Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 03.05.15 22:39  •  Cela nr 2 Empty Cela nr 2
Obskurne i ciasne pomieszczenie, mieszczące dwoje osób w najlepszym wypadku. Wilgotne cegły, składające się na ścianę, tworzyły mikroklimat, w którym łatwo było o zapalenie płuc, szczególnie, jeśli połączyło się to z chłodem panującym na niskich poziomach góry Babel.
Sufit nie jest lepszy. Już dawno odpadł z niego tynk, wyparty przez rozrastającą się w kącie pleśń, która przybrała niepokojące rozmiary.
Poza piętrową pryczą, na której leży pośledniej jakości pościel, jest tutaj miejsce tylko dla wiadra na pilne potrzeby.
Jest tutaj cicho, jedynym dźwiękiem, który rozlega się wewnątrz celi, jest kapanie wody.
Od wolności, więźnia oddzielają solidne dębowe drzwi, okute żelazem, niezwykle trudne do sforsowania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.15 14:54  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2

- Wskakuj, mała - rzucił ogniście rudy anioł, bez cienia delikatności popychając członka DOGS, Oblitus Draco do małej celi. Zatrzasnął za nim kratę, opierając się o nie i pochylając w stronę świeżego więźnia. - Szykuj dupę - wyszczerzył się krzywo, a z jego gardła wydobyło się aroganckie, pełne satysfakcji prychnięcie - Twój sąd ostateczny już blisko. - Dodał, uderzając w kratę, chcąc spotęgować strach kundla. Po chwili obok rudzielca stanął o wiele wyższy od niego jego brat - anioł z zielonym irokezem. Jego długie, chude palce przez chwilę tonęły w rudej czuprynie, mierzwiąc ją dopóki Stefan nie zareagował i nie cofnął się wściekły. - Weź się odpierdol! - ryknął, robiąc się cały czerwony, co jedynie rozśmieszyło Grubego Dave'a, który właśnie wkroczył ciężko za swoimi towarzyszami misji. Zaraz za nim pojawiła się Lily, opierając się o kraty i z uśmiechem patrząc na zdobycz całej grupy. - No, chyba uratowaliśmy nasze tyłki. - powiedziała spokojnie, mrugając w stronę mężczyzn. - Jeszcze z pięciu i wyrobimy średnią. - wtrącił Dave - Średnią? Żadnej średniej nie będzie. - odpowiedziała ostro dziewczyna, wyciągając z kieszeni notatnik - im więcej, tym lepiej. - dodała, co reszta skomentowała cichymi parsknięciami. Bali się jednak jej sprzeciwić, o czym ona doskonale wiedziała.
- Dobra, spadamy. Robota czeka. - powiedział w końcu Christian, zostawiając towarzyszy w tyle. Po chwili i oni ruszyli zgodnie za mężczyzną.

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.15 21:49  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Podróż na szczyt góry trwał zaskakująco krótko, nawet, jeśli posiadali dodatkowy balast w postaci nieprzytomnego anioła. Już na miejscu poprowadzono ich przez wąskie i kręte korytarze, by w końcu doprowadzić nowego więźnia do przeznaczonego dla niego celi. Tam anioł, który go niósł, na bezcelnego zrzucił na pryczę, która zaskrzypiała ostrzegawczo pod jego ciężarem. Z pewnością przez ten nieczuły gest jasnowłosy nabawił się kilku dodatkowych siniaków. Oczywiście trzeba było zapewnić mu podstawowe warunki, dlatego też już po chwili przyniesiono dwa dodatkowe koce, żeby nie zmarzł, jeden dzbanek z wodą i parę kromek chleba ze smalcem. Niech chłopak zdrowo je.
- No i tyle. – mruknęła Laila, ostatni raz przyglądając się jego nieprzytomnej twarzy.
- Pewnie zostanie poddany sądowi. Jak cała reszta. – dodała po chwili, nie wróżąc mu
zbytniej przyszłości. Odwróciła się i ruszyła korytarzem, by już po chwili pozostawić anioła samego niemalże w ciemnościach, którą rozgramiało nikłe światło jednej z pochodni przymocowanych do drzwi.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.16 1:25  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Odzyskał przytomność dopiero w wąskich korytarzach prowadzących w dół, wprost do lochów w Górze Babel. W pierwszej chwili nie był w stanie ogarnąć narastającej rzeczywistości, jakby to wszystko, co wydarzyło się jakiś czas temu było jedynie jednym z koszmarów, które niemal każdej nocy nawiedzały skrzydlatego. Ale w czasie paru uderzeń serca od momentu otworzenia przez niego oczu, pojawił się pierwszy sygnał ostrego bólu, który promieniował z okolic tyłu jego głowy. Instynktownie uniósł rękę, przy okazji orientując się, że są skrepowane wżerającymi chłodem w jego skórę kajdankami, i dotknął obolałego miejsca. Pod drżącymi opuszkami poczuł coś lepkiego, w niektórych miejscach już zaschniętego. Krew, przemknęło przez jego umysł, co skutkowało delikatnym grymasem niezadowolenia. Wciąż zamglone spojrzenie spoczęło na prawej dłoni pokrytej brudem i czerwonymi plamami, które jarzyły się z brzydkiej rany. Krew już nie leciała, pozostawiła jedynie po sobie długie, krwiste wstęgi, które zdobiły jego bladą skórę, znikając aż pod rękawem bluzy.
Z jednej strony poczuł dziwną ulgę, że przynajmniej nie wykrwawi się z tak debilnej rany, co byłoby raczej żałosną śmiercią aniżeli chwalebną na polu walki, z drugiej natomiast nie podobał mu się dziwnie ciemny kolor zdobiący poszarpaną ranę, z której sterczały włókna mięsa i skóry. Poruszył delikatnie palcami, ale w chwili najmniejszego poruszenia, ból uderzył w niego ze zdwojoną siłą, wyrywając z jego gardła głośny, charczący jęk.
- Obudziłeś się, zdrajco. – w chwili wypowiedzianych słów, Nathair poczuł jak jego ciało podrzuca lekko obca siła. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest przewieszony przez czyjeś ramię, jak worek kartofli, i miał w zasięgu wzroku jedynie plecy i tylne części jakiegoś, zapewne, anioła.
Nie macie prawa! – warknął, czując się dziwnie obnażony, pozbawiony swojego miecza.
- Mamy. Od chwili, w której stałeś się zdrajcą. – chłopak otworzył usta, by coś więcej dodać, ale te kłapnęły jedynie zamykając się na powrót. Racja. W chwili, w której otwarcie sprzeciwił się Zastępowi stał zdrajcą i nie miał już jakichkolwiek anielskich praw.
Ryan .
Wyprostował się jak struna, rozpaczliwie rozglądając się na boki w poszukiwaniu swojego podopiecznego, ale nigdzie go nie widział. Serce, przez które każdego dnia przepływała ciepła krew, w jednej chwili wypełniło się lodowatą wodą.
Gdzie Ryan? Gdzie mój podpieczny? – zapytał, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jego głos zabrzmiał w tym momencie żałośnie. Ale odpowiedziała mu cisza.
Gdzie? Czy-
- Żyje. Nic więcej nie musisz wiedzieć.
Nathair warknął. Oczywiście, że Ryan żył. Był jego cholernym aniołem stróżem. Takie rzeczy po prostu czuł. Ale nie podobało mu się, że go tutaj nie ma. Nie przy nim.
Zawiodłem go.
Zacisnął mocno powieki czując, jak pod nimi wzbierają się kłujące łzy.
Ale w tej samej chwili poczuł, jak niosący go mężczyzna zatrzymuje się. Do uszu anioła dotarł brzdęk otwieranego zamka, a potem cichy skrzyp drzwi. Poczuł, jak silne ręce łapią go za biodra i niemal z delikatnością czołgu zrywają z ramienia, a następnie wrzucają do klatki jakby rzeczywiście był pieprzonymi ziemniakami. Uderzył głucho plecami o zimną posadzkę, ale momentalnie się zerwał, pomimo skrępowanych dłoni. Zrobił to jednak za późno, i dopadł już zamkniętych drzwi.
Poczekajcie! Cholera, stójcie! – krzyknął za nimi, ale w odpowiedzi dostał jedynie odgłos butów uderzających o kamienną posadzkę.
Nathair naparł mocniej na kraty, próbując przy okazji użyć jednej ze swoich mocy. Ale nic z tego. Czuł się przy tym wyjątkowo bezużyteczny. Niczym bezmyślne zwierzę uderzał całą swoją wątpliwej postury sylwetą w metalowe kraty, w płonnej nadziei, że może jednak puszczą a on będzie mógł wydostać się na zewnątrz. Ale kraty jedynie drżały, wydając z siebie piskliwy dźwięk, nic ponadto.
Cholera… – jęknął chłopak powoli osuwając się na ziemię, oddychając ciężko I nierówno. Czuł, jak całe jego ciało zaczyna dziwnie płonąć, a wzrok powoli się rozmazuje. Na domiar złego ręka coraz bardziej dokazywała.
Niech ich wszystkich szlag. – warknął, a beznadziejność sytuacji powoli go przerastała.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.16 12:35  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Dźwięk kroków pęczniał w jego uszach, dobitnie oznajmiając, że ktoś się zbliżał. Już od jakiegoś czasu był przytomny, a rozbity na ziemi talerz i powywracane wierzchem do dołu kanapki, które przyniesiono mu w fałszywym akcie troski, oznajmiały, że jeszcze jakiś czas temu też stracił nad sobą panowanie. Aktualnie leżał na boku, przodem do ściany, w którą wpatrywał się bez konkretnego wyrazu, wystukując bezgłośny rytm palcem o pryczę w jedynym akcie zniecierpliwienia, na jaki mógł sobie pozwolić, byleby tylko zaoszczędzić energię. Nie drgnął, gdy drzwi do celi otworzyły się, już wcześniej słysząc urywki rozmów dobiegające z korytarza. Widziałby, gdyby przyszli po niego, ale tym razem otrzymał tę wątpliwą przyjemność dzielenia swojej klatki z kimś innym. Swoim niezadowoleniem podzielił się z szarą ścianą, gdy jego milczące usta na moment zacisnęły się w wąską linię, a brwi ściągnęły się ku sobie.
„Poczekajcie! Cholera, stójcie!”
Miał nadzieję, że tylko się przesłyszał, gdy głos wydał mu się znajomy. W takich okolicznościach zazwyczaj cieszyło się z powodu tego, że siedziało się w gównie razem z kimś, kogo choć trochę się znało. Leslie za to zapałał kompletnym przeciwieństwem radości, chociaż nie znał przypuszczalnego właściciela głosu na tyle dobrze, by mieć całkowitą pewność, że to właśnie z nim będzie musiał spędzić tu kolejne godziny swojego życia.
Gorzej już być nie może, rzucił w myślach, zanim bezgłośnie przekręcił się na tyle, by kątem oka wychwycić sylwetkę przy wyjściu z celi. Mimo słabego światła pochodni, był w stanie dostrzec podobieństwo w zmarniałej sylwetce i słabiej widocznym kolorze poszarpanych aktualnie włosów.
Trzask.
Trzask.
Trzask.
Brzęczenie kajdan utonęło w dźwięku wprawianych w drganie krat. Jasnowłosy zdołał podnieść się do siadu i oprzeć plecami o ścianę, wciąż mogąc w ciszy przyglądać się, jak Nathair bezmyślnie usiłuje wyważyć solidne drzwi, blokujące mu drogę do wolności. Nie przeszkadzały mu zapędy masochistyczne drugiego anioła, jednak przy którymś z kolei trzasku, był skłonny uznać, że wolałby, by chłopak praktykował zaspokajanie swoich autodestrukcyjnych potrzeb w ciszy.
Dwa na dziesięć ― rzucił sucho, chwytając za stojący obok dzbanek z wodą. Nie zawahał się chlusnąć jego zawartością prosto w skrzydlatego jakby to miało przywołać go do porządku tak, jak przywoływało się do porządku niesforne zwierzęta. Mimo paskudnych, zasklepiających się ran na twarzy, wiedział, że różowowłosy też go rozpozna i prawdopodobnie będzie równie niezadowolony z tego niecodziennego spotkania. ― To na nic. Chyba nie sądzisz, że wpakowaliby cię do celi, z której możesz wyjść, gdy ledwo rzucisz się na kraty? ― Zmarszczył nieznacznie nos, przypatrując się Heatherowi z jakimś błyskiem niezrozumienia w oczach.
Co jest?
Nie powinno go tu być.
Odłożył dzban na bok, zachowując się tak, jakby nic się nie stało i oparł łokieć o zgięte kolano, przechylając głowę na bok i układając zdrowy policzek na dłoni.
Inne anioły też zaczęły im przeszkadzać?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.16 23:59  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Gdzieś tam podświadomość szeptała, że nie jest sam w celi. Ale jego ewentualny towarzyszy niedoli w tym momencie miał tyle znaczenia dla Nathaira co zeszło roczny śnieg. Przycisnął coraz bardziej ciepłe czoło do krat i spojrzał na swoją dłoń, z której zaczęło się sączyć coś ciemnego z malującą się w oczach bezradnością. A wtedy usłyszał czyjś głos. Ale nawet wtedy nie pokwapił się nawet na obdarzenie go chociażby jednym spojrzeniem. Kojarzył głos, gdzieś w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka, ale nawet to zepchnął gdzieś w odmęty umysłu, próbując skupić się na obmyśleniu jakiegoś planu.
Do momentu, kiedy poczuł chłód wody, która w niego chlusnęła.
Odwrócił się gwałtownie, a kilka kropel rozbryzgało się na boki, pozostała część spływała powoli po jego skórze, wsiąkała w materiał ubrania i kleiła rozwichrzone kosmyki włosów.
Wal się. – warknął nieprzyjemnie w pierwszej chwili rozważając możliwość doskoczenia do jasnowłosego i przywalenia mu w tę jego gębę. Ale zamiast tego podniósł się i usiadł ciężko na wolnym senniku, naprzeciwko tego, gdzie obecnie znajdował się jasnowłosy. Przez krótką chwilę po jego twarzy błąkało się zaskoczenie, z którego wyraźnie można było wyczytać niezrozumiałość z faktu obecności drugiego anioła. Ale Nathair koniec końców zrezygnował z tego, pochylając jedynie nieco głowę, a mokre włosy opadły na jego twarz.
Czemu zadajesz to głupie pytanie? – prychnął przechylając nieco głowę w bok, by łypnąć na Zero spod przydługawych kosmyków, które pod wpływem wody zaczęły się nieco skręcać.
Sam się tutaj znalazłeś. A z tego co wiem, jesteś jednym z nich. Stróż, co nie? – na bladych wargach pojawił się dziwnie złośliwy uśmieszek. – Dziwne, że cię jeszcze nie zdegradowali ze stanowiska za to, co robiłeś. – mruknął, w jednej chwili czując, jak ogarnia go piekielne zmęczenie całą tą sytuacją. Po chwili znowu się podniósł, chociaż tym razem jego nogi niebezpiecznie zadrżały. Złapał wolną dłonią za jeden pręt i szarpnął nim.
Muszę się stąd wydostać. Mają mojego podopiecznego. – wypalił nagle takim tonem, jakby to jedno zdanie było odpowiedzią na wszystkie pytania i wątpliwości.
Jest silny. Silniejszy od ciebie i ode mnie razem wziętych, ale… ale wciąż – zagryzł dolną wargę nie chcąc wypowiedzieć o jedno słowo więcej. Nie przy kimś, komu w ogóle nie ufał.
A ty? Planujesz coś czy wolisz tak siedzieć bezużytecznie na dupie?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.16 1:01  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
„Wal się.”
Wzniósł zrezygnowany wzrok w stronę sufitu, zanim ten ponownie osiadł ciężko na Nathairze, kryjąc w sobie nieznaczny, wyzywający błysk, jakby nie wierzył, że tylko na tyle było go stać. Chociaż za wszelką cenę starał sobie nie zawracać głowy jego obecnością, sam jej fakt nadal stanowił zagadkę. Może Nathair nie był ucieleśnieniem cnót, ale Leslie wciąż widział w nim wyłącznie ujadającego szczeniaka. Jego grzechy na pewno nie były na tyle ciężkie, by koniecznie musiał wylądować w obliczu sądu.  
„Czemu zadajesz to głupie pytanie?”
Kto tu jest głupi.
Przez oblicze blondyna przemknął cień sceptycyzmu. Drugi skrzydlaty chyba nie do końca zrozumiał sens tego pytania. Różnili się od siebie. Wartościami, poglądami, trzymaną stroną – dosłownie wszystkim. Zero nie ukrywał, że porównywanie go do reszty aniołów w jakiś sposób godziło jego dumę. Nieprzyjemna aura zagościła w otaczającym ich powietrzu w momencie pojawienia się na ustach różowowłosego tego parszywego uśmieszku, ale cała frustracja blondyna została zmiażdżona przez zaciskające się w pięść palce.
Racja. Sam się nad tym zastanawiałem ― rzucił, wiodąc za nim wzrokiem. Nieprzyjemne słowa stale cisnęły mu się na język, ale z jakiegoś powodu instynktownie przełykał je razem ze śliną, chociaż sama obecność Nathaira sprawiała, że zaczynały palić go w gardle.
Niech sobie wsadzi w dupę swoje odzywki.
Nie jestem jednym z was. Moja obecność tutaj jest o wiele mniej zaskakująca niż twoja. Reszta jest tylko luką w rejestrze. ― Wzruszył mimowolnie barkami, zawieszając wzrok na zaciskającej się na prętach ręce.
„Muszę się stąd wydostać. Mają mojego podopiecznego.”
Nie tylko twojego.
Milczał jednak, jakby te słowa nie miały dla niego większego znaczenia. Jednak gdyby tylko Heather odwróciłby się przodem do niego, mógłby dostrzec, jak spojrzenie jasnowłosego na moment staje się nieobecne.
Zero.
Akurat.
Co akurat?
Akurat uwierzę, że postanowił zrezygnować z ciepłego miejsca w Edenie dla swojego podopiecznego.
Zrobiłbyś to samo dla niego.
Jego podopieczny to jego praca, a nie przyjaciel.
Tego nie wiesz. Czujesz?
Wkurwia mnie.
Świetnie ― rzucił oschle pod nosem, unosząc wzrok wprost na różowe tęczówki anioła. ― Ale wciąż potrafili zrobić go w chuja. I nie tylko jego ― rzucił ostrzej, jakby chciał uświadomić chłopakowi, że nie tylko on i jego kochany podopieczny byli w ciemnej dupie. Sam jednak nie zamierzał dzielić się swoim powodem pobytu tutaj. Starał się zachowywać względny spokój, nawet jeśli sam miał ochotę wstać i trzaskać w te cholerne kraty do momentu, w którym wreszcie stanęłyby przed nim otworem. ― Wolę siedzieć bezużytecznie na dupie ― sarknął. ― A jak myślisz? Nie zamierzam bezsensownie tłuc się o kraty, które nawet nie drgną i marnować energię na wrzaski, żeby ktoś wreszcie stwierdził, że ma dość i dla świętego spokoju spełnił moje życzenie. To tak nie działa ― prychnął pod nosem, unosząc brew. ― Ale jasne, tłucz się dalej. ― Machnął niedbale ręką z wyraźnie poirytowanym wyrazem twarzy. ― Kiedy już uda ci się stąd wyjść, na pewno mu się na coś przydasz. Kiedy już padniesz na twarz ze zmęczenia, ucieszy się, że przybyłeś mu na ratunek. Oczywiście, o ile wcześniej się nie wykrwawisz.
Kiwnął podbródkiem ku poranionej ręce młodzieńca. Nawet w tak słabym świetle nie wyglądała najlepiej, tym bardziej, że rana otworzyła się na nowo.
Nie jesteś dla niego zbyt szorstki?
Nie.
Po prostu się martwi.
Nie tylko on się martwił. Rzecz w tym, że tylko on to okazywał.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.16 23:49  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Oparł coraz bardziej rozpalone czoło o zdrową rękę i przesunął palcami po pulsujących tępo skroniach. Było źle. Naprawdę źle. Kiepsko się czuł, wydawało mu się, że temperatura dookoła niego raptownie wzrosła o parę stopni a powietrze, którym oddychał stężało, utrudniając mu swobodne nabieranie haustów tlenu. Zresztą, każdy kolejny oddech palił go od środka żywym ogniem, jakby ktoś wylewał na jego wnętrzności za każdym razem rozżarzone węgle, które wyżerały go od środka. A obecność jasnowłosego i jego biadolenie przyprawiało chłopaka o dodatkowy ból głowy. Zwilżył językiem spierzchnięte wargi i spojrzał na Zero błyszczącymi od gorączki oczami.
Zapomniałem, że paniczyk stuknie nóżką I ma  być tak, jak chce. – warknął gardłowo, wykrzywiając usta w nieprzyjemnym uśmieszku. Serce niebezpiecznie mu kołatało, przyprawiając o stad mrówek przebiegających wzdłuż kręgosłupa, wgryzając się swoimi małymi szczypcami w jego skórę.
Jesteś jednym z nas. Czy Ci się to podoba czy nie. – wyprostował się, ale nawet w tej pozycji jego barki wyglądały tak, jakby jakaś niewidzialna siła ściągała go w dół. – Dopóki masz skrzydła. – wskazał leniwie na niego ręką, jakby strzepywał w powietrzu wyimaginowany paproch. – I masz swoją rangę. Ci na górze muszą mieć jakiś dobry powód, że wciąż ją masz. A dopóki ją masz, wciąż widniejesz w rejestrze aniołów. Tak więc mój drogi. Należysz do nas. Czy ci się to podoba czy nie. – uśmiechnął się złośliwie i rozłożył ręce na boki, jakby zapraszał go do co najmniej świetnej zabawy.
Wyrwij je. Zrezygnuj z rangi. Skoro tak bardzo nie chcesz być jednym z nas, to czemu trzymasz się rozpaczliwie tego, co jest  z nami kojarzone? Sentyment? Hipokryzja? Zachcianka? – zamilkł na krótką chwilę, jakby oczekiwał odpowiedzi. Ale po momencie parsknął pod nosem, najwidoczniej nie chcąc uzyskać odpowiedzi na zapewne swoje retoryczne pytanie. Zerknął sceptycznie na swoją ranę, która zapewne w tym momencie była przyczyną jego pogarszającego się stanu. Wokół poszarpanej krawędzi zaczęła sączyć się ciemnego koloru ropa a do jego nozdrzy uderzył nieprzyjemny zapach brudu i zgnilizny. Mimo woli skrzywił się i odkaszlnął, rozglądając na boki coraz mniej przytomnym spojrzeniem. Wreszcie zgarnął do siebie stary i drapiący koc, po czym wstrzymując powietrze, żeby nie zakwilić z bólu jak zarzynany prosiak, otoczył skrawkiem materiału dłoń i zacisnął na nim palce.
Wolę się, jak uważasz, bezcelowo tłuc o kraty niż siedzieć na dupsku I nic nie robić licząc, że jakoś się ułoży albo na jakiś pieprzony cud. Robiąc harmider zwrócę na siebie uwagę i ktoś wreszcie się pofatyguje. I wtedy będę mógł chociaż spróbować. Znasz takie słowo? SPRÓBOWAĆ. Potrzebuję informacji o najbliższym sądzie. O tym, kto i kiedy będzie sądzony. Nie mogę dopuścić, żeby Ryan był szybciej sądzony ode mnie, a to wysoce prawdopodobne. A wiesz czemu? Bo biorąc pod uwagę jego przewinienia na pewno zostanie skazany na spalenie. Nasz powalony archanioł nie przepuści okazji, żeby kogoś takiego jak on spalić czy co on tam wymyśla, żeby oczyści duszę. Znam Ryana parę lat. I wystarczy to, co widziałem, żeby trafił na stos, a wierz mi, że to, co widziałem jego jedynie kroplą w morzu grzechów Grimshawa. Dlatego muszę już działać. – syknął, ponownie milknąc na chwilę, chcąc pozbierać rozbiegane myśli do jednej kupy. Coraz ciężej było mu się skupić. Na czymkolwiek. Z drugiej strony jeśli zauważają jego pogarszający się stan, mogliby wysłać tutaj medyka. A wtedy…. A wtedy co? Wziąłby go jako zakładnika? Nie, to odpada. Ale zawsze to jakieś większe szanse niż siedzenie i nic nie robienie.
A szanowany paniczyk ma jakiś plan? Nie masz, prawda? Jak długo tu już siedzisz? – zapytał spoglądając mu w oczy.  – Na co liczysz, hm?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.16 1:42  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Leslie pochylił nieznacznie głowę i przycisnął palce do czoła, rozmasowując je nieco. Wymruczane pod nosem „Ja pierdolę” przeplotło się gdzieś pomiędzy słowami Nathaira, który – na jego nieszczęście – musiał zacząć nawijać jak najęty. Jasnowłosy miał wrażenie, że przedwcześnie przyszykowano dla niego sąd. Wystarczyła sama obecność tego gnojka, a już czuł się, jakby miał odpokutować wszystkie swoje grzechy. Przez moment wahał się pomiędzy odwarknięciem mu, a przypierdoleniem jego twarzą o ścianę, ale świadomość, że gdzieś tam w jakiejś celi czekał na niego Syon, skutecznie odwodziła go od marnowania energii. Szczęka skrzydlatego poruszyła się jednak nieznacznie, gdy zazgrzytał bezgłośnie zębami, jakby chciał zetrzeć w pył kolejne jadowite słowa. Heather jednak otwarcie prosił się o to, by ich spotkanie przebiegło w atmosferze bardziej nieprzyjemnej niż zwykle. Nawet teraz mógł poczuć jak owijała się dookoła jego gardła i prowokowała do wyrzucania z siebie całej gamy obelg.
Co za jebany szczeniak.
Parsknął sucho pod nosem, unosząc głowę i kierując spojrzenie na różowowłosego. Pierwszy raz było w nim tyle pogardy, która skonfrontowała się z gówniarskimi złośliwościami drugiego anioła. Nie uśmiechał się, choć prawdopodobnie ten grymas dałby popalić jego niechcianemu towarzyszowi, ale nie okazał też dobitnego poirytowania, które i jemu zdążyło podnieść temperaturę w środku.
A to co? Kącik zapoznawczy? Może najpierw rozejrzyj się dookoła i zastanów się, po której stronie klatki teraz jesteś. Uznali cię za kogoś, kto jest przeciwko nim. Rasa to jedno. Gówno mnie obchodzą wasze anielskie poglądy i zasady. Jeżeli już chcesz udawać mądrego, to chociaż naucz się robić to dobrze. Za paręnaście minut, może za kilka godzin albo dni, sam możesz zostać uznany za zdrajcę. W najlepszym wypadku od razu zetną cię o głowę, w najgorszym stracisz swoją rangę, skrzydła, wygodną miejscówkę w Edenie – wszystko. Z moralnego punktu widzenia dla mnie to żadna strata, w końcu żyję w Desperacji już od siedmiuset lat. A jak jest z tobą? Ostatnio nie wyglądałeś najlepiejty mały, jebany niewdzięczniku. Żałował, że nie zostawił go z tamtymi skurwielami. ― Możesz szczekać dalej, chociaż zdecydowanie wolałbym, żebyś zachował te uwagi dla siebie. Oszczędzisz gardło.
Jeżeli myślał, że jego słowa jakkolwiek były w stanie go dotknąć, to naprawdę tracił swój cenny czas. Skrzydlaty był dla Zero nikim. Jedynie fakt, że był głośny, zakłócał jego pobyt w celi. Nawet jeśli wcześniej zaczął się nudzić, wolał tę nudę od niechcianej osoby w pobliżu.
Nikt cię nie słyszy ― rzucił natychmiastowo, niszcząc wszelkie nadzieje na to, że ten plan wypali. Siedział tu już dostatecznie długo, by wykorzystać część możliwości. Żadna nie okazała się skuteczna. ― I nie pluj jak mówisz. Frajerstwo jest zaraźliwe ― mruknął bez wyrazu, jak na złość przechylając się na bok, by ułożyć się na boku. ― Trzaskanie się nie przybliży cię do sądu. Musisz poczekać aż ktoś z nich tu przyjdzie i zabierze cię do sali, o której położeniu nie masz pojęcia. Ja też nie. Może dlatego, że do tej pory nikomu nie odjebało na tyle, żeby urządzać tu sobie takie widowisko. Dziwi mnie jednak, że identyfikując się z aniołami i mając na uwadze wszystkie grzechy tego tam... Ryana ― z jakichś powodów to imię i nazwisko coś mu mówiły, ale aktualnie nie próbował sięgać po nie pamięcią ― nadal chcesz ratować go przed tym, co uważasz nieuchronne.
Pamiętaj, że robisz to samo.
Ja nie identyfikuję się z aniołami.
Stale potwierdzasz, że zasługuje na śmierć, a mimo tego zdzierasz sobie gardło, jak jakiś pojeb. Zakochałeś się czy jak? ― w jego głosie pierwszy raz dało się wyczuć nutę szczerego rozbawienia, jakby na moment zapomniał, że sam znajdował się w beznadziejnej sytuacji. Niemniej jednak to nie on był ograniczany przez pewne zasady. Dla skrzydlatych podobne emocje były niedopuszczalne, gdy w grę wchodzili ich podopieczni.
Siedzę tu wystarczająco długo, by mieć plan ― odpowiedział wymijająco. Nathair nie dawał mu żadnego powodu, żeby dzielił się z nim swoimi przemyśleniami. Nie zapowiadało się też na to, by miał mu go dać. ― Zaczynasz grzeszyć ciekawością. A na co ty liczysz? Że uda ci się podpiąć, bo sam nie masz planu?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.16 2:17  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Metalowy dźwięk kajdanek, którymi były skute drobne nadgarstki Heathera, przemieszał się z wypowiadanymi słowami przez Zero. W pierwszej chwili Nathair był pewien, że tylko się zgrywa i zaraz rzuci „żartowałem”. Ale jasnowłosy nie wyglądał na kogoś, kto sobie żartuje. W drugiej chwili przyszło niedowierzenie, że ktoś, kto zgrywa takiego inteligencika, nie połączył niektórych faktów w jedną całość i błądzi jak dziecko we mgle, plując na prawo i na lewo jakieś dzikie teorie. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął cierpkim, wręcz pustym śmiechem, a biorąc pod uwagę jego aktualny stan, trwało to zaledwie parę ulotnych sekund, aż wreszcie ochrypł. Uniósł zdrową dłoń i potarł swój ciepłym policzek wierzchem dłoni, kręcąc głową w politowaniu.
Jeszcze sekundę temu myślałem, że taki pieprzony paniczyk jak ty potrafi ruszyć głową. – mruknął drażniąc uszy swoją nienaturalną barwą głosu. Różowe tęczówki, w których wiło się źdźbło dziwnej powagi, wbiły się w oczy jasnowłosego.
Myślisz, że za co mnie tutaj zamknęli? Za kradzież batonika? – wykrzywił usta w kpinie. – Doskonale wiem, po której stronie klatki jestem. Bo jestem tutaj na własne życzenie. Z własnej, pieprznej woli. I nie uznają mnie za zdrajcę, bo… już nim jestem. Oficjalnie. Bo postawiłem się tym zawszonym, chodzącym kogutom, kiedy próbowali położyć swoje łapska na Ryanie. Mam w dupie, co chcą ze mną zrobić. Mam w dupie, że mogą pozbawić mnie rangi, statusu, miejsca w Edenie. A niech zamkną mi bramy przed nosem, wyrwą skrzydła czy spalą na stosie. W tym momencie najważniejszy jest dla mnie Ryan i jego bezpieczeństwo. Jestem jego stróżem. Przysięgałem go chronić. I jeśli… jeśli… – palce zdrowej dłoni zacisnęły się tak mocno, że na delikatnej skórze pojawiły się piekące, czerwone półksiężyce. – I jeśli to oznacza, że mam się drugi raz przeciwstawić aniołom, a nawet samemu Bogu, to zrobię to. Byle tylko zagwarantować bezpieczeństwo Jayowi. – spuścił głowę wpatrując się w swoje drżące nogi a na twarzy pozostało jedynie echo irytacji, pozostawiając jedynie czyste rozgoryczenie.
I o zarażenie się frajerstwem nie masz co się martwić, bo już nim dawno temu przesiąkłeś. – znowu ta nuta zirytowania i wściekłości. – Tak się składa, że wiem doskonale gdzie znajduje się sala sądowa. Wiem jak tam dotrzeć i jak wygląda sąd, więc nie trafiłeś. I skoro siedzisz tu tak długo, to czemu jeszcze z niczym nie działasz? Zresztą, nieważne. Muszę coś zrobić. Coś, cokolwiek, nim zaciągną Ryana przed tego dupka. – miał już gdzieś czy ściany mają uszy, że bluźni i jeszcze głębszy kopie dół pod sobą. Nie miało już to najmniejszego znaczenia. Odetchnął przez nos, a cała złość momentalnie z niego uleciała.
Nie zakochałem się, kretynie. – zdawało się, że I tak czerwone policzki przybrały jeszcze bardziej intensywny odcień. – Po prostu chcę go chronić. Nie czujesz tego samego? Nie zrobiłbyś wszystkiego, żeby chronić swojego podopiecznego? Nawet, jeśli oznaczałoby to porzucenie dotychczasowego życia? Dosłownie wszystkiego dla tej jednej, jedynej osoby? Co, Zero? Nie zrobiłbyś? – zapytał już o wiele spokojniej, unosząc głowę, by na niego spojrzeć już totalnie zmęczony i zmaltretowany przez ostatnie wydarzenia.
Chcę go zobaczyć. Ryan jaki jest taki jest, ale nawet on nie zasługuje na śmierć. Nie taką. Pojmany, w kajdanach jak jakieś zwierzę. Oni nie mają prawa decydować o jego życiu. Jedyną osobą, która ma do tego prawo jest on sam. – przechylił się na bok i upadł ciężko na sennik. Wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, nie w tym momencie, ale poczuł się tak totalnie wymęczony, że musiał odsapnąć. Chociaż chwilkę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.16 18:34  •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
Co za kretyn, rzucił w myślach, gdy paskudny, ochrypły śmiech wgryzł się w jego uszy. Nie mógł trafić gorzej. Obecność Nathaira wcale nie umilała jego pobytu w celi. Gdy był sam, potrafił się wyciszyć i dokładnie przemyśleć każde ruchy. Nie musiał tracić niepotrzebnie nerwów na wysłuchiwanie szczeniaka, który śmiechem tuszował swój beznadziejny stan. Oboje wiedzieli, że znajdowali się w raczej kiepskiej sytuacji, tyle że kiedy jedno z nich wiedziało, że to nastawienie i cierpka wymiana zdań w niczym tu nie pomoże, tak drugie już postradało zmysły, mimo że nie przesiedziało tu nawet dziesięciu minut. Niezły wynik.
Uniósł obie skrępowane ręce, brzęcząc kajdanami i potarł palcami kark, na który zwalił się cały ciężar tej niewygodnej sytuacji. Nieskrępowanym wzrokiem przesunął po sylwetce Heather'a od góry do dołu i z powrotem, licząc na to, że gdzieś tam wychwyci jakiś wyłącznik. Niestety – niczego takiego nie znalazł, a raczej nie uśmiechało mu się wpychanie różowowłosemu pięści czy czegokolwiek innego do gardła.
Nie daj wyprowadzić się z równowagi.
Staram się.
Odetchnął głębiej, na moment odrywając wzrok od rozmówcy. Zwrócił twarz ku drzwiom, przymykając dwukolorowe oczy, jakby tylko w ten sposób mógł przestać reagować na jad, który opuszczał usta chłopaka. Próbował skupić się na Syonie, który tkwił gdzieś w jednej z cel i też czekał na werdykt całej reszty. Leslie wiedział, że po ostatnim zdarzeniu nie powinno go tu być. Do teraz potrafił odczuć mrowienie na jeszcze do niedawna świeżej ranie, które przypominało mu o gniewnym spojrzeniu białowłosego i tego, jak bardzo niemile był widziany. Jednak poczucie obowiązku ściskało go w klatce piersiowej, a gdyby tu nie przyszedł, nie wybaczyłby sobie do końca życia, że siedział bezczynnie z powodu takiej głupoty.
Te blizny zostaną do końca życia. Nazywasz to głupotą?
To moja wina. Powinienem wiedzieć, że nie będzie zadowolony.
Pewnie teraz też nie będzie.
Nieważne. Ma być bezpieczny.
Znów przyjrzał się drugiemu skrzydlatemu, wyzbywając swoje spojrzenie z wszelkich emocji, poza znudzeniem. Przez wiele lat chowanie się za chłodną ścianą nie sprawiało mu problemu. Żałował tamtych kilku razów, podczas których pozwolił sobie na chwilę słabości. Kolejne błędy nie wchodziły w grę.
Po co mieliby cię targać na sąd, gdybyś oficjalnie został zdrajcą? Liczą na to, że wyrazisz skruchę, nawrócisz się i okażesz skruchę przed aniołami, którym najwyraźniej w dupach poprzewracało się od władzy ― rzucił wreszcie, chociaż zanim cokolwiek powiedział, minęło trochę czasu. Wystarczająco dużo, by odnieść wrażenie, że zakończył ten temat. ― I jasne, skoro tak mówisz ― odparł nadzwyczaj lekceważąco, jak na kogoś, kto właśnie wysłuchał monologu o zobowiązującej pracy stróża i jego przywiązaniu do podopiecznego. Dało się jednak wyczuć, że w pewnym stopniu nie chciał wierzyć w żadne słowo Nath'a. Dla niego był tylko kolejną marionetką, którą mogli złamać. ― Obyś tylko nie stchórzył, gdy przyjdzie co do czego, bo osobiście będę za poćwiartowaniem cię. Czy co tam robią z grzesznikami.
„ I o zarażenie się frajerstwem nie masz co się martwić, bo już nim dawno temu przesiąkłeś.”
Wywrócił teatralnie oczami i przełknął ślinę, chcąc powstrzymać nieprzyjemny ton. Nie żeby przez ten cały czas odnosił się do młodzieńca z należytym szacunkiem. Nie zasłużył na niego.
Nie wydostaniesz się stąd, siłując się z kratami. Muszą tu przyjść i nas stąd wyciągnąć. Gdybym zareagował w chwili, gdy wrzucali cię do celi, skończylibyśmy w punkcie wyjścia. Głupotą byłoby, gdyby jeden z nich nie postawił nikogo na czatach. Czego bym w tym momencie nie zrobił, wylądowałbym w punkcie wyjścia. Usypianie czujności. Mówi ci to coś? ― zniżył głos, nie chcąc, by uszy ścian go wychwyciły. ― Nie muszę przełykać swojej dumy, ale dopóki nie będę się rzucał, może nawet uznają, że przez ciemną celę zdążyłem spokornieć ― parsknął sucho pod nosem. ― Ale oczywiście. Możesz próbować swoich metod. Nie wiem, jak oni, ale większość nie waha się, by przypierdolić szczekaczom obuchem w łeb.
A jednak.
Za dużo gadał.
„Nie zakochałem się, kretynie.”
Yhym ― bąknął pod nosem bez przekonania, wcale nie kryjąc się z tym, że w momencie skupił większą uwagę na jego twarzy, która spąsowiała za sprawą tych dwóch słów. ― Jasne. Może nawet brzmiałbyś całkiem przekonująco. Wiesz, że to im się nie spodoba? ― spytał, unosząc brew. Takie nastawienie stróża do swojego podopiecznego było niewskazane.
A co z tobą?
Nie jestem nimi.
Ale musisz przyznać, że wie, o co zapytać.
Akurat.
Nie wiem. Nie mam podopiecznego ― odpowiedział bez zająknięcia. ― Nie sądzę jednak, by wszyscy stróżowie byli do tego stopnia powiązani ze swoimi podopiecznymi. Próbują wskazywać im właściwą drogę, starają się nie angażować emocjonalnie, a przynajmniej nie w ten ludzki sposób, na jaki sobie pozwoliłeś. To praca, z której przestałeś się wywiązywać, odkąd masz za złe Bogu, ale wciąż zasłaniasz się poczuciem obowiązku. Wiem co czujesz ― odparł tak dobitnie, że nie dało się tu doszukać empatii. Nie chodziło bynajmniej o zrozumienie i współczucie. Wiedział to w chłodny sposób. Tak, jak wie się, że dwa plus dwa to cztery i – sądząc po jego wyrazie twarzy – ta wiedza wcale go nie satysfakcjonowała. Czuł się, jakby siedział w tej celi z dwoma Nathairami, z czego jeden irytująco ujadał, starając się zgrywać mądrzejszego niż był, a drugi plątał się gdzieś w kącie, dławiąc swoimi uczuciami. Wolał, żeby któryś z nich wreszcie się uciszył. ― Więc jaki ty masz plan? ― zmienił nagle temat, jakby ten poprzedni był niewygodny również dla niego.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Cela nr 2 Empty Re: Cela nr 2
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach