Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Spoiler:

NACZELNIK MISJI
W związku z powyższą informacją (w spoilerze), która widniała w ogłoszeniach forum od dwóch tygodni i niezastosowania się do ultimatum, zamykam misję i przenoszę do archiwum. Jeżeli będziecie chcieli ją kontynuować - zgłoście się do mnie na PW.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ano, Anemia i...kiedy...? - zamyślił się patrząc gdzieś ku górze dla skupienia. Mamrotał przy tym coś pod nosem - No...To już będzie z pięć lat temu. Przez jakiś czas bywała tu regularnie, lecz nie wiem czy w interesach czy nie. Nie mówiła za dużo o sobie, lecz za to o innych rzeczach szło ciągnąć temat i czas jakoś czas potrafił lecieć szybciej. Konkretna laska, hehe. - w jego twarzy gdzieś przepełzła nutka nostalgii, a potem pociągnął z szyjki tej torpedy, jakby to była woda. Tytuł barmana w tym piekle zobowiązywał. Po chwili na lichym blacie pojawiła się grillowana padlina. Porcje nie były obfite, nie wyglądało to apetycznie - w końcu była to desperacja.


Termin do odpisu: 9 grudnia do północy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Hmm... Nie, nie. To zbyt dawno - odparła, marszcząc przez chwilę brwi, ale niebawem uśmiechnęła się w podzięce za informacje, choć były mocno nieaktualne. No trudno. Widocznie niedane jej było teraz znaleźć zagubioną siostrzyczkę. Oby naprawdę nic poważnego się jej nie stało. Nie wyobrażała sobie śmierci Anemii, dlatego nawet nie chciała do siebie dopuścić takiej opcji.
Czując zapach jedzenia, aż jej ślinka pociekła. Jakoś nieszczególnie patrzyła na jakoś jedzenia - potrafiła zjeść ludzkie, surowe mięso, więc to, co teraz dostała, to zwyczajny luksus. Nie dość, że pieczone, to jeszcze pachnie. Oblizała się łakomie, a w oczach zaświeciły się ogniki ekscytacji. Nie czekając ani chwili dłużej, wzięła się za swoją porcję jedzenia, dziękując za jakże cudowny posiłek.
- Czyli mówisz, że ostatnimi czasy jej nie było?- zapytała jeszcze na wszelki wypadek, wlepiając uważnie złote tęczówki oczu w postać mężczyzny - I nie wiesz przypadkiem, gdzie ten chłopak poszedł? - i tutaj również musiała podpytać, bo nie wiedziała, czy mogła pozwolić sobie na mały odpoczynek czy raczej zrywać się teraz natychmiast i jak ostatni debil mieć nadzieję, że go jeszcze dogoni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Barman oparł się o blat, patrząc dość smętnie na butlę z trunkiem. Wątpił, by udało mu się wygrać zakład, choć bardzo chciał pokonać kumpla. Pokiwał głową odrobinę mimowolnie, niemo odpowiadając na słowa swojego gościa. Rzeczywiście było to dawno, ale w końcu kobieta zadała pytanie i oczekiwała odpowiedzi, więc on, jak na porządnego faceta przystało - odpowiedział.
- Więcej jej nie widziałem, złotko. Jak mówiłem - to było z pięć lat temu - odpowiedział i zwilżył wargi. - A przypadkiem wiem, że lazł gdzieś w stronę wąwozu. Zabawnie by było, gdyby go coś tam zeżarło, hehe. Strasznie się mądrzył, pierdoła.
Barman ponownie pociągnął wątpliwej jakości alkoholu, nie krzywiąc się nawet odrobinę. Musiał być naprawdę zaprawiony w boju, albo po prostu nie czuł smaku i zapachu tego obrzydlistwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zakłady zwykle bywały paskudne. Najgorsza wersja zakładu jest wtedy, kiedy sam go wymyślasz, a potem przegrywasz. Coś brutalnego. Niemniej to nie było w interesie Hemofilii, aby on go wygrał. Co prawda udzielał mu dość ciekawy informacji, całkiem miło się z nim rozmawiało, jednak Amelia nie czuła się w obowiązku, aby jakoś się mu odwdzięczyć. Chociażby tym, aby wygrał ten zakład. Miała jeszcze krzty zdrowego rozsądku i wolała nie ryzykować.
Pokiwała energicznie głową, kiedy po raz kolejny utwierdzono ja w przekonaniu, iż jej siostry więcej nie widziano. Przynajmniej nie w tej okolicy. Zatem co się z nią stało? Naprawdę wplątała się w jakiegoś kłopot, gdzie nie miała szansy na wygraną? Nie, nie nie... Po prostu nie.
- Wąwóz? - uniosła brew, zadając pytanie samej sobie z pełną buzią (jak na damę nie przystało), aby móc chwilę podumać. Skoro szedł w stronę wąwozu, a w tej właśnie okolicy mogły znajdować się Farosy, to znaczy, że ten koleś na pewno coś wiedział. Może wiedział zdecydowanie więcej niż tego się spodziewała...? Nagle zaczęła jeść w pośpiechu, jakby właśnie miała ochotę go dogonić. Nie zwracała uwagi na Hitoshi'ego, który najwidoczniej znudził się cudowną wyprawą dziewczyny. Mogła się spodziewać, że z niego pożytku nie będzie miała żadnego. Trudno, poradzi sobie sama.
Kiedy zjadła, wytarła szybko usta, by nie miała ich brudny i uśmiechnęła się uroczo do mężczyzny, który ją tak cudownie ugościł. I to jeszcze za darmo. Kto by się spodziewał.
- Dzięki wielkie za informacje - odparła, zeskakując z krzesła, zabierając swoje rzeczy i pomachała mężczyźnie na pożegnanie, wychodząc wraz z Hitoshim z baru. Hemo pognała za mężczyzną, który teoretycznie szedł w stronę wąwozu, zaś Hitoshi wrócił do kryjówki lub gdziekolwiek indziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna pokiwał głową jakby w zamyśleniu i zabrał się za czyszczenie szklanek, nie mając zbytnio roboty pod ręką. Lokal nie był jakoś oblegany, ale czysta szklanka to szczęśliwa szklanka. I zawsze to szansa, że klient wróci, jeśli bar będzie się wydawał w miarę schludny jak na desperackie warunki.
- Proszę bardzo, moja droga. Powodzenia w wyprawie - rzucił na odchodne, machając do niej ściereczką. Znów zaczął na poważnie zastanawiać się nad zwinięciem interesu. Do czego to doszło, że gościł wymordowanych na swój koszt i jeszcze nie chciał niczego w zamian za informacje - nawet tak marne jak te, które przekazał.
Choć zbliżała się wiosna, zmrok zapadał dość szybko i wkrótce nad okolicą zaległa ciemność zmieniająca każdy kamień w podejrzaną istotę nie z tego świata. Jeśli żyły tu jakieś drapieżne istoty, to pewnie właśnie teraz wychodziły na łowy ze swoich kryjówek, a to nie oznaczało niczego dobrego. Z drugiej jednak strony istniała duża szansa na dogonienie faceta, który polazł w stronę wąwozu - w końcu pewnie rozłożył gdzieś obóz przed nocą. Takie rozwiązanie byłoby najbardziej logiczne, jednakże mieszkańcy Desperacji rzadko kiedy wykazywali się logicznym myśleniem. Woleli raczej rozpaczliwą próbę przetrwania.
Po wdrapaniu się na wzniesienie, zza chmur wyłonił się księżyc, oświetlając krajobraz w dole. Rozległy wąwóz próbował odstraszać swoją głębokością i zawiłością, jednakże u jego wejścia widoczny był słaby blask ognia, migoczący, trzymający się na słowo honoru. Na oko od wzniesienia do obozowiska była godzina drogi, cały czas z górki. Ciężko jednak było dostrzec jakąś żywą istotę z tak daleka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hemofilia bez większego zastanowienia się, wybrała opcję z dogonieniem mężczyzny. Nie obchodziło ją to, że mrok za niedługo zagości Desperację, a ona sama może mieć problem z obronieniem się. Na ironię losu, sporo osób bało się do niej podejść, wyczuwając u niej niezrozumiałe dla innych emocje. Dziewczyna również zachowywała się inaczej. Jakby coś takiego jak strach było jej zupełnie obce.
Mrok zapadł błyskawicznie, a dziewczyna nie dawała za wygraną. W głębi duszy cieszyła się, że jednak Hitoshi nie poszedł z nią, bo z pewnością całą drogę marudziłby jej, jak to mu źle, jak to jest chujowo i jak bardzo Amelia jest chujowa. Do tej pory nie potrafiła pojąć, dlaczego uratowała mu dupę tamtego dnia. I dlaczego wyrósł na takie marudzące bydle. No cóż.
Wdrapując się na kolejne wzniesienie, przez chwilę niespodziewany blask księżyca ją oślepił, ale wystarczyło zasłonić dłonią na moment oczy, aby wszystko wróciło do normalności. W ten zobaczyła jakieś obozowisko. Nie mogła od razu stwierdzić, czy to był właśnie ten mężczyzna, ale zawsze lepszy jest rydz niż nic. Bez zastanowienia się, podążała w tamtym kierunku, poprawiając na swoich plecach łuk wraz ze strzałami. Droga może była i szybka, bo z górki, ale nieco niebezpieczna, gdyż jeden niewłaściwy krok, a mogła stąd zlecieć. Tyle ryzykować dla jednego głupiego Farosa...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kici-kici, skurwysynie [Hemofilia, Hitoshi] - Page 2 Grand-Canyonneww

Niestety ciemność zakrywała piękno kanionu, do tego nie było możliwości dokładnego obserwowania tego co się dzieje pod nogami. Do pewnego stopnia pomagał księżyc, który niestety zbyt szybko schował się za skałami. Wtedy Amelia została zostawiona sama swojemu instynktowi, chociaż najwyraźniej i to nie zadziałało.
Była mniej więcej w połowie drogi, kiedy stopa przejechała się po nierównym gruncie wybijając wymordowaną z równowagi.
Dziewczyna wyraźnie czuła jak środek ciężkości jej ciała się zmienia i mało brakuje, a zapnie się w mrok pod nią. Niezbyt przyjemny sposób by umrzeć, ale wyraźnie Hemofilia ma dosyć duże pokłady szczęścia, po zanim runęła całkiem w dół, to zdołała się złapać jednej z wystających skał; na tyle stabilną, by utrzymać jej ciężar, niestety przy każdym ruchu sypie się na wymordowaną piasek i mały kamyczki, które ranią oczy.


Polecenia MG:

Podsumowanie:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pomimo samego faktu, że zjadła i nabrała nieco w siły, to nie spała. Oczywistym faktem było, że przez to mogła być trochę mniej uważna niż zwykle bywała. Dodatkowo była noc i pomimo jako tako przyzwyczajenia z mrokiem, nigdy nie może być na sto procent pewna, że wszystko pójdzie po jej myśli. Zawsze wyjdzie coś, co sprawi, iż jej znakomite plany i myśli odejdą na plan drugi. Tym razem był to nieszczęsny klif.
I to nie tak, że nie uważała przy schodzeniu, bo uważała. I to nawet bardzo. Tylko tak jakoś po drodze noga jej się nietrafnie zawinęła, to raz się gdzieś bardziej zapatrzyła, z pewnością na ognisko, które ciągle z daleka było widoczne i niefortunnie poślizgnęła się, lecąc praktycznie na sam dół.
Wydawać się mogło, że to będzie jej koniec, ale nie. W ostatniej chwili udało się jej wyciągnąć rękę i złapać pierwszej, lepszej bardziej wysuniętej skały klifu, aby nie runąć na sam dół i nie złamać sobie kręgosłupa - i daj boże - karku. Wisiała tak przez chwilę, a czując powoli lekkie drętwienie w ręku - bo przecież ból średnio mogła odczuwać - starała się podciągnąć, nawet jeśli piasek podrażniał jej oczy. Często przez to mrugała, starając się pozbyć odruchu przecierania oczu. Nie był on teraz na miejscu. Mimo wszystko drugą ręką starała się po omacku znaleźć coś stabilnego, gdzie będzie mogła się złapać i podciągnąć, natomiast stopami również zaczęła napierać na skały pod jej nogami. O ile w ogóle jakieś były. Czuła ciężkość w zadaniu, głównie przez piasek, ale hej. Może i tym razem będzie mogła postawić na szczęście?

// Przepraszam, że tak długo. Następnym razem będzie lepiej~.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Upadek z takiej wysokości był prawie jak samobójstwo, chociaż efektywne, ale wyłącznie jeżeli pod spodem są gapie, a główny zainteresowany wykona po drodze salto. Na szczęście nic takiego nie spotkało wymordowanej, która zdołała się złapać jednej ze skał. Szarpnięcie było nieprzyjemne, ale silne ciało kobiety zdołało to przetrzymać. I chociaż początkowo wierzganie nogami nie przynosiło skutku, bo piasek osuwał się wraz z kruchą skałą, to w końcu natrafiła na coś bardziej stabilnego.
Większy problem miała z ręką, która co chwilę się osuwała, ponieważ każda kolejna podpora okazywała się zbyt słaba. Ale dobrze, że liczyła na łud szczęścia. Fortuna jej dopisała bowiem, może i nie znalazła sposobu by się wspiąć, ale ktoś złapał ją pewnie za rękę, którą majtała i wciągnął ją na bezpieczny grunt.
Tym kimś okazał się mężczyzna wyglądający na późną trzydziestkę. Miał lekką zadyszkę i z lekką rezerwą patrzył się na Hemofilię.
- Nit ci nie mówił by nie łazić w nocy po wąwozie? - spytał w końcu poważnym tonem wyraźnie podirytowany nieodpowiedzialnym zachowaniem dziewczyny. I mogłoby się wydawać, ze to wszystko co ma do powiedzenia, bo zaczął się zbierać z ziemi i wyjął zza pasa jakiś ciemny przedmiot, który okazał się latarką i rozświetlił sobie drogę.
- Lepiej wracaj, niebezpiecznie tutaj - dodał jeszcze oświetlając miejsce gdzie mogła się wydarzyć tragedia.


POLECENIA MG:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla Hemofilii interesujące to nie było, przynajmniej z jej punktu widzenia. Gdyby miała patrzeć na takie widowisko, to kto wie. Ale brać w tym udział... Nie. Zdecydowane, stanowcze nie. Nic dziwnego, że robiła wszystko, aby nie robić przyjemnego przedstawienia dla skał, które wokół niej się znajdowały. Bo nic innego nie dało się tutaj zauważyć jak kamienie i niebo. Przynajmniej z jej perspektywy. Szczęście jej mimo wszystko dopisywało, bowiem pomimo tego, że była gafą, udało jej się złapać czegoś, czym mogła się przetrzymać i/lub złapać. Tyle wygrać.
Jednak szczęście kończyło się w momencie, kiedy jej ręka od nadmiaru potu (i nie tylko), zaczęła się osuwać z kawałka wysuwającej się skały, którego udało się jej wcześniej złapać. A niech to szlag. I w tym samym momencie, kiedy myślała, że właśnie jej ręka już całkiem się osunie, poczuła uścisk, trudno powiedzieć czy bolesny, ale z pewnością silny. Owa osoba zaczęła ją wyciągać, co było dla niej małym zaskoczeniem. Czego będzie chciał w zamian? Nie wierzyła w bezinteresowną pomoc. Nie ona. Mimo to uśmiechnęła się do mężczyzny, który ją uratował. Na pewno było to dużo łatwiejsze, nawet jeśli sumienie ją gryzło, bo nie poradziła sobie sama. Słów podzięki jednak nie usłyszał. Lekko rozmasowała sobie nadgarstek, w którym czuła lekkie dokuczanie przez dłuższe zwisanie, ale nie ból, podnosząc się na równe nogi, patrząc mężczyźnie w oczy.
- Nie jesteś lepszy. Niemniej nie mogę już zawrócić, zbyt wiele drogi i wysiłku mnie kosztowało, aby tutaj się dostać - oj już tak nie kłam, Hem. Mimo to lekki uśmiech dalej trzymała na ustach, zupełnie jakby nim chciała okazać mężczyźnie swoją wdzięczność. Jednak w spojrzeniu dało się wyczuć czujność z jej strony, jakby nie chciała ufać bezinteresownej pomocy mężczyzny. Ale kto wie? Może i tym razem się pomyliła?
- Co tutaj robisz? - spytała w końcu, zakładając ręce za plecy jakby nigdy nic. Zauważyła lekką zadyszkę u mężczyzny, przez co nie była pewna, czego miała się spodziewać. Przed czymś uciekał, kogoś gonił, robił wieczorny jogging? Aż w zainteresowaniu przekrzywiła lekko głowę, a pasma czarnych włosów spadły z jej ramienia. Wyglądały na świeżo umyte. I zadbane.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach