Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 23 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 14 ... 23  Next

Go down

Pisanie 18.03.14 21:08  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Co Gav ma zamiar z nim zrobić? Hm. Oto jest pytanie~
- Nie wiem. Chyba wyniosę na dwór i gdzieś wywalę na śnieg, uprzednio go zastraszając. A trupa wywalę, dostatecznie daleko od kryjówki.
Obserwował, jak Evendell schyla się nad chłopakiem. Nie rozumiał tego. W końcu to wróg, o niego się nie powinna martwić. Ale anielica już taka była. Przejmowała się wszystkim, co złe.
Westchnął cicho i podniósł kilka książek, nie zawracając sobie głowy wypadającymi stronami. Rozejrzał się, szukając stołu. Zmienił zdanie i odłożył je na podłogę. To był kres jego możliwości, jeżeli chodzi o sprzątanie. No. Tooo... Resztę zostawi Ev! Powinien jej pomóc, ale przecież miał robotę. Szefa lepiej nie wkurzać. Słyszał, że Growlithe czasem się denerwuje. Może to tylko plotki, ale i tak lepiej uważać. A historie były różne. Pobicie na śmierć, danie na pożarcie psiakom lub dożywotnia praca jako sługa. Ile z tego było prawdy, to nikt nie wiedział.
Oo... Ev nie ma zamiaru go skrzyczeć?
- Świat nie jest wspaniały, Evendell. Ludzie mordują. Ten chłopak z radością zrobiłby ci krzywdę. - powiedział, zerkając na nią z naganą.
Ileż to ta dziewczyna musi się jeszcze nauczyć~
Oparł się o ścianę i z założonymi rękami obserwował anielicę, próbującą jako tako ogarnąć cały ten bałagan. No, no. Dziewczyna nawet dawała sobie z tym radę. Nawet jeśli jej ekwipunek Pani Sprzątaczki był w postaci złamanej miotły. Wymordowany oderwał się od ściany i złapał nieprzytomnego oraz martwego za rękawy kurtek. Teraz czekaj go żmudna robota ciągnięcia tego czegoś przez kryjówkę, a potem śnieg.
- No dobra, Ev. Muszę iść. Różne sprawy mnie wzywają. Do zobaczenia!
z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.14 17:20  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Gavran. Ale tak poważnie? Cała trójka jak gdyby nigdy nic sobie najzwyczajniej w świecie poszła? Zostawiła ją samą z tym bajzlem? Nie no spoko. Co prawda z jednej strony powinna przywyknąć do tego, że każde sprzątanie jest zrzucane na jej barki, ale z drugiej strony... codzienne sprzątanie a ogarnięcie tego wszystkiego to jednak dwie różne rzeczy. Dziewczyna powiodła smętnym spojrzeniem po rozwalonych meblach, przesuniętych i przewróconych kanapach i ciężko westchnęła. I jak niby ona, która cierpi na niedobór siły fizycznej ma to wszystko przestawić na ich prawowite miejsce?
Podeszła do jednej z kanap i naparła na nie całą siłą, przesuwając o parę milimetrów. Tak jak mogła się tego spodziewać. Przez moment w anielicy pojawiła się złość, ale szybko ustąpiła. Nie potrafiła się długo złościć. Na kogokolwiek, na cokolwiek. Zabrała się za ogarnięcie rzeczy, z którymi dawała sobie radę. Układanie książek, zbieranie śmieci, podnoszenie poprzewracanych lekkich rzeczy jak pęknięty globus. Cięższe rzeczy będą musiały poczekać na Growa czy kogoś innego. Ona, pomimo chęci, nie podoła temu.
W efekcie końcowym pomieszczenie po dwóch godzinach zdawało się być do użytku. Nie licząc przewróconych kanap i ciężkich szaf. No ale ona nie zdziała cudów. Nie w takim zakresie. Odłożyła połamaną miotłę do kąta i opuściła pomieszczenie, wracają do siebie czyt. pokoju Growa, gdzie zamieszkała z zamiarem odpoczynku i odespania jakże wesołego dnia.


//zt.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 1:08  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Po drodze do nogi Growlithe'a przykleiło się jaskrawe stworzenie kieszonkowych rozmiarów. Duże, przymrużone lekko oczka przeczesywały ciemny teren, blisko trzymając się swojego właściciela. Co jakiś czas zresztą, zwierzątko oglądało się za siebie, kierując urocze spojrzenie na Ryan'a. Lihra prędko jednak tracił zainteresowanie, ponownie uznając za priorytet patrzenie przed siebie i – tym samym – łaskawe nie wlezienie w ścianę, która w obecnych warunkach mogła dosłownie wyrosnąć znikąd tylko po to, by rozbić na niej nos.
Growlithe tymczasem w milczeniu przekraczał kolejne metry podziemnych komplikacji. Uszy – wiecznie czujne radary – drżały lekko za każdym razem, gdy wyłapały najdrobniejszy dźwięk, rzucony w powietrze. Wkrótce jednak, po zejściu na niższe „piętro”, do celu ich niebywale trudnej i przemęczającej wędrówki, wystarczyło zrobić parę kroków. Wesoły, witający wszystkich salon wydawał się jakby nie na miejscu.
Jakaś niewidzialna łapa niemalże natychmiast wtrzaskała na twarz Jace'a marudny wyraz, a on sam z lekkim niesmakiem przyjrzał się czystości pomieszczenia. Kiedy ostatnim razem się tu znalazł – a było to przecież w dniu misji – całość nie prezentowała się tak ambitnie. Spadające z sufitu drobinki ziemi, zapach wieloletniego kurzu, brudna podłoga... Nie tego się spodziewał, po wiadomości do Kurta. Liczył cicho na martwe ciała, powyginane i złamane w trzech miejscach kości kończyn, morze krwi...
Choć owszem. Było parę elementów, które szczególnie zwróciły jego uwagę. Zaginęło parę książek, stół był złamany, to samo jedna z półek, a kanapa... Growlithe podszedł do mebla i podniósł go, ponownie ustawiając na nogach. Przewrócona sofa trafiła zresztą szybko na swoje miejsce, nawet jeśli do tego, chłopak niespecjalnie mógł posłużyć się obiema rękoma. Przetransportował jednak kanapę, ostatecznie pochylając się nad nią nieco.
- Wygląda na to, że Gavran dał sobie radę – odezwał się w końcu, opierając łokcie o kanapę i wlepiając w Ryan'a spojrzenie pełne niezadowolenia. Po ostatnim incydencje wszystkie Psy najwyraźniej były tymi „złymi” i należała się im kara. Im mniej pozytywna, tym większa satysfakcja dla Growlithe'a i jego pieprzonego ego, które odzywało się akurat wtedy, gdy powinno było milczeć.
- Słyszałeś ostatnio jakieś plotki? – zapytał, zerkając w dół, na swoje zabliźnione dłonie. Pod jedną z nich pojawił się natarczywy pyszczek, który najwidoczniej dawno nie otrzymał odpowiedniej dawki pieszczot i właśnie teraz miał zamiar o sobie przypomnieć. Palce przesunęły się po futrze Kromstaka, drapiąc pupila tuż za uchem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 2:29  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
„Pieprzenie się, a spacerek to zupełnie co innego.”
Bez tej cennej informacji, przecież sam by na to nie wpadł, a jego życie do tej pory byłoby niepełne. W końcu tak trudno zorientować się, że szansa na dostanie orgazmu podczas spaceru była raczej nikła, a tętno mogło przyspieszyć jedynie z powodu wysiłku. Tak czy inaczej i on postanowił odstawić ten temat na bok, darując sobie komentarze na temat zmienności białowłosego. W zasadzie niczym nie różnił się od kobiety z PMSem, która w przypływie niezdecydowania, stwierdziła, że jednak ma migrenę. Trudno, żeby tym razem obrót spraw nie zatrzymał się w mało ciekawym miejscu. Ale już niedługo. Czy tego chciał czy nie – jego powrót do zdrowia miał mieć miejsce o wiele szybciej niż przewidywał to Wilczur. W każdym razie znużenie udzieliło się także Ryanowi, gdy niespiesznym krokiem podążał za białowłosym, by w którymś momencie po prostu wyrównać z nim swoje kroki, nie bacząc na niewielkie stworzonko, które uczepiło się jego nogawki.
Znalazłszy się u celu, można rzec, że stał się idealnym przeciwieństwem Growlithe'a – ze stoickim spokojem przyjął do siebie niecodzienny widok salonu. Wystarczająco rzadko odwiedzał siedzibę, by orientować się we wszystkich imprezach, które tu sobie urządzali. Srebrzyste tęczówki leniwie przeczesały spojrzeniem zrujnowane pomieszczenie, a nos wychwycił już ledwo wyczuwalne, obce zapachy, które w większym stopniu tłumiła woń ziemi. Wszystko wskazywało na to, że nawet spacery z Jonathanem nie kończyły się dobrze. Co prawda, Grimshaw nie był na tyle powiązany z tym miejscem, by odczuć jakiekolwiek straty. Jego problem polegał też na tym, że nie miał nawet ochoty udać choć trochę przejętego, ale ktoś, kto znał go na tyle długo, zapewne musiał być do tego przyzwyczajony.
Jakoś ― podsumował sucho. W tym jednym słowie kryła się dosłownie każda jego myśl na ten temat. Owszem – dał sobie radę, ale jakim kosztem. Ciemnowłosy wreszcie wsunął się do środka salonu, a przeszedłszy kilka kroków, zatrzymał się przy połamanym stole, jedną z jego części odsuwając nogą na bok, jakby liczył na to, że w miejscu, które zasłaniał częściowo szczerbaty od poważnego uszkodzenia blat, znajdzie się coś więcej, ale były to tylko kolejne rzeczy do wypieprzenia.
„Słyszałeś ostatnio jakieś plotki?”
Mimowolnie zmarszczył nos, jeszcze przez chwilę kontemplując podłoże, po którym stąpali. Wreszcie i Wo`olfe zasłużył sobie na swoją uwagę, choć spojrzenie, którymi obdarowywało się innych, gdy miało się ich za kretynów, na pewno nie było szczytem jego wymagań i marzeń. Więc teraz zachciało mu się słuchać?
Obiło mi się o uszy, że marny z ciebie słuchacz. Musiałem przekonać się na własnej skórze ― odparł, już nawet nie siląc się na ironię, ale jego ton przesiąkał zrezygnowaniem. Jak grochem o ścianę. ― Zabijam, a nie szukam dodatkowych informacji, Jace. Wiem tyle, ile wiesz ty. Z tą różnicą, że to nie ja przespałem napad. Ironia losu, co? Możliwe, że też postawiłeś już na przeciek, bo w innym wypadku trudno byłoby tu komukolwiek się dostać. ― Wzruszył barkami i podszedł do kanapy, o którą opierał się Wilk, ale sam dla odmiany zajął na niej miejsce, układając wygodnie gojącą się rękę na podłokietniku. Odchylił głowę do tyłu i przekrzywił ją w bok, by móc lepiej przyjrzeć się młodzieńcowi. ― Jakieś podejrzenia? Kiepscy znajomi z przeszłości, których jeszcze nie dopadłeś?
Cokolwiek?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 3:16  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Najwidoczniej by nie wpadł, zważywszy na to, jakie słowa wyrwały mu się chwilę przed oczywistością Growlithe'a.

Przyjrzał się ponownie mężczyźnie. Cholera, zabawny był. Zapisał się już do Comedy Central?
- Żal człowieka ściska, że trzeba ci wszystko tłumaczyć. Czy mam bardziej sprecyzować pytanie? – Uniósł brew w (zbyt) wymownym geście. - Czy słyszałeś jakieś ciekawe plotki, panie Grimshaw? Pardą. Panie Zabijam-a-nie-szukam-informacji-Grimshaw? Może coś lepszego od: „jak sam wiesz, masz wrogów, Jace, ale przypominam ci o tym, na wypadek gdybyś jednak o nich zapomniał”.
Małe zwierzątko odchylało pyszczek na bok, wciąż i wciąż, w widoczny sposób domagając się dawki pieszczot. Lihra otworzył ślepka dopiero w momencie, w którym drapanie za uchem się skończyło, a on z zamiarem zabicia cukrem zerknął z dołu uroczym spojrzeniem na swojego właściciela, który w chwili podejścia Ryan'a, automatycznie zmarszczył brwi i prychnął pod nosem, najwidoczniej demonstrując mu swoje zdanie na całą sprawę.
- Nie mam kiepskich znajomych z przeszłości. Cała wieś śpiewa o mnie tylko radosne piosenki – powiedział poważnie, by chwilę po tym warknąć pod nosem. - Zgłupiałeś? – Oparł polik o dłoń i westchnął niemalże cierpiętniczo. - Z jakichś niemożliwych powodów niektórzy mnie szczerze nienawidzą. Myślisz, że podpadłem tylko jednej osobie? Ryan, ja nawet ciebie wkurwiam i nie zdziwiłbym się, gdybyś pewnego dnia chciał przyłożyć mi nóż do gardła, ale...
Growlithe wyprostował plecy, by zaraz przy pomocy jednej tylko ręki, przeskoczyć przez oparcie kanapy i usiąść na niej skrzyżnie obok Ryan'a. Lihra w ostatnim momencie rozprysnął się w niebyt, unikając tym samym zmiażdżenia przez cielsko swojego narwanego właściciela, podczas gdy jemu nie przyszło nawet przez myśl, że mógłby zrobić zwierzakowi krzywdę. Oparł obie dłonie na skrzyżowanych kostkach i przyjrzał się sceptycznie minie ciemnowłosego.
Nie zdziwiłbym się...
Siedząc całkowicie bokiem, oparł się ramieniem o kanapę. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, mógłby nawet pomyśleć, że spokojnie rozmawiają, że to tylko kolejne spotkanie dwóch znajomych, nie mogących sobie zarzucić nic poza: „ale brzydka pogoda, a ty zmokłeś, nie dbasz o sobie, co za szkoda”.
- Ale tego nie zrobisz – dokończył wreszcie. Wzruszył barkami na tyle, na ile pozwalał mu na to stan i obecna pozycja, ale na dobrą sprawę – te słowa nie były mu obojętne, bo faktycznie wierzył, że Ryan, choćby miał idealną możliwość przerwania jego życia, ostatecznie by tego nie zrobił. Miał już na to wystarczająco wiele możliwości. - Wiesz po co to przerwałem.
Bo na pewno nie ze względu na „ojej-tragiczny” stan ciemnowłosego. Jeszcze nie upadł tak nisko, żeby martwić się czyimś zdrowiem. Kąciki ust uniosły się nieco ku górze, dokładnie wtedy, gdy po raz kolejny zabrał głos:
- Bywasz uroczy, gdy jesteś taki oczywisty. Naprawdę chciałeś się ze mną kochać w jakiejś usyfionej norze.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 11:53  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
I kto tu tak naprawdę był zabawny?
Żal człowieka ściska, że nic do ciebie nie dociera ― zaoponował i pokręcił głową z politowaniem. Odnosił wrażenie, że najlepszym wyjściem byłoby złapanie go za włosy i tłuczenie jego mordą o ziemię po każdym wypowiedzianym słowie, byłby tylko wbić je do tego pustego i zapatrzonego w siebie łba. To, że przypadkiem by go rozwalił, nie było aż tak istotne. ― Nie, Jace. Nie słyszałem żadnych plotek. Jeśli jesteś nimi zainteresowany, zacznij obracać się w towarzystwie pań w podeszłym wieku. Może przypadkiem dowiesz się o pikantnych przeżyciach sąsiadów, bo widocznie takie sprawy interesują cię najbardziej. Plotki ― ostatnie słowo opuściło jego usta także przyprawione o prychnięcie. Jego nieodparta chęć posiadania wiedzy nie pozwalała mu na pamiętanie o tym, że chodzące po okolicach słuchy nie zawsze były prawdziwe. Właściwie wszyscy dookoła czekali tylko na odpowiednią okazję do zafałszowania jakichś informacji. No i trudno było dogodzić komuś, kto wiecznie kręcił nosem w niezadowoleniu, a Jonathan definitywnie miał z tym poważny problem. Jeśli chciał twierdzić, że jest lepszy od innych, musiał się bardziej postarać. Na razie marnie mu to wychodziło.
Ciemnowłosy odgarnął ręką ciemne włosy do tyłu i przez chwilę podziwiał sufit jaskini. Oczywiście, przez cały czas wysłuchiwał marudzenia mu nad uchem, co nie wnosiło nic do odnalezienia odpowiedzi an pytania: Kto? Po co? I jak? Oderwawszy głowę od oparcia, zwrócił twarz ku białowłosemu i nie wcinając mu się w słowo wyciągnął w jego stronę palec wskazujący, którym trzykrotnie dotknął różnych punktów na jego czole, by wreszcie z rezygnacją wyciągnąć całe ramię na oparci kanapy i ciężko wypuścić powietrze przez usta, zawiedziony tym, że jego plan się nie powiódł.
Nie masz wyłącznika, co? ― mruknął znużony i przymrużył na chwilę powieki. W ciszy, która na chwilę zawisła pomiędzy nimi, rozbrzmiało ciche pstryknięcie palców. Drobny gest zmuszający go do chwilowego skupienia się, chociaż Ryan i tak już dawno przestał liczyć na to, że albinos oszczędzi sobie zbędnego trajkotania. Zawsze byli odlegli od prowadzenia między sobą pozbawionych złośliwości konwersacji. Gdy jeden zaczynał, drugi musiał skończyć i tak w kółko. ― Nie schlebiaj sobie tak. W przeciwieństwie do nich mam lepsze rzeczy do roboty niż uganianie się za tobą i knucie niecnych planów. Mając cię pod ręką, nie jesteś aż tak trudnym celem ― na skutek szerokiego ziewnięcia końcówka jego wypowiedzi została nieco przedłużona. Tym razem to on ziewnął, eksponując przydługie i nienaturalnie zaostrzone kły. ― Nie obchodzi mnie, ile osób siedzi ci na ogonie. Nie jesteś pępkiem tego świata, choć zdaje się, że na ten temat masz inne zdanie. Nie wszyscy z nich wiedzą o kryjówce. ― Pewnie dlatego, że nazwa sama w sobie do czegoś zobowiązywała. ― Samo bycie wkurwiającym nie jest jeszcze powodem, by wysłać cię wreszcie na drugą stronę, żebyś gnił w ziemi jak na trupa przystało. Jeśli to ci w czymś pomoże, jeden z nich spytał czy wciąż jesteś aż tak sentymentalnym przywódcą ― rzucił i poklepał ręką miękkie obicie kanapy, po czym ponownie ogarnął niewzruszonym spojrzeniem zniszczony salon. Wątpił, by te dwie sprawy można było jakoś ze sobą powiązać, ale istniał jakiś cień szansy. Ewentualnie mieli do czynienia z przypadkowymi włamywaczami, którzy zadziałali pod wpływem informacji, licząc na to, że pójdzie im gładko. Absolutny brak profesjonalizmu.
„Ale tego nie zrobisz.”
Co za uderzająca pewność siebie.
Mógłby to zrobić. Możliwe, że jeśli kiedyś będzie znudzony, a głupota kochanka przestanie być dla niego jedną z form rozrywki, po prostu poderżnie mu gardło. Tymczasem byłoby szkoda rezygnować z własnej dziwki, bo choć młodzieniec mówił za dużo, wciąż sprawdzał się w tej dziedzinie. Trzeba jednak przyznać, że swoim zachowaniem często budził niechęć, a dotykanie go przestawało być aż tak kuszące niż w momencie, w którym ograniczał go knebel.
No co ty. Zamierzałem podnieść cię, zapierdalać przez całą Desperację, przejść przez mury, a później nie kochać się z tobą, a pierdolić cię na nowym łóżku w jebanej IKEI, do której byśmy się włamali. Może nawet pozwoliłbym ci wybrać materac, ale tylko, jeżeli byłbyś grzecznym chłopcem. Marne szanse, hm? Jak widzisz, ominęło cię sporo atrakcji ― wymruczał, nawet tym razem nie dając się sprowokować. Właściwie jego słowa brzmiały całkiem poważnie, gdyby nie to, że Wo`olfe nie był dla niego aż tak wart zachodu, a i gdyby nie to, że przed przyjściem na świat nie ustawił się w kolejce po romantyzm, można byłoby przysiąc, że naprawdę by to zrobił. Ręka mężczyzny zsunęła się z oparcia, nim nachylił się w stronę Wilczura. Po chwili opuszki musnęły kark chłopaka, by na koniec palce mogły wpleść się w miękkie włosy młodzieńca. ― Myślałem, że usyfione nory to twoje ulubione warunki. Jak na kogoś, kto zamierzał to przerwać, wyglądałeś na całkiem chętnego. ― Tym razem to on rozdarł brutalnie dzielącą ich odległość. Naparł ręką na głowę Wilka, zmuszając go do przysunięcia się i postąpił dokładnie w ten sam sposób, co Charlie, gdy postanowił to zacząć i musnął wargami kącik jego ust, zaciskając palce na jego śnieżnobiałych kłakach. W momencie, gdy szarpnął za nie, cień delikatnie przesunął się po twarzy wymordowanego, by zaraz niczym czarna wstęga przesłonić mu pole widzenia, oplatając się na jego oczach. Grimshaw przesunął nosem wzdłuż jego szyi. ― Tak, wkurwiasz mnie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 15:52  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
„Nie masz wyłącznika, co?”
- A ty włącznika. Trochę uczuć przydałoby się, by poprawić twoje kontakty międzyludzkie, aktualnie porównywalne do umiejętności komunikowania się przydrożnej krowy. Wiesz, że takim sposobem nikt cię nie polubi? Nie wszyscy też chcą się pieprzyć z górą lodową. Prędzej czy później to zwyczajnie się nudzi. – Ramiona ponownie uniosły się i opadły zaraz, w wymownym geście, jakby faktycznie nie mówił o czymś ważnym. Trudno też byłoby mu uwierzyć w to, że Ryan potrafiłby się z kimś zakumplować, o głębszej relacji nie wspominając w ogóle. Na chwilę obecną na wszystkich by tylko fukał i próbował taksować ich ostrymi spojrzeniami, najwidoczniej usilnie myśląc, że każdy w Desperacji jest tchórzliwym szczurem. Z błędu nie wyprowadził go dotychczas nikt.
Nie uczył się na błędach, choć zarzucał to Jonathanowi? Jego duma nie ucierpiałaby, gdyby czasami pochylił głowę w skruszonym geście, bo tak się składa, że nie za każdym razem miał rację. Wymiana ich – sprzecznych – poglądów mijała się z celem i pewnie dlatego Growlithe przemilczał już kwestię plotek. Prawdopodobnie nowe informacje to jedyne, co byłoby w stanie zaintrygować młodego buntownika, ale skoro Ryan nie przynosił mu nic, prócz swędu własnej krwi... cóż. Krucho. Beznadziejnie.
„Nie pochlebiaj sobie”.
Oh, tak. Pierdol sobie. Myśl, że jesteś lepszy, mądrzejszy, bo nie unosisz głosu. No dalej. Bądź sobie świętym pierdołą, sądzącym, że zeżarł wszystkie rozumy, bo dane mu było zobaczyć jakiegoś boga czy inne tałatajstwo. Białowłosy ze znużeniem przeniósł wzrok na Lihrę, wdrapującego się powoli na kanapę. Miniaturowych rozmiarów pazury wbiły się w materiał mebla, a maluch starał się wspiąć na górę, co na chwilę obecną wychodziło mu raczej pokracznie.
„Nie jesteś aż tak trudnym celem”.
Bestia zmarszczyła czarny nos, raz jeszcze podskoczyła i wreszcie uczepiła się brzegu kanapy, by ostatecznie – przy pomocy tylnych łap – wdrapać się wreszcie na wymarzone miejsce.
„Nie obchodzi mnie”.
A co go właściwie obchodziło? Czegokolwiek by się mu nie powiedziało, jakkolwiek nie przedstawiło swojego punktu widzenia – nie potrafił tego przyjąć do wiadomości. Uparty, arogancki i zbyt dumny, by przyznać się do błędu. „Chory plan, Jace”. Tyle potrafił powiedzieć, nie robiąc nic. Co jeśli okazałoby się, że to wszystko miało jakiś swój cel? Chodź, mały. Lihra szybko wskoczył na nogi swojego pana, puszystym ogonem przesuwając po jego obandażowanych nadgarstkach. Oczy zalśniły w półmroku, by zaraz zniknąć za powiekami. Kolorowy pysk otarł się o udo Jonathana z cichym pomrukiem zadowolenie. Zaraz przewrócił się na grzbiet, uwydatniając brzuch – jedyną drogę do jego pełnego zaufania.
„Ominęło cię sporo atrakcji”.
- Przeżyję – wreszcie włączył się do rozmowy, ignorując już zachowanie pupila. Powrócił natomiast spojrzeniem do tajemniczo rozgadanego Ryan'a i odchylił uszy do tyłu, jakby to miało uchronić go przed kolejną falą słów, które i tak by do niego nie dotarły. W istocie była to dość wymowna reakcja na... pocałunek.
„... całkiem chętnego”.
And sometimes when you lie to me. Sometimes I'll lie to you. And there isn't a thing you could possibly do. All these half-destroyed lives. Aren't as bad as they seem. But now I see blood and hear people scream. Then I wake up. And it's just another bad dream...
Szarpnięcie, ciemność, irytacja...
Jonathan nie pozostał dłużny. Dokładnie w chwili, gdy na oczach znikąd pojawiła się czarna opaska, Grimshaw również otrzymał urodzinowy prezent – na przedramieniu jego zranionej ręki wytworzył się gruby, czarny pas połączony łańcuchem z dłonią białowłosego. Był potrzebny tylko na sekundę. Growlithe szarpnął ostro, łańcuch zaszczękał, odsuwając kochanka na tyle, by Wilczur mógł spokojnie zejść z kanapy, przy okazji nie wyginając śmiało ciała pod niemożliwym kątem, byleby nie szturchnąć przy tym Ryan'a. Ot, drobna pomoc, która i tak zamieniła się w smolisty pył, po tym jak wykonała swoje zadanie.
- Ty świrze – warknął, w ostatniej chwili powstrzymując się by nie splunąć w bok. Wsunął palce pod czarny materiał odbierający mu wzrok i zerwał go, odrzucając go gdziekolwiek. - Zapominasz się. Przedstawiłem już swoje warunki. Trzymaj się ich, albo próbuj zmieniać gang. Ja z kolei idę na polowanie. Możesz iść ze mną, ale z góry uprzedzam, że jeśli masz zamiar panoszyć się pod łapami, to lepiej będzie, jak zostaniesz tutaj ze swoją kiepską ironią. To jedyne co z tobą wytrzyma.
Z tymi słowami na ustach, odwrócił się narwanie w stronę tunelu i ruszył wgłąb holu, absolutnie ignorując popiskiwania brutalnie zrzuconego z kolan Lihry.

z.t -> pojęcia nie mam gdzie... Ale gdzieś na terenach Edenu. c:
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.14 21:08  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Tu będzie ambitny post o tym jak Ryan nie poszedł za Growem, ale na razie nie chce mi się go pisać.
    z/t.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 19:50  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
....... Nie ma to jak drobny spacerek po okolicy... wróć, to nie był drobny spacerek, a cholerna wędrówka spowodowana brakiem jakiejkolwiek orientacji w terenie. Pora przestać podkreślać ową słabość, bo zaczyna zakrawać to na przesadę. Koniec końców, spacer skończył się powrotem do Nory, z nieprzytomnym wilkiem na rękach, po przygodzie z jakimś zmutowanym grzybkiem. Pomińmy ilość przekleństw, jaką wyrzucił z siebie Rosjanin podczas przeciskania się z towarzyszem do jaskini. Ważne, że wreszcie Bernardyn znalazł się w salonie i mógł spokojnie położyć Zastępce na łaciatej sofie. Minę miał tak pochmurną i gradową, że bez przeszkód można było powiedzieć, że każdy, kto się teraz wtrąci zostanie opieprzony od stóp do głów, uderzony patelnią, nawet jeśli Dalemir miałby przy tym sam oberwać (cóż, tak jest w mniej więcej 50% przypadków). Fakt, unikał bójek, pomagał innym, trwałej krzywdy nie robił, co nie oznaczyło, że rączki zawsze były grzecznie złożone z tyłu za plecami i nigdy nie zderzyły się z czyjąś szczęką. Pomijajmy, kto z reguły bardziej cierpiał na takim uderzeniu. Był człowiekiem, więc tym bardziej nie mógł okazywać słabości w charakterze... mniejsza.
Zakładając, że Fabian zmienił się z powrotem w człowieka, to Butterfly po prostu ułożył go w wygodnej pozycji, ponownie sprawdził oddech oraz puls i położył owinięty w jakąś starą szmatkę lód na brzuch (zagrożenie krwotoku z przewodu pokarmowego tego wymaga). Skąd lód? Zebrany po drodze, przed i potem jak Zastępca ponownie zemdlał. Wymagało to postojów i szybkiego ruchu, ale co poradzić? W końcu było chłodno, więc zimny kompres można było tak uzyskać. Zresztą nieważne, jak, gdzie, kiedy. Póki co nic więcej nie mógł zrobić. Musiał czekać. Jak zaczną się wymioty z krwią... to będzie dość duży problem. Ale koniec z gdybaniem. A nuż to nic groźnego, ale tak czy owak na obie opcje trzeba było się nastawić. A jeśli Fabian dalel był wilkiem... póki co, postępowanie było podobne.
- Cholerne grzyby - skomentował całą sytuację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 20:15  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Tak, podróż była cholernie trudna i uciążliwa również dla nieprzytomnego wymordowanego. Co z tego, że nie kontaktował jako tako ze światem? Co nieco słyszał, ból odczuwał i różne tego typu rzeczy. Nawet ten chujowy zapach do niego dochodził z powodu wszędzie latających zarodków tego pieprzonego grzyba. I tak przy okazji. Kiedy już zeszli jakoś do odpowiedniego poziomu... Jego postać przemieniła się ponownie w człowieczą. Magia? Wyczucie chwili, może czysty fuks? Cholera wie, a może nawet i trzymał jakoś siły na to, albo najprościej w świecie wymiękł i jego moc przestała działać? Na pierwszy rzut oka tego nigdy się nie dowiemy. Przecież nie został zbadany, nee?
Meh... Ułożony w miarę wygodnie leżał całkiem nieprzytomny. Oddychał nienaturalnie, szybciej niż powinien. Po jego czole spływały coraz to nowsze krople potu. Nie byle jakiego. Był on lepki i zimny. Jego cera bladsza niż zwykle, miejscami drobne zaczerwienienia, tak zwana pokrzywka. Jednakże nie pitolmy tu o nim, bo to na razie jedyne co widać po nim samym.
Ważne jest to, że... Właśnie, nie byli sami w salonie. Minęło zaledwie kilka minut, a cały pokój, korytarze, wszystko zostało zawalone kundlami i innymi członkami organizacji. W końcu nie byle kto ma problemy, nieprawdaż? Te ich chamskie teksty, zadziorne, pogardliwe i kpiące z blondyna uśmieszki. Wszystko sprawiało wrażenie, że modlą się by nie wyzdrowiał, że pragną jego śmierci, że nie chcą go tu widzieć. Bogu ducha winny blondas zaszedł im nieraz za skórę swoim podejściem do życia i niezwykłym optymizmem. Po prostu ich irytował swoim zachowaniem, za pewne również i samego szefa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 23:25  •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
Jeśli wierzyć wiejskim przesądom wycie psa zwiastuje śmierć. Nieubłaganą, prędką śmierć, która zaciska swoje kościste szpony na ściśniętym w bólu gardle i pochyla się, by złożyć na sinych ustach ostatni pocałunek. Ostatnia formalność, konieczna, by uzyskać wieczność. Gdzieś teraz, poza mamrotem zebranych, ponad szeptami i pomrukami plotek rozległo się pierwsze, wysokie wycie. Serenada dla księżyca została prędko wspomożona przez parę następnych głosów. Niskie sklepienie odbijało od siebie ten dźwięk, aż w końcu psia pieśń ucichła, gdy samego kundle wtargnęły do salonu. Rozproszyły się po pomieszczeniu jak cienie, przebiegając za cudzymi plecami lub chowając się gdzieś w mroku.
Większość zebranych wiedziała, co oznacza ich obecność. Ostre kły wychynęły zza warg podpalanego dobermana. Gdzieś w kącie zapiszczał roztrzęsiony z podekscytowania Shirow. Avery błądziła lodowym spojrzeniem po zebranych, dysząc cichutko pod nosem i powstrzymując się ze wszystkich sił, by nie zerwać się do szaleńczego biegu. Ósemka wiernych psów, wtopiona w tło, przyglądała się w skupieniu samemu powodowi tego zamieszania.
Nie trzeba było zresztą czekać wieków, by z korytarza wyłoniła się szczupła sylwetka. Wpierw nogi okute w ciężkie, czarne i mocno zasznurowane buty, naraz twarz i pierś, wysuwające się z lepkiego, kruczego mroku, aż w końcu młodzieniec o wiecznie zmęczonym wyrazie twarzy przystanął w towarzystwie nieodłączonego Abstracta. Growlithe wsunął palce w potargane przez wiatr włosy i przeczesał je, odgarniając kosmyki z oczu.
„Pa-Paniczu... bo... wysłał mnie Dal... Dam... Dalemir! Dalemir, tak.”
Przebiegł pochmurnym spojrzeniem po zebranych. Tylko niektórzy zwrócili na niego uwagę, natychmiast milknąc. Inni wciąż pochylali się ku sobie, szepcząc sobie na ucho dorodne obelgi i uśmiechając się perfidnie pod nosem, życząc tym jak najgorzej nieszczęsnemu zastępcy. Dopiero, gdy jeden z Psów parsknął cichym śmiechem, w pomieszczeniu rozległo się warknięcie, jak trzask łamanego na pół drewna. Kły zalśniły, gdy uniósł górną wargę w wyrazie nieznośnie szczerego obrzydzenia. Nie musiał nic więcej mówić. Cisza rozłożyła cię ciężkim kocem, hamując rozmowy nawet najbardziej dorodnych plotkarzy.
Dwubarwne spojrzenie, pełne mieszanych uczuć zawisło na Delamirze.
„Bo Fabian, wielki grzyb, trujące opary, omdlenie, nieznane skutki uboczne, wymioty, zawroty głowy, grzyb wybucha, bum, zarodniki lecące w stronę miasta!”
Słabo konkretny ten twój posłaniec, Bernardynie – parsknął, wreszcie zsuwając wzrok na zbitego zmęczeniem Fabiana. Jak po pstryknięciu palcami grymas na ustach białowłosego się powiększył. Czysty niesmak. Co ten narwany idiota znowu wymyślił? W co się, do diabła, wpakował? Kto go porwał, zgwałcił, pobił i zabił?
Pewnie pożałuję tego pytania, ale... – Przesunął dłonią po twarzy, na moment ściskając palcami kąciki oczu. Gdy ponownie zerkał w stronę lekarza, w jego ślepiach malowała się już tylko perfekcyjna irytacja. ― ... o co, do cholery, chodzi?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Duży salon - Page 6 Empty Re: Duży salon
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 23 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 14 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach