorygowaniem jej postawy. Chciał też zająć swoje myśli, gdyż czuł jakby  pasował do tego miejsca niczym pięść do nosa. Pomijając fakt, że nie był typem społeczniaka, a tu proszę, był w M-3 od niecałego tygodnia i teraz miał popijać kawę w domu poznanej niecałą godzinę temu kobietą. Ciekawe co by na to powiedzieli jego starzy znajomi z poprzedniej jednostki. Huh.
- Kawę. Zwykłą sypaną, ale jeśli nie masz to może być rozpuszczalna. Bez mleka i cukru. - Odpowiedział, po czym zasiadł na krześle w jadalni tak, że był odwrócony tyłem do stołu, a na oparciu krzesła spoczywały jego zaplecione ramiona, na których oparł swoją brodę. Siedząc tak miał doskonały widok na otwartą kuchnię i krzątającą się po niej Col. Widok ten na swój sposób relaksował Polaka. Tak o ile jeszcze chwil wcześniej czuł się nieswojo tak teraz nawet o tym nie myślał. Wiedział, że to JEJ sprawka. To czy robiła to świadomie, czy też nie było dla niego istna zagadką.
- Lubię. - Uśmiechną się leniwie. - Jestem cierpliwy, nikt mnie na razie nie goni to mogę czekać. Długo czekać. - dodał po chwili jednocześnie unosząc lekko jedną brew w odpowiedzi na ten jej uśmieszek. Miał jednocześnie cichą nadzieję, że jego telefon komórkowy będzie milczał i obejdzie się bez żadnych nagłych wezwań.  
- Jestem tutaj od lekko ponad tygodnia i przez cały czas ciągnę na zupkach instat. Nie ważne więc co byś przyszykowała to będę jadł ze smakiem. Choć nie powiem, miło będzie zakosztować w truskawkach zwłaszcza, że w tym roku jeszcze nie miałem za bardzo okazji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.15 22:29  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Colette rozłożyła na blacie wszystkie przygotowane wcześniej składniki potrzebne do upieczenia ciasta. Kątem oka zobaczyła, jak Adrian ogląda jej kolekcję figurek aniołów. Na jego pytanie odparła ze spokojem:
- Owszem, jestem. To przykre, ale w tych czasach mało kto wierzy naprawdę i szczerze - Westchnęła cicho. - A ty, Ad? Jesteś katolikiem?
Proste, szczere pytanie. W M-3 zdarzało się, że mieszkańcy nie przywiązywali do tego uwagi lub zbywali tą informację machnięciem dłoni, wzruszeniem ramion. Dla Col zaś była to sprawa bardzo ważna - jedna z ważniejszych w jej życiu. Mocno wierząca, w Bogu znajdowała oparcie. Nadzieję. Może to dlatego była taka... jaka była. Optymistyczna i pełna dobra.
Nie było dla niej ważne, co dokładnie odpowie Adrian - nie pod względem opinii o nim. Wiesz, coś w stylu "on jest niewierzący, więc nie mogę mu ufać, on jest jakiś dziwny" i tak dalej - zdecydowanie nie. Col była tolerancyjna jak mało kto - co więcej, szanowała każdego. Dosłownie każdego. Nawet, jeśli nie był człowiekiem, a o takich przecież czasem się słyszało.
Gdy mężczyzna usiadł, skinęła głową na jego słowa i wstawiła wodę na kawę.
"Mogę długo czekać". Zmrużyła na chwilę oczy, z uśmiechem odchylając głowę w tył, lekko zamyślona. Polubiła go. Cóż, może nie minęła więcej niż godzina od ich pierwszego spotkania, jednak to nic nie zmieniało. Przyjemnie się z nim rozmawiało. Był dobrym człowiekiem. W jego towarzystwie czuła się... bezpiecznie, miło. I, jak już wcześniej stwierdziła, był wyjątkowy. Cieszyła się, że trafiła akurat na kogoś takiego. Pomyślała sobie, że czas spędzony z nim chociażby na samej rozmowie nie będzie zdecydowanie czasem straconym.
- Powinieneś się lepiej odżywiać - powiedziała w odpowoedzi, niby trochę obojętnie, jednak w jej głosie można było wyczuć jakąś ukrytą troskę. Nie chciała wyjść na osobę, która wciąż poucza innych, a już na pewno nie na taką, która poucza nowo poznanego, starszego od siebie faceta.
- Przyjechałeś? Więc jesteś tu nowy? - Uniosła brew, zaciekawiona. - Może opowiesz trochę o sobie? - spytała, krojąc truskawki i układając je na cieście. - Masz inny akcent. Skąd jesteś?
Nie chciała być oczywiście dociekliwa, nawet jeśli zalała go małą lawą pytań. Miała nadzieję, że Ad opowie o sobie chociaż trochę, chociażby podstawowe infornacje - Chet zawsze uważała, że dobrze jest o innych coś wiedzieć. No a przecież nie mogli siedzieć w idiotycznej ciszy - może więc on rozwinie rozmowę? Sama Colette również nie należała do najbardziej gadatliwych, aczkolwiek była w stanie o sobie jakoś opowiedzieć.
Skończyła robić kawę i postawiła ją przed Adrianem. Następnie wróciła do kuchni, posypała ciasto kruszonką, włożyła je do piekarnika i ustawiła minutnik na 40 minut. Przy okazji wspomniała:
- Jakby co potrafię też mówić po angielsku, łacinie, hiszpańsku i francusku.
Taka ilość dobrze opanowanych języków często robiła na ludziach wrażenie. Zawdzięczała to swojej nadzwyczajnej pamięci. Kto wie, może w przyszłości poświęci czas na nauczenie się jeszcze jakiegoś?
Oparła się o blat z założonymi do tyłu rękami, będąc zwróconą w stronę Adriana, tak, by swobodnie z nim rozmawiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.15 3:02  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
- Jestem, a przynajmniej próbuję. - Wierzył w Boga, choć właściwie trudno byłoby nie wierzyć w jego istnienie po tym, jak wyglądał świat na chwilę obecną. Sztuką jednak wciąż pozostawała wiara duchowa, którą Adrian praktykował z mniejszym lub większym skutkiem. - Wiara jest ściśle powiązana z historią mojego kraju, a ja jestem tradycjonalistą więc jakoś tak trwam w wierze od kiedy stałem się świadom znaczenia podejmowanych decyzji. A co z tobą Chet? Sprawka rodziców? Jakiegoś znajomego? Jakieś magiczne objawienie? - Wymieniał spokojnie po kolei. Był ciekawy. Chrześcijaństwo po "apokalipsie" stało się niemal zapomnianą religią. Zwłaszcza na terenach Japonii gdzie królował i prawdopodobnie ciągle królował Buddyzm. Dlatego też Adrian był ciekawy skąd się wziął taki pomysł w obrośniętej czernią główce Chet.
- Żeby to było takie proste...Czekam ciągle na przydział mieszkania, a do tego czasu jestem uzbrojony jedynie w czajnik elektryczny. Z taką bronią rzucić się mogę co najwyżej na te tutejsze i wymyśle "chińczyki". - Skrzywił się na samo wspomnienie próby wywalczenia czegoś na wzór kuchenki od tych naukowych zgredów. Teoretycznie mógł wpraszać się na poligonową stołówkę, lecz tu problem tkwił w tym, że centrala nie ogarnęła jeszcze wszystkich dostępów, które mu przysługiwały. Oznaczało to tyle, że musiałby za każdym razem ciągnąć ze sobą jakiegoś człowieka, który by mu łaskawie otworzył drzwi, bo oczywiście by gdziekolwiek wejść należało posiadać odpowiednio skalibrowaną przepustkę. Adrian jednak nie należał do tych którzy chodziliby i prosili. Nie. Wolał się już przemęczyć na tych chińczykach niż z czyjejś łaski wsuwać ryż z rybą. Kwintesencja męskiej dumy.
- Tak, jak już wspominałem od nico ponad tygodnia mam status "nowego" w tej krainie. Do M-3 przybyłem z M-6, dawnej Polski z której też pochodzę. Ta drastyczna zmiana miejsca bytności nie była przeze mnie planowana. Jestem wojskowym. Dostałem taki rozkaz więc spakowałem się, wsiadłem w helikopter i teraz uczą mnie posługiwania się pałeczkami. - Mówił, czekając aż kawa ostygnie i przyglądając się plecom Chet. Była teraz w trakcie posypywania ciasta kruszonką i wstawiania go do piekarnika. Zastanawiał się jak zareagowała na informację, ze jest żołnierzem. Z tego co słyszał jeden z tutejszych dyktatorów (Cronos) ujawnił publicznie tajemnicę dotyczącą wymordowanych, która na swój sposób podzieliła społeczeństwo. Jedni współczuli im oraz chcieli im pomóc, zaś drudzy postrzegali ich jako zawirusowane, nieludzkie zombie. Chcąc nie chcąc wojskowi przez to wszystko byli uznawani albo za nieczułe bestie - bo jak to tak strzelać do chorego człowieka, albo też za bohaterów.
- Zastanawiam się co też ciekawego mógłbym ci o sobie powiedzieć...Problem bowiem tkwi w tym, że nie wiodę ciekawego żywotu. Połowę życia spędziłem doprowadzając swoich belfrów na skraj załamania nerwowego, a po tym jak stwierdziłem, że nie stanowią dla mnie specjalnego wyzwania przerzuciłem się na tostowanie cierpliwości wojskowych. Taki stan rzeczy trwa do dziś. Na szczęście obecnie posiadam większą kontrolę nad swoim nietypowym hobby i da się ze mną żyć. Czasem jednak się zastanawiam, gdzie bym wylądował gdybym bardziej popuścił lejce. - Skończył marszcząc czoło w zastanowieniu, jednocześnie okręcając się na krześle w kierunku Chet. Pozwolił sobie zagwizdać w podziwie dla jej lingwistycznych umiejętności. Upił łyk kawy. - Ja zaś znam polski i aktualnie nico tego japońskiego. Trochę po czasie zostałem poinformowany o całej potrzebie przeprowadzki i jedynie zdążyłem zapoznać się z waszym językiem w mowie, choć i tak spore braki w słownictwie posiadam, nie wspominając nawet już o pisaniu, czytaniu...to już w ogóle magia. Wyobraź sobie ten moment kiedy dostajesz rozkaz zdania raportu. Pestka. Siadasz więc do klawiatury i wiesz, że z górki raczej nie pójdzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.15 15:54  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Zdaje mi się, że rodzice. Od zawsze byłam wierząca. — Wzruszyła lekko ramionami. — Ale nie wmawiali mi tego. Właściwie odniosłam wrażenie, że woleliby mnie jako ateistkę, więc czytałam i praktykowałam na własną rękę. Może bali się, że w przyszłości mogę mieć z tym problemy i katolicy będą... inaczej traktowani.
Nie kłamała, rzeczywiście taka była jej rodzina. Sama Colette miała różne okresy czasu w swoim życiu, pełne zwątpienia, smutku i tak dalej. Czytała o Bogu, o całej historii chrześcijaństwa, zaczęła się modlić i mówić, wylewać swoje żale i rozpacz w tamtą stronę. W końcu jednak uwierzyła na dobre. Rodzice nie wnikali. Nie, żeby byli złymi ludźmi i olewali swoją córkę. Po prostu zostawili jej wolną rękę.
Polski? — Uniosła brew. Kojarzyła skądś tą nazwę - kiedyś uczyła się wielu języków (no, tylko zaczęła), poza tym miała pamięć geniusza i na geografii znała się w miarę dobrze. — To ten podobny do rosyjskiego?
Tak właśnie kojarzyła ten język - w głowie miała jakieś wspomnienia, urywki, gdzie o tym czytała i próbowała wymówić kilka zdań. Na pierwszy rzut oka wyglądały podobnie, chociaż nie była tego tak do końca pewna. Dla osoby obeznanej w ułożeniu krajów na poziomie chociażby podstawowym nie było problemem wskazać dawne położenie Rosji. Col pamiętała z książek, że było to państwo potężne, leżące w Europie... Polska była zapewne niedaleko. O takich krajach niewiele się słyszy, a przynajmniej nie w tych czasach.
Uśmiechnęła się triumfalnie.
Tak myślałam, że jesteś z wojska. Nieciężko się domyślić po twojej postawie.
Nie miała oczywiście na myśli nic złego i zaraz to wyjaśniła.
Czymkolwiek dokładnie się zajmujesz, przysługujesz się M-3. Bronisz ludzi, nas wszystkich. — "nawet, jeżeli siłą", dokończyła w myślach Chet, ale nie powiedziała tego na głos. Wiedziała, czym zajmuje się S.SPEC, była w tym w miarę zorientowana. Mimo, iż była przeciwna przemocy jakiegokolwiek rodzaju, wiedziała, że żołnierze czynią dobrze. Bronią ich.
Słuchała go uważnie.
Takie życie na swój sposób też jest ciekawe — odparła pogodnie. — Rzeczywistość ubarwiają szczegóły, dzięki którym czas tak szybko leci. Na przykład to, że cię spotkałam. Tego dnia bynajmniej nie można nazwać nudnym, prawda?
Co do języków, niekoniecznie znała to uczucie ciężkości nauczenia się ich. Miała jednak porównanie do japońskiego, którego uczyła się od dziecka. Właściwie dość szybko przyswoiła angielski, hiszpański, troszeczkę gorzej było z francuskim, a potem jeszcze z łaciną. Domyśliła się jednak, że język polski nie jest łatwy i nawet ona nie nauczyłaby się go szybko.
Mimo wszystko mówisz naprawdę poprawnie. Gdy już się zrozumie pisownię i zasady jej działania idzie to jakoś ogarnąć — skomentowała jego umiejętność posługiwania się japońskim. — Co do mnie, owszem, mieszkam tutaj i od dziecka mówię w tym języku, ale geny w dużej mierze mam zupełnie inne. Z pewnością nie azjatyckie. Historia mojej rodziny sięga daleko, ciężko było mi ustalić jakie mam dokładnie korzenie, ale prawdopodobnie europejskie.
Patrzyła przez chwilę na Adriana, po czym zadała kolejne pytanie, które przyszło jej do głowy:
A twoja rodzina? — Wciąż jest w M-6, również pochodzą z Polski? Czy właśnie na takiego go wychowali, jak mu się z nimi żyło? nie dodawała nic więcej, nie chcąc nic głupiego palnąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.15 1:37  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
- Tak, ten podobny do rosyjskiego. Powiedziałbym, że jest w porównaniu do niego bardziej syczący, szepczący.- Nie mówił po rosyjsku, lecz w M-6 istniały dzielnice "ruskie" toteż posiadał porównanie. Właściwie bawił go nieco fakt, że Rusek z Polakiem dogadać się może nawet jeśli mówią po swojemu. W końcu brać słowiańska, jakby nie było.
- Ach tak. - Nie ukrywał faktu, ze jest żołnierzem. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że całe jego jestestwo było do cna przesiąknięte wojskiem. O ile jeszcze z postawy mógł uchodzić za ponurego dresiarza to sposób  w jaki prowadził rozmowę wyprowadzał z ewentualnego błędu. Nie był więc specjalnie zaskoczony domysłami Chet już bardziej zdziwiło go jej opinia. Prawdę mówiąc spodziewał się, że wyrazi jakieś oburzenie czy też da jakieś kazanie dotyczące działań rządu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Sam również nie zamierzał ciągnąć tematu, bo mógłby się okazać mało przyjemny.
- Ja zaś nie spodziewałem się, że prowadzisz własną klinikę. Nauczycielka, kwiaciarka, artystka, lecz nawet nie pomyślałem o zestawieniu twojej osoby ze skalpelem. Być może zabrzmię teraz trochę zbyt dosadnie i bezczelnie, lecz nie potrafię wyobrazić sobie twojej delikatnej osoby ze skalpelem w ręce i rozbebeszonym pacjentem pod sobą. Wydajesz się za wrażliwa na to wszystko, a przynajmniej tak mi się zdaje. - Miał przed oczami obraz przestraszonej Col ze spożywczaka, jak miał dokleić do tego rozciapanego, wymazanego krwią pacjenta? Nie potrafił. Fakt, przywoływał od razu jeden z gorszych przypadków, lecz jako medyk polowy ciężko było mu przywołać coś "lżejszego". Swoją drogą tragiczne wypadki chodziły po ludziach. Jakaś kraksa samochodowa, zmiażdżona noga i wielorakie złamania otwarte, potrzeba amputacji i w tym wszystkim Chet pozbawiająca poszkodowanego delikatnymi łapkami kończyny? Albo operacja, pacjent stabilny, lecz coś idzie nie tak i operowany już się nie budzi. Jej wrażliwe usposobiona osoba ni pasowała mu do żadnych z tych scen więc dlaczego? - Dlaczego ten, a nie inny zawód? - Dodał po krótkiej chwili milczenia. Podniósł na nią jednocześnie swoje ciemne oczy.
- Właściwie pierwszy raz od dawien dawna dałem się spontanicznie wciągnąć do kogoś na kawę. Nie należę do grona tych towarzyskich i rozmownych. Można więc śmiało powiedzieć, że zaprzeczam przy tobie całemu sobie dlatego tak, zdecydowanie ten dzień trudno mi zaliczyć do nudnych. - Kąciki jego ust się podniosły, lecz odczuwał wewnętrzny konflikt. Naprawdę w tym momencie zaprzeczał całemu swemu jestestwu, a raczej pokazywał kim tak naprawdę był gdy nie obudowywały go grube, chłodne mury, które wznosił wokół siebie z szaleńczą pasją. Był zmieszany. Z jednej strony było bu z tym wszystkim dobrze, a z drugiej czuł obawę. Wolał trzymać ludzi na dystans. Nie pozwalać im się do siebie zbliżać, lecz nie potrafił od tak odtrącić Chet. A nie był piekarzem czy też bibliotekarzem. Był wojskowym, eliminatorem.
- Sama jednak nie wydajesz się mieć nudnego życia. Znasz tyle języków, zapraszasz obcych ludzi na kawę, pieczesz ciasta zakładając w wolnych chwilach pacjentowi z czwórki bajpasy...o czymś jeszcze zapomniałem bądź nie wiem? - Wymieniał spokojnie na palcach ręki. Miał przeczucie, że kobieta jeszcze jakoś sobie życie urozmaica.
Gdy padło pytanie o rodzinę cóż...pierwsza reakcja to była ucieczka wzrokiem w jakiś kąt pokoju. Potem przywdział zobojętniały wyraz twarzy po której przemknął cień złości, lecz po tym jak się podrapał po swojej czuprynie i wrócił spojrzeniem na Chet, nie było po niej śladu.
- To trudni ludzie...- Rzucił szorstko i nie zapowiadało się by ten temat jakoś pociągnął dalej. - A twoi? Też są lekarzami? Pomagają ci w przychodni? - Nie zauważył butów innych domowników w przedpokoju, lecz z drugiej strony Chet wyglądała na wyjątkowo młoda osobę.

Mieszkanie Colette NRX9Rht
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.15 12:04  •  Mieszkanie Colette Empty Re: Mieszkanie Colette
Naprawdę wyglądam aż tak delikatnie? — Zaśmiała się cicho na wspomnienie o "skalpelu i rozbebeszonym pacjencie". — Wręcz przeciwnie, to właśnie w chirurgii jestem specjalistką, choć w lecznicy zajmuję się praktycznie wszystkim. I tak, często bywają także porozrywani pacjenci, którym brakuje kilku kończyn, organów, ich ciała są dosłownie zmiażdżone czy powykręcane na wszystkie strony. Bywają różne przypadki. — Mówiąc o tym, machnęła ręką jakby w geście "Pf, to dla mnie chleb powszedni". W ustach takiej istotki jak ona gadanie o czymś takim i takie wyluzowanie musiało wyglądać co najmniej komicznie i niewiarygodnie. Słysząc pytanie "dlaczego", zamyśliła się na moment. — Pomagam ludziom. Widzenie ich szczęśliwych i zdrowych przynosi mi radość. A w połączeniu z moją wiedzą teoretyczną i praktyczną, opanowaniem oraz precyzją, jestem świetnym chirurgiem. Grzechem byłoby zmarnować coś takiego na rzecz bycia chociażby kwiaciarką. Chociaż to nie jest zawsze... — zamilkła na moment, odwracając wzrok. Dopiero po chwili dokończyła. — ...łatwe.
Adrian nie mylił się. Była delikatna, wrażliwa i najchętniej zostałaby właśnie taką kwiaciarką, bibliotekarką czy kimkolwiek innym. Może nie pokazywała tego po sobie za często, ale widzenie pacjentów w złym stanie łamało jej serce. Nie mówiąc już nawet o chwili, gdy musiała przekazać rodzinie, że operowany nie przeżył. Była wrażliwa. Potrafiła się załamać i często tak też było. Ale czuła się zobowiązana do pomocy, bo "ktoś musi". Czemu więc nie ona, skoro była w tym tak dobra? Jak zawsze przekładała swoje dobro, nawet jeśli psychiczne, nad dobro innych.
Potrząsnęła lekko głową, starając się o tym nie myśleć. Wolała skończyć ten temat.
Najwyraźniej dobrze na ciebie działam — zażartowała krótko. Na jej twarz znów, jakby nigdy nic, wrócił uśmiech. — Chociaż zależy jak ty odbierasz to, że nagle poznana osoba zaprasza cię do domu i tak "mało towarzyski i rozmowny" facet jak ty od razu się na to zgadza. — Czy to dobrze, że to akurat przy niej się tak otworzył? Ciekawe, jak on się z tym czuł. Zresztą, Chet też nie zapraszała do siebie aż tak często znajomych. — Teoretycznie mało kto może mnie bliżej poznać. Mało komu mówię o sobie tak dużo. — Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę. — Na jakąkolwiek osobę ci wyglądam, mimo wszystko nie mam zbyt wielu przyjaciół. Duże grono znajomych i znajomych-pacjentów. Ale raczej nie mam na to czasu.
Czy naprawdę nie ma czasu na przyjaciół i bliskie sobie osoby? Owszem, jest medykiem, w dodatku głównie chirurgiem, ma własną lecznicę i zdarza się, że nie wychodzi z samego budynku przez kilka dni, bo jest zbyt zajęta. Jednak ciężko sprawić, żeby komuś naprawdę zaufała. Jakby tak pomyśleć, to właściwie Adrian obalił tą teorię swoją osobą.
Bez przesady, moje życie wcale nie jest aż tak emocjonujące — odpowiedziała tylko pogodnie, nie rozwijając tego tematu. Jej mina mocno zrzedła, gdy zobaczyła jego reakcję na pytanie o rodzicach. Taki miała przeczucie, powinna nie pytać... Również odwróciła wzrok, przygryzając wargę. Zrobiło jej się głupio.
Na szczęście w tym momencie zadzwonił czy też zapikał minutnik. Colette bez słowa odwróciła się, wyłączyła go i wyciągnęła ciasto z piekarnika. Postawiła je na kuchennym blacie. Gdy odwróciła się w stronę Adriana, na jej twarzy znów widniał lekki uśmiech, jakby ostatnich 2 minut w ogóle nie było. Piękna maska. Nigdy nie chciała, żeby inni widzieli ją smutną - lub może zwyczajnie chciała takim sposobem jakoś pocieszyć innych. Nadal jednak gdzieś w środku obwiniała się za to, że zadała złe pytanie. Że nie powinna.
Ciasto wyglądało pięknie, pachniało też... zapewne. Ciężko było to Col poczuć, skoro nie miała węchu. Może przy okazji mu o tym wspomni... Ciasto było w samą porę, może chociaż to poprawi Adrianowi humor. Pokroiła je, postawiła na środku stołu, po czym pojedyncze kawałki wyłożyła na dwa talerzyki.
Voilà! — Postawiła talerz i widelczyk/whatever przed mężczyzną, po czym sama usiadła na krześle obok niego. Uśmiechała się, teraz już szeroko. — Zdaje mi się, że wszystko wyszło dobrze. Powinno być dobre.
Wiedziała, że będzie. Przy okazji wspomniała, że jeśli Adrian chce więcej, niech od razu bierze, bo ona sama i tak pewnie tego wszystkiego nie zje.
Dziewczyna przekręciła widelczyk kilka razy w palcach, jakby myśląc, czy powinna w ogóle jeść. Zastanawiała się jednak nad czymś innym. W końcu jednak z cichym westchnieniem odezwała się:
Moi rodzice mieszkają gdzieś po drugiej stronie miasta. To dobrzy ludzie, chociaż zajmowali się czymś innym.
Nie rozwijała tematu. Lepiej nie rozmawiać o rodzinie - choć ona nie miała z nią zbytnich problemów, wolała nie wracać do tego tematu. W ciszy zaczęła jeść. Gdy skończyła, znów przyglądała się Adrianowi. Do głowy wpadła jej jeszcze jedna myśl, tak a propo poprzedniego tematu ich rozmowy.
Jeśli to się liczy, moje życie "ubarwiają" fobie. Moje, nie pacjentów. Profesjonalnie nazywają się kolejno brontofobią, klaustrofobią i arsonfobią. — Czemu by o tym nie wspomnieć? Kolejna ciekawostka o Chet. — Lęk przed burzą i piorunami, przed zamkniętą przestrzenią i ogniem, wszystkie stopniu średnio zaawansowanym. Wiem, że to głupie, ale fobie mają to do siebie, że są irracjonalne. Nigdy nie miałam czasu, żeby pójść na jakąś terapię i się z tego... wyleczyć. — Skrzywiła się na to słowo. — I jeśli będzie to dla ciebie w jakiś sposób przydatne czy ciekawe, mogę też wspomnieć, że nie mam zmysłu węchu.
To już przeszkadzało i życia zdecydowanie nie "ubarwiało". Przydawało się czasem i w medycynie. Chociaż, ona nie do końca wiedziała, jak to jest cokolwiek czuć - po prostu urodziła się bez tego zmysłu. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, po prostu. Na szczęście nie doszło jeszcze do sytuacji, żeby węch był jej potrzebny w jakiejś sytuacji - pewnie poza granicami M-3 przydaje się w różnych sytuacjach. Czy chociażby do samego przetrwania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach