Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 23 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 16 ... 23  Next

Go down

Pisanie 14.04.15 23:01  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
// @Grow: dobra. Skoro Arth pisze po angielskualepopolsku, to ja też nie będę się molestować z tym językiem w wypowiedziach. Załóżmy roboczo, że pokolorowany i pochylony tekst jest wypowiadany po angielsku.
Arth, napiszę do ciebie pw, w związku z tą fabułą.


Angielski.
Growlithe ściągnął brwi nad zimnymi oczami. Jeśli była w pomieszczeniu osoba, która martwiła się o to, czy Arthur stanie jeszcze na nogi, na pewno nią nie był. Choć znał go od wieków i to do niego przyjeżdżał jako nastolatek, rozkładając ręce i witając dwójkę bliźniaków, którzy w wyjątkowe dni przyjmowali go, jako gościa, teraz wkradła się w tę relację jakaś beznamiętność. Nie udało jej się jednak wyplenić pewnych przyzwyczajeń. Znali swoje sekrety, o których nie mówili innym, więc śmierć Adricha ewidentnie by mu odpowiadała. Mimo wszystko zamiast łamać mu kark, podniósł dłoń i przytknął ją do rozpalonego czoła ─ i to właśnie było jednym z owych przyzwyczajeń. Niechęć paraliżowana przez poczucie obowiązku.
Wyglądasz beznadziejnie ─ rzucił bez żadnej radości, przyglądając się całej rzeszy ran na jego twarzy. Zadrapania, siniaki i inne wspomnienia mocno kontrastowały z bladą cerą, podając na tacy obraz nędzy i rozpaczy. Ciężko uznać to za coś niecodziennego, bo Arthur miał w naturze ładować cztery litery tam, gdzie  było najwięcej bagna. A potem był wielce zdziwiony, czemu nie może z niego wyjść, nie brudząc sobie przy tym rąk. Growlithe mruknął coś pod nosem. W dodatku... mówienie po angielsku nie sprawiało mu kłopotów, ale (ku własnemu zaskoczeniu) czuł się z tym nieswojo. Nie używał tego języka od wieków i przywykł bardziej do japońskiego, a gdy przyszło co do czego, jego osobisty głos wydawał mu się odległy. Zbyt obcy, by mógł należeć do niego. ─ Nic nie mów. Wytłumaczysz się później.
„Co?”
Growlithe zerknął na właściciela inteligentnego pytania, ale nim trafił spojrzeniem na jego twarz, Shion już dreptał do kanapy, by wykonać polecenie. Jak na kogoś, kto jeszcze przed momentem był w stanie wziąć nogi za pas, torując sobie drogę w ziemi własnymi zębami, teraz był zaskakująco posłuszny. Przytakiwał, nie stawiał się, nawet nie próbował piorunować go wzrokiem. O ile takie zagrania i tak nie robiły wrażenia, poniekąd Wilczurowi obecne zachowanie było na rękę... a skoro o rękach mowa, Growlithe odgarnął masę niebieskich kosmyków z czoła chorego wymordowanego, gdy zabierał dłoń. Adrich miał gorączkę. Jego skóra, mimo bladego odcieniu, praktycznie parzyła. Nawet po kontakcie z Growem, który z natury miał podwyższoną temperaturę, Arthur wydawał się ciepły, a to lekko odchodziło od pozytywów. Z jednej strony to dobrze, bo organizm walczył.
CZY TO CIĘ BOLI?
Białowłosy odsunął się od kuzyna, podszedł do najbliżej stojącego fotela ─ czerwonego, całego obdrapanego, z urwanym kawałkiem oparcia ─ i opadł na nie, wypuszczając głośno powietrze przez zęby.
Niby co?
TEN WIDOK. DZIEŃ. NIEPOWODZENIA. ARTHUR. SHION. COKOLWIEK.
Powinno?
TO TWÓJ KUZYN.
I samobójca.
Oparł łokieć o podłokietnik, wspierając policzek o poharataną dłoń. Powinien go stąd wywalić? Zapewne. Nie dlatego, że był słabą jednostką, bo mimo stanu, dało się go wykurować. Ludzie tutaj nie pamiętają już, co znaczy „możliwe”, ale Psy bezustannie wierzyły, że próbować trzeba nawet z krytycznymi przypadkami, bo „a nuż...”. Tu jednak odzywała się wściekłość. Zwiał, zniknął, rozpłynął się, jak cholerna kamfora, a teraz ─ ot tak sobie ─ wraca i jeszcze śle mu listy, by pomóc się dotachać do siedziby? Tch. Wzrok mimowolnie zawiesił na Shionie, który ze wszystkich sił próbował rozprawić się z ubraniem rannego. Widok tego małego, szczupłego rudzielca też wywoływał w nim mieszane uczucia. Wkurwiał się, uspokajał, zaraz zaczynał się wahać, a potem na powrót robił się stanowczy. W końcu jest alfą. Musi być zdecydowany, by inni nie bali się iść krok za nim.
„Czy ona może... pojawić się bez ciebie?”
Nie odpowiedział wtedy, choć sam nie był pewien, dlaczego to przemilczał. Niechęć? Oczywistość? Shion powinien się domyślić, że skoro parę minut wstecz go zaatakowała, gdy Growlithe był z Londonem i Mary, to owszem ─ jest w stanie pojawić się bez niego. I teraz, gdy sam ją zranił, pewnie będzie szukała każdej luki, aby móc mu uprzykrzyć życie. Nie musiała go od razu zabijać, gryźć ani szarpać. Czasami wystarczy upokarzająca sytuacja, by zranić bardziej, niż fizyczny cios. Piekło na ziemi nie było niemożliwe i każdy tutaj się o tym przekonuje na co dzień. Ale rozpalenie dodatkowego ognia był odczuwalne, dla każdego, kto się nim sparzy. Choć Shatarai była oderwana od Growlithe'a myślami, doskonale wiedział, że właśnie coś planowała.
Nie podwiniesz rękawów? ─ zapytał od niechcenia, brodą wskazując na materiał kurtki spod którego wystawała szarość bluzy. W sumie i tak go to mało obchodziło, ale zaczynał się nudzić. Z Arthurem pewnie sobie nie pogada, bo ten nie mógł nawet spać, więc co tu mówić o tworzeniu bajek, klechd i historyjek o tym, co było, a co go ograniczało. I tak kilka następnych godzin, może dni, będą decydujące. Zginie? Przeżyje? Wydobrzeje? Jeśli tak ─ jak prędko i do jakiego stopnia? Koniec końców pewnie trzeba będzie go zanieść do medyka albo przywlec medyka tutaj. Oceniając obecny stan Opętanego ─ raczej to pierwsze nie wchodziło w grę. Chyba, że razem z kanapą.
Białowłosy zmrużył oczy, gdy Shion wreszcie uporał się z zadaniem. Do tego czasu milczał, ale jak tylko młodszy wymordowany odsunął się od Arthura, mimowolnie powędrował spojrzeniem wyżej, lustrując jego twarz. Co za dzieciak...
Chodź tutaj ─ mruknął, prostując się nieco i czekając, aż Shion do niego podejdzie. Już dwa kroki przed sobą, wyciągnął do niego rękę i chwycił go za nadgarstek, przyciągając nieco do siebie, a już na pewno zmuszając, by nieco się pochylił. Drugą dłoń podniósł i przetarł czoło Opętanego, przyglądając się uparcie zabrudzeniu. Rozmazał. Marszcząc brwi, przystawił rękę pod usta i przesunął językiem po kciuku. Przytknął zaraz palec do jego czoła i zaczął ścierać smugę krwi na nowo.
Dbaj o nią. Tutaj buźka może bardziej ci się przydać, niż ręce.
Dla tych, którzy reprezentowali podobną budowę ciała co Shion, czasami sprzedanie się do burdelu było jedynym wyjściem, choć sugerowanie czegoś takiego nieobeznanemu w jakichkolwiek (a już na pewno tych) sprawach dzieciakowi było tu raczej nie na miejscu. De facto i tak miał szczęście i jeśli uzyska go jeszcze trochę, może nawet nabierze masy. I sił... I może nawet Growlithe dorzuciłby te grosze do swojej poprzedniej wypowiedzi... Gdyby to jeszcze było powodem, dla którego go do siebie przywołał...
Nie puścił Shiona. Patrzył prosto na niego, opierając się o twardy, wymemłany mebel i trzymał go za nadgarstek. Nadal zmuszał go do pochylania się. Nadal musiał być blisko. Nadal łamał wszystkie wymyślone przez ludzi zasady dobrego wychowania. Jakby zapomniał, że powinien dać sobie spokój. Jakby świat nagle się zatrzymał. Jakby czegoś... koniecznie... chciał... A potem puścił go nagle, powracając do podpierania swojej krzywej mordy. Odwrócił głowę na bok, czując, jak paznokcie wbijają mu się lekko w dolną wargę. Wzrok też przestał świdrować młodszego wymordowanego, trafiając na szarą ścianę salonu. Równie rewelacyjne, co wyprzedaż w Polo Market.
Idź po czystą wodę dla Arthura.
I zejdź mi z oczu.
I po Sanę. Shatarai cię zaprowadzi.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.15 23:28  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Nie rozumiał ani słowa z tego, co mówił mężczyzna. Przypatrywał mu się z nutą zaciekawienia, co chwilę przenosząc swoje spojrzenie z jego twarzy, to na zapadniętą twarz drugiego chłopaka. To pewnie jakiś ich tajemniczy szyfr, albo jakiś inny obcy język. Shion znał jedynie japoński, i to jeszcze tylko i wyłącznie ten najbardziej prostacki. Nigdy nie chodził do szkoły, nigdy nie uczył się o świecie… no, nie wspominając tych kilku lekcji z Ethanem. Który swoją drogą zaczął nauczać Shiona czytać, choć nie zdążył dokończyć swoich lekcji. Zresztą, analfabetyzm i niewiedza na temat świata jakoś nie dźgała go zbyt mocno, raczej miał na to wywalone, ale z drugiej strony nie chciał, by ktokolwiek, a już zwłaszcza Growlithe dowiedzieli się o tym. Dlatego też wolał milczeć i trzymać się z daleka.
Szkoda tylko, że jego obecność była zauważalna i chwilę później został zagoniony do pracy.
Jakże cholernie ciekawej pracy.
Przemilczał komentarz odnośnie podwijania rękawów, chcąc jak najszybciej zrobić swoje. A panująca dookoła cisza przerywana szybkim i urywanym oddechem poszkodowanego była wręcz zbawienna. W sumie chłopak odczuwał swego rodzaju ulgę, że Grow nie rozmawiał, dają w ten sposób Opętanemu złudne poczucie stabilności i chociaż na krótką chwilę pozwalając zapomnieć o tym, co najprawdopodobniej czekało rudowłosego.
Wsunął głębiej w kieszenie bluzy obie dłonie, cofając się o parę kroków kiedy wreszcie Wilczur przemówił. Z błyskiem niechęci i wyraźnym ociąganiem się Shion ruszył w jego stronę zastanawiając się czy znowu zrobił coś źle. Szczerze powiedziawszy sądził, ż po wymyciu Arthura zostanie puszczony „wolny”, by doprowadzić swoje zadanie do końca. Ale mylił się.
Wzdrygnął się, kiedy ciepłe palce pochwyciły go z nadgarstek i instynktownie zaparł się, gdy silniejszy mężczyzna przyciągnął go do siebie, zmuszając do pochylenia się. Brązowe oczy wpatrywały się przez chwilę w ostrze dwukolorowe tęczówki, by wreszcie dać za wygraną i przesunąć się w bok.
Co znowu?, przemknęło przez jego umysł, czując się, jak spojrzenie przywódcy DOGS taksuje go niemalże na wylot, obnażając ze wszystkiego, co tylko siedziało głęboko w jego umyśle i ciele.
Jego usta poruszyły się niemo, formując się w krótkie „zostaw”, lecz żaden dźwięk nie wydostał się na zewnątrz. Posłusznie czekał, aż Grow skończy zabiegi pielęgnacyjne na jego czole, choć z każdym kolejnym przetarciem robił się bardziej niecierpliwy. Jakby najchętniej wyrwał się z jego szponów i uwolnił od krępującego i przytłaczającego wzroku, jednocześnie nie chcąc tego i poddając się przyjemnemu ciepłu, jakie emanowało od mężczyzny.
- Dlaczego? – wyrwało się jedno słowo, pytanie, które można było odnieść zarówno do wypowiedzianych słów przez Growa odnośnie twarzy Shiona, jak i tego, że postanowił wytrzeć jego ubrudzoną twarz. Właściwie zarówno i na jedno, jak i na drugie chłopak nie znał odpowiedzi i nie rozumiał.
Ale czy on cokolwiek w tym momencie rozumiał?
Każda kolejna sekunda przynosiła ze sobą skrępowanie, kiedy nie mógł uciec i schować się przed tym spojrzeniem. Spojrzał w dół, ruszając nieco nadgarstkiem i kręcąc nim, dając tym samym do zrozumienia, żeby go puścił.
- Czemu się tak we mnie wpatrujesz? – zapytał cicho, czując coraz mocniejsze napieranie w środku, jakby coś zimnego zaczęło wygryzać jego żołądek, powodując napady gorąca i zimna oraz nieprzyjemne dreszcze.
Wiedział, co musi zrobić, żeby to wszystko ustało.
Niczym cholerny narkoman na głodzie.
Gdyby tylko mężczyzna go zostawił. Albo gdzieś posłał. Gdyby tylk--
” Idź po czystą wodę dla Arthura.” Gwałtownie wyprostował się, w tym samym momencie kiedy poczuł, że silne palce zwracają mu wolność. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Tak, to był ten moment, kiedy mógł….
” I po Sanę. Shatarai cię zaprowadzi.”
Zatrzymał się stojąc plecami do mężczyzny.
Co… że niby on sam z TYM CZYMŚ? Nie chciał. Za cholerę nie chciał.
- Nie chcę z tą bestią. Sam trafię. Dam radę. – powiedział nawet nie spoglądając na Growa, zaciskając nieco palce jednej dłoni na skrawku materiału bluzy, nie chcąc pokazać po sobie, że tak naprawdę bał się zostać sam na sam z cienistą bestią.
Plus – czuł, że wnet oszaleje. Musiał zostać chociaż na chwilę sam. Po prostu.
- Jestem dużym chłopcem. – oczywiście - Poradzę sobie sam. – tak, tak. - Przyprowadzę wodę i przyniosę Sanę. – ależ pewnie Shion, tylko, że jesteś zdrajcą, któremu nikt tutaj nie ufa.
Zaraz. Co.
Dopiero po paru chwilach zorientował się jaką głupotę powiedział. Rozszerzył nieco usta i odwrócił się, wreszcie spoglądając na Wilczura.
- Znaczy się, chciałem pow— – głośne burczenie zagłuszyło dalszą część zdania, które wypowiadał Shion. Niczym trzęsienie ziemi zapowiadające wybuch wulkanu. Dłoń chłopaka od razu wylądowała na jego brzuchu i zacisnęła się na nim, niemo karcąc swój własny organizm, że ten zdradził go właśnie w takiej chwili. Całą twarz, aż po same końce uszu zrobiła się czerwona jak jego włosy, toteż Shion pospiesznie spuścił głowę, by niesforne kosmyki przysłoniły jego zażenowanie samym sobą.
Nie mógł nic na to poradzić. Praktycznie od dwóch dni żył na tych paru skradzionych plastrach sera, nic ponadto. Organizm w końcu zaczął głośno i wyraźnie upominać się o swoje, powodując przy tym zażenowanie u swojego właściciela. Niby normalna i naturalna rzecz. Niby nic. A jednak. Shion wstrzymał powietrze i powoli ruszył w stronę wyjścia… dwa kroki… trzy… cztery… i rzucił się szaleńczym pędem przed siebie, wybiegając z salonu najszybciej jak tylko potrafił. Byle znaleźć się jak najszybciej od Growa, świadka swojego zawstydzającego stanu, po drodze naciągając kaptur na głowę.

[...]

Biegł przed siebie przez dobre parę minut, potykając się i wpadając na ściany. W końcu zatrzymał się i zgiął w połowie, szybko oraz łapczywie połykając powietrze. W sumie sam nie wiedział czemu uciekł z salonu. Może dlatego, że nie chciał widzieć czającej się drwiny w dwukolorowych tęczówkach. Uniósł dłoń i przesunął opuszkami miejsce, gdzie jeszcze parę chwil temu jasnowłosy Wilczur wycierał jego skórę. Zdawało mu się, że wciąż odczuwa palące ciepło jego ciała. Opętany mruknął coś pod nosem i wsunąwszy obie dłonie do kieszeni, ruszył przed siebie.
Sam trafi po Sanę i po wodę. Da radę.
Łup.
Przywalił twarzą o kamienną ścianę.
- Nosz… – warknął cicho przyciskając jedną dłoń do obolałego nosa, a drugą kładąc na ścianie i ruszył, starając się tym razem uniknąć pierwszego spotkania z twardą nawierzchnią.
Nie miał jednak siły iść dalej. Dlatego też kiedy tylko znalazł ciemny zaułek, ślepą uliczkę, pospiesznie przykucnął opierając się plecami o ścianę i podwinął wysoko lewy rękaw, odsłaniając bladą skórę. Opuszkami palców przejechał po zgrubieniach nieregularnych blizn, a następnie wsunąwszy dłoń w kieszeń bluzy wyciągnął mały nożyk. Na ślepo, bo praktycznie nic nie widział, przycisnął ostrze do skóry i naciął. Czuł. Czuł, jak krew powoli spływa po jego skórze, powoli, pozostawiając ciepłą smugę, by wreszcie skapać na podłogę.
Serce przyspieszyło, a ciało ogarnęła nieopisana euforia.
Kąciki ust uniosły się nieco, wykrzywiając w delikatnym uśmiechu ulgi.
Było mu dobrze, jakby wraz z krwią uchodziło z niego zupełnie coś innego.
Ostrze ponownie nacięło, kawałek obok.
Metaliczny zapach podrażniał jego zapach, wywołując w jego ciele dodatkową energię.
Czas jakby zatrzymał się w miejscu, a jedyną żywą istotą w promieniu kilometra był on sam.
Było mu dobrze.
Przymknął oczy zapominając o całym świecie i jego troskach.

[...]

- No I jesteśmy. – powiedziała z uśmiechem kobieta, która obejmując ramieniem Shiona wprowadziła go do salonu. Nie wiedział ile minęło. Godzina? Może dwie. Ale totalnie pogubił się w tych krętych korytarzach. I pewnie nadal błądziłby, gdyby nie napotkał jakiejś wielkiej baby, która okazała się dość miła. Co prawda kiedy zapytała co Shion tam robił, minęło kilka dobrych sekund nim chłopak zdołał cokolwiek z siebie wydusić. Ale koniec końców zaprowadziła go do Sany. A ta zabrała go do salonu.
- Czemu wysyłasz nowego samego, wiedząc, że się zgubi? Ty to masz poczucie humoru. – powiedziała marszcząc brwi, jednakże w jej głosie brzmiało rozbawienie. W końcu puściła chłopaka i wyminąwszy Growa od razu skierowała swoje kroki w stronę Arthura, ściągając z ramienia małą torbę, gdzie miała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy.
Dopiero po chwili Shion ocknął się i ruszył w jej ślady niosąc w dłoniach drewnianych kubek z wodą, usilnie przez cały ten czas nie spoglądając w stronę Wilczura. Podał kobiecie naczynie i kiedy wyprostował się, w końcu odwrócił nieco głowę w jego stronę, na tyle, by brązowe spojrzenie spoczęło na mężczyźnie.
- To wszystko?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 16:14  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Tutaj powinien być fragment, ale nie chce mi się go pisać. Może kiedyś to zmienię. |:< Tak czy siak Grow rozłożył swoje dupsko na fotelu (przewieszając nogi przez jeden z podłokietników), wcześniej zgarniając pierwszą z brzegu książkę z regału. Widać, że Shion się o niego troszczył, skoro podarował mu tyle czasu dla siebie.

✖ ✖ ✖


„Czemu wysyłasz nowego samego?”
A wtedy bohater nastąpił na minę...
Growlithe przełożył pożółkłą kartkę i zerknął na nową linijkę tekstu.
Uparł się ─ rzucił obojętnie, zresztą, w pełni zgodnie z prawdą.
A-ha. Czyżby? ─ Sana zerkając podejrzliwie na Shiona, pochyliła się nad Arthurem. Wsparła szczupłe dłonie nad kolanami, z trudem odrywając wzrok od Opętanego, by wreszcie zająć się poszkodowanym.
Mhm. Moje towarzystwo tylko by go rozpraszało.
Kolejna strona.
W sumie wygląda źle.
Nie przesadzaj. Ma ładną buźkę.
Mówię o Arthurze.
Następna strona...
Ale powinien z tego wyjść.
Bach.
Zamknął z hukiem książkę, przez moment zastygając w pozie, w jakiej się znalazł. Dobra. Koniec tego dobrego. Dopiero po wzięciu większego wdechu, nie odwracając nawet głowy, przemknął spojrzeniem na bok i utkwił je w Shionie, dokładnie go przy tym badając.
„To wszystko?”
A spieszy ci się gdzieś? ─ Zmrużył ślepia i prychnął pod nosem, odrzucając książkę na niski, ledwo trzymający się kupy stolik. Powoli zsunął nogi z podłokietnika i wyprostował się, czując doskonale każdy obolały i zdrętwiały mięsień. Jeśli jeszcze chwilę przetrzymałby sylwetkę w poprzedniej pozycji, pewnie teraz ledwo by się ruszał. Czasami nie znosił uczucia martwoty, towarzyszącego mu zawsze, gdy organizm skomlał, błagając o krew. A skoro o tym mowa... ─ I tak jesteś już trupem.
Grow! ─ oburzyła się Sana, z dłonią na czole Adricha. Spiorunowała przywódcę ponurym spojrzeniem, a bijąca od niej aura kobiety, która uratowałaby życie kawałkowi kamienia na drodze, aż raziła. Pewnie dlatego Growlithe nawet na nią nie zerknął. ─ To dzieciak. Nie strasz go groźbami, do diaska.
Białowłosy syknął pod nosem, podnosząc się z fotela.
To metafora, San. Wygląda jak cień.
Czyli to nadal twój kiepski humor?
Zmarszczył nos.
Wezmę Shiona i mój kiepski humor, żeby ci już nie przeszkadzać.
Poklepał rudzielca po ramieniu, wręcz zachęcając go do tego, by ruszył tunelem.
I tak musimy załatwić jeszcze jedną sprawę.
Jasne ─ mruknęła Sana, podnosząc dłoń w geście niedbałego pożegnania. Nawet nie zauważyła, że ich obu już dawno nie było.

// @Grow: zt + Shion → kuchnia i jadalnia
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.15 10:36  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
//Zbyt leniwy, żeby dużo pisać ._. //

Dni mijały, a on nawet nie wiedział kiedy. Wciąż widział nieznośną ciemność, nie mógł z nikim porozmawiać, bo też nikt go nie rozumiał. Większość czasu przesypiał, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo w tym momencie zależny jest od innych. Nie miał nawet jak podziękować Sanie za to, jak dokładnie się nim opiekowała, że poświęcała mu swój cenny czas. Jemu. Nędznemu robakowi, który na to nie zasługiwał. Przynajmniej miał pewność, że nie zostanie osądzony za dezercję. Gdyby mieli to zrobić, nie traciliby przecież wartościowej wody i lekarstw, żeby go uratować - w końcu przecież i tak umarłby drapany i kąsany przez wszystkich, których "zdradził". Tak... Kilka razy widział osądzanie zdrajcy. Nie chciał znaleźć się po tamtej stronie.
Im dłużej leżał, tym lepiej się czuł, lecz z drugiej strony było z nim gorzej. Wirus rozwijał się powoli, znacznie wolniej niż za czasów ludzkich, jednak nie postanowił przejść bez śladu. Gorączka momentami sięgała czterdziestu stopni, blada skóra robiła się wilgotna, mamrotał coś bez sensu. Miewał też lekkie mdłości, wydawało mu się, że drętwieje mu język. Na to jego "opiekunka" zaradzić już niestety nie mogła. Mimo starań, zmniejszała tylko temperaturę o kilka kresek, pozwalając choremu zasnąć po raz kolejny.
Opętany nie wiedział ile spędził na bezsensownym leżeniu, próbie odzyskania sił, pod opieką Sany. Nie był w stanie jej zapytać tak, żeby zrozumiała o co chodzi. Mając wzrok, mógłby chociaż skorzystać ze słownika, a tak... W każdym razie - nie tracił przytomności co dwie sekundy, stawał na nogach o własnych siłach, mógł chodzić. Nadal czuł się słabo, choroba nie pomagała. Wreszcie jednak wyrwał się z salonu, korzystając z chwili nieuwagi opiekunki.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.15 1:24  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
W końcu dotarł na miejsce. I chociaż znajdował się w kryjówce DOGS, to wciąż szastały nim wątpliwości. Gdyby nie zachowanie Henrego, może byłoby mu łatwiej. Ale on naprawdę mu zaufał. A w krótkim życiu chłopaka zaufała mu praktycznie tylko jedna osoba. To było dziwne uczucie. Uczucie, którego chłopak tak bardzo pożądał. Drobne palce zacisnęły się mocniej na skórzanym pasku przewieszonej przez ramię torby. Ale nie miał już odwrotu. Podjął decyzję i po raz pierwszy w życiu nie zamierzał uciekać.
Zresztą, CATS pewnie już się połapało, że zostali zdradzeni. A nawet jeśli nie, to była kwestia kilku godzin.
Shion zajrzał najpierw do kuchni w poszukiwaniu Growlithe’a, ale Matylda już z miejsca poinformowała go, że przywódca opuścił kryjówkę parę godzin temu i że powinien niebawem wrócić. Nie było co biegać po krętych i ciemnych korytarzach, pełnych przeróżnych pułapek i ślepych zaułków, dlatego też chłopak udał się do dużego salonu – miejsca, które było najbardziej prawdopodobne, że po powrocie Grow właśnie tutaj zajrzy.
Po przekroczeniu progu salonu od razu pożałował swojej decyzji. W pomieszczeniu siedziały cztery osoby przy skąpym stole i w najlepsze grali sobie w karty. Chyba w coś rozbieranego, bo połowa z nich siedziała pół nago. Kiedy rudowłosy wszedł do salonu, cztery pary oczu momentalnie skierowało się w jego stronę.
- Patrzcie kogo tutaj przywiało. – mruknął ciemnoskóry chłopak i ziewnął szeroko z nieprzyjemnym błyskiem w brązowym oku. Siedząca obok blondynka zachichotała zakrywając swoje usta.
- No weź go zostaw, Lindt. Ja uważam, że jest uroczy. – mruknęła wiodąc spojrzeniem za chłopakiem, który usiadł na końcu kanapy, przyciskając torbę do swojej piersi, jakby obawiał się, że ktoś mu ją wyrwie. – Mam pomysł! Niech z nami zagra! – rzuciła dziewczyna.
- Zwariowałaś? Nie chcę, by ten szczur z nami.. EJ! Calla, wracaj tutaj! – krzyknął bladoskóry chłopak, ale Calla już nie słuchała, tylko pomknęła do Shiona.
- Shion, prawda? – zaczęła przeciągły głosem i od razu zawisła na jego szyi. W nozdrza chłopaka uderzył ostry odór alkoholu.
- Chcesz z nami zagrać w pokera? – mruknęła i przesunęła nosem po jego policzku.
- Nie chcę, czekam na kogoś. – mruknął chłopak odsuwając głowę na bok, czując jak zaczyna robić mu się duszno i niedobrze.
- Co ty taki niedostępny jesteś? Chodź się zabaw z nami…
- Hej Calla! Jestem pewien, że go zawstydzasz! – krzyknął Lindt i parsknął gromkim śmiechem. – Jestem pewna, że nie uda Ci się go przekonać, bo pewnie przegra i będzie musiał paradować z gołym zadkiem!
W oku kobiety coś błysnęło. Momentalnie znalazła się na Shionie, pchając go do pozycji leżącej i obscenicznie ocierając się o niego.
- Ej, zejdź ze mnie! – jęknął chłopak próbując zrzucić kobietę z siebie, ale ta skutecznie przygwoździła go do mebla.
- Shhh. – ułożyła delikatny palec na jego wargach i się pochyliła nad nim. – Jesteś taki słodki… a ja taka napalona. – wymruczała, kiedy zaczepnie ugryzła go w żuchwę. Shion wydał z siebie krótkie warknięcie i przechylił się gwałtownie. Zbyt gwałtownie, bo chwilę później kobieta z cichym jękiem poleciała na ziemię.
- Nie dotykaj mnie do cholery! – krzyknął chłopak czując, jak dygocze na całym ciele.
- No wiesz! To były tylko żar—LINDT, ZOSTAW GO!
TRZASK.
Głowę Shiona gwałtownie odwróciło w bok, kiedy mężczyzna uderzył go w policzek. Minęły sekundy, a rudowłosy zaczął odczuwać bolesne pieczenie. Opuszkami palców przesunął po czerwonym miejscu, spuszczając nieco głowę, pozwalając, by rude kosmyki zaryły jego twarz.
- Ty pieprzony szczurze, te twoje pierdolone koty nie nauczyły cię, jak traktuje się kobiety? – warknął mężczyzna i złapał chłopaka za włosy, szarpiąc nim boleśnie w swoją stronę, wywołując u Shiona syknięcie pełne bólu.
- Dobra, Lindt, przestań. – jęknął kobieta łapiąc mężczyznę za ramię i ciągnąc do siebie.
- On pewnie tego nie chciał. To była moja wina, sama go sprowokowałam!
- Właśnie, zostaw dzieciaka, bo zaraz się jeszcze posika. – dodał blady chłopak podchodząc do nich, by wziąć ciemnoskórego pod rękę.
- To co, jeszcze jedna partyjka? – zagadnął.
- Niech wypierdala. – warknął Lindt miażdżąc spojrzeniem Shiona, którego na całe szczęście już wypuścił ze swego uścisku.
- Nigdzie nie idę. – odparł butnie Shionie, przyciskając torbę do siebie.
- Szczurze, nie masz prawa tutaj przebywać. Nawet nie masz chusty. – wycedził przez zęby. Ciało Shiona zaczęło delikatnie drzeć, ale nie odwrócił swojego wzroku. Tylko odważnie wpatrywał się w oczy stojącego naprzeciwko mężczyzny.
- Zostaw go, Lindt. Cholera. – jęknęła kobieta.
- Co ty tam tak trzymasz? – ciemnoskóry zwrócił w końcu uwagę na torbę chłopaka. I już wyciągał rękę, kiedy…
Kolejne trzaśnięcie.
Tym razem to Shion uderzył mężczyznę w rękę, chcąc odepchnąć go od torby.
- Ty skurwy—
- Nie dotykaj tego! Jeżeli spróbujesz, to wydrapię Ci oczy! To jest bardzo ważne dla Growa, więc nie masz prawa! – warknął Shion ukazując w złości swoje mało okazałe kiełki.
Najwyraźniej to podziałało na mężczyznę jak kubeł zimnej wody. Zatrzymał się w połowie ruchy, by złapać Shiona, a jego twarz pociemniała jeszcze bardziej.
- To na niego tutaj czekasz? Tch. Tym razem ci upiekło, szmato. – wycedził przez zęby i wyszarpnąwszy się z uścisku kobiety, wrócił do stołu. Calla posłała przepraszające spojrzenie Shionowi, który wcisnął się w kanapę, jak tylko mógł, i przycisnął wierzch dłoni to piekącego miejsca na policzku. Nie patrzył już na nich, próbując wyłączyć się totalnie, kiedy czekał. A tamta czwórka już więcej nie zwracała na niego uwagi, tylko Lindt od czasu do czasu rzucał chłodne spojrzenie w jego stronę.
Pozostało czekanie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.15 4:36  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Do pomieszczenia wleciał pocisk, który trzasnął Lindt'a i powalił go na ziemię. A potem obślinił.
Aver... – stęknął czarnoskóry chłopak, nim język borderki władował mu się do ust. Zakasłał, odpychając od siebie psisko. - Do diabła, Avery!
Calla zachichotała rozbawiona.
To nie jest zabawne!
Trochę jednak jest. Ale teraz zapomnij, że dam ci buzi. Widocznie masz już swoją wybrankę, lowelasie.
Suka zaszczekała radośnie, padając nagle na ziemię przednimi łapami. Jej ogon śmigał po powietrzu, kreśląc na nim dziwne wzory, a ona sama omal nie wywaliła się na bok, by odsłonić brzuch, gdyby nie...
Shion mógł poczuć, jak łeb mocno wbija się w jego bok. Avery zaskomlała żałośnie, opierając pysk o jego szczupłe, wręcz chude udo, nie zapominając jednak, o okazywaniu należytej radości. Nie chodzi o to, że machała swoją puszystą kitą. Ona cała się trzęsła z ekscytacji, gotowa wybuchnąć w każdej chwili. Wlepiła parę błyszczących ślepi prosto w twarz Shiona i skierowała ku niemu oklapnięte uszy.
Niecałe pięć minut później z głębi tunelu zaczęły rozlegać się szmery. Powoli, bardzo powoli przybierały na sile, aż w końcu dało się rozpoznać głosy i usłyszeć słowa.
... żysz tam. ─ To na pewno był głos Wilczura. Avery zareagowała na niego automatycznie. Poderwała się i pobiegła mu na przywitanie, zostawiając w podłożu podłużny ślad po starcie.
Oczywiście. ─ mruknął spokojnie drugi chłopak, zdecydowanie młodszy wiekiem.
Potem rozległo się ciche i przytłumione szczeknięcie, Growlithe uspokoił Avery i wreszcie z ciemności zaczęły wyłaniać się sylwetki. Ramię Wilczura niosło sporą oponę, na której szczycie leżało niewielkie, kolorowe stworzonko, próbujące nie stracić równowagi. Zaraz za poziomem E wyszedł mały, czarnowłosy chłopiec, na wyciągniętych rękach, ułożonych tak, jakby obejmował pień drzewa, trzymając trzy następne opony. London poszedł w róg pokoju i położył ciężkie przedmioty, układając je w idealną piramidę. Zaraz Growlithe dorzucił swoją sztukę na samą górę. Lihra w ostatniej chwili uskoczył, zaczepiając się pazurkami o materiał koszulki właściciela i prędko podciągnął się na jego bark.
Dobra robota. ─ Growlithe przeczesał posklejane brudem kosmyki chłopca, który tylko kiwnął głową w ramach zrozumienia. ─ Weź Avery i złap tak dużo osób, jak tylko się da. Za moment zaczynamy zebranie. Ej, Lindt!
Lindt wyprostował się nagle, zaciskając usta i otwierając szerzej swoje brązowe oczy. Przez dłuższą chwilę w pokoju zaległa cisza, aż palce zacisnęły się mocniej na trzymanych przez niego kartach. Widać było zresztą, że odczuł sporą ulgę, gdy Wilczur zaczął mówić.
Weźcie początkowe piętra, Calla przebiegnij się po pokojach Psów. Kyurii ci pomoże.
Bladoskóry chłopak, któremu aktualnie zostały już tylko wysłużone i tak mocno podziurawione gacie, przytaknął, odwracając od Shiona ostrzegawczy wzrok. Growlithe obrzucił ich przelotnym spojrzeniem, finalnie zatrzymując się jednak na skulonej, oddzielonej od reszty, sylwetce. Jego uwadze nie umknęła trzymana teczka. Czyli jednak wziął sobie do serca jego słowa.
Shion. – Całe kurewskie zmęczenie, które smagało go po ciele, od razu wyparowało. Nieważny był wypad po Gavrana, nieważny był powrót z drugiego końca Desperacji po rozmowie z Yuu, nieistotne upalne słońce, które wykończyło doszczętnie organizm Wilczura, płomiennymi biczami wypalając niewidzialne znaki. To małe, wbite w kanapę ciałko, lada moment miało być tylko jego.
Aż przykre, że nikt go nie chciał uratować.
A przecież Gavran dostał szansę, którą mógł wykorzystać jak tylko chciał. Mógł sam zgarnąć dla siebie dzieciaka, mógł kazać go pożreć przez Dobermany albo rozpłatać brzuch, przywiązać do drzewa i zostawić gigantycznym szczurom w slumsach Apogeum, by kawałeczek po kawałeczku wyciągały z niego kolejne kawałki mięsa. Zamiast tego zostawił go Growlithe'owi. Białowłosy uśmiechnął się z bezczelnej satysfakcji.
I wtedy dostrzegł zaczerwienie, które rozlewało się zbyt mocnym kontrastem na bladym policzku wymordowanego. Nim się zorientował, już trzymał go za szczękę i przekręcał głowę dzieciaka na bok, by móc przyjrzeć się śladowi. Ostre spojrzenie lustrowało uważnie miejsce po uderzeniu.
Kto ci to zrobił? Koty? – zawarczał, puszczając chłopaka i odsuwając się od niego, by móc rozejrzeć się po nagle opustoszałym salonie. ─ Pieprzone sierściuchy. Nawet swoich nie oszczędzają. Gdzieś jeszcze oberwałeś?
Kanapa ugięła się pod ciężarem Wilczura. Chłopak siadł tuż obok – nie w odległości metra, pół, ani nawet dwudziestu centymetrów – praktycznie stykając się biodrem o biodro Opętanego. Na twarzy od razu pojawiła się pierwsza oznaka wkurwienia, gdy zahaczył łokieć o oparcie kanapy i przekręcił się nieco na bok, by móc spojrzeć na Shiona. Westchnął, podpierając pysk o rękę.
Też mam ci coś do powiedzenia, ale mów pierwszy.
Lihra już dawno spadł na nogę właściciela i teraz właśnie próbował przedostać się na Shiona.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.06.15 3:25  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
To było najlepsze rozwiązanie, kiedy pozostała czwórka straciła zainteresowanie jego osobą. Przynajmniej nie był przez nich więcej gnębiony i zaczepiany. Pozostało jedynie czekać na Wilczura. Spróbował się kompletnie wyłączyć na wszelakie bodźcie dobiegające z zewnątrz, ale…
Uniósł zaskoczony powieki, kiedy jakiś pies zaczął napastować ciemnoskórego chłopaka. Mimowolnie kąciki ust Shioa wygięły się w lekkim i zdecydowanie kpiący uśmieszku. Jednakże mina bardzo szybko mu zrzedła, kiedy pies zwrócił swoją uwagę na niego. Skądś go kojarzył. Chyba już ją widział. Ją albo jego, jakakolwiek była jego płeć. Spiął się nieco, gdy pies położył swój obśliniony pysk na jego kolanie. Nie minęła jednak sekunda, a chłopak już siedział na ziemi i z rumieńcami na twarzy drapał po brzuchu wijącą się na ziemi Avery. Miał słabość do zwierząt. Nie zdradzały i były wierne. I przede wszystkim nie oceniały.
Ale cały czas jebnął, kiedy usłyszał w oddali ten jeden, konkretny głos.
Mięśnie rudowłosego momentalnie spięły się, a on sam przygryzł dolną wargę czując, jak jego serce przyspiesza ze strachu. Oczekiwanie na swego kata i przygotowywanie się do tego spotkania to jednego, ale drugą sprawą jest spotkanie oko w oko z człowiekiem, który ma pozbawić cię głowy. Dłoń ostatni raz przesunęła się po miękkiej sierści, gdy pies zerwał się na równe nogi a sam Shion ponownie wsunął się na kanapę, cały spięty oczekując na swój wyrok.
Tylko raz uniósł wzrok i przemknął nim po szczupłej sylwetce mężczyzny, by ponownie wbić spojrzenie brązowych tęczówek w skórzaną torbę. Chwila, gdy chwalił dzieciaka i przeczesywał jego włosy. Poczuł nieprzyjemne ukłucie zazdrości gdzieś w okolicach klatki piersiowej. Chwycił rudy kosmyk pomiędzy kciuk i palec wskazujący, po zym zaczął go pocierać, spoglądając na swoje kolana speszony. To chyba była normalna reakcja, prawda? Chęć poczucia, że przydało się na coś i zrobiło coś dobrego. Coś, co tak usilnie chciał tak wiele razy usłyszeć. Poczuć się potrzebnym. Przez jego piegowatą twarz przemknął dziwny cień, lecz był tak ulotny, że ciężki do wychwycenia. Sama obecność mężczyzny w pomieszczeniu była przytłaczająca i dusząca. Chłopak dopiero teraz sobie zdał, że… się go boi. Tak bardzo, że nie potrafił wyciszyć oddechu oraz zatrzymać drżenia ciała.
”Shion”
Wszystko ustało jak ręką odjąć. Nawet nie zauważył, kiedy zostali sami w pomieszczeniu. Uniósł jedną dłoń i musnął opuszkami palców nieśmiertelnik ukryty pod ubraniem. Nie, jeszcze nie. Nie był na tyle gotowy, by go oddać. Uchylił usta, by coś powiedzieć, ale silna dłoń jasnowłosego była szybsza, gdy złapała go za szczękę i przekręciła w bok. Wargi ściągnęły się w wąską linię, kiedy chłopak postanowił milczeć. Nie chciał okłamywać Growa. Ze wszystkich osób to właśnie jego już nigdy więcej nie chciał okłamać, ale też nie chciał skarżyć się i kablować na innych członków gangu. Dlatego też wybrał milczenie. Dopiero na drugą część zdania zareagował delikatnym pokręceniem głowy w przeczącym znaku. Zresztą, nawet jeśli jego ciało zdobiłyby inne siniaki to i tak nie powiedziałby o tym Wilczurowi. Niech już nie udaje, że go to w ogóle obchodzi.
Zakołysał się niebezpiecznie, kiedy kanapa ugięła się po ciężarem Wilczura, momentalnie wywołując cień skrzywienia na twarzy chłopaka, kiedy poczuł jego ciepło ciała stykające się z jego. Przecież miał całą kanapę dla siebie, to po jaką cholerę usiadł tak blisko? Tyłek chłopaka minimalnie odsunął się, wciskając w podłokietnik mebla całym swoim bokiem, by zwiększyć pomiędzy nimi odległość choćby o jeden milimetr. Zerknął w bok uciekając wzrokiem od twarzy starszego wymordowanego, jakby bał się, że wystarczyło jedno spojrzenie, a wszystko zostanie wyczytane z jego twarzy. Każde jego zawahanie jakie targało jego umysłem, kiedy tutaj szedł, każda jego myśl oraz określenie, które stosował w stronę Growa.
Złapał za torbę i pospiesznie ją otworzył, wyciągając z niej starą teczkę, którą położył na kolanach Wilczura, jednocześnie zatrzymując palce na łebku kromstaka, by go podrapać po nim.
- Nie wiem co tam jest. – powiedział pospiesznie. - Ale musi być coś ważnego, bo miałem zanieść do od razu do szefa. Znaczy się już nie jest moim szefem, ale szefem Kotów, ale tak na niego mówimy. Znaczy ja już nie mówię. – dodał szybo próbując wyjść z tej plątaniny chaotycznych słów.
- Mam jeszcze to. – zabrał z ociąganiem rękę z łebka zwierzątka i wsunął Głębock torby, skąd wyciągnął papierową torbę.
- To jakieś leki. Może się przydadzą. Wiem jak o nie ciężko… – zamilkł na moment kątem oka spoglądając na profil wyższego chłopaka.
Odwrócił pospiesznie wzrok spoglądając przed siebie i westchnął cicho.
- Co zamierzasz ze mną zrobić? – zmrużył lekko oczy i odkaszlnął, czując, jak chrypa drapie go w gardle. Cokolwiek postanowisz… będę się bronił. Będę się opierał. – dodał cicho, nie chcąc tanio skóry sprzedać. Cokolwiek Grow nie postanowi – będzie walczył. Dlatego też zerwał się na nogi i stojąc tyłem do niego, wyciągnął nieco rękę w jego stronę odsłaniając zabandażowany nadgarstek, gdzie spod bandaża wystawał czarny ślad.
- Możesz już ją zabrać? – zapytał cicho spoglądając w stronę wyjścia, swojej jedynej drogi ucieczki.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.15 2:26  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Zmarszczył brwi, gdy tylko chłopak się odsunął, wywołując tym zdecydowanie odwrotną do zamierzonej reakcję białowłosego, bo ten – zamiast grzecznie pozostać z dupskiem na swoim miejscu – przysunął się do niego, praktycznie przylegając torsem do ramienia młodszego wymordowanego i tym samym zabrał mu resztę złudnej przestrzeni. Lada moment, a na pewno wpakowałby mu się na kolana, przytykając usta do piegowatego policzka.
Dlaczego się odsuwasz? Brzydzisz się mnie? – Tak jakby akurat to było teraz najważniejsze... Sęk w tym, że na pewnym etapie zachowanie dzieciaka zaczęło go zwyczajnie drażnić, bo kiedy tylko sam próbował ograniczyć się do względnie przyjemnych gestów, spotykał się z obroną z jego strony. Odepchnięciem, odwróceniem spojrzenia, zaciskaniem ust. Tak jakby nie chciał być blisko, nie mógł na niego patrzeć, nie miał zamiaru nawet się do niego odzywać, jeśli nie byłaby to wyższa konieczność.
Nim jednak zdążyłby zrobić coś jeszcze, na jego kolanach wylądowała teczka. Lihra wydał w tym czasie potulny pomruk, wypychając głowę ku dłoni Shiona, by prosić go o więcej pieszczot i dotyku. Rzadko dostawał to od Growlithe'a, który ostatnimi czasy był zbyt zajęty, a sprawy zwykle musiały być załatwiane w plenerze. Zostawiony na łasce i niełasce Evendell odzwyczaił się od dotyku innych dłoni, dlatego teraz tak do tego lgnął.
Białowłosy podniósł teczkę i faktycznie odsunął się od Shiona, choć zrobił to z wyraźną niechęcią. Papierzyska obrzucił zresztą zaskakująco znużonym spojrzeniem, jakby fakt ich zdobycia nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Otworzył kopertę i wsunął dwa palce do środka, chwytając za poupychane papiery i wyciągnął je do połowy, by przejrzeć pierwszą stronę, a każdy kolejny wers skutkował coraz wyższym podniesieniem się jasnej brwi.
Nieźle. – Zaczął odginać kartki, by przyjrzeć się pozostałym zapiskom. ─ Naprawdę nieźle. – Mamrotał pod nosem, bardziej do siebie, niż do Shiona, do którego w teorii kierował pochwały. Jak na zawołanie z kogoś, kto byłby w stanie wywiercić dziurę samym spojrzeniem i jeszcze władować dupsko na uda, byle tylko zaznaczyć swoją obecność, zmienił się w osobę, która najchętniej zamknęłaby się w swoim zaciszu i skupiła na dokładnym przeanalizowaniu tekstu. Musiał to jednak zostawić na później, a i pewnie da to do wglądu Pudlowi i Wyżłowi, by mieć jak największą pewność, że czegoś nie ominie. Schował więc ponownie papiery do koperty i odłożył ją na bok, chcąc wrócić do Shiona, ale...
Huh?
Nie wytrzymał. Na ustach pojawił się lekki uśmiech, a uszy Lihry aż drgnęły, gdy rozległo się ciche parsknięcie. Growlithe przeciągnął wierzchem dłoni po wargach, ucinając uśmiech, choć rozbawienie nadal czaiło się w jego oczach w postaci drapieżnych przebłysków.
Daj spokój, Shion. Nie musisz mi się tak tłumaczyć. Zrozumiałem za pierwszym razem. – Przyjrzał mu się z ponownym zaciekawieniem, gdy Terier wyciągnął torbę. Leki. Leki przydadzą się zawsze i każdy o tym wiedział. ─ Zanieś je Ourellowi albo Novie. Na pewno cię za to pochwalą.
A TY? – odezwała się nagle Shiva, muskając go swoim lodowatym głosem w kark. NIE POCHWALISZ CHŁOPCZYKA? TAK SIĘ STARAŁ. TAK SIĘ, KURWA, NARAŻAŁ DLA TWOJEGO UZNANIA! A TERAZ NAWET NIE POTRAFI SPOJRZEĆ CI W OCZY! ŁŻE.
Rozbawienie zniknęło. Dosłownie umknęło w ułamku sekundy. Rysy twarzy wyostrzyły się, powieki opadły, usta lekko wykrzywiły, nos zmarszczył. Wilczur już rozchylał wargi, ale w tym samym momencie Shion mu się wciął, dlatego zacisnął je na powrót, próbując dopatrzeć się w jego wypowiedzi czegoś, czego być może wcale tam nie było.
Gdyby tylko głos Shivy nie wydawał się dziś taki intensywny, władczy i melodyjny zarazem, być może zignorowałby ją jak każdego dnia, gdy tylko się budził i znów witał go piskliwy chichot, pełen igieł.
Cóż.
Świat jest pełen nagłych zakrętów, więc Growlithe musiał został jakoś skrzywiony przez życie, żeby się dopasować. Zacisnął szczęki tak mocno, że aż poczuł ból zębów, gdy tylko Shion wyciągnął ku niemu rękę. Czarna obręcz odznaczała się na bieli bandaża, ale z jakiegoś powodu Wilczur wcale nie chciał pozbawiać go Shatarai. Był może dlatego, że poczuł jakąś część władzy nad chłopakiem, którą zapewniała mu wilczyca.
To był impuls.
Chwycił go za przegub i ściągnął sobie między nogi, od razu obejmując Shiona rękoma. Dzieciak chcąc nie chcąc musiał przylgnąć do jego torsu, czując miażdżący ucisk ramion starszego wymordowanego. Lihra przekrzywił lekko głowę, wcześniej umykając na sam brzeg kanapy, jakby przestraszyła go tak gwałtowna reakcja właściciela. Zresztą, nie potrafił go zrozumieć, skoro Growlithe zapewne również wyczuwał niepewne nastawienie Shiona, coś w rodzaju zapachu strachu. Specyficznego, ale intensywnego. Lihra skulił się nieco, zwracając ogromne, połyskujące od światła oczy ku twarzy Opętanego.
Nie wyrywaj się – wychrypiał warkliwie. Z głową tuż nad  szczupłym ramieniem chłopaka był praktycznie na tyle blisko, by muskać ustami jego ucho. Praktycznie. ─ Skręcę ci kark, jeśli zaczniesz się szarpać. – Ściszył niego głos. Shion nie mógł go dostrzec, ale już po samym wydźwięku słów, mógł wywnioskować, że Growlithe się uśmiechnął – ale był to zgoła inny grymas niż wcześniej. ─ Jeszcze nie wymyśliłem kary, ale będę mieć na to mnóstwo czasu, skoro od dziś zostajesz moją prywatną własnością. Zadowolony? – Jeśli szczeniak się nie wyrywał, to uścisk wyczuwalnie zwolnił, pozwalając mu zaczerpnąć większy wdech. ─ Rozmawiałem z Gavranem, Shion. Chyba ma do ciebie słabość.
NIE TYLKO ON, warknęła wściekła Shiva, jeżąc się i powarkując. Krążyła wzdłuż kawałka ściany, kryjąc się w całkowitych ciemnościach. Growlithe wyczuwał jej złość, rozgoryczenie,m czuł nawet jej myśli, które nakazywały mu zatopić kły w karku Opętanego, by kropla po kropli pozbawić go życia. Przełknął ślinę, wiedziony nagłym poczuciem głodu. Nie powinien o tym w ogóle myśleć. Nie, jeśli nie chciał stracić nad sobą panowania, mając ofiarę tuż pod ręką.
Pobieżnie opowiedziałem mu o wszystkim, ale nadal nie był w stanie wykrztusić, jak chciałby cię ukarać. Dobre, co? Dzieciak skazał go na śmierć, a on nadal się wahał, czy w ogóle chce mu się odpłacić. Na jego miejscu miałbym zaplanowanych dziesiątki scenariuszy zemsty. Ale nie jest mną i wolał cię żywego. Może nawet zdrowego. – Dotknął nosem zaczerwienionego od uderzenia policzka, biorąc w dwa palce sznurek od kaptura jego bluzy. ─ Evendell bardzo się napracowała, żeby usunąć napis z ręki Gavrana. Wiesz co wycięły mu tam Koty? – Umilkł na moment, przestając nawet obracać brzeg sznurka w palcach. Uśmiechnął się ciut szerzej, odsuwając od niego nieco głowę. ─ Sam pewnie chętnie ci opowie, jak to było. W końcu lada moment do niego pójdziesz i wszystko mu opowiesz, racja? Padniesz przed nim na kolana i będziesz błagać o wybaczenie. Może chciałbyś się przyznać wszystkim na zebraniu, jakie odbędzie się lada chwila? – Puścił go nagle, przylegając plecami do oparcia.
Nie liczę na całkowitą, pierdoloną uległość, Shion, ale jeśli będziesz mi się przeciwstawiać, zrobię ci krzywdę, przerżnę i w końcu, gdy mi się znudzisz, poderżnę gardło. Dałem ci wystarczające ultimatum, byś mógł pozostać przy życiu. Teraz pracuj na szacunek i wybaczenie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.15 16:24  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Bo jesteś za blisko i mnie przytłaczasz. przemknęło mu przez myśli, ale zamiast powiedzieć to na głos, jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i pokręcił szybko głową.
 - Nie brzydzę się. – mruknął cicho przyciskają naciągnięty rękaw na dłoń do swojej twarzy, co w towarzystwie wypowiedzianych słów wyglądał dość sprzecznie. Na pierwszy rzut oka Shion wyglądał na kogoś, komu przeszkadza jakiś nieprzyjemny smród, cap, który w brutalny sposób podrażnia jego delikatny węch. Prawda jednak była zupełnie inna. Wilczur siedział na tyle blisko chłopaka, że jego zapach był niezwykle intensywny. Otulał go sobą, a Shion z każdą chwilą czuł się coraz bardziej naćpany wonią Growa.
Próbował zająć myśli czymś innym, a kromstak był idealnym sposobem ku temu. Kiedy mężczyzna skupił się na teczce zawierającej ważne dokumenty, Shion obdarzał zwierzaka drobnymi pieszczotami i czułościami. Jego ponure i wiecznie obojętne oblicze w tych krótkich chwilach rozjaśniało się delikatnym uśmiechem. Kątem oka obserwował jednak piegowaty profil jasnowłosego zastanawiając się, czy spisał się dobrze. Gdy Grow zaczął mruczeć pod nosem wyraźnie zadowolony, w brązowych oczach zabłyszczało coś niespotykanego, pełnego nadziei. Nie oszukujmy się. On też chciał usłyszeć te trzy, krótkie słowa i poczuć się potrzebnym.
Ale niestety nie doczekał się.
A to ugasiło płomyk nadziei w jego oczach, kiedy odwrócił głowę od mężczyzny. W sumie powinien się tego spodziewać. Jakoś wewnętrznie czuł, że tak to się skończy, dlatego też nie potrafił powstrzymać przeciągłego westchnięcia pełnego rozczarowania.
Parsknięcie.
Momentalnie znieruchomiał I gwałtownie odwrócił się w stronę Growa, rozszerzając bardziej swoje oczy. To był chyba pierwszy raz jak widział go uśmiechającego się. Nie kpiąco, nie złośliwie, nie fałszywie. Tylko szczerze i z powodu rozbawienia. Nawet nie przejmował się, że w tym momencie to on jest obiektem śmiechu. Policzki pokryły dwa, delikatne rumieńce widząc takiego Wilczura, dlatego też ukrył swoja twarz pod przydługimi kosmykami włosów, kiedy opuścił głowę.
- Zaniosę. – zgarnął leki I podniósł sie, chcąc iść tam jak najszybciej. Ale nie zdążył zrobić nawet jednego kroku, gdy świat zawirował przed jego oczami, by po chwili znaleźć się pomiędzy udami Wilczura. Wciągnął powietrze, a jego wszystkie mięśnie zadrżały ze strachu, chaotycznie myśląc czy zrobił coś źle i nie tak, żeby go zdenerwować.
Syknął cicho, kiedy nienaturalne gorąco otuliło jego drobne ciało. Instynktownie szarpnął się, by uciec jak najdalej od grożącego mu niebezpieczeństwa. A tym niebezpieczeństwem był Growlithe we własnej osobie. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, kiedy żelazny uścisk był śmiercionośną pułapką.
”Nie wyrywaj się”
- Zostaw mnie. – jęknął cicho, jednakże jak na zawołanie – przestał się szarpać, czując, jak lada chwila jego serce wyskoczy na zewnątrz i zacznie tańczyć dziki taniec afrykańskich plemion. - Przecież zrobiłem to, co chciałeś. Nie zrobiłem nic złego. Czego chcesz jeszcze? – mruknął próbując się w ogóle nie ruszać, choć pojedynczych drżeń nie był w stanie powstrzymać.
- Twoją prywatną własnością? – powtórzył jak echo, odwracając głowę nieco w bok chcąc na niego spojrzeć, ale w tej pozycji było to wyjątkowo utrudnione.
- Nie chcę! – powiedział zdecydowanie zbyt głośno. - Nie chcę Ci służyć! Nie należę do nikogo! Nie będę Ci sprzątał gaci, odkurzał buty i układał włosy. Już wolę, żebyś skręcił mi kar—Gavran? Żyje? Nic mu nie jest? – momentalnie spotulniał czując wewnętrzną radość na słowa, że drugi chłopak żyje. Czyli…czyli….
- Nie prosiłem się o to. Nie prosiłem się, żeby miał do mnie słabość. – mruknął nieco podirytowany, prostując się w chwili, kiedy tylko poczuł, że Grow go puszcza. Rudowłosy zerknął na swoje drżące palce i zacisnął je na drobnych kolanach, chcąc w ten sposób chociaż trochę zminimalizować naturalne reakcje swojego własnego ciała.
- Nie będę go błagał o wybaczenie. Ani nikogo innego. Nie uklęknę przed nikim. – odwrócił się powoli w jego stronę, siadając bokiem, ale nie spoglądał na jego twarz. - Tak jak mówiłem, możesz zrobić ze mną co chcesz, ale nie zmusisz mnie do błagania o wybaczenia. Kogokolwiek. Bo… nie boję się ciebie. – kłamstwo z łatwością wyślizgnęło się spomiędzy jego ust. Bał się. Bał się go cholernie. Cuchnął smrodem tchórzostwa, jednocześnie łamiąc swoje własne postanowienie, że nigdy więcej go nie okłamie. Słowa wypowiedział machinalnie, bez przemyślenia, na tę krótką chwilę zapominając, że… może być przy nim szczery. Bez znaczenia na wszystko.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.15 19:19  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Uniósł prowokacyjnie brew.
Czuł pod palcami sporadyczne drżenie jego ciała, wyłapywał woń strachu, gdy przesuwał nosem tuż przy jego karku, co jakiś czas lekko trącąc nim jego szyję.
Też nie zrobiłem ci nie złego – wymruczał, niczym potulny kociak, specjalnie zniżając ton głosu, by zabrzmieć jak „najpotulniej”, co zapewne przybrało zupełnie odwrotnego efektu. Zwilżył dolną wargę językiem, błądząc roziskrzonym spojrzeniem po profilu chłopaka, co rusz wyłapując kolejne niepojęte sygnały. Powstrzymał się przed zaczepnym przegryzieniem jego ucha, choć Shion mógł wyczuć ciepły oddech, muskający te rejony.
„Nie chcę!”
Nic się w nim nie zmieniło. Ku swojemu zaskoczeniu nawet się nie wkurzył. I tak się spodziewał takiej reakcji. Takiej albo podobnej, która prowadziłaby do tej samej, śmiesznej gadki – że nie chce. Tak jakby w ogóle miał tu coś do powiedzenia i kwestia „chcenia” i „niechcenia” zależała wyłącznie od niego. Growlithe podniósł dłoń, ale zatrzymał ją w powietrzu i cofnął ostatecznie, wykrzywiając usta w paskudny grymas. Jakoś ubodło go, że na sam dźwięk imienia Gavrana, chłopak momentalnie złagodniał. Odwrócił nawet na jakiś czas spojrzenie, czując kłębiący się wewnątrz gniew, który ściskał żołądek i rozpychał płuca. Irracjonalna złość, najwidoczniej spowodowana kolejnym nieproszonym „nie”, jakim go atakowano, próbując zadrzeć brodę zbyt wysoko, nie patrząc przy tym pod nogi. Jedno z kolan białowłosego zaczęło podrygiwać, gdy ponownie ulokował dwukolorowe spojrzenie w twarzy Shiona.
A ten nie patrzył na niego.
OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! – warknęła Shiva, telepiąc się z wściekłości. CO ZA ZDRAJCA BYŁBY W STANIE SPOJRZEĆ INNYM W OCZY?
Kiedy niby pytałem cię o zdanie? – Słowa przypominały syk, gdy cedził je przez zaciśnięte zęby. W niekontrolowany sposób wkurzał go fakt, że lepiej byłoby umrzeć od tortur, niż czasami ugiąć przed nim kark.
Domyślam, się, że od ostatniego czasu – w tym momencie zrobił pauzę, przejeżdżając po nim wzrokiem od dołu, gdzie marszczyły się ubrania, po jego oczy, w których praktycznie dostrzegł swoje odbicie. Nie musiał go rozbierać w sensie fizycznym. Doskonale pamiętam każdy skrawek jego ciała i własne spojrzenie Wilczura właśnie o tym komunikowało – widziałem cię.nie nabrałeś masy, więc powiadomię Matyldę, żeby przygotowywała ci odpowiednią porcję. Ta baba jak szafa uwielbia wszystkich, łącznie z Baltazarem, ale ty zaskarbiłeś sobie u niej szczególne względy. Wzięła sobie do serca misję z doprowadzeniem cię do normalnej wagi. Wystarczy, że raz na jakiś czas ruszysz do niej dupsko, a ona się tobą zajmie. – Z warg Wilczura wyrwało się ciche „tsk”, jakby nagle coś mu się nie spodobało. ─ Wadzi mi, że jesteś Terierem. Lada chwila jakiś dowcipny Pies wciśnie cię w za krótką kieckę i każe szorować podłogi na czworaka. Nie uratuje cię fakt, że jesteś mój. Terier to Terier. Ma się słuchać wszystkich. Wyszkoliłbym cię na szpiega, może zwiadowcę... – Zahaczył łokciem o oparcie kanapy i przymrużył lekko dwukolorowe ślepia. Miał ochotę go dotknąć i to go powoli zżerało od środka. Jakby chodziła po nim masa karaluchów, obślizgłych, wijących się robaków i mnóstwo lodowatych, małych szczurzych łap, a on nie mógł się poruszyć, żeby to wszystko z siebie strzepnąć. Jeden ruch, a przegra. Jeden ruch, a złamie nałożone przez siebie zasady. Jeden ruch, a... Drgnęły mu palce. Tu nie chodziło  o zwykły dotyk. Miał ochotę go zamordować.
Wypierdalać.
Shiva zachichotała, ale posłusznie odsunęła się od właściciela, nisko spuszczając łeb, jakby się przed nim kajała. Odkleiła się od jego ręki, ostatni raz muskając jej wierzch długim, wijącym się jęzorem. W ramach przeprosin. Nie uraczył jej nawet przelotnym spojrzeniem, ale jej obecność była wystarczająco odczuwalna – nie tylko dla Growlithe'a.
JAK SOBIE ŻYCZYSZ, JACE.
Chłopak wypuścił powietrze przez nos, na moment zamykając powieki.
Sprzątanie i zadowalanie mnie to tylko wierzchołek góry lodowej, Shion. Wszystkie twoje rzeczy, jakie nazbierałeś, wylądują u mnie w pokoju. Znajdę ci jakiś koc, na którym będziesz mógł spać i się spokojnie walać. Teraz tam będziesz mieszkać, żebym mógł cię mieć zawsze pod ręką. Zajmę się tobą. Dopóki jesteś moją własnością, mogę dać gwarancję, że udzielę ci pomocy za każdym razem, gdy się o nią zwrócisz.
Odczekał moment, do ostatniej sekundy zastanawiając się czy poruszyć temat Gavrana w bardziej szczegółowy sposób. Koniec końców tego karalucha też przegryzł.
Ale jak wolisz zdechnąć to wystarczy ładnie poprosić. Mam dziś kurewsko dobry humor, więc niech stracę.
Jeśli to był kurewsko dobry humor, to strach pomyśleć, jak wyglądał bardziej patologiczny stan; gniew, zazdrość, nawet irytacja.
Przedtem jednak przeprosisz Gavrana. Myślisz, że obchodzi mnie, czy klękniesz dzięki zdrowemu rozsądkowi, czy za pomocą mojej pięści? – Ironiczny uśmiech rozjaśnił jego szarawe oblicze, choć nie można się było tu doszukać tego, co towarzyszyło mu parę chwil wstecz. Nuta szczerości i faktycznego rozbawienia zniknęła, ustępując miejsca kwaśnemu rozdrażnieniu, na jakie nic nie potrafił poradzić. Uniósł ponownie dłoń i chwycił w dwa palce – wskazujący i kciuk – jeden z przydługich kosmyków Shiona, lekko je pocierając. Nie był świadom, że ujmując rude pasmo musnął knykciami policzek chłopaka, ani tego, że jeszcze niedawno Opętany sam wykonywał ten gest. ─ Nie boisz się – powtórzył wolno jego słowa, jakby sam musiał je  wypowiedzieć, by dotarł do niego ich sens. Odgarnął włosy Shiona, by móc przyjrzeć się jego twarzy, bo ten bezustannie się od niego odwracał albo spuszczał głowę tak nisko, by długa grzywka skutecznie odcięła go od spojrzenia Wilczura. Zacisnął nieco zęby. ─ Czyli to z zimna? – Zmrużył nonszalancko ślepia, pozbywając się z twarzy uśmiechu. ─ To po co się odsuwasz, durniu? – W oczach pojawił się błysk.  ─ Zresztą... - Podniósł nogę i oparł kolano o bok Shiona, żeby go pchnąć, a potem wypchnąć butem na ziemię. ─ Klękaj. - Zadarł nieco głowę, kładąc nogę na ziemi. ─ Klękaj i obiecaj posłuszeństwo albo bierz broń i próbuj wywalczyć swoje życie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.15 3:09  •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
Też nie zrobiłem ci nie złego
Z ciężkim sercem, ale musiał przyznać mu rację. Prawda była taka, że pomimo swoich odczuć i tego, że był wręcz przekonany o nieprzychylnym nastawieniu Wilczura do jego osoby, to Growlithe nie zrobił nic, żeby go skrzywdzić. Nawet wtedy, kiedy wyszło na jaw to, co zrobił Gavranowi. Nawet wtedy… Do teraz czuł ciepło jego dłoni przemykającej po jego rudych kosmykach. Instynktownie uniósł swoją dłoń i musnął opuszkami kilka niesfornych włosów, czując, że robi mu się dziwnie duszno. Jakby siedzący za nim mężczyzna powoli i skutecznie wysysał z jego otoczenia potrzebny tlen do życia.
- Ja…. – zaczął nieporadnie, ale w ostateczności zagryzł dolną wargę, nie potrafiąc dobrać odpowiednio słów. Zresztą, sam nie wiedział co chciał mu powiedzieć. Przeprosić? Znowu? Wnet jego przeprosiny nie będą nic warte, bo i tak, co z tego, że zaprze się w czymś, że nigdy więcej tego nie zrobi, jak i tak powtarza swoje błędy w kółko. Tak jak z okłamywaniem jasnowłosego. Obiecał sobie sam, że już tego nie zrobi. No i co? I gówno.
W milczeniu słuchał kolejnych słów Growa.
Przestań.
O Matyldzie, którą wspominał dobrze i która zrobiła dla niego tyle dobrego. O tym, że będzie musiał przenieść się ze swoimi rzeczami do niego i będzie miał gdzie spać. Nie, żeby Shion miał cokolwiek swojego… Cały swój dobytek miał przy sobie. Ale i tak.
Proszę, przestań być dla mnie taki.
I w końcu będzie miał gdzie spać. Swój mały, własny kąt.
Przestań, bo jak tak dalej pójdzie, nie będę umiał cię nienawidzić i chcieć twojej krzywdy.
Nie widział starszego wymordowanego, ale wyraźnie czuł go za sobą. Każdy jego ruch, oddech, muśnięcie. I przypominały dotyk rozżarzonym metalem, wwiercając się w jego ciało pozostawiając po sobie bolesne, lecz niewidoczne ślady. Drobne palce momentalnie dotknęły nadgarstka wymordowanego, kiedy jego dłoń przesunęła się po jego włosach odgarniając je do tyłu, jednocześnie muskając ciepły od czerwieni, piegowaty policzek.
- Zostaw… – sapnął cicho, choć na tyle słabo, że jego ton przypominał bardziej szept.
A potem poczuł uderzenie i popchnięcie.
Z cichym jękiem na ustach wylądował na twardej, brudnej podłodze, momentalnie podnosząc się do kucków, czując jak mocno wali jego serce. Przez te parę chwil czekał ze ściśniętym gardłem na kolejne uderzenie, które koniec końców nie nastąpiło.
Jest dla ciebie dobry, debilu. Za dobry. bolesna myśl przemknęła przez jego głowę. Powoli, wręcz z widocznym ociąganiem się, przekręcił się przodem do Growa.
- Nie. – odparł sucho I krótko, próbując wyrównać oddech, czując jak jego ciało zaraz się podda.
- Przeproszę Gavrana za to, co zrobiłem, ale nie będę się przed nim kajał. Nie uklęknę przed nim. – dodał podnosząc na krótką chwilę swoje spojrzenie, by w końcu skonfrontować swój wzrok z dwukolorowymi tęczówkami. - Ani przed nikim innym. Nie ugnę karku. – dodał, opadając ciężko na kolana i zawieszając swój kark, ponownie zrywając kontakt wzrokowy.
- Oprócz ciebie. – głowa pochyliła się jeszcze niżej, aż wreszcie dotknął czołem drewnianych desek.
- [color=#4D2F24]Jestem tchórzem. Jestem słaby, nie mam silnego ciała, nie znam wielu rzeczy. Nawet nie potrafię czyt… - zamilkł łykając upokarzające słowo.
- I wiem, że słowa byłego Kota mogą nic nie znaczyć, ale… przysięgam na moje życie, że będę posłuszny tylko i wyłącznie przed tobą. Ugnę kark przed tobą, ale nie przed innymi. To tobie będę służył i to tobie będę oddany. Będę na każde twoje słowo i skinienie palcem. – mówił cicho, czując, jak szumi w jego głowie. Jakby właśnie upił się jakimiś procentami, które w końcu zaczęły buzować w jego żyłach.
- I nie każ mi chodzić w sukienkach. To upokarzające. – burknął bardziej do siebie, a nie do niego. Nie podnosił się nadal z klęczek, czekając nawet na niemą zgodę, by się podnieść. Bał się go jak nikogo innego, ale prawda była taka, że był mu póki co jedną z najbardziej przychylnych osób. Dał mu jeść i dach nad głową, a przecież mógł skręcić kark jedną ręką. Skoro miał gdzie mieszkać i mógł poczuć się potrzebny, to Wilczur był jedyną osobą, której chciał być przydatny i to właśnie jemu służyć. Tylko jemu.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Duży salon - Page 10 Empty Re: Duży salon
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 23 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 16 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach