Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Problem w tym, że podporządkowanie życia swojej słabości było działaniem kompletnie przeciwnym do właściwego. Cały sęk tkwił w tym, żeby doprowadzić do sytuacji, w której dany problem nie ma żadnego negatywnego wpływu na codzienne życie. Czynienie na odwrót było zwyczajnym pójściem na łatwiznę, w pewnym sensie nawet tchórzostwem. Nawet jeśli przez dłuższy czas taki system wydawał się działać, w końcu musiało dojść do sytuacji, kiedy już nie dało się tylko i wyłącznie wycofywać. A wtedy konieczność wzięcia spraw w swoje ręce zazwyczaj była już dla delikwenta przytłaczająca.
- No nie? Wymyśliłam to jak byłam dzieckiem i nawet rodzice podłapali. Wyobrażasz sobie, jak dziwnie brzmi wołać na podwórku "Condoleeza, wracaj na obiad"? Nie wiem, co mieli w głowie rodzice pani Rice, że wymyślili takie imię ani moi, że postanowili dać tak własnemu dziecku. Na pewno trochę tego żałują, ale w gruncie rzeczy nie jest tak źle. Rzadko go używam, więc nie ma większych problemów.
Nie chciała sobie wyobrażać, jakie trudności mieliby jej japońscy znajomi z ciągłym wypowiadaniem pełnego imienia. "Coral" było przynajmniej możliwe do wyartykułowania dla każdego, nawet jeśli rodowici mieszkańcy M-3 trochę zniekształcali końcówkę, ze względu na problem z niewystępującą w ich języku literą L.
- Ale jestem pod wrażeniem, szybko je ogarnąłeś. Ono w ogóle podobno pochodzi z włoskiego, wyszukałam sobie kiedyś w sieci. Con dolcezza, to znaczy "ze słodyczą". Trochę dziwne, ale co mi tam. - Wzruszyła ramionami. Znów się rozgadała, ale ciężko jej było nad tym zapanować. Miała tyle do opowiedzenia! A z Wexem, chociaż strasznie się jąkał i niewiele odzywał, bardzo miło się rozmawiało. Przynajmniej nie przerywał jej cały czas, próbując wtrącać jakieś błyskotliwe inaczej uwagi.
- Znalazłeś? To super. Coś tak właśnie czułam, że jeszcze tam będą. - Odsunąwszy się od centralnego stołu, zlokalizowała drugie krzesełko obrotowe, identyczne jak to zajmowane przez mężczyznę. Przysiadła sobie na nim; było ustawione na taką wysokość, że mogła swobodnie machać nogami w powietrzu, co oczywiście od razu zaczęła robić. Gdyby nie typowo kobieca budowa ciała i rysy twarzy, mogłaby udawać dziesięciolatkę przesiadującą w warsztacie taty. Teraz już tylko z daleka obserwowała pracę Williama, ale choć nie widziała dokładnie jego działań, mogła je sobie z łatwością wyobrazić. W końcu ile razy sama robiła bardzo podobne rzeczy?
- O dwudziestej? Zwariowałeś? - zdziwiła się jak najbardziej szczerze. - Nikt tu chyba nie siedzi tak długo. Dajże sobie trochę wytchnienia, bo się zapracujesz na śmierć. - Sama też lubiła przesiadywać w warsztacie i oddawać się pasji, dopieszczać projekty pod każdym możliwym kątem, ale popadanie w przesadę nie byłoby zdrowe. Kiedyś też trzeba wrócić do domu, dać odpocząć ciału i umysłowi, zająć się innymi sprawami. Nadmiar myślenia szkodzi na myślenie, szczególnie gdy zbyt długo skupia się wokół jednej dziedziny. Mózg pozbawiony koniecznego odpoczynku też zaczyna szwankować, a pomimo idącej naprzód technologii wciąż ciężko jest go zastąpić.
- O, a jakbyś chciał to mogę obskoczyć do stołówki pracowniczej i ci przynieść na wynos. Będziesz miał mniej zachodu. - Daleko nie było, a przynajmniej miałaby większą pewność, że Mayers jednak coś zje. Podsunięcie mu obiadu pod nos w pewien sposób zobowiązywałoby go do spożycia - w końcu marnotrawstwo byłoby bardzo nie na miejscu. I co? Myślenie ma przyszłość!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Zależy kto jak na pewne sprawy spoglądał. Dla Wexa było to wyjście wygodne i prawidłowe. Po prostu się poddał i jeśli ktoś chce go nazywać tchórzem, to proszę bardzo, ale on przynajmniej ma spokój. Nie zamierzał zmieniać się tylko dlatego, że ktoś postanowił tak za niego i na pewno tego nie zrobi. Miał w życiu wszystko, czego potrzebował, a partnerka nie była mu niezbędna do istnienia tak bardzo, jak tlen. Na sytuację bez wyjścia też nie trafił, więc tym bardziej nie widział potrzeby zmiany swojego zachowania. Był beznadziejnym przypadkiem, który nie szukał poprawy. Wszelkie zmuszanie go do innego podejścia było dla niego torturą.
- Ze sło-słodycza? Trochę tak je... - przerwał momentalnie, bo chyba za bardzo skupił się na robocie i powiedziałby za dużo - Jezu, jak chce mi się ki-ki-kichać! - szybko się uratował i nawet zaczął udawać, że faktycznie kręci go w nosie, ale koniec końców nie mógł się zdobyć na prawdziwe kichnięcie. Szlag! Że też Wex nie panował nad swoim ciałem na każde zawołanie. Ale jeśli chodzi o uznanie Coral za słodką, to akurat w przypadku Williama było to dość normalne. Też był facetem, też doceniał urodę i charakter płci przeciwnej, ale nigdy tego nie potrafił okazywać. No, a przecież nie było wątpliwości, że nie tylko Wex tak postrzegał Coral. Duża część męskiego personelu wskazywała właśnie na nią z uwagi nie tylko na jej wygląd, ale także samego charakteru. Blondyn przytakiwał, ale nigdy nie sądził, że pani inżynier uczepi się właśnie jego. Szczerze mówiąc, wolałby gdyby za cel swoich ataków obrała sobie innego pracownika, a on nadal mógłby żyć sobie w swojej skorupie.
Teraz, udając, że kompletnie nic nie zaszło, Wex skupił się na Aileen. Zdjął wierzchnią pokrywę silnika i sięgnął do Jacoba po różnego rodzaju pędzelki. Posłuchał rady Coral i faktycznie zaczął czyścić mechanizmy składające się na "serce" Jugiego, które wbrew pozorom wcale takie małe nie były. Może i robocik nie wymagał częstego ładowania, ale miało to miejsce właśnie za sprawą takiego rozwiązania. Bateria i akumulator również zajmowały sporo miejsca, chociaż te w przypadku Aileen były w dobrym stanie. Wex chyba spaliłby się ze wstydu, gdyby jakaś część w tych dwóch robotach zepsuła się z jego powodu. To jego oczka w głowie. Nie mógłby do tego dopuścić.
- Lu-lubię tu siedzieć. Wyci-wyci-wyciszam się w tym miejscu. - krótka odpowiedź była spowodowana nie tylko wcześniejszym natężeniem skrępowania, ale także tym, że Wex nie chciał brnąć w szczegóły. Jedną z wielu rzeczy, których się nauczył podczas swojego życia jest to, że nie brnie się zbyt dokładnie i głęboko w kłamstwa. Im mniej są sprecyzowane, tym łatwiej je sprzedać. Nie powinno wobec tego też nikogo dziwić to, że wcale nie chciał, żeby to właśnie Coral przyniosła mu jedzenie. Po pierwsze, dawno już go tu nie będzie. Po drugie, starczy mu spotkań z rudowłosą na cały miesiąc (marzenia). Po trzecie, a co jak jeszcze przez przypadek dotknie jej dłoni, kiedy będzie odbierał jedzenie? Kolejny burak wpłynął na twarz Wexa. Gdyby tak uważnie mu się przyglądać, to zmieniał kolor częściej niż kameleon, ale za to miał mniejszą paletę barw, którymi mógł operować.
- Nie! - stanowcze, trochę może aż nazbyt, ale za to jasne zaprzeczenie. Nie chciał, żeby Coral przynosiła mu jedzenie. Wystarczyło tego dobrego na dziś. Po wypowiedzeniu tego słowa Wex zorientował się jednak, że mógł zabrzmieć trochę zbyt szorstko, ale to wszystko z powodu Coral i jego własnych, dziwnych myśli, które lubiły wędrować w nieodpowiednim kierunku - Po-poradzę sobie. Dz-dzięki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniosła lekko brwi na tę niedokończoną wypowiedź, po czym powstrzymała parsknięcie śmiechem. Zamarkowała kaszlnięcie, zasłaniając usta zwinięta dłonią i usiłując nie wyglądać na tak rozbawioną. Domyślała się, jakie mogło być dokończenie tego zdania i było to aż zbyt śmieszne. Czyżby udało jej się złapać Mayersa na wypowiadaniu swojego rzeczywistego zdania, a nie wyuczonych formułek? Czasami w rozmowie własnie takie odnosiła wrażenie - jakby odpowiadał tylko z uprzejmości, jak najzwięźlej, byle tylko uciąć konwersację w jak najwcześniejszym etapie. Aż dziwnie było dla odmiany usłyszeć, jak prawie mówi coś miłego. I to z własnej woli! Było to coś całkiem niespotykanego, przynajmniej ze względu na wykonawcę. Jeżeli chodzi o komplementy jako takie, to pannie Sandford zdarzało się je już słyszeć. To było naturalne, w gronie znajomych powiedzieć sobie czasem coś miłego. Koledzy doceniali jej wygląd czy zachowanie, koleżanki zazwyczaj doceniały ładną fryzurę i inne bardziej szczegółowe rzeczy. Sama też nie szczędziła swojemu otoczeniu ciepłych słów, właściwie to sypała nimi jak z rękawa, kiedy tylko miała okazję. To było dla niej naturalne, zauważanie piękna w ludziach i mówienie o tym na głos. Nie znosiła za to pustych komplementów - wyuczonych na pamięć, bez pokrycia, a więc i nieszczerych. Zamiast kłamać, lepiej czasem nie powiedzieć nic, takie było jej zdanie.
Kontynuowała energiczne machanie nogami, w trakcie gdy Wex zajmował się robotem. Kiedy nie gadała jak najęta, musiała się zając w jakikolwiek inny sposób. W ruch od razu poszły palce, które zaczęły uderzać lekko w uda dziewczyny równym, żwawym rytmem. Mogłaby nawet zacząć nucić, ale to mogłoby być już zbyt rozpraszające dla drugiego inżyniera. Co jak co, ale pracę musiała uszanować. Sama też nie chciałaby, żeby jej nazbyt przeszkadzano przy robocie, nawet jeśli wynikało to z dobrej woli. W każdej sprawie trzeba znać granice i się ich trzymać, ot co.
- Ta, ja w sumie też. Ale tylko przez jakiś czas. Jak za długo jestem w jednym miejscu, to zaczyna mi trochę odbijać. W sensie, mam wtedy taką straszną potrzebę oderwania się, pójścia gdzie indziej, zrobienia czegoś innego. Nie masz tak czasem?
No dobra, była na sto osiem procent pewna, że odpowiedź na to pytanie brzmi "nie". Zdążyła już nieco poznać swojego kolegę po fachu i była przekonana, że zamknięcie w czterech ścianach bez żadnej innej żywej duszy jest jego ulubioną formą spędzania czasu. W końcu robił to nieustannie, a gdy tylko się mu to uniemożliwiało, okazywał niezadowolenie. Nie miała wątpliwości, że nawet w tej chwili w duchu zaklinał, by jak najszybciej wyszła i najlepiej nigdy nie wracała. Wiedziała to, a jednak nie potrafiła się zdobyć na zejście z krzesełka i przeniesienie się do innego pomieszczenia. Teoretycznie jeśli miała potrzebę porozmawiania, były setki osób bardziej do tego chętnych niż Wex, dziesiątki ludzi ciekawszych i takich, od których nie trzeba się było dopraszać kontaktu. Może właśnie dlatego paradoksalnie najbardziej zależało jej właśnie na tych jakże krótkich pogaduszkach z inżynierem. Kiedy obserwowała, jak wszystkie pozostałe panie się bez wahania poddają - skoro nie chce, to nie będę się narzucać, myślały zapewne - tym bardziej czuła potrzebę wyłamania się i udowodnienia, że można inaczej. Każdy w życiu potrzebuje nieco uwagi i pozytywnych uczuć, nawet jeżeli się tego uparcie wypiera, a może nawet tak intensywnie wymazuje ze świadomości, że nawet już o tej potrzebie nie pamięta.
- Skoro tak wolisz... chociaż wiesz, to żaden problem w razie czego. - Uśmiechnęła się słabo, ale też opuściła wzrok na własne kolana i zadumała się na chwilę. Nie przejmowała się, póki Wex wydawał się tylko speszony, ale kiedy w jego głos zaczynała się wkradać nutka złości, był to znak do odwrotu. Mogła się z nim drażnić, ale nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której swoim zachowaniem Willa rozwścieczy. Bądź co bądź był dobrym kolega, głupio by było to zepsuć przez własne ambicje.
- To może ja już pójdę, co? Chyba ci się będzie lepiej pracowało.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Śmiech... To jedna z wielu reakcji, z którymi Wex spotyka się na co dzień i jednocześnie ta, która najbardziej go denerwuje. Nie winił Carol za to, że w takim momencie go wyśmiała. Sam patrzyłby się na siebie z politowaniem, żeby zaraz wybuchnąć śmiechem, gdyby tylko mógł się temu wszystkiemu przyjrzeć z perspektywy osoby trzeciej. Niestety nie jest to możliwe, a wszystko, co się dzieje w jego głowie jest zwyczajnie jego winą. Każde zachowanie, gafa i zawstydzenie mają swoją przyczynę głęboko w jego wnętrzu i nie może obwiniać obcych za to, jak na niego reagują. A mimo tego wszystkiego, coś w środku zawsze go ściskało, kiedy spotykał się z wyśmiewaniem. W tym przypadku wszystko znacznie się potęgowało, bo William poczuł się odsłonięty. Słowa same wymsknęły się z jego ust, nie zapanował nad nimi, ukazał czuły punkt i proszę bardzo. Obróciło się to przeciwko niemu i sprawiło, że ze śmiesznego człowieczka zamienił się w pośmiewisko. Jego ręka zacisnęła się mocniej na kluczu, a palce aż pobielały. Więc jednak Carol nie chciała zaprosić go na jedzenie, ani nie przychodziła tutaj z czystej ciekawości. Była taka, jak inne kobiety. W przypadku facetów wyglądało to znacznie prościej. Wystarczyło poprosić, żeby któryś z nich zaśmiał się jeszcze raz, a potem rzucić się zwyczajnie na nich z pięściami, żeby wyjaśnić sobie to i owo, co też często Wex za młodu robił. Między innymi dlatego nic nie czuje i kuleje na nogę, ale to nic. Było warto i William będzie to robił cały czas, jeśli będzie trzeba. To tylko pokazywało, jak bardzo jest wrażliwy, kiedy ktoś uderzy w jego czuły punkt. I może komplementowanie dla innych ludzi było czymś naturalnym, ale dla Mayersa była to naturalna bariera, której przekroczenie rzadko kiedy kończyło się dobrze.
- Nie. Tu mi jest zazwyczaj dobrze. - humor Williama uległ drastycznej zmianie, co też dało się wyczuć nie tylko w tonie jego wypowiedzi, ale także w tym, że przestał się jąkać. W miejsce wstydu wskoczył inny mechanizm obronny, który odciął teraz inżyniera od większości świata, co Coral na pewno wyczuje. Zresztą, nie tak trudno zorientować się w sytuacji, kiedy jeszcze minutę wcześniej Wex nie wiedział co ze sobą zrobić, a teraz najzwyczajniej w świecie skręcał swojego robota tak, jakby w pokoju nie było poza nim nikogo innego, a towarzyszyło mu tylko powietrze. Nie wiedział jak to zachowanie odbierze Coral, ale w tym momencie też niewiele go to obchodziło. Wyśmiała go, więc trafiła do worka, do którego trafiła cała reszta i nie miał tu znaczenia fakt, że inżynier mógł zwyczajnie źle odebrać jej śmiech. Na podstawie swoich doświadczeń wyciągnął tylko jeden wniosek, który uznał za właściwy. Teraz zmienienie zdania przyjdzie mu z wielkim trudem, o ile w ogóle nadejdzie.
- Pewnie, dzięki. Cześć. - gdyby tylko zawsze rozmowa przychodziła mu z taką łatwością, to nie musiałby się codziennie mierzyć z problemami, które innym wydają się całkowicie nierealne. Żeby jednak William znalazł się w takim stanie, w jakim znajduje się teraz trzeba było naprawdę silnego bodźca, który intensywnością przebije nawet jego wstyd do kobiet. Inżynier nie miał jednak nic przeciwko takiemu stanowi. Gdyby zawsze mógł wyłączyć uczucia i całkowicie odciąć się od świata, to paradoksalnie byłby o wiele szczęśliwszym człowiekiem. Jeśli inni uciekali przed samotnością, to on sam z radością oddawałby się codziennie w jej ramiona tylko po to, żeby mieć spokój. Przyzwyczaił się do niej, lubował się w niej i to właśnie ona była jego strefą komfortu, którą płeć przeciwna potrafiła naruszyć aż zanadto. Zawsze istniała jednak granica, po której przekroczeniu Wex gwałtownie wypychał wszystkich intruzów mających czelność zabrnąć o jeden krok za daleko. Dzisiaj padło na Coral, która popełniła nieświadomie jeden błąd.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie miała najmniejszego pojęcia, w jaki sposób jej reakcja została odebrana. Właściwie ciężko powiedzieć, co trzeba mieć w głowie, żeby jej śmiech uznać za szyderczy. Chyba po prostu ostrą paranoję! Wyglądała zupełnie tak, jak każda przeciętna niewiasta po usłyszeniu miłego słowa, które znalazło swoją drogę do serduszka. Gdyby była bardziej wstydliwa, mogłaby się nawet zarumienić, ale wtedy w pomieszczeniu nie pozostałby już nikt ze standardowym kolorem twarzy. Można ją było uznać za rozbawioną, uszczęśliwioną, ale żeby brać jej reakcję za wyśmiewanie - na to nawet by nie wpadła. Nie miała żadnych intencji, a Wex w myślach wciąż ją o jakieś posądzał. Dobrze, że o tym nie wiedziała, bo wtedy już chyba musiałaby się do reszty załamać. A tak mogła nadal trwać w przekonaniu, że z niego jest taki ciapowaty, ale jednak miły człowiek.
- W sumie nie wiem, czemu niektóre dziewczyny mają cię za gbura. Jak dla mnie to jesteś całkiem kochany gość - walnęła ni z tego, ni z owego. Czasami zdarzało jej się w ten sposób wyrazić myśl zanim zweryfikowała, czy nadaje się do oznajmienia na głos. Była to przynajmniej prawda; wszystkie znajome Coral, które miały styczność z inżynierem Mayersem opowiadały, że nijak nie szło im się z nim dogadać, że odburkuje tylko pod nosem, że nawet nie patrzy na rozmówczynię i w ogóle kaszanka. Ruda też zauważała te zjawiska, ale postanowiła poświęcić trochę swojego czasu i wysiłku, by dociec przyczyny. Ta objawiła się dość szybko, a gdy już wypłynęła na światło dzienne, żal by było nad nią nie popracować. Szkoda jej było dziewczyn, które przez brak chęci zaprzepaszczały sobie szanse na ciekawą znajomość. Panna Sandford wychodziła z założenia, że nieśmiałego kolegę wystarczyło co nieco oswoić, żeby móc poznać go bliżej. Kto wie, może ma potencjał na świetnego przyjaciela? Nigdy się tego nie wie, dopóki się nie spróbuje. I co z tego, że czasem te próby są żmudne i trwają wieki? W niektórych przypadkach po prostu żal by było się nie wysilić.
- Tak myślałam - odpowiedziała po krótkiej pauzie. Atmosfera wyraźnie zgęstniała i Coral była przekonana, że ponosi za to winę. Tego nie było się tak trudno domyślić, widząc zachowanie Williama. Usilnie unikał jakiegokolwiek kontaktu i całą swoją osobą wysyłał komunikat - "Wyjdź, natychmiast!". Coral byłą w stanie znosić to przez chwilę, gdy miała jeszcze nadzieję na osiągnięcie jakiegoś postępu. Gdy ta znikała, nie było większego sensu męczyć się w nieprzyjaznym środowisku.
Zeskoczyła ze stołka, wciąż wbijając spojrzenie w podłogę. Mimochodem poprawiła pasemko włosów, które nie dało się ujarzmić w kucyka i od dłuższego czasu dyndało swobodnie przy lewym uchu.
- No... cześć. Dbaj o siebie.
Przeszła kilka kroków w stronę drzwi, po czym zatrzymała się. Może powinna była coś jeszcze powiedzieć? Przeprosić za najście? Patrząc na to, w jaki sposób Wex traktował jej wizyty, powinna bić przebłagalne pokłony na kolanach i siniaczyć czoło o podłogę. Tylko że nie tego od niej oczekiwano - miała wyjść jak najszybciej. Otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze rzec, ale zaraz zamknęła je z powrotem. Obróciła się w miejscu i szarpnęła za klamkę, po czym bez żadnych dalszych ceregieli wypadła na korytarz, skręcając od razu w lewo. Poczuła nagłą potrzebę zaszycia się we własnym warsztacie i niewychylania z niego nosa aż do końca dniówki.

[zt]
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Szybkie kroki na korytarzu rozbrzmiewały echem wzdłuż ścian. Chwilowo nikogo nie było w okolicy, dźwięk płynął bez zakłóceń i narastał, w miarę jak buty wywołujące go zbliżały się do laboratorium nr 4. Ivo szedł w tę stronę, bo od pewnego czasu po jego głowie krążyła myśl, uparcie nie dając mu spokoju w dzień i w nocy. Miał zamiar zapytać pewną osobę o powodzenie pewnego przedsięwzięcia, o którym sądził, że jest ryzykowne, jeśli nie niemożliwe.
Dotarł do odpowiednich drzwi, po czym z rozpędu wszedł do środka, nie pukając. Gdy tylko znalazł się wewnątrz, rozglądnął się dookoła, w poszukiwaniu burzy rudych loków, zamocowanych na czubku wcale mądrej głowy. Panna Stanford, bo to o niej była mowa, powinna kręcić się gdzieś w środku, zapewne ubabrana po łokcie w smarze.
- Coral, mam sprawę. - rzucił w przestrzeń, mając nadzieję, że to magiczne zaklęcie spowoduje, że rudowłosa nagle się przy nim zmaterializuje - Masz może pięć minut, żeby wyjaśnić coś laikowi?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stan laboratorium przedstawiał dość osobliwy obraz. Wszystkie sprzęty, części i inne tymczasowo niepotrzebne rzeczy zostały uprzątnięte i schludnie poustawiane jak najdalej od środka pomieszczenia. W centrum bowiem stały mechaniczne nogi, konkretniej nawet - dolna część pełnej zbroi bojowej. Górna leżała na stole tuż obok, z "rękami" rozłożonymi prostopadle na boki. Wewnątrz coś jakby stukało i szurało, choć przez grubą warstwę metalu trudno było orzec, co się tam w środku wyprawia. Dopiero gdyby się obeszło nieco stół i zajrzało pod spód, można było zauważyć szare spodnie i kolorowe trampki należące do pewnej pani inżynier, której górna połowa została schowana w rzeczonej zbroi i to własnie ona powodowała powstawanie mało rytmicznej sekwencji dźwięków.
Musiała być bardzo skupiona, bo usłyszawszy otwieranie się drzwi, aż podskoczyła. Rozległ się odgłos uderzenia, a po chwili nad pustym korpusem pokazała się sama Coral, ze skrzywionym uśmiechem rozcierająca sobie tył głowy. Wzrok natychmiast padł na wchodzącą postać.
- O! Jak już tam stoisz, podaj mi proszę pudełko ze śrubkami. Tam na regale przy drzwiach, druga półka od góry - poinstruowała, początkowo ignorując pytanie. Jakakolwiek sprawa, z którą pojawił się u niej Bergsson, musiała poczekać; lewa ręka Coral była bowiem uwięziona wewnątrz zbroi, gdzie dzielnie przytrzymywała odstający element i puścić go nie mogła, by nie rozsypać większego fragmentu. Na dobrą sprawę niezapowiedziana wizyta spadła jej z nieba. Dopiero kiedy otrzymała odpowiednie pudełko i przymocowała kłopotliwy kawałek, wtedy przetarła waniające już solidnie metalem dłonie o kraciastą ścierkę i oparła je na biodrach.
- No, to w czym mogę pomóc? - zainteresowała się wreszcie, posyłając przybyszowi firmowy Uśmiech nr 5.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Wnętrze laboratorium technicznego wyglądało... imponująco lub przytłaczająco, Ivo nie potrafił się zdecydować. Wiecznie zagracone elementami maszynerii napierającymi na petenta, który nieopatrznie postanowił naruszyć subtelną równowagę stosu żelastwa. A w środku tego całego chaosu stała rudowłosa bogini śrubek i smaru, która osobiście postanowiła zstąpić na ziemię i pomóc biedny technikom opanować bałagan, który u siebie narobili, przy okazji zdradzając im tajniki produkcji nowych technologii. Dla niepoznaki jednak przyjęła ciało niskiej, przyjaznej dziewczyny, co niektórych inżynierów przerażało chyba jeszcze bardziej.
Tym razem, niczym biblijny Mojżesz rozdzieliła morze części na dwie strony, po to, żeby na środku móc swobodnie zająć się pracą. Prawdopodobnie właśnie dlatego eliminator nie mógł jej znaleźć na pierwszy rzut oka - czyste miejsce było zbyt oczywiste, a przez to zbyt podejrzane. Nogi bojowego egzoszkieletu też nie pomagały w tym zadaniu, skutecznie zasłaniając Coral przed jego wzrokiem. W końcu jednak wynurzyła się spod stołu i od razu zażądała luźnych części.
Po chwili intensywnych poszukiwań, wspomaganych przez instrukcje Condoloneezzy, udało mu się znaleźć odpowiednie pudło. Ostrożnie, jakby trzymał bombę, zdjął je z macierzystego regału i wsunął pod stół operacyjny. Gdy rudowłosa pani inżynier zanurkowała by dokończyć naprawę, odstąpił kilka kroków, dając jej przestrzeń do pracy. Odczekał chwilę, aż dziewczyna wynurzyła się na powrót na powierzchnię. Oczywiście od razu zaszczyciła go swoim promiennym uśmiechem, który tak dobrze na wszystkich działa. Poczuł, jak jego usta mimowolnie wyginają się do góry w odpowiedzi. Lekko, bo lekko, ale jednak.
To była najbardziej zagadkowa umiejętność panny Stanford. Lubił ją. Wszyscy ją lubili. Dla wszystkich była miła, więc każdy, niezależnie od tego czy był groźnym eliminatorem czy zastrachaną pokojówką, zachowywał się wobec niej przyjaźnie. I uśmiechała się. Zawsze i wszędzie, do każdego. Dzień w którym Ivo spotkałby Coral zatroskaną w widoczny sposób, byłby dniem, w którym całe S.SPEC byłoby w poważnych tarapatach. Bo chyba nic innego nie mogło zasmucić wiecznie radosnej złotej rączki.
- Czy istnieje możliwość wzmocnienia mechanicznie, bionicznie, jakkolwiek, ludzkiego ciała tak, żeby nie wyglądało jak jeden z twoich androidów? - postukał palcem w dowolną część mechaniczną, znajdującą się w jego zasięgu - Na zasadzie - maksimum efektu, minimum wystającego metalu. - zapytał bez ogródek, wprost przechodząc do nurtującego go zagadnienia. Wiedział, że tak obcesowe postawienie sprawy na wstępnie nie powinno przeszkadzać Coral, która w końcu była bardzo rozsądną i pragmatyczną dziewczyną. Na wszelki wypadek patrzył na jej twarz, szukając oburzenia lub zaskoczenia przedstawioną kwestią.
To pytanie intrygowało go od czasu, gdy zauważył, że jego ciało podlega wielu ograniczeniom, zwłaszcza w kwestii siły, a każdy wróg S.SPEC - czy to łowca, czy wymordowany - przewyższał przeciętnego żołnierza, w tym również Bergssona, pod tym względem. Mogło to doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji, w końcu w wielu wypadkach walczył w zwarciu przy użyciu głównie własnego ciała, czasami również noża. Dlatego zaczął szukać sposobu, by obejść naturalne ludzkie ograniczenia. Biomechizacja wydawała się dobrym pomysłem, miała jednak swoje wady, będące nieziemską przeszkodą w sposobie pracy eliminatora. Ivo w końcu był specjalistą od skradania się, a przybranie na wadze dodatkowych stu kilogramów nie pomogłoby mu w tym celu. Dlatego chciał dowiedzieć się czy istnieją implanty, które nie zwiększyłyby jego wagi zauważalnie, a za to znacząco poprawiły cechy fizyczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W światku techników rzeczywiście była trochę fenomenem. Inżynieria z reguły przyciągała bardziej mężczyzn, co już na wstępie sugerowało nastanie dominacji posiadaczy chromosomu Y. To było raczej do przewidzenia i Coral przy wyborze zawodu nie oszukiwała się, że będzie miała szerokie grono koleżanek po fachu. Ale nawet między nią a kilkoma znajomymi kobietami, które również babrały się w tej samej dziedzinie była duża rozbieżność. Wszystkie były od niej wyższe, silniejsze i zdecydowanie było po nich widać krzepę. Nie sądziła, by była to reguła - raczej czysty przypadek - że wszystkie wydawały się mało kobiece, bardziej jak faceci o nieco zmodyfikowanej anatomii. Najwidoczniej tak się właśnie złożyło. Ale to właśnie przez to panna Sandford tak bardzo wyróżniała się spośród wszystkich fachowców zatrudnionych w S.SPEC. Niektórzy nawet nie wierzyli, że rzeczywiście zajmuje takie, a nie inne stanowisko i naprawdę zna się na swojej robocie. I tym sposobem wciąż była zmuszona do udowadniania swojej wartości, a przy tym nie umiała zrezygnować z bycia sobą - miłym, otwartym człowiekiem. To często szokowało, zazwyczaj dziwiło, ale koniec końców zyskiwało jej szacunek i sympatię, dzięki czemu praca stawała się o wiele przyjemniejsza.
- Hooo - zaczęła, przypatrując się Bergssonowi z wyraźnym zainteresowaniem. Zaraz też z nieznanej nikomu przyczyny wskoczyła na stół roboczy i usiadła za ramieniem zbroi, czubkami palców delikatnie postukując w metal. Rytmiczny ruch pomagał jej się skupić na myśleniu.
- chodzi ci konkretnie o efekt zwiększenia siły? Szybkości? I żeby nie było tego widać... hm.
Ścisnęła wargi, w zamyśleniu skubiąc dolna zębami. Rytm paznokci odbijających się od metalu przyspieszył, tak samo jak trybiki w głowie rudej. Przejrzała w pamięci wszystkie znane sobie przypadki. Tylko dlaczego to zawsze pytano o takie rzeczy? Nie była specjalistką od bioinżynierii, zajmowała się raczej mechanizmami pozbawionymi faktora żywej istoty, chociaż w świetle ostatnich wydarzeń coraz intensywniej zastanawiała się nad odbyciem jakiegoś szkolenia z tego zakresu. Ileż można mówić "nie wiem, zapytaj kogo innego"?
- Modyfikacje ciała to teoretycznie nie moja działka - ostrzegła na wstępie. Tak żeby nikomu nie zdarzyło się pomylić jej słów z Ewangelią. - Z tego, co się orientuję, mamy technologie zewnętrzne pozwalające na podrasowanie fizycznych możliwości. Takie jak ten tu - Stuknęła kłykciem w leżącą przed nią zbroję bojową. - lub instalacje częściowe, zazwyczaj w formie rękawic. Większe możliwości dają całkowite protezy, ale stosuje się je tylko w wypadku utraty którejś części ciała... wymienianie zdrowego organizmu na metal to kompletna głupota. Maszyny sprawiają większy kłopot ze względu na konieczność połączenia zakończeń nerwowych z okablowaniem, wciąż ryzyko poknocenia wszystkiego jest cholernie duże... mnie musieli poprawiać. - Wskazała na swoją lewą nogę. - Ale za to wygląda jak naturalna. Większość protez dla cywilów pokrywa się sztuczną skórą, żeby je ukryć, chociaż niektórzy też wybierają bardziej artystyczne wyroby. Co kto lubi. W modelach wojskowych stawia się na funkcjonalność i trwałość, więc są mniej estetyczne. Sztuczna skóra uszkadza się podobnie łatwo, co prawdziwa, a nie zrasta się sama.
Urwała, na chwilę znów pogrążając się w myślach. Wypowiadanie danych na głos pomagało nieco w ich uporządkowaniu.
- Żeby osiągnąć taki efekt, o jakim mówisz, pewnie trzeba by było połączyć jedno z drugim. Może wyprodukować technologię wystarczająco przypominającą ludzkie ciało... albo może... - Oparła łokcie na kolanach, a dolna połowę twarzy schowała za złożonymi dłońmi. Wbiła wzrok w znajdujące się niedaleko przed nią robotyczne nogi, jakby oczekiwała od nich odpowiedzi. -... może dałoby się skonstruować coś podobnego do pancerzy bojowych, ale o cieńszej budowie i... i wszczepić je fragmentami pod prawdziwą skórę... to by było ogromne przedsięwzięcie. Na pewno innowacyjne. - Oczy aż jej się zaświeciły, ale już po kilku sekundach iskierki ekscytacji zgasły. - Ale chyba trochę nie dla mnie. Znaczy, część mechaniczna może i owszem, ale trzeba by było pewnie całego sztabu tych z bioinżynierki.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Właściwie to nigdy się nie zastanawiał nad tym, jaka jest specjalizacja krępej inżynierki - wiedział, że potrafi wyczyniać cuda w swojej pracowni, była bardzo szanowana wśród kadry technicznej S.SPEC i nie było dla niej rzeczy niemożliwej - prędzej nauka okaże się mieć jakieś fundamentalne ograniczenia, niż Condoleezza nie będzie umiała czegoś zrobić. Być może za bardzo jej w tej chwili słodził, ale taka fama krążyła wśród członków organizacji, a Ivo nie widział powodów, dla których miałaby być ona fałszywa - na własne oczy zdarzało mu się ujrzeć dzieła rąk rudowłosej bogini, wszystko było więc w jego oczach usprawiedliwione.
Przytaknął na zadane przez dziewczynę pytanie. Zdołał przykuć jej uwagę na problemie, ale to była ta łatwa część zadania. Teraz musiał zrozumieć wykład, załatwić wszystko, co będzie potrzebne i poddać się zabiegowi. Być może z jego perspektywy następne punkty nie były wcale takie trudne, zdawał sobie jednak sprawę z tego, iż od strony technicznej, będą się borykali z coraz większymi problemami. Tym większa będzie jego wdzięczność, gdy panna Stanford podejmie się tego wyzwania i ukończy je z sukcesem.
Słuchał jej słów w zamyśleniu i zafascynowaniu. Przedstawiła sprawę dość prosto i logicznie - zgadzał się z nią też w sprawie wymiany ciała na metal, dopóki jego własne jest sprawne, to do tego nie dojdzie. Nawet gdyby, to pewnie nie zwracałby uwagi, tak jak mówiła, na estetykę wykonania, bo ważniejsza dla niego byłaby efektywność danej protezy. Zmarszczył lekko brwi - póki co, nic co usłyszał nie przybliżało go do założonych rezultatów. Chciał zadać pytanie, widząc jednak, jak się zacukała, postanowił nie przerywać.
Kiedy po dłuższej chwili kontynuowała, uśmiech pojawił się na twarzy eliminatora. Mimo, że nie była do końca pewna swoich słów, nie zawiodła zaufania w niej pokładanego - w ciągu kilku minut wpadła na rozwiązanie nurtującego go problemu. Na dodatek błysk, który pojawił się w jej oczach sugerował, że inżynierce również spodobał się ten pomysł. Może dzięki przeprowadzeniu tej operacji jeszcze bardziej ugruntuje sobie pozycję wśród techników, jako najlepsza z nich wszystkich?
- Potrafiłabyś to wykonać? Zakładając, że przekonam do pomocy kogokolwiek tylko potrzebujesz - czy dasz radę to skonstruować? - zapytał, siląc się na obojętny ton, starając się nie pokazać, jak bardzo zadowolony jest z tego co powiedziała Condoleezza. - I czy to wzmocnienie mogłoby działać na stałe, zamiast aktywować się tylko czasowo?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, lepiej było od razu przyznać się do niewiedzy, niż wprowadzić kogoś w błąd. Jednakże jej specjalizacja czy nie, przede wszystkim chodziło o to, by podzielić się z pytającym wszystkimi danymi, jakie posiadała. Jej wiedza była o wiele bardziej teoretyczna niż kolegów z oddziału bioinżynieryjnego, ale pod pewnymi względami wcale nie odstawała tak bardzo od reszty technicznego sztabu. W końcu dużo dopytywała i kilka razy asystowała przy podłączaniu i naprawianiu protez w roli asysty, toteż coś tam się znała - przede wszystkim brakowało jej doświadczenia praktycznego, a nie wiadomości. Nie byłaby w stanie podpiąć sztucznego ramienia do układu nerwowego, ale nieskończone ilości razy zdążyła się nasłuchać jak to działa, a jeszcze częściej: jakie sprawia problemy. Wymienianie się kłopotliwymi zagadnieniami zazwyczaj pozwalało szybciej dojść do rozwiązania, nawet jeśli pozostali uczestnicy dyskusji nie byli bardzo wprowadzeni w temat. Czasami właśnie potrzebne było najprostsze pytanie lub pozornie nieważny komentarz, by w głowie otworzyła się odpowiednia szufladka zawierająca sposób na załatwienie sprawy. To właśnie z takich burz mózgu Coral wynosiła najwięcej wiedzy z nieznanych sobie dotąd dziedzin, niestety do tej pory były to wiadomości dość wyrywkowe i nieuporządkowane. Okazało się jednak, że nawet w takiej formie mogły się komuś choć trochę przysłużyć.
- Wykonać pewnie tak. - Zagryzła nieznacznie brzeg dolnej wargi między zębami, wyraźnie zamyślona. - Ale nie zaprojektować i na pewno nie zamontować. To już się za bardzo łączy z medycyną i protetyką, żebym mogła się podjąć - musiała niechętnie przyznać. Prawda była taka, że Bergsson ze swoim pomysłem przyszedł do odrobinę niewłaściwej osoby, bo choć panna Sandford świetnie sobie radziła ze stroną techniczną, o tyle kwestie biologiczne rozkładały ją na łopatki. Gdyby wiedziała, w jakiej strukturze i z jakich materiałów skonstruować tego typu wzmocnienie, na pewno doskonale by się spisała, ale nie była w stanie samodzielnie ustalić kryteriów, wymagań i ograniczeń.
- Z aktywacją to różnie może być... podobne wzmocnienie żarłoby na pewno mnóstwo energii, więc albo czerpałoby z ciała i szybko by się człowiek męczył, albo musiałby targać ze sobą zasilanie... nie wydaje mi się, żeby to mogło być aż takie proste. Chyba, że znasz się na magii - zażartowała, pozwalając wreszcie by skupienie na twarzy ustąpiło miejsca serdecznemu uśmiechowi. Sprawa wyglądała na skomplikowaną, ale chciała pomóc. Kto wie, może nawet okaże się, że taki system się przyjmie? To by dopiero było coś!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach