Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Marazm nie potrafiła skoncentrować swojej uwagi w pełni na pochodzie, dlatego, gdy usłyszała tułacza, a za nim chóralny dziki ryk tłumu podskoczyła przestraszona. Nieuwaga skutkuje popełnianiem błędów.
Błędem panny Mary był fakt, że się potknęła. Znaczy. Nie do końca potknęła. Ktoś przed nią się zatrzymał. Ona poszła dalej, nie zauważając ludzkiej przeszkody, z którą zresztą runęła na ziemię. Na Boga!
Jednocześnie próbowała pozbierać i siebie i mężczyznę. Kadzidło osypało się na jej jasną szatę, brudząc ją do spółki z piaskiem, po którym wędrowali.
Piękne rozpoczęcie równie pięknego dnia. Na domiar złego czuła upokarzająco obezwładniający ból w kostce. W takim momencie musiała sobie coś zrobić?

A mówiłem, że dzisiejszy spacerek jest złym pomysłem
.- Usłyszała złośliwy głosik w głowie, który zdusiła tak szybko jak tylko była w stanie.
Pierwszy upadek. Drugi upadek. Trzeci. Z szat obdarcie i ukrzyżowanie za błędy ludzi. Głęboko wierzyła, że nikt nie widział jej małej porażki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na dźwięk ryczenia dziewczynka przyczepiona do Hexa wywróciła ślepiami. Zastanowiła się chwilę nim zrobiła to samo co reszta tłumu i poczuła się lepiej. Praca zespołowa zawsze jest dobrym pomysłem, w końcu z jakiegoś powodu wszystkie religie opierają się na zgromadzeniach. Samemu nic się nie chce. Kult bogów, ciała, maszyny. Wszystko robi się tłumnie, organizując pielgrzymki, godzinne spotkania, wspólne śpiewanie psalmów. Gdy inni robią to samo co ty, niezależnie od tego jak głupie by się wydawało, wtedy wszystko nabiera słuszności. Tak było też teraz. Małe łapki zacisnęły się mocniej na ramieniu Hexa.
- Nie rozumiesz go. Ao. Musisz robić to co inni. Tak musi być. - Pokiwała mądrze głową i spojrzała na niego wyczekująco. Markowanie dźwięków nie ma większego sensu. - I nie rozumiem tego co powiedziałeś. Jak to głupio i ślepo? Przecież widzę. Mam oczy. O tu.
I pokazała na parę ślepi w kolorze płynnego złota.

Jakiś mężczyzna dotknął ramienia Akane gdy pochód znów ruszył. Znała go. To jeden z wyżej postawionych kapłanów, ten sam, który został wyznaczony do interpretowania snów. Wyjątkowo wiotki i bezbarwny, teraz przypominał cienką kalkę w swojej białej szacie, która otulała go niemal całego. Nie chciał marznąć, ale był tak chudy, że niemal nie wytwarzał własnego ciepła. Jego dłoń była lodowata.
- Mam wiadomość od panienki Shi... - odkaszlnął. - To znaczy prorokini.
Poważne spojrzenie chłopaka przesunęło się po pobliskich wiernych, którzy wydawali się ich nie słuchać. Za bardzo byli zapatrzeni w Tułacza, który pakował właśnie pysk do miski z owocami, wąchając je namiętnie i z wielkim namaszczeniem.
- Miała wizję. Kolejną. Chyba czas wyznaczyć trzeciego członka starszyzny. Wszystkie znaki mówią, że będzie to...


Znacie takie pojęcie jak efekt coctail party? Nawet jeśli nie zwraca się uwagi na to co ludzie mówią dookoła nas, to jednak nasze imię zawsze potrafi zwrócić naszą uwagę, choćby wspomniane przypadkiem. Czegoś właśnie doświadczyła w tamtym momencie Marazm.
- ...Elizabeth Jeager - powiedział wyblakły kapłan, którego zdecydowanie kojarzyła. Jakby na potwierdzenie swoich słów odwrócił się, szukając w tłumie jej spojrzenia i przetrzymał je dłużej niż powinien, zapewne podobnie uczyniła rudowłosa stojąca obok niego. Nie byli daleko, mogli się dokładnie sobie przyjrzeć. Najważniejszy jednak był fakt, że w żadnym spojrzeniu nie było wrogości. W końcu to było święto. Powinni się radować.

A tłum ponownie zaczął śpiewać, szczęśliwy, że Osioł wybrał dorodne jabłko, pozostawiając inne kąski idącym z nim ludziom. Nie wystarczyło ich dla wszystkich, dlatego ci, co pierwsi zdobyli jesienne jabłka byli zachwyceni i zajadali się nimi z apetytem, a sok na ich brodach był obiektem zazdrości wielu innych, mocno wierzących.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie rozumiem, masz rację. - Pokiwał zgodnie głową, zaiste nie rozumiał wszystkich zawiłości tej religii. Nie rozumiał, i nie mógł zrozumieć z faktu iż doskonale wiedział, że to tylko wymysł. Wymysł jednego człowieka, jaki przekonał innych do swojej wiary, powstałej z narkotycznej wizji zniszczonego umysłu. Ciekawe jak bardzo charyzmatyczną istotą musiał być, by stworzyć to wszystko. Tą religię, tą myśl, tą jedność.
Z drugiej strony to też może ukazywać, jak bardzo ludzie w desperacji ruszą za czymkolwiek, nawet takimi iluzjami.
- Hm, spróbuje ci to wytłumaczyć. - Zaczął, po usłyszeniu dopytywania się od czepliwego, małego, acz na swój sposób uroczego kleszcza obok. Poza tym - jak miał nie być miły? Mieli podobne oczka, to prawie jakby widział siebie w innym ciele.
- Osły, muły i zwierzęta z tego "zakresu" stworzeń były uznawane za głupie, stąd powstały porzekadła pokroju "głupi jak osioł". Podążamy za tą istotą, nie myśląc dokąd i jak nas prowadzi, nie myślimy gdzie idziemy, ślepo zapatrzeni w jego instynkt. Dlatego myślę że to w pewien sposób symbolizuje tułaczkę wyznawców przed znalezieniem gór - nie wiedzieli gdzie iść, ani dokąd. Szli przed siebie, ślepo i głupio, aż w końcu szczęście... Pod postacią Ao wskazało im miejsce, gdzie teraz mieszkamy. Rozumiesz teraz moją myśl? - Obrócił głowę ku niej, unosząc otwartą dłoń na wysokość talii, wskazując na złotooką, uśmiechając się lekko. Może tłumaczenie było troszkę pokrętne, ale to jest sposób w jaki on to widział, i tyle. Nic w tym złego, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Natychmiast zwróciła uwagę na mężczyznę, który do niej podszedł. Wzdrygnęła się, czując dotyk zimnej dłoni na własnej skórze, jednak uśmiechnęła się delikatnie do kapłana. W końcu to jeden z jej braci w wierze i fakt, ze przez niego zrobiło jej się trochę zimniej, w niczym biedaka nie deprymował.
- Tak? - Natychmiast się ożywiła i nachyliła ku przynoszącemu wieści. Była ich bardzo ciekawa, ale skoro chodziło o coś dotyczącego samej w tej chwili nieobecnej Prorokini, powinni zachować pewną dyskrecję. Stąd nieco przyciszony ton, nie tylko po to, by nie dopuścić nowinek do uszu osób stojących dookoła, lecz także by nie rozpraszać wiernych. Ich zadaniem i rozrywką było teraz uczestniczenie w procesji, wierne podążanie za Tułaczem, a nie przysłuchiwanie się cudzym rozmowom.
Usłyszawszy imię i nazwisko kapłanki natychmiast podążyła wzrokiem w tym samym kierunku, w którym zwrócił się mężczyzna. Wypatrzyła w tłumie znaną już sobie postać i wbiła w nią kolejne przenikliwe spojrzenie. A więc to o nią chodziło? Taka była decyzja i wola Ao? Nie wiedziała, co o tym sądzić. Choć, w gruncie rzeczy, nie potrzebowała mieć na jej temat nie wiadomo jak rozbudowanej opinii. Kojarzyła kobietę dosłownie minimalnie, więc nie mogła wyrokować o czymkolwiek, czego miałaby się podjąć zgodnie z wolą ich Pana.
- Wspaniale - stwierdziła, nie odrywając wzroku od Elizabth. Uśmiechnęła się do niej z czułością i przypatrując się uważnie osobie, którą sam Najwyższy wybrał na swoją wielką służebnicę. - Brakowało nam trzeciej osoby. Nie wątpię, że wizja Prorokini wskazuje nam właściwą osobę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

[jak to dobrze zajrzeć w tematy, które uważa się, że umarły :I tyle się można dowiedzieć.
Kradnę Hex'a <3]

Próbowała zrobić kolejny i jeszcze jeden krok, ale musiała przystanąć. Usunęła się nieco w bok nie chcąc robić zatoru. Niepewnie uniosła szatę, obserwując jak kostka dość szybko puchnie.
Potrzebowała pomocy, a jak na złość uzdrowicieli nie było nigdzie widać.

... Elizabth Jeager.
Co?
Jak? Przecież nie popełniła żadnego wielkiego błędu, to tylko kostka i brudna szata. Błąd niewielki, zwykły wypadek. Na pewno nic takiego, żeby być na ustach starszyzny w takiej chwili. Powieka jej drgnęła, jednak zachowała niewzruszoną minę, gdy tylko jej wzrok napotkał spojrzenia obu wyższych kapłanów.
Domyślili się?
Nie sądzę. Nie są wrogo nastawieni, inaczej już byś była wywlekana poza orszak przez inkwizytorów.

Przełknęła ślinę dzielnie znosząc bycie obiektem zainteresowania, przynajmniej dopóty mężczyzna nie odwrócił wzroku. Dostrzegając uśmiech na ustach kobiety, odwzajemniła go słabo.
Spróbowała zrobić kolejny krok do przodu. Wpierw usłyszała paskudny chrzęst, następnie przed oczami pojawiły się mroczki.

Chcąc nie chcąc, w przypływie odruchu uchwyciła się ramienia jakiegoś wiernego. Dopiero gdy podniosła wzrok dostrzegła zielone włosy i fakt, że w przeciwieństwie do większości nie wyglądał na naćpanego.
Mógł jej pomóc.
- Wybacz.- Rzuciła szeptem, przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę.- Czy mógłbyś... może... odprowadzić mnie... do kościoła?
Zacisnęła zęby, z trudem wypowiadając kolejne słowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Będzie trzeba podjąć odpowiednie kroki do wprowadzenia jej w krąg starszyzny - kontynuował kapłan, wracając spojrzeniem do Akane. - Najlepiej przy najbliższej okazji, gdy już minie święto Osła, a rozpocznie się czas stagnacji. Wierni zdecydowanie będą potrzebowali rozrywki nim przyjdzie wiosna.
Porozumiewawczy uśmiech zniknął zaraz za mężczyzną, który niemal wyparował niczym kot z Cheshire.

Dziwne rzeczy działy się podczas tej procesji. Dziewczynka rozmawiająca z Hexem także gdzieś zniknęła, gdy zielonowłosy został zaczepiony przez Marazm. Być może jeszcze chwilę przed całym wydarzeniem usłyszał jej chichot, nic więcej.
A potem w tłumie rozległ się chrzęst i ryk pełen bólu. Wielki Tułacz złamał nogę i przewrócił się. Cóż za zbieg okoliczności. Pierwszy raz od lat procesja miała się zakończyć nie przed świątynią a pod murami Miasta. Kapłani jednak byli gotowi na każdą ewentualność. Nim wierni podnieśli krzyki do Nieba, ze strachem wymalowanym w ich głosach, dwóch wyższych rangą mężczyzn dopadło zwierzęcia i sprawnym ruchem poderżnęli mu gardło.
- To znak od Ao! - Wrzasnął jeden z nich, zwracając się do tłumu. - Chce nam powiedzieć, że jesteśmy o wiele bliżej Niego niż byśmy się kiedykolwiek spodziewali! Niebawem się z nim połączymy w wiecznym szczęściu! A teraz wróćmy do świątyni by zakończyć obrzęd. Radujmy się, bracia i siostry!
Entuzjazm zielonej masy był niemal namacalny. Zaczęli kiwać głowami, niektórzy nawet głupkowato się śmiali, patrząc po sobie. Rozluźnili szyki, ciekawi jakie przysmaki czekają ich w jadłodajni.


/Myślę, że tutaj to zakończymy bo i tak ciągnie się długo i bez sensu. W każdym razie zapamiętajcie to co się wydarzyło, bo będzie miało wpływ na dalszą fabułę Kościoła jak sądzę. Do następnego i dziękuję za współpracę!

Skraj pustyni - gdzie Desperacja staje się Edenem - Page 2 2VOe3jI
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy naprawdę jego zielone włosy to taki magnes na niższe od niego (co w sumie nie jest trudne, biorąc pod uwagę, że średnia wzrostu kobiet w tym regionie nie należy do wysokich) panie, że już druga osóbka go łapie za ramię i ciąga? Jego uwaga szybko pomknęła od złotookiej dziewczynki w drugą stronę, ku nowemu towarzystwu, jakie najwidoczniej miało problemy z poruszaniem. Wyczuł to w sile uchwytu, nie łapała by zwrócić uwagę, a by oprzeć swoje ciało. Zatrzymał się, nie patrząc za nadto na otaczający go orszak i czy przypadkiem przez to ktoś go staranuje, przysuwając się bliżej i obejmując kobietę ramieniem, gdy tylko przeprosiła. Jego uwaga została tym pochłonięta, więc nie zauważył "wyparowania" drugiej osóbki, a chichot puścił mimo uszu.
- Nie szkodzi. - Kolejny z miłych, ciepłych uśmiechów został przywołany na twarz, by zamaskować wyraz frustracji i niechęci wobec tego pochodu, jaki w jego spojrzeniu nie miał nawet najmniejszego sensu. Stąd też, gdy tylko poproszono go (z wyraźnym trudem) o pomoc, był bardziej niż chętny do tego.
- Oczywiście, z chęcią pomogę. Nie będziesz jednak miała sobie tego za złe, jeśli opuścisz przemarsz? - Doskonałe wyczucie czasu Hex, właśnie Wielki Tułacz złamał nogę tuż pod murami, przez co przemarsz skończył się przedwcześnie.
- Och... Wygląda na to, że to już nie będzie problem. Chodź, to kawałek drogi. - Nie mógł się powstrzymać od zagrania zdziwionego, choć w praktyce - czuł ulgę. Nie dość, że nie musiał wlec się dalej za tym osłem, to miał dodatkowo wszystkie powody i uzasadnienia, by wrócić do serca gór. Co więcej - poznał kolejną osóbkę.
A znajomości to jedyna rzecz, jaka została tutaj warta uwagi.

[z/t x2 razem z Panienką Marazm]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bezprzerwane błądzenie opiewało czarną peleryną nocy białoskórego gada, który właśnie teraz  usiłował wybielić egipskie ciemności w swoim umyśle. Bezskutecznie, gdyż kotłujące się bez przerwy myśli sięgały wariantów tak abstrakcyjnych, że gdyby go spytać o kierunek z którego przyszedł, nie wiedziałby już sam. Wciąż nie mógł zapomnieć chwili ucieczki, chwili zarażenia, chwili przemiany, że rozkojarzony sam w sobie nie wiedział, czy nieustępliwy ból przekrajający jego głowę na pół pochodził z tamtej chwili, czy z tej aktualnej.

- Nie rozumiem... Upuścił małą myśl bezmyślnie przed szereg.
- ...tego... - Szepnął gad, zupełnie beznamiętnym głosem w jego głowie. Czy raczej, nie - to był głos tak samo brzmiący jak i Rei'a, z którym sam posiadacz miał problem, aby odróżnić go od własnego. Wąż był znudzony.
- bajzl... chwila, co? - Pomyślał ledwie po czasie zdając sobie sprawę z tego, że mu przerwano.
- Ja - Postanowił dalej się wcinać.
-Ja?
- No, ty. - Aluzja, że gadasz sam do siebie, idioto.
Zatrzymał się na chwilę, i cofnął dwa kroki. Popełnił błąd, gdyż nic nie odpowiadając odczuł w swoich żyłach odruch irytacji, co na moment nasiliło ból tak mocno, że aż złapał się za kruczoczarne kłaki i rozszerzając powieki chyba do granic swoich możliwości wydarł się.
- NOSZ -
- ...wyłaź mi z głowy. - Wykonał zaraz po tak teatralnym stwierdzeniu desperacki wymach z karku i ramion. Zupełnie tak, jakbyś myślał, że to cokolwiek pomoże, Rei.

- To zamień się -


- Przestań się opierać - Ale on dalej nie przestawał. Powstając z wyschłej gleby poczuł, jak bardzo powinien się zaraz stąd zabierać. Z tym był jednak, jak widać, bardzo duży problem.
Bierna walka wciąż trwała, gdy coraz wyraźniej zaczął widzieć sylwetkę czarnego gada przy każdym możliwym mrugnięciu.

- Zaśnij -

- Już -

- Mh? -

...

- Zginiemy razem. -
Przymknął oczy ze zrezygnowaniem. Wciąż nie znał sztuczek węża, więc dał się nabrać na sztuczkę starą jak świat - wrobił się w przygotowywanie na to, aż coś go rozszarpie, gdy nagle i bezceremonialnie - całe cierpienie ustało. Wciąż z nim pogrywał, to było aż nad wyraz oczywiste. Ha-ha.
Ledwie zdążył podnieść otępiałe, zmęczone oczy i ruszyć ponownie, gdy ukazał im się widok rozkazujący ruszyć przed siebie natychmiast.
Wszechobecna roślinność, do której się zawieruszył nawet sama nie wiedziała, czy wywołuje w nim uczucie bliższe zdziwieniu, zachwytu czy raczej chłodnego przerażenia.

Zwężone źrenice żółtookiego gada błądziły we wszystkie strony niezrównanie i niespokojnie, obejmując swoim zasięgiem ciemne zakamarki, w których chowając się widział wszystko niemal doskonale. Najgorszą rzeczą w tej rzeczywistości było jednak to, że nawet nie wiedział, czego się spodziewać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy zapadał zmrok, ona budziła się do życia. Za dnia spała, przez lata odzwyczajając się od światła słońca - była idealnym celem dla wszelkich drapieżników gdyby nie jeden fakt... Drapieżniki wolały noc, tak jak i ona. Małe stworzenia myślały, że bezpieczniej będzie im wieść tryb życia pogrążony w mroku, czasem tylko będąc oświetlanym przez promienie księżyca wyłaniającego się czasem zza chmur. Myliły się o tyle, że sporo większych potworów dostosowało się do ciężkich warunków oraz braku pożywienia.
Nie miała zegarka, którego zresztą i tak nie potrafiłaby odczytać. Słońce dawno skryło się za horyzontem, a ona postanowiła opuścić swoje terytorium i ruszyć na polowanie. Przydałoby jej się cokolwiek zdatnego do zjedzenia - szczur, zmutowana sarna, człowiek. Starała się cały czas podróżować blisko drzew, aż wreszcie zaczęła podążać wgłąb niego, bezszelestnie przemykając po gałęziach. Tak czuła się bezpiecznie i prawie jak w domu. Domu, który przecież utraciła tak dawno temu. Przez ponad siedemset dni udało jej się poznać okolicę, mur drzew tak bardzo odcinający się krajobrazem od bezlitosnej pustyni. Po dwóch latach wciąż nie była w stanie zamieszkać w cywilizowanej okolicy a kryła się jedynie w lesie, blisko terytorium aniołów, o którym prawie nie miała pojęcia. Słyszała, że jest tam wszystkiego pod dostatkiem, że tereny nie są silnie strzeżone i łatwo się tam wkraść. Tougea wyznawała jednak filozofię swojego ludu - jeśli coś przychodzi łatwo, to na to nie zasługujesz. Nieustanna walka z życiem zadowalała bóstwa i zapewniała godne przetrwanie. Z dnia na dzień, ale to wciąż przetrwanie - lepiej niż zginąć i stać się karmą dla kogoś innego.
Przeskoczyła na kolejne drzewo i na nim już pozostała. Powoli przesunęła się po grubym konarze, stawiając bose stopy jedna za drugą. Delikatnie kucała, przyglądając się ziemi kilka metrów w dole. Zauważyła wreszcie swoją przyszłą ofiarę, trzy wielkie szczury beztrosko dreptające wśród zarośli. Nocą widziała je idealnie, jeszcze lepiej niż normalna istota za dnia. W promieniach słonecznych dostrzegłaby co najwyżej zamazane plamy kolorów, o ile w ogóle ból pozwoliłby jej rozchylić powieki. Rzadko budziła się przed zachodem żółtej kuli zawieszonej na sklepieniu, chyba, że jakiś klient przybył do niej z potrzebą. Mrok pozwalał jej żyć swobodnie, bez potrzeby ucieczki przed innymi rozumnymi istotami, które mogły ją przecież skrzywdzić. W takich warunkach to oni stawali się ofiarami, możliwym pożywieniem. Teraz jednak śledziła inny cel.
Zdjęła łuk i wyciągnęła jedną ze strzał. Wsunęła ją między zęby, tak jak i kolejną. Dopiero trzecia oparta została na cięciwie i wycelowana w czworonożne stworzonko futerkowe, wciąż podążające przed siebie. Powietrze syknęło dokładnie trzy razy, jednakże sądząc po odgłosach, jedna ze strzał trafiła w drewno. Młoda szamanka przez chwilę patrzyła jeszcze w miejsce ataku zanim ponownie przewiesiła broń przez plecy. Dwa trafienia wciąż oznaczały świeży posiłek, a jeśli będzie oszczędzać, to może nawet więcej niż jeden. Zeskoczyła miękko na podłoże i lekko pochylona zbliżyła się do szczurów. Ostrożnymi ruchami wyciągała strzały i chwilowo zignorowała otoczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ledwie jedna ze strzał zdążyła przeciąć powietrze i wyłonić się wśród wnętrzności szczura, gdy czarnowłosy wznosił już się żołnierskim pionem z drugiej strony grubego drzewa. Na jego szczęście, grubego, gdyż chyba jako jedyne w aktualnym momencie mogło sprawić mu możliwość ukrycia się. Przez chwilę odczuł, jak zimny dreszcz rozprowadza się po jego ciele. Niedobrze. Jeżeli tylko spróbujesz się odezwać...
Nie. Uspokój się. Zupełnie tak, jakby go nie było.
Gadzisku jednak najwyraźniej mimo wszystko niezbyt zależało na tym, by odejść szybciej niż się pojawił. Innym razem, Rei. Innym razem.
Instynktownie otworzył usta i... nic, jak stojąc tam dalej i wyglądając lekko za drzewa jednym okiem - wytknął gdzieś przed siebie zwężony język. No naprawdę, nawet nie wiecie, nawet on sam nie wiedział, jak konieczną to było teraz rzeczą. Po prostu zupełnie tak, jakby od tego zależała co najmniej jego przyszłość, nic nie mogło go od tego powstrzymać w sytuacji kryzysowej.
Zmienił zdanie szybciej, aniżeli je podjął. Spoglądając zza kory masywnego drzewa, jedynym co ujrzał były trzy zakrwawione gryzonie, i humanoidalną... postać?
Nie. Ona z pewnością nie była człowiekiem, to było aż nadzwyczaj niemożliwe. Musiała jednak przypominać jednego z ludzi, i to o wiele bardziej, aniżeli sam żółtooki który gapił się jakby zastygł.
On już nic nie wiedział.
Nim zdążył się obejrzeć, sam wypuścił czarnego węża, który wypełzłszy właścicielowi zza rękawa ruszył w kierunku Rathal. Nie wyobrażał sobie lepszej opcji do wyboru, jak sprawdzenie, co kryje się za cieniem z tamtej strony.
Wąż wpierw ukrył się na odpowiednią odległość. Później wypuścił kolejnego. I jeszcze kilka, które kryły się, w żaden sposób nie ujawniając. Jedynie jeden wyrósł jak spod ziemi wychodząc spomiędzy zarośli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jest ranny. Akcja w Babel dała mu wyraźnie po kościach. Mało tego, bezszelestnie odłączył się od reszty gruby, wykorzystując sytuację, iż Growlithe wpadł w szał. Przez natłok zdarzeń, nikt nie zauważył zniknięcia Rumcajsa, nawet jeśli robił za przywódcę swojej małej grupki. Działo się zbyt dużo, aby mogli to zauważyć w Edenie. Jeśli jednak zauważą jego zniknięcie, pewnie pomyślą, że został jakoś złapany. Nic bardziej mylnego. Miał później pewne nieprzyjemności z aniołami, ale jego zdolności dyplomatyczne pomogły mu na tyle, że nie musiał używać siły pięści. O tyle dobrze. Pewnie gdyby nie fakt, iż same anioły miały już po dziurki w nosie wszystkiego, zgarnęliby Rumcajsa bez większego zastanowienia.
Długi czas kuśtykał, czując się coraz bardziej bezsilnym. Złamane żebra to nic przyjemnego, w dodatku miał małe trudności z chodzeniem. A rana na klatce piersiowej piekła go tak, że szkoda gadać. W zasadzie trudno było mówić, co bardziej go bolało. Musiał zapalić, a to też nie przychodziło łatwo. Za każdym razem krztusił się dymem tytoniowym, kiedy próbował spalić chociaż jednego papierosa. Miał trudności z oddychaniem i generalnie czuł się ja gówno. Taki tam standard. Pocieszające było to, że kiedyś bywał w jeszcze większym gównie. W końcu już raz umarł, nie? Nic gorszego od śmierci być nie może.
Nie wiedział, ile dokładnie szedł. Parę godzin? Parę chwil? Trudno stwierdzić. Na pewno szedł zupełnie inną, bardziej dłuższą drogą niż pozostali, bo po prostu się zgubił. Jest tutaj dopiero 3 lata, nie można od niego oczekiwać, że wykuje na pamięć całą Desperację wraz z Edenem. No, może trzy i pół roku, ale to i tak zbyt mało jak na całą resztę wymordowanych. Nic dziwnego, że koniec końców po prostu padł z wycieńczenia. Chciał mu się pić, chciał jeść, chciał palić i chciał jakąś seksowną panienkę do łóżka. Tyle brakowało mu do szczęścia. W chwili obecnej i tak zbyt wiele żądał. Leżał plackiem na ziemi, powoli czując jak słabnie. To kwestia kilku chwil, kiedy straci przytomność. Umrze czy mu się poszczęści?

// Jak coś, to nie zwracajcie uwagi na tego zjeba. Piszcie sobie jakby nas (mnie i osobę, z którą będę pisać) tutaj nie było. Nawet Ty, Rathal. |:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach