Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 05.04.17 0:31  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Na pierwszy rzut oka niepozorne mieszkanie na przy granicy centrum miasta. W miejscu gdzie wciąż wszędzie jest blisko, lecz zgiełk wielkiego miasta już tak bardzo nie doskwiera. Niespecjalnie duże: salon z balkonem, dwie sypialnie, jedno ukryte pomieszczenie, łazienka, kuchnia. Pomieszczenia wypełnione, wydawać by się mogło, całkowicie przypadkowymi meblami i mnóstwem wszystkiego. Od mało istotnych papierów, nieudolnych szkiców, gazet przez ołówki i inne pisadła aż do książek pootwieranych na - wydawałoby się - losowych stronach. W całym tym chaosie znaleźć można pewne prawidłowości. Tylko kilka niesfornych przedmiotów spadło na ziemię, większość rozłożona jest na stolikach, fotelach, krzesłach - wszędzie tam gdzie można usiąść. Wszędzie pomiędzy natomiast, tam gdzie panowała pusta przestrzeń brakowało elementów zaburzających spokój perfekcjonisty. Nie było też wcale brudno. Żadnych resztek jedzenia, błota, rozlanego soku czy kawy. Nawet kurzu nie było aż tyle, a to głównie w miejscach niewidocznych, mało uczęszczanych.
Co dało się zauważyć wcześniej całe mieszkanie wręcz gardzi wschodnią harmonią na rzecz dziedzictwa Benthama. Wszystko miało swoje praktyczne uzasadnienie, jakkolwiek mogłoby estetycznie nie pasować do całości.
Wynikiem tego był fakt, że druga sypialnia, nazywana przez właściciela gościnną mogła uchodzić równie dobrze za izolatkę - tyle że z oknem. Proste, jednoosobowe łóżko stojące na środku pokoju i zupełnie nic więcej. Żadnych szaf, stolików, nawet głupiej skrzyni rodem ze średniowiecza. Tylko gołe, pomalowane na biało ściany. Zupełnie inaczej w sypialni Artura, gdzie niemal nie było widać zielonych ścian. Jedną z nich zajmowała ogromna szafa, w której za kurtkami ukryta była fałszywa ścianka prowadząca do ukrytego pokoju, na drugiej było spore, dwuosobowe łóżko tak zdobne, że nie powstydziłby się go żaden mistrz baroku oraz wiszące nad nim proste pułki wypełnione po brzegi książkami. Trzecia ściana to ogromna panorama miasta nad biurkiem tak szerokim, że mogłoby przy nim pracować troje osób jednocześnie wykonane w stylu, który w XXI wieku zostałby określony jako futurystyczny. Salon był zaś istnym lasem foteli zebranych wokół jednego wielkiego stołu i kilku mniejszych stolików i dwóch stojących lamp. Tam też znajdowała się wyjście na balkon z którego widać było kilka sąsiednich ulic i z którego ze względu na bardzo wysokie położenie mieszkania nie powinno się skakać, jeżeli nie potrafi się latać.
Cechą wyróżniającą to mieszkanie od innych - poza kompletnym bezguściem właściciela - były znacznie lepsze zabezpieczenia przed ewentualnym włamaniem oraz kamery. Te ostatnie będące chyba przejawem paranoi. Oczywiście o tym przekonać się można dopiero, gdy ktoś próbuje sforsować drzwi. Chyba że akurat tym razem będą otwarte.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.17 22:40  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Gdyby pamięć płatała ci figle na porządku dziennym, co byś zrobił? Jak postąpiłbyś, gdyby przeszłość, teraźniejszość i przyszłość scalała się w jedno i mieszała ci w głowie do tego stopnia, że nawet rozłupanie czaszki nie wydaje się być wyjściem? Nawet śmierć nie mogła być opcją, kiedy w środku jest się martwym. Świadome utknięcie na końcu ślepej uliczki było nie tyle dobijające, co irytujące. Skoro boimy się nieznanego, to czy zacząłbyś bać się samego siebie? Nie, spróbowałbyś znaleźć odpowiedź. Niedziwne więc, że Tails postanowiła za wszelką cenę uporządkować chaos powstały w jej umyśle.
Wiele razy się włamywała. Większość miejsc nie jest wystarczająco strzeżona przed jakąkolwiek napaścią - ludzie są głupi, wiedzą, że przypadki po nich chodzą, ale nie dopuszczają do siebie myśli, że akurat ich może spotkać coś złego. Ciągle słyszą o wypadkach, o śmierci, o wirusie, o włamaniach, ale nie bronią się, bo mają się za nietykalnych. Jak piękne jest ich spojrzenie, kiedy orientują się, jak bardzo się mylili. Kiedy próbują odciąć się od desperacji, ale ona sama do nich przyszła i zamieszkała w ich oczach. Było w tym coś fascynującego. Byli zbyt mądrzy, by wierzyć w bajki i zbyt głupi, by je zrozumieć. Trudno się dziwić, że nawet Stwórca postanowił się wymiksować. Każdy ma granice swojej cierpliwości.
Wiedziała, gdzie mieszka, bo raz go śledziła. Szła za nim do jego mieszkania, widziała, że on nie należy do beznadziejnego typu człowieka. Wejście było zabezpieczone, pancerne drzwi nie były takie łatwe do przejścia. Kamerami się nie przejmowała - przecież i tak jej nie zobaczą. Ale wtedy nie odważyła się spróbować. Każdy się czasem boi, prawda?
Nie do końca miała pojęcie kim jest, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że on wiedział, kim jest ona. Znał jej imię, wtedy je wypowiedział. To jej wystarczyło, by ryzykować głowę przy próbach rozmowy twarzą w twarz z tym człowiekiem. SPEC było dosyć sceptycznie nastawione wobec wymordowanych, eufemizując oczywiście, więc tylko głupi pakowałby się w niebezpieczeństwo z własnej woli. Pal licho śmierć - eksperymenty, które przeprowadzali były owiane taką sławą, że chyba wolałaby sobie rękę odrąbać siekierą, gdyby miało ją to uratować. Ale Tails wierzyła w siebie, czy może raczej w swoje szczęście. Sądziła, że złego diabli nie biorą.
Wchodząc po schodach zastanawiała się, jak otworzyć drzwi. Niewidzialność nie pomoże jej przez nie przeniknąć. Jak dobrze, że los się do niej uśmiechał wyjątkowo szczerze - drzwi były otwarte. Albo skleroza, albo wyjątkowa głupota. Ewentualnie wypadek. A może ktoś ją uprzedził z włamaniem? To by ją z pewnością rozzłościło.
Weszła do środka ostrożnie, starając się nie wydawać najmniejszego dźwięku. Jeden z jej ogonów prawie strącił jakąś teczkę z szafki, ale jakoś udało jej się wymanewrować. Nieład jaki tu panował ją fascynował - czuła się jak u siebie w głowie. Uśmiechnęła się do siebie, rozglądając się dookoła, aż wreszcie jej wzrok spoczął na mężczyźnie. Po prostu siedział i czytał. Czytał książkę przy otwartych na oścież drzwiach. Może wietrzył?
- Co czytasz? - rzuciła lekko, materializując się za jego plecami i licząc, że zaraz coś nie strzeli jej w aortę środkiem usypiającym. Wierzyła w swojego farta, czemu miałby zawieść ją już teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 0:28  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Przy paranoicznym oczekiwaniu na nadejście zagrożenia ludzkie reakcje są często na wyrost. Najmniejszy trzask wywołany upadkiem butelki, którą położyło się na skraju stołu w wyobraźnie staje się atakiem psychopatycznego mordercy, bądź też osobą posiadającą ogony. Niezaprzeczalnie Artur należał do osób, które mają obsesję na punkcie ochrony, lecz niestety należał także do tych, którzy oddają się całkowicie temu, czym się zajmują. To była przyczyna pozostawienia drzwi otwartymi. Nie myślał o tak przyziemnych drobiazgach, gdy w ręku trzymał prowizoryczną gazetę wydrukowaną pewnie w jakiejś domowej drukarni, zaledwie kilku stronicową w całości zapełnioną tekstem. Tak różną od większości czasopism wydawanych głównie elektronicznie, które straszą setką zdjęć, filmów i różnych graficznych udziwnień. Zamiast tego literki. Może efekt pracy jakiegoś szkolnego czy 'parafialnego" wydawnictwa? Czymkolwiek nie był ten niepozorny zlepek kartek zaprzątnął uwagę gospodarza absolutnie.
Na tyle że zapomniał o zamknięciu drzwi. Co więcej nie spostrzegł niczego. Podmuchu wiatru, gdy jego gość przechodził, tego jak zahaczyła o kilka kartek, zrzucając je na ziemię. Nie spostrzegł by zapewne nawet wtedy, gdyby skradała się zakuta w stal, czy inne żelastwo. Był jednak skupiony a nie głuchy bądź niewrażliwy na wszelkie bodźce pochodzące z zewnętrznego świata. Usłyszał pytał i natychmiast, nie odrywając oczu od gazetki, na nie odpowiedział:
-Ponoć antyrządową prasę zapisaną w taki sposób, by nie znający szyfru nie mogli zrozumieć prawdziwego jej przekazu. Chociaż zdaje mi się, że padłem ofiarą żartu. - Jedyna reakcja to było westchnięcie, cichy dźwięk zrezygnowania.
Traf - przypadek a może fatum - chciał, by akurat w tym czasie Artur natrafił na artykuł o samotności. Kolejny, w którym nie mógł dopatrzeć się ukrytego sensu i którego treść zupełnie go nie interesowała. Podświadomie poczuł jednak nagle pewien dysonans poznawczy. Zdał sobie sprawę, że znajduje się w swoim własnym mieszaniu. Choć nie. Od początku o tym wiedział, inaczej nie mówiłby o antyrządowej prasie. Jednak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nikogo nie powinno tu być. Nie spodziewał się gości, mieszka sam. Odwrócił powoli głowę w stronę, skąd dobiegały słowa dziewczyny i zaczął na nią patrzeć. Usilnie starał się zlikwidować niezgodność pomiędzy swoją rzeczywistością, a realnym światem tworząc różne wizję dlaczego ona tu jest. Zaprosił ją? Przecież wymienili ledwie dwa słowa. Złapał i więził ją tutaj? Nie miała na sobie żadnych oznak wskazujących na bycie więzioną, a i de Sauvaterre nie pamiętał żadnego porwania. Zapomniał zamknąć drzwi? Nonsens! Przyszła tu wraz z nim? Może spotkał ją po drodze i zgarnął ze sobą, nie zwracając jednak specjalnej uwagi na to, że ma ze sobą towarzyszkę? Wizja niezwykle prawdopodobna i tę też postanowił przyjąć za właściwą.
Przez cały jednak ten czas, długie kilka sekund, wpatrywał się w nią w dość niewygodnej pozycji z głową odchyloną do tyłu. Gdy jednak udało mu się ustalić stan faktyczny, choćby błędny, to uśmiechnął się do niej lekko i dodał jeszcze.
- Wybacz, zaczytałem się. Zrobisz sobie herbatę, a ja to szybko skończę?
I już chciał wracać do lektury, pozostały mu przecież tylko jeszcze dwie strony, lecz nagle uświadomił sobie coś jeszcze. Zrozumiał elementarną wręcz nieświadomość dziewczyny uniemożliwiającą jej zarówno zrobienie sobie herbaty jak i kawy, a także napicia się wody. Nie wiedziała przecież gdzie jest kuchnia, a jak mu będzie chodzić tak po domu, to poprzestawia wszystko i potem będzie musiał tego szukać.
- O tam jest kuchnia. - Wskazał jej dwoma palcami właściwy kierunek i wrócił do lektury, szczęśliwy, że jego świat znów jest uporządkowany i spójny. Jest to świat całkowicie pragmatyczny i materialistyczny, gdzie nie ma miejsca na nic czego nie dałoby się wyjaśnić. Może jednak z czasem, wraz z kolejnymi przeczytanymi słowami dojdzie do jego głowy inne pytanie, które spowoduje, że znów wkradnie się w jego układankę element obcy. Zmusi go to wtedy do przemyślenia takich spraw które  pozwolą mu bardziej zbliżyć się do prawdy.
Na razie jednak zamiast zdumieć się, ze ta znalazła się w jego domu, myślał jak zyskać chwilę i nie urazić jej przy okazji. Nawet nie miał pojęcia dlaczego wybrał akurat herbatę. To mogłoby być cokolwiek innego, czego zrobienie zajmuje jednak te kilka minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 1:06  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Przez chwilę nie wiedziała skąd wziął się w jej głowie ten mętlik, który właśnie odczuwała. Nie była pewna, czy to jej umysł znowu sobie żartował, czy to wypowiedź mężczyzny zbiła ją z tropu. Spodziewała się innej reakcji. Zupełnie innej. Nie raz słyszała, że takimi niespodziankami jest w stanie zmarłych z grobów podnosić, a tych żywych do zawału doprowadzać. A on? Po prostu jej odpowiedział i jeszcze spojrzał, jak gdyby była jego znajomą. Uniosła brew w zdziwieniu, próbując zrozumieć w jakiej sytuacji właśnie się znajduje. Może to ona była ofiarą kiepskiego żartu? A co jeśli jakimś cudem jej się spodziewał, bo nie była tak dyskretna, jak mogłoby się jej wydawać? To zdecydowania zbiłoby ją z pantałyku, a jej samoocena niebezpiecznie powędrowałaby w dół. Ale to było dla niej nie do przyjęcia, zupełnie jak z pozoru niegroźne intencje jej rozmówcy. Nie wierzyła, że mógłby istnieć ktoś tak nieostrożny. Jakim cudem zwyczajnie olał fakt, że się de facto włamała z niewiadomymi zamiarami? Przecież równie dobrze mogłaby zaraz odpiąć broń z opaski na udzie i strzelić między jego oczy, a on by nie zauważył, bo zaaferowany byłby czytaniem gazety. Zresztą, do cholery, kto w tych czasach czyta prasę?
Ruszyła się powoli, obchodząc fotel i stając przed nim w całej swojej zmutowanej okazałości, żeby jeszcze raz upewnić się, że jakimś zrządzeniem losu się nie przewidział. Bo uwierzcie mi, jej ogony ciężko przegapić. Już pal licho inne cechy, te dziewięć pociech było zauważane szybciej niż ona sama. Aż specjalnie ich dotknęła, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie miała ich schowanych, ale nie, były na miejscu i miały się świetnie. Chciała zapytać czy jest ślepy czy chory na umyśle, ale totalna dezorientacja obrotem spraw sprawiła, że jej niewyparzony język utknął w gębie.
- Nie piję herbaty. - powiedziała cicho, bo tylko to przyszło jej w tym momencie na myśl. Zresztą nie chciała iść do kuchni, spuszczać go z oczu. Nadal miała wrażenie, że wpakowała się w jakąś chorą pułapkę, bo nawet jej się nie śniło, że takie wejście nie wzbudzi w nim żadnego samozachowawczego instynktu. Ale skoro chciał czytać, to stwierdziła, że poczeka. Gra nadal była dla niej warta świeczki. Toteż podeszła do innego fotela i uprzednio zgarniając z niego papiery oraz inne bibeloty, usiadła. Co prawda na skraju siedzenia, bo jej ogony były jak drugi człowiek, ale lepsze to niż stanie. Wbiła w niego wyczekujące spojrzenie, ale nie odezwała się ani słowem, bo w sumie wolała nie ryzykować. Wiecie, strzeżonego Pan Bóg strzeże - o ile jeszcze go obchodzisz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 2:18  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Trochę to trwało. Przynajmniej gdy siedzi się na krześle i tylko oczekuje końca. W istocie jednak minęło ledwie sześć minut i kilka nadmiarowych sekund. Czas zakończony westchnięciem i odłożeniem gazetki na stolik obok, tuż obok jakiejś grubej książki, której tytuł kiedyś wypisany był złotymi literami, zanim te się starły.
I teraz spostrzegł jej ogony. Może jednak widział je już wcześniej, lecz zaaferowany próbą zrozumienia sytuacji odrzucił je na drugi plan, zbagatelizował jako element całkowicie nieistotny dla lepszego zrozumienia sytuacji. Teraz jednak zafascynował się nimi w istocie. I choć starał się ukryć zainteresowanie to zarówno te kilka długich sekund jak i późniejsze uciekanie do nich wzrokiem nie było wcale tak trudne do zauważenia.
Oparł dłoń na podłokietniku fotela, na którym siedział. Zgiął ją w łokciu i wsparł kciukiem podbródek. Na jego twarzy pojawił się powoli uśmiech, a nawet zaśmiał się bezgłośnie tuż przed tym jak powiedział coś, czego dziewczyna raczej się nie spodziewała.
- To jak? Mam Ci je uczesać? - Co prawda nie miał pojęcia czy takie psie ogony się czesze. Nie miał również pojęcia czy nie pozwala sobie na zbyt wiele, ryzykując przy tym zdecydowanie nadmiernie i lekkomyślnie.
Wiedział za to jedno. Jakkolwiek się tutaj dostała, kiedykolwiek po drodze się do niego przyczepiła, to musiała czegoś chcieć. On, zafrasowany gazetą nie rzuciłby takiej propozycji. Zabić go, czy też nie? Gdyby chciała zakończyć jego życie to najpewniej zrobiłaby to już dawno. Zanim ją spostrzegł. Chyba że chciała przekazać mu jakąś wiadomość, lecz wtedy wybór mieszkania, które jest monitorowane był raczej mało rozsądny. Może zbyt optymistycznie zakładał, że nikt nie może być tak głupi. Oznaczało to, że czegokolwiek tutaj szuka, to raczej nie ma zamiaru odebrać mu życia, a przynajmniej nie teraz. Z drugiej strony pokazała coś, czego wcześniej nie był zdolny zauważyć. Sama zaryzykowała wchodząc tutaj, na obcy teren, oraz odkrywając karty, które mogły pozostać ukryte.
Szybko spoważniał i oderwał twarz od dłoni, prostując się. Spojrzał teraz w jej oczy. Zastanawiał się ile wie. Ostatnio gdy ją spotkał wydawała się go nie poznać, być zdziwioną znajomością jej imienia.
- Przejdźmy więc do rzeczy. - Sięgnął ręką po przypadkową kartkę. Trafiło na całkiem rozpasły arkusz pokryty w całości drobną kratką. Wyciągnął w jej stronę. Spuścił też na chwilę z niej wzrok, szukając czegoś do pisania w jej pobliżu. Gdy upewnił się, że z tym nie będzie problemu dodał jeszcze.
- Napisz tu wszystko. - Wypowiadając te słowa wstał ze swojego fotela i podszedł do niej, na tyle blisko, że bez problemu mogła chwycić podawaną przez niego kartkę. Gdy tylko to zrobiła skierował się w stronę kuchni. Jeśli tego nie zrobiła rzucił ją na jej kolana, a właściwie puścił jedynie. Jeśli zadawała jakieś pytania uciszył ją przybliżając palec do swoich ust.[/b][/b]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.17 18:08  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Nie można było zaprzeczyć, że czas oczekiwania dłużył jej się niemiłosiernie. Wyglądała tak, jakby oczekiwała na ścięcie, nie na wymianę informacji. Na początku tkwiła wyprostowana jak struna, gotowa do zerwania się z krzesła i pomknięcia w dal równie siną, co jej oczy. W końcu ten człowiek zaskakiwał ją od pierwszej chwili poznania, skąd miała wiedzieć, jak niebezpieczne asy trzyma w rękawie? Musiał mieć jakiś powód, żeby samemu w tym momencie się nie bać, jednak nie mogła zgadnąć, czy to dlatego, że ma coś w zanadrzu w razie takich sytuacji czy dlatego, że jest zwyczajnie nieświadomy, z kim ma do czynienia. Jednak po pewnej chwili znudzenie wygrało z trzymaniem gardy, adrenalina nie dawała się już we znaki, więc ostatecznie rozwiesiła się na krześle i swoich ogonach, zupełnie jakby przebywała ze swoimi smokami, a nie w domu nie dość, że nieznajomego, to jeszcze członka S.SPEC. Zresztą była zbyt podenerwowana, żeby usiedzieć w miejscu. Najchętniej to by zażądała odpowiedzi za pomocą dobitnej perswazji, ale nie ukrywajmy tego, aż taka "hej do przodu" nie była.
Liczyła, że kiedy wreszcie skończy czytać, przejdą do konkretów. Jednak po niedługiej obserwacji spostrzegła, że bardziej niż jej prezencja interesują go jej ogony, co nie tyle ją zdziwiło, co zirytowało. Nie były meritum, nie widziała sensu rozprawiania o nich.
- Tak, włamuje się ludziom do mieszkań, żeby czesali mi ogony. - syknęła, wywracając oczyma. Westchnęła głośno i schowała zarówno swoich dziewięciu przyjaciół, jak i lisie uszy. Po co ma go coś tak trywialnego rozpraszać? Nie o jej mutację się tu rozchodziło. Chciała się dowiedzieć skąd ją zna i jak wiele o niej wie, nie planowała niczego innego. Do morderstw podchodziła w inny sposób, nie była psychopatką, pastwienie się nad własnymi ofiarami było jedną z jej najmniej ulubionych czynności. Zresztą im mniej wspomnień z takiego zajścia, tym mniej wyrzutów sumienia. Dlatego lepiej było robić to szybko, a nie bawić się szopkę na taką skalę. Obróciła w palcach nieśmiertelnik z jej imieniem i datą urodzenia, zupełnie taki jak nosili żołnierze, a później kieł wiszący tuż obok - przeszłość i przyszłość na jednym sznurku. Jak symbolicznie. Teraz wyglądałaby zupełnie jak niegdyś, gdyby tylko nie te sine, martwe oczy.
- Magnifique. - powiedziała tak lekko, jakby tylko wypuściła z ust powietrze. Używała francuskiego tylko w celach ironicznych i sarkastycznych, nie umiała mówić w tym języku. Poza paroma słówkami, które pozwalały ujść jej cynizmowi w tak łatwy sposób, nie miała o nim zielonego pojęcia. Co prawda przez przechodzenie do rzeczy miała na myśli z goła co innego, niż jej rozmówca, ale nie mogła narzekać - przynajmniej czynili jakieś postępy.
Spojrzała najpierw na niego, a kiedy zniknął w kuchni, wbiła wzrok w kartkę. Najpierw zaczęła się zastanawiać, czemu właściwie zrezygnował z normalnej rozmowy, ale szybko jej głowę zaczęło zajmować inne pytanie - co w ogóle ma mu powiedzieć? W tym momencie zdała sobie sprawę, że nie wie od czego zacząć. Jakoś nie wpadła na to, żeby ułożyć sobie jakiś dalszy plan działania. Po prostu nie sądziła, że uda jej się przejść przez drzwi. Toteż kiedy tylko próbowała napisać jakieś parę zdań, co chwilę je skreślała, bo albo brzmiały głupio, albo nie miały sensu. Koniec końców na kartce było mnóstwo poprzekreślanych znaków, poza paroma, które układały się w niezwykle banalne, acz istotne pytanie.
"Kim ja jestem?".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 0:35  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Włamanie rzeczywiście wiele by wyjaśniało. Zabezpieczenia jakkolwiek o wiele lepsze niż te, które chroniły zwykłe domostwa, nie były nie do złamania. Najlepsze sejfy zostają okradzione, a nowoczesność zabezpieczeń ma wymiar tylko tymczasowy. Wszak i piramidy chronione były tym, co w danym czasie było możliwe. Wraz jednak z upływem kolejnych lat pojawiają się nie tylko coraz lepsze zamki i szyfry, lecz również coraz doskonalsze narzędzie by tym stawić czoło. Artur musiałby więc być głupcem, by nie dawać wiary w jej wyczyn. Włamanie było o wiele bardziej prawdopodobne, niż całkowite przeoczenie dziewczyny. Zresztą o wiele bardziej był zadowolony z faktu, że wszystkie szczegóły zaczęły się ze sobą łączyć, niż zaniepokojony. Nie był jednak szalony, po prostu nic nie wskazywało na nieczystość zamiarów panny ogoniastej.
Zdecydowanie jednak przeceniła wpływ jaki miały na niego jej mutacje. Na uszy nie zwracał zbytniej uwagi. Ogon przykuwał wzrok, lecz nie na tyle by raz jeszcze oddał się myślom jak w przypadku czytania. Zresztą! Musiałby mieć o wiele, wiele więcej lat. Może tak z czterdzieści? Widzieć w swoim życiu znacznie więcej i nie mieć już w sobie miejsca na zdziwienie. Bądź też być ignorantem i przechodzić wobec wszystkiego jako magii bądź jako codzienności. W tym wypadku psie merdadełka zaliczałyby się raczej do drugiej grupy. Byłyby kolejną dziwną mutacją, którą S.SPEC pragnęłoby zbadać i może wykorzystać.
Przez chwilę nawet myślał, czy nie powinien po prostu poinformować z kuchni swoich przełożonych. Dałoby to na pewno możliwość pozbycia się kogoś, kto potrafi złamać zabezpieczenia do jego mieszkania i tym samym w choć minimalnym stopniu zwiększyć własne bezpieczeństwo. I przy okazji dostarczyć licznym naukowcom kolejnego bezużytecznego szczura laboratoryjnego. Choć bardziej chyba jakiegoś psa.
Z drugiej strony ilość argumentów za pozostawieniem jej - przynajmniej na razie - na wolności była przytłaczająca. Najbardziej bzdurna była wdzięczność. Miała sposobność by rozmowę tę przeprowadzać na o wiele bardziej dogodnych dla siebie warunkach, czy nawet zabicia Artura. Nie zrobiła tego. Ba! Po prostu potrzebowała go i nie mogła sobie pozwolić na błąd. Mimo wszystko czekała jednak grzecznie. Wręcz rozczulające. Trzeci powód był już czysto pragmatyczny. Mogła mu się do czegoś przydać. Skoro złamała zabezpieczenia jego drzwi, musi mieć pewne umiejętności. W takim razie bez wątpienia gdzieś się ich nauczyła. Przebywa w Mieście, mimo że jest to ryzykowne dla takich jak ona. Przy tym nie zdradzała jak dotąd żadnych cech przesadnej pewności siebie.
Zamyślił się nad sprawą do tego stopnia, że omal nie rozlał soku przez przepełnienie szklanki. Zacisnął palce na szkle i uniósł napój do ust. Nie od razu jednak poczuł na języku płyn. Jeszcze chwilę myślał nad tym co zrobić z nieoczekiwanym problemem w salonie.
Chciał jeszcze sięgnąć po owoce, lecz tych nie znalazł na swoim miejscu. Westchnął raz jeszcze i wrócił do dziewczyny. Nie wiedział, czy dał jej dość czasu. Jeszcze pochylona była nad kartką, przystanął więc. Oparł się ramieniem o ścianę i wyczekiwał dobrej chwili na ujawnienie swojej obecności.
Postanowił już. Zdobędzie więcej informacji. Poobserwuje ją tak długo jak tylko będzie to możliwe. Przy tym konieczne okaże się zwodzenie jej w tym, po co tu przyszła dla zyskania kilku dodatkowych dni, tygodni, czy lat. Dowie się wszystkiego co mogłoby mu się przydać, a później...
Pochylił się nad jej ramieniem i spojrzał na podaną jej kartkę. Aż trudno było mu ukryć uśmiech. Nie wiedziała kim jest. Nie znała swojej przeszłości, a on tak. I odwrotnie. Nie wiedział kim stała się teraz, lecz chciał się dowiedzieć. W tym wszystkim najwspanialsze jest jednak, że odpowiedź wymagała by się tego dowiedział. Nawet nie będzie musiał przesadnie naginać swojego twardego jak stal kręgosłupa moralnego (mowa oczywiście o stali o temperaturze 1600 stopni Celsjusza). Mógł jej powiedzieć kim była, lecz żeby wyjaśnić jej kim jest musiał znać jej teraźniejszość.
- Paskudną włamywaczką. Wyszeptał jej niemalże do ucha, lecz szybko położył swoją dłoń na jej przedramieniu i dodał pośpiesznie:
- Wiem, że nie o to pytasz. - I tu ugryzł się w język, prawie wypalając, że wie tylko kim była. Nie, to nie była właściwa droga. Zamykała zbyt wiele dróg. Jak jednak przekonać kogoś, że musi cierpliwie czekać? Dać mu nieistotną informację. Coś co nie odbierze Arturowi przewagi, a dziewczynie da nadzieję na odpowiedź.
- Może jednak odłóżmy na razie tę sprawę na bok. Ostatnio gdy tu byłaś nie poruszaliśmy tak ważkich egzystencjalnych tematów. Choć prawda, wtedy miałaś o wiele mniej sierści do gubienia. Mieszkasz tam gdzie wcześniej, czy się przeprowadziłaś od tego deszczowego listopadowego dnia. - Pytał się z jednej strony jak kretyn jakiś. W końcu dobrze wiedział, że jej dawne mieszkanie nie było miejscem, gdzie mogłaby znaleźć bezpieczne schronienie. Z drugiej cała wypowiedź miała ton luźnej pogawędki między znajomymi. Chciał w ten sposób uśpić jej czujność, by zaczęła mówić może trochę więcej niż powinna. Choć sam nie wierzył, że przyniesie to wymierne efekty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.17 20:14  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Przeszło jej przez myśl, że mógł wyjść do kuchni tylko po to, by skontaktować się z jakimś oddziałem pacyfikacyjnym, ale aż tak się tym nie przejmowała. Choć sama pewnie by tak postąpiła, to jakoś nie sądziła, że zrobiłby to ten człowiek - nie wydawał się w żaden sposób wzruszony jej obecnością tutaj, a co dopiero być w potrzebie nagłej pomocy uzbrojonych po zęby przyjemniaczków. A nawet jeśli dokonałby tego, uciekłaby. W końcu potrafiła być niezwykle czarująca na chwilę tuż przed tym, jak zawijała się z miejsca zajścia. Tajemnicze zniknięcia bez śladu były jej specjalnością, pod każdym względem. Jakoś nie miało to znaczenia, czy znikała ona, czy jej cele.
Co prawda wyglądała na zagubioną, kiedy bazgrała zawzięcie na kartce. Ale nie straciła swojej czujności, słyszała jego kroki z kuchni. Jednak nie podnosiła głowy, w końcu nie mógł wbić jej noża w plecy, jeśli opierały się one o fotel. Schowanie ogonów sprawiło, że wreszcie miała dogodną ilość miejsca do siedzenia. Nawet mimowolnie zdjęła buty, nie czuła się w nich wygodnie. Zresztą była zdolna uciekać nawet i na bosaka, brak obuwia nie robił na niej najmniejszego wrażenia. Nosiła je, żeby nie patrzyli na nią jak na świra. Trzeba utrzymywać jakieś pozory, prawda?
- Pretensje możesz mieć tylko do siebie. - powiedziała, słysząc jego słowa tuż przy swoim uchu. Lekko się wzdrygnęła na ich dźwięk, aczkolwiek nie można powiedzieć, że ją wystraszył. - Jeśli nie chcesz nieproszonych gości, zamykaj drzwi. - dodała, wzruszając ramionami i uśmiechając się jednym kącikiem ust. Poniekąd cieszyło ją uświadamianie innych o ich beznadziejności. Co prawda takie rozkojarzenie było nawet urocze, a jego nieświadomość o nim była nawet zabawniejsza. Aż dziwne, że jeszcze nie zapomniał głowy. Złożyła kartkę parokrotnie i odłożyła na szafkę obok. Skoro przeczytał jej zawartość wisząc nad jej ramieniem, to nie była dłużej potrzebna.
- Moje obecne miejsce zamieszkania nie ma najmniejszego znaczenia. Choć nie powiem, chciałabym móc zajrzeć do poprzedniego. - powiedziała, wbijając w niego zimne spojrzenie, mówiące, że tak łatwo nie pozwoli mu się bawić z nią w kotka i myszkę. Lisy nie bez powodu były nazywane przebiegłymi istotami. - Ale skoro elementarne pytania o byt cię nie interesują, to o czym zwykliśmy rozmawiać? Nie będę oszukiwać, że pamiętam cokolwiek z naszej znajomości. Może przyjaźni? Nie wiem, naprawdę. Nawet kwestia twojego imienia mi jedynie gdzieś dzwoni, ale nie mam zielonego pojęcia, w którym kościele. W końcu większość jest już zamknięta, skoro nie ma się do kogo modlić. - podciągnęła do siebie prawą nogę, zgięła ją i położyła na lewym udzie. Wybrała sobie na pierwszy rzut oka dosyć nienaturalną pozycję do siedzenia, ale ważne, że jej było wygodnie. Wcisnęła się głębiej w oparcie fotela i wyglądała tak, jakby planowała zostać tu przez dłuższą chwilę. Czy tego chciał, czy nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.17 22:35  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
"Więc nie zamknąłem drzwi" - przemknęło mu w myślach pytanie. Wiele to wyjaśniało, a przy tym odbierało lisicy pewien atut ogromnego talentu w pokonywaniu nawet najbardziej wymyślnych zabezpieczeń. Zamknął na krótką chwilę oczy. Na tyle długą, że nikt nie nazwałby tego mrugnięciem.
- Jeśli nie chcę... - szepnął tylko. Wyprostował się następnie i przeszedł kilka kroków do zajmowanego wcześniej fotela, na który opadł odwróciwszy się tuż przed nim. Zrobiła się strasznie niemiła! Jakkolwiek mogło wynikać to z braku zaufania, to nie za bardzo podobało się Arturowi.
Słuchał jednak jej słów, czekając. Było oczywiste, że skoro chciała się dostać do dawnego mieszkania, to musiałaby znaleźć kogoś kto jej pomoże się tam dostać. Przede wszystkim jednak pragnęła wiedzy o przeszłości. Niekoniecznie wiedząc, czy ta wiedza nie będzie tylko udręką, niepotrzebnym bagażem, który całkowicie zniszczy jej spokojny sen, jej nowe życie. W takim ujęciu śmierć to nie koniec, a jedynie szansa. Kto wie, może nawet przejście do wyższej formy istnienia? Niczym w teoriach reinkarnacyjnych, czy jakiś pokrętny sposób nawiązując do ewolucjonizmu.
Gdy skończyła mówić przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Artur nawet nie myślał powiedzieć chociaż słowa przez mijające sekundy. Rozmyślał nad tym co powiedziała i nad tym co teraz powinien jej odpowiedzieć. To było prawie jak negocjacje, prawda? W tych natomiast pośpiech jest rzeczą zgubną. Mijała już kolejna minuta, po czym uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Módlmy się do tego samego, do czego modlili się ludzie od tysiącleci. Nic się nie zmieniło w tym i w paru innych kwestiach, inne zaś wydają się nowe bądź nabrały nowego znaczenia, lecz to tylko pozory. - Spojrzał na okno, przekręcając głowę. Do czego on właściwie zmierzał? W zasadzie sam nie wiedział, acz urzekł do temat wiary. - Owszem, twoje obecne miejsce zamieszkania może wydawać Ci się bez znaczenia. Tyle że jego zdradzenie wiąże się z zaufaniem. - Mówił nieco wolniej niż poprzednio, przynajmniej te dwa zdania. - Przychodzisz po informacje, których nie ma sensu Ci zdradzać jeśli mi nie ufasz. - Może próbował tylko zyskać na czasie, a może dobrze wiedział, że zdradzenie je informacji zbyt wcześnie sprawi, że nie będzie w stanie niczego wynegocjować. Nagle jednak urwał temat, jakby nie chcąc o tym już więcej mówić, a przynajmniej uniemożliwić dziewczynie odpowiedź już teraz.
- Pozwolę sobie podsumować. Śledzisz mnie bo masz wrażenie, że mnie znasz, czy może ja znam Ciebie - nieistotne - wchodzisz do mojego domu i czekasz licząc, że się czegoś dowiesz. Tylko czy zastanowiłaś się: co jeśli będzie chciał czegoś w zamian? Jak bardzo wartościowa jest dla Ciebie przeszłość, prawda i odpowiedź na zadane pytanie, gdy będziesz musiała za nie zapłacić?
Teraz spojrzał prosto w jej oczy. Oczywiście na razie jeszcze jej nie powiedział, że ma mu coś dać. Był jednak ciekaw jak bardzo ta dziewczyna jest zdesperowana, a może po prostu się nudzi i z nadmiaru czasu poszła za nim? Dlatego też teraz siedziała na fotelu i grzecznie czekała aż skończy czytać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 2:26  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Oczywiście, że była teraz odrobinkę nieprzyjemna wobec niego. Czuła, jak z nią pogrywał, doskonale wiedziała, że będzie chciał wodzić ją za nos najdłużej, jak się da. I właśnie to ją irytowało, nie znosiła, gdy ktoś próbował grać jej na nerwach. Z jednej strony spodziewała się tego, że może nie być tak łatwo, ale nadzieja umiera ostatnia i dlatego jej iskierka gdzieś tam nieprzytomnie się tliła w martwej głębi Andromedy. Taka szansa na zdobycie jakiejkolwiek informacji, która pozwoliłaby jej na uciszenie natłoku wspomnień i głosów w jej głowie, mogła być tą jedyną. Chciała wreszcie pozbyć się nawiedzających ją duchów przeszłości, niewiedza odbierała jej chęci do życia i jedynie myśl, że ktoś może to zakończyć utrzymywała ją na nogach.
Była lekko zdezorientowana i nie ukrywała zdziwienia, gdy powiedział o domniemanej chęci wpuszczania tu nieproszonych gości. Czyli może jednak jej wyczekiwał? Choć ta myśl wydawała jej się niezwykle nierealna, to nadal dopuszczała ją do siebie. Wiedziała, że nie ma rzeczy niemożliwych, więc czemu los miałby się z niej nie zgrywać?
Kwestia zawartości jej wspomnień nie była dla niej problemem - była gotowa przyjąć na klatę nawet najgorsze. Wszystko przyniosłoby ulgę, nawet jeśli uderzałoby to w jej obecny system wartości z siłą gromu z jasnego nieba. Choć o to ciężko, bo trudno uderzyć w coś, co prawdopodobnie nawet nie istnieje. W obrębie Desperacji ciężko o moralność, tam liczy się spryt i szybkość. Zasada "kto pierwszy, ten lepszy" jest ważniejsza, niż "nie zabijaj" lub "nie kradnij". Co prawda lekko zawiodłaby się na sobie, gdyby okazało się, że należała do S.SPEC, ale podejrzewała taką możliwość. Nie była głupia, umiała dodawać dwa do dwóch. Jej nieśmiertelnik, zdolności strzeleckie, tężyzna fizyczna. No i teraz jeszcze znajomość z mężczyzną, który dla nich pracuje. Wątpiła, że to jakiś śmieszny zbieg okoliczności.
- Ależ owszem, ja wierzę. - powiedziała, uśmiechając się rządkiem białych zębów. - W siebie. - dodała szybko, by nie sprawiać mylnego wrażenia osoby religijnej. Jakoś sobie nie mogła wyobrazić, że istota, która stworzyła cały ten świat, pozwoliłaby na taką masakrę. Albo go zniknął, albo go nigdy nie było.
- Ciężko ufać innym, kiedy nie ufa się sobie. - powiedziała cicho, praktycznie pod nosem. Na chwilę wbiła nieobecny wzrok gdzieś w horyzont, daleko za oknem i ucichła, jednak na chwilę o wiele krótszą, niż ta, którą wcześniej uraczył ją rozmówca. - Jeśli czegoś nauczyło mnie to nowe życie, o ile mogę nazwać to życiem - zaczęła, podnosząc się z fotela i podeszła boso do okna. Otworzyła je i wychyliła się, zostając tak na moment. - To fakt, że na tym świecie nie ma nic za darmo. Tak, spodziewałam się, że przyjdzie mi zapłacić. - znów zamilkła, oparta łokciami o parapet wpatrywała się w daleki punkt przed sobą. Wyglądała, jakby zastanawiała się, czy gra jest warta świeczki, jak wiele jest w stanie dać. Ale to wiedziała od samego początku; teraz po prostu żałowała, że skok z okna by jej nie zabił.
- Przeszłość nie ma dla mnie żadnej wartości. - rzuciła, odpychając się od okna i stając przed brunetem. - Jednak okazuje się, że dla mojego umysłu ma. Więc wyrwane z niej obrazy i dźwięki przesuwają się w mojej głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć. - zaplotła ręce pod piersiami i na początku utrzymywała zawziętą minę, jednak nagle jej wyraz twarzy zelżał i w jej oczach zalśniła bezradność. - Z trudem przechodzi mi to przez gardło, ale... Potrzebuję twojej pomocy. - westchnęła głośno i wzruszyła ramionami, jakby lekko zrezygnowana, acz zdecydowanie nie wyglądało to na smutek. - Dlatego pozostaje mi jedynie spytać, czego pragniesz w zamian.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 3:03  •  Mieszkanie Arthura de Sauvaterre Empty Re: Mieszkanie Arthura de Sauvaterre
Dziewczyna doskonale, choć może trochę nieświadomie odkryła intencję wypowiadanych przez niego słów. Na jego ustach zagościł delikatny uśmiech, gdy usłyszał dość znaczące "wierzę w siebie". Na tym jednak się nie skończyło, uniósł swoje dłonie i klasnął w nie wyraźnie rozbawiony.
- Otóż to - Rzucił tylko krótko, nie wchodząc jednak na razie głębiej w te sprawy. Sprawy metafizyczne, sprawy boskości i modłów musiały odejść teraz na dalszy plan. Tak samo jak pytania o to kim Andromeda jest i kim była.
W istocie jednak trudno było mu wyrażać inny pogląd niż, że od początku ludzkość wierzyła tylko w siebie. Jakiekolwiek bóstwa, jakie by nie były, miały tylko uspokoić wyrzuty egocentrycznego sumienia. Pół ludzie, pół zwierzęta z Egiptu, grecki Olimp, Bóg chrześcijan, wszelkie wyższe istoty jakie znał z opowiadań matki miały w sobie coś ludzkiego. I tutejsza kultura nie unikała tego motywu. Czym były ogromne świątynie, strzeliste katedry, czy kopuły, które mogły wydawać się niebem? Dziełem człowieka i jego umiejętności. Wiary we własne siły i nieograniczony potencjał. Tylko z resztek przyzwoitości poświęcany nie ludzkości a tym, co miało być nad nią. W tym aspekcie nie zmieniło się nic.
Przez jego nagły wybuch radości nie miał szans usłyszeć o zaufaniu. To jednak jest kwestia wręcz kluczowa. Czy gdyby zdradził jej wszystko teraz, to uwierzyłaby mu? Nawet jeżeli przyjęłaby za prawdę swoją przynależność do organizacji, to czy wierzyłaby w to kim była kiedyś? Jaką osobą? Artur szczerze w to wątpił.
Przez chwilę podążał za nią wzrokiem. Sam nie miał zamiaru po raz kolejny opuszczać wygodnego fotela. Zastanawiał się czego właściwie mógł od niej chcieć? Nie wiedział o jej nowym życiu zbyt wiele, jednak odkładając to nadmiernie ryzykował utratę jakiejkolwiek szansy na zdobycie informacji. Ta moneta miała też swoją drugą stronę. Pamiętając dawne lata odczuwał dla niej współczucie i chciał jej pomóc, choć oczywiste jest, że nie za darmo.
- Dowiesz się wszystkiego co wiem o dawnej Andromedzie, lecz to wymaga czasu. - Przede wszystkim chciał ją zainteresować. Pokazać jej, że jest gotów z nią współpracować i dać jej to, czego potrzebuje, nawet jeżeli tego nie chce. - Ponadto pomogę Ci odnaleźć te elementy układanki, których nie dostaniesz ode mnie. W zamian jednak będziesz dla mnie pracować. - Zrobił krótką przerwę. Może by upewnić się, że nic nie poleci w jego stronę. - Nie dla rządu, choć niezaprzeczalnie niektóre owoce naszego układu mogą być dla tego bardzo soczyste. Nie mam Cię też zamiaru zmuszać do zdrady nikogo z kim przez ostatnie trzy lata przystawałaś, acz i sam wymagam byś mnie nie zdradziła ani przed, ani tym bardziej po tym jak dowiesz się wszystkiego. - Oderwał plecy od oparcia, nie wstając jednak, a jedynie prostując się na swoim fotelu. Przez cały czas przyglądając się dziewczynie. - Poza tym nie ukryje i nie skłamię w żadnej kwestii, która dotyczy naszej umowy i moim wymogiem jest wzajemność z twojej strony
Owszem, chciał wiedzieć wszystko. Z drugiej strony zaznaczył, że nie wykorzysta niczego co mu powie w taki sposób, by zaszkodzić jej przyjaciołom - kimkolwiek są. Pewnie jakąś bandą dobrze ukrywających się trupów biegających po mieście. Czy można mu ufać? Ja bym nie ryzykował. Tyle że dla ogoniastej jest to jak na razie jedyne droga i to droga, która jest otwarta. Choć niezaprzeczalnie płatna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach