Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next

Go down

Pisanie 14.05.14 23:33  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Słuchał Dalemira. Bla bla bla... zależy... bla... wstrząs... bla... bla... coś tam o Wymordowanych... Growlithe lekko kiwnął głową, z wzrokiem wbitym w Fabiana, tylko po to, by dać Bernardynowi znak, że go słucha i stara się kodować jego słowa... Coś tam o czymś tam... Lekko zmrużył ślepia... „Generalnie wyróżniacie się podwyższoną odpornością, tak więc jest szansa, że z taką dozą adrenaliny, jaką mu przed chwilą dostarczyłeś, organizm sam się zregeneruje.” Cholera. Powinien zostać lekarzem. Bla... bla... Ciekawe, czy gdyby zasadzić marchew na początku sierpnia...
Myśli powróciły do stanu trzeźwości w chwili, w której przybyła Evendell. Jej zapach był bardzo intensywny, drażnił nieco czuły węch Kundla, ale ostatecznie uśmiechnął się nikle na jej widok. Stężenie takiej ilości miłosierdzia i pozytywnej energii w tak niewielkim ciele powinno dawno skutkować destrukcją, ale – jak widać – anielica świetnie się trzymała. Dopiero słysząc jej słowa mina mu zrzedła, a dłoń mimowolnie powędrowała na twarz w dość wymownym geście.
Musiał być naprawdę podłym człowiekiem w swoim poprzednim wcieleniu, że teraz życie tak kopie go po dupie. Chwała Niebiosom, że dziewczyna stosunkowo prędko się ogarnęła i przystąpiła do działania. Sam wycofał się na parę kroków, obrzucając spojrzeniem jej drobne dłonie i czasami tylko zerkając na obitą twarz swojego zastępcy. Najdrobniejsze choćby zaczerwienienie znikało z pola widzenia, zastąpione zdrową skórą bez skazy. Według Growlithe'a Fabianowi do twarzy było z tymi pamiątkami po pięści, ale... co on tam wiedział?
Wróć.
Zdecydowanie lepiej było, gdy Fabian wiercił się zbity gorączką i cierpieniem. Czarne uszy Wilczura przylgnęły do czaszki, gdy tylko Opętany doskoczył do niego i zaatakował tym swoim cudownym wyszczerzem godnym prezentera wybielającej pasty do zębów.
„Ty się o mnie martwiłeś!”
Grow zmrużył jedno oko, obrzucając go spojrzeniem w stylu: „lolwhut, niby kiedy?” by zaraz otworzyć usta... i... naprawdę chciał coś powiedzieć. Jak nigdy. Przygotowywał mowę przez całe siedem sekund, odchrząknął chwilę przed, obliczył trajektorię ruchów meteorytu względem... nieważne. Po prostu nie... nie... po co? No, kurwa, po co? Głowa Growlithe'a – z trzaskiem w tle -  odchyliła się do tyłu, a białe kosmyki opadły na zaczerwieniony policzek, nos i oczy. Gdyby nie grzywka, każdy mógłby dostrzec śmiertelny błysk w ślepiach Wilczura. Tylko górna warga mu drgnęła, w iście zwierzęcym odruchu. Automatycznie przesunął opuszkami palców po śladzie jaki pozostał na jego twarzy.
Naburmuszył się, słysząc jego słowa. Chciał pomóc, tak? A zawsze kończyło się podobnie. Wpierw zarzucano, że potrzeba adrenaliny, a w jakim innym momencie jej dawka zostanie wydzielona, jak nie w chwili,  w której ciało boryka się z problemem „być albo nie być”? Growlithe podniósł rękę i zdawać by się mogło, że ma zamiar pograć w ping-ponga i oddać kumplowi, ale zamiast tego jego dłoń spoczęła na głowie Fabiana. Przeczesał palcami blond kosmyki z marudną miną.
No już. Lepiej postaw piwo Dalemirowi w jakiejś spelunie, a nie drzesz ten pysk, że sąsiedzi trzy domy dalej patrzą po sobie zdziwieni.
I co z tego, że mieszkali na całkowitym zadupiu? Tu nawet Bóg nie przychodził w odwiedziny. Sam wiatr czasami przemknął po pustyni, poruszając malutkimi drobinkami piasku, ale to jedyny gość, jaki ich odwiedzał.
Uważaj na siebie, szczeniaku. – Uśmiechnął się wyzywająco, po czym wyminął Fabiana i podszedł do Evendell. Pochylił się nad nią, przykładając szorstką w dotyku dłoń do jej policzka. Pogładził kciukiem gładką skórę anielicy, w niemym podziękowaniu za udzieloną pomoc, by zaraz wsunąć dłonie pod jej kolana i jedno z ramion  i podnieść ją z ziemi, tym samym zmuszając ją, by oparła się o jego tors, w chwili, w której postąpił pierwszy krok w kierunku tunelu. Moment później ogarnęła ich ciemność. Słychać było jeszcze ciężkie odgłosy uderzających o ziemię butów Growlithe'a, stukot psich łap, aż w końcu wszelaki słuch po nich zaginął.

| zt + Evendell, bo czemu nie. *jawne uprowadzenie* |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.14 19:47  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
.......Cóż, Bernardyn zdecydowanie za dużo mówił w medycznym żargonie, zamiast po prostu to skrócić i powiedzieć sensownie, a co ważniejsze - krótko. No nic, co się stało, to się nie odstanie. Mógł sobie zapisać to i owo na temat alergii u Wymordowanych. Odciąć kontakt od alergenu, zapewnić ciepło, a adrenalinę podawać w ostateczności (ewentualnie można zamienić to na wezwanie Evendell)... Fabianowi jeszcze tylko wręczyć nagrodę za przypadkowe bycie królikiem doświadczalnym i voila. Niemniej widok poniekąd "starcia" pomiędzy zastępcą i przywódcą był dość... interesujący. Jednak już same relacje łączące tą dwójkę niezbyt interesowały Dalemira. Nie jego sprawa, a nie odczuwał jakiejś wewnętrznej chęci, by się w to wtrącać. Pokręcił jedynie ze swoistego rodzaju niedowierzaniem głową, nadal nieprzyzwyczajony do widoku aż tak optymistycznej osoby.
- Coś nie bardzo udało ci się go zatrzymać - skomentował krótko, wpatrując się w punkt, gdzie wyszedł Growlithe.
Delikatnie położył pudełko na kanapie, uważnie przeglądając jego zawartość. Sprawdzał oznaczenia, kodował w pamięci poszczególne substancje, by w przyszłości nie być zależnym od innych z powodu niewiedzy. W najbliższym czasie niewątpliwie będzie musiał sporządzić sobie listę, jednak to nieco później. Łypnął ponownie na Fabiana, unosząc przy tym delikatnie brwi, jakby chciał się spytać "jeszcze tu jesteś?".

//Ślepota i bezwenie nie boli... ponoć
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.08.14 2:55  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Odrzucił uświniony do granic możliwości bandaż i wsunął z powrotem na tors biały t-shirt. Zabliźniony brzuch został przysłonięty przez miękki, lekki materiał, zaraz zresztą nieco wygładzony dłońmi, prześlizgującymi się, aby wygładzić fałdy koszulki. Nie miał czasu na to, by wejść do siebie i poszukać nowych, czystych ubrań i choć aktualnie były szczególnie wygodne, to jednak praktycznie cały lewy rękaw odznaczał się szkarłatem na śnieżnej barwie. Cóż. Przynajmniej nie musiał się już obawiać, że nie sprawdzi się jako książę ratujący księżniczkę w opałach. Głupio byłoby nagle zamienić się rolami z Evendell.
Buźka, Jace”, mruknęła Shatarai monotonnym głosem. Najwidoczniej wciąż chowała urazę za to, że nie pozwolił się jej wykazać przy nieznajomym bohaterze. Growlithe zignorował jej ton, ale natychmiast zrozumiał przekaz wilczycy. Poderwał rękę do góry i przesunął jej wierzchem po ustach, rozmazując dodatkowo świeżą krew po policzku. Smugi czerwieni ostały na jego skórze, gdy odsuwał dłoń i przyglądał się z niechęcią śladom przeszłości. Żywy kolor tej posoki mógł w zasadzie należeć do każdego - również do Evendell, która w tej chwili - jak przypuszczał - walczyła o życie.
Ściana jęknęła marudnie, bo nie w smak jej było spotkanie z pięścią Jonathana. Wilk warknął oschle, szarpnięciem odrywając się od mokrej gleby i rzucając w przestrzeń nieme wyzwanie dla frajerów, którzy postanowili... którzy w ogóle śmieli tknąć jego własność. Z całą pewnością człowiek, który uprowadził anielicę pragnął rozrywki, tak silnie targając się w kierunku śmierci, a Growlithe nie miał zamiaru tego życzenia zostawiać bez odzewu.
Białowłosy dosłownie opadł na starą kanapę, zakładając ręce za głowę. Po dzisiejszym śniadaniu czuł się świetnie - jakby umarł i powstał raz jeszcze - ale najważniejsze w tym wszystkim było to, że krew tego śmiałka, zaleczyła wszystkie jego dotychczasowe rany. Dzięki temu nie było mowy o nagłych zawrotach głowy, dzięki którym zwaliłby się z muru i trzasnął głową w czyjś parapet. Wystarczyło tylko ruszyć swoje leniwe siedzenie i wybyć razem z Psami, by odzyskać medyczkę.
A Psów jak nie było, tak nie było...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.14 13:02  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Gavran nie spodziewał się, że nieznajomy chłopak od razu się zgodzi. W końcu Kruk zabiera go nie wiadomo gdzie, do nie wiadomo kogo. Może tak naprawdę Gavie zabrał go, żeby w bardziej odosobnionym miejscu upiec i zjeść? To jest całkiem możliwe, w końcu jesteśmy w Desperacji. Ale skoro to to małe czerwonowłose chciało... no to spoko!
Gdy szli, Gav był lekko zaniepokojony. W końcu chyba nie powinien tak po prostu brać sobie coś z ulicy i przynosić do kryjówki, Growlithe mógłby się wkurzyć. Miejmy nadzieję, że Kruk  go nie spotka po drodze. Wyjął komórkę, ale przywódca nie odpisał. To... to jeszcze gorzej. Ale co tam! Najwyżej Grow wytrze nim podłogę, przyozdobi ściany.
Na początku Opętany chciał pomóc chłopakowi, ale ten sam dał radę za nim iść. Szli tak jakiś czas, bez słowa, aż doszli do kryjówki.
- Weź się też jakoś zachowuj... no, sam wiesz o co chodzi. - powiedział, przełażąc przez wyrwę w ścianie. Znaleźli się w istnym labiryncie tuneli, których nikt, kto nie był psem, nie dałby rady tu się nie zgubić. Samemu Gavranowi na początku to się zdarzało, ale już się nauczył i znał te jaskinie jak własną kieszeń. Uznał, że najpierw pójdzie do salonu. Lepiej już w sumie pokazać to to małe czerwonowłose ludziom. A Growlithe... Grow dowie się później. Właśnie. Najlepiej jest to odsunąć.
- Pewnie będziesz musiał coś zrobić. Zabić kogoś, zapolować... a nie wiem. Wiesz, żebyś pokazał, że jesteś coś wart. - mruknął, idąc ciemnym korytarzem. Gdyby Shion jednak miał jakieś problemy z chodzeniem, Gav pomógłby mu i podtrzymał go, pozwalając na jakieś przerwy co jaś czas. Czerwonowłosy na pewno nie czuł się tutaj pewnie. W końcu jest ciemno, cicho, jaskinie, a on sam łazi sobie tutaj z nowo poznanym chłopakiem. Ale sam chciał, także... no.
Wreszcie doszli do salonu. Gav zajrzał i...  natychmiast się cofnął.
- Fuck. - szepnął, opierając się o ścianę. - No nic. Przecież mnie nie zabije, dużo osób przynosiło nowych.
Wszedł do salonu, trzymając za ramię chłopaka. Spojrzał na Wilka rozłożonego na kanapie. Białowłosy przywódca wyglądał na lekko zdenerwowanego, ale najważniejsze bylo dla Gava teraz pokazanie czerwonowłosego jak z najlepszej strony.
- Hej, Growlithe. Nie wiem, czy dostałeś sms'a, ale... - tu wypchnął lekko swoją zdobycz przed siebie. - Ale znalazłem na ziemi w zaułku i jest nawet fajny. Znaczy aktualnie jest chyba trochę sponiewierany, ale z tego co wiem... no. Wyraził chęci przyjścia  i był zainteresowany psami. Oczywiście nic takiego mu nie powiedziałem o nas. - Gavran, czemu się tak nieskładnie tłumaczysz? Czyżbyś się bał Growa? - I go wziąłem. Może się przydać. Ale oczywiście to Twoja decyzja. Bo.. no. Ja tam nie wiem jak to jest i wolę no. Ale dla mnie on jest spoko.
Odetchnął głośno, zerkając to na Wilka, to na małe czerwonowłose. Teraz wszystko zależy od przywódcy i jego aktualnego humoru~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.14 17:52  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Może to było bardzo podejrzane dla nieznajomego, że Shion tak ochoczo przystał na jego propozycję, ale tak szczerze powiedziawszy to chłopak w ogóle się tym nie przejmował. Najważniejsze, że ostanie doprowadzony tam, gdzie chciał. O ile przez większą część drogi nie czuł się najlepiej, ta tylko kiedy wkroczyli w ciemności, niemalże od razu odżył. Ciemne i wilgotne miejsca były dla niego najlepsze. Plus widział całkiem nieźle w ciemnościach. Jego nietoperze geny jednak przydawały się do czegoś.
Zerknął na ciemną czuprynę, która szła przed nim.
- Bez obaw. – odparł cicho. Co jak co, ale potrafił zachować się w miarę przyzwoicie. Czyli milczeć praktycznie przez cały czas i odpowiadać zdawkowo na zadawane pytania. I tak tym razem będzie. Jak spotka się z ich przywódcą to zagra uniżonego i posłusznego psiaka. Wszystko po to, by przeniknąć w ich szeregi.
Tak naprawdę nie wiedział co się stanie i co może zastać. Równie dobrze mogą nie chcieć go słuchać i od razu rzucą się na niego z zamiarem pozbawienia życie. To też była całkiem możliwa opcja, wszakże jeszcze niedawno był ich wrogiem. Ale zawsze istniała szansa, że go nie rozpoznają. Albo przywódca nie będzie wiedział kim jest Shion. Mały procent na to, ale zawsze coś.
Skinął ledwo zauważalnie głową na kolejne słowa swojego towarzysza. Nie ma problemu, zrobi wszystko co mu rozkażą. Zabije, okradnie, zapoluje. Był gotowy na naprawdę wiele w tym przypadku.
W końcu dotarli do celu. Chłopak uniósł głowę przyglądając się białowłosemu i aż cofnął się, jednakże dłoń bruneta w tym momencie złapała go za ramię wpychając do środka.
Źle. Nie przypuszczał, że tak szybko przyjdzie mu skonfrontować się z tym osobnikiem. Wszyscy, byle nie on. Miał nadzieję, że jednak nie zapamiętał jego twarzy. Wszakże było wtedy ciemno…
Brunet zaczął się tłumaczyć. Bał się. Shion z łatwością to wyczuł. Jakby ten na kanapie był…
O kurwa. Jest bardzo źle.
Nie spodziewał się tego, naprawdę. Nie przypuszczał, że jeden z tych dupków będzie przywódcą organizacji DOGS. To wszystko zmieniało. Musiał coś na szybko wymyślić, bo inaczej… Nie, chwila. Nic nie zmieniało. Nadal musiał zagrać skruszonego. W sumie nie miał nic innego do stracenia, oprócz swojego życia. A ono w tym momencie było już bezwartościowe, od chwili, kiedy został sam. Przez niego.
Shion zacisnął mocniej palce, aż pobielały mu knykcie, po czym wystąpił do przodu i gwałtownie się pochylił przed białowłosym.
- Przepraszam! Za to, co się wtedy stało i że podniosłem na Ciebie rękę. Ale byłym zwykłym pachołkiem, pionkiem. Musiałem słuchać rozkazów swojego byłego przywódcy. Jednakże odeszłam od nich, kiedy zrozumiałem, że ich postępowanie jest nie w porządku. I są tchórzami, którzy boją się stawić Wam bezpośrednio czoła. Mogę powiedzieć Wam tyle, ile wiem na ich temat. Może chociaż odrobinę pomoże Wam! – wyrzucił z siebie potok słów i uniósł nieco głowę, spoglądając na mężczyznę ze łzami w oczach. Oczywiście, że nie było mu z tego powodu przykro. Musiał grać, o to w tym wszystkim chodziło. Musiał wkupić się w ich łaski a wymuszenie łez nie było trudne. Wystarczy, że przywołał w głowie obraz, kiedy jego ukochany był mordowany z zimną krwią. To wystarczyło.
- Nazywam się Shion i chciałbym do Was dołączyć. Jestem w stanie uczynić wszystko, co będzie potrzeba, by dowieść mej lojalności. Zabiję tego, kogo mi wskażesz. Okradnę, zastraszę. Wszystko, co tylko chcesz. – dodał po chwili. I czekał. Na jakiekolwiek słowo, gest, cokolwiek. Nawet na ewentualne uderzenie ze strony białowłosego. Bo jego przyszłość i dalsze postępowanie zależało właśnie od tego. Ale jeśli przyjdzie co do czego, to tanio skóry nie sprzeda. Będzie się bronił i choćby ceną własnego życia, zabierze również cudze.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.14 19:24  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Nie był ułożonym psem. Nie podawał łapy, nie przynosił niczego na zawołanie, nie wykonywał innych narzucanych mu poleceń, gdy twierdził, że coś nie było warte zachodu lub jego zainteresowania. Paradoksalnie był jak kot wśród zapchlonych kundli. Nie dlatego, że spieszno było mu do ucieczki, gdy te szczerzyły kły, bo w tym przypadku było zupełnie na odwrót, ale dlatego, że pomimo zgody na przyłączenie się do grupy, wciąż nade wszystko cenił sobie niezależność i możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. Dzisiaj też nie przyszedł tu, ponieważ w tego wymagała sytuacja, choć z całą pewnością nie zamierzał odpuścić sobie odrobiny rozrywki. Tym, co zmusiło go do zboczenia z trasy był unoszący się w powietrzu zapach nędznego szczura. Na nieszczęście wielu jego pamięć była w nienaruszonym stanie i dla równie wielu była wręcz za dobra. Wszelkie urazy, uprzedzenia i próby uprzykrzenia mu życia kumulowały się w zakamarkach umysłu, by w odpowiednich chwilach dać o sobie znać. Teraz była odpowiednia chwila.
Szczur naprawdę śmierdział.
Niespiesznie kierował się ciemnymi korytarzami, całą swoją niechęć skrywając pod kamienną powłoką, którą na co dzień przyszło oglądać światu, jakby zamysłem samego stwórcy było dopilnowanie tego, by jego dzieło tkwiło nienaruszone. A nawet jeśli – to i tak już posiadało wyraźne skazy. Nie licząc blizny, która niezmiennie przecinała jego policzek niczym drobne, jednak wciąż widoczne pęknięcie, pod jego oczami malowały się lekko fioletowe cienie, przypominające mu o ostatnio zarwanych nocach. Na szczęście nie było ich na tyle dużo, by stracił zdolność trzeźwego myślenia, gdyby nie to, na pewno nie zwróciłby uwagi na to, że ktoś, kogo noga nie powinna przekroczyć progu tej siedziby, kręcił się po niej, choć sądząc po reszcie zapachów, bez wątpienia został już przyłapany.
Im bliżej się znajdował, tym coraz łatwiej było mu wychwycić urywki rozmowy. Kilka kroków naprzód i już był w stanie dowiedzieć się, czego dotyczyła. Sytuacja nie różniła się ani trochę od „Mamo, mamo, przygarnijmy szczeniaczka. Zobacz jaki jest słodki”. Najpierw powinien nauczyć go szczać na gazetę, a nie przyprowadzać, bo była to miłość od pierwszego wejrzenia. Szczeniaczek wcale nie musiał być sprzymierzeńcem. Grimshaw ze zrezygnowaniem wypuścił powietrze ustami. Gdyby z salonu nie dobiegały inne dźwięki, można byłoby przysiąc, że to westchnienie obiłoby się echem w pustym korytarzu, będąc kwintesencją zwątpienia w inteligencję niektórych.
Wreszcie towarzystwo wzbogaciło się o kolejną osobę.
Ciemnowłosy zatrzymał się przy wejściu do salonu, w milczeniu skupiając spojrzenie na znajomej twarzy. Choć najchętniej rozjebałby mu łeb, postanowił przyglądać się temu żałosnemu przedstawieniu, w którym kurdupel uniżał się przed swoim wrogiem, zapominając, że to mogło uczynić go jeszcze mniej wiarygodnym. Tym razem po Ryanie nie było widać, by jakkolwiek go oceniał, po prostu wolał poczekać na dalszy przebieg jego błazenady. Może będzie pierwszą w historii osobą, która faktycznie stanie na rzęsach? Szkoda, że nawet to nie wzbudziłoby w szarookim odrobiny zaufania.
Pytające spojrzenie na moment zahaczyło o twarz białowłosego, by za chwilę znów osiąść ciężko na sylwetce „Shiona” – jeśli naprawdę tak się nazywał – jakby chciało przygwoździć go do ziemi i nieco podciąć mu nogi na scenie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.08.14 23:13  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Los widocznie chciał, żeby umarł wysłuchując tłumaczeń.
Gdy już zdążył na dobre zagnieździć się na kanapie, a jego wysoko postawione dupsko ulokowało się tak głęboko w tym przeklętym, jadącym grzybem i zgniłymi owocami materacu sofy, że myślał, że już go nie wyciągnie nawet dźwigiem, do pomieszczenia wparowały dwie pierwszej osoby,  natychmiast zbiczowane w akcie najwyższego politowania wściekłym spojrzeniem dziewczyny, która po siedmiu godzinach doczekała się amanta na umówionej wcześniej randce. Zostali przywitani niezbyt subtelnie. Growlithe skrzywił się jak ktoś, kto właśnie prawie dostał z rozmachu w twarz. Widok czerwonowłosego chłopaka mu zwyczajnie nie odpowiadał. Narodziło się w nim coś, co znał doskonale, a co na co dzień dusił, miażdżył w dłoniach. Nigdy do końca nie wyplenił z siebie złości, która wzrastała w nim niepodziewanie, podnosząc się do punktu ponad czerwoną kreską.
Choć to Gavran zwrócił się do niego pierwszy, nie uraczył go choćby przelotnym spojrzeniem, mającym mu dać choć szczątkowe wrażenie, że jest zwyczajnie słuchany. Ale nie on go teraz interesował. Na ułamek sekundy nie spuszczał wzroku z sylwetki skruszonego chłopaka, który chyba zgubił po drodze coś cennego. A może rozsądek sam spakował manatki i wyprowadził się do Watykanu, wraz z chwilą, w której rudzielec przekraczał cienką granicę irracjonalności.
„Przepraszam!”
To moment, w którym powinienem wykonać pierwszy krok. Pokiwał powoli głową, jakby faktycznie słuchał jego słów, choć była to doprawdy wadliwa teza, zważywszy na fakt, że jego dwukolorowe spojrzenie ześlizgnęło się nieco z twarzy rozmówcy i spadło gdzieś na wysokość jego obojczyków.
„... pomoże wam!”
Oho. Growlithe zmarszczył brwi. Do jego nosa dobiegła doskonale znajoma woń. Wzrok mimowolnie ześlizgnął się jeszcze odrobinę. Jasne, już pędzę, by oddać się tej chwi---
„Nazywam się...”
O, cholera, co za syf.
„... dołączyć”.
Musiałem pomazać błotem całe podłoże. Gdzieś tu była jakaś szmata... - Podniósł ponownie ślepia, ku twarzy Shiona. - O, tu jest. Czy zechciałbyś przejechać swoją twarzą po tym miejscu?
„Okradnę, zastraszę.”
Podniósł dłoń i przejechał nią po twarzy, chcąc zmyć z niej zmęczenie. I zirytowanie. To była najgorsza decyzja tego... jak mu tam..? Tego tam szczeniaka, który do nich dotarł. Jego woń była tak drażniąca, tak silna, tak... znienawidzona. Choć Growlithe ujrzał błysk kryształowych łez, to poczuł w środku tylko coś na wzór mocnego szarpania. Coś mu w tym wszystkim nie grało. Ale kto wie? Może faktycznie zmądrzał?
Wo`olfe rozleniwionym ruchem podniósł się ze zbyt miękkiej kanapy. Jego psy, które dotychczas siedziały pod ścianami pomieszczenia, teraz poruszyły się niespokojnie. Niektóre zaskomlały cichutko, inne zawarczały, a ich sierść zjeżyła się jak kolce. Wszystkie jednak przeskakiwały z Growlithe'a na Shiona, nie bardzo wiedząc co ma się wydarzyć.
Białowłosy postąpił krok do przodu, aby zbliżyć się do Gavrana i jego nowego znaleziska. W oczach przywódcy pojawił się błysk pobłażliwości, gdy unosił zabliźnioną dłoń. Nie minęła sekunda, a rozległ się głuchy trzask. Na policzku Gavrana wykwitł czerwony ślad po uderzeniu wyższego chłopaka.
- Naiwny kundlu - zwrócił się do niego, cedząc słowa przez zaciśnięte kły. Dopiero teraz można było dostrzec, że na dnie oczu płonął ogień, którego żadne tłumaczenie nie było w stanie ugasić. Jego wysokie płomienie zdawały się dosięgać tęczówek Wymordowanego, gdy w bezlitosnym geście podniósł dłoń i wymierzył karę, przy której nie szczędził siły. - Nigdy więcej nie przynoś żadnych szumowin do siedziby gangu. Nie wiesz czym to może grozić?
Ostatnie słowo niemalże wypluł, z dodatkową porcją zielonego, trującego jadu, niewidzialnego wszakże, ale dla każdego z odpowiednią wyobraźnią, idealnie wyczuwanego.
Nagle jego ręka ponownie poderwała się do góry. Tym razem opadła na głowę Shiona. Palce wsunęły się w czerwone kosmyki, mierzwiąc je i przestawiając w sprzecznych kierunkach, co łudząco przypominało docinki brata, znęcającego się nad swoim młodszym rodzeństwem.
- Mało nas, ale musicie wystarczyć - zaczął zniechęcony. - Akcja nie może czekać. Liczy się czas! Ryan, mianuję cię Rottweilerem, przejmujesz też dowództwo na misji. Ktoś przeciw? - Nie czekał nawet na ewentualne sprzeciwy. - Porwano Evendell, prawdopodobnie to ktoś ze S.SPEC. Jej chusta została znaleziona przed kopułą M3. Jeszcze dziś wieczór musimy dotrzeć pod mury i odbić anielicę, zakładając, że wciąż trzyma się przy życiu. Ryan - zwrócił się do Opętanego, posyłając mu zadziorny, obiecujący uśmiech.  - Wiesz dlaczego ty, prawda? - Kącik ust drgnął ciut wyżej. - Daję wam pół godziny na przygotowanie się i ruszajcie. Ja zajmę się naszym nowym, rozpłakanym szkrabem. - Jak na zawołanie zarzucił ramię na szyję Shiona i przygarnął go do siebie, w niemalże duszącym uścisku. - A później do was dołączymy. Muszę z nim szybko obgadać takie tam duperele. Co nie, szczeniaku?
Spojrzał na rudowłosego, lekko rozluźniając uścisk. Uśmiech, który błąkał się po ustach Wilczura był podejrzanie uprzejmy...


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 07.08.14 13:09, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.08.14 22:44  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Oczywistym było, że widział na twarzy białowłosego całą paletę niezadowolenia z faktu, że jeden z członków jego organizacji przyprowadził do ich kryjówki jakiegoś przybłędę. I w sumie nie takiego zwykłego, a jeszcze do niedawna wroga. A całkiem możliwym było, że został od razu rozpoznany. Jednakże Shion nie zamierzał się od razu zdradzać, a nadal trzymać się swego postanowienia i grania wielce skruszonego chłopca. W tym świecie czasami lepiej było udawać idiotę. Głupim jakoś lepiej się powodziło a ich debilne oraz często bezsensowne akcje można było tłumaczyć głupotą. Zresztą, to zawsze Ci mądrzejsi stanowili większe zagrożenie i przyciągali do siebie kłopoty. A Shion wolał nie zwracać na siebie uwagę innych.
Skończył mówić i teraz trzeba poczekać na werdykt. Usłyszał, że ktoś jeszcze wszedł do pomieszczenia, jednakże póki co nie zamierzał zawracać sobie głowy tamtym osobnikiem. Całą swoją uwagę skupił na przywódcy organizacji i na jego kundlach. Mimochodem zmrużył oczy przypatrując się kłom niektórych z nich. W sumie ciekawe jakie to uczucie zostać rozerwanym na strzępy. Całkiem możliwe, że niebawem się o tym przekona, gdy białowłosy uzna, że Shion jest mało przekonywujący i postanowi jego małym truchłem nakarmić swoje psy.
Mimowolnie cofnął się nieco, kiedy mężczyzna się podniósł i ruszył w ich stronę. Jak się okazało póki co postanowił go zignorować a skupić się a jego wybawcy. I dopiero teraz go ujrzał. Serce zabiło szybciej, a oddech na moment ustał, gdy w głowie zaszumiało. W jego oczach pojawił się nieprzyjemny błysk, gdy wzrok spoczął na postawnej sylwetce mężczyzny. Pamiętał go. Wszędzie rozpoznałby tę zakazaną gębę. A gdyby tak nie czekać tylko dokonać zemsty już teraz?
W swej wyobraźni widział siebie samego łapiącego za rękojeść małego noża ukrytego w spodniach i doskakującego do wyższego mężczyzny, po czym jednym, zręcznym ruchem podrzynającego mu krtań. A potem niech się z nim dzieje cokolwiek.
Jednakże Shion pozostał w miejscu. I chociaż wewnątrz niego aktualnie była niesamowita burza emocji, twarz pozostała ściągnięta i pozbawiona wszelakiej złości. Nie, musi przeczekać to. Być może gdyby teraz się rzucił na niego to nawet nie zdążyłby wyciągnąć sztyletu. Nie znał ich, nie znał do końca ich możliwości a zapewne wtedy na polanie dostał tylko namiastkę tego wszystkiego. Musi działać rozważnie i z mózgiem. Tylko w ten sposób jego plan ma szansę się ziścić.
Głośny trzask skutecznie zwrócił jego uwagę. Bez większego przejęcia spojrzał na czerwony ślad znaczący jasny policzek ciemnowłosego. Nie obchodziło go to. Uratował jego tyłek, to prawda, ale nigdy o to nie prosił. Ale skoro się nawinął, to Shion wyczuł idealną okazję to wykorzystania go do własnych celów. I to wszystko.
Gdy jasnowłosy wreszcie zwrócił swoją uwagę na Shiona, wyciągnąwszy w jego stronę dłoń, chłopak instynktownie się skulił, zaciskając swoje powieki, niczym zastraszony pies, który zaraz zostanie skarcony przez swojego właściciela. Akurat w tym momencie nie udawał. To był jego naturalny odruch, którego korzenie sięgały przeszłości. Pozwolił sobie na otworzenie oczy dopiero wtedy, gdy zbyt ciepłe palce wsunęły się w jego włosy. Szczerze powiedziawszy był tym faktem zaskoczony. Spodziewał się uderzenia, bądź czegoś całkiem podobnego. Spojrzał na mężczyznę nie ukrywając zaskoczenia i niezrozumienia całą tą sytuacją. Co jak co, ale nie mógł uwierzyć, że został ot tak zaakceptowany. Coś za szybko poszłoby. Musiał być w tym całym ambarasie jakiś cholerny haczyk.
No i się nie pomylił.
Tak jak się spodziewał, to nie był koniec, gdy silna ręka oplotła go przysuwając do mężczyzny. Jak na zawołanie wszystkie mięśnie spięły się, niemo szarpiąc, by wyrwać z uścisku. Jednakże rozsądek nakazywał spokój i przede wszystkim posłuszeństwie w sytuacji, w jakiej się znalazł. Przesunął wzrokiem po szarookim mordercy, który jak okazało się miał na imię Ryan, po czym przelotnie zahaczył o wcześniej spoliczkowanego bruneta, by wreszcie zadrzeć głowę do góry i skonfrontować się z dwukolorowym spojrzeniem. Nie ufał mu i obawiał się, że gdy zostaną sam na sam to niekoniecznie skończy się to pozytywnie dla rudego. Aczkolwiek niepewnie skinął głową, próbując przybrać nieco wystraszony wyraz twarzy. Bo poniekąd odczuwał niepokój całą tą sytuacją, ale co miał do stracenia. Musiał zaryzykować wszystko, bez względu na cenę. Posłał ostatnie spojrzenie Ryanowi, które z zewnątrz nic nie wyrażało, a za którym kryła się groźba „jeszcze trochę”.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.08.14 13:53  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Plask.
Tylko tyle? Ze znanym dla siebie brakiem współczucia spoglądał na czarnowłosego, któremu przyszło skonfrontować się z dłonią Wilczura. Nie dało się ukryć, że Kundel został potraktowany w nadzwyczaj ulgowy sposób, choć to nie w jego rękach spoczywały metody tresury. Szybko stracił też choćby resztki zainteresowania zaczerwienioną gębą chłopaka, gdy poczuł na sobie spojrzenie, które – jak szybko zauważył – należało do małego intruza. Srebrzyste tęczówki od razu zmierzyły się z ciemnymi oczami wymordowanego, zaś zderzenie się tych dwóch spojrzeń przypominało starcie się dwóch odmiennych żywiołów – ognia i lodu. Przynajmniej Ryan wydawał się podchodzić do niedoszłego nowego nabytku w bardziej zdystansowany sposób, jakby z góry założył, że szansa na to, że jego błagania cokolwiek dadzą, była marna i zakrawała o cud. Ktoś, kto przeżył już tyle, co Grimshaw, nie wierzył w cuda, pomimo tego, że samo to, iż wciąż istniał po śmierci, zakrawało o jeden z nich. Nie istniały żadne podstawy ku temu, by uznać, że nadawał się na członka tej grupy. Zaczynając od tego, że jeszcze niedawno bratał się z wrogiem, spieprzył z pola walki, a teraz doskonale podkreślił, że jest jebanym zdrajcą. Podstępem cuchnęło na kilometr, a z niewielkiej odległości smród był jeszcze bardziej dotkliwy. Chociaż nie wgryzał się w nozdrza, wżerał się w podświadomość niczym zardzewiałe zębatki, które na domiar złego zgrzytały ostrzegawczo.
Jeżeli nie pójdzie na dno tutaj, on sam z chęcią sprowadzi go na nie później.
„Ryan, mianuję cię Rottweilerem...”
Aha.
Nie obyło się bez sceptycznego spojrzenia, którym obdarzył białowłosego. Nie, żeby ten fakt zarwał mu grunt pod nogami i odebrał pewność siebie. Tej nigdy mu nie brakowało. Można powiedzieć, że negatywne nastawienie przyszło wraz z chwilą, gdy nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszystko to umotywowane zostało złośliwością Growlithe'a. Oczywiście. Praca była prawdopodobnie jedyną płaszczyzną, na której ich wspólny konflikt interesów osiągał apogeum. Dwa odmienne charaktery, metody działania, sposoby myślenia... Jeżeli to miało na celu naprawienie tej niedogodności, to ktoś źle mierzył.
Nic nie mogło im pomóc.
Trudno było jednak pojąć to, że w tak łatwy sposób otrzymał wolną rękę, choć nie dało się ukryć, że nie uśmiechało mu się ratowanie kogoś tak – rzecz jasna, w jego oczach – bezużytecznego. Tym bardziej, że szczerze wątpił, że anielica wciąż trzymała się przy życiu. Była za dobra. Tylko naiwni wierzyli w to, że dobro na tym świecie zwycięża. Z drugiej strony ta wrodzona delikatność mogła trafić prosto w serca innych naiwniaków. Czasami zastanawiał się czy była głupia, czy po prostu cwana. Ostatecznie dochodził do oczywistego wniosku.
„Wiesz dlaczego ty, prawda?”
Ze znużeniem przesunął ręką po policzku, wydychając ciężko powietrze. Resztę uwieńczył krótkim skinieniem głowy, nie chcąc silić się na jakąkolwiek odpowiedź. I tak było jasnym, że jeżeli Growlithe się pomylił, niebawem wszystko miało wyjść w praniu, chociaż nic nie wskazywało na to, by nie był pewien swojej decyzji. Wdawanie się w jakiekolwiek dyskusje nie miało już sensu. Wiedział, że gdyby to zrobił, na pewno do wieczora nie znaleźliby się pod murami, a to oznaczało, że musiałby jeszcze dłużej znosić obecność ich wszystkich. Zanim jeszcze się odwrócił, niemo oznajmił Grow'owi, że to nie był koniec rozmowy.
Rusz dupę ― zwrócił się do Gavrana, choć jego głos poniósł się echem po korytarzu. Nie sądził, by młodszy wymordowany potrzebował specjalnej zachęty do opuszczenia salonu. Polecenie było jasne, a w dodatku pewnie nie chciał skończyć z przetrąconą szczęką lub z metalowym prętem we wspomnianych czterech literach. W międzyczasie wysunął z kieszeni telefon i sprawnie wystukał na wyświetlaczu treść wiadomości, jakby już od tego momentu wiedział, od czego powinien zacząć. Reszta przygotowań nie musiała długo czekać. Zanim opuścili siedzibę, postanowił skorzystać z arsenału organizacji, wybierając broń, którą łatwiej było ukryć. Jedna giwera i dwa zapasowe magazynki, które upchnął do kieszeni spodni, ignorując niewielki dyskomfort. Gavran także nie obył się bez ekwipunku, gdy Grimshaw wręcz siłą wepchnął mu do rąk pistolet, nie przyjmując do wiadomości tego, że mógłby nie potrafić pociągnąć za spust. W kryzysowych sytuacjach trudno było się oprzeć temu niby nic nie znaczącemu ruchowi palca, choćby sama celność pozostawiała wiele do życzenia. Ponieważ czekało ich kilka godzin drogi, nie zapomniał o butelce wody, która zaraz po wyjściu z siedziby wylądowała niesiona w czarnym pysku przerośniętej bestii. Szare ślepia obrzuciły czerwonookiego wymownym wzrokiem, zanim łapy zaczęły nieść potężne cielsko w odpowiednią stronę. Lepiej, żeby nadążał.
    z/t + Gavran.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.14 21:13  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
Cała ta akcja z Evendell (bardziej niecierpiąca zwłoki, niż konieczność wyciągnięcia ziarnka piasku z oka), problemy ze S.SPEC, ledwo żywo Ailen leżący... w zasadzie rozwalony w śmierdzącym kontenerze. Mężczyzna z bronią w heroicznych rękach, białowłosa kobieta o ładnej twarzy na dokładkę, wyrzucenie Miażdżycy na zbity pysk, odsunięcie od siebie Nathaniela... a teraz jeszcze zjawia się on. Zaryczany smarkacz. Growlithe doskonale zapamiętał jego zapach. I widok łez, które cały czas powodowały ucisk w żołądku.

„Drogi pamiętniczku,
dziś poznałem Skurwysyna. Sięga mi do ramienia i jest miły. Miły Skurwysyn. Mam wrażenie, że jedno i drugie skutecznie się wyklucza, albo to moja wybujała wyobraźnia próbuje doszukiwać się przekrętów, bo jestem przewrażliwiony. Skromnie uznam, że wariant pierwszy jest prawdziwy”.

Growlithe odczekał (Boże, jak oni się wklekli...) aż łaskawie Ryan i Gavran opuszczą salon, zostawiając Shioniowi jedynie towarzystwo Wilka i jego stada. Pewnie nie byłoby to takie złe, gdyby nie uśmiech, wciąż kręcący się w okolicach warg Wo`olfe'a i uścisk, który cały czas niezbyt subtelnie przyduszał czerwonowłosego. Dopiero, gdy Growlithe miał pewność, że niczyj słuch nie ma prawa sięgnąć do tego pomieszczenia puścił dzieciaka i westchnął. Zrobił to w najbardziej niedyskretny sposób na jaki było go stać - dodatkowo zacisnął zęby, więc i wydech zdawał się głośniejszy.
- Powiedz mi - zaczął znużonym tonem, jak ktoś, kto setny raz próbuje wytłumaczyć kumplowi, że - niestety - laski nie dają się wyrwać na numer z kasztanem. - Jakie zwierzę najbardziej lubisz? Odważne tygrysy? Złowrogie kruki? Jadowite węże? - Uniósł na moment wzrok ku górze, jakby wpadła mu do głowy myśl i teraz próbował ją oszlifować z brudnych konturów. Dopiero po chwili spojrzenie ponownie padło na Shiona. Coś się zmieniło. W oczach białowłosego pojawił się zadziorny błysk. - A może sprytne, ale zakłamane lisy?
W kącie pomieszczenia odezwał się Nero. Jego warczenie przypominało narastający warkot silnika albo piły mechanicznej. Jako jedyny z psów nie mógł usiedzieć na miejscu, wiercił się i trzepotał białymi uszami, raz po raz kładąc je po sobie. Wstał, ale dosłownie z rozmachu usiadł ponownie, bynajmniej nie z własnej woli. Jego czarny nos poruszył się prędko, gdy wietrzył zapach, a jasnobłękitny wzrok padł na lekko uniesioną dłoń Growlithe'a. To właśnie ten gest powstrzymał Nero przed jakimkolwiek dalszym ruchem.
- Nie lubi nowych - poinformował zwięźle, wsuwając poranioną (i obolałą po uderzeniu w ścianę) rękę do tylnej kieszeni spodni.
- Moje warunki są jasne. Obowiązuje cię nie tylko lojalność ideom DOGS, ale również kwestie, o których za moment się dowiesz - jego głos na sekundę wydawał się ostrzejszy - dlatego nie widzę przeciwwskazań, abyś do nas dołączył. Nie zostaniesz jednak zwykłym Kundlem pokroju tego, który cię przyprowadził. Nie dostaniesz również rangi wyższej od służącego, pamiętając o swoich nowych obowiązkach. Wszystkie ci wyznaczę lub zlecę to komuś tam upoważnionemu. Wiadomo. Papierkowe pierdoły.
Jego ramiona uniosły się i opadły w całkowicie bezinteresownym geście. Na jego twarzy nie było już śladu po uśmiechu i złudnej uprzejmości. Ograniczył się do minimum, wywlekając na oblicze jedynie emocje, które faktycznie nim teraz targały. A wszystkie sprowadzały się do czegoś pomiędzy: „miejmy to już za sobą” a „Boże, nudzi mi się, zabijcie mnie”.
- Następny warunek: nie tylko doprowadzisz nas do siedziby twojej dawnej organizacji - bo Miażdżyca to chuj i nawalił - ale pojawisz się na wezwanie i zdradzisz nam potrzebne informacje. I ostatnie...
W tym momencie kącik ust mimowolnie ponownie podskoczył do góry w ironicznym grymasie, gdy przesuwał prowokującym wzrokiem po szczupłej sylwetce Shiona.
- Rozbieraj się.

| Weny mi brak... |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.14 14:27  •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
W rzeczywistości czas, w którym Ryan wraz z wybawcą Shiona opuścił to pomieszczenie był bardzo krótki i przebiegł bardzo szybko oraz sprawnie. Jednakże dla chłopaka ciągnął się niemal w nieskończoność, kiedy to wewnętrznie sam ze sobą walczył, żeby nie rzucić się do wyższego mężczyzny. Na całe szczęście zdołał się powstrzymać. A skoro podczas ich pierwszego… no, prawie pierwszego spotkania Shion zdołał przełknął swoją wściekłość i nienawiść, to istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że od teraz w jego towarzystwie będzie mógł zachowywać względny spokój i czekać. Czekać na odpowiednią chwilę do ataku.
Wreszcie został sam na sam z przywódcą gangu, który go puścił. Rozważał prawie wszystkie scenariusze, dlatego też przez cały czas starał zachować czujność do ewentualnej samoobrony. Oczy samoistnie przesunęły się z twarzy mężczyzny i spoczęły na jednym z jego psów, który najwyraźniej tylko czekał aby doskoczyć do niego i zatopić swoje ostre kły w jego gardzieli. Miał ochotę prychnąć, jednakże musiał dalej grać niewinnego chłopca, który znalazł się w złym miejscu o złej porze.
Jego uwagę na powrót przykuł mężczyzna, który wydawać by się mogło zaczął pieprzyć jakieś pierdoły o ulubionych zwierzętach.
A może sprytne, ale zakłamane lisy?
Jego usta niemal nie wykrzywiły się w małym, krzywym uśmieszku słysząc jego ostatnie słowa. Shion zdał sobie sprawę, że on wiedział. I może zdjąć maskę, którą przywdział przychodząc tutaj.
- Nie lubię zwierząt. Zwłaszcza czworonożnych futrzaków. – rzucił cicho, nawet na drobny moment nie odrywając swojego spojrzenia od dwukolorowych tęczówek. Nie miało to już większego sensu, granie tej całej fasady, skoro został z taką łatwością odkryty. Teraz tylko czekać, aż poszczuje go swoimi kundlami. A skoro o nich mowa… Kolejny zaczął coraz głośniej warczeć. Zdawało się, że jak tylko Shion wykona jakiś ruch, to ten zaraz do niego doskoczy. Chłopak zmarszczył nieco brwi, przyglądając się zwierzakowi. Jakby niemo chciał go sprowokować do ataku. Trudno się mówi, najwyżej wszystko zaprzepaści…
Odwrócił gwałtownie głowę spoglądając na mężczyznę z wyraźnym zaskoczeniem, które malowało się na jego twarzy. Jeszcze przez drobną chwilę starał się przeanalizować jego słowa, chcąc doszukać się ewentualnego kruczku w nich. Nie rozumiał go. Skoro został zdemaskowany to dlaczego mimo wszystko przyjmuje go do swojego gangu? Shion nie zamierzał go o nic wypytywać. Żadne dlaczego, po co, jakim cudem. Zamiast tego wsłuchał się w podane warunki przyjęcia. Jeżeli chciał dorwać Ryana, musiał się do nich dostosować. I taki też miał zamiar. Będzie na każde skinienie ich przywódcy. Ten powie słowo a Shion wykona je bez zająknięcia. Jego cel wymagał wiele poświęceń. Gdy białowłosy skończył mówić, chłopak skinął lekko głową.
- Przyjąłem. – odparł uznając, że nie ma większej potrzeby rozwodzenia się na ten temat. Zrozumiał i zaakceptował wszystkie warunki mężczyzny. Był gotowy nie tylko doprowadzić ich do siedziby CATS, ale też zdradzić to, co wiedział na temat niektórych członków tej organizacji. W sumie w tym momencie zarówno Shion powinien być zadowolony, że tak łatwo udało mu się tu dostać, jak i Growlithe. Bo tak chyba miał na imię. Pamiętał, że ten ciemnowłosy tak się do niego zwrócił jak tutaj przyszli. No ale to jest mało ważne, wyjdzie w…
Rozbieraj się.
W jego oczach malowało się niedowierzanie. On tak na poważnie czy sobie żarty stroił? A może to jakiś cholerny chrzest bojowy dla kandydatów do organizacji. Taki rodzaj upokorzenia? Sekundy mijały a on nadal stał jak stał. W końcu wręcz ze złością szarpnął za zamek bluzy, od razu ją rozpinając. Nie spuszczał swojego spojrzenia z mężczyzny. Skoro chciał, proszę bardzo. Powiedział, że zrobi wszystko, co tamten mu rozkaże. Bluza miękko opadła tuż obok nogi Shiona, a tuż za nią powędrował pasek od spodni. Na krótką chwilę zawahał się nad podkoszulką, ale i ją zdjął zręcznym ruchem z siebie. Nagie ciało od razu pokryła gęsia skórka. Przesunął dłonią przy swoim boku, chcąc zakryć grubą bliznę. Nienawidził jej i nie chciał, by ktokolwiek ją widział. Zresztą, nie chciał, by ktokolwiek inny widział go w negliżu, oprócz tamtej jednej osoby. Niestety, aktualna sytuacja najwyraźniej tego wymagała. Złapał za guzik spodni i go odpiął, po czym zsunął wraz z bielizną. Dopiero teraz odwrócił wzrok, spuszczając nieco głowę, czując się zażenowany i zawstydzony całą tą sytuacją. Zacisnął palce w pięści chcąc w ten sposób powstrzymać napływające drżenie irytacji i wstydu.
- Mogę się już ubrać, jak się napatrzyłeś? Zimno tu trochę. – rzucił kąśliwie nie wytrzymując wzbierającej ciszy. Brakowało jeszcze, żeby zaczął się kręcić w okół własnej osi jak jakaś pieprzona modelka na wybiegu.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Duży salon - Page 8 Empty Re: Duży salon
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach