Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 28.09.16 17:36  •  Cela nr 5 Empty Cela nr 5
Kawałek szmaty na podłodze, brak jakichkolwiek okien, brudno, ciemna, ciasno, śmierdzi tu jakby coś zdechło. Cela jak cela. Całkiem sympatyczna.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.16 22:58  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Nie bardzo obchodziło go, co czuje android. Jemu również wiele rzeczy się nie podobało, a jakoś starał się nie kwestionować wyboru Calamity. Zabił go czy dobił... Co to za różnica? Dla niego, dla robota praktycznie żadna, dla nich, dla Evana zasadnicza. Nie starał się przywiązywać wagi swoich słów i jeśli android zamierzał stroić fochy, tylko dlatego, iż jego słowa mu się nie podobały. Rush mógłbym zacząć kwestionować to, co mu się podoba, a co nie. Jeśli tak bardzo chce obudzić bestię, która tkwi w nim na pograniczu, proszę bardzo. Nie będzie się w żadne sposób hamował czy ograniczał. Pokaże jak bardzo bezlitosny potrafi być jak na anielskie istnienie.
Nie zamierzał jednak dalej brnąć w słowa wypowiedziane przez androida. Tylko niepotrzebnie wywołałyby na Evanie jeszcze większą złość, którą na chwilę obecną starał się unikać jak ognia. Jeśli ktoś będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie, będzie to właśnie Shane. Mężczyzna również miał swoje zdanie na ten temat i nie sądził, aby jakoś szczególnie różniło się od tego, które on posiadał. Chociaż może się mylił? Jedyną odpowiedzią na słowa androida było kolejne prychnięcie ze strony anioła. Nic więcej.
- To się jeszcze okaże, czy nie masz - stwierdził ze słyszalną nieufnością, niemniej pozwolił mu pójść o własnych siłach, a kiedy miał moment jak się potykał lub przewracał, spokojnie czekał aż sam się podniesie lub Shane zrobi mu przysługę i pomoże androidowi wstać. Jak zwykle Evan patrzył na wszystko i wszystkich z widoczną wyższością w oczach, czego zmienić raczej nie potrafił. Albo nie chciał.
Cokolwiek to było, czasu nie cofnie. Mimo wszystko trudno jest zaufać maszynie. Coś, co zostało stworzone przez gatunek ludzki tylko dla własnych fanaberii i zachcianek. Wydawało mu się to nieprawdopodobne. Koniec końców nie zapominajmy, że Evan jest i na zawsze pozostanie aniołem. Dla niego chęć stworzenia androidów była kompletnie bezsensowna i do tej pory nie rozumiał, dlaczego gatunek ludzki posunął się do takiego czynu. Jaki miał w tym cel? Mógł mieć tylko chore domysły, które i tak niewiele mu pomogą.
- Właśnie, jesteś tylko maszyną. Powinieneś znać swoje miejsce w hierarchii społecznej - odparł jakby nigdy nic, nakręcając tym sposobem samego siebie, jak i również maszynę, która w każdej chwili mogła nagle zmienić zdanie i zacząć się im tutaj buntować. Dla niego w tej chwili było już wszystko obojętne. Powiedział, że jeśli Cal zechce wywinąć jakiś numer, chcąc nie chcą nie wyjdzie z tego cało. Nigdy nie rzucał słów na wiatr, dlatego z całego serca dopnie swojego zdania.
Nie chodziło mu o zranienie, a o sam gest, który przysporzył mu więcej ulgi niż cokolwiek innego. Ktoś taki jak on nigdy tego nie zrozumie - był maszyną, więc jak on nie rozumiał żywych istot, niech nie wymaga, aby w zamian zaczęli rozumieć jego. To był bardziej niż oczywiste.
Trochę czasu minęło zanim dotarli na miejsce, do Smoczej Góry. W międzyczasie Evan zdążył wypalić cygaretkę, którą parę chwil temu zapalił dla zwykłego rozluźnienia spiętych mięśni. Przez całą drogę nie odzywał się, jeśli nie było to konieczne. Obserwował w milczeniu zmęczenie Shane, jak i również sposób w jaki poruszał się android. Oceniał jego stan zdrowia oraz to, ile może przysporzyć im problemu, jeśli miał jakiś zapasowy plan. W taki sposób dotarli do cel więziennych w podziemiach, co nie powinno ani trochę dziwić androida, że właśnie w tym miejscu postanowili go ugościć. Bez mrugnięcia okiem wybrał jedną z wolnych cel, władowując tam Handlarza, gdzie jego sama obecność powoli drażniła anioła. Spojrzał się dość wymownie na Shane, jakby tym gestem chciał zrozumieć, co mu chodzi po głowie. Do tego czynu jednak będzie potrzebował jego minimalnej pomocy.
- Powinieneś znać zasady jakie tu panują, więc czy tego chcesz czy nie, będziesz musiał grzecznie oddać nam swoje zabawki, o ile jesteś wstanie. Jeśli nie, siłą i sposobem będziemy musieli pozbawić Cię broni. Wybór Smoków zadecyduje o tym, jak potoczą się dalsze Twoje losy - odparł dość spokojnie, z równym opanowaniem oczekując reakcji Handlarza lub jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.16 9:53  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5

Droga do Smoczej Góry była długa, a on chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Zmęczony wzrok wędrował czasem od jednego to do drugiego Smoka, sprawdzając ich stan i formę. Evan również wyglądał jak kupa nieszczęścia, o Calamitym szkoda gadać. Ledwo chodzące żelastwo, wspierające się na broni. Chociaż szedł o własnych siłach. Shane nie miał ochoty na żadne gesty miłosiernej pomocy.
Przekraczając próg Katakumb poczuł się niesamowicie przytłoczony. Musiał stąd wyjść i to nie ze względu na jakieś dziwne klaustrofobiczne ataki, a przez sam fakt wyrwania się z tej dziury. Musiał spotkać się z pewną osobą, dowiedzieć się w co zamieszały się Psy i w razie czego opracować jakąś taktykę, gdyby tym śmierdzącym kundlom zachciało się wojowania z Drug-on. Zapewne w szeregach Smoków znalazłoby się parę jednostek, które z chęcią obiłyby mordę parszywym szczeniakom. Shane miał wiele obiekcji względem zaistniałej sytuacji. Już nawet przestała go obchodzić śmierć Siriona, który na własne życzenie poległ. Wszystko kończyło się i zaczynało w tych podziemnych Katakumbach, gdzie jeden problem był zamykany za kratami ziemnej, przerażającej celi, a nowy kwitł niczym chwast na zmarniałych ziemiach Desperacji.
Będąc w celach, spojrzał przelotnie na Evana, w którym nadal buzowała złość. Anioł wiekowo był dużo starszym od Shane, a jednak czasem rudzielec miał wrażenie, jakby opiekował się buzującym przez hormony nastolatkiem. Żmij nawet nie ukrywał swojej pogardy czy chęci zabicia androida. Wiwiern podchodził do tego z chłodnym dystansem. Wielu dało się ponieść emocjom, które od początku towarzyszyły temu wydarzeniu. Skłamałby, gdyby powiedział, że na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia, jednak biegnąc przez ciemne gęstwiny lasu prosto na spotkanie z nowym Pradawnym, starał się wyrzucić z głowy wszystkie myśli, które mogłyby mu przeszkodzić w wykonaniu wyznaczonego przez siebie zadania.
Cele przytłaczały swoim wnętrzem, o ile o takowym można mówić. Stanął pod ścianą, obserwując zaistniały obrazek. Dał Evanowi swoje pięć minut, którego chyba potrzebował na pozbycie się nagromadzonych frustracji. Shane był kiepskim psychologiem, ale na jego oko, powinno aniołowi minimalnie się polepszyć ze względu na odnalezienie i pojmanie Handlarza. Potaknął porozumiewawczo głową, rozumiejąc bezdźwięczne pytanie.
- Handlarz, oddaj całą swoją broń. Po dobroci - powiedział do maszyny, nie ruszając się jak na razie z miejsca. Android dostał swoją szansę, musiał ją jedynie dostatecznie dobrze wykorzystać. Shane wiedział, że sprecyzowanymi pytaniami i poleceniami szybciej dotrze do systemu Cala, niż jakimikolwiek innymi podchodami. Maszyny nie domyślają się, one potrzebują bodźca w systemie.
Czekał. Mimo własnych planów, jakie nagle po spotkaniu z Handlarzem się pojawiły, nie wyglądał jakby mu gdziekolwiek się spieszyło. Ze spokojem oczekiwał dalszych ruchów maszyny. W duchu radził mu, aby ten nie wykonywał żadnych pochopnych kroków, bo wówczas może nie doczekać osądu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.10.16 19:55  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Jego spokój nie miał w tym momencie nic wspólnego z dobrowolnym poddaniem się. Gdyby chciał, mógłby zdziałać jeszcze wiele, wynik analizy walki tej dwójki przeciwko androidowi wolał pozostawić dla własnej wiadomości, ludzie i tak mało kiedy wierzyli w wyliczenia zbuntowanych androidów. Nie różniły się one wiele od tych, prowadzonych prze zdrowe jednostki, ale o tym każdy wolał nie pamiętać.
Pomieszczenie dla samego Cala było neutralne, dla smoka jednak znaczyło zdecydowanie więcej, a skoro czuł się smokiem, przekraczanie progu katakumb przychodziło mu z lekkim trudem. Gdy tylko otoczyły ich grube ściany, jego wzrok powędrował na rzędy krat i walający się po podłodze stary wosk stopionych świec. Jedyny, zdawało się, przyjazny mu teraz obiekt. Wszystko inne niemalże krzyczało, chociaż słowa i ich znaczenie były niewyraźne.
- Od kiedy Drug-on kieruje się hierarchią społeczną? Wszyscy tutaj są razem tylko dlatego, że nigdzie indziej nie ma dla nas miejsca, a strach samotności i własnej słabości każe szukać istot podobnych do siebie. Tutaj nie czuje się gorszy od człowieka, czy anioła. - odpowiedział. Zero emocji w głosie, żadnej złości czy wyższości.
Mechaniczne palce przesunęły po powierzchni ściany z lekkim chrobotem. Bywał tu bardzo rzadko, sama Smocza Góra była bardzo alternatywną kryjówką dla podróżującego androida. Przebywał tu tak rzadko, jak tylko mógł. Sirion dobrze wiedział, że maszyna nie jest mu bezwzględnie poddana. Od zawsze ignorował jego rozkazy i nie pojawiał się na zebraniach, sporadycznie udzielał się w życiu organizacji, mimo to nie zdradził jej. Robił jedynie to, co uważał, w niewielki sposób ograniczając się zasadami grupy. Na takiej zasadzie funkcjonowali, android i wymordowany, który wiedział wiele odnośnie siły Chie.
- Wydawało mi się, że zasady ustala Pradawny.
Złote oczy wędrowały na boki. Nikomu chyba nie zależało na konflikcie. Obie strony poniosły by wielkie straty, a nikogo nie było stać na taką zabawę. O istnieniu stron decydowała jednak nieufność reszty grupy względem maszyny. Jego działania były jednak głównym czynnikiem podjętych przez nich działań, te znowu wynikały ze słabości Siriona... dało by się drążyć dalej, gdyby ktoś chciał szukać źródła konfliktu.
- Broń zostanie ze mną. A ja w zamian za to nie użyje jej przeciwko organizacji. - odparł.
Nie była to prośba, pytanie ani jakakolwiek inna forma wyrażająca niepewność. Powiadomił ich jedynie o swoich planach, różniących się znacznie od komendy, którą otrzymał. Był jednak tym typem skurwysyna, który wypuszczony o świcie z więzienia wraca o zmroku zgodnie z umową. Shane ani Evan nie musieli o tym wiedzieć, tym ciekawsza mogła być ich reakcja. Chie nie zamierzał jednak ruszyć się ani o centymetr, jeżeli upieraliby się przy swoim.
Dla niego, tok rozumowania jakim się posługiwał był po prostu właściwy. Skoro był teraz Pradawnym, legalnie bądź nie, nie musiał słuchać tego, co mówili niżsi od niego rangą. Postanowił jednak sam, że nie będzie się szczególnie buntował, jeżeli pójdą sobie wzajemnie na rękę.
Każdy miał swoje plany, jak widać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.10.16 15:12  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Czasem wolałby umieć zapanować nad swoim gniewem. Ostatnio coraz częściej poddawał się jemu, przez co nie potrafił myśleć zbyt racjonalnie. Częściej groził niż z kimś negocjował. Ktoś, kto znał go już kawał czasu, widział tą drastyczną zmianę. Dzisiejsza złość, która w nim  gościła była nie do powstrzymania. Jedyna osoba, na której mu zależało i w minimalnym stopniu potrafiła zapanować nad Evanem, właśnie padła trupem przez jakąś kupę złomu. Kiedy tylko o tym pomyślał, niechęć wręcz się w nim gotowała. Cudem powstrzymywał się od tego, aby nie wdać się w bójkę z tym androidem. Mógłby powiedzieć, że podziwia dystans mężczyzny, który pokazuje, niemniej z Sirionem miał nieco inną więź od anioła. W tej chwili Evan obwiniał się za jego śmierć. Nie mógł przyjść mu na ratunek, wtedy, kiedy tego potrzebował. Nie potrafił przyjąć do siebie tej brutalnej prawdy o jego śmierci. Chciałby, aby to był jego kolejny koszmar, jednak wiedział, że tak nie będzie.
Dotarcie do Katakumb, jak i do cel dawały różne perspektywy. Wydawać się można, że właśnie w tym miejscu, zamykając Calamity, zamykali również stary rozdział. Jednak nie dla wszystkich.
- Tak uważasz? W takim razie inne organizacje niewiele różnią się od naszej. Każdy, kto wylądował na Desperacji, szuka jakiegoś schronienia. Wtedy dołącza do jednych z grup, żeby czuć się w minimalnym stopniu bezpiecznie. Mieć poczucie, że jest potrzebny. Wiesz po co w takich grupach są potrzebni przywódcy? Żeby osoby Twojego pokroju znały swoją wartość i wiedziały, na ile mogą sobie pozwolić. Pomyśl sobie, jakby wszystkie inne organizacje wyglądałby, gdyby nie posiadały tak zwanej hierarchii społecznej. Byłoby takie same gówno jak u nas - każdy robiłby co chciał i bez większego sumienia zabijałby swojego własnego sojusznika, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja - odparł najspokojniej jak potrafił, jednak jego mowa ciała mocno go zdradzała z rzekomym spokojem. Ale co się dziwić? W tych słowach było więcej emocji niż tego chciał. Ich zdania zdecydowanie różniły się, więc nieunikniona była sprzeczka między nimi. Lepiej, aby jednak jej nie było.
Można powiedzieć, że niewiele różnił się w sposobie bycia od androida. Sam często nie przychodził na zebrania, ignorował większość rozkazów, a warunek ich wypełniania była silna więź między nimi. I brak jakichkolwiek osób - lubił samodzielnie wykonywać misje. Evan również miał siłę, której wielu brakowało. Było to wieloletnie doświadczenie. I choć na pierwszy rzut oka dało się zauważyć gębek wybuchających emocji, to na każdą misję, na którą poszedł, to w 90% wychodziła ona powodzeniem. Był tak zwany asem całej organizacji, gdzie niewiele osób o tym wiedziało. Wbrew pozorom nie chwalił się swoją siłą na prawo i lewo.
- Od kiedy Drug-on kieruje się hierarchią społeczną? - zauważył, wręcz go cytując, patrząc na kupę złomu, jaką był Calamity. Był ciekaw jego reakcji i jak teraz wybrnie ze słów, które sam rzucił. Kolejne mądre myśli? Kto wie, kto wie.
Kolejne słowa nie spodobały się Evan'owi, jak i zapewne Shane'owi. Rush niechętnie chciał przystąpić na jego słowa. Dlaczego miałby mu niby ufać? Nie miał ku temu żadnych podstaw. Jego słowa w tym momencie niewiele robiły, dlatego Cal nie powinni mu mieć tego za złe, jeśli zechcą zabrać od niego broń. Nie będą mu ustępować na każdą jego prośbę, o ile to w ogóle prośbą można nazwać.
- Skąd mamy niby wiedzieć, że mówisz prawdę? Po tym co zrobiłeś nie licz na to, że zechcemy Ci ufać. Dlatego bez względu na to, czy to Ci się podoba, zabierzemy Ci broń. Masz ostatnią szansę, żeby oddać ja po dobroci, choć patrząc po Tobie niechętnie będziesz chciał ją nam oddać - odparł, podchodząc nieco bliżej do androida, kompletnie się go nie obawiając. Miał gdzieś, czy był Pradawnym czy też nim nie był. W jego oczach, jak w wielu innych, był uznany za osobę, która zabiła Pradawnego i siłą wziął sobie jego tytuł. To nie było w porządku, nie w oczach anioła. Gdyby chciał, siłą wziąłby sobie rolę Wiecznego, patrząc na to, ile lat siedział w tej cholernej organizacji, a ile osoba, która obecnie zajmowała ten tytuł. Niemniej szanował wybór Siriona. Właśnie, szanował.
Pomimo tego, że zbliżył się do androida, nie zamierzał nic robić. Czekał na decyzję Shane - w końcu to on wyszedł mu na spotkanie. Może miałby ogromną satysfakcję, gdyby mógł mu wyrwać jakieś ramię lub cokolwiek innego, jednak nie chciał robić nic pochopnego. Dlatego znowu czekał. Wystarczy, że Ruda powie tylko słowo, a Evan to zrobi. Mniej lub bardziej chętniej, ale tak właśnie będzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.16 18:26  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Shane stał z boku i przysłuchiwał się ich przepychance zdań albo wymianie (jak kto woli), która miała ostatecznie rozstrzygnąć, który z nich ma rację.
Każdy z nich miał swoją odrębną wizję na sposób funkcjonowania Drug-on. Jedni pragnęli chaosu, drudzy ściśle zorganizowanej jednostki. Odkąd posypała się władza, Smoki brnęły w coraz go głębsze bagno, z którego żaden z nich nie potrafił się odkopać. Wszyscy chcieli dobrze, a wychodziło tragicznie. Jeden wielki syf. Finałem tego gówna powinny być epickie fajerwerki wypieprzające Smoczą Górę w kosmos. No kurwa jak nic.
Opierając się o brudną kamienną ścianę patrzył na ich niechęć względem siebie, a może raczej anioła względem androida?
Faktem było, że odkąd pamiętał pozycja lidera była niebezpieczną fuchą. Pewnością było, że prędzej czy później obecny Pradawny zejdzie ze sceny, a na jego miejsce wkroczy nowy.
Na przestrzeni lat, Smoki stały się mniej barbarzyńscy i zaczęli tworzyć swoistą komórkę. Toksyczną, rakową, ale spójną. Polepszyła się ich efektywność i intensywność wykonywania zleceń. Organizacja rozkwitła, jednak również obumarła od korzeni, co trzeba było naprawić. Jednak ciągła gonitwa za Calem, Psami i innymi łachudrami znacznie opóźniła ich pole działania.
Przesunął dłonią po twarzy i westchnął ciężko, wsuwając z powrotem dłonie do kieszeń spodni. Widział, jak Evan tylko czeka na znak, aby móc odebrać Calowi całą jego broń.
- Dobra, skończmy tę szopkę. Mamy inne sprawy do załatwienia – odparł w końcu. Podszedł o kroku do nich i spojrzał na Cala. - Nie interesują mnie twoje zamiary, Cal. Pozbawimy cię broni, obojętnie jakie stanowisko posiadasz. – Spojrzał porozumiewawczo na Evana i potaknął. Miał nadzieję, że anioł z wielką chęci pozbawi Handlarza broni. Musiał bez niej się obejść dopóki Smoki nie zdecydują co z tym wszystkim zrobić. O ile zdecydują. Sprawa śmierdziała, gdyż Handlarz był podejrzewany o zamach. Cholera wie czy maszyna wykonywała zlecenie dla jakiejś innej organizacji. W końcu, znany był z własnej zachłanności. Swych współtowarzyszy nie szanował ani nawet nie próbował się z nimi w żaden sposób bratać. Zbuntowany przeciw całemu światu, przeciw nim.
- Oddaj obręcz Hola. - Kątem oka ponownie wrócił na Evana, wzrokiem dając mu znać. Musieli być gotowi na nieciekawy rozwój zdarzeń. Miał nadzieję, że obędzie się bez zbędnych fajerwerków. Oczywiście, Shane był zabezpieczony w razie ewentualnej chęci powystrzelania ich jak kaczki przez Cala. Poza tym,  niechęć współpracy androida przemawiała jedynie na jego niekorzyść.  Zasady, to zasady. Wszystkich obowiązywały, zwłaszcza, że te durne zakazy ustalali jego poprzednicy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.16 16:48  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Świat byłby może piękniejszy, gdyby nie przesłaniały go tysiące danych pojawiających się naprzemiennie na powierzchni mechanicznych oczu. Ciągła analiza naukowa i logistyczna każdego widoku, słońce zawsze będzie zachodzić o idealnej porze, a ptak szybować po niebie w przewidywalny, perfekcyjny sposób. Każdy metr tego co go otaczało zdawał się nie kryć żadnych tajemnic, wszystko rozumiane przez pracujące jednocześnie tysiące małych programów, wszystko poza warstwą uczuciową, czymś niepojętym dla maszyny.
Oczy, okno dla duszy, ale jedynie element ozdobny dla maszyny, nie wyrażały nic. Z twarzą idealnie zaprogramowaną dla przyjemności obserwujących ludzi mógł słuchać i analizować ich słowa. Jak to jest czuć zaskoczenie? Wzdrygnąć się nagle w przypływie silnych emocji, znaleźć nagle w miejscu, które nie jest jedynie doskonale przebadaną przestrzenią. Jak to możliwe, że niektóre maszyny nie musiały za popsucie traktować niesprawnej kończyny, ale odczuwanie tego... czegoś. System nie mógł znać takich 'emocji', nie mógł być także gotowy na ich naprawę, nie znając natury błędu. Z każdym dniem wirus rozszerzał swoją działalność, ale momentami zdawał się oddziaływać dużo mocniej niż kiedy czas płynął tak powoli.
- Nie rozumiesz mnie, Evanie. Od kiedy anioły są lepsze od androidów? Od kiedy ludzie są lepsi od wymordowanych? Dlaczego chcesz mi wmówić, że nie ma na tym świecie miejsca, gdzie nie ma podziałów na gorszych i lepszych z urodzenia... z powstania? Nie wmawiaj mi, że zabiłem Siriona, ponieważ jestem maszyną, zginął przeze mnie, bo nie byłem w stanie utrzymać nas obojgu przy życiu, nie dlatego że jestem maszyną. Nie ty musiałeś patrzeć jak umiera myśląc że jako żywa broń nie jesteś w stanie obronić nawet jednej osoby, bo stworzono cię tylko do odbier̦̹͙a̻̗̝͕̭̰̮͖̕n̥̤͙͝i̸̜͈͓͖͍̦̣a͖̮̦͖͔͚̕ ̢͎̀g̩͕̲͕̯̹͔͜ͅơ̤̭̣̪ͅ.̨̗̟̭̘̦͖̺̲.҉̩̫̹̜̖̦͖́.̸͔͍̫͠ ͘͏̥̩̱͙g̖̥͖̜̹͕̕o̖͇̪͝.̨̛͕̭̬̗.̵͓̞͜.͔̼̻͈͚̻̜͟ ̧͎̭̦̭̙͞g̴͉̖ǫ̛̠̩͕.̶̗͓̝̻̼͠.̺͉̱̲̫̳.͚̦͢ ̬̞̕ģ̴̸̫̺g̴̬͉̖̥͈̞͎̝g̷̶͕̯̯̜̪̤̬g̴̱͓͇͎͙̝͚̖-͏̷̢̖͎̭͔͙̫̭̖ò̮͚̞̱̦̘ ̺͙̭̞̮͖͟͜g̨̯̮̳̟g̡̧͍̤g̢̞̘͞g̬̘̰̰͉̣̭̀͘g͔̗͎̻͇͚͠
Przez moment wyciągnął przed siebie rękę, jakby chciał chwycić żmija za ramię, zmusić go by patrzył w jego stronę, kiedy to słowa kierował bezpośrednio do niego. Długie ramię zawisło jednak w powietrzu i nigdy nie dotarło do celu, nie tylko dlatego, że anioł najpewniej nigdy by na to nie pozwolił. Kończyna opadła i zatrzymała się wzdłuż ciała androida, który zastygł w sekundowym odrętwieniu, w ciszy i bez blasku.
W katakumbach słychać było tylko szum obręczy i głosy pozostałych dwóch smoków. Ciche kapanie wody gdzieś w tle zniknęło w pisku przebierających im pod nogami szczurów. W każdej innej sytuacji to miejsce wyglądało okropnie, puste i zapuszczone, teraz jednak odżyło, glosami Smoków, ich obecnością i ciepłem.
- Nie widzę w tym sensu, póki nie wyłączę obręczy będzie ona zdolna wykonywać moje rozkazy, nawet jeżeli odbierzecie mi ją. A zapewnić mogę, że próba rozbrojenia jej siłą, bądź z dala od mojej osoby zakończy się serią zaprogramowanych wystrzałów, dzięki którym nawet podstawa góry może zadrżeć. - Wyjaśnił spokojnie, nie reagując na ich gwałtowniejszy ton czy działania swoich strażników. - Nie mam zamiaru użyj jej przeciwko członkom organizacji.
Możliwe, że po prostu zignorował ich rozkazujący ton, bądź w chwili zawieszenia system cofnął się do ostatniego punktu bez błędu w systemie, do miejsca, sprzed całej długiej wypowiedzi. Jego głos był jak zwykle bardzo rzeczowy, zimny i mechaniczny. Działał jednak nieco zbyt... po ludzku. Jego ruchy były minimalnie płynniejsze i 'coś' nadal mieszało w jego kodzie, przypominając, że nie mają do czynienia tylko z androidem, ale jednostką zbuntowaną, zdolną do poddawania się zepsutym ludzkim emocjom. Nie często, nie na długo i nie za mocno, ale jednak.
- Anioły... wymordowani... wszyscy pojawili się w jednym miejscu, wszyscy przeciwko. W barze nie było celów, wszyscy ich kryli, nie chcieli wydać. Nie wierzę... Sirion przegrywa z dzieckiem, małym, chudym dzieckiem... leży na ziemi niewidoczny dla ludzkich oczu walcząc z tym czymś. Jeden przeciwnik na ziemi, drugi przeciwnik w stanie nieokreślonym, nie rusza się. Broń działa bez zarzutu, czas ładowania: nieznany. Sirion leży na ziemi, nie kontynuuje walki, stan: nieznany... nieznany, niezn-nnn...zzzz, stan nieznan̸͓̭̬̬y̖̘͍͚͞͡.̺̥̖͟ ̜̞̦͉̹̯̲̺͟N̷̦̞̭̣̬̮͓̲i҉̛͙e̝̪͚ ̸̸̪p̩̯̲͘͢r̘̳̖̤͚̮̘̗z͏̷͔͓̩͖̗̮e͚͜ẕ̷̮̝̇y̘͍͞j҉̻̫͡e͚̳̼͚̥͔͖͍͕ ̨̫̀ͅt͕̯̱ę̨̦͎̪̦g͔̲͖ͅo̠̖̞̯ ̠͙̞̞̬́̕b̰̯ͅe҉̸̞͉̺̤̼̲͕̰́z͎͍̣͚͔̺͙͚ ̵̛͍͙̞̦͔̲̤̬̀p͔͖̱ͅo͚͇̼͉̕͢͢m͍͙̣̱̣̥͎̯͡͠o̡̭c̺̼̖͓͈͡y̟̘̻̪̤͈͘.̬̻͙̖͎̠̣̻̠͘ ̤̳͕̣͚̘̫̯̕N̼̻̯͍̱̪̼i̴̟̙̙̞̥̘͓͚e̛̗͍̺̠̝̬͡ ͔̪̬̬̞p҉͟҉̩͈̻̩̠̟̬͉r̸͍͈͉̯̲z͔̻̞̦̦̪̰͠͡ͅe̡̗̠̥͝͝ͅż̧̬̭͍̲̝͓͔y͙̯͔͠ͅj͏̪͚̳͇̱̥e̛̞̠̪̱̯͡.̦͖̙͇̼͝
Zacięcie, reset. Praca obręczy w tle, cichy szum.
- Nie użyje jej przeciwko członkom grupy.
Złote oczy podniesione do góry, wzrok padający raz na Evana, a raz na Shane'a. Czego dotyczyła dyskusja? Chcą mu odebrać broń, ale nie ma zamiaru się na to zgodzić, Broń to jego część, prawie jak ręka czy noga. Nikt nie oddaje ręki czy nogi, ponieważ są potrzebne, są częścią ciała maszyny. Dlaczego z resztą mieliby odebrać mu broń? Nie ma zamiaru, nie ma...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 1:31  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Shane nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a kaszel stawał się nie do wytrzymania. Do tego ból gardła i cieknący katar....

Shane choruje na grypę
Choroba będzie trwała przez 3 sesje. Sugerowane wygrzewanie się w łóżku, gdyż mogą nastąpić powikłania.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.16 13:18  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Emocje kotłowały się, a wszelkie uczucia kumulowały się pod sufitem  w wężowym tańcu. Shane podejrzewał, że ta wymiana zdań może trwać wieki, a on nie miał na to zbyt wiele czasu. W końcu jednak Cal zaczął mówić bardzo ciekawe oraz istotne rzeczy.
- Bar, do którego wparowaliście był neutralnym miejscem. Każdy, który tam robi burdę zostanie wypieprzony na zbity pysk przez każdego. To było głupie z waszej strony i lekkomyślne. Nie wierzę, że Sirion wpadł na tak kretyński pomysł i wykazał się aż takim brakiem profesjonalizmu, który powinien nas cechować - syknął. Wkurwiał się, że przez podobne sytuacje Smoki stawały się żałosną podróbką Kundli, które uważały się za panów i władców Desperacji. Dobrym przykładem tego, było kasyno Marceliny, która wynajęła ich, aby zemścić się za swoją własność. Sirion poniekąd zasługiwał na tę kulę w łeb, gdyby powrócił żyw i dumny ze swej wyprawy, za pewne rudzielec nie ręczyłby za siebie, i nawet Evan nie powstrzymałby go.
Shane stał nieco z boku przyglądając się dwójce Drug-on. Cal w pewnych kwestiach miał rację, jednak nikt nie chciał powiedzieć tego na głos. Wszyscy wiedzieli, jak może się to skończyć. Pozostawienie mu broni było takim samym przejawem debilizmu, jak ich akcja w barze, jednak w tej kwestii chodziło o jednego z nich. Musieli zaryzykować.
- Dobra - powiedział w końcu po długiej ciszy, która zapadła wraz z zacięciem się maszyny. Czuł wzrok Cala na sobie. Czas podjąć szybką decyzję. Przypuszczał, że Evan kierował się silnie wzburzonymi emocjami, nie był wstanie do racjonalnego i zdystansowanego spojrzenia. Był zbyt bardzo związany z Sirionem.
Zbliżył się i zabrał dłonie anioła od androida, jednak ciągle mając wzrok wlepiony w tego drugiego.
- Dobra, Cal. Sprawa wygląda następująco: zostawiamy ci broń, a twoje słowa bierzemy za gwarancję. Jeśli będziesz próbował uciec bądź stawiać opór pozostałym Smokom, które tutaj się pojawiają uznane to będzie za zdradę i jednocześnie wiąże się to z unicestwieniem. Rozumiesz? - zapytał dla upewnienia. Starał się mówić do niego jasno, aby ten nie wykorzystał żadnych niedomówień. - Poczekasz na osąd i radzę poczekać. Znasz w końcu korzyści z bycia Drug-on. - Rudzielec wyczekiwał jego odpowiedzi, lecz w międzyczasie zerknął na Evana. Wycofał się, mając nadzieję, że anioł pójdzie jego śladem. Chciał zamknąć celę, która miała tymczasowo stać się nowym pokojem androida. Na jego szczęście ten nie odczuwał chłodu.



// Przeskoczyłem kolejkę, aby to miało w końcu jakieś zakończenie i logiczne podstawy. Niech napisze teraz ten kto chce coś wtrącić pierwszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.16 15:27  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Miał rację, a jednocześnie jej nie miał. Tak sprzeczne rzeczy trudno było mu wyjaśnić. Miał jednak nieco inny pogląd na tą sytuację. Sami planowali zachować się nieco inaczej, bo byli pewni, że bar jest miejscem neutralnym. Lecz nie jest.
- Tak długo, jak w środku nie znajdą się przeciwnicy grypy DOGS bar jest miejscem neutralnym, owszem. Wraz z naszym wejściem jednak przestał taki być. - streścił w dwóch zdaniach to, co zdołał wywnioskować. Brzmiał to może nieco naiwnie, w opinii wielu od razu powinni domyśleć się, iż obecność smoków zmieni wiele, ale ani Sirion ani Cal nie byli jednostkami nastawionymi pokojowo, gotowymi na wymianę informacji i spokojną dysputę z klientami. Chociaż być może ich gwałtowne zachowanie nie było z góry zaplanowane, kiedy zostali wciągnięci w bijatykę, nie zamierzali się wstrzymywać.
Kłamstwo.
Lecz nie do końca.
Android wstrzymał się, wiedział za dobrze, na co stać jego pociski. Mógłby zmieść bar i wybić przy tym połowę obecnych, nie obchodziło go jednak nic, poza wykonaniem misji, zarobek z niej był zbyt kuszący, by bawić się w podchody z poszukiwanymi dobermanami. Nadal miał ochotę ich dorwać i zanieść głowy przed zleceniodawcę. A przynajmniej jedną głowę, ponieważ jednego psa mieli sprowadzić żywego. Tylko większy problem.
- Nie widzę potrzeby walki z innymi smokami, tylko dlatego, że to wy macie niejasne podejrzenia względem mnie, a nie chociażby ja względem was. Robię to tylko dlatego, iż wiem dobrze co zrobiłem i inni też powinni wiedzieć. Dzięki temu ja nie zaatakuje was, a wy, smoki, mnie, wtedy nikt nie stanie się zdrajcą. - odparł.
Koniec dyskusji. W trzyosobowym gronie i tak nie ustalą nic sensownego, a jedynie tracą czas. Czas to pieniądz.
- Korzyści. - Powtórzył niczym echo za Shane'm. - Siedzenie w zamknięciu nie przynosi mi żadnych korzyści. - Dodał już bardziej do siebie.
Ani grupa nic z tego nie miała i miał nadzieję, że także szybko dojdą do tego samego wniosku. Cela nie była może najpiękniejszym miejscem w smoczek górze, ale nie przeszkadzała szczególnie androidowi. Nie, żeby jego normalne miejsce pobytu było znacznie lepsze. Tylko czasami, gdy pozostawał w prywatnych domach w M-3 miał okazję zaznać luksusu. Większość ludzi jednak widziała go jedynie jako maszynę użytkową, mało komu przyszło do głowy, iż Chie był kontraktorem. Do biznesu powiem przechodzili w nieco mniej przyjaznej atmosferze. Przynajmniej nie było dzięki tamu takich, którzy odważyli by mu się odmówić.
Cholernie skuteczny był z niego obchodny akwizytor.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.16 15:27  •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
Nie do końca chciał zgodzić się z decyzją Shane, ale również nie zamierzał na niego naskakiwać. Nie ufał Calamity, nie chciał mu wierzyć, jakby w ogóle komukolwiek chciał ufać i wierzyć w słowo, które ktoś mu przekazał. Był ciężki do zrozumienia, często pokazywał wiele sprzeczności, które dla androida mogą być niezrozumiałe. W końcu uczucia nie są proste, a ktoś taki jak Evan ma cholerny problem ze zrozumieniem ich.
Nie chciał odpowiadać na żadne z padniętych słów ze strony Calamity. Już dość zostało powiedziane, a kolejne słowa mogłyby prowadzić do nieproszonej bójki, która na aktualny moment była cholernie zbędna. Mimo emocji, miał trochę rozumu i wiedział, że taki wybryk nic dobrego nie zrobi, choć miał szczerą ochotę trochę się zbuntować i narozrabiać. Ale nie zrobi tego.
- Właśnie - bo jesteś maszyną. Zwykłą, pustą maszyną, która została stworzona za pomocą rąk ludzki dla ich własnej wygody. Ale wystarczy tego. Dobrze wiesz, że nie będę się z Tobą zgadzać. Ani ty ze mną. Dalsza rozmowa nie ma sensu. Dostosujesz się do tego, co Ci powie Shane - i tyle.
Sądził jednak, że rudzielec zrobi coś zupełnie innego. Ufał mu, a tymczasem podjął decyzję, która może mocno zaważyć nad ich losem. Niechętnie pozwolił na zabranie rąk z androida, ale kiedy to się stał, syknął pod nosem, kręcąc głową z wyraźnym niedowierzaniem. Po prostu uciekł. Uciekł od konsekwencji. Nie zamierzał to w żaden sposób komentować. Może to było i nawet rozsądne rozwiązanie, ale przez Evana przepływał teraz gniew i złość, dlatego kierował się zupełnie czymś innym. Po padniętych słowach ze strony Wiwerna, anioł postanowił odejść, nie czekając na niego dłużej, choć przeczuwał, że po zamknięciu krat i on dołączy do Żmija, który postanowił wyładować swoją złość na jednej ze ścian tegoż więzienia. Uderzając z całej siły pięścią w solidnie zrobione ściany, zdarł sobie na kostkach skórę aż do samej krwi. Nie przejął się tym, że z rany wydobywało się więcej osocza niż powinno. Był zbyt wściekły, aby na coś takiego zwrócić uwagę. Dość szybko z tego pomieszczenia zniknął wraz ze swoim towarzyszem. Słowem się do niego nie odezwał.

zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Cela nr 5 Empty Re: Cela nr 5
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach